Advertisement
Guest User

Untitled

a guest
Mar 21st, 2019
60
0
Never
Not a member of Pastebin yet? Sign Up, it unlocks many cool features!
text 5.73 KB | None | 0 0
  1. WKISW
  2. Większość kubatury mojego pokoju wypełniał potwór. Najwyższy czas pogodzić się z tym faktem. Jeszcze kilka dni temu nic nie wskazywało, że coś takiego może mieć miejsce, choć teraz zajmowało je w stopniu znacznym.
  3. Spędzałem czas tak jak zwykle: przewijając ścianę i oddając hołd kotkom w sieci. Kolega dał znać, że wysłał mi na maila zdjęcia z ostatniej imprezy. To oznaczało poważną misję. Logowanie się na pocztę to ryzykowna aktywność, nigdy nie wiadomo, czy nie zaatakuje mnie tam jakiś dedlajn albo inna paląca kwestia, toteż q naturalny chleb dobra już dam radę zwykle technikę pokrewną tej z dzieciństwa, gdy w środku nocy musiałem pójść do łazienki. Odwlekałem to do ostatniej chwili, ale w końcu przychodził moment krytyczny. Chcąc uniknąć krwiożerczych wilkołaków, straszliwych upiorów, porwania przez kosmitów i innego szeroko pojętego licha, puszczałem się biegiem, po ciemku, i dopadłszy do drzwi, zamykałem je pospiesznie za sobą, chwilowo bezpieczny. Po galopadzie powrotnej rolę ostatecznego szańca pełniła kołdra, pod warunkiem jednak, że szczelnie się nią okryłem, szczególną uwagę zwracając na stopy. Dochodziłem potem jeszcze przez jakiś czas do siebie, z tłukącym się wściekle sercem i adrenaliną pulsującą w skroniach. Teraz jestem już dorosły i nie robię takich rzeczy, lecz nabyte umiejętności świetnie sprawdzają się w sytuacji, gdy potrzebuję uzyskać konkretne dane ze skrzynki mailowej przy jednoczesnym uniknięciu zagrożeń, które tam na mnie czyhają. To szybka akcja: loguję się, jak najszybciej lokalizuję potrzebny zasób, jednocześnie starannie omijając wzrokiem wszystko inne i dokonuję ewakuacji. Tak zrobiłem i tym razem. Ściągnąłem załącznik, błyskawicznie wylogowałem się z siedliska zła i już miałem przystąpić do przeglądania fotek, ale… Chwila, chwila. Coś się nie zgadzało. Rozejrzałem się trochę nieprzytomnie, lecz czujnie. Oho. Na środku pokoju dostrzegłem… coś. Mała kulka futra wlepiająca we mnie ślepia. Zamrugałem. Dalej tam była. Przyjrzałem się jej z zainteresowaniem, wyraźnie odwzajemnionym. Wgapialiśmy się tak przez chwilę w siebie nawzajem. Kulka nie robiła zupełnie nic, wyłączywszy sporadyczne mruganie. Zdjęty lękiem o swoje zdrowie psychiczne, podjąłem dojrzałą decyzję. Zjawisko zignorować, przejść do porządku dziennego. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Kulka wciąż tkwiła na swoim miejscu, ale przestałem w ogóle na nią zwracać uwagę. Przechodziłem nad nią, jakby jej tam nie było. Krótko mówiąc, miałem to pod kontrolą. Gdy dzień dobiegł końca, bez większych problemów udałem się na spoczynek, śniłem sny kolorowe.
  4. Gdy obudziłem się następnego ranka o piętnastej, zauważyłem ze zdziwieniem, że miejsce kulki zajęło coś w rodzaju wieprza. Tyle tylko, że fioletowego i czterookiego. Z racji jego rozmiarów nie mogłem już swobodnie kroczyć nad nim, więc obchodziłem prosię łukiem, co za każdym razem spotykało się z ledwie słyszalnym pochrumkiwaniem. Niekiedy zerkałem na nie kątem oka, gdy myślałem, że nie patrzy. Patrzyło. Dzień spędziłem niby jak zwykle, ale jakoś tak bez przekonania. Kotki wydawały się jakieś przestraszone, a doniesienia z życia znajomych przygnębiające albo nieistotne. Próbowałem trochę poczytać, ale zupełnie nie mogłem się skupić. W nocy długo nie mogłem zasnąć, czując ciągły dyskomfort. Nie pamiętam, co mi się śniło, ale raczej nic miłego.
  5. Pierwsze, co zauważyłem po przebudzeniu: było wciąż ciemno. Następne przyszło to łaskoczące uczucie między łopatkami, które pojawia się, gdy ktoś cię obserwuje. Chwilę się wahałem, aż wreszcie zebrałem się na odwagę i odwróciłem od ściany. Promienie słoneczne nie miały szans przedrzeć się przez to, co zajmowało lwią część pokoju. Stojąca na wielu krótkich, grubych jak u słonia nogach, wysoka po sufit, szeroka od ściany do ściany fioletowa, bezkształtna, pulsująca bryła, usiana gałkami ocznymi o różnych rozmiarach, od orzecha laskowego do piłki plażowej, czasem pojedynczymi, czasem zgrupowanymi na podobieństwo kiści winogron. Błyszczały w półmroku, co rusz mrugając, każda z osobna. Wydawały się bardzo smutne. Wszystkie wlepione we mnie, wodzące za mną, śledzące każdy mój ruch. Starannie unikałem spoglądania w ich stronę, co nie było łatwe. Obchodzenie maszkary nie wchodziło w grę. Rozważałem wariant alpinistyczny, ale nie miałem koniecznego sprzętu, poza tym nie można wspinać się na coś, czego istnienia się nie uznaje. Ale przepełznąć pod tym – już owszem. Czołgałem się więc przez pół dnia, za każdym razem modląc się, by stwór nie uznał, że czas sobie przysiąść. Temu na szczęście nie było to w głowie, ale z każdym moim ruchem wydawał z siebie przeciągły, choć cichy poszum. Po którymś z kolei kursie stwierdziłem, że ignorowanie zjawiska najwyraźniej w żaden sposób go nie deprymuje, wręcz przeciwnie, bezczelnieje ono i się rozbestwia. Skupienie się na choćby najpiękniejszym kotku w takich warunkach było niemożliwe. Zdecydowałem się więc na radykalny krok: konfrontacja! Interakcja! Wyturlałem się spod cudactwa, zasiadłem godnie przed otwartym laptopem i odezwałem pewnym, choć nieco drżącym głosem:
  6. - Kim jesteś?
  7. - Ty mi powiedz – zaszumiało otoczenie. Włosy zjeżyły mi się na karku. Skąd mam to wiedzieć? Czyżby…? W głowie zaczęła kiełkować myśl.
  8. - Czego ode mnie chcesz?
  9. - Zajmij się mną.
  10. Konsternację stopniowo zastąpiło zrozumienie. Odrzuciłem zbroję. Zalogowałem się na pocztę. Wiadomość, Której Istnienie Skutecznie Wypierałem. Ostateczny termin. Odpowiedz. Koniec.
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment
Advertisement