Advertisement
JesterRaiin

draft

Mar 21st, 2013
139
0
Never
Not a member of Pastebin yet? Sign Up, it unlocks many cool features!
text 8.21 KB | None | 0 0
  1. - Gówno mnie obchodzą te twoje skorupy ! Całą zimę czekałam na to, żeby tu właśnie postawić moje Emporium.
  2. - A mnie gówno obchodzą twoje architektoniczne brzydactwa. Tu leży historia i ja nie dopuszczę, żebyś ją zniszczyła tylko dlatego, bo chcesz tu postawić kolejne paskudztwo.
  3. - Paskudztwo ? To będzie dzieło sztuki ! Prawdziwe ! Czego nie można powiedzieć o twoich cyckach.
  4. - Coooooooooooooooooooo ?!
  5.  
  6. Szpachelka zmieniła położenie w kobiecej dłoni zamieniając się w mordercze narzędzie zbrodni, a umysł paleontolożki z zimną, lodowatą wręcz precyzją zaczął poszukiwać w pamięci idealnego miejsca na pochowanie zwłok, w które miała się zamienić czołowa architekta Wodospadowic. Nim jednak narzędzie zostało puszczone w ruch, coś odwróciło uwage dwóch zacietrzewionych kobiet.
  7.  
  8. Ziemia zaczęła drżeć jakby uderzało o nią tysiąc podkutych żelazem kopyt należących do hordy bojowych rumaków. Kobiety przerwały kłótnie i obie spojrzały w kierunku, z którego dochodził tętent. Na horyzoncie pojawił się tuman kurzu podobny do tych, które pozostawiają za sobą rozpędzone do granic możliwości samochody wyścigowe.
  9.  
  10. Architektka spojrzała na paleontolożkę.
  11.  
  12. - Broken ?
  13. - Broken.
  14.  
  15. Obie obserwowały szybko rozwiewającą się chmurę kurzu. Emocje, które jeszcze przed chwilą czuły znikły, zupełnie jakby zabrane przez przyczynę stojącą za nietypowym dla tych okolic zjawiskiem. Architektka kaszlnęła.
  16.  
  17. - W sumie, mogłabym poczekać jeszcze trochę. Projekt wymaga dopracowania, chciałam zastanowić się nad pewną alternatywną koncepcją. Ile potrzeba ci czasu, żebyś załatwiła sprawę z tymi swoimi skorupami ?
  18.  
  19. Paleontolożka poskrobała się niedoszłym narzędziem mordu w głowę.
  20.  
  21. - W sumie nie aż tak dużo. Jeszcze z miesiąc może...
  22. - Tyle mogę poczekać.
  23.  
  24. Paleontolożka uśmiechnęła się szeroko.
  25.  
  26. - A tak przy okazji, to już ten czas ?
  27. - Na to wygląda. Brokenowi stuknęło z nami kolejne dziesięć lat...
  28.  
  29. * * * * *
  30.  
  31. - *Przepaść za dziesięć metrów*.
  32.  
  33. Nie przerywając szaleńczego biegu, który przyprawiłby geparda o zazdrość Broken, człowiek za dziesięć miliardów dolarów machnął głową w bok, wyłączając komunikaty wewnętrznego systemu nawigacyjnego. Pędził już tak od godziny okrążając Wodospadowice, przeskakując strumienie i małe jary, wzbijając po drodze mikroskopijne, piaskowe huragany, strasząc ptaki i małe zwierzęta leśne.
  34.  
  35. - *Uwaga, poziom baterii sięga pięciu procent. Konieczne podłączenie do źródła zasilania. Najbliższe znajduje się...*
  36.  
  37. Broken uśmiechnął się. Bateria zasilająca systemy i mechanizmy, które utrzymywały go przy życiu była prawie wyładowana, osiągając jednocześnie idealny stan do naładowania jej i zapewnienia jej jak najoptymalniejszej funkcjonalności. Nie zwalniając nawet odrobiny wskoczył do leśnego jeziorka, szybkimi uderzeniami ramion przeprawiając się na drugi brzeg, gdzie dalej podjął swój bieg. Gdy zbliżył się do Paśnika, skręcił ostro w bok, obierając nowy kierunek - warsztat Entuzjasty, czołowego elektronika i mechanika w okolicy.
  38.  
  39. * * * * *
  40.  
  41. *"Cześć pedały !"* wydało mu się zbyt skrajną formą powitania. Zastanowił się dłużej nad *"witajcie złamasy"*. Ostatecznie zdecydował się jednak na *"siemacie fiuty"*. Z przygotowaną kwestią Raiin otworzył z hukiem drzwi "Karczmy u Skoruty".… I zamarł przestępując próg.
  42.  
  43. Na środku sali zebrał się mały tłumek kilku stałych bywalców knajpy. Wszyscy jak urzeczeni spoglądali na stojącego na przedzie Qdłatego, który z kolei z niedowierzaniem patrzył na trzymaną w dłoni swoją wierną szablę. Jakaś ogromna siła złamała jej ostrze w pół i przenosząc wzrok dalej Raiin dostrzegł źródło tej potęgi.
  44.  
  45. Przed Qdłaty stał bardzo wysoki, mający ponad dwa metry wzrostu, koszmarnie barczysty człowiek o kwadratowej szczęce i jakby zamglonym wzroku. Wyciągnał on palec w kierunku Qdłatego i niezwykle kanciatą polszczyzną wychrypiał słowa ostrzeżenia.
  46.  
  47. - Macie dwa dni na znalezienie zbiega. Będe czekał na rynku w południe. Jeśli nie zostanie mi dostarczony Broken, spalę całą tę miejscowość, a mieszkańców wybiję co do nogi.
  48.  
  49. To mówiąc odwrócił się na pięcie i wyszedł mijając po drodze zaskoczonego barda.
  50.  
  51. * * * * *
  52.  
  53. - Nie wyczułeś ? To nie byle jaki chojrak. Toć od niego wali metalem na kilometr… Cholerny Terminator, tfu...
  54. - A co na to Broken ?
  55. - Wciąż się ładuje. Skurwiele wyczuli ten moment, gdy powinny mu baterie paść. Co do dnia dosłownie…
  56.  
  57. Raiin pogładził brodę, którą zapuścił podczas dalekich wojaży. Obrzucił spojrzeniem Qdłatego, który siedział w kącie i wciąż powtarzał słowa "moja szabla", najwyraźniej nie mogąc wyjść z szoku. Pocieszenia ze strony Runcheinigalxa zapewniającego, ze naprawi pradawny oręż i uczyni go "jak nowym" najwyraźniej padały na nieurodzajny grunt.
  58.  
  59. - Co robimy ?
  60.  
  61. Deep wzruszył ramionami,
  62.  
  63. - Walczymy. Niech Miecioss wyciągnie tę swoją armatę i odstrzeli gnojowi łeb z flakami.
  64.  
  65. Starszy mężczyzna siedzący z boku pokiwał głową.
  66.  
  67. - Mówisz i masz. Mogę mieć gotową "Klarysę" na jutro. Zasięg idealny, przy dobrym wietrze ściągnę go z kilometra.
  68. - No i po kłopocie !
  69.  
  70. Słysząc głośniejsze słowa, Mikolah podniósł głowę znad stołu, na którym przysnął jak to miał w zwyczaju podczas dłuższych rozmów. Uniósł do góry pięść z wystawionym kciukiem.
  71.  
  72. - Napijmy się na zgodę i nie kłóćmy się już więcej ! Skoruta, browara !
  73.  
  74. Miecioss skrzywił się odrobinę.
  75.  
  76. - Teraz mi się przypomniało… Nie mam naboi. Wystrzelałem ostatnie kilka miesięcy temu.
  77. - Cholera, wszystkie ?
  78. - No akurat zabrałem "Klarysę" na spacer, idę sobie, patrzę, a tam kilku z wiecie której partii grilla sobie robi. No i tak rozumiecie poszły mi wszystkie pestki…
  79. - Jezu, Miecioss, zabiłeś ich ?
  80. - Nie no, chyba nie… Tak tylko żeby ich nastraszyć i przegonić . No może któryś dostał kulkę, góra dwóch. Ale nie ma po nich śladu. Do bagna poszli, tak jak Szkopy w czterdziestym drugim.
  81.  
  82. Deep westchnął.
  83.  
  84. - No to się piękny plan zesrał. Trzeba będzie tradycyjnie, po dzikowemu.
  85.  
  86. Skoruta, który akurat przyniósł kufle ze złocistym napojem syknął.
  87.  
  88. - Nic z tego. Pamiętasz co było ostatnim razem ?
  89.  
  90. Postawił kufle na stół. Mikolah skorzystał z tego i zaczął łapczywie siorbać piwo. Deep ponownie wzruszył ramionami.
  91.  
  92. - To ja nie wiem co więcej.
  93.  
  94. Raiin rozłożył ręcę.
  95.  
  96. - Nie mam koncepcji. Ten poprzedni był dwajścia lat starszy i prawie nam Wodospadowice rozpieprzył.
  97.  
  98. Runcheinigalx, który zrezygnował z daremnych prób pocieszenia Qdłatego pokiwał głową.
  99.  
  100. - A jakie to żywotne było… Nawet bez łba latał i tłukł co mu pod łapy podeszło. Dobra, Hamerykańska robota.
  101.  
  102. Raiin poderwał głowę znad kufla.
  103.  
  104. - Amerykańska… Słuchajcie, Scyth jest na miejscu ?
  105. - No jest…
  106. - Trzeba by z nim pogadać, żeby zadzwonił na samą górę.
  107. - Znaczy się gdzie, do premiera ?
  108. - Znacznie wyżej.
  109. - Do Putina ?
  110. - Jeszcze wyżej.
  111.  
  112. Wskazał palcem na sufit. Runcheinigalx popatrzył na drewniane sklepienie karczmy i pokręcił głową.
  113.  
  114. * * * * *
  115.  
  116. Centralnym punktem Wodospadowic od prawie zawsze był duży, kwadratowy rynek, na którym czasami mieszkańcy trudniący się handlem i rękodziełem od czasu do czasu rozstawiali swe stragany i organizowali festiwale. Nie zbliżała się jednak żadna ważniejsza rocznica, ani okazja do świętowania i dlatego rynek był kompletnie opustoszały.
  117.  
  118. Na jego środku stał olbrzymi przyjezdny, całą swoją postacią dając ewidentnie do zrozumienia, że jest w nim coś bardzo, ale to bardzo nienaturalnego.
  119.  
  120. Spomiędzy domów wyszedł na jego spotkanie mały tłumek ludzi. Przewodził im wysoki mężczyzna w długim, skórzanym płaszczu. Obcy podniósł głowę i wbił w tłumek pełen pogardy wzrok.
  121.  
  122. - Gdzie Broken ?
  123.  
  124. Lider tłumu odezwał się do przybysza nienaganną angielszczyzną.
  125.  
  126. - Powiedz najpierw po co on wam ?
  127. - To dezerter i własność armii USA. Musi wrócić do kraju, gdzie czeka go kara.
  128. - Aha. Nie znudziło się wam ? Już trzy razy próbowaliście go porwać.
  129. - Ja jestem unikalny.
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment
Advertisement