Guest User

Untitled

a guest
Dec 31st, 2016
128
0
Never
Not a member of Pastebin yet? Sign Up, it unlocks many cool features!
text 9.58 KB | None | 0 0
  1. Słońce paliło świat w południuowym piecu, przez rozgrzane szyby rozesłało kilka z cennym promieni. Te miodowe pociski przedarły sie przez tłumany kurzu unoszącego sie w mieszkaniu, ukazując wzory tańczącej zawiesiny, i w tym samym czasie, padły na twarz śpiącego mężczyzny budząc go. Leżał na ziemi, ogarnięty ciężkim, duszącym snem, a wokół niego tłoczyły sie zapisane kartki, jedyni świadkowie jego cierpienia. Z wysiłkiem podniósł swoje wychudzone, chorobliwe ciało i chcąc odwrócić swoją uwage od czekającej na niego pracy, spojrzał na oświetloną słońcem ściane. Jednak ściana była tylko tłem dla postaci siedzącej na łóżku, nieruchomej, i spokojnej. Każdego dnia dziwił się badając stan do jakiego sie doprowadził, dziwił się jak bardzo pozwolił rzeczywistości uciec, zresztą znacznie prostsze zjawiska dziwiły go: to że słońce wschodzi każdego dnia, że on sam jakimś niewytłumaczalnym cudem otwiera oczy i żyje, dzień po dniu, jakby wbrew naturze; to wszystko go dziwiło, ale nie dziwiło go zjawienie sie tej postaci. Prawde mówiąc, spodziewał się że przyjdzie. Widział ją po raz pierwszy w życiu, mimo to znał ją lepiej niż ktokolwiek inny, lepiej niż ona sama. Była naprawde piękna. Jej rude włosy zapięte w warkocz, skromny czarno-biały gorset, zapięty po samą szyję, twarz o rysach surowego klasycyzmu. Cechy jej wyglądu – całkowicie wyprostowana sylwetka, spojrzenie kobiety czystej i niedostępnej; były archaiczne i nie do zaakceptowania dla wielu, ale on nie mógłby sobie jej wymarzyć lepiej. "Kobiecość prosta, kobiecość niezależna. W blasku słońca mieniąca się różem pozbawionym infantylimu, różem rodem z portretów Renoira – róż słodkawy, wykwitny, rozmarzony. Jej usta zamknięte opowiadały o krainach zamieszkiwanych przez istoty wrażliwe i pełne cnoty. Wodospad wspomnień ich szcześcia zaklęty w kaskade jej włosów. Suknia skrywająca metafizyke ciała, rzecz najcenniejszą bo najrzadszą w ludziach, których ciało może być jedynie obiektem pogardy." Niewzruszona, znała na pamięć słowa które wypowiedział przed chwilą, i znała wszystko co wypowie w przyszłości. Walka nierówna, skazana na porażke. Wysłała w jego kierunku swoje najbardziej ostre spojrzenie "Zawsze byłeś marnym poetą. Jesteś podobno prozaikiem, więc opowiedz wreszcie jakąś historię, zamiast mydlić oczy wianuszkiem nonsensów. Zresztą to nieważne, nikt i tak tego nie przeczyta, więc możesz sobie pozwolić na nurzanie sie w najpodlejszym ze swoich bagień. Prosze cie tylko, nie zmuszaj mnie do wysłuchiwania tych bzdur." Nie zdziwiło go zbytnio, że nie użyła jego jego słów, ale jej wrogość była nieoczekiwana. Gwałtownie posmutniał. Postanowił przemyć twarz, miał nadzieje że szaleństwo spłynie do zlewu wraz z wodą, że to tylko koszmar, i wystarczy wziąć głęboki oddech by sie obudzić. Gdy wrócić do pokoju,nie ruszyła sie z miejsca ani o cal, nadal siedziała dokładnie w tym samym miejscu, nadal penetrowała jego wnętrze tym samym, nieustępliwym, wrogo nastawionym spojrzeniem. "Dlaczego mnie nienawidzisz? Ja cie kocham" "Kochasz mnie? Tak samo jak swoją matkę, którą zadręczałeś swoim szczeniackim zachowaniem, swoją upartą walką z wiatrakami, aż umarła w głębokim poczuciu smutku i zawodu nad jej własną krwią? Gdzie byłeś gdy pragneła zobaczyć cię po raz ostatni, tam w szpitalu. Pracowałeś nad swoją powieścią, a może realizowałeś swoje literackie koncepty? Dziękuje ci za twoją miłość. Nie, nie nienawidze cię, przepraszam, jeśli wywarłam takie wrażenie. To przez to moje cierpienie, sięgające od czasów narodzin, z datą końca niewcześniejszą niż śmierć. Stworzyłeś mnie jako marny artysta, żeby zadowolić własne zachcianki, nie pomyślałeś przez chwilę, co mogą spowodować te twoje metafizyczne wymioty. Wytwory marnego umysłu mogą być tylko marne, są skazane na swoją marność przez całe swoje życie. Poświęciłeś mnie na ołtarzu tej twojej sztuki, i co z tego masz? Czy ukończyłeś wreszcie swą powieść? Czy nie spowodowała ona twojego nieszcześcia, nie spaliła wszystkich mostów i nie zabiła wszystkich bliskich? Teraz oboje cierpimy, a to jest wszystko twoja wina." Mnogość złych przeżyć w życiu autora paradoksalnie nauczyła go optymizmu. Dowiedział się że pułapki życia pokonać można jedynie lekceważąc je i wyszukując jasnej strony za wszelką cene. Dlatego słuchając wyrzutów ukochanej, przez cały czas myślał o tym że to jest absurdalne, że nie może być tak zły i tak winny, jak ona mówi. Ciągle uśmiechał się do siebie, było jasne dla niego, że zaraz sięgnie do czystej logiki, rozsądku i tam znajdzie odpowiedzi, i tym razem mu sie to uda, i uwolni się z rąk gróźnego przeciwnika, tego okrutnego wytworu, chcącego zgładzić twórce, jakby nie chciał zostawić na swiecie sladow swojej doskonałosci, innej niż on sam. O ile o swojej marności był przekonany, to kiwał głową na myśl, by postać fikcyjna, mająca być ucieczką w świat doskonałości, cechowała sie marnością twórcy, to była dla niego antyteza sztuki. "Prosze, nie mów tak, nie wszystko jest przecież stracone. Moge zawsze zmienić cokolwiek napisałem. Nie podoba ci się twoja rola przyznana przez mnie, nie widze przeciwskazań do zmiany, prosze bardzo, cała moja twórczość do twojej analizy i krytyki. Zaproponuj tylko jakąś idee." "Idee? Zwariowałeś? Nie mogę pojąć tego, czego ty nie pojąłeś, nigdy nie mogłam, nie dałeś mi tej zdolności samodzielnego myślenia, o której w swojej hipokryzji piszesz peany. Chcesz wiedzieć co zepsułeś? Prosze bardzo." Gwałtownie wstała i podszedła do biurka, ciągle z drwiącym uśmieszkiem. Zaczeła czytać, a wraz z każdym wyrazem, zawstydzenie autora rosło, chciał już żeby skończyła, chciał spalić dzieło swojego życia, byle tylko spalić ją , byle tylko spalić ten koszmar. Nie pozwoliła mu. " "Poznałem Marianne w dzień dżdżysty i ponury, a w który wprowadziła słońce i ciepło, samym swoim oddechem. (...) Stałem przed połkami w mojej ulubionej bibiotece i przeglądałem okładki, w nadzieji odnalezienia jednego z dawno szukanych tytułów, gdy ona sie zjawiła. "Też lubisz filozofie?" - spytała, uśmiechając sie słodko. (...) Spedzaliśmy z sobą każdą minute, naszych świadomych żywotów. Przytulałem ją a ona sie uśmiechała, czytaliśmy razem poezje, śmialiśmy sie z wydarzeń i z ludzi. Rozumiała mnie bez słów, i mi też wydawało sie, że mnie lubi"". Spojrzała na mnie z obrzydzeniem. "Wydawało ci się?! Widzisz, problem jest w tym że nie stworzyłeś mnie jako pełnokrwistego człowieka, z własną osobowością, z własnym czasem, z czymkolwiek własnym. Jestem jedynie twoim odbiciem, przedłużeniem twojego cienia, stworzonym aby cie zabawiać jak małe dziecko. Zjawiam sie gdy tylko mnie przywołasz, wiernie opatulam cie pocałunkami i wyciągam do ciebie ramiona. Gdy sie mną znudzisz, wystarczy że pstrykniesz palcami i mnie nie ma. Poza naszymi spotkaniami mnie nie ma, nie istnieje. Lenistwo twojego self-inserta jest moim lenistwem, jego próżność i jego nudny styl życia, także są moje. Nawet na myśl ci nie przyjdzie, że chciałabym czegoś więcej." Nagle jej wyraz twarzy, gwałtownie zmienia sie z gorzkiego na cyniczną. Wybucha okrutny śmiechem, który wstrząsa jej ciałem, wprawiając w potworne drgania. "Nie oszukujmy się. Ta cała poezja, rozmowy do późnego rana, i niby przypadkowe spotkania w bibliotece do jednego tylko prowadzą. Zawsze chodziło ci tylko o jedno.' Z furią zaczeła ciągnąć za sznury gorsetu, rozrywała zapięcia, była przy tym cała czerwona z wściekłosci. Z obnażonymi piersiami położyła się na łóżku. Na kamiennej twarzy, wstyd wycisnął samotną łze. "Więc chodź i sobie to weź." Chciało mu się krzyczeć, ale gardło miał ściśnięte, nie mógł wycisnąć z siebie ani słowa. Zakrył dłońmi twarz, chciał zapłakać, ale szaleństwo wysuszyło resztke łez. Usiadł obok niej . Zajmowała się nim, dłonią, a Jeanne Samary, z obrazu wiszącego na ścianie, była świadkiem kazirodczego aktu. Gdy było po wszystkim, zrobiła swoją typową rozmarzoną minkę – uśmiech dziecka i oczka przymrużone i przytuliła mu się do piersi, mówiąc "Może naprawde powinieneś sie zabić? Pamiętasz co powiedział Seneka?" "Tak. Tylko tchórz nie kończy swojego życia, gdy to staje sie dla niego wyłącznie cierpieniem, bez możliwości wyjścia. Oczywiście masz racje.".
  2. Zawiązując pętle miał zupełną pustkę w głowie. Przerażająca pustka, będąca powodem wiecznego niedomiaru kreatywności, i wiecznych wyrzutów sumienia. Dlaczego i teraz musi cierpieć. Ona już całkiem zmieniła sie w bestie. Hiena, szarpała jego flaki i wrzeszczała okropnie a jej oczy i włosy nadal były piękne. Tak musial czuć sie Judasz, chwile przed śmiercią.
  3. Z pętlą zawiązaną na szyi, stojąc na stołku, nagle nawiedził go symptom starego geniuszu, refleksja, z rodzaju tych, co opuściły go na zawsze, tak przynajmniej myślał. "Przecież to idea Arystotelesa! Rodzice kochają dzieci, ale rzadko kiedy dzieci odwzajemniają ich uczucie, do tego potrzeba czasu, doświadczenia!". A więc literatura nadal posiada odpowiedzi które są prawdziwe, to napawa optymizmem, nie ważne jak ponure te odpowiedzi mogą być. Dopóki pamięć o antycznej tradycji trwa, mozemy być pewni że post-modernizm , ze swoimi krzykliwymi ideami braku idei, braku odpowiedzi, lub odpowiedzi niejasnych, niemożliwych do poznania. nie zaćmi całkowicie naszych umysłów.
Add Comment
Please, Sign In to add comment