Advertisement
Guest User

Untitled

a guest
Sep 21st, 2017
70
0
Never
Not a member of Pastebin yet? Sign Up, it unlocks many cool features!
text 3.53 KB | None | 0 0
  1. Autoewolucja, pisał Krasnow, jest to kreacja genetycznej przyszłości gatunku przez jego przedstawicieli. Zaczęto powszechnie używać tego terminu po komercjalizacji technologii „rzeźbienia" DNA planowanego dziecka. Całkowicie błędnie.
  2.  
  3. Otóż aby móc mówić o jakiejkolwiek ewolucji, musi zachodzić ciągły proces dziedziczenia, a tu z niczym podobnym nie mamy do czynienia, bo genetyczne rzeźbienie nie ogranicza się do jednego pokolenia, lecz dotyczy w równym stopniu całej rozciągniętej wzdłuż osi czasu linii „potomków". Gdyby jeszcze rzeźbiarze dokonywali swych operacji na DNA faktycznie pochodzącym od rodziców, dziedziczono by przynajmniej introny. Ale firmy genetic sculptors mają swoje - identyczne dla wszystkich klientów - genomy ramowe, od których zawsze rozpoczynają proces komputerowego doboru dezoksyrybonukleotydów. Nic zatem, dosłownie nic nie przechodzi z matki i ojca na ich" dziecko, nawet kody mitochondrialne. Ewolucja gatunku została ucięta niczym lancetem, dalej już tylko ewolucja mód.
  4.  
  5. Po drugie zaś - i tu Krasnow docierał do źródła zagrożenia/szansy - owo cięcie było „nieczyste". Żeby ono faktycznie dotyczyło całego gatunku...! Ale nie dotyczy. Dżdżownica światowej ekonomii rozciąga się i rozciąga -my tu biedzimy się nad genetycznymi modami, a w sercu Afryki wciąż mordują się kałasznikowami, dzidami, maczetami i mnożą zgodnie z plemienną tradycją, po dwunastu z jednej matki, umiera dziesięciu, Darwin w zenicie, czysty żywioł. Samo w sobie z genetycznego punktu widzenia nie jest to nic złego, wręcz przeciwnie, to stan naturalny, tak było przez tysiąclecia i tak być powinno, nie z tego powodu kłopot. I nie kłopot z powodu rzeźbienia jako takiego, bo gdyby było ono obligatoryjne dla każdego mieszkańca Ziemi - również nie stanowiłoby żadnego zagrożenia. Problem natomiast powstaje z pomieszania obu tych systemów, ich równoczesnego funkcjonowania w blisko ośmiomiliardowej populacji - przy czym swym genomem manipuluje zaledwie osiem jej procent.
  6.  
  7. Powiedzmy sobie jasno - grzmiał Krasnow - fakt, że rozpisaliśmy DNA Homo sapiens na grupy genów podług ich embriogenetycznych funkcji, bynajmniej nie oznacza, iż wiemy, co może dać w fenotypie dowolna ich konfiguracja, w istocie wątpliwe, byśmy kiedykolwiek w przyszłości to wiedzieli. Genetyczni rzeźbiarze codziennie aktywizują tysiące takich zestawów genów, które nie występują i nigdy nie występowały w naturalnej historii gatunku, bądź występowały, lecz zostały wyeliminowane w procesie dalszej selekcji. Dla pojedynczego osobnika noszącego je w swych komórkowych jądrach nie posiada to najmniejszego znaczenia: on ma - wynikającą z uprzednich testów -gwarancję firmy od poczęcia aż do śmierci. Nie miałoby to również znaczenia, gdyby nie pozostawiał on po sobie innych potomków, jak tylko rzeźbionych. Jednak to byłby stan idealny, modelowy, nie do osiągnięcia w rzeczywistości, gdzie ma miejsce nieustanny przepływ genów z populacji z upowszechnionym genetycznym projektowaniem do populacji wciąż podległych jedynie prawom Darwina. Ta rzeka wykoncypowanych w odmętach fuzzy logic naszych superkomputerów, artefaktycznych genów - rwie z siłą Amazonki na zewnątrz, do oceanu siedmiu miliardów Homo sapiens, rekombinujących następnie w naturalny sposób owo obce, nowe DNA z DNA nierzeźbionym lub, co gorsza, z innym DNA rzeźbionym; i jeszcze raz; i jeszcze raz; i wciąż ze świeżymi domieszkami... Rozprzestrzenia się po populacji niczym pożar w dżungli.
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment
Advertisement