Advertisement
Guest User

sienku 1

a guest
Oct 21st, 2019
119
0
Never
Not a member of Pastebin yet? Sign Up, it unlocks many cool features!
text 360.07 KB | None | 0 0
  1. Petroniusz obudzil sie zaledwie kolo poludnia i jak zwykle, zmeczony bardzo. Poprzedniego dnia byl na uczcie u Nerona, ktora przeciagnela sie do pozna w noc. Od pewnego czasu zdrowie jego zaczelo sie psuc. Sam mowil, ze rankami budzi sie jakby zdretwialy i bez moznosci zebrania mysli. Ale poranna kapiel i staranne wygniatanie ciala przez wprawionych do tego niewolnikow przyspieszalo stopniowo obieg jego leniwej krwi, rozbudzalo go, cucilo, wracalo mu sily, tak ze z elaeothesium, to jest z ostatniego kapielowego przedzialu, wychodzil jeszcze jakby wskrzeszony, z oczami blyszczacymi dowcipem i wesoloscia, odmlodzon, pelen zycia, wykwintny, tak niedoscigniony, ze sam Otho nie mogl sie z nim porownac, i prawdziwy, jak go nazywano: arbiter elegantiarum. W lazniach publicznych bywal rzadko: chyba ze zdarzyl sie jakis budzacy podziw retor, o ktorym mowiono w miescie, lub gdy w efebiach odbywaly sie wyjatkowo zajmujace zapasy. Zreszta mial w swej insuli wlasne kapiele, ktore slynny wspolnik Sewerusa, Celer, rozszerzyl mu, przebudowal i urzadzil z tak nadzwyczajnym smakiem, iz sam Nero przyznawal im wyzszosc nad cezarianskimi, chociaz cezarianskie byly obszerniejsze i urzadzone z nierownie wiekszym przepychem. Po owej wiec uczcie, na ktorej znudziwszy sie blaznowaniem Watyniusza bral wraz z Neronem, Lukanem i Senecjonem udzial w diatrybie: czy kobieta ma dusze - wstawszy pozno, zazywal, jak zwykle, kapieli. Dwaj ogromni balneatorzy zlozyli go wlasnie na cyprysowej mensie, pokrytej snieznym egipskim byssem, i dlonmi, maczanymi w wonnej oliwie, poczeli nacierac jego ksztaltne cialo - on zas z zamknietymi oczyma czekal, az cieplo laconicum i cieplo ich rak przejdzie w niego i usunie zen znuzenie. Lecz po pewnym czasie przemowil - i otworzywszy oczy jal rozpytywac o pogode, a nastepnie o gemmy, ktore jubiler Idomen obiecal mu przyslac na dzien dzisiejszy do obejrzenia... Pokazalo sie, ze pogoda jest piekna, polaczona z lekkim powiewem od Gor Albanskich, i ze gemmy nie przyszly. Petroniusz znow przymknal oczy i wydal rozkaz, by przeniesiono go do tepidarium, gdy wtem spoza kotary wychylil sie nomenclator oznajmiajac, ze mlody Markus Winicjusz, przybyly swiezo z Azji Mniejszej, przyszedl go odwiedzic. Petroniusz kazal wpuscic goscia do tepidarium, dokad i sam sie przeniosl. Winicjusz byl synem jego starszej siostry, ktora przed laty wyszla za Marka Winicjusza, meza konsularnego z czasow Tyberiuszowych. Mlody sluzyl obecnie pod Korbulonem przeciw Partom i po ukonczonej wojnie wracal do miasta. Petroniusz mial dla niego pewna slabosc, graniczaca z przywiazaniem, albowiem Markus byl pieknym i atletycznym mlodziencem, a zarazem umial zachowywac pewna estetyczna miare w zepsuciu, co Petroniusz cenil nad wszystko. - Pozdrowienie Petroniuszowi! - rzekl mlody czlowiek wchodzac sprezystym krokiem do tepidarium - niech wszyscy bogowie darza cie pomyslnoscia, a zwlaszcza Asklepios i Kipryda, albowiem pod ich podwojna opieka nic zlego spotkac cie nie moze. - Witaj w Rzymie i niech ci odpoczynek bedzie slodki po wojnie - odrzekl Petroniusz wyciagajac reke spomiedzy fald miekkiej karbassowej tkaniny, w ktora byl obwiniety. - Co slychac w Armenii i czy bawiac w Azji nie zawadziles o Bitynie? Petroniusz byl niegdys rzadca Bitynii i co wieksza, rzadzil nia sprezyscie i sprawiedliwie. Stanowilo to dziwna sprzecznosc z charakterem czlowieka slynnego ze swej zniewiescialosci i zamilowania do rozkoszy - dlatego lubil wspominac te czasy, albowiem stanowily one dowod, czym by byc mogl i umial, gdyby mu sie podobalo. - Zdarzylo mi sie byc w Heraklei - odrzekl Winicjusz. - Wyslal mnie tam Korbulo z rozkazem sciagniecia posilkow. - Ach, Heraklea! Znalem tam jedna dziewczyne z Kolchidy, za ktora oddalbym wszystkie tutejsze rozwodki, nie wylaczajac Poppei. Ale to dawne dzieje. Mow raczej, co slychac od sciany partyjskiej. Nudza mnie wprawdzie te wszystkie Wologezy, Tyrydaty, Tygranesy i cala ta barbaria, ktora, jak twierdzi mlody Arulanus, chodzi u siebie w domu jeszcze na czworakach, a tylko wobec nas udaje ludzi. Ale teraz duzo sie o nich mowi w Rzymie, chocby dlatego, ze niebezpiecznie mowic o czym innym. - Ta wojna zle idzie i gdyby nie Korbulo, moglaby sie zmienic w kleske. - Korbulo! Na Bakcha! Prawdziwy to bozek wojny, istny Mars: wielki wodz, a zarazem zapalczywy, prawy i glupi. Lubie go, chocby dlatego, ze Nero go sie boi. - Korbulo nie jest czlowiekiem glupim. - Moze masz slusznosc, a zreszta wszystko to jedno. Glupota, jak powiada Pyrron, w niczym nie jest gorsza od madrosci i w niczym sie od niej nie rozni. Winicjusz poczal opowiadac o wojnie, lecz gdy Petroniusz przymknal powieki, mlody czlowiek, widzac jego znuzona i nieco wychudla twarz, zmienil przedmiot rozmowy i jal wypytywac go z pewna troskliwoscia o zdrowie. Petroniusz otworzyl znow oczy. Zdrowie!... Nie. On nie czul sie zdrow. Nie doszedl jeszcze wprawdzie do tego, do czego doszedl mlody Sisenna, ktory stracil do tego stopnia czucie, ze gdy go przynoszono rano do lazni, pytal: "Czy ja siedze?" Ale nie byl zdrow. Winicjusz oddal go oto pod opieke Asklepiosa i Kiprydy. Ale on, Petroniusz, nie wierzy w Asklepiosa. Nie wiadomo nawet, czyim byl synem ten Asklepios, czy Arsinoe, czy Koronidy, a gdy matka niepewna, coz dopiero mowic o ojcu. Kto teraz moze reczyc nawet za swego wlasnego ojca! Tu Petroniusz poczal sie smiac, po czym mowil dalej: - Poslalem wprawdzie dwa lata temu do Epidauru trzy tuziny zywych paszkotow i kubek zlota, ale wiesz dlaczego? Oto powiedzialem sobie: pomoze - nie pomoze, ale nie zaszkodzi. Jesli ludzie skladaja jeszcze na swiecie ofiary bogom, to jednak mysle, ze wszyscy rozumuja tak jak ja. Wszyscy! Z wyjatkiem moze mulnikow, ktorzy najmuja sie podroznym przy Porta Capena. Procz Asklepiosa mialem takze do czynienia i z asklepiadami, gdym zeszlego roku chorowal troche na pecherz. Odprawiali za mnie inkubacje. Wiedzialem, ze to oszusci, ale rowniez mowilem sobie: co mi to szkodzi! Swiat stoi na oszustwie, a zycie jest zludzeniem. Dusza jest takze zludzeniem. Trzeba miec jednak tyle rozumu, by umiec rozroznic zludzenia rozkoszne od przykrych. W moim hypocaustum kaze palic cedrowym drzewem posypywanym ambra, bo wole w zyciu zapachy od zaduchow. Co do Kiprydy, ktorej mnie takze poleciles, doznalem jej opieki o tyle, ze mam strzykanie w prawej nodze. Ale zreszta to dobra bogini! Przypuszczam, ze i ty takze poniesiesz teraz predzej czy pozniej biale golebie na jej oltarz. - Tak jest - rzekl Winicjusz. - Nie dosiegnely mnie strzaly Partow, ale trafil mnie grot Amora... najniespodzianiej, o kilka stadiow od bramy miasta. - Na biale kolana Charytek! Opowiesz mi to wolnym czasem - rzekl Petroniusz. - Wlasnie przyszedlem zasiegnac twej rady - odpowiedzial Markus. Lecz w tej chwili weszli epilatorowie, ktorzy zajeli sie Petroniuszem, Markus zas zrzuciwszy tunike wstapil do wanny z letnia woda, albowiem Petroniusz zaprosil go do kapieli. - Ach, nie pytam nawet, czy masz wzajemnosc - odrzekl Petroniusz spogladajac na mlode, jakby wykute z marmuru cialo Winicjusza. - Gdyby Lizypp byl cie widzial, zdobilbys teraz brame wiodaca do Palatynu, jako posag Herkulesa w mlodzienczym wieku. Mlody czlowiek usmiechnal sie z zadowoleniem i poczal zanurzac sie w wannie, wychlustywujac przy tym obficie ciepla wode na mozaike przedstawiajaca Here w chwili, gdy prosi Sen o uspienie Zeusa. Petroniusz patrzyl na niego zadowolonym okiem artysty. Lecz gdy skonczyl i oddal sie z kolei epilatorom, wszedl lector z puszka brazowa na brzuchu i zwojami papieru w puszce. - Czy chcesz posluchac? - spytal Petroniusz. - Jesli to twoj utwor, chetnie! - odpowiedzial Winicjusz - ale jesli nie, wole rozmawiac. Poeci lapia dzis ludzi na wszystkich rogach ulic. - A jakze. Nie przejdziesz kolo zadnej bazyliki, kolo termow, kolo biblioteki lub ksiegarni, zebys nie ujrzal poety gestykulujacego jak malpa. Agryppa, gdy tu przyjechal ze Wschodu, wzial ich za opetanych. Ale to teraz takie czasy. Cezar pisuje wiersze, wiec wszyscy ida w jego slady. Nie wolno tylko pisywac wierszy lepszych od cezara i z tego powodu boje sie troche o Lukana... Ale ja pisuje proza, ktora jednak nie czestuje ani samego siebie, ani innych. To, co lector mial czytac, to sa codicilli tego biednego Fabrycjusza Wejenta. - Dlaczego "biednego"? - Bo mu powiedziano, zeby zabawil sie w Odysa i nie wracal do domowych pieleszy az do nowego rozporzadzenia. Ta odyseja o tyle mu bedzie lzejsza niz Odyseuszowi, ze zona jego nie jest Penelopa. Nie potrzebuje ci zreszta mowic, ze postapiono glupio. Ale tu nikt inaczej rzeczy nie bierze, jak po wierzchu. To dosc licha i nudna ksiazka, ktora zaczeto namietnie czytac dopiero wowczas, gdy autor zostal wygnany. Teraz slychac na wszystkie strony: "Scandala! Scandala!" , i byc moze, ze niektore rzeczy Wejento wymyslal, ale ja, ktory znam miasto, znam naszych patres i nasze kobiety, upewniam cie, iz to wszystko bledsze niz rzeczywistosc. Swoja droga kazdy szuka tam obecnie - siebie z obawa, a znajomych z przyjemnoscia. W ksiegarni Awirunusa stu skrybow przepisuje ksiazke za dyktandem - i powodzenie jej zapewnione. - Twoich sprawek tam nie ma? - Sa, ale autor chybil, albowiem jestem zarazem i gorszy, i mniej plaski, niz mnie przedstawil. Widzisz, my tu dawno zatracilismy poczucie tego, co jest godziwe lub niegodziwe, i mnie samemu wydaje sie, ze tak naprawde to tej roznicy nie ma, chociaz Seneka, Muzoniusz i Trazea udaja, ze ja widza. Mnie to wszystko jedno! Na Herkulesa, mowie, jak mysle! Ale zachowalem te wyzszosc, ze wiem, co jest szpetne, a co piekne, a tego na przyklad nasz miedzianobrody poeta, furman, spiewak, tancerz i histrio - nie rozumie. - Zal mi jednak Fabrycjusza! To dobry towarzysz. - Zgubila go milosc wlasna. Kazdy go podejrzewal, nikt dobrze nie wiedzial, ale on sam nie mogl wytrzymac i na wszystkie strony rozgadywal pod sekretem. Czy ty slyszales historie Rufinusa? - Nie. - To przejdzmy do frigidarium, gdzie wychlodniemy i gdzie ci ja opowiem. Przeszli do frigidarium, na srodku ktorego bila fontanna zabarwiona na kolor jasnorozowy i roznoszaca won fiolkow. Tam siadlszy w niszach wyslanych jedwabiem, poczeli sie ochladzac. Przez chwile panowalo milczenie. Winicjusz patrzyl czas jakis w zamysleniu na brazowego fauna, ktory przegiawszy sobie przez ramie nimfe szukal chciwie ustami jej ust, po czym rzekl: - Ten ma slusznosc. Oto co jest w zyciu najlepsze. - Mniej wiecej! Ale ty procz tego kochasz wojne, ktorej ja nie lubie, albowiem pod namiotami paznokcie pekaja i przestaja byc rozowe. Zreszta kazdy ma swoje zamilowania. Miedzianobrody lubi spiew, zwlaszcza swoj wlasny, a stary Scaurus swoja waze koryncka, ktora w nocy stoi przy jego lozu i ktora caluje, jesli nie moze spac. Wycalowal juz jej brzegi. Powiedz mi, czy ty nie pisujesz wierszy? - Nie. Nie zlozylem nigdy calego heksametru. - A nie grywasz na lutni i nie spiewasz? - Nie. - A nie powozisz? - Scigalem sie swego czasu w Antiochii, ale bez powodzenia. - Tedy jestem o ciebie spokojny. A do jakiego stronnictwa nalezysz w hipodromie? - Do Zielonych. - Tedy jestem zupelnie spokojny, zwlaszcza ze posiadasz wprawdzie duzy majatek, ale nie jestes tak bogaty jak Pallas albo Seneka. Bo widzisz, u nas teraz dobrze jest pisac wiersze, spiewac przy lutni, deklamowac i scigac sie w cyrku, ale jeszcze lepiej, a zwlaszcza bezpieczniej jest nie pisywac wierszy, nie grac, nie spiewac i nie scigac sie w cyrku. Najlepiej zas jest umiec podziwiac, gdy to czyni Miedzianobrody. Jestes pieknym chlopcem, wiec ci to chyba moze grozic, ze Poppea zakocha sie w tobie. Ale ona zbyt na to doswiadczona. Milosci zazyla dosc przy dwoch pierwszych mezach, a przy trzecim chodzi jej o co innego. Czy wiesz, ze ten glupi Otho kocha ja dotad do szalenstwa... Chodzi tam po skalach Hiszpanii i wzdycha, tak zas stracil dawne przyzwyczajenia i tak przestal dbac o siebie, ze na ukladanie fryzury wystarczy mu teraz trzy godziny dziennie. Kto by sie tego spodziewal, zwlaszcza po Othonie. - Ja go rozumiem - odrzekl Winicjusz. - Ale na jego miejscu robilbym co innego. - Co mianowicie? - Tworzylbym wierne sobie legie z tamtejszych gorali. To tedzy zolnierze ci Iberowie. - Winicjuszu! Winicjuszu! Chce mi sie prawie powiedziec, ze nie bylbys do tego zdolny. A wiesz dlaczego? Oto takie rzeczy sie robi, ale sie o nich nie mowi nawet warunkowo. Co do mnie, smialbym sie na jego miejscu z Poppei, smialbym sie z Miedzianobrodego i formowalbym sobie legie, ale nie z Iberow, tylko z Iberek. Co najwyzej, pisalbym epigramata, ktorych bym zreszta nie odczytywal nikomu, jak ten biedny Rufinus. - Miales mi opowiedziec jego historie. - Opowiem ci ja w unctuarium. Ale w unctuarium uwaga Winicjusza zwrocila sie na co innego, mianowicie na cudne niewolnice, ktore czekaly tam na kapiacych sie. Dwie z nich, Murzynki, podobne do wspanialych posagow z hebanu, poczely mascic ich ciala delikatnymi woniami Arabii, inne, biegle w czesaniu Frygijki, trzymaly w rekach, miekkich i gietkich jak weze, polerowane stalowe zwierciadla i grzebienie, dwie zas, wprost do bostw podobne greckie dziewczyny z Kos, czekaly jako vestiplicae, az przyjdzie chwila posagowego ukladania fald na togach panow. - Na Zeusa Chmurozbiorce! - rzekl Markus Winicjusz - jaki ty masz u siebie wybor! - Wole wybor niz liczbe - odpowiedzial Petroniusz. - Cala moja familia w Rzymie nie przenosi czterystu glow i sadze, ze do osobistej poslugi chyba dorobkiewicze potrzebuja wiekszej ilosci ludzi. - Piekniejszych cial nawet i Miedzianobrody nie posiada - mowil rozdymajac nozdrza Winicjusz. Na to Petroniusz odrzekl z pewna przyjazna niedbaloscia: - Jestes moim krewnym, a ja nie jestem ani taki nieuzyty jak Bassus, ani taki pedant jak Aulus Plaucjusz. Lecz Winicjusz uslyszawszy to ostatnie imie zapomnial na chwile o dziewczynach z Kos i podnioslszy zywo glowe, spytal: - Skad ci przyszedl na mysl Aulus Plaucjusz? Czy wiesz, ze ja, wybiwszy reke pod miastem, spedzilem kilkanascie dni w ich domu. Zdarzylo sie, ze Plaucjusz nadjechal w chwili wypadku i widzac, ze cierpie bardzo, zabral mnie do siebie, tam zas niewolnik jego, lekarz Merion, przyprowadzil mnie do zdrowia. O tym wlasnie chcialem z toba mowic. - Dlaczego? Czy nie zakochales sie wypadkiem w Pomponii? W takim razie zal mi cie: niemloda i cnotliwa! Nie umiem sobie wyobrazic gorszego nad to polaczenia. Brr! - Nie w Pomponii - eheu! - rzekl Winicjusz. - Zatem w kim? - Gdybym ja sam wiedzial w kim? Ale ja nie wiem nawet dobrze, jak jej imie: Ligia czy Kallina? Nazywaja ja w domu Ligia, gdyz pochodzi z narodu Ligow, a ma swoje barbarzynskie imie: Kallina. Dziwny to dom tych Plaucjuszow. Rojno w nim, a cicho jak w gajach w Subiacum. Przez kilkanascie dni nie wiedzialem, ze mieszka w nim bostwo. Az raz o swicie zobaczylem ja myjaca sie w ogrodowej fontannie. I przysiegam ci na te piane, z ktorej powstala Afrodyta, ze promienie zorzy przechodzily na wylot przez jej cialo. Myslalem, ze gdy slonce zejdzie, ona rozplynie mi sie w swietle, jak rozplywa sie jutrzenka. Od tej pory widzialem ja dwukrotnie i od tej pory rowniez nie wiem, co spokoj, nie wiem, co inne pragnienia, nie chce wiedziec, co moze mi dac miasto, nie chce kobiet, nie chce zlota, nie chce korynckiej miedzi ani bursztynu, ani perlowca, ani wina, ani uczt, tylko chce Ligii. Mowie ci szczerze, Petroniuszu, ze tesknie za nia, jak tesknil ten Sen, wyobrazony na mozaice w twoim tepidarium, za Pasyteja, tesknie po calych dniach i nocach. - Jesli to niewolnica, to ja odkup. - Ona nie jest niewolnica. - Czymze jest? Wyzwolenica Plaucjusza? - Nie bedac nigdy niewolnica, nie mogla byc wyzwolona. - Wiec? - Nie wiem: corka krolewska czy czyms podobnym. - Zaciekawiasz mnie, Winicjuszu. - Lecz jesli zechcesz mnie posluchac, zaraz zaspokoje twoja ciekawosc. Historia nie jest zbyt dluga. Ty moze osobiscie znales Wanniusza, krola Swebow, ktory, wypedzony z kraju, dlugi czas przesiadywal tu w Rzymie, a nawet wslawil sie szczesliwa gra w kosci i dobrym powozeniem. Cezar Drusus wprowadzil go znow na tron. Wanniusz, ktory byl w istocie rzeczy tegim czlowiekiem, rzadzil z poczatku dobrze i prowadzil szczesliwe wojny, pozniej jednak poczal nadto lupic ze skory nie tylko sasiadow, ale i wlasnych Swebow. Wowczas Wangio i Sido, dwaj jego siostrzency, a synowie Wibiliusza, krola Hermandurow, postanowili zmusic go, by znow pojechal do Rzymu... probowac szczescia w kosci. - Pamietam, to Klaudiuszowe, niedawne czasy. - Tak. Wybuchla wojna. Wanniusz wezwal na pomoc Jazygow, jego zas mili siostrzency Ligow, ktorzy, zaslyszawszy o bogactwach Wanniusza i zwabieni nadzieja lupow, przybyli w takiej liczbie, iz sam cezar Klaudiusz poczal obawiac sie o spokoj granicy. Klaudiusz nie chcial mieszac sie w wojny barbarzyncow, napisal jednak do Ateliusza Histera, ktory dowodzil legia naddunajska, by zwracal pilne oko na przebieg wojny i nie pozwolil zamacic naszego pokoju. Hister zazadal wowczas od Ligow, by przyrzekli, iz nie przekrocza granicy, na co nie tylko zgodzili sie, ale dali zakladnikow, miedzy ktorymi znajdowala sie zona i corka ich wodza... Wiadomo ci, ze barbarzyncy wyciagaja na wojny z zonami i dziecmi... Otoz moja Ligia jest corka owego wodza. - Skad to wszystko wiesz? - Mowil mi to sam Aulus Plaucjusz. Ligowie nie przekroczyli istotnie wowczas granicy, ale barbarzyncy przychodza jak burza i uciekaja jak burza. Tak znikli i Ligowie, razem ze swymi turzymi rogami na glowach. Zbili Wanniuszowych Swebow i Jazygow, ale krol ich polegl, za czym odeszli z lupami, a zakladniczki zostaly w reku Histera. Matka wkrotce umarla, dziecko zas Hister, nie wiedzac, co z nim robic, odeslal do rzadcy calej Germanii, Pomponiusza. Ow po ukonczeniu wojny z Kattami wrocil do Rzymu, gdzie Klaudiusz, jak wiesz, pozwolil mu odprawic tryumf. Dziewczyna szla wowczas za wozem zwyciezcy, ale po skonczonej uroczystosci, poniewaz zakladniczki nie mozna bylo uwazac za branke, z kolei i Pomponiusz nie wiedzial, co z nia zrobic, a wreszcie oddal ja swej siostrze, Pomponii Grecynie, zonie Plaucjusza. W tym domu, gdzie wszystko, poczawszy od panow, a skonczywszy na drobiu w kurniku, jest cnotliwe, wyrosla na dziewice, niestety, tak cnotliwa jak sama Grecyna, a tak piekna, ze nawet Poppea wygladalaby przy niej jak jesienna figa przy jablku hesperyjskim. - I co? - I powtarzam ci, ze od chwili gdy widzialem, jak promienie przechodzily przy fontannie na wskros przez jej cialo, zakochalem sie bez pamieci. - Jest wiec tak przezroczysta jak lampryska albo jak mloda sardynka? - Nie zartuj, Petroniuszu, a jesli cie ludzi swoboda, z jaka ja sam o mojej zadzy mowie, wiedz o tym, ze jaskrawa suknia czestokroc glebokie rany pokrywa. Musze ci tez powiedziec, ze wracajac z Azji przespalem jedna noc w swiatyni Mopsusa, aby miec sen wrozebny. Otoz we snie pojawil mi sie sam Mopsus i zapowiedzial, ze w zyciu moim nastapi wielka przemiana przez milosc. - Slyszalem, jak Pliniusz mowil, ze nie wierzy w bogow, ale wierzy w sny i byc moze, ze ma slusznosc. Moje zarty nie przeszkadzaja mi tez myslec czasem, ze naprawde jest tylko jedno bostwo, odwieczne, wszechwladne, tworcze - Venus Genitrix. Ona skupia dusze, skupia ciala i rzeczy. Eros wywolal swiat z chaosu. Czy dobrze uczynil, to inna rzecz, ale gdy tak jest, musimy uznac jego potege, choc wolno jej nie blogoslawic... - Ach, Petroniuszu! Latwiej na swiecie o filozofie niz o dobra rade. - Powiedz mi, czego ty wlasciwie chcesz? - Chce miec Ligie. Chce, by te moje ramiona, ktore obejmuja teraz tylko powietrze, mogly objac ja i przycisnac do piersi. Chce oddychac jej tchnieniem. Gdyby byla niewolnica, dalbym za nia Aulusowi sto dziewczat z nogami pobielonymi wapnem na znak, ze je pierwszy raz wystawiono na sprzedaz. Chce ja miec w domu moim dopoty, dopoki glowa moja nie bedzie tak biala, jak szczyt Soracte w zimie. - Ona nie jest niewolnica, ale ostatecznie nalezy do familii Plaucjusza, a poniewaz jest dzieckiem opuszczonym, moze byc uwazana jako alumna. Plaucjusz moglby ci ja odstapic, gdyby chcial. - To chyba nie znasz Pomponii Grecyny. Zreszta oboje przywiazali sie do niej jak do wlasnego dziecka. - Pomponie znam. Istny cyprys. Gdyby nie byla zona Aulusa, mozna by ja wynajmowac jako placzke. Od smierci Julii nie zrzucila ciemnej stoli i w ogole wyglada, jakby za zycia jeszcze chodzila po lace poroslej asfodelami. Jest przy tym univira, a wiec miedzy naszymi cztero- i pieciokrotnymi rozwodkami jest zarazem Feniksem... Ale... czy slyszales, ze Feniks jakoby naprawde wylagl sie teraz w gornym Egipcie, co mu sie zdarza nie czesciej jak raz na piecset lat? - Petroniuszu! Petroniuszu! O Feniksie pogadamy kiedy indziej. - Coz ja ci powiem, moj Marku. Znam Aula Plaucjusza, ktory lubo nagania moj sposob zycia, ma do mnie pewna slabosc, a moze nawet szanuje mnie wiecej od innych, wie bowiem, ze nie bylem nigdy donosicielem, jak na przyklad Domicjusz Afer, Tygellinus i cala zgraja przyjaciol Ahenobarba. Nie udajac przy tym stoika krzywilem sie jednak nieraz na takie postepki Nerona, na ktore Seneka i Burrhus patrzyli przez szpary. Jesli sadzisz, ze moge cos dla ciebie u Aulusa wyjednac - jestem na twoje uslugi. - Sadze, ze mozesz. Ty masz na niego wplyw, a przy tym umysl twoj posiada niewyczerpane sposoby. Gdybys sie rozejrzal w polozeniu i pomowil z Plaucjuszem... - Zbytnie masz pojecie o moim wplywie i o dowcipie, ale jesli tylko o to chodzi, pomowie z Plaucjuszem, jak tylko przeniosa sie do miasta. - Oni wrocili dwa dni temu. - W takim razie pojdziemy do triclinium, gdzie czeka na nas sniadanie, a nastepnie, nabrawszy sil, kazemy sie zaniesc do Plaucjusza. - Zawszes mi byl mily - odrzekl na to z zywoscia Winicjusz - ale teraz kaze chyba ustawic wsrod moich larow twoj posag - ot, taki piekny jak ten - i bede mu skladal ofiary. To rzeklszy zwrocil sie w strone posagow, ktore zdobily cala jedna sciane wonnej swietlicy, i wskazal reka na posag Petroniusza, przedstawiajacy go jako Hermesa z posochem w dloni. Po czym dodal: - Na swiatlo Heliosa! Jesli "boski" Aleksander byl do ciebie podobny- nie dziwic sie Helenie. I w okrzyku tym bylo tylez szczerosci, ile pochlebstwa, Petroniusz bowiem, lubo starszy i mniej atletyczny, piekniejszy byl nawet od Winicjusza. Kobiety w Rzymie podziwialy nie tylko jego gietki umysl i smak, ktory mu zjednal nazwe arbitra elegancji, ale i cialo. Podziw ow znac bylo nawet na twarzach owych dziewczat z Kos, ktore ukladaly teraz faldy jego togi, a z ktorych jedna, imieniem Eunice, skrycie go kochajaca, patrzyla mu w oczy z pokora i zachwytem. Lecz on nie zwrocil nawet na to uwagi, jeno usmiechnawszy sie do Winicjusza poczal cytowac mu w odpowiedzi wyrazenie Seneki o kobietach: - Animal impudens... etc... A nastepnie otoczywszy reka jego ramiona wyprowadzil go do triclinium. W unctuarium dwie greckie dziewczyny, Frygijki i dwie Murzynki poczely uprzatac epilichnia z woniami. Lecz w tejze chwili spoza uchylonej kotary od frigidarium ukazaly sie glowy balneatorow i rozleglo sie ciche: "psst" - a na to wezwanie jedna z Greczynek, Frygijki i dwie Etiopki, poskoczywszy zywo, znikly w mgnieniu oka za kotara. W termach rozpoczynala sie chwila swawoli i rozpusty, ktorej inspektor nie przeszkadzal, albowiem sam czestokroc bral w podobnych hulankach udzial. Domyslal sie ich zreszta i Petroniusz, ale jako czlowiek wyrozumialy i nie lubiacy karac, patrzyl na nie przez szpary. W unctuarium pozostala tylko Eunice. Czas jakis nasluchiwala oddalajacych sie w kierunku laconicum glosow i smiechow, wreszcie unioslszy wykladany bursztynem i koscia sloniowa stolek, na ktorym przed chwila siedzial Petroniusz, przysunela sie ostroznie do jego posagu. Unctuarium pelne bylo slonecznego swiatla i kolorow bijacych od teczowych marmurow, ktorymi wylozone byly sciany. Eunice wstapila na stolek - i znalazlszy sie na wysokosci posagu, nagle zarzucila mu na szyje ramiona, po czym odrzuciwszy w tyl swe zlote wlosy i tulac rozowe cialo do bialego marmuru, poczela przyciskac w uniesieniu usta do zimnych warg Petroniusza. Po posilku, ktory zwal sie sniadaniem, a do ktorego dwaj towarzysze zasiedli wowczas, gdy zwykli smiertelni byli juz dawno po poludniowym prandium, Petroniusz zaproponowal lekka drzemke. Wedlug niego pora byla jeszcze za wczesna na odwiedziny. Sa wprawdzie ludzie, ktorzy poczynaja odwiedzac znajomych o wschodzie slonca, uwazajac w dodatku zwyczaj ten za stary, rzymski. Ale on, Petroniusz, uwaza go za barbarzynski. Godziny popoludniowe sa najwlasciwsze, nie wczesniej jednak, zanim slonce nie przejdzie w strone swiatyni Jowisza Kapitolinskiego i nie pocznie patrzec z ukosa na Forum. Jesienia bywa jeszcze goraco i ludzie radzi spia po jedzeniu. Tymczasem milo jest posluchac szumu fontanny w atrium i po obowiazkowym tysiacu krokow zdrzemnac sie w czerwonym swietle, przecedzonym przez purpurowe, na wpol zaciagniete velarium. Winicjusz uznal slusznosc jego slow i poczeli sie przechadzac rozmawiajac w sposob niedbaly o tym, co slychac na Palatynie i w miescie, a po trochu filozofujac nad zyciem. Po czym Petroniusz udal sie do cubiculum, lecz nie spal dlugo. Po uplywie pol godziny wyszedl i kazawszy sobie przyniesc werweny poczal ja wachac i nacierac sobie nia rece i skronie. - Nie uwierzysz - rzekl - jak to ozywia i orzezwia. Teraz jestem gotow. Lektyka czekala juz od dawna, wiec wsiedli i kazali sie poniesc na Vicus Patricius, do domu Aulusa. Insula Petroniusza lezala na poludniowym stoku Palatynu okolo tak zwanych Carinae, najkrotsza wiec droga wypadala im ponizej Forum, lecz poniewaz Petroniusz chcial zarazem wstapic do zlotnika Idomena, wydal przeto polecenie, by niesiono ich przez Vicus Apollinis i Forum w strone Vicus Sceleratus, na rogu ktorego pelno bylo wszelkiego rodzaju tabern. Olbrzymi Murzyni podniesli lektyke i ruszyli, poprzedzani przez niewolnikow zwanych pedisequi. Petroniusz przez czas jakis podnosil w milczeniu swe dlonie, pachnace werwena, ku nozdrzom i zdawal sie nad czyms namyslac, po chwili zas rzekl: - Przychodzi mi do glowy, ze jesli twoja lesna boginka nie jest niewolnica, tedy moglaby porzucic dom Plaucjuszow, a przeniesc sie do twego. Otoczylbys ja miloscia i obsypal bogactwami, tak jak ja moja ubostwiona Chryzotemis, ktorej, mowiac miedzy nami, mam przynajmniej o tyle dosyc, o ile ona mnie. Markus potrzasnal glowa. - Nie? - pytal Petroniusz. - W najgorszym razie sprawa oparlaby sie o cezara, a mozesz byc pewny, ze chocby dzieki moim wplywom nasz Miedzianobrody bylby po twojej stronie. - Nie znasz Ligii! - odparl Winicjusz. - To pozwolze sie zapytac, czy ty ja znasz - inaczej jak z widzenia? Mowilzes z nia? Wyznalzes jej swa milosc? - Widzialem ja naprzod przy fontannie, a potem spotkalem ja dwukrotnie. Pamietaj, ze podczas pobytu w domu Aulusow mieszkalem w bocznej willi, przeznaczonej dla gosci, i majac wybita reke nie moglem zasiadac do wspolnego stolu. Dopiero w wigilie dnia, na ktory zapowiedzialem swoj odjazd, spotkalem Ligie przy wieczerzy - i nie moglem slowa do niej przemowic. Musialem sluchac Aulusa i jego opowiadan o zwyciestwach, jakie odniosl w Brytanii, a nastepnie o upadku malych gospodarstw w Italii, ktoremu jeszcze Licyniusz Stolo staral sie zapobiec. W ogole nie wiem, czy Aulus potrafi mowic o czym innym i nie mniemaj, ze zdolamy sie od tego wykrecic, chyba ze zechcesz sluchac o zniewiescialosci czasow dzisiejszych. Oni tam maja bazanty w kurnikach, ale ich nie jedza wychodzac z zasady, ze kazdy zjedzony bazant przybliza koniec potegi rzymskiej. Drugi raz spotkalem ja kolo ogrodowej cysterny ze swiezo wyrwana trzcina w reku, ktora zanurzala kiscia w wodzie i skrapiala rosnace wokolo irysy. Spojrz na moje kolana. Na tarcze Herakla, mowie ci, ze nie drzaly, gdy na nasze maniple szly z wyciem chmury Partow, ale drzaly przy owej cysternie. I zmieszany jak pachole, ktore nosi jeszcze bulle na szyi, oczyma tylko zebralem litosci, dlugo nie mogac slowa przemowic. Petroniusz spojrzal na niego jakby z pewna zazdroscia. - Szczesliwy! - rzekl. - Chocby swiat i zycie byly jak najgorsze, jedno w nich zostanie wieczne dobro - mlodosc! Po chwili zas spytal: - I nie przemowiles do niej? - Owszem. Oprzytomniawszy nieco, rzeklem, ze wracam z Azji, zem wybil reke pod miastem i cierpialem srodze, ale w chwili gdy mi przychodzi porzucic ten dom goscinny, widze, ze cierpienie w nim wiecej jest warte niz gdzie indziej rozkosz - choroba wiecej niz gdzie indziej zdrowie. Ona sluchala slow moich takze zmieszana i ze schylona glowa, kreslac cos trzcina na szafrannym piasku. Po czym podniosla oczy, raz jeszcze spojrzala na owe skreslone znaki, raz jeszcze na mnie, jakby chcac o cos spytac - i nagle uciekla jak hamadriada przed glupowatym faunem. - Musi miec piekne oczy. - Jak morze - i utonalem w nich tez jak w morzu. Wierz mi, ze Archipelag mniej jest blekitny. Po chwili przybiegl maly Plaucjusz i poczal o cos pytac. Ale ja nie rozumialem, o co mu chodzi. - O Atene! - zawolal Petroniusz - zdejm temu chlopcu opaske z oczu, ktora zawiazal Eros, bo inaczej rozbije sobie glowe o kolumne swiatyni Wenus. Po czym zwrocil sie do Winicjusza: - O ty wiosenny paczku na drzewie zycia, ty pierwsza zielona galazko winogradu! Powinien bym zamiast do Plaucjuszow kazac cie zaniesc do domu Gelocjusza, gdzie jest szkola dla nieswiadomych zycia chlopcow. - Czego ty wlasciwie chcesz? - A co skreslila na piasku? Czy nie imie Amora, czy nie serce przeszyte jego grotem lub nie cos takiego, z czego moglbys poznac, ze satyry szeptaly juz tej nimfie do ucha rozne tajemnice zycia? Jak mozna bylo nie spojrzec na te znaki! - Dawniej wdzialem toge, niz myslisz - rzeki Winicjusz - i zanim nadbiegl maly Aulus, patrzylem pilnie na te znaki. Wszakze wiem, ze i w Grecji, i w Rzymie nieraz dziewczeta kresla na piasku wyznania, ktorych nie chca wymowic ich usta... Ale zgadnij, co nakreslila? - Jesli co innego, niz przypuszczalem, to nie zgadne. - Rybe. - Jak powiadasz? - Powiadam: rybe. Czy mialo to znaczyc, ze w zylach jej zimna dotad krew plynie - nie wiem! Ale ty, ktorys mnie nazwal wiosennym pakowiem na drzewie zycia - zapewne potrafisz lepiej ten znak zrozumiec. - Carissime! O taka rzecz spytaj Pliniusza. On sie zna na rybach. Gdyby stary Apicjusz zyl jeszcze, moze by ci takze umial cos o tym powiedziec, albowiem zjadl w ciagu zycia wiecej ryb, niz moze ich od razu pomiescic Zatoka Neapolitanska. Lecz dalsza rozmowa urwala sie, wniesiono ich bowiem na rojne ulice, na ktorych przeszkadzal jej gwar ludzki. Przez Vicus Apollinis skrecili na Forum Romanum, gdzie w dnie pogodne przed zachodem slonca gromadzily sie tlumy prozniaczej ludnosci, by przechadzac sie wsrod kolumn, opowiadac nowiny i sluchac ich, widziec przenoszone lektyki ze znakomitymi ludzmi, a wreszcie zagladac do sklepow zlotniczych, do ksiegarni, do sklepow, w ktorych zmieniano monete, do blawatnych, brazowniczych i wszelkich innych, ktorych pelno bylo w domach obejmujacych czesc Rynku polozona naprzeciw Kapitolu. Polowa Forum, lezaca tuz pod wiszarami zamku, pograzona byla juz w cieniu, natomiast kolumny polozonych wyzej swiatyn zlocily sie w blasku i na blekicie. Lezace nizej rzucaly wydluzone cienie na marmurowe plyty, wszedzie zas bylo ich tak pelno, ze oczy gubily sie wsrod nich jak w lesie. Zdawalo sie, ze tym budowlom i kolumnom az ciasno kolo siebie. Pietrzyly sie jedne nad drugimi, biegly w prawo i w lewo, wdzieraly sie na wzgorza, tulily sie do zamkowego muru lub jedne do drugich, na podobienstwo wiekszych i mniejszych, grubszych i cienszych, zlotawych i bialych pni, to rozkwitlych pod architrawami kwiatami akantu, to pozawijanych w jonskie rogi, to zakonczonych prostym doryckim kwadratem. Nad owym lasem blyszczaly barwne tryglify, z tympanow wychylaly sie rzezbione postaci bogow, ze szczytow uskrzydlone zlote kwadrygi zdawaly sie chciec uleciec w powietrze, w ow blekit, ktory zwieszal sie spokojnie nad owym zbitym miastem swiatyn. W srodku Rynku i po brzegach plynela rzeka ludzka: tlumy przechadzaly sie pod lukami bazyliki Juliusza Cezara, tlumy siedzialy na schodach Kastora i Polluksa i krecily sie kolo swiatynki Westy, podobne na tym wielkim marmurowym tle do roznokolorowych rojow motyli lub zukow. Z gory, przez ogromne stopnie, od strony swiatyni poswieconej "Jovi Optimo Maximo", naplywaly nowe fale; przy rostrach sluchano jakichs przygodnych mowcow; tu i owdzie slychac bylo okrzyki przekupniow sprzedajacych owoce, wino lub wode pomieszana z figowym sokiem, oszustow polecajacych cudowne lekarstwa, wrozbitow, odgadywaczy ukrytych skarbow, tlumaczow snow. Gdzieniegdzie z gwarem rozmow i nawolywan mieszaly sie dzwieki sistry, egipskiej sambuki lub greckich fletow. Gdzieniegdzie chorzy, pobozni lub stroskani niesli do swiatyn ofiary. Wsrod ludzi, na kamiennych plytach, zbieraly sie chciwe na ofiarne ziarno, podobne do ruchomych, pstrych i ciemnych plam, stadka golebi, to wzbijajac sie chwilowo z rozglosnym szumem skrzydel w gore, to znow zapadajac na oproznione przez tlum miejsca. Od czasu do czasu gromady ludzkie rozstepowaly sie przed lektykami, w ktorych widac bylo wykwintne twarze kobiece lub glowy senatorow i rycerzy, o rysach jakby zakrzeplych i wyniszczonych zyciem. Roznojezyczna ludnosc powtarzala w glos ich imiona z dodatkiem przezwisk, szyderstw lub pochwal. Miedzy bezladnymi grupami przeciskaly sie czasem postepujace miarowym krokiem oddzialy zolnierzy lub wigilow czuwajacych nad ulicznym porzadkiem. Jezyk grecki dawal sie slyszec naokol rownie czesto, jak lacinski. Winicjusz, ktory dawno nie byl w miescie, patrzyl z pewna ciekawoscia na owo rojowisko ludzkie i na owo Forum Romanum, zarazem panujace nad fala swiata i zarazem tak nia zalane, ze Petroniusz, ktory odgadl mysl towarzysza, nazwal je "gniazdem Kwirytow - bez Kwirytow". Istotnie, miejscowy zywiol ginal niemal w tym tlumie zlozonym ze wszystkich ras i narodow. Widac tu bylo Etiopow, olbrzymich jasnowlosych ludzi z dalekiej polnocy, Brytanow, Galow i Germanow, skosnookich mieszkancow Sericum, ludzi znad Eufratu i ludzi znad Indu, o brodach barwionych na kolor cegly, Syryjczykow znad brzegow Orontu, o oczach czarnych i slodkich; wyschnietych jak kosc mieszkancow pustyn arabskich, Zydow z zapadla piersia, Egipcjan z wiecznym, obojetnym usmiechem w twarzach i Numidow, i Afrow; Grekow z Hellady, ktorzy na rowni z Rzymianami wladali nad miastem, ale wladali wiedza, sztuka, rozumem i szalbierstwem, Grekow z wysp i z Azji Mniejszej, i z Egiptu, i z Italii, i z Narbonskiej Galii. W tlumie niewolnikow z podziurawionymi uszami nie braklo i wolnej, prozniaczej ludnosci, ktora cezar bawil, zywil, a nawet odziewal, i wolnych przybyszow, ktorych do olbrzymiego miasta zwabila latwosc zycia i widoki fortuny; nie braklo przekupniow i kaplanow Serapisa z palmowymi galeziami w reku, i kaplanow Izydy, na ktorej oltarze znoszono wiecej ofiar niz do swiatyni Kapitolinskiego Jowisza, i kaplanow Kibeli, noszacych w reku zlote kiscie ryzu, i kaplanow wedrownych bostw, i tanecznic wschodnich z jaskrawymi mitrami, i sprzedajacych amulety, i poskromcow wezow, i chaldejskich magow, wreszcie ludzi bez wszelkich zajec, ktorzy co tydzien zglaszali sie do spichlerzy nadtybrzanskich po zboze, bili sie o loteryjne bilety w cyrkach, spedzali noce w walacych sie ustawicznie w zatybrzanskiej dzielnicy domach, a dnie sloneczne i cieple w kryptoportykach, w brudnych garkuchniach Subury, na moscie Milwiusa lub przed insulami moznych, gdzie im od czasu do czasu wyrzucano resztki ze stolu niewolnikow. Petroniusz dobrze byl znany przez te tlumy. O uszy Winicjusza obijalo sie ustawiczne: "Hic est!" - "To on!" - Lubiono go za hojnosc, a zwlaszcza popularnosc jego wzrosla od czasu, gdy dowiedziano sie, ze przemawial przed cezarem przeciw wyrokowi smierci wydanemu na cala familie, to jest na wszystkich bez roznicy plci i wieku niewolnikow prefekta Pedaniusza Sekunda, za to, iz jeden z nich zabil tego okrutnika w chwili rozpaczy. Petroniusz powtarzal wprawdzie glosno, ze mu to bylo wszystko jedno i ze przemawial do cezara tylko prywatnie, jako arbiter elegantiarum, ktorego estetyczne uczucia oburzala owa barbarzynska rzez, godna jakichs Scytow, nie Rzymian. Niemniej lud, ktory wzburzyl sie z powodu tej rzezi, kochal od tej pory Petroniusza. Lecz on o to nie dbal. Pamietal, ze ten lud kochal takze i Brytanika, ktorego Nero otrul, i Agrypine, ktora kazal zamordowac, i Oktawie, ktora na Pandatarii uduszono po uprzednim otwarciu jej zyl w goracej parze, i Rubeliusza Plauta, ktory zostal wygnany, i Trazeasza, ktoremu kazde jutro moglo przyniesc wyrok smierci. Milosc ludu mogla byc uwazana raczej za zla wrozbe, a sceptyczny Petroniusz byl zarazem przesadny. Tlumem gardzil podwojnie: i jako arystokrata, i jako esteta. Ludzie pachnacy prazonym bobem, ktory nosili w zanadrzu, a przy tym wiecznie schrypnieci i spotnieli od gry w more po rogach ulic i perystylach, nie zaslugiwali w jego oczach na miano ludzi. Nie odpowiadajac tez wcale ani na oklaski, ani na posylane tu i owdzie od ust pocalunki, opowiadal Markowi sprawe Pedaniusza, drwiac przy tym ze zmiennosci ulicznej halastry, ktora nazajutrz po groznym wzburzeniu oklaskiwala Nerona przejezdzajacego do swiatyni Jowisza Statora. Lecz przed ksiegarnia Awirunusa kazal sie zatrzymac i wysiadlszy zakupil ozdobny rekopis, ktory oddal Winicjuszowi. - To podarek dla ciebie - rzekl. - Dzieki! - odrzekl Winicjusz. Po czym spojrzawszy na tytul zapytal: - Satyricon. To cos nowego. Czyje to? - Moje. Ale ja nie chce isc sladem Rufinusa, ktorego historie mialem ci opowiedziec, ani tez sladem Fabrycjusza Wejenta, dlatego nikt o tym nie wie, ty zas nikomu nie mow. - A mowiles, ze nie piszesz wierszy - rzekl Winicjusz zagladajac do srodka - tu zas widze proze gesto nimi przeplatana. - Jak bedziesz czytal, zwroc uwage na uczte Trymalchiona. Co do wierszy, zbrzydly mi od czasu, jak Nero pisze epos. Witeliusz, widzisz, chcac sobie ulzyc, uzywa paleczki z kosci sloniowej, ktora zasuwa sobie w gardlo; inni posluguja sie piorami flamingow maczanymi w oliwie lub w odwarze macierzanki - ja zas odczytuje poezje Nerona - i skutek jest natychmiastowy. Moge je potem chwalic, jesli nie z czystym sumieniem, to z czystym zoladkiem. To rzeklszy zatrzymal znow lektyke przed zlotnikiem Idomenem i zalatwiwszy sprawe gemm kazal niesc lektyke wprost do domu Aulusa. - Po drodze opowiem ci na dowod, co jest milosc wlasna autorska, historie Rufinusa - rzekl. Lecz zanim ja rozpoczal, skrecili na Vicus Patricius i niebawem znalezli sie przed mieszkaniem Aulusa. Mlody i tegi ianitor otworzyl im drzwi wiodace do ostium, nad ktorymi sroka, zamknieta w klatce, witala ich wrzaskliwie slowem: "Salve!" Po drodze z drugiej sieni, zwanej ostium, do wlasciwego atrium, Winicjusz rzekl: - Czys zauwazyl, ze odzwierny tu bez lancuchow? - To dziwny dom - odpowiedzial polglosem Petroniusz - Pewno ci wiadomo, ze Pomponie Grecyne podejrzewano o wyznawanie wschodniego zabobonu, polegajacego na czci jakiegos Chrestosa. Zdaje sie, ze przysluzyla sie jej Kryspinilla, ktora nie moze darowac Pomponii, ze jeden maz wystarczyl jej na cale zycie. - Univira!... Latwiej dzis w Rzymie o polmisek rydzow z Noricum. Sadzono ja sadem domowym... - Masz slusznosc, ze to dziwny dom. Pozniej opowiem ci, com tu slyszal i widzial. Tymczasem znalezli sie w atrium. Przelozony nad nim niewolnik, zwany atriensis, wyslal nomenclatora, by oznajmil gosci, jednoczesnie zas sluzba podsunela im krzesla i stoleczki pod nogi. Petroniusz, ktory wyobrazajac sobie, ze w tym surowym domu panuje wieczny smutek, nigdy w nim nie bywal, spogladal naokol z pewnym zdziwieniem i jakby z poczuciem zawodu, albowiem atrium czynilo raczej wesole wrazenie. Z gory przez duzy otwor wpadal snop jasnego swiatla, lamiacego sie w tysiace skier na wodotrysku. Kwadratowa sadzawka z fontanna w srodku, przeznaczona do przyjmowania dzdzu wpadajacego w czasie niepogody przez gorny otwor, a zwana impluvium, otoczona byla anemonami i liliami. Szczegolnie w liliach widocznie kochano sie w domu, gdyz byly ich cale kepy, i bialych, i czerwonych, i wreszcie szafirowych irysow, ktorych delikatne platki byly jakby posrebrzone od wodnego pylu. Wsrod mokrych mchow, w ktorych ukryte byly donice z liliami, i wsrod pekow lisci widnialy brazowe posazki, przedstawiajace dzieci i ptactwo wodne. W jednym rogu odlana rowniez z brazu lania pochylala swa zasniedziala od wilgoci, zielonawa glowe ku wodzie, jakby sie chciala napic. Podloga atrium byla z mozaiki; sciany, czescia wykladane czerwonym marmurem, czescia malowane w drzewa, ryby, ptaki i gryfy, necily oczy gra kolorow. Odrzwia do bocznych izb zdobne byly zolwiowcem lub nawet koscia sloniowa; przy scianach, miedzy drzwiami, staly posagi przodkow Aulusa. Wszedy znac bylo spokojny dostatek, daleki od zbytku, ale szlachetny i pewny siebie. Petroniusz, ktory mieszkal nierownie okazalej i wykwintniej, nie mogl tu jednak znalezc zadnej rzeczy, ktora by razila jego smak - i wlasnie zwrocil sie z ta uwaga do Winicjusza, gdy wtem niewolnik velarius odsunal kotare dzielaca atrium od tablinum i w glebi domu ukazal sie nadchodzacy spiesznie Aulus Plaucjusz. Byl to czlowiek zblizajacy sie do wieczornych dni zycia, z glowa pobielona szronem, ale czerstwy, o twarzy energicznej, nieco za krotkiej, ale tez nieco podobnej do glowy orla. Tym razem malowalo sie na niej pewne zdziwienie, a nawet niepokoj, z powodu niespodziewanego przybycia Neronowego przyjaciela, towarzysza i zausznika. Lecz Petroniusz byl nadto swiatowcem i nadto bystrym czlowiekiem, by tego nie zauwazyc, zatem po pierwszych powitaniach oznajmil z cala wymowa i swoboda, na jaka bylo go stac, ze przychodzi podziekowac za opieke, jakiej w tym domu doznal syn jego siostry, i ze jedynie wdziecznosc jest powodem jego odwiedzin, do ktorych zreszta osmielila go dawna z Aulusem znajomosc. Aulus zapewnil go ze swej strony, iz milym jest gosciem, a co do wdziecznosci, oswiadczyl, ze sam sie do niej poczuwa, chociaz zapewne Petroniusz nie domysla sie jej powodow. Jakoz Petroniusz nie domyslal sie ich rzeczywiscie. Prozno, podnioslszy swe orzechowe oczy w gore, biedzil sie, by sobie przypomniec najmniejsza usluge oddana Aulusowi lub komukolwiek. Nie przypomnial sobie zadnej, procz tej chyba, ktora zamierzal wyswiadczyc Winicjuszowi. Mimo woli moglo sie wprawdzie cos podobnego zdarzyc, ale tylko mimo woli. - Kocham i cenie bardzo Wespazjana - odrzekl Aulus - ktoremu uratowales zycie, gdy raz zdarzylo mu sie nieszczescie usnac przy sluchaniu wierszy cezara. - Zdarzylo mu sie szczescie - odrzekl Petroniusz - bo ich nie slyszal, nie przecze jednak, ze moglo sie ono skonczyc nieszczesciem. Miedzianobrody chcial mu koniecznie poslac centuriona z przyjacielskim zleceniem, by sobie otworzyl zyly. - Ty zas, Petroniuszu, wysmiales go. - Tak jest, a raczej przeciwnie: powiedzialem mu, ze jesli Orfeusz umial piesnia usypiac dzikie bestie, jego tryumf jest rowny, skoro potrafil uspic Wespazjana. Ahenobarbowi mozna przyganiac pod warunkiem, zeby w malej przyganie miescilo sie wielkie pochlebstwo. Nasza milosciwa Augusta, Poppea, rozumie to doskonale. - Niestety, takie to czasy - odrzekl Aulus. - Brak mi na przodzie dwoch zebow, ktore mi wybil kamien rzucony reka Brytana, i przez to mowa moja stala sie swiszczaca, a jednak najszczesliwsze chwile mego zycia spedzilem w Brytanii... - Bo zwycieskie - dorzucil Winicjusz. Lecz Petroniusz zlaklszy sie, by stary wodz nie zaczal opowiadac o dawnych swych wojnach, zmienil przedmiot rozmowy. Oto w okolicy Praeneste wiesniacy znalezli martwe wilcze szczenie o dwu glowach, w czasie zas onegdajszej burzy piorun oberwal naroznik w swiatyni Luny, co bylo rzecza, ze wzgledu na spozniona jesien, nieslychana. Niejaki tez Kotta, ktory mu to opowiadal, dodawal zarazem, iz kaplani tejze swiatyni przepowiadaja z tego powodu upadek miasta lub co najmniej ruine wielkiego domu, ktora tylko nadzwyczajnymi ofiarami da sie odwrocic. Aulus wysluchawszy opowiadania wyrazil zdanie, ze takich oznak nie mozna jednak lekcewazyc. Ze bogowie moga byc zgniewani przebrana miara zbrodni, w tym nie masz nic dziwnego - a w takim razie ofiary blagalne sa zupelnie na miejscu. Na to Petroniusz rzekl: - Twoj dom, Plaucjuszu, nie jest zbyt wielki, choc mieszka w nim wielki czlowiek; moj jest wprawdzie za duzy na tak lichego wlasciciela, ale rowniez maly. A jesli chodzi o ruine jakiegos tak wielkiego, jak na przyklad domus transitoria, to czy oplaci sie nam skladac ofiary, by te ruine odwrocic? Plaucjusz nie odpowiedzial na to pytanie, ktora to ostroznosc dotknela nawet nieco Petroniusza, albowiem przy calym swym braku poczucia roznicy miedzy zlem a dobrem nie byl nigdy donosicielem i mozna z nim bylo rozmawiac z zupelnym bezpieczenstwem. Za czym zmienil znow rozmowe i poczal wychwalac mieszkanie Plaucjuszowe oraz dobry smak panujacy w domu. - Stara to siedziba - odrzekl Plaucjusz - w ktorej nic nie zmienilem od czasu, jakem ja odziedziczyl. Po odsunieciu kotary dzielacej atrium od tablinum dom otwarty byl na przestrzal, tak ze przez tablinum, przez nastepny perystyl i lezaca za nim sale, zwana oecus, wzrok biegl az do ogrodu, ktory widnial z dala jak jasny obraz, ujety w ciemna rame. Wesole dziecinne smiechy dolatywaly stamtad do atrium. - Ach, wodzu - rzekl Petroniusz - pozwol nam posluchac z bliska tego szczerego smiechu, o ktory dzis tak trudno. - Chetnie - odrzekl powstajac Plaucjusz. - To moj maly Aulus i Ligia bawia sie w pilki. Ale co do smiechu, mniemam, Petroniuszu, ze cale zycie schodzi ci na nim. - Zycie jest smiechu warte, wiec sie smieje - odpowiedzial Petroniusz - tu jednak smiech brzmi inaczej. - Petroniusz - dodal Winicjusz - nie smieje sie zreszta po calych dniach, ale raczej po calych nocach. Tak rozmawiajac przeszli przez dlugosc domu i znalezli sie w ogrodzie, gdzie Ligia i maly Aulus bawili sie pilkami, ktore niewolnicy wylacznie do tej zabawy przeznaczeni, zwani spheristae, zbierali z ziemi i podawali im do rak. Petroniusz rzucil szybkie, przelotne spojrzenie na Ligie, maly Aulus ujrzawszy Winicjusza przybiegl sie z nim witac, ow zas przechodzac schylil glowe przed piekna dziewczyna, ktora stala z pilka w reku, z wlosem nieco rozwianym, troche zdyszana i zarumieniona. Lecz w ogrodowym triclinium, zacienionym przez bluszcze, winograd i kozie ziele, siedziala Pomponia Grecyna; poszli sie wiec z nia witac. Petroniuszowi, jakkolwiek nie uczeszczal do domu Plaucjuszow, byla ona znajoma, albowiem widywal ja u Antystii, corki Rubeliusza Plauta, a dalej w domu Senekow i u Poliona. Nie mogl tez oprzec sie pewnemu podziwowi, jakim przejmowala go jej twarz smutna, ale pogodna, szlachetnosc jej postawy, ruchow, slow. Pomponia macila do tego stopnia jego pojecia o kobietach, ze ow zepsuty do szpiku kosci i pewny siebie, jak nikt w calym Rzymie, czlowiek nie tylko odczuwal dla niej pewien rodzaj szacunku, ale nawet tracil poniekad pewnosc siebie. I teraz oto dziekujac jej za opieke nad Winicjuszem wtracal jakby mimo woli wyraz: "domina", ktory nigdy nie przychodzil mu na mysl, gdy na przyklad rozmawial z Kalwia Kryspinilla, ze Skrybonia, z Waleria, Solina i innymi niewiastami z wielkiego swiata. - Po przywitaniu i zlozeniu podzieki poczal tez zaraz narzekac, ze Pomponie widuje sie tak rzadko, ze jej nie mozna spotkac ni w cyrku, ni w amfiteatrze, na co odpowiedziala mu spokojnie, polozywszy dlon na dloni meza: - Starzejemy sie i oboje lubimy coraz wiecej domowe zacisze. Petroniusz chcial przeczyc, lecz Aulus Plaucjusz dodal swoim swiszczacym glosem: - I coraz nam bardziej obco miedzy ludzmi, ktorzy nawet naszych bogow rzymskich greckimi nazywaja imionami. - Bogowie stali sie od pewnego czasu tylko retorycznymi figurami - odrzekl niedbale Petroniusz - ze zas retoryki uczyli nas Grecy, przeto mnie samemu latwiej na przyklad powiedziec: Hera niz Juno. To rzeklszy zwrocil oczy na Pomponie, jakby na znak, ze wobec niej zadne inne bostwo nie moglo mu przyjsc na mysl, a nastepnie jal przeczyc temu, co mowila o starosci: "Ludzie starzeja sie wprawdzie predko, ale tacy, ktorzy zyja zgola innym zyciem, a procz tego sa twarze, o ktorych Saturn zdaje sie zapominac." Petroniusz mowil to z pewna nawet szczeroscia, albowiem Pomponia Grecyna, jakkolwiek schodzila z poludnia zycia, zachowala niezwykla swiezosc cery, a ze glowe miala mala i twarz drobna, chwilami wiec, mimo swej ciemnej sukni, mimo powagi i smutku, czynila wrazenie kobiety zupelnie mlodej. Tymczasem maly Aulus, ktory podczas pobytu Winicjusza w domu zaprzyjaznil sie byl z nim nadzwyczajnie, zblizywszy sie poczal go zapraszac do gry w pilke. Za chlopcem weszla do triclinium i Ligia. Pod firanka bluszczow, ze swiatelkami drgajacymi na twarzy, wydala sie teraz Petroniuszowi ladniejsza niz na pierwszy rzut oka i istotnie podobna do jakiejs nimfy. Ze zas nie przemowil do niej dotad, wiec podniosl sie, pochylil przed nia glowe i zamiast zwyklych wyrazow powitania poczal cytowac slowa, ktorymi Odys powital Nauzykae: Nie wiem, czylis jest bostwem, czy panna smiertelna, Lecz jeslis jest mieszkanka ziemskiego padolu, Blogoslawiony ojciec z matka twa pospolu, Blogoslawieni bracia . Nawet Pomponii podobala sie wykwintna grzecznosc tego swiatowca. Co do Ligii, sluchala zmieszana i zaploniona, nie smiac oczu podniesc. Lecz stopniowo w katach jej ust poczal drgac swawolny usmiech, na twarzy znac bylo walke miedzy dziewczecym zawstydzeniem a checia odpowiedzi - i widocznie chec ta przemogla, spojrzawszy bowiem nagle na Petroniusza, odpowiedziala mu slowami tejze Nauzykai, cytujac je jednym tchem i troche jak wydawana lekcje: Nie byle kto ty jestes - i nie byle glowa! Po czym, zawrociwszy w miejscu, uciekla, jak ucieka sploszony ptak. Teraz na Petroniusza przyszla kolej zdziwienia - nie spodziewal sie bowiem uslyszec Homerowego wiersza w ustach dziewczyny, o ktorej barbarzynskim pochodzeniu byl przez Winicjusza uprzedzony. Spojrzal tez pytajacym wzrokiem na Pomponie, lecz ta nie mogla mu dac odpowiedzi, patrzyla bowiem w tej chwili, usmiechajac sie, na dume, jaka odbila sie w obliczu starego Aulusa. On zas nie umial tej dumy ukryc. Naprzod przywiazal sie byl do Ligii jak do wlasnego dziecka, a po wtore, mimo swych starorzymskich uprzedzen, ktore kazaly mu przeciw greczyznie i jej rozpowszechnieniu piorunowac, uwazal ja za szczyt towarzyskiej oglady. Sam nie mogl sie jej nigdy dobrze nauczyc, nad czym skrycie bolal, rad byl wiec teraz, ze temu wytwornemu panu, a zarazem i literatowi, ktory gotow byl uwazac dom jego za barbarzynski, odpowiedziano w nim jezykiem i wierszem Homera. - Jest w domu pedagogus Grek - rzekl zwracajac sie do Petroniusza - ktory uczy naszego chlopaka, a dziewczyna przysluchuje sie lekcjom. Pliszka to jeszcze, ale mila pliszka, do ktorej nawyklismy oboje. Petroniusz patrzyl teraz poprzez skrety bluszczow i kapryfolium na ogrod i na bawiaca sie trojke. Winicjusz zrzucil toge i w tunice tylko podbijal w gore pilke, ktora stojaca naprzeciw z wzniesionymi ramionami Ligia usilowala schwytac. Dziewczyna na pierwszy rzut oka nie uczynila wielkiego na Petroniuszu wrazenia. Wydala mu sie zbyt szczupla. Lecz od chwili gdy w triclinium spojrzal na nia blizej, pomyslal sobie, ze tak jednak moglaby wygladac jutrzenka - i jako znawca zrozumial, ze jest w niej cos niezwyklego. Wszystko zauwazyl i wszystko ocenil: wiec i twarz rozowa i przezrocza, i swieze usta, jakby do pocalunku zlozone, i niebieskie jak lazur morz oczy, i alabastrowa bialosc czola, i bujnosc ciemnych wlosow przeswiecajacych na skretach odblaskiem bursztynu albo korynckiej miedzi, i lekka szyje, i "boska" spadzistosc ramion, i cala postac gietka, smukla, mloda mlodoscia maju i swiezo rozkwitlych kwiatow. Zbudzil sie w nim artysta i czciciel pieknosci, ktory odczul, ze pod posagiem tej dziewczyny mozna by podpisac: "Wiosna" . - Nagle przypomnial sobie Chryzotemis i wzial go pusty smiech. Wydala mu sie razem ze swoim zlotym pudrem na wlosach i uczernionymi brwiami bajecznie zwiedla, czyms w rodzaju pozolklej i roniacej platki rozy. A jednak tej Chryzotemis zazdroscil mu caly Rzym. Nastepnie przypomnial sobie Poppee - i owa przeslawna Poppea rowniez wydala mu sie bezduszna woskowa maska. W tej dziewczynie o tanagryjskich ksztaltach byla nie tylko wiosna - byla i promienista "Psyche", ktora przeswiecala przez jej rozane cialo, jak promyk przeswieca przez lampe. "Winicjusz ma slusznosc - pomyslal - a moja Chryzotemis jest stara, stara... jak Troja!" Po czym zwrocil sie do Pomponii Grecyny - i wskazawszy na ogrod, rzekl: - Rozumiem teraz, domina, ze wobec takich dwojga wolicie dom od uczt na Palatynie i cyrku. - Tak - odpowiedziala zwracajac oczy w strone malego Aulusa i Ligii. A stary wodz poczal opowiadac historie dziewczyny i to, co slyszal przed laty od Ateliusza Histera o siedzacym w mrokach polnocy narodzie Ligow. Tamci zas skonczyli grac w pilke i przez czas jakis chodzili po piasku ogrodowym, odbijajac na czarnym tle mirtow i cyprysow jak trzy biale posagi. Ligia trzymala malego Aulusa za reke. Pochodziwszy nieco, siedli na lawce przy piscinie zajmujacej srodek ogrodu. Lecz po chwili Aulus zerwal sie, by ploszyc ryby w przezroczej wodzie. Winicjusz zas prowadzil dalej rozmowe zaczeta w czasie przechadzki: - Tak jest - mowil niskim, drgajacym glosem. - Zaledwiem zrzucil pretekste, wyslano mnie do azjatyckich legii. Miastam nie zaznal - ani zycia, ani milosci. Umiem na pamiec troche Anakreonta i Horacjusza, ale nie potrafilbym tak jak Petroniusz mowic wierszy wowczas, gdy rozum niemieje z podziwu i wlasnych slow znalezc nie moze. Chlopcem bedac chodzilem do szkoly Muzoniusza, ktory mawial nam, ze szczescie polega na tym, by chciec tego, czego chca bogi - a zatem od naszej woli zalezy. Ja jednak mysle, ze jest inne, wieksze i drozsze, ktore od woli nie zalezy, bo je tylko milosc dac moze. Szukaja tego szczescia sami bogowie, wiec i ja, o Ligio, ktorym nie zaznal dotad milosci, idac w ich slady szukam takze tej, ktora by mi szczescie dac chciala... Umilkl i przez czas jakis slychac bylo tylko lekki plusk wody, w ktora maly Aulus ciskal kamyki ploszac nimi ryby. Po chwili jednak Winicjusz znow mowic poczal glosem jeszcze miekszym i cichszym: - Wszak znasz Wespazjanowego syna, Tytusa? Mowia, ze zaledwie z chlopiecego wieku wyszedlszy pokochal tak Berenike, iz omal tesknota nie wyssala mu zycia... Tak i ja bym umial pokochac, o Ligio!... Bogactwo, slawa, wladza - czczy dym! marnosc! Bogaty znajdzie bogatszego od siebie, slawnego zacmi cudza wieksza slawa, poteznego potezniejszy pokona... Lecz zali sam cezar, zali ktory bog nawet moze doznawac wiekszej rozkoszy lub byc szczesliwszym niz prosty smiertelnik, w chwili gdy mu przy piersi dyszy piers droga lub gdy caluje usta kochane... Wiec milosc z bogami nas rowna - o Ligio!... A ona sluchala w niepokoju, w zdziwieniu i zarazem tak, jakby sluchala glosu greckiej fletni lub cytry. Zdawalo sie jej chwilami, ze Winicjusz spiewa jakas piesn dziwna, ktora saczy sie w jej uszy, porusza w niej krew, a zarazem przejmuje serce omdleniem, strachem i jakas niepojeta radoscia... Zdawalo jej sie tez, ze on mowi cos takiego, co w niej juz bylo poprzednio, ale z czego nie umiala sobie zdac sprawy. Czula, ze on w niej cos budzi, co drzemalo dotad, i ze w tej chwili zamglony sen zmienia sie w ksztalt coraz wyrazniejszy, bardziej upodobany i sliczny. Tymczasem slonce przetoczylo sie dawno za Tyber i stanelo nisko nad Janikulskim wzgorzem. Na nieruchome cyprysy padalo czerwone swiatlo - i cale powietrze bylo nim przesycone. Ligia podniosla swoje blekitne, jakby rozbudzone ze snu oczy na Winicjusza i nagle - w wieczornych odblaskach, pochylony nad nia, z prosba drgajaca w oczach, wydal sie jej piekniejszy od wszystkich ludzi i od wszystkich greckich i rzymskich bogow, ktorych posagi widywala na frontonach swiatyn. On zas objal z lekka palcami jej reke powyzej kostki i pytal: - Zali ty nie odgadujesz, Ligio, czemu ja mowie to tobie?... - Nie - odszeptala tak cicho, ze Winicjusz zaledwie doslyszal. Lecz nie uwierzyl jej i przyciagajac coraz silniej jej reke, bylby ja przyciagnal do serca, bijacego jak mlotem pod wplywem zadzy rozbudzonej przez cudna dziewczyne - i bylby wprost do niej zwrocil palace slowa, gdyby nie to, ze na sciezce, ujetej w ramy mirtow, ukazal sie stary Aulus, ktory zblizywszy sie rzekl: - Slonce zachodzi, wiec strzezcie sie wieczornego chlodu i nie zartujcie z Libityna... - Nie - odrzekl Winicjusz - nie wdzialem dotad togi i nie poczulem chlodu. - A oto juz ledwie pol tarczy zza wzgorz wyglada - odpowiedzial stary wojownik. - Bogdaj to slodki klimat Sycylii, gdzie wieczorami lud zbiera sie na rynkach, aby choralnym spiewem zegnac zachodzacego Feba. I zapomniawszy, ze przed chwila sam ostrzegal przed Libityna, poczal opowiadac o Sycylii, gdzie mial swe posiadlosci i duze gospodarstwo rolne, w ktorym sie kochal. Wspomnial tez, ze nieraz przychodzilo mu na mysl przeniesc sie do Sycylii i tam dokonac spokojnie zycia. Dosc ma zimowych szronow ten, komu zimy ubielily juz glowe. Jeszcze lisc nie opada z drzew i nad miastem smieje sie niebo laskawie, ale gdy winograd pozolknie, gdy snieg spadnie w Gorach Albanskich, a bogowie nawiedza przejmujacym wichrem Kampanie, wowczas kto wie, czy z calym domem nie przeniesie sie do swojej zacisznej wiejskiej sadyby. - Mialzebys chec opuscic Rzym, Plaucjuszu? - spytal z naglym niepokojem Winicjusz. - Chec te mam dawno - odpowiedzial Aulus - bo tam spokojniej i bezpieczniej. I jal znowu wychwalac swoje sady, stada, dom ukryty w zieleni i wzgorza porosle tymem i czabrami, wsrod ktorych brzecza roje pszczol. Lecz Winicjusz nie zwazal na te bukoliczna nute - i myslac tylko o tym, ze moze utracic Ligie, spogladal w strone Petroniusza, jakby od niego jedynie wygladal ratunku. Tymczasem Petroniusz siedzac przy Pomponii lubowal sie widokiem zachodzacego slonca, ogrodu i stojacych przy sadzawce ludzi. Biale ich ubrania na ciemnym tle mirtow swiecily zlotem od wieczornych blaskow. Na niebie zorza poczela zabarwiac sie purpura, fioletem i mienic sie na ksztalt opalu. Strop nieba stal sie liliowy. Czarne sylwetki cyprysow uczynily sie jeszcze wyrazistsze niz w dzien bialy, zas w ludziach, w drzewach i w calym ogrodzie zapanowal spokoj wieczorny. Petroniusza uderzyl ten spokoj i uderzyl go zwlaszcza w ludziach. W twarzy Pomponii, starego Aulusa, ich chlopca i Ligii - bylo cos, czego nie widywal w tych twarzach, ktore go co dzien, a raczej co noc otaczaly: bylo jakies swiatlo, jakies ukojenie i jakas pogoda plynaca wprost z takiego zycia, jakim tu wszyscy zyli. I z pewnym zdziwieniem pomyslal, ze jednak mogla istniec pieknosc i slodycz, ktorych on, wiecznie goniacy za pieknoscia i slodycza, nie zaznal. Mysli tej nie umial ukryc w sobie i zwrociwszy sie do Pomponii rzekl: - Rozwazam w duszy, jak odmienny jest wasz swiat od tego swiata, ktorym wlada nasz Nero. Ona zas podniosla swoja drobna twarz ku zorzy wieczornej i odrzekla z prostota: - Nad swiatem wlada nie Nero - ale Bog. Nastala chwila milczenia. W poblizu triclinium daly sie slyszec w alei kroki starego wodza, Winicjusza, Ligii i malego Aula - lecz nim nadeszli, Petroniusz spytal jeszcze: - A wiec ty wierzysz w bogi, Pomponio? - Wierze w Boga, ktory jest jeden, sprawiedliwy i wszechmocny - odpowiedziala zona Aula Plaucjusza. Wierzy w Boga, ktory jest jeden, wszechmocny i sprawiedliwy - powtorzyl Petroniusz, w chwili gdy znow znalazl sie w lektyce sam na sam z Winicjuszem. - Jesli jej Bog jest wszechmocny, tedy rzadzi zyciem i smiercia; a jesli jest sprawiedliwy, tedy slusznie zsyla smierc. Czemu wiec Pomponia nosi zalobe po Julii? Zalujac Julii przygania swemu Bogu. Musze to rozumowanie powtorzyc naszej miedzianobrodej malpie, uwazam bowiem, ze w dialektyce dorownywam Sokratesowi. Co do kobiet, zgadzam sie, ze kazda posiada trzy lub cztery dusze, ale zadna nie ma duszy rozumnej. Niechby Pomponia rozmyslala sobie z Seneka lub z Kornutusem nad tym, czym jest ich wielki Logos... Niechby razem wywolywali cienie Ksenofanesa, Parmenida, Zenona i Platona, ktore nudza sie tam w kimeryjskich krainach jak czyze w klatce. Ja chcialem mowic z nia i z Plaucjuszem o czym innym. Na swiety brzuch egipskiej Izys! Gdybym im tak po prostu powiedzial, po cosmy przyszli, przypuszczam, ze cnota ich zadzwieczalaby jak miedziana tarcza, w ktora ktos palka uderzy. I nie smialem! Dasz wiare, Winicjuszu, zem nie smial! Pawie sa piekne ptaki, ale krzycza zbyt przerazliwie. Zlaklem sie krzyku. Musze jednak pochwalic twoj wybor. Istna "rozanopalca Jutrzenka"... i wiesz, co mi takze przypomniala? Wiosne! - i to nie nasza w Italii, gdzie ledwie tu i owdzie jablon pokryje sie kwiatem, a oliwki szarzeja, jak szarzaly, ale te wiosne, ktora niegdys widzialem w Helwecji, mloda, swieza, jasnozielona... Na te blada Selene - nie dziwie ci sie, Marku - wiedz jednak, ze Diane milujesz i ze Aulus i Pomponia gotowi cie rozszarpac, jak niegdys psy rozszarpaly Akteona. Winicjusz, nie podnoszac glowy, przez chwile milczal, po czym jal mowic przerywanym przez zadze glosem: - Pragnalem jej poprzednio, a teraz pragne jeszcze wiecej. Gdym objal jej reke, owional mnie ogien... Musze ja miec. Gdybym byl Zeusem, otoczylbym ja chmura, jak on otoczyl Io, lub spadlbym na nia dzdzem, jak on spadl na Danae. Chcialbym calowac jej usta az do bolu! Chcialbym slyszec jej krzyk w moich ramionach. Chcialbym zabic Aula i Pomponie, a ja porwac i zaniesc na reku do mego domu. Nie bede dzis spal. Rozkaze cwiczyc ktorego z niewolnikow i bede sluchal jego jekow... - Uspokoj sie - rzekl Petroniusz. - Masz zachcianki ciesli z Subury. - Wszystko mi jedno. Musze ja miec. Udalem sie do ciebie po rade, lecz jesli ty jej nie znajdziesz, znajde ja sam... Aulus uwaza Ligie za corke, czemuz bym ja mial patrzec na nia jak na niewolnice? Wiec skoro nie ma innej drogi, niechze oprzedzie drzwi mego domu, niech je namasci wilczym tluszczem i niechaj siedzie jako zona przy moim ognisku. - Uspokoj sie, szalony potomku konsulow. Nie po to sprowadzamy barbarzyncow na sznurach za naszymi wozami, bysmy mieli zaslubiac ich corki. Strzez sie ostatecznosci. Wyczerpnij proste, uczciwe sposoby i zostaw sobie i mnie czas do namyslu. Mnie takze Chryzotemis wydawala sie corka Jowisza, a jednak nie zaslubilem jej - tak jak i Nero nie zaslubil Akte, choc ja czyniono corka krola Attala... Uspokoj sie... Pomysl, ze jesli ona zechce opuscic Aulusow dla ciebie, oni nie maja prawa jej wstrzymac, wiedz zas o tym, ze nie tylko sam gorejesz, bo i w niej Eros rozniecil plomien... Jam to widzial, a mnie nalezy wierzyc. Miej cierpliwosc. Na wszystko jest sposob, ale dzis i tak juz za duzo myslalem, a to mnie nuzy. Natomiast przyrzekam ci, ze jutro pomysle jeszcze o twojej milosci, i chyba Petroniusz nie bylby Petroniuszem, gdyby jakiegos srodka nie znalazl. Umilkli znow obaj - wreszcie po niejakim czasie Winicjusz rzekl juz spokojniej: - Dziekuje ci i niech Fortuna szczodra ci bedzie. - Badz cierpliwy. - Dokad sie niesc kazales? - Do Chryzotemis... - Szczesliwys, ze posiadasz te, ktora kochasz. - Ja? Wiesz, co mnie jeszcze bawi w Chryzotemis? Oto, ze ona mnie zdradza z moim wlasnym wyzwolencem, lutnista Teoklesem, i mysli, ze tego nie widze. Niegdys kochalem ja, a teraz bawia mnie jej klamstwa i jej glupota. Chodz ze mna do niej. Jesli pocznie cie balamucic i kreslic ci litery na stole palcem umoczonym w winie, wiedz o tym, ze nie jestem zazdrosny. I kazali sie poniesc razem do Chryzotemis. Lecz w przedsionku Petroniusz polozyl reke na ramieniu Winicjusza i rzekl: - Czekaj, zdaje mi sie, ze obmyslilem sposob. - Niech wszystkie bogi ci nagrodza... - Tak jest! Sadze, ze srodek jest nieomylny. - Wiesz co, Marku? - Slucham cie, moja Atene... - Oto za kilka dni boska Ligia bedzie spozywala w twoim domu ziarno Demetry. - Jestes wiekszy niz cezar! - zawolal z uniesieniem Winicjusz. Jakoz Petroniusz dotrzymal obietnicy. Nazajutrz, po odwiedzinach u Chryzotemis, spal wprawdzie caly dzien, ale wieczorem kazal sie zaniesc na Palatyn i mial z Neronem poufna rozmowe, skutkiem ktorej na trzeci dzien przed domem Plaucjusza pojawil sie centurion na czele kilkunastu pretorianskich zolnierzy. Czasy byly niepewne i straszne. Poslancy tego rodzaju byli zarazem najczesciej zwiastunami smierci. Totez z chwila, w ktorej centurion uderzyl mlotkiem we drzwi Aulusa, i gdy nadzorca atrium dal znac, iz w sieni znajduja sie zolnierze, przerazenie zapanowalo w calym domu. Rodzina wnet otoczyla starego wodza, nikt bowiem nie watpil, ze niebezpieczenstwo przede wszystkim nad nim zawislo. Pomponia objawszy ramionami jego szyje przytulila sie do niego ze wszystkich sil, a zsiniale jej usta poruszaly sie szybko, wymawiajac jakies ciche wyrazy; Ligia, z twarza blada jak plotno, calowala jego reke; maly Aulus czepial sie togi - z korytarzy, z pokoi lezacych na pietrze i przeznaczonych dla sluzebnic, z czeladnej, z lazni, ze sklepionych dolnych mieszkan, z calego domu poczely sie wysypywac roje niewolnikow i niewolnic. Daly sie slyszec okrzyki: "Heu, heu, me miserum!" - kobiety uderzyly w wielki placz; niektore poczely juz sobie drapac policzki lub nakrywac glowy chustkami. Sam tylko stary wodz, przywykly od lat calych patrzec smierci prosto w oczy, pozostal spokojny i tylko jego krotka orla twarz stala sie jakby z kamienia wykuta. Po chwili, uciszywszy wrzaski i rozkazawszy rozejsc sie sluzbie, rzekl: - Pusc mnie, Pomponio. Jesli mi nadszedl kres, bedziemy mieli czas sie pozegnac. I usunal ja z lekka - ona zas rzekla: - Bodajby twoj los byl zarazem i moim, o Aulu! Po czym padlszy na kolana, poczela sie modlic z ta sila, jaka jedynie bojazn o droga istote dac moze. Aulus przeszedl do atrium, gdzie czekal nan centurion. Byl to stary Kajusz Hasta, dawny jego podwladny i towarzysz z wojen brytanskich. - Witaj, wodzu - rzekl. - Przynosze ci rozkaz i pozdrowienie cezara - a oto sa tabliczki i znak, ze w jego imieniu przychodze. - Wdziecznym jest cezarowi za pozdrowienie, a rozkaz wykonam - odrzekl Aulus. - Witaj, Hasto, i mow, z jakim zleceniem przychodzisz. - Aulu Plaucjuszu - poczal Hasta - cezar dowiedzial sie, iz w domu twoim przebywa corka krola Ligow, ktora ow krol jeszcze za zycia boskiego Klaudiusza oddal w rece Rzymian jako rekojmie, ze granice imperium nigdy nie zostana przez Ligow naruszone. Boski Nero wdzieczny ci jest, o wodzu, za to, izes jej przez lat tyle dawal goscinnosc u siebie, lecz nie chcac dluzej obarczac twego domu, jak rowniez baczac, iz dziewica, jako zakladniczka, winna zostawac pod opieka samego cezara i senatu - rozkazuje ci ja wydac w moje rece. Aulus nadto byl zolnierzem i nadto hartownym mezem, by wobec rozkazu pozwolic sobie na zal, na marne slowa lub skargi. Jednakze zmarszczka naglego gniewu i bolu zjawila mu sie na czole. Przed takim zmarszczeniem brwi drzaly niegdys legie brytanskie - i nawet w tej chwili jeszcze na twarzy Hasty odbil sie przestrach. Lecz obecnie, wobec rozkazu, Aulus Plaucjusz uczul sie bezbronnym. Przez czas jakis patrzyl na tabliczki, na znak, po czym podnioslszy oczy na starego centuriona rzekl juz spokojnie: - Zaczekaj, Hasto, w atrium, zanim zakladniczka zostanie ci wydana. I po tych slowach przeszedl na drugi koniec domu do sali zwanej oecus, gdzie Pomponia Grecyna, Ligia i maly Aulus czekali nan w niepokoju i trwodze. - Nikomu nie grozi smierc ani wygnanie na dalekie wyspy - rzekl - a jednak posel cezara jest zwiastunem nieszczescia. O ciebie chodzi, Ligio. - O Ligie? - zawolala ze zdumieniem Pomponia. - Tak jest - odrzekl Aulus. I zwrociwszy sie do dziewczyny, poczal mowic: - Ligio, bylas chowana w naszym domu jak wlasne nasze dziecko i oboje z Pomponia milujemy cie jak corke. Ale wiesz o tym, ze nie jestes nasza corka. Jestes zakladniczka dana przez twoj narod Rzymowi i opieka nad toba nalezy do cezara. Otoz cezar zabiera cie z naszego domu. Wodz mowil spokojnie, ale jakims dziwnym, niezwyklym glosem. Ligia sluchala slow jego mrugajac oczyma i jakby nie rozumiejac, o co chodzi; policzki Pomponii pokryly sie bladoscia; we drzwiach, wiodacych z korytarza do oecus, poczely sie znow ukazywac przerazone twarze niewolnic. - Wola cezara musi byc spelniona - rzekl Aulus. - Aulu! - zawolala Pomponia obejmujac ramionami dziewczyne, jakby chciala jej bronic - lepiej by dla niej bylo umrzec. Ligia zas, tulac sie do jej piersi, powtarzala: "Matko! matko!", nie mogac zdobyc sie wsrod lkan na inne slowa. Na twarzy Aulusa znow odbil sie gniew i bol. - Gdybym byl sam na swiecie - rzekl ponuro - nie oddalbym jej zywej - i krewni moi dzis jeszcze mogliby zlozyc za nas ofiary Jovi Liberatori... Lecz nie mam prawa gubic ciebie i naszego dziecka, ktore moze szczesliwszych dozyc czasow... Udam sie dzis jeszcze do cezara i bede go blagal, by rozkaz odmienil. Czy mnie wyslucha - nie wiem. Tymczasem badz zdrowa, Ligio, i wiedz o tym, ze i ja, i Pomponia blogoslawilismy zawsze dzien, w ktorym zasiadlas przy naszym ognisku. To rzeklszy polozyl jej reke na glowie, ale choc staral sie zachowac spokoj, jednakze w chwili gdy Ligia zwrocila ku niemu oczy zalane lzami, a potem chwyciwszy jego reke poczela ja do ust przyciskac, w glosie jego zadrgal zal gleboki, ojcowski. - Zegnaj, radosci nasza i swiatlo oczu naszych! - rzekl. I predko wyszedl z powrotem do atrium, by nie pozwolic opanowac sie niegodnemu Rzymianina i wodza wzruszeniu. Tymczasem Pomponia zaprowadziwszy Ligie do cubiculum poczela ja uspokajac, pocieszac, dodawac jej otuchy i mowic slowa - brzmiace dziwnie w tym domu, w ktorym tuz obok, w przyleglej swietlicy, stalo jeszcze lararium i ognisko, na ktorym Aulus Plaucjusz, wierny dawnemu obyczajowi, poswiecal ofiary bogom domowym. Oto czas proby nadszedl. Niegdys Wirginiusz przebil piers wlasnej corki, by ja wyzwolic z rak Appiusza; dawniej jeszcze Lukrecja dobrowolnie przyplacila zyciem hanbe. Dom cezara jest jaskinia hanby, zla, zbrodni. "Lecz my, Ligio, wiemy, dlaczego nie mamy prawa podniesc na siebie reki!..." Tak jest! To prawo, pod ktorym obie zyja, jest inne, wieksze, swietsze, pozwala jednak bronic sie od zla i hanby, chocby te obrone zyciem i meka przyszlo przyplacic. Kto czysty wychodzi z przybytku zepsucia, tym wieksza jego zasluga. Ziemia jest takim przybytkiem, ale na szczescie zycie jest jednym mgnieniem oka, a zmartwychwstaje sie tylko z grobu, za ktorym nie wladnie juz Nero, lecz Milosierdzie -- i zamiast bolu jest radosc, i zamiast lez - wesele. Po czym jela mowic o sobie. Tak! Spokojna jest, ale i w jej piersiach nie brak ran bolesnych. Oto na oczach jej Aulusa lezy jeszcze bielmo, jeszcze nie splynal na niego zdroj swiatla. Nie wolno jej takze wychowywac syna w Prawdzie. Wiec gdy pomysli, ze tak moze byc do kresu zycia i ze nadejsc moze chwila rozlaczenia sie z nimi, stokroc wiekszego i straszniejszego niz to czasowe, nad ktorym obie teraz boleja - nie umie nawet pojac, jakim sposobem potrafi byc bez nich, nawet w niebie, szczesliwa. I wiele juz nocy przeplakala, wiele spedzila na modlitwie, zebrzac o zmilowanie i laske. Lecz swoj bol ofiaruje Bogu - i czeka - i ufa. A gdy teraz nowy spotyka ja cios, gdy rozkaz okrutnika zabiera jej droga glowe - te, ktora Aulus nazwal swiatlem oczu, ufa jeszcze, wierzac, ze jest moc nad Neronowa wieksza i Milosierdzie od jego zlosci silniejsze. I przycisnela jeszcze silniej do piersi glowke dziewczyny, ta zas osunela sie po chwili do jej kolan i ukrywszy oczy w faldach jej peplum, pozostala tak przez dlugi czas w milczeniu, lecz gdy sie wreszcie podniosla, na twarzy jej widac juz bylo nieco spokoju. - Zal mi ciebie, matko, i ojca, i brata, ale wiem, ze opor nie przydalby sie na nic, a zgubil was wszystkich. Natomiast przyrzekam ci, ze slow twoich nie zapomne nigdy w domu cezara. Raz jeszcze zarzucila jej ramiona na szyje, a potem, gdy obie wyszly do oecus, poczela sie zegnac z malym Plaucjuszem - ze staruszkiem Grekiem, ktory byl ich nauczycielem, ze swoja szatna, ktora niegdys nianczyla ja, i ze wszystkimi niewolnikami. Jeden z nich, wysoki i barczysty Ligijczyk, ktorego w domu zwano Ursus, a ktory w swoim czasie razem z matka Ligii i z nia przybyl z inna ich sluzba do obozu Rzymian, padl teraz do jej nog, a nastepnie pochylil sie do kolan Pomponii, mowiac: - O domina! Pozwolcie mi isc z moja pania, abym jej sluzyl i czuwal nad nia w domu cezara. - Nie naszym, lecz Ligii jestes sluga - odrzekla Pomponia Grecyna - lecz zali cie dopuszcza do drzwi cezara? I w jaki sposob potrafisz czuwac nad nia? - Nie wiem, domina, wiem jeno, ze zelazo kruszy sie w moich rekach jak drzewo... Aulus Plaucjusz, ktory nadszedl na te chwile, dowiedziawszy sie, o co chodzi, nie tylko nie sprzeciwil sie checi Ursusa, ale oswiadczyl, ze nie maja nawet prawa go zatrzymywac. Odsylaja Ligie jako zakladniczke, o ktora upomina sie cezar - a zatem obowiazani sa odeslac jej orszak, ktory przechodzi wraz z nia pod opieke cezara. Tu szepnal Pomponii, ze pod pozorem orszaku moze jej dodac tyle niewolnic, ile uzna za stosowne - centurion bowiem nie moze odmowic ich przyjecia. Dla Ligii byla w tym pewna pociecha. Pomponia zas rowniez byla rada, ze moze ja otoczyc sluzba swego wyboru. Jakoz procz Ursusa wyznaczyla jej stara szatna, dwie Cypryjki biegle w czesaniu i dwie kapielowe dziewki germanskie. Wybor jej padl wylacznie na wyznawcow nowej nauki, gdy zas i Ursus wyznawal ja juz od lat kilku, Pomponia mogla liczyc na wiernosc tej sluzby, a zarazem cieszyc sie mysla, ze ziarna prawdy zostana posiane w domu cezara. Napisala tez kilka slow polecajac opieke nad Ligia wyzwolenicy Neronowej, Akte. Pomponia nie widywala jej wprawdzie na zebraniach wyznawcow nowej nauki, slyszala jednak od nich, ze Akte nie odmawia im nigdy uslug i ze czytuje chciwie listy Pawla z Tarsu. Wiadomym jej bylo zreszta, iz mloda wyzwolenica zyje w ciaglym smutku, ze jest istota odmienna od wszystkich domowniczek Nerona i ze w ogole jest dobrym duchem palacu. Hasta podjal sie sam wreczyc list Akte. Uwazajac tez za rzecz naturalna, ze corka krolewska musi miec orszak swych slug, nie czynil najmniejszej trudnosci w zabraniu ich do palacu, dziwiac sie raczej malej ich liczbie. Prosil jednakze o pospiech, z obawy, by nie byc posadzonym o brak gorliwosci w spelnianiu rozkazow. Godzina rozstania nadeszla. Oczy Pomponii i Ligii znow zaplynely lzami; Aulus jeszcze raz zlozyl dlon na jej glowie i po chwili zolnierze, przeprowadzani krzykiem malego Aulusa, ktory w obronie siostry wygrazal swymi malymi piesciami centurionowi - uprowadzili Ligie do domu cezara. Lecz stary wodz kazal gotowac dla siebie lektyke, tymczasem zas zamknawszy sie z Pomponia w przyleglej do oecus pinakotece, rzekl jej: - Sluchaj mnie, Pomponio. Udaje sie do cezara, choc sadze, ze na prozno, a jakkolwiek slowo Seneki nic juz u niego nie znaczy, bede i u Seneki. Dzis wiecej znacza: Sofroniusz, Tygellinus, Petroniusz lub Watyniusz... Co do cezara, moze i nie slyszal on nigdy w zyciu o narodzie Ligow i jesli zazadal wydania Ligii jako zakladniczki, to dlatego, iz ktos go do tego podmowil, latwo zas odgadnac, kto mogl to uczynic. A ona podniosla na niego nagle oczy. - Petroniusz? - Tak jest. Nastala chwila milczenia, po czym wodz mowil dalej: - Oto co jest wpuscic przez prog ktorego z tych ludzi bez czci i sumienia. Przekleta niech bedzie chwila, w ktorej Winicjusz wszedl w nasz dom! On to sprowadzil do nas Petroniusza. Biada Ligii, albowiem nie o zakladniczke, tylko o naloznice im chodzi. I mowa jego z gniewu, z bezsilnej wscieklosci i z zalu za przybranym dzieckiem stala sie jeszcze bardziej swiszczaca niz zwykle. Czas jakis zmagal sie sam ze soba i tylko zacisniete piesci swiadczyly, jak ta wewnetrzna walka jest ciezka. - Czcilem dotychczas bogow - rzekl - ale w tej chwili mysle, ze nie masz ich nad swiatem i ze jest tylko jeden, zly, szalony i potworny, ktoremu imie Nero. - Aulu! - rzekla Pomponia. - Nero jest tylko garscia zgnilego prochu wobec Boga. On zas poczal chodzic szerokimi krokami po mozaice pinakoteki. W zyciu jego byly wielkie czyny, ale nie bylo wielkich nieszczesc, wiec nie byl do nich przyzwyczajony. Stary zolnierz przywiazal sie byl do Ligii wiecej, niz sam o tym wiedzial, i teraz nie umial sie pogodzic z mysla, iz ja stracil. Procz tego czul sie upokorzony. Zaciezyla nad nim reka, ktora pogardzal, a jednoczesnie czul, ze wobec jej sily jego sila jest niczym. Lecz gdy wreszcie potlumil w sobie gniew, ktory mieszal mu mysli, rzekl: - Sadze, ze Petroniusz nie odjal nam jej dla cezara, nie chcialby bowiem narazic sie Poppei. Wiec albo dla siebie, albo dla Winicjusza... Dzis jeszcze dowiem sie o tym. I po chwili lektyka unosila go w strone Palatynu, Pomponia zas, zostawszy sama, poszla do malego Aula, ktory nie ustawal w placzu za siostra i w pogrozkach przeciw cezarowi. Aulus slusznie jednak domyslal sie, ze nie zostanie dopuszczony przed oblicze Nerona. Odpowiedziano mu, ze cezar zajety jest spiewem z lutnista Terpnosem i ze w ogole nie przyjmuje tych, ktorych sam nie wezwal. Innymi slowy, znaczylo to, by Aulus nie probowal i na przyszlosc widziec sie z nim. Natomiast Seneka, jakkolwiek chory na goraczke, przyjal starego wodza ze czcia mu przynalezna, ale gdy wysluchal, o co mu chodzi, usmiechnal sie gorzko i rzekl: - Jedna ci tylko moge oddac usluge, szlachetny Plaucjuszu, to jest - nie okazac nigdy cezarowi, ze serce moje odczuwa twoj bol i ze chcialbym ci dopomoc, gdyby bowiem cezar powzial najmniejsze pod tym wzgledem podejrzenie, wiedz o tym, ze nie oddalby ci Ligii, chocby nie mial do tego zadnych innych powodow, jak tylko, by mi uczynic na zlosc. Nie radzil mu rowniez udawac sie ni do Tygellina, ni do Watyniusza, ni do Witeliusza. Moze pieniedzmi mozna by z nimi cos wskorac, moze takze chcieliby uczynic na zlosc Petroniuszowi, ktorego wplyw staraja sie podkopac, lecz najprawdopodobniej zdradziliby przed cezarem, jak dalece Ligia jest dla Plaucjuszow droga, a wowczas cezar tym bardziej by jej nie oddal. Tu stary medrzec poczal mowic z gryzaca ironia, ktora zwracal przeciw sobie samemu: - Milczales, Plaucjuszu, milczales przez lata cale, a cezar nie lubi tych, ktorzy milcza! Jakze ci bylo nie unosic sie nad jego pieknoscia, cnota, spiewem, nad jego deklamacja, powozeniem i wierszami. Jakze ci bylo nie wyslawiac smierci Brytanika, nie powiedziec mowy pochwalnej na czesc matkobojcy i nie zlozyc zyczen z powodu uduszenia Oktawii. Brak ci przezornosci, Aulu, ktora my, zyjacy szczesliwie przy dworze, posiadamy w stopniu odpowiednim. Tak mowiac wzial kubek, ktory nosil u pasa, zaczerpnal wody z fontanny impluvium, odswiezyl spalone usta i mowil dalej: - Ach, Nero ma wdzieczne serce. Kocha ciebie, bos sluzyl Rzymowi i imie jego rozslawil na krancach swiata, i kocha mnie, bom mu byl mistrzem w mlodosci. Dlatego, widzisz, wiem, ze ta woda nie jest zatruta, i pije ja spokojny. Wino w moim domu byloby mniej pewne, ale jeslis spragniony, to napij sie smialo tej wody. Wodociagi prowadza ja az z Gor Albanskich i chcac ja zatruc, trzeba by zatruc wszystkie fontanny w Rzymie. Jak widzisz, mozna byc jeszcze na tym swiecie bezpiecznym i miec spokojna starosc. Jestem chory wprawdzie, ale to raczej dusza choruje, nie cialo. Byla to prawda. Senece braklo tej sily duszy, jaka posiadal na przyklad Kornutus lub Trazeasz, wiec zycie jego bylo szeregiem ustepstw czynionych zbrodni. Sam to czul, sam rozumial, ze wyznawca zasad Zenona z Citium inna powinien byl isc droga, i cierpial z tego powodu wiecej niz z obawy samej smierci. Lecz wodz przerwal mu teraz zgryzliwe rozmyslania. - Szlachetny Anneuszu - rzekl - wiem, jak cezar wyplacil ci sie za opieke, ktora otoczyles jego mlode lata. Lecz sprawca porwania nam dziecka jest Petroniusz. Wskaz mi na niego sposoby, wskaz wplywy, jakim ulega, i sam wreszcie uzyj z nim calej wymowy, jaka cie stara przyjazn dla mnie natchnac zdola. - Petroniusz i ja - odpowiedzial Seneka - jestesmy ludzie z dwoch przeciwnych obozow. Sposobow na niego nie wiem, wplywom niczyim nie podlega. Byc moze, ze przy calym swym zepsuciu wiecej on jeszcze wart od tych lotrow, ktorymi Nero dzis sie otacza. Ale dowodzic mu, ze popelnil zly uczynek, jest to tylko czas tracic; Petroniusz dawno zatracil ten zmysl, ktory zle od dobrego odroznia. Dowiedz mu, ze jego postepek jest szpetny, wowczas zawstydzi sie. Gdy sie z nim zobacze, powiem mu: "Czyn twoj jest godny wyzwolenca". Jesli to nie pomoze, nic nie pomoze. - Dzieki i za to - odrzekl wodz. Po czym kazal sie niesc do Winicjusza, ktorego zastal fechtujacego sie z domowym lanista. Aulusa na widok mlodego czlowieka oddajacego sie spokojnie cwiczeniom w chwili, gdy zamach na Ligie zostal spelniony, porwal straszliwy gniew, ktory tez, zaledwie zaslona opadla za lanista, wybuchnal potokiem gorzkich wyrzutow i obelg. Lecz Winicjusz dowiedziawszy sie, ze Ligia zostala porwana, pobladl tak straszliwie, iz ani na chwile nawet Aulus nie mogl go posadzac o wspolnictwo w zamachu. Czolo mlodzienca pokrylo sie kroplami potu; krew, ktora na chwile uciekla do serca, naplynela znow goraca fala do twarzy, oczy poczely sypac skrami, usta rzucac bezladne pytania. Zazdrosc i wscieklosc miotaly nim na przemian jak wicher. Zdawalo mu sie, ze Ligia, raz przestapiwszy prog domu cezara, jest dla niego stracona na zawsze, gdy zas Aulus wymowil imie Petroniusza, podejrzenie, niby blyskawica, przelecialo przez mysl mlodego zolnierza, ze Petroniusz zadrwil z niego i ze albo podarkiem Ligii chcial sobie zjednac nowe laski cezara, albo ja chcial zatrzymac dla siebie. To, zeby ktos ujrzawszy Ligie nie zapragnal jej zarazem, nie miescilo mu sie w glowie. Zapamietalosc, dziedziczna w jego rodzie, unosila go teraz jak rozhukany kon i odejmowala mu przytomnosc. Wodzu - rzekl przerywanym glosem - wracaj do siebie i czekaj na mnie... Wiedz, ze gdyby Petroniusz byl ojcem moim, jeszcze bym pomscil na nim krzywde Ligii. Wracaj do siebie i czekaj mnie. Ni Petroniusz, ni cezar miec jej nie beda. Po czym zwrocil zacisniete piesci ku woskowym maskom stojacym w szafach w atrium i wybuchnal: - Na te maski smiertelne! Pierwej zabije ja i siebie. To rzeklszy zerwal sie i rzuciwszy raz jeszcze Aulusowi slowo: "Czekaj mnie", wybiegl jak szalony z atrium i lecial do Petroniusza roztracajac po drodze przechodniow. Aulus zas wrocil do domu z pewna otucha. Sadzil, ze jesli Petroniusz namowil cezara do porwania Ligii dla oddania jej Winicjuszowi, to Winicjusz odprowadzi ja do ich domu. Wreszcie niemala pociecha byla mu mysl, ze Ligia, jesli nie zostanie uratowana, to bedzie pomszczona i zaslonieta przez smierc od hanby. Wierzyl, ze Winicjusz dokona wszystkiego, co przyrzekl. Widzial jego wscieklosc i znal zapalczywosc wrodzona calemu temu rodowi. On sam, choc milowal Ligie jak rodzony ojciec, wolalby byl ja zabic niz oddac cezarowi, i gdyby nie wzglad na syna, ostatniego potomka rodu, bylby niechybnie to uczynil. Aulus byl zolnierzem, o stoikach zaledwie slyszal, ale charakterem nie byl od nich daleki i do jego pojec, do jego dumy smierc przypadala latwiej i lepiej od hanby. Wrociwszy do domu uspokoil Pomponie, przelal w nia swa otuche i oboje poczeli oczekiwac wiesci od Winicjusza. Chwilami, gdy w atrium odzywaly sie kroki ktorego z niewolnikow, sadzili, ze to moze Winicjusz odprowadza im kochane dziecko, i gotowi byli z glebi duszy poblogoslawic obojgu. Ale czas uplywal i wiesc zadna nie nadchodzila. Wieczorem dopiero ozwal sie mlotek przy bramie. Po chwili niewolnik wszedl i oddal Aulusowi list. Stary wodz, jakkolwiek lubil okazywac panowanie nad soba, wzial go jednak nieco drzaca reka i poczal czytac tak skwapliwie, jakby chodzilo o caly jego dom. Nagle twarz mu zmierzchla, jak gdyby padl na nia cien od przelatujacej chmury. - Czytaj - rzekl zwrociwszy sie do Pomponii. Pomponia wziela list i czytala, co nastepuje: "Markus Winicjusz pozdrowienie Aulowi Plaucjuszowi. Co sie stalo, stalo sie z woli cezara, przed ktora schylcie glowy, jako schylamy ja i Petroniusz." Po czym nastalo dlugie milczenie. Petroniusz byl w domu. Odzwierny nie smial zatrzymac Winicjusza, ktory wpadl do atrium jak burza i dowiedziawszy sie, ze gospodarza nalezy szukac w bibliotece, tym samym pedem wpadl do biblioteki i zastawszy Petroniusza piszacego, wyrwal mu trzcine z reki, zlamal ja, cisnal na ziemie, nastepnie wpil palce w jego ramiona i zblizajac twarz do jego twarzy, poczal pytac chrapliwym glosem: - Cos z nia uczynil? Gdzie ona jest? Lecz nagle stala sie rzecz zdumiewajaca. Oto ow wysmukly i zniewiescialy Petroniusz chwycil wpijajaca mu sie w ramie dlon mlodego atlety, za czym chwycil druga i trzymajac je obie w swojej jednej z sila zelaznych kleszczy, rzekl: - Ja tylko z rana jestem niedolega, a wieczorem odzyskuje dawna sprezystosc. Sprobuj sie wyrwac. Gimnastyki musial cie uczyc tkacz, a obyczajow kowal. - Na twarzy jego nie znac bylo nawet gniewu, tylko w oczach mignal mu jakis plowy odblask odwagi i energii. Po chwili puscil rece Winicjusza, ktory stal przed nim upokorzony, zawstydzony i wsciekly. - Stalowa masz reke - rzekl - ale na wszystkich bogow piekielnych przysiegam ci, ze jeslis mnie zdradzil, wepchne ci noz w gardlo, chocby w pokojach cezara. - Pogadajmy spokojnie - odpowiedzial Petroniusz. - Stal mocniejsza jest, jak widzisz, od zelaza, wiec choc z twego jednego ramienia mozna by moich dwa uczynic, nie potrzebuje sie ciebie bac. Natomiast boleje nad twym grubianstwem, a gdyby niewdziecznosc ludzka mogla mnie jeszcze dziwic, dziwilbym sie twej niewdziecznosci. - Gdzie jest Ligia? - W lupanarze, to jest w domu cezara. - Petroniuszu! - Uspokoj sie i siadaj. Poprosilem cezara o dwie rzeczy, ktore mi przyrzekl: naprzod o wydobycie Ligii z domu Aulusow, a po wtore o oddanie jej tobie. Czy nie masz tam gdzie noza w faldach togi? Moze mnie pchniesz? Ale ja ci radze poczekac pare dni, bo wzieto by cie do wiezienia, a tymczasem Ligia nudzilaby sie w twym domu. Nastalo milczenie. Winicjusz pogladal czas jakis zdumionymi oczyma na Petroniusza, po czym rzekl: - Przebacz mi. Miluje ja i milosc miesza moje zmysly. - Podziwiaj mnie, Marku. Onegdaj rzeklem cezarowi tak: "Moj siostrzeniec Winicjusz pokochal tak pewna chuderlawa dziewczyne, ktora hoduje sie u Aulusow, ze dom jego zmienil sie w laznie parowa od westchnien. Ty (powiadam), cezarze, ani ja, ktorzy wiemy, co jest prawdziwa pieknosc, nie dalibysmy za nia tysiaca sestercji, ale to chlopak zawsze byl glupi jak trojnog, a teraz zglupial do reszty." - Petroniuszu! - Jesli nie rozumiesz, zem to powiedzial chcac zabezpieczyc Ligie, gotowem uwierzyc, zem powiedzial prawde. Wmowilem w Miedzianobrodego, ze taki esteta jak on nie moze uwazac takiej dziewczyny za pieknosc, i Nero, ktory dotad nie smie patrzec inaczej, jak przez moje oczy, nie znajdzie w niej pieknosci, a nie znalazlszy, nie bedzie jej pozadal. Trzeba sie bylo przed malpa zabezpieczyc i wziac ja na sznur. Na Ligii pozna sie teraz nie on, ale Poppea, i oczywiscie postara sie ja jak najpredzej z palacu wyprawic. Ja zas mowilem dalej z niechcenia Miedzianej Brodzie: "Wez Ligie i daj ja Winicjuszowi! Masz prawo to uczynic, bo jest zakladniczka, a gdy tak postapisz, wyrzadzisz krzywde Aulusowi." I zgodzil sie. Nie mial najmniejszego powodu nie zgodzic sie, tym bardziej ze dalem mu sposobnosc dokuczenia porzadnym ludziom. Uczynia cie urzedowym strozem zakladniczki, oddadza ci w rece ow skarb ligijski, ty zas, jako sprzymierzeniec walecznych Ligow, a zarazem wierny sluga cezara, nie tylko nic ze skarbu nie strwonisz, ale postarasz sie o jego pomnozenie. Cezar dla zachowania pozorow zatrzyma ja kilka dni w domu, a potem odesle do twojej insuli, szczesliwcze! - Prawdaz to jest? Nicze jej tam nie grozi w domu cezara? - Gdyby tam miala stale zamieszkac, Poppea pogadalaby o niej z Lokusta, ale przez kilka dni nic jej nie grozi. W palacu cezara jest dziesiec tysiecy ludzi. Byc moze, ze jej Nero wcale nie zobaczy, tym bardziej ze wszystko powierzyl mi do tego stopnia, iz przed chwila centurion byl u mnie z wiadomoscia, ze odprowadzil dziewczyne do palacu i zdal ja w rece Akte. To dobra dusza ta Akte, dlatego kazalem jej ja oddac. Pomponia Grecyna jest widocznie rowniez tego zdania, bo do niej pisala. Jutro jest uczta u Nerona. Wymowilem ci miejsce obok Ligii. - Wybacz mi, Kaju, moja porywczosc - rzekl Winicjusz. - Sadzilem, zes ja kazal uprowadzic dla siebie lub dla cezara. - Ja moge ci wybaczyc porywczosc, ale trudniej mi wybaczyc gminne gesta, rubaszne krzyki i glos przypominajacy grajacych w more. Tego nie lubie, Marku, i tego sie strzez. Wiedz, ze streczycielem cezara jest Tygellinus, i wiedz takze, ze gdybym dziewczyne chcial wziac dla siebie, to bym teraz, patrzac ci prosto w oczy, powiedzial, co nastepuje: "Winicjuszu, odbieram ci Ligie i bede ja trzymal poty, poki mi sie nie znudzi." Tak mowiac poczal patrzec swymi orzechowymi zrenicami wprost w oczy Winicjusza, z wyrazem chlodnym i zuchwalym, mlody czlowiek zas zmieszal sie do reszty. - Wina jest moja - rzekl. - Jestes dobry, zacny, i dziekuje ci z calej duszy. Pozwol mi tylko zadac ci jeszcze jedno pytanie. Czemu nie kazales odeslac Ligii wprost do mego domu? - Bo cezar chce zachowac pozory. Beda o tym ludzie mowili w Rzymie, ze zas Ligie zabieramy jako zakladniczke, wiec poki beda mowili, poty zostanie w palacu cezara. Potem odesla ci ja po cichu i bedzie koniec. Miedzianobrody jest tchorzliwym psem. Wie, ze wladza jego jest bez granic, a jednak stara sie upozorowac kazdy postepek. Czy ochlonales juz do tego stopnia, abys mogl troche pofilozofowac? Mnie samemu nie raz przychodzilo na mysl, dlaczego zbrodnia, chocby byla potezna jak cezar i pewna jak on bezkarnosci, stara sie zawsze o pozory prawa, sprawiedliwosci i cnoty?... Na co jej ten trud? Ja uwazam, ze zamordowac brata, matke i zone jest rzecza godna jakiegos azjatyckiego krolika, nie rzymskiego cezara; ale gdyby mi sie to przytrafilo, nie pisalbym usprawiedliwiajacych listow do senatu... Nero zas pisze - Nero szuka pozorow, bo Nero jest tchorzem. Ale taki Tyberiusz nie byl tchorzem, a jednak usprawiedliwial kazdy swoj wystepek. Czemu tak jest? Co to za dziwny, mimowolny hold, skladany przez zlo cnocie? I wiesz, co mi sie zdaje? Otoz, iz dzieje sie tak dlatego, ze wystepek jest szpetny, a cnota piekna. Ergo, prawdziwy esteta jest tym samym cnotliwym czlowiekiem. Ergo, ja jestem cnotliwym czlowiekiem. Musze dzis wylac nieco wina cieniom Protagora, Prodyka i Gorgiasa. Pokazuje sie, ze i sofisci moga sie na cos przydac. Sluchaj, albowiem mowie dalej. Odjalem Ligie Aulusom, by ja oddac tobie. Dobrze. Ale Lizypp utworzylby z was cudowne grupy. Oboje jestescie piekni, a wiec i moj postepek jest piekny, a bedac pieknym nic moze byc zlym. Patrz, Marku, oto siedzi przed toba cnota wcielona w Petroniusza! Gdyby Arystydes zyl, powinien by przyjsc do mnie i ofiarowac mi sto min za krotki wyklad o cnocie. Lecz Winicjusz, jako czlowiek, ktorego rzeczywistosc wiecej obchodzila od wykladow o cnocie, rzekl: - Jutro zobacze Ligie, a potem bede ja mial w domu moim co dzien, ciagle i do smierci. - Ty bedziesz mial Ligie, a ja bede mial na glowie Aulusa. Wezwie na mnie pomsty wszystkich podziemnych bogow. I gdyby przynajmniej bestia wziela przedtem lekcje porzadnej deklamacji... Ale on bedzie wymyslal tak, jak moim klientom wymyslal dawny moj odzwierny, ktorego zreszta wyslalem za to na wies do ergastulum. - Aulus byl u mnie. Obiecalem mu przeslac wiadomosc o Ligii. - Napisz mu, ze wola "boskiego" cezara jest najwyzszym prawem i ze pierwszy twoj syn bedzie mial na imie Aulus. Trzeba, zeby stary mial jakas pocieche. Jestem gotow prosic Miedzianobrodego, by go wezwal jutro na uczte. Niechby cie zobaczyl w triclinium obok Ligii. - Nie czyn tego - rzekl Winicjusz. - Mnie ich jednak zal, zwlaszcza Pomponii. I zasiadl, by napisac ow list, ktory staremu wodzowi odebral reszte nadziei. Przed Akte, dawna kochanka Nerona, schylaly sie niegdys najwyzsze glowy w Rzymie. Lecz ona i wowczas nawet nie chciala sie mieszac do spraw publicznych i jesli kiedykolwiek uzywala swego wplywu na mlodego wladce, to chyba dla wyproszenia dla kogos litosci. Cicha i pokorna, zjednala sobie wdziecznosc wielu, nikogo zas nie uczynila swym nieprzyjacielem. Nie potrafila jej znienawidzic nawet Oktawia. Zazdrosnym wydawala sie zbyt malo niebezpieczna. Wiedziano o niej, ze kocha zawsze Nerona miloscia smutna i zbolala, ktora zyje juz nie nadzieja, ale tylko wspomnieniami chwil, w ktorych ow Nero byl nie tylko mlodszym i kochajacym, ale lepszym. Wiedziano, ze od tych wspomnien nie moze oderwac duszy i mysli, ale niczego juz nie czeka, ze zas nie bylo istotnie obawy, aby cezar do niej wrocil, patrzano na nia jak na istote zgola bezbronna i z tego powodu pozostawiano ja w spokoju. Poppea miala ja tylko za cicha sluge, tak dalece nieszkodliwa, ze nie domagala sie nawet usuniecia jej z palacu. Poniewaz jednak cezar kochal ja niegdys i porzucil bez urazy, w spokojny, a nawet poniekad przyjazny sposob, zachowano dla niej pewne wzgledy. Nero wyzwoliwszy ja dal jej w palacu mieszkanie, a w nim osobne cubiculum i garsc ludzi ze sluzby. A gdy swego czasu Pallas i Narcyz, chociaz Klaudiuszowi wyzwolency, nie tylko zasiadali z Klaudiuszem do uczt, ale jako potezni ministrowie zabierali poczesne miejsca, wiec i ja zapraszano czasem do stolu cezara. Czyniono to moze dlatego, ze jej sliczna postac stanowila prawdziwa ozdobe uczty. Zreszta cezar w doborze towarzystwa od dawna juz przestal sie rachowac z jakimikolwiek wzgledami. Do stolu jego zasiadala najroznorodniejsza mieszanina ludzi wszelkich stanow i powolan. Byli miedzy nimi senatorowie, ale przewaznie tacy, ktorzy godzili sie byc zarazem blaznami. Byli patrycjusze starzy i mlodzi, spragnieni rozkoszy, zbytku i uzycia. Bywaly kobiety noszace wielkie imiona, lecz nie wahajace sie wkladac wieczorem plowych peruk i szukac dla rozrywki przygod na ciemnych ulicach. Bywali i wysocy urzednicy, i kaplani, ktorzy przy pelnych czarach sami radzi drwili z wlasnych bogow, obok nich zas wszelkiego rodzaju halastra, zlozona ze spiewakow, z mimow, muzykow, tancerzy i tancerek, z poetow, ktorzy deklamujac wiersze mysleli o sestercjach, jakie im za pochwale wierszy cezarowych spasc moga, z filozofow-glodomorow odprowadzajacych chciwymi oczyma podawane potrawy, wreszcie ze slynnych woznicow, sztukmistrzow, cudotworcow, bajarzy, trefnisiow, wreszcie z przeroznych pasowanych przez mode lub glupote na jednodniowe znakomitosci drapichrustow, miedzy ktorymi nie braklo i takich, co dlugimi wlosami pokrywali przeklute na znak niewolnictwa uszy. Slynniejsi zasiadali wprost do stolow, mniejsi sluzyli do rozrywki w czasie jedzenia, czekajac na chwile, w ktorej sluzba pozwoli im rzucic sie na resztki potraw i napojow. Gosci tego rodzaju dostarczali Tygellinus, Watyniusz i Witeliusz, gosciom zas zmuszeni byli nieraz dostarczac odziezy odpowiedniej do pokojow cezara, ktory zreszta lubil takie towarzystwo czujac sie w nim najswobodniejszym. Zbytek dworu zlocil wszystko i wszystko pokrywal blaskiem. Wielcy i mali, potomkowie wielkich rodow i holota z bruku miejskiego, potezni artysci i liche wyskrobki talentow cisneli sie do palacu, by nasycic olsnione oczy przepychem, niemal przechodzacym ludzkie pojecie, i zblizyc sie do rozdawcy wszelkich lask, bogactw i dobra, ktorego jedno widzimisie moglo wprawdzie ponizyc, ale moglo i wyniesc bez miary. Dnia tego i Ligia miala wziac udzial w podobnej uczcie. Strach, niepewnosc i oburzenie, niedziwne po naglym przejsciu, walczyly w niej z checia oporu. Bala sie cezara, bala sie ludzi, bala sie palacu, ktorego gwar odejmowal jej przytomnosc, bala sie uczt, o ktorych sromocie slyszala od Aulusa, od Pomponii Grecyny i ich przyjaciol. Bedac mloda dziewczyna nie byla jednak nieswiadoma, albowiem swiadomosc zlego w owych czasach wczesnie dochodzila nawet do dzieciecych uszu. Wiedziala wiec, ze w tym palacu grozi jej zguba, o ktorej zreszta ostrzegala ja w chwili rozstania i Pomponia. Majac jednak dusze mloda, nieobyta z zepsuciem, i wyznajac wysoka nauke wszczepiona jej przez przybrana matke, przyrzekla bronic sie od owej zguby: matce, sobie i zarazem temu Boskiemu Nauczycielowi, w ktorego nie tylko wierzyla, ale ktorego pokochala swym wpoldziecinnym sercem za slodycz nauki, za gorycz smierci i za chwale zmartwychpowstania. Byla tez pewna, ze teraz juz ni Aulus, ni Pomponia Grecyna nie beda odpowiadali za jej postepki, zamyslala wiec, czy nie lepiej bedzie stawic opor i nie isc na uczte. Z jednej strony strach i niepokoj glosno gadaly w jej duszy, z drugiej rodzila sie w niej chec okazania odwagi, wytrwalosci, narazenia sie na meke i smierc. Wszakze Boski Nauczyciel tak kazal. Wszakze sam dal przyklad. Wszakze Pomponia opowiadala jej, ze gorliwsi miedzy wyznawcami pozadaja cala dusza takiej proby i modla sie o nia. I Ligie, gdy jeszcze byla w domu Aulusow, opanowywala chwilami podobna zadza. Widziala sie meczennica, z ranami w rekach i stopach, biala jak sniegi, piekna nadziemska pieknoscia, niesiona przez rownie bialych aniolow w blekit, i podobnymi widzeniami lubowala sie jej wyobraznia. Bylo w tym duzo marzen dziecinnych, ale bylo i nieco upodobania w samej sobie, ktore karcila Pomponia. Teraz zas, gdy opor woli cezara mogl pociagnac za soba jakas okrutna kare i gdy widywane w marzeniach meczarnie mogly sie stac rzeczywistoscia, do pieknych widzen, do upodoban dolaczyla sie jeszcze, pomieszana ze strachem, jakas ciekawosc, jak tez ja skaza i jaki rodzaj mek dla niej obmysla. I tak wahala sie jej wpol jeszcze dziecinna dusza na dwie strony. Lecz Akte dowiedziawszy sie o tych wahaniach spojrzala na nia z takim zdumieniem, jakby dziewczyna mowila w goraczce. Okazac opor woli cezara? Narazic sie od pierwszej chwili na jego gniew? Na to trzeba chyba byc dzieckiem, ktore nie wie, co mowi. Z wlasnych oto slow Ligii pokazuje sie, ze wlasciwie nie jest ona zakladniczka, ale dziewczyna zapomniana przez swoj narod. Nie broni jej zadne prawo narodow, a gdyby jej nawet bronilo, cezar dosc jest potezny, by je w chwili gniewu podeptac. Cezarowi spodobalo sie ja wziac i odtad nia rozporzadza. Odtad jest ona na jego woli, nad ktora nie masz innej na swiecie. - Tak jest - mowila dalej - i ja czytalam listy Pawla z Tarsu, i ja wiem, ze nad ziemia jest Bog i jest Syn Bozy, ktory zmartwychwstal, ale na ziemi jest tylko cezar. Pamietaj o tym, Ligio. Wiem takze, ze twoja nauka nie pozwala ci byc tym, czym ja bylam, i ze wam, jak i stoikom, o ktorych opowiadal mi Epiktet, gdy przyjdzie wybor miedzy sromota a smiercia, smierc tylko wybrac wolno. Ale czy mozesz zgadnac, ze cie czeka smierc, nie sromota? Zali nie slyszalas o corce Sejana, ktora malym byla jeszcze dziewczatkiem, a ktora z Tyberiuszowego rozkazu musiala dla zachowania prawa, ktore zabrania karac dziewic smiercia, przejsc przez hanbe przed zgonem! Ligio, Ligio, nie draznij cezara! Gdy przyjdzie chwila stanowcza, gdy musisz wybierac miedzy hanba a smiercia, postapisz tak, jak ci twoja Prawda wskazuje, ale nie szukaj dobrowolnie zguby i nie draznij z blahego powodu ziemskiego, a przy tym okrutnego boga. Akte mowila z wielka litoscia i nawet z uniesieniem, a majac z natury wzrok nieco krotki, przysunela blisko swa slodka twarz do twarzy Ligii, jakby chcac sprawdzic, jakie jej slowa czynia wrazenie. Ligia zas, zarzuciwszy z ufnoscia dziecka rece na jej szyje, rzekla: - Ty dobra jestes, Akte. Akte, ujeta pochwala i ufnoscia, przycisnela ja do serca, a nastepnie uwolniwszy sie z ramion dziewczyny odpowiedziala: - Moje szczescie minelo i radosc minela, ale zla nie jestem. Po czym jela chodzic szybkimi krokami po izbie i mowic do siebie jakby z rozpacza: - Nie! I on nie byl zly. On sam myslal wowczas, ze jest dobry, i chcial byc dobrym. Ja to wiem najlepiej. To wszystko przyszlo pozniej... gdy przestal kochac... To inni uczynili go takim, jak jest - to inni - i Poppea! Tu rzesy jej pokryly sie lzami. Ligia wodzila za nia czas jakis swymi blekitnymi oczyma, a wreszcie rzekla: - Ty go zalujesz, Akte? - Zaluje! - odpowiedziala glucho Greczynka. I znow poczela chodzic ze scisnietymi jakby z bolu rekoma i twarza bezradna. A Ligia pytala niesmialo dalej: - Ty go jeszcze kochasz, Akte? - Kocham... Po chwili zas dodala: - Jego nikt procz mnie nie kocha... Nastalo milczenie, podczas ktorego Akte usilowala odzyskac zmacona wspomnieniami spokojnosc, i gdy wreszcie twarz jej przybrala znowu zwykly wyraz cichego smutku, rzekla: - Mowmy o tobie, Ligio. Nie mysl nawet o tym, by sprzeciwic sie cezarowi. To byloby szalenstwem. Wreszcie uspokoj sie. Znam dobrze ten dom i sadze, ze ze strony cezara nic ci nie grozi. Gdyby Nero kazal cie porwac dla siebie, nie sprowadzaliby cie na Palatyn. Tu wlada Poppea, a Nero, od czasu gdy mu powila corke, jest jeszcze bardziej pod jej wladza... Nie. Nero kazal wprawdzie, bys byla na uczcie, ale nie widzial cie dotad, nie zapytal o ciebie, wiec mu o ciebie nie chodzi. Moze odebral cie Aulusowi i Pomponii tylko przez zlosc do nich... Do mnie Petroniusz pisal, bym miala nad toba opieke, a ze pisala, jak wiesz, i Pomponia, wiec chyba porozumieli sie ze soba. Moze on to uczynil na jej prosbe. Jesli tak jest, jesli i on na prosbe Pomponii zaopiekuje sie toba, nic ci nie grozi i kto wie nawet, czy Nero za jego namowa nie odesle cie do Aulusow. Nie wiem, czy Nero zbyt go kocha, ale wiem, ze rzadko smie byc przeciwnego z nim zdania. - Ach Akte! - odpowiedziala Ligia. - Petroniusz byl u nas przedtem, nim mnie zabrali, i matka moja byla przekonana, iz Nero zazadal wydania mnie z jego namowy. - To byloby zle - rzekla Akte. Lecz zamysliwszy sie przez chwile, mowila dalej: - Moze jednak Petroniusz wygadal sie tylko przed Neronem przy jakiej wieczerzy, ze widzial u Aulusow zakladniczke Ligow, i Nero, ktory jest zazdrosny o swoja wladze, zazadal cie dlatego, ze zakladnicy naleza do cezara. On zreszta nie lubi Aulusa i Pomponii... Nie! Nie zdaje mi sie, by Petroniusz, gdyby cie chcial odebrac Aulusowi, chwycil sie takiego sposobu. Nie wiem, czy Petroniusz jest lepszy od tych, ktorzy otaczaja cezara, ale jest inny... Moze wreszcie procz niego znajdziesz jeszcze kogo, kto by sie chcial wstawic za toba. Czy u Aulusow nie poznalas kogo z bliskich cezara? - Widywalam Wespazjana i Tytusa. - Cezar ich nie lubi. - I Seneke. - Dosc, by Seneka cos poradzil, aby Nero postapil inaczej. Jasna twarz Ligii poczela pokrywac sie rumiencem. - I Winicjusza... - Nie znam go. - To krewny Petroniusza, ktory wrocil niedawno z Armenii. - Czy myslisz, ze Nero rad go widzi? - Winicjusza lubia wszyscy. - I chcialby sie wstawic za toba? - Tak. Akte usmiechnela sie tkliwie i rzekla: - To go pewnie na uczcie zobaczysz. Byc na niej musisz, naprzod dlatego, ze musisz... Tylko takie dziecko jak ty moglo pomyslec inaczej. Po wtore, jesli chcesz wrocic do domu Aulusow, znajdziesz sposobnosc proszenia Petroniusza i Winicjusza, by swoim wplywem wyjednali dla cie prawo powrotu. Gdyby tu byli, obaj powiedzieliby ci to co ja, ze szalenstwem i zguba byloby probowac oporu. Cezar moglby wprawdzie nie dostrzec twej nieobecnosci, lecz gdyby dostrzegl i pomyslal, ze smialas sie sprzeciwic jego woli, nie byloby juz dla ciebie ratunku. Chodz, Ligio... Czy slyszysz ten gwar w domu? Slonce sie zniza i goscie juz wkrotce zaczna przybywac. - Masz slusznosc, Akte - odpowiedziala Ligia - i pojde za twoja rada. Ile w tym postanowieniu bylo checi zobaczenia Winicjusza i Petroniusza, ile kobiecej ciekawosci, by raz w zyciu ujrzec taka uczte, a na niej cezara, dwor, slynna Poppee i inne pieknosci, i caly ten nieslychany przepych, o ktorym cuda opowiadano w Rzymie, sama Ligia nie umiala sobie zapewne zdac sprawy. Lecz Akte swoja droga miala slusznosc i dziewczyna czula to dobrze. Isc bylo trzeba, wiec gdy koniecznosc i prosty rozum wsparly ukryta pokuse, przestala sie wahac. Akte zaprowadzila ja wowczas do wlasnego unctuarium, by ja namascic i ubrac, a jakkolwiek w domu cezara nie braklo niewolnic i Akte miala ich sporo dla osobistej uslugi, jednak przez wspolczucie dla dziewczyny, ktorej niewinnosc i pieknosc chwycila ja za serce, sama postanowila ja ubrac, i zaraz pokazalo sie, ze w mlodej Greczynce, mimo jej smutku i mimo wczytywania sie w listy Pawla z Tarsu, zostalo wiele jeszcze dawnej duszy hellenskiej, do ktorej pieknosc ciala przemawiala silniej niz wszystko inne na swiecie. Obnazywszy Ligie, na widok jej ksztaltow zarazem wiotkich i pelnych, utworzonych jakby z perlowej masy i rozy, nie mogla wstrzymac okrzyku podziwienia i odstapiwszy kilka krokow, patrzyla z zachwytem na te niezrownana, wiosenna postac. - Ligio! - zawolala wreszcie - tys stokroc piekniejsza od Poppei! Lecz dziewczyna, wychowana w surowym domu Pomponii, gdzie skromnosci przestrzegano nawet wowczas, gdy kobiety byly same ze soba, stala - cudna jak cudny sen, harmonijna jak dzielo Praksytelesa lub jak piesn, ale zmieszana, rozowa od wstydu, ze scisnietymi kolany, z rekoma na piersi i ze spuszczonymi na oczy rzesami. Wreszcie, podnioslszy naglym ruchem ramiona, wyjela szpilki podtrzymujace wlosy i w jednej chwili, jednym wstrzasnieniem glowy, okryla sie nimi jak plaszczem. Akte zas zblizywszy sie i dotykajac jej ciemnych splotow, mowila: - O, jakie ty masz wlosy! Nie posypie ich zlotym pudrem, one same przeswiecaja gdzieniegdzie zlotem na skretach... Ledwie ze moze tu i owdzie dodam zlotego polysku, lecz lekko, lekko, jakby rozjasnil je promien... Cudny musi byc wasz kraj ligijski, gdzie takie sie rodza dziewczyny. - Ja go nie pamietam - odrzekla Ligia. - Ursus tylko mi mowil, ze u nas lasy, lasy i lasy. - A w lasach kwiaty kwitna - mowila Akte maczajac dlonie w wazie pelnej werweny i zwilzajac nia wlosy Ligii. Po ukonczeniu zas tej roboty poczela mascic leciuchno cale jej cialo wonnymi olejkami z Arabii, a nastepnie przyoblekla je w miekka zlotej barwy tunike bez rekawow, na ktora mialo przyjsc sniezne peplum. Lecz ze przedtem trzeba bylo uczesac wlosy, wiec tymczasem owinela ja w rodzaj obszernej szaty, zwanej synthesis, i usadziwszy na krzesle, oddala ja na chwile w rece niewolnic, by czuwac z daleka nad czesaniem. Dwie niewolnice poczely nakladac jednoczesnie na nozki Ligii biale, haftowane purpura trzewiki, przypasujac je na krzyz zlotymi tasmami do alabastrowych kostek. Gdy wreszcie czesanie bylo skonczone, ulozono na niej peplum w przesliczne lekkie faldy, po czym Akte, zapiawszy jej perly na szyi i dotknawszy wlosow na skretach zlocistym pylem, sama kazala sie przybierac, wodzac przez caly czas zachwyconymi oczyma za Ligia. Lecz wnet byla gotowa, a gdy przed glowna brama pierwsze dopiero zaczely ukazywac sie lektyki, weszly obie do bocznego kryptoportyku, z ktorego widac bylo glowna brame, wewnetrzne galerie i dziedziniec otoczony kolumnada z numidyjskiego marmuru. Stopniowo coraz wiecej ludzi przechodzilo pod wynioslym lukiem bramy, nad ktora wspaniala kwadryga Lizyppa zdawala sie unosic w powietrzu Apollina i Diane. Oczy Ligii uderzyl pyszny widok, o ktorym skromny dom Aulusa nie mogl jej dac najmniejszego pojecia. Byla to chwila zachodu slonca i ostatnie jego promienie padaly na zolty numidyjski marmur kolumn, ktory w tych blaskach swiecil jak zloto i zarazem mienil sie na rozowo. Wsrod kolumn, obok bialych posagow Danaid i innych, przedstawiajacych bogow lub bohaterow, przeplywaly tlumy ludzi, mezczyzn i kobiet, podobnych rowniez do posagow, bo udrapowanych w togi, peplumy i stole splywajace z wdziekiem ku ziemi miekkimi faldami, na ktorych dogasaly blaski zachodzacego slonca. Olbrzymi Herkules, z glowa jeszcze w swietle, od piersi pograzon juz w cieniu rzucanym przez kolumne, spogladal z gory na ow tlum. Akte pokazywala Ligii senatorow w szeroko obramowanych togach, w barwnych tunikach i z polksiezycami na obuwiu, i rycerzy, i slynnych artystow, i rzymskie panie przybrane w sposob rzymski, to grecki, to w fantastyczne wschodnie stroje, z wlosami upietymi w wieze, w piramidy lub zaczesane na wzor posagow bogin nisko przy glowie, a strojne w kwiaty. Wielu mezczyzn i wiele kobiet nazywala Akte po imieniu, dodajac do imion krotkie i nieraz straszne historie, przejmujace Ligie strachem, podziwem, zdumieniem. Byl to dla niej swiat dziwny, ktorego pieknoscia napawaly sie jej oczy, ale ktorego przeciwienstw nie umial pojac jej dziewczecy rozum. W tych zorzach na niebie, w tych szeregach nieruchomych kolumn, ginacych w glebi, i w tych ludziach, podobnych do posagow, byl jakis wielki spokoj; zdawalo sie, ze wsrod owych prostolinijnych marmurow powinni zyc jacys prozni trosk, ukojeni i szczesliwi polbogowie, tymczasem cichy glos Akte odkrywal raz po raz coraz inna, straszna tajemnice i tego palacu, i tych ludzi. Oto tam z dala widac kryptoportyk, na ktorego kolumnach i podlodze czerwienia sie jeszcze krwawe plamy krwi, ktora obluzgal biale marmury Kaligula, gdy padl pod nozem Kasjusza Cherei; tam zamordowano jego zone, tam dziecko rozbito o kamienie; tam pod tym skrzydlem jest podziemie, w ktorym gryzl rece z glodu mlodszy Drusus; tam otruto starszego, tam wil sie ze strachu Gemellus, tam z konwulsji Klaudiusz, tam Germanik. Wszedy te sciany slyszaly jeki i chrapanie konajacych, a ci ludzie, ktorzy spiesza teraz na uczte w togach, w barwnych tunikach, w kwiatach i klejnotach, to moze jutrzejsi skazancy; moze na niejednej twarzy usmiech pokrywa strach, niepokoj, niepewnosc jutra; moze goraczka, chciwosc, zazdrosc wzeraja sie w tej chwili w serca tych na pozor beztroskich, uwienczonych polbogow. Sploszone mysli Ligii nie mogly nadazyc za slowami Akte i gdy ow cudny swiat przyciagal z coraz wieksza sila jej oczy, serce scisnelo sie w niej przestrachem, a w duszy zerwala sie nagle niewypowiedziana i niezmierna tesknota za kochana Pomponia Grecyna i za spokojnym domem Aulusow, w ktorym panowala milosc, nie zbrodnia. Tymczasem od Vicus Apollinis naplywaly coraz nowe fale gosci. Zza bramy dochodzil gwar i okrzyki klientow odprowadzajacych swych patronow. Dziedziniec i kolumnady zaroily sie od mnostwa cezarowych niewolnikow, niewolnic, malych pacholat i pretorianskich zolnierzy utrzymujacych straz w palacu. Gdzieniegdzie miedzy bialymi lub smaglymi twarzami zaczerniala twarz Numida w pierzastym helmie i z wielkimi zlocistymi kolkami w uszach. Niesiono lutnie, cytry, peki sztucznie wyhodowanych, mimo poznej jesieni, kwiatow, lampy reczne srebrne, zlote i miedziane. Coraz glosniejszy szmer rozmow mieszal sie z pluskiem fontanny, ktorej rozowe od wieczornych blaskow warkocze, spadajac z wysoka na marmury, rozbijaly sie na nich jakby z lkaniem. Akte przestala opowiadac, lecz Ligia patrzyla ciagle, jakby wypatrujac kogos w tlumach. I nagle twarz jej pokryla sie rumiencem. Spomiedzy kolumn wysuneli sie Winicjusz i Petroniusz i szli ku wielkiemu triclinium, piekni, spokojni, podobni w swoich togach do bialych bogow. Ligii, gdy wsrod obcych ludzi ujrzala te dwie znajome i przyjazne twarze, a zwlaszcza gdy ujrzala Winicjusza, zdawalo sie, ze wielki ciezar spadl z jej serca. Uczula sie mniej samotna. Ta niezmierna tesknota za Pomponia i domem Aulusow, ktora zerwala sie w niej przed chwila, przestala nagle byc dotkliwa. Pokusa widzenia Winicjusza i rozmowy z nim zgluszyla inne glosy. Prozno przypominala sobie wszystko zle, ktore slyszala o domu cezara, i slowa Akte, i przestrogi Pomponii. Mimo tych slow i przestrog poczula nagle, ze na tej uczcie nie tylko byc musi, ale chce: na mysl, ze za chwile uslyszy ten mily i upodobany glos, ktory jej mowil o milosci i o szczesciu godnym bogow i ktory brzmial dotad w jej uszach jak piesn, chwycila ja wprost radosc. Lecz nagle zlekla sie tej radosci. Wydalo jej sie, ze w tej chwili zdradza i te czysta nauke, w jakiej ja wychowano, i Pomponie, i siebie sama. Inna rzecz jest isc pod przymusem, a inna radowac sie taka koniecznoscia. Uczula sie winna, niegodna i zgubiona. Porwala ja rozpacz i chcialo jej sie plakac. Gdyby byla sama, bylaby klekla i poczela sie bic w piersi, powtarzajac: moja wina, moja wina! Akte, wziawszy teraz jej reke, wiodla ja przez wewnetrzne pokoje do wielkiego triclinium, w ktorym miala odbywac sie uczta, a jej cmilo sie w oczach, szumialo od wewnetrznych wzruszen w uszach i bicie serca tamowalo jej oddech. Jak przez sen ujrzala tysiace lamp migoczacych i na stolach, i na scianach, jak przez sen uslyszala okrzyk, ktorym witano cezara, jak przez mgle dojrzala jego samego. Okrzyk zgluszyl ja, blask olsnil, odurzyly wonie i straciwszy reszte przytomnosci, zaledwie mogla rozeznac Akte, ktora umiesciwszy ja przy stole, sama zajela miejsce obok. Lecz po chwili niski, znajomy glos ozwal sie z drugiej strony: - Badz pozdrowiona, najpiekniejsza z dziewic na ziemi i z gwiazd na niebie! Badz pozdrowiona, boska Kallino! Ligia, oprzytomniawszy nieco, spojrzala: obok niej spoczywal Winicjusz. Byl bez togi, albowiem wygoda i zwyczaj nakazywaly zrzucac togi do uczty. Cialo okrywala mu tylko szkarlatna tunika bez rekawow, wyszyta w srebrne palmy. Ramiona mial nagie, ozdobione obyczajem wschodnim dwoma szerokimi zlotymi naramiennikami upietymi powyzej lokci, nizej starannie oczyszczone z wlosow, gladkie, lecz zbyt muskularne, prawdziwe ramiona zolnierza, stworzone do miecza i tarczy. Na glowie nosil wieniec z roz. Ze swymi zrosnietymi nad nosem brwiami, z przepysznymi oczyma i smagla cera byl jakby uosobieniem mlodosci i sily. Ligii wydal sie tak piekny, ze jakkolwiek pierwsze jej odurzenie juz przeszlo, zaledwie zdolala odpowiedziec: - Badz pozdrowiony, Marku... On zas mowil: - Szczesliwe oczy moje, ktore cie widza; szczesliwe uszy, ktore slyszaly twoj glos, milszy mi od glosu fletni i cytr. Gdyby mi kazano wybierac, kto ma spoczywac przy mnie na tej uczcie, czy ty, Ligio, czy Wenus, wybralbym ciebie, o boska! I poczal patrzec na nia, jakby chcial nasycic sie jej widokiem, i palil ja oczyma. Wzrok jego zeslizgiwal sie z jej twarzy na szyje i obnazone ramiona, piescil jej sliczne ksztalty, lubowal sie nia, ogarnial ja, pochlanial, lecz obok zadzy swiecilo w nim szczescie i rozmilowanie, i zachwyt bez granic. - Wiedzialem, ze cie zobacze w domu cezara - mowil dalej - a jednak gdym cie ujrzal, cala dusza moja wstrzasnela taka radosc, jakby mnie calkiem niespodziane szczescie spotkalo. Ligia oprzytomniawszy i czujac, ze w tym tlumie i w tym domu jest on jedyna bliska jej istota, poczela mowic z nim i wypytywac go o wszystko, co bylo dla niej niezrozumiale i co przejmowalo ja strachem. Skad wiedzial, ze ja znajdzie w domu cezara, i dlaczego ona tu jest? Dlaczego cezar odebral ja Pomponii? Ona sie tu boi i chce do niej powrocic. Umarlaby z tesknoty i niepokoju, gdyby nie nadzieja, ze Petroniusz i on wstawia sie za nia do cezara. Winicjusz tlumaczyl jej, iz o jej porwaniu dowiedzial sie od samego Aulusa. Dlaczego ona tu jest, nie wie. Cezar nikomu nie zdaje sprawy ze swoich rozporzadzen i rozkazow. Jednakze niechaj sie nie boi. Oto on, Winicjusz, jest przy niej i pozostanie przy niej. Wolalby stracic oczy niz jej nie widziec, wolalby stracic zycie niz ja opuscic. Ona jest jego dusza, wiec bedzie jej strzegl jak wlasnej duszy. Zbuduje jej u siebie w domu oltarz jak swemu bostwu, na ktorym bedzie ofiarowywal mirre i aloes, a wiosna sasanki i kwiat jabloni... A skoro sie boi domu cezara, wiec jej przyrzeka, ze w domu tym nie pozostanie. A jakkolwiek mowil wykretnie i chwilami zmyslal, w glosie jego czuc bylo prawde, poniewaz uczucia jego byly prawdziwe. Ogarniala go takze szczera litosc i slowa jej wnikaly mu do duszy tak, ze gdy zaczela dziekowac i zapewniac go, ze Pomponia pokocha go za jego dobroc, a ona sama bedzie mu cale zycie wdzieczna, nie mogl opanowac wzruszenia i zdawalo mu sie, ze nigdy w zyciu nie potrafi sie oprzec jej prosbie. Serce poczelo w nim topniec. Pieknosc jej upajala jego zmysly i pragnal jej, lecz zarazem czul, ze jest mu bardzo droga i ze naprawde moglby ja wielbic jak bostwo; czul rowniez niepohamowana potrzebe mowienia o jej pieknosci i o swym dla niej uwielbieniu, ze zas gwar przy uczcie wzmagal sie, wiec przysunawszy sie blizej, poczal jej szeptac wyrazy dobre, slodkie, plynace z glebi duszy, dzwieczne jak muzyka, a upajajace jak wino. I upajal ja. Wsrod tych obcych, ktorzy ja otaczali, wydawal jej sie coraz blizszym, coraz milszym i zupelnie pewnym, i cala dusza oddanym. Uspokoil ja, obiecal wyrwac z domu cezara, obiecal, ze jej nie opusci i ze bedzie jej sluzyl. Procz tego przedtem u Aulusow rozmawial z nia tylko ogolnie o milosci i o szczesciu, jakie ona dac moze, teraz zas mowil juz wprost, ze ja kocha, ze mu jest najmilsza i najdrozsza. Ligia po raz pierwszy slyszala takie slowa z meskich ust i w miare jak sluchala, zdawalo sie jej, ze cos budzi sie w niej jak ze snu, ze ogarnia ja jakies szczescie, w ktorym niezmierna radosc miesza sie z niezmiernym niepokojem. Policzki jej poczely palac, serce bic, usta rozchylily sie jakby z podziwu. Bral ja strach, ze takich rzeczy slucha, a nie chcialaby za nic w swiecie uronic jednego slowa. Chwilami spuszczala oczy, to znow podnosila na Winicjusza wzrok swietlisty, bojazliwy i zarazem pytajacy, jakby pragnela mu powiedziec: "Mow dalej!" Gwar, muzyka, won kwiatow i won arabskich kadzidel poczely ja znow odurzac. W Rzymie bylo zwyczajem spoczywac przy ucztach, lecz w domu Ligia zajmowala miejsce miedzy Pomponia i malym Aulusem, teraz zas spoczywal obok niej Winicjusz, mlody, ogromny, rozkochany, palajacy, ona zas czujac zar, ktory od niego bil, doznawala zarazem wstydu i rozkoszy. Ogarniala ja jakas slodka niemoc, jakas omdlalosc i zapomnienie, jakby ja morzyl sen. Lecz bliskosc jej poczela dzialac i na niego. Twarz mu zbladla. Nozdrza rozdely mu sie jak u wschodniego konia. Widac i jego serce bilo pod szkarlatna tunika niezwyklym tetnem, bo oddech jego stal sie krotki, a wyrazy rwaly mu sie w ustach. I on po raz pierwszy byl tak tuz przy niej. Mysli poczely mu sie macic; w zylach czul plomien, ktory prozno chcial ugasic winem. Nie wino jeszcze, ale jej cudna twarz, jej nagie rece, jej dziewczeca piers, falujaca pod zlota tunika, i jej postac, ukryta w bialych faldach peplum, upajaly go coraz wiecej. Wreszcie objal jej reke powyzej kostki, jak to raz juz uczynil w domu Aulusow, i ciagnac ja ku sobie, poczal szeptac drzacymi wargami: - Ja ciebie kocham, Kallino... boska moja!... - Marku, pusc mnie - rzekla Ligia. On zas mowil dalej z oczyma zaszlymi mgla: - Boska moja! Kochaj mnie... Lecz w tej chwili ozwal sie glos Akte, ktora spoczywala z drugiej strony Ligii: - Cezar patrzy na was. Winicjusza porwal nagly gniew i na cezara, i na Akte. Oto slowa jej rozproszyly czar upojenia. Mlodemu czlowiekowi nawet przyjazny glos wydalby sie w takiej chwili natretnym, sadzil zas, ze Akte pragnie umyslnie przeszkodzic jego rozmowie z Ligia. Wiec podnioslszy glowe i spojrzawszy na mloda wyzwolenice poprzez ramiona Ligii, rzekl ze zloscia: - Minal czas, Akte, gdys na ucztach spoczywala obok cezara, i mowia, ze ci grozi slepota, wiec jakze mozesz go dojrzec? A ona odpowiedziala jakby ze smutkiem: - Widze go jednak... On takze ma krotki wzrok i patrzy na was przez szmaragd. Wszystko, co czynil Nero, wzbudzalo czujnosc nawet w jego najblizszych, wiec Winicjusz zaniepokoil sie, ochlonal - i poczal spogladac nieznacznie w strone cezara. Ligia, ktora na poczatku uczty widziala go ze zmieszania jak przez mgle, a potem, pochlonieta przez obecnosc i rozmowe Winicjusza, nie patrzyla nan wcale, teraz zwrocila takze ku niemu zarazem ciekawe i przestraszone oczy. Akte mowila prawde. Cezar pochylony nad stolem i zmruzywszy jedno oko, a trzymajac palcami przy drugim okragly, wypolerowany szmaragd, ktorym stale sie poslugiwal, patrzyl na nich. Na chwile wzrok jego spotkal sie z oczyma Ligii i serce dziewczyny scisnelo sie przerazeniem. Gdy, dzieckiem jeszcze, bywala w wiejskiej sycylijskiej posiadlosci Aulusow, stara niewolnica egipska opowiadala jej o smokach zamieszkujacych czelusci gor, i otoz teraz wydalo jej sie, ze nagle spojrzalo na nia zielonawe oko takiego smoka. Dlonia chwycila reke Winicjusza, jak dziecko, ktore sie boi, a do glowy poczely jej sie cisnac bezladne i szybkie wrazenia. Wiec to byl on? Ten straszny i wszechmocny? Nie widziala go dotad nigdy, a myslala, ze wyglada inaczej. Wyobrazala sobie jakies okropne oblicze ze skamieniala w rysach zloscia, tymczasem ujrzala wielka, osadzona na grubym karku glowe, straszna wprawdzie, ale niemal smieszna, albowiem podobna z daleka do glowy dziecka. Tunika ametystowej barwy, zabronionej zwyklym smiertelnikom, rzucala sinawy odblask na jego szeroka krotka twarz. Wlosy mial ciemne, utrefione moda zaprowadzona przez Othona, w cztery rzedy pukli. Brody nie nosil, gdyz przed niedawnym czasem poswiecil ja Jowiszowi, za co caly Rzym skladal mu dziekczynienie, jakkolwiek po cichu szeptano sobie, iz poswiecil ja dlatego, ze jak wszyscy z jego rodziny zarastal na czerwono. W jego silnie wystepujacym nad brwiami czole bylo jednak cos olimpijskiego. W sciagnietych brwiach znac bylo swiadomosc wszechmocy; lecz pod tym czolem polboga miescila sie twarz malpy, pijaka i komedianta, prozna, pelna zmiennych zadz, zalana mimo mlodego wieku tluszczem, a jednak chorobliwa i plugawa. Ligii wydal sie wrogim, lecz przede wszystkim ohydnym. Po chwili polozyl szmaragd i przestal patrzec na nia. Wowczas ujrzala jego wypukle, niebieskie oczy, mruzace sie pod nadmiarem swiatla, szkliste, bez mysli, podobne do oczu umarlych. On zas zwrociwszy sie do Petroniusza rzekl: - Czy to jest owa zakladniczka, w ktorej sie kocha Winicjusz? - To ona - rzekl Petroniusz. - Jak sie nazywa jej narod? - Ligowie. - Winicjusz uwaza ja za piekna? - Przybierz w niewiescie peplum sprochnialy pien oliwny, a Winicjusz uzna go za piekny. Ale na twoim obliczu, o znawco niezrownany, czytam juz wyrok na nia! Nie potrzebujesz go oglaszac! Tak jest! Za sucha! Chuderlawa, istna makowka na cienkiej lodydze, a ty, boski esteto, cenisz w kobiecie lodyge, i po trzykroc, po czterykroc masz slusznosc! Sama twarz nic nie znaczy. Jam duzo skorzystal przy tobie, ale tak pewnego rzutu oka nie mam jeszcze... I gotowem oto sie zalozyc z Tuliuszem Senecjonem o jego kochanke, ze jakkolwiek przy uczcie, gdy wszyscy leza, trudno o calej postaci wyrokowac, ty juzes sobie powiedzial: "Za waska w biodrach." - Za waska w biodrach - odrzekl przymykajac oczy Nero. Na ustach Petroniusza pojawil sie ledwo dostrzegalny usmiech, zas Tuliusz Senecjo, ktory byl zajety az do tej chwili rozmowa z Westynusem, a raczej przedrwiwaniem snow, w ktore Westynus wierzyl, zwrocil sie do Petroniusza i chociaz nie mial najmniejszego pojecia, o co chodzi, rzekl: - Mylisz sie! Ja trzymam z cezarem. - Dobrze - odparl Petroniusz. - Dowodzilem wlasnie, ze masz szczypte rozumu, cezar zas twierdzi, iz jestes oslem bez domieszki. - Habet! - rzekl Nero smiejac sie i zwracajac w dol wielki palec reki, jak to czynilo sie w cyrkach na znak, ze gladiator otrzymal cios i ma byc dobity. A Westynus sadzac, ze mowa ciagle o snach, zawolal: - A ja wierze w sny i Seneka mowil mi kiedys, ze wierzy takze. - Ostatniej nocy snilo mi sie, zem zostala westalka - rzekla przechylajac sie przez stol Kalwia Kryspinilla. Na to Nero poczal bic w dlonie, inni poszli za jego przykladem i przez chwile naokol rozlegaly sie oklaski, albowiem Kryspinilla, kilkakrotna rozwodka, znana byla ze swej bajecznej rozpusty w calym Rzymie. Lecz ona nie zmieszawszy sie bynajmniej rzekla: - I coz! Wszystkie one stare i brzydkie. Jedna Rubria do ludzi podobna, a tak byloby nas dwie, chociaz i Rubria dostaje latem piegow. - Pozwol jednak, przeczysta Kalwio - rzekl Petroniusz - iz westalka moglas zostac chyba przez sen. - A gdyby cezar kazal? - Uwierzylbym, ze sprawdzaja sie sny nawet najdziwaczniejsze. - Bo sie sprawdzaja - rzekl Westynus. - Rozumiem ludzi, ktorzy nie wierza w bogow, ale jak mozna nie wierzyc w sny? - A wrozby? - spytal Nero. - Wrozono mi niegdys, ze Rzym przestanie istniec, a ja bede panowal nad calym Wschodem. - Wrozby i sny to sie ze soba laczy - mowil Westynus. - Raz jeden prokonsul, wielki niedowiarek, poslal do swiatyni Mopsusa niewolnika z opieczetowanym listem, ktorego nie pozwolil otwierac, by sprawdzic, czy bozek potrafi odpowiedziec na pytanie w liscie zawarte. Niewolnik przespal noc w swiatyni, by miec sen wrozebny, po czym wrocil i rzekl tak: "Snil mi sie mlodzian, jasny jak slonce, ktory rzekl mi jeden tylko wyraz: "czarnego"." Prokonsul uslyszawszy to zbladl i zwracajac sie do swych gosci, rownych mu niedowiarkow, powiedzial: "Czy wiecie, co bylo w liscie?" Tu Westynus przerwal i podnioslszy czasze z winem poczal pic. - Co bylo w liscie? - spytal Senecjo. - W liscie bylo pytanie: "Jakiego byka mam ofiarowac: bialego czy czarnego?" Lecz zajecie wzbudzone opowiadaniem przerwal Witeliusz, ktory, przyszedlszy juz podpity na uczte, wybuchnal nagle, bez zadnego powodu, bezmyslnym smiechem. - Z czego ta beczka loju smieje sie? - spytal Nero. - Smiech odroznia ludzi od zwierzat - rzekl Petroniusz - a on nie ma innego dowodu, ze nie jest wieprzem. Witeliusz zas urwal wpol smiechu i cmokajac swiecacymi od sosow i tluszczow wargami, poczal spogladac na obecnych z takim zdumieniem, jakby ich nigdy przedtem nie widzial. Nastepnie podniosl swa podobna do poduszki dlon i rzekl ochryplym glosem: - Spadl mi z palca rycerski pierscien po ojcu. - Ktory byl szewcem - dodal Nero. Lecz Witeliusz wybuchnal znowu niespodzianym smiechem i poczal szukac pierscienia w peplum Kalwii Kryspinilli. Na to Watyniusz jal udawac okrzyki przestraszonej kobiety, Nigidia zas, przyjaciolka Kalwii, mloda wdowa z twarza dziecka, a oczyma nierzadnicy, rzekla w glos: - Szuka, czego nie zgubil. - I co mu sie na nic nie przyda, chocby znalazl - dokonczyl poeta Lukan. Uczta stawala sie weselsza. Tlumy niewolnikow roznosily coraz nowe dania; z wielkich waz, napelnionych sniegiem i okreconych bluszczem, wydobywano co chwila mniejsze kratery z licznymi gatunkami win. Wszyscy pili obficie. Z pulapu na stol i na biesiadnikow spadaly raz wraz roze. Petroniusz poczal jednak prosic Nerona, by nim goscie sie popija, uszlachetnil uczte swym spiewem. Chor glosow poparl jego slowa, ale Nero poczal sie wzbraniac. Nie o sama odwage chodzi, chociaz brak mu jej zawsze... Bogowie wiedza, ile go kosztuja wszelkie popisy... Nie uchyla sie wprawdzie od nich, boc trzeba cos uczynic dla sztuki, i zreszta, jesli Apollo obdarzyl go pewnym glosem, to darow bozych nie godzi sie marnowac. Rozumie nawet, ze jest to jego obowiazkiem wzgledem panstwa. Ale dzis jest naprawde zachrypniety. W nocy polozyl sobie olowiane ciezarki na piersiach, ale i to nie pomoglo... Mysli nawet jechac do Ancjum, by odetchnac morskim powietrzem. Lecz Lukan poczal go zaklinac w imie sztuki i ludzkosci. Wszyscy wiedza, ze boski poeta i spiewak ulozyl nowy hymn do Wenus, wobec ktorego Lukrecjuszowy jest skomleniem rocznego wilczecia. Niechze ta uczta bedzie prawdziwa uczta. Wladca tak dobry nie powinien zadawac takich mak swym poddanym: "Nie badz okrutnikiem, cezarze!" - Nie badz okrutnikiem! - powtorzyli wszyscy siedzacy blizej. Nero rozlozyl rece na znak, ze musi ustapic. Wowczas wszystkie twarze ubraly sie w wyraz wdziecznosci, a wszystkie oczy zwrocily sie ku niemu. Lecz on kazal jeszcze przedtem oznajmic Poppei, ze bedzie spiewal, obecnym zas oswiadczyl, ze nie przyszla ona na uczte, bo nie czula sie zdrowa, poniewaz jednak zadne lekarstwo nie sprawia jej takiej ulgi jak jego spiew, przeto zal by mu bylo pozbawic ja sposobnosci. Jakoz Poppea nadeszla niebawem. Wladala ona dotad Neronem jak poddanym, wiedziala jednak, ze gdy chodzilo o jego milosc wlasna jako spiewaka, woznicy lub poety, niebezpiecznie byloby ja zadraznic. Weszla wiec, piekna jak bostwo, przybrana rownie jak Nero w ametystowej barwy szate i w naszyjnik z olbrzymich perel, zlupiony niegdys na Masynissie, zlotowlosa, slodka i jakkolwiek po dwoch mezach rozwodka, z twarza i wejrzeniem dziewicy. Witano ja okrzykami i mianem "boskiej Augusty". Ligia nigdy w zyciu nie widziala nic rownie pieknego, i oczom wlasnym nie chcialo jej sie wierzyc, albowiem wiadomo jej bylo, ze Poppea Sabina jest jedna z najniegodziwszych w swiecie kobiet. Wiedziala od Pomponii, ze ona doprowadzila cezara do zamordowania matki i zony, znala ja z opowiesci Aulusowych gosci i sluzby; slyszala, ze jej to posagi obalano po nocach w miescie; slyszala o napisach, ktorych sprawcow skazywano na najciezsze kary, a ktore jednak zjawialy sie kazdego rana na murach miasta. Tymczasem teraz na widok tej oslawionej Poppei, uwazanej przez wyznawcow Chrystusa za wcielenie zla i zbrodni, wydalo jej sie, ze tak mogli wygladac aniolowie lub jakies duchy niebianskie. Po prostu nie umiala od niej oderwac oczu, a z ust mimo woli wyrwalo sie jej pytanie: - Ach, Marku, czy to byc moze?... On zas, podniecony winem i jakby zniecierpliwiony, ze tyle rzeczy rozpraszalo jej uwage i odrywalo ja od niego i jego slow, mowil: - Tak, ona piekna, ales ty stokroc piekniejsza. Ty sie nie znasz, inaczej zakochalabys sie w sobie jak Narcyz... Ona sie kapie w mleku oslic, a ciebie chyba Wenus wykapala we wlasnym. Ty sie nie znasz, ocelle mi! Nie patrz na nia. Zwroc oczy ku mnie, ocelle mi!... Dotknij ustami tej kruzy wina, a potem ja opre na tym samym miejscu moje... I przysuwal sie coraz blizej, a ona poczela sie cofac ku Akte. Ale w tej chwili nakazano cisze, albowiem cezar powstal. Spiewak Diodor podal mu lutnie z rodzaju zwanych delta, drugi, Terpnos, ktory mial mu towarzyszyc w graniu, zblizyl sie z instrumentem zwanym nablium, Nero zas, oparlszy delte o stol, wzniosl oczy w gore i przez chwile w triclinium zapanowala cisza przerywana tylko szmerem, jaki wydawaly spadajace wciaz z pulapu roze. Po czym jal spiewac, a raczej mowic spiewnie i rytmicznie, przy odglosie dwoch lutni, swoj hymn do Wenus. Ani glos, lubo nieco przycmiony, ani wiersz nie byly zle, tak ze biedna Ligie znowu opanowaly wyrzuty sumienia, albowiem hymn, jakkolwiek slawiacy nieczysta poganska Wenus, wydal sie jej az nadto piekny, a i sam cezar, ze swoim wiencem laurowym na czole i wzniesionymi oczyma, wspanialszym, daleko mniej strasznym i mniej ohydnym niz na poczatku uczty. Lecz biesiadnicy ozwali sie grzmotem oklasow. Wolania: "O, glosie niebianski!", rozlegly sie naokol; niektore z kobiet, podnioslszy dlonie w gore, pozostaly tak na znak zachwytu nawet po skonczeniu spiewu, inne obcieraly zalzawione oczy; w calej sali zawrzalo jak w ulu. Poppea, schyliwszy swa zlotowlosa glowke, podniosla do ust reke Nerona i trzymala ja dlugo w milczeniu, mlody zas Pitagoras, Grek przecudnej urody, ten sam, z ktorym pozniej na wpol juz oblakany Nero kazal sobie dac slub flaminom z zachowaniem wszelkich obrzedow, uklakl teraz u jego nog. Lecz Nero patrzyl pilnie na Petroniusza, ktorego pochwaly przede wszystkim byly mu zawsze pozadane, ow zas rzekl: - Jesli chodzi o muzyke, Orfeusz musi byc w tej chwili tak zolty z zazdrosci, jak tu obecny Lukan, a co do wierszy, zaluje, ze nie sa gorsze, bo moze bym znalazl wowczas odpowiednie na ich pochwale slowa. Lecz Lukan nie wzial mu za zle wzmianki o zazdrosci, owszem, spojrzal na niego z wdziecznoscia i udajac zly humor poczal mruczec: - Przeklete Fatum, ktore kazalo mi zyc wspolczesnie z takim poeta. Mialby czlek miejsce w pamieci ludzkiej i na Parnasie, a tak zgasnie jak kaganek przy sloncu. Petroniusz jednak, ktory mial pamiec zadziwiajaca, poczal powtarzac ustepy z hymnu, cytowac pojedyncze wiersze, podnosic i rozbierac piekniejsze wyrazenia. Lukan, zapomniawszy niby o zazdrosci wobec uroku poezji, dolaczyl do jego slow swoje zachwyty. Na twarzy Nerona odbila sie rozkosz i bezdenna proznosc, nie tylko graniczaca z glupota, lecz zupelnie jej rowna. Sam podsuwal im wiersze, ktore uwazal za najpiekniejsze, a wreszcie jal pocieszac Lukana i mowic mu, by nie tracil odwagi, bo jakkolwiek czym sie kto urodzi, tym jest, jednakze czesc, jaka ludzie oddaja Jowiszowi, nie wylacza czci innych bogow. Po czym wstal, by odprowadzic Poppee, ktora bedac istotnie niezdrowa pragnela odejsc. Wszelako biesiadnikom, ktorzy pozostali, rozkazal zajac znow miejsca i zapowiedzial, ze wroci. Jakoz wrocil po chwili, by odurzac sie dymem kadzidel i patrzec na dalsze widowiska, jakie on sam, Petroniusz lub Tygellinus przygotowali na uczte. Czytano znow wiersze lub sluchano dialogow, w ktorych dziwactwo zastepowalo dowcip. Za czym slynny mima, Parys, przedstawial przygody Iony, corki Inacha. Gosciom, a zwlaszcza Ligii, nieprzywyklej do podobnych widowisk, wydalo sie, ze widza cuda i czary. Parys ruchami rak i ciala umial wyrazac rzeczy na pozor do wyrazenia w tancu niemozliwe. Dlonie jego zamacily powietrze, tworzac chmure swietlista, zywa, pelna drgan, lubiezna, otaczajaca na wpol omdlaly dziewiczy ksztalt, wstrzasany spazmem rozkoszy. Byl to obraz, nie taniec, obraz jasny, odslaniajacy tajnie milosci, czarowny i bezwstydny, a gdy po jego ukonczeniu weszli korybanci i rozpoczeli z syryjskimi dziewczetami, przy odglosie cytr, fletni, cymbalow i bebenkow, taniec bachiczny, pelen dzikich wrzaskow i dzikszej jeszcze rozpusty, Ligii wydalo sie, ze spali ja zywy ogien, ze piorun powinien uderzyc w ten dom lub pulap zapasc sie na glowy biesiadnikow. Lecz ze zlotego niewodu upietego pod pulapem padaly tylko roze, a natomiast na wpol pijany juz Winicjusz mowil jej: - Widzialem cie w domu Aulusow przy fontannie i pokochalem cie. Byl swit i myslalas, ze nikt nie patrzy, a jam cie widzial... I widze cie taka dotad, chociaz kryje mi cie to peplum. Zrzuc peplum jak Kryspinilla. Widzisz! Bogowie i ludzie szukaja milosci. Nie ma procz niej nic w swiecie! Oprzyj mi glowe na piersiach i zmruz oczy. A jej tetna bily ciezko w skroniach i rekach. Ogarnialo ja wrazenie, ze leci w jakas przepasc, a ten Winicjusz, ktory przedtem wydawal jej sie tak bliskim i pewnym, zamiast ratowac, ciagnie ja do niej. I uczula do niego zal. Poczela sie znow bac i tej uczty, i jego, i siebie samej. Jakis glos, podobny do glosu Pomponii, wolal jeszcze w jej duszy: "Ligio, ratuj sie!", ale cos mowilo jej takze, ze juz za pozno i ze kogo obwial podobny plomien, kto to wszystko, co dzialo sie na tej uczcie, widzial, w kim serce tak bilo, jak bilo w niej, gdy sluchala slow Winicjusza, i kogo przejmowal taki dreszcz, jaki przejmowal ja, gdy on przyblizal sie do niej, ten jest juz zgubiony bez ratunku. Czynilo jej sie slabo. Chwilami zdawalo jej sie, ze zemdleje, a potem stanie sie cos strasznego. Wiedziala, ze pod grozba gniewu cezara nie wolno nikomu wstac, poki nie wstanie cezar, ale chocby i tak nie bylo, nie mialaby juz na to sil. Tymczasem do konca uczty bylo daleko. Niewolnicy przynosili jeszcze nowe dania i ustawicznie napelniali kruze winem, a przed stolem, ustawionym w otwarta z jednej strony klamre, zjawili sie dwaj atleci, by dac gosciom widok zapasow. I wnet poczeli sie zmagac. Potezne, swiecace od oliwy ciala utworzyly jedna bryle, kosci ich chrzescialy w zelaznych ramionach, z zacisnietych szczek wydobywal sie zgrzyt zlowrogi. Chwilami slychac bylo szybkie, gluche uderzenia ich stop o przytrzasnieta szafranem podloge, to znow stawali nieruchomie, cichli i widzom wydawalo sie, ze maja przed soba grupe wykuta z kamienia. Oczy Rzymian z luboscia sledzily gre straszliwie napietych grzbietow, lyd i ramion. Lecz walka nie trwala zbyt dlugo, albowiem Kroto, mistrz i przelozony szkoly gladiatorow, nieprozno uchodzil za najsilniejszego w panstwie czlowieka. Przeciwnik jego poczal oddychac coraz spieszniej, potem rzezic, potem twarz mu posiniala, wreszcie wyrzucil krew ustami i zwisl. Grzmot oklaskow powital koniec walki, zas Kroto, oparlszy stopy na plecach przeciwnika, skrzyzowal olbrzymie ramiona na piersiach i toczyl oczyma tryumfatora po sali. Weszli nastepnie udawacze zwierzat i ich glosow, kuglarze i blazny, lecz malo na nich patrzono, gdyz wino cmilo juz oczy patrzacych. Uczta zmieniala sie stopniowo w pijacka i rozpustna orgie. Syryjskie dziewczeta, ktore poprzednio tanczyly taniec bachiczny, pomieszaly sie z goscmi. Muzyka zmienila sie w bezladny i dziki halas cytr, lutni, cymbalow armenskich, sistr egipskich, trab i rogow, gdy zas niektorzy z biesiadnikow pragneli rozmawiac, poczeto krzyczec na muzykantow, by poszli precz. Powietrze przesycone zapachem kwiatow, pelne woni olejkow, ktorymi sliczne pacholeta przez czas uczty skrapialy stopy biesiadnikow, przesycone szafranem i wyziewami ludzkimi stalo sie duszne; lampy palily sie mdlym plomieniem, poprzekrzywialy sie wience na czolach, twarze pobladly i pokryly sie kroplami potu. Witeliusz zwalil sie pod stol. Nigidia, obnazywszy sie do wpol ciala, wsparla swa pijana, dziecinna glowe na piersi Lukana, a ow, rownie pijany, poczal zdmuchiwac zloty puder z jej wlosow, podnoszac oczy z niezmierna uciecha ku gorze. Westynus z uporem pijaka powtarzal po raz dziesiaty odpowiedz Mopsusa na zapieczetowany list prokonsula. Tuliusz zas, ktory drwil z bogow, mowil przerywanym przez czkawke, rozwleklym glosem: - Bo jesli Sferos Ksenofanesa jest okragly, to uwazasz, takiego boga mozna toczyc noga przed soba jak beczke. Lecz Domicjusz Afer, stary zlodziej i donosiciel, oburzyl sie ta rozmowa i z oburzenia polal sobie falernem cala tunike. On zawsze wierzyl w bogow. Ludzie mowia, ze Rzym zginie, a sa nawet tacy, ktorzy twierdza, ze juz ginie. I pewno!... Ale jesli to nastapi, to dlatego, ze mlodziez nie ma wiary, a bez wiary nie moze byc cnoty. Zaniechano takze dawnych surowych obyczajow i nikomu nie przychodzi do glowy, ze epikurejczycy nie opra sie barbarzyncom. A to darmo! Co do niego, zaluje, ze dozyl takich czasow i ze w uciechach szukac musi obrony przed zmartwieniami, ktore inaczej rychlo by sobie daly z nim rady. To rzeklszy przygarnal ku sobie syryjska tancerke i bezzebnymi ustami poczal calowac jej kark i plecy, co widzac konsul Memmiusz Regulus rozsmial sie i podnioslszy swa lysine przybrana w wieniec na bakier, rzekl: - Kto mowi, ze Rzym ginie?... Glupstwo!... Ja, konsul, wiem najlepiej... Videant consules!... trzydziesci legii... strzeze naszej pax romana!... Tu przylozyl piesci do skroni i poczal krzyczec na cala komnate: - Trzydziesci legii! - trzydziesci legii!... od Brytanii do granic Partow! Lecz nagle zastanowil sie i przylozywszy palec do czola, rzekl: - A bodaj ze nawet trzydziesci dwie... I stoczyl sie pod stol, gdzie po chwili poczal oddawac jezyki flamingow, pieczone rydze, mrozone grzyby, szarancze na miodzie, ryby, miesiwa i wszystko, co zjadl lub wypil. Domicjusza nie uspokoila jednak ilosc legii strzegacych rzymskiego pokoju: Nie, nie! Rzym musi zginac, bo zginela wiara w bogow i surowy obyczaj! Rzym musi zginac, a szkoda, bo zycie jednak jest dobre, cezar laskawy, wino dobre! Ach, co za szkoda! I ukrywszy glowe w lopatki syryjskiej bachantki, rozplakal sie. Co tam to zycie przyszle!... Achilles mial slusznosc, ze lepiej jest byc parobkiem w podslonecznym swiecie niz krolowac w kimeryjskich krainach. A i to pytanie, czy istnieja jacy bogowie, chociaz niewiara gubi mlodziez... Lukan tymczasem rozdmuchal wszystek zloty puder z wlosow Nigidii, ktora, spiwszy sie, usnela. Nastepnie zdjal zwoje bluszczow ze stojacej przed nim wazy i obwinal w nie spiaca, a po dokonaniu dziela jal patrzyc na obecnych wzrokiem rozradowanym i pytajacym. Po czym ustroil i siebie w bluszcz, powtarzajac tonem glebokiego przekonania: - Wcale nie jestem czlowiekiem, tylko faunem. Petroniusz nie byl pijany, ale Nero, ktory z poczatku pil ze wzgledu na swoj "niebieski" glos malo, pod koniec wychylal czasze po czaszy i upil sie. Chcial nawet spiewac dalej swe wiersze, tym razem greckie, ale ich zapomnial i przez omylke zaspiewal piosenke Anakreona. Wtorowali mu do niej Pitagoras, Diodor i Terpnos, ale poniewaz wszystkim nie szlo, wiec dali spokoj. Nero natomiast poczal sie zachwycac, jako znawca i esteta, uroda Pitagorasa i z zachwytu calowac go po rekach. Tak piekne rece widzial tylko niegdys... u kogo? I przylozywszy dlon do mokrego czola poczal sobie przypominac. Po chwili na twarzy jego odbil sie strach: - Aha! U matki! U Agrypiny! I nagle opanowaly go posepne widzenia. - Mowia - rzekl - ze ona nocami chodzi przy ksiezycu po morzu, kolo Baiae i Bauli... Nic, tylko chodzi, chodzi, jakby czego szukala. A jak zblizy sie do lodki, to popatrzy i odejdzie, ale rybak, na ktorego spojrzala, umiera. - Niezly temat - rzekl Petroniusz. Westynus zas wyciagnawszy szyje jak zuraw, szeptal tajemniczo: - Nie wierze w bogow, ale wierze w duchy... oj! Lecz Nero nie uwazal na ich slowa i mowil dalej: - Przecie odbylem lemuralia. Nie chce jej widziec! To juz piaty rok. Musialem, musialem ja skazac, bo naslala na mnie morderce, i gdybym jej nie byl uprzedzil, nie slyszelibyscie dzis mego spiewu. - Dzieki, cezarze, w imieniu miasta i swiata - zawolal Domicjusz Afer. - Wina! I niech uderza w tympany. Halas wszczal sie na nowo. Lukan, caly w bluszczach, chcac go przekrzyczec wstal i poczal wolac: - Nie jestem czlowiekiem, jeno faunem i mieszkam w lesie. E...cho...oooo! Spil sie wreszcie cezar, spili sie mezczyzni i kobiety. Winicjusz nie mniej byl pijany od innych, a w dodatku obok zadzy budzila sie w nim chec do klotni, co zdarzalo mu sie zawsze, ilekroc przebral miare. Jego czarniawa twarz stala sie jeszcze bledsza i jezyk platal mu sie juz, gdy mowil glosem podniesionym i rozkazujacym: - Daj mi usta! Dzis, jutro, wszystko jedno!... Dosc tego! Cezar wzial cie od Aulusow, by cie darowac mnie, rozumiesz! Jutro o zmroku przyszle po ciebie, rozumiesz!... Cezar mi cie obiecal, nim cie wzial... Musisz byc moja! Daj mi usta! Nie chce czekac jutra... daj predko usta! I objal ja, ale Akte poczela jej bronic, a i ona sama bronila sie ostatkiem sil, bo czula, ze ginie. Prozno jednak usilowala obu rekami zdjac z siebie jego bezwlose ramie; prozno glosem, w ktorym drgal zal i strach, blagala go, by nie byl takim, jak jest, i by mial nad nia litosc. Przesycony winem oddech oblewal ja coraz blizej, a twarz jego znalazla sie tuz kolo jej twarzy. Nie byl to juz dawny, dobry i niemal drogi duszy Winicjusz, ale pijany, zly satyr, ktory napelnial ja przerazeniem i wstretem. Sily jednak opuszczaly ja coraz bardziej. Daremnie, przechyliwszy sie, odwracala twarz, by uniknac jego pocalunkow. On podniosl sie, chwycil ja w oba ramiona i przyciagnawszy jej glowe ku piersiom, poczal dyszac rozgniatac ustami jej zbladle usta. Lecz w tejze chwili jakas straszna sila odwinela jego ramiona z jej szyi z taka latwoscia, jakby to byly ramiona dziecka, jego zas odsunela na bok jak sucha galazke lub zwiedly lisc. Co sie stalo? Winicjusz przetarl zdumione oczy i nagle ujrzal nad soba olbrzymia postac Liga zwanego Ursusem, ktorego poznal w domu Aulusow. Lig stal spokojny i tylko patrzyl na Winicjusza blekitnymi oczyma tak dziwnie, iz mlodemu czlowiekowi krew sciela sie w zylach, po czym wzial na rece swa krolewne i krokiem rownym, cichym wyszedl z triclinium. Akte w tej chwili wyszla za nim. Winicjusz siedzial przez mgnienie oka jak skamienialy, po czym zerwal sie i poczal biec ku wyjsciu: - Ligio! Ligio!... Lecz zadza, zdumienie, wscieklosc i wino podciely mu nogi. Zatoczyl sie raz i drugi, po czym chwycil za nagie ramiona jednej z bachantek i poczal pytac mrugajac oczyma: - Co sie stalo? A ona wziawszy kruze z winem podala mu ja z usmiechem w zamglonych oczach. - Pij! - rzekla. Winicjusz wypil i zwalil sie z nog. Wieksza czesc gosci lezala juz pod stolem; inni chodzili chwiejnym krokiem po triclinium, inni spali na sofach stolowych, chrapiac lub oddajac przez sen zbytek wina, a na pijanych konsulow i senatorow, na pijanych rycerzy, poetow, filozofow, na pijane tancerki i patrycjuszki, na caly ten swiat, wszechwladny jeszcze, ale juz bezduszny, uwienczony i rozpasany, ale juz gasnacy, ze zlotego niewodu upietego pod pulapem kapaly i kapaly wciaz roze. Na dworze poczelo switac. Ursusa nikt nie zatrzymal, nikt nie zapytal nawet, co czyni. Ci z gosci, ktorzy nie lezeli pod stolem, nie pilnowali juz swych miejsc, wiec sluzba, widzac olbrzyma niosacego na reku biesiadniczke, sadzila, ze to jakis niewolnik wynosi pijana swoja pania. Zreszta Akte szla z nimi i obecnosc jej usuwala wszelkie podejrzenia. W ten sposob wyszli z triclinium do przyleglej komnaty, a stamtad na galerie wiodaca do mieszkania Akte. Ligie opuscily sily tak dalece, ze ciezyla jak martwa na ramieniu Ursusa. Ale gdy oblalo ja chlodne i czyste poranne powietrze, otworzyla oczy. Na swiecie czynilo sie coraz widniej. Po chwili, idac kolumnada, skrecili w boczny portyk wychodzacy nie na dziedziniec, ale na palacowe ogrody, w ktorych wierzcholki pinij i cyprysow rumienily sie juz od zorzy porannej. W tej czesci gmachu bylo pusto, a odglosy muzyki i wrzaski biesiadne dochodzily ich coraz niewyrazniej. Ligii wydalo sie, ze wyrwano ja z piekla i wyniesiono na jasny swiat bozy. Bylo jednak cos poza tym ohydnym triclinium. Bylo niebo, zorze, swiatlo i cisza. Dziewczyne chwycil nagly placz i tulac sie do ramienia olbrzyma, poczela powtarzac ze lkaniem: - Do domu, Ursusie, do domu, do Aulusow! - Pojdziemy! - odrzekl Ursus. Tymczasem jednak znalezli sie w malym atrium przynaleznym do mieszkania Akte. Tam Ursus posadzil Ligie na marmurowej lawce opodal fontanny. Akte zas poczela ja uspokajac i zachecac do spoczynku upewniajac, ze chwilowo nic jej nie grozi, gdyz pijani biesiadnicy beda po uczcie spali do wieczora. Lecz Ligia przez dlugi czas nie chciala sie uspokoic i przycisnawszy rekoma skronie powtarzala tylko jak dziecko: - Do domu, do Aulusow!... Ursus byl gotow. Przy bramach stoja wprawdzie pretorianie, ale on i tak przejdzie. Zolnierze nie zatrzymuja wychodzacych. Przed lukiem mrowi sie od lektyk. Ludzie poczna wychodzic calymi kupami. Nikt ich nie zatrzyma. Wyjda razem z tlumem i pojda prosto do domu. Zreszta, co mu tam! Jak krolewna kaze, tak musi byc. Po to on tu jest. A Ligia powtarzala: - Tak, Ursusie, wyjdziemy. Lecz Akte musiala miec rozum za oboje. Wyjda! Tak! Nikt ich nie zatrzyma. Ale z domu cezara uciekac nie wolno i kto to czyni, obraza jego majestat. Wyjda, ale wieczorem centurion na czele zolnierzy przyniesie wyrok smierci Aulusowi, Pomponii Grecynie, Ligie zas zabierze na powrot do palacu i wowczas juz nie bedzie dla niej ratunku. Jesli Aulusowie przyjma ja pod swoj dach, smierc czeka ich na pewno. Ligii opadly rece. Nie bylo rady. Musiala wybierac miedzy zguba Plaucjuszow a wlasna. Idac na uczte miala nadzieje, ze Winicjusz i Petroniusz wyprosza ja od cezara i oddadza Pomponii, teraz zas wiedziala, ze to oni wlasnie namowili cezara, by ja odebral Aulusom. Nie bylo rady. Cud chyba mogl ja wyrwac z tej przepasci. Cud i potega Boza. - Akte - rzekla z rozpacza - czy slyszalas, co mowil Winicjusz, ze mu cezar mnie darowal i ze dzis wieczor przysle po mnie niewolnikow i zabierze mnie do swego domu? - Slyszalam - rzekla Akte. I rozlozywszy rece umilkla. Rozpacz, z jaka mowila Ligia, nie znajdowala w niej echa. Ona sama byla przecie kochanka Nerona. Serce jej, jakkolwiek dobre, nie umialo dosc odczuc sromoty takiego stosunku. Jako dawna niewolnica, nadto zzyla sie z prawem niewoli, a oprocz tego kochala dotad Nerona. Gdyby chcial powrocic do niej, wyciagnelaby do niego rece jak do szczescia. Rozumiejac teraz jasno, ze Ligia albo musi zostac kochanka mlodego i pieknego Winicjusza, albo narazic siebie i Aulusow na zgube, nie pojmowala po prostu, jak dziewczyna mogla sie wahac. - W domu cezara - rzekla po chwili - nie byloby ci bezpieczniej niz w domu Winicjusza. I nie przyszlo jej na mysl, ze jakkolwiek mowila prawde, slowa jej znaczyly: "Zgodz sie z losem i zostan naloznica Winicjusza." Lecz Ligii, ktora czula jeszcze na ustach jego pelne zwierzecej zadzy i palace jak wegiel pocalunki, krew naplynela ze wstydu na samo wspomnienie o nich do twarzy. - Nigdy! - zawolala z wybuchem. - Nie zostane ani tu, ani u Winicjusza, nigdy! Akte zadziwil ow wybuch. - Zali - spytala - Winicjusz jest ci tak nienawistny? Lecz Ligia nie mogla odpowiedziec, gdyz porwal ja znow placz. Akte przygarnela ja do piersi i poczela uspokajac. Ursus oddychal ciezko i zaciskal olbrzymie piesci, albowiem kochajac z wiernoscia psa swa krolewne, nie mogl zniesc widoku jej lez. W jego ligijskim, poldzikim sercu rodzila sie chec, by wrocic do sali, zdlawic Winicjusza, a w razie potrzeby cezara, bal sie jednak zaofiarowac z tym swej pani, nie bedac pewnym, czy taki postepek, ktory zrazu wydal mu sie nader prostym, bylby odpowiednim dla wyznawcy Ukrzyzowanego Baranka. A Akte utuliwszy Ligie poczela znow pytac: - Zali on ci tak nienawistny? - Nie - rzekla Ligia - nie wolno mi go nienawidzic, bo jestem chrzescijanka. - Wiem, Ligio. Wiem takze z listow Pawla z Tarsu, iz wam nie wolno ni sie pohanbic, ni bac sie wiecej smierci niz grzechu, ale powiedz mi, czy twoja nauka pozwala smierc zadawac? - Nie. - Wiec jakze mozesz sciagac pomste cezara na dom Aulusow? Nastala chwila milczenia. Przepasc bez dna otworzyla sie przed Ligia na nowo. Zas mloda wyzwolenica mowila dalej: - Pytam, bo mi cie zal i zal dobrej Pomponii, i Aulusa, i ich dziecka. Ja dawno zyje w tym domu i wiem, czym grozi gniew cezara. Nie! Wy nie mozecie stad uciekac. Jedna ci droga zostaje: blagac Winicjusza, aby cie wrocil Pomponii. Lecz Ligia obsunela sie na kolana, by blagac kogo innego. Ursus uklakl po chwili takze i oboje poczeli sie modlic w domu cezara, przy rannej zorzy. Akte po raz pierwszy widziala taka modlitwe i nie mogla oczu oderwac od Ligii, ktora zwrocona do niej profilem, ze wzniesiona glowa i rekoma, patrzyla w niebo, jakby czekajac stamtad ratunku. Swit obrzucil swiatlem jej ciemne wlosy i biale peplum, odbil sie w zrenicach i cala w blasku, sama wygladala jak swiatlo. W jej pobladlej twarzy, w otwartych ustach, we wzniesionych rekach i oczach znac bylo jakies nadziemskie uniesienie. I Akte zrozumiala teraz, dlaczego Ligia nie moze zostac niczyja naloznica. Przed dawna kochanka Nerona uchylil sie jakby rog zaslony kryjacej swiat zgola inny niz ow, do ktorego przywykla. Zdumiewala ja ta modlitwa w tym domu zbrodni i sromoty. Przed chwila wydawalo sie jej, ze nie ma dla Ligii ratunku, teraz zas poczela wierzyc, ze moze stac sie cos nadzwyczajnego, ze przyjdzie jakis ratunek tak potezny, iz i sam cezar oprzec mu sie nie zdola, ze z nieba zejda jakies skrzydlate wojska w pomoc dziewczynie albo ze slonce podsciele pod nia promienie i pociagnie ja ku sobie. Slyszala juz o wielu cudach miedzy chrzescijanami i myslala teraz, ze widocznie wszystko to prawda, skoro Ligia tak sie modli. Ligia zas podniosla sie wreszcie z twarza rozjasniona nadzieja. Ursus podniosl sie takze i przykucnawszy obok lawki, patrzyl w swa pania czekajac jej slow. A jej oczy zaszly mgla i po chwili dwie wielkie lzy poczely sie toczyc z wolna po jej policzkach. - Niech Bog blogoslawi Pomponii i Aulusowi - rzekla. - Nie wolno mi sciagac zguby na nich, wiec nie zobacze ich nigdy wiecej. Po czym zwrociwszy sie do Ursusa poczela mu mowic, iz on jeden zostaje jej teraz na swiecie, ze musi byc teraz jej ojcem i opiekunem. Nie moga szukac schronienia u Aulusow, albowiem sciagneliby na nich gniew cezara. Ale ona nie moze pozostac takze ni w domu cezara, ni Winicjusza. Niechze wiec Ursus ja wezmie, niech wyprowadzi z miasta, niech ukryje gdzies, gdzie jej nie znajdzie ni Winicjusz, ni jego sludzy. Ona wszedzie pojdzie za nim, chocby za morza, chocby za gory, do barbarzyncow, gdzie nie slyszano rzymskiego imienia i gdzie wladza cezara nie siega. Niech ja wezmie i ratuje, bo on jej jeden pozostal. Lig byl gotow i na znak posluszenstwa pochyliwszy sie objal jej nogi. Lecz na twarzy Akte, ktora spodziewala sie cudu, odbilo sie rozczarowanie. Tylez tylko sprawila ta modlitwa? Uciec z domu cezara jest to dopuscic sie zbrodni obrazy majestatu, ktora musi byc pomszczona, i gdyby nawet Ligia zdolala sie ukryc, cezar pomsci sie na Aulusach. Jesli chce uciekac, niech ucieka z domu Winicjusza. Wowczas cezar, ktory nie lubi zajmowac sie cudzymi sprawami, moze nawet nie zechce pomagac Winicjuszowi w poscigu, a w kazdym razie nie bedzie zbrodni obrazonego majestatu. Lecz Ligia tak wlasnie myslala. Aulusowie nie beda nawet wiedzieli, gdzie ona jest, nawet Pomponia. Ucieknie jednak nie z domu Winicjusza, tylko z drogi. On oswiadczyl jej po pijanemu, iz wieczorem przysle po nia swych niewolnikow. Mowil pewno prawde, ktorej nie bylby wyznal, gdyby byl trzezwym. Widocznie on sam lub moze obaj z Petroniuszcm widzieli przed uczta cezara i wymogli na nim obietnice, ze ja nazajutrz wieczorem wyda. A jesliby dzis zapomnieli, to przysla po nia jutro. Ale Ursus ja uratuje. Przyjdzie, wyniesie ja z lektyki, jak wyniosl z triclinium, i pojda w swiat. Ursusowi nie potrafi sie oprzec nikt. Jemu nie oparlby sie nawet ow straszny zapasnik, ktory wczoraj zmagal sie w triclinium. Ale ze Winicjusz moze przyslac bardzo duzo niewolnikow, wiec Ursus pojdzie zaraz do biskupa Linusa o rade i pomoc. Biskup ulituje sie nad nia, nie zostawi jej w rekach Winicjusza i kaze chrzescijanom isc z Ursusem na jej ratunek. Odbija ja i uprowadza, a potem Ursus potrafi ja wywiesc z miasta i ukryc gdzies przed moca rzymska. I twarz jej poczela sie powlekac rumiencem i smiac. Otucha wstapila w nia na nowo, tak jakby nadzieja ratunku zmienila sie juz w rzeczywistosc. Nagle rzucila sie na szyje Akte i przylozywszy swe sliczne usta do jej policzka, poczela szeptac: - Ty nas nie zdradzisz, Akte, nieprawda? - Na cien matki mojej - odpowiedziala wyzwolenica - nie zdradze was i pros tylko swego Boga, by Ursus potrafil cie odebrac. Ale niebieskie, dziecinne oczy olbrzyma swiecily szczesciem. Oto nie potrafil nic wymyslec, choc lamal swa biedna glowe, ale taka rzecz to on potrafi. I czy w dzien, czy w nocy, wszystko mu jedno!... Pojdzie do biskupa, bo biskup w niebie czyta, co trzeba, a czego nie trzeba. Ale chrzescijan to by i tak potrafil zebrac. Maloz to on ma znajomych i niewolnikow, i gladiatorow, i wolnych ludzi, i na Suburze, i za mostami. Zebralby ich tysiac i dwa. I odbije swoja pania, a wyprowadzic ja z miasta takze potrafi, i pojsc z nia potrafi. Pojda chocby na koniec swiata, chocby tam, skad sa, gdzie i nie slyszal nikt o Rzymie. Tu poczal wpatrywac sie przed siebie, jakby chcial dojrzec jakies rzeczy przeszle i niezmiernie odlegle, po czym jal mowic: - Do boru? Hej, jaki bor, jaki bor!... Lecz po chwili otrzasnal sie z widzen. Ot, pojdzie zaraz do biskupa, a wieczorem bedzie juz w jakie sto glow czatowal na lektyke. I niechby ja prowadzili nie tylko niewolnicy, ale nawet pretorianie! Juz tam lepiej nikomu nie podsuwac sie pod jego piesci, chocby w zelaznej zbroi... Bo czy to zelazo takie mocne! Jak godnie stuknac w zelazo, to i glowa pod nim nie wytrzyma. Lecz Ligia z wielka, a zarazem dziecinna powaga podniosla palec w gore: - Ursusie! "Nie zabijaj!" - rzekla. Lig zalozyl swa podobna do maczugi reke na tyl glowy i poczal mruczac pocierac kark z wielkim zaklopotaniem. On przecie musi ja odebrac... "swoje swiatlo"... Sama powiedziala, ze teraz jego kolej... Bedzie sie staral, ile bedzie mogl. Ale jakby sie zdarzylo niechcacy?... Przecie musi ja odebrac! No, jakby sie zdarzylo, to juz on tak bedzie pokutowal, tak Baranka Niewinnego przepraszal, ze Baranek Ukrzyzowany zlituje sie nad nim biednym... On by przecie Baranka nie chcial obrazic, tylko ze rece ma takie ciezkie... I wielkie rozczulenie odmalowalo sie na jego twarzy, lecz pragnac je ukryc poklonil sie i rzekl: - To ja ide do swietego biskupa. Akte zas objawszy szyje Ligii poczela plakac... Raz jeszcze zrozumiala, ze jest jakis swiat, w ktorym nawet w cierpieniu wiecej jest szczescia niz we wszystkich zbytkach i rozkoszach domu cezara; raz jeszcze uchylily sie przed nia jakies drzwi na swiatlo, lecz zarazem uczula, ze niegodna jest przejsc przez te drzwi. Ligii zal bylo Pomponii Grecyny, ktora kochala z calej duszy, i zal calego domu Aulusow, jednakze rozpacz jej minela. Czula nawet pewna slodycz w mysli, ze oto dla swej Prawdy poswieca dostatek, wygode i idzie na zycie tulacze i nieznane. Moze bylo w tym troche i dziecinnej ciekawosci, jakim bedzie to zycie gdzies w odleglych krajach, wsrod barbarzyncow i dzikich zwierzat, bylo wszelako jeszcze wiecej glebokiej i ufnej wiary, ze postepujac w ten sposob, czyni tak, jak nakazal Boski Mistrz, i ze odtad On sam bedzie czuwal nad nia jak nad dzieckiem poslusznym i wiernym. A w takim razie coz zlego moglo ja spotkac? Przyjda-li jakie cierpienia, to ona je zniesie w Jego imie. Przyjdzie-li smierc niespodziana, to On ja zabierze, i kiedys, gdy umrze Pomponia, beda razem przez cala wiecznosc. Nieraz, jeszcze w domu Aulusow, trapila swa dziecinna glowke, ze ona, chrzescijanka, nic nie moze uczynic dla tego Ukrzyzowanego, o ktorym z takim rozczuleniem wspominal Ursus. Lecz teraz chwila nadeszla. Ligia czula sie prawie szczesliwa i poczela mowic o swoim szczesciu Akte, ktora jednak nie mogla jej zrozumiec. Porzucic wszystko, porzucic dom, dostatki, miasto, ogrody, swiatynie, portyki, wszystko, co jest piekne, porzucic kraj sloneczny i ludzi bliskich, i dlaczego? Dlatego, by skryc sie przed miloscia mlodego i pieknego rycerza?... W glowie Akte nie chcialy sie te rzeczy pomiescic. Chwilami odczuwala, ze jest w tym slusznosc, ze moze byc nawet jakies ogromne, tajemnicze szczescie, ale jasno nie umiala zdac sobie z tego sprawy, zwlaszcza ze Ligie czekalo jeszcze przejscie, ktore moglo sie zle skonczyc i w ktorym mogla stracic wprost zycie. Akte byla bojazliwa z natury i ze strachem myslala o tym, co ow wieczor moze przyniesc. Lecz o obawach swych nie chciala mowic Ligii, ze zas tymczasem uczynil sie dzien jasny i slonce zajrzalo do atrium, wiec poczela ja namawiac na spoczynek, potrzebny po bezsennie spedzonej nocy. Ligia nie stawila oporu i obie weszly do cubiculum, ktore bylo obszerne i urzadzone z przepychem, skutkiem dawnych stosunkow Akte z cezarem. Tam polozyly sie jedna obok drugiej, lecz Akte mimo zmeczenia nie mogla zasnac. Od dawna byla smutna i nieszczesliwa, lecz teraz poczal ja chwytac jakis niepokoj, ktorego nie doznawala nigdy przedtem. Dotychczas zycie wydawalo sie jej tylko ciezkim i pozbawionym jutra, teraz wydalo sie jej nagle bezecnym. W glowie jej powstawal coraz wiekszy zamet. Drzwi na swiatlo poczely sie znow to odchylac, to zamykac. Ale w chwili, gdy sie otwieraly, swiatlo owo olsniewalo ja tak, ze nie widziala nic wyraznie. Raczej odgadywala tylko, ze tkwi w tej jasnosci jakies szczescie po prostu bez miary, wobec ktorego wszelkie inne jest tak dalece niczym, ze gdyby na przyklad cezar oddalil Poppee a pokochal na nowo ja, Akte, to i to byloby marnoscia. Naraz przyszla jej mysl, ze ten cezar, ktorego kochala i ktorego mimo woli uwazala za jakiegos polboga, jest czyms tak lichym jak i kazdy niewolnik, a ow palac z kolumnadami z numidyjskiego marmuru czyms nie lepszym od kupy kamieni. Lecz w koncu te poczucia, z ktorych nie umiala sobie zdac sprawy, poczely ja meczyc. Pragnela zasnac, lecz nurtowana przez niepokoj nie mogla. Na koniec, sadzac, ze Ligia, nad ktora zawislo tyle grozb i niepewnosci, nie spi takze, zwrocila sie ku niej, by rozmawiac o jej wieczornej ucieczce. Lecz Ligia spala spokojnie. Do ciemnego cubiculum przez zasunieta nie dosc szczelnie zaslone wpadalo kilka jasnych promieni, w ktorych krecil sie pyl zloty. Przy ich swietle Akte spostrzegla jej delikatna twarz, wsparta na obnazonym ramieniu, zamkniete oczy i otwarte nieco usta. Oddychala rowno, ale tak, jak oddycha sie we snie. "Spi, moze spac! - pomyslala Akte. - To jeszcze dziecko." Wszelako po chwili przyszlo jej do glowy, ze to dziecko woli jednak uciekac niz zostac kochanka Winicjusza, woli nedze niz hanbe, tulactwo niz wspanialy dom kolo Karynow, niz stroje, klejnoty, niz uczty, glosy lutni i cytr. "Dlaczego?" I poczela patrzec na Ligie, jakby chcac znalezc odpowiedz w jej uspionej twarzy. Patrzyla na jej przeczyste czolo, na pogodny luk brwi, na ciemne rzesy, na rozchylone usta, na poruszana spokojnym oddechem piers dziewczeca, po czym pomyslala znow: "Jaka ona inna ode mnie!" I Ligia wydala jej sie cudem, jakims boskim widzeniem, jakims ukochaniem bogow, stokroc piekniejszym od wszystkich kwiatow w ogrodzie cezara i od wszystkich rzezb w jego palacu. Lecz w sercu Greczynki nie bylo zazdrosci. Owszem, na mysl o niebezpieczenstwach, jakie grozily dziewczynie, chwycila ja wielka litosc. Zbudzilo sie w niej jakies uczucie matki; Ligia wydala sie jej nie tylko piekna jak piekny sen, ale zarazem bardzo kochana, i zblizywszy usta do jej ciemnych wlosow poczela je calowac. A Ligia spala spokojnie jakby w domu, pod opieka Pomponii Grecyny. I spala dosc dlugo. Poludnie przeszlo juz, gdy otworzyla swe blekitne oczy i poczela spogladac po cubiculum z wielkim zdziwieniem. Widocznie dziwilo ja, ze nie jest w domu, u Aulusow. - To ty, Akte? - rzekla wreszcie, dojrzawszy w mroku twarz Greczynki. - Ja, Ligio. - Czy to juz wieczor? - Nie, dziecko, ale poludnie juz minelo. - A Ursus nie wrocil? - Ursus nie mowil, ze wroci, tylko ze wieczorem bedzie czatowal z chrzescijanami na lektyke. - Prawda. Po czym opuscily cubiculum i udaly sie do lazni, gdzie Akte, wykapawszy Ligie, zaprowadzila ja na sniadanie, a potem do ogrodow palacowych, w ktorych zadnego niebezpiecznego spotkania nie nalezalo sie obawiac, albowiem cezar i jego przedniejsi dworscy spali jeszcze. Ligia po raz pierwszy w zyciu widziala te wspaniale ogrody, pelne cyprysow, pinii, debow, oliwek i mirtow, wsrod ktorych bielil sie caly lud posagow, blyszczaly spokojne zwierciadla sadzawek, kwiecily sie cale gaiki roz zraszanych pylem fontann, gdzie wejscia do czarownych grot obrastal bluszcz lub winograd, gdzie na wodach plywaly srebrne labedzie, a wsrod posagow i drzew chodzily przyswojone gazele z pustyn Afryki i barwne ptactwo sprowadzane ze wszystkich znanych krain swiata. Ogrody byly puste; tu i owdzie tylko pracowali z lopatami w reku niewolnicy, spiewajac polglosem piesni; inni, ktorym dano chwile wypoczynku, siedzieli nad sadzawkami lub w cieniu debow, w drgajacych swiatelkach utworzonych od promieni slonca przedzierajacych sie przez liscie, inni na koniec zraszali roze lub bladolila kwiaty szafranu. Akte z Ligia chodzily dosc dlugo, ogladajac wszelkie cuda ogrodow, i jakkolwiek Ligii braklo swobody mysli, byla jednak jeszcze nadto dzieckiem, aby mogla oprzec sie zajeciu, ciekawosci i podziwowi. Przychodzilo jej nawet na mysl, ze gdyby cezar byl dobry, to w takim palacu i w takich ogrodach moglby byc bardzo szczesliwy. Lecz wreszcie, zmeczone nieco, siadly na lawce ukrytej prawie calkiem w gaszczu cyprysow i poczely rozmawiac o tym, co im najbardziej ciazylo na sercu, to jest o wieczornej ucieczce Ligii. Akte byla daleko mniej spokojna od Ligii o powodzenie tej ucieczki. Chwilami wydawalo sie jej nawet, ze to jest zamiar szalony, ktory nie moze sie udac. Czula coraz wieksza litosc nad Ligia. Przychodzilo jej tez do glowy, ze stokroc bezpieczniej byloby probowac przejednac Winicjusza. Po chwili poczela ja wypytywac, jak dawno zna Winicjusza i czy nie mysli, ze dalby sie moze ublagac i wrocil ja Pomponii. Lecz Ligia potrzasnela smutno swa ciemna glowka. - Nie. W domu Aulusow Winicjusz byl inny, dobry bardzo, ale od wczorajszej uczty boje sie go i wole uciec do Ligow. Akte pytala dalej: - Jednak w domu Aulusow byl ci milym? - Tak - odrzekla Ligia schylajac glowe. - Ty przecie nie jestes niewolnica, tak jak ja bylam - rzekla po chwili namyslu Akte. - Ciebie Winicjusz moglby zaslubic. Jestes zakladniczka i corka krola Ligow. Aulusowie kochaja cie jak wlasne dziecko i jestem pewna, ze gotowi cie przyjac za corke. Winicjusz moglby cie zaslubic, Ligio. Lecz ona odpowiedziala cicho i jeszcze smutniej: - Wole uciec do Ligow. - Ligio, czy chcesz, bym zaraz poszla do Winicjusza, zbudzila go, jesli spi, i powiedziala mu to, co tobie mowie w tej chwili? Tak, droga moja, pojde do niego i powiem mu: "Winicjuszu, to corka krolewska i drogie dziecko slawnego Aulusa; jesli ja kochasz, wroc ja Aulusom, a potem wez ja jako zone z ich domu." A dziewczyna odpowiedziala glosem tak juz cichym, ze Akte zaledwie mogla doslyszec: - Wole do Ligow... I dwie lzy zawisly na jej spuszczonych rzesach. Lecz dalsza rozmowe przerwal szelest zblizajacych sie krokow i zanim Akte miala czas zobaczyc, kto nadchodzi, przed lawka ukazala sie Sabina Poppea z malym orszakiem niewolnic. Dwie z nich trzymaly nad jej glowa peki strusich pior, osadzone na zlotych pretach, ktorymi wachlowaly ja lekko, a zarazem i zaslanialy przed palacym jeszcze jesiennym sloncem, przed nia zas czarna jak heban Etiopka, o wydetych, jakby wezbranych mlekiem piersiach, niosla na reku dziecko owiniete w purpure ze zlota fredzla. Akte i Ligia powstaly mniemajac, ze Poppea przejdzie obok lawki nie zwrociwszy na nie uwagi, lecz ona zatrzymala sie przed nimi i rzekla: - Akte, dzwonki, ktores przyszyla na icunculi (lalce), zle byly przyszyte; dziecko oderwalo jeden i ponioslo do ust; szczescie, ze Lilith zobaczyla dosc wczesnie. - Wybacz, boska - odpowiedziala Akte krzyzujac rece na piersi i pochylajac glowe. Lecz Poppea poczela patrzec na Ligie. - Co to za niewolnica? - spytala po chwili. - To nie jest niewolnica, boska Augusto, ale wychowanka Pomponii Grecyny i corka krola Ligow, dana przez tegoz jako zakladniczka Rzymowi. - I przyszla cie odwiedzic? - Nie, Augusto. Od onegdaj mieszka w palacu. - Byla wczoraj na uczcie? - Byla, Augusto. - Z czyjego rozkazu? - Z rozkazu cezara... Poppea poczela jeszcze uwazniej patrzec na Ligie, ktora stala przed nia z glowa pochylona, to wznoszac z ciekawosci swe promienne oczy, to nakrywajac je znow powiekami. Nagle zmarszczka zjawila sie miedzy brwiami Augusty. Zazdrosna o wlasna urode i o wladze, zyla ona w ustawicznej trwodze, by kiedys jakas szczesliwa wspolzawodniczka nie zgubila jej tak, jak ona sama zgubila Oktawie. Dlatego kazda piekna twarz w palacu wzbudzala w niej podejrzenie. Okiem znawczyni ogarnela od razu wszystkie ksztalty Ligii, ocenila kazdy szczegol jej twarzy i zlekla sie. "To jest wprost nimfa - rzekla sobie. - Ja urodzila Wenus." I nagle przyszlo jej do glowy to, co nie przychodzilo jej nigdy dotad na widok zadnej pieknosci: ze jest znacznie starsza! Zadrgala w niej zraniona milosc wlasna, chwycil ja niepokoj i rozne obawy poczely jej przesuwac sie szybko przez glowe. "Moze jej Nero nie widzial albo patrzac przez szmaragd, nie ocenil. Ale co moze sie zdarzyc, jesli ja spotka w dzien, przy sloncu, taka cudna?... W dodatku nie jest niewolnica! Jest corka krolewska, z barbarzyncow wprawdzie, ale corka krolewska!... Bogowie niesmiertelni! Ona rownie piekna jak ja, a mlodsza!" I zmarszczka miedzy brwiami stala sie jeszcze wieksza, a oczy jej spod zlotych rzes poczely swiecic zimnym blaskiem. Lecz zwrociwszy sie do Ligii poczela pytac z pozornym spokojem: - Mowilas z cezarem? - Nie, Augusto. - Dlaczego wolisz tu byc niz u Aulusow? - Ja nie wole, pani. Petroniusz namowil cezara, by mnie odebral Pomponii, ale jam tu po niewoli, o pani!... - I chcialabys wrocic do Pomponii? Ostatnie pytanie Poppea zadala glosem miekszym i lagodniejszym, wiec w serce Ligii wstapila nagle nadzieja. - Pani! - rzekla wyciagajac ku niej rece - cezar obiecal oddac mnie, jak niewolnice, Winicjuszowi, ale ty sie wstaw za mna i wroc mnie Pomponii. - Wiec Petroniusz namowil cezara, by cie zabral Aulusowi i oddal Winicjuszowi? - Tak, pani. Winicjusz ma dzis jeszcze przyslac po mnie, lecz ty, dobra, ulituj sie nade mna. To rzeklszy schylila sie i chwyciwszy za brzeg sukni Poppei poczela czekac na jej slowo z bijacym sercem. Poppea zas patrzyla na nia przez chwile z twarza rozjasniona zlym usmiechem, po czym rzekla: - Wiec ci obiecuje, ze dzis jeszcze zostaniesz niewolnica Winicjusza. I odeszla jak widziadlo piekne, ale zle. Do uszu Ligii i Akte doszedl tylko krzyk dziecka, ktore nie wiadomo dlaczego zaczelo plakac. Ligii oczy rowniez wezbraly lzami, lecz po chwili wziela reke Akte i rzekla: - Wrocmy. Pomocy stad tylko czekac nalezy, skad przyjsc moze. I wrocily do atrium, ktorego nie opuszczaly juz do wieczora. Gdy sie sciemnilo i gdy niewolnicy wniesli poczworne kaganki o wielkich plomieniach, obie byly bardzo blade. Rozmowa ich rwala sie co chwila. Obie nasluchiwaly wciaz, czy sie kto nie zbliza. Ligia powtarzala ustawicznie, ze jakkolwiek zal jej porzucac Akte, ale poniewaz Ursus musi tam juz czekac w ciemnosciach, wiec wolalaby, zeby wszystko stalo sie dzis. Jednakze oddech jej uczynil sie ze wzruszenia szybszy i glosniejszy. Akte goraczkowo zgarniala, jakie mogla, klejnoty i wiazac je w rog peplum zaklinala Ligie, by nie odrzucala tego daru i tego srodka ucieczki. Chwilami zapadala glucha cisza, pelna zludzen sluchu. Obydwom zdawalo sie, ze slysza to jakis szept za kotara, to daleki placz dziecka, to szczekanie psow. Nagle zaslona od przedsionka poruszyla sie bez szelestu i wysoki, czarniawy czlowiek z twarza poznaczona ospa zjawil sie jak duch w atrium. Ligia w jednej chwili poznala Atacyna, wyzwolenca Winicjuszowego, ktory przychodzil do domu Aulusow. Akte krzyknela, lecz Atacynus sklonil sie nisko i rzekl: - Pozdrowienie boskiej Ligii od Marka Winicjusza, ktory czeka ja z uczta w domu przybranym w zielen. Usta dziewczyny pobielaly zupelnie. - Ide - rzekla. I zarzucila na pozegnanie rece na szyje Akte. Dom Winicjusza przybrany byl istotnie w zielen mirtowa i bluszcze, z ktorych poczyniono upiecia na scianach i nad drzwiami. Kolumny okrecono zwojami winogradu. W atrium, nad ktorego otworem rozciagnieto dla ochrony od nocnego chlodu welniana purpurowa zaslone, widno bylo jak w dzien. Plonely osmio- i dwunastoplomienne kaganki, majace ksztalt naczyn, drzew, zwierzat, ptakow lub posagow trzymajacych lampy napelnione wonna oliwa, wykutych z alabastru, z marmuru, ze zloconej miedzi korynckiej, nie tak cudnych jak ow slawny swiecznik ze swiatyni Apollina, ktorym poslugiwal sie Nero, ale pieknych i przez slawnych mistrzow rzezbionych. Niektore pooslaniane byly aleksandryjskim szklem lub przezroczymi tkaninami znad Indu, barwy czerwonej, blekitnej, zoltej, fioletowej, tak ze cale atrium pelne bylo roznokolorowych promieni. Wszedy rozchodzila sie won nardu, do ktorej Winicjusz przywykl i ktora polubil na Wschodzie. Glab domu, w ktorej snuly sie zenskie i meskie postacie niewolnikow, jasniala takze swiatlem. W triclinium stol byl przygotowany na cztery osoby, do uczty bowiem procz Winicjusza i Ligii mial zasiasc Petroniusz i Chryzotemis. Winicjusz szedl we wszystkim za slowami Petroniusza, ktory radzil mu nie isc po Ligie, ale poslac Atacyna z uzyskanym od cezara pozwoleniem, samemu zas przyjac ja w domu i przyjac uprzejmie, a nawet z oznakami czci. - Wczoraj byles pijany - mowil mu. - Widzialem cie: postepowales z nia jak kamieniarz z Gor Albanskich. Nie badz zbyt natarczywy i pamietaj, ze dobre wino nalezy pic powoli. Wiedz takze, ze slodko jest pozadac, lecz jeszcze slodziej byc pozadanym. Chryzotemis miala o tym wlasne, nieco odmienne zdanie, lecz Petroniusz, nazywajac ja swoja westalka i golabka, poczal jej tlumaczyc roznice, jaka byc musi miedzy wprawnym cyrkowym woznica a pacholeciem, ktore po raz pierwszy wsiada na kwadryge. Po czym zwrociwszy sie do Winicjusza mowil dalej: - Zyskaj jej ufnosc, rozwesel ja, badz z nia wspanialomyslny. Nie chcialbym widziec smutnej uczty. Przysiegnij jej nawet na Hades, ze ja wrocisz Pomponii, a juz twoja bedzie rzecza, by wolala nazajutrz zostac niz wrocic. Po czym ukazujac na Chryzotemis dodal: - Ja od pieciu lat co dzien postepuje w ten mniej wiecej sposob z ta plochliwa turkawka i nie moge sie uskarzac na jej srogosc... Chryzotemis uderzyla go na to wachlarzem z pawich pior i rzekla: - Alboz sie nie opieralam, satyrze! - Ze wzgledu na mego poprzednika... - Alboz nie byles u moich nog? - Zeby na ich palce zakladac pierscionki. Chryzotemis spojrzala mimo woli na swe stopy, na ktorych palcach polyskiwaly istotnie skry klejnotow, i oboje z Petroniuszem poczeli sie smiac. Lecz Winicjusz nie sluchal ich sprzeczki. Serce bilo mu niespokojnie pod wzorzysta szata syryjskiego kaplana, w ktora sie przybral na przyjecie Ligii. - Juz powinni byli wyjsc z palacu - rzekl, jakby mowiac sam do siebie. - Powinni byli - odpowiedzial Petroniusz. - Moze ci tymczasem opowiedziec o wrozbach Apoloniusza z Tiany lub owa historie o Rufinie, ktorej, nie pamietam dlaczego, nie skonczylem. Lecz Winicjusza zarowno malo obchodzil Apoloniusz z Tiany, jak i historia Rufina. Mysl jego byla przy Ligii i choc czul, ze piekniej bylo przyjac ja w domu niz isc w roli zbira do palacu, zalowal jednak chwilami, ze nie poszedl, tylko dlatego, ze moglby wczesniej widziec Ligie i siedziec kolo niej w ciemnosciach w podwojnej lektyce. Tymczasem niewolnicy wniesli trojnozne, zdobne glowami trykow, brazowe misy z weglami, na ktore poczeli sypac male zdzbla mirry i nardu. - Juz skrecaja ku Karynom - rzekl znow Winicjusz. - On nie wytrzyma, wybiegnie naprzeciw i gotow sie jeszcze z nimi rozminac - zawolala Chryzotemis. Winicjusz usmiechnal sie bezmyslnie i rzekl: - Owszem, wytrzymam. Lecz poczal poruszac nozdrzami i sapac, co widzac Petroniusz wzruszyl ramionami. - Nie ma w nim filozofa za jedna sestercje - rzekl - i nigdy nie zrobie z tego syna Marsa czlowieka. Winicjusz nawet nie uslyszal. - Sa juz na Karynach!... Oni zas rzeczywiscie skrecili ku Karynom. Niewolnicy, zwani lampadarii, szli na przedzie, inni zwani pedisequi - po obu stronach lektyki, Atacynus zas tuz za nia czuwajac nad pochodem. Lecz posuwali sie z wolna, bo latarnie w miescie wcale nie oswietlonym zle rozjasnialy droge. Przy tym ulice w poblizu palacu byly puste, zaledwie gdzieniegdzie jakis czlowiek przesuwal sie z latarka, ale dalej niezwykle ozywione. Z kazdego prawie zaulku wychodzili ludzie po trzech, po czterech, wszyscy bez pochodni, wszyscy w ciemnych plaszczach. Niektorzy szli razem z pochodem, mieszajac sie z niewolnikami, inni w wiekszych gromadach zachodzili z naprzeciwka. Niektorzy taczali sie jak pijani. Chwilami pochod stawal sie tak trudny, ze lampadarii poczeli wolac: - Miejsce dla szlachetnego trybuna, Marka Winicjusza! Ligia widziala przez rozsuniete firanki te ciemne gromady i poczela dygotac ze wzruszenia. Porywala ja na przemian to nadzieja, to trwoga. "To on! to Ursus i chrzescijanie! To stanie sie juz zaraz - mowila drzacymi ustami. - O Chryste, pomagaj! o Chryste, ratuj!" Ale i Atacynus, ktory z poczatku nie zwazal na owo niezwykle ozywienie ulicy, poczal sie wreszcie niepokoic. Bylo w tym cos dziwnego. Lampadarii musieli coraz czesciej wolac: "Miejsce dla lektyki szlachetnego trybuna!" Z bokow nieznani ludzie naciskali tak lektyke, ze Atacynus kazal niewolnikom odganiac ich kijami. Nagle krzyk uczynil sie na przodzie pochodu, w jednej chwili pogasly wszystkie swiatla. Kolo lektyki uczynil sie tlok, zamieszanie i bitwa. Atacynus zrozumial: byl to wprost napad. I zrozumiawszy struchlal. Wiadomym bylo wszystkim, ze cezar czesto dla zabawy rozbija w gronie augustianow i na Suburze, i w innych dzielnicach miasta. Wiadomym bylo, ze czasem nawet przynosil z tych nocnych wycieczek guzy i since, lecz kto sie bronil, szedl na smierc, chocby byl senatorem. Dom wigilow, ktorych obowiazkiem bylo czuwac nad miastem, nie byl zbyt odlegly, ale straz udawala w podobnych wypadkach, ze byla glucha i slepa. Tymczasem kolo lektyki wrzalo; ludzie poczeli sie zmagac, bic, obalac i deptac. Atacynusowi blysnela mysl, ze przede wszystkim nalezy ocalic Ligie i siebie, a reszte zostawic losowi. Jakoz wyciagnawszy ja z lektyki, porwal na rece i usilowal sie wymknac w ciemnosci. Lecz Ligia poczela wolac: - Ursus! Ursus! Byla bialo ubrana, wiec latwo bylo ja dojrzec. Atacynus poczal druga wolna reka narzucac na nia gwaltownie wlasny plaszcz, gdy naraz straszliwe cegi chwycily jego kark, a na glowe spadla mu, jak kamien, olbrzymia druzgocaca masa. On zas padl w jednej chwili, jak wol uderzony obuchem przed oltarzem Jowisza. Niewolnicy lezeli po wiekszej czesci na ziemi lub ratowali sie, rozbijajac sie wsrod grubych ciemnosci o zalomy murow. Na miejscu pozostala tylko podruzgotana w zamieszaniu lektyka. Ursus unosil Ligie ku Suburze, towarzysze jego dazyli za nim rozpraszajac sie stopniowo po drodze. Lecz niewolnicy poczeli sie zbierac przed domem Winicjusza i naradzac. Nie smieli wejsc. Po krotkiej naradzie wrocili na miejsce spotkania, na ktorym znalezli kilka cial martwych, a miedzy nimi cialo Atacyna. Ten drgal jeszcze, lecz po chwilowej silniejszej konwulsji wyprezyl sie i pozostal nieruchomy. Wowczas zabrali go i wrociwszy zatrzymali sie znow przed brama. Trzeba bylo jednak oznajmic panu, co sie stalo. - Gulo niech oznajmi - zaczelo szeptac kilka glosow. - Krew mu plynie, jak i nam, z twarzy i pan go kocha. Gulowi bezpieczniej od innych. A Germanin Gulo, stary niewolnik, ktory niegdys wynianczyl Winicjusza, a odziedziczony byl przez niego po matce, siostrze Petroniusza, rzekl: - Ja oznajmie, ale pojdzmy wszyscy. Niech na mnie jednego nie spada jego gniew. Winicjusz zas poczal sie juz niecierpliwic zupelnie. Petroniusz i Chryzotemis wysmiewali go, lecz on chodzil szybkim krokiem po atrium powtarzajac: - Juz powinni byc!... Juz powinni byc! I chcial isc, a tamci oboje go wstrzymywali. Lecz nagle w przedsionku daly sie slyszec kroki i do atrium wpadli hurmem niewolnicy, a stanawszy szybko pod sciana, podniesli rece w gore i poczeli powtarzac jekliwymi glosami: - Aaaa! - aa! Winicjusz skoczyl ku nim. - Gdzie Ligia? - zawolal strasznym, zmienionym glosem. - Aaaa!... Wtem Gulo wysunal sie naprzod ze swoja pokrwawiona twarza, wolajac z pospiechem i zalosnie: - Oto krew, panie! Bronilismy! Oto krew, panie, oto krew!... Lecz nie zdolal dokonczyc, gdyz Winicjusz chwycil brazowy swiecznik i jednym uderzeniem strzaskal czerep niewolnika, po czym, objawszy sie za glowe rekoma, wpil palce we wlosy, powtarzajac chrapliwie: - Me miserum! Me miserum!... Twarz mu posiniala, oczy uciekly pod czolo, piana wystapila na usta. - Rozeg! - ryknal wreszcie nieludzkim glosem. - Panie! Aaaa!... Ulituj sie! - jeczeli niewolnicy. Lecz Petroniusz podniosl sie z wyrazem niesmaku w twarzy. - Chodz, Chryzotemis! - rzekl. - Jesli chcesz patrzec na mieso, kaze odbic sklep rzeznika na Karynach. I wyszedl z atrium, w calym zas domu, ubranym w zielen bluszczow i gotowym do uczty, rozlegly sie po chwili jeki i swist rozeg, ktory trwal niemal do rana. Tej nocy Winicjusz nie kladl sie wcale. W czas jakis po odejsciu Petroniusza, gdy jeki smaganych niewolnikow nie mogly ukoic ani jego bolu, ani wscieklosci, zebral gromade innych slug i na ich czele pozna juz noca wypadl na poszukiwanie Ligii. Zwiedzil dzielnice eskwilinska, potem Subure, Vicus Sceleratus i wszystkie przylegle zaulki. Po czym obszedlszy Kapitol, przez most Fabrycjusza przedostal sie na wyspe, za czym przebiegl czesc miasta zatybrzanska. Lecz byla to gonitwa bez celu, gdyz sam nie mial nadziei odnalezienia Ligii i jesli jej szukal, to glownie dlatego, by zapelnic czymkolwiek noc straszna. Jakoz wrocil do domu dopiero o switaniu, gdy juz w miescie poczely sie zjawiac wozy i muly przekupniow jarzyn i gdy piekarze otwierali juz sklepy. Wrociwszy kazal uprzatnac cialo Gula, ktorego nikt nie smial tknac dotad, nastepnie tych niewolnikow, ktorym odbito Ligie, kazal wyslac do wiejskich ergastulow, co bylo kara straszniejsza niemal od smierci, wreszcie, rzuciwszy sie na wyslana lawe w atrium, poczal bezladnie rozmyslac, jakim sposobem odnajdzie i zabierze Ligie. Wyrzec sie jej, stracic ja, nie zobaczyc jej wiecej, wydawalo mu sie niepodobienstwem i na sama mysl o tym ogarnial go szal. Samowolna natura mlodego zolnierza pierwszy raz w zyciu trafila na opor, na inna niezlomna wole, i wprost nie mogla pojac, jak to byc moze, by ktos smial stawac w poprzek jego zadzy. Winicjusz wolalby raczej, zeby swiat i miasto zapadly w gruzy, niz zeby on nie mial dopiac tego, czego chcial. Odjeto mu czare rozkoszy niemal sprzed ust, wiec wydalo mu sie, iz spelnilo sie cos nieslychanego, wolajacego o pomste do praw boskich i ludzkich. Lecz przede wszystkim nie chcial i nie mogl sie pogodzic z losem, albowiem nigdy niczego tak nie pragnal w zyciu jak Ligii. Zdawalo mu sie, ze nie potrafi bez niej istniec. Nie umial sobie odpowiedziec, co zrobilby bez niej jutro, jak by mogl przezyc dni nastepne. Chwilami porywal go na nia gniew bliski obledu. Chcialby ja miec po to, by ja bic, wloczyc za wlosy do cubiculow i pastwic sie nad nia, to znow porywala go straszna tesknota za jej glosem, postacia, oczyma, i czul, ze gotow by byl lezec u jej nog. Wolal na nia, gryzl palce, obejmowal glowe rekoma. Zmuszal sie ze wszystkich sil, by myslec spokojnie o jej odzyskaniu, i nie mogl. Przez glowe przelatywaly mu tysiaczne srodki i sposoby, ale jedne od drugich szalensze. Wreszcie blysnela mu mysl, ze nikt inny jej nie odbil, tylko Aulus, ze w najgorszym razie Aulus musial wiedziec, gdzie ona sie ukrywa. I zerwal sie, by biec do domu Aulusow. Jesli mu jej nie oddadza, jesli nie ulekna sie grozb, pojdzie do cezara, oskarzy starego wodza o nieposluszenstwo i uzyska na niego wyrok smierci, ale przedtem wydobedzie z nich wyznanie, gdzie jest Ligia. Lecz jesli ja oddadza, nawet dobrowolnie, i tak sie pomsci. Przyjeli go wprawdzie w dom i pielegnowali, ale to nic. Ta jedna krzywda uwolnili go od wszelkiej wdziecznosci. Tu msciwa i zawzieta jego dusza poczela sie lubowac mysla o rozpaczy Pomponii Grecyny, gdy staremu Aulusowi centurion przyniesie wyrok smierci. Byl zas niemal pewny, ze go uzyska. Pomoze mu w tym Petroniusz. Zreszta i sam cezar nie odmawia niczego swym towarzyszom augustianom, chyba ze mu nakazuje odmowic osobista niechec lub zadza. I nagle serce zamarlo w nim niemal pod wplywem strasznego przypuszczenia. A nuz to sam cezar odbil Ligie? Wszyscy wiedzieli, ze cezar czesto szukal w nocnych rozbojach rozrywek wsrod nudow. Nawet Petroniusz przyjmowal udzial w tych zabawach. Glownym ich celem bylo wprawdzie chwytanie kobiet i podrzucanie ich na plaszczu zolnierskim az do omdlenia. Jednakze sam Nero nazywal czasami owe wyprawy "polowem perel"; zdarzalo sie bowiem, ze w glebi dzielnic zamieszkalych przez rojna uboga ludnosc wylawiano prawdziwa perle wdzieku i mlodosci. Wowczas sagatio, jak nazywano podrzucanie na zolnierskiej guni, zmienialo sie na prawdziwe porwanie i "perle" odsylano albo na Palatyn, albo do ktorejs z niezliczonych willi cezara, albo wreszcie Nero odstepowal ja ktoremu z towarzyszow. Tak moglo zdarzyc sie z Ligia. Cezar przypatrywal sie jej w czasie uczty i Winicjusz ani na chwile nie watpil, ze musiala mu sie wydac najpiekniejsza z kobiet, jakie dotad widzial. Jakzeby moglo byc inaczej! Wprawdzie Nero ja mial u siebie na Palatynie i mogl otwarcie zatrzymac, lecz, jak slusznie mowil Petroniusz, cezar nie mial odwagi w zbrodniach i mogac dzialac otwarcie, wolal zawsze dzialac tajemnie. Tym razem mogla go do tego sklonic i obawa przed Poppea. Winicjuszowi przyszlo teraz do glowy, ze Aulusowie moze by nie smieli porywac przemoca dziewczyny podarowanej mu przez cezara. Kto by zreszta smial? Czy moze ow olbrzymi Lig z blekitnymi oczyma, ktory odwazyl sie jednak wejsc do triclinium i wyniesc ja z uczty na reku? Ale gdziez by sie z nia schronil, dokad by ja mogl zaprowadzic? Nie, niewolnik nie zdobylby sie na to. Zatem nie uczynil tego nikt inny jak cezar. Na te mysl Winicjuszowi pociemnialo w oczach i krople potu pokryly mu czolo. W takim razie Ligia byla stracona na zawsze. Mozna ja bylo wyrwac z kazdych innych rak, lecz nie z takich. Teraz z wieksza niz przedtem slusznoscia mogl powtarzac: Vae misero mihi! Wyobraznia przedstawila mu Ligie w ramionach Nerona i po raz pierwszy w zyciu zrozumial, ze sa mysli, ktorych czlowiek po prostu zniesc nie moze. Dopiero teraz poznal, jak ja pokochal. Jak tonacemu przesuwa sie blyskawicznie przez pamiec cale jego zycie, tak jemu poczela sie przesuwac Ligia. Widzial ja i slyszal kazde jej slowo. Widzial ja przy fontannie, widzial u Aulusow i na uczcie. Czul ja znow blisko, czul zapach jej wlosow, cieplo jej ciala, rozkosz pocalunkow, ktorymi na uczcie rozgniatal jej niewinne usta. Wydala mu sie stokroc piekniejsza, pozadansza, slodsza, stokroc wiecej jedyna, wybrana sposrod wszystkich smiertelnych i wszystkich bostw niz kiedykolwiek. I gdy pomyslal, ze to wszystko, co tak wszczepilo mu sie w serce, co stalo sie krwia i zyciem, mogl posiasc Nero, chwycil go bol zupelnie fizyczny, tak straszny, ze chcialo mu sie bic glowa o sciany atrium, poki jej nie roztrzaska. Czul, ze moze oszalec i ze oszalalby z pewnoscia, gdyby mu jeszcze nie pozostawala zemsta. Lecz jak poprzednio wydalo mu sie, ze nie bedzie mogl zyc, jesli Ligii nie odzyska, tak obecnie, ze nie bedzie mogl umrzec, poki jej nie pomsci. Ta jedna mysl sprawiala mu niejaka ulge. "Bede twoim Kasjuszem Cherea!" - powtarzal sobie, myslac o Neronie. Po chwili chwyciwszy w rece ziemi z waz kwiatowych otaczajacych impluvium, wykonal straszna przysiege Erebowi, Hekacie i wlasnym domowym larom, ze zemsty dokona. I doznal istotnie ulgi. Mial przynajmniej dla czego zyc i czym zapelnic dnie i noce. Po czym zaniechawszy mysli udania sie do Aulusow kazal sie niesc na Palatyn. Po drodze myslal, ze jesli go nie dopuszcza do cezara lub zechca sprawdzac, czy nie ma przy sobie broni, to bedzie dowod, ze Ligie porwal cezar. Broni jednak nie wzial. Stracil przytomnosc w ogole, lecz jak zwykle ludzie pochlonieci jedna mysla, zachowal ja w tym, co sie tyczylo zemsty. Nie chcial, by mu spelzla przedwczesnie. Procz tego pragnal przede wszystkim zobaczyc Akte, sadzil bowiem, ze od niej moze dowiedziec sie prawdy. Chwilami przeblyskiwala mu nadzieja, ze moze zobaczy Ligie, i na te mysl poczynal drzec. Nuz bowiem cezar porwal ja nie wiedzac, kogo porywa, i dzis mu ja wroci? Ale po chwili odrzucil to przypuszczenie. Gdyby chciano mu ja odeslac, odeslano by wczoraj. Akte jedna mogla wszystko wyjasnic i ja przed innymi nalezalo zobaczyc. Utwierdziwszy sie w tym, kazal niewolnikom przyspieszyc kroku, po drodze zas rozmyslal bezladnie to o Ligii, to o zemscie. Slyszal, ze kaplani egipskiej bogini Pacht umieja sprowadzac choroby, na kogo zechca, i postanowil dowiedziec sie od nich o sposobie. Na Wschodzie mowiono mu takze, ze Zydzi maja jakies zaklecia, za pomoca ktorych pokrywaja wrzodami ciala nieprzyjaciol. Miedzy niewolnikami mial w domu kilkunastu Zydow, obiecal sobie wiec, ze za powrotem kaze ich cwiczyc, poki mu tej tajemnicy nie wyjawia. Z najwieksza jednak rozkosza myslal o krotkim mieczu rzymskim, ktory wytacza strumienie krwi, takie wlasnie, jakie wytrysly z Kajusa Kaliguli i potworzyly niestarte plamy na kolumnie portyku. Gotow byl teraz wymordowac caly Rzym, a gdyby jacy msciwi bogowie obiecali mu, ze wszyscy ludzie wymra z wyjatkiem jego i Ligii, bylby sie na to zgodzil. Przed lukiem zebral cala przytomnosc i na widok strazy pretorianskiej pomyslal, ze jesli mu beda czynili chocby najmniejsze trudnosci przy wejsciu, to bedzie dowod, ze Ligia jest z woli cezara w palacu. Lecz pryncypilarny centurion usmiechnal sie do niego przyjaznie i postapiwszy kilka krokow rzekl: - Witaj, szlachetny trybunie. Jesli pragniesz zlozyc poklon cezarowi, na zla trafiles chwile i nie wiem, czy bedziesz mogl go zobaczyc. - Co sie stalo? - spytal Winicjusz. - Boska mala Augusta zachorowala niespodzianie od dnia wczorajszego. Cezar i Augusta Poppea sa przy niej wraz z lekarzami, ktorych z calego miasta wezwano. Byl to wypadek wazny. Cezar, gdy mu sie urodzila ta corka, szalal po prostu ze szczescia i przyjal ja extra humanium gaudium. Przedtem jeszcze senat polecal najuroczysciej bogom lono Poppei. Czyniono wota i wyprawiano w Ancjum, gdzie nastapilo rozwiazanie, wspaniale igrzyska, a oprocz tego wzniesiono swiatynie dwom Fortunom. Nero, ktory w niczym nie umial zachowac miary, bez miary rowniez kochal to dziecie, Poppei zas bylo ono takze drogim, chocby dlatego, ze umacnialo jej stanowisko i wplyw czynilo nieprzepartym. Od zdrowia i zycia malej Augusty mogly zalezec losy calego imperium, lecz Winicjusz tak byl zajety soba, wlasna sprawa i wlasna miloscia, ze nie zwrociwszy prawie uwagi na wiadomosc centuriona, odrzekl: - Chce widziec sie tylko z Akte. I przeszedl. Lecz Akte zajeta byla takze przy dziecku i musial czekac na nia dlugo. Nadeszla dopiero kolo poludnia z twarza zmeczona i blada, ktora na widok Winicjusza pobladla jeszcze bardziej. - Akte - zawolal chwytajac jej rece Winicjusz i ciagnac ja na srodek atrium - gdzie jest Ligia? - Chcialam sie ciebie o to zapytac - odrzekla patrzac mu z wyrzutem w oczy. A on, jakkolwiek przyrzekal sobie, ze wybada ja spokojnie, scisnal znow dlonmi glowe i poczal powtarzac z twarza sciagnieta przez bol i gniew: - Nie ma jej. Porwano mi ja w drodze! Po chwili jednak opamietal sie i zblizywszy swa twarz do twarzy Akte, poczal mowic przez zacisniete zeby: - Akte... Jesli ci zycie mile, jesli nie chcesz stac sie przyczyna nieszczesc, ktorych nie potrafisz sobie nawet wyobrazic, odpowiedz mi prawde: czy nie cezar ja odbil? - Cezar nie wychodzil wczoraj z palacu. - Na cien matki twojej, na wszystkich bogow! Czy nie ma jej w palacu? - Na cien matki mojej, Marku, nie masz jej w palacu i nie cezar ja odbil. Od wczoraj zachorowala mala Augusta i Nero nie oddala sie od jej kolyski. Winicjusz odetchnal. To, co wydawalo mu sie najstraszniejszym, przestalo mu grozic. - A wiec - rzekl siadajac na lawie i zaciskajac piesci - porwali ja Aulusowie i w takim razie biada im! - Aulus Plaucjusz byl tu dzis rano. Nie mogl sie ze mna widziec, gdyz bylam zajeta przy dziecku, ale wypytywal o Ligie Epafrodyta i innych ze sluzby cesarskiej, a potem oswiadczyl im, ze przyjdzie jeszcze, aby sie widziec ze mna. - Chcial odwrocic od siebie podejrzenia. Gdyby nie wiedzial, co sie stalo z Ligia, bylby przyszedl szukac jej do mego domu. - Zostawil mi kilka slow na tabliczce, z ktorych zobaczysz, ze wiedzac, iz Ligia zostala zabrana z jego domu przez cezara na twoje i Petroniusza zadanie, spodziewal sie, iz zostanie tobie odeslana, i dzis rano byl w twoim domu, gdzie mu powiedziano, co sie stalo. To rzeklszy poszla do cubiculum i po chwili wrocila z tabliczka, ktora jej zostawil Aulus. Winicjusz przeczytal i zamilkl. Akte zas zdawala sie czytac mysli w jego posepnej twarzy, gdyz po chwili rzekla: - Nie, Marku. Stalo sie to, czego chciala sama Ligia. - Tys wiedziala, ze ona chce uciec! - wybuchnal Winicjusz. A ona spojrzala na niego swymi mglistymi oczyma niemal surowo. - Wiedzialam, ze nie chce zostac twoja naloznica. - A ty czym bylas cale zycie? - Ja bylam przedtem niewolnica. Lecz Winicjusz nie przestal sie burzyc. Cezar darowal mu Ligie, wiec on nie potrzebuje pytac, czym byla przedtem. Wynajdzie ja chocby pod ziemia i uczyni z niej wszystko, co mu sie podoba. Tak jest! Bedzie jego naloznica. Kaze ja chlostac, ilekroc mu sie podoba. Gdy mu sie sprzykrzy, odda ja ostatniemu ze swoich niewolnikow albo kaze jej obracac zarna w swoich posiadlosciach w Afryce. Bedzie jej teraz szukal i odnajdzie ja tylko po to, by ja zgniesc, zdeptac i upokorzyc. I podniecajac sie coraz bardziej, tracil wszelka miare do tego stopnia, ze nawet Akte poznala, iz zapowiadal wiecej, niz bylby zdolny dotrzymac, i ze mowi przez niego gniew i meka. Nad meka mialaby litosc, lecz przebrana miara wyczerpala jej cierpliwosc, tak ze wreszcie spytala go, dlaczego do niej przyszedl. Winicjusz nie znalazl na razie odpowiedzi. Przyszedl do niej, bo tak chcial, bo sadzil, ze udzieli mu jakich wiadomosci, ale wlasciwie przyszedl tylko do cezara, a nie mogac sie z nim zobaczyc wstapil do niej. Ligia uciekajac sprzeciwila sie woli cezara, wiec on ublaga go, by nakazal jej szukac w calym miescie i panstwie, chocby przyszlo uzyc do tego wszystkich legii i przetrzasnac kolejno kazdy dom w imperium. Petroniusz poprze jego prosbe i poszukiwania rozpoczna sie od dzis dnia. Na to Akte rzekla: - Strzez sie, bys jej nie stracil na zawsze wowczas dopiero, gdy ja z rozkazu cezara odnajda. Winicjusz zmarszczyl brwi. - Co to znaczy? - spytal. - Sluchaj mnie, Marku! Wczoraj bylysmy z Ligia w tutejszych ogrodach i spotkalysmy Poppee, a z nia mala Auguste, ktora niosla Murzynka Lilith. Wieczorem dziecko zachorowalo, a Lilith twierdzi, ze zostalo urzeczone i ze urzekla je ta cudzoziemka, ktora spotkaly w ogrodach. Jesli dziecko wyzdrowieje, zapomna o tym, lecz w razie przeciwnym pierwsza Poppea oskarzy Ligie o czary, a wowczas, gdziekolwiek ja odnajda, nie bedzie dla niej ratunku. Nastala chwila milczenia, po czym Winicjusz ozwal sie: - A moze ja urzekla? I mnie urzekla. - Lilith powtarza, ze dziecko zaraz zaplakalo, gdy je przeniosla kolo nas. I prawda! Zaplakalo. Pewno wyniesiono je do ogrodow juz chore. Marku, szukaj jej sam, gdzie chcesz, ale poki mala Augusta nie wyzdrowieje, nie mow o niej z cezarem, bo sciagniesz na nia pomste Poppei. Dosc juz jej oczy plakaly przez ciebie i niech wszyscy bogowie strzega teraz jej biednej glowy. - Ty ja kochasz, Akte? - spytal posepnie Winicjusz. A w oczach wyzwolenicy blysnely lzy. - Tak! Pokochalam ja. - Bo ci nie odplacila nienawiscia jak mnie. Akte popatrzyla na niego przez chwile, jakby wahajac sie lub jakby pragnac zbadac, czy mowil szczerze, po czym odrzekla: - Czlowieku zapalczywy i slepy! Ona cie kochala. Winicjusz zerwal sie pod wplywem tych slow jak opetany. Nieprawda! Nienawidzila go. Skad Akte moze wiedziec?! Czy po jednym dniu znajomosci Ligia uczynila jej wyznanie? Co to jest za milosc, ktora woli tulactwo, hanbe ubostwa, niepewnosc jutra, a moze i nedzna smierc - od uwienczonego domu, w ktorym czeka z uczta kochany! Lepiej mu takich rzeczy nie slyszec, bo gotow oszalec. Oto nie oddalby tej dziewczyny za wszystkie skarby tego palacu, a ona uciekla. Co to jest za milosc, ktora boi sie rozkoszy, a plodzi bolesc! Kto to pojmie? Kto moze zrozumiec? Gdyby nie nadzieja, ze ja odnajdzie, to utopilby w sobie miecz! Milosc sie oddaje, nie odbiera. Byly chwile u Aulusow, ze sam wierzyl w bliskie szczescie, ale teraz wie, ze go nienawidzila, nienawidzi i umrze z nienawiscia w sercu. Lecz Akte, zwykle bojazliwa i lagodna, wybuchnela z kolei oburzeniem. Jakze to on staral sie ja pozyskac? Zamiast poklonic sie o nia Aulusowi i Pomponii, odebral dziecko podstepem rodzicom. Chcial ja uczynic nie zona, ale naloznica, ja, wychowanke zacnego domu, ja, corke krolewska. I sprowadzil ja do tego domu zbrodni i sromoty, pokalal jej niewinne oczy widokiem bezecnej uczty, postepowal z nia jak z nierzadnica. Zali zapomnial, czym jest dom Aulusow i kim Pomponia Grecyna, ktora wychowala Ligie? Zali nie ma dosc rozumu na to, by odgadnac, ze to sa kobiety inne niz Nigidia, niz Kalwia Kryspinilla, niz Poppea i niz te wszystkie, ktore napotyka w domu cezara? Zali ujrzawszy Ligie nie zrozumial od razu, ze to jest czyste dziewcze, ktore woli smierc od hanby? Skadze wie, jakich ona bogow wyznaje i czy nie czystszych, nie lepszych niz nierzadna Wenus lub niz Izys, ktora czcza rozpustne Rzymianki? Nie! Ligia nie czynila jej wyznan, ale mowila jej, ze ratunku wyglada od niego, od Winicjusza; miala nadzieje, ze on wyprosi dla niej od cezara powrot do domu i ze wroci ja Pomponii. A mowiac o tym plonila sie jak dziewcze, ktore kocha i ufa. I jej serce bilo dla niego, ale on sam przestraszyl ja, zrazil, oburzyl i niechze teraz jej szuka z pomoca zolnierzy cezara, ale niech wie, ze jesli dziecko Poppei umrze, to na nia padnie podejrzenie i zguba jej bedzie nieuchronna. Przez gniew i bol Winicjusza poczelo sie przeciskac wzruszenie. Wiadomosc, ze Ligia kochala go, wstrzasnela do glebi jego dusza. Przypomnial ja sobie w ogrodzie u Aulusow, gdy sluchala jego slow z rumiencem na twarzy i z oczyma pelnymi swiatla. Wydalo mu sie, ze wowczas istotnie poczynala go kochac, i nagle ogarnelo go na te mysl poczucie jakiegos szczescia stokroc jeszcze wiekszego niz to, ktorego pragnal. Pomyslal, ze istotnie mogl ja miec powolna, a w dodatku kochajaca. Oto bylaby oprzedla drzwi jego i namascila je wilczym tluszczem, a potem zasiadla, jako zona, na owczym runie, u jego ogniska. Oto uslyszalby z jej ust sakramentalne: "Gdzie ty Kajus, tam i ja Kaja", i bylaby na zawsze jego. Czemu on tak nie postapil? Byl przecie gotow. A teraz jej nie ma i moze jej nie odnalezc, a gdyby odnalazl, moze ja zgubic, a gdyby nawet nie zgubil, nie zechca go juz ani Aulusowie, ani ona. Tu gniew poczal mu znow podnosic wlosy na glowie, lecz teraz zwrocil sie juz nie przeciw Aulusom lub Ligii, lecz przeciw Petroniuszowi. On byl wszystkiemu winien. Gdyby nie on, Ligia nie potrzebowalaby sie tulac, bylaby jego narzeczona i zadne niebezpieczenstwo nie wisialoby nad jej droga glowa. A teraz stalo sie i za pozno naprawiac zle, ktore sie naprawic nie da. - Za pozno! I zdawalo mu sie, ze otchlan otworzyla sie przed jego nogami. Nie wiedzial, co przedsiewziac, jak postapic, dokad sie udac. Akte powtorzyla, jak echo, slowo "za pozno", ktore w cudzych ustach zabrzmialo mu jak wyrok smierci. Rozumial tylko jedna rzecz, ze trzeba mu znalezc Ligie, bo inaczej stanie sie z nim cos zlego. I okreciwszy sie machinalnie w toge chcial odejsc nie zegnajac sie nawet z Akte, gdy wtem zaslona dzielaca przedsionek od atrium uchylila sie i nagle ujrzal przed soba zalobna postac Pomponii Grecyny. Widocznie i ona dowiedziala sie juz o zniknieciu Ligii i sadzac, ze jej latwiej bedzie niz Aulusowi widziec sie z Akte, przychodzila do niej po wiadomosci. Lecz spostrzeglszy Winicjusza zwrocila ku niemu swa drobna, blada twarz i po chwili rzekla: - Marku, niech Bog ci przebaczy krzywde, jaka wyrzadziles nam i Ligii. A on stal z czolem spuszczonym, z poczuciem nieszczescia i winy, nie rozumiejac, jaki Bog mial i mogl mu przebaczyc ni dlaczego Pomponia mowila o przebaczeniu, gdy powinna byla mowic o zemscie. I wreszcie wyszedl z glowa bezradna, pelna ciezkich mysli, ogromnej troski i zdumienia. Na dziedzincu i pod galeria staly niespokojne gromady ludzi. Miedzy palacowymi niewolnikami widac bylo rycerzy i senatorow, ktorzy przybyli dowiedziec sie o zdrowie malej Augusty, a zarazem pokazac sie w palacu i zlozyc dowod swej troskliwosci chocby wobec niewolnikow cezarianskich. Wiesc o chorobie "bogini" rozeszla sie widac szybko, bo w bramie ukazywaly sie coraz nowe postacie, a przez otwor luku widac bylo cale tlumy. Niektorzy z przybywajacych widzac, ze Winicjusz wychodzil z palacu, zaczepiali go o nowiny, lecz on nie odpowiadajac na pytania szedl przed siebie, dopoki Petroniusz, ktory takze przybyl juz po wiadomosci, nie potracil go omal piersia i nie zatrzymal. Winicjusz bylby niechybnie zawrzal na jego widok i dopuscil sie jakiego bezprawia w palacu cezara, gdyby nie to, ze od Akte wyszedl jak zlamany, w takim wyczerpaniu i pognebieniu, ze chwilowo opuscila go nawet wrodzona mu zapalczywosc. Odsunal jednak Petroniusza i chcial przejsc, lecz ow zatrzymal go prawie przemoca. - Jak sie ma boska? - spytal. Ale owa przemoc rozdraznila znow Winicjusza i wzburzyla go w jednej chwili. - Niech pieklo pochlonie ja i caly ten dom! - odpowiedzial sciskajac zeby. - Milcz, nieszczesliwy! - rzekl Petroniusz i rozejrzawszy sie naokol dodal pospiesznie: - Chcesz wiedziec cos o Ligii, to chodz ze mna. Nie! Tu nic nie powiem! Chodz ze mna, powiem ci moje domysly w lektyce. I otoczywszy ramieniem mlodego czlowieka wyprowadzil go co predzej z palacu. Lecz o to mu glownie chodzilo, gdyz nowin nie mial zadnych. Natomiast bedac czlowiekiem zaradnym i majac mimo wczorajszego oburzenia duzo wspolczucia dla Winicjusza, a wreszcie poczuwajac sie poniekad do odpowiedzialnosci za wszystko, co sie stalo, juz byl cos przedsiewzial i gdy wsiedli do lektyki, rzekl: - Przy wszystkich bramach kazalem czuwac moim niewolnikom, dawszy im dokladny opis dziewczyny i tego olbrzyma, ktory ja u cezara wyniosl z uczty, nie ma bowiem watpliwosci, ze to on ja odbil. Sluchaj mnie! Byc moze, ze Aulusowie zechca ja ukryc w ktorej ze swych wiejskich posiadlosci, a w takim razie bedziemy wiedzieli, w ktora strone ja uprowadza. Jesli zas przy bramach jej nie dostrzega, to bedzie dowod, ze zostala w miescie, i dzis jeszcze w miescie rozpoczniemy poszukiwania. - Aulusowie nie wiedza, gdzie ona jest - odrzekl Winicjusz. - Masz-li pewnosc, ze tak jest? - Widzialem Pomponie. Oni szukaja jej takze. - Wczoraj nie mogla z miasta wyjsc, bo noca bramy zamkniete. Dwoch z moich ludzi krazy kolo kazdej bramy. Jeden ma isc w slad za Ligia i za olbrzymem, drugi wroci natychmiast, by dac znac. Jesli jest w miescie, znajdziemy ja, bo owego Liga, chocby po wzroscie i barkach, rozpoznac latwo. Szczesliwys, ze nie porwal jej cezar, moge cie zas upewnic, ze nie, bo na Palatynie nie ma dla mnie tajemnic. Lecz Winicjusz wybuchnal wiecej jeszcze zalem niz gniewem i glosem przerywanym przez wzruszenie poczal Petroniuszowi opowiadac, co slyszal od Akte i jakie nowe niebezpieczenstwa zawisly nad glowa Ligii, tak straszne, ze wobec nich, znalazlszy zbiegow, trzeba bedzie ukrywac ja jak najstaranniej przed Poppea. Po czym jal wyrzucac gorzko Petroniuszowi jego rady. Gdyby nie on, wszystko by poszlo inaczej. Ligia bylaby u Aulusow, a on, Winicjusz, moglby ja widywac codziennie i bylby szczesliwszy od cezara. I unoszac sie w miare opowiadania, poddawal sie coraz bardziej wzruszeniu, az wreszcie lzy zalu i wscieklosci poczely mu kapac z oczu. Petroniusz zas, ktory wprost nie spodziewal sie, by mlody czlowiek mogl kochac i pozadac do tego stopnia, widzac te lzy rozpaczy mowil sobie w duchu z pewnym zdziwieniem: - O potezna pani Cypru! Ty jedna krolujesz bogom i ludziom! Lecz gdy wysiedli przed domem Petroniusza, przelozony nad atrium oswiadczyl im, ze zaden z niewolnikow, wyslanych do bram, jeszcze nie wrocil. Atriensis kazal im poniesc zywnosc i nowy rozkaz, by pod grozba chlosty dawali pilne baczenie na wszystkich wychodzacych z miasta. - Widzisz - rzekl Petroniusz - niewatpliwie sa dotad w miescie, a w takim razie znajdziemy ich. Kaz jednak i swoim ludziom czuwac przy bramach, tym mianowicie, ktorzy byli poslani po Ligie, bo ci latwo ja rozpoznaja. - Kazalem ich zeslac do wiejskich ergastulow - rzeki Winicjusz - ale wnet rozkaz odwolam, niech ida do bram. I skresliwszy kilka slow na powleczonej woskiem tabliczce oddal ja Petroniuszowi, ktory polecil odeslac ja natychmiast do domu Winicjusza. Po czym przeszli do wewnetrznego portyku i tam zasiadlszy na marmurowej lawie, poczeli rozmawiac. Zlotowlosa Eunice i Iras podsunely im pod nogi brazowe stoleczki, a nastepnie przystawiwszy do lawki stolik poczely im lac wino do czasz z cudnych waskoszyjastych dzbankow, ktore sprowadzono z Volaterrae i Ceryny. - Czy masz miedzy swymi ludzmi kogo, co by znal tego olbrzymiego Liga? - spytal Petroniusz. - Znal go Atacynus i Gulo. Ale Atacynus legl wczoraj przy lektyce, a Gula zabilem ja. - Szkoda mi go - rzekl Petroniusz. - On nosil na reku nie tylko ciebie, ale i mnie. - Chcialem go nawet wyzwolic - odparl Winicjusz - lecz mniejsza z tym. Mowmy o Ligii. Rzym to morze... - Perly polawiaja sie wlasnie w morzu... Zapewne nie znajdziemy jej dzis lub jutro, jednakze znajdziemy niechybnie. Ty mnie obecnie obwiniasz, zem ci podal ten srodek, ale srodek sam w sobie byl dobry, a stal sie zly dopiero wowczas, gdy na zle sie obrocil. Wszakzes slyszal od samego Aulusa, ze zamierza z cala rodzina przeniesc sie do Sycylii. W ten sposob dziewczyna bylaby i tak daleko od ciebie. - Bylbym za nimi pojechal - odrzekl Winicjusz - a w kazdym razie bylaby bezpieczna, teraz zas, jesli tamto dziecko umrze, Poppea i sama uwierzy, i wmowi w cezara, ze to z winy Ligii. - Tak jest. To mnie zaniepokoilo takze. Ale ta mala kukla moze jeszcze wyzdrowiec. Gdyby zas miala umrzec, znajdziemy i wowczas jakis sposob. Tu Petroniusz zamyslil sie na chwile, po czym rzekl: - Poppea wyznaje jakoby religie Zydow i wierzy w zle duchy. Cezar jest przesadny... Jesli rozpuscimy wiesc, ze Ligie porwaly zle duchy, wiesc znajdzie wiare, zwlaszcza ze, gdy nie odbil jej ani cezar, ani Aulus Plaucjusz, zniknela w sposob istotnie tajemniczy. Lig sam jeden nie bylby tego dokazal. Musialby miec pomoc, a skad by niewolnik w ciagu jednego dnia mogl zebrac tylu ludzi? - Niewolnicy wspieraja sie wzajem w calym Rzymie. - Ktory krwawo to kiedykolwiek przyplaci. Tak, wspieraja sie, ale nie jedni przeciw drugim, a tu wiadomo bylo, ze na twoich spadnie odpowiedzialnosc i kara. Gdy poddasz swoim mysl o zlych duchach, potwierdza natychmiast, ze je na wlasne oczy widzieli, bo to ich wobec ciebie od razu uniewinni... Spytaj ktorego na probe, czy nie widzial, jak unosily Ligie w powietrzu, a na egide Zeusa, zaprzysiegnie natychmiast, ze tak bylo. Winicjusz, ktory byl takze przesadny, spojrzal na Petroniusza z naglym, ogromnym niepokojem. - Jesli Ursus nie mogl miec ludzi do pomocy i nie mogl sam jeden jej porwac, to kto ja porwal? Lecz Petroniusz poczal sie smiac. - Widzisz - rzekl - uwierza, skoro i ty juz na wpol wierzysz. Taki jest nasz swiat, ktory drwi z bogow. Uwierza i nie beda jej szukali, a my tymczasem umiescimy ja gdzies daleko od miasta, w jakiejs mojej lub twojej willi. - Jednakze kto mogl jej pomoc? - Jej wspolwyznawcy - odpowiedzial Petroniusz. - Jacy? Jakiez ona czci bostwo? Powinien bym wiedziec lepiej od ciebie. - Kazda niemal kobieta w Rzymie czci inne. Jest rzecza niezawodna, ze Pomponia wychowala ja w czci dla tego bostwa, ktore sama wyznaje, jakie zas wyznaje, nie wiem. Jedna jest rzecz pewna, ze nikt nie widzial jej, by w ktorejkolwiek z naszych swiatyn ofiarowala naszym bogom. Oskarzano ja nawet, ze jest chrzescijanka, ale to rzecz niepodobna. Sad domowy oczyscil ja z tego zarzutu. O chrzescijanach mowia, ze nie tylko czcza osla glowe, ale sa nieprzyjaciolmi rodzaju ludzkiego i dopuszczaja sie najbezecniejszych zbrodni. Zatem Pomponia nie moze byc chrzescijanka, gdyz cnota jej jest znana, a nieprzyjaciolka rodzaju ludzkiego nie obchodzilaby sie tak z niewolnikami, jak ona sie obchodzi. - W zadnym domu nie obchodza sie z nimi tak jak u Aulusow - przerwal Winicjusz. - Wiec widzisz. Pomponia wspominala mi o jakims bogu, ktory ma byc jeden, wszechmocny i milosierny. Gdzie pochowala wszystkich innych, to jej rzecz, dosc, ze ten jej Logos nie bylby chyba bardzo wszechmocny, a raczej musialby byc marnym bogiem, gdyby mial tylko dwie czcicielki, to jest Pomponie i Ligie z dodatkiem ich Ursusa. Musi ich byc wiecej, tych wyznawcow, i ci dali pomoc Ligii. - Ta wiara kaze przebaczac - rzekl Winicjusz. - Spotkalem u Akte Pomponie, ktora powiedziala mi: "Niech ci Bog przebaczy krzywde, jaka wyrzadziles Ligii i nam." - Widocznie ich bog to jakis curator bardzo dobrowolny. Ha, niechze ci przebaczy, a na znak przebaczenia niechaj ci wroci dziewczyne. - Ofiarowalbym mu jutro hekatombe. Nie chce jadla ni kapieli, ni snu. Wezme ciemna lacerne i pojde wloczyc sie po miescie. Moze ja w przebraniu znajde. Chory jestem! Petroniusz spojrzal na niego z pewnym politowaniem. Istotnie, oczy Winicjusza podsinialy, zrenice swiecily goraczka; nie ogolony rano zarost powlokl ciemnym pasem jego silnie zarysowane szczeki, wlosy mial w nieladzie i wygladal naprawde jak chory. Iras i zlotowlosa Eunice patrzyly na niego takze ze wspolczuciem, lecz on zdawal sie ich nie widziec i obaj z Petroniuszem tak nic nie zwazali na obecnosc niewolnic, jak by nie zwazali na krecace sie kolo nich psy. - Goraczka cie trawi - rzekl Petroniusz. - Tak jest. - Wiec posluchaj mnie... Nie wiem, co by ci zapisal lekarz, ale wiem, jak ja bym postapil na twoim miejscu, ja. Oto zanim sie tamta odnajdzie, poszukalbym w innej tego, czego mi wraz z tamta zabraklo. Widzialem w twojej willi ciala wyborne. Nie przecz mi... Wiem, co jest milosc, i wiem, ze gdy sie jednej pozada, inna jej zastapic nie moze. Ale w pieknej niewolnicy mozna zawsze znalezc chociaz chwilowa rozrywke... - Nie chce! - odpowiedzial Winicjusz. Lecz Petroniusz, ktory mial do niego rzeczywista slabosc i ktory pragnal istotnie zlagodzic jego cierpienie, poczal rozmyslac, jak by to uczynic. - Moze twoje nie maja dla ciebie uroku nowosci - rzekl po chwili - lecz (i tu jal patrzec kolejno na Iras i na Eunice, a wreszcie polozyl dlon na biodrze zlotowlosej Greczynki) przypatrz sie tej Charytce. Kilka dni temu mlodszy Fontejus Kapiton dawal mi za nia troje cudnych pacholat z Klazomene, albowiem piekniejszego ciala chyba i Skopas nie stworzyl. Sam nie rozumiem, dlaczego dotad pozostalem dla niej obojetny, nie wstrzymala mnie przecie mysl o Chryzotemis! Otoz daruje ci ja, wez ja sobie! A zlotowlosa Eunice uslyszawszy to pobladla w jednej chwili jak plotno i patrzac przestraszonymi oczyma na Winicjusza, zdawala sie bez tchu w piersi czekac na jego odpowiedz. Lecz on zerwal sie nagle i scisnawszy rekoma skronie poczal mowic predko jak czlowiek, ktory trawiony choroba, nie chce slyszec o niczym: - Nie!... nie!... Nic mi po niej! Nic mi po innych... Dziekuje ci, ale nie chce! I ide szukac tamtej po miescie. Kaz mi dac galijska lacerne z kapturem. Pojde za Tyber. Gdybym choc Ursusa mogl zobaczyc!... I wyszedl spiesznie. Petroniusz zas widzac, ze istotnie nie moze usiedziec na miejscu, nie probowal go wstrzymywac. Biorac jednak odmowe Winicjusza za chwilowa niechec do kazdej kobiety, ktora nie byla Ligia, i nie chcac, by wspanialomyslnosc jego poszla na marne, zwrociwszy sie do niewolnicy rzekl: - Eunice, wykapiesz sie, namascisz i przybierzesz, a potem pojdziesz do domu Winicjusza. Lecz ona padla przed nim na kolana i ze zlozonymi rekoma poczela go blagac, by jej nie oddalal z domu. Ona nie pojdzie do Winicjusza i woli tu nosic drwa do hypocaustum niz tam byc pierwsza ze slug! Nie chce! nie moze! I blaga go, by zlitowal sie nad nia. Niechaj ja kaze chlostac codziennie, byle jej nie wysylal z domu. I trzesac sie jak lisc, zarazem z bojazni i uniesienia, wyciagala ku niemu rece, on zas sluchal jej ze zdumieniem. Niewolnica, ktora smie sie wypraszac od spelnienia rozkazu, ktora mowi: "Nie chce i nie moge", byla czyms tak nieslychanym w Rzymie, ze Petroniusz na razie nie chcial uszom uwierzyc. Wreszcie zmarszczyl brwi. Byl on zbyt wykwintnym, by byc okrutnym. Niewolnikom jego, zwlaszcza w zakresie rozpusty, wiecej bylo wolno niz innym, pod warunkiem, by wzorowo spelniali sluzbe i wole panska czcili na rowni z boza. W razie uchybienia tym dwom obowiazkom umial jednak nie zalowac kar, jakim wedle ogolnego obyczaju podlegali. A gdy procz tego nie cierpial i wszelkich przeciwnosci, i wszystkiego, co mu mieszalo spokoj, wiec popatrzywszy chwile na kleczaca rzekl: - Przywolasz mi Tejrezjasza i powrocisz tu z nim razem. Eunice wstala drzaca, ze lzami w oczach, i odeszla, po chwili zas wrocila z przelozonym nad atrium Kretenczykiem Tejrezjaszem. - Wezmiesz Eunice - rzekl mu Petroniusz - i dasz jej dwadziescia piec plag, tak jednak, by nie popsuc skory. To rzeklszy przeszedl do biblioteki i zasiadlszy przy stole z rozowego marmuru poczal pracowac nad swoja Uczta Trymalchiona. Ale ucieczka Ligii i choroba malej Augusty nadto rozrywaly mu mysl, tak ze nie mogl dlugo pracowac. Zwlaszcza choroba owa byla waznym wypadkiem. Petroniuszowi przyszlo do glowy, ze jesli cezar uwierzy, iz Ligia rzucila czar na mala Auguste, to odpowiedzialnosc moze spasc i na niego, albowiem na jego to prosbe sprowadzono dziewczyne do palacu. Liczyl jednak, ze za pierwszym widzeniem sie z cezarem potrafi w jakikolwiek sposob wytlumaczyc mu cala niedorzecznosc podobnego przypuszczenia, a po trochu liczyl i na pewna slabosc, jaka czula dla niego Poppea, ukrywajac ja wprawdzie starannie, ale nie tak starannie, by nie mial jej odgadnac. Po chwili tez wzruszyl ramionami na swe obawy i postanowil zejsc do triclinium, by sie posilic, a nastepnie kazac sie zaniesc jeszcze raz do palacu, potem na Pole Marsowe, a potem do Chryzotemis. Lecz po drodze do triclinium, przy wejsciu do korytarza przeznaczonego dla sluzby, dojrzal nagle stojaca pod sciana wsrod innych niewolnikow wysmukla postac Eunice i zapomniawszy, ze nie wydal Tejrezjaszowi innego rozkazu, jak aby ja wychlostal, zmarszczyl znow brwi i poczal sie za nim ogladac. Nie dostrzeglszy go jednak miedzy sluzba zwrocil sie do Eunice: - Czy otrzymalas chloste? A ona po raz drugi rzucila sie do jego nog, przycisnela na chwile do ust brzeg jego togi, po czym odrzekla: - O tak, panie! Otrzymalam! O tak, panie!... W glosie jej brzmiala jakby radosc i wdziecznosc. Widocznym bylo, iz sadzila, ze chlosta miala zastapic oddanie jej z domu i ze teraz moze juz pozostac. Petroniusza, ktory to zrozumial, zadziwil ten namietny opor niewolnicy, ale nadto byl bieglym znawca natury ludzkiej, by nie odgadnac, ze jedna chyba milosc mogla byc takiego oporu powodem. - Masz-li kochanka w tym domu? - spytal. A ona podniosla na niego swoje niebieskie, lzawe oczy i odrzekla tak cicho, ze ledwo mozna ja bylo uslyszec: - Tak, panie!... I z tymi oczyma, z odrzuconym w tyl zlotym wlosem, z obawa i nadzieja w twarzy, byla tak piekna, patrzyla na niego tak blagalnie, ze Petroniusz, ktory, jako filozof, sam glosil potege milosci, a jako esteta, czcil wszelka pieknosc, uczul dla niej pewien rodzaj politowania. - Ktory z nich jest twoim kochankiem? - spytal wskazujac glowa na sluzbe. Lecz na to nie bylo odpowiedzi, tylko Eunice schylila twarz az do jego stop i pozostala nieruchoma. Petroniusz spojrzal po niewolnikach, miedzy ktorymi byli piekni i dorodni mlodziency, lecz z zadnego oblicza nie mogl nic wyczytac, a natomiast wszystkie mialy jakies dziwne usmiechy; za czym popatrzyl chwile jeszcze na lezaca u jego nog Eunice i odszedl w milczeniu do triclinium. Po posilku kazal sie zaniesc do palacu, a potem do Chryzotemis, u ktorej pozostal do poznej nocy. Lecz wrociwszy rozkazal wezwac do siebie Tejrezjasza. - Czy Eunice dostala chloste? - spytal go. - Tak, panie. Nie pozwoliles jednak przecinac skory. - Czym nie wydal co do niej innego rozkazu? - Nie, panie - odpowiedzial z niepokojem atriensis. - To dobrze. Kto z niewolnikow jest jej kochankiem? - Nikt, panie. - Co o niej wiesz? Tejrezjasz poczal mowic nieco niepewnym glosem: - Eunice nigdy nie opuszcza noca cubiculum, w ktorym sypia ze stara Akryzjona i Ifida; nigdy po twej kapieli, panie, nie zostaje w lazni... Inne niewolnice smieja sie z niej i nazywaja ja Diana. - Dosyc - rzekl Petroniusz. - Moj krewny, Winicjusz, ktoremu darowalem dzis rano Eunice, nie przyjal jej, wiec pozostanie w domu. Mozesz odejsc. - Czy wolno mi jeszcze mowic o Eunice, panie? - Kazalem ci mowic wszystko, co wiesz. - Cala familia mowi, panie, o ucieczce dziewicy, ktora miala zamieszkac w domu szlachetnego Winicjusza. Po twoim odejsciu Eunice przyszla do mnie i powiedziala mi, iz zna czlowieka, ktory potrafi ja odnalezc. - A! - rzekl Petroniusz. - Co to za czlowiek? - Nie znam go, panie, myslalem jednak, ze powinienem ci to oznajmic. - Dobrze. Niech ten czlowiek czeka jutro w moim domu na przybycie trybuna, ktorego jutro poprosisz w moim imieniu, by rano mnie odwiedzil. Atriensis sklonil sie i wyszedl. Petroniusz zas poczal mimo woli myslec o Eunice. Z poczatku zdawalo mu sie rzecza jasna, ze mloda niewolnica pragnie, by Winicjusz odzyskal Ligie dlatego tylko, by nie byc zmuszona do zastapienia jej w jego domu. Lecz nastepnie przyszlo mu do glowy, ze ow czlowiek, ktorego Eunice nastrecza, moze byc jej kochankiem, i ta mysl wydala mu sie nagle przykra. Byl wprawdzie prosty sposob dowiedzenia sie prawdy, wystarczalo bowiem kazac zawolac Eunice, lecz godzina byla pozna, Petroniusz zas czul sie strudzony po dlugich odwiedzinach u Chryzotemis i pilno mu bylo do snu. Jednakze idac do cubiculum przypomnial sobie, nie wiadomo dlaczego, ze w katach oczu Chryzotemis dostrzegl dzis zmarszczki. Pomyslal tez, ze jej pieknosc byla bardziej rozglosna w calym Rzymie niz prawdziwa i ze Fontejus Kapiton, ktory mu ofiarowal trzy pacholeta z Klazomene za Eunice, chcial ja jednak kupic zbyt tanio. Nazajutrz Petroniusz konczyl sie zaledwie ubierac w unctuarium, gdy nadszedl wezwany przez Tejrezjasza Winicjusz. Wiedzial on juz, ze zadne nowiny od bram nie przyszly, i wiadomosc ta zamiast go ucieszyc, jako dowod, ze Ligia znajduje sie w miescie, przygnebila go jeszcze bardziej, albowiem poczal przypuszczac, ze Ursus mogl ja wyprowadzic z miasta natychmiast po porwaniu, a wiec przedtem, zanim niewolnicy Petroniusza poczeli przy bramach strazowac. Wprawdzie jesienia, gdy dni stawaly sie krotsze, zamykano je dosc wczesnie, ale tez i otwierano je dla wyjezdzajacych, ktorych liczba bywala znaczna. Za mury mozna sie tez bylo wydostac i innymi sposobami, o ktorych na przyklad niewolnicy, ktorzy chcieli zbiec z miasta, wiedzieli dobrze. Winicjusz wyslal wprawdzie swych ludzi i na wszystkie drogi, wiodace na prowincje do wigilow w pomniejszych miastach, z ogloszeniem o zbieglej parze niewolnikow, z dokladnym opisem Ursusa i Ligii i z oznajmieniem nagrody za ich schwytanie. Bylo jednak rzecza watpliwa, czy ten poscig moze ich dosiegnac, a gdyby nawet dosiegnal, czy wladze miejscowe beda sie czuly w prawie zatrzymac ich na prywatne zadanie Winicjusza, nie poswiadczone przez pretora. Owoz na podobne poswiadczenie nie bylo czasu. Ze swej strony Winicjusz przez caly wczorajszy dzien szukal Ligii w przebraniu niewolnika po wszystkich zaulkach miasta, nie zdolal jednak odnalezc najmniejszego sladu ni wskazowki. Widzial wprawdzie ludzi Aulusowych, ale ci zdawali sie takze czegos szukac i to utwierdzilo go tylko w mniemaniu, ze nie Aulusowie ja odbili i ze nie wiedza takze, co sie z nia stalo. Gdy wiec Tejrezjasz oswiadczyl mu, ze jest czlowiek, ktory podejmuje sie jej odszukac, pospieszyl co tchu do domu Petroniusza i zaledwie sie z nim powitawszy poczal o owego czlowieka wypytywac. - Zaraz go zobaczymy - rzekl Petroniusz. - Jest to znajomy Eunice, ktora w tej chwili nadejdzie ulozyc faldy mojej togi i ktora da nam o nim blizsza wiadomosc. - Ta, ktora wczoraj chciales mi darowac? - Ta, ktora wczoraj odrzuciles, za co ci zreszta jestem wdzieczny, jest to bowiem najlepsza vestiplica w calym miescie. Jakoz vestiplica nadeszla, prawie zanim skonczyl mowic, i wziawszy toge, zlozona na krzesle wykladanym koscia sloniowa, rozwinela ja, by zarzucic na ramiona Petroniusza. Twarz miala jasna, cicha, a w oczach jej swiecila radosc. Petroniusz spojrzal na nia i wydala mu sie bardzo piekna. Po chwili, gdy okreciwszy go w toge, poczela ja ukladac, schylajac sie chwilami dla wydluzenia fald, spostrzegl, ze jej ramiona maja przecudny kolor bladej rozy, a piers i barki przezrocze odblaski perlowca lub alabastru. - Eunice - rzekl - czy jest ten czlowiek, o ktorym wspominalas wczoraj Tejrezjaszowi? - Jest, panie. - Jak sie zowie? - Chilon Chilonides, panie. - Kto on jest? - Lekarz, medrzec i wrozbita, ktory umie czytac w losach ludzkich i przepowiadac przyszlosc. - Czy przepowiedzial przyszlosc i tobie? Eunice oblala sie rumiencem, ktory zarozowil nawet jej uszy i szyje. - Tak, panie. - Coz ci wywrozyl? - Ze spotka mnie bolesc i szczescie. - Bolesc spotkala cie wczoraj z reki Tejrezjasza, a wiec powinno przyjsc i szczescie. - Juz przyszlo, panie. - Jakie? A ona szepnela cicho: - Zostalam. Petroniusz polozyl dlon na jej zlotej glowie. - Dobrzes ulozyla dzis faldy i rad jestem z ciebie, Eunice. Jej zas pod tym dotknieciem oczy w jednej chwili zaszly mgla szczescia i piers poczela sie szybko poruszac. Lecz Petroniusz z Winicjuszem przeszli do atrium, gdzie czekal na nich Chilon Chilonides, ktory ujrzawszy ich oddal gleboki poklon. Petroniuszowi na mysl o przypuszczeniu, ktore uczynil wczoraj, ze moze to byc kochanek Eunice, usmiech wybiegl na usta. Czlowiek, ktory stal przed nim, nie mogl byc niczyim kochankiem. W tej dziwnej figurze bylo cos i plugawego, i smiesznego. Nie byl stary: w jego niechlujnej brodzie i kreconej czuprynie ledwie gdzieniegdzie przeswiecal wlos siwy. Brzuch mial zapadly, plecy zgarbione tak, ze na pierwszy rzut oka wydawal sie byc garbatym, nad owym garbem zas wznosila sie glowa wielka, o twarzy malpiej i zarazem lisiej, i przenikliwym wejrzeniu. Zoltawa jego cera popstrzona byla pryszczami, a pokryty nimi calkowicie nos mogl wskazywac zbytnie zamilowanie do butelki. Zaniedbany ubior, skladajacy sie z ciemnej tuniki utkanej z koziej welny i takiegoz dziurawego plaszcza, dowodzil prawdziwej lub udanej nedzy. Petroniuszowi na jego widok przyszedl na mysl Homerowy Tersytes, wiec tez odpowiedziawszy skinieniem reki na jego uklon rzekl: - Witaj, boski Tersytesie! Jak sie miewaja twoje guzy, ktorych ci nabil pod Troja Ulisses, i co on sam porabia na Polach Elizejskich? - Szlachetny panie - odpowiedzial Chilon Chilonides - najmedrszy z umarlych, Ulisses, zasyla przeze mnie najmedrszemu z zyjacych, Petroniuszowi, pozdrowienie i prosbe, by okryl nowym plaszczem moje guzy. - Na Hekate Triformis! - zawolal Petroniusz - odpowiedz warta plaszcza... Lecz dalsza rozmowe przerwal niecierpliwy Winicjusz, ktory spytal wrecz: - Czy wiesz dokladnie, czego sie podejmujesz? - Gdy dwie familie w dwoch wspanialych domach nie mowia o niczym innym, a za nimi powtarza wiadomosc polowa Rzymu, nietrudno wiedziec - odparl Chilon. - Wczorajszej nocy odbito dziewice, wychowana w domu Aula Plaucjusza, imieniem Ligia albo wlasciwie: Kallina, ktora twoi niewolnicy, o panie, przeprowadzali z palacu cezara do twej insuli, ja zas podejmuje sie odnalezc ja w miescie lub, jesli, co jest malo prawdopodobnym, opuscila miasto, wskazac ci, szlachetny trybunie, dokad uciekla i gdzie sie ukryla. - Dobrze! - rzekl Winicjusz, ktoremu podobala sie scislosc odpowiedzi.- Jakie masz do tego srodki? Chilo usmiechnal sie chytrze: - Srodki ty posiadasz, panie, ja mam tylko rozum. Petroniusz usmiechnal sie takze, albowiem byl zupelnie zadowolony ze swego goscia. "Ten czlowiek moze odnalezc dziewczyne" - pomyslal. Tymczasem Winicjusz zmarszczyl swe zrosniete brwi i rzekl: - Nedzarzu, jesli mnie zwodzisz dla zysku, kaze cie zabic pod kijami. - Filozofem jestem, panie, a filozof nie moze byc chciwym na zysk, zwlaszcza na taki, jaki wspanialomyslnie obiecujesz. - Ach, jestes filozofem? - spytal Petroniusz. - Eunice mowila mi, ze jestes lekarzem i wrozbita. Skad znasz Eunice? - Przychodzila do mnie po rade, gdyz slawa moja obila sie o jej uszy. - Jakiejze chciala rady? - Na milosc, panie. Chciala sie wyleczyc z bezwzajemnej milosci. - I wyleczyles ja? - Uczynilem wiecej, panie, dalem jej bowiem amulet, ktory zapewnia wzajemnosc. W Pafos, na Cyprze, jest swiatynia, o panie, w ktorej chowaja przepaske Wenery. Dalem jej dwie nitki z tej przepaski, zamkniete w skorupie migdala. - I kazales sobie dobrze zaplacic? - Za wzajemnosc nigdy nie mozna dosc zaplacic, ja zas nie majac dwoch palcow u prawej reki zbieram na niewolnika-skrybe, ktory by spisywal moje mysli i zachowal moja nauke dla swiata. - Do jakiejze szkoly nalezysz, boski medrcze? - Jestem cynikiem, panie, bo mam dziurawy plaszcz; jestem stoikiem, bo biede znosze cierpliwie, a jestem perypatetykiem, bo nie posiadajac lektyki chodze piechota od winiarza do winiarza i po drodze nauczam tych, ktorzy obiecuja za dzban zaplacic. - Przy dzbanku zas stajesz sie retorem? - Heraklit powiedzial: "Wszystko plynie", a czy mozesz zaprzeczyc, panie, ze wino jest plynem? - I glosi, ze ogien jest bostwem, bostwo zas to plonie na twym nosie. - A boski Diogenes z Apolonii glosil, ze istota rzeczy jest powietrze, a im powietrze cieplejsze, tym doskonalsze tworzy istoty, a z najcieplejszego tworza sie dusze medrcow. Ze zas jesienia przychodza chlody, ergo prawdziwy medrzec powinien ogrzewac dusze winem... Bo rowniez nie mozesz zaprzeczyc, panie, by dzban, chocby cienkusza spod Kapui lub Telezji, nie roznosil ciepla po wszystkich kosciach znikomego ludzkiego ciala. - Chilonie Chilonidesie, gdzie jest twoja ojczyzna? - Nad Pontem Euxynem. Pochodze z Mezembrii. - Chilonie, jestes wielki! - I zapoznany! - dodal melancholijnie medrzec. Jednakze Winicjusz zniecierpliwil sie znowu. Wobec nadziei, jaka mu zablysla, chcialby, by Chilo natychmiast wyruszyl na wyprawe, i cala rozmowa wydala mu sie tylko marna strata czasu, o ktora zly byl na Petroniusza. - Kiedy rozpoczniesz poszukiwania? - rzekl zwracajac sie do Greka. - Juz je rozpoczalem - odpowiedzial Chilon. - I gdy tu jestem, gdy odpowiadam na twe uprzejme pytania, szukam takze. Miej tylko ufnosc, cny trybunie, i wiedz, ze gdyby ci zginela zawiazka od obuwia, potrafilbym odszukac zawiazke lub tego, ktory ja na ulicy podjal. - Czy byles juz uzywany do podobnych poslug? - spytal Petroniusz. Grek podniosl w gore oczy: - Zbyt nisko dzis cenia cnote i madrosc, by nawet filozof nie byl zmuszony szukac innych do zycia sposobow. - Jakiez sa twoje? - Widziec wszystko i sluzyc nowinami tym, ktorzy ich pragna. - I ktorzy za nie placa? - Ach, panie, potrzebuje kupic pisarza. Inaczej moja madrosc umrze wraz ze mna. - Jeslis nie zebral dotad nawet na caly plaszcz, zaslugi twe nie musza byc znakomite. - Skromnosc przeszkadza mi je wynosic. Lecz pomysl, panie, ze nie ma dzis takich dobroczyncow, jakich bylo pelno dawniej i ktorym obsypac zlotem zasluge bylo tak milo, jak polknac ostryge z Puteoli. Nie zaslugi moje sa male, lecz wdziecznosc ludzka jest mala. Czasem, gdy ucieknie cenny niewolnik, kto go wynajdzie, jesli nie jedyny syn mego ojca? Gdy na murach zjawia sie napisy na boska Poppee, kto wskaze sprawcow? Kto wyszpera u ksiegarzy wiersz na cezara? Kto doniesie, co mowia w domach senatorow i rycerzy? Kto nosi listy, ktorych nie chca powierzyc niewolnikom, kto nasluchuje nowin przy drzwiach balwierzy, dla kogo nie maja tajemnic winiarze i piekarczycy, komu ufaja niewolnicy, kto umie przejrzec na wylot kazdy dom od atrium do ogrodu? Kto zna wszystkie ulice, zaulki, kryjowki, kto wie, co mowia w termach, w cyrku, na targach, w szkolach lanistow, w szopach u handlarzy niewolnikow i nawet w arenariach?... - Na bogi, dosyc, szlachetny medrcze! - zawolal Petroniusz - bo utoniemy w twych zaslugach, cnocie, madrosci i wymowie. Dosyc! Chcielismy wiedziec, kim jestes, i wiemy. Lecz Winicjusz rad byl, pomyslal bowiem, ze czlowiek ten, podobnie jak pies gonczy, raz puszczony na trop, nie ustanie, poki nie odnajdzie kryjowki. - Dobrze - rzekl. - Czy potrzebujesz wskazowek? - Potrzebuje broni. - Jakiej? - spytal ze zdziwieniem Winicjusz. Grek nadstawil jedna dlon, druga zas uczynil gest liczenia pieniedzy. - Takie dzis czasy, panie - rzekl z westchnieniem. - Bedziesz wiec oslem - rzekl Petroniusz - ktory zdobywa fortece za pomoca workow zlota. - Jestem tylko biednym filozofem, panie - odrzekl z pokora Chilon - zloto macie wy. Winicjusz cisnal mu kieske, ktora Grek chwycil w powietrzu, jakkolwiek istotnie nie mial dwoch palcow u prawej reki. Po czym podniosl glowe i rzekl: - Panie, wiem juz wiecej, niz sie spodziewasz. Nie przyszedlem tu z proznymi rekoma. Wiem, ze dziewicy nie porwali Aulusowie, gdyz mowilem juz z ich slugami. Wiem, ze jej nie ma na Palatynie, gdzie wszyscy zajeci sa chora mala Augusta, i moze nawet domyslam sie, dlaczego wolicie szukac dziewicy z moja pomoca niz z pomoca wigilow i zolnierzy cezara. Wiem, ze ulatwil jej ucieczke sluga pochodzacy z tegoz samego co i ona kraju. Nie mogl on znalezc pomocy u niewolnikow, bo niewolnicy, ktorzy sie wszyscy razem trzymaja, nie pomogliby mu przeciw twoim. Mogli mu pomoc tylko wspolwyznawcy... - Sluchaj, Winicjuszu - przerwal Petroniusz - czym ci tego samego slowo w slowo nie mowil? - Honor to dla mnie - rzekl Chilo. - Dziewica, panie - mowil zwracajac sie znow do Winicjusza - niechybnie czci jednakie bostwo z ta najcnotliwsza z Rzymianek, z ta prawdziwa matrona stolata, Pomponia. Slyszalem i to, ze Pomponia byla sadzona w domu za wyznawanie jakichs obcych bostw, nie moglem sie jednak od jej slug dowiedziec, jakie jest owo bostwo i jak sie zowia jego wyznawcy. Gdybym mogl o tym wiedziec, udalbym sie do nich, stalbym sie najpobozniejszym miedzy nimi i zyskal ich ufnosc. Lecz ty, panie, ktory, jak wiem, takze spedziles kilkanascie dni w domu szlachetnego Aulusa, czy mozesz dac mi jaka o tym wiadomosc? - Nie moge - rzekl Winicjusz. - Pytaliscie mnie dlugo o rozne rzeczy, szlachetni panowie, i ja odpowiadalem na pytania, pozwolcie, bym je teraz zadawal. Czy nie widziales, cny trybunie, zadnych posazkow, zadnych ofiar, zadnych oznak, zadnych amuletow na Pomponii lub na twej boskiej Ligii? Czy nie widziales, aby kreslily miedzy soba jakies znaki zrozumiale dla nich tylko? - Znaki?... Czekaj!... Tak! Widzialem raz, jak Ligia nakreslila na piasku rybe. - Rybe? Aa! Ooo! Czy uczynila to raz, czy kilkakrotnie? - Raz jeden. - I jestes, panie, pewien, ze nakreslila... rybe? Oo!... - Tak jest! - odrzekl zaciekawiony Winicjusz. - Czy odgadujesz, co to znaczy? - Czy odgaduje?! - zawolal Chilon. I skloniwszy sie na znak pozegnania, dodal: - Niechaj Fortuna rozsypie na was po rownie wszystkie dary, dostojni panowie. - Kaz sobie dac plaszcz! - rzekl mu na droge Petroniusz. - Ulisses sklada ci dzieki za Tersytesa - odpowiedzial Grek. I skloniwszy sie powtornie wyszedl. - Coz powiesz o tym szlachetnym medrcu? - spytal Winicjusza Petroniusz. - Powiem, ze on odnajdzie Ligie! - zawolal z radoscia Winicjusz - ale powiem takze, ze gdyby istnialo panstwo lotrow, on moglby byc krolem w tym panstwie. - Niewatpliwie. Musze z tym stoikiem zabrac blizsza znajomosc, ale tymczasem kaze wykadzic po nim atrium. A Chilon Chilonides, okreciwszy sie swym nowym plaszczem, podrzucal na dloni pod jego faldami otrzymana od Winicjusza kieske i lubowal sie zarowno jej ciezarem, jak dzwiekiem. Idac z wolna i ogladajac sie, czy z domu Petroniusza za nim nie patrza, minal portyk Liwii i doszedlszy do rogu Clivus Virbius skrecil na Subure. "Trzeba pojsc do Sporusa - mowil sobie - i ulac troche wina Fortunie. Znalazlem wreszcie, czegom od dawna szukal. Mlody jest, zapalczywy, hojny jak kopalnie Cypru i za te ligijska makolagwe gotow by oddac pol mienia. Tak, takiego wlasnie szukalem od dawna. Trzeba jednak byc z nim ostroznym, bo jego zmarszczenie brwi nie zapowiada nic dobrego. Ach! Szczenieta wilcze panuja dzis nad swiatem!... Mniej bym sie bal tego Petroniusza. O, bogowie! Przecz streczycielstwo lepiej dzis poplaca niz cnota? Ha! Nakreslila ci rybe na piasku? Jesli wiem, co to znaczy, niech sie udlawie kawalkiem koziego sera! Ale bede wiedzial! Poniewaz jednak ryby zyja pod woda, a poszukiwanie pod woda trudniejsze jest niz na ladzie, ergo: zaplaci mi za te rybe osobno. Jeszcze jedna taka kieska, a moglbym porzucic dziadowskie biesagi i kupic sobie niewolnika... Lecz co bys powiedzial, Chilonie, gdybym ci doradzil kupic nie niewolnika, ale niewolnice?... Znam cie! Wiem, ze sie zgodzisz!... Gdyby byla piekna, jak na przyklad Eunice, sam bys przy niej odmlodnial, a zarazem mialbys z niej uczciwy i pewny dochod. Sprzedalem tej biednej Eunice dwie nitki z mego wlasnego starego plaszcza... Glupia jest, ale gdyby mi ja Petroniusz darowal, to bym ja wzial... Tak, tak, Chilonie, synu Chilona... Straciles ojca i matke!... Jestes sierota, wiec kup sobie na pocieche choc niewolnice. Musi ona wprawdzie gdzies mieszkac, wiec Winicjusz najmie jej mieszkanie, w ktorym i ty sie przytulisz; musi sie ubrac, wiec Winicjusz zaplaci za jej ubior, i musi jesc, wiec bedzie ja zywil... Och, jakie zycie ciezkie! Gdzie te czasy, w ktorych za obola mozna bylo dostac tyle bobu ze slonina, ile mozna bylo w obie dlonie objac, lub kawal koziej kiszki, nalanej krwia, tak dlugi jak ramie dwunastoletniego pacholecia!... Ale oto i ten zlodziej, Sporus! W winiarni najlatwiej czegos sie dowiedziec." Tak mowiac wszedl do winiarni i kazal sobie podac dzbaniec "ciemnego", widzac zas nieufne spojrzenie gospodarza wydlubal zloty pieniadz z kieski i polozywszy go na stole rzekl: - Sporusie, pracowalem dzis z Seneka od switu do poludnia i oto, czym moj przyjaciel obdarzyl mnie na droge. Okragle oczy Sporusa uczynily sie na ten widok jeszcze okraglejsze i wino wnet znalazlo sie przed Chilonem, ten zas umoczywszy w nim palec nakreslil rybe na stole i rzekl: - Wiesz, co to znaczy? - Ryba? No, ryba to ryba! - Glupis, choc dolewasz tyle wody do wina, ze moglaby sie w nim znalezc i ryba. To jest symbol, ktory w jezyku filozofow znaczy: usmiech Fortuny. Gdybys go byl odgadl, bylbys i ty moze zrobil fortune. Szanuj filozofie, mowie ci, bo inaczej zmienie winiarnie, do czego moj osobisty przyjaciel, Petroniusz, od dawna mnie namawia. Przez kilka dni nastepnych Chilon nie pokazywal sie nigdzie. Winicjusz, ktory od czasu, jak dowiedzial sie od Akte, ze Ligia go kochala, stokroc jeszcze wiecej pragnal ja odnalezc, rozpoczal poszukiwania na wlasna reke, nie chcac, a zarazem i nie mogac udac sie o pomoc do cezara, pograzonego w trwodze z powodu zdrowia malej Augusty. Jakoz nie pomogly ofiary skladane w swiatyniach, modly i wota, jak rowniez sztuka lekarska i wszelkie czarodziejskie srodki, jakich sie w ostatecznosci chwytano. Po tygodniu dziecko umarlo. Zaloba padla na dwor i na Rzym. Cezar, ktory przy urodzeniu dziecka szalal z radosci, szalal teraz z rozpaczy i zamknawszy sie u siebie, przez dwa dni nie przyjmowal pokarmu, a jakkolwiek palac roil sie tlumami senatorow i augustianow, ktorzy spieszyli z oznakami zalu i wspolczucia, nie chcial nikogo widziec. Senat zebral sie na nadzwyczajne posiedzenie, na ktorym zmarle dziecko ogloszone zostalo boginia; uchwalono wzniesc jej swiatynie i ustanowic osobnego przy niej kaplana. Skladano tez w innych nowe na czesc zmarlej ofiary, odlewano jej posagi z drogocennych metali, a pogrzeb byl jedna niezmierna uroczystoscia, na ktorej lud podziwial niepomiarkowane oznaki zalu, jakie dawal cezar, plakal z nim razem, wyciagal rece po podarki i nade wszystko bawil sie niezwyklym widowiskiem. Petroniusza zaniepokoila ta smierc. Wiadomym juz bylo w calym Rzymie, ze Poppea przypisuje ja czarom. Powtarzali to za nia i lekarze, ktorzy w ten sposob mogli usprawiedliwic bezskutecznosc swych wysilkow, i kaplani, ktorych ofiary okazaly sie bezsilne, i zamawiacze, ktorzy drzeli o swoje zycie, i lud. Petroniusz rad byl teraz, ze Ligia uciekla; poniewaz jednak nie zyczyl zle Aulusom, a zyczyl dobrze i sobie, i Winicjuszowi, przeto gdy zdjeto cyprys zatkniety na znak zaloby przed Palatynem, udal sie na przyjecie zgotowane dla senatorow i augustianow, by sie przekonac, o ile Nero podal ucho wiesci o czarach, i zapobiec nastepstwom, jakie by mogly z tego wyniknac. Przypuszczal tez, znajac Nerona, ze ten chocby w czary nie uwierzyl, bedzie udawal, ze wierzy, i dlatego, by oszukac wlasny bol, i dlatego, by sie na kimkolwiek pomscic, i wreszcie, by zapobiec przypuszczeniom, ze bogowie poczynaja go karac za zbrodnie. Petroniusz nie sadzil, by cezar mogl nawet wlasne dziecko kochac prawdziwie i gleboko, jakkolwiek kochal je zapalczywie, byl jednak pewien, ze bedzie przesadzal w bolesci. Jakoz nie omylil sie. Nero sluchal pociech senatorow i rycerzy z kamienna twarza, z oczyma utkwionymi w jeden punkt, i widac bylo, ze jesli nawet cierpi istotnie, to zarazem mysli o tym, jakie wrazenie czyni jego bol na obecnych, zarazem pozuje na Niobe i daje przedstawienie rodzicielskiego zalu, tak jakby je dawal komediant na scenie. Nie umial nawet przy tym wytrwac w milczacej i niby skamienialej bolesci, albowiem chwilami czynil gesta, jak gdyby posypywal glowe prochem ziemi, a chwilami jeczal glucho, ujrzawszy zas Petroniusza zerwal sie i tragicznym glosem poczal wolac tak, aby go wszyscy mogli doslyszec: - Eheu!... I tys winien jej smierci! Za twoja to rada wszedl w te mury zly duch, ktory jednym spojrzeniem wyssal zycie z jej piersi... Biada mi! I wolej, by oczy moje nie patrzyly na swiatlo Heliosa... Biada mi! Eheu! Eheu!... I podnoszac coraz glos, przeszedl w krzyk rozpaczliwy, lecz Petroniusz w tejze samej chwili postanowil stawic wszystko na jeden rzut kosci, za czym, wyciagnawszy reke, zerwal szybko jedwabna chustke, ktora Nero zawsze nosil na szyi, i polozyl mu ja na ustach. - Panie! - rzekl z powaga. - Spal Rzym i swiat z bolesci, lecz zachowaj nam swoj glos! Zdumieli sie obecni, zdumial sie na chwile sam Nero, jeden tylko Petroniusz pozostal niewzruszony. Wiedzial on nadto dobrze, co robi. Pamietal przecie, ze Terpnos i Diodor mieli wprost rozkaz zatykac usta cezarowi, gdyby podnoszac zbyt glos narazal go na szwank jakikolwiek. - Cezarze - mowil dalej z ta sama powaga i smutkiem - ponieslismy strate niezmierna, niech nam choc ten skarb pociechy zostanie! Twarz Nerona zadrgala i po chwili z oczu puscily mu sie lzy; nagle wsparl dlonie na ramionach Petroniusza i zlozywszy glowe na jego piersiach jal powtarzac wsrod lkan: - Tys jeden ze wszystkich o tym pomyslal, ty jeden, Petroniuszu! Ty jeden! Tygellinus pozolkl z zazdrosci. Petroniusz zas mowil: - Jedz do Ancjum! Tam ona przyszla na swiat, tam splynela na cie radosc, tam splynie ukojenie. Niech morskie powietrze odswiezy twe boskie gardlo; niechaj piers twoja odetchnie slona wilgocia. My, wierni, pojdziemy wszedy za toba i gdy twoj bol bedziemy koili przyjaznia, ty ukoisz nas piesnia. - Tak! - odrzekl zalosnie Nero - napisze hymn na jej czesc i uloze do niego muzyke. - A potem poszukasz cieplego slonca w Baiae. - A potem zapomnienia w Grecji. - W ojczyznie poezji i piesni! I kamienny, ponury nastroj mijal stopniowo, jak mijaja chmury pokrywajace slonce, a natomiast poczela sie rozmowa niby pelna jeszcze smutku, lecz pelna i ukladow na przyszlosc, tyczacych podrozy, artystycznych wystapien, a nawet i przyjec, jakich wymagalo zapowiedziane przybycie Tyrydata, krola Armenii. Tygellinus probowal wprawdzie jeszcze wspomniec o czarach, lecz Petroniusz, pewny juz wygranej, podjal wprost wyzwanie. - Tygellinie - rzekl - czy sadzisz, ze czary moga szkodzic bogom? - Sam cezar o nich mowil - odpowiedzial dworak. - Bolesc mowila, nie cezar, lecz ty co o tym mniemasz? - Bogowie sa zbyt potezni, by mogli podlegac urokom. - Mialzebys zas odmawiac boskosci cezarowi i jego rodzinie? - Peractum est! - mruknal stojacy obok Epriusz Marcellus powtarzajac okrzyk, jaki wydawal lud, gdy gladiator w arenie ugodzony zostal od razu tak, ze nie potrzebowal dobicia. Tygellinus zgryzl w sobie gniew. Miedzy nim i Petroniuszem z dawna istnialo wspolzawodnictwo wobec Nerona i Tygellinus mial te wyzszosc, ze Nero mniej albo raczej wcale sie wobec niego nie krepowal, az dotad jednak Petroniusz, ilekroc sie zetkneli, pokonywal go rozumem i dowcipem. Tak sie stalo i teraz. Tygellinus umilkl i tylko zapisywal sobie w pamieci tych senatorow i rycerzy, ktorzy w chwili, gdy Petroniusz cofnal sie w glab sali, otoczyli go zaraz, mniemajac, ze po tym, co zaszlo, on bedzie stanowczo pierwszym ulubiencem cezara. Petroniusz zas wyszedlszy z palacu udal sie do Winicjusza i opowiedziawszy mu zajscie z cezarem i Tygellinem rzekl: - Nie tylko odwrocilem niebezpieczenstwo od Aulusa Plaucjusza i Pomponii, a zarazem od nas obydwoch, ale nawet od Ligii, ktorej nie beda poszukiwali chocby dlatego, ze namowilem tamta miedzianobroda malpe, by pojechala do Ancjum, a stamtad do Neapolis lub Baiae. I pojedzie, w Rzymie bowiem nie smial dotad wystapic publicznie w teatrze, wiem zas, ze od dawna ma zamiar wystapic w Neapolis. Potem marzy o Grecji, gdzie chce mu sie spiewac we wszystkich znaczniejszych miastach, a potem wraz ze wszystkimi wiencami, ktore mu ofiaruja Graeculi, odprawic triumfalny wjazd do Rzymu. Przez ten czas bedziemy mogli szukac Ligii swobodnie i ukryc ja bezpiecznie. A coz? Czy nasz szlachety filozof nie byl dotad? - Twoj szlachetny filozof jest oszust. Nie! Nie byl, nie pokazal sie i nie pokaze sie wiecej! - A ja lepsze mam pojecie, jesli nie o jego uczciwosci, to o rozumie. Upuscil juz raz krwi twemu workowi i przyjdzie chocby po to, zeby jej upuscic po raz drugi. - Niech sie strzeze, bym ja mu krwi nie upuscil! - Nie czyn tego; miej z nim cierpliwosc, poki sie dowodnie o oszustwie nie przekonasz. Nie dawaj mu wiecej pieniedzy, a natomiast obiecuj hojna nagrode, jesli ci przyniesie wiadomosc pewna. Czy przedsiebierzesz cos takze na wlasna reke? - Dwaj moi wyzwolency, Nimfidiusz i Demas, szukaja jej na czele szescdziesieciu ludzi. Ten z niewolnikow, ktory ja odnajdzie, ma obiecana wolnosc. Wyslalem procz tego umyslnych na wszystkie drogi wiodace z Rzymu, by w gospodach wypytywali o Liga i dziewice. Sam przebiegam miasto dniem i noca, liczac na traf szczesliwy. - Cokolwiek bedziesz wiedzial, daj mi znac, bo ja musze jechac do Ancjum. - Dobrze. - A jesli ktoregokolwiek rana obudziwszy sie powiesz sobie, ze dla jednej dziewczyny nie warto sie dreczyc i czynic dla niej tylu zabiegow, to przyjezdzaj do Ancjum. Tam nie zbraknie ni kobiet, ni uciech. Winicjusz poczal chodzic szybkimi krokami, Petroniusz zas spogladal czas jakis za nim, wreszcie rzekl: - Powiedz mi szczerze - nie jak zapaleniec, ktory cos w siebie wmawia i sam sie podnieca, ale jak czlowiek rozsadny, ktory odpowiada przyjacielowi: czy tobie zawsze jednakowo chodzi o te Ligie? Winicjusz zatrzymal sie na chwile i spojrzal tak na Petroniusza, jak gdyby go przedtem nie widzial, po czym znow poczal chodzic. Widocznym bylo, ze hamuje w sobie wybuch. Wreszcie w oczach, z poczucia wlasnej bezsilnosci, z zalu, gniewu i niepokonanej tesknoty, zebraly mu sie dwie lzy, ktore przemowily silniej do Petroniusza niz najwymowniejsze slowa. Wiec zamysliwszy sie przez chwile rzekl: - Swiat dzwiga na barkach nie Atlas, ale kobieta, i czasem igra nim jak pilka. - Tak! - rzekl Winicjusz. I poczeli sie zegnac. Lecz w tej chwili niewolnik dal znac, ze Chilon Chilonides czeka w przedsionku i prosi, aby mogl byc dopuszczony przed oblicze pana. Winicjusz kazal wpuscic go natychmiast, Petroniusz zas rzekl: - Ha! Nie mowilem ci! Na Herkulesa! Zachowaj tylko spokoj; inaczej on toba owladnie, nie ty nim. - Pozdrowienie i czesc szlachetnemu wojskowemu trybunowi i tobie, panie! - mowil wchodzac Chilon. - Niech szczescie wasze rowne bedzie waszej slawie, a slawa niech obiegnie swiat caly, od slupow Herkulesa az po granice Arsacydow. - Witaj, prawodawco cnoty i madrosci! - odpowiedzial Petroniusz. Lecz Winicjusz spytal z udanym spokojem: - Co przynosisz? - Za pierwszym razem przynioslem ci, panie, nadzieje, obecnie przynosze pewnosc, ze dziewica zostanie odnaleziona. - To znaczy, zes jej nie odnalazl dotad? - Tak, panie, alem odnalazl, co znaczy znak, ktory ci uczynila; wiem, kto sa ludzie, ktorzy ja odbili, i wiem, miedzy jakiego bostwa wyznawcami szukac jej nalezy. Winicjusz chcial sie zerwac z krzesla, na ktorym siedzial, lecz Petroniusz polozyl mu dlon na ramieniu i zwracajac sie do Chilona rzekl: - Mow dalej! - Czy jestes zupelnie pewny, panie, ze dziewica nakreslila ci rybe na piasku? - Tak jest! - wybuchnal Winicjusz. - A zatem jest chrzescijanka i odbili ja chrzescijanie. Nastala chwila milczenia. - Sluchaj, Chilonie - rzekl wreszcie Petroniusz. - Krewny moj przeznaczyl ci za odszukanie dziewczyny znaczna ilosc pieniedzy, ale nie mniej znaczna ilosc rozeg, jesli go zechcesz oszukiwac. W pierwszym razie kupisz nie jednego, ale trzech skrybow, w drugim filozofia wszystkich siedmiu medrcow, z dodatkiem twojej wlasnej, nie stanie ci za masc gojaca. - Dziewica jest chrzescijanka, panie! - zawolal Grek. - Zastanow sie, Chilonie. Tys czlek nieglupi! Wiemy, ze Junia Sylana wraz z Kalwia Kryspinilla oskarzyly Pomponie Grecyne o wyznawanie chrzescijanskiego zabobonu, ale wiemy takze, ze sad domowy uwolnil ja od tego zarzutu. Czyzbys ty chcial go teraz podnosic? Czy chcialbys w nas wmowic, ze Pomponia, a z nia razem i Ligia moga nalezec do nieprzyjaciol rodu ludzkiego, do zatruwaczy fontann i studzien, do czcicieli oslej glowy, do ludzi, ktorzy morduja dzieci i oddaja sie najplugawszej rozpuscie? Pomysl, Chilonie, czy ta teza, ktora nam glosisz, nie odbije sie jako antyteza na twoim grzbiecie. Chilon rozlozyl rece na znak, ze to nie jego wina, po czym rzekl: - Panie! Wymow po grecku nastepujace zdanie: Jezus Chrystus, Boga Syn, Zbawiciel. - Dobrze. Oto mowie!... Coz z tego? - A teraz wez pierwsze litery kazdego z tych wyrazow i zloz je tak, aby stworzyly jeden wyraz. - Ryba! - rzekl ze zdziwieniem Petroniusz. - Oto dlaczego ryba stala sie godlem chrzescijan - odpowiedzial z duma Chilon. Nastala chwila milczenia. W wywodach Greka bylo jednak cos tak uderzajacego, ze obaj przyjaciele nie mogli sie oprzec zdumieniu. - Winicjuszu - spytal Petroniusz - czy sie nie mylisz i czy istotnie Ligia nakreslila ci rybe? - Na wszystkich bogow podziemnych, mozna oszalec! - zawolal z uniesieniem mlody czlowiek. - Gdyby mi nakreslila ptaka, powiedzialbym, ze ptaka! - A wiec jest chrzescijanka - powtorzyl Chilon. - To znaczy - rzekl Petroniusz - ze Pomponia i Ligia zatruwaja studnie, morduja schwytane na ulicy dzieci i oddaja sie rozpuscie! Glupstwo! Ty, Winicjuszu, byles dluzej w ich domu, ja bylem krotko, ale znam dosc i Aulusa, i Pomponie, dosc nawet znam Ligie, zeby powiedziec: potwarz i glupstwo! Jesli ryba jest godlem chrzescijan, czemu istotnie zaprzeczyc trudno, i jesli one sa chrzescijankami, to na Prozerpine! widocznie chrzescijanie nie sa tym, za co ich mamy. - Mowisz jak Sokrates, panie - odpowiedzial Chilon. - Kto kiedy badal chrzescijanina? Kto poznal ich nauke? Gdym wedrowal przed trzema laty z Neapolis tu, do Rzymu (o, czemuz tam nie zostalem!), przylaczyl sie do mnie czlowiek, lekarz, imieniem Glaukos, o ktorym mowiono, ze byl chrzescijaninem, a mimo tego przekonalem sie, ze byl to dobry i cnotliwy czlowiek. - Czy nie od tego cnotliwego czlowieka dowiedziales sie teraz, co znaczy ryba? - Niestety, panie! Po drodze w jednej gospodzie pchnal ktos poczciwego starca nozem, a zone i dziecko jego uprowadzili handlarze niewolnikow, ja zas w obronie ich stracilem te oto dwa palce. Ale ze miedzy chrzescijanami nie brak, jak mowia, cudow, wiec mam nadzieje, ze mi odrosna. - Jak to? Zali zostales chrzescijaninem? - Od wczoraj, panie! Od wczoraj! Uczynila mnie nim ta ryba. Patrz, jaka jednak w niej sila! I za kilka dni bede najgorliwszym z gorliwych, aby mnie przypuscili do wszystkich swych tajemnic, a gdy mnie przypuszcza do wszystkich tajemnic, bede wiedzial, gdzie sie ukrywa dziewica. Wowczas moze moje chrzescijanstwo lepiej mi sie oplaci od mojej filozofii. Uczynilem tez Merkuremu slub, ze jesli mi pomoze do odszukania dziewicy, ofiaruje mu dwie jalowki jednych lat i jednakiej miary, ktorym kaze pozlocic rogi. - Wiec twoje wczorajsze chrzescijanstwo i twoja dawniejsza filozofia pozwalaja ci wierzyc w Merkurego? - Wierze zawsze w to, w co mi wierzyc potrzeba, i to jest moja filozofia, ktora zwlaszcza Merkuremu powinna przypasc do smaku. Na nieszczescie, wiecie, dostojni panowie, jaki to jest bog podejrzliwy. Nie ufa on obietnicom nawet nieskazitelnych filozofow i wolalby moze naprzod dostac jalowki, a tymczasem to jest wydatek ogromny. Nie kazdy jest Seneka i mnie na to nie stac, gdyby jednak szlachetny Winicjusz chcial na rachunek tej sumy, ktora mi obiecal... coskolwiek... - Ani obola, Chilonie! - rzekl Petroniusz - ani obola! Hojnosc Winicjusza przewyzszy twoje nadzieje, ale dopiero wowczas, gdy Ligia zostanie odnaleziona, to jest, gdy nam wskazesz jej kryjowke. Merkury musi ci zakredytowac dwie jalowki, chociaz nie dziwie mu sie, ze nie ma do tego ochoty, i poznaje w tym jego rozum. - Posluchajcie mnie, dostojni panowie. Odkrycie, jakie uczynilem, jest wielkie, albowiem chociaz nie odnalazlem dotad dziewicy, odnalazlem droge, na ktorej jej szukac nalezy. Oto rozeslaliscie wyzwolencow i niewolnikow na cale miasto i prowincje, a czyz ktory dal wam jakas wskazowke? Nie! Ja jeden dalem. I powiem wam wiecej. Miedzy waszymi niewolnikami moga byc chrzescijanie, o ktorych nie wiecie, gdyz zabobon ten rozszerzyl sie juz wszedzie, i ci, zamiast pomagac, beda was zdradzali. Zle nawet jest, ze mnie tu widza, i dlatego ty, szlachetny Petroniuszu, nakaz milczenie Eunice, ty zas, rownie szlachetny Winicjuszu, rozglos, iz ci sprzedaje masc, ktora posmarowanym nia koniom zapewnia zwyciestwo w cyrku... Ja jeden bede szukal i ja jeden zbiegow odnajde, wy zas ufajcie mi i wiedzcie, ze cokolwiek bym dostal naprzod, bedzie to tylko dla mnie zacheta, gdyz zawsze bede sie spodziewal wiecej i tym wieksza mial pewnosc, ze przyobiecana nagroda mnie nie minie. Ach, tak! Jako filozof, pogardzam pieniedzmi, chociaz nie pogardzaja nimi ani Seneka, ani nawet Muzoniusz lub Kornutus, ktorzy jednak nie stracili palcow w niczyjej obronie i ktorzy sami pisac i imiona swe potomnosci przekazac moga. Ale procz niewolnika, ktorego kupic zamierzam, i procz Merkurego, ktoremu obiecalem jalowke (a wiecie, jak bydlo podrozalo), samo poszukiwanie pociaga mnostwo wydatkow. Posluchajcie tylko cierpliwie. Oto od tych kilku dni na nogach poczynily mi sie rany od ciaglego chodzenia. Zachodzilem do winiarni, by gadac z ludzmi, do piekarzy, rzeznikow, do sprzedajacych oliwe i do rybakow. Przebieglem wszystkie ulice i zaulki; bylem w kryjowkach zbieglych niewolnikow; przegralem blisko sto asow w more; bylem w pralniach, suszarniach i garkuchniach, widzialem mulnikow i rzezbiarzy; widzialem ludzi, ktorzy lecza na pecherz i wyrywaja zeby, gadalem z przekupniami suszonych fig, bylem na cmentarzach, a wiecie po co? Oto, aby kreslic wszedzie rybe, patrzec ludziom w oczy i sluchac, co na ow znak powiedza. Dlugi czas nie moglem dostrzec nic, az raz spostrzeglem starego niewolnika przy fontannie, ktory czerpal wiadrami wode i plakal. Zblizywszy sie wowczas do niego spytalem o przyczyne lez. Na to, gdysmy siedli na stopniach fontanny, odrzekl mi, ze zbieral cale zycie sestercje do sestercji, by wykupic umilowanego syna, ale pan jego, niejaki Pansa, gdy zoczyl pieniadze, zabral mu je, syna zas zatrzymal nadal w niewoli. "I tak placze - mowil stary - bo choc powtarzam: dziej sie wola boska, nie moge, biedny grzesznik, lez powstrzymac." Wowczas, jakby tkniety przeczuciem, umoczywszy palec w wiadrze, nakreslilem mu rybe, on zas odrzekl: "I moja nadzieja w Chrystusie". A jam spytal: "Poznales mnie po znaku?" On rzekl: "Tak jest i pokoj niech bedzie z toba." Wtedy poczalem go ciagnac za jezyk i poczciwina wygadal wszystko. Jego pan, ow Pansa, sam jest wyzwolencem wielkiego Pansy i dostawia kamienie Tybrem do Rzymu, ktore niewolnicy i ludzie najemni wyladowuja z tratew i dzwigaja do budujacych sie domow nocami, by we dnie nie tamowac ruchu na ulicach. Pracuje miedzy nimi wielu chrzescijan i jego syn, lecz ze to robota nad sily, wiec dlatego chcial go wykupic. Lecz Pansa wolal zatrzymac i pieniadze, i niewolnika. Tak mowiac, znow poczal plakac, ja zas pomieszalem z jego lzami moje, co mi przyszlo latwo z powodu dobroci serca i strzykania w nogach, ktorego ze zbytniego chodzenia dostalem. Poczalem tez przy tym narzekac, ze przyszedlszy przed kilku dniami z Neapolis, nie znam nikogo z braci, nie wiem, gdzie sie zbieraja, by modlic sie razem. On zdziwil sie, ze mi chrzescijanie z Neapolis nie dali listow do rzymskich braci, alem mu powiedzial, ze mi je ukradziono w drodze. Wowczas rzekl mi, bym przyszedl w nocy nad rzeke, a on mnie z bracmi pozna, ci zas doprowadza mnie do domow modlitwy i do starszych, ktorzy rzadza gmina chrzescijanska. Co uslyszawszy ucieszylem sie tak, iz dalem mu sume potrzebna na wykupienie syna, w tej nadziei, ze wspanialy Winicjusz w dwojnasob mi ja powroci... - Chilonie - przerwal Petroniusz - w twoim opowiadaniu klamstwo plywa po powierzchni prawdy jak oliwa po wodzie. Przyniosles wiadomosci wazne, temu nie przecze. Twierdze nawet, ze na drodze do odszukania Ligii wielki krok zostal uczyniony, lecz ty nie omaszczaj klamstwem swych nowin. Jak sie nazywa ow starzec, od ktorego dowiedziales sie, ze chrzescijanie poznaja sie za pomoca znaku ryby? - Eurycjusz, panie. Biedny, nieszczesliwy starzec! Przypomnial mi Glauka lekarza, ktorego bronilem od zbojcow, i tym mnie glownie wzruszyl. - Wierze, ze go poznales i ze potrafisz skorzystac z tej znajomosci, ales mu pieniedzy nie dal. Nie dales mu ani asa, rozumiesz mnie! Nie dales nic! - Alem mu pomogl dzwigac wiadra i o jego synu mowilem z najwiekszym wspolczuciem. Tak, panie! Coz sie moze ukryc przed przenikliwoscia Petroniusza? A wiec nie dalem mu pieniedzy, a raczej dalem mu je, ale tylko w duszy, w umysle, co, gdyby byl prawdziwym filozofem, powinno mu bylo wystarczyc... Dalem zas dlatego, zem uznal taki postepek za niezbedny i pozyteczny, albowiem pomysl, panie, jak by on mi zjednal od razu wszystkich chrzescijan, jaki do nich przystep otworzyl i jaka wzbudzil w nich ufnosc. - Prawda - rzekl Petroniusz - i powinienes to byl uczynic. - Wlasnie dlatego tu przychodze, abym mogl to uczynic. Petroniusz zwrocil sie do Winicjusza: - Kaz mu wyliczyc piec tysiecy sestercji, ale w duszy, w umysle... Lecz Winicjusz rzekl: - Dam ci pacholka, ktory poniesie sume potrzebna, ty zas powiesz Eurycjuszowi, ze pacholek jest twoim niewolnikiem, i wyliczysz staremu przy nim pieniadze. Poniewaz jednak przyniosles wiadomosc wazna, otrzymasz drugie tyle dla siebie. Przyjdz po pacholka i po pieniadze dzis wieczor. - Oto prawdziwy cezar!- rzekl Chilon. - Pozwolisz, panie, ze ci zadedykuje moje dzielo, ale pozwolisz takze, ze dzis wieczor przyjde tylko po pieniadze, albowiem Eurycjusz powiedzial mi, ze wyladowano juz wszystkie tratwy, a nowe przyholuja z Ostii dopiero za dni kilka. Pokoj niech bedzie z wami! Tak sie zegnaja chrzescijanie... Kupie sobie niewolnice, to jest, chcialem powiedziec: niewolnika. Ryby lapia sie na wedke, a chrzescijanie na rybe. Pax vobiscum! Pax!... Pax!... Pax!... Petroniusz do Winicjusza: "Przez zaufanego niewolnika posylam ci z Ancjum ten list, na ktory, jakkolwiek reka twa wiecej do miecza i do wloczni niz do piora przywykla, mniemam, ze przez tegoz samego poslanca bez zbytniej zwloki odpiszesz. Zostawilem cie na dobrym sladzie i pelnego nadziei, tusze wiec, ze albos juz slodkie zadze w objeciach Ligii ukoil, albo ze ukoisz je, zanim prawdziwy zimowy wicher powieje na Kampanie ze szczytow Sorakte. O, moj Winicjuszu! Niech ci mistrzynia bedzie zlota bogini Cypru, ty zas badz mistrzem tej ligijskiej jutrzenki, ktora ucieka przed sloncem milosci. A pomnij zawsze, ze marmur, sam w sobie chocby najdrozszy, jest niczym i ze prawdziwej wartosci nabiera wowczas dopiero, gdy go w arcydzielo przemieni reka rzezbiarza. Badz takim rzezbiarzem ty, carissime! Kochac jest nie dosc, trzeba umiec kochac i trzeba umiec nauczyc milosci. Wszak rozkosz odczuwa i plebs, i nawet zwierzeta, lecz prawdziwy czlowiek tym sie wlasnie od nich odroznia, ze ja niejako w szlachetna sztuke zamienia, a lubujac sie nia, wie o tym, cala jej boska wartosc w mysli uprzytomnia, a przez to nie tylko cialo, ale i dusze nasyca. Nieraz, gdy tu pomysle o czczosci, niepewnosci i nudzie naszego zycia, przychodzi mi do glowy, ze ty moze i lepiej wybrales i ze nie dwor cezara, ale wojna i milosc sa dwiema jedynymi rzeczami, dla ktorych sie rodzic i zyc warto. W wojnie byles szczesliwym, badzze nim i w milosci, a jeslis ciekaw, co sie dzieje na dworze cezara, ja ci o tym od czasu do czasu doniose. Siedzimy tedy w Ancjum i pielegnujemy nasz niebianski glos, czujemy zawsze jednak nienawisc do Rzymu, a na zime zamierzamy sie udac do Baiae, aby wystapic publicznie w Neapolis, ktorego mieszkancy, jako Grecy, lepiej potrafia nas ocenic niz wilcze plemie zamieszkujace pobrzeze Tybru. Zbiegna sie ludzie z Baiae, Pompei, z Puteoli, z Cumae, ze Stabiow, oklaskow ni wiencow nam nie zbraknie i to bedzie zacheta do zamierzonej wyprawy do Achai. A pamiec malej Augusty? Tak! Jeszcze ja oplakujemy. Spiewamy hymny wlasnego ukladu tak cudnie, ze syreny z zazdrosci pochowaly sie w najglebszych jaskiniach Amfitryty. Sluchalyby nas natomiast delfiny, gdyby im nie przeszkadzal szum morza. Bolesc nasza nie uspokoila sie dotad, pokazujemy wiec ja ludziom we wszystkich postaciach, jakich naucza rzezba, baczac przy tym pilnie, czy nam z nia pieknie i czy ludzie umieja sie na tej pieknosci poznac. Ach, moj drogi! Pomrzemy jako blazny i komedianci. Sa tu wszyscy augustianie i wszystkie augustianki, nie liczac pieciuset oslic, w ktorych mleku kapie sie Poppea, i dziesieciu tysiecy slug. Czasem tez bywa wesolo. Kalwia Kryspinilla starzeje sie; mowia, ze uprosila Poppei, by wolno jej bylo brac kapiel zaraz po niej. Nigidii Lukan dal w twarz posadzajac ja o zwiazek z gladiatorem. Sporus przegral zone w kosci do Senecjona. Torkwatus Sylanus ofiarowal mi za Eunice cztery kasztany, ktore w tym roku niewatpliwie wyscig wygraja. Nie chcialem! A tobie dzieki takze, zes jej nie przyjal. Co do Torkwata Sylana, ani domysla sie biedak, ze jest juz wiecej cieniem niz czlowiekiem. Smierc jego jest postanowiona. A czy wiesz, jaka jego wina? Oto jest prawnukiem boskiego Augusta. Nie ma dla niego ratunku. Taki jest nasz swiat! Spodziewalismy sie tu, jak ci wiadomo, Tyrydata, tymczasem Wologezes napisal list obrazliwy. Poniewaz podbil Armenie, prosi, zeby mu ja zostawic dla Tyrydata, bo jesli nie, to i tak jej nie odda. Czyste drwiny! Wiec postanowilismy wojne. Korbulon dostanie taka wladze, jaka za czasow wojny z rozbojnikami morskimi mial wielki Pompejusz. Byla jednak chwila, ze Nero wahal sie: boi sie widocznie slawy, jaka na wypadek zwyciestw moze uzyskac Korbulon. Namyslano sie nawet, czy naczelnego dowodztwa nie ofiarowac naszemu Aulusowi. Sprzeciwiala sie Poppea, ktorej cnota Pomponii jest widocznie sola w oku. Watyniusz zapowiedzial nam jakies nadzwyczajne walki gladiatorow, ktore ma wyprawic w Benewencie. Patrz, do czego, wbrew zdaniu: ne sutor supra crepidam, dochodza szewcy w naszych czasach! Witeliusz - potomek szewca, a Watyniusz - syn rodzony! Moze sam jeszcze ciagnal dratwe! Histrio Aliturus cudnie wczoraj przedstawial Edypa. Pytalem go tez, jako Zyda, czy chrzescijanie a Zydzi to jedno? Odpowiedzial mi, ze Zydzi mieli odwieczna religie, chrzescijanie zas sa nowa sekta, ktora niedawno powstala w Judei. Ukrzyzowano tam za czasow Tyberiusa pewnego czlowieka, ktorego wyznawcy mnoza sie z dniem kazdym, uwazaja go zas za boga. Zdaje sie, ze zadnych innych bogow, a zwlaszcza naszych, znac nie chca. Nie rozumiem, co by im to moglo szkodzic. Tygellinus okazuje mi juz jawna nieprzyjazn. Dotychczas nie moze mi dac rady, ma wszelako nade mna jedna wyzszosc. Oto bardziej dba o zycie i zarazem jest wiekszym ode mnie lotrem, co go zbliza do Ahenobarba. Ci dwaj porozumieja sie predzej, pozniej, a wowczas przyjdzie moja kolej. Kiedy to nastapi, nie wiem, ale ze i tak kiedys musi nastapic, wiec mniejsza o termin. Trzeba sie tymczasem bawic. Zycie samo w sobie byloby niezle, gdyby nie Miedzianobrody. Dzieki jemu czlowiek czasem brzydzi sie samym soba. Prozno uwazac walke o jego laski za jakis wyscig cyrkowy, za jakas gre, za jakies zapasy, w ktorych zwyciestwo schlebia milosci wlasnej. Ja wprawdzie czesto sobie tak to tlumacze, a jednak czasem wydaje mi sie, ze jestem takim Chilonem i niczym lepszym od niego. Gdy ci przestanie byc potrzebny, przyslij mi go. Polubilem jego budujaca rozmowe. Pozdrow ode mnie twa boska chrzescijanke, a raczej pros jej w moim imieniu, by nie byla dla ciebie ryba. Donies mi o swym zdrowiu, donies o milosci, umiej kochac, naucz kochac i zegnaj!" M. C. Winicjusz do Petroniusza: "Ligii nie ma dotad! Gdyby nie nadzieja, ze ja wkrotce odnajde, nie otrzymalbys odpowiedzi, bo gdy zycie sie mierzi, to i pisac sie nie chce. Chcialem sprawdzic, czy Chilon mnie nie oszukuje, i tej nocy, ktorej przyszedl po pieniadze dla Eurycjusza, okrylem sie plaszczem wojskowym i poszedlem niepostrzezenie za nim i za chlopcem, ktorego mu dodalem. Gdy przyszli na miejsce, sledzilem ich z daleka, ukryty za slupem portowym, i przekonalem sie, ze Eurycjusz nie byl zmyslona postacia. W dole, przy rzece, kilkudziesieciu ludzi wyladowywalo przy pochodniach kamienie z wielkiej komiegi i ukladalo je przy brzegu. Widzialem, jak Chilo zblizyl sie ku nim i poczal rozmawiac z jakims starcem, ktory po chwili upadl mu do nog. Inni otoczyli ich wkolo, wydajac okrzyki podziwu. W moich oczach pacholek oddal worek Eurycjuszowi, ktory chwyciwszy go jal sie modlic ze wzniesionymi w gore rekoma, a przy nim kleknal ktos drugi, widocznie jego syn. Chilon mowil cos jeszcze, czego nie moglem doslyszec, i blogoslawil zarowno tych dwoch kleczacych, jak i innych, czyniac w powietrzu znaki na ksztalt krzyza, ktory oni czcza widocznie, bo wszyscy zginali kolana. Brala mnie ochota zejsc miedzy nich i obiecac trzy takie worki temu, ktory by mi wydal Ligie, ale balem sie popsuc Chilonowi robote i po chwili zastanowienia odszedlem. Dzialo sie to w dni przynajmniej dwanascie od twego wyjazdu. Od tej pory byl u mnie kilkakrotnie. Sam mi powiadal, ze nabral miedzy chrzescijanami wielkiego znaczenia. Mowi, ze jesli Ligii dotad nie znalazl, to dlatego, ze ich jest juz nieprzeliczone mnostwo w samym Rzymie, wiec nie wszyscy sie znaja i nie wszystko moga wiedziec, co sie miedzy nimi dzieje. Sa tez ostrozni i w ogole malomowni, on jednak zarecza, ze byle dotarl do starszych, ktorych prezbiterami zowia, potrafi od nich wszystkie tajemnice wydobyc. Kilku juz poznal i probowal ich badac, ale ostroznie, by przez pospiech nie wzbudzic podejrzen i nie utrudnic dziela. I chociaz czekac ciezko, chociaz nie staje cierpliwosci, czuje, ze ma slusznosc, i czekam. Dowiedzial sie juz takze, ze na modlitwy maja wspolne miejsca, czesto za bramami miasta, w pustych domach, a nawet w arenariach. Tamze czcza Chrystusa, spiewaja i ucztuja. Miejsc takich jest wiele, Chilon przypuszcza, iz Ligia chodzi umyslnie do innych niz Pomponia dlatego, by ta w razie sadu i badania smialo mogla zaprzysiac, ze o jej schronieniu nie wie. Byc moze, ze prezbiterowie doradzili jej te ostroznosc. Gdy Chilon pozna juz te miejsca, bede chodzil z nim razem i jesli bogowie pozwola mi ujrzec Ligie, przysiegam ci na Jowisza, ze tym razem nie ujdzie z rak moich. Mysle ciagle o tych miejscach modlitwy. Chilon nie chce, bym z nim chodzil. Boi sie, ale ja nie moge siedziec w domu. Poznam ja od razu, chocby w przebraniu lub za zaslona. Oni sie zbieraja tam w nocy, ale ja ja poznam i w nocy. Poznalbym wszedzie jej glos i ruchy. Sam pojde w przebraniu i bede uwazal na kazdego, kto wchodzi i wychodzi. Ciagle o niej mysle, wiec ja poznam. Chilon powinien przyjsc jutro i pojdziemy. Wezme ze soba bron. Kilku moich niewolnikow, wyslanych na prowincje, wrocilo z niczym. Ale teraz jestem pewny, ze ona tu jest, w miescie, moze nawet niedaleko. Zwiedzilem i sam duzo domow pod pozorem najmu. U mnie bedzie jej stokroc lepiej, bo tam zyje cale mrowie ubostwa. Ja przecie niczego jej nie pozaluje. Piszesz, zem dobrze wybral: wybralem oto troski i zgryzote. Pojdziemy naprzod do tych domow, ktore sa w miescie, potem za bramy. Nadzieja czegos od kazdego jutra wyglada, inaczej nie mozna by zyc. Ty mowisz, ze trzeba umiec kochac, i ja umialem mowic z Ligia o milosci, ale teraz tylko tesknie, tylko wyczekuje Chilona i w domu jest mi nieznosnie. Zegnaj." Chilon nie pokazywal sie jednak dosc dlugo, tak ze Winicjusz nie wiedzial w koncu, co o tym sadzic. Prozno powtarzal sobie, ze poszukiwania, jesli maja doprowadzic do wynikow pomyslnych i pewnych, musza byc powolne. Zarowno jego krew, jak i porywcza natura burzyly sie przeciw glosowi rozsadku. Nie czynic nic, czekac, siedziec z zalozonymi rekoma bylo czyms tak przeciwnym jego usposobieniu, ze w zaden sposob nie umial sie z tym pogodzic. Przebieganie zaulkow miasta w ciemnym niewolniczym plaszczu przez to samo, ze bylo daremnym, wydalo mu sie tylko oszukiwaniem wlasnej bezczynnosci i nie moglo go zaspokoic. Wyzwolency jego, ludzie przebiegli, ktorym kazal czynic poszukiwania na wlasna reke, okazywali sie stokroc mniej zrecznymi od Chilona. Tymczasem obok milosci, jaka czul dla Ligii, rodzila sie w nim jeszcze zawzietosc gracza, ktory chce wygrac. Winicjusz takim byl zawsze. Od najmlodszych lat przeprowadzal, co chcial z namietnoscia czlowieka, ktory nie rozumie, ze moze sie cos nie udac i ze trzeba sie czegos wyrzec. Karnosc wojskowa ujela wprawdzie na czas w karby jego samowole, ale wszczepila wen zarazem przekonanie, ze kazdy rozkaz, ktory wydawal nizszym od siebie, musi byc spelniony, dluzszy zas pobyt na Wschodzie, wsrod ludzi gietkich i do niewolniczego posluchu przywyklych, utwierdzil go tylko w wierze, ze dla jego "chce" nie ma granic. Obecnie wiec krwawila ciezko i jego milosc wlasna. Bylo przy tym w tych przeciwnosciach, w tym oporze i w samej ucieczce Ligii cos dla niego niezrozumialego, jakas zagadka, nad ktorej rozwiazaniem meczyl smiertelnie glowe. Czul, ze Akte powiedziala prawde i ze nie byl dla Ligii obojetnym. Ale jesli tak, to dlaczego przelozyla tulactwo i nedze nad jego milosc, nad jego pieszczoty i nad pobyt w jego rozkosznym domu? Na to pytanie nie umial znalezc odpowiedzi, a natomiast dochodzil tylko do pewnego niejasnego poczucia, ze miedzy nim a Ligia i miedzy ich pojeciami, i miedzy swiatem jego i Petroniusza a swiatem Ligii i Pomponii Grecyny istnieje jakas roznica i jakies nieporozumienie glebokie jak przepasc, ktorej nic nie zdola zapelnic i wyrownac. Wowczas zdawalo mu sie, ze musi Ligie stracic, i na te mysl tracil te reszte rownowagi, ktora chcial w nim utrzymac Petroniusz. Byly chwile, w ktorych sam nie wiedzial, czy Ligie kocha, czy jej nienawidzi, rozumial tylko, ze musi ja znalezc i ze wolalby, zeby go ziemia pochlonela, niz zeby nie mial jej zobaczyc i posiasc. Moca wyobrazni widywal ja czasem tak dokladnie, jakby przed nim stala; przypominal sobie kazde slowo, ktore do niej mowil i ktore od niej uslyszal. Czul ja blisko; czul ja na piersi, w ramionach, i wowczas zadza obejmowala go jak plomien. Kochal ja i wzywal jej. A gdy pomyslal, ze byl przez nia kochany i ze mogla dobrowolnie spelnic wszystko, czego od niej zadal, chwytal go zal ciezki, nieprzebrany i jakas wielka tkliwosc zalewala mu serce na ksztalt niezmiernej fali. Lecz miewal i chwile, w ktorych bladl z wscieklosci i lubowal sie myslami o upokorzeniu i mekach, jakie Ligii zada, gdy ja odnajdzie. Chcial ja nie tylko miec, ale miec zdeptana niewolnica, a jednoczesnie czul, ze gdyby mu zostawiono wybor; czy byc jej niewolnikiem, czy nie widziec jej wiecej w zyciu, to wolalby byc jej niewolnikiem. Bywaly dnie, w ktorych myslal o znakach, jakie na jej rozanym ciele zostawilby batog, i zarazem chcialby calowac te slady. Przychodzilo mu takze do glowy, ze bylby szczesliwy, gdyby ja mogl zabic. W tej rozterce, w zmeczeniu, niepewnosci i zgryzocie tracil zdrowie, a nawet i pieknosc. Stal sie tez panem niewyrozumialym i okrutnym. Niewolnicy, a nawet wyzwolency zblizali sie do niego z drzeniem, a gdy kary spadaly na nich bez zadnego powodu, zarowno niemilosierne, jak niesluszne, poczeli go skrycie nienawidziec. On zas czujac to i czujac swoje osamotnienie, mscil sie na nich tym bardziej. Hamowal sie teraz z jednym tylko Chilonem z obawy, zeby nie zaprzestal poszukiwan, ow zas zmiarkowawszy to poczal go opanowywac i stawac sie coraz bardziej wymagajacym. Z poczatku za kazda bytnoscia upewnial Winicjusza, ze sprawa pojdzie latwo i predko, teraz jal sam wynajdywac trudnosci i nie przestajac wprawdzie zareczac za niezawodny skutek poszukiwan, nie ukrywal jednak, ze musza one trwac jeszcze dlugo. Przyszedl wreszcie, po dlugich dniach oczekiwania, z twarza tak posepna, ze mlody czlowiek zbladl na jego widok i skoczywszy ku niemu, zaledwie mial sile zapytac: - Nie ma jej miedzy chrzescijanami? - Owszem, panie - odpowiedzial Chilon - ale znalazlem miedzy nimi Glauka lekarza. - O czym mowisz i co to za jeden? - Zapomniales wiec, panie, o starcu, z ktorym wedrowalem z Neapolis do Rzymu i w ktorego obronie stracilem te oto dwa palce, ktorych strata nie pozwala mi utrzymac piora w dloni. Rozbojnicy, ktorzy porwali jego zone i dzieci, pchneli go nozem. Zostawilem go konajacego w gospodzie pod Minturnae i oplakiwalem go dlugo. Niestety! Przekonalem sie, ze zyje dotad i nalezy do gminy chrzescijanskiej w Rzymie. Winicjusz, ktory nie mogl pojac, o co chodzi, zrozumial tylko, ze ow Glaukus stanowi jakas przeszkode w odnalezieniu Ligii, wiec potlumil gniew, ktory w nim wzbieral, i rzekl: - Jeslis go bronil, to powinien byc ci wdzieczny i pomagac. - Ach, dostojny trybunie! Nawet bogowie nie zawsze bywaja wdzieczni, a coz dopiero ludzie. Tak! powinien mi byc wdzieczny. Na nieszczescie jednak jest to starzec slabego umyslu, przycmionego przez wiek i zmartwienia, z ktorego to powodu nie tylko nie jest mi wdzieczny, ale, jak dowiedzialem sie wlasnie od jego wspolwyznawcow, oskarza mnie, zem sie zmowil z rozbojnikami i ze to ja jestem powodem jego nieszczesc. Oto mi nagroda za dwa palce! - Jestem pewny, lotrze, ze tak bylo, jak on mowi! - rzekl Winicjusz. - Tedy wiesz wiecej od niego, panie - odpowiedzial z godnoscia Chilo - on bowiem tylko przypuszcza, ze tak bylo, co jednak nie przeszkadzaloby mu wezwac chrzescijan i pomscic sie na mnie okrutnie. Uczynilby to niechybnie, inni zas rowniez niechybnie by mu pomogli. Szczesciem, nie wie mego imienia, w domu zas modlitwy, w ktorym spotkalismy sie, nie dostrzegl mnie. Ja jednak poznalem go od razu i w pierwszej chwili chcialem sie mu rzucic na szyje. Wstrzymala mnie tylko roztropnosc i zwyczaj zastanawiania sie nad kazdym krokiem, ktory zamierzam uczynic. Poczalem sie wiec po wyjsciu z domu modlitwy o niego wypytywac i ci, ktorzy go znaja, powiedzieli mi, iz jest to czlowiek, ktorego zdradzil towarzysz podrozy z Neapolis... Inaczej nie wiedzialbym przecie, ze on tak opowiada. - Co mnie to obchodzi! Mow, cos widzial w domu modlitwy! - Ciebie nie obchodzi, panie, ale mnie obchodzi zupelnie tyle, ile wlasna moja skora. Poniewaz zas chce, by nauka moja mnie przezyla, wole sie wyrzec nagrody, jaka mi obiecales, niz narazac zycie dla marnej mamony, bez ktorej, jako prawdziwy filozof, zyc i szukac boskiej prawdy potrafie. Lecz Winicjusz zblizyl sie ku niemu z twarza zlowroga i poczal mowic stlumionym glosem: - A kto ci powiedzial, ze z reki Glauka predzej cie smierc spotka niz z mojej? Skad wiesz, psie, czy cie zaraz nie zakopia w moim ogrodzie? Chilo, ktory byl tchorzem, spojrzal na Winicjusza i w mgnieniu oka zrozumial, ze jeszcze jedno niebaczne slowo, a zginie bez ratunku. - Bede jej szukal, panie, i znajde ja! - zawolal pospiesznie. Nastalo milczenie, w czasie ktorego slychac bylo tylko szybki oddech Winicjusza i odlegly spiew niewolnikow, ktorzy pracowali w ogrodzie. Po chwili dopiero Grek spostrzeglszy, ze mlody patrycjusz uspokoil sie juz nieco, poczal mowic: - Smierc przeszla kolo mnie, ale ja patrzylem na nia z takim spokojem jak Sokrates. Nie, panie! Nie powiedzialem, ze wyrzekam sie szukania dziewicy, i chcialem ci tylko powiedziec, ze szukanie jej polaczone jest teraz z wielkim dla mnie niebezpieczenstwem. Watpiles w swoim czasie, czy jest na swiecie jaki Eurycjusz, a chociaz na wlasne oczy przekonales sie, ze syn mojego ojca mowil ci prawde, posadzasz teraz, zem ci wymyslil Glaukusa. Niestety! Gdyby to on byl tylko wymyslem, gdybym mogl z zupelnym bezpieczenstwem chodzic miedzy chrzescijan, tak jak chodzilem dawniej, odstapilbym za to te biedna stara niewolnice, ktora kupilem trzy dni temu, aby miala piecze nad moim wiekiem i kalectwem. Lecz Glaukus zyje, panie, i gdyby mnie raz ujrzal, ty bys nie ujrzal mnie wiecej, a w takim razie kto by ci odnalazl dziewice? Tu umilkl znow i poczal obcierac lzy, po czym mowil dalej: - Lecz poki Glaukus zyje, jakze mi jej szukac, gdy w kazdej chwili moge go napotkac, a gdy go napotkam, zgine i wraz ze mna przepadna moje poszukiwania. - Do czego zmierzasz? jaka jest rada? i co chcesz przedsiewziac? - spytal Winicjusz. - Arystoteles uczy nas, panie, ze mniejsze rzeczy trzeba poswiecac dla wiekszych, a krol Priam mawial czesto, ze starosc jest ciezkim brzemieniem. Owoz brzemie starosci i nieszczesc przygniata Glauka od dawna i tak ciezko, ze smierc bylaby dla niego dobrodziejstwem. Czymze bowiem wedle Seneki jest smierc, jesli nie wyzwoleniem?... - Blaznuj z Petroniuszem, nie ze mna, i mow, czego chcesz. - Jesli cnota jest blazenstwem, niech mi bogowie pozwola zostac blaznem na zawsze. Chce, panie, usunac Glauka, albowiem poki on zyje, i zycie moje, i poszukiwania w ciaglym sa niebezpieczenstwie. - Najmij wiec ludzi, ktorzy go zatluka kijami, ja ich zaplace. - Zedra cie, panie, i beda pozniej wyzyskiwali tajemnice. Lotrow w Rzymie tylu jest, ile ziarn piasku w arenie, nie uwierzysz jednak, jak sie droza, gdy uczciwy czlowiek potrzebuje wynajac ich lotrostwo. Nie, dostojny trybunie! A nuzby wigilowie schwytali zbojcow na zabojstwie? Ci niewatpliwie wyznaliby, kto ich najal, i mialbys klopot. Mnie zas nie wskaza, bo im imienia swego nie powiem. Zle robisz, ze mi nie ufasz, albowiem pomijajac nawet moja rzetelnosc, pomnij, ze tu chodzi o dwie inne rzeczy: o moja wlasna skore i o nagrode, jaka mi przyrzekles. - Ile ci potrzeba? - Potrzeba mi tysiac sestercji, albowiem zwroc, panie, uwage, ze musze znalezc lotrow uczciwych, takich, ktorzy by wziawszy zadatek nie znikneli z nim razem bez wiesci. Za dobra robote dobra zaplata! Przydaloby sie tez cos i dla mnie na obtarcie lez, ktore wyleje z zalu nad Glaukiem. Bogow biore na swiadectwo, jakem go kochal. Jesli dzis dostane tysiac sestercji, za dwa dni dusza jego bedzie w Hadesie i tam dopiero, jesli dusze zachowuja pamiec i dar mysli, pozna, jakem go kochal. Ludzi znajde dzis jeszcze i zapowiem im, ze od jutra wieczor za kazdy dzien zycia Glauka stracam po sto sestercji.Mam tez pewien pomysl, ktory mi sie wydaje niechybnym. Winicjusz raz jeszcze przyobiecal mu zadana sume, lecz zabronil mowic wiecej o Glauku, a natomiast zapytal, jakie inne przynosi nowiny, gdzie przez ten czas byl, co widzial i co odkryl. Lecz Chilo niewiele nowego mogl mu powiedziec. Byl w dwoch jeszcze domach modlitwy i uwazal pilnie na wszystkich, a zwlaszcza na kobiety, ale nie spostrzegl zadnej, ktora bylaby podobna do Ligii. Chrzescijanie jednak uwazaja go za swego, a od czasu gdy dal na wykupno syna Eurycjusza, czcza go jako czlowieka, ktory wstepuje w slady Chrestosa. Dowiedzial sie tez od nich, ze jeden wielki prawodawca, niejaki Pawel z Tarsu, znajduje sie w Rzymie, uwieziony skutkiem skargi podanej przez Zydow, i postanowil sie z nim poznac. Ale najbardziej ucieszyla go inna wiadomosc, mianowicie, ze najwyzszy kaplan calej sekty, ktory byl uczniem Chrystusa i ktoremu tenze powierzyl zarzad chrzescijan calego swiata, ma takze lada chwila przyjechac do Rzymu. Wszyscy chrzescijanie zechca go oczywiscie widziec i sluchac jego nauk. Nastapia jakies wielkie zebrania, na ktorych i on, Chilo, bedzie obecny, a co wiecej, poniewaz w tlumie ukryc sie latwo, wiec wprowadzi na nie i Winicjusza. Wowczas odnajda Ligie na pewno. Gdy Glauka raz sie usunie, nie bedzie to polaczone nawet z wielkim niebezpieczenstwem. Zemscic, zemsciliby sie oczywiscie i chrzescijanie, ale w ogole sa to ludzie spokojni. Tu Chilon poczal opowiadac z pewnym zdziwieniem, ze nie dostrzegl nigdy, by oddawali sie rozpuscie, zatruwali studnie i fontanny, by byli nieprzyjaciolmi rodzaju ludzkiego, czcili osla lub karmili sie miesem dzieci. Nie! Nie! Tego nie widzial. Zapewne, ze znajdzie miedzy nimi i takich, ktorzy za pieniadze sprzatna Glauka, ale nauka ich, o ile mu wiadomo, do zadnych zbrodni nie zacheca, owszem, kaze urazy przebaczac. Winicjusz zas przypomnial sobie, co mu u Akte powiedziala Pomponia Grecyna, i w ogole slow Chilona sluchal z radoscia. Jakkolwiek uczucie jego dla Ligii przybieralo pozory nienawisci, doznawal ulgi slyszac, ze nauka, ktora i ona, i Pomponia wyznawaly, nie byla ani zbrodnicza, ani plugawa. Powstawalo w nim jednak jakies niejasne poczucie, ze to ona wlasnie, ze to ta nie znana mu i tajemnicza czesc dla Chrystusa stworzyla rozdzial miedzy nim i Ligia, wiec poczal zarazem bac sie tej nauki i nienawidziec jej. Chilonowi zas istotnie chodzilo o usuniecie Glauka, ktory jakkolwiek podeszly w leciech, nie byl wcale niedoleznym starcem.W tym, co Chilo opowiadal Winicjuszowi, byla znaczna czesc prawdy. Znal on w swoim czasie Glauka, zdradzil go, zaprzedal rozbojnikom, pozbawil rodziny, mienia i wydal na mord. Pamiec tych zdarzen znosil jednak lekko, albowiem porzucil go konajacego nie w gospodzie, ale w polu pod Minturnae, i nie przewidzial tej jednej tylko rzeczy, ze Glaukus wyleczy sie z ran i przybedzie do Rzymu. Totez gdy ujrzal go w domu modlitwy, przerazil sie rzeczywiscie i w pierwszej chwili chcial naprawde zrzec sie poszukiwania Ligii. Lecz z drugiej strony Winicjusz przerazil go jeszcze wiecej. Zrozumial, ze musi wybrac miedzy obawa Glauka a poscigiem i zemsta poteznego patrycjusza, ktoremu niechybnie przyszedlby w pomoc drugi, jeszcze wiekszy, Petroniusz. Wobec tego Chilo przestal sie wahac. Pomyslal, ze lepiej jest miec nieprzyjaciol malych niz wielkich, i jakkolwiek tchorzliwa jego natura wzdragala sie nieco przed krwawymi sposobami, uznal jednak za koniecznosc zamordowanie Glauka za pomoca obcych rak. Obecnie chodzilo mu tylko o wybor ludzi i do nich to wlasnie odnosil sie jego pomysl, o ktorym Winicjuszowi wspominal. Spedzajac najczesciej noce w winiarniach i nocujac w nich miedzy ludzmi bez dachu, bez czci i wiary, latwo mogl znalezc takich, ktorzy by podjeli sie kazdej roboty, ale jeszcze latwiej takich, ktorzy zwietrzywszy u niego pieniadze, zaczeliby od niego robote lub wziawszy zadatek, wymusili z niego cala sume postrachem wydania go w rece wigilow. Zreszta od pewnego czasu Chilo czul wstret do holoty, do plugawych, a zarazem strasznych figur, ktore gniezdzily sie w podejrzanych domach na Suburze lub na Zatybrzu. Mierzac wszystko wlasna miara i nie zglebiwszy dostatecznie chrzescijan ani ich nauki, sadzil, ze i miedzy nimi znajdzie powolne narzedzia, ze zas wydawali mu sie rzetelniejsi od innych, do nich postanowil sie udac i sprawe przedstawic w ten sposob, aby podjeli sie jej nie tylko dla pieniedzy, ale i przez gorliwosc. W tym celu poszedl wieczorem do Eurycjusza, o ktorym wiedzial, ze jest mu oddanym cala dusza i ze uczyni wszystko, by mu pomoc. Bedac jednak z natury ostroznym, ani myslal zwierzyc mu sie ze swych prawdziwych zamiarow, ktore zreszta stalyby w jawnym przeciwienstwie z wiara starca w jego cnote i bogobojnosc. Chcial miec gotowych na wszystko ludzi i z nimi dopiero ulozyc sie o sprawe w ten sposob, by ze wzgledu na samych siebie zachowali ja w wieczystej tajemnicy. Starzec Eurycjusz, wykupiwszy syna, wynajal jeden z takich malych kramikow, jakie mrowily sie przy Circus Maximus, aby sprzedawac w nim oliwki, bob, przasne ciasto i oslodzona miodem wode widzom przybywajacym na wyscigi. Chilo zastal go w domu, urzadzajacego kramik, i powitawszy w imie Chrystusa, poczal mowic o sprawie, ktora go do niego przywiodla. Oto oddawszy mu usluge liczyl, ze mu sie wyplaca wdziecznoscia. Potrzeba mu dwoch lub trzech ludzi silnych i odwaznych dla odwrocenia niebezpieczenstwa grozacego nie tylko jemu, ale wszystkim chrzescijanom. Jest wprawdzie biedny, gdyz niemal wszystko, co mial, oddal Eurycjuszowi, jednakze ludziom takim zaplacilby za ich uslugi, pod warunkiem, aby mu ufali i spelnili wiernie, co im spelnic nakaze. Eurycjusz i syn jego Kwartus sluchali go, jako swego dobroczyncy, niemal na kolanach. Obaj oswiadczyli tez, ze sami gotowi sa wykonac wszystko, czego od nich zazada, wierzac, ze maz tak swiety nie moze zadac uczynkow, ktore by nie byly zgodne z nauka Chrystusa. Chilo zapewnil ich, ze tak jest, i podnioslszy oczy w gore, zdawal sie modlic, w rzeczywistosci zas namyslal sie, czy nie bedzie dobrze przyjac ich ofiary, ktora moglaby zaoszczedzic mu tysiac sestercji. Lecz po chwili namyslu odrzucil ja. Eurycjusz byl starcem, moze nie tyle przycisnietym przez wiek, ile wycienczonym przez troski i chorobe. Kwartus liczyl lat szesnascie, Chilonowi zas trzeba bylo ludzi sprawnych, a przede wszystkim silnych. Co do tysiaca sestercji, spodziewal sie, ze dzieki pomyslowi, na jaki wpadl, potrafi w kazdym razie znaczna ich czesc oszczedzic. Oni napierali sie czas jakis, lecz gdy odmowil stanowczo, ustapili. Kwartus rzekl wowczas: - Znam piekarza Demasa, panie, u ktorego przy zarnach pracuja niewolnicy i ludzie najemni. Jeden z tych najemnikow jest tak silny, ze starczylby nie za dwoch, ale za czterech, sam bowiem widzialem, jak podnosil kamienie, ktorych czterech ludzi ruszyc z miejsca nie moglo. - Jesli to jest czlowiek bogobojny i zdolny poswiecic sie za braci, poznaj mnie z nim - rzekl Chilo. - Jest chrzescijaninem, panie - odpowiedzial Kwartus - gdyz u Demasa pracuja po wiekszej czesci chrzescijanie. Sa tam robotnicy nocni i dzienni, ow zas nalezy do nocnych. Gdybysmy teraz poszli, trafilibysmy na ich wieczerze i moglbys sie z nim swobodnie rozmowic. Demas mieszka kolo Emporium. Chilo zgodzil sie najchetniej. Emporium lezalo u stop wzgorza Awentynskiego, zatem niezbyt od Wielkiego Cyrku daleko. Mozna bylo, nie obchodzac wzgorz, udac sie wzdluz rzeki, przez Porticus Aemilia, co jeszcze znacznie skracalo droge. - Stary jestem - rzekl Chilo, gdy weszli pod kolumnade - i czasem miewam zacmienia pamieci. Tak! Wszakze nasz Chrystus wydany zostal przez jednego ze swoich uczniow! Ale imienia zdrajcy nie moge sobie w tej chwili przypomniec... - Judasz, panie, ktory sie powiesil - odpowiedzial Kwartus dziwiac sie nieco w duszy, jak mozna bylo tego imienia nie pamietac. - A tak! Judasz! Dziekuje ci - powiedzial Chilo. I czas jakis szli w milczeniu. Doszedlszy do Emporium, ktore bylo juz zamkniete, mineli je i obszedlszy spichlerze, w ktorych wydawano ludowi zboze, skrecili na lewo, ku domom, ktore ciagnely sie wzdluz Via Ostiensis, az do wzgorka Testacius i Forum Pistorium. Tam zatrzymali sie przed drewnianym budynkiem, z ktorego wnetrza dochodzil huk zaren. Kwartus wszedl do srodka, Chilo zas, ktory nie lubil pokazywac sie wielkiej ilosci ludzi i ktory w ciaglej byl obawie, ze jakies fatum moze go zetknac z Glaukiem lekarzem, pozostal na zewnatrz. "Ciekawym tego Herkulesa, ktory sluzy za mlynarczyka - mowil sobie spogladajac na jasno swiecacy ksiezyc - jesli to jest lotr i czlowiek madry, bedzie mnie troche kosztowal, jesli zas cnotliwy chrzescijanin a glupi, zrobi za darmo wszystko, czego od niego zazadam." Dalsze rozmyslania przerwal mu powrot Kwartusa, ktory wyszedl z budynku z drugim czlowiekiem, przybranym tylko w tunike zwana exomis, skrajana w ten sposob, ze prawe ramie i prawa piers pozostawaly nagie. Odziezy podobnej, jako pozostawiajacej zupelna swobode ruchow, uzywali szczegolniej robotnicy. Chilo spojrzawszy na przybysza odetchnal z zadowoleniem, w zyciu bowiem nie widzial dotad takiego ramienia i takiej piersi. - Oto jest, panie - rzekl Kwartus - brat, ktorego chciales widziec. - Niechaj pokoj Chrystusow bedzie z toba - ozwal sie Chilo - ty zas, Kwartusie. powiedz temu bratu, czy zasluguje na wiare i ufnosc, a potem wracaj w imie Boze, albowiem nie trzeba, abys sedziwego ojca zostawial w samotnosci. - Jest to swiety czlowiek - rzekl Kwartus - ktory oddal cale mienie, aby mnie, nie znanego sobie, wykupic z niewoli. Niechaj mu Pan nasz, Zbawiciel, zgotuje za to niebieska nagrode. Olbrzymi robotnik uslyszawszy to schylil sie i ucalowal reke Chilona. - Jak ci na imie, bracie? - spytal Grek. - Na chrzcie swietym dano mi, ojcze, imie Urbana. - Urbanie, bracie moj, masz-li czas, aby pomowic ze mna swobodnie? - Robota nasza poczyna sie o polnocy, a teraz gotuja nam dopiero wieczerze. - Czasu jest wiec dosc - pojdzmy nad rzeke, a tam wysluchasz slow moich. Poszli i siedli na kamiennej brzeznicy w ciszy przerywanej tylko przez odlegly huk zaren i belkotanie plynacej w dole fali. Tam Chilo wpatrzyl sie w twarz robotnika, ktora mimo nieco groznego i smutnego wyrazu, jaki miewaly zazwyczaj twarze barbarzyncow zamieszkalych w Rzymie, wydala mu sie jednak dobrotliwa i szczera. "Tak jest! - rzekl sobie w duchu. - To jest czlowiek dobry i glupi, ktory darmo zabije Glauka." Po czym spytal: - Urbanie, milujesz ty Chrystusa? - Miluje z duszy, serca - odpowiedzial robotnik. - A braci swoich? A siostry, a tych, ktorzy nauczyli cie prawdy i wiary w Chrystusa? - Miluje ich takze, ojcze. - Tedy niech pokoj bedzie z toba. - I z toba, ojcze. Nastala znow cisza - tylko w oddaleniu huczaly zarna, a w dole belkotala rzeka. Chilo wpatrzyl sie w jasny blask miesieczny i wolnym, stlumionym glosem poczal mowic o smierci Chrystusa. Mowil jakby nie do Urbana, ale jakby sam dla siebie rozpamietywal owa smierc lub jakby jej tajemnice zwierzal temu uspionemu miastu. Bylo w tym cos wzruszajacego i zarazem uroczystego. Robotnik plakal, a gdy Chilo poczal jeczec i ubolewac nad tym, ze w chwili smierci Zbawiciela nie bylo nikogo, kto by go bronil, jesli nie od ukrzyzowania, to przynajmniej od zniewag zolnierzy i Zydow, olbrzymie piesci barbarzyncy poczely zaciskac sie z zalu i tlumionej wscieklosci. Smierc wzruszala go tylko, lecz na mysl o tej tluszczy, szydzacej z przybitego na krzyzu Baranka, burzyla sie w nim prostacza dusza i ogarniala go dzika chec zemsty. A Chilo spytal nagle: - Urbanie, zali wiesz, kto byl Judasz? - Wiem, wiem! Ale on sie powiesil! - zawolal robotnik. I w glosie jego byl jakby zal, ze zdrajca sam juz wymierzyl sobie kare i ze nie moze wpasc w jego rece. A Chilon mowil dalej: - Gdyby sie jednak nie byl powiesil i gdyby ktory z chrzescijan spotkal go na ladzie lub na morzu, czy by nie powinien sie pomscic za meke, krew i smierc Zbawiciela? - Kto by sie nie pomscil, ojcze! - Pokoj z toba, wierny slugo Baranka. Tak! Wolno swoje krzywdy odpuszczac, ktoz jednakze ma prawo odpuscic krzywde Boga? Ale jako waz plodzi weza, jako zlosc zlosc i jako zdrada zdrade, tak z jadu Judasza zrodzil sie drugi zdrajca, a jako tamten wydal Zydom i zolnierzom rzymskim Zbawiciela, tak ow, ktory zyje miedzy nami, chce wydac wilkom owieczki jego i jesli nikt nie zapobiezy zdradzie, jesli nikt nie zetrze przed czasem glowy weza, wszystkich nas czeka zguba, a z nami razem zginie i czesc Baranka. Robotnik patrzyl na niego z ogromnym niepokojem, jakby nie zdajac sobie sprawy z tego, co slyszal, Grek zas, okrywszy glowe rogiem plaszcza, poczal powtarzac glosem jakby spod ziemi wychodzacym: - Biada wam, sludzy prawdziwego Boga, biada wam, chrzescijanie i chrzescijanki! I znow nastalo milczenie, znow bylo slychac tylko huk zaren, gluchy spiew mlynarczykow i szum rzeki. - Ojcze - spytal wreszcie robotnik - co to za zdrajca? Chilo opuscil glowe. Co to za zdrajca? Syn Judasza, syn jego jadu, ktory udaje chrzescijanina i chodzi do domow modlitwy dlatego tylko, by oskarzac braci przed cezarem, ze cezara nie chca uznawac za boga, ze zatruwaja fontanny, morduja dzieci i chca zniszczyc to miasto tak, zeby kamien na kamieniu nie zostal. Oto za kilka dni bedzie wydany rozkaz pretorianom, by uwiezili starcow, niewiasty i dzieci i powiedli ich na stracenie, tak jak poslano na smierc niewolnikow Pedaniusza Sekunda. I wszystko to uczynil ow drugi Judasz. Ale jesli pierwszego nikt nie skaral, jesli nikt sie nad nim nie pomscil, jesli nikt nie bronil Chrystusa w godzine meki, ktoz zechce tego ukarac, kto zetrze weza, zanim go cezar wyslucha, kto go zgladzi, kto obroni przed zguba braci i wiare w Chrystusa? A Urban, ktory siedzial dotad na kamiennej cembrowinie, powstal nagle i rzekl: - Ja to uczynie, ojcze. Chilon powstal rowniez, przez chwile patrzyl na twarz robotnika, oswiecona blaskiem ksiezyca, po czym wyciagnawszy ramie polozyl z wolna dlon na jego glowie. - Idz miedzy chrzescijan - rzekl uroczyscie - idz do domu modlitwy i pytaj braci o Glauka lekarza, a gdy ci go wskaza, wowczas, w imie Chrystusa, zabij!... - O Glauka?... - powtorzyl robotnik, jakby chcac utwierdzic sobie w pamieci to imie. - Znasz-li go? - Nie, nie znam. Chrzescijan jest tysiace w calym Rzymie i nie wszyscy sie znaja. Ale jutro w Ostrianum zbiora sie w nocy bracia i siostry, co do jednej duszy, albowiem przybyl Wielki Apostol Chrystusowy, ktory tam bedzie nauczal, i tam bracia wskaza mi Glauka. - W Ostrianum? - spytal Chilon. - Wszak to za bramami miasta. Bracia i wszystkie siostry? W nocy? Za bramami w Ostrianum? - Tak, ojcze. To jest nasz cmentarz, miedzy Via Salaria a Nomentana. Zali ci nie wiadomo, ze tam bedzie nauczal Wielki Apostol? - Nie bylem dwa dni w domu, przetom nie odebral jego listu, a nie wiedzialem, gdzie jest Ostrianum, poniewaz niedawno przybylem tu z Koryntu, gdzie zarzadzam gmina chrzescijanska... Ale tak jest! I skoro Chrystus tak cie natchnal, pojdziesz w nocy, moj synu, do Ostrianum, tam wynajdziesz miedzy bracmi Glauka i zabijesz go w drodze powrotnej do miasta, za co beda ci odpuszczone wszystkie grzechy. A teraz pokoj niech bedzie z toba. - Ojcze... - Slucham cie, slugo Baranka. Na twarzy robotnika odbilo sie zaklopotanie. Oto niedawno zabil czlowieka, a moze i dwoch, a nauka Chrystusa zabrania zabijac. Nie zabil ich wszelako w swojej obronie bo i tego nie wolno! Nie zabil, Chryste uchowaj, dla zysku... Biskup sam mu dal braci do pomocy, ale zabijac nie pozwolil, on zas niechcacy zabil, bo Bog pokaral go sila zbyt wielka... I teraz ciezko pokutuje... Inni spiewaja przy zarnach, a on nieszczesny mysli o swoim grzechu, o obrazie Baranka... Ile sie juz namodlil, naplakal! Ile Baranka naprzepraszal! I czuje dotad, ze nie odpokutowal dosyc... A teraz znow przyrzekl zabic zdrajce... I dobrze! Wlasne tylko krzywdy wolno przebaczac, wiec zabije go chocby w oczach wszystkich braci i siostr, ktore jutro beda w Ostrianum. Ale niech Glaukus bedzie wprzod skazany przez starszych miedzy bracia, przez biskupa albo przez Apostola. Zabic niewielka rzecz, a zabic zdrajce to nawet i milo, jak zabic wilka lub niedzwiedzia, ale nuzby Glaukus zginal niewinnie? Jakze brac na sumienie nowe zabojstwo, nowy grzech i nowa obraze Baranka? - Na sad nie ma czasu, moj synu - odrzekl Chilon - albowiem zdrajca prosto z Ostrianum podazy do cezara do Ancjum lub schroni sie w domu pewnego patrycjusza, na ktorego jest uslugach, ale oto dam ci znak, ktory gdy pokazesz po zabiciu Glauka, i biskup, i Wielki Apostol poblogoslawia twoj uczynek. To rzeklszy wydobyl pieniazek, po czym jal szukac za pasem noza, a znalazlszy go wyskrobal na sestercji ostrzem znak krzyza i podal ja robotnikowi. - Oto wyrok na Glauka i znak dla ciebie. Gdy go po zgladzeniu Glauka pokazesz biskupowi, odpusci ci i tamto zabojstwo, ktoregos sie niechcacy dopuscil. Robotnik wyciagnal mimo woli reke po pieniadz, ale majac wlasnie zbyt swiezo w pamieci pierwsze zabojstwo, doznal jakby uczucia przestrachu. - Ojcze - rzekl prawie blagalnym glosem - zali bierzesz na sumienie ten uczynek i zali sam slyszales Glaukusa zaprzedajacego braci? Chilo zrozumial, ze trzeba dac jakies dowody, wymienic jakies nazwiska, albowiem inaczej w serce olbrzyma moze sie wkrasc watpliwosc. I nagle szczesliwa mysl zaswitala mu w glowie. - Sluchaj, Urbanie - rzekl - mieszkam w Koryncie, ale pochodze z Kos i tu, w Rzymie, ucze nauki Chrystusa pewna sluzebna dziewczyne z mojego kraju, ktorej imie jest Eunice. Sluzy ona jako vestiplica w domu przyjaciela cezara, niejakiego Petroniusza. Otoz w tym domu slyszalem, jak Glaukus podejmowal sie wydac wszystkich chrzescijan, a oprocz tego obiecywal innemu zausznikowi cesarskiemu, Winicjuszowi, ze odnajdzie mu miedzy chrzescijanami dziewice... Tu przerwal i spojrzal ze zdumieniem na robotnika, ktorego oczy zaswiecily nagle jak oczy zwierza, a twarz przybrala wyraz dzikiego gniewu i grozby. - Co tobie jest? - zapytal prawie z przestrachem. - Nic, ojcze. Zabije jutro Glauka!... Lecz Grek umilkl; po chwili wziawszy za ramiona robotnika, zwrocil go tak, aby swiatlo ksiezyca padalo wprost na jego twarz, i poczal mu sie przypatrywac uwaznie. Widocznym bylo, ze w duszy wahal sie, czy go pytac dalej i wydobyc wszystko na jaw, czy tez na razie poprzestac na tym, czego sie dowiedzial lub domyslil. W koncu jednak wrodzona mu ostroznosc przemogla. Odetchnal gleboko raz i drugi, po czym, polozywszy znow dlon na glowie robotnika, spytal uroczystym, dobitnym glosem: - Wszakze na chrzcie swietym dano ci imie Urbana? - Tak jest, ojcze. - A zatem niech pokoj bedzie z toba, Urbanie. Petroniusz do Winicjusza: "Zle z toba, carissime! Wenus widocznie pomieszala ci zmysly, odjela rozum, pamiec i dar myslenia o czymkolwiek innym jak milosc. Odczytaj kiedys to, cos mi na moj list odpowiedzial, a poznasz, jak twoj umysl zobojetnial teraz na wszystko, co nie jest Ligia, jak nia sie tylko zajmuje, do niej ustawicznie wraca i krazy nad nia niby jastrzab nad upatrzonym lupem. Na Polluksa! Znajdzze ja predzej; inaczej, o ile cie ogien w popiol nie obroci, zmienisz sie w egipskiego Sfinksa, ktory zakochawszy sie, jak mowia, w bladej Izys, stal sie na wszystko gluchy, obojetny i czeka tylko nocy, aby mogl wpatrywac sie w kochanke kamiennymi oczyma. Przebiegaj sobie wieczorami miasto w przebraniu, uczeszczaj nawet wraz z twoim filozofem do chrzescijanskich domow modlitwy. Wszystko, co budzi nadzieje i zabija czas, jest godnym pochwaly. Ale dla mojej przyjazni uczyn rzecz jedna: oto ow Ursus, niewolnik Ligii, jest podobno czlowiekiem sily niezwyklej, najmij wiec sobie Krotona i przedsiebierzcie we trzech wyprawy. Tak bedzie bezpieczniej i rozumniej. Chrzescijanie, skoro do nich nalezy Pomponia Grecyna i Ligia, nie sa zapewne takimi lotrami, za jakich maja ich powszechnie, dali jednak przy porwaniu Ligii dowod, ze gdy chodzi o jaka owieczke z ich stada, umieja nie zartowac. Gdy ujrzysz Ligie, wiem, ze sie wstrzymac nie zdolasz i zechcesz ja uprowadzic natychmiast, jakze zas tego z samym Chilonidesem dokonasz? A Kroto da sobie rady, chocby jej dziesieciu takich, jak ow Ursus, Ligow bronilo. Nie daj sie wyzyskiwac Chilonowi, lecz na Krotona pieniedzy nie zaluj. Ze wszystkich rad, jakie ci moge przeslac, ta jest najlepsza. Tu juz przestali mowic o malej Auguscie i o tym, ze z czarow umarla. Wspomina jeszcze czasem o niej Poppea, ale cezara umysl zaprzatniety jest czym innym; zreszta, jesli prawda, ze diva Augusta jest znow w stanie odmiennym, to i w niej pamiec tamtego dziecka rozwieje sie bez sladu. Jestesmy juz od dni kilkunastu w Neapolis, a raczej w Baiae. Gdybys byl zdolny do myslenia o czymkolwiek, to echa naszego tu pobytu musialyby sie obic o twe uszy, albowiem caly Rzym nie mowi zapewne o niczym innym. Zajechalismy tedy wprost do Baiae, gdzie naprzod opadly nas wspomnienia matki i wyrzuty sumienia. Ale czy wiesz, do czego Ahenobarbus juz doszedl? Oto, ze nawet zabojstwo matki jest dla niego tylko tematem do wierszy i powodem do odegrywania blazensko-tragicznych scen. On czul dawniej prawdziwe wyrzuty o tyle jedynie, o ile jest tchorzem. Teraz, gdy sie przekonal, ze swiat jest, jak byl, pod jego stopami, a zaden bog nie pomscil sie nad nim, udaje je tylko, aby wzruszac ludzi swym losem. Czasem zrywa sie po nocach, twierdzac, ze go scigaja Furie, budzi nas, spoglada za siebie, przybiera postawe komedianta grajacego role Oresta, i to lichego komedianta, deklamuje greckie wiersze i patrzy, czy go podziwiamy. A my, oczywiscie, podziwiamy! I zamiast powiedziec mu: "Idz spac, blaznie!", nastrajamy sie takze na ton tragedii i bronimy wielkiego artysty od Furii. Na Kastora! Musialo cie dojsc przynajmniej to, ze wystapil juz publicznie w Neapolis. Spedzono wszystkich greckich drapichrustow z Neapolis i miast okolicznych, ktorzy napelnili arene tak nieprzyjemnymi wyziewami czosnku i potu, iz dziekowalem bogom, ze zamiast siedziec w pierwszych rzedach miedzy augustianami, bylem z Ahenobarbem za scena. I czy dasz wiare, ze sie bal? Bal sie naprawde! Bral moja reke i przykladal ja sobie do serca, ktore bilo rzeczywiscie przyspieszonym tetnem. Oddech mial krotki, a w chwili gdy trzeba bylo wychodzic, pobladl jak pergamin i czolo pokrylo mu sie kroplami potu. A przecie wiedzial, ze po wszystkich rzedach siedza gotowi pretorianie, zbrojni w kije, ktorymi w razie potrzeby mieli podniecac zapal. Ale potrzeby nie bylo. Zadne stado malp z okolic Kartaginy nie potrafi tak wyc, jak wyla owa holota. Mowie ci, ze zapach czosnku dolatywal az na scene. Nero zas klanial sie, przyciskal rece do serca, posylal od ust pocalunki i plakal. Potem wpadl miedzy nas, ktorzysmy czekali za scena, jak spity, wolajac: "Czymze sa wszystkie tryumfy wobec tego mego tryumfu?" A tam holota ciagle jeszcze wyla i klaskala wiedzac, ze wyklaskuje sobie laske, dary, biesiade, bilety loteryjne i nowe widowisko z cezara-blazna. Ja im sie nawet nie dziwie, ze klaskali, bo tego dotad nie widziano. On zas powtarzal co chwila: "Oto, co sa Grecy! Oto, co sa Grecy!" I zdaje mi sie, ze od tej chwili jego nienawisc do Rzymu wzmogla sie jeszcze. Swoja droga do Rzymu wyslani zostali umyslni gonce z doniesieniem o tryumfie, i spodziewamy sie w tych dniach dziekczynien senatu. Zaraz po pierwszym wystapieniu Nerona zaszedl tu dziwny przypadek. Oto teatr zawalil sie nagle, ale wowczas, gdy ludzie juz byli wyszli. Bylem na miejscu wypadku i nie widzialem, by wydobyto choc jednego trupa spod gruzow. Wielu, nawet miedzy Grekami, patrzy na to jak na gniew bogow za sponiewieranie cesarskiej wladzy, ale on, przeciwnie, twierdzi, iz to jest laska bogow, ktorzy maja w widocznej opiece jego spiew i tych, ktorzy go sluchaja. Stad ofiary po wszystkich swiatyniach i wielkie dziekczynienia, dla niego zas nowa zacheta do podrozy do Achai. Przed kilku dniami mowil mi jednak, ze boi sie, co na to powie lud rzymski i czy sie nie wzburzy, tak z milosci dla niego, jak z obawy o rozdawnictwo zboza i igrzyska, ktore by go mogly w razie dluzszej nieobecnosci cezara ominac. Jedziemy jednak do Benewentu ogladac szewckie przepychy, z ktorymi sie popisze Watyniusz, a stamtad, pod opieka boskich braci Heleny, do Grecji. Co do mnie, zauwazylem jedna rzecz, ze gdy sie jest miedzy szalonymi, staje sie takze szalonym, a co wiecej, znajduje sie pewien urok w szalenstwach. Grecja i podroz w tysiac cytr, jakis tryumfalny pochod Bakcha, wsrod uwienczonych w zielen mirtowa, w liscie winogradu i w wiciokrzew nimf i bachantek, wozy zaprzezone w tygrysy, kwiaty, tyrsy, wience, okrzyki: evoe! muzyka, poezja i Hellada klaszczaca, wszystko dobrze, ale my tu zywimy jeszcze smielsze zamysly. Chce nam sie stworzyc jakies wschodnie bajeczne imperium, panstwo palm, slonca, poezji i zmienionej w sen rzeczywistosci, i zmienionego w jedna rozkosz zycia. Chce nam sie zapomniec o Rzymie, a wage swiata umiescic gdzies miedzy Grecja, Azja i Egiptem, zyc zyciem nie ludzi, ale bogow, nie znac, co to powszedniosc, blakac sie w zlotych galerach pod cieniem purpurowych zagli po Archipelagu, byc Apollinem, Ozyrysem i Baalem w jednej osobie, rozowiec z zorza, zlocic sie ze sloncem, srebrzyc z ksiezycem, wladac, spiewac, snic... I czy uwierzysz, ze ja, ktory mam jeszcze za sestercje rozsadku, a za asa sadu, daje sie jednak porywac tym fantazjom, a daje sie porywac dlatego, ze jesli sa niemozliwe, to sa przynajmniej wielkie i niezwykle... Takie imperium bajeczne byloby jednak czyms, co kiedys, kiedys, po dlugich wiekach, wydaloby sie ludziom snem. O ile Wenus nie przybierze na sie postaci takiej Ligii lub chociaz takiej niewolnicy jak Eunice i o ile nie przyozdobi go sztuka, to zycie samo jest czcze i czestokroc miewa twarz malpy. Ale Miedzianobrody nie urzeczywistni swych pomyslow chocby dlatego, ze w owym bajecznym krolestwie poezji i Wschodu nie powinno byc miejsca na zdrady, podlosci i smierc, a w nim pod pozorami poety siedzi lichy komediant, glupowaty furman i plaski tyran. Jakoz tymczasem dusimy ludzi, gdy nam w jakikolwiek sposob zawadza. Biedny Torkwatus Sylanus jest juz cieniem. Otworzyl sobie zyly kilka dni temu. Lekaniusz i Licyniusz ze strachem przyjmuja konsulat, stary Trazeasz nie ujdzie smierci, albowiem smie byc uczciwym. Tygellinus nie moze dotad wyrobic dla mnie rozkazu, bym sobie zyly otworzyl. Potrzebny jestem jeszcze nie tylko jako elegantiae arbiter, ale jako czlowiek, bez ktorego rad i smaku wycieczka do Achai moglaby sie nie udac. Nieraz jednak mysle, ze predzej, pozniej, musi sie na tym skonczyc, i wiesz-li, o co mi wowczas chodzi: o to, aby Miedzianobrody nie dostal tej mojej czary mirrenskiej, ktora znasz i podziwiasz. Jesli w chwili mej smierci bedziesz przy mnie, to ci ja oddam, jesli bedziesz daleko, to ja rozbije. Ale tymczasem mamy przed soba jeszcze szewcki Benewent, olimpijska Grecje i Fatum, ktore nieznana i nieprzewidziana wytyka kazdemu droge. Badz zdrow i najmij Krotona, inaczej po raz drugi wydra ci Ligie. Chilonidesa, gdy ci przestanie byc potrzebny, przyslij mi, gdziekolwiek bede. Moze uczynie z niego drugiego Watyniusza i moze konsularni meze i senatorowie beda jeszcze drzeli przed nim, jak drza przed tamtym rycerzem Dratewka. Warto by sie doczekac tego widowiska. Gdy odzyskasz Ligie, daj mi znac, abym ofiarowal za was pare labedzi i pare golebi w tutejszej okraglej swiatynce Wenery. Widzialem kiedys we snie Ligie na twoich kolanach, szukajaca twych pocalunkow. Postaraj sie, by to byl sen wrozebny. Niech na twym niebie nie bedzie chmur, a jesli beda, to niech maja kolor i zapach rozy. Badz zdrow i zegnaj!" Zaledwie Winicjusz skonczyl czytac, gdy do biblioteki wsunal sie cicho niezapowiedziany przez nikogo Chilon, sluzba bowiem miala rozkaz puszczac go o kazdej godzinie dnia i nocy. - Niech boska matka twego wielkodusznego przodka, Eneasza - rzekl - bedzie na cie tak laskawa, panie, jako na mnie byl laskawym boski syn Mai. - To sie znaczy? - spytal Winicjusz, zrywajac sie od stolu, przy ktorym siedzial. A Chilon podniosl glowe i rzekl: - Eureka! Mlody patrycjusz wzruszyl sie tak, ze przez dluzszy czas nie mogl slowa przemowic. - Widziales ja? - spytal nareszcie. - Widzialem Ursusa, panie, i mowilem z nim. - I wiesz, gdzie sie skryli? - Nie, panie. Inny bylby przez sama milosc wlasna dal poznac Ligowi, ze odgadl, kto on jest, inny staralby sie wybadac go, gdzie mieszka, i bylby albo otrzymal uderzenie piescia, po ktorym wszystkie ziemskie sprawy stalyby mu sie obojetne, albo wzbudzilby nieufnosc olbrzyma i sprawil to, ze dla dziewicy poszukano by moze jeszcze tej nocy innej kryjowki. Jam tego nie uczynil, panie. Dosc mi wiedziec, ze Ursus pracuje u mlynarza kolo Emporium, ktory zowie sie Demas, tak jak twoj wyzwoleniec, a dosc mi dlatego, ze teraz pierwszy lepszy zaufany twoj niewolnik moze rano pojsc jego sladem i wysledzic ich kryjowke. Ja przynosze ci tylko pewnosc, panie, ze skoro Ursus sie tu znajduje, to i boska Ligia jest w Rzymie, i druga wiadomosc, ze dzisiejszej nocy bedzie niemal na pewno w Ostrianum... - W Ostrianum? Gdzie to jest? - przerwal Winicjusz, chcac widocznie biec zaraz na wskazane miejsce. - Stare hypogeum miedzy Via Salaria a Nomentana. Ow pontifex maximus chrzescijan, o ktorym wspominalem ci, panie, a ktorego spodziewano sie znacznie pozniej, przyjechal juz i dzis w nocy bedzie chrzcil i nauczal na tym cmentarzu. Oni kryja sie ze swoja nauka, bo jakkolwiek nie ma dotad zadnych edyktow, ktore by jej wzbranialy, ludnosc ich nienawidzi, wiec musza byc ostrozni. Sam Ursus mowil mi, ze wszyscy, co do jednej duszy, zgromadza sie dzis w Ostrianum, kazdy bowiem chce widziec i slyszec tego, ktory byl pierwszym uczniem Chrystusa i ktorego oni zowia Wyslannikiem. Ze zas u nich niewiasty na rowni z mezami sluchaja nauk, przeto z niewiast nie bedzie moze jedna Pomponia, ta bowiem nie moglaby sie usprawiedliwic przed Aulusem, czcicielem dawnych bogow, dlaczego noca opuszcza dom, Ligia jednak, o panie, ktora zostaje pod opieka Ursusa i starszych gminy, pojdzie wraz z innymi niewiastami niewatpliwie. Winicjusz, ktory zyl dotad jakby w goraczce, podtrzymywany jedynie nadzieja, teraz, gdy ta nadzieja zdawala sie spelniac, uczul nagle takie oslabienie, jakie odczuwa czlowiek po podrozy nad sily, u celu. Chilon zauwazyl to i postanowil z tego korzystac: - Bramy sa wprawdzie strzezone przez twoich ludzi, panie, i chrzescijanie musza o tym wiedziec. Ale oni nie potrzebuja bram. Tyber takze ich nie potrzebuje, a choc od rzeki do tamtych drog daleko, warto nadlozyc drogi dla widzenia "Wielkiego Apostola". Zreszta oni miec moga tysiaczne sposoby wydostania sie za mury i wiem, ze je maja. W Ostrianum znajdziesz, panie, Ligie, a gdyby nawet, czego nie przypuszczam, jej nie bylo, bedzie Ursus, albowiem ten przyrzekl mi zamordowac Glauka. Sam mi mowil, ze bedzie i tam go zamorduje, slyszysz, szlachetny trybunie? Otoz albo pojdziesz w slad za nim i dowiesz sie, gdzie Ligia mieszka, albo kazesz go schwytac swoim ludziom jako morderce i majac go w reku, wydobedziesz z niego wyznanie, gdzie ukryl Ligie. Ja swoje zrobilem! Inny, o panie, powiedzialby ci, ze wypil z Ursusem dziesiec kantarow najprzedniejszego wina, zanim tajemnice z niego wydobyl; inny powiedzialby ci, ze przegral do niego tysiac sestercji w scriptae duodecim lub ze za dwa tysiace kupil wiadomosc... Wiem, ze wrocilbys mi to podwojnie, ale mimo tego raz w zyciu... to jest, chcialem powiedziec: jak zawsze w zyciu, bede uczciwym, tusze bowiem, ze jak mowil wielkoduszny Petroniusz, wszelkie moje wydatki i nadzieje twoja wspanialomyslnosc przewyzszy. Lecz Winicjusz, ktory byl zolnierzem i przywykl nie tylko radzic sobie wobec wszelkich zdarzen, ale i dzialac, wnet opanowal chwilowa slabosc i rzekl: - Nie zawiedziesz sie na mojej wspanialomyslnosci, pierwej jednak pojdziesz ze mna do Ostrianum. - Ja do Ostrianum? - pytal Chilo, ktory nie mial najmniejszej checi tam isc. - Ja, szlachetny trybunie, obiecalem ci wskazac Ligie, ale nie przyrzeklem jej porywac... Pomysl, panie, co by sie ze mna stalo, gdyby ten niedzwiedz ligijski rozdarlszy Glauka przekonal sie jednoczesnie, ze nie calkiem slusznie go rozdarl? Czy nie poczytalby mnie (zreszta nieslusznie) za sprawce spelnionego morderstwa? Pamietaj, panie, ze im kto wiekszym jest filozofem, tym mu trudniej odpowiadac na glupie pytania prostakow, coz bym mu wiec odpowiedzial, gdyby mnie spytal, dlaczegom oskarzyl Glauka lekarza? Jesli jednak posadzasz mnie, ze cie zwodze, tedy ci powiem, zaplac mi wowczas dopiero, gdy ci wskaze dom, w ktorym mieszka Ligia, dzis okaz mi zas tylko czastke twej szczodrobliwosci, abym, gdybys i ty, o panie (czego niech wszystkie bogi bronia), mial ulec jakiemu wypadkowi, nie pozostal calkiem bez nagrody. Serce twoje nie zniosloby tego nigdy. Winicjusz poszedl do skrzyni stojacej na marmurowym podnozu, zwanej arca, i wydobywszy z niej kieske cisnal ja Chilonowi. - To sa scrupula - rzekl. - Gdy Ligia bedzie u mnie w domu, dostaniesz taka sama napelniona aureusami. - Jowiszu! - zawolal Chilon. Lecz Winicjusz zmarszczyl brwi. - Tu dostaniesz jesc, po czym mozesz odpoczac. Do wieczora nie ruszysz sie stad, gdy zas noc zapadnie, bedziesz mi towarzyszyl do Ostrianum. Na twarzy Greka odbily sie przez chwile strach i wahanie, po czym jednak uspokoil sie i rzekl: - Ktoz ci sie oprze, panie! Przyjmij te slowa za dobra wrozbe, tak jak przyjal podobne wielki nasz bohater w swiatyni Ammona. Co do mnie, te "skrupuly" (tu potrzasnal kieska) przewazyly moje, nie mowiac juz o twym towarzystwie, ktore dla mnie jest szczesciem i rozkosza. Lecz Winicjusz przerwal mu niecierpliwie i poczal wypytywac o szczegoly rozmowy z Ursusem. Jedna rzecz wykazywala sie z nich jasno: to jest, ze albo schronienie Ligii zostanie jeszcze tej nocy wykrytym, albo ja sama mozna bedzie porwac w czasie drogi powrotnej z Ostrianum. I na te mysl Winicjusza porywala szalona radosc. Teraz, gdy mial niemal pewnosc, ze Ligie odzyska, i gniew przeciw niej, i uraza, jaka dla niej zywil, znikly. Za te wlasnie radosc darowywal jej wszystkie winy. Myslal tylko o niej jak o drogiej i pozadanej istocie i mial takie wrazenie, jakby po dlugiej podrozy miala wrocic. Brala go ochota zwolac niewolnikow i kazac im przybrac dom w girlandy. Nie mial w tej chwili zalu nawet do Ursusa. Gotow byl wszystko wszystkim przebaczyc. Chilo, do ktorego dotychczas mimo jego uslug czul pewien wstret, po raz pierwszy wydal mu sie czlowiekiem zabawnym i zarazem niepospolitym. Rozjasnil mu sie dom, rozjasnily sie oczy i rozjasnila twarz. Poczal na nowo czuc mlodosc i rozkosz zycia. Dawniejsze ponure cierpienie nie dalo mu jeszcze dostatecznej miary, jak Ligie pokochal. Zrozumial to dopiero teraz, gdy spodziewal sie ja miec. Pragnienie jej budzilo sie w nim, jak na wiosne budzi sie ziemia przygrzana sloncem, ale zadze jego byly obecnie jakby mniej slepe i dzikie, a wiecej radosne i tkliwe. Czul tez w sobie energie bez granic i byl przekonany, ze gdy tylko zobaczy Ligie wlasnymi oczyma, wowczas nie odbiora mu juz jej wszyscy chrzescijanie calego swiata ani nawet sam cezar. Chilon jednakze, osmielony jego radoscia, zabral glos i poczal dawac rady. Wedlug niego nalezalo sprawy nie uwazac jeszcze za wygrana i zachowac jak najwieksza ostroznosc, bez ktorej cale dzielo moze pojsc na nic. Zaklinal tez Winicjusza, by nie porywal Ligii z Ostrianum. Powinni tam pojsc w kapturach na glowach, z twarzami przyslonietymi, i poprzestac na przypatrywaniu sie z jakiego mrocznego kata wszystkim obecnym. Dopiero gdy ujrza Ligie, najbezpieczniej bedzie pojsc za nia z daleka, obaczyc, do ktorego domu wchodzi, a nazajutrz o swicie otoczyc go wielka sila niewolnikow i zabrac ja w bialy dzien. Poniewaz jest ona zakladniczka i nalezy wlasciwie do cezara, zatem mozna to uczynic bez obawy prawa. W razie gdyby jej nie znalezli w Ostrianum, pojda za Ursusem i skutek bedzie ten sam. Na cmentarz z wielka liczba ludzi udawac sie nie mozna, latwo bowiem mogliby zwrocic na siebie uwage, a wowczas chrzescijanie potrzebowaliby tylko pogasic wszystkie swiatla, tak jak to uczynili przy pierwszym porwaniu, i rozproszyc sie lub pochowac w ciemnosciach, w kryjowkach im tylko znanych. Natomiast trzeba sie uzbroic, a jeszcze lepiej wziac ze soba ze dwoch ludzi pewnych i silnych, aby w danym razie miec w nich obrone. Winicjusz przyznawal mu slusznosc zupelna i wspomniawszy zarazem na rady Petroniusza, wydal rozkaz niewolnikom, aby sprowadzili do niego Krotona. Chilo, ktory wszystkich znal w Rzymie, uspokoil sie znacznie slyszac nazwisko znanego atlety, ktorego nadludzka sile podziwial niejednokrotnie na arenie, i oswiadczyl, ze do Ostrianum pojdzie. Kieska, napelniona wielkimi aureusami, wydawala mu sie przy pomocy Krotona o wiele latwiejsza do zdobycia. Zasiadl wiec z dobra mysla do stolu, do ktorego wezwal go po niejakim czasie przelozony nad atrium, i w czasie jedzenia opowiadal niewolnikom, jako dostarczyl ich panu cudownej masci, ktora dosc posmarowac kopyta najlichszym koniom, aby pozostawily daleko za soba wszystkie inne. Nauczyl go przyrzadzac te masc pewien chrzescijanin, albowiem starsi chrzescijanscy daleko lepiej rozumieja sie na czarach i cudach niz nawet Tesalczycy, chociaz Tesalia slynie ze swoich czarownic. Chrzescijanie maja do niego ufnosc ogromna, dlaczego zas ja maja, domysli sie latwo kazdy, kto wie, co znaczy ryba. Tak rozmawiajac patrzyl pilnie w twarze niewolnikow, w nadziei, ze moze odkryje miedzy nimi chrzescijanina i doniesie o nim Winicjuszowi. Gdy jednak ta nadzieja go zawiodla, poczal jesc i pic nadzwyczaj obficie, nie szczedzac pochwal kucharzowi i zapewniajac, ze postara sie go od Winicjusza odkupic. Wesolosc jego macila jedynie mysl, ze noca trzeba bedzie pojsc do Ostrianum, pocieszal sie jednak, ze to bedzie w przebraniu, po ciemku i w towarzystwie dwoch ludzi, z ktorych jeden jest, jako silacz, bozyszczem calego Rzymu, drugi patrycjuszem i wysokim urzednikiem wojskowym. "Chocby Winicjusza i odkryli - mowil sobie - nie osmiela sie podniesc na niego reki, co do mnie zas, beda madrzy, jesli zobacza choc koniec mego nosa." Po czym jal sobie przypominac rozmowe z robotnikiem i rozpamietywanie to nowa napelnilo go otucha. Nie mial najmniejszej watpliwosci, ze ow robotnik byl Ursusem. Wiedzial z opowiadan Winicjusza i tych, ktorzy przeprowadzali Ligie z palacu cezara, o niezwyklej sile tego czlowieka. Otoz poniewaz u Eurycjusza wypytywal o ludzi wyjatkowo silnych, nie bylo nic dziwnego, ze wskazano mu Ursusa. Potem zmieszanie i wzburzenie robotnika na wzmianke o Winicjuszu i Ligii nie pozwalalo watpic, ze osoby te szczegolniej go obchodza; robotnik wspominal takze o pokucie za zabicie czlowieka, Ursus zas zabil Atacyna; na koniec rysopis robotnika odpowiadal zupelnie temu, co Winicjusz opowiadal o Ligu. Jedno tylko zmienione imie moglo wzbudzac watpliwosc, lecz Chilo juz wiedzial, ze chrzescijanie czesto przy chrzcie przyjmuja nowe imiona. "Jesli Ursus zabije Glauka - mowil sobie Chilo - to bedzie jeszcze lepiej, jesli zas nie zabije, to takze bedzie dobry znak, pokaze sie bowiem, z jaka trudnoscia przychodzi chrzescijanom zabojstwo. Przedstawilem przecie tego Glauka jako rodzonego syna Judasza i zdrajce wszystkich chrzescijan; bylem tak wymowny, ze kamien by sie wzruszyl i obiecalby spasc na glowe Glaukowi, a jednak ledwiem naklonil tego ligijskiego niedzwiedzia, by mi przyrzekl polozyc na nim lape... Wahal sie, nie chcial, opowiadal o swoim zalu i pokucie. Widocznie miedzy nimi to nie uchodzi... Swoje krzywdy trzeba przebaczac, za cudze nie bardzo wolno sie mscic, ergo, zastanow sie, Chilonie, coz ci moze grozic? Glaukusowi nie wolno sie nad toba pomscic... Ursus, jesli nie zabije Glauka za tak wielka wine, jak zdrada wszystkich chrzescijan, to tym bardziej nie zabije ciebie za tak mala, jak zdrada jednego chrzescijanina. Zreszta, gdy raz wskaze temu jurnemu grzywaczowi gniazdo tamtej turkawki, umywam rece od wszystkiego i przenosze sie na powrot do Neapolis. Chrzescijanie mowia takze o jakims umywaniu rak, jest to wiec widocznie sposob, w ktory, jesli sie ma z nimi sprawe, mozna ja ostatecznie zakonczyc. Jacys dobrzy ludzie ci chrzescijanie, a tak zle o nich mowia! O, bogowie! Taka to sprawiedliwosc na swiecie. Lubie jednak te nauke za to, ze nie pozwala zabijac. Ale jesli nie pozwala zabijac, to nie pozwala zapewne ani krasc, ani oszukiwac, ani falszywie swiadczyc, a zatem nie powiem, zeby byla latwa. Uczy ona widocznie nie tylko uczciwie umierac, jak ucza stoicy, ale i uczciwie zyc. Jesli kiedy dojde do majatku i bede mial taki dom jak ten i tylu niewolnikow, to moze zostane chrzescijaninem na tak dlugo, jak mi to bedzie na reke. Bo bogaty moze sobie na wszystko pozwolic, nawet na cnote... Tak! To jest religia dla bogatych i dlatego nie rozumiem, jakim sposobem jest miedzy nimi tylu biednych. Co im z tego przyjdzie i dlaczego pozwalaja cnocie zawiazywac sobie rece? Musze sie kiedys nad tym zastanowic. Tymczasem chwala ci, Hermesie, zes mi pomogl odnalezc tego borsuka... Ale jeslis to uczynil dla dwoch jalowek, bialych jednolatek z pozloconymi rogami, to cie nie poznaje. Wstydz sie, Argobojco! Taki madry bog, zeby tez z gory nie przewidzial, ze nic nie dostanie! Ofiaruje ci za to moja wdziecznosc, a jesli wolisz od mojej wdziecznosci dwoje bydlat, tedy sam jestes trzecim i w najlepszym razie powinienes byc pastuchem, nie bogiem. Strzez sie takze, zebym jako filozof nie dowiodl ludziom, ze cie nie ma, bo wowczas wszyscy by ci przestali skladac ofiary. Z filozofami lepiej byc dobrze." Tak rozmawiajac ze soba i z Hermesem, wyciagnal sie na lawie, podlozyl sobie plaszcz pod glowe i gdy niewolnicy sprzatneli naczynia, zasnal. Zbudzil sie dopiero, a raczej zbudzono go, gdy nadszedl Kroto. Wowczas udal sie do atrium i z przyjemnoscia poczal przygladac sie poteznej postaci lanisty, eks-gladiatora, ktora swym ogromem zdawala sie wypelniac cale atrium. Kroto juz byl sie ulozyl o cene wyprawy i mowil wlasnie Winicjuszowi: - Na Herkulesa! Dobrze, panie, zes sie dzis do mnie zglosil, albowiem jutro udaje sie do Benewentu, dokad wezwal mnie szlachetny Watyniusz, abym sie tam wobec cezara probowal z niejakim Syfaksem, najsilniejszym Negrem, jakiego wydala kiedykolwiek Afryka. Czy wyobrazasz sobie, panie, jak jego kosc pacierzowa chrupnie w moich ramionach, ale procz tego strzaskam mu piescia jego czarna szczeke. - Na Polluksa! - odpowiedzial Winicjusz. - Jestem pewien, ze tak uczynisz, Krotonie. - I wysmienicie postapisz - dodal Chilo. - Tak!... Procz tego strzaskaj mu szczeke! To dobra mysl i godny ciebie czyn. Gotow jestem zalozyc sie, ze mu strzaskasz szczeke. Posmaruj jednak tymczasem czlonki oliwa, moj Herkulesie, i przepasz sie, albowiem wiedz o tym, iz z prawdziwym Kakusem mozesz miec sprawe. Czlowiek, co strzeze tej dziewicy, o ktora chodzi dostojnemu Winicjuszowi, posiada podobno wyjatkowa sile. Chilon mowil tak tylko dla podniecenia ambicji Krotona, lecz Winicjusz rzekl: - Tak jest, nie widzialem tego, ale mowiono mi o nim, ze byka chwyciwszy za rogi, moze go zawlec, dokad chce. - Oj! - zawolal Chilo, ktory nie wyobrazal sobie, by Ursus byl tak silnym. Lecz Kroto usmiechnal sie pogardliwie. - Podejmuje sie, dostojny panie - rzekl - porwac ta oto reka, kogo mi kazesz, a ta druga obronic sie przeciw siedmiu takim Ligom i przyniesc ci dziewice do domu, chocby wszyscy chrzescijanie z Rzymu gonili za mna jak kalabryjskie wilki. Jesli tego nie dokaze, pozwole sobie dac batogi na tym impluvium. - Nie pozwol mu na to, panie! - zawolal Chilo. - Poczna w nas godzic kamieniami, a wowczas co jego sila pomoze? Czyz nie lepiej zabrac dziewice z domu i nie narazac ani jej, ani siebie na zgube? - Tak ma byc, Krotonie - rzekl Winicjusz. - Twoje pieniadze, twoja wola! Pamietaj tylko, panie, ze jutro jade do Benewentu. - Mam pieciuset niewolnikow w samym miescie - odpowiedzial Winicjusz. Po czym dal im znak, by odeszli, sam zas udal sie do biblioteki i usiadlszy, napisal do Petroniusza nastepne slowa: "Chilon odnalazl Ligie. Dzis wieczor udaje sie z nim i z Krotonem do Ostrianum i porwe ja zaraz lub jutro z domu. Niech bogowie zleja na cie wszelkie pomyslnosci. Badz zdrow, carissime, gdyz radosc nie pozwala mi pisac dluzej." I zlozywszy trzcine poczal przechadzac sie szybkim krokiem, albowiem procz radosci, ktora zalewala mu dusze, trawila go goraczka. Mowil sobie, ze nazajutrz Ligia bedzie w tym domu. Nie wiedzial, jak z nia postapi, czul jednak, ze jesli go zechce kochac, to bedzie jej sluga. Przypominal sobie upewnienia Akte, ze byl kochanym, i wzruszal sie do glebi. Wiec bedzie chodzilo tylko o przezwyciezenie jakiegos dziewiczego wstydu i jakichs slubow, ktore widocznie nauka chrzescijanska nakazuje? Ale jesli tak, to gdy Ligia raz bedzie w jego domu i ulegnie namowie lub przemocy, wowczas musi powiedziec sobie: "Stalo sie", i nastepnie bedzie juz powolna i kochajaca. Lecz wejscie Chilona przerwalo mu bieg tych blogich mysli. - Panie - rzekl Grek - oto co mi jeszcze przyszlo do glowy: nuz chrzescijanie maja jakowes znaki, jakowes tessery, bez ktorych nikt nie bedzie dopuszczony do Ostrianum? Wiem, ze w domach modlitwy tak bywa i ze takowa tessere dostalem od Eurycjusza; pozwol mi wiec pojsc do niego, panie, rozpytac dokladnie i zaopatrzyc sie w owe znaki, jesli okaza sie konieczne. - Dobrze, szlachetny medrcze - odpowiedzial wesolo Winicjusz. - Mowisz jak czlek przezorny i nalezy ci sie za to pochwala. Pojdziesz wiec do Eurycjusza lub gdzie ci sie podoba, ale dla pewnosci zostawisz na tym oto stole te sakiewke, ktora dostales. Chilo, ktory zawsze niechetnie rozstawal sie z pieniedzmi, skrzywil sie, jednakze uczynil zadosc rozkazowi i wyszedl. Z Karyn do Cyrku, przy ktorym lezal sklepik Eurycjusza, nie bylo zbyt daleko, dlatego tez wrocil znacznie jeszcze przed wieczorem. - Oto sa znaki, panie. Bez nich nie puszczono by nas. Rozpytalem sie tez dobrze o droge, a zarazem powiedzialem Eurycjuszowi, ze potrzebuje znakow tylko dla moich przyjaciol, sam zas nie pojde, bo to dla mnie starego za daleko, i wreszcie, ze jutro zobacze Wielkiego Apostola, ktory mi powtorzy najpiekniejsze ustepy ze swego przemowienia. - Jak to: nie bedziesz? Musisz isc! - rzekl Winicjusz. - Wiem, ze musze, ale pojde dobrze zakapturzony i wam radze toz samo uczynic, inaczej mozemy sploszyc ptaki. Jakoz niebawem poczeli sie zbierac, albowiem mrok czynil sie na swiecie. Wzieli galijskie plaszcze z kapturami, wzieli latarki; Winicjusz uzbroil nadto siebie i towarzyszow w krotkie zakrzywione noze. Chilon zas wdzial peruke, w ktora sie po drodze od Eurycjusza zaopatrzyl, i wyszli, spieszac sie, by do odleglej bramy Nomentanskiej dojsc przed jej zamknieciem. Szli przez Vicus Patricius, wzdluz Wiminalu, do dawnej bramy Wiminalskiej, kolo plaszczyzny, na ktorej Dioklecjan wzniosl pozniej wspaniale laznie. Mineli resztki muru Serwiusza Tuliusza i przez bardziej juz puste miejsca doszli do drogi Nomentanskiej, tam zas skreciwszy na lewo, ku Salaria, znalezli sie wsrod wzgorz, pelnych kopalni piasku, a gdzieniegdzie i cmentarzy. Sciemnilo sie tymczasem juz zupelnie, ze zas ksiezyc jeszcze nie wszedl, wiec droge dosc trudno przyszloby im znalezc, gdyby nie to, ze jak przewidzial Chilo, wskazywali ja sami chrzescijanie. Jakoz na prawo, na lewo i na przodzie widac bylo ciemne postaci, zdazajace ostroznie ku piaszczystym wadolom. Niektorzy z owych ludzi niesli latarki, okrywajac je jednak ile moznosci plaszczami, inni, znajacy lepiej droge, szli po ciemku. Wprawne zolnierskie oczy Winicjusza odroznialy po ruchach mlodszych mezczyzn od starcow wlokacych sie na kijach i od kobiet poobwijanych starannie w dlugie stole. Rzadcy przechodnie i wiesniacy, wyjezdzajacy z miasta, brali widocznie tych nocnych wedrowcow za robotnikow zdazajacych do arenariow lub za bractwa pogrzebowe, ktorych czlonkowie wyprawiali sobie czasami obrzedowe agapy w nocy. W miare jednak, jak mlody patrycjusz i jego towarzysze posuwali sie naprzod, naokol migalo coraz wiecej latarek i zwiekszala sie liczba osob. Niektore z nich spiewaly przyciszonymi glosami piesni, ktore Winicjuszowi wydawaly sie jakby pelne tesknoty. Chwilami ucho jego chwytalo urywane slowa lub zdania piesni, jak na przyklad: "Wstan, ktory spisz" lub "Powstan z martwych", czasem znow imie Chrystusa powtarzalo sie w ustach mezczyzn i kobiet. Lecz Winicjusz malo zwracal uwagi na slowa, albowiem przez glowe przechodzilo mu, ze moze ktora z owych ciemnych postaci jest Ligia. Niektore, przechodzac blisko, mowily: "Pokoj z wami" lub "Chwala Chrystusowi!", jego zas ogarnial niepokoj i serce poczynalo mu bic zywiej, albowiem wydawalo mu sie, ze slyszy glos Ligii. Podobne ksztalty lub podobne ruchy zwodzily go w ciemnosciach co chwila i dopiero sprawdziwszy kilkakrotnie swa omylke poczal nie ufac oczom. Droga wydala mu sie jednak dluga. Okolice znal dobrze, ale po ciemku nie umial sie w niej rozeznac. Co chwila trafialy sie to jakies waskie przejscia, to czesci murow, to jakies budynki, ktorych sobie kolo miasta nie przypominal. Wreszcie brzeg ksiezyca ukazal sie sponad nagromadzonych chmur i oswiecil okolice lepiej od mdlych latarek. Cos z dala poczelo wreszcie blyszczec, jakby ognisko lub plomien pochodni. Winicjusz pochylil sie ku Chilonowi i spytal, czy to Ostrianum. Chilo, na ktorym noc, odleglosc od miasta i te postaci, do widm podobne, czynily widocznie silne wrazenie, odrzekl nieco niepewnym glosem: - Nie wiem, panie, nie bylem nigdy w Ostrianum. Ale mogliby chwalic Chrystusa gdzies blizej miasta. Po chwili zas, czujac potrzebe rozmowy i pokrzepienia odwagi, dodal: - Schodza sie jak zbojcy, a przecie nie wolno im zabijac, chyba ze mnie ow Lig zwiodl niegodnie. Lecz Winicjusza, ktory myslal o Ligii, zdziwila takze ta ostroznosc i tajemniczosc, z jaka jej wspolwyznawcy zbierali sie dla sluchania swego najwyzszego kaplana, wiec rzekl: - Jak wszystkie religie, tak i ta ma miedzy nami swych zwolennikow, ale chrzescijanie to sekta zydowska. Czemuz zbieraja sie tu, gdy na Zatybrzu stoja swiatynie zydowskie, w ktorych w bialy dzien Zydzi skladaja ofiary? - Nie, panie. Zydzi wlasnie sa ich najzacietszymi nieprzyjaciolmi. Mowiono mi, ze juz przed dzisiejszym cezarem przyszlo niemal do wojny miedzy Zydami a nimi. Cezara Klaudiusza znudzily tak te rozruchy, ze wygnal wszystkich Zydow, dzis jednak edykt ten jest zniesiony. Lecz chrzescijanie kryja sie przed Zydami i przed ludnoscia, ktora, jak ci wiadomo, posadza ich o zbrodnie i nienawidzi. Czas jakis szli w milczeniu, po czym Chilo, ktorego strach zwiekszal sie w miare odleglosci od bram, rzekl: - Wracajac od Eurycjusza pozyczylem od jednego balwierza peruki i w nozdrza wsadzilem sobie dwa ziarnka bobu. Nie powinni mnie poznac. Ale gdyby i poznali, to nie zabija. To niezli ludzie! To nawet bardzo uczciwi ludzie, ktorych kocham i cenie. - Nie ujmuj ich sobie pochwalami przedwczesnie - odpowiedzial Winicjusz. Weszli teraz w waski wadol, zamkniety z boku jakby dwoma okopami, nad ktorymi przerzucal sie w jednym miejscu akwedukt. Ksiezyc tymczasem wychylil sie zza chmur i na koncu wawozu ujrzeli mur, pokryty obficie srebrzacymi sie w swietle miesiecznym bluszczami. Bylo to Ostrianum. Winicjuszowi zaczelo bic serce zywiej. Przy bramie dwaj fossorowie odbierali znaki. Po chwili Winicjusz i jego towarzysze znalezli sie w miejscu dosc obszernym, zamknietym ze wszystkich stron murem. Gdzieniegdzie staly tu osobne pomniki, w srodku zas widac bylo wlasciwe hypogeum, czyli krypte lezaca w nizszej swej czesci pod powierzchnia gruntu, w ktorej byly grobowce; przed wejsciem do krypty szumiala fontanna. Widocznym jednak bylo, ze zbyt wielka liczba osob nie zdolalaby sie w samym hypogeum pomiescic. Winicjusz wiec domyslil sie latwo, ze obrzadek bedzie sie odbywal pod golym niebem na dziedzincu, na ktorym wkrotce zgromadzil sie tlum bardzo liczny. Jak okiem dojrzec, latarka migotala przy latarce, wielu zas z przybylych nie mialo wcale swiatla. Z wyjatkiem kilku glow, ktore sie odkryly, wszyscy, z obawy zdrajcow czy tez chlodu, pozostali zakapturzeni, i mlody patrycjusz z trwoga pomyslal, ze jesli tak pozostana do konca, to w tym tlumie, przy mdlym swietle, niepodobna mu bedzie Ligii rozeznac. Lecz nagle przy krypcie zapalono kilka smolnych pochodni, ktore ulozono w maly stos. Stalo sie jasniej. Tlum poczal po chwili spiewac, z poczatku cicho, potem coraz glosniej, jakis dziwny hymn. Winicjusz nigdy w zyciu nie slyszal podobnej piesni. Ta sama tesknota, ktora juz uderzyla go w spiewach nuconych polglosem przez pojedynczych ludzi w czasie drogi na cmentarz, odezwala sie i teraz w tym hymnie, tylko daleko wyrazniej i silniej, a w koncu stala sie tak przejmujaca i ogromna, jakby wraz z ludzmi poczal tesknic caly ten cmentarz, wzgorza, wadoly i okolica. Zdawac sie przy tym moglo, iz jest w tym jakies wolanie po nocy, jakas pokorna prosba o ratunek w zablakaniu i ciemnosci. Glowy, podniesione ku gorze, zdawaly sie widziec kogos, hen, wysoko, a rece wzywac go, by zstapil. Gdy piesn cichla, nastepowala jakby chwila oczekiwania, tak przejmujaca, ze i Winicjusz, i jego towarzysze mimo woli spogladali ku gwiazdom, jakby w obawie, ze stanie sie cos niezwyklego i ze ktos naprawde zstapi. Winicjusz w Azji Mniejszej, w Egipcie i w samym Rzymie widzial mnostwo przeroznych swiatyn, poznal mnostwo wyznan i slyszal mnostwo piesni, tu jednak dopiero po raz pierwszy ujrzal ludzi wzywajacych bostwo piesnia nie dlatego, ze chcieli wypelnic jakis ustalony rytual, ale spod serca, z takiej prawdziwej za nim tesknoty, jaka moga miec dzieci za ojcem lub matka. Trzeba bylo byc slepym, by nie dostrzec, ze ci ludzie nie tylko czcili swego boga, ale go z calej duszy kochali, tego zas Winicjusz nie widzial dotad w zadnej ziemi, w zadnych obrzedach, w zadnej swiatyni, w Rzymie bowiem i w Grecji ci, ktorzy jeszcze oddawali czesc bogom, czynili to dla zjednania sobie ich pomocy lub z bojazni, ale nikomu nie przychodzilo nawet do glowy, by ich kochac. Jakkolwiek tez mial mysl zajeta Ligia, a uwage wypatrywaniem jej wsrod tlumow, nie mogl jednak nie widziec tych rzeczy dziwnych i nadzwyczajnych, ktore sie kolo niego dzialy. Tymczasem dorzucono kilka pochodni na ognisko, ktore oblalo czerwonym swiatlem cmentarz i przycmilo blask latarek, w tej samej zas chwili z hypogeum wyszedl starzec przybrany w plaszcz z kapturem, ale z odkryta glowa, i wstapil na kamien lezacy w poblizu stosu. Tlum zakolysal sie na jego widok. Glosy obok Winicjusza poczely szeptac: "Petrus! Petrus!..." Niektorzy poklekali, inni wyciagali ku niemu rece. Nastala cisza tak gleboka, ze slychac bylo kazdy opadajacy z pochodni wegielek, oddalony turkot kol na Nomentanskiej drodze i szmer wiatru w kilku piniach rosnacych obok cmentarza. Chilo pochylil sie ku Winicjuszowi i szepnal: - To ten! Pierwszy uczen Chrestosa, rybak! Starzec zas wzniosl do gory dlon i znakiem krzyza przezegnal zgromadzonych, ktorzy tym razem padli na kolana. Towarzysze Winicjusza i on sam, nie chcac sie zdradzic, poszli za przykladem innych. Mlody czlowiek nie umial na razie pochwytac swych wrazen, albowiem wydalo mu sie, ze owa postac, ktora przed soba widzial, jest i dosc prostacza, i nadzwyczajna, a co wiecej, ze ta nadzwyczajnosc wyplywa wlasnie z jej prostoty. Starzec nie mial ani mitry na glowie, ani debowego wienca na skroniach, ani palmy w reku, ani zlotej tablicy na piersiach, ani szat usianych w gwiazdy lub bialych, slowem, zadnych takich oznak, jakie nosili kaplani wschodni, egipscy, greccy lub flaminowie rzymscy. I znow uderzyla Winicjusza taz sama roznica, ktora odczul sluchajac piesni chrzescijanskich, albowiem i ten "rybak" wydal mu sie nie jakims arcykaplanem bieglym w ceremoniach, ale jakby prostym, wiekowym i niezmiernie czcigodnym swiadkiem, ktory przychodzi z daleka, by opowiedziec jakas prawde, ktora widzial, ktorej dotykal, w ktora uwierzyl, jak wierzy sie w oczywistosc, i ukochal wlasnie dlatego, ze uwierzyl. Byla tez w jego twarzy taka sila przekonania, jaka posiada prawda sama. I Winicjusz, ktory bedac sceptykiem, nie chcial sie poddac jego urokowi, poddal sie jednakze jakiejs goraczkowej ciekawosci, co tez wyplynie z ust tego towarzysza tajemniczego "Chrestosa" i jaka jest ta nauka, ktora wyznaja Ligia i Pomponia Grecyna. Tymczasem Piotr poczal mowic i mowil z poczatku jak ojciec, ktory upomina dzieci i uczy je, jak maja zyc. Nakazywal im, by wyrzekli sie zbytkow i rozkoszy, milowali zas ubostwo, czystosc obyczajow, prawde, by znosili cierpliwie krzywdy i przesladowania, sluchali przelozonych i wladzy, wystrzegali sie zdrady, obludy i obmowiska, a w koncu, zeby dawali przyklad i jedni drugim miedzy soba, i nawet poganom. Winicjusza, dla ktorego dobrym bylo to tylko, co moglo mu wrocic Ligie, a zlym wszystko, co stawalo miedzy nimi jako przeszkoda, dotknely i rozgniewaly niektore z tych rad, albowiem wydalo mu sie, ze zalecajac czystosc i walke z zadzami starzec smie tym samym nie tylko potepiac jego milosc, ale zraza Ligie do niego i utwierdza ja w oporze. Zrozumial, ze jesli ona jest miedzy zebranymi i slucha tych slow, a bierze je do serca, to w tej chwili musi myslec o nim jako o wrogu tej nauki i niegodziwcu. Na te mysl porwala go zlosc: "Cozem nowego uslyszal - mowil sobie. - Toz ma byc owa nieznana nauka? Kazdy to wie, kazdy to slyszal, wszak ubostwo i ograniczenie potrzeb zalecaja i cynicy, wszak cnote polecal i Sokrates, jako rzecz stara a dobra; wszak pierwszy lepszy stoik, nawet taki Seneka, ktory ma piecset stolow cytrynowych, slawi umiarkowanie, zaleca prawde, cierpliwosc w przeciwnosciach, stalosc w nieszczesciu, i to wszystko jest jakoby zlezale zboze, ktore myszy jedza, ludzie zas juz jesc nie chca, dlatego ze ze starosci zatechlo." I obok gniewu doznal jakby uczucia zawodu, spodziewal sie bowiem odkrycia jakichs nieznanych, czarodziejskich tajemnic, a przynajmniej mniemal, ze uslyszy jakiegos zadziwiajacego swa wymowa retora, tymczasem slyszal jeno slowa ogromnie proste, pozbawione wszelkich ozdob. Dziwila go tylko ta cisza i to skupienie, z jakim tlum sluchal. Lecz starzec mowil dalej do tych zasluchanych ludzi, ze maja byc dobrzy, cisi, sprawiedliwi, ubodzy i czysci nie dlatego, by za zycia miec spokoj, ale by po smierci zyc wiecznie w Chrystusie, w takim weselu, w takiej chwale, rozkwicie i radosci, jakich nikt na ziemi nigdy nie dostapil. I tu Winicjusz, jakkolwiek uprzedzony przed chwila niechetnie, nie mogl nie zauwazyc, ze jednak jest roznica miedzy nauka starca a tym, co mowili cynicy, stoicy lub inni filozofowie, ci bowiem dobro i cnote zalecali jako rzecz rozumna i jedynie w zyciu praktyczna, on zas obiecywal za nia niesmiertelnosc, i to nie jakas licha niesmiertelnosc pod ziemia, w nudzie, czczosci, pustkowiu, ale wspaniala, rowna niemal bytowi bogow. Mowil przy tym o niej jak o rzeczy zupelnie pewnej, wiec wobec takiej wiary cnota nabierala ceny po prostu bez granic, a kleski zycia stawaly sie czyms nieslychanie blahym, albowiem cierpiec chwilowo, dla nieprzebranego szczescia, jest rzecza zupelnie inna niz cierpiec dlatego tylko, ze taki jest porzadek natury. Lecz starzec mowil dalej, ze cnote i prawde nalezy milowac dla nich samych, albowiem najwyzszym przedwiecznym dobrem i przedwieczna cnota jest Bog, kto wiec je miluje, ten miluje Boga i przez to sam staje sie jego umilowanym dzieckiem. Winicjusz nie rozumial tego dobrze, wiedzial jednak juz dawniej ze slow, ktore Pomponia Grecyna powiedziala do Petroniusza, ze ten Bog jest wedle mniemania chrzescijan jeden i wszechmocny, gdy wiec teraz uslyszal jeszcze, ze jest on wszechdobrem i wszechprawda, mimo woli pomyslal, ze wobec takiego Demiurga Jowisz, Saturn, Apollo, Juno, Westa i Wenus wygladaliby jak jakas marna i halasliwa zgraja, w ktorej broja wszyscy razem i kazdy na swoja reke. Ale najwieksze zdumienie ogarnelo mlodego czlowieka, gdy starzec poczal nauczac, ze Bog jest rowniez wszechmiloscia, kto wiec kocha ludzi, ten spelnia najwyzsze jego przykazanie. Lecz nie dosc jest kochac ludzi ze swego narodu, albowiem Bog-czlowiek za wszystkich krew przelal i miedzy poganami znalazl juz takich swoich wybranych, jak Korneliusz centurion, i nie dosc jest kochac tych, ktorzy nam dobrze czynia, albowiem Chrystus przebaczyl i Zydom, ktorzy go wydali na smierc, i zolnierzom rzymskim, ktorzy go do krzyza przybili, nalezy wiec tym, ktorzy krzywdy nam czynia, nie tylko przebaczac, ale kochac ich i placic im dobrem za zle; i nie dosc kochac dobrych, ale trzeba kochac i zlych, gdyz tylko miloscia mozna z nich zlosc wyplenic.Chilo przy tych slowach pomyslal sobie, ze jego robota poszla na marne i ze Ursus nigdy w swiecie nie odwazy sie zabic Glauka ani tej nocy, ani zadnej innej. Pocieszyl sie jednak natychmiast drugim wnioskiem wyprowadzonym z nauki starca: mianowicie, ze i Glaukus nie zabije jego, chocby go odkryl i poznal. Winicjusz nie myslal juz jednak, ze w slowach starca nie masz niczego nowego, ale ze zdumieniem zadawal sobie pytanie: co to za Bog? co to za nauka? i co to za lud? Wszystko, co slyszal, nie miescilo sie wprost w jego glowie. Byl to dla niego jakis nieslychany now pojec. Czul, ze gdyby na przyklad chcial pojsc za ta nauka, musialby zlozyc na stos swoje myslenie, zwyczaje, charakter, cala dotychczasowa nature i wszystko to spalic na popiol, a wypelnic sie jakims zgola innym zyciem i calkowicie nowa dusza. Nauka, ktora mu nakazywala kochac Partow, Syryjczykow, Grekow, Egipcjan, Galow i Brytanow, przebaczac nieprzyjaciolom, placic im dobrem za zle i kochac ich, wydala mu sie szalona, jednoczesnie zas mial poczucie, ze jednak w samym jej szalenstwie jest cos potezniejszego niz we wszelkich dotychczasowych filozofiach. Mniemal, ze z powodu jej szalenstwa jest niewykonalna, a z powodu niewykonalnosci boska. Odrzucal ja w duszy, a czul, ze rozchodzi sie od niej, jakby od laki pelnej kwiatow, jakas won upajajaca, ktora gdy ktos raz odetchnal, musi, jako w kraju Lotofagow, zapomniec o wszystkim innym i tylko do niej tesknic. Zdawalo mu sie, ze nie ma w niej nic rzeczywistego, i zarazem, ze rzeczywistosc wobec niej jest czyms tak lichym, ze nie warto zatrzymywac nad nia mysli. Otoczyly go jakies przestwory, ktorych sie ani domyslal, jakies ogromy, jakies chmury. Ow cmentarz poczal czynic na nim wrazenie zbiorowiska szalencow, lecz takze i miejsca tajemniczego i strasznego, na ktorym, jakby na jakims mistycznym lozu, rodzi sie cos, czego nie bylo dotad na swiecie. Uprzytomnial sobie wszystko, co od pierwszej chwili starzec mowil o zyciu, prawdzie, milosci, Bogu, i mysli jego olsniewaly od blasku, jak olsniewaja oczy od blyskawic nieustannie po sobie nastepujacych. Jak zwykle ludzie, ktorym zycie zmienilo sie w jedna namietnosc, myslal o tym wszystkim przez swoja milosc do Ligii i przy swietle owych blyskawic ujrzal jasno jedna rzecz: ze jesli Ligia jest na cmentarzu, jesli wyznaje te nauke, slucha i czuje, to przenigdy nie zostanie jego kochanka. Po raz tez pierwszy od czasu, jak ja u Aulusow poznal, Winicjusz poczul, ze chocby ja teraz odzyskal, to i tak jej nie odzyska. Nic podobnego nie przyszlo mu dotad do glowy, a i obecnie nie umial sobie z tego zdac sprawy, gdyz bylo to nie tyle wyrazne zrozumienie, ile raczej metne poczucie jakowejs niepowetowanej straty i jakowegos nieszczescia. Wstal w nim niepokoj, ktory wnet zmienil sie w burze gniewu przeciw chrzescijanom w ogole, a przeciw starcowi w szczegolnosci. Ow rybak, ktorego na pierwszy rzut oka poczytal za prostaka, przejmowal go teraz niemal bojaznia i zdawal mu sie byc jakims tajemniczym Fatum, rozstrzygajacym nieublaganie, a zarazem tragicznie jego losy. Fossor przylozyl znow nieznacznie kilka pochodni na ogien, wiatr przestal szumiec w piniach, plomien wznosil sie rowno, wysmuklym ostrzem, ku skrzacym sie na wypogodzonym niebie gwiazdom, starzec zas wspomniawszy o smierci Chrystusa poczal juz tylko o Nim mowic. Wszyscy zatrzymali dech w piersiach i cisza zrobila sie jeszcze wieksza niz poprzednio, taka, ze slyszec mozna bylo niemal bicie serc. Ten czlowiek widzial! I opowiadal jako ten, ktoremu kazda chwila wyryla sie tak w pamieci, ze gdy przymknie oczy, to jeszcze widzi. Mowil wiec, jak wrociwszy od Krzyza, przesiedzieli z Janem dwa dni i dwie noce w wieczorniku, nie spiac, nie jedzac, w znekaniu, zalu, trwodze, w zwatpieniu, glowy trzymajac w rekach i rozmyslajac, ze On umarl. Oj, ach! Jak bylo ciezko! jak ciezko! Juz wstal dzien trzeci i swit pobielil mury, a oni obaj z Janem siedzieli tak pod sciana bez rady i nadziei. Co ich sen zmorzyl (bo i noc przed meka spedzili bezsennie), to budzili sie i poczynali biadac na nowo. Az ledwo weszlo slonce, wpadla Maria z Magdali, bez tchu, z rozwiazanym wlosem i z krzykiem: "Wzieli Pana!" Oni zas poslyszawszy zerwali sie i poczeli biec na miejsce. Lecz Jan, czlek mlodszy, przybiezal pierwszy, obaczyl grob pusty i nie smial wejsc. Dopiero gdy bylo ich troje u wejscia, on, ktory im to mowi, wszedl, ujrzal na kamieniu giezlo i zawijacze, ale ciala nie znalazl. Wiec spadl na nich strach, bo mysleli, ze porwali Chrystusa kaplani, i obaj wrocili do domu w wiekszym jeszcze udreczeniu. Potem nadeszli inni uczniowie i podnosili lament, to wszyscy razem, by ich uslyszal lacniej Pan Zastepow, to kolejno. Zamarl w nich duch, bo sie spodziewali, ze mistrz mial odkupic Izraela, a oto byl trzeci dzien, jak umarl, wiec nie rozumieli, dlaczego Ojciec opuscil Syna, i woleliby nie ogladac dnia i pomrzec, tak ciezkie bylo to brzemie. Wspomnienie tych strasznych chwil jeszcze teraz wycisnelo dwie lzy z oczu starca, ktore widac bylo dobrze przy blasku ognia, sciekajace po siwej brodzie. Stara, obnazona z wlosow glowa poczela mu sie trzasc i glos zamarl mu w piersi. Winicjusz rzekl w duchu: "Ten czlowiek mowi prawde i placze nad nia!" - a sluchaczow o prostych sercach zal chwycil takze za gardla. Slyszeli juz nieraz o mece Chrystusa i wiadomo im bylo, ze radosc nastapi po smutku, ale ze to opowiadal Apostol, ktory widzial, wiec pod wrazeniem zalamywali rece lkajac lub bili sie po piersiach. Lecz z wolna uspokoili sie, bo chec dalszego sluchania przemogla. Starzec przymknal oczy, jakby chcac widziec lepiej w duszy rzeczy odlegle, i mowil dalej: "Gdy tak czynili lament, wpadla znow Maria z Magdali wolajac, ze widziala Pana. Nie mogac Go dla wielkiego blasku rozeznac, myslala, ze ogrodnik, ale On rzekl: "Mario!" Wowczas krzyknela: "Rabboni!", i padla mu do nog. On zas kazal jej isc do uczniow, a potem znikl. Ale oni, uczniowie, nie wierzyli jej, a gdy plakala od radosci, jedni przyganiali jej, inni mysleli, ze zal pomieszal jej zmysly, bo mowila takze, ze w grobie widziala aniolow, oni zasie przybiezawszy raz wtory, widzieli grob pusty. Potem wieczorem przyszedl Kleofas, ktory chodzil z innymi do Emmaus, i wrocili co zywo, mowiac: "Prawdziwie zmartwychwstal Pan!" i poczeli sie spierac przy drzwiach zamknietych dla bojazni Zydow. Wtem On stanal miedzy nimi, choc nie skrzypialy drzwi, a gdy struchleli, rzekl im: "Pokoj z wami." "I widzialem Go, jako widzieli wszyscy, a On byl jako swiatlosc i jako szczesliwosc serc naszych, bosmy uwierzyli, ze zmartwychwstal i ze morza wyschna, gory sie w proch obroca, a Jego chwala nie przeminie." "A po osmiu dniach Tomasz Dydymus wkladal palce w Jego rany i dotykal boku Jego, a potem padl Mu do nog i wolal: "Pan moj i Bog moj!" Ktoren mu odpowiedzial: "Izes mnie ujrzal, uwierzyles. Blogoslawieni, ktorzy nie widzieli, a uwierzyli." I te slowa slyszelismy, i oczy nasze patrzyly na Niego, albowiem byl miedzy nami." Winicjusz sluchal i dzialo sie z nim cos dziwnego. Zapomnial na chwile, gdzie jest, poczal tracic czucie rzeczywistosci, miare, sad. Stal wobec dwoch niepodobienstw. Nie mogl uwierzyc w to, co starzec mowil, a czul, ze trzeba by byc chyba slepym i zaprzec sie wlasnego rozumu, by przypuscic, ze ow czlowiek, ktory mowil: "Widzialem", klamal. Bylo cos w jego wzruszeniu, w jego lzach, w jego calej postaci i w szczegolach zdarzen, ktore opowiadal, co czynilo niemozliwym wszelkie posadzenie. Winicjuszowi wydawalo sie chwilami, ze sni. Lecz naokol widzial uciszony tlum; kopec latarek dolatywal do jego nozdrzy; opodal plonely pochodnie, a obok na kamieniu stal czlowiek stary, bliski grobu, z drzaca nieco glowa, ktory dajac swiadectwo, powtarzal: "Widzialem!" I opowiedzial im wszystko dalej, az do Wniebowstapienia. Chwilami wypoczywal, bo mowil bardzo szczegolowo, ale czuc bylo, ze kazdy najmniejszy szczegol tak wyryl sie w jego pamieci jak na kamieniu. Tych, ktorzy go sluchali, ogarnelo upojenie. Pozrzucali z glow kaptury, by slyszec lepiej i by nie uronic zadnego z tych slow, ktore byly dla nich bez ceny. Zdawalo im sie, ze jakas moc nadludzka przenosi ich do Galilei, ze chodza razem z uczniami po tamtejszych gajach i nad wodami, ze ten cmentarz zmienia sie w Tyberiadzkie Jezioro, a na brzegu, w porannym tumanie, stoi Chrystus, tak jak stal wowczas, gdy Jan, patrzac z lodki, rzekl: "Pan jest!" - a Piotr rzucil sie wplaw, by predzej przypasc do nog umilowanych. W twarzach znac bylo zachwyt bez granic i zapomnienie zycia, i szczescie, i niezmierzona milosc. Widocznym bylo, ze w czasie dlugiego opowiadania Piotra niektorzy mieli widzenia, gdy zas poczal mowic, jak w chwili Wniebowstapienia obloki poczely zasuwac sie pod stopy Zbawiciela i przeslaniac Go, i zakrywac przed oczyma apostolow, wszystkie glowy podniosly sie mimo woli ku niebu i nastala chwila jakby oczekiwania, jakby owi ludzie mieli nadzieje dojrzec Go jeszcze lub jakby sie spodziewali, ze zstapi znow z pol niebieskich, by zobaczyc, jak stary Apostol pasie powierzone mu owce, i poblogoslawic jego i stado. I dla tych ludzi nie bylo w tej chwili Rzymu, nie bylo szalonego cezara, nie bylo swiatyn, bogow, pogan, byl tylko Chrystus, ktory wypelnial ziemie, morze, niebo, swiat. W odleglych domach, porozrzucanych wzdluz Via Nomentana, koguty poczely piac oznajmujac polnoc. W tej chwili Chilo pociagnal Winicjusza za rog plaszcza i szepnal: - Panie, tam, niedaleko starca, widze Urbana, a przy nim jakas dziewice. Winicjusz otrzasnal sie jak ze snu i zwrociwszy sie w kierunku wskazywanym przez Greka, ujrzal Ligie. Kazda kropla krwi zadrgala w mlodym patrycjuszu na jej widok. Zapomnial o tlumach, o starcu, o wlasnym zdumieniu wobec tych niepojetych rzeczy, jakie slyszal, i widzial przed soba tylko ja jedna. Oto wreszcie po wszystkich wysilkach, po dlugich dniach niepokoju, szarpania sie, zmartwien odnalazl ja! Po raz pierwszy w zyciu doswiadczyl, ze radosc moze sie rzucic na piersi jak dziki zwierz i przygniesc je az do utraty oddechu. On, ktory dotad sadzil, ze Fortuna ma niejako obowiazek spelniac wszelkie jego zyczenia, teraz zaledwie wierzyl wlasnym oczom i wlasnemu szczesciu. Gdyby nie to niedowierzanie, jego zapalczywa natura mogla go byla popchnac do jakiego nierozwaznego kroku, ale chcial sie pierwej przekonac, czy to nie dalszy ciag tych cudow, ktorymi mial przepelniona glowe, i czy nie sni. Ale nie bylo watpliwosci: widzial Ligie i dzielila go od niej odleglosc zaledwie kilkunastu krokow. Stala w pelnym swietle, wiec mogl napawac sie jej widokiem, ile sam chcial. Kaptur zesunal sie jej z glowy i rozrzucil wlosy; usta miala nieco otwarte, oczy wzniesione ku Apostolowi, twarz zasluchana i zachwycona. W plaszczu z ciemnej welny, ubrana byla jak dziewczyna z ludu, Winicjusz jednak nigdy nie widzial jej piekniejsza i mimo calego zametu, jaki w nim powstal, uderzyla go w przeciwstawieniu do tego niewolniczego niemal ubioru szlachetnosc tej cudnej patrycjuszowskiej glowy. Milosc przeleciala po nim jak plomien, ogromna, pomieszana z jakims dziwnym uczuciem tesknoty, uwielbienia, czci i zadzy. Czul rozkosz, jaka sprawial mu sam jej widok, i napawal sie nia jakby ozywcza woda po dlugim pragnieniu. Stojac przy olbrzymim Ligu wydawala mu sie mniejsza, niz byla przedtem, niemal dzieckiem; spostrzegl takze, iz wyszczuplala. Plec jej byla prawie przezrocza; czynila na nim wrazenie kwiatu i duszy. Ale tym bardziej tylko pragnal posiasc te istote, tak odmienna od kobiet, ktore widzial lub posiadal na Wschodzie i w Rzymie. Czul, ze oddalby za nia tamte wszystkie, a z nimi Rzym i swiat w dodatku. Bylby sie zapatrzyl i zapamietal zupelnie, gdyby nie Chilo, ktory ciagnal go za rog plaszcza, w strachu, aby nie uczynil czegos, co moglo podac ich na niebezpieczenstwo. Chrzescijanie tymczasem zaczeli sie modlic i spiewac. Za chwile zagrzmialo: Maranatha! a potem Wielki Apostol poczal chrzcic woda z fontanny tych, ktorych prezbiterowie przedstawiali jako do przyjecia chrztu przygotowanych. Winicjuszowi zdawalo sie, ze ta noc nigdy sie nie skonczy. Chcial teraz isc jak najpredzej za Ligia i pochwycic ja w drodze lub w jej mieszkaniu. Wreszcie niektorzy poczeli opuszczac cmentarz. Chilo wowczas szepnal: - Wyjdzmy, panie, przed brame, albowiem nie zdjelismy kapturow i ludzie patrza na nas. Tak bylo rzeczywiscie. Gdy podczas slow Apostola wszyscy odrzucili kaptury, azeby lepiej slyszec, oni nie poszli za ogolnym przykladem. Rada Chilona wydala sie tez roztropna. Stojac przy bramie mogli uwazac na wszystkich wychodzacych. Ursusa zas nietrudno bylo rozpoznac po wzroscie i postawie. - Pojdziemy za nimi - rzekl Chilo - zobaczymy, do jakiego domu wchodza, jutro zas, a raczej dzis jeszcze, otoczysz, panie, wszystkie wejscia do domu niewolnikami i zabierzesz ja. - Nie! - rzekl Winicjusz. - Co chcesz uczynic, panie? - Wejdziemy za nia do domu i porwiemy ja natychmiast: wszak podjales sie tego, Krotonie? - Tak jest - rzekl lanista - i oddaje ci sie, panie, jako niewolnik, jesli nie zlamie krzyza temu bawolowi, ktory jej strzeze. Lecz Chilo poczal odradzac i zaklinac ich na wszystkich bogow, azeby tego nie czynili. Przecie Kroto mial byc wziety tylko dla obrony, na wypadek, gdyby ich poznano, nie dla porwania dziewicy. Biorac ja we dwoch tylko, sami naraza sie na smierc i co wiecej, moga ja wypuscic z rak, a wowczas ona skryje sie w innym miejscu lub opusci Rzym. I co uczynia? Dlaczego nie dzialac na pewno, po co narazac siebie na zgube i cale przedsiewziecie na los niepewny? Winicjusz, mimo ze z najwiekszym wysilkiem wstrzymywal sie, by zaraz na cmentarzu nie pochwycic Ligii w ramiona, czul jednak, ze Grek ma slusznosc, i bylby moze podal ucho jego radom, gdyby nie Kroto, ktoremu chodzilo o nagrode. - Kaz, panie, milczec temu staremu capowi - rzekl - albo pozwol mi spuscic piesc na jego glowe. Raz w Buxentum, dokad mnie na igrzyska sprowadzil Lucjusz Saturninus, napadlo na mnie w gospodzie siedmiu pijanych gladiatorow i zaden nie wyszedl z calymi zebrami. Nie mowie, zeby dziewice porywac teraz, sposrod tlumu, bo mogliby nam rzucic pod nogi kamienie, ale gdy raz bedzie w domu, porwe ci ja i zaniose, dokad chcesz. Winicjusz ucieszyl sie sluchajac tych slow i odrzekl: - Tak sie stanie, na Herkulesa! Jutro moglibysmy jej nie znalezc wypadkiem w domu, gdybysmy zas rzucili miedzy nich poploch, uprowadziliby ja niechybnie. - Ten Lig wydaje mi sie strasznie silny! - jeknal Chilo. - Nie tobie kaza trzymac mu rece - odpowiedzial Kroto. Musieli jednak czekac jeszcze dlugo i kury poczely piac na przedswit, nim ujrzeli wychodzacego z bramy Ursusa, a z nim Ligie. Towarzyszylo im kilka innych osob. Chilonowi wydalo sie, ze rozpoznaje miedzy nimi Wielkiego Apostola, obok niego szedl drugi starzec, znacznie nizszy wzrostem, dwie niemlode niewiasty i pachole, ktore swiecilo latarnia. Za ta garstka szedl tlum liczacy ze dwiescie osob. Winicjusz, Chilo i Kroto pomieszali sie z owym tlumem. - Tak, panie - rzekl Chilo - twoja dziewica znajduje sie pod mozna opieka. To on z nia jest, Wielki Apostol, bo patrz, jak ludzie klekaja przed nim na przodzie. Ludzie rzeczywiscie klekali, ale Winicjusz nie patrzyl na nich. Nie tracac ani na chwile z oczu Ligii myslal tylko o jej porwaniu i przywyklszy w wojnach do wszelkiego rodzaju podstepow, ukladal sobie w glowie z zolnierska scisloscia caly plan porwania. Czul, ze krok, na ktory sie wazyl, byl zuchwaly, ale wiedzial dobrze, ze zuchwale napady zwykle koncza sie powodzeniem. Droga byla jednak dluga, wiec chwilami myslal takze o przepasciach, jakie wykopala miedzy nim a Ligia ta dziwna nauka, ktora ona wyznawala. Rozumial teraz wszystko, co sie w przeszlosci stalo, i rozumial, dlaczego sie stalo. Byl na to dosc przenikliwym. Oto on dotad Ligii nie znal. Widzial w niej cudna nad wszystkie dziewczyne, do ktorej zapalily sie jego zmysly, teraz zas poznal, ze ta nauka czynila z niej jakas rozna od innych kobiet istote i ze nadzieja, aby ja takze pociagnely zmysly, zadza, bogactwo, rozkosz, jest czczym zludzeniem. Pojal nareszcie to, czego obaj z Petroniuszem nie rozumieli, ze owa nowa religia wszczepiala w dusze cos nie znanego temu swiatu, w ktorym zyl, i ze Ligia, gdyby go nawet kochala, nic ze swych chrzescijanskich prawd dla niego nie poswieci; ze jesli istnieje dla niej rozkosz, to calkiem odmienna od tej, za jaka ubiegal sie on i Petroniusz, i dwor cezara, i caly Rzym. Kazda inna z kobiet, ktore znal, mogla zostac jego kochanka, ta chrzescijanka mogla byc tylko ofiara. I myslac o tym doznawal piekacego bolu i gniewu, czul zas zarazem, ze ow gniew jest bezsilnym. Porwac Ligie wydawalo mu sie rzecza mozliwa i tego byl prawie pewien, ale rowniez pewien byl, ze wobec nauki on sam, jego mestwo, jego potega sa niczym i ze z nia sobie nie poradzi. Ow rzymski trybun wojskowy, przekonany, ze ta sila miecza i piesci, ktora zawladnela swiatem, zawsze nim wladac bedzie, po raz pierwszy w zyciu ujrzal, ze poza nia moze byc jeszcze cos innego, wiec ze zdumieniem zadawal sobie pytanie: co to jest? I nie umial sobie jasno odpowiedziec, przez glowe przelatywaly mu tylko obrazy cmentarza, zebranego tlumu i Ligii, zasluchanej cala dusza w slowa starca opowiadajacego o mece, smierci i zmartwychwstaniu Boga-czlowieka, ktory odkupil swiat i obiecal mu szczescie po drugiej stronie Styksu. Gdy zas o tym myslal, w glowie jego powstawal chaos. Lecz z owego zametu wyprowadzily go narzekania Chilona, ktory poczal biadac na swoje losy: byl przecie zgodzony do odszukania Ligii, ktora tez z niebezpieczenstwem zycia odszukal i wskazal ja. Ale czegoz od niego chca wiecej? Czy sie podejmowal ja porywac, i kto mogl nawet wymagac czegos podobnego od kaleki pozbawionego dwoch palcow, od czlowieka starego, oddanego rozmyslaniom, nauce i cnocie? Co sie stanie, jesli pan tak dostojny, jak Winicjusz, poniesie jakowy szwank przy porywaniu dziewicy? Zapewne, ze bogowie powinni czuwac nad wybranymi, ale czyz nie trafiaja sie nieraz takie rzeczy, jakby bogowie grywali w bierki, zamiast patrzec, co sie na swiecie dzieje. Fortuna, jak wiadomo, ma zawiazane oczy, wiec nie widzi nawet we dnie, a coz dopiero w nocy. Niechze sie cos stanie, niechze ten niedzwiedz ligijski rzuci na szlachetnego Winicjusza kamieniem od zaren, beczka wina albo co gorzej, wody, ktoz zareczy, czy na biednego Chilona zamiast nagrody nie spadnie odpowiedzialnosc? On, biedny medrzec, przywiazal sie tez do szlachetnego Winicjusza jak Arystoteles do Aleksandra Macedonskiego i gdyby przynajmniej szlachetny Winicjusz oddal mu te kieske, ktora w jego oczach zatknal za pas, wychodzac z domu, byloby za co, w razie nieszczescia, wezwac natychmiast pomocy lub przejednac samych chrzescijan. O! dlaczego nie chca sluchac rad starca, ktore dyktuje roztropnosc i doswiadczenie? Winicjusz uslyszawszy to wydobyl kieske zza pasa i rzucil ja miedzy palce Chilonowi. - Masz i milcz. Grek poczul, ze byla niezwykle ciezka, i nabral odwagi. - Cala moja nadzieja w tym - rzekl - ze Herkules lub Tezeusz trudniejszych jeszcze dokonywali czynow, czymze zas jest moj osobisty, najblizszy przyjaciel, Kroto, jesli nie Herkulesem? Ciebie zas, dostojny panie, nie nazwe polbogiem, albowiem jestes calym bogiem, i nadal nie zapomnisz o sludze ubogim a wiernym, ktorego potrzeby trzeba od czasu do czasu opatrywac, albowiem sam on, gdy raz zaglebi sie w ksiegi, nie dba o nic zupelnie... Jakies kilka staj ogrodu i domek, chocby z najmniejszym portykiem dla chlodu w lecie, byloby czyms godnym takiego dawcy. Tymczasem bede podziwial z dala wasze bohaterskie czyny, wzywal Jowisza, aby wam sprzyjal, w razie czego zas narobie takiego halasu, ze pol Rzymu rozbudzi sie i przyjdzie wam w pomoc. Co za zla i nierowna droga! Oliwa wypalila sie w latarce i gdyby Kroto, ktory rownie jest szlachetny, jak silny, chcial mnie wziac na rece i doniesc az do bramy, naprzod poznalby, czy latwo uniesie dziewice, po wtore postapilby jak Eneasz, a w koncu zjednalby sobie wszystkich uczciwych bogow w takim stopniu, ze o wynik przedsiewziecia bylbym zupelnie spokojny. - Wolalbym niesc padline owcy zdechlej na krosty przed miesiacem - odparl lanista - ale jesli oddasz mi te kiese, ktora ci rzucil dostojny trybun, to poniose cie az do bramy. - Obys wybil wielki palec u nogi! - odpowiedzial Grek. - Takzes to skorzystal z nauk tego czcigodnego starca, ktory przedstawial ubostwo i litosc jako dwie najprzedniejsze cnoty?... Czyz ci nie nakazal wyraznie milowac mnie? Widze, ze nigdy nie zrobie z ciebie nawet lada jakiego chrzescijanina i ze latwiej sloncu przeniknac przez mury Mamertynskiego wiezienia niz prawdzie przez twoja czaszke hipopotama. Kroto zas, ktory posiadal zwierzeca sile, ale natomiast nie posiadal zadnych ludzkich uczuc, rzekl: - Nie boj sie! Chrzescijaninem nie zostane! Nie chce tracic kawalka chleba! - Tak, ale gdybys mial choc poczatkowe wiadomosci z filozofii, wiedzialbys, ze zloto jest marnoscia! - Pojdz do mnie z filozofia, a ja ci dam tylko jedno uderzenie glowa w brzuch i zobaczymy, kto wygra. - To samo mogl powiedziec wol do Arystotelesa - odparl Chilo. Na swiecie szarzalo. Brzask powloczyl blada barwa zreby murow. Przydrozne drzewa, budynki i rozrzucone tu i owdzie pomniki grobowe poczely sie wychylac z cienia. Droga nie byla juz zupelnie pusta. Przekupnie jarzyn zdazali na otwarcie bram, prowadzac osly i muly obladowane warzywem; gdzieniegdzie skrzypialy wozy, na ktorych wieziono zwierzyne. Na drodze i po obu stronach lezala przy samej ziemi lekka mgla, zwiastujaca pogode. Ludzie, widziani z nieco wiekszej odleglosci, wygladali w tej mgle jak duchy. Winicjusz wpatrywal sie w wysmukla postac Ligii, ktora, w miare jak brzask sie powiekszal, czynila sie coraz bardziej srebrzysta. - Panie - rzekl Chilo - ublizylbym ci, gdybym przewidywal, ze twoja hojnosc skonczy sie kiedykolwiek, lecz teraz, gdys mi zaplacil, nie mozesz mnie posadzac, abym przemawial tylko dla mej korzysci. Otoz radze ci raz jeszcze, abys dowiedziawszy sie, w ktorym domu mieszka boska Ligia, wrocil do siebie po niewolnikow i lektyke i nie sluchal tej sloniowej traby, Krotona, ktory dlatego tylko podejmuje sie sam porwac dziewice, aby wycisnac twoja kapse jak worek twarogu. - Masz u mnie uderzenie piescia miedzy lopatki, to znaczy, ze zginiesz - odezwal sie Kroto. - Masz u mnie diote kefalonskiego wina, to znaczy, ze zdrow bede - odrzekl Grek. Winicjusz nie odpowiedzial nic, albowiem zblizyli sie do bramy, przy ktorej dziwny widok uderzyl ich oczy. Oto dwoch zolnierzy kleklo, gdy przechodzil Apostol, on zas trzymal przez chwile rece na ich zelaznych szyszakach, a potem uczynil nad nimi znak krzyza. Mlodemu patrycjuszowi nigdy nie przyszlo dotad na mysl, ze juz i miedzy zolnierzami moga byc chrzescijanie, i ze zdumieniem pomyslal, ze jak w palacym sie miescie pozar ogarnia coraz nowe domy, tak ta nauka z kazdym dniem obejmuje widocznie coraz nowe dusze i szerzy sie nad wszelkie ludzkie pojecie. Uderzylo go tez to i ze wzgledu na Ligie, przekonal sie bowiem, ze gdyby byla chciala uciec z miasta, znalezliby sie straznicy, ktorzy sami ulatwiliby jej potajemnie wyjscie. Blogoslawil tez w tej chwili wszystkim bogom, ze sie tak nie stalo. Przebywszy niezabudowane miejsca, znajdujace sie za murem, gromadki chrzescijan poczely sie rozpraszac. Trzeba bylo teraz isc za Ligia dalej i ostrozniej, by nie zwrocic na sie uwagi. Chilo poczal tez narzekac na rany i strzykanie w nogach i pozostawal coraz bardziej w tyle, czemu Winicjusz nie sprzeciwial sie, sadzac, ze obecnie tchorzliwy a niedolezny Grek nie bedzie mu juz potrzebny. Bylby mu nawet pozwolil ruszyc, gdzie by chcial, jednakze zacnego medrca wstrzymywala przezornosc, ale parla widocznie ciekawosc, szedl bowiem ciagle za nimi, a nawet chwilami przyblizal sie, powtarzajac swoje poprzednie rady oraz czyniac przypuszczenia, ze starzec towarzyszacy Apostolowi, gdyby nie wzrost nieco za niski, moglby byc Glaukiem. Szli jednak jeszcze dlugo, az na Zatybrze, i slonce bylo juz bliskie wschodu, gdy gromadka, w ktorej byla Ligia, rozdzielila sie. Apostol, stara kobieta i pachole udali sie wzdluz i w gore rzeki, starzec zas nizszego wzrostu, Ursus i Ligia wsuneli sie w waski vicus i uszedlszy jeszcze ze sto krokow, weszli do sieni domu, w ktorym byly dwa sklepy: jeden oliwny, drugi ptasznika. Chilo, ktory szedl o jakie piecdziesiat krokow za Winicjuszem i Krotonem, stanal zaraz jak wryty i przycisnawszy sie do muru poczal na nich psykac, aby do niego wrocili. Oni zas uczynili to, bo nalezalo sie naradzic. - Idz - rzekl mu Winicjusz - i obacz, czy ten dom nie wychodzi druga strona na inna ulice. Chilon, mimo iz poprzednio narzekal na rany w nogach, skoczyl tak zywo, jakby przy kostkach mial skrzydelka Merkurego, i za chwile powrocil. - Nie - rzekl - wyjscie jest jedno. Po czym zlozyl rece: - Na Jowisza, Apollina, Weste, Kibele, Izys i Ozyrysa, na Mitre, Baala i wszystkie bogi ze Wschodu i Zachodu, zaklinam cie, panie, zaniechaj tego zamiaru... Posluchaj mnie... Lecz nagle urwal, gdyz spostrzegl, ze twarz Winicjusza pobladla ze wzruszenia, oczy zas jego skrzyly sie jak zrenice wilka. Dosc bylo na niego spojrzec, by zrozumiec, iz nic w swiecie nie powstrzyma go od przedsiewziecia. Kroto poczal nabierac oddechu w swa herkulesowa piers i kiwac swa nierozwinieta czaszka w obie strony, jak czynia niedzwiedzie zamkniete w klatce. Zreszta nie znac bylo na jego twarzy najmniejszego niepokoju. - Ja wejde pierwszy! - rzekl. - Pojdziesz za mna - rzekl rozkazujacym glosem Winicjusz. I po chwili znikneli obaj w ciemnej sieni. Chilo skoczyl do rogu najblizszej uliczki i jal wyzierac zza wegla czekajac, co sie stanie. Winicjusz dopiero w sieni zrozumial cala trudnosc przedsiewziecia. Dom byl duzy, kilkopietrowy, jeden z takich, jakich tysiace budowano w Rzymie w widokach zysku z najmu mieszkan, zwykle zas budowano tak pospiesznie i licho, ze nie bylo niemal roku, aby kilka z nich nie zapadlo sie na glowy mieszkancow. Byly to prawdziwe ule, zbyt wysokie i zbyt waskie, pelne komorek i zakamarkow, w ktorych gniezdzila sie ludnosc uboga, a zarazem nader liczna. W miescie, w ktorym wiele ulic nie mialo nazw, domy owe nie mialy numerow; wlasciciele powierzali pobor komornego niewolnikom, ci jednak, nie obowiazani przez wladze miejska do podawania imion mieszkancow, czestokroc nie znali ich sami. Dopytac sie o kogos w takim domu bywalo nieraz niezmiernie trudno, zwlaszcza gdy przy bramie nie bylo odzwiernego. Winicjusz z Krotonem przez dluga, podobna do korytarza sien dostali sie na waskie, zabudowane z czterech stron podworko, stanowiace rodzaj wspolnego dla calego domu atrium, z fontanna w srodku, ktorej strumien spadal w kamienna mise, wmurowana w ziemie. Przy wszystkich scianach biegly w gore zewnetrzne schody, czescia kamienne, czescia drewniane, prowadzace do galerii, z ktorych wchodzilo sie do mieszkan. Na dole byly rowniez mieszkania, niektore zaopatrzone w drewniane drzwi, inne oddzielone od podworza tylko za pomoca welnianych, po wiekszej czesci wystrzepionych i podartych lub polatanych zaslon. Godzina byla wczesna i na podworku zywej duszy. Widocznie w calym domu spali jeszcze wszyscy, z wyjatkiem tych, ktorzy wrocili z Ostrianum. - Co uczynimy, panie? - spytal Kroton zatrzymujac sie. - Czekajmy tu; moze sie ktos zjawi - odrzekl Winicjusz. - Nie trzeba, by nas widziano na podworzu. Lecz zarazem myslal, ze rada Chilona byla praktyczna. Gdyby sie mialo kilkudziesieciu niewolnikow, mozna bylo obsadzic brame, ktora zdawala sie byc jedynym wyjsciem, i przetrzasnac wszystkie mieszkania, tak zas nalezalo od razu trafic do mieszkania Ligii, inaczej bowiem chrzescijanie, ktorych zapewne w tym domu nie braklo, mogli ja ostrzec, ze jej szukaja. Z tego wzgledu bylo niebezpiecznym i rozpytywanie sie obcych osob. Winicjusz przez chwile namyslal sie, czy nie wrocic sie po niewolnikow, gdy wtem spod jednej z zaslon zamykajacych dalsze mieszkania wyszedl czlowiek z sitem w reku i zblizyl sie do fontanny. Mlody czlowiek na pierwszy rzut oka poznal Ursusa. - To Lig! - szepnal Winicjusz. - Czy mam zaraz polamac mu kosci? - Czekaj. Ursus nie dostrzegl ich, albowiem stali w mroku sieni, i poczal spokojnie oplukiwac w wodzie jarzyny napelniajace sito. Widocznym bylo, ze po calej nocy spedzonej na cmentarzu zamierzal przygotowac z nich sniadanie. Po chwili, ukonczywszy swa czynnosc, wzial mokre sito i zniknal z nim razem za zaslona. Kroton i Winicjusz ruszyli za nim, sadzac, ze wpadna wprost do mieszkania Ligii. Wiec zdziwienie ich bylo niepomierne, gdy spostrzegli, ze zaslona oddzielala od podworza nie mieszkanie, ale drugi ciemny korytarz, na koncu ktorego widac bylo ogrodek, zlozony z kilku cyprysow, kilku mirtowych krzakow, i maly domek, przylepiony do slepej tylnej sciany innej kamienicy. Obaj zrozumieli natychmiast, ze jest to dla nich okolicznosc pomyslna. Na podworzu moglo powstac zbiegowisko wszystkich mieszkancow, ustronnosc zas domku ulatwiala przedsiewziecie. Predko uwina sie z obroncami, a raczej z Ursusem, po czym z porwana Ligia rownie predko dostana sie na ulice, a tam juz dadza sobie rady. Prawdopodobnie nikt ich nie zaczepi, gdyby ich zaczepiono, powiedza, ze chodzi o zbiegla zakladniczke cezara, w ostatnim zas razie Winicjusz da sie poznac wigilom i wezwie ich pomocy. Ursus wchodzil juz prawie do domku, gdy szelest krokow zwrocil jego uwage, wiec przystanal, a ujrzawszy dwoch ludzi zlozyl sito na balustradzie i zawrocil ku nim. - A czego tu szukacie? - spytal. - Ciebie! - odparl Winicjusz. Po czym zwrociwszy sie do Krotona zawolal predkim, cichym glosem: - Zabij! Kroto rzucil sie jak tygrys i w jednej chwili, zanim Lig zdolal sie opamietac lub rozpoznac nieprzyjaciol, chwycil go w swoje stalowe ramiona. Lecz Winicjusz zbyt byl pewien jego nadludzkiej sily, by czekac na koniec walki, wiec pominawszy ich skoczyl ku drzwiom domku, pchnal je i znalazl sie w ciemnej nieco izbie, rozswieconej jednak przez ogien palacy sie na kominie. Blask tego plomienia padal wprost na twarz Ligii. Druga osoba siedzaca przy ognisku byl ow starzec, ktory towarzyszyl dziewczynie i Ursusowi w drodze z Ostrianum. Winicjusz wpadl tak nagle, ze zanim Ligia mogla go rozpoznac, chwycil ja wpol i unioslszy w gore, rzucil sie znow ku drzwiom. Starzec zdolal mu je wprawdzie zastapic, lecz on, przycisnawszy dziewczyne jednym ramieniem do piersi, odtracil go druga, wolna reka. Kaptur spadl mu z glowy i wowczas na widok tej znajomej sobie, a straszliwej w tej chwili twarzy krew sciela sie w Ligii z przerazenia, a glos zamarl jej w gardle. Chciala wolac o pomoc i nie mogla. Rowniez na prozno chciala uchwycic za rame drzwi, by dac opor. Palce jej zesunely sie po kamieniu i bylaby stracila przytomnosc, gdyby nie okropny obraz, ktory uderzyl jej oczy, gdy Winicjusz wypadl z nia do ogrodu. Oto Ursus trzymal w ramionach jakiegos czlowieka, calkiem przegietego w tyl, z przechylona glowa i ustami we krwi. Ujrzawszy ich, raz jeszcze uderzyl piescia w te glowe i w jednym mgnieniu oka skoczyl, jak rozjuszony zwierz, ku Winicjuszowi. "Smierc!" - pomyslal mlody patrycjusz. A potem uslyszal, jakby przez sen, okrzyk Ligii: "Nie zabijaj!" - nastepnie uczul, ze cos, jakby piorun, rozwiazalo jego rece, ktorymi ja obejmowal, wreszcie ziemia zakrecila sie z nim i swiatlo dnia zgaslo w jego oczach. Chilo jednakze, ukryty za weglem naroznika, czekal, co sie stanie, albowiem ciekawosc walczyla w nim ze strachem. Myslal rowniez, ze jesli im sie uda porwac Ligie, to dobrze bedzie byc przy Winicjuszu. Urbana nie obawial sie juz, byl bowiem takze pewny, ze Kroto go zabije. Natomiast liczyl, ze w razie gdyby na pustych dotad ulicach zaczelo sie tworzyc zbiegowisko, gdyby chrzescijanie lub jacykolwiek ludzie chcieli stawic opor Winicjuszowi, tedy on przemowi do nich jako przedstawiciel wladzy, jako wykonawca woli cezara, a w ostatnim razie wezwie wigilow na pomoc mlodemu patrycjuszowi przeciw ulicznej holocie i tym zaskarbi sobie nowe laski. W duszy sadzil zawsze, ze postepek Winicjusza jest nieroztropny, baczac jednak na straszliwa sile Krotona, przypuszczal, ze moze sie udac. "Gdyby bylo z nimi zle, sam trybun bedzie niosl dziewczyne, a Kroto utoruje mu droge". Czas jednakze dluzyl mu sie, niepokoila go cisza sieni, na ktora z daleka spogladal. "Jesli nie trafia do jej kryjowki, a naczynia halasu, to ja splosza". I mysl o tym nie byla mu zreszta przykra, rozumial bowiem, ze w takim razie bedzie znow potrzebny Winicjuszowi i znow potrafi z niego wycisnac pokazna ilosc sestercji. - Cokolwiek uczynia - mowil sobie - dla mnie uczynia, choc zaden sie tego nie domysla... Bogowie, bogowie, pozwolcie mi tylko... I nagle urwal, zdawalo mu sie bowiem, ze cos wychylilo sie z sieni, wiec przycisnawszy sie do muru, poczal patrzec, tamujac dech w piersiach. I nie mylil sie, z sieni bowiem wysunela sie do wpol jakas glowa i poczela sie rozgladac dookola. Po chwili jednak znikla. "To Winicjusz albo Kroto - pomyslal Chilo - ale jesli porwali dziewke, dlaczego ona nie krzyczy i po co wygladaja na ulice? Ludzi i tak musza napotkac, bo nim dojda do Karynow, ruch sie zrobi na miescie. Co to? Na wszystkich bogow niesmiertelnych!..." I nagle resztki wlosow zjezyly mu sie na glowie. We drzwiach pokazal sie Ursus z przewieszonym przez ramie cialem Krotona i rozejrzawszy sie raz jeszcze, poczal z nim biec pusta ulica ku rzece. Chilo uczynil sie przy murze tak plaski jak kawal tynku. "Zginalem, jesli mnie dojrzy!" - pomyslal. Lecz Ursus przebiegl szybko kolo naroznika i zniknal za nastepnym domem. Chilo zas, nie czekajac dluzej, poczal biec w glab poprzecznej uliczki, dzwoniac zebami z przerazenia i z chyzoscia, ktora by nawet w mlodziencu mogla dziwic. "Jesli wracajac dojrzy mnie z daleka, to dogna i zabije - mowil sobie. - Ratuj mnie, Zeusie, ratuj, Apollinie, ratuj, Hermesie, ratuj, Boze chrzescijan! Opuszcze Rzym, wroce do Mezembrii, ale ocalcie mnie z rak tego demona". I ten Lig, ktory zabil Krotona, wydawal mu sie w tej chwili rzeczywiscie jakas nadludzka istota. Biegnac myslal, ze to moze byc jaki bog, ktory wzial na siebie postac barbarzyncy. W tej chwili wierzyl we wszystkich bogow swiata i we wszystkie mity, z ktorych drwil zwyklego czasu. Przelatywalo mu takze przez glowe, ze Krotona mogl zabic Bog chrzescijan, i wlosy zjezaly mu sie znow na glowie na mysl, ze zadarl z taka potega. Dopiero przebieglszy kilka zaulkow i spostrzeglszy jakichs robotnikow idacych z dala naprzeciw, uspokoil sie nieco. W piersiach braklo mu juz tchu, siadl wiec na progu domu i poczal rogiem plaszcza obcierac pokryte potem czolo. "Stary jestem i potrzebuje spokoju" - rzekl. Ludzie, idacy naprzeciw, skrecili na jakas boczna uliczke i znow ogarnela go pustka. Miasto spalo jeszcze. Rankami ruch czynil sie wczesniej wlasnie w zamozniejszych dzielnicach, gdzie niewolnicy bogatych domow zmuszeni byli wstawac do dnia, w tych zas, ktore zamieszkiwala ludnosc wolna, zywiona kosztem panstwa, zatem prozniacza, budzono sie, zwlaszcza w zimie, dosc pozno. Chilo, przesiedziawszy czas jakis na progu, uczul dojmujacy chlod, wiec powstal i przekonawszy sie, ze nie zgubil kieski, ktora dostal od Winicjusza, wolniejszym juz krokiem skierowal sie ku rzece. - Moze obacze gdzie cialo Krotona - mowil sobie. - Bogowie! Ten Lig, jesli jest czlowiekiem, moglby w ciagu jednego roku zarobic miliony sestercji, albowiem jesli Krotona udusil jak szczenie, to ktoz mu sie oprze? Za kazde wystapienie na arenie dano by mu zlota tyle, ile sam wazy. Lepiej on strzeze tej dziewki niz Cerber piekla. Ale niech go tez to pieklo pochlonie! Nie chce miec z nim do czynienia. Zanadto jest koscisty. Co tu jednak poczac? Stala sie rzecz straszna. Jesli on takiemu Krotonowi polamal kosci, to pewno i dusza Winicjusza kwili tam nad tym przekletym domem, czekajac pogrzebu. Na Kastora! To przecie patrycjusz, przyjaciel cezara, krewny Petroniusza, pan znany w calym Rzymie i trybun wojskowy. Smierc jego nie ujdzie im na sucho... Gdybym tez na przyklad udal sie do obozu pretorianow albo do wigilow?... Tu zamilkl i poczal sie namyslac, lecz po chwili rzekl: - Biada mi! Ktoz wprowadzil go do tego domu, jesli nie ja?... Jego wyzwolency i niewolnicy wiedza, zem do niego przychodzil, a niektorzy wiedza, w jakim celu. Co bedzie, gdy posadza mnie, zem umyslnie wskazal mu dom, w ktorym spotkala go smierc? Chocby pokazalo sie potem w sadzie, zem jej nie chcial, i tak powiedza, zem ja jej przyczyna... A to przecie patrycjusz, wiec w zadnym razie nie ujdzie mi to bezkarnie. Ale gdybym milczkiem opuscil Rzym i przeniosl sie gdzies daleko, to podalbym sie w tym wieksze podejrzenie. I tak, i tak bylo zle. Chodzilo tylko o to, by wybrac zle mniejsze. Rzym byl ogromnym miastem, a jednak Chilon uczul, ze moze mu byc w nim za ciasno. Bo kazdy inny moglby pojsc wprost do prefekta wigilow, opowiedziec, co sie stalo, i chocby padlo na niego jakowes podejrzenie, czekac spokojnie na sledztwo.
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment
Advertisement