Advertisement
Not a member of Pastebin yet?
Sign Up,
it unlocks many cool features!
- Poniedziałek zaczął się bardzo źle.
- Najpierw, o 4:00 zadzwonił mój telefon. Zaspany, odebrałem dopiero po czwartym dzwonku. W słuchawce cisza. Popatrzyłem na numer. Stacjonarny, ale zupełnie mi nieznany. Wzruszyłem ramionami i wróciłem do łóżka.
- Długo nie pospałem, bo znowu zadzwonił dzwonek. Tym razem do drzwi. W jednym kapciu podreptałem otworzyć, ale przed przekręceniem zamka zawahałem się.
- - Kto tam?
- - Pogotowie, proszę otworzyć!
- - Ale ja nie dzwoniłem po pogotowie. - próbowałem negocjować.
- - Sąsiad dzwonił. Proszę otworzyć.
- Otworzyłem. I to był błąd. Dwóch rosłych ministrantów wyciągnęło mnie na korytarz, obaliło na zimną posadzkę i po skrępowaniu rąk za plecami pognało na ulicę.
- Ten, który mnie poszturchiwał co chwila, miał na koszulce napis „Pogotowie Papieskie”
- Słońce już wzeszło, ale poranna mgła nie ustępowała przed jego zimnymi promieniami. Takich jak ja nieszczęśników spędzono w czwórki i pognano w kierunku kościoła. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że dzwony biją bez przerwy.
- Na skrzyżowaniu przeprowadzono selekcję.
- Przewodniczył jej smutny pan ze znaczkiem PiS w klapie wyświechtanej kufajki. Rozpoznałem w nim dozorcę sąsiedniego bloku. Obok dwa mohery z kółka różańcowego, które jeszcze w zeszłym tygodniu zbierały na Caritas. Nie wpuściłem, a później sprawdzałem czy mi drzwi nie opluły, albo na wycieraczce nie zostawiły niespodzianki. Czytałem w gazecie o takich przypadkach.
- Jedna z nich uczyniła gest nadgarstkiem i ministrant kopniakiem oddzielił mnie od dość frywolnie roznegliżowanej małolaty i matki z pochlipującym w jej w ramionach niemowlakiem.
- Poturlałem się na świeżo ścięty trawnik i stamtąd obserwowałem kontrolę medalików.
- Sąsiad spod czwórki nie miał. Próbował coś pyskować, ale silny cios gromnicą w potylicę sprawił, że nogi mu zmiękły i dał się zaprowadzić do stojącej obok ciężarówki. Innych po prostu przepychano w kierunku skąd dobiegał głos dzwonów.
- Nie było mi dane długo leżeć na mokrym trawniku. Pierwszy kopniak postawił mnie na nogi, a drugi skierował do ciężarówki. Pomny grubości gromnicy nie oponowałem. W ciężarówce przytomniał sąsiad spod czwórki. Pomogłem mu usiąść na deskach.
- - No ślicznie, ślicznie.
- Łysawy gość w marynarce z Dudą w klapie uśmiechnął się ironicznie z fotela.
- - Pomagamy sobie? Oj na pańskim miejscu pomocy bym nie przyjmował.
- Samochód ruszył. Klapnąłem ciężko na tyłek.
- Sąsiadowi chyba cios gromnicą zaszkodził.
- - Za co?- jęknął.- Za co?
- Nasz stróż uśmiechnął się jadowicie odsłaniając kilka ubytków.
- - Ty kotusiu to niewielkie przewinienie. - Śliniąc palce wertował plik wydruków, zerkając co chwila na obitego. W końcu znalazł.
- - Wezwanie policji do sąsiadki słuchającej radia. Dwa razy. Nie przyjmowanie księdza po kolędzie. Raz.
- - Byłem w delegacji. - wyjęczał sąsiad.
- - Sprawdzimy, sprawdzimy. A na Boże Ciało okno było nieprzyozdobione. Za to pierwszego maja wisiała flaga.
- Sąsiad sapnął i zamilkł
- Teraz wzrok znad złowieszczych kartek przesunął się na mnie.
- - Z panem to gorsza sprawa. Tamten – wskazał podbródkiem – posiedzi kilka lat, wyjdzie za dobre sprawowanie. Mienie co prawda skonfiskujemy, ale młody jest. Życie sobie ułoży.
- Przełknąłem ślinę.
- Gadzie oczy z perwersyjnym zainteresowaniem śledziły moją grdykę.
- Pochylił się, a wąskie wargi wydały z siebie szept.
- - Kłamstwo Smoleńskie.
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment
Advertisement