Advertisement
Not a member of Pastebin yet?
Sign Up,
it unlocks many cool features!
- Wielu tych, którzy na Javiera Mileia głosowali, uważa, że należy dać mu szansę (powiedziało mi to kilkoro samozatrudnionych). Niektórzy żałują, że na niego oddali głós – obawiają się, że nie przetrwają terapii szokowej. Taksówkarz Gustavo, który wcześniej był drukarzem, wieszczy rozlew krwi.
- Przez cały tydzień Javier Milei prowadził bitwę na słowa z piosenkarką Lali Esposito. Nazwał ją w radiu „pasożytką”, która „ssała państwowy cycek”, tzn. pobierała honoraria za darmowe koncerty (powszechna praktyka w Argentynie: koncerty otwarte, bez biletów, opłacane przez władze miasta lub prowincji). „Jesteś narzędziem propagandy, nie artystką”.
- Przeciwnicy Mileia od razu przypomnieli, że jego narzeczona, imitatorka Fatima Flores, też pobierała państwowe pieniądze za podobne występy. Ale Mileia nie da się speszyć – w kolejnej odsłonie nazwał Lali „kretynką” i umieścił na portalu X (d. Twitter) jej wizerunek stworzony przez AI, jak z workiem dolarów ucieka przed głodnymi dziećmi (potem wykasował). Uwaga: mowa o prezydencie kraju, nie influencerze z TikToka!
- Kampania przeciw Lali była „perwersyjna i wredna”, jak się wyraził pewien komentator w TV. Tym bardziej że artystka wywodzi się z dzielnicy biedy; jako dziecko na castingi jeździła sama autobusem; zagrała w telenoweli jako 10-latka, a potem ciężko harowała na sławę. „Anarchokapitalista”, jak się określa Milei, powinien taką osobę hołubić, stawiać za wzór.
- Tymczasem on uczepił się dwóch słów gwiazdy z portalu X – i to sprzed pół roku. Zaniepokojona wzrostem poparcia dla „argentyńskiego Trumpa”, jak bywa nazywany Milei, Lali napisała, że to „niebezpieczne” i „smutne”. Nic więcej. Teraz odpowiedziała Mileiowi, zachowując formy: „Panie Prezydencie, odczuwam dysproporcję między pańską władzą a władzą tych, których pan atakuje za to, że myślą inaczej. A fałszywe informacje czynią pańskie wypowiedzi niesprawiedliwymi i przemocowymi”.
- Niestabilny
- Główna konserwatywna gazeta „La Nación” dopiekła Mileiowi: były prezydent Argentyny Juan Perón polemizował z ówczesnym ambasadorem USA Spruille Bradenem, Fidel Castro – z „imperializmem amerykańskim”, prezydentka Cristina Kirchner z prezydentem Mauriciem Macrim (i vice versa). A z kim polemizuje Milei? Z Lali Esposito.
- Nawet gdy krytykowano Mileia za atak na piosenkarkę, przez cały tydzień – we wszystkich gazetach i kanałach TV – to był temat. Niektórzy mówili, że to zasłona dymna przykrywająca porażkę: Milei nie zdołał przeciągnąć na swoją stronę nawet życzliwych parlamentarzystów w kwestii superustawy dającej mu specuprawnienia i zmieniającej system społeczno-gospodarczy.
- Ale biograf prezydenta Juan Luis Gonzalez uważa, że w ataku Mileia na Lali nie było kalkulacji. – On jest niestabilny, zachowuje się jak dziecko: gdy jest wściekły, krzyczy, przezywa. Nigdy nie powie, że się zagalopował lub pomylił.
- Gdy nie ma się wglądu w psychikę Mileia – wrócę do niej – wszystko wygląda jak spektakl: raz zaplanowany, raz spontaniczny. Trzy miesiące jego rządów to nieustający show. Albo walka na ringu. Tylko z kim? On mówi, że z „kastą polityków”, choć często wydaje się, że Milei walczy z całym światem. Może z samym sobą?
- Jak tylko skończył bić w Lali, przerzucił się na kongres. „To szczurza nora!” – rzucił na spotkaniu klubu liberałów. I dołożył eksprzyjacielowi, liberałowi Lopezowi Murphy’emu – że to „zdrajca i śmieć”. „Śmieć” (basura).
- – Minęły niecałe trzy miesiące, a ja czuję się wyczerpany, jakby minęły cztery lata – mówi sławny argentyński prozaik Martin Kohan (podobną myśl usłyszę potem od kilku osób). – On jest agresywny i tę agresję przekazuje widzom, słuchaczom, społeczeństwu. Narzuca intensywność, która jest nie do wytrzymania.
- Gdy powie lub zrobi coś szokującego, nie daje odetchnąć: dwa–trzy dni później miniony szok blednie w porównaniu z następnym. Życie jak w lunaparku.
- Postać z gier wideo
- Na scenie międzynarodowej działa tak samo. W czasie Światowego Forum Ekonomicznego w Davos przy na wpół pustej sali głosił z mesjańskim zapałem, że „socjalizm przejął świat” i do jednego worka wrzucił „komunistów, socjalistów, socjaldemokratów, chadeków, neokeynesistów, progresistów, populistów”. Wszyscy oni są – w opinii Mileia – problemem; bo państwo produkuje nędzę.
- Potem na portalu X udostępnił rysunek przedstawiający umięśnionego wojownika, którego eskortują dwie kobiety niosące na ramionach jego fallusa. Podpis brzmiał: „Javier Milei opuszcza Davos po tym, jak kazał Klausowi Schwabowi [prezydentowi Forum] iść do diabła”.
- Media społecznościowe to żywioł Mileia. Na portalu, który śledzi jego aktywność w sieci, policzono, że w ciągu gorącego tygodnia walki z Lali i innymi wrogami Milei udostępnił, zalajkował lub „wyprodukował” 2 tys. wpisów (!). W tygodniu między 13 a 20 lutego spędził na dawnym Twitterze ponad 21 godzin – średnio trzy dziennie.
- – To postać telewizyjna, showman – mówi socjolog Lucas Rubinich, a Martin Kohan powątpiewa: – Tak go widzą starsi. Sądzę, że Milei to inny poziom – to postać z gier wideo.
- Jednego dnia jest więc Mojżeszem – taki swój wizerunek w stylistyce gier wideo stworzył w sieci – i na kamiennych tablicach objawia ludowi „nową religię”, tj. ustawę zwaną omnibusem, zmieniającą system. Innego dnia jest Terminatorem – tym, którego grał Arnold Schwarzenegger – z bronią snajperską, który przez wizjer celuje do wrogów. A w rozmowach ze znajomymi coraz częściej przewija się pytanie, czy „to jeszcze zabawa, czy już podżeganie do przemocy?”.
- Obeznani z serialami i grami wideo wyłapują, gdy Milei nawiązuje do ich języka. Gdy ogłaszał, że „nie przyszliśmy kontynuować tej samej gry politycznej, przyszliśmy złamać jej reguły”, rozpoznali parafrazę z „Gry o tron”. „Nie zatrzymam koła, ale je złamię” – mówiła w serialu królowa smoków Daenerys Targaryen. W finale opowieści ona, która obiecała uwolnić niewolników i wyzwolić ludzi z biedy, popadła w szaleństwo oraz spaliła stolicę królestwa i połowę jego mieszkańców.
- Z piłą w ręku
- Szokującym kontrastem dla codziennego show Mileia są sceny z ulic Buenos Aires. Takiej liczby bezdomnych nie widziałem tu od ćwierć wieku. Śpią i żebrzą pojedynczo, parami, wielodzietnymi rodzinami. Kiedyś zaludniali chodniki w centrum, teraz część przeniosła się do tzw. lepszych dzielnic – Barrio Norte, Recoleta, Palermo, Belgrano. Schludnie ubrani ludzie grzebią w śmietnikach – nie jest to zjawisko masowe, ale widoczne. Każdego dnia kilkanaście razy ktoś nagabuje mnie o drobne lub prosi o kupienie jedzenia.
- Równocześnie np. restauracje w zamożniejszych dzielnicach wcale nie świecą pustkami. Trzy światy: jedni na dnie już od dawna, drudzy właśnie spadają w przepaść, a trzeci sprzedali trochę dolarów ze skarpety – i żyją jak zawsze. Katolicki uniwersytet ogłosił wyniki badań, które na czołówkach zamieściły gazety od lewa do prawa: bieda osiągnęła 57,4 proc.! – i jest najwyższa od 20 lat. Nędza, czyli stan, w którym brakuje środków na zaspokojenie podstawowych potrzeb – 15 proc.
- Inwestycje społeczne rząd Mileia obciął o 80 proc. Subsydia cen gazu, prądu i transportu – o 64 proc. Dopłaty do emerytur i pomocy dla potrzebujących – o 30 proc. Milei mówi o cięciach, jakby miał z tego zabawę: piła łańcuchowa (motosierra) działa, piła to, piła tamto. (Piła była jego głównym rekwizytem w kampanii wyborczej).
- Równocześnie ceny energii poszybowały – o 150 proc. Rysownik gazety „Pagina 12” zilustrował to unoszącymi się w chmurach balonami w kształcie żarówek. Ceny wszystkiego wzrosły średnio w ciągu miesiąca o połowę. Inflacja w styczniu – 20 proc. (w ciągu roku – 254 proc.).
- Rozmawiałem z ubogimi. Nie wiedzą, jak przeżyć za ekwiwalent 150, 200 czy nawet 250 dol.; i czy po kilkusetprocentowej podwyżce cen komunikacji miejskiej opłaca im się przyjeżdżać z biednych przedmieść do pracy w stolicy. Pociąg plus dwa–trzy autobusy w obie strony pożerają nawet 20–25 proc. zarobku.
- Gazeta „La Nación” informuje, że ze szpitalnych izb przyjęć odchodzą lekarze. Ze względu na płace, ale i z powodu agresji pacjentów, którzy wybuchają, oczekując w kolejkach. Odnotowano fizyczne napaści na lekarzy – ilustracja społecznego nastroju.
- Któregoś dnia około tysiąca osób utworzyło kolejkę przed Ministerstwem Kapitału Ludzkiego. Protestowali przeciw wstrzymaniu przez Mileia funduszy na ludowe stołówki. W 47-milionowej Argentynie korzysta z nich 4,5 mln osób. Ludzi sprowokowała ministra Sandra Pettovello, bo odmówiła rozmów z organizacjami społecznymi w tej sprawie, twierdząc, że osobiście przyjmie każdego, kto cierpi głód. „Pettovello, przyjęcie 4,5 mln ludzi korzystających ze stołówek zajmie ci 43 lata!” – napisali wściekli na skrawku kartonu.
- Poziom desperacji ilustruje też tragedia 20-letniego Ezequiela Curaby z Rosario. Chłopak zmarł porażony prądem w czasie kradzieży podziemnych kabli pod napięciem – a jego śmierć wstrząsnęła Argentyną. Za miedź z takich kabli nieźle płacą w punktach skupu. Była nauczycielka chłopaka napisała list, nie chcąc, by zapamiętano go jako złodzieja: „W dzielnicy Santa Lucía ludzie pracują, ale z powodu biedy każda rzecz staje się tam trudniejsza – począwszy od zdobycia ołówka i teczki do szkoły, po jedzenie, ubranie się, schronienie przed zimnem lub ucieczkę przed upałem”.
- Byle nie peronista
- – Milei nie odpowiada za obecną biedę, odpowiada za to, co z nią zrobi – mówi Pedro Brieger, socjolog i dziennikarz, który o Mileiu mówił od kilku lat „medialny pajac”. Kto więc odpowiada? Potężne zadłużenie w Międzynarodowym Funduszu Walutowym, Covid-19 i susza. Te trzy źródła głębokiego kryzysu wskazuje Eduardo de Miguel, dziennikarz pracujący dla światowej agencji newsowej.
- Zadłużenie to argentyńskie przekleństwo – poddusza Argentynę od czasów dyktatury (1976–83). Za lewicujących peronistów, w ostatnich dwóch dekadach, kraj spłacił większość długów, ale nowym, w wysokości 44 mld dol., obciążył go Mauricio Macri, neoliberał, którzy rządził w latach 2015–19 (teraz będzie może koalicjantem Mileia). Błąd ostatniego rządu peronistów polegał na tym, że nie zdołali renegocjować lepszych warunków spłaty i nie zastopowali inflacji.
- Czy winę za nieszczęścia wyborcy zrzucili na nich? Tak i nie. W pierwszej turze wyborów wygrał peronista Sergio Massa, zdobywając 37 proc. głosów. Mileia poparło 30 proc., głównie ubodzy, pracujący w szarej strefie. Jak mówi Eduardo, samozatrudnieni z sektora usług, „produkty” uberyzacji gospodarki, w których pandemia uderzyła najmocniej. Kiedyś wielu z nich głosowało na peronistów. W czasie pandemii winą za swój upadek obciążyli rząd (lockdown) – a rządzili akurat „ich” peroniści. To do tych ludzi przemówił antypaństwowy bluzg Mileia – rząd pozbawił was zarobków, covid to bzdura; z państwa żyją pasożyty (związkowcy), a nie harujący, jak wy.
- Poparcie tej grupy nie wystarczyłoby jednak do wygranej. O zwycięstwie Mileia zdecydowali antyperoniści, tj. znaczna część klasy średniej i zamożni. W pierwszej turze poparli kandydatkę tradycyjnej prawicy, w drugiej – zdecydowało ich polityczne DNA: „Każdy, byle nie peronista”.
- Zapiekłość między peronistami (egalitarystami rządzącymi w imieniu klas ludowych) a antyperonistami (partiami klas średnich i wyższych) to czynnik rządzący argentyńską polityką od pierwszych rządów Juana Peróna (1946–55) do dziś.
- – Nie głosowałam na Mileia w pierwszej turze, to nie mój bohater – mówi Claudia Stefanetti, wykładowczyni literatury, mówiąca o sobie „antyperonistka”. – Ale w drugiej turze – tak. Ostatnie rządy peronistów to były ciągłe konflikty, aura nietolerancji i fanatyzmu ideologicznego. Na uczelni – wszczynanie sporów o końcówki w języku. Dość!
- W zeszłym tygodniu Milei wydał rozporządzenie zabraniające używania genderowych końcówek w oficjalnych dokumentach; zaleca też unikania feminatywów. Rzecznik Mileia uzasadnił: „Genderowa perspektywa to narzędzie polityczne”, a także „indoktrynacja” i „kulturowy marksizm”. Kilka dni wcześniej Milei zamknął Państwowy Instytut ds. Walki z Dyskryminacją, Ksenofobią i Rasizmem („niczemu nie służy”), a tworząc rząd, zlikwidował ministerstwa m.in. kobiet, płci i różnorodności, ochrony środowiska, pracy, edukacji oraz kultury.
- – Antyperoniści głosili, że mają dość konfliktów i przemocowego dyskursu, a wybrali medialnego pajaca, który przebijał wszystkich agresją – mówi na to Brieger. – Wszyscy wiedzieli, jaki jest Milei, bo od lat pojawiał się w programach TV, miał audycję w radiu. Krzyczał, ubliżał… Nie mieści się w głowie, że tylu ludzi o wysokim kapitale kulturalnym zagłosowało na takiego prymitywa.
- „Nienawiść jest tak wielka, że ludzie są gotowi zaszkodzić samym sobie, byle dopiec tym, których nienawidzą” – napisał szef gazety „Perfil” Jorge Fontevecchia.
- Omnibus
- Milei powtarza, że przyszedł pogonić „kastę” i zniszczyć socjalizm. Chciałby za naukami idoli – Rothbarda, von Hayeka, Friedmana – zderegulować gospodarkę, zlikwidować politykę socjalną i zdolaryzować Argentynę. Kiedyś takie idee trafiały tu do bogatych – dlatego libertariańscy politycy zyskiwali kilka procent poparcia. Teraz za „anarchokapitalizmem” poszło wielu biednych.
- – Milei różni się od Trumpa i Bolsonara, a ideologicznie idzie dalej niż Milton Friedman – mówi Eduardo de Miguel, przywołując słynnego amerykańskiego ekonomistę. – Friedman był za tzw. małym rządem, ale jednak nie za likwidacją państwa. Milei chciałby chyba tego dokonać. Właśnie oznajmił, że „państwo jest wrogiem” i „organizacją przestępczą”, „największym złodziejem na świecie”. Dziennikarze ze stacji C5T przewrotnie podjęli kwestię: „Milei przyznał, że jest szefem przestępczej organizacji”.
- Gardzi państwem (tak się wyraził), za bardziej uczciwe uważa mafie, ale rządzić chce – tyle że sam, bez oglądania się na kongres. Przywiązanie Mileia do wolnego wyboru jednostki ma jednak granice, np. prawa kobiet. Chce przywrócić zakaz aborcji ledwo co zniesiony za poprzedniego rządu.
- Po objęciu władzy na mocy specdekretu przyznał sobie szerokie uprawnienia. Teoretycznie część decyzji wymaga aprobaty kongresu ex post lub zostaje poddana kontroli sądowej. W praktyce – prezydent może wiele zmienić drogą faktów dokonanych.
- Chciał wprowadzić część „anarchokapitalistycznych” idei za pomocą ustawy zwanej omnibusem. Jej projekt zawierał 600 artykułów zmieniających reguły gry – w gospodarce i społeczeństwie (np. kary więzienia, do 6 lat, za udział w protestach). Kongresmeni odrzucili połowę, na co początkowo Milei przystał, ale gdy chcieli debatować nad resztą, obraził się. Wycofał projekt i nazwał deputowanych „przestępcami”.
- Za wyzwiskami poszły decyzje: za karę Milei nie przesłał prowincjom pieniędzy. W Argentynie część podatków trafia „z automatu” do kas prowincji, a część pozostaje w gestii prezydenta. Te pieniądze są zwykle elementem gry między władzą federalną i gubernatorami. – Kogo ukarał naprawdę? – pyta retorycznie Rubinich. – Przecież nie gubernatorów, tylko pracowników sfery publicznej, bo to władze prowincji wypłacają im pensje.
- I kolejny konflikt gotowy. A także – poczucie niepewności. Przez ostatni miesiąc rodzice zastanawiali się, czy 26 lutego dzieci wrócą po wakacjach do szkoły (w Argentynie rok szkolny kończy się w grudniu, a zaczyna pod koniec lutego). Niepokój był zasadny – bo nauczyciele zaczęli rok szkolny od strajku. Krnąbrne dziecko u władzy pokazało, co jest w stanie zrobić, gdy nie dostanie tego, czego żąda. Ale trafiła kosa… Gubernator prowincji Chubut, gdzie znajdują się złoża ropy i gazu, zagroził, że jeśli Milei nie prześle funduszy prowincjom, nie popłynie ani baryłka ropy.
- Samotny
- Milei nienawidzi polityki i polityków. Do kandydowania przekonał go Bóg za pośrednictwem nieżyjącego już psa, Conana, mastifa angielskiego. Milei mawiał o Conanie, że to jego syn, najlepszy przyjaciel i polityczny doradca. Teraz kontaktuje się z Conanem za pomocą medium, którym bywa jego (Mileia) siostra, Karina. Nie został więc prezydentem z powodu ambicji – dostał misję od Boga.
- Jego biograf Gonzalez twierdzi, że mesjanizm Mileia płynie z wiary, że to nie cyniczna gra. Wiara, że jego rządy to misja dziejowa, sprawiła, że Milei zbliżył się do mesjańskiego nurtu judaizmu. Zaś w ogóle do judaizmu – z powodu obelgi, jaką obrzucił go były prezydent Alberto Fernandez, porównując go do Hitlera. Milei postanowił dowieść, że nie jest Hitlerem – i nawiązał kontakt z rabinem Wahniszem, którego teraz mianował ambasadorem Argentyny w Izraelu. W czasie lutowej wizyty w Izraelu Milei poparł bombardowania Gazy i nazwał Hamas „nową wersją nazizmu”. Co jakiś czas zapowiada, że przejdzie na judaizm.
- Wciąż jednak jest katolikiem, który w kampanii wyborczej nazywał papieża Franciszka „wysłannikiem diabła na Ziemi” i sympatykiem „komunistycznych morderców”, a teraz się z nim pojednał i ogłosił, że to „najważniejszy Argentyńczyk w historii”. – Franciszek okazał mu ciepło, a Milei zobaczył w nim figurę ojca i autorytet, jakiego nie miał – tak Gonzalez interpretuje tę jedyną woltę Mileia wobec kogoś, kogo wcześniej atakował.
- – Jutro może zostać wyznawcą Hare Kryszny – ironizuje Brieger, świecki Żyd, oburzony wypowiedziami Mileia w Izraelu.
- – Jest nieprawdopodobnie samotnym człowiekiem – mówi Gonzalez. – Święta i Nowy Rok spędzał co rok z Conanem, a teraz z jego klonami (tak, sklonował Conana w USA i ma teraz pięć mastifów), pijąc sam szampana. Nie ma przyjaciół, a nielicznych znajomych poobrażał i z nimi zerwał. Dobre relacje zachowuje z Santiagiem Caputem, swoim politycznym strategiem, i jego wujkiem Luisem, który jest ministrem gospodarki. Z innymi ministrami toczy wojny, obraża ich, wymienia.
- Od czasów szkolnych wołano za nim El Loco (Szalony), on reagował wybuchami agresji. Za Mileiem ciągnie się cień toksycznej relacji z ojcem, który brutalnie go bił, upokarzał i zasiewał poczucie, że jest nic niewart – a matka była ojca wspólniczką. Jedyną osobą, która go wspierała, była siostra Karina – obecnie „pierwsza dama” i – jak mówią – faktyczna szefowa rządu.
- „Trzeba Mileiowi pomóc, znajdując mu dobrego psychiatrę” – powiedział argentyński noblista Adolfo Perez Esquivel, gdy usłyszał historie o Conanie i Bogu. Argentyna, która kocha Freuda i psychoanalizę, przeżywa teraz codziennie publiczne sesje psychoterapeutyczne głowy państwa. Kłopot w tym, że choć psychoanaliza może wyjaśnić agresywność Mileia i ekscentryczne zachowania, jest bezużyteczna w zmaganiach z kryzysem ekonomicznym.
- On jest agresją
- Wielu tych, którzy na Mileia głosowali, uważa, że należy dać mu szansę (powiedziało mi to kilkoro samozatrudnionych – kurier, sprzedawczyni, kelnerka, taksówkarz, ochroniarz). Niektórzy żałują, że na niego głosowali – obawiają się, że nie przetrwają terapii szokowej (minister gospodarki planuje, że potrwa 2–3 lata). Taksówkarz Gustavo, który wcześniej był drukarzem, wieszczy rozlew krwi.
- Centrale związkowe grożą strajkiem generalnym (pierwszy odbył się 24 stycznia). „To długo nie potrwa, Milei upadnie” – słyszałem od kilku osób różnych profesji, płci, pokoleń. – A może to myślenie życzeniowe? – myśli na głos Brieger.
- Od początku rządów Mileia Buenos Aires dotknęła inwazja komarów, roznoszących dengę. Ale denga to nie dżuma. Pierwsze zachorowanie ma ciężki przebieg, dopiero drugie bywa śmiertelne. Kto lubi myśleć literaturą, może w tym widzieć znak. Ale to niekonieczne – po prostu nieszczęścia czasem chodzą stadami.
- Spytałem Martina Kohana, jak by opowiedział o tym czasie, gdyby pisał powieść. To niemożliwe, odparł. Literatura wymaga „zapośredniczenia”, chwilowo go nie widać. A proza realistyczna? Milei wyczerpał wszelkie jej środki. O czym miałaby być? O agresji? On jest agresją. O szaleństwie. On jest szaleństwem. Satyrą? Milei jest satyrą, nic bardziej satyrycznego nie da się wymyślić. Groteską?... On przebił wszystko. Rzeczywistość prześcignęła wyobraźnię.
- ARTUR DOMOSŁAWSKI Z BUENOS AIRES
- Polityka 11.2024 (3455) z dnia 05.03.2024; Świat; s. 50
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment
Advertisement