Advertisement
Not a member of Pastebin yet?
Sign Up,
it unlocks many cool features!
- :<Wyladowal na plycie bardzo lekko, zwinnie - wygasil silniki plecaka i upewnil sie, ze oba pistolety zwisaja przy jego pasie>
- Redge Leecken:Otwieraj drzwi albo Cie rozpierdole!
- Redge Leecken:A nie, to my jestesmy w srodku, pomieszaly mi sie role komando!
- :Ja mam otworzyc? <Rzucil skonsternowany, przystepujac do sciagania helmu>
- Redge Leecken:Taa. Otwieraj albo wywazymy drzwi.
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:O kurwa...
- :<Mocuje sie z zaciskami przez kilkanascie sekund - nim ostatecznie odbezpiecza helm>
- Padawan|Fenderus:<nie powstrzymal ciezkiego rechotu. Obrócil sie i trzyma sie za usta. Walczy z ciezkim rechotem i smiechem totalnego rozpieprzenia. Jest zupelnie rozwalony.>
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:To jednak podpory nie pomoga. <Zmierzyl wzrokiem przybysza.>
- :Witam serdecznie. <Skinal luzno glowa, nim powiódl wzrokiem po calej trójce - bardzo szybko, choc bez krzty nerwowosci>
- Redge Leecken:Bry. Giro, do Ciebie.
- Redge Leecken:Rodzina.
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:Eee...
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:Niee...
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:Chyba...
- Padawan|Fenderus:Czy my sie juz... Nie spotkalismy? <po kilkunastu sekundach sie opanowal i pyta spokojnie, podejrzliwie>
- :<Usmiechnal sie slabo, z delikatnym politowaniem - lustrujac Chissa przenikliwym spojrzeniem>
- :<Zmarszczyl czolo, wlepiwszy ciekawski wzrok w Fenderusa> Tak, chyba tak! Onderon? <Spytal beztrosko>
- Padawan|Fenderus:Taak. Usmazylismy Alana Bastada razem... W pewnym sensie.
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:Fenderus...
- Redge Leecken:No generalnie to milo pana widziec, chyba. Bo nie wiem, czy pan tutaj w celach intruzowych, czy towarzyskich.
- :Oh. Bastard.
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:Przedstawilbys... kolege.
- Redge Leecken:Podalbym reke, ale Fender musialby mnie podtrzymywac.
- :W celach informacyjnych, scisle ujmujac.
- Redge Leecken:A. To spoko, mamy tu sporo mapek Prakith.
- :Mlest'isoth'vrasdu - choc zadne z Was nie zapamieta tego imienia za pierwszym razem. Niemniej jednak, milo poznac.
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:JA zapamietam...
- Padawan|Fenderus:No, Redge... To jeden z ludzi którzy pracowali w oddziale, umm, *Dowódcy Neila od Mandalorian*.
- Padawan|Fenderus:Tak ogólnie.
- :Szkoda, ze w tak... nieciekawych okolicznosciach. <Wyslawia sie bardzo plynnie, z eleganckim, wywazonym tonem - sprawiajac wrazenie dobrze ulozonego, o nienagannych manierach>
- :<Jego postawa sugeruje wzgledny spokój, zrelaksowanie - choc wzrok zdaje sie przenikac wszystko, co staje na jego drodze>
- :Tak jest, potwierdzam slowa Padawana.
- Padawan|Fenderus:Generalnie budynek jest pod tak twarda ochrona, ze na spokojnie mozemy Cie wpuscic do srodka. W sumie nawet lepiej, bo nikt nic nie widzi.
- Padawan|Fenderus:<mówi tak samo bardzo spokojnie, totalnie neutralnie>
- :Jestescie pod obserwacja Vongów? Wiem, ze stacjonowala tu Vensling - nie przyciagnela ich tu za soba?
- Redge Leecken:Potwierdzam. Bart sie obudzil z godzine temu. <Odgial glowe i wskazal na dalszy korytarz>
- Redge Leecken:Niee. Znaczy, ze trzech wpadlo ostatnio, ale nasz droid zmienil ich w gówno.
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:No dobrze, Tisoth...
- Redge Leecken:A droidy sa ogólnie pewne, ze obserwacji bliskiej za bardzo tu nie ma... Ale jakas z daleka moze byc.
- Padawan|Fenderus:To co, chcesz do srodka?
- :Jasne, czemu nie. Choc powietrze jest niezwykle przyjemne - móglbym stac tutaj caly czas. <Usmiechnal sie szczerze, po czym skinal glowa i postawil pierwszy krok przed siebie>
- Redge Leecken:Noo. Prakith pod tym katem rzadzi.
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:Powiedz no...
- Padawan|Fenderus:No dobra. Wiec w czym generalnie rzecz? <zapytal luzno, spokojnym glosem, bez wiekszego wydzwieku>
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:Co robisz z wlosami? Zawsze chcialem tak zaczesac, ale to cholernie niewykonalne...
- Redge Leecken:<Odkustykal na boki z wyraznymi problemami, poruszajac sie na swych podporach, potrzebujac obu do zastapienia uszkodzonej nogi - az osuwa sie pod sciana z ulga>
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:<Spoglada zaciekawiony na Chissa, przez caly czas wpatrujac sie na jego glowe.>
- :<Przez ulamek sekundy na jego twarzy widnialo jedynie zdziwienie i zaskoczenie - dosc szybko jednak odpowiedzial na zadane pytanie> Suszarka, matowa pasta do wlosów i lakier.
- :Helm dobrze przygladza swoja droga.
- Padawan|Fenderus:Musisz przycinac normalnie wlosy z tylu, ale z przodu dac im troche zarosnac.
- :Ale... do rzeczy. <Mruknal nieco ciszej, skonfundowany>
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:No wlasnie jak robilem pasta, to mi nie wychodzilo...
- Redge Leecken:No wlasnie. Porady stylistyczne ja tam proponuje na potem.
- Redge Leecken:Jak rzeklby Mistrz Alseif - ja to mysle ze!
- Padawan|Fenderus:<parsknal krótko>
- :Wiem gdzie znajduje sie Neil Danadris. Pewnie chcielibyscie wiedziec jaki spotkal go los.
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:Zjedzony...
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:Pokasany...
- Padawan|Fenderus:<opuscil rece odruchowo i skierowal wzrok sporo powazniej na Chissa>
- Padawan|Fenderus:Watpie. <rzucil szybko i cicho>
- :Mówie tu o Dziewietnastce. Mój szef... cóz, ciezko okreslac go dalej mianem czlowieka. <Przyznal posepnie, z delikatnym skinieciem glowy>
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:To watpliwe. Moj mistrz by sie tak latwo nie dal...
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:Ah...
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:TEN Neil...
- Padawan|Fenderus:Dziewietnastka, klon - *nasz* Neil.
- Padawan|Fenderus:Oryginal... Mando.
- Padawan|Fenderus:<rzucil szybko>
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:No... a jak ja powiedzialem?
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:Dobra, z reszta, nie wazne.
- :Mandalorianie to... dziwna kultura... <Zaczal powoli, dobierajac slowa ostroznie, z rozwaga>
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:Ale maja Beskar...
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:Szkoda, ze nie umieja z niego korzystac przyzwoicie...
- :Choc inwazja Vongów na Galaktyke sie rozpoczela, to wciaz nalezy zapewniac tej zgrai odpowiednia rozrywke, nieustanne wyzwania.
- Padawan|Fenderus:Wiemy. Z tego co mówisz wynika, ze sam widzisz, ze Twój szef... Zszedl na psy.
- :Rozumiecie, co mam na mysli? To podobne do zabawiania dzieci.
- :Jesli chcesz utrzymac je pod wzgledna kontrola - musisz dac im cos do zabawy.
- Redge Leecken:No, proste. To banda popapranców, którzy dodaja tone idei do zabijania sie nawzajem i ataków na innych.
- :Wodzisz je za nos stosujac bardzo proste, prymitywne sztuczki, podchody.
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:Dokladnie.
- Redge Leecken:Innymi slowy, to tacy, którzy musza cos miec do zabijania, zeby sie nie wkurwic.
- Redge Leecken:Tak jak Jedi musza miec kogos do ratowania, zeby sie nie wkurwic.
- Padawan|Fenderus:Tak, nasz komandos podsumowal to... W swojej lopatologicznosci miodnie.
- :Zaskakujaco trafne.
- :Dziewietnasty jest obecnie... taka zabawka.
- :Ostatni klon, najlepszy ze wszystkich, który nie pozyje juz dlugo, starzejacy sie w nienaturalnym tempie z kazda chwila...
- :Walczy na arenie w jednej z kryjówek Mandalorian - mierzac sie kolejno z ochotnikami, których nie brakuje.
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:Tak myslalem...
- :Kazdy czeka na dzien, w którym klon bedzie na tyle slaby, by w koncu ulec. Kazdy chce zostac okrzykniety bohaterem, pogromca Jedi.
- Padawan|Fenderus:<otworzyl szeroko oczy. Pokiwal szybko glowa, troche nerwowo>
- :Eksploatacja Waszego Rycerza siega zenitu. Mysle, ze dwa tygodnie w tym tempie to maksimum, na jakie go stac.
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:Moj mistrz to twarda sztuka. Wytzymalby nawet 3 tony gowna Ranconow...
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:Tylko dwa tygodnie?
- :Tak sadze - na podstawie tego, co widzialem na wlasne oczy.
- Padawan|Fenderus:Opiekun, trener, nie mistrz. <wtracil wolno i pokrecil lekko glowa>
- Padawan|Fenderus:Dobra. Sprawa jest prosta.
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:Oj...<Ponownie sie skrzywil, sprawiajac wrazenie przejetego losem swojego opiekuna.>
- Padawan|Fenderus:Dajcie mi ta pierdolona skurwysynska arene.
- :To nie takie proste.
- Redge Leecken:I mi. <Kiwnal zamaszyscie glowa, mówiac pewnie, radosnie, lekko>
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:Fenderus, obawiam sie ze w pojedynka nie zdzialasz wiele...
- :Wejscie tam jako Jedi to slaby pomysl. Otwarty atak - równiez.
- Padawan|Fenderus:Mamy tu stara zbroje mando.
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:Nawet z Redgem, ktory i tak sam w sobie, gdyby mial noge, to rozpieprzylby Yuuzan Vongow i zlego Neila jednym pierdnieciem..
- Padawan|Fenderus:Plan jest prosty. Wpadniemy jako anonimowi wojownicy szukajacy chwaly.
- Padawan|Fenderus:Nawalimy mu do nieprzytomnosci.
- Padawan|Fenderus:I spieprzamy.
- :Jeden na jednego.
- :Osoby spoza kregu nie moga od razu walczyc.
- :Musza zmierzyc sie z innymi, slabszymi - by udowodnic swoja wartosc.
- Redge Leecken:Dobra. Jeden na jednego. Bron, forma walki?
- Redge Leecken:Wszystkie chwyty dozwolone?
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:Jak to Mando - pewnie uzywaja splow i innego gowna..
- :Tylko i wylacznie wibroostrza w polaczeniu z walka wrecz.
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:O...
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:To teraz mnie zdziwili..
- Padawan|Fenderus:Szlag. Redge, odpadasz.
- Redge Leecken:Walka na miecze? No... Gorsza sprawa.
- Padawan|Fenderus:Walka na miecze to nie problem, jesli nie wykryja ton Mocy w Mistrzu Barcie.
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:Mando przeciez nie sa wrazliwi na Moc... nie?
- :Z tego co wiem, w bazie *zawsze* przebywa choc jedna istota wrazliwa na Moc.
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:Ah...
- Padawan|Fenderus:Niedobrze. Sadze, ze osobe potegi Mistrza czuc na kilometr.
- :Czasami jest to sam Neil, czasami Abren, Kevari zdechl, wiec juz nie, Carla srednio co trzeci dzien, jesli moje obserwacje sa nadal aktualne.
- Redge Leecken:Zapytajcie samego Barta. Jesli on nie wie, jak ukryc wrazliwosc na Moc, to nikt nie wie. A, jest tez druga opcja...
- Redge Leecken:Fender, Fender. Walka na miecze, zero Mocy, udawanie kogos innego. Mówi Ci to cos?
- Padawan|Fenderus:<usmiechnal sie szeroko jak dziecko i zaraz pokiwal glowa> Co z androidem?
- :Nie wiem. Nie jestem wrazliwy na Moc, nie wiem czy mozna odróznic takie urzadzenie od czlowieka. <Pokiwal glowa i rozlozyl rece na bok>
- Padawan|Fenderus:Ja tez. Dowiem sie juz jutro, od Mistrzyni Elii...
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:Sadzac po tym, co ma ten ktos... to raczej watpliwe..
- Redge Leecken:Tak czy siak, opcje sa w takim razie trzy. Którys z Was, który pewnie mniej smierdzi Moca, albo Bart, albo wasz metalowy rozpierdalacz.
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:TO w koncu moj opiekun...nie?
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:Gdybym tylko wydobrzal... <Powiedzial do siebie jakby przepelniony nadzieja.>
- Padawan|Fenderus:Opiekun sam w sobie to tam tylko nadzorca od zaliczen i trener, trenujacy jednego z dziesiatek takich. Zadnych szczególnych wiezi z Rycerzem Neilem przez samo to bym nie mial, to nic nie znaczy... Mam, bo jest czlowiekiem jakim jest, nie przez przydzial p
- Padawan|Fenderus:pod nadzór. <zasmial sie szczerze>
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:WIesz, nie mam zamiaru zatrzymywac sie na poziomie Adept-Opiekun...
- Padawan|Fenderus:Jest jeszcze taka opcja, ze to pulapka, wkret, cos planowanego, i tak adlej. Jak to ostatnio... zwykle.
- :<Odpial od pasa niewielkich rozmiarów urzadzenie - operuje nim nieco niezgrabnie, zwlaszcza w rekawicach>
- :To uzasadnione podejrzenia. <Spojrzal wprost na Aqualisha, nim podjal dalej> Sadze jednak, ze moja postawa dosc jasno sugeruje po czyjej stronie stoje.
- :Komu moge przeslac koordynaty? <Rozejrzal sie na boki>
- Padawan|Fenderus:<wzruszyl luzno ramionami> Status opiekuna ma tyle do relacji, co nic, kazdy trenowal takich tony. Jak cenisz go jako czlowieka, to inna sprawa, ale 'to w koncu mój opiekun'... no, nic nie znaczy. <mówi szczerze, wzrusza ramionami i znowu
- Padawan|Fenderus:i znowu patrzy na 'drugiego' Chissa>
- Redge Leecken:Mozesz dac mi. Jutro jak najszybciej zostawie je komus z mistrzów. <Oznajmil po szybkim namysle, wyciagajac do Chissa stary, wojskowy datapad - wielki, toporny>
- Redge Leecken:Fender ma holodate po dwóch pozarach, upadkach i odstrzeleniu obudowy.
- :<Operuje swoim urzadzeniem mozolnie - przeslanie koordynatów zajmuje mu kilkadziesiat sekund - lecz wspólrzedne ostatecznie docieraja na datapad Redge'a>
- Padawan|Fenderus:Ty nie, bo nie brales notesu na misje tylko kradles ludziom z oddzialu. <wycedzil do Redga z kolezenska zlosliwoscia>
- :W porzadku - wobec tego to wszystko, co chcialem Wam przekazac. Macie jeszcze jakies pytania?
- Redge Leecken:Okej. Zapisane. <Od razu przeciagnal sie po posadzce, aby przysiasc obok Fenderusa - i móc pokazac koordynaty i jemu>
- Redge Leecken:<Wczytuje mape galaktyczna zapisana na cyfronotesie, aby odczytac uczniom dane koordynatów>
- Padawan|Fenderus:Chyba tak, jedno. Umiesz rozmawiac w vongijskim, czy jak to tam nazwac?
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:Coz, panowie... Udam sie na spoczynek.
- :Nie, nie potrafie.
- Redge Leecken:Concordia, kuwa. Samo serce systemów mandalorianskim...
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:A co do Ciebie, kolego... oprocz zajebistego fryzu...
- Padawan|Fenderus:Concordia Dawn, ksiezyc Mandalory, jesli sie nie myle. Slabo juz pamietam...
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:Kogos mi strasznie przypominasz jeszcze.
- Redge Leecken:Kuwa, niezla masz pamiec do atlasu, Fender. Czasem mam wrazenie, ze z Bartem bys mógl walczyc.
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:A, juz wiem. Moj ojciec wygladaj podobnie na zdjeciu slubnym...
- Padawan|Fenderus:Tez poszedl w zbroi i plecaku rakietowym? Respekt, wiedzial w co sie laduje.
- :<Przyczepil maly datapad do pasa; zabral helm, który sciskal ramieniem do boku przez caly czas>
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:Nie no, mial mundur...
- :<Usmiechnal sie delikatnie po ironicznej uwadze Fenderusa>
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:Rebelia, te sprawy...
- Redge Leecken:Jeszcze ode mnie pytania, ale troche wiecej. Cztery.
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:Trzymajcie sie...
- :<Skinal powoli glowa, nim cala uwage skupil juz na Leeckenie>
- Padawan|Fenderus:Do zobaczenia, Giro... <powiedzial troche niemrawo, obecny myslami gdzie indziej>
- Redge Leecken:Moze troche leb bolec, bo dlugie... A, branoc, elo! <Zawolal beztrosko, luzno, z dziecieca serdecznoscia, nim objal wzrokiem pozostalych>
- Redge Leecken:Pierwsza sprawa. Czy ktos z was wie cos o tym, co zrobic z... Mówiac po Twojemu, Neilem dziewietnascie, zeby przestal gnic.
- Redge Leecken:Chodzi mi, no wiesz, o... Rozklad.
- Adept|Jreg'iroul'iargerki:<Idac korytarzem, najzwyczajniej zniknal sprzed oczu Redge'a i Fenderusa, zakrecajac za rog.>
- :Nie wiem, sir. Watpie, by regularni wojownicy mieli jakiekolwiek pojecie na ten temat.
- Adept|Jreg'iroul'iargerki disconnected with IP: 77.45.91.58:29070
- :Takiej wiedzy spodziewalbym sie jedynie po najblizszych Danadrisowi. Grupa wrazliwych, Vensling, Thion Starseed.
- Redge Leecken:Spoko, tak zem myslal. Sprawa numer dwa. Czym zajmuje sie ten caly... No, znalem go... Sam podales imie, wylecialo...
- :Nie moge jednak zagwarantowac, by *uczniowie* posiadali jednak taka wiedze.
- Redge Leecken:No... Kuwa. Na granatach tez sie znal, dlatego go lubilem... Fender! To ten, który u was byl i gral stuprocentowe niewiniatko, stuprocentowo przypadkowego kolesia bez zwiazku ze sprawa, na którego nawet polowac mogli tamci i który sprawial wrazenie...
- Redge Leecken:Sto procent normalnego typka.
- Padawan|Fenderus:Hebran! Echani, dawny Padawan.
- Redge Leecken:O. Ten ten.
- :Abren dowodzi niewielkim oddzialem Mandalorian, i nic wiecej poza tym nie wiem.
- Redge Leecken:Trzecia sprawa. Wiesz cokolwiek o tym calym Thionie? Poza tym, ze to wielki jak diabli super ktos za ta cala inwazja tych... mutantów?
- Padawan|Fenderus:O. Dobre pytanie, choc nie spodziewam sie tu niestety wiele...
- :Niestety nie. Jestem regularnym zolnierzem - podlegalem wylacznie Danadrisowi, nigdy nie mialem do czynienia z Thionem na stopie bezposredniej.
- Padawan|Fenderus:Wtrace sie z pytaniem trzecim b. Od kiedy wiecie, ze tu jestesmy?
- Redge Leecken:E, wtraciles sie z czwartym, bo to samo chcialem.
- :Vensling spotkala na Prakith dziewietnastke, zranila go dosc powaznie. Zdalniak sledzil go przez caly czas.
- Padawan|Fenderus:<rozlozyl przepraszajaco rece>
- Padawan|Fenderus:Okej... No to juz wiemy. Cóz, i tak trudno dostac sie na szczyt gór po kryjomu i obserwowac tu cos.
- Redge Leecken:Nooo. Ale dobra, to w takim razie wszystkie pytania. Trzeba ogarnac, czy jest jakas dobra metoda, aby Jedi przerobil sie na... nie-Jedi.
- Redge Leecken:<Z uzyciem swych podpór, powraca mozolnie do pionu - jak na brak prawej nogi, radzi sobie niemalze znakomicie, lecz ruch sam w sobie jest i tak kaleki, ciezki, wolny>
- :<Sklonil glowe bardzo powoli, nim rozpoczal cichym tonem> Czas dziala zdecydowanie na Wasza korzysc. Poza tym...
- :Nie zrozumcie mnie zle, ale... nie jestem przekonany co do tego, by gra byla warta zachodu.
- Padawan|Fenderus:Mistrz Bart jest ranny. Co prawda zdrowieje juz znakomicie...
- :Mimo wszystko czulem sie zobligowany do przekazania Wam informacji. Co z nimi zrobicie - to juz wylacznie Wasza decyzja.
- Redge Leecken:A widzisz, stary. Cos Ci powiem, tak miedzy nami pancernymi.
- Redge Leecken:<Podchodzi blizej, kustykajac na obu podporach, zanim wlepia w Chissa spokojne, poblazliwe spojrzenie - mówiac z dziecieca beztroska, automatycznie, na jednym rozpedzie>
- Redge Leecken:Widzisz, gra za chuj nie jest warta zachodu. No za chuj. Marne szanse, on ledwo zipie, w sumie to wszystko chuj i biznes do bani. No nie?
- :Dokladnie tak.
- Redge Leecken:Ale widzisz, stary. Sa rzeczy, które robisz jako nieoplacalne, ale dlatego, ze tak trzeba. Bo to Twoja pieprzona przyszywana rodzinka i taka jest umowa, ze ratujecie sobie nawzajem dupe bez wyliczania kto bardziej sie komu poswiecil.
- Redge Leecken:Stad pieprzymy inwazje, naloty, najazdy, oplacalnosc wojen, srodków. Robimy swoje czy tego chcemy czy nie. Pieprzymy wszystko. I w tym sila, bo tego nic nie spieprzy. Bo kuwa jak bedziemy w czarnej dupie, dalej bedziemy próbowac, do upadlego.
- Redge Leecken:A nie, ze sprawa stanie sie slaba i nieoplacalna i pierdolniemy to w kat. I dlatego jestesmy tacy grozni przeciwnicy. Bo ujebiecie nam noge, to bedziemy was sami okladac tam co nam urwalo! <Zarechotal przyjaznie, radosnie, konczac zupelnie nieprzerwany!
- Redge Leecken:wywód>
- Padawan|Fenderus:Plus... To w pewnym sensie tez oplacalne. Kazdy z nas wie, ze moze liczyc na pomoc innych, nawet jesli bedzie kadlubkiem do konca zyciu na wózku inwalidzkim.
- Padawan|Fenderus:Kazdy wie, ze nigdy nie zostanie zostawiony na pastwe losu. kazdy wie, ze moze na nas liczyc w najczarniejszej dupie... I calosc przez to zyskuje, bo kazdy wie, ze oplaca sie tu trzymac.
- :<Pokiwal glowa bardzo powoli, tkwiac w zupelnym bezruchu, cicho - nim przemówil> Rozumiem Wasza motywacje. Wasz... *zespól* jest po prostu czyms na kszalt rodziny, czyms hermetycznym, zamknietym, gdzie jednostki sa ze soba scisle powiazane, lojalne i!
- :...oddane.
- :Nie spotkacie sie tutaj jednak z moja aprobata. Zostalem wychowany w zupelnie inny sposób, na calkowicie odmiennych wartosciach. Nigdy nie mialem rodziny, nikt nigdy nie byl mi wystarczajaco bliski na tyle, bym mial podejmowac wzgledem niego nieoplacalne
- :...dzialania.
- Padawan|Fenderus:Dokladnie. Mówiac to w wersji dla wyrachowanych: ratujac kogos, kogo sie nie oplaca ratowac i poswiecajac na to zbedne sily i ból, podbijamy sobie jako jednostce morale.
- Padawan|Fenderus:Bo kazdy nie boi sie isc na calosc, bo wie ze w najczarniejszej dupie zawsze dostanie pomoc.
- Padawan|Fenderus:Przez to morale jedostki idzie w góre.
- Redge Leecken:Stary. Mnie moja rodzina nienawidzi, ojciec posylal mnie cztery razy do psychiatryka, a matka zyczy mi smierci odkad wysadzilem swojego brata-debila.
- Redge Leecken:I ty mi mówisz o dysfunkcyjnej rodzinie? <Zarechotal>
- :<Sklonil delikatnie glowe, ze sladem aprobaty> Wciaz jednak to ogromne róznice na tle rasowym, na tle kultury, na tle calej przeszlosci. Sluzyles w wojsku Nowej Republiki?
- Redge Leecken:I to nie byle jak. Jestem pierniczonym elitarnym komando i kiedys usmazylem morde Keldynowi Ravenlocke... Pewnie nie znasz. <Wspomnial z glebokim, dziecinnym rozmarzeniem, zanim jego glos w sekunde wrócil do luznego, normalnego>
- Redge Leecken:Wiesz, rodzina która dziala inaczej i jest spaprana... Niewazne jaka rasa, jesli spaprana. Obaj mielismy, ze tak powiem... Inne rodzinki.
- Redge Leecken:Tak czy inaczej inna sprawa niz taki Fender tu obecny. Czy czlowiek, czy Aqualish...
- :Podejrzewam, ze sluzba w wojsku w pewnym stopniu wiaze Was, zolnierzy, jak rodzine.
- Redge Leecken:No ale, jak cale zycie tak funkcjonowales, to wiesz, wolniej sie przyzwyczaisz. Mi tam troche zajelo poczuc te... No, wiezi.
- Padawan|Fenderus:Tak, tu obaj macie racje. To, jak zostales wychowany, z czasem nie ma znaczenia, jesli trafisz we wlasciwe grono.
- :Przez cale zycie bylem najemnikiem - bliskosc, wiernosc, oddanie - to cos zupelnie mi obcego. I choc jestem w stanie zrozumiec motywacje, pobudki prowadzace do tej lojalnosci, tak sam nie jestem zdolny do przystosowania sie do takiego trybu zycia.
- Redge Leecken:E tam zdolny, niezdolny. Facet. Mam papiery z psychiatryka, a brata wysadzilem razem z chalupa.
- :Sadze, ze w pewnym sensie jestem po prostu uposledzony - zwlaszcza patrzac na to z Waszego punktu widzenia. <Przyznal z dyskretna nuta zwyklego rozzalenia, nim usmiechnal sie bardzo slao>
- Redge Leecken:Fender trafil w sedno. Kwestia czasu, dobrzy ludzie, i samo sie to robi.
- Padawan|Fenderus:Nie, nie jestes. Poza naprawde ciezkimi, ostrymi problemami, kazdy ma nature do budowania takich wiezi w normalnych warunkach.
- Padawan|Fenderus:Ty ich nie miales. Mozesz byc dla kogos tak samo cennym przyjacielem i ktos dla Ciebie, jesli w dobre miejsce trafisz.... Ty to bardziej miales pecha zyciowego.
- :Nie sadze, bym trafil kiedykolwiek do *odpowiedniego* grona. Nie wiem nawet, czy bym chcial - pewnie z przyzwyczajenia szukalbym takich grup, wsród ktorych spedzilem cale zycie.
- :Pokonanie swoich nawyków, opuszczenie tej... swoistej strefy komfortu, to po prostu cos ciezkiego. Nie mysle o tym, nie teraz. Szkoda zaprzatac sobie glowe. <Dodal nieco cieplej, usmiechnawszy sie skromnie>
- Redge Leecken:Trzeba wychodzic ze strefy komfortu, stary. Poszerzac horyzonty. Masz swój leb, jestes...
- Redge Leecken:No wlasnie, o, to, to!
- Redge Leecken:Widzisz, to jest jak z silka. To wyglada tak.
- Redge Leecken:Nie chce Ci sie, ciezko sie zebrac, nie masz ochoty, wysilek, boli, chujowo, potem miesnie bola. Bieda jak skurwysyn.
- Redge Leecken:Ale czujesz te postepy, czujesz ze idziesz do przodu i mimo wszystko idziesz dalej.
- :Dosc trafna analogia, przypuszczam.
- Padawan|Fenderus:Masz swoja moralnosc, swoje zasady, swój nie byle jaki leb. Stac Cie na to, jak Ci sie zachce.. A przyklad z silownia genialny. <wyszczerzyl zeby>
- :<Kiwnal pewnie glowa> Póki co - wracam do Mandalorian.
- :Chyba, ze macie jeszcze jakies pytania?
- Redge Leecken:Hmm. <Kiwa rytmicznie glowa, w chwili wyraznego zastanowienia - jego wzrok z beztroskiego, cieplego i przyjaznego zmienil sie w powazny i teatralnie skupiony>
- Padawan|Fenderus:Ja nic, ale... <wyjal swoja holodate i przeslal 'holomail' na najblizsze 'nowe' urzadzenie czyli notes Chissa>
- Padawan|Fenderus:Na wszelki wypadek, gdyby cos Cie naszlo. Kontaktuj sie.
- :<Zerknal w dól, majstrujac przy pasie, próbujac zerknac na ekran datapadu nie odpinajac go z zaczepu>
- Redge Leecken:O. Dobre. I w sumie jedynie jedno pytanie - nie widziales pojebanych skurwoli na górach odprawiajacych modly do Wszechojca Swietego Ampera czy innych gówien?
- :Dobry pomysl, bezposrednie spotkania - choc bezpieczne - nie zawsze sa mozliwe.
- :Nie. Choc wiem, ze na Prakith stacjonuje oddzial Mandalorian pod dowództwem pewnego Kel Dora.
- :Zajmuja sie dokladnie tym, o czym wspomniales. Badanie jakiegos kultu.
- Redge Leecken:Okej. No to, brachu, wiem juz wszystko. Podalbym Ci reke na pozegnanie, ale Fender musialby mnie trzymac, a ostatnio dosc mi ratowal dupska.
- Padawan|Fenderus:Za to ja moge za nas obu. <wyciagnal luzno swoja aqualishowa lape>
- :<Parsknal cichym smiechem, z delikatna nuta politowania> Nie ma sprawy. <Rzucil luzno, by tuz po tym chwycic za przedramie Fenderusa - zegnajac sie w nieco specyficzny sposób>
- Padawan|Fenderus:<usmiechnal sie z lekkim zdziwieniem, ale na pewno pogodnie> Udanej drogi w takim razie. W razie czego skrzynka holomailowa sluzyla mi tylko do spamu i jest zalozona lata temu, wiec nic podejrzanego.
- Redge Leecken:Szerokiej drogi! <Machnal pozegnalnie glowa, steknawszy przy zmeczeniu ruchem na podporach>
- :Moje mozliwosci kontaktu sa ograniczone - lecz w razie potrzeby, pozostaniemy w lacznosci.
- Padawan|Fenderus:Jasne. W razie czego sie nie krepuj, mamy tu szyfry gorsze od Prakseum.
- :Powodzenia w czymkolwiek, co planujecie. <Usmiechnal sie szczerze, przyjaznie; nalozyl na glowe helm sprawnie, szybko>
- Redge Leecken:Fajny typek. Pewnie moze w tym byc jakis fortel, przynajmniej tak do polowy... Ale generalnie sprawdzic to i tak trzeba. I po odzyskaniu Neila musicie go solidnie przetrzepac.
- Padawan|Fenderus:Tylko Mistrzyni Elia bedzie w stanie w ogóle spróbowac nagrzebac mu w glowie po powrocie... Ale sie zobaczy. Lepiej skuty w domu, niz tam u nich. Tylko problem pod tytulem kogo wyslac...
- Redge Leecken:Jak ukrycie Mocy odpadnie, to jestem do dyspozycji po wpieprzeniu mi protezy na szybko. Tylko ze na miecze bic sie nie umiem, wiec to lekki problem.
- Padawan|Fenderus:Mistrz Bart to najlepszy kandydat, nie ma co sie oszukiwac. A to ze ranny, to nawet lepiej... Wiarygodniej wypadnie <zasmial sie cicho>
- Redge Leecken:Ta, ale jesli nic nie wymyslicie, trzeba wziac mnie, albo... Hmm. Albo odetniemy Cie od Mocy i wyslemy, i tak jestes w niej chujowy, nie?
- Padawan|Fenderus:Ja Ci dam chujowego. <zacisnal zeby i podszedl blizej> Radze sobie jeszcze lepiej, niz Tranquil, i podobno zdarza mi sie od Siada nie odstepowac *za bardzo*.
- Redge Leecken:A, to mi sie popierdolilo.
- Redge Leecken:Dobra, stary. Sprawa jest prosta - lecisz jutro do pani Rycerz i ladnie pytasz co i jak.
- Padawan|Fenderus:Wczesniej zostawie o tym wiadomosc w naszej sieci wewnetrznej... i tak, jutro sie dowiem, co robimy z tym tematem. Chociaz na razie po co siec: jutro wyjasnie na miejscu.
- Padawan|Fenderus:A jak cos opracujemy, to dam to od razu wtedy...
- Redge Leecken:No. Twoja trenerka to najsensowniejsze zródlo poza Bartem, wiec jutro to ogarniesz. Ja poszukam Barta i tez mu to przekaze, ale o Mocy nie bede z nim pieprzyc, bo wiesz.
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment
Advertisement