Advertisement
Not a member of Pastebin yet?
Sign Up,
it unlocks many cool features!
- Dziesięć lat po śmierci ojca rewolucji boliwariańskiej Hugo Chaveza i objęciu rządów przez Nicolasa Maduro Wenezuela to raczej obraz nędzy i rozpaczy. Głodowe pensje, drożyzna, podupadła produkcja, ponad 6 mln obywateli szukających szansy poza granicami kraju, wciąż wysoki wskaźnik zabójstw.
- Ale można spojrzeć inaczej: Wenezuela odbija się od dna – bo, istotnie, jest lepiej niż 5–6 lat temu. A odbije się jeszcze wyżej, jeśli powiodą się układy z wrogiem, który w języku rewolucji bywa diabłem – czyli Stanami Zjednoczonymi.
- Maduro wraca na scenę
- 60-letni Maduro, na scenie globalnej sojusznik Moskwy i Pekinu, zyskał na politycznej atrakcyjności dzięki inwazji Rosji na Ukrainę. Otóż z powodu zaangażowania po stronie Ukrainy Stany Zjednoczone są zmuszone szukać innych źródeł ropy niż rosyjskie; Wenezuela to oczywisty kierunek. Ale za rządów Baracka Obamy i Donalda Trumpa Waszyngton obłożył Caracas sankcjami, przede wszystkim tamtejszy sektor naftowy. Trump groził nawet interwencją wojskową.
- Na razie Joe Biden pozwolił jednemu z amerykańskich gigantów naftowych, Chevronowi, na ograniczoną działalność w Wenezueli. Departament Skarbu wyjaśnia to pragnieniem „ulżenia cierpieniom narodu wenezuelskiego i przywrócenia demokracji”. Zdjęcie kolejnych sankcji prezydent USA uzależnia od spełnienia przez Maduro kilku żądań, m.in. zwolnienia więźniów politycznych i dopuszczenia czołowych oponentów do wyborów (sądy pozbawiły niektórych biernego prawa wyborczego na wiele lat).
- Maduro ma swoje żądania. „Tak, chcemy wolnych wyborów – wolnych od sankcji” – odpowiada na żądania Wuja Sama. Domaga się odmrożenia wielomiliardowych aktywów, które Wenezuela trzyma w zagranicznych bankach.
- Analitycy podnoszą, że dziś to Bidenowi bardziej niż Maduro zależy na końcu zimnej wojny między obydwoma krajami. Wenezuela, owszem, potrzebuje zniesienia sankcji i napływu dolarów, bo ledwo dycha. Ale może tak dychać jeszcze długie lata. USA zaś mają cel geostrategiczny: odbić Wenezuelę spod wpływów Rosji; co najmniej rozszczelnić sojusz Caracas z Moskwą. I, oczywiście, potrzebują ropy.
- W tej globalnej rozgrywce Maduro zyskał nieoczekiwanego sojusznika: Kolumbię, gdzie przez lata rządziła prawica. Nowy prezydent, dawny lewicowy partyzant Gustavo Petro, wyciąga Maduro z izolacji, m.in. pomaga mu w negocjacjach z opozycją. Petro jest demokratą i dystansował się od wenezuelskich władz. Zgadza się z Bidenem co do kolejności działań: najpierw demokratyczne wybory w Wenezueli, potem zniesienie sankcji. Sytuacja wewnętrzna w Wenezueli to też sprawa Petro: 3 z 6 mln emigrantów z tego kraju osiadło właśnie w Kolumbii. Odnowa w ojczyźnie może skłonić niektórych do powrotu. Maduro czuje się więc jak kawaler na wydaniu, który może przebierać i stroić fochy.
- Droga Maduro (1)
- Przywódcą jest z przypadku. Gdyby nie przedwczesna śmierć Chaveza, zostałby na zawsze tylko wiernym giermkiem wodza. Wielki miś z wąsami w czerwonej koszuli budził początkowo zaufanie. Pochodzenie ma robotnicze i wielokulturowe. Ojciec był związkowcem z rodziny sefardyjskich Żydów z karaibskiej wyspy Curaçao (skolonizowanej przez Holendrów). Matka – Kolumbijką i katoliczką.
- Nastoletni Maduro grał w rockowej kapeli i wzorem dzieci kwiatów fascynował się mądrościami kultury Indii. Był szalonym motocyklistą, czego pamiątkę nosi na twarzy – bliznę po wypadku. Niewiele brakowało, by został bejsbolistą – to narodowy sport Wenezueli.
- Również politykował: za organizowanie uczniowskich protestów wyleciał ze szkoły. Wstąpił do Ligi Socjalistycznej, która zajmowała się agitacją, ale i uprawiała partyzantkę. Najgłośniejszym jej aktem było porwanie w 1976 r. i więzienie przez ponad trzy lata amerykańskiego biznesmena, prawdopodobnie też agenta CIA, Williama Niehousa.
- Nie poszedł na studia, za to uczył się w latach 80. w szkole kadr politycznych w Hawanie. Po powrocie do Caraças utrzymywał się z pracy kierowcy autobusu; został liderem syndykatu kierowców. Nie stracił kontaktu z towarzyszami z Ligi, których oczy były właśnie wpatrzone w nowego spiskującego lidera – pułkownika Hugo Chaveza. Ten obiecywał ludową rewolucję i zasypanie społecznych nierówności.
- W 1992 r. Chaveza skazano za próbę zamachu stanu. Z odwiedzin u wodza w więzieniu Maduro wrócił zafascynowany. Chavez namaścił go na przywódcę grupy mającej przygotować ludowe powstanie. A przy okazji Maduro poznał adwokatkę wodza Cilię Flores, którą wkrótce poślubił.
- Gdy w 1998 r. już wolny Chavez wygrał wybory prezydenckie i rozpoczął egalitarne reformy, nazwane rewolucją boliwariańską, Maduro został – kolejno – przewodniczącym Zgromadzenia Narodowego, szefem dyplomacji, wiceprezydentem. Lojalność i przekonania sprawiły, że umierający w 2013 r. Chavez wskazał go jako następcę.
- Różne biedy
- Dziś gospodarka pod rządami Maduro ledwo zipie, utrzymanie się jest dla większości ludzi wyzwaniem. Nie jest to jednak Wenezuela sprzed, powiedzmy, pięciu lat. Wtedy brakowało wszystkiego – jedzenia, leków, papieru toaletowego; w środku nocy ustawiały się kolejki. Dochodziło do plądrowania sklepów i linczów na złodziejach. Miasta i wsie pogrążały się w ciemnościach z powodu kryzysu energetycznego wywołanego przez suszę (70 proc. energii produkują hydroelektrownie). Inflacja pożerała pensje – aż zabrakło banknotów.
- Ewa Sapieżyńska, która kiedyś pracowała dla rządu Chaveza, a obecnie dla międzynarodowej organizacji humanitarnej, wysyła mi fotografie półek w supermarkecie, które uginają się od towarów. Kłopot w tym – tłumaczy – że stać na nie tylko zamożniejszych.
- Według Światowego Programu Żywnościowego ONZ co trzecie wenezuelskie gospodarstwo domowe cierpi niedostatek wyżywienia. Problemem jest brak zróżnicowanej diety. Jej podstawą są zboża (ryż, kukurydza, pszenica) i bulwy (juka, bataty), uzupełniane 2–3 razy w tygodniu fasolą i soczewicą. Jeszcze rzadziej ubodzy jedzą mięso, ryby, jajka, warzywa i owoce. Wenezuelczycy pracujący na czarno często godzą się na pensje wypłacane w żywności; 60 proc. wydaje całe dochody na jedzenie – nie stać ich na produkty higieniczne i ubrania. Co piąta rodzina wyprzedaje zasoby i polega tylko na rządowej pomocy.
- Droga Maduro (2)
- W dziesiątą rocznicę śmierci Chaveza wiarygodny ośrodek badań opinii wskazał zmarłego wodza jako polityka wciąż najbardziej cenionego przez Wenezuelczyków – pozytywnie ocenia go 56 proc. badanych. Maduro – 22 proc. Popularność żadnego z polityków opozycji nie zbliża się do popularności Chaveza.
- Maduro nigdy nie mógł równać się z ojcem założycielem. Pierwsze wybory, tuż po jego śmierci, wygrał przewagą 1 proc. głosów. Nie ma charyzmy ani błyskotliwości Chaveza. Wrogowie gardzą nim, a określenie „kierowca autobusu” należy do najłagodniejszych. Ale Maduro miał też obiektywnego pecha: przejął władzę, gdy ceny ropy zaczęły dołować. Potęga Wenezueli jako dobrego wujka wspierającego słabszych sojuszników – jak Kuba czy Boliwia – zaczęła gasnąć. Był to też czas, kiedy egalitarna fala w regionie zaczęła opadać. Po dwóch latach rządów Maduro jego obóz przegrał wybory do parlamentu. Opozycja liczyła, że upadek samego Maduro to kwestia czasu. Ale się przeliczyła.
- Dolar i czystka
- Pod koniec 2019 r. Maduro postawił na dolaryzację, która pomogła opanować hiperinflację. Rząd wprowadził na rynek dolary i pozwolił na zawieranie transakcji w walucie USA, ale księguje się je w boliwarach. Nie wolno mieć oszczędności dolarowych w banku. Źródłem dolarów na rynku są m.in. zamożni Wenezuelczycy, którzy powyciągali oszczędności ze skarpet, z amerykańskich banków i zaczęli nimi obracać w kraju. Maduro zarzeka się, że Wenezuela nie zrezygnuje jednak z własnej monety, dolaryzacja ma tylko pomóc odbić się gospodarce i przetrzymać trudny czas.
- – Ludzie, którzy mają pieniądze, wydają je, jakby nie było jutra – opowiada Sapieżyńska. – W zamożnych dzielnicach Altamira, Chacao, Las Mercedes po ulicach suną „kosmiczne” Hummery. W weekend trudno o wolny stolik w restauracji.
- – Kim są ci ludzie?
- – Mówi się, że są związani z władzą. Tacy na pewno też, ale przede wszystkim to zamożni przeciwnicy rządu, ludzie z sąsiedztwa, którzy czują się swobodnie w swojej dostatniej okolicy.
- Pełne restauracje, jeszcze kilka lat temu puste lub zamknięte, świadczą również o tym, że wzrósł poziom bezpieczeństwa na ulicach. – Niektórzy mówią, że jest bezpieczniej, bo malandros [szumowiny, przestępcy – przyp. red.] wyjechali w ramach fali emigracji.
- Tę ostatnią obserwację potwierdza korespondent „El Pais” Juan Diego Quesada, kursujący między Bogotą a Caracas. Czuje się bezpiecznie, wychodząc rano pobiegać. Z tym że poprawa poczucia bezpieczeństwa to, jak mówi, również skutek bezprawnych egzekucji, „czystek społecznych” dokonywanych przez siły specjalne na członkach rozmaitych gangów. Mowa prawdopodobnie o kilku tysiącach zabitych.
- Droga Maduro (3)
- W 2017 r., by stłumić protesty i utrzymać władzę, Maduro sięgnął po represje, na jakie Chavez nigdy się nie zdecydował. Kraj znalazł się na skraju wojny domowej. W pewnym momencie Wenezuela miała dwa parlamenty, dwa rządy, dwóch prezydentów. W 2017 r. siły bezpieczeństwa zabiły 120 demonstrantów i postronnych osób; w 2018 r. – 14; w 2019 r. – 65. Rząd twierdzi, że w 2018 r. nie było ofiar, przyznaje się do 29 rok później. Część z nich to ofiary aparatu represji, część – prorządowych bojówek.
- – Trudno pogodzić się z tym, że przeciwnicy Maduro są atakowani przez prorządowe bojówki, a policja stoi obok i nie reaguje – mówi Sapieżyńska. – Kiedy pracowałam dla rządu Chaveza, jednego dnia maszerowali jego zwolennicy, drugiego – przeciwnicy. Nie było przemocy.
- „New Yorker” cytuje anonimowego dyplomatę USA, który mówi, że Chavez zbliżał się do granicy autorytaryzmu, ale jej nie przekraczał. Maduro przekroczył ją wielokrotnie.
- Do pierwszego
- Przeżycie „do pierwszego” jest dla większości Wenezuelczyków wyzwaniem. Pracujący na państwowym idą rano do biura, w południe jedzą darmowy obiad w zakładowej stołówce, po południu wykonują fuchy; najczęściej czymś handlują. Zdarza się, że pracują na etacie trzy dni, a w pozostałe dwa dorabiają.
- – Koleżanka pracująca w państwowym koncernie naftowym PDVSA zarabia ekwiwalent kilkudziesięciu dolarów – opowiada Sapieżyńska. – Nie stać jej na wynajem, mieszka u rodziny za darmo. Inna koleżanka, pracująca w MSZ, zarabia tak marnie, że nie przeżyłaby bez zgromadzonych wcześniej oszczędności.
- Płaca minimalna to 8 dol. Dodatkowo biedni dostają bony tej samej wartości – to razem 16. Trzy czwarte ludzi pobiera zasiłki. W sumie mogą uzbierać ok.25–30 dol. Na szczęście wiele usług publicznych jest za darmo (woda i prąd) lub prawie za darmo (gaz w butlach dotuje państwo; benzyna za grosze).
- Problem przeżycia rozwiązuje też tzw. CLAP – Koszyk Komitetów Lokalnych Zaopatrzenia i Produkcji, z którego korzysta 78 proc. mieszkańców. To koszyk (prawie) bezpłatnej żywności, którą w Caracas można dostać raz w miesiącu, na prowincji raz na 2–3 miesiące; jeśli ma się dzieci, można dostać dwa koszyki. Są w nim: mąka, ryż, makaron, czarna fasola, olej, cukier, soczewica, trochę szynki i tuńczyk w puszce. Większość to produkty z importu – z Argentyny, Kostaryki, Ekwadoru, Turcji. Dystrybucją koszyków zajmują się samorządy w slumsach. Ważną rolę spełniają bezpłatne stołówki istniejące od czasów Chaveza. Teraz finansują je międzynarodowe organizacje humanitarne, m.in. ta, dla której pracuje moja rozmówczyni.
- Kryzys humanitarny zaostrzają sankcje USA i UE. Ich celem jest osłabienie Maduro, jednak najbardziej biją w biednych. Była Wysoka Komisarz ONZ ds. Praw Człowieka Michelle Bachelet alarmowała, że sankcje podkopują programy socjalne rządu. Najbardziej dramatyczne są przypadki dzieci czekających na operacje i transplantacje – sankcje utrudniają transfery niezbędnych dla ich ratowania pieniędzy.
- Droga Maduro (4)
- Wojskowi i ludzie wymiaru sprawiedliwości, na których Maduro opiera swoje rządy, mają się dobrze. Nepotyzm kwitnie, a jego czołową praktykantką była przez lata żona Maduro, Cilia Flores, jeszcze jako przewodnicząca parlamentu. Opozycja zarzucała jej, że rozdała wśród krewnych kilkadziesiąt stanowisk. Krążyła anegdota, że jeśli w parlamencie zawołać „Flores!”, głowy obróci pół sali.
- Dwaj kuzyni Flores padli ofiarą prowokacji amerykańskiej agencji antynarkotykowej DEA. Pieniądze z kokainy wysłanej z Caracas do Hondurasu – docelowo do USA – miały iść na kampanię wyborczą. Jednak niedoświadczeni w branży kuzyni wpadli na Haiti i fortuna przepadła. Odsiadują wysokie wyroki w USA. Maduro uznał to za naruszenie suwerenności, atak na pierwszą damę i próbę pogrążenia rewolucji boliwariańskiej.
- Konflikty ze Stanami, czasem tylko retoryczne, to legitymacja rządów Maduro. Trudniej było mu atakować Obamę, ale i jemu radził, by zajął się ochroną zabijanych w USA Afroamerykanów. Trumpa przezywał „królem peruk”.
- Maduro przetrwał próbę ingerencji USA w politykę wenezuelską. To Waszyngton stał za powołanym nielegalnie alternatywnym prezydentem kraju Juanem Guaidó. Miał on zjednoczyć opozycję i poprowadzić ją do zwycięstwa. Jednak, jak wszyscy oponenci tak Chaveza, jak i Maduro, okazał się partaczem i Biden wycofał poparcie dla niego. Opozycja pozostaje bez lidera. Maduro zaciera ręce.
- Schyłek rewolucji
- – Programy społeczne, które kilkanaście lat temu tworzono na moich oczach, teraz upadają – opowiada Ewa Sapieżyńska. – Wtedy biedni ze slumsów po raz pierwszy mogli korzystać z przychodni powstających tuż obok ich domostw. Teraz to się kończy, choć nie dlatego, że rząd się wycofał. Przychodnie w dzielnicach biedy nadal istnieją; gdy sytuacja się poprawi, powinny nadal działać.
- – Ku czemu zmierza rewolucja boliwariańska?
- – Obawiam się, że ku końcowi. Różnice społeczne rosną w zastraszającym tempie, wracamy do poziomu nierówności sprzed rządów Chaveza. Do tego korupcja, nieudacznictwo, sankcje.
- – Co zostanie z chavizmu?
- – Po śmierci Chaveza wydawało mi się, że bardzo dużo. Duma i oddolna organizacja w biednych dzielnicach, inspiracja dla ruchów społecznych w Ameryce Łacińskiej. Ale rządy Maduro rzuciły cień na legendę Chaveza i jego osiągnięcia.
- Nauczyciel założyciela Wenezueli Simona Bolivara powtarzał: „Wymyślamy [na nowo] albo jesteśmy zgubieni”. Już wkrótce ktoś będzie musiał wymyślić Wenezuelę na nowo. I być może nie da się tego zrobić bez Maduro; na pewno – bez chavistów. O Maduro można napisać sporo złego. Lepiej jednak nie zapominać, że posiadł on zdolność odbijania się od dna, gdy wszyscy myślą, że na dobre zatonął.
- Polityka 21.2023 (3414) z dnia 16.05.2023; Świat; s. 45
- Oryginalny tytuł tekstu: "Mistrz kierownicy"
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment
Advertisement