Advertisement
Not a member of Pastebin yet?
Sign Up,
it unlocks many cool features!
- Dawno temu wielki gruziński filozof zoofil Jebiep Saaszkwili stwierdził, że każdy, nawet najszlachetniejszy wynalazek może obrócić się na szkodę ludzkości. Najdoskonalszym tego przykładem są te pierdolone reklamy leków w polskiej telewizji. Kiedyś przynajmniej można było usłyszeć, że „Goździkowa przypomina, na ból głowy amfetamina”, obejrzeć sympatyczną animację Strepsilsa albo posłuchać symfonii Dvoraka w reklamie Verdinu, a teraz? Teraz jak w lesie.
- Mała Marysia siedzi sobie w pokoju, bawi się lalkami i jak nie zacznie kaszleć, to brzmi jak mój pradziadek w komorze w Gross-Rosen. Przyłazi matka, spogląda na córkę i z miejsca diagnozuje kaszel mokry. Czy tam suchy, cholera wie. Spogląda natenczas w kamerę i mówi z naturalnością godną ust Edyty Górniak, że na taki kaszel idealna będzie Flegamina, Mucosolvan czy inne chujemuje dzikie węże. Sekundę później wlatuje w pizdu profesjonalna prezentacja pokazująca, że głupie tabletki idą prosto do żołądka, a mądry syropek leci autobahnem wprost do płuc jak woda Rózi Luksemburg. Marysia zdrowa, lektor klepie w 2,3 sekundy „Przed użyciem...”, a rak płuc rośnie dalej. Kaniec filma.
- Kaszel to jednak nic. Kiedyś jakiejś Polfarmie musiało się ostać pół magazynu aspiryny, więc przejrzeli ulotkę i wpadli na genialny pomysł, że skoro rozrzedza toto krew, to zapobiega zawałom. Brawo, kurwa, Nobel w drodze. Tak zaczęto sprzedawać Kordiana czy jak to tam się nazywa, który ma się idealnie troszczyć o twoje serce – a jak masz hemofilię i wskutek tego wykrwawisz się po zacięciu papierem toaletowym, to bardzo kurwa mi przykro, jesteś wpisany w koszty. Osobiście byłbym skłonny uwierzyć w antyzawałowe działanie tegoż medykamentu tylko und wyłącznie wtedy, gdyby był testowany na innym symbolu polskiego kapitalizmu: mendzie bazorowej Paździochu.
- Niewiele rzeczy przebije jednak reklamy środków na erekcję. Wirtuozeria twórców w tworzeniu przenośni przewyższa nawet moją umiejętność w zepsuciu nawet najzabawniejszych tematów: niemogący zapłonąć konar, niedający się postawić żagiel czy niemożliwy do wsadzenia na krzyż Barabasz. Kurwa, chcesz obejrzeć sobie z babcią Jednego z dziesięciu, włączasz telewizor, seksowny alt mówi coś o 6 godzinach, ty skręcasz się z żeżuncji, a babcia pociesza cię, że nic ci takiego nie grozi, bo nie ruchasz.
- O popierdółkach już nawet nie chce mi się mówić: yin-yang dupy, czyli Xenna i Stoperan w porach obiadowych, środki przeciwko poceniu się, nieśmiertelna animacja czerwonego światełka symbolizująca zapalenie gardła w każdej reklamie czegoś do ssania czy suplement diety, którego skutkiem ubocznym są znikające boczki. Jakby ich za to Strasburger pozwał, to by się zesrali. Ale grande finale jeszcze przed nami.
- ŚRODKI, KURWA, HIGIENY INTYMNEJ. Słowem wstępu – samo słowo „upławy” brzmi jak nazwa jakiejś plugawej wioski nad Bałtykiem, gdzie żyją zdegenerowani Kaszubi czczący swojego bluźnierczego rybiego boga. Oglądasz sobie coś w telewizji, przerwa, idziesz do kuchni zjeść śledzika. Otwierasz słoik i nagle słyszysz. Pacjentka wchodzi do „lekarza” (rada na przyszłość: jak ktoś nie nosi zegarka na bicepsie, to chuj, nie ginekolog) i opowiada, co się jej w drogach rodnych narobiło. Gama zieleni jak w co lepszych obrazach impresjonistów, naturalizm jak w opisie Powiśla z Lalki, obiad ci robi w żołądku salto mortale, tamta gada o konsystencji śluzu, ty nie możesz patrzeć na stojącą na półce Jogobellę z dużymi kawałkami owoców i sam już nie jesteś pewien, czym ci, kurwa, śledzik pachnie. Przynajmniej środków na odchudzanie nie będziesz już musiał kupić. Wolny rynek reklam jest w chuj zajebisty.
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment
Advertisement