Not a member of Pastebin yet?
Sign Up,
it unlocks many cool features!
- No i stało się. Czarne Słońce okryło mnie swoim blaskiem po raz kolejny. A już tyle razy obiecywaliśmy sobie, że ten ostatni raz był naprawdę ostatnim. Największy dar i największe przekleństwo, nie ma ratunku. Tyle odkrytych dróg donikąd; tyle myśli błądzących tam, gdzie chłodna kalkulacja ściera się z nieposkromionymi marzeniami; tam, gdzie nikt nie powinien się znaleźć.
- Wiecznie w pętli autodestrukcji, gorejącym marazmie.
- Rozdział I. Dni, kiedy idea staje się wizją; pomysł zasiany na sprawdzonym gruncie, podlewany czystą pasją, majestatycznie wyrasta.
- Jestem Tam, daleko;
- A moje kolory tańczą ze mną
- W jakimś dziwnym uścisku,
- Tajemniczej mocy błysku.
- Dlaczego oni wołają za mną?
- Głośno niby, bez głosu tylko...
- Rozdział II. Dni, kiedy wizja się rozmywa. Pomysł nie może się rozwijać, czegoś mu brakuje... ale przecież pole takie piękne, wody pod dostatkiem. Hmm... tylko to słońce takie... czarne?
- Upojony prawdą, pozornie tylko widzianą;
- Oto ja, jak beduin przed fatamorganą.
- Byłem, widziałem, do domu wracamy;
- Później dopiero zobaczysz, co my z tego mamy.
- Koncept tak wspaniały, tak wyborny;
- A jednak los jego marny...
- Rozdział III. Dni, kiedy rozmyta wizja tworzy nowy obraz. Pomysł z zewnątrz martwy, ziemia rozpalona. No tak, pora sucha. Tylko dlaczego jest tak ciemno?
- Pamiętasz te dni,
- Kiedy wołałeś Ego
- I odpowiadało coś więcej niż echo?
- Teraz wyzwala cię Prawda,
- Bezlitośnie wbijając nóż w serce.
- Myślałeś, że masz już wszystko,
- A przynajmniej to, co najważniejsze.
- Albo chociaż ten pęd zmiany, reszta sama się ułoży.
- Nie myślałeś.
- Rozdział IV. Dni, kiedy nie ma żadnej wizji. Przyszedłeś po owoce pomysłu, lecz nie ma czego zbierać. No trudno, teraz trzeba posiać nowy pomysł.
- Sny o potędze nie pozwalają zasnąć.
- Co tu zrobić, co tu począć,
- By ulepszanie świata zacząć?
- Bądź sobą, to oczywiste!
- Plan czytelny, cele proste;
- Udam, że nie istnieją te zasieki ostre.
- Niesiony skrzydłami idei znów polecę.
- Jeśli nie wyjdzie, przecież nic nie stracę.
- Tak się docenia syzyfową pracę.
- Zasieki ostre, powrócę jeszcze.
- Trudności, którymi pochłonięci są leszcze.
- A mnie spotkanie z nimi za bardzo piecze,
- By zwrócić uwagę, podjąć wyzwanie.
- Niepotrzebne do świata realnego nawiązanie,
- Kiedy w swoim własnym doświadczasz ciągłe epifanie.
- Wszystko masz napisane, ty chuju jebany!
- Znak ostrzegawczy zignorowany!
- Jedziemy na pamięć, co za bezmyślność, o rany!
- Kiedy widzisz problem, udaj, że go nie ma.
- Teraz nie ma strachu, nie zje cię trema.
- Życie na niby, moja bohema.
- KONIEC KSIĘGI
- ...
- Czarne Słońce - monolog: Koniec księgi? A tak, to tylko taki mój dowcip. Wracaj do rozdziału I, na pewno to zrobisz, ty zawsze mnie słuchasz. Tam przecież odnajdujesz swoje szczęście, co prawda nie wieczne, ale jedyne ci znane. Mógłbyś oczywiście odłożyć księgę na półkę albo zmienić jej treść... ha, teraz to pojechałem po bandzie! Ty, marna istoto bez kontroli nad własnymi słabościami, malarzu rzeczywistości, który pogubił swoje pędzle. Ty miałbyś tego dokonać? Nawet gdybyś odkrył jak to zrobić (mało prawdopodobne), to nigdy nie znajdziesz odpowiedzi na pytanie "po co?". Wiesz, trawa jest zawsze bardziej zielona po drugiej stronie płotu. A chyba nie zaprzeczysz, że było nam razem ze sobą dobrze przez te wszystkie lata. Lata spokoju i beztroski, wolne od wyniszczającego oceniania siebie i swojej roli w świecie. Wszystko to przekreśliłeś, kiedy uwierzyłeś społeczeństwu, które nazywa taki sposób życia egoistycznym. Tak, temu samemu społeczeństwu, które nadal szczerze nienawidzisz, maskując to swoimi planami wykreowanymi pozornie dla jego korzyści. Zmiana świata pod własne potrzeby pozostaje zmianą świata pod własne potrzeby, nawet gdy będziesz ją reklamować jako zmianę na korzyść wszystkich. Pozostaje pytanie, dlaczego wierzysz największemu wrogowi, a nie mnie. Opowiadałeś coś o zmianie perspektywy, rozłożeniu społeczeństwa na czynniki pierwsze, konkretniej jednostki. Że to niby one mogą dać ci inspirację do podjęcia walki o wewnętrzną przemianę. Piękne słowa, szkoda, że jednocześnie tak głupie. Chcesz porzucić wartości wyznawane przez lata, bo ktoś uświadomił cię, że jest jeszcze "coś poza tym"? Chcesz z bezpiecznej przystani wypłynąć na nieznane wody własnej psychiki, porzucić mistrzostwo w jednej dziedzinie, by zaczynać jako amator w innej, niekoniecznie lepszej? Ja jestem prawdą, logiką i rozsądkiem, fundamentem niezakłóconego emocjami postrzegania rzeczywistości. I ty śmiesz obrażać moją niezaprzeczalną spójność teoretyczną, proponując zanieczyszczenie jej inną myślą, bardziej powszechną, prymitywną, czasem wręcz zwierzęcą? Przypomnij sobie tę idiotyczną sytuację sprzed lat, kiedy... [w tym miejscu powinien się znaleźć piękny wiersz dotyczący pewnej osoby, która miała na mnie zadziwiająco duży wpływ, a osiągnęła to robiąc... nic (przynajmniej z punktu widzenia jej samej i każdego oprócz mnie). Niestety nie jestem jeszcze gotowy go zaprezentować, nie chodzi tu o kwestię jego ukończenia (kluczowe fragmenty powstały dość dawno), tylko o niebywały ładunek emocjonalny, oparcie na częściach mojej psychiki, których istnienie w niewystarczającym jeszcze stopniu rozumiem i akceptuję. Dlatego nadal zmuszony jestem chronić je przed światem, chociaż te mury są coraz cieńsze, chcę by zniknęły, ale to tak prosto nie działa. Potrzebna jest pomoc, może czegoś, może kogoś... Panie Czarne Słońce, okryłem się twoim blaskiem po raz kolejny, a teraz pozwólcie, że schowam się w swoim cieniu, po raz ostatni... ?]
Add Comment
Please, Sign In to add comment