Advertisement
Not a member of Pastebin yet?
Sign Up,
it unlocks many cool features!
- Od zeszłego miesiąca Włochy niespodziewanie mają nowego ministra kultury. Gennaro San Giuliano musiał podać się do dymisji, kiedy wyszło na jaw, że mianował swoją kochankę doręczycielką do spraw organizacji wydarzeń. W związku z tym prokuratura oraz tamtejsza najwyższa izba kontroli sprawdzają teraz, czy doszło do sprzeniewierzenia środków publicznych.
- Kiedy mówię, że do zmiany doszło niespodziewanie, używam tego słowa, ponieważ dymisja wcale nie była natychmiastowa. Opinia publiczna dowiedziała się o tej sprawie jeszcze w sierpniu, gdy ta kobieta sama poinformowała o tej nominacji na Instagramie. Ministerstwo najpierw zaprzeczało, ale gdy ta sama kobieta opublikowała potwierdzające jej wersję zdjęcia dokumentów, wycieczek i tak dalej, szef resortu musiał w końcu przyznać, że to prawda, chociaż w telewizyjnym wywiadzie ze łzami w oczach zarzekał się, że po pierwsze stanowisko nie było opłacane, a po drugie premierka Giorgia Meloni odmawia przyjęcia jego dymisji.
- Skandal urósł jednak do takich rozmiarów, że kilka dni później San Giuliano ostatecznie stracił pracę. To aż dziwne, że stało się to dopiero teraz, bo minister dostarczył wcześniej naprawdę sporo powodów, żeby wymienić go na kogoś innego. Dziennikarze doliczyli się, że w rzeczywistości miał aż 16 doradców spoza resortu. Niektórzy dostawali pensję, jak znana dyrygentka, która zgarnęła 30 tys. euro. Inni mieli pracować za darmo, ale niewykluczone, że mieli dostęp do dokumentacji niejawnej, bo wiadomo, że dokładnie tak było z tą kochanką.
- Wiceminister w tym resorcie został oskarżony o kradzież XVII-wiecznego obrazu, chociaż do dymisji musiał podać się z innych powodów, bo wyszło na jaw, że wbrew prawu prowadził prywatną działalność i przyjął 300 tys. euro na podstawionego słupa. Tego wiceministra z jego szefem łączyła miłość do książek, bo obaj mieli kolekcje liczące po kilkanaście tysięcy tomów, a w dodatku minister San Giuliano w czasie obejmowania stanowiska chwalił się, że sam napisał ich 18. Ale gdy został jurorem w najbardziej prestiżowej włoskiej nagrodzie literackiej, podczas gali jej wręczenia niechcący wyjawił w telewizyjnej transmisji na żywo, że nie czytał żadnej z nominowanych pozycji.
- Dlaczego więc Giorgia Meloni nie chciała go do tej pory zdymisjonować, a podczas afery z kochanką początkowo nawet broniła go publicznie? Być może dlatego, że minister pozwolił jej spełnić jedno z życiowych marzeń, czyli otworzyć państwową wystawę Tolkiena. Bo tak się składa, że autor "Hobbita" i "Władcy Pierścieni" jest niezwykle ważny nie tylko dla samej premierki, ale też dla całego środowiska, z którego się wywodzi, czyli dla włoskich faszystów.
- Przyjrzyjmy im się bliżej. Jedną z najbardziej znanych skrajnie prawicowych grup w kraju jest CasaPound. Jej symbol to widziany z góry żółw z czterema strzałami rozrysowanymi na skorupie. I teraz uwaga. Na manifestacjach członkowie tej grupy powiewają czerwonymi flagami, które mają w środku biały okrąg, a w nim właśnie to zwierzę rozrysowane na czarno. Jeśli kojarzy wam się to z jakąś inną flagą, którą mieliśmy okazję bliżej poznać nad Wisłą między 1939 a 1945 rokiem, to nieprzypadkowo. Ta grupa z pompą obchodzi dojście Mussoliniego do władzy. Jej członkowie na wystąpieniach publicznych zawsze robią ten faszystowski salut. Ich młodzieżówka za swoją flagę przyjęła symbol przedwojennej brytyjskiej unii faszystów.
- Nazwa tej organizacji, Casa Pound, wzięła się od nazwiska Ezry Pounda, poety, który co prawda był Amerykaninem, ale w pewnym momencie przeprowadził się do Włoch, spędził tam wiele lat, wychwalał Mussoliniego, a w czasie wojny specjalnie na zamówienie faszystów nagrywał propagandowe anglojęzyczne audycje dla włoskiego radia, w których przekonywał alianckich żołnierzy, żeby złożyli broń, poddali się i wrócili do domu. Zresztą później był z tego powodu sądzony przez Amerykanów za zdradę. Casa Pound oznacza Dom Pounda i ten dom jest tam nie bez powodu.
- Chociaż na różnych etapach działalności ta grupa różnie się identyfikowała, raz jako ruch społeczny, innym razem jako partia polityczna, to w rzeczywistości zaczynała jako zwykła ekipa skinheadów, która zeskłotowała wielką, sześciopiętrową kamienicę w centrum Rzymu, bardzo blisko głównego dworca kolejowego Termini. Właśnie stąd wzięła się nazwa, od tego domu, od tej kamienicy. Władze miasta wielokrotnie zapowiadały eksmisję, ale w styczniu tego roku grupa świętowała dwudziestolecie zajęcia tego budynku i jak na razie nic nie zapowiada, żeby miała go opuścić.
- Dla osób, które nie wiedzą, bo wyobrażam sobie, że nie wszyscy są na bieżąco z taką terminologią, squat to po prostu pustostan, który jest samowolnie zasiedlony przez jakąś nową grupę lokatorów. Z reguły takie inicjatywy są kojarzone z lewicowymi grupami, przede wszystkim oczywiście z anarchistami. Kiedy w 2008 roku mój kolega z Rzymu powiedział mi, że koło jego domu jest faszystowski squat, pomyślałem, że to dość ciekawy temat, fajny pomysł na reportaż, więc pojechałem tam spotkać się z tymi ludźmi. Ostatecznie nic z tego reportażu nie wyszło i dziś uważam, że bardzo dobrze, bo wtedy warsztatowo nie byłem na to gotowy, nie uniósłbym tego tematu. Ale mimo wszystko udało mi się wejść do środka i miałem okazję porozmawiać trochę z ludźmi, którzy tam działali. Dobrze pamiętam, że w tym wejściowym korytarzu ściany pokrywają wielkie, kolorowe litery, którymi wypisane są nazwiska osób ważnych dla ludzi z Casa Pound. Są tam oczywiście takie osoby jak Mussolini, Franco (hiszpański dyktator), Julius Evola (główny ideolog włoskich faszystów), Oswald Spengler (niemiecki filozof, którego prace o zmierzchu zachodniego świata były inspiracją dla nazistów), Wagner, Leni Riefenstahl i tak dalej. Cały pakiet, który możecie sobie wyobrazić. W samym środku tej zbieraniny jest właśnie Tolkien, co jest dużo bardziej znaczące, niż się wydaje.
- W 2011 roku działacz skrajnej prawicy udzielający się w toskańskiej filii Casa Pound, bo teraz ta organizacja rozprzestrzeniła się na całe Włochy, zamordował we Florencji dwóch senegalskich imigrantów i ranił kolejnych trzech, a później, otoczony przez policję, zastrzelił siebie samego. Zamachowiec nie zostawił żadnego manifestu ani niczego w tym rodzaju, ale wcześniej opisywał swoje poglądy w esejach poświęconych właśnie Tolkienowi. Jeden z jego tekstów, zatytułowany "Frodo Baggins, bohater, który zawiódł", pojawił się w antologii zebranej przez Gianfranco de Turrisa.
- De Turris to sekretarz fundacji Juliusza Evoli, wspomnianego wcześniej włoskiego filozofa, którego nazwisko jest związane z Casa Pound. Był jednym z ideologów państwa Mussoliniego, chociaż na pewnym etapie uznał go za zbyt miękkiego i zaczął udzielać się w Trzeciej Rzeszy, co dużo mówi o tym, z kim mamy do czynienia. De Turris to sekretarz jego fundacji, a równocześnie przez kilkanaście lat przewodniczący włoskiej nagrody literackiej imienia Tolkiena.
- Skąd to absurdalne połączenie? Po drugiej wojnie światowej Włochy były krajem politycznie bardzo konserwatywnym, ale popkulturowo bardzo lewicowym. Młodzi faszyści nie mieli żadnych dzieł, które byłyby nośne albo chociaż zwyczajnie atrakcyjne, żeby przyciągać większą publiczność. Aż w 1970 roku na rynku pojawiło się pierwsze tłumaczenie "Władcy Pierścieni". Przedmowę do tego włoskiego wydania napisał Elémire Zolla, bardzo sprawny pisarz. Dowodem może być na przykład to, że w 1956 roku w kategorii Debiut zgarnął dokładnie tę samą literacką nagrodę, z której teraz ministrowi kultury nie chciało się czytać nikogo z nominowanych. Zolla w przedmowie przekonywał, że książki Tolkiena są opowieścią o tym, jak przeciwstawiać się nowoczesności, która dąży do zniszczenia piękna. I że opisują naszą codzienną walkę. Miejscowi faszyści odczytali to jako drogowskaz. Niedługo po wydaniu tej książki młodzieżówka partii założonej jeszcze przez byłych urzędników Mussoliniego zorganizowała pierwszy tzw. Obóz Hobbita, czyli letni festiwal muzyki, fantastyki i tradycyjnego folkloru. Jak to połączenie wyglądało, można zobaczyć na archiwalnych zdjęciach. Na jednym z nich zespół, który nazywa się Drużyna Pierścienia (co jest oczywiście nawiązaniem do Tolkiena), gra na scenie udekorowanej czerwoną flagą z białym kołem, w środku którego widnieje czarny krzyż celtycki.
- Jeżeli sama ta symbolika nie jest już wystarczająca, można dodać, że największym hitem tej grupy muzycznej była piosenka "Il Domani Appartiene a Noi" (czyli "Jutro należy do nas"). Prawdopodobnie, jeśli interesujecie się kinem, ten tytuł może wam się kojarzyć. W filmie "Kabaret" z Liza Minnelli w roli głównej, to utwór śpiewany przez młodego członka Hitlerjugend, który zapowiada zwycięstwo nazizmu. Jak wiedzą wszyscy, którzy oglądali albo broadwayowską sztukę, albo jej filmową adaptację, oba dzieła są otwarcie antyfaszystowskie i ta piosenka miała być przestrogą. Jednak ten konkretny utwór od lat jest poważnie kowerowany przez liczne neonazistowskie zespoły z całego świata.
- We Włoszech piosenka Drużyny Pierścienia stała się hymnem faszystowskiej młodzieżówki, która zorganizowała Obóz Hobbita i jego późniejsze edycje. W 1993 roku na kolejnej edycji tego festiwalu pojawiła się członkini tej organizacji, 16-letnia wówczas Giorgia Meloni. W swojej autobiografii sprzed trzech lat kilkukrotnie odwołuje się do Tolkiena i wypisałem sobie tutaj na telefonie kilka cytatów, więc się nimi posłużę. Na przykład pisze tak:
- "Cóż, świat zapowiedziany przez lidera Beatlesów nie jest moją utopią. Pozdrowienia dla Przemysława Bawiarza."
- Kilka linijek dalej cytuje Boromira, jednego z bohaterów "Władcy Pierścieni". Konkretnie jego słynną wypowiedź z "Dwóch Wież":
- "To jest w odniesieniu do tej utopii Beatlesów o świecie bez wojen."
- Meloni pisze tam też m.in., że jej ulubioną postacią był Sam, za którego się ciągle przebierała, że razem z przyjaciółmi odgrywali w parku sceny z książek, że o tych spotkaniach mówili "wyzwania rogu Boromira" (jeżeli ktoś czytał, to wie, o co chodzi). Oczywiście, cały czas słuchali wspomnianego zespołu Drużyna Pierścienia. Ale jeżeli wydaje wam się, że to są jakieś wspomnienia z dzieciństwa albo może ewentualnie z lat nastoletnich, to nic bardziej mylnego, bo to cały czas zajmuje jej myśli. Kiedy w 2008 roku Berlusconi mianował ją w swoim rządzie ministrą ds. młodzieży, to w pierwszym wywiadzie po złożeniu przysięgi mówiła w Raiuno, czyli w tamtejszej telewizji, że władza nie skorumpuje jej tak jak pierścień. Dla osób, które znają dzieła Tolkiena, jest to oczywiste odniesienie.
- W tym samym roku Corriere della Sera, najważniejsza włoska gazeta, poświęciła jej spory tekst w swoim ilustrowanym dodatku. Otwierało go wielkie zdjęcie, na którym stoi figurka Gandalfa, którą podobno cały czas trzymała w swoim gabinecie w ministerstwie. W 2022 roku, na ostatnim wiecu kampanii wyborczej, która ostatecznie wyniosła ją do władzy, wodzirejem był dokładnie ten sam aktor, który dubbingował po włosku Aragorna. Po ogłoszeniu wyników jej sojusznik zapowiedział, że jako Sam będzie towarzyszyć Giorgii (Frodo) w podróży do Góry Przeznaczenia.
- Będąc jeszcze w opozycji, Meloni wychwalała Putina, mówiąc, że jest obrońcą europejskich i chrześcijańskich wartości. Ale kiedy została premierką, już po pełnoskalowej inwazji, zmieniła front. Wzięła stronę Ukrainy i bardzo przekonywała do jej dozbrojenia. Problem w tym, że duża część skrajnej prawicy we Włoszech jest bardzo mocno proputinowska, więc musiała jakoś wytłumaczyć tę woltę. Aby to zrobić, znowu sięgnęła do Tolkiena, który jest popularny w tym środowisku, i znowu cytowała Faramira z "Dwóch Wież":
- "Nie kocham lśniącego miecza za jego ostrze, ani strzały za jej szybkość, ani wojownika za zdobytą chwałę. Kocham tylko to, czego bronię."
- W ten sposób tłumaczyła, że po prostu nie mają wyjścia. Żeby obronić Europę, muszą wziąć stronę Ukrainy. I to podziałało. Duża część jej zwolenników w dalszym ciągu jej ufa. Dlatego, kiedy w zeszłym roku, w drodze do Kijowa, zrobiła przystanek w Warszawie i ówczesny premier Mateusz Morawiecki zabrał ją do Paradoksu (dla osób, które nie znają Warszawy, to jest kawiarnia, gdzie spotykają się miłośnicy karcianek, RPG-ów, planszówek, generalnie miłośnicy fantastyki), wybór miejsca mógł wtedy niektórych polskich komentatorów śmieszyć. Ale w rzeczywistości to był doskonały gest, bo to, że włoską premierkę usadzono pod mapą Śródziemia, obok samego Mordoru, musiało na niej zrobić doskonałe wrażenie.
- I tak właśnie wracamy do zdymisjowanego ministra kultury. W listopadzie w Narodowej Galerii Sztuki Nowoczesnej w Rzymie otwarto wystawę poświęconą Tolkienowi. Ona zresztą teraz jeździ po całych Włoszech. Była w Neapolu, teraz jest chyba w Turynie, później ma być w Katanii. W każdym razie, oficjalnie wystawę zorganizowano ze względu na 50. rocznicę śmierci Tolkiena, ale minister San Giuliano, który jak już wiemy, potrafił na żywo opowiadać różne obciążające go rewelacje, określił tę inicjatywę jako prezent, chociaż później od razu dodawał, że oczywiście premierka wcale o to nie prosiła.
- Przygotowanie wystawy pochłonęło 250 tys. euro i nie do końca widać, na co w zasadzie poszły te pieniądze. W sąsiednich salach na co dzień można oglądać prace takich artystów jak Modigliani, Duchamp, Pollock, czyli tych wielkich. Tymczasem na wystawie Tolkiena było trochę grafik o niespecjalnie wysokiej wartości, dosłownie wymiętolone plakaty filmowe, parę kostiumów z planu, a także maszyna do pinballa (czy tam flippera, w zależności od tego, jak mówicie). Zresztą maszyna, na której Meloni strzeliła sobie partyjkę podczas oficjalnego otwarcia.
- Wszystko to może się wydawać nieco głupawe, ale w rzeczywistości jest częścią znacznie szerszego planu. Premierka nawet po wybuchu ostatniego skandalu broniła ministra, bo był głównym wykonawcą wielkiej zmiany we włoskiej kulturze, którą ona próbuje teraz przeprowadzić. Tolkien nigdy nie sprawił, że skrajna prawica wyrównała swoje szanse na tym właśnie polu. Sztuka we Włoszech jest wciąż zdominowana przez ludzi z grubsza albo bardzo wprost wiązanych z lewicą. Ale rząd Meloni stara się to zmienić odgórnie.
- W czasie swojego urzędowania ten minister kultury wydawał dekrety umożliwiające zwolnienie dyrektorów oper, którzy mu podpadli, albo na przykład najważniejszej włoskiej szkoły filmowej. Wprowadził przepisy w zasadzie uniemożliwiające zatrudnianie obcokrajowców na kierowniczych stanowiskach w muzeach, mimo że w ciągu ostatniej dekady to właśnie tacy specjaliści ściągnięci specjalnie z zagranicy wyciągnęli te placówki z marazmu biurokratycznego, w który popadły wcześniej.
- Dyrektorem RAI, czyli publicznego nadawcy, został człowiek, który jest przede wszystkim znany z szerzenia kremlowskiej propagandy. W momencie, w którym został dyrektorem, z głównej anteny telewizyjnej zniknęli czołowi dziennikarze. W ostatnim ruchu przed złożeniem dymisji San Giuliano podpisał jeszcze rzutem na taśmę nominację dla kilkunastu różnych osób do komisji, która ma decydować o państwowych dofinansowaniach do produkowanych filmów. Wśród tej szerokiej grupy jest na przykład były działacz CasaPound, któremu nawet nie chciało się ze swojego oficjalnego Instagrama wykasować zdjęcia, na którym po pierwsze wyciąga rękę w faszystowskim salucie, a po drugie w tle, pomiędzy różnymi innymi flagami, jest też taka, która oczywiście jest czerwona, ma w środku białe koło i czarny krzyż celtycki. Nowy minister kultury, co prawda nigdy nie skończył żadnych studiów, ale aktywnie działał w tej samej faszystowskiej młodzieżówce, która organizowała obozy hobbitów i na hymn wybrała sobie nazistowską przyśpiewkę. I najwyraźniej to są wystarczające kwalifikacje, żeby takim ministrem zostać.
- Dlaczego to wszystko jest istotne? Georgia Meloni jest najskuteczniejszą polityczką skrajnej prawicy w całej Europie. Mimo że jeszcze do wyborów dwa lata temu jej partia szła z hasłem, które co prawda zostało wymyślone przez Mazziniego, bohatera wyzwolenia Włoch, ale jednak powszechnie kojarzone jest z przedwojenną faszystowską propagandą. Mimo że jeszcze w czerwcu musiała się tłumaczyć z ujawnionych nagrań, na których członkowie jej młodzieżówki zostali przyłapani na skandowaniu "Sieg Heil" oraz innych rzeczy. Mimo że Marszałkiem Senatu zrobiła polityka, który kolekcjonuje popiersia Duce i publicznie potępiał ataki partyzantów na stacjonujących we Włoszech podczas II wojny światowej niemieckich esesmanów, to mimo tego wszystkiego sama Meloni od dawna pilnuje się, żeby po pierwsze nie rozpływać się w telewizji nad Mussolinim, jak to robiła w przeszłości, a po drugie, żeby przekonywać, że jest otwarta na działanie z różnymi środowiskami i że nie jest żadną faszystką, tylko patriotką.
- Tak sprawnie gra do wspólnej bramki w polityce unijnej, że jest z absolutnie otwartymi ramionami przyjmowana przez praktycznie wszystkich politycznych przywódców Europy, czego na przykład nie doświadcza żaden inny lider skrajnej prawicy na tym kontynencie. We własnym kraju jest w dodatku, pomimo licznych skandali, bardzo popularną szefową rządu.
- Kapitalizuje to, między innymi nawiązując do swojego dzieciństwa. Meloni od 1998 roku organizuje tzw. obozy Atreyu. To są dokładnie takie same festiwale jak te obozy Hobbita, tylko że tutaj nazwa nawiązuje do głównego bohatera "Niekończącej się historii", czyli dla pokolenia urodzonego w latach 80-tych dzieła kultury, które zdobywa złoty medal w absolutnie każdych zawodach na nostalgię. Interpretacyjnie włoska skrajna prawica robi z "Niekończącą się historią" dokładnie to samo co z "Władcą Pierścieni" – twierdzą, że politycznemu światu grozi zagłada z powodu pożerającej go Nicości, która według faszystów symbolizuje nowoczesność, której tylko oni sami mogą dać odpór.
- Przez lata na ten festiwal przyjeżdżały osoby niespecjalnie szeroko znane poza kręgami skrajnej prawicy. Ale im bardziej rosła popularność samej Meloni, im bardziej rosła też jej władza, tym wyraźniej się to zmieniało. W zeszłym roku gośćmi honorowymi byli Elon Musk oraz urzędujący jeszcze wówczas brytyjski premier Rishi Sunak. Możemy więc tylko zgadywać, kto pojawi się na Atreyu w tym roku, w grudniu, bo to zawsze jest organizowane tuż przed świętami.
- Ostatecznie, jak widać, te obozy hobbitów odniosły pewien sukces i może nie zmieniły kultury, ale doprowadziły do przejęcia we Włoszech władzy przez skrajną prawicę po raz pierwszy od upadku Mussoliniego. Co najprawdopodobniej najmniej podobałoby się jednej konkretnej osobie, czyli właśnie Tolkienowi, który owszem, był zażartym katolikiem i konserwatystą, ale nigdy nie krył się z tym, że gorąco nie znosił faszystów.
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment
Advertisement