Advertisement
Kadzimba

Zabójcze Bolce

Dec 4th, 2017
156
0
Never
Not a member of Pastebin yet? Sign Up, it unlocks many cool features!
text 5.67 KB | None | 0 0
  1. - Żeby ubić takiego pospolitego frajera, nie wynajmujecie byle oprycha z portu, ale nas? Za sto novigradzkich koron !?
  2.  
  3. - Taka jest wasza zwykła stawka - wycedził siwy mężczyzna. - Prawda?
  4.  
  5. - Nieprawda - zaprzeczył zimno pierwszy zbir.
  6.  
  7. - Bo my nie jesteśmy od zabijania pospolitych frajerów. A jeśli już... Frajer, którego chcecie widzieć trupem, będzie was kosztował dwieście. Dwieście nie oberżniętych, błyszczących koron z wybitą cechą novigradzkiej mennicy. Wiecie, dlaczego? Bo w tej sprawie jest haczyk, mości panie. Nie musicie nam mówić, jaki haczyk, obejdziem się. Ale zapłacicie zań. Dwieście, rzekłem. Przybijecie taką cenę, to już możecie waszego niedruga uważać za martwego. Nie zechcecie przybić, to poszukajcie kogo innego do tej roboty.
  8.  
  9. W śmierdzącej stęchlizną i skisłym winem piwnicy zapadła cisza. Po klepisku biegł karaluch, szybko przebierając odnóżami. Drugi zbir rozdeptał go z trzaskiem, błyskawicznym ruchem nogi, prawie nie zmieniając pozycji i zupełnie nie zmieniając wyrazu twarzy.
  10.  
  11. - Zgoda - powiedział mężczyzna - Dostaniecie dwieście.
  12.  
  13. Bandyci nawet drgnieniem powieki nie zdradzili zaskoczenia. Obaj nie liczyli, że uda się wytargować więcej niż sto dwadzieścia, góra sto pięćdziesiąt. Nabrali nagle pewności, że zbyt nisko wycenili kryjący się w tej robocie haczyk.
  14.  
  15. Nazajutrz tuż przed świtem zbóje uszykowali zasadzkę w miejscu wskazanym przez tajemniczego zleceniodawce. Przebrani za dwóch trubadurów grali sprośne melodie tuż przy głównym trakcie łączącym blanki z dziedzińcem miasta. Czekali na białogłowego mężczyznę, całkiem zręcznie posługując się instrumentami.
  16.  
  17. Geralt wzdrygnął się lekko, przełknął ślinę, gdyż poznał z daleka niesławny duet. Sięgnął za pas i dobył fiolkę z eliksirem wiedzmińskim. Minął już pierwszy wstrząs po wypiciu mikstury, zaczynała się faza działania, sygnalizowana lekkim, ale nieprzyjemnym zawrotem głowy, towarzyszącym adaptacji wzroku do ciemności. Adaptacja przebiegała szybko. Wszystko dookoła nabierało odcieni szarości, odcieni początkowo mglistych i niejasnych, stopniowo coraz silniej kontrastujących, wyraźnych i ostrych.
  18.  
  19. To byli zawodowcy. Doświadczeni, wprawni, zgrani zawodowcy. Uderzyli na niego jednocześnie, jeden z lewej, drugi z prawej. Wiedźmin wybrał tego z lewej. Na wywołaną eliksirem euforię nałożyła się wściekłość. Pierwszy zbir zaatakował fintą z dexteru, po to tylko, by odskoczyć i dać temu zza pleców okazję do zdradzieckiego strzału z mosiężnego czarnoprochowca ukrywanego w instrumencie dętym. Geralt zakręcił się w piruecie, wyminął ich i ciął samym końcem miecza, odbijając nadlatujący pocisk. Był zły, uderzył mocno. Kula odbiła się z metalicznym wydźwiękiem, po czym odleciała w bliżej nieznanym kierunku. Wiedźmin chciał skoczyć na strzelca, jednak ten drugi był szybszy. Błyskawicznie ciął szerokim cięciem składając ręce w niemożliwą akrobatyczną pozycję – był fachowcem w swojej dziedzinie, o jego mordach i umiejętnościach szermierczych było głośno w całym San France. Geralt odskoczył na tyle, aby cięcie trafiło nie w głowę a w bark. Bandyta szykował się do kolejnego wystrzału, jednak wiedźmin precyzyjnym rzutem sztyletu trafił we wlot lufy w trakcie wystrzału. Czarnoprochowiec eksplodował, poważnie raniąc jednego z braci. Geralt wykorzystał ten moment. Działanie eliksirów wzmogło się, już nawet nie parował, wirując w piruecie wszedł pomiędzy nich. Wiedźmin, wykręcając się w odwrotny piruet, z rozmachem ciął bezbronnego mordercę w krzyż. Był zły. Czuł, jak wyostrzona wiedźmińska klinga przecina kręgosłup. Przeraźliwe wycie przetoczyło się echem po uliczkach.
  20. Drugi zbir był już przy nim, już uderzał szybkim paskudnym sinistrem, kwartą. Geralt sparował w ostatnim momencie, statycznie, bez obrotu, kwartą z dexteru. Rozbójnik, korzystając z przejętego impetu parady, odwinął się jak sprężyna i ciął z półobrotu, szeroko i mocno. Za mocno. Geralt już wirował. Klinga mordercy, znacznie cięższa od klingi Wiedźmina, przecięła powietrze, zbir musiał pójść za ciosem. Rozpęd obrócił go. Lekko poraniony bandyta ostatkiem sił postanowili ochronić swojego współtowarzysza. Przyjął pozycje bojową stykając się szczelnie potylicą z bratem. Wiedźmin czekał na ten moment. Wywinął się z półpiruetu, bardzo blisko. Był zły. Uderzył. Krótko, ale silnie. I niechybnie. Jednym precyzyjnym sztychem przebił na wylot obu. Upadli potykając się o kretowisko, z twarzami zastygniętymi w grymasie przerażenia. Wbity miecz sterczał z ich klatek piersiowych. Pozostało im już tylko pokornie czekać na śmierć przez wykrwawienie.
  21.  
  22. - I co, myśleliście, że tak łatwo dam się zabić? Że będzie to wasz kolejny łatwy łup? Morderstwo zawsze jest niewybaczalne. Nikt nie dał człowiekowi żadnego przyzwolenia na odebranie życia drugiemu. Mi to prawo zostało przeznaczone, aby zabijać potwory, które tego prawa nie dostały. Mówią, że postęp rozjaśnia mroki. Ale zawsze, zawsze będzie istniała ciemność. I zawsze będzie w ciemności Zło, zawsze będą w ciemności kły i pazury, mord i krew. Jestem wiedźminem. Sztucznie stworzonym mutantem. Zabijam potwory. Za pieniądze. A jeśli nawet świat legnie w gruzach, co wydaje mi się nieprawdopodobnym, będę zabijał potwory na gruzach świata dopóty, dopóki jakiś potwór mnie nie zabije. To jest mój los. I nie ja go wybrałem. Zrobiono to za mnie.
  23.  
  24. Były to ostatnie słowa jakie usłyszeli. Chwile później zakończyły się zarówno ich makabryczne mordy jak i świńskie pieśni. Bracia Pierdolec przeszli do historii.
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment
Advertisement