Advertisement
Guest User

jerzy bak

a guest
Nov 12th, 2019
102
0
Never
Not a member of Pastebin yet? Sign Up, it unlocks many cool features!
text 7.24 KB | None | 0 0
  1. Jerzy Bąk z Rudy Śląskiej prowadzi niewielki sklep spożywczy już od 26 lat. W latach 90. biznes szedł dobrze. Kłopoty zaczęły się wraz z nadejściem ery hipermarketów. Z podobnymi stykają się dziesiątki tysięcy właścicieli małych sklepów.
  2.  
  3. Ojciec i brat pana Jerzego byli górnikami w nieistniejącej już rudzkiej kopalni Walenty-Wawel. Nie ciągnęło go jednak nigdy w ich ślady. Z zawodu jest kucharzem. Wcześniej pracował m.in. jako kierownik sklepu garmażeryjnego i szef zmianowy restauracji. Niewiele brakowało, a w latach 70. zostałby kierownikiem... wojskowego kasyna.
  4.  
  5. – Służyłem wówczas w oddziale Wojsk Ochrony Pogranicza w Przemyślu, byłem tam szefem kuchni. W jednostce otwierano kasyno i dostałem propozycję, abym nim pokierował. Gdy powiedziałem o tym rodzicom, kazali wybić mi sobie ten pomysł z głowy. Nie chcieli, żeby został zawodowym żołnierzem. Propozycja była kusząca, ale nie wiem, jak zniósłbym rozłąkę z rodziną. To w końcu 320 kilometrów od domu – z uśmiechem wspomina 61-letni dziś Jerzy Bąk.
  6.  
  7. Wzięliśmy sprawy w swoje ręce
  8. Sklep spożywczy w 140-tysięcznej Rudzie Śląskiej Bąk prowadzi od 1991 roku. Założył go ze szwagierką w jednym z górniczych bloków na niewielkim osiedlu przy ul. Piernikarczyka w dzielnicy Bielszowice.
  9.  
  10. – Tak jak nakazał prezydent Lech Wałęsa, „wzięliśmy sprawy w swoje ręce”. Pamiętam, że na starcie włożyłem w ten biznes 5 mln zł [kwoty przed denominacją z połowy lat 90.], szwagierka dołożyła 4 mln. W tamtym okresie panował duży entuzjazm i wiele osób zakładało swoje firmy. Pierwsze lata były dla nas bardzo dobre pod względem finansowym – podkreśla Bąk.
  11.  
  12. Na początku lat 90. kopalnie zaczęły stopniowo pozbywać się nieruchomości. Blok przy ul. Piernikarczyka przejęła spółdzielnia mieszkaniowa i systematycznie podwyższała czynsz. Z tego względu w 1994 roku Jerzy Bąk przeniósł swój sklepik kilkaset metrów dalej, na ul. Bielszowicką.
  13.  
  14. Przez kolejną dekadę biznes funkcjonował przyzwoicie. W 2002 roku w sąsiedniej dzielnicy Rudy Śląskiej otwarto hipermarket Tesco. Z czasem w pobliżu zaczęło przybywać mniejszych marketów – Biedronek i Lidli. Obroty sklepu Jerzego Bąka zaczęły spadać.
  15.  
  16. – Oczywiście nic nie dzieje się bez przyczyny. Markety mogą sobie pozwolić na to, żeby sprzedawać wodę mineralną za złotówkę. Ja za tę samą wodę w hurtowni płacę 1,27 zł. Przychodzi do mnie klient i widzi, że sprzedaję ją później za 1,70 zł. Co mam mu powiedzieć? Przecież nie mogę sobie pozwolić na niższe ceny. Prawie wszyscy mają teraz samochody i wolą podjechać nieco dalej, żeby zapłacić mniej. I to dotyczy wielu produktów. Nie mam tego nikomu za złe, to naturalna reakcja. Od dawna mówi się jednak, żeby znieść ceny dumpingowe. Najbardziej uderzają one w małych sklepikarzy. Niestety, cały czas nic się nie zmienia – wyjaśnia Bąk.
  17.  
  18. Dodaje, że nie zamierza jednak konkurować z marketami. Jego zdaniem to walka z wiatrakami. Sklep przy ul. Bielszowickiej funkcjonuje głównie dzięki stałym klientom. To w zasadzie przede wszystkim mieszkańcy kilku bloków i domków jednorodzinnych oraz jednej kamienicy. Osoby, które mieszkają nieco dalej, odwiedzają już inne sklepy. Czasem do Bąka wpadnie też ktoś przejazdem – ul. Bielszowicka znajduje się w pobliżu zjazdu na autostradę A4.
  19.  
  20. Otwarte od 5.15
  21. Sklep mieści się w niewielkiej, drewnianej budce (30 m kw.). Po wejściu do środka w oczy rzuca się charakterystyczny, szklany regał ze słodyczami. Po lewej lodówki z mrożonkami i lodami. Na wprost widać półki z przetworami, konserwami, napojami, kaszami, mąkami i makaronami. Pieczywo jest wystawione na specjalnym regale. Na sklepowej ladzie można z kolei poprzeglądać gazety. Wyposażenie sklepu uzupełniają lodówka z nabiałem i wędlinami oraz regał z chemią i kosmetykami. Zapasy Jerzy Bąk trzyma na malutkim zapleczu.
  22.  
  23. W swoim asortymencie ma także m.in. podstawowe warzywa i owoce (przykładowe ceny: seler po 4 zł za kg, pietruszka 1,2 zł, pomidory 8 zł, ogórki zielone 4,5 zł, marchewki 2 zł, jabłka 2,8 zł, banany 6 zł, truskawki 12 zł), papierosy i karmy dla psów. Od niedawna stara się też o pozwolenie na sprzedaż piwa. Uzyskał już na to zgodę sanepidu.
  24.  
  25. Każdy swój dzień Jerzy Bąk rozpoczyna o godz. 4.45. Już po kwadransie pojawia się w sklepie. O tej porze przywożone jest pieczywo i prasa. Sklep otwiera o 5.15. Wówczas jest największy ruch w interesie. Dużo osób wpada po świeże bułki i chleb, idący do pracy na poranną zmianę górnicy kupują papierosy lub tabakę. Przed godz. 8 pojawiają się też rodzice zawożący dzieci do szkoły.
  26.  
  27. W kolejnych godzinach ruch jest nieco mniejszy. Dopiero wówczas można swobodnie porozmawiać z Jerzym Bąkiem. W ciągu 45 minut naszej rozmowy do sklepu wchodzi zaledwie kilka osób. Więcej klientów pojawi się dopiero ok. godz. 14, podczas powrotów z pracy. Godzinę później sklep jest zamykany. W sobotę pan Jerzy zamyka jeszcze szybciej – o godz. 13. W niedzielę ma wolne. Codziennie pojawia się u niego ok. 150-160 klientów. Zazwyczaj robią zakupy za kilkanaście złotych. Paragony na ponad 100 zł są u Jerzego Bąka rzadkością.
  28.  
  29. Trzy-cztery razy w tygodniu po zamknięciu sklepu Bąk jeździ po towar do hurtowni, m.in. Selgrossa i Makro Cash&Carry. Później wyładowuje go na półki. W takie dni w domu pojawia się ok. godz. 19.
  30.  
  31. 10 lat bez urlopu
  32. Jak zauważa Jerzy Bąk, jego sklep najwyższe przychody ma zimą i latem. – Wynika to z faktu, że gdy warunki atmosferyczne są niesprzyjające – panuje fala mrozów czy upałów – ludziom nie chce się daleko chodzić czy jeździć na zakupy. Kupują w zasadzie tylko te najpotrzebniejsze produkty. Mieszkańcy osiedla wybierają wtedy właśnie mój sklep. Moją przewagą jest też to, że klienci zawsze mogą u mnie zamówić pieczywo czy poprosić o odłożenie jakiejś gazety. A potem odebrać towar np. podczas powrotu z pracy. W innych sklepach rzadko zdarza się taka możliwość. Ale mój największy atut jest taki, że wielu klientów bardzo dobrze mnie zna i mi ufa. Przy zakupach możemy sobie porozmawiać o wszystkim – mówi Bąk.
  33.  
  34. Miesięczne utrzymanie sklepu kosztuje 5 tys. zł. Po odliczeniu wszystkich opłat Jerzemu Bąkowi na rękę pozostaje 1,8-2 tys. zł. Jak sam przyznaje, 15-20 lat temu potrafił zarobić pięć razy tyle. Dlatego też po godzinach dorabia jeszcze w firmie teścia, która produkuje kotły gazowe.
  35.  
  36. – Mam bardzo wielu znajomych, którzy są na górniczej emeryturze. Mówią mi: „Jurek, ty masz prywatny biznes, pewnie zbijasz na tym kokosy”. Nic z tych rzeczy. Zawsze żartuję, że chętnie – choć na miesiąc – bym się z nimi zamienił i dał im poprowadzić swój sklep. Od 10 lat nie byłem na urlopie. Na L4 też niespecjalnie mogę sobie pozwolić. Mimo to lubię swoją pracę i nie wyobrażam sobie innego zajęcia. Do emerytury pozostały mi cztery lata i nie zamierzam niczego zmieniać. Potem sklep zostanie jednak prawdopodobnie zamknięty. Nie mam go komu przekazać. Syn jest urzędnikiem i z pewnością nie zamierza pójść w moje ślady. Wszystkim młodym ludziom odradzam zresztą pójście w handel. To bardzo ciężki kawałek chleba.
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment
Advertisement