Advertisement
Guest User

Untitled

a guest
Apr 25th, 2019
114
0
Never
Not a member of Pastebin yet? Sign Up, it unlocks many cool features!
text 12.85 KB | None | 0 0
  1. Orchi, urodzony dnia 17 stycznia 2001 roku w USA, w stanie Kalifornia w Los Angeles. Jego ojciec pochodzi z Meksyku, matkę ma Polkę, która wyemigrowała w 1984, ze względu na panujące warunki w Polsce. Orchi jest "przypadkiem", po prostu pękła gumka. Rodzice nie chcieli, aby był nieślubnym dzieckiem, także w 3 miesiącu ciąży Angelika (bo tak się nazywała) i Johny (jego ojciec) postanowili się pobrać. Kiedy się urodził, Angelika była bardzo szczęśliwa, a zarazem bardzo zaniepokojona. Przestała ona pracować, bała się, że nie da rady sobie jako matka, że coś źle zrobi, że Orchiemu się coś stanie. Codziennie kontaktowała się ze swoją rodziną z Polski, słuchała rad swojej mamy oraz siostry, która posiadała 2 dzieci. Orchi był bardzo kłopotliwym dzieckiem, szybko chorował, często go coś bolało i bardzo dużo płakał. Angelika chodziła z nim do lekarza, ale były to zazwyczaj zwykłe zapalenia płuc, przeziębienia czy inne infekcje. Ciągle pracujący Johny nie miał nawet jak jej pomóc, pracował 12h 7 dni w tygodniu, aby utrzymać całą firmę, która zajmowała się kładzeniem instalacji elektrycznych. Jedynie co mógł dostrzec, to że Angelika jest coraz bardziej zamknięta w sobie, nie zajmowała się już tak Orchim, jak robiła to wcześniej, a z dnia na dzień było coraz gorzej. Johny nie raz musiał szukać Orchiego, ponieważ zostawiała go na łóżku, ziemi czy w kuchni, Angelika nie dbała o niego wystarczająco. Postanowił zabrać ją do psychologa, gdzie stwierdzono u niej depresje poporodową. Zaczęły się sesje, terapie oraz leczenie, które skutkowało dobrze, Angelika wracała do świata ludzi, zaczęła wychodzić z Orchim. Pewnego dnia zapomniała wziąć leków, a gdyby nie Johny, który wrócił godzinę wcześniej z pracy na ich rocznicę, Orchi prawdopodobnie byłby martwy, ponieważ Angelika zostawiła go w wanience, a sama płakała w kącie. I tak mijały 4 kolejne lata, kiedy to Orchi zaczął coraz więcej rozumieć i widzieć, co się dzieje. Nadal był kłopotliwy, przez co Johny musiał przerobić sypialnie na biuro, w którym mógł pracować, a zarazem pilnować syna oraz żony. Drugi raz, kiedy Orchi otarł się o śmierć, to moment, kiedy Angelika wyszła zapalić zostawiając otwarty balkon na piętrze. Orchi wyszedł na ten balkon, na nieszczęście, był on w remoncie i nie było barierek. Angelika nie zdążyła nic zrobić, Orchi spadł, na jego szczęście dach pojazdu firmowego, który był wyższy niż auto osobowe. Johny od razy zabrał ich oboje, pojechali do szpitala, ją do psychiatry, a jego na diagnozę. Na szczęście, oprócz siniaków, nic mu się nie stało, a Angelika musiała zostać na specjalnym oddziale w oczekiwaniu na badania specjalistyczne, które miały zostać przeprowadzone za kilka godzin. Na ten czas Johny wrócił z synem do domu, po drodze zajeżdżając do kilku sklepów, gdzie kupił zabezpieczenia na klamki, specjalne drzwiczki, przez które nie mógł przejść, a żeby je otworzyć trzeba było kliknąć 2 przyciski i z pewną siła popchnąć. U matki stwierdzono pogłębiającą się ciągle depresje, przepisano kolejne, mocniejsze, leki oraz więcej godzin terapii. W jego 5, 6 oraz 7 urodziny było miło, przyjechała nawet rodzina z Polski, z paczką dla niego, jak i rodziców. Orchi chciał zobaczyć, co dostali rodzice, dlatego od razu, jak tylko na chwilę nikt na nim się nie skupiał podbiegł i chciał zajrzeć. I w tym momencie, Angelika mocno nim szarpnęła, zabrała go do drugiego pokoju i zaczęła bić. Johny szybko zareagował, ale z Orchim było źle. Ją od razu rodzina zabrała do psychiatry na badania, gdzie wezwano policję przez lekarza, natomiast Johny został z Orchim, udzielając mu pierwszej pomocy oraz czekał z nim na karetkę. Tak Orchi otarł się po raz 3 o śmierć. Matka została osadzona w zamkniętym szpitalu psychiatrycznym, nie potrafiła opanować emocji przy Orchim, coś w niej pękało. Johny w takim wypadku musiał sam wychowywać syna, nie było to łatwe, ze względu na jego pracę, obowiązki w domu oraz odwiedzanie żony oraz wspomaganie jej w tych trudnych chwilach. I tak minęło parę dobrych lat. Orchi poszedł do szkoły, zaczął się edukować. Bardzo interesowała go praca jego ojca, często z nim przesiadywał, patrzył na schematy, projekty 3D wykonane w komputerze. Chciał kiedyś zostać elektrykiem, jak jego ojciec, dlatego prosił go, aby mu opowiadał, uczył go i doradzał. Orchi miał smykałkę do tego, szybko łapał wiedzę i wprawę. W wieku 14 lat planował już swoją przyszłość, jako pracownik w firmie swojego ojca. W między czasie, Angelika, przechodziła liczne terapie, rozmowy oraz po latach, lekarze zdecydowali się na wypuszczenie jej, oczywiście z receptą na leki oraz listą rzeczy, na które nadal trzeba uważać, patrzeć na jej zachowania oraz reagować w odpowiedni sposób. Orchi pamiętał wszystko, co się działo, przez co trafił do szpitala, dlaczego nie ma matki obok i szczerze, jak mi opowiedział, bał się tego spotkania z nią, nie widział jej tyle lat. Mimo zapewnień ojca, że zmieniła się, że była chora bał się, po prostu miał traumę. Był ciepły spokojny dzień, Orchi został w domu, przygotował prezent dla mamy, rozmyślał, co ma powiedzieć, przecież nie był już dzieckiem. Miał 14 wtedy, a miał rozważania dość poważne, jak to będzie, co ma mówić, co zrobić, nie było to najprostsze dla niego. I się stało, pełen nerwów słyszy auto na podjeździe, zatrzymuje się, silnik gaśnie i słyszy otwierane drzwi. Czeka w salonie, zaczyna się coraz mocniej denerwować, czuje, jak serce mu bije, jakby chciało wyskoczyć. Drzwi się otwierają, słyszy, jak ojciec mówi do Angeliki, żeby poszła od razu do salonu. I zobaczył mamę, stoją na wprost siebie, patrzą się na siebie, tylko tyle. Zaczął mówić, witać ją i zapraszać, żeby usiadła, że ma parę rzeczy dla niej, ale ku jego zdziwieniu, powiedziała "cześć" i odeszła, nie spojrzała ani razu prosto w jego oczy, tylko ciągle w ziemie. Ojciec do niego podszedł szybko, przytulił i szepnął coś na ucho. Orchi po prostu poszedł do siebie, odpalił PC i poszedł oglądać YouTube'a. I tak mijał czas, byli dla siebie obojętni po paru tygodniach ciągłych prób rozmowy od strony Orchiego. Ojciec nie chciał ingerować, wiedział to sam, a zarazem dostał zalecenie takie od lekarza, to musi przyjść z czasem, nie widzieli się masę czasu, jest to ciężkie, szczególnie dla Angeliki. Czas mijał, w domu nic się nie zmieniało, aż pewnego dnia Orchi powiedział, że ma dość, że muszą porozmawiać, zamknął drzwi od domu i zamknął się z nią w salonie. Wiedział, że ma prawie 15 lat, nie jest dzieckiem i nie ma czego się bać. Ona się popłakała, poprosiła, żeby ją wypuścił, lecz nie miał takiego zamiaru, ze względu na to, że miał dość tego lekceważenia, ignorancji z jej strony oraz ciszy. Przez rok nic się nie zmieniło od tej rozmowy, czasami coś do niego powiedziała, ale było to niewiele. Orchiego nie było często w domu, jego ojciec starał się go zabierać na różne wyjścia, rozmawiał z nim wiele, zaoferował pomoc psychologa dla niego. Powiedział, że jest jego synkiem, że muszą to wytrzymać i zrozumieć, jest to ciężkie, aby rozmawiać ze sobą po takiej rozłące i takich przeżyciach. W jego 15 oraz 16 urodziny miała totalnie wyjebane, nawet jej w domu nie było. Orchi znalazł nowych znajomych w szkole, nie był już tak bardzo zainteresowany elektryką jak był dawniej, chodził wieczorami po osiedlu, nie grał na boisku jak dawniej, a siedział na ławce z paroma znajomymi. Ojcu się to nie podobało, starał się z nim porozmawiać, ale oddalali się od siebie. Wydawało mu się, że to normalne w tym wieku, że nic się nie dzieje, a Orchi potrzebuje czasu. I tak mijał czas powoli, w domu była ciągle napięta atmosfera, szczególnie na linii matka-syn. Johny nie wiedział co ma robić, był totalne zagubiony i zdezorientowany co się dzieje. W 17 urodziny Orchiego, w jego własne urodziny nie było go nawet w domu, przez co ojciec spędził cały czas na szukaniu go, niestety, ale bezskutecznie. Wrócił na kolejny dzień, ubrał się, wykąpał, wziął plecak i poszedł do szkoły. Po kilku godzinach, dyrektorka zadzwoniła do ojca, żeby przyjechał w tym momencie, ponieważ Orchi zostaje wyrzucony ze szkoły za swoje zachowanie. Przyjechał na miejsce, wysłuchał dyrektorki i zabrał syna od razu do psychologa. Okazało się, że Orchi od jakiegoś czasu szantażuje innych uczniów, zastrasza ich, a tym razem pobił, zadał ledwie 2 ciosy, ale były mocne na tyle, aby złamać nos uczniowi. Zabrał go do psychologa tylko dlatego, że nauczycielka która to widziała opowiedziała, że Orchi po prostu się cieszył z zadawania bólu. U psychologa spędzili 4 godziny albo i więcej, Orchi nie był w stanie mi opowiedzieć dokładnie ile tam siedzieli, tylko tak na oko. Ojciec był przerażony tym, czego się dowiedział. Orchi od 2 lat był poniżany, bity, wyzywany, był gardzony i co najgorsze, przez swoją matkę, która go szczerze nienawidziła. Wrócili do domu, Orchi cholernie się bał, ale ojciec był przy nim. Opowiedział mi już tylko w skrócie, ponieważ płakał, nie potrafił racjonalnie myśleć i sam niewiele widział, a więc, Ojciec porozmawiał z nią, przetrzymywał oczekując na eskortę policji. Policja ją zabrała, ojciec przekazał część jej rzeczy im, w tym ubrania oraz paczkę od rodziny z Polski, która przyszła dzień przed wszystkim. Dostawała je raz na miesiąc, zawsze tego samego dnia, takiej samej wielkości. I tak mijały kolejne dni, Orchi był szczęśliwy, chciał wszystko kupić, co tylko widział, a ojciec mu dawał na to pieniądze, ciesząc się, że jego syn odzyskuje kontakt z nim, humor oraz się w końcu cieszy. Przyjęli go znowu w szkole po wyjaśnieniu całej sytuacji, ale nakazano obowiązkowe rozmowy z psychologiem szkolnym. Ojciec nie powiedział natomiast całej prawdy Orchiemu. Angelika od lat odbierała narkotyki w paczkach od rodziny, rozprowadzała je dalej i tak wchodziły w obieg, a sama trochę brała dla siebie, leków nie brała, przez co jej depresja się pogłębiała, dochodziła choroba psychiczna, niezdiagnozowana i nierozpoznana do dzisiaj, a z tego co znalazłem, łagodzą tylko jej objawy. Psycholog Orchiego, 2 miesiące przed jego 18 urodzinami dostrzegł coś dziwnego, jego zachowanie nie pasowało do normalnego, ponieważ Orchi zamykał się znowu w sobie, bez konkretnego ku temu powodowi. Zadzwonił do ojca, ustalili termin spotkania na dzień później. Po nieprzespanej nocy ojciec cały się denerwował, miał nadzieję, że to już koniec, że będzie mógł prowadzić normalne, spokojne życie. Zaczęło się spotkanie, standardowa rozmowa, jakieś badania i na koniec okazanie wyników. Psycholog nie miał wątpliwości, chociaż się dziwił, ponieważ w jego wieku choroba afektywna dwubiegunowa nie powinna występować. Ale był świadomy, że przeżył wielki stres, kilka lat bólu psychicznego, potem fizycznego na pewno odcisnął ślad na jego młodym umyśle. I zaczęła się kolejna, nieciekawa pora w ich życiu. Leczenie, kupowanie leków, spotkania u psychiatry i psychologa. Leczenie jedynie łagodziło na tyle objawy, na ile można było, ataki manii i depresji nie następowały aż tak często, ale były. Lekarz zalecił, aby się przeprowadzić, a najlepiej wysłać syna jak skończy 18 lat do rodziny gdzieś, do innego miasta, do nowego otoczenia, aby nie przypominał sobie o tragicznych chwilach tutaj, o całym stresie, jaki przebył w LA. I Johny zadzwonił do mnie, nie wiem czemu, byłem w tym czasie w domu, odpoczywałem. Zapytał, czy mogę się zająć nim, wie, że jestem w LSPD, wie, że mam podejście w różnych sytuacjach i wychowam go jeszcze w jakiś sposób. Zgodziłem się, mam znajomego, który będzie mógł go oprowadzać po ulicach, jeździć z nim i rozmawiać. Były policjant, kolega po fachu, mam nadzieję, że Orchi przyleci. Johny zadzwonił do mnie, podał mi Orchiego, nie słyszałem go od kilku lat, zmienił się. Zapytał czy to na prawdę nie problem, powiedział mi też całą historię oraz to, że chce do mnie, ponieważ słyszał o medykach oraz o eksperymentalnej terapii w Los Santos. Sama historia wzruszyła mnie do łez, szczególnie, że sam nie miałem łatwo, dlatego też się zgodziłem, ponieważ wiem, jak to jest, kiedy jest tak ciężko. Nic o tej terapii nie słyszałem, ale wszystko dla jego dobra. Mam nadzieję, że przyjmą go tutaj w szkole, że będzie mu tutaj dobrze i czekam na niego, czekam spokojnie, aż dostanie paszport, kupi bilet i wyjdzie z samolotu w dobrym humorze. Johny wysłał mi też wiadomość e-mail, na to, na co mam uważać, co przyszykować oraz jakie leki kupić, aby historia się nie powtórzyła i żeby znowu nie dopadły go skrajne stany emocjonalne i psychiczne.
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment
Advertisement