Advertisement
Guest User

Untitled

a guest
May 28th, 2017
60
0
Never
Not a member of Pastebin yet? Sign Up, it unlocks many cool features!
text 9.45 KB | None | 0 0
  1. W Alzacji
  2. Rozpoznają ich po kogucie
  3.  
  4. Gdy tylko przybyliśmy do Strasburga, gorączkowo zacząłem zastanawiać się, co w przebogatej tradycji tego regionu może zainteresować czytelników z powiatu oławskiego. Gdy oglądaliśmy w strasburskiej katedrze przepiękny zegar astronomiczny, pomysł zaświtał mi w głowie po raz pierwszy.
  5.  
  6. Zegar powstał ok. 1570 roku, a koncepcję całości pracowało dwóch zdolnych matematyków, z których jeden był wrocławianinem. Zegar trzeba było nakręcać co 8 dni, a wtedy od godz. 6.00 do 18.00 dzieją się z nim prawdziwe cuda, których natężenie można oglądać codziennie o 12.30 (niestety - tylko po wykupieniu biletu ). Mechanizm zegara co 15 minut porusza liczne ruchome figury, dzwonki i ozdoby, ale moją uwagę przykuł wielki kogut, stojący dumnie na zwieńczeniu zegara, po lewej stronie. Kogut ten co jakiś czas pieje na pamiątkę tego, że św. Piotr trzy razy wyparł się Jezusa.
  7.  
  8. Po raz drugi zetknąłem się z kogutem w zupełnie innej sytuacji, podczas stawiania pierwszych kroków na słynnych francuskich szlakach kulinarnych. Jest ich zresztą tak wiele, że kilka miesięcy byłoby za mało, aby praktycznie (czyli przy odpowiednich stołach) przebyć "Route des Vins d'Alsace" (Alzacką Drogę Win), "Route Gourmande de la Vallee Sauer" (Szlak Łakomczuchów Doliny Sauer), "Route de la Choucroute" (Drogę Kapusty), "Route du Fromage (Drogę Sera) i wiele pozostałych znanych alzackich szlaków dla smakoszy.
  9.  
  10. Gdy w Saverne, w najlepszej miejscowej restauracji "Taverne Katz", raczyliśmy się pierwszym dla nas obiadem na gościnnej francuskiej ziemi i na stół raz po raz wjeżdżały, powożone ręką wytrawnego kelnera. Kolejne tradycyjne potrawy, jedna z nich wyjątkowo przyjemnie podrażniła nasze podniebienia. Spytałem szefa kuchni, cóż to za rajski sposób przyrządzania kury. Odpowiedział mi, że to nie kura, tylko "coq au Riesling", czyli kogut na winie - na dodatek w kwiatach, bo dodawanie do potraw jadalnych kwiatów to ostatni krzyk kulinarnej mody. Po przełknięciu ostatniego fioletowego bratka nie miałem już wątpliwości, że oto jestem na tropie koguta. Zresztą gdzie jak gdzie, ale we Francji tropienie koguta wydało mi się całkiem naturalne, choć byłem w Alzacji, skąd raczej dosyć daleko do rejonów gęściej "zamieszkałych" przez galijskie koguty. Okazało się jednak, że nawet w tych okolicach można natrafić na spore i bardzo oryginalne "stada" tych samców z rodziny kurowatych.
  11.  
  12. Gdy zatrzymaliśmy się przy jednym z gospodarstw w Soufflenheim, około 50 km od Strasburga, pierwszy widok, jaki rzucił mi się w oczy, to pięknie pomalowane zielone okiennice z motywem koguta. Kiedy wkroczyliśmy na posesję, przy drzwiach przywitał nas kolejny kogut, który tym razem usadowił się na kolorowym kaflu. Z parapetu wyciągnął do nas szyję następny gliniany kogut, a gdy rozejrzałem się dookoła dokładniej, z łatwością dostrzegłem dalsze kogucie motywy.
  13. Firma Ignacego Friedmanna, jako jedna z piętnastu podobnych w tej miejscowości, zajmuje się wyrabianiem z glinki ozdobnych ręcznie malowanych naczyń i innych przedmiotów sztuki użytkowej. Historia tego zakładu wydała się na tyle ciekawa, że właśnie ja postanowiłem zaproponować Ziemi Oławskiej ku rozwadze - jako pomysł na odrodzenie własnej, lokalnej tradycji.
  14.  
  15. Przed wejściem do atelier, na glinianym serduszku - drzewo genealogiczne, przedstawiające historię rodziny od 1765 roku, kiedy to Michael Friedmann rozpoczął produkcję wyrobów z gliny. Właśnie z tego okresu pochodzą najbardziej rozpowszechnione motywy zdobnicze. Przy okazji dowiaduję się, że tradycja ma tutaj zupełnie inną głębię niż u nas. - Biało-żółty kwiat margeritki to tradycyjny motyw - mówi Nicole, żona szefa. - Gęś jest jednak dość nowa. Ten motyw pojawił się tutaj raptem... 200 lat temu.
  16.  
  17. Od tego też czasu znakiem firmowym zakładu garncarskiego jest kogut, pojawiający się często na wielu dzbankach, misach i talerzach. - To jest kogut francuski, bo my jesteśmy Francuzami - z dumą podkreśla szef, wyprzedzając nasze pytania o niemieckie wpływy w Alzacji. - Klienci rozpoznają wyroby po symbolu koguta, który był naszym znakiem od zawsze.
  18.  
  19. Producenci tradycyjnych naczyń z Soufflenheim wydobywają glinkę wspólnie, bo tak jest taniej. Potem trzeba ją oczyścić, ponieważ ma sporo zabrudzeń. Trafia do piwnicy pod atelier, ale dopiero po tzw. wyrobieniu nadaje się do dalszej obróbki. Przy stole garncarskim, tradycyjna metodą, z kawałeczka glinki kształtuje się wzorki przeróżnych dzbanków i garnków. Kiedyś oczywiście koło poruszane było nogami, teraz ich pracę zastępuje silnik. Przy ręcznym formowaniu gliny cały czas trzeba polewać je wodą, by nie straciła plastyczności.
  20. - Każdego dnia zmieniam formę, aby nie popaść w rutynę - mówi siostrzeniec szefa, siedzący przy kole. - Najpopularniejsze są tradycyjne garnuszki, od wieków używane do wody i mleka oraz garnek do "baeckoeoffe", rodzaju zapiekanki, lokalnej specjalności kulinarnej.
  21.  
  22. Miejsca przy innych stanowiskach w atelier zajmują także członkowie rodziny.
  23. - Jestem przedstawicielem szóstej generacji pracującej to od 1802 roku - mówi Ignacy Friedmann. - Zajmuję się wyrabianiem z gliny od 14. roku życia. Zresztą gdy tylko nauczyłem się chodzić, dokładnie obserwowałem wszystko, co działo się w pracowni ojca i dziadka.
  24. Obok atelier, za ścianą funkcjonuje sklep, gdzie turyści mogą kupić gotowe wyroby. Kiedyś tam było mieszkanie, w którym na świat przyszedł obecny szef firmy.
  25.  
  26. - Nikt mnie nie pytał, gdzie chcę pracować - mówi Ignacy Friedmann. - Od początku wiedziałem, że swoja prace będę miał właśnie tu.
  27. Dziś w zakładzie pracują także jego wszystkie trzy córki, szwagier, żona i siostra. To prawdziwie rodzinna firma, w której liczy się przede wszystkim tradycja. Zwłaszcza, że zapotrzebowanie na tradycyjne wyroby z miejscowej glinki nie maleje. Zresztą słowo "tradycja" odmieniane jest tutaj na wszystkie sposoby.
  28. -Staramy się ją podtrzymać nie tylko dlatego, że to się dobrze sprzedaje - tłumaczy Ignacy Friedmann. - Sięganie do tradycji, a właściwie korzystanie z niej na co dzień, sprawia nam właściwą przyjemność.
  29.  
  30. Na piętrze - pomieszczenie zawalone glinianymi formami, do których pracownicy wkładają, a właściwie wciskają glinkę. Po 24 godzinach glinka kurczy się i uformowany wyrób łatwo wychodzi z formy. Teraz można dokleić jakieś uszka bądź jakieś ozdoby i zabrać się za malowanie wzorów. To czynność dal kobiet. Malują gęsim piórkiem, połączonym ze zbiorniczkiem na farbę. U Friedmanna wykorzystuje się około dziesięciu kolorów - wszystkie przygotowane drogą naturalną. Dodanie kobaltu daje kolor niebieski, tlenku magnezu- ciemny brąz. Naturalny kolor miejscowej glinki daje po wypaleniu w temperaturze około 1000 stopni kolor żółty - właśnie po takim kolorze na spodzie naczyń łatwo rozpoznać lokalne wyroby. Wszystkie zawsze sygnowane rodowym nazwiskiem "Friedmann" - o tradycja i zobowiązanie, dzięki któremu każdy dba o jakość produkcji.
  31.  
  32. Od czasu do czasu firma produkuje wyroby specjalne, na zamówienie. Dotyczy to np. tradycyjnej wazy do tzw. zupy ślubnej. To rodzaj prezentu ślubnego, który zwyczajowo powinien być ozdobiony inicjałami młodej pary oraz datą ślubu. Innym tradycyjnym prezentem ślubnym jest nocnik z wymalowanym na dnie okiem. Wokół niego napis, np. "Mam oko na wszystko", bądź gwarą spisane przysłowie, które można by przetłumaczyć tak: "Jeśli język i żołądek dobrze pracują, to wiaterek dobrze nam odchodzi".
  33.  
  34. Po wypaleniu i wstępnym ostygnięciu, gotowe wyroby trafiają do firmowego sklepu. Charakterystyczne trzaski, jakie co chwilę można tam usłyszeć, to znak, że proces stygnięcia cały czas następuje i glinka jeszcze przez jakiś czas będzie pracowała.
  35.  
  36. Soufflenheim nie ma wielkiego pomysłu, nie specjalizuje się w produkcji rolniczej. Ta mała miejscowość żyje i słynie głównie właśnie z takich firm, jak atelier Ignacego Friedmanna. Przy produkcji charakterystycznych wyrobów z glinki zatrudnienie znalazło wiele osób. Wielu także przy obsłudze turystów, którzy nie omijają słynnego Soufflenheim. A jeśli nawet nigdy tu nie zawitają, wyroby same dotrą do nich. Można je bowiem kupić w wielu alzackich galeriach i sklepach, także w centrum Strasburga.
  37.  
  38. Opuszczając zagrodę Friedmanna, tak mocno zakorzenioną w lokalnej tradycji, zastanawiam się, kiedy Oława doczeka się ludzi, którzy zaczną tworzyć jej klimat na tyle skutecznie, że zaczniemy być rozpoznawalni przynajmniej na mapie Dolnego Śląska. Dobry początek dała parę lat temu "Galeria pod Kokotem", prowadzona przez Gabę i Leszka Pliniewiczów, którzy - choć nieoławianie - szybko potrafili wczuć się w miejscową specyfikę. Niestety, grunt, na jaki trafili w stolicy naszego powiatu, nie mógł dać plonu z ich ziarna.
  39.  
  40. Coraz częściej jednak widać, ze powoli rozwija się lokalna tradycja związana z naszym herbowym kokotem. Niedawno swoje podwoje otworzyła restauracja "Pod Trzecim kurem", bezpośrednio nawiązująca do koguciej przeszłości grodu. PSS "Społem" wprowadza na rynek swoje makarony sygnowane znakiem koguta, który 19 czerwca będzie obchodził miejskie święto.
  41.  
  42. To jeszcze mało, ale ktoś musi zrobić pierwsze kroki, aby kolejne pokolenia oławian mogły mówić, że ten czy inny wzór jest całkiem nowy, bo ma raptem... 200 lat.
  43. Jerzy Kamiński
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment
Advertisement