Guest User

#wtc #polska #azbest #rak

a guest
Aug 2nd, 2014
1,466
0
Never
Not a member of Pastebin yet? Sign Up, it unlocks many cool features!
text 9.19 KB | None | 0 0
  1. Polscy azbesciarze z WTC umierają.
  2.  
  3. Wszyscy wdychali śmierć
  4. Marcin Fabjański
  5. Śmierć dopadła polskich robotników, którzy cztery lata temu przebijali się przez gruzy World Trade Center w Nowym Jorku – nie żyje ich już 19. Niektórzy wracają umierać do Polski.
  6.  
  7. Józef Pogorzelski za nic nie wypowie słowa „śmierć”. Powie „to najgorsze” albo „to, co się może stać”. O tym, jak śmierć powoli zadomawia się w jego ciele, mówi za to bez oporów: – Najpierw był rak złośliwy tarczycy. Potem przyszły: zapalenie trzustki, zniszczony woreczek żółciowy, astma, nagła otyłość (przytył 20 kilogramów w pół roku), zmniejszony o połowę otwór tchawicy, azbestoza. Józef sześć razy był w szpitalu, przeszedł dwie operacje w ciągu roku, zaraz czeka go trzecia. Ofiary śmiertelnego powietrza ze „strefy zero” czasem umierają nagle – idą ulicą, doznają napadu wyczerpania, a ich płuca się zapadają.
  8. 20 września 2001 roku – dziewięć dni po ataku terrorystów na Nowy Jork – Pogorzelski ruszył w brygadzie azbestowców oczyszczać budynek Verizonu z trującego różowoszarego pyłu po World Trade Center. Pył przenikał przez ściany, szyby, metal. Gdy potem Józef tygodniami czyścił wozy strażackie, pył wychodził do niego z tapicerki, elektryki, chromowych zegarów. Był wszędzie. 19 sierpnia 2005 roku Pogorzelski pochował kolegę z brygady. Teraz się boi. Różowy pył wciąż budzi go ze snu w środku nocy. Śni mu się nawet jego mdły zapach.
  9.  
  10. Tylko sprzątali
  11.  
  12. Budynek firmy telefonicznej Verizon przyjął potężną falę uderzeniową odłamków z World Trade Center, ale się nie zawalił. Silnik z samolotu terrorystów wyrąbał w nim dziurę przez kilkanaście pięter, zatrzymał się dopiero w piwnicach, zostawił po sobie gruzy. Budynek osmoliły płomienie z WTC, zaatakował gęsty pył. Polscy robotnicy azbestowi mieli go posprzątać. Nie narzekali. Nie narzekasz na pracę za 23 dolary 15 centów na godzinę bez ograniczeń, za którą nazywają cię w gazetach bohaterem. Czyścili. Wszystko po kolei: sprzęt biurowy, podłogi, dywany. I tak mieli lepiej niż ci Polacy, którzy odgruzowywali zawaloną stację podmiejskiej kolejki PATH. W Verizonie nie było trupów. Na stacji trafiały się urwane ręce i głowy. Polacy stanowili tam 80 procent zespołu do usuwania azbestu.
  13. Specjalista azbestowy Piotr Matuszewski wszedł do „strefy zero” 12 września, wyszedł z niej pół roku później: – Zgliszcza paliły się przez wiele dni śmierdzącym dymem, wszędzie wisiała gęsta mgła z pyłu.
  14. W pyle, o którym opowiada, zmieszało się wszystko: zwęglony metal, cement, plastik z komputerów, ludzkie ciała. Budynek Verizonu mógł się zawalić. Wycie syreny oznaczało ewakuację. Zbieganie w pełnym ekwipunku azbestowca z 30. piętra. Potem wchodzenie. Po parę razy dziennie. Na początku Polacy słuchali syreny. Po paru dniach przestali zwracać na nią uwagę. Dym gryzł nawet przez maskę, czekali, aż ustąpi, nie chciał. Masek zdejmować nie powinni – tylko jak w masce zapalić papierosa?
  15. Maskę ściągać musieli za to zaraz po wyjściu z budynku. Na zewnątrz inspektorzy agencji rządowych zabraniali ich nosić – azbestowcy mogli wystraszyć wolontariuszy, którzy grzebali w kupie gruzu po wieżowcach w nic niewartych papierowych maseczkach.
  16. Józefa Pogorzelskiego zaczęło zatykać od pyłu i piec w gardle już parę dni po tym, jak wkroczył na tę kupę gruzu. Koledzy doradzali: idź do lekarza. Nie chciał. – Nie przejmowałem się. To normalne, że coś ci dolega, jak pracujesz 12–14 godzin dziennie, bez przerwy na weekendy – mówi.
  17. Pół roku później nie mógł już oszukiwać nawet siebie. Oddychał coraz ciężej. Zgłosił się do szpitala Mount Sinai.
  18.  
  19. Zjeść cegłę z azbestu
  20.  
  21. Po ataku na WTC polscy azbestowcy miesiącami pracują, śpią i znowu pracują. Nie widzą miasta podzielonego żółtą policyjną taśmą na strefę otwartą i zakazaną. Nie słyszą też braw tłumu gapiów na widok wozów strażackich i zbiorowego jęku przerażenia, gdy po raz pierwszy pod „strefę zero” podjeżdżają ciężarówki chłodnie i od razu staje się jasne – jadą po ludzkie szczątki. Nie widzą głosicieli ewangelii, którzy większą niż zwykle armią krążą po peronach metra, zwiastując apokalipsę i nawołując do żalu za grzechy.
  22. W pięć dni ratownicy usuwają rękoma 10 tysięcy z 450 tysięcy ton gruzu. Ciężkiego sprzętu nie można wprowadzić – pod gruzami wciąż mogą być ludzie. Ciężarówki wywożą gruz na barki, a te na jedno z największych na świecie wysypisk śmieci – Fresh Kills na Staten Island. Tam czekają agenci FBI. W gruzie znajdują biżuterię, ubrania, rzeczy osobiste, części komputerów. Szukają czego innego – dwóch czarnych skrzynek z samobójczych samolotów. Z okien Verizonu polscy azbestowcy widzą, jak ratownicy na kupie gruzu po WTC co jakiś czas podają sobie z rąk do rąk pomarańczowy worek na ciało. Jednak rzadko włożą do niego coś więcej niż strzęp człowieka.
  23. Zapracowani ratownicy nie czytają gazet. Gdyby czytali, może wystraszyłyby ich doniesienia o zagrożeniu azbestem. Albo uspokoiły słowa rządowych specjalistów, że zagrożenie to wymysł firm usuwających azbest, które chcą zrobić interes na katastrofie.
  24. Paweł Gruchacz, wysoki działacz związku zawodowego azbestowców Local 78: – Burmistrz Giuliani zapewniał wtedy, że badania i próbki Wydziału Ochrony Środowiska nie wykazały żadnego skażenia.
  25. Giulianiemu każdy wtedy wierzył albo chciał wierzyć. Burmistrz sam prawie zginął. Też niewiele spał. Szarą od pyłu limuzyną pędził po Manhattanie, ściskając w dłoniach książkę Winstona Churchilla „Pięć dni w Londynie” o bombardowaniu tego miasta w 1941 roku. – Nie jesteśmy pierwszymi, których napadnięto. Cywilizacje i demokracje były atakowane, ale znalazły odwagę, żeby sobie z tym dać radę – mówił.
  26. Rzeczywistość nie była tak piękna. W obydwu wieżach World Trade Center mogło tkwić nawet tysiąc ton azbestu. Użyto go do budowania niższych pięter (w wieży północnej do 40. pietra, a w południowej do 15.) i zabezpieczania rur. Już we wrześniu 2001 roku jeden ze specjalistów od badania powietrza mówił mi anonimowo: – Na gruzach ludzie nawdychali się tak dużo pyłu, jakby zjedli po kilka azbestowych cegieł. Wynikami badań stężenia azbestu można manipulować i agencje miejskie oraz federalne, które zapewniają, że powietrze jest bezpieczne, właśnie to robią. Nie chcą siać paniki.
  27. Innymi niż azbest wyziewami ze zgliszcz po World Trade Center – gazami pełnymi metali ciężkich i cząsteczkami stopionego cementu oraz szkła, które tańczyły w powietrzu, paliły płuca, żołądek i serce – nikt się wtedy w Nowym Jorku nie przejmował. A to głównie one zaczęły lata później zabijać polskich robotników.
  28.  
  29. Polscy robotnicy dostali maski z nowoczesnymi filtrami Hepa, ale nawet one nie chroniły skutecznie przed wyziewami trującymi w „strefie zero”
  30. (...)
  31. Pierwsza fala poważnych chorób dosięgła azbestowców jesienią 2003 roku. Od tamtej pory do dziś umarło co najmniej 19 Polaków – mówią w związku zawodowym Local 78. W szpitalu Mount Sinai twierdzą, że właśnie umiera kolejnych 50. Ale wiadomo, że polskich ofiar wyziewów po WTC jest więcej.
  32. – Jeden Bóg wie, ilu wyjechało do Polski, żeby umrzeć. Dwa tygodnie temu zrobił to mój kolega. Przed odlotem przyszedł się pożegnać. Miał potężną rozedmę płuc. Nie wiem, czy jeszcze żyje – mówi Paweł Gruchacz.
  33. Niedawno powstał projekt nowego WTC. Wkrótce ruszy budowa. A Polacy wciąż czyszczą z azbestu budynki wokół „strefy zero”. Czasami mignie ludzka sylwetka w czarnej jamie po oknie w budynku Deutsche Banku. Będą go rozbierać.
  34. (...)
  35. Po pomoc Pogorzelski poszedł do St. Mark’s Place Institute for Mental Health – placówki, która powstała, by dbać o zdrowie psychiczne wschodnioeuropejskich nowojorczyków. Ma tu darmowego psychiatrę, psychologa, pracowników socjalnych, którzy mówią po polsku. Azbestowcy z WTC nie przyszli tu od razu. Wielu jest w USA nielegalnie – bali się, że ich deportują. Paru zaryzykowało i szybko po Nowym Jorku rozeszła się szeptana po polsku wieść: nie deportują, pomagają za darmo. Tym, którzy wydali już wszystko na leki, dają nawet talony na żywność, bilety miejskie i ubrania.
  36. Tylko przez ostatnie pół roku w instytucie pojawiło się 600 azbestowców. Będą kolejni, w „strefie zero” było ich trzy tysiące. Diagnoza jest zwykle ta sama – po polsku czy po angielsku: PostTraumatic Stress Disorder (zespół stresu pourazowego).
  37. (...)
  38. – Połowa z nich ma rozpoznanie alkoholizmu jako jednostki chorobowej. Piją, bo są przerażeni. Śmiertelnie wystraszeni. Co chwila dowiadują się, że zmarł jakiś kolega. A oni sami nie mogą się wyleczyć. Lekarze nie wiedzą za dobrze, co się z nimi dzieje. Nie mogą spać, męczą ich nocne koszmary i wybuchy złości – mówi doktor Pabis. 90 procent azbestowców, którzy zgłosili się do jego instytutu, łyka antydepresyjne prochy. Mają napady paniki. Wielu planowało samobójstwo.
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment