Guest User

Białowieża: ziemie obrzydzone. Jak trzy plagi zrujnowały Podlasie

a guest
Mar 7th, 2023
44
0
Never
Not a member of Pastebin yet? Sign Up, it unlocks many cool features!
text 16.47 KB | None | 0 0
  1. Codzienność po zonie na granicy polsko-białoruskiej: pusto na drogach i w hotelach, wyjazdy za pracą, wyprzedaże majątków, oczekiwanie na pomoc rządową, horyzont ograniczony murem.
  2.  
  3. Plagi były trzy, każda bez ostrzeżenia przechodziła w kolejną, ale żadna nie znikała na zawsze: pandemia, zona, inflacja. – Pandemia była wspólna dla całego świata, na takie dopusty nawet trudno narzekać – mówi Grażyna Artemiuk, właścicielka baru Babushka w Hajnówce i restauracji z pensjonatem o tej samej nazwie w Białowieży. – Natychmiast potem przyszła zona, od świata odcięto graniczny pas Podlasia razem z mieszkańcami. To uczyniło z nas dodatkowo poszkodowanych. I to nie pandemia nas załatwiła, tylko zona.
  4.  
  5. Kiedy nadciągnęła inflacja, często nie było już czego zbierać – ogłoszenia „sprzedam” zjawiły się na wielu domach, działkach i interesach. Nie było klienta, więc przeceniano. Widać to w witrynie pośrednika nieruchomości w Hajnówce – szczelnie zalepiona ofertami, pierwotne ceny przekreślone, nowe dużo niższe.
  6.  
  7. Słowa zachęty w rodzaju „magiczny zakątek” lub „ostoja spokoju”, które niosły handel na pandemicznej zwyżce, gdy pozamykani w blokach miastowi ruszyli po ziemię w okolicy – już nie działają. Wyprzedaje się też pachnąca wciąż nowością, stylistycznie wypieszczona, stworzona za wysokie kredyty Babushka w centrum Białowieży. Turysta zniknął, pomoc rządu nie nadeszła i nie wiadomo, kiedy i w jakiej wysokości nadejdzie, a raty zostały.
  8.  
  9. Trzy plagi mają w dawnej strefie zamkniętej własne nazwy. Pandemia to syf. Zona to „kryzys uchodźczy” lub stan wojenny – zależnie od poglądów mówiącego. Inflacja to gwóźdź do trumny. Mur graniczny długi na 187 km, to „płot Kaczyńskiego”.
  10.  
  11. Turyści i mury
  12. Rzadki okaz – zjawia się kiedyś po śniadaniu na rynku w Krynkach turysta i pyta w sklepie, którędy do muru. Tego nikt się nie spodziewał: żubry, puszcza, rowery, sztuka pogranicza, pierogi, pamiątka z drewna tak, ale żeby mur? Zresztą, mitygują się, rowerem by nie pojeździł, bo wojsko rozjeździło leśne dukty, a nawet co słabsze asfaltówki. Teraz czekają, nienaprawiane, nie wiadomo na co – na wiosnę, na decyzję z Warszawy, na śmierć Łukaszenki i Putina?
  13.  
  14. Są miejscowi, którzy żyjąc kilkaset metrów od „płotu Kaczyńskiego”, nie widzieli go; tacy, którym wyrósł za oknem i muszą na niego patrzeć; tacy, których odciął od rodziny na Białorusi; którym zbrzydził wymarzoną na resztę życia sielskość; pozbawił kasy z mrówczego przemytu; którym przypomina miesiące opresji pod okiem uzbrojonych po zęby mundurowych. Nie brak i tych, co uważają mur za niezbędny, żeby się uchodźca-wróg bezkarnie nie kręcił.
  15.  
  16. Sklepowa pokazuje ręką. Turysta rusza, za miasteczkiem przejmuje go do śledzenia gęsty monitoring graniczny. Mur lśni z daleka bielą nowości, ale nie wolno podchodzić bliżej. Stało się: mur jako nowa podlaska moda turystyczna. Ale moda to wątła, murowy turysta specyficzny. Kanapkowy, jednodniowy, czasem podniecony przebywaniem na pierwszej linii frontu. Jeśli nocuje w okolicy, wraca na kwaterę dumny, jakby umknął nieprzyjacielskiej kuli. Zadowolony, że dzieci widziały żołnierzy w bojowym rynsztunku. Właśnie to utrzymujące się przekonanie o Podlasiu jako niebezpiecznej strefie wojny jest, mówią lokalni przedsiębiorcy, źródłem problemu, który może kosztować rodzinne firmy bankructwo, a całe wschodnie przygranicze doprowadzić do wyludnienia.
  17.  
  18. – Wśród ludzi spoza Podlasia postrzeganie terenów objętych stanem wyjątkowym od początku było całkiem nierzeczywiste – mówi Edyta Szubska, właścicielka agroturystycznego pensjonatu ze stadniną Stanica Kresowa w Poczopku. – Zona zaczynała się 3 km za Stanicą, ale i u nas ruch turystyczny ustał. Dzwonili znajomi pytać, czy słać nam kartofle. Wszystko po tym, jak jedna z ogólnopolskich telewizji pokazała zdjęcia uzbrojonych żołnierzy stojących na posterunku przy drodze ze znakiem Poczopek w tle.
  19.  
  20. Teraz obowiązują nowe, niepisane reguły potwierdzane przez całą branżę w okolicy: turysta się czai, dużo dzwoni ze szczegółowymi pytaniami o bezpieczeństwo, ale bez rezerwacji. Oszczędza i skraca: kto wcześniej bukował pobyt na dwa tygodnie, bierze tydzień; kto na tydzień, bierze kilka dni; turysta weekendowy ogranicza się do jednego noclegu. Zdarza się, że rezerwacje odwołują całe duże grupy. Teraz o turystę trzeba się starać przez pośredników, bo ci dawni, bywalcy sprzed zony, wybrali inne kierunki. Ostatnio Edyta usłyszała w warszawskiej agencji: Podlasie się nie sprzedaje.
  21.  
  22. – Nasze tereny po prostu obrzydzono – mówi Katarzyna Okoń, właścicielka pensjonatu Zaborek koło Janowa Podlaskiego. – Miesiącami karmiono społeczeństwo kryzysem uchodźczym, wojną hybrydową, kryzysem wojennym w Ukrainie, aż ludzie zaczęli bać się tu przyjeżdżać, ten strach się utrzymuje. Teraz należałoby zdjąć z nas odium, odczarować, zorganizować szeroką rządową kampanię promocyjną, ale nic takiego się nie dzieje.
  23.  
  24. Marzenia i plajty
  25. Na początku była cisza końca świata. Szło się przez umierające Kruszyniany, 3 km od granicy białoruskiej, jak przez skansen wrośniętych w ziemię chałup o płotach porosłych bzem. Starzy tu dożywali, młodzi stąd uciekali. Niedawno upadł socjalizm, władza ukuła hasło o „braniu życia w swoje ręce”. Kto mógł, wyjeżdżał z Podlasia za pracą, często na zawsze. W Kruszynianach wzdłuż drogi pozostała historia: chylący się do ruiny dom dziadka Bogdanowicza, stary tatarski meczet, mizar z grobami z XVII w., ziemie nadane Tatarom przez króla Sobieskiego, co zagroda to herbowy szlachcic.
  26.  
  27. – To wszystko mogło pójść na zatracenie, trzeba było podjąć decyzję, czy zostawimy to tak jak jest, czy będziemy odbudowywać tu życie – wspomina Dżenneta Bogdanowicz, współwłaścicielka gospodarstwa agroturystycznego Tatarska Jurta z Kruszynian. – Na naszą renomę ciężko pracowaliśmy z mężem latami, najpierw tylko opowiadaliśmy turystom o tym magicznym miejscu. Potem karmiliśmy ich, kiedy zgłodnieli. Później mąż wyremontował stary dom dziadka, było gdzie nocować. Wciąż się rozwijaliśmy.
  28.  
  29. A we wrześniu 2021 r. Kruszyniany znalazły się w środku ściśle chronionej zony, gdzie władze zabroniły wstępu obywatelom. Wszędzie w podlaskim pasie przygranicznym chodziła policja wypraszać gości z hoteli i agroturystyk. We wsi znów zaległa cisza, jak tamta sprzed lat. I znów nikt nie wiedział, co będzie dalej. U Bogdanowiczów został niedobudowany pensjonat, pełne chłodnie jedzenia. Zostały raty kredytu. Podobnie jak w dziesiątkach innych miejsc turystycznych w zonie. Wszystkie one zaczynały się lata temu zupełnie z niczego – od wizji i odwagi, by otworzyć przed turystami dom, zaprosić na nocleg i jedzenie. Sąsiedzi pukali się w głowę – agroturystyka, jakieś wariactwo. A potem sami otwierali drzwi na ludzi.
  30.  
  31. Słowo „marzenie” pojawia się w opowieściach założycielskich każdego pensjonatu położonego przy kłopotliwej dziś granicy wschodniej. O osiedleniu się na drugą część życia w pięknym, bezpiecznym miejscu, goszczeniu ludzi i zajęciu się tym, co się kocha, marzyła Edyta Szubska. Z mężem wycofali się na zawsze z wielkomiejskiego życia, oswajali Poczopek przez lata. Marzyli Bogdanowiczowie, specjalnie przenieśli się do Kruszynian. Z marzeń wziął się Zaborek Katarzyny Okoń, ulubione miejsce Charliego Wattsa, perkusisty Rolling Stonesów, i jego żony Shirley – zawsze tam mieszkali, gdy przyjeżdżali na aukcje koni do Janowa. Dziś Zaborek walczy o rezerwacje. Marzyła o własnej restauracji Grażyna Artemiuk, która nie wyjechała kiedyś z rodzinnej Hajnówki jak koledzy i koleżanki w poszukiwaniu pracy i dobrego życia, a pokazała, że można je odnaleźć na miejscu. Bistro Babushka z kuchnią regionalną zagrało – zajęte wszystkie stoliki. Grażyna rozwinęła się na Białowieżę, stworzyła tam perełkę. Dziś żałuje.
  32.  
  33. W dniu nastania zony Grażyna Artemiuk wyprawiała synowi urodziny w Babushce. Zona przyszła nagle, o północy, bez zapowiedzi. Gości urodzinowych nie wpuszczono za uzbrojone kordony. Od tej pory przez 10 miesięcy przejmującą ciszę zamkniętego decyzją rządu miasta Białowieża naruszały już tylko pędzące na złamanie karku wojskowe ciężarówki, potem także te wożące przęsła do budowy „płotu Kaczyńskiego”. O przedsiębiorców, którzy dopiero podnosili się z plagi pandemii, rząd się nie martwił.
  34.  
  35. Rodziny i pieniądze
  36. Mówi się szumnie – także w narracji rządowej – „przedsiębiorcy z branży turystycznej”, jakby chodziło o kapitalistycznych krezusów z międzynarodowych sieci, którzy straty w zonie pokryją z zysków innych działalności. Tymczasem to w ogromnej większości firmy rodzinne, polskie, bez śladu zagranicznego kapitału. Jeśli one padną, padnie też cały misternie konstruowany przez dziesięciolecia łańcuch zależności społecznych. Uzależnione od liczby turystów w większych pensjonatach małe wypożyczalnie sprzętu sportowego, bistra i restauracje, usługi kosmetyczne, przewodnickie, pamiątkarskie. Każdy z tych upadków pozbawi pieniędzy na życie następne rodziny z regionu. To z kolei uruchomi odpływ ludzi ze wschodniego pogranicza. Stąd pewnie sarkazm, który w dawnej zonie usłyszeć można i od rozczarowanego przedsiębiorcy, i od zawianego obywatela pod sklepem: wypędzą nas stąd i zrobią sobie wielki poligon.
  37.  
  38. – Rząd lekceważy polskie pogranicze wschodnie, widzi jedynie aspekt militarny i ochrony granic, wszystko temu podporządkowując – mówi Robert Tyszkiewicz, poseł PO z Białegostoku, który zaangażował się w pomoc lokalnym firmom w wywalczeniu rządowych odszkodowań za miesiące przymusowego przestoju spowodowanego przez zonę. – Wystarczająco często słyszymy gorzkie wypowiedzi władzy pod naszym adresem: musicie zrozumieć, jest ciężko, jest wojna. Nie można kosztami rządowych decyzji obarczać obywateli, którzy wysiłkiem kilku pokoleń zbudowali miejsca do życia i pracy dla wielu ludzi z regionu.
  39.  
  40. Tyszkiewicz wskazuje na społeczny fenomen Podlasia, który współczesnym politykom młodego pokolenia już umyka: ta biedna kiedyś część Polski, zwana za PRL Polską B, gdzie nie było ani rozbudowanego rolnictwa, ani wielkich zakładów przemysłowych, dokonała transformacji ustrojowej, a zarazem społecznej, własnymi siłami. Pogranicze przebranżowiło się z powszechnego tu niegdyś przemysłu drzewnego właśnie dzięki turystyce. Wymagało to przemeblowania w głowach – mało kto wierzył, że na turyście da się zarobić, a nawet dorobić. Że z pracy w turystyce da się utrzymać rodzinę. Wtedy to się udało, udawało się przez lata.
  41.  
  42. A potem nadszedł PiS ze swoją masową wycinką puszczy, stanem wyjątkowym, zoną, inwigilacją obywateli, walką z uchodźcami i budową muru – który nie spełnia swojej roli, bo można go pokonać za pomocą taniej drabinki sznurowej lub podkopu, co zresztą dzieje się często. Uchodźcy dalej krążą po lasach po polskiej stronie granicy. Rząd, dodaje poseł, nie ma żadnej pozytywnej wizji na przyszłość dla tej części Polski. Widać to po dziwnych losach decyzji o wypłaceniu przedsiębiorcom odszkodowań za zonę. Starania trwały półtora roku, od początku obowiązywania stanu wyjątkowego. Ostatnie pół roku zajęły przepychanki polskiego rządu z Unią.
  43.  
  44. Na co dzień obowiązuje Polskę unijna zasada de minimis, co oznacza, że w uzasadnionych wypadkach przedsiębiorcy można udzielić wsparcia finansowego z budżetu w wysokości 200 tys. euro raz na trzy lata. Dla naprawdę wielkich firm nie jest to duża suma. Ale de minimis można obejść, jeśli się przedstawi nadzwyczajne okoliczności – tak było w przypadku odszkodowań za przestoje w pandemii covidu. W przypadku reparacji za zonę KE domagała się od strony polskiej właśnie przedstawienia raportów ze strat i strategii rozwoju na przyszłe lata. Padały konkretne pytania, np.: o ile procent zmniejszył się ruch turystyczny w gminie Hajnówka? Polski rząd odpowiadał danymi z całego Podlasia, a nie z zony. Na ich podstawie KE nie wydawała decyzji, domagając się szczegółów. To natychmiast było przedstawiane opinii publicznej i zainteresowanym jako kolejne działanie UE na szkodę Polski.
  45.  
  46. 12 największych firm turystycznych z zamkniętej do lipca 2022 r. strefy połączyło siły w staraniach o odszkodowania. Właściciele mówią, że gdyby sami nie zaczęli walczyć, zostaliby zupełnie pominięci. Jeździli na komisje sejmowe do Warszawy, słali pisma – nie dostawali nic prócz zapewnień, że rząd chce im wypłacić pieniądze. Tylko że ta niedobra Unia…
  47.  
  48. W końcu, 26 stycznia 2023 r., Komisja Europejska notyfikowała program pomocy przedsiębiorstwom z zony. Sprawa, jak usłyszeli zainteresowani, otrzymała „najwyższy priorytet realizacji”.
  49.  
  50.  
  51. Droga z Hajnówki do Białowieży, 18 km przez las. Posterunki mundurowych, którzy za czasów zony zatrzymywali i rewidowali tu ludzi, zniknęły. Znikły wszechobecne koksowniki, przy których się grzali. Tylko jedna baza wojskowa, w bok od drogi, ale widoczna. Czasem przemknie ciężarówka z żołnierzami. Stanie na poboczu radiowóz straży granicznej – postraszą przejeżdżających wzrokiem, trochę jakby tęsknili za swą dawną ważnością, ale nie zatrzymują. Niedaleko stąd, w lesie blisko drogi, leżało ciało uchodźczyni z Nigerii – musiała przejść przez mur, zawiadomiono służby, że jest w złym stanie, umiera. Straż graniczna tłumaczyła potem, że jej nie znalazła. Była to 37. ofiara śmiertelna wśród uchodźców.
  52.  
  53. Wzdłuż całej drogi tysiące wyciętych drzew leżą pokotem. Miejscowi tłumaczą z mrugnięciem oka, że to „ofiary kornika”, czyli początków rządów PiS, kiedy puszczę wycinano masowo właśnie pod pretekstem choroby drzew.
  54.  
  55. Białowieża pusta, wyludniona, zimna. Światła w wielu domach wygaszone mimo zmroku. Na tym tle odcina się jasno stacja benzynowa państwowej sieci Orlen, która łupi przejezdnych – nikt nie wie, dlaczego akurat na tej stacji w Białowieży paliwo kosztuje mniej więcej o złotówkę drożej za litr niż wszędzie indziej. Kręcą się pojedynczy żołnierze, majstrują coś przy samochodach, robią zakupy.
  56.  
  57. Wielki hotel Białowieski, z basenem i spa, czynny. Gości akurat kolonistów, bo ferie. Marek Czarny, jego dyrektor, w turystyce działający od kilkudziesięciu lat, przyznaje, że na Białowieży spoczywa od czasów zony odium, którego na razie nie udaje się rozwiać. Turystów mniej o 30 proc., drożyzna, a cen za bardzo opuścić się nie da także dlatego, że zbyt niska ściąga turystę niezbyt pożądanego. W czasie zony Białowieski przyjął wojsko – pełne obłożenie „dobonocy”, ale na wojskowych warunkach. Za pół ceny od osoby. W okolicę zjechało kilkanaście tysięcy żołnierzy i hotelarze uznali: my pomożemy krajowi, kraj pomoże nam.
  58.  
  59. Ale nie znali kulis służby – trzy razy dziennie wyjście na patrol, powrót w ubłoconych butach, trzeba było potem zrobić remont. Hotel Białowieski dostał odszkodowanie za straty – 11 tys. zł. A potem wraz z 11 innymi przedsiębiorcami upominał się o odszkodowania za przestój. Było dużo perturbacji politycznych w Brukseli i Warszawie. – Czasem czułem się jak przedmiot sporów politycznych, nie przedsiębiorca – mówi Marek Czarny. – Ale już wiadomo, że pieniądze na odszkodowania będą lada dzień.
  60.  
  61. Kłopot tylko w tym, że nie wiadomo ile. I nie wiadomo dla kogo. I według jakich zasad będą przydzielane. I nie wiadomo, czy jak ktoś gościł mundurowych w czasie zony, to będą mu się należały, bo przecież miał dochody.
  62.  
  63. Mija miesiąc. Pieniędzy na odszkodowania z budżetu nie ma. Czyli jest jeszcze jedna niewiadoma: kiedy będą i kto z przedsiębiorców do nich dotrwa bez plajty.
  64.  
  65. Polityka 10.2023 (3404) z dnia 28.02.2023; Społeczeństwo; s. 37
  66. Oryginalny tytuł tekstu: "Ziemie obrzydzone"
  67.  
  68. Marcin Kołodziejczyk
  69. Dziennikarz od 18. roku życia, dokumentalista filmowy i pisarz. Zaczynał w dziale miejskim „Expressu Wieczornego”. Z „Polityką” związany od 2000 r. Laureat wielu prestiżowych nagród dziennikarskich, m.in. Amnesty International „Za równością, przeciw dyskryminacji” i, dwukrotnie, radiowych Melchiorów za reportaże. Finalista Nagrody Literackiej Nike za powieść „Prymityw. Epopeja narodowa” (2019).
Add Comment
Please, Sign In to add comment