Not a member of Pastebin yet?
Sign Up,
it unlocks many cool features!
- Mastodon zamiast Twittera, PeerTube zamiast YouTube'a, Pixelfed zamiast Instagrama i Lemmy zamiast Reddita. Taka alternatywna sieć nie ma jednego punktu, gdzie ten czy inny regulator albo reżim może przyłożyć dźwignię.
- Z Michałem "ryśkiem" Woźniakiem, specjalistą ds. bezpieczeństwa informacji, byłym członkiem Rady ds. Cyfryzacji, rozmawia Jakub Kibitlewski
- Jakub Kibitlewski: Ptaszki ćwierkają, że Twitter ma kłopoty. Już nawet sam „naczelny ćwierkacz" - jak mówi o sobie Elon Musk, nowy właściciel - otwarcie przyznaje, że w ciągu roku może ona zbankrutować. A stery w firmie przejął zaledwie miesiąc temu.
- Michał "rysiek" Woźniak: Wiele zależy od tego, czy najpierw pójdą w diabły sprawy finansowe, prawne, czy infrastrukturalne.
- Z platformy masowo wycofują się reklamodawcy. Firmy, takie jak Eli Lilly czy Lockheed Martin, straciły miliony w cenie akcji, bo kosztująca osiem dolarów "weryfikacja" wiarygodności użytkowników, którą wprowadził Musk, otworzyła pole dla trolli podszywających się pod ich oficjalne konta. Dowcipy w stylu "darmowa insulina" sieją chaos i realnie uderzają w ich finanse, więc zaraz posypią się pozwy. Studia filmowe też za chwilę wezmą Twittera na tapet, bo system ochrony praw autorskich platformy najwyraźniej się załamał i ludzie udostępniali na Twitterze całe filmy. Pozwy wytoczyły już osoby dotknięte masowymi zwolnieniami, a po tym, jak Musk postawił pozostałym pracownikom ultimatum, każąc im przygotować się na „ekstremalnie hardcore'ową" pracę lub odejść, setki ludzi, łącznie z całym działem płac, wybrały opcję numer dwa.
- Twitter jest też na cenzurowanym w amerykańskiej Federalnej Komisji Handlu (FTC). W 2020 r. włamano się na konta prominentnych osób, np. Obamy, i wykorzystano je do promocji bitcoinowych oszustw. Ruchy Muska, zwalnianie ludzi na lewo i prawo, często z pogwałceniem prawa pracy, odejście zespołu zajmującego się prawami człowieka - to wszystko ponownie zapaliło lampki alarmowe w FTC. Europejskie instytucje takze zdążyły zauważyć, że źle się dzieje. Wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej i komisarz ds. konkurencji Margrethe Vestager oceniła płatny system weryfikacji Muska jako „fundamentalnie wadliwy".
- Co się tyczy infrastruktury Twittera, jeśli wierzyć dokumentom, które wypuścił były szef bezpieczeństwa informacji Peiter "Mudge" Zatko, jest ona w bardzo złym miejscu. Wystarczy jedna większa awaria i całej usługi może się już nie dać przywrócić do stanu używalności.
- To wydaje się wręcz nieprawdopodobne.
- - Każda firma i organizacja ma problem z wiedzą instytucjonalną. Choćby procedury były najlepsze pod słońcem, jakaś istotna wiedza zawsze pozostaje tylko w głowach konkretnych osób.
- Z informacji Mudge’a nie wyłania się obraz firmy, która ma sprawne procedury. Wręcz przeciwnie. A im gorsze procedury, im gorsza dokumentacja, tym więcej wiedzy instytucjonalnej, w tym tej dotyczącej infrastruktury, jest tylko w głowach osób, które pracują na danych systemach i bezpośrednio nimi zarządzają.
- Cała saga z muskowym "wyłączaniem niepotrzebnych mikroserwisów", którego wynik był taki, że nagle SMS-y dwustopniowego uwierzytelniania przestały być wysyłane, a więc ludzie nie mogli się zalogować na swoje konta, zdaje się to potwierdzać: gdyby rola i zadania poszczególnych mikroserwisów były dobrze udokumentowane, takich błędów dałoby się uniknąć.
- A skoro ogromna część wiedzy jest tylko w głowach poszczególnych osób, kiedy zostają zwolnione, znika też know-how. I nagle nie wiadomo, do czego dana usługa wewnętrzna służy, kto za nią odpowiada i co zrobić, gdy coś pójdzie nie tak.
- Co wyłoży się najpierw?
- - Obstawiałbym właśnie infrastrukturę. Choćby ze względu na zwiększony ruch przy okazji mundialu w Katarze. To będzie trywialne: na jakimś serwerze zapełni się np. dysk, bo nikt nie czyścił katalogu z logami, bo osoba, która to robiła, została zwolniona lub sama odeszła. Dokumentacji brak, nie wiadomo, kogo nawet pytać o to, jak ustalić, co się stało, i jak zacząć problem naprawiać. A potem pójdzie kaskadowo.
- Musk jutro tweetuje, że to koniec, i Twitter faktycznie imploduje. Katastrofa, bo… No właśnie, bo co? Jak to realnie wpłynie na nasze życie?
- - Zacznijmy od tego, że to już być może się dzieje. Ogromne korporacje nie upadają z dnia na dzień. Całkiem możliwe, że za dekadę Twitter nadal będzie istniał w jakiejś zapomnianej niszy, tak jak wciąż istnieje Yahoo.
- Wprawdzie Musk próbuje jeszcze desperacko udowadniać, że wszystko OK, zarzekając się, że Twitter ma "najwięcej aktywnych i nowych założonych kont w historii", ale nie wiemy, jak ta liczba jest mierzona. Przecież te konta mogą być od dawna nieaktywne, a właściciele postanowili je teraz zamknąć, pobierając historię i usuwając treści, zanim będzie za późno. Czy to też się liczy jako "aktywność"? Zagadką pozostaje również to, ile z tych nowych kont to boty albo ludzie przyciągnięci tym, że Twitter skręca bardzo mocno w prawo.
- To z kolei powoduje, że jeszcze więcej osób, które nie identyfikują się ze środowiskami Trumpa czy Jordana Petersona, będzie odpływało, a platforma powoli stanie się towarzystwem wzajemnej alt-prawicowej adoracji. To w sumie fascynujące i jednocześnie przerażające, z jaką łatwością prawicowe trolle rozgrywają Muska.
- Reklamodawcy nie chcą być z takimi środowiskami kojarzeni, więc też masowo się ewakuują. Stąd desperackie ruchy Muska typu "weryfikacja konta za osiem dolarów" i próby cięcia kosztów przez masowe zwolnienia, które w końcu doprowadzą do tego, że zabraknie rąk do naprawiania awarii. Różne części Twittera przecież już przestają działać - czasem nie można dostać SMS-a autoryzującego logowanie, czasem obrazki nie ładują się poprawnie…
- Jeśli reklamodawcy uciekną z Twittera, nadal pozostaną tam ogromne ilości naszych danych, które platforma zbiera i analizuje.
- - Dane, które Twitter kontroluje - kto, co, do kogo i kiedy tweetnął, a wszystko z dość dokładną lokalizacją fizyczną - są bardzo wrażliwe. A nie można wykluczyć potężnych wycieków. W grudniu zeszłego roku już do jednego doszło, wykradziono dane 5,4 mln osób, a to było przecież jeszcze przed rządami Muska. W tak ogromnym systemie jest z pewnością sporo innych luk, a zwalnianie osób mogących je załatać nie pomaga.
- Osoby z kontami na Twitterze już dziś padają ofiarą ataków wykorzystujących np. chaos związany z systemem weryfikacji. A zepsucie usługi SMS-ów potwierdzających logowanie spowoduje, że sporo osób wyłączy uwierzytelnianie wielostopniowe i stanie się łatwym łupem dla cyberprzestępców.
- No i sam Musk może dojść do wniosku, że sprzedając dane, odzyska chociaż część ogromnych pieniędzy, które wpompował w Twittera. Zainteresowany taką transakcją byłby np. reżim Arabii Saudyjskiej… który w 2018 r. zlecił brutalne morderstwo dziennikarza „Washington Post" Jamala Khashoggiego, inwigilując przedtem jego bliskich.
- - Ten sam reżim parę lat wcześniej wykorzystał informacje wykradzione przez byłych pracowników Twittera do namierzenia i ukarania swoich krytyków, a teraz pomógł Muskowi sfinansować przejęcie Twittera, inwestując w niego 1,9 mld dolarów. Oddanie Saudom dostępu do baz Twittera stwarzałoby też zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego samych Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników. Sprawie przyglądają się już na Kapitolu.
- A jak to wszystko wpłynie na nasze życie? Debata publiczna będzie musiała się gdzieś przenieść. Konta mediów, instytucji publicznych, całe społeczności budowane przez lata rozproszą się w poszukiwaniu nowego domu. Spodziewam się też coraz większej liczby botów i kont siejących dezinformację.
- Chciałbym wierzyć, że wyciągniemy z tego lekcję i przestaniemy ufać zamkniętym, scentralizowanym cyfrowym silosom.
- Seria tak skrajnie nietrafionych decyzji Muska zupełnie nie pasuje do jego image’u genialnego przedsiębiorcy, a trudno mi uwierzyć, że cały ten fortel z przejęciem platformy miał jedynie na celu przywrócenie rzekomo utraconej wolności słowa, na którą Musk tak chętnie się powołuje. Co on chce osiągnąć?
- - Moim zdaniem Musk sam do końca nie wie, co z Twitterem zrobić. Szukanie w jego działaniach jakiejś myśli przewodniej to jak dopatrywanie się kształtów zwierząt w chmurach: jeśli będziemy uparci, to je tam oczywiście znajdziemy.
- To, czy Musk jest libertarianinem, scjentologiem, czy może głęboko wierzącym katolikiem, nie ma najmniejszego znaczenia. Filozofia Doliny Krzemowej to "deregulacja i robienie kasy", zwłaszcza jeśli da się coś zmonopolizować albo przejąć konkurencję.
- Sam siebie nazywa "absolutystą wolności słowa".
- - Bardzo naiwnie i mechanistycznie pojmowanej. Musk i internetowi giganci w ogóle wolność słowa rozumieją jako brak technicznej ingerencji w treść i zasięg postów. Co oczywiście ignoruje fakt, że nękanie i prześladowanie, online i offline, również prowadzi do naruszenia wolności słowa, bo wywołuje efekt mrożący. Osoby nękane i prześladowane przestają się wypowiadać, a taki często jest przecież cel tych działań. Żeby coś z tym zrobić, niestety trzeba jakoś moderować, ingerować technicznie w proces postowania i w zasięg postów. Inaczej najgłośniejsze, największe, najbardziej opresyjne grupy zmonopolizują dyskusje.
- Problem zrównoważenia wolności wypowiedzi z koniecznością moderacji toksycznych treści - i tak już trudny - staje się w zasadzie niemożliwy do rozwiązania, jeśli upieramy się, że chcemy mieć jedną, spójną, centralnie kontrolowaną sieć z zestawem zasad dla milionów użytkowników. A operatorzy zamkniętych cyfrowych ogródków właśnie przy tym się upierają, bo na tym opiera się ich model biznesowy.
- Zaczyna do nas docierać, że budowanie cyfrowego świata zgodnie z wizją Zuckerbergów i Musków prowadzi do katastrofy. Twitter doskonale to ilustruje. Oto rozkapryszony Janusz cyfrowego biznesu własnoręcznie doprowadza monopolistę społecznościowego do szybkiej ruiny, a konsekwencje odczują nie tylko setki milionów użytkowniczek i użytkowników, ale też ludzie, którzy nigdy z platformy nie nie korzystali.
- Co masz na myśli, mówiąc o zamkniętych ogródkach? Przecież social media to globalne zasięgi i globalna komunikacja.
- - Tak, ale z naszego konta na Twitterze nie porozmawiamy chociażby ze znajomymi z Facebooka. Takie serwisy pozwalają nam się komunikować tylko w ramach jednej platformy, jednego usługodawcy. To tak, jakby z T-Mobile nie dało się dzwonić do abonentów Orange. Absurd, ale z punktu widzenia usługodawców świetna sprawa, bo trudniej klientom odpłynąć do konkurencji. To nie jest uwarunkowane technicznie, to decyzja biznesowa, którą możemy kwestionować.
- W przypadku sieci społecznościowych ma to jednak ten plus, że większość naszych znajomych już tam jest. Działa efekt skali.
- - Ten efekt skali działa podobnie w sieciach, które nie są scentralizowane i kontrolowane przez jedną firmę czy organizację, np.w sieciach telefonii komórkowej czy w przypadku poczty elektronicznej. Przecież więcej ludzi używa e-maila niż Twittera czy Facebooka! Nikt nie rodzi się z kontami na tych portalach. Do założenia profilu potrzebny jest adres e-mailowy, a są osoby korzystające z e-maila, które nie mają kont na tych platformach. Choćby ja. Można więc zbudować sieć społecznościową, która nie jest centralnie sterowanym silosem.
- Głośno zrobiło się ostatnio o Mastodonie. Serio mógłby zastąpić Twittera? Słyszę od znajomych, że wysoki próg wejścia trochę odstrasza.
- - Miesiąc temu byłoby trudno wyobrazić sobie, że będziemy dziś rozmawiać o potencjalnym końcu Twittera. A jednak.
- Próg wejścia jest podobny do e-maila. Wystarczy spojrzeć na statystyki. W ciągu ostatnich trzech tygodni jakieś 3 mln osób poradziło sobie z dołączeniem do Fediwersum, czyli zdecentralizowanej sieci serwisów, w której skład wchodzą serwery Mastodona. Nowe konta zakładane są po kilka na sekundę! Może nie doceniamy osób korzystających z internetu, jeśli twierdzimy, że wybranie serwera ludzi przerasta.
- Ale przyznasz, że to może brzmieć trochę onieśmielająco dla kogoś, kto korzystał z przyjaznych w obsłudze portali. Zastanawiam się po prostu, czy np. w przypadku moich rodziców te wszystkie korzyści zdecentralizowanej sieci nie przegrają jednak z siłą przyzwyczajenia. Jakbyś ich przekonał?
- - Wyobraźmy sobie internet, w którym z naszego konta na Twitterze możemy bezpośrednio komentować posty wujka na Facebooku, przeglądać zdjęcia znajomych na Instagramie czy śledzić ulubiony kanał na YouTubie. Takie jest właśnie Fediwersum.
- Mówimy o sieci, która jest fundamentalnie inaczej zaprojektowana, bo działa na zasadzie niezależnych, ale mogących się komunikować usług społecznościowych. Mastodon to tylko jeden z wielu projektów. W tej samej sieci kompatybilnych serwisów są PeerTube, a więc otwarta alternatywa dla YouTube'a, Owncast do podcastów, instagramopodobny Pixelfed, redditopodobne Lemmy i KBin, a za pomocą odpowiednich pluginów nawet WordPress.
- Taka sieć nie ma jednego punktu kontroli, nie ma więc jednego punktu, gdzie ten czy inny regulator czy autorytarny reżim może przyłożyć dźwignię. Takie rozproszenie jest siłą, z którą reżimy nie bardzo sobie radzą. Okazuje się, że nawet Chiny mają problem z cenzurowaniem całego Fediwersum.
- Co więcej, globalna awaria, taka jak ta rok temu na Facebooku, nie bardzo ma się jak wydarzyć. To, że w Indiach czy USA jakaś instancja chwilowo nie działa, ma dokładnie tyle samo znaczenia, co fakt, że w USA czy Indiach chwilowo nie działa jakiś serwer mailowy - dopóki to nie jest mój czy twój serwer, dopóty możemy się ze sobą komunikować. A więc jest to system znacznie bardziej odporny na problemy nie tylko polityczne, ale także techniczne.
- Sieć, którą proponują wielkie cyfrowe platformy, służy przede wszystkim im samym. Tym kończy się traktowanie prywatnej, scentralizowanej usługi jako publicznej infrastruktury.
- Piszę do ciebie z @hackerspace.pl, ty mi odpowiadasz z @agora.pl - decentralizacja jakoś nie stanowi problemu w przypadku e-maila, bo nikt nie upiera się, żeby miliony czy wręcz miliardy osób korzystały z tego samego dostawcy. Tak samo jest z usługami na Fediwersum. To nie jest pojedynczy serwis prowadzony przez jedną organizację, jak np. polska prawicowa Albicla, ale rozproszona sieć niezależnych, kompatybilnych instancji.
- Praca "tradycyjnych" mediów bez korzystania z Twittera czy Facebooka też wydaje się praktycznie niemożliwa. Koledzy i koleżanki z redakcji potwierdzą.
- - Wbudowaliśmy platformy cyfrowe w nasz medialny ekosystem na własne życzenie. Znam małe organizacje zajmujące się dziennikarstwem śledczym, które czują, że muszą płacić Facebookowi za zasięgi! A doświadczenie moje i innych osób na Fediwersum jest takie, że przy znacznie mniejszej liczbie śledzących w porównaniu z Twitterem mamy znacznie więcej interakcji.
- Dlatego coraz więcej organizacji medialnych ponownie odkrywa newslettery czy kanały RSS dające możliwość śledzenia nowości na danej stronie bez pośrednictwa monopolistycznych korporacji i konieczności podawania maila. Nie rozumiem, dlaczego takie media jak „Wyborcza" bardziej nie promują swoich kanałów RSS, a pomagają platformom społecznościowym zmonopolizować możliwość dotarcia do ich czytelniczek i czytelników.
- Michał "rysiek" Woźniak - specjalista ds. bezpieczeństwa informacji i administrator systemów komputerowych. Były członek Rady ds. Cyfryzacji, haker, współzałożyciel warszawskiego Hackerspace’a. Pracował jako dyrektor ds. bezpieczeństwa informacji w OCCRP, międzynarodowym konsorcjum ośrodków śledczych, mediów i dziennikarzy, zaangażowanym m.in. w ujawnienie afery podatkowej "Panama Papers". Współpracuje z wieloma organizacjami pozarządowymi zajmującymi się prawami cyfrowymi w kraju i za granicą
Add Comment
Please, Sign In to add comment