Advertisement
Not a member of Pastebin yet?
Sign Up,
it unlocks many cool features!
- Pod powierzchnią oceanu Po amerykańskiej premierze Solaris
- Wracam jeszcze do Solaris; Steven Soderbergh wyraził w ,,Newsweeku” nadzieję, że Lem nie dostanie zawału, kiedy film zobaczy. Dystrybutorzy polscy mają mi przysłać kopię w postaci kasety, a Soderbergh chce potem przyjechać do Krakowa. Znajduję się na razie w takim stanie fizycznym, że podobna wizyta nie jest możliwa, ale postaram się poprawić.
- Abstrahując już od tego, czy dzieło Soderbergha jest wartościowe, czy nie, zostało ono wrzucone w maziowaty ocean, ale nie solaryjski — w ocean krytyki, która nie bardzo wie; czy ma przed sobą kapelusz, czy wazon na kwiaty, czy może nocnik. Przypomina mi to
- sytuację sprzed lat, kiedy ukazał się niemiecki przekład Solaris, pojawiły się głębinowe egze- gezy freudystyczne, które wydawały mi się zupełnie bez sensu. Jak się pisze taki wielowykła- dalny tekst, trudno o syntonicznych odbiorców.
- Uważam jednak, że nie warto zabierać się za utwory pozbawione jakiegoś problemowego przesłania. Wprawdzie Solaris jest jednym wielkim zmyśleniem, ale problematyka, która pod powierzchnią fabuły i solaryjskiego oceanu się kryje, zmyślona nie jest. Książka moja — naturalnie pośrednio — stanowi odpowiedź na dość powszechne przekonanie, że albo w Kosmosie istnieją inne, technologicznie wysoko rozwinięte cywilizacje, które z nami nawiążą kontakt, albo nie ma w ogóle nikogo. Trochę tak, jakby na Ziemi dostrzegać tylko ludzi i szympansy, pomijać zaś termitiery, mrowiska, wszelkie inne socjalnie żyjące owady czy choćby inteligentne delfiny. Wyobraziłem sobie twór, który nie jest zespólnią zlewających się w jedno organizmów i który ma swoją własną problematykę. Jak ona wygląda? Nie–ludzko! Są nawet próby wykładni teologicznej, ale to wciąż ludzie jej dokonują, ocean się nie odzywa. I w tym tkwi sedno sprawy.
- Uważam się za racjonalistę, dlatego na pytanie: dlaczego coś w mojej książce jest takie, a nie inne, mogę odpowiedzieć: nie bez powodu. Na przykład niezniszczalność fantomów ma swoją rację: chodzi o to, by ich nie redukować do zwyczajnej kopii człowieczeństwa, bo wtedy nie wpisywałyby się w porządek narracji. Nie wiemy, czy ocean działa z premedytacją, złośliwie, czy też po prostu wyszukuje to, co najtrwalsze i najmocniej zafiksowane w podświ- adomości czy pamięci czterech bohaterów przebywających na stacji. A wiemy, że traumatyc- zne wspomnienia bywają zarazem trwałe i silnie stłumione.
- Jak właściwie wyglądają zjawy dręczące moich bohaterów? Nie potrafię odpowiedzieć nic nad to, co znalazło się w książce, bo nic więcej nie wiem! Sartorius, który jest facetem szale- nie oficjalnym i sztywnym, ma u siebie najprawdopodobniej jakieś dziecko. Czy on to dziecko molestował, czy łączą go z nim inne ponure wspomnienia, nie wiadomo, w każdym razie bardzo się wstydzi ujawnienia tej istoty. I podobny wstyd przeżywają inni, a Gibarian popełnia nawet z tego powodu samobójstwo; zresztą grubą Murzynkę, której postać wywołała u Gibariana reakcję tak gwałtowną, Amerykanie ze względu na political correctness całkowi- cie w filmie zlikwidowali. Kto zaś dręczy Snauta — pojęcia nie mam! Jest w powieści scena, w której trzyma on za rękę kogoś schowanego w szafie — i tyle.
- Główny bohater, Kelvin, który opowiada to wszystko w pierwszej osobie, musiał być na- tomiast wyposażony we wspomnienie, które nie byłoby ani pedofilne czy na inny sposób zboczeńcze, ani zbrodnicze. Nie mógł być Kubą Rozpruwaczem ani też złodziejem czy oszus- tem — wówczas cała historia nie trzymałaby się kupy. Dlatego wymyśliłem romans Kelvina z Harey tragicznie zakończony z jego, jak sam sądzi, winy. Stąd osad w jego pamięci i dlatego ocean przywołuje właśnie Harey.
- Nie przywołuje jej ze względu na płeć i nie chodzi o pożycie, które Kelvin miałby z nią na stacji Solaris pędzić, tylko o wspomnienie historii, która miała na Ziemi zakończenie par ex- cellence tragiczne i o której pamięć szła za Kelvinem. Uważam panowanie seksu w naszej kulturze za zjawisko maniakalne. Tymczasem wielu krytyków w Stanach Zjednoczonych opiniowało Solaris w kategoriach właśnie seksu, mnóstwo też mówiono — co mnie szczegól- nie dotknęło — o gołych pośladkach odtwórcy głównej roli. Sam Soderbergh zapowiadał So-
- laris jako coś pośredniego pomiędzy Odyseją kosmiczną Kubricka a Ostatnim tangiem w Paryżu Bertolucciego. Tego drugiego filmu nigdy zresztą nie widziałem...
- Pojawiły się już inne propozycje filmowe, dotyczące między innymi Niezwyciężonego. Chętnie bym przystał na jego ekranizację, przede wszystkim dlatego, że nie ma tam żadnych amorów w uniwersum, tylko po prostu statek kosmiczny szukający drugiego statku kosmic- znego, który zaginął. Syn ostrzega mnie: najtrudniej będzie z uratowaniem Niezwyciężonego przed kobietami. Ja jednak absolutnie się nie zgadzam na dokooptowanie do załogi statku jakichkolwiek kobiet.
- W Niezwyciężonym pojawia się problem, który nazwałem problemem „nekroewolucji” czy „martwej ewolucji” automatów, nawracających ku formom prostym i najbardziej podsta- wowym i tworzących dzięki temu niemal niezniszczalny niby–organizm. Teraz się dowiaduję, że Michael Crichton napisał bestsellerowy tom pod tytułem Nanoroboty atakują. I są tam nanoroboty jak w Niezwyciężonym, tyle że z trzydziestopięcioletnim opóźnieniem. W Am- eryce uważano jednak za niemożliwe, by jakiś dziki człowiek spod tatrzańskiej skały umiał napisać cokolwiek, co stanęłoby do konkurencji z tamtejszą science fiction.
- Rozwiodłem się nad Solaris i Niezwyciężonym, choć na ogół wyznaję zasadę, że autor powinien trzymać gębę na kłódkę. Jednak świat rzeczywisty, który nas otacza, jest tak niemiły i niespokojnie niekształtny, i tak daremnie przychodzi prześwietlać jego przyszłość, że na jego temat wolę dziś zamilczeć.
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment
Advertisement