Advertisement
Not a member of Pastebin yet?
Sign Up,
it unlocks many cool features!
- Autorskie.
- Kojarzycie stare powiedzenie „Muzyka łagodzi obyczaje”? Pewnie myślicie, że najbardziej pasuje do tego muzyka poważna – Bach, Beethoven, Mozart i inni dawno już martwi kompozytorzy. Chuja prawda.
- Chwilowo mieszkam w parszywej okolicy (miasto meneli), więc nic dziwnego, że moi sąsiedzi ostatnio mieli styczność z Chopinem na pogrzebie dziadka, nie odróżniali Mendelsohna od Mendelejewa i byli przekonani, że Beethoven to miasto w Holandii. Jednak parę miesięcy temu zdarzyło się coś pozornie nieistotnego – pod naszą kamienicą dachował dostawczak, rozrzucając ładunek płyt z muzyką poważną. Oczywiście wszystkie zniknęły w ciągu kilkunastu minut, co było zaledwie uwerturą do opery spierdolenia. Gdybym tylko wiedział, czym to się skończy, natychmiast zacząłbym szukać nowego mieszkania.
- Już tego wieczoru dało się słyszeć pierwsze takty Haydna. Następnego dnia byłem świadkiem wyjątkowej sceny – przy Kustoszu i Viceroyach toczyła się nieśmiała dyskusja o fugach Jana Seby Bęca, który (być może ze względu na imię) został uznany za dobrą mordę. Wieczorem polała się pierwsza krew. Mati dostał w mordę za puszczenie „Wesołej wdówki” Lehara w rocznicę śmierci męża starej Czubakowej.
- Kilka dni później obudziła mnie symfonia Mozarta – Karyna spod trójki naczytała się o korzyściach słuchania muzyki klasycznej w czasie ciąży i postanowiła zastąpić Brajanowi ojca klasykiem wiedeńskim. Kiedy wracałem z pracy, dwóch dresów zatrzymało mnie pytaniem, czy jestem za Lisztem, czy Bartokiem. Na szczęście udało mi się trafić w upodobania kochających „Liebestraum” dresów i uniknąć wpierdolu. Tak przy okazji – mieliście kiedyś problemy z zasypianiem? Pan Marian, głowa lokalnego odpowiednika rodziny Soprano (ze zdecydowanie mniejszą ilością pieniędzy i większą liczbą wizyt z opieki społecznej), śpiewający o północy pod prysznicem arię Figara z „Cyrulika sewilskiego” zdecydowanie na nie, kurwa, nie pomaga.
- Następne miesiące przypominały historię Rosji w pięciu słowach – „A potem było jeszcze gorzej”. Ktoś skroił komornika nożem w rytm „Tańca z szablami” Chaczaturiana? Drobiazg. Rysiek przywitał Nowy Rok uwerturą do „Roku 1812”, napierdalając fajerwerkami w rytm dział? Nic to. Seba zastał na drzwiach napis „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę” za słuchanie Szostakowicza? Pryszcz. Zdarzały się gorsze rzeczy - pan Marian zszedł zadźgany przez wnuczka przy akompaniamencie „Wejścia bogów do Walhalli”. Kamieniczni kibice Widzewa co tydzień maszerowali na mecz, nucąc marsz Radeckiego, a wracali z różnorodnym repertuarem – albo „Oda do radości”, albo „Requiem” Verdiego. Wszystko jednak zmierzało do nieuchronnego ostatecznego rozwiązania kwestii muzycznej.
- Wszyscy z kamienicy całym sercem kochali „Jezioro łabędzie”, kiedy dwie przecznice dalej znajdowało się gniazdo wielbicieli „Dziadka do orzechów”. To nie mogło skończyć się dobrze. Pewnej nocy obudziły mnie odgłosy totalnego rozpierdolu, a kiedy wyjrzałem przez okno, zobaczyłem wspaniałe pole bitwy. Mati rozwalał głowę agresora o ścianę pokrytą graffiti „Dvořâk pije wodę po pierogach”, Seba kopał fana łabędzi w żebra, śpiewając „Wielka sława to żart”, a pośrodku całego tego pandemonium stała dość mocno wkurwiona, jak chuj bodzący dupę, Grażyna Zenona miotająca butelki po piwie w rytm „W grocie króla gór” Griega. Pojebane.
- Niestety, bagiety szybko zakończyły apokalipsę i zarekwirowały płyty. Do łask powróciły disco polo, Taco Hemingway oraz utwory o jebaniu policji, ale i tak zawsze będę pamiętać Adama, który założył się, że po wyzerowaniu pół litra zagra walc minutowy Chopina w 30 sekund. I wygrał, jebany!
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment
Advertisement