Advertisement
Not a member of Pastebin yet?
Sign Up,
it unlocks many cool features!
- Dobra, uwaga bo wjeżdża komediodramat. W grudniu zeszłego roku, po paru miesiącach nieskutecznych poszukiwań mieszkania, zarówno samemu jak i ze znajomymi, skończyła mi się cierpliwość i postanowiłem być mniej wymagający. Wprowadziłem się więc do trzyosobowego mieszkania. Lokalizacja średnia, koszty w miarę, mieszkanie parę miesięcy po remoncie. Jednak nie stan lokalu jest głównym tematem tej historii, ale jego lokatorzy. Początkowo mieszkali tam trzej panowie - nazwijmy ich X, Y i Z. Wszyscy z jednego miasta, którego nazwy z przyzwoitości nie podam.
- Pan Z po trzech miesiącach stwierdził że studiowanie to nie dla niego i wyprowadził się. Pozostali panowie nie chcieli rezygnować z mieszkania i tu pojawiam się ja. Wydali mi się całkiem w porządku, więc z uwagi na moją wyczerpaną cierpliwość, wprowadziłem się. Na początku klasyk, wszystko fajnie. Po czterech miesiącach wzdryga mnie na samą myśl o perspektywie spędzenia tam jeszcze choćby tygodnia. Ale od początku.
- Pan X był tuż przed obroną pracy magisterskiej. Jeśli myślicie, że to implikuje wysoki poziom inteligencji, no to pudło. Parę cytatów z pana X:
- "Stary, nie możesz mi narzucać swoich zasad" - po prośbie o niepalenie w mieszkaniu. Pan X miał BALKON w swoim pokoju, ale zwykle nie fatygował się nawet otwierać okna. W rezultacie jego pokój śmierdział starym tytoniem, co dla osoby niepalącej jest dość nieprzyjemne. Tak, to eufemizm.
- "Kurwa, myślałem że zrobi ten melanż i ją wyrwę, ale w końcu odwołała, szmata jebana" - o relacjach z "koleżanką" pana X.
- "Nie wiem, dla mnie polski hip hop się tak sprzedał ostatnio, że w ogóle tego nie słucham, jak już to tylko starych rzeczy" - top kek.
- Tak więc po próbach nawiązania kontaktu z panem X zwykle pozostawał mocny niesmak.
- Pan Y to niezwykle ciekawa osobistość, ze szczątkowych informacji, które udało mi się uzyskać, dowiedziałem się, że pan Y nie studiuje i "szuka pracy". Pan Y większość czasu spędzał więc zamknięty w swojej piwnicy aka pokoju, grając w dwie popularne gry online (tak, właśnie te o których myślicie). Sporadycznie dawał o sobie znać kiedy emocje związane z grą były zbyt duże i musiał je wyrzucić na zewnątrz (no ale tylko sporadycznie, dlatego w zasadzie to mi nie przeszkadzało).
- Pana Z nie widziałem nigdy na oczy, ale odegra on w tej historii istotną rolę.
- Trochę o aspekcie sanitarno-higienicznym panów X i Y. Panowie raczej nie sprzątali. Można powiedzieć, że kuchnia i toaleta były na używalnym poziomie czystości dzięki moim staraniom. Jedyne poważne sprzątanie w ciągu tych czterech miesięcy nastąpiło dzień przed imprezą, którą urządzał pan X (sprzątał sam, pan Y wyjechał wtedy do domu). Muszę przyznać, że mieszkanie wtedy lśniło. Szkoda tylko, że następnego dnia zostało zdewastowane przez przyjaciół pana X. Zasadniczo nie mam nic przeciwko imprezom i syf po tej był, powiedzmy, standardowy. Problem w tym, że pan X raczył posprzątać nie następnego dnia (którym była sobota), ale dopiero w poniedziałek, co sprawiło, że przez weekend kuchnia była praktycznie nieużywalna, w przedpokoju podłoga zasyfiona. Natomiast rozpierdol urządzony w pokoju pana X ostał się jeszcze co najmniej przez tydzień (włączając stół pełen pustych butelek po alkoholu i pełno zaschniętych plam i rozsypanych chipsów, paluszków etc. na podłodze). Na pokój nie zwracałem uwagi, ale wspólna cześć mieszkania w takim stanie mnie nieco poirytowała. Innym nawykiem obu panów była rozwinięta nieumiejętność używania śmietnika. Kosz znajdował się w szafce pod zlewem, ale były w nim za duże worki, dlatego za każdym razem wyjmowałem worek i stawiałem obok kosza. Panowie niestety nie rozumieli mojej idei, i zwykle wrzucali wszystkie śmieci (łącznie z resztkami jedzenia) do kosza bez worka w środku i dziurą w dnie. Kilkukrotnie kosz na śmieci zmieniał się w szafkę na śmieci, a w toku dalszej ewolucji w ścianę śmieci, której żadnemu z panów nie przyszło do głowy posprzątać i wynieść w worku do śmietnika na dworze. Poza ewidentnie przeszkadzającymi sprawami, były też takie, których po prostu nie rozumiałem. Przykład: przybory toaletowe pana X były umiejscowione w jednym kubku, który wodę widział chyba ostatnio ładnych parę lat temu, a mówiąc "przybory toaletowe" mam na myśli szczoteczkę, pastę i maszynkę do golenia (!) w której wyraźnie widać było resztki zarostu pana X (!!). Wyrzucenie pustych butelek po szamponie czy żelu pod prysznic wykraczało poza wyobraźnię obu panów, podobnie jak wytarcie blatu w kuchni i parę innych zabiegów higienicznych stosowanych przez cywilizowanych ludzi. Co ciekawe, pan Y wykazywał większe zainteresowanie nie życiem w syfie, niż pan X (wbrew temu co mógłby sugerować ich początkowy opis).
- Mimo, że nie byli to współlokatorzy najgorszego sortu, to na pewno daleko od ideału. Moją czarę wkurwienia przelało jednak coś innego. Otóż umowa na mieszkanie była z początku podpisana tylko przez pana X, ponieważ panowie umówili się zamieniać ze sobą co pół roku i płacić równe części całego czynszu. Sytuacja zmieniła się po moim wprowadzeniu, umowę podpisaliśmy wtedy jeszcze raz, we trzech. W jej zapisie widniał jedynie punkt o czynszu, bez żadnego konkretnego podziału na trzy pokoje. Początkowo rozmawiałem z panem Z, na którego miejsce miałem wejść. Pan Z oznajmił że kaucja wynosi 900 złotych, przelałem mu tyle, natomiast jego kaucja została u właścicieli. W połowie mojego pobytu w mieszkaniu zaczął się cyrk. Pan Y stwierdził wtedy, że się wyprowadza. Jako że była to dobra okazja do pozbycia się połowy moich problemów i pozostania w mieszkaniu, zgodziłem się na szukanie nowego współlokatora. Na miejsce pana Y wprowadził się pan V. Pan V pochodził z Białorusi i jest zdecydowanie najjaśniejszą postacią tej historii. Ogarnięty, dbał o czystość, dało się z nim po ludzku porozmawiać i umiał wyjść na balkon żeby zapalić. Kocham swój kraj. Przy okazji ponownego podpisywania umowy zwróciłem jednak uwagę na jeden szczegół. Otóż, jak się okazało, panowie Y jak i Z, wyprowadzając się, podawali nowym lokatorom (mi i panu V) ceny wyższe niż płacone początkowo, aby pan X mógł płacić mniej. Nie miało to jednak pokrycia w warunkach mieszkalnych, ponieważ ja, mieszkając w drugim co do wielkości pokoju, płaciłem więcej niż pan X mieszkając w największym. Dodatkowo wyszło na jaw, że pan Z postanowił zarobić i dostał ode mnie 100 złotych więcej kaucji niż zapłacił. Skontaktować się z nim nie dało, a panu X ponoć w napisał że nic nie będzie oddawał, bo wszystko jest dobrze rozliczone. Podczas próby rozwiązania problemu pan X zasłaniał się tym, że "to oni znaleźli to mieszkanie" i "to ty się dogadywałeś z chłopakami, więc ja nie mam z tym nic wspólnego", co napawało mnie wielką chęcią do przywalenia panu X w mordę. W umowie oczywiście nie było nic o podziale cen. Nie przeczę, że powinienem sam zadbać o moje interesy, ale szczerze mówiąc nie pomyślałem że ktoś może w tak cebulacki sposób zrobić w chuja zupełnie obcą osobę. Nauczka na przyszłość, dobrze że stosunkowo niewielkim kosztem. Chociaż wątpię żebym znowu zdecydował się mieszkać z zupełnie obcymi osobami. Ostatecznie wypowiedzieliśmy umowę i przeprowadziłem się do dobrego kolegi że studiów, szkoda mi tylko pana V, który był zmuszony po niecałych dwóch miesiącach przeprowadzać się ponownie. Mały bonusik: podczas oddawania mieszkania pan X wystąpił w imieniu pana Z o to, bym oddał mu cześć opłaty za internet. Wtedy ja wystąpiłem w swoim imieniu o to, żeby pan Z walił się na ryj (niestety z uwagi na obecność Pani właścicielki oraz moją kulturę osobistą byłem zmuszony użyć mniej dosadnych słów). Po załatwieniu formalności, pan X wyparował z mieszkania po czym zablokował mnie na Facebooku xD
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment
Advertisement