Advertisement
hujwie

Metro 2033 [PL] part 2

Dec 6th, 2014
336
0
Never
Not a member of Pastebin yet? Sign Up, it unlocks many cool features!
text 376.35 KB | None | 0 0
  1. , kilka schodków wyżej, za mostkiem,
  2. widać było drug± część stacji. Artem chciał przejść się i tam, ale zatrzymał
  3. się przy żelaznym ogrodzeniu utworzonym z dwumetrowych elementów,
  4. jak na Prospekcie Mira.
  5. Przy w±skim przejściu stało, opieraj±c się łokciami o płot, kilku ludzi.
  6. Od strony Artema
  7. - znane już buldogi w sportowych spodniach. Z
  8. przeciwnej - smagli, w±saci bruneci, nie tak ogromnych rozmiarów, ale z
  9.  
  10. 140
  11. wygl±du też nie zachęcaj±cy do żartów. Jeden z nich trzymał między
  12. nogami karabin, drugiemu z kieszeni sterczała rękojeść pistoletu. Bandyci
  13. spokojnie rozmawiali ze sob± i zupełnie nie chciało się wierzyć, że kiedyś
  14. był między nimi konflikt. Stosunkowo uprzejmie wyjaśnili Artemowi, że
  15. przejście na s±siedni± stację będzie go kosztowało dwa naboje, i że tyle
  16. samo będzie musiał zapłacić w drodze powrotnej. Nauczony gorzkim
  17. doświadczeniem, Artem nie zakwestionował zasadności tej opłaty, ale po
  18. prostu odszedł.
  19. Zatoczywszy koło, uważnie przygl±daj±c się kramom i pchlim targom,
  20. wrócił na ten koniec peronu, na który weszli. Odkrył, że hol wcale się tu nie
  21. kończy: na górę prowadziły jeszcze jedne schody. Nimi wkroczył w krótki
  22. korytarz, przecięty na pół takim samym ogrodzeniem ze strażnikami. Jak
  23. widać, przebiegała tu jeszcze jedna granica między dwiema strefami
  24. panowania. Natomiast z prawej strony, ku swojemu zdziwieniu, Artem
  25. ujrzał prawdziwy pomnik - w rodzaju tych, które ogl±dał na obrazkach z
  26. widokami miasta - lecz przedstawiał on nie całego człowieka, jak to było
  27. na zdjęciach, a tylko jego głowę.
  28. Ale cóż to była za gigantyczna głowa! Nie mniej niż dwa metry
  29. wysokości... Chociaż na górze była czymś zapaskudzona, a do tego
  30. głupkowato błyszczał jej wypolerowany od częstego chwytania nos, to
  31. jednak budziła szacunek, a nawet pewn± grozę. Do głowy przychodziły mu
  32. bajki o olbrzymach i jednym, który stracił w walce głowę, a teraz to ona,
  33. pokryta br±zem, zdobiła marmurowe hole tej małej Sodomy, wydr±żonej
  34. głęboko w ziemi, aby skryć się przed wszechwiedz±cym okiem Pana i
  35. unikn±ć kary. Twarz odr±banej głowy miała smutny wyraz, i Artem miał z
  36. pocz±tku podejrzenie, że należy ona do Jana Chrzciciela z Nowego
  37. Testamentu, który kiedyś miał okazję przejrzeć. Potem jednak uznał, że,
  38. s±dz±c po rozmiarach, chodzi tu o jednego z bohaterów niedawno
  39. przypomnianej opowieści o Dawidzie i Goliacie, tego, który był wielki i
  40. silny, wręcz olbrzymi, lecz na końcu i tak stracił głowę. Żaden ze snuj±cych
  41. się wokół mieszkańców stacji nie umiał mu jednak wyjaśnić, do kogo
  42. konkretnie należała ta odcięta głowa, co trochę go rozczarowało.
  43. Za to obok pos±gu natkn±ł się na wspaniałe miejsce - prawdziw±
  44. restaurację urz±dzon± w przestronnym, czystym namiocie, w przyjemnym,
  45. swojskim, ciemnozielonym kolorze, takim jak u nich na stacji. Wewn±trz, w
  46. rogach, były plastikowe atrapy kwiatów z liśćmi z materiału, które nie
  47. wiadomo co tu robiły, ale były ładne, oraz parę solidnych stolików, na
  48. których stały lampki olejowe wypełniaj±ce namiot przytulnym, łagodnym
  49. światłem. I jedzenie... Pokarm bogów: najdelikatniejsza wieprzowa pieczeń
  50. z grzybami - aż ślinka cieknie, u nich przyrz±dzano takie potrawy tylko w
  51. święta, ale nigdy nie wygl±dały tak smakowicie i wykwintnie.
  52.  
  53. 141
  54. Wokół siedzieli ludzie porz±dni, szacowni, dobrze i gustownie ubrani,
  55. pewnie bogaci kupcy. Starannie kroili kotleciki z usmażon± na chrupko
  56. skórk±, pływaj±ce w gor±cym aromatycznym tłuszczu, nieśpiesznie
  57. wkładali malutkie k±ski do ust i cicho, statecznie rozmawiali, dyskutuj±c o
  58. swoich sprawach i z rzadka rzucaj±c na Artema uprzejme, ciekawe
  59. spojrzenia.
  60. Było oczywiście drogo: trzeba było wyci±gn±ć z zapasowego magazynka
  61. całe piętnaście naboi i położyć je na szerokiej dłoni karczmarza tłuściocha, a
  62. potem żałować, że człowiek poddał się pokusie, ale tak czy owak, w
  63. brzuchu było tak przyjemnie, spokojnie i ciepło, że głos rozumu w tej
  64. błogości umilkł.
  65. I kufel domowego piwa, delikatnego, przyjemnie szumi±cego w głowie,
  66. ale niezbyt mocnego, nie to co krzepki, mętny samogon w niedomytych
  67. butelkach i słoikach, gdzie wystarczy sam zapach, żeby pod człowiekiem
  68. ugięły się nogi. Tak, to kolejne trzy naboje, ale co to s± trzy żałosne naboje,
  69. kiedy dostajesz za nie czarę skrz±cego się eliksiru, który zabiera cię poza
  70. ten nierzeczywisty świat i pomaga osi±gn±ć harmonię?
  71. Dopijaj±c piwo małymi łyczkami, zostawszy sam z sob±, w ciszy i
  72. spokoju, po raz pierwszy od kilku dni, Artem spróbował odtworzyć w
  73. pamięci minione zdarzenia i zrozumieć co już osi±gn±ł i dok±d ma teraz iść.
  74. Jeszcze jeden odcinek zaplanowanej drogi został pokonany, i znów znalazł
  75. się na rozstajach.
  76. Jak bohater prawie zapomnianych baśni z dzieciństwa, tych odległych,
  77. kiedy nie pamięta się już nawet kto je opowiadał: czy to Suchy, czy rodzice
  78. Żeńki, czy to jego własna matka. Artem najbardziej lubił myśleć, że słyszał
  79. to od matki, i z mroku nawet jakby wyłaniała się na mgnienie oka jej twarz,
  80. i słyszał głos czytaj±cy mu z przeci±gł± intonacj±: "Byli sobie...".
  81. I oto, tak samo jak ten śmiałek z baśni, stał teraz przy kamieniu na
  82. rozstaju i rozci±gały się przed nim trzy drogi: na KuĽniecki Most, na
  83. Trietiakowsk± i na Tagańsk±. Rozkoszował się pienistym napojem, jego
  84. ciałem owładnęło błogie znużenie, zupełnie nie chciało mu się myśleć, a w
  85. głowie dĽwięczało mu w kółko: "Prosto pójdziesz - życie stracisz, w lewo
  86. pójdziesz - konia stracisz...".
  87. Mogłoby się to z pewności± ci±gn±ć bez końca: spokój był mu po tych
  88. wszystkich przeżyciach koniecznie potrzebny. W Kitaj-Gorodzie dobrze się
  89. było zatrzymać, rozejrzeć się, popytać miejscowych o trasy; trzeba też było
  90. spotkać się jeszcze raz z Chanem, dowiedzieć się, czy pójdzie z nim dalej,
  91. czy też ich drogi rozejd± się na tej dziwnej stacji.
  92. Ale wyszło zupełnie nie tak, jak leniwie planował Artem, obserwuj±c
  93. ospale mały języczek ognia tańcz±cy w lampce na jego stoliku.
  94.  
  95. 142
  96. ROZDZIAŁ 8
  97. CZWARTA RZESZA
  98. Huknęły strzały z pistoletów, zagłuszaj±c wesoły gwar tłumu, potem
  99. przeraĽliwie krzyknęła kobieta, zaterkotał karabin maszynowy, a pulchny
  100. karczmarz z zaskakuj±c± dla swojej postury szybkości± wyci±gn±ł spod lady
  101. krótk± broń i rzucił się do wyjścia. Artem zostawił niedopite piwo i
  102. wyskoczył za nim, zarzucaj±c plecak i odwodz±c bezpiecznik, żałuj±c przy
  103. okazji, że każ± tu płacić z góry, bo można by było ulotnić się bez płacenia.
  104. Może się okazać, że osiemnaście straconych nabojów bardzo by mu się
  105. przydało.
  106. Już z góry, ze szczytu schodów, było widać, że dzieje się coś strasznego.
  107. Żeby zejść na peron, musiał przeciskać się przez tłum oszalałych ze strachu
  108. ludzi, napieraj±cych w przeciwnym kierunku, tak że Artem zadał sobie
  109. pytanie, czy naprawdę powinien schodzić - popychała go jednak
  110. ciekawość.
  111. Na torach rozpościerało się kilka ciał w skórzanych kurtkach, a na
  112. peronie, dokładnie pod jego nogami, w kałuży jasnoczerwonej krwi
  113. rozlewaj±cej się maleńkimi strumyczkami, twarz± w dół leżała martwa
  114. kobieta. Pośpiesznie przest±pił przez ni±, staraj±c się nie patrzeć w dół, ale
  115. poślizgn±ł się i o mało nie upadł obok niej. Wokół niego panowała panika, z
  116. namiotów wyskakiwali, rozgl±daj±c się niepewnie, półnadzy ludzie. Jeden z
  117. nich zamarudził próbuj±c trafić nog± w nogawkę spodni, ale nagle zgi±ł się
  118. w pół, złapał za brzuch i powoli opadł na bok.
  119. Jednak sk±d padaj± strzały, tego Artem nie mógł poj±ć. Strzelanina
  120. trwała, z drugiego końca sali biegli krępi ludzie w skórach, rozpychaj±c na
  121. boki piszcz±ce kobiety i przerażonych handlarzy. Ale to nie byli napastnicy,
  122. tylko ci sami bandyci, którzy rz±dzili t± części± Kitaj-Gorodu. I na całym
  123. peronie nie widać było nikogo, kto mógłby spowodować tę rzeĽ.
  124. Wtedy Artem wreszcie zrozumiał, dlaczego nikogo nie widział.
  125. Atakuj±cy ukryli się w tunelu znajduj±cym się tuż obok niego i stamt±d
  126. prowadzili ogień, raż±c ludzi na peronie, sami nie wychodz±c na stację,
  127. widocznie obawiaj±c się pokazać na otwartej przestrzeni.
  128. To zmieniało postać rzeczy. Nie było już czasu na rozmyślania: tamci
  129. wejd± na peron jak tylko zrozumiej±, że opór został stłumiony; od tego
  130. wejścia należało jak najszybciej uciekać. Artem rzucił się naprzód, mocno
  131. ściskaj±c automat i ogl±daj±c się przez ramię: echo, błyskawicznie nios±ce
  132. huk wystrzałów pod sklepienie stacji, deformuj±ce dĽwięki i zmieniaj±ce
  133. ich kierunek, sprawiało, że nie było nawet wiadomo z którego właściwie
  134. tunelu, prawego czy lewego, prowadzony był ostrzał.
  135.  
  136. 143
  137. Wreszcie, kiedy odbiegł już dość daleko, zauważył ubrane w barwy
  138. ochronne postacie w czeluści lewego tunelu. Zamiast twarzy mieli coś
  139. czarnego i Artemowi zrobiło się w środku zimno. Dopiero po paru chwilach
  140. dotarło do niego, że ci czarni, którzy oblegali WOGN, nigdy nie mieli broni
  141. ani ubrań. Napastnicy po prostu założyli maski, wi±zane kominiarki w
  142. rodzaju tych, które można było kupić na dowolnym targu z broni±, a przy
  143. zakupie AK-47 nawet dostać bezpłatnie, jako bonus.
  144. Przybyłe posiłki kałużskich rzuciły się na ziemię i też otworzyły ogień,
  145. kryj±c się za leż±cymi na torach trupami jak za barykad±. Widać było jak
  146. kolbami zrywaj± płyty z dykty, które zastępowały przednie szyby w
  147. wagonie sztabowym, odsłaniaj±c zamaskowane gniazdo cekaemu.
  148. Gruchnęła ciężka seria.
  149. Podniósłszy wzrok, Artem odszukał wisz±c± pośrodku holu podświetlon±
  150. od wewn±trz tabliczkę z rozkładem stacji. Tamci napadli ze strony
  151. Trietiakowskiej: ta droga była odcięta. Żeby dostać się na Tagańsk± trzeba
  152. było wrócić przez cał± stację tam, gdzie było teraz istne piekło. Został mu
  153. tylko tunel do stacji KuĽniecki Most.
  154. Problem rozwi±zał się sam. Artem zeskoczył na tory i ruszył w stronę
  155. ciemniej±cego przed nim wejścia do jedynego tunelu, jaki mu pozostał. Ani
  156. Chana, ani Tuza nigdzie nie było widać. Raz tylko mignęła mu na górze
  157. sylwetka przypominaj±ca brodatego filozofa, ale, zatrzymawszy się na
  158. moment, Artem zrozumiał, że się pomylił.
  159. Nie był jedynym, który szukał ratunku w tunelu: ponad połowa
  160. wszystkich uciekaj±cych z peronu rzuciła się właśnie do tego wyjścia.
  161. Przejazd rozbrzmiewał przerażonymi głosami i gniewnymi krzykami, ktoś
  162. histerycznie szlochał. To tu, to tam migały światełka latarek, gdzieniegdzie
  163. majaczyły nieregularne plamy światła pochodni; każdy oświetlał sobie
  164. drogę sam.
  165. Artem wyj±ł z kieszeni prezent od Chana i ścisn±ł r±czkę. Słabe światło
  166. latareczki skierował sobie pod nogi, staraj±c się nie potkn±ć, i pośpieszył
  167. naprzód, wyprzedzaj±c małe grupki uciekinierów
  168. - czasem całe rodziny,
  169. czasem samotne kobiety, starców i młodych zdrowych mężczyzn,
  170. taszcz±cych jakieś wory, raczej niebęd±ce ich własności±.
  171. Parę razy stawał, żeby pomóc się podnieść tym, którzy upadli. Przy
  172. jednym z nich zatrzymał się dłużej: oparty plecami o ożebrowan± ścianę
  173. tunelu, na ziemi siedział całkiem siwy staruszek, z grymasem bólu na
  174. twarzy, trzymaj±c się za serce. Obok niego, beztrosko i tępo rozgl±daj±c się
  175. dookoła, stał nastoletni chłopiec, z którego zwierzęcych rysów i mętnego
  176. wzroku widać było, że nie jest zwykłym dzieckiem. Coś ścisnęło Artema za
  177. serce, kiedy ujrzał tę dziwn± parę, i chociaż sam siebie popędzał i łajał za
  178. każde opóĽnienie, tym razem stan±ł jak wryty.
  179.  
  180. 144
  181. Staruszek spostrzegł, że ktoś zwrócił na nich uwagę i spróbował się
  182. uśmiechn±ć do Artema i coś powiedzieć, jednak zabrakło mu tchu. Skrzywił
  183. się i zamkn±ł oczy zbieraj±c siły, a Artem pochylił się nad nim, chc±c
  184. dosłyszeć to, co staruszek starał się mu powiedzieć.
  185. Lecz nagle chłopiec groĽnie zamuczał i Artem z odraz± zauważył, że
  186. kiedy szczerzy po zwierzęcemu swoje drobne żółte zęby, z ust zwisa mu
  187. nitka śliny. Nie potrafi±c przezwyciężyć napływaj±cego wstrętu, odepchn±ł
  188. chłopaczka, a ten cofn±ł się i niezdarnie usiadł na szynie żałośnie zawodz±c.
  189. - Młody... człowieku... - zmusił się do mówienia staruszek.
  190.  
  191. - Tak
  192. nie... można... To jest Wanieczka... On przecież... nie rozumie...
  193. Artem tylko wzruszył ramionami.
  194. - Proszę... Nitro... gliceryna... w torbie... na dnie... Jedna kapsułka...
  195. Proszę mi dać... Ja... nie mogę... sam...
  196. - bardzo już słabo wychrypiał
  197. dziadek.
  198. Artem pogrzebał w torbie na zakupy ze skaju, pośpiesznie wymacał
  199. nowe, nienapoczęte opakowanie, rozci±ł paznokciem folię, ledwo złapał
  200. wyskakuj±c± z niej kapsułkę i podał j± staruszkowi. Ten z trudem rozci±gn±ł
  201. usta w przepraszaj±cym uśmiechu i wycharczał:
  202. - Nie... mogę... ręce... nie słuchaj±... Pod język... - poprosił i powieki
  203. znów mu opadły.
  204. Artem z pow±tpiewaniem popatrzył na swoje czarne od brudu dłonie, ale
  205. usłuchał i wsadził staruszkowi ślisk± kapsułkę w usta. Nieznajomy słabo
  206. kiwn±ł głow± i umilkł. Wci±ż nowi i nowi uciekinierzy mijali ich
  207. pośpiesznie, lecz Artem widział przed sob± tylko niekończ±cy się rz±d
  208. butów i pantofli, ubłoconych, często dziurawych jak sito. Czasem potykały
  209. się o czarne drewno podkładów kolejowych, wtedy z góry dochodziły grube
  210. przekleństwa. Na ich trójkę nikt już nie zwracał uwagi; chłopak wci±ż
  211. siedział w tym samym miejscu i głucho beczał. Obojętnie, a nawet z pewn±
  212. złośliw± satysfakcj± Artem zauważył, jak któryś z przechodz±cych solidnie
  213. przyłożył mu butem, i ten zacz±ł wyć jeszcze głośniej, rozmazuj±c
  214. pięściami łzy i kiwaj±c się na boki.
  215. Staruszek tymczasem otworzył oczy, ciężko westchn±ł i wymamrotał:
  216. - Bardzo panu dziękuję... Już mi lepiej... Pomógłby mi pan wstać?
  217. Artem podtrzymał go za rękę, kiedy ten z wysiłkiem się podnosił, i wzi±ł
  218. jego torbę, przez co karabin musiał przewiesić na ramię. Staruszek
  219. pokuśtykał naprzód, podszedł do chłopca i zacz±ł łagodnie namawiać go, by
  220. wstał. Ten muczał obrażony, a kiedy zobaczył zbliżaj±cego się Artema,
  221. groĽnie sykn±ł i ślina znów kapnęła mu z wystaj±cej dolnej wargi.
  222. - Rozumie pan, przecież dopiero co kupiłem lekarstwo
  223.  
  224. - wybuchn±ł
  225. staruszek, który doszedł już do siebie
  226.  
  227. - przecież specjalnie tu po nie
  228.  
  229. 145
  230. szedłem, taki kawał, u nas, wie pan, nie da się go dostać, nikt nie przywozi,
  231. i poprosić nie ma kogo, a akurat mi się kończyło, ostatni± tabletkę wzi±łem
  232. po drodze, kiedy nie chcieli nas przepuścić na Puszkińskiej, wie pan,
  233. przecież tam s± teraz faszyści, toż to prawdziwy skandal, pomyśleć tylko, na
  234. Puszkińskiej s± faszyści! Słyszałem, że chc± j± nawet przemianować, czy to
  235. na Hitlerowsk±, czy na Schillerowsk±... Chociaż, oczywiście, oni nawet nie
  236. słyszeli o Schillerze, to już nasze, inteligenckie domysły. I proszę sobie
  237. wyobrazić, nie chcieli nas tamtędy przepuścić, ci młodzieńcy ze swastykami
  238. zaczęli się naśmiewać z Wanieczki, ale co ten biedny chłopiec może im
  239. odpowiedzieć przy swojej chorobie? Bardzo się zdenerwowałem, zrobiło mi
  240. się słabo na sercu, i dopiero wtedy nas puścili. O czym to ja? Ach tak! I
  241. rozumie pan, przecież specjalnie to schowałem jak najgłębiej, żeby nie
  242. znaleĽli, jeśli będzie przeszukanie, jeszcze pytania będ± zadawać, wie pan,
  243. mogliby to Ľle zrozumieć, nie każdy wie, co to za środek... A tu nagle ta
  244. strzelanina! Przebiegłem ile mogłem, jeszcze Wanieczkę musiałem ci±gn±ć,
  245. zobaczył lizaki i zupełnie nie chciał iść. I na pocz±tku, wie pan, tak lekko
  246. ukłuło, myślałem, że może przestanie, obejdzie się bez lekarstwa, w końcu
  247. dziś jest na wagę złota, ale potem zrozumiałem, że się nie uda. I właśnie
  248. chciałem wyci±gn±ć tabletkę, kiedy mnie zmogło. A Wanieczka, on
  249. przecież nic nie rozumie, ja już od dawna próbuję go nauczyć podawać mi
  250. tabletki, kiedy mi słabo, ale on nijak nie może poj±ć, to sam je połyka, to ni
  251. z tego ni z owego wyci±ga i mnie karmi. Mówię mu dziękuję, uśmiecham
  252. się, on też się do mnie uśmiecha, wie pan, tak radośnie, muczy wesoło, ale
  253. żeby tak w odpowiednim momencie, to jeszcze nigdy mu się nie udało. Nie
  254. daj Boże, żeby coś mi się przytrafiło: przecież nie będzie się miał kto nim
  255. zaj±ć, nie wyobrażam sobie, co się z nim stanie!
  256. Staruszek wci±ż mówił i mówił, badawczo zagl±daj±c Artemowi w oczy,
  257. i ten, z jakiegoś powodu, czuł się bardzo niezręcznie. Choć dziadek kuśtykał
  258. jak umiał najszybciej, Artemowi i tak wydawało się, że poruszaj± się zbyt
  259. wolno, i coraz mniej ludzi doganiało ich z tyłu. Najprawdopodobniej
  260. wkrótce będ± ostatni. Wanieczka szedł koślawo po prawej stronie staruszka,
  261. wczepiwszy mu się w rękę; na jego twarzy znów zagościła beztroska. Od
  262. czasu do czasu wyci±gał do przodu praw± rękę i z ożywieniem gulgotał,
  263. wskazuj±c jakiś przedmiot, porzucony lub zgubiony w pośpiechu przez
  264. uciekaj±cych ze stacji, lub po prostu ciemność, która gęstniała teraz przed
  265. nimi.
  266. - A pan, to jak się, przepraszam, nazywa, młody człowieku? Bo jak to
  267. tak, rozumie pan, rozmawiamy, a jeszcze się sobie nie przedstawiliśmy...
  268. Artem? Bardzo mi miło, jestem Michaił Porfiriewicz. Porfiriewicz, właśnie
  269. tak. Ojciec miał na imię Porfiry, wie pan, nietypowe imię, i w czasach
  270. sowieckich miał nawet w niektórych organizacjach problemy, bo wtedy to
  271. zupełnie inne imiona były w modzie: dla chłopca Władilen, dla dziewczynki
  272. Stalina... A sk±d pan jest? Z WOGN-u? A my z Wanieczk± z Barikadnej,
  273.  
  274. 146
  275. kiedyś tam mieszkałem - staruszek uśmiechn±ł się ze smutkiem - wie pan,
  276. tam taki budynek kiedyś stał, wysoki, tuż obok metra... Chociaż pan na
  277. pewno już nie pamięta żadnych budynków... Ile pan ma, przepraszam, lat?
  278. Zreszt±, wszystko to oczywiście nieważne. Miałem tam mieszkanko, dwa
  279. pokoje, dość wysoko, i cudowny widok się stamt±d roztaczał na centrum.
  280. Nieduże mieszkanko, ale bardzo, wie pan, przytulne, klepki oczywiście,
  281. dębowy parkiet, jak u wszystkich w budynku, kuchenka z palnikiem na gaz.
  282. Boże, tak sobie teraz myślę, jaka to wygoda, kuchenka gazowa, a wtedy
  283. doprowadzała mnie do szału, chciałem elektryczn±, tylko ci±gle nie mogłem
  284. na ni± uzbierać. Jak się wchodzi, to z prawej na ścianie wisiała reprodukcja
  285. Tintoretta, w ładnej pozłacanej ramie, cóż to był za piękny obraz! Miałem
  286. prawdziwe łóżko, z poduszkami, z prześcieradłem, wszystko było zawsze
  287. czyste, duże biurko do pracy, z tak± lampk± na nóżce, ze sprężynkami, jak
  288. ona jasno świeciła. A przede wszystkim, regały z ksi±żkami, pod sam sufit.
  289. Po ojcu odziedziczyłem duż± bibliotekę, a i sam kolekcjonowałem, ze
  290. względu na pracę i zainteresowania. Ach, ale po co ja panu to wszystko
  291. opowiadam, pana na pewno nie interesuj± te bzdury starca... A ja, proszę,
  292. do tej pory wspominam, rozumie pan, bardzo mi tego wszystkiego brakuje,
  293. szczególnie biurka i ksi±żek, a ostatnimi czasy jakoś coraz bardziej tęsknię
  294. za tapczanem. Tutaj sobie człowiek nie dogodzi, my tam mamy takie
  295. drewniane koje, wie pan, własnej roboty, a innym razem trzeba i wprost na
  296. ziemi spać, na jakichś szmatach. Ale to nic, najważniejsze jest
  297. tutaj -
  298. wskazał na swoj± pierś - najważniejsze jest to, co się dzieje w środku, a
  299. nie na zewn±trz. Najważniejsze to w sercu być tym samym człowiekiem, nie
  300. upaść, a okoliczności - czort, za przeproszeniem, z okolicznościami! Ale z
  301. tym łóżkiem, to, wie pan, jakoś naprawdę...
  302. Nie milkł ani na chwilę, i Artem słuchał wszystkiego z żywym
  303. zainteresowaniem, chociaż nijak nie mógł sobie wyobrazić, jak to jest
  304. mieszkać w wysokim budynku i jak to jest, kiedy z okna rozpościera się
  305. widok, albo kiedy na górę można się dostać w kilka sekund, bo wjeżdża się
  306. nawet nie schodami ruchomymi, a wind±.
  307. Kiedy Michaił Porfiriewicz umilkł na chwilę, żeby złapać oddech, Artem
  308. postanowił skorzystać z pauzy, żeby skierować rozmowę z powrotem na
  309. odpowiednie tory. Tak, czy inaczej, trzeba było iść przez Puszkińsk± (czy
  310. może już Hitlerowsk±?), przesi±ść się na Czechowsk±, a stamt±d dostać się
  311. do tajemniczej Polis.
  312. - Czy na Puszkińskiej s± prawdziwi faszyści? - wtr±cił.
  313. - Co pan mówi? Faszyści? Ach, tak...
  314.  
  315. - westchn±ł skonfundowany
  316. staruszek. - Tak, tak, wie pan, tacy ogoleni na zero, na rękawach opaski,
  317. coś strasznego. Nad wejściem i wszędzie na stacji wisz± znaki, wie pan, co
  318. to kiedyś się oznaczało, że przejścia nie ma: czarna sylwetka w czerwonym
  319. kółku przekreślona ukośn± lini±. Myślałem, że to jakaś pomyłka, dziwnie
  320.  
  321. 147
  322. dużo wszędzie tych znaków, i nierozważnie o to zapytałem. Okazuje się, że
  323. to ich nowy symbol. Oznacza, że czarnym wstęp wzbroniony, czy że
  324. zabrania im się w ogóle istnieć, jakiś taki idiotyzm.
  325. Artem wzdrygn±ł się przy słowie "czarni". Skierował na Michaiła
  326. Porfiriewicza przestraszony wzrok i spytał ostrożnie:
  327. - To znaczy, że tam s± czarni? Czyżby i tutaj dotarli?
  328.  
  329. - A w głowie
  330. rozgor±czkowane, paniczne myśli kręciły się jak karuzela; jak to, przecież
  331. był w drodze niecały tydzień, a WOGN już padł, czarni atakuj± już
  332. Puszkińsk± i jego misja jest zaprzepaszczona? Nie udało mu się, nie dał
  333. rady? Wszystko to było na próżno? Nie, to niemożliwe, na pewno
  334. chodziłyby o tym słuchy, choćby deformuj±ce skalę zagrożenia, ale jednak
  335. na pewno coś by się mówiło... A jeśli? To wtedy koniec z nimi
  336. wszystkimi...
  337. Michaił Porfiriewicz spojrzał na niego z niepokojem, oddalił się
  338. niezauważalnie o krok w prawo i ostrożnie zapytał:
  339. - A pan, przepraszam, to jak± ideologię wyznaje?
  340. - W sumie to żadnej nie wyznaję - zawahał się Artem. - A co?
  341. - A jak pan się odnosi do innych narodowości, na przykład z Kaukazu?
  342. - A co ma do rzeczy Kaukaz? - nie rozumiał Artem. - Tak w ogóle, to
  343. nie najlepiej się orientuję w narodowościach. No, byli Francuzi, czy tam
  344. Niemcy, Amerykanie też. Ale już ich chyba nie ma... A tych z Kaukazu, to
  345. szczerze mówi±c w ogóle nie znam - przyznał niezręcznie.
  346. - Oni właśnie mieszkańców Kaukazu nazywaj± czarnymi
  347.  
  348. - wyjaśnił
  349. Michaił Porfiriewicz, cały czas próbuj±c zrozumieć, czy Artem aby go nie
  350. oszukuje i nie rżnie głupa.
  351. - Ale przecież to s±, jeśli dobrze rozumiem, normalni ludzie?
  352. - uściślił
  353. Artem. - Dopiero co kilku dziś widziałem...
  354. - Oczywiście, że normalni!
  355.  
  356. - potwierdził uspokojony Michaił
  357. Porfiriewicz. - Zupełnie zwyczajni ludzie, ale te łyse pałki uznały, że
  358. czymś się od nich różni±, i ich prześladuj±. To po prostu nieludzkie!
  359. Wyobraża pan sobie, maj± tam pod sufitem, prosto nad torami, wbite haki, i
  360. na jednym z nich wisiał człowiek, najprawdziwszy człowiek. Wanieczka tak
  361. się podekscytował, zacz±ł pokazywać na niego palcem, muczeć, więc ci
  362. bestialcy zwrócili na niego uwagę.
  363. Na dĽwięk swojego imienia chłopiec odwrócił się i wlepił w staruszka
  364. mętne spojrzenie. Artemowi wydało się, że słucha i nawet częściowo
  365. rozumie o czym rozmawiaj±, ale jego imię już się nie pojawiło, i szybko
  366. stracił zainteresowanie Michaiłem Porfiriewiczem, przenosz±c swoj± uwagę
  367. na szyny, wzdłuż których szli.
  368.  
  369. 148
  370. - A kiedy już mówimy o narodach, tamci, wszystko na to wskazuje,
  371. bardzo szanuj± Niemców. W końcu to Niemcy stworzyli ich ideologię, ale
  372. pan to na pewno wie, co ja będę opowiadał
  373.  
  374. - dodał szybko Michaił
  375. Porfiriewicz, i Artem wieloznacznie kiwn±ł głow±, chociaż tak naprawdę
  376. wcale niczego nie wiedział, po prostu nie chciał wyjść na nieuka.
  377. - Wie
  378. pan, wszędzie tam wisz± niemieckie orły, swastyki, rozumie się, jakieś
  379. sentencje po niemiecku, cytaty z Hitlera: o waleczności, o dumie, wszystko
  380. w takim duchu. Maj± tam jakieś parady, marsze. Kiedy tam staliśmy i
  381. próbowałem ich przekonać, żeby nie męczyli Wanieczki, przez peron ci±gle
  382. ktoś maszerował i śpiewał jakieś pieśni. Coś tam o wielkości ducha i
  383. pogardzie dla śmierci. Ale tak w ogóle, wie pan, język niemiecki to sobie
  384. słusznie wybrali. Jest wprost stworzony do takich rzeczy. Widzi pan, ja
  385. trochę mówię po niemiecku... Proszę spojrzeć, mam to gdzieś zapisane...
  386. Zwalniaj±c kroku wyci±gn±ł z zanadrza kurtki zatłuszczony notatnik.
  387.  
  388. -
  389. Proszę momencik poczekać i poświecić mi z łaski swojej... Gdzie to było?
  390. Ach, jest!
  391. W żółtej plamie światła Artem ujrzał skacz±ce mu przed oczami
  392. łacińskie litery, starannie wykaligrafowane na kartce z notesu, a nawet
  393. troskliwie otoczone wzruszaj±co ozdobion± ramk±:
  394. Du stirbst. Besitz stirbt.
  395. Die Sippen sterben.
  396. Der einzig lebt - wir wissen es
  397. Der Toten Tatenruhm.
  398. Artem znał alfabet łaciński, nauczył się z jakiegoś przedpotopowego
  399. podręcznika szkolnego, odkopanego w bibliotece na stacji. Obejrzał się za
  400. siebie z niepokojem i poświecił na notes jeszcze raz. Oczywiście nie udało
  401. mu się niczego zrozumieć.
  402. - Co to? - spytał, znów ci±gn±c za sob± Michaiła Porfiriewicza, który
  403. pośpiesznie wepchn±ł sobie notes do kieszonki i próbował ruszyć z miejsca
  404. Wanieczkę, który akurat czemuś się zaparł i zacz±ł z niezadowoleniem
  405. porykiwać.
  406. - To wiersz - nieco, jak wydało się Artemowi, urażonym tonem odparł
  407. staruszek. - Ku czci poległych wojowników. Nie podejmuję się,
  408. oczywiście, dokładnego przekładu, ale brzmi to mniej więcej tak: "Umrzesz
  409. ty. Umr± wszyscy bliscy twoi. Potęgi upadn±. Jedno tylko żyć będzie przez
  410. wieki - poległych wojenna chwała". Ale jak to jednak słabiutko brzmi po
  411. rosyjsku, co? A po niemiecku po prostu grzmi! "Der Toten Tatenruhm!" Aż
  412. ciarki chodz± po plecach! Tak... - zaj±kn±ł się nagle, wstydz±c się
  413. widocznie swojego zachwytu.
  414. Jakiś czas szli w milczeniu. Artemowi zdawało się to głupie i irytuj±ce,
  415. że z pewności± byli już ostatni, i nie wiadomo było, co dzieje się za ich
  416.  
  417. 149
  418. plecami, a tu nagle zatrzymuj± się na środku tunelu, żeby przeczytać jakiś
  419. wiersz. Ale wbrew swej woli wci±ż miał w uszach ostatnie wersy, i nie
  420. wiedzieć czemu przypomniał mu się nagle Witalik, z którym był wtedy na
  421. stacji Ogród Botaniczny. Witalik Maruda, którego zastrzelili rabusie
  422. próbuj±cy przebić się na stację południowym tunelem. Ten tunel zawsze był
  423. uważany za bezpieczny, dlatego to właśnie Witalika tam postawili, w końcu
  424. miał tylko osiemnaście lat, a Artem akurat kończył wtedy szesnaście. Tego
  425. wieczora umawiali się jeszcze, żeby iść do Żeńki, znajomy straganiarz
  426. właśnie przywiózł mu nowego kwasa, jakiegoś specjalnego... Prosto w
  427. głowę go trafili, i na środku czoła miał tylko tak± malutk± dziurkę, czarn±, a
  428. z tyłu rozerwało mu pół potylicy. I już. "Umrzesz ty..." Z jakiegoś powodu
  429. bardzo wyraĽnie przypomniał sobie nagle rozmowę Huntera z Suchym,
  430. kiedy ojczym powiedział: "A nuż nic tam nie ma?". Umrzesz i nie będzie
  431. żadnej kontynuacji. To wszystko. Nic nie zostanie. Ktoś, oczywiście,
  432. jeszcze będzie potem pamiętał, ale niedługo. "Umr± też bliscy twoi", czy
  433. jak to było? Artema przeszedł prawdziwy dreszcz. Kiedy Michaił
  434. Porfiriewicz wreszcie przerwał ciszę, nawet go to ucieszyło.
  435. - A panu przypadkiem z nami nie po drodze? Tylko do Puszkińskiej?
  436. Czy może zamierza pan tam wyjść? To znaczy, na peron? Bardzo to panu,
  437. panie Artemie, odradzam. Nie wyobraża pan sobie, co tam się dzieje. Może
  438. poszedłby pan z nami, do Barikadnej? Tak przyjemnie by było z panem
  439. podyskutować!
  440. Artemowi znów przyszło w nieokreślony sposób kiwać głow± i mruczeć
  441. coś niezrozumiale: nie mógł przecież wygadać pierwszemu napotkanemu
  442. człowiekowi, nawet temu niegroĽnemu staruszkowi, o celu swojej
  443. wyprawy. Michaił Porfiriewicz, nie słysz±c żadnego potwierdzenia, znów
  444. zamilkł.
  445. Przez dłuższy czas szli w ciszy, a za nimi wszystko zdawało się być w
  446. porz±dku, tak że Artem wreszcie się rozluĽnił. Wkrótce w oddali błysnęły
  447. ogniki, najpierw słabo, ale potem coraz jaśniej. Zbliżali się do stacji
  448. KuĽniecki Most.
  449. O tutejszych porz±dkach Artem nie wiedział nic, dlatego na wszelki
  450. wypadek postanowił usun±ć swoj± broń z widoku. Zawin±wszy karabin w
  451. podkoszulek, wcisn±ł go jak najgłębiej do plecaka.
  452. KuĽniecki Most był zamieszkał± stacj± i jakieś pięćdziesi±t metrów przed
  453. wejściem na peron, pośrodku torów, stał całkiem porz±dny posterunek, fakt,
  454. że tylko jeden, za to z reflektorem, w tym momencie dla wygody
  455. zgaszonym, i umocnionym stanowiskiem cekaemu. Karabin był nakryty
  456. pokrowcem, ale siedział przy nim otyły mężczyzna w wytartym zielonym
  457. mundurze i jadł jak±ś breję z obtłuczonej żołnierskiej miski. Dwaj pozostali,
  458. w podobnych uniformach, z nieporęcznymi wojskowymi automatami
  459. przewieszonymi przez ramię, pedantycznie sprawdzali dokumenty
  460.  
  461. 150
  462. wychodz±cym z tunelu. Stała przed nimi krótka kolejka: wszyscy
  463. uciekinierzy z Kitaj-Gorodu, którzy wyprzedzili Artema, kiedy ten wlókł się
  464. z Michaiłem Porfiriewiczem i Wanieczk±.
  465. Wpuszczali powoli i niechętnie, jakiemuś chłopakowi w ogóle odmówili
  466. wstępu, i stał teraz z boku w rozterce, nie wiedz±c co ma robić i od czasu do
  467. czasu próbuj±c zbliżyć się do sprawdzaj±cego, który za każdym razem go
  468. odpychał i wołał następnego w kolejce. Każdego z przechodz±cych
  469. dokładnie rewidowano, i na ich oczach zaleĽli u jakiegoś mężczyzny
  470. niezadeklarowany pistolet makarowa, natychmiast wypchnęli go z kolejki, a
  471. kiedy próbował dyskutować, zwi±zali go i gdzieś zabrali.
  472. Artem poruszył się niespokojnie przeczuwaj±c nieprzyjemności. Michaił
  473. Porfiriewicz spojrzał na niego ze zdziwieniem, Artem szepn±ł mu do ucha,
  474. że też ma broń, ale staruszek tylko uspokajaj±co kiwn±ł głow± i obiecał, że
  475. wszystko będzie w porz±dku. Nie to, żeby Artem mu nie uwierzył, jednak
  476. bardzo był ciekaw, jak konkretnie zamierza załatwić tę sprawę. A dziadek
  477. tylko tajemniczo się uśmiechał.
  478. Tymczasem powoli nadchodziła ich kolej, i pogranicznicy właśnie
  479. przetrz±sali plastikow± walizkę jakiejś nieszczęsnej kobiety około
  480. pięćdziesi±tki, która natychmiast zaczęła lamentować, nazywać celników
  481. potworami i dziwić się, że ich do tej pory ziemia nosi. Artem po cichu
  482. przyznał jej rację, ale postanowił nie wyrażać swojej solidarności na głos.
  483. Pogrzebawszy jak trzeba w jej rzeczach, strażnik z gwizdem zadowolenia
  484. wyci±gn±ł ze sterty brudnej bielizny kilka granatów przeciwpiechotnych i
  485. przygotował się na wysłuchiwanie wyjaśnień.
  486. Artem był pewny, że kobieta opowie zaraz wzruszaj±c± historię o wnuku,
  487. któremu to dziwo jest potrzebne do pracy: rozumie pan, on jest z zawodu
  488. spawaczem i to s± jakieś części do jego spawarki; albo że zacznie
  489. opowiadać, jak to znalazła te granaty po drodze i od razu pośpieszyła oddać
  490. je w kompetentne ręce. Ale ta, oddalaj±c się na kilka kroków, syknęła
  491. przekleństwo i rzuciła się z powrotem do tunelu, by jak najszybciej ukryć
  492. się w mroku. Strzelec odstawił na bok miskę i chwycił za broń, ale jeden z
  493. pograniczników, najwidoczniej dowódca, powstrzymał go ruchem dłoni.
  494. Tamten westchn±ł rozczarowany i wrócił do jedzenia, zaś Michaił
  495. Porfiriewicz zrobił krok do przodu trzymaj±c w gotowości swój paszport.
  496. Co zadziwiaj±ce, dowódca straży, który dopiero co bez skrupułów
  497. przetrz±sn±ł cał± torbę wydawałoby się zupełnie niegroĽnej kobiety, szybko
  498. przekartkował ksi±żeczkę staruszka, a na Wanieczkę wcale nie zwrócił
  499. uwagi, jakby go w ogóle nie było. Przyszła kolej na Artema. Ten bez
  500. oci±gania wręczył swoje dokumenty chuderlawemu, w±satemu strażnikowi,
  501. który zacz±ł skrupulatnie przegl±dać każd± stroniczkę, szczególnie długo
  502. zatrzymuj±c światło latarki na stronach z piecz±tkami. Pogranicznik
  503. przynajmniej pięć razy przenosił wzrok z fizjonomii Artema na fotografię,
  504.  
  505. 151
  506. mrucz±c z pow±tpiewaniem, kiedy Artem z przyjaznym uśmiechem starał
  507. się wygl±dać jak uosobienie niewinności.
  508. - Dlaczego paszport jest sowieckiego wzoru? - spytał wreszcie surowo
  509. strażnik, nie wiedz±c, do czego by tu się jeszcze przyczepić.
  510. - Ależ ja byłem mały, kiedy jeszcze były prawdziwe. A potem już nasza
  511. administracja mi wypisała na pierwszym lepszym - wyjaśnił Artem.
  512. - Nieporz±dek tam macie
  513. - spochmurniał w±saty. - Proszę otworzyć
  514. plecak.
  515. Jeśli znajdzie karabin, w najlepszym wypadku będzie trzeba iść z
  516. powrotem, a mog± też go skonfiskować, pomyślał Artem, ocieraj±c z czoła
  517. zdradzaj±cy go pot.
  518. Michaił Porfiriewicz podszedł do pogranicznika na niedozwolon±
  519. odległość i szepn±ł mu pośpiesznie:
  520. - Konstantinie Aleksiejewiczu, niech pan zrozumie, że ten młody
  521. człowiek to mój znajomy. Bardzo, bardzo porz±dny chłopiec, ręczę za niego
  522. osobiście.
  523. Pogranicznik, otwieraj±c torbę Artema i wkładaj±c do niej rękę, od czego
  524. Artemowi zrobiło się zimno, sucho powiedział:
  525. - Pięć - i kiedy Artem próbował się domyślić, o co mu chodzi, Michaił
  526. Porfiriewicz wyci±gn±ł z kieszeni garść nabojów, szybko odliczył pięć sztuk
  527. i wsun±ł je do na wpół otwartego chlebaka, który wisiał strażnikowi na
  528. ramieniu.
  529. Lecz w tym momencie ręka Konstantina Aleksiejewicza, kontynuuj±c
  530. swoj± podróż po plecaku Artema najwyraĽniej natknęła się na coś
  531. strasznego, bo jego twarz znów przybrała wyraz zainteresowania.
  532. Artem poczuł, jak serce spada mu w otchłań, i zamkn±ł oczy.
  533. - Piętnaście - beznamiętnie rzekł w±saty.
  534. Artem kiwn±ł głow±, odliczył jeszcze dziesięć nabojów i wsypał je do
  535. tejże torby. Ani jeden muskuł nie drgn±ł na twarzy pogranicznika. Po prostu
  536. zrobił krok na bok, i droga na KuĽniecki Most była wolna. Podziwiaj±c
  537. żelazne panowanie nad sob± tego człowieka, Artem ruszył naprzód.
  538. Kolejne piętnaście minut zeszły na przepychankach z Michaiłem
  539. Porfiriewiczem, który uparcie odmawiał wzięcia od Artema pięciu nabojów,
  540. zapewniaj±c go, że jego dług jest o wiele większy, i tak dalej w tym duchu.
  541. KuĽniecki Most nie różnił się niczym szczególnym od większości
  542. pozostałych stacji, które Artem miał okazję odwiedzić podczas swojej
  543. podróży. Wci±ż ten sam marmur na ścianach i granitowa posadzka, jedynie
  544. arkady były tu wyj±tkowe, wysokie i szerokie, co dawało wrażenie
  545. wyj±tkowo dużej przestrzeni.
  546.  
  547. 152
  548. Ale najbardziej zadziwiaj±ce było co innego: na obu torach stały całe
  549. poci±gi - niewiarygodnie długie, tak ogromne, że zajmowały prawie cał±
  550. długość stacji. Z okien płynęło ciepłe światło, przebijaj±c się przez swojskie
  551. wielobarwne zasłonki, a drzwi gościnnie stały otworem...
  552. W świadomym życiu Artem ani razu nie miał okazji widzieć niczego
  553. podobnego. Tak, zostały na wpół zatarte wspomnienia pędz±cych z hukiem
  554. poci±gów ze świetlistymi kwadratami okien, wspomnienia z wczesnego
  555. dzieciństwa, ale były one niewyraĽne, niedokładne, ulotne, jak i inne myśli
  556. o tym, co było wcześniej: człowiek tylko spróbuje wyobrazić coś sobie
  557. szczegółowo, odtworzyć w pamięci detale, kiedy nieuchwytny obraz zaciera
  558. się, wycieka jak woda przez palce, i przed oczami nie zostaje nic... A kiedy
  559. podrósł, widział tylko poci±g, który utkwił w wyjeĽdzie z tunelu na
  560. Ryżskiej, czy rozwalone wagony w Kitaj-Gorodzie i Prospekcie Mira.
  561. Artem zastygł w miejscu, patrz±c oczarowany na poci±gi, licz±c wagony
  562. nikn±ce w mroku na przeciwległym krańcu peronu, przy przejściu na Linię
  563. Czerwon±. Wycięta z ciemności ostrym kręgiem elektrycznego światła, z
  564. sufitu zwisała tam karmazynowa flaga, a pod ni± nieruchomo stało na
  565. posterunku dwóch ludzi z automatami, w jednakowych zielonych
  566. mundurach i kaszkietach. Z daleka wydawali się malutcy i śmieszni,
  567. przypominali dziecinne żołnierzyki.
  568. Artem miał takie trzy, kiedyś jeszcze, kiedy mieszkał z mam±: jeden
  569. -
  570. dowódca, z wyci±gniętym z kabury maciupeńkim pistoletem, krzyczał coś
  571. odwracaj±c się do tyłu, najprawdopodobniej wzywał swój oddział do walki.
  572. Dwóch pozostałych stało równo, przyciskaj±c do piersi automaty.
  573. Żołnierzyki były z pewności± z różnych zestawów, i nijak nie dało się nimi
  574. bawić: dowódca rwał się do ataku, a jego bohaterscy żołnierze zamarli na
  575. posterunku, zupełnie jak pogranicznicy Linii Czerwonej, i bitwa wcale ich
  576. nie interesowała. Dziwne, te żołnierzyki pamiętał bardzo dobrze, a twarzy
  577. matki jakoś nijak nie mógł sobie przypomnieć...
  578. KuĽniecki Most był utrzymany we względnym porz±dku. ¦wiatło,
  579. podobnie jak na WOGN-ie, było tu awaryjne, wzdłuż sklepienia ci±gnęła się
  580. jakaś tajemnicza żelazna konstrukcja, która może kiedyś oświetlała peron.
  581. Oprócz poci±gu, na stacji nie było zupełnie nic godnego uwagi.
  582. - Tyle się nasłuchałem, że w metrze jest wiele poruszaj±co pięknych
  583. stacji, a gdzie nie popatrzysz, wszystkie s± niemal jednakowe
  584.  
  585. - Artem
  586. podzielił się swoim rozczarowaniem z Michaiłem Porfiriewiczem.
  587. - Ależ co pan, młody człowieku! S± tu i tak piękne, że by pan nie
  588. uwierzył! WeĽmy na przykład Komsomolsk± na Okrężnej, toż to
  589. prawdziwy pałac! - zacz±ł go gor±co przekonywać staruszek.
  590. - Jest tam
  591. takie ogromne panneau, wie pan, na sklepieniu. Co prawda z Leninem i
  592. innymi banialukami... Oj, co też ja mówię - obejrzał się szybko i szeptem
  593. wyjaśnił Artemowi:
  594. - Na stacji jest pełno szpicli, agentów z Linii
  595.  
  596. 153
  597. Sokolniczeskiej, to jest Czerwonej, proszę wybaczyć, że tak j± po staremu
  598. nazywam... Tak że trzeba tu ciszej rozmawiać. Miejscowe władze s± niby
  599. niezależne, ale konfliktu z czerwonymi nie chc±, i dlatego, jeśli tamci
  600. zaż±daj± wydania kogoś, to mog± go i wydać. Nie mówi±c już o
  601. zabójstwach - dodał ledwo już słyszalnie i bojaĽliwie rozejrzał się
  602. dookoła. - ChodĽmy może poszukać jakiegoś miejsca, żeby odpocz±ć,
  603. szczerze mówi±c strasznie się zmęczyłem, a i pan, jak mi się wydaje, ledwo
  604. się trzyma na nogach. Przenocujemy tu, a potem ruszymy dalej.
  605. Artem przytakn±ł: ten dzień rzeczywiście okazał się niemożliwie długi i
  606. intensywny, i odpoczynek był mu po prostu niezbędny.
  607. Wzdychaj±c zazdrośnie i nie zdejmuj±c wzroku z poci±gu, Artem
  608. pod±żał w ślad za Michaiłem Porfiriewiczem. Z wagonów dochodziły
  609. czyjeś wesołe śmiechy i rozmowy, w drzwiach, obok których przechodzili,
  610. stali zmęczeni po całym dniu pracy mężczyĽni, pal±cy z s±siadami
  611. papierosy i żywo dyskutuj±cy o wydarzeniach minionego dnia. Zebrawszy
  612. się przy stoliku, starsi ludzie pili herbatę pod maleńk± lampk± zwisaj±c± z
  613. kosmatego kabla, dookoła szalały dzieci. To wszystko też było dla Artema
  614. niezwykłe: na WOGN-ie sytuacja zawsze była bardzo napięta, ludzie cały
  615. czas byli gotowi na wszystko. Tak, zbierali się wieczorkiem, by z
  616. przyjaciółmi posiedzieć cichutko u kogoś w namiocie, ale nie było nigdy
  617. tak, żeby wszystkie drzwi były otwarte na oścież, wszystko było na widoku,
  618. żeby przychodzić tak w gości bez zapowiedzi, dzieci wszędzie... Aż za
  619. duży dobrobyt panował na tej stacji.
  620. - A z czego tu ludzie żyj±? - nie wytrzymał Artem, doganiaj±c dziadka.
  621. - Jak to, to pan nie wie?
  622. - zdziwił się łagodnie Michaił Porfiriewicz. -
  623. Przecież to KuĽniecki Most! S± tu najlepsi technicy w metrze, wielkie
  624. warsztaty. Przywoż± im tu sprzęt do naprawy z Sokolniczeskiej, a nawet z
  625. Okrężnej. Kwitn±ca stacja, kwitn±ca. Tutaj to by się żyło! - westchn±ł
  626. rozmarzony. - Ale ciężko to załatwić...
  627. Nadzieje Artema, że im też uda się pospać w wagonach, na siedzeniach,
  628. były płonne. Pośrodku holu stał rz±d dużych namiotów, w rodzaju tych, w
  629. których mieszkali na WOGN-ie, i na najbliższym z nich widniał porz±dny,
  630. namalowany od szablonu napis: HOTEL. W pobliżu ustawiła się kolejka
  631. złożona z uchodĽców, ale Michaił Porfiriewicz poprosił kierownika na
  632. stronę, brzękn±ł mosi±dzem, szepn±ł parę czarodziejskich słów
  633. zaczynaj±cych się na "Konstantin Aleksiejewicz", i problem został
  634. rozwi±zany.
  635. - To tutaj - pokazał zapraszaj±cym gestem, a Wanieczka radośnie
  636. zagulgotał.
  637. Podawano tu nawet herbatę i nie trzeba było za ni± nic dopłacać, a
  638. materace na ziemi były tak miękkie, że kiedy człowiek się na nich położył,
  639. strasznie nie chciało się już wstawać. Półleż±c, Artem delikatnie dmuchał na
  640.  
  641. 154
  642. kubek z wywarem i uważnie słuchał staruszka, który z płon±cymi oczami,
  643. zapomniawszy o swojej herbacie, opowiadał:
  644. - Oni jednak nie maj± władzy nad cał± lini±. O tym, prawda, nikt nie
  645. mówi, i czerwoni nigdy się do tego nie przyznaj±, ale Uniwersytetu nie
  646. kontroluj±, i wszystkich dalszych stacji też nie! Tak, tak, Linia Czerwona
  647. ci±gnie się tylko do Sportiwnej. Za Sportiwn±, wie pan, zaczyna się długi
  648. tunel, dawno temu była tam stacja Lenińskie Gory, potem j± przemianowali,
  649. ale ja już tak z przyzwyczajenia... I akurat za Lenińskimi Gorami, gdzie
  650. tory wyjeżdżaj± na powierzchnię, był most. I, rozumie pan, po wybuchu
  651. zacz±ł się rozpadać, aż kiedyś zawalił się do rzeki, tak że z Uniwersytetem
  652. nie było kontaktu prawie od samego pocz±tku...
  653. Artem poci±gn±ł łyczek napoju i poczuł jak w środku wszystko mu
  654. przyjemnie zamiera w oczekiwaniu na coś tajemniczego, niezwykłego, co
  655. zaczynało się za stercz±cymi nad przepaści± szynami urwanej Linii
  656. Czerwonej daleko na południowym zachodzie. Wanieczka zawzięcie
  657. obgryzał paznokcie, przerywaj±c tylko, żeby z zadowoleniem przyjrzeć się
  658. owocom swojej pracy, a potem znów brał się do roboty. Artem spojrzał na
  659. niego prawie z sympati± i poczuł wdzięczność do dzieciaka, że jest grzeczny
  660. i milczy.
  661. - Wie pan, mamy u siebie na Barikadnej taki mały klub dyskusyjny
  662. - z
  663. zawstydzonym uśmiechem wyznał Michaił Porfiriewicz
  664. - zbieramy się
  665. wieczorami, czasem przychodz± do nas ludzie z Ulicy 1905 Roku, a teraz z
  666. Puszkińskiej wygnali wszystkich inaczej myśl±cych, i Anton Pietrowicz się
  667. do nas przeniósł... To nic takiego, oczywiście, zwykłe pogaduszki o
  668. literaturze, no, czasem o polityce porozmawiamy, i właśnie... Tam u nas, na
  669. Barikadnej, wie pan, wykształconych ludzi też nie bardzo lubi±, czego to
  670. tam się można nasłuchać: a że zawszona inteligencja, a to, że pi±ta
  671. kolumna... Tak że my tam po cichutku się spotykamy. Ale właśnie Jakow
  672. Josipowicz mówił, że ponoć Uniwersytet nie zgin±ł. Że udało im się
  673. zablokować tunele, i teraz wci±ż jeszcze s± tam ludzie. Nie po prostu jacyś
  674. ludzie, a... Rozumie pan, tam kiedyś był Moskiewski Uniwersytet
  675. Państwowy, to po nim ta stacja się tak nazywa. I podobno części profesury
  676. udało się uratować, i studentom też. W końcu pod Uniwersytetem mieściły
  677. się ogromne schrony, zbudowane jeszcze za czasów Stalina, według mnie
  678. miały własne poł±czenie z metrem. I teraz utworzyło się tam takie
  679. intelektualne centrum, wie pan... Ale to pewnie tylko legendy. I że
  680. wykształceni ludzie s± tam u władzy, wszystkimi trzema stacjami i
  681. schronami rz±dzi rektor, a na czele każdej stacji stoi dziekan, a wszystkich
  682. wybieraj± na określon± kadencję. I rozwija się tam też nauka - w końcu s±
  683. tam studenci, rozumie pan, doktoranci, wykładowcy! I kultura nie umiera,
  684. nie to, co u nas, i pisz± tam coś, i nie zapominaj± o naszym dziedzictwie...
  685. A Anton Pietrowicz mówił nawet, że pewien znajomy inżynier przekazał
  686. mu w tajemnicy, że jakoby oni tam wynaleĽli sposób na wychodzenie na
  687.  
  688. 155
  689. powierzchnię, sami stworzyli kombinezony ochronne, i ich ekspedycje
  690. czasem pojawiaj± się w metrze... Zgodzi się pan, że brzmi to
  691. nieprawdopodobnie?! - na wpół pytaj±cym tonem dodał Michaił
  692. Porfiriewicz, zagl±daj±c w oczy Artemowi, który ujrzał w jego spojrzeniu
  693. tyle jakiejś tęsknoty, tyle nieśmiałej, zmęczonej nadziei, że lekko odkaszln±ł
  694. i odparł z możliwie największym przekonaniem:
  695. - Dlaczego? Brzmi zupełnie realnie! Jest przecież na przykład Polis.
  696. Słyszałem, że tam też...
  697. - Tak, Polis to cudowne miejsce, tylko jak tam się teraz dostać? Do tego
  698. mówiono mi, że w Radzie władzę znów przejęli wojskowi...
  699. - W jakiej Radzie? - podniósł brwi Artem.
  700. - No, jak to? Polis jest rz±dzona przez Radę złożon± z ludzi z
  701. największym autorytetem. A tam, wie pan, największy autorytet maj± albo
  702. bibliotekarze, albo wojskowi. No, o Bibliotece to pan na pewno wszystko
  703. wie, nie ma sensu o niej opowiadać, ale drugie wejście do Polis znajdowało
  704. się kiedyś w samym budynku Ministerstwa Obrony, jeśli dobrze pamiętam,
  705. albo w każdym razie gdzieś niedaleko, i części generalicji udało się wtedy
  706. ewakuować. Na samym pocz±tku władzę przejęli wojskowi, w Polis dość
  707. długo panowała taka, wie pan, junta. Ale ludziom jakoś nie bardzo się
  708. podobały te ich rz±dy, były zamieszki, dosyć krwawe, ale to było dawno, na
  709. długo przed wojn± z czerwonymi. Wtedy poszli na ustępstwa, i utworzono
  710. właśnie tę Radę. I tak się złożyło, że powstały w niej dwie frakcje:
  711. bibliotekarze i wojskowi. Dziwne to, oczywiście, poł±czenie. Wie pan,
  712. w±tpię, żeby ci wojskowi w swoim dotychczasowym życiu spotkali wielu
  713. żywych bibliotekarzy. A tu tak się złożyło. I między tymi frakcjami s±,
  714. rzecz jasna, wieczne kłótnie: to jedni bior± górę, to drudzy. Kiedy była
  715. wojna z czerwonymi, obrona była ważniejsza niż kultura i przewaga była po
  716. stronie generałów. Zacz±ł się pokój: bibliotekarze odzyskali wpływy. I tak
  717. tam u nich jest, rozumie pan, jak wahadło. Teraz przypadkiem usłyszałem,
  718. że to wojskowi maj± silniejsz± pozycję, i znów wprowadzaj± dyscyplinę,
  719. wie pan, godzinę policyjn± i inne radości życia
  720.  
  721. - uśmiechn±ł się lekko
  722. Michaił Porfiriewicz. - Dotrzeć tam jest teraz równie trudno jak do
  723. Szmaragdowego Grodu... My tak między sob± nazywamy Uniwersytet, i te
  724. stacje obok niego, dla żartu... Bo przecież trzeba iść albo przez Linię
  725. Czerwon±, albo przez Hanzę, ale tamtędy się nie da tak po prostu przejść,
  726. sam pan rozumie. Kiedyś, zanim nastali faszyści, można było iść przez
  727. Puszkińsk± na Czechowsk±, a tam do Borowickiej jest jedna stacja.
  728. Nieprzyjemny jest wprawdzie ten tunel, ale kiedy byłem młodszy, to
  729. zdarzało się, że tamtędy chadzałem.
  730. Artem nie omieszkał zainteresować się, co takiego nieprzyjemnego było
  731. we wspomnianym tunelu, i staruszek niechętnie odpowiedział:
  732.  
  733. 156
  734. - Rozumie pan, tam wprost pośrodku tunelu stoi poci±g, spalony. Dawno
  735. już tam nie byłem, nie wiem jak jest teraz, ale kiedyś leżały w nim i
  736. siedziały na ławkach zwęglone ludzkie ciała... Coś strasznego. Sam nie
  737. wiem, jak to się stało, i znajomych pytałem, co tam się wydarzyło, ale nikt
  738. nie potrafił mi tego wyjaśnić. Przez ten poci±g bardzo ciężko przejść, a
  739. obejść go nijak nie można, bo tunel zacz±ł się osypywać, i wszystko wokół
  740. wagonów jest zawalone ziemi±. A w samym poci±gu, to jest w wagonach,
  741. dziej± się różne straszne rzeczy, których nie podejmuję się wyjaśnić, bo tak
  742. w ogóle to jestem ateist±, wie pan, i we wszystkie te mistyczne bzdury nie
  743. wierzę, dlatego wtedy obwiniałem o to szczury, różne stwory... A teraz już
  744. niczego nie jestem pewny.
  745. Te słowa nastroiły Artema na mroczne wspomnienia o szumie w
  746. tunelach na jego linii, i wreszcie nie wytrzymał i opowiedział o tym, co
  747. stało się z jego oddziałem, a potem z Burbonem i, zawahawszy się jeszcze
  748. przez chwilę, spróbował powtórzyć wyjaśnienie zaproponowane przez
  749. Chana.
  750. - Ależ co pan, co pan, toż to kompletne brednie! - machn±ł ręk± Michaił
  751. Porfiriewicz, surowo marszcz±c brwi.
  752. - Słyszałem już o takich rzeczach.
  753. Pamięta pan, jak panu mówiłem o Jakowie Josipowiczu? A więc, on jest
  754. fizykiem i wyjaśniał mi, że takie zakłócenia psychiki s± możliwe, kiedy
  755. ludzi poddaje się działaniu dĽwięku o bardzo niskich, niesłyszalnych dla
  756. ludzi, częstotliwościach, jeśli się nie mylę, około siedmiu herców, chociaż z
  757. moj± dziuraw± pamięci±... A dĽwięk może się tworzyć sam z siebie, z
  758. powodu naturalnych procesów, na przykład ruchów tektonicznych, czy
  759. czegoś takiego, ja wtedy, rozumie pan, nie słuchałem zbyt uważnie... Ale
  760. żeby dusze zmarłych? I to w rurach? Pozwoli pan...
  761. Z tym staruszkiem bardzo interesuj±co mijał czas. O tym, o czym
  762. opowiadał, Artem od nikogo wcześniej nie słyszał, a i na metro patrzył z
  763. jakiejś innej perspektywy, staroświeckiej, zabawnej, i wci±ż najwidoczniej
  764. ci±gnęło go na górę, zaś tutaj było mu ci±gle tak nieswojo, jak w pierwszych
  765. dniach. I Artem, który często wspominał spór Suchego i Huntera, zapytał
  766. go:
  767. - A jak pan myśli... Czy my... to znaczy, ludzie... Czy my jeszcze tam
  768. wrócimy? Na górę? Uda nam się przeżyć i wrócić?
  769. I natychmiast pożałował, że zadał to pytanie, gdyż jakby podcięło ono
  770. staruszkowi skrzydła: zgarbił się i cicho, przeci±głym głosem, w którym nie
  771. było życia, odparł:
  772. - Nie wydaje mi się. Nie wydaje mi się.
  773. - Ale było też metro w innych miastach, tak słyszałem, w Petersburgu i
  774. w Mińsku, i w Nowogrodzie
  775. - wymieniał Artem wyuczone na pamięć
  776. nazwy, które od zawsze były dla niego pust± skorup±, łupin±, która nigdy
  777. nie kryła w sobie sensu.
  778.  
  779. 157
  780. - Ach, Pitier, jakież to było piękne miasto!
  781. - nie odpowiadaj±c, tęsknie
  782. westchn±ł Michaił Porfiriewicz.
  783. - Rozumie pan, Sobór Izaaka... A
  784. Admiralicja, ta iglica... Cóż za gracja, jaki wdzięk! A wieczorami na
  785. Newskim Prospekcie: ludzie, gwar tłumu, śmiech, dzieci jedz± lody, młode
  786. dziewczyny, takie smukłe... Słychać muzykę... Szczególnie latem, tam
  787. rzadko jest ładna pogoda w lecie: tak, żeby było słońce i czyste niebo, ale
  788. kiedy już jest... I tak, wie pan, lekko się oddycha...
  789. Jego oczy zatrzymały się na Artemie, ale wzrok szedł dalej i rozpływał
  790. się w złudnej dali, gdzie z półprzejrzystej porannej mgiełki wyłaniały się
  791. ogromne sylwetki dawno już obróconych w pył gmachów, i Artemowi
  792. wydało się, że zaraz obejrzy się przez ramię i przed nim też pojawi się ten
  793. zachwycaj±cy obraz. Staruszek zamilkł i ciężko westchn±ł, a Artem nie
  794. chciał już go wci±gać we wspomnienia.
  795. - Tak, rzeczywiście były też i inne sieci metra poza moskiewskim. Może
  796. gdzieś jeszcze jacyś ludzie się uratowali... Ale proszę pomyśleć, młody
  797. człowieku! - Michaił Porfiriewicz podniósł w górę żylasty palec. - W
  798. końcu tyle lat minęło, i nic. Ani widu, ani słychu. Czyżby przez tyle lat nas
  799. nie znaleĽli, jeśli miałby kto szukać? Nie - opuścił głowę - nie wydaje mi
  800. się...
  801. A potem, po jakichś pięciu minutach milczenia, prawie niesłyszalnie,
  802. mówi±c raczej do siebie niż do Artema, westchn±ł:
  803. - Boże, jaki piękny świat zniszczyliśmy...
  804. W namiocie zapada ciężka cisza. Wanieczka, utulony ich cich± rozmow±,
  805. spał z otwartymi ustami i lekko pochrapywał, z rzadka tylko zaczynaj±c
  806. skomleć jak pies. Michał Porfiriewicz nie rzekł więcej ani słowa, i choć
  807. Artem był pewny, że jeszcze nie śpi, postanowił go nie niepokoić, tylko
  808. zamkn±ł oczy i próbował zasn±ć.
  809. Myślał, że po tym wszystkim, co mu się przytrafiło w tym niemaj±cym
  810. końca dniu, sen przyjdzie natychmiast, ale czas ci±gn±ł się powolutku,
  811. materac, który niedawno wydawał się miękki, uciskał mu bok, i przyszło
  812. mu się sporo powiercić, nim wreszcie znalazł wygodn± pozycję. A w uszach
  813. wci±ż huczały mu ostatnie, smutne słowa staruszka. Nie. Nie wydaje mi się.
  814. Nie wróc± już rozświetlone bulwary, wspaniałe dzieła architektury, lekka,
  815. odświeżaj±ca bryza w letni ciepły wieczór, mierzwi±ca włosy i głaszcz±ca
  816. po twarzy, nie wróci już to niebo, już nigdy nie będzie takie, o jakim mówił
  817. staruszek. Teraz niebo to zamykaj±ce się nad nimi, opl±tane sparciałymi
  818. kablami, żebrowe sklepienie tuneli, i tak będzie zawsze. A wtedy było, jak
  819. on to powiedział? Lazurowe? Czyste? Dziwne było to niebo, zupełnie jak
  820. to, które Artem widział wtedy, na stacji Ogród Botaniczny, i też usiane
  821. gwiazdami, lecz nie aksamitno-granatowe, lecz jasnobłękitne, skrz±ce się,
  822. radosne... I budynki były rzeczywiście ogromne, ale nie przytłaczały swoj±
  823. mas±, były jasne, lekkie, jakby utkane z powietrza, unosiły się, prawie
  824.  
  825. 158
  826. odrywaj±c się od ziemi, ich kontury rozmywały się nieskończenie wysoko.
  827. A dokoła było tylu ludzi! Artem nigdy wcześniej nie miał okazji widzieć tak
  828. wielu ludzi naraz, może tylko w Kitaj-Gorodzie, ale tutaj było ich jeszcze
  829. więcej, cała przestrzeń u stóp gigantycznych budynków i między nimi była
  830. wypełniona ludĽmi. Kręcili się wszędzie, a dzieci było wśród nich
  831. rzeczywiście wyj±tkowo dużo, jadły coś, pewnie wspomniane lody. Artem
  832. chciał nawet poprosić jedno z nich, żeby dało mu spróbować, bo sam nigdy
  833. nie jadł prawdziwych lodów, a kiedy był mały, bardzo chciał choć
  834. odrobinkę. Ale nie było sk±d ich wzi±ć, fabryki słodyczy już od dawna
  835. produkowały tylko szczury i pleśń, pleśń i szczury. A te małe dzieci, liż±c
  836. swoje smakołyki, ci±gle uciekały przed nim ze śmiechem, zręcznie się
  837. wyślizguj±c, i nie udało mu się nawet zajrzeć w niczyj± twarz. I Artem już
  838. nie wiedział, co on właściwie próbuje zrobić: zjeść kawałek loda, czy
  839. zajrzeć któremuś dziecku w twarz, zobaczyć, czy te dzieci w ogóle je
  840. maj±... I nagle ogarn±ł go strach.
  841. Lekkie sylwetki budynków zaczęły powoli gęstnieć, ciemnieć, i po
  842. jakimś czasie wisiały już groĽnie nad nim, a potem zaczęły się zacieśniać,
  843. coraz bardziej i bardziej. Artem ci±gle gonił dzieci, i zaczęło mu się
  844. wydawać, że dzieci nie śmiej± się dĽwięcznie i radośnie, a złośliwie i
  845. złowrogo. Zebrał wtedy wszystkie siły i jednak złapał któregoś chłopczyka
  846. za rękaw. Ten wił się i wyrywał jak diabeł, ale ścisn±wszy mu gardło
  847. stalowym uściskiem, Artemowi udało się jednak zajrzeć złapanemu w
  848. twarz. Był to Wanieczka. Rykn±ł i odsłoniwszy zęby wykręcił szyję i
  849. próbował wgryĽć się Artemowi w rękę. Wtedy Artem w panice odepchn±ł
  850. go precz, a ten, wstaj±c z kolan, zadarł do tyłu głowę i rozległo się to samo
  851. przeci±głe, straszliwe wycie, przed którym Artem uciekł z WOGN-u... I
  852. dzieci, które biegały chaotycznie dookoła, zaczęły się zatrzymywać i
  853. powolutku, bokiem, nie patrz±c w jego kierunku, zbliżać się do niego, zaś
  854. za ich plecami wznosiły się, zupełnie już teraz czarne grupy budynków,
  855. które też jakby ruszyły w jego kierunku... A potem dzieci, które teraz
  856. wypełniały tę niewielk± już swobodn± przestrzeń między gigantycznymi
  857. cielskami domów, podchwyciły wycie Wanieczki, napełniaj±c go zwierzęc±
  858. nienawiści± i obezwładniaj±c± tęsknot±, aż wreszcie zaczęły sun±ć w
  859. kierunku Artema. Nie miały twarzy, tylko czarne skórzane maski z
  860. wyciętymi otworami ust i błyszcz±cymi, czarnymi okr±głymi oczami, bez
  861. białek i Ľrenic.
  862. I znów rozległ się głos, którego Artem nijak nie mógł rozpoznać: był
  863. cichy, i to straszne wycie go zagłuszało, lecz głos upor­czywie powtarzał
  864. ci±gle to samo, i wsłuchuj±c się w niego, staraj±c się nie zwracać uwagi na
  865. zbliżaj±ce się dzieci, Artem zacz±ł w końcu rozumieć, co mówił. "Musisz
  866. iść". A potem jeszcze raz. I jeszcze. I Artem poznał ten głos. Głos Huntera.
  867. Otworzył oczy i zrzucił kołdrę. W namiocie było ciemno i bardzo
  868. duszno, głowa zrobiła mu się ciężka jak z ołowiu, myśli płynęły leniwie i
  869.  
  870. 159
  871. ociężale. Artem nijak nie mógł dojść do siebie, poj±ć, jak długo spał, czy
  872. pora już wstawać i ruszać w drogę, czy też można jeszcze obrócić się na
  873. drugi bok i czekać aż przyśni mu się coś weselszego.
  874. Wtem zasłona namiotu podniosła się i w utworzonej w ten sposób
  875. szczelinie pojawiła się głowa pogranicznika, który wpuścił ich na KuĽniecki
  876. Most. Konstatntin... jak mu tam było po ojcu?
  877. - Michaile Porfiriewiczu! Michaile Porfiriewiczu! Wstawaj, szybko!
  878. Michaile Porfiriewiczu! Co on, umarł, czy co? - i, nie zwracaj±c uwagi na
  879. gapi±cego się na niego z przestrachem Artema, wlazł do namiotu i zacz±ł
  880. trz±ść śpi±cym staruszkiem.
  881. Pierwszy obudził się Wanieczka i zamuczał z niezadowoleniem. Strażnik
  882. nie zwrócił na niego uwagi, a kiedy Wanieczka chciał poci±gn±ć go za rękę,
  883. wymierzył mu siarczysty policzek. Wtedy wreszcie obudził się staruszek.
  884. - Michaile Porfiriewiczu! Wstawaj szybciej!
  885.  
  886. - szepn±ł trwożliwie
  887. pogranicznik. - Trzeba uciekać! Czerwoni wnieśli o wydanie cię za
  888. rzucanie kalumnii i wrog± propagandę. Mówiłem przecież, ostrzegałem cię:
  889. no, chociaż tutaj, chociaż na naszej parszywej stacji nie opowiadaj o tym
  890. swoim Uniwersytecie! Posłuchasz ty mnie kiedyś?
  891. - Pan pozwoli, Konstantinie Aleksiejewiczu, o co chodzi?
  892. - staruszek
  893. pokręcił głow± z zakłopotaniem i stękaj±c podniósł się z posłania.
  894.  
  895. -
  896. Przecież nic nie mówiłem, żadnej propagandy nie uprawiałem, niech Bóg
  897. broni, tak tylko młodemu człowiekowi opowiedziałem, ale po cichu, bez
  898. świadków...
  899. - Młodego człowieka też ze sob± zabierz! Przecież wiesz co za stację tu
  900. mamy po s±siedzku. Wezm± cię na Łubiankę i flaki z ciebie wypruj±, a tego
  901. twojego chłopaka to od razu pod ścianę postawi±, żeby nie gadał co nie
  902. trzeba! Szybciej, czemu się guzdrzesz, zaraz tu będ±! Na razie jeszcze radz±,
  903. co by tu wytargować od czerwonych w zamian, więc się pośpiesz!
  904. Artem w tej chwili już stał z plecakiem na ramionach. Nie wiedział tylko,
  905. czy wyj±ć broń, czy też obejdzie się bez tego. Staruszek też się ożywił i w
  906. ci±gu minuty kroczyli już po torach, przy czym Konstantin Aleksiejewicz
  907. własnoręcznie zatykał Wanieczce usta, robi±c przy tym miny męczennika, a
  908. dziadek spogl±dał na niego z niepokojem, obawiaj±c się, czy pogranicznik
  909. nie skręci chłopcu karku.
  910. W tunelu prowadz±cym do Puszkińskiej stacja była o wiele lepiej
  911. umocniona. Minęli tu dwa posterunki, sto i dwieście metrów od wejścia. Na
  912. bliższym było betonowe umocnienie, osłona stanowiska strzeleckiego, która
  913. przecinała tory i zostawiała tylko w±skie przejście przy ścianie, z lewej za
  914. ni± był telefon z przewodem ci±gn±cym się do samego KuĽnieckiego
  915. Mostu, na pewno do sztabu, skrzynie z amunicj± i drezyna, patroluj±ca owe
  916. sto metrów. Na następnym - zwykłe worki z piaskiem, cekaem i reflektor,
  917.  
  918. 160
  919. tak jak z drugiej strony. W obu wartowniach stali strażnicy, ale Konstantin
  920. Aleksiejewicz przeprowadził ich przez wszystkie blokady, doprowadził do
  921. granicy i powiedział zmęczonym głosem:
  922. - ChodĽmy, pójdę z tob± pięć minut. Obawiam się, że nie będziesz mógł
  923. się tu więcej pokazywać, Michaile Porfiriewiczu
  924. - mówił pogranicznik,
  925. kiedy powoli szli w kierunku Puszkińskiej. - Jeszcze ci starych grzeszków
  926. nie wybaczyli, a ty znowu zaczynasz. Słyszałeś? Towarzysz Moskwin
  927. osobiście o ciebie pytał. No, dobra, coś wymyślimy. Uważaj na tej
  928. Puszkińskiej! - rzucił na drogę, odł±czaj±c się od nich i znikaj±c w
  929. mroku. - PrzejdĽ przez ni± jak najszybciej! Nasi się ich, widzisz, boj±! No,
  930. bywaj!
  931. Na razie nie było się dok±d śpieszyć, i uciekinierzy zwolnili kroku.
  932. - W jaki sposób zalazł im pan tak za skórę? - spytał Artem, spogl±daj±c
  933. z ciekawości± na staruszka.
  934. - Widzi pan, po prostu nie darzę ich zbytni± sympati±, i kiedy była
  935. wojna... Ogólnie rzec bior±c, rozumie pan, w naszym klubie napisaliśmy
  936. pewne teksty... A Anton Pietrowicz, kiedy jeszcze mieszkał na
  937. Puszkińskiej, miał dostęp do maszyny drukarskiej. Wtedy na Puszkińskiej
  938. była taka maszyna, jacyś szaleńcy przytaszczyli j± z redakcji "Izwiestii"... I
  939. on te teksty drukował.
  940. - A granica u czerwonych tak niegroĽnie wygl±da: stoi dwóch ludzi i
  941. wisi flaga, żadnych umocnień, nic, nie to, co w Hanzie...
  942.  
  943. - wspomniał
  944. nagle Artem.
  945. - Rozumie się! Z tej strony s± nieszkodliwi, bo granice musz± być
  946. szczególnie szczelne nie od zewn±trz, a od środka - uśmiechn±ł się
  947. ironicznie Michaił Porfiriewicz. - Więc tam maj± umocnienia, a tutaj tylko
  948. dekoracje.
  949. Dalej szli w ciszy, każdy myślał o swoich sprawach. Artem
  950. przysłuchiwał się temu, co mówił mu tunel. Ale, dziwna rzecz, zarówno ten,
  951. jak i poprzedni, wiod±cy od Kitaj-Gorodu do KuĽnieckiego Mostu, były
  952. jakieś puste, zupełnie nic nie dało się w nich wyczuć, nic ich nie
  953. wypełniało, była to tylko bezduszna konstrukcja...
  954. Potem wrócił myślami do dopiero co widzianego koszmaru. Jego
  955. szczegóły już zatarły mu się w pamięci, zostało tylko niewyraĽne, straszne
  956. wspomnienie o dzieciach bez twarzy i jakichś czarnych kształtach na tle
  957. nieba. Ale ten głos...
  958. Nie udało mu się jednak dokończyć myśli. Przed nimi dał się słyszeć
  959. znajomy wstrętny pisk i szelest pazurków, potem doleciał do nich dusz±cosłodkawy odór rozkładaj±cych się ciał, i kiedy słabe światło latarki dosięgło
  960. wreszcie miejsca, z którego dochodził te dĽwięki, pojawił się przed nimi
  961.  
  962. 161
  963. taki widok, że Artem zawahał się, czy nie lepiej byłoby wrócić do
  964. czerwonych.
  965. Pod ścian± tunelu, twarzami do ziemi, leżały rzędem trzy spuchnięte
  966. ciała. Ręce, zwi±zane drutem za plecami, były już mocno obgryzione przez
  967. szczury. Przyciskaj±c do nosa rękaw kurtki, by nie czuć ciężkiego,
  968. obrzydliwie słodkawego zapachu, Artem pochylił się nad ciałami i
  969. poświecił na nie. Były rozebrane do bielizny, a na ich ciałach nie było widać
  970. żadnych ran. Lecz włosy na głowie każdego z nich były sklejone zakrzepł±
  971. krwi±, szczególnie gęst± wokół czarnej plamy śladu po kuli.
  972. - W tył głowy
  973. - stwierdził Artem, staraj±c się, by jego głos brzmiał
  974. spokojnie, i czuj±c, że robi mu się teraz niedobrze.
  975. Michaił Porfiriewicz zakrył usta ręk±, i oczy zrobiły mu się mokre.
  976. - Co oni robi±, Boże mój, co oni robi±!
  977.  
  978. - odezwał się zdławionym
  979. głosem. - Wanieczka, nie patrz, nie patrz, chodĽ tu!
  980. Ale Wanieczka, nie okazuj±c najmniejszego niepokoju, ukucn±ł obok
  981. najbliższego trupa i zacz±ł w skupieniu popychać go palcem i żywo
  982. gulgotać.
  983. ¦wiatło latarki prześlizgnęło się po ścianie i oświetliło kawałek grubego
  984. papieru pakowego, przyklejony dokładnie nad ciałami, na wysokości oczu.
  985. U góry, ozdobiony podobiznami orłów z rozpostartymi skrzydłami, widniał
  986. napisany gotyckim szryftem nagłówek: "Vierter Reich", a potem już po
  987. rosyjsku: "Żadnych czarnych mend bliżej niż trzysta metrów od Wielkiej
  988. Rzeszy!", i barwnym drukiem wspomniany już znak: "Przejścia nie ma"
  989. -
  990. czarna sylwetka człowieka w przekreślonym kole.
  991. - Łajdaki - wycedził przez zaciśnięte zęby Artem.
  992. - Za co, za włosy
  993. innego koloru?
  994. Staruszek tylko pokręcił z przygnębieniem głow± i poci±gn±ł za kołnierz
  995. Wanieczkę, któremu tak się spodobało badanie ciał, że nijak nie chciał
  996. wstawać.
  997. - Widzę, że nasza maszyna drukarska wci±ż działa
  998. - ponuro zauważył
  999. Michaił Porfiriewicz, i ruszyli dalej.
  1000. Szli coraz wolniej, tak że dopiero po dwóch minutach ukazała się
  1001. namalowana na ścianie czarn± farb± sylwetka orła i napis
  1002. "300 m".
  1003. - Jeszcze trzysta metrów
  1004.  
  1005. - zauważył Artem, wsłuchuj±c
  1006. niepokojem w odgłosy szczekania psa, które dochodziły z oddali.
  1007. się
  1008. z
  1009. Kiedy do stacji było ponad sto metrów, w oczy zaświeciło im ostre
  1010. światło, i zatrzymali się.
  1011.  
  1012. 162
  1013. - Ręce za głowę! Stać spokojnie!
  1014. - rykn±ł wzmocniony megafonem
  1015. głos.
  1016. Artem posłusznie położył obie dłonie na potylicy, a Michaił Porfiriewicz
  1017. podniósł ręce do góry.
  1018. - Powiedziałem, wszyscy ręce za głowę! Powoli idĽcie naprzód!
  1019. Żadnych gwałtownych ruchów! - ci±gle wydzierał się głos, a Artem nijak
  1020. nie mógł zauważyć, kto mówi, gdyż światło mieli skierowane prosto w
  1021. twarz i ostry ból oczu zmuszał do patrzenia w dół.
  1022. Kiedy przeszli małymi kroczkami pewn± odległość, znów pokornie
  1023. znieruchomieli, i reflektor został skierowany w bok.
  1024. Zbudowano tu cał± barykadę, na pozycjach stało dwóch krzepkich
  1025. strzelców z karabinami i jeszcze jeden człowiek z kabur± na pasie, wszyscy
  1026. w wojskowych panterkach i czarnych beretach, założonych na bakier na
  1027. krótko ostrzyżone głowy. Na ich rękawach widniały białe opaski z czymś
  1028. podobnym do niemieckiej swastyki, lecz nie z czterema końcami, a z
  1029. trzema. Kawałek dalej widać było ciemne sylwetki jeszcze paru ludzi, u nóg
  1030. jednego z nich siedział nerwowo skoml±cy pies. ¦ciany dookoła były
  1031. pomazane krzyżami, orłami, hasłami i przekleństwami pod adresem
  1032. wszystkich nie-Rosjan. To ostatnie nieco zaskoczyło Artema, bo część
  1033. napisów była po niemiecku. W widocznym miejscu, pod osmalon± płacht± z
  1034. sylwetk± orła i trójramienn± swastyk±, stał podświetlony plastikowy znak z
  1035. nieszczęsnym czarnym człowiekiem, i Artem pomyślał, że to pewnie ich
  1036. odpowiednik k±cika z ikonami.
  1037. Jeden z pograniczników zrobił krok do przodu i wł±czył dług±,
  1038. przypominaj±c± pałkę, latarkę, trzymaj±c j± w zgiętej ręce na wysokości
  1039. głowy. Nie śpiesz±c się obszedł cał± trójkę, przygl±daj±c się badawczo ich
  1040. twarzom, widocznie próbuj±c wyszukać u nich jakieś niesłowiańskie rysy.
  1041. Jednak rysy mieli wszyscy, może za wyj±tkiem Wanieczki, którego twarz
  1042. nosiła znamię jego choroby, względnie rosyjskie, dlatego zabrał latarkę i z
  1043. rozczarowaniem wzruszył ramionami.
  1044. - Dokumenty! - zaż±dał.
  1045. Artem posłusznie wyci±gn±ł paszport, Michaił Porfiriewicz, spóĽniony,
  1046. zacz±ł szukać swojego w wewnętrznej kieszeni, aż wreszcie także go
  1047. znalazł.
  1048. - A gdzie macie dokumenty na to?
  1049. - dowódca ze wstrętem pokazał na
  1050. Wanieczkę.
  1051. - Rozumie pan, rzecz w tym, że chłopiec ma... - zacz±ł wyjaśniać
  1052. staruszek.
  1053. - Milczeeeć! Zwracać się do mnie: "panie oficerze"! Na pytania
  1054. odpowiadać krótko!
  1055. - wrzasn±ł na niego pogranicznik, i latarka
  1056. podskoczyła mu w dłoniach.
  1057.  
  1058. 163
  1059. - Panie oficerze, widzi pan, chłopiec jest chory, nie ma paszportu, jest
  1060. jeszcze mały, rozumie pan, ale proszę spojrzeć, jest tu u mnie wpisany, o,
  1061. proszę... - zacz±ł paplać speszony Michaił Porfiriewicz, patrz±c przymilnie
  1062. na oficera i staraj±c się odnaleĽć w jego oczach choć iskierkę empatii.
  1063. Ale ten stał w miejscu, wyprostowany i twardy jak skała, twarz też jakby
  1064. mu skamieniała, i Artem znów poczuł chęć zabicia żywego człowieka.
  1065. - Gdzie zdjęcie? - splun±ł oficer, doszedłszy do właściwej stronicy.
  1066. Wanieczka, który do tej chwili stał spokojnie, w skupieniu przypatrywał
  1067. się sylwetce psa i od czasu do czasu gulgotał z zachwytem, przerzucił swoj±
  1068. uwagę na pogranicznika i, ku przerażeniu Artema, obnażył zęby i zacz±ł
  1069. wydawać gniewne dĽwięki. Artem nagle tak się o niego przestraszył, że
  1070. zapomniał o całej swojej niechęci do tego stworzenia i o tym, że sam parę
  1071. razy z trudem powstrzymał się od wymierzenia mu porz±dnego kopniaka.
  1072. Celnik zrobił mały krok w tył, popatrzył wrogo na Wanieczkę i wycedził:
  1073. - Zabierzcie go. Natychmiast. Albo ja to zrobię.
  1074. - Proszę wybaczyć, panie oficerze, on nie wie, co robi - ze zdziwieniem
  1075. usłyszał Artem swój głos.
  1076. Michaił Porfiriewicz spojrzał na niego z wdzięczności±, a pogranicznik,
  1077. szybko przejrzawszy jego paszport, oddał go Artemowi i chłodno
  1078. powiedział:
  1079. - Do was nie mam pytań. Możecie przejść.
  1080. Artem zrobił parę kroków naprzód i stan±ł, czuj±c że nogi odmawiaj± mu
  1081. posłuszeństwa. Oficer obojętnie odwrócił się do niego plecami i powtórzył
  1082. pytanie o fotografię.
  1083. - Widzi pan, rzecz w tym...
  1084.  
  1085. - zacz±ł Michaił Porfiriewicz, lecz
  1086. spostrzegłszy bł±d, poprawił się: - Panie oficerze, rzecz w tym, że my tam
  1087. nie mamy fotografa, a na innych stacjach to kosztuje niewiarygodnie drogo,
  1088. ja po prostu nie mam pieniędzy, żeby zrobić zdjęcie...
  1089. - Rozbierać się! - przerwał tamten.
  1090. - Słucham? - łami±cym się głosem spytał Michaił Porfiriewicz, i
  1091. zadrżały mu nogi.
  1092. Artem zdj±ł plecak i postawił go na ziemi, kompletnie nie myśl±c o tym,
  1093. co robi. S± takie rzeczy, których nie chcesz robić, przysięgasz, że ich nie
  1094. zrobisz, zabraniasz sobie, a potem to nagle dzieje się samo. Nie da się ich
  1095. nawet przeanalizować, nie podlegaj± procesom myślowym: dziej± się i już,
  1096. pozostaje tylko patrzeć na siebie ze zdziwieniem i zapewniać, że nie ma w
  1097. tym twojej winy, po prostu samo się stało.
  1098. Jeśli ich teraz rozbior± i zaprowadz±, tak jak tamtych, na trzechsetny
  1099. metr, Artem wyci±gnie z plecaka automat, przeł±czy bezpiecznik na ogień
  1100.  
  1101. 164
  1102. automatyczny i postara się zabić jak najwięcej tych nieludzi w mundurach,
  1103. zanim go zastrzel±. Nic poza tym nie miało znaczenia. Nieważne było, że
  1104. odk±d poznał Wanieczkę i staruszka min±ł zaledwie dzień. Nieważne, że go
  1105. zabij±. Co będzie z WOGN-em? Nie można myśleć o tym, co będzie potem.
  1106. S± rzeczy, o których lepiej po prostu nie myśleć.
  1107. - Rozbierać
  1108. Przeszukanie!
  1109. się!
  1110. - wyraĽnie
  1111. artykułuj±c
  1112. powtórzył
  1113. oficer. -
  1114. - Niech pan pozwoli... - zaj±kn±ł się Michaił Porfiriewicz.
  1115. - Milczeeeć! - wrzasn±ł tamten. - Szybciej! - i podkreślaj±c swoje
  1116. słowa czynem, wyci±gn±ł z kabury pistolet.
  1117. Staruszek zacz±ł pośpiesznie rozpinać guziki kurtki, a pogranicznik
  1118. skierował rękę z pistoletem w bok i w milczeniu obserwował, jak ten
  1119. zdejmuje kamizelkę, niezdarnie skacz±c na jednej nodze zzuwa buty i waha
  1120. się, czy rozpinać pasek od spodni.
  1121. - Szybciej! - sykn±ł gniewnie oficer.
  1122. - Ale... Niezręcznie tak... Rozumie pan... - zacz±ł Michaił
  1123. Porfiriewicz, ale pogranicznik, wychodz±c w końcu z siebie, mocno uderzył
  1124. go pięści± w zęby.
  1125. Artem rzucił się do przodu, ale wtedy z tyłu złapały go dwie silne ręce, i
  1126. choćby nie wiem jak starał się wyrwać, wszystko na próżno.
  1127. Wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Wanieczka, który był prawie dwa
  1128. razy niższy od bandyty w czarnym berecie, nagle wyszczerzył zęby i ze
  1129. zwierzęcym rykiem rzucił się na prześladowcę. Ten zupełnie nie spodziewał
  1130. się takiej szybkości po chorym chłopcu, i Wanieczce udało się wczepić
  1131. zębami w jego lew± rękę, a nawet uderzyć go dłoni± w pierś. Jednak po
  1132. chwili oficer opamiętał się, odrzucił Wanieczkę od siebie, zrobił krok do
  1133. tyłu, wyci±gn±ł rękę z pistoletem przed siebie i nacisn±ł spust.
  1134. Wystrzał, wzmocniony echem pustego tunelu, prawie rozerwał mu
  1135. bębenki, ale Artemowi wydało się, że mimo to słyszy jak Wanieczka,
  1136. siadaj±c na ziemi, cicho westchn±ł. Pochylił jeszcze głowę w dół, trzymaj±c
  1137. się obiema rękoma za brzuch, kiedy oficer czubkiem buta przewrócił go na
  1138. wznak i z wyrazem obrzydzenia na twarzy nacisn±ł spust jeszcze raz,
  1139. celuj±c w głowę.
  1140. - Uprzedzałem was - rzucił chłodno Michaiłowi Porfiriewiczowi, który
  1141. zastygł w miejscu i z otwartymi ustami patrzył na Wanieczkę, wydaj±c z
  1142. piersi rzęż±ce dĽwięki.
  1143. W tym momencie Artemowi pociemniało przed oczami, i znalazł w sobie
  1144. tak± siłę, że zaskoczony żołnierz, który trzymał go z tyłu, o mało nie
  1145. poleciał na ziemię, kiedy ten rzucił się naprzód. Czas rozci±gn±ł się dla
  1146. Artema, i starczyło go akurat, żeby złapać za rękojeść automatu, i
  1147.  
  1148. 165
  1149. szczękn±wszy bezpiecznikiem, puścić serię wprost przez plecak w
  1150. umundurowan± pierś oficera.
  1151. Zd±żył tylko z satysfakcj± zauważyć, jak na zieleni panterki pojawia się
  1152. przerywana linia dziur po kulach.
  1153.  
  1154. 166
  1155. ROZDZIAŁ 9
  1156. DU STIRBST
  1157. - Przez powieszenie - zakończył komendant.
  1158. Bezlitośnie raż±c uszy, zagrzmiały oklaski.
  1159. Artem z trudem podniósł głowę i rozejrzał się dookoła. Otwierało mu się
  1160. tylko jedno oko, drugie zupełnie mu obrzmiało: przesłuchuj±cy starali się ze
  1161. wszystkich sił. Słyszał też nie najlepiej, dĽwięki przebijały się jakby przez
  1162. grub± warstwę waty. Zęby miał, zdaje się, w komplecie. Choć z drugiej
  1163. strony, po co mu teraz zęby. Znów ten sam jasny marmur, zwykły, obrzydły
  1164. już biały marmur. Masywne żelazne żyrandole pod sufitem, które kiedyś
  1165. pewnie świeciły elektrycznym światłem. Teraz tkwiły w nich dymi±ce
  1166. łojowe świece, a sklepienie nad nimi było zupełnie czarne. Na całej stacji
  1167. paliły się tylko dwa takie żyrandole, na samym jej końcu, gdzie w górę
  1168. biegły szerokie schody, i w miejscu, w którym stał Artem, pośrodku holu,
  1169. na stopniach ł±cznika prowadz±cego do bocznego przejścia na inn± linię.
  1170. Gęste półokr±głe arkady, prawie niewidoczne kolumny, mnóstwo
  1171. wolnego miejsca. Co to za stacja?
  1172. - Egzekucja odbędzie się jutro o godzinie pi±tej rano na stacji Twerska -
  1173. uszczegółowił grubas stoj±cy obok komendanta.
  1174. Tak jak i jego naczelnik, był ubrany nie w zielon± panterkę, a w czarny
  1175. mundur z błyszcz±cymi żółtymi guzikami. Również ci dwaj mieli czarne
  1176. berety, nie były jednak tak duże i zgrzebne jak te należ±ce do żołnierzy w
  1177. tunelu.
  1178. Było tu bardzo wiele wizerunków orłów, trójramiennych swastyk,
  1179. wszędzie hasła i sentencje, pedantycznie, z lubości± wykaligrafowane
  1180. gotykiem.
  1181. Z wysiłkiem koncentruj±c się na rozmywaj±cych mu się przed oczami
  1182. literach, Artem przeczytał: "METRO DLA ROSJAN!", "CZARNUCHY
  1183. NA POWIERZCHNIĘ!", "¦MIERĆ SZCZUROJADOM!". Były też inne, o
  1184. bardziej abstrakcyjnej treści: "NAPRZÓD, DO OSTATNIEJ WALKI O
  1185. WIELKO¦Ć ROSYJSKIEGO DUCHA!", "OGNIEM I MIECZEM
  1186. ZAPROWADZIMY
  1187. W
  1188. METRZE
  1189. PRAWDZIWIE
  1190. ROSYJSKI
  1191. PORZˇDEK", potem jeszcze coś z Hitlera, po niemiecku, i względnie
  1192. neutralne "W ZDROWYM CIELE ZDROWY DUCH!". Szczególne
  1193. wrażenie zrobił na nim podpis pod umiejętnie wykonanym portretem
  1194. mężnego wojownika o potężnej szczęce i władczym podbródku i bardzo
  1195. stanowczo wygl±daj±cej kobiety. Byli pokazani z profilu, tak że mężczyzna
  1196. nieco zasłaniał swoj± bojow± koleżankę. "KAŻDY MĘŻCZYZNA
  1197.  
  1198. 167
  1199. ŻOŁNIERZEM, KAŻDA KOBIETA MATKˇ ŻOŁNIERZA!" głosiło
  1200. hasło. Wszystkie te napisy i rysunki, nie wiedzieć czemu, zajmowały teraz
  1201. Artema o wiele bardziej niż słowa komendanta.
  1202. Na wprost niego, za ogrodzeniem szemrał tłum. Ludzi nie było tu zbyt
  1203. dużo, i wszyscy jakoś tak marnie ubrani, głównie w waciaki i zatłuszczone
  1204. spodnie robocze. Kobiet prawie nie było widać i, jeśli wierzyć hasłu,
  1205. żołnierzy wkrótce powinno zabrakn±ć. Głowa Artema opadła na pierś - nie
  1206. miał już siły, żeby trzymać j± prosto; gdyby nie dwóch barczystych
  1207. konwojentów w beretach, trzymaj±cych go pod pachami, w ogóle by się
  1208. przewrócił.
  1209. Znów zaczęły się mdłości, zakręciło mu się w głowie, i nie mógł już
  1210. ironizować w duchu. Artem pomyślał, że zaraz, przy wszystkich tych
  1211. ludziach, zwymiotuje.
  1212. Tępa nieczułość na to, co się z nim dzieje, pojawiała się u Artema
  1213. stopniowo. Teraz czuł już tylko abstrakcyjne zainteresowanie tym, co go
  1214. otaczało, jak gdyby to wszystko nie przytrafiło się jemu, jak gdyby po
  1215. prostu czytał ksi±żkę. Los głównego bohatera interesował go oczywiście,
  1216. ale, gdyby zgin±ł, można by było po prostu wzi±ć z półki następn± powieść,
  1217. tak±, która kończy się dobrze.
  1218. A pocz±tek był taki, że długo i dokładnie bili go cierpliwi silni ludzie, zaś
  1219. inni ludzie, m±drzy i rozs±dni, zadawali mu pytania. Pokój był przezornie
  1220. wyłożony kafelkami niepokoj±co żółtego koloru, na pewno bardzo łatwo
  1221. było zmywać z nich krew, ale pozbyć się st±d jej zapachu było
  1222. niemożliwości±.
  1223. Na pocz±tek nauczyli go nazywać suchego mężczyznę z przylizanymi
  1224. jasnymi włosami i drobnymi rysami twarzy, który prowadził przesłuchanie,
  1225. "panem komendantem". Potem - nie zadawać pytań, a tylko odpowiadać.
  1226. Potem - odpowiadać konkretnie na zadane pytanie, zwięĽle i na temat.
  1227. Tego zwięĽle i na temat uczyli go osobno, i Artem nie mógł poj±ć jak to się
  1228. stało, że wszystkie zęby zostały mu na swoich miejscach, choć kilka mocno
  1229. się chwiało i w ustach czuł ci±gle posmak krwi. Z pocz±tku próbował się
  1230. tłumaczyć, lecz wyjaśniono mu, że nie warto. PóĽniej próbował milczeć, ale
  1231. i to okazało się niewłaściwe, szybko się o tym upewnił. Bardzo bolało. To w
  1232. ogóle bardzo dziwne uczucie, kiedy bije cię w głowę silny, zdrowy
  1233. mężczyzna - nie tyle ból, co jakiś huragan, który wymiata wszystkie myśli i
  1234. rozbija w drzazgi uczucia. Prawdziwe męki przychodz± póĽniej.
  1235. Po jakimś czasie Artem wreszcie zrozumiał, co trzeba robić. Wszystko
  1236. było proste: należy tylko jak najlepiej spełniać oczekiwania pana
  1237. komendanta. Jeśli pan komendant pytał, czy to nie z KuĽnieckiego Mostu
  1238. przysłano tu Artema, należało tylko twierdz±co kiwn±ć głow±. Na to traciło
  1239. się mniej sił, a pan komendant nie marszczył w niezadowoleniu swojego
  1240. niew±tpliwie słowiańskiego nosa, zaś jego asystenci nie przysparzali
  1241.  
  1242. 168
  1243. Artemowi kolejnych fizycznych cierpień. Jeśli pan komendant sugerował,
  1244. że Artema skierowano tu w celu zbierania danych wywiadowczych i
  1245. prowadzenia dywersji, na przykład organizacji zamachu na życie
  1246. kierownictwa Rzeszy (w tym i samego pana komendanta), należało znów
  1247. kiwn±ć potakuj±co, wtedy oprawca z zadowoleniem zacierał ręce, a
  1248. Artemowi oszczędzano drugie oko. Ale nie można było po prostu kiwać,
  1249. trzeba było uważnie słuchać, o co konkretnie pytał pan komendant, gdyż
  1250. jeśli Artem przytakiwał nie w porę, nastrój pana komendanta pogarszał się, i
  1251. jeden z jego pomocników próbował, na przykład, złamać Artemowi żebro.
  1252. Po półtorej godziny nieśpiesznej pogawędki, Artem nie czuł już swojego
  1253. ciała, kiepsko widział, nie najlepiej słyszał i prawie niczego nie rozumiał.
  1254. Kilka razy próbował stracić przytomność, ale cucili go lodowat± wod± i
  1255. amoniakiem. NajwyraĽniej był bardzo ciekawym rozmówc±.
  1256. W efekcie przesłuchuj±cy mieli o nim zupełnie fałszywe wyobrażenie:
  1257. widzieli w nim nieprzyjacielskiego szpiega i dywersanta, który zjawił się,
  1258. by zadać Czwartej Rzeszy zdradziecki cios w plecy, przez zgładzenie
  1259. kierownictwa zasiać chaos, i przygotować w ten sposób inwazję wroga.
  1260. Oczywistym celem było ustanowienie antynarodowego kaukaskosyjonistycznego reżimu na terytorium całego metra. Chociaż Artem w ogóle
  1261. mało co rozumiał z polityki, taki globalny cel wydał mu się godzien
  1262. szacunku, i zgodził się z nim. I dobrze zrobił, może to właśnie dlatego
  1263. wszystkie zęby ostatecznie zostały mu na miejscu. Po tym, gdy ostatnie
  1264. szczegóły spisku zostały odkryte, Artemowi pozwolono w końcu zemdleć.
  1265. Kiedy następnym razem udało mu się otworzyć oko, komendant już
  1266. kończył czytać wyrok. Kiedy tylko formalnościom stało się zadość, a
  1267. oficjalna data jego rozstania z tym światem została ogłoszona publicznie, na
  1268. głowę i twarz oskarżonego założono czarn± czapkę, i wizja znacznie mu się
  1269. pogorszyła. Nie było już na co patrzeć, co jeszcze wzmocniło mdłości. Z
  1270. trudem wytrzymawszy minutę, Artem przestał się opierać, jego ciałem
  1271. wstrz±snęły torsje i zwymiotował prosto na własne buty. Ochrona zrobiła
  1272. ostrożny krok w tył, a publiczność zaszemrała z oburzeniem. Przez ułamek
  1273. sekundy Artem czuł wstyd, a potem poczuł jak głowa gdzieś mu odpływa, a
  1274. kolana bezwolnie się pod nim uginaj±.
  1275. Silna ręka przytrzymała mu podbródek, i usłyszał znajomy głos, który
  1276. dĽwięczał teraz prawie w każdym jego śnie:
  1277. - ChodĽmy! ChodĽ ze mn±, Artem! Już po wszystkim. Wszystko dobrze.
  1278. Wstawaj! - mówił głos, a Artem wci±ż nie mógł znaleĽć sił, żeby wstać, a
  1279. nawet podnieść głowę.
  1280. Było bardzo ciemno - pewnie przeszkadzała mu czapka, domyślił się.
  1281. Ale jak ma j± zdj±ć, przecież ręce ma zwi±zane za plecami? A zdj±ć j±
  1282. trzeba, żeby popatrzeć, czy to ten człowiek, czy tylko mu się wydaje.
  1283. - Czapka... - zajęczał w nadziei, że ów człowiek sam zrozumie.
  1284.  
  1285. 169
  1286. Wtedy czarna zasłona przed oczami zniknęła, i Artem ujrzał przed sob±
  1287. Huntera. Nic się nie zmienił od czasu, kiedy Artem rozmawiał z nim
  1288. ostatnim razem, dawno, cał± wieczność temu, na WOGN-ie. Ale jak on się
  1289. tu dostał? Artem ciężko ruszył głow± i rozejrzał się. Znajdował się na
  1290. peronie tej samej stacji, na której odczytywano mu wyrok. Wszędzie wokół
  1291. leżały martwe ciała; tylko kilka świec na jednym z żyrandoli nadal dymiło.
  1292. Drugi był zgaszony. Hunter trzymał w prawej ręce ten sam pistolet, który
  1293. takie wrażenie zrobił na Artemie poprzednim razem, ten stieczkin, który
  1294. wydawał się tak olbrzymi przez długi, przykręcony do lufy tłumik i
  1295. zewnętrzny celownik laserowy. Myśliwy patrzył na Artema z niepokojem i
  1296. uwag±.
  1297. - Wszystko z tob± w porz±dku? Możesz iść?
  1298. - Tak. Bez problemu - nadrabiał min± Artem, ale w tym momencie
  1299. interesowało go całkiem co innego. - Żyje pan? Wszystko się udało?
  1300. - Jak widzisz - posłał mu zmęczony uśmiech Hunter.
  1301. - Dziękuję ci za
  1302. pomoc.
  1303. - Ale przecież nie dałem rady - pokręcił głow±, i gor±c± fal± ogarn±ł go
  1304. wstyd.
  1305. - Zrobiłeś wszystko, co mogłeś - uspokajaj±co poklepał go po plecach
  1306. Hunter.
  1307. - A co stało się z moim domem? Co z WOGN-em?
  1308. - Wszystko jest w porz±dku, Artem. Wszystko już za nami. Udało mi się
  1309. zawalić wejście, i czarni nie mog± już wchodzić do metra. Jesteśmy
  1310. uratowani. ChodĽmy.
  1311. - A co się stało tutaj?
  1312. - Artem rozgl±dał się dookoła, z przerażeniem
  1313. odkrywaj±c, że prawie cała sala jest zasłana trupami, i oprócz głosu jego i
  1314. Huntera, nie słychać ż±dnych dĽwięków.
  1315. - To nie ma znaczenia
  1316. - Hunter twardo popatrzył mu w oczy.
  1317. - Nie
  1318. powinieneś się tym niepokoić. - Schyliwszy się, podniósł z posadzki swoj±
  1319. walizkę, w której leżał, lekko dymi±c, wojskowy erkaem. Z taśmy z
  1320. nabojami prawie nic nie zostało.
  1321. Myśliwy ruszył naprzód, i Artemowi pozostało tylko iść za nim.
  1322. Rozgl±daj±c się na boki, dostrzegł coś, czego wcześniej nie zauważył. Z
  1323. mostka, na którym stał, kiedy czytano mu wyrok, zwisało nad torami kilka
  1324. ciemnych sylwetek.
  1325. Hunter milcz±c szedł długimi krokami, jakby zapominaj±c o tym, że
  1326. Artem ledwo nad±ża. Choćby nie wiem jak się starał, odległość między nimi
  1327. wci±ż rosła, i Artem przestraszył się, że Myśliwy w końcu sobie pójdzie,
  1328. porzucaj±c go na tej strasznej stacji, której cała posadzka była zalana ślisk±,
  1329. ciepł± jeszcze krwi±, a mieszkańcy to same trupy. Czyżbym był tyle wart,
  1330.  
  1331. 170
  1332. myślał Artem, czyżby moje życie znaczyło tyle, co życie ich wszystkich
  1333. razem wziętych? Tak, cieszył się, że został uratowany. Ale wszyscy ci
  1334. ludzie, zwaleni teraz bezładnie jak worki z gałganami na granitowy peron,
  1335. jeden na drugiego, na szyny, pozostawieni na wieczność w pozie, w jakiej
  1336. dosięgły ich kule Huntera
  1337. - czy oni umarli, żeby on mógł żyć? Hunter z
  1338. tak± lekkości± dokonał tej wymiany, tak jak w szachach poświęca się kilka
  1339. słabych figur, żeby zbić tę siln±... Jest przecież tylko graczem, a metro to
  1340. jego szachownica i wszystkie figury należ± do niego, bo gra sam z sob±. Ale
  1341. w tym jest problem: czy Artem jest tak siln± i ważn± figur±, żeby uśmiercić
  1342. dla niego tylu ludzi? Odt±d ta wylana na zimny granit krew będzie pewnie
  1343. pulsować w jego żyłach
  1344. - zupełnie jakby j± wypił, zabrał innym, żeby
  1345. przedłużyć swoje istnienie. Teraz już nigdy nie uda mu się ogrzać...
  1346. Artem zmusił się, żeby pobiec naprzód, żeby dogonić Huntera i zapytać,
  1347. czy będzie jeszcze kiedyś umiał się rozgrzać, czy przy każdym, nawet
  1348. najgorętszym ognisku będzie mu tak zimno i smutno, jak w mroĽn± zimow±
  1349. noc na opuszczonej stacyjce.
  1350. Lecz Hunter był wci±ż tak samo daleko z przodu, i Artemowi może
  1351. dlatego nie udawało się go dogonić, że ten opadł na cztery łapy i mkn±ł
  1352. przez tunel zręcznie, niczym jakieś zwierzę. Jego ruchy wydały się
  1353. Artemowi nieprzyjemnie podobne do ruchów... psa? Nie, szczura...
  1354. Boże...
  1355. - Pan jest szczurem? - wyrwał się Artemowi straszliwy domysł, i sam
  1356. przestraszył się tego, co powiedział.
  1357. - Nie - usłyszał w odpowiedzi.
  1358. - To ty jesteś szczurem. Szczur!
  1359. Tchórzliwy szczur!
  1360. - Tchórzliwy szczur! - powtórzył ktoś pogardliwie prawie nad samym
  1361. uchem Artema i soczyście splun±ł.
  1362. Artem potrz±sn±ł głow± i natychmiast pożałował, że to zrobił.
  1363. Dotychczasowy słaby tępy ból ust±pił teraz miejsca istnej eksplozji.
  1364. Straciwszy kontrolę nad swoim ciałem, zacz±ł opadać do przodu, aż
  1365. płon±cym czołem dotkn±ł chłodnego żelaza. Powierzchnia była nierówna i
  1366. nieprzyjemnie uciskała czaszkę, ale studziła rozpalone ciało, Artem
  1367. znieruchomiał w tej pozycji na jakiś czas, nie maj±c siły zdecydować się na
  1368. cokolwiek więcej. Kiedy odpocz±ł, ostrożnie spróbował otworzyć nieco
  1369. lewe oko.
  1370. Siedział na ziemi, czołem opieraj±c się o kratę prowadz±c± w górę aż do
  1371. sklepienia i z obu stron zamykaj±c± niski i ciasny łuk między filarami. Przed
  1372. nim otwierał się widok na hol, z tyłu biegły tory. Wszystkie pobliskie
  1373. arkady widoczne naprzeciwko, jak i pewnie te z jego strony, były
  1374. przerobione na takie właśnie klatki. W każdej z nich siedziało po kilka osób.
  1375. Stacja była zupełnym przeciwieństwem tej, na której skazano go na śmierć.
  1376. Tamta była nie pozbawiona wdzięku, lekka, przestronna, pełna powietrza,
  1377.  
  1378. 171
  1379. ze smukłymi kolumnami, szerokimi i wysokimi zaokr±glonymi arkadami, i
  1380. mimo słabego oświetlenia i pokrywaj±cych j± napisów i rysunków, w
  1381. porównaniu z obecn± wydawała się istn± sal± balow±. Tutaj wszystko
  1382. przytłaczało i przerażało: niskie, okr±głe jak w tunelu sklepienie, zaledwie
  1383. dwa razy wyższe od człowieka, masywne, grube filary, z których każdy był
  1384. o wiele szerszy niż wybite między nimi łuki. Przy tym były one wypchnięte
  1385. do przodu, i z wystaj±cych części wychodziły kraty zrobione z zespawanych
  1386. prętów zbrojeniowych. Sklepienie łuków ci±żyło ku ziemi, tak że można by
  1387. było bez trudu dosięgn±ć go rękami, gdyby nie miał ich skrępowanych
  1388. drutem za plecami. W nędznej celi, odciętej od holu krat±, oprócz Artema
  1389. znajdowało się dwóch ludzi. Jeden leżał na podłodze z twarz± schowan± w
  1390. stercie szmat, i wydawał z siebie krótkie, głuche jęki. Drugi, czarnooki i od
  1391. dawna niegolony brunet, siedział w kucki, oparty plecami o marmurow±
  1392. ścianę, i z żywym zainteresowaniem obserwował Artema. Wzdłuż klatek
  1393. przechadzało się dwóch krzepkich młodzieńców w panterkach i takich
  1394. samych beretach, jeden z nich na nawiniętej na rękę smyczy trzymał
  1395. wielkiego psa, od czasu do czasu każ±c mu siadać. To oni, jak się zdaje,
  1396. obudzili Artema.
  1397. To był sen. To był sen.
  1398. To wszystko mu się przyśniło.
  1399. Powiesz± go.
  1400. - Która godzina? - spytał, z trudem ruszaj±c opuchniętym językiem i
  1401. patrz±c na czarnookiego.
  1402. - Półda dziesi±tyj - chętnie odpowiedział tamten, wymawiaj±c słowa z
  1403. tym samym dziwnym akcentem, który Artem miał okazję słyszeć na KitajGorodzie: zamiast "o" - "a", zamiast "e" - "y". I dodał: - Wieczarym.
  1404. Pół do dziesi±tej. Dwie i pół godziny do dwunastej, i jeszcze pięć do...
  1405. do wykonania. Siedem i pół godziny. Nie, po tym liczeniu i myśleniu czasu
  1406. zostało jeszcze mniej.
  1407. Kiedyś Artem wci±ż próbował sobie wyobrazić, co powinien czuć, o
  1408. czym powinien myśleć człowiek skazany na śmierć, jedn± noc przed
  1409. egzekucj±? Strach? Nienawiść do oprawców? Skruchę?
  1410. W nim była tylko pustka. Serce ciężko waliło mu w piersi, w skroniach
  1411. huczało, w ustach powoli zbierała się krew, póki jej nie połykał. Krew miała
  1412. zapach mokrego, zardzewiałego żelaza. Czy może to wilgotne żelazo miało
  1413. zapach świeżej krwi?
  1414. Powiesz± go. Zabij±.
  1415. Więcej go nie będzie.
  1416. Uświadomić to sobie, wyobrazić - niemożliwe.
  1417.  
  1418. 172
  1419. Wszyscy i każdy z osobna rozumie, że śmierć jest nieunikniona. W
  1420. metrze śmierć była codzienności±. Ale zawsze wydaje się, że tobie nie
  1421. przytrafi się żaden nieszczęśliwy wypadek, że kule cię omin±, choroba cię
  1422. nie dotknie. A śmierć ze starości nie przyjdzie tak szybko, można o tym
  1423. nawet nie myśleć. Nie da się żyć w ci±głej świadomości swojej
  1424. śmiertelności. Trzeba o tym zapomnieć, a jeśli takie myśli mimo wszystko
  1425. się pojawiaj±, trzeba je przepędzać, trzeba je zagłuszać, inaczej mog±
  1426. zapuścić korzenie w świadomości i rozrosn±ć się, a ich jadowite zarodniki
  1427. zatruj± życie temu, kto im się podda. Nie wolno myśleć o tym, że i ciebie
  1428. czeka śmierć. Inaczej można postradać zmysły. Tylko jedno ratuje
  1429. człowieka od szaleństwa: nieświadomość. Życie skazanego na śmierć,
  1430. którego strac± za rok, i on o tym wie, życie śmiertelnie chorego, któremu
  1431. lekarze powiedzieli, ile mu zostało, życie tych ludzi różni się od życia
  1432. zwykłego człowieka tylko jednym: ci pierwsi dokładnie, lub w przybliżeniu
  1433. wiedz± kiedy umr±, zaś zwykły człowiek tkwi w niewiedzy, i dlatego
  1434. wydaje się mu, że może żyć wiecznie, chociaż nie jest wykluczone, że
  1435. następnego dnia zginie w wypadku. Straszna jest nie sama śmierć. Straszne
  1436. jest jej oczekiwanie.
  1437. Za siedem godzin.
  1438. Jak to zrobi±? Artem nie bardzo wiedział, jak wiesza się ludzi. U nich na
  1439. stacji było raz rozstrzelanie zdrajcy, ale Artem był wtedy jeszcze mały i
  1440. niewiele rozumiał, a poza tym, na WOGN-ie nie robiliby z egzekucji
  1441. publicznego przedstawienia. Pewnie założ± pętlę na szyję... i albo
  1442. podci±gn± do sufitu... albo każ± wejść na jakiś stołek... Nie, nie wolno o
  1443. tym myśleć.
  1444. Chciało mu się pić.
  1445. Z trudem przestawił zardzewiał± zwrotnicę i wagonik jego myśli
  1446. pojechał innym torem
  1447. - do zastrzelonego przez niego oficera. Do
  1448. pierwszego człowieka, którego zabił. Przed oczami znów pojawił mu się
  1449. widok tego, jak niewidoczne kule wbijaj± się w szerok± pierś z
  1450. przewieszonym paskiem od kabury, i każda zostawia po sobie wypalon±
  1451. czarn± plamkę, natychmiast nasi±kaj±c± śwież± krwi±. Nie odczuwał
  1452. najmniejszego żalu z tego powodu, i to go zdziwiło. Kiedyś uważał, że
  1453. każdy zabity będzie jak ciężkie brzemię na sumieniu zabijaj±cego, że będzie
  1454. pojawiać się w jego snach, niepokoić go na starość, przyci±gać niczym
  1455. magnes wszystkie jego myśli. Nie. Okazało się, że to zupełnie nie tak.
  1456. Żadnego żalu. Żadnej skruchy. Tylko mroczna satysfakcja. I Artem
  1457. zrozumiał, że jeśli zabity przywidzi mu się w koszmarze, on po prostu
  1458. obojętnie odwróci się do zjawy plecami, i ta zniknie bez śladu. A starość...
  1459. Teraz starości nie będzie.
  1460. Zostało jeszcze mniej czasu. Pewnie jednak postawi± go na stołku. Kiedy
  1461. zostaje tak mało czasu, to powinno się przecież myśleć o czymś ważnym, o
  1462.  
  1463. 173
  1464. najistotniejszym, o czym wcześniej nigdy nie miało się czasu pomyśleć,
  1465. zawsze odkładało się to na potem... O tym, że przeżył swoje życie Ľle, i
  1466. gdyby było mu dane jeszcze raz, wszystko zrobiłby inaczej... Nie. Żadnego
  1467. innego życia w tym świecie mieć nie mógł, i nie było tu czego zmieniać.
  1468. Może tylko wtedy, kiedy tamten dobijał Wanieczkę strzałem w głowę, nie
  1469. rzucać się w kierunku karabinu, ale zostać z boku? Ale nic by z tego nie
  1470. wyszło, i to właśnie Wanieczki i Michaiła Porfiriewicza nigdy nie udałoby
  1471. mu się wyrzucić ze swoich snów. Co się stało ze staruszkiem? Cholera,
  1472. żeby choć łyczek wody!
  1473. Najpierw wyci±gn± go z celi... Jak się poszczęści, przeprowadz± przez
  1474. przejście, to trochę dodatkowego czasu. Jeśli nie założ± mu znów na oczy
  1475. tej przeklętej czapki, zobaczy jeszcze co nieco, oprócz prętów krat i
  1476. niekończ±cego się rzędu cel.
  1477. - Jaka to stacja? - rozkleił zaschnięte wargi Artem, odrywaj±c się od
  1478. kraty i podnosz±c oczy na s±siada.
  1479. - Twyrska - odezwał się ten i zapytał:
  1480. - Słuchaj, bracie, a za ca cię
  1481. wsadzili?
  1482. - Zabiłem oficera - powoli odpowiedział Artem. Ciężko mu się mówiło.
  1483. - Eee... - zaci±gn±ł współczuj±co zarośnięty. - Tyraz bynd± wieszać?
  1484. Artem wzruszył ramionami, odwrócił się od niego, i znów przywarł do
  1485. kraty.
  1486. - Na pywna bynd± - zapewnił go jego s±siad.
  1487. Będ±. Już niedługo. Od razu na tej stacji, nigdzie go nie wezm±.
  1488. Pić się chce... Zmyć ten posmak rdzy w ustach, zwilżyć zaschł± krtań,
  1489. wtedy może i mógłby rozmawiać dłużej niż minutę. W celi wody nie było,
  1490. w drugim końcu stało tylko śmierdz±ce blaszane wiadro. Poprosić
  1491. strażników? Może dla skazańców s± nieco bardziej pobłażliwi? Gdyby mógł
  1492. wyci±gn±ć rękę przez kraty i machn±ć im... Ale ręce miał zwi±zane za
  1493. plecami, drut wrzynał się w nadgarstki, dłonie mu spuchły i stracił w nich
  1494. czucie. Spróbował zawołać, ale wyszedł z tego tylko skrzek przechodz±cy w
  1495. rozdzieraj±cy płuca kaszel.
  1496. Obaj strażnicy zbliżyli się do klatki, jak tylko zauważyli jego próby
  1497. zwrócenia ich uwagi.
  1498. - Szczur się obudził - wyszczerzył się ten, który trzymał na smyczy psa.
  1499. Artem przechylił głowę do tyłu, żeby widzieć jego twarz i z wysiłkiem
  1500. wychrypiał:
  1501. - Pić. Wody.
  1502.  
  1503. 174
  1504. - Pić? - udał zdziwienie ten z psem. - A to ci na co? Jeszcze trochę i cię
  1505. powiesz±, a ty chcesz pić! Nie, wody nie będziemy na ciebie marnować.
  1506. Może szybciej zdechniesz.
  1507. OdpowiedĽ była wyczerpuj±ca i Artem zamkn±ł ze zmęczeniem oczy, ale
  1508. klawisze najwidoczniej chcieli z nim jeszcze pogawędzić o tym i o owym.
  1509. - Co, ścierwo, rozumiesz teraz na kogo podniosłeś rękę? - spytał
  1510. drugi. - I to Rosjanin, szczur jeden! Przez takie mendy jak ty, co tylko
  1511. szukaj± okazji, żeby swoim wbić nóż w plecy, tamci - kiwn±ł w stronę jego
  1512. s±siada, który uciekł w gł±b klatki
  1513.  
  1514. - niedługo podbij± całe metro i
  1515. prostemu Rosjaninowi nie dadz± odetchn±ć.
  1516. Zarośnięty spuścił wzrok. Artem znalazł w sobie siłę tylko by wzruszyć
  1517. ramionami.
  1518. - A tego twojego niedorozwoja to słusznie stuknęli
  1519.  
  1520. - wtr±cił się
  1521. pierwszy strażnik. - Sidorow nam opowiadał, że pół tunelu było we krwi. I
  1522. słusznie. Niedorobiony! Takich też należy likwidować. Oni nam, ten...
  1523. materiał genetyczny - przypomniał sobie trudne słowo - zanieczyszczaj±. I
  1524. ten wasz dziadyga też już zdechł - zakończył.
  1525. - Jak? - zaszlochał Artem. Obawiał się tego, obawiał, ale miał nadzieję:
  1526. a nuż nie umarł, nie zabili go, a nuż jest gdzieś tutaj, w s±siedniej celi...
  1527. - A tak. Sam zdechł. Nawet przesłuchanie miał całkiem delikatne, a on
  1528. wzi±ł i kopn±ł w kalendarz - chętnie wyjaśnił ten z psem, zadowolony, że
  1529. wreszcie dotkn±ł czymś Artema do żywego.
  1530. "Umrzesz ty. Umr± wszyscy bliscy twoi..." Znów zobaczył, jak Michaił
  1531. Porfiriewicz, zapomniawszy o całym świecie, stoj±c pośrodku ciemnego
  1532. tunelu, przegl±da swój notatnik, a potem z przejęciem powtarza ostatni
  1533. wers. Jak to było? "Der Toten Tatenruhm"? Nie, pomylił się poeta. Chwała
  1534. dziejów też nie zostanie. Nic nie zostanie.
  1535. Potem przypomniało mu się nie wiedzieć czemu, jak Michaił
  1536. Porfiriewicz tęsknił za swoim mieszkaniem, szczególnie za łóżkiem. Potem
  1537. myśli zaczęły krzepn±ć, płynęły coraz wolniej, aż w końcu zupełnie się
  1538. zatrzymały. Znów oparł się czołem o kratę i tępo wpatrywał w opaskę na
  1539. rękawie klawisza. Trójramienna swastyka. Dziwny symbol. Podobny ni to
  1540. do gwiazdy, ni to do okaleczonego paj±ka.
  1541. - Czemu trzy ramiona? - spytał. - Czemu trzy?
  1542. Musiał jeszcze kiwn±ć głow±, wskazuj±c opaskę, zanim strażnicy
  1543. zrozumieli, co ma na myśli, i łaskawie wyjaśnili.
  1544. - A ile byś chciał?
  1545. - oburzył się ten z psem.
  1546. - Ile stacji, tyle ramion,
  1547. debilu! Symbol jedności. Poczekaj, dobierzemy się do Polis, dodamy i
  1548. czwarte...
  1549.  
  1550. 175
  1551. - Jakie tam stacje! - wmieszał się drugi. - To jest starożytny, rdzennie
  1552. słowiański znak! Nazywa się przesilenie dnia z noc±. Fryce to już póĽniej
  1553. od nas przejęli. Stacje! Durna pała...
  1554. - Ale przecież nie ma już dnia i nocy... - wydusił z siebie Artem, czuj±c
  1555. jak przed oczami znów widzi ciemn± zasłonę, sens tego, co usłyszał,
  1556. wymyka mu się, aż spada w ciemność.
  1557. - I już, szczurek zszedł - z zadowoleniem stwierdził klawisz z psem. -
  1558. ChodĽmy, Sieńka, jeszcze z kimś sobie pogadamy.
  1559. Artem nie wiedział jak długo był w odrętwieniu, pozbawionym myśli i
  1560. snów, z rzadka tylko pozwalaj±cym przedostać się do świadomości jakimś
  1561. niewyraĽnym obrazom, wypełnionym smakiem i zapachem krwi,
  1562. wysuszonym i wysuszaj±cym. Jakkolwiek było, cieszył się, że jego ciało
  1563. zlitowało się nad mózgiem, zabiło wszystkie myśli i tym samym uwolniło
  1564. umysł od tęsknoty i zjadania samego siebie.
  1565. - Ej, bracie! - potrz±sn±ł go za ramię jego s±siad z celi.
  1566. - Nie śpij, już
  1567. długa śpisz! Już prawie cztyry godziny!
  1568. Artem z trudem, jakby do nóg miał przywi±zany żelazny odważnik,
  1569. próbował wypłyn±ć na powierzchnię z otchłani, w któr± wepchnęła go
  1570. świadomość. Rzeczywistość nie wracała od razu, a rysowała się przed nim
  1571. powoli, jak dzieje się to z niewyraĽnym obrazem na odbitce zanurzonej w
  1572. roztworze, by j± wywołać.
  1573. - Ile? - wychrypiał.
  1574. - Cztyry godziny, byz dziesięciu minut - powtórzył brunet.
  1575. Cztery bez dziesięciu minut... Pewnie już za jakieś czterdzieści minut
  1576. przyjd± po niego. I za godzinę i dziesięć minut... Godzinę i dziesięć minut.
  1577. Godzinę i dziewięć minut. Godzinę i osiem. I siedem.
  1578. - Jak ci na imię? - spytał go s±siad.
  1579. - Artem.
  1580. - A ja Rusłan. Majemu bratu było Ahmed, jega ad razu razstrzelali. A zy
  1581. mn± nie wiedz± co zrabić. Imię rasyjskie, nie chc± się pamylić
  1582. - brunet był
  1583. rad, że wreszcie udało mu się nawi±zać dialog.
  1584. - Sk±d jesteś?
  1585. Artema wcale to nie interesowało, ale gadanina zarośniętego s±siada
  1586. pomagała mu wypełnić głowę, bo nie wolno było o niczym myśleć. Nie
  1587. wolno było myśleć o WOGN-ie. Nie wolno było myśleć o misji, któr± mu
  1588. powierzono. Nie wolno myśleć o tym, co stanie się z metrem. Nie wolno.
  1589. Nie wolno!
  1590. - Ja jestym z Kijewskiej, wiesz gdzie ta jest? Nazywamy j± słaneczna
  1591. Kijewska... - wyszczerzył się w uśmiechu Rusłan.
  1592. - Duża tam naszych,
  1593.  
  1594. 176
  1595. prawie wszyscy... Żanę tam zostawiłem, dzieci, trójkę. Najstarszy ma po
  1596. szyść palców u r±k! - dodał z dum±.
  1597. ...Pić. Nie szklankę, ale chociaż łyczek. Niech będzie ciepła, wzi±łby i
  1598. ciepł±. Niech będzie niefiltrowana. Jakakolwiek. Łyczek. I znów zasn±ć,
  1599. póki nie przyjd± konwojenci. Żeby znów zrobiło się pusto i nie było się
  1600. czego bać. Żeby nie kręciła się, nie swędziała go, nie dĽwięczała mu w
  1601. uszach myśl, że popełnił bł±d. Że nie miał prawa. Że powinien był stamt±d
  1602. odejść. Odwrócić się plecami. Zatkać uszy. Iść dalej. Przedostać się z
  1603. Puszkińskiej na Czechowsk±. A stamt±d jedna stacja. To takie proste. Tylko
  1604. jedna stacja, i zrobione, zadanie wykonane. Żyje.
  1605. Pić. Ręce tak mu zdrętwiały, że kompletnie ich nie czuł.
  1606. O ile łatwiej jest umierać tym, którzy w coś wierz±! Tym, którzy s±
  1607. przekonani, że śmierć to nie koniec wszystkiego. W oczach których świat
  1608. dzieli się wyraĽnie na białe i czarne, którzy wiedz± dokładnie, co trzeba
  1609. robić i dlaczego, którzy nios± pochodnię idei, wiary, a w ich świecie
  1610. wszystko wygl±da prosto i zrozumiale. Tym, którzy nie maj± żadnych
  1611. w±tpliwości, żadnych wyrzutów sumienia. Takim ludziom umiera się lekko.
  1612. Umieraj± z uśmiechem.
  1613. - Kiedyś awoce, o, takie były! A jakie piękny kwiaty! Dawałem je w
  1614. pryzyncie dziewczynom, byzpłatnie, a ony się da mnie uśmiechały
  1615.  
  1616. -
  1617. docierało do niego, ale te słowa nie mogły go już odci±gn±ć od tamtego.
  1618. Z głębi holu dały się słyszeć kroki - nadchodziło kilku ludzi i Artemowi
  1619. serce ścisnęło się w piersi, zamieniaj±c się w mał±, pulsuj±c± nerwowo
  1620. kuleczkę. Po niego? Jak szybko! Myślał, że czterdzieści minut będzie się
  1621. ci±gn±ć dłużej... Albo oszukał go ten cholerny współwięzień, złośliwie
  1622. powiedział, że zostało więcej czasu, chciał dać nadzieję? Nie, to już...
  1623. Wprost przed jego wzrokiem zatrzymały się trzy pary butów. Dwóch
  1624. ludzi w wojskowych spodniach w panterkę, jeden w czerni. Zazgrzytał
  1625. zamek i Artem ledwo powstrzymał się, by nie upaść w ślad za otwieraj±c±
  1626. się krat±.
  1627. - Podnieście go - rozległ się wibruj±cy głos.
  1628. Od razu chwycono go pod pachy, i wzniósł się pod sam sufit.
  1629. - Pawadzynia! - życzył mu na pożegnanie Rusłan.
  1630. Dwaj ludzie z karabinami, nie ci, którzy z nim rozmawiali, inni, ale tak
  1631. samo pozbawieni twarzy, i trzeci - odziany w czarny mundur i mały beret,
  1632. z ostrym w±sikiem i wodnistymi niebieskimi oczyma.
  1633. - Za mn±
  1634. - rozkazał dowódca i powlekli Artema w kierunku
  1635. przeciwległego końca peronu.
  1636. Próbował iść sam, nie miał ochoty, by go ci±gnęli niczym bezwoln±
  1637. kukłę... jeśli już rozstawać się z życiem, to z godności±. Lecz nogi nie
  1638.  
  1639. 177
  1640. słuchały go, uginały się, mógł tylko niezdarnie szurać nimi po posadzce,
  1641. hamuj±c ich pochód, aż w±saty w czarnym mundurze srogo na niego
  1642. spojrzał.
  1643. Klatki nie ci±gnęły się do samego końca sali. Ich szereg urywał się
  1644. kawałek za środkiem stacji, w miejscu, gdzie w dół schodziły wstęgi
  1645. ruchomych schodów. Tam, w dole, płonęły pochodnie, po sklepieniu
  1646. pełgały złowieszcze krwistoczerwone odblaski. Dolatywały stamt±d pełne
  1647. bólu krzyki. Artemowi przemknęła myśl o piekle, i nawet poczuł ulgę,
  1648. kiedy poprowadzili go dalej. Z ostatniej celi jakiś nieznajomy zawołał do
  1649. niego: "Żegnaj, towarzyszu!", ale nie zwrócił na to uwagi. Przed oczami
  1650. majaczyła mu szklanka wody.
  1651. Pod przeciwległ± ścian± stała straż, grubo ciosany stół z dwoma
  1652. krzesłami i wisiał podświetlony znak zakazu wstępu czarnym. Szubienicy
  1653. nigdzie nie było widać i Artemowi mignęła przez ułamek sekundy szalona
  1654. nadzieja, że chcieli go po prostu nastraszyć: tak naprawdę prowadz± go nie
  1655. po to, żeby go powiesić, ale wypuścić na końcu stacji, tak żeby inni
  1656. więĽniowie nie widzieli.
  1657. W±saty, który szedł przodem, skręcił w ostatni± arkadę, w stronę torów, i
  1658. Artem jeszcze mocniej uwierzył w fantastyczny ratunek...
  1659. Na szynach stała niewielka, zbita z desek platforma na kółkach, zrobiona
  1660. tak, że jej powierzchnia znajdowała się na równi z poziomem peronu.
  1661. Sprawdzaj±c pętlę zwisaj±c± z wbitego w sklepienie haka, stał na niej krępy
  1662. mężczyzna w mundurze z kamuflażem. Od pozostałych różniły go tylko
  1663. zakasane rękawy, obnażaj±ce krótkie, mocne przedramiona, i naci±gnięta na
  1664. głowę chusta z wyciętymi otworami na oczy.
  1665. - Wszystko gotowe? - zabrzęczał czarny mundur, i kat skin±ł mu głow±.
  1666. - Nie podoba mi się ta konstrukcja - oznajmił czarnemu. - Dlaczego nie
  1667. można było wzi±ć starego dobrego stołeczka?
  1668. Tam było: trrach! - uderzył pięści± w dłoń. - Kręgosłup chrup! - klient
  1669. załatwiony. A ten wynalazek... Zanim zdechnie, to ile się będzie rzucał, jak
  1670. robak na haczyku. A potem, jak zdychaj±, ile jest jeszcze z nimi roboty!
  1671. Jelita im przecież puszczaj± i...
  1672. - Cisza! - przerwał mu czarny, zabrał go na bok i coś mu wściekłe
  1673. sykn±ł.
  1674. Kiedy tylko dowódca odszedł, żołnierze natychmiast wrócili do
  1675. przerwanej rozmowy:
  1676. - No i co? - niecierpliwie zapytał ten z lewej.
  1677. - A no to - odrzekł scenicznym szeptem ten z prawej - przycisn±łem j±
  1678. do filara, włożyłem rękę pod spódnicę, no, a ona tak zmiękła i mówi mi... -
  1679. ale nie mógł dokończyć, gdyż w±saty
  1680.  
  1681. 178
  1682. wrócił.
  1683. - ...Mimo że jest Rosjaninem, przygotowywał zamach! Zdrajca,
  1684. odstępca, degenerat, a zdrajcy powinni w męczarniach! - pouczył na koniec
  1685. kata.
  1686. Rozwi±zali Artemowi zdrętwiałe ręce, zdjęli mu kurtkę i sweter, tak że
  1687. został tylko w brudnej podkoszulce. Potem zerwali mu z szyi otrzyman± od
  1688. Huntera łuskę.
  1689. - Talizman? - zainteresował się oprawca.
  1690. - Włożę ci go do kieszeni,
  1691. może jeszcze się przyda.
  1692. Jego głos brzmiał zupełnie niezłośliwie, a nawet jakoś uspokajaj±co.
  1693. Potem znów zwi±zali mu ręce z tyłu, i popchnęli na szafot. Żołnierze
  1694. zostali na peronie, byli już niepotrzebni, bo nie miał szans na ucieczkę,
  1695. wszystkie siły zużywał na to, żeby ustać na nogach, kiedy kat zakładał mu
  1696. pętlę na szyję i regulował jej zacisk. Ustać, nie upaść, milczeć. Pić. To
  1697. wszystko, co zajmowało teraz jego myśli. Wody. Wody!
  1698. - Wody... - wychrypiał.
  1699. - Wody? - ze smutkiem rozłożył ręce kat.
  1700. - A sk±d ja ci teraz wezmę
  1701. wodę? Nie da się, goł±beczku, my tu z tob± i tak mamy opóĽnienie w
  1702. harmonogramie, tak że wytrzymaj jeszcze chwilkę...
  1703. Ciężko zeskoczył na tory i, splun±wszy w dłonie, złapał za przywi±zan±
  1704. do szafotu linę. Żołnierze stanęli na baczność, a ich dowódca zrobiła ważn±,
  1705. a nawet nieco uroczyst± minę.
  1706. - Jako nieprzyjacielskiego szpiega, który nikczemnie zdradził swój
  1707. naród, odst±pił... - zacz±ł ten w czerni.
  1708. Artemowi w głowie zawirował gor±czkowy korowód oderwanych myśli i
  1709. obrazów, poczekajcie, jeszcze wcześnie, jeszcze nie jestem gotowy, ja
  1710. muszę, potem przed oczyma stanęła mu surowa twarz Huntera i od razu
  1711. rozpłynęła się w szkarłatnym półmroku stacji, oczy Suchego spojrzały na
  1712. niego z tkliwości± i zgasły. Michaił Porfiriewicz... "Umrzesz ty"...
  1713. czarni... oni przecież nie mog±... Czekajcie! I nad tym wszystkim,
  1714. zagłuszaj±c wspomnienia, słowa, chęci, otaczaj±c je dusz±cym gęstym
  1715. dymem, wisiało pragnienie. Pić...
  1716. - ...wyrodka, plugawi±cego swój naród... - wci±ż dudnił głos.
  1717. Nagle z tunelu rozległy się krzyki i zagrzmiała seria z karabinu
  1718. maszynowego, potem doleciał ich głośny trzask i wszystko ucichło.
  1719. Żołnierze złapali za automaty, czarny poruszył się niespokojnie i
  1720. pośpiesznie zakończył:
  1721. - Do egzekucji. Wykonać! - i machn±ł ręk±.
  1722.  
  1723. 179
  1724. Kat chrz±kn±ł i poci±gn±ł za linę, zapieraj±c się nogami o deski podkładu
  1725. kolejowego. Platforma uciekła Artemowi spod nóg, próbował jeszcze
  1726. przebierać nimi tak, żeby zostać na szafocie, ale ten odjeżdżał coraz dalej,
  1727. utrzymać się było coraz trudniej, sznur wrzynał się w szyję i ci±gn±ł go w
  1728. tył, ku śmierci, a on nie chciał, on tak bardzo nie chciał...
  1729. A potem ziemia usunęła mu się spod nóg i całym swoim ciężarem
  1730. ści±gn±ł pętlę. ¦cisnęła mu drogi oddechowe, z gardła wyrwało mu się
  1731. ochrypłe rzężenie, wzrok natychmiast stracił ostrość, wszystkie wnętrzności
  1732. Artema skręciły się, każda komórka błagała o łyk powietrza, ale zaczerpn±ć
  1733. go nijak się nie dało, i jego ciało zaczęło się wić bezmyślnie, konwulsyjnie,
  1734. a w dole brzucha poczuł ohydn±, łaskocz±c± słabość.
  1735. W tym momencie stację nagle wypełnił gryz±cy żółty dym, wystrzały
  1736. zaterkotały całkiem blisko i tu Artem stracił świadomość.
  1737. - Hej, wisielec! Dawaj, nie ma co udawać! Puls masz wyczuwalny, więc
  1738. mi tu nie symulować!
  1739. - i porz±dne chlaśnięcie w policzek wróciło mu
  1740. przytomność.
  1741. - Nie będę mu robił jeszcze raz sztucznego oddychania!
  1742. - powiedział
  1743. drugi głos.
  1744. Tym razem Artem był absolutnie pewny, że to sen, być może jakieś
  1745. ostatnie majaki przed końcem. ¦mierć była tak blisko, a jej żelazny ucisk na
  1746. gardle czuł tak mocno, jak wtedy, gdy jego nogi straciły podporę i zawisły
  1747. nad szynami.
  1748. - Daruj sobie spanie, jeszcze masz na to czas! - nastawał pierwszy
  1749. głos. - Tym razem ści±gnęliśmy cię z szubienicy, więc porozkoszowałbyś
  1750. się życiem, a nie mord± w dół leżysz!
  1751. Czuł silne mdłości. Artem otworzył nieśmiało jedno oko i od razu je
  1752. zamkn±ł, upewniwszy się, że chyba jednak musiał przedwcześnie wyzion±ć
  1753. ducha i zaczęło się już dla niego życie pozagrobowe. Nad nim stał stwór
  1754. nieco tylko podobny do człowieka, lecz tak niezwykły, że czas było
  1755. przypomnieć sobie wykłady Chana na temat miejsc, do których trafia dusza
  1756. po oddzieleniu się od śmiertelnego ciała. Skórę to stworzenie miało
  1757. matowożółt±, co było widać nawet w świetle latarki, zaś w miejsce oczu
  1758. były tylko w±skie szparki, zupełnie jakby ktoś rzeĽbił w drzewie i
  1759. zakończył prawie cał± twarz, a oczy tylko zaznaczył i zapomniał je potem
  1760. wyżłobić, by się otwarły i mogły popatrzeć na świat. Twarz była okr±gła, z
  1761. wyrazistymi kośćmi policzkowymi, Artem jeszcze nigdy takiej nie widział.
  1762. - Nie, tak się nie będziemy bawić
  1763. - stanowczym tonem oznajmił ktoś
  1764. nad nim, i w twarz chlusnęła mu woda.
  1765. Artem przełkn±ł j± konwulsyjnie, wyci±gn±ł ręce i chwycił dłonie
  1766. trzymaj±ce butelkę. Najpierw na dłuższy czas przyssał się do jej szyjki i
  1767. dopiero potem podniósł się i rozejrzał dookoła.
  1768.  
  1769. 180
  1770. Jechał z zawrotn± prędkości± w ciemnym tunelu, leż±c na dość długiej,
  1771. co najmniej dwumetrowej drezynie. W powietrzu unosił się słaby zapach
  1772. spalenizny i Artem pomyślał z niedowierzaniem, że pojazd chyba jest na
  1773. benzynę. Oprócz niego na drezynie było czterech ludzi i duży, br±zowy
  1774. podpalany pies. Jednym z czwórki był ten, który uderzał Artema po
  1775. policzkach, drugi okazał się brodatym facetem w czapce uszance z naszyt±
  1776. czerwon± gwiazd± i w waciaku. Za plecami kołysał mu się długi automat, w
  1777. rodzaju tej "motyki", któr± Artem miał wcześniej, tyle że z dodatkowo
  1778. przytwierdzonym pod luf± bagnetem. Trzecim był chłop na schwał, którego
  1779. twarzy Artem nie mógł z pocz±tku dojrzeć, a potem o mało nie zeskoczył na
  1780. tory ze strachu: jego skóra była bardzo ciemna, i dopiero kiedy mu się
  1781. przyjrzał, trochę się uspokoił: to nie był czarny, odcień skóry był zupełnie
  1782. inny, a i twarz miał on normaln±, ludzk±, choć z nieco wydętymi wargami i
  1783. spłaszczonym jak u boksera nosem. Ostatni z nich posiadał względnie
  1784. zwyczajn± powierzchowność, za to jego piękna, szlachetna twarz i męski
  1785. podbródek przypominały Artemowi trochę plakat z Puszkińskiej. Ubrany
  1786. był w szykown± skórzan± kurtkę, przewi±zan± szerokim paskiem z
  1787. podwójnym rzędem dziurek i oficerskim bandoletem, a z pasa zwisała mu
  1788. imponuj±cych rozmiarów kabura. Z tyłu drezyny pobłyskiwał karabin
  1789. maszynowy diegtiariowa i dziarsko powiewała czerwona flaga. Kiedy padł
  1790. na ni± przypadkowy promień latarki, stało się jasne, że to nie do końca
  1791. sztandar, a właściwie, że to w ogóle nie jest żaden sztandar, ale oberwany
  1792. strzęp materiału z czarn± podobizn± brodatej twarzy. Wszystko to razem o
  1793. wiele bardziej przypominało bzdurne przywidzenie, niż jego wcześniejszy
  1794. sen z Hunterem, który bez litości wyrżn±ł cał± Puszkińsk±.
  1795. - Ockn±ł się! - zawołał radośnie ten z w±skimi oczami. - No, wisielec,
  1796. gadaj, za co to było?
  1797. Mówił bez żadnego akcentu, jego wymowa niczym się nie różniła od tej
  1798. Artema czy Suchego. To było bardzo dziwne, słyszeć czyst± rosyjsk± mowę
  1799. z ust takiego niezwykłego stwora. Artem nie mógł się pozbyć wrażenia, że
  1800. to jakaś farsa i w±skooki tylko otwiera usta, a mówi za niego facet z brod±
  1801. albo ten w skórzanej kurtce.
  1802. - Oficera im... zastrzeliłem - wyznał niechętnie.
  1803. - No, to niezły kozak z ciebie! Tak to się robi po naszemu! Tak ich
  1804. trzeba! - skomentował z entuzjazmem w±skooki, a potężny ciemnoskóry
  1805. chłopak siedz±cy z przodu odwrócił się do Artema i podniósł brwi z uwag±.
  1806. Artemowi przemknęła przez głowę myśl, że ten to już na pewno kaleczy
  1807. słowa.
  1808. - Czyli nie na próżno zrobiliśmy tam taki burdel - uśmiechn±ł się
  1809. szeroko, wymawiaj±c wszystko tak nienagannie, że Artem pogubił się i nie
  1810. wiedział już, co myśleć.
  1811.  
  1812. 181
  1813. - Jak cię zw±, bohaterze? - spojrzał na niego przystojniak w skórze, i
  1814. Artem przedstawił się.
  1815. - Ja jestem towarzysz Rusakow. To jest towarzysz Banzai - ten w kurtce
  1816. wskazał w±skookiego.
  1817. - To towarzysz Maksym
  1818. - ciemnoskóry znów
  1819. wyszczerzył zęby w uśmiechu - a to towarzysz Fiodor.
  1820. Do psa doszedł na końcu. Artem zupełnie by się nie zdziwił, gdyby jego
  1821. też przedstawiono jako "towarzysza". Ale pies nazywał się po prostu
  1822. Karacupa. Artem ścisn±ł po kolei siln±, żylast± dłoń towarzysza Rusakowa,
  1823. w±sk± lecz siln± rękę towarzysza Banzaia, czarn± szuflę towarzysza
  1824. Maksyma i mięsist± kiść towarzysza Fiodora, usilnie staraj±c się zapamiętać
  1825. wszystkie te imiona, szczególnie najtrudniejsze - Karacupa. Przy tym
  1826. szybko się wyjaśniło, że wszyscy zwracali się do siebie nawzajem trochę
  1827. inaczej. Do dowódcy mówili "towarzyszu komisarzu", ciemnoskórego
  1828. nazywali raz Maksimka, innym razem Lumumba, w±skookiego po prostu
  1829. Banzai, a brodacza w uszance - wujek Sasza.
  1830. - Witamy w Pierwszej Międzynarodowej Czerwonej Brygadzie Bojowej
  1831. Metra Moskiewskiego imienia Towarzysza Ernesto Che Guevary!
  1832.  
  1833. -
  1834. zakończył uroczyście towarzysz Rusakow.
  1835. Artem podziękował i umilkł, rozgl±daj±c się po bokach. Nazwa była
  1836. bardzo długa, jej koniec zlał się w ogóle w coś niezrozumiałego, czerwień
  1837. od jakiegoś czasu działała na Artema podobnie jak na byka, a słowo
  1838. "brygada" wywoływało nieprzyjemne skojarzenia z opowieściami Żeńki o
  1839. bandyckim chaosie panuj±cym gdzieś na Szabołowskiej. Najbardziej
  1840. intrygowała go fizjonomia na trzepocz±cym na wietrze płótnie, i nieśmiało
  1841. zapytał:
  1842. - A kto to jest na waszej fladze?
  1843. - w ostatniej chwili powstrzymał się,
  1844. żeby nie chlapn±ć "na waszej szmacie".
  1845. - A to, bracie, jest właśnie Che Guevara - wyjaśnił mu Banzai.
  1846. - Jaka czegewara? - nie zrozumiał Artem, ale po nabiegłych krwi±
  1847. oczach towarzysza Rusakowa i drwi±cym uśmieszku Maksyma domyślił
  1848. się, że paln±ł głupstwo.
  1849. - Towarzysz. Ernesto. Che. Guevara
  1850.  
  1851. - odmierzył
  1852. oddzielnie komisarz. - Wielki. Kubański. Rewolucjonista.
  1853. każde
  1854. słowo
  1855. Teraz wszystko zabrzmiało o wiele czytelniej, i chociaż nie stało się
  1856. bardziej zrozumiałe, Artem postanowił zrobić entuzjastyczny wyraz twarzy
  1857. i zamilkn±ć. W końcu ci ludzie uratowali mu życie, i denerwować ich teraz
  1858. swoj± ignorancj± byłoby nieuprzejmie.
  1859. Spojenia na półokr±głym sklepieniu tunelu migały fantastycznie szybko,
  1860. w czasie rozmowy zdołali już przemkn±ć przez jedn± na wpół opuszczon±
  1861. stację i zatrzymali się w półmroku tunelu za ni±. W bok skręcała tu ślepa
  1862. uliczka.
  1863.  
  1864. 182
  1865. - Zobaczmy, czy faszystowska gadzina spróbuje nas ścigać
  1866. - odezwał
  1867. się towarzysz Rusakow.
  1868. Trzeba teraz było mówić szeptem, bo towarzysz Rusakow i Karacupa
  1869. uważnie przysłuchiwali się dĽwiękom dochodz±cym z głębi tunelu.
  1870. - Dlaczego to zrobiliście? Czemu mnie... odbiliście? - próbuj±c znaleĽć
  1871. odpowiednie słowo spytał Artem.
  1872. - Planowy wypad. Dostaliśmy informację - uśmiechaj±c się tajemniczo,
  1873. wyjaśnił Banzai.
  1874. - O mnie? - spytał z nadziej± Artem, który po słowach Chana o jego
  1875. specjalnej misji, zacz±ł wierzyć we własn± wyj±tkowość.
  1876. - Nie, ogóln± - Banzai zrobił ręk± nieokreślony ruch - że planuj±
  1877. bestialskie mordy. Towarzysz komisarz postanowił temu zapobiec. Poza
  1878. tym, takie mamy zadanie: szarpać te swołocze cały czas.
  1879. - Z tej strony nie maj± barykad, nawet żadnego mocnego reflektora,
  1880. tylko zwykłe posterunki z ogniskami
  1881.  
  1882. - dodał Maksimka.
  1883. - No to
  1884. przejechaliśmy prosto przez nich. Niestety, trzeba było użyć cekaemu. A
  1885. potem granat dymny, my w maskach przeciwgazowych, ciebie żeśmy zdjęli,
  1886. tego domorosłego esesmana szybko os±dziliśmy trybunałem rewolucyjnym,
  1887. i wio z powrotem.
  1888. Wujek Fiodor, milcz±cy i popalaj±cy jakieś świństwo, które dymiło tak,
  1889. że aż oczy łzawiły, nagle się przej±ł:
  1890. - Tak, mały, porz±dnie ci tam przylutowali. Chcesz spirytu? - i,
  1891. wyci±gn±wszy ze stoj±cej na drezynie żelaznej skrzynki do połowy
  1892. opróżnion± butelkę z jakimś mętnym płynem, potrz±sn±ł ni± i podał
  1893. Artemowi.
  1894. Ten potrzebował dużo odwagi, żeby wzi±ć łyk. W środku jakby ktoś
  1895. przejechał mu papierem ściernym, ale imadło, które ściskało mu głowę
  1896. przez ostatni± dobę, nieco puściło.
  1897. - Czyli jesteście... czerwoni? - spytał ostrożnie.
  1898. - My, bracie, jesteśmy komuniści! Rewolucjoniści! - powiedział z dum±
  1899. Banzai.
  1900. - Z Linii Czerwonej? - dr±żył Artem.
  1901. - Nie, sami z siebie - jakoś niepewnie odrzekł tamten i szybko dodał: -
  1902. To ci wyjaśni towarzysz komisarz, on jest u nas na odcinku ideologii.
  1903. Towarzysz Rusakow po jakimś czasie wrócił i oznajmił:
  1904. - Wszędzie cisza - jego wspaniała, męska twarz wyrażała spokój.
  1905.  
  1906. -
  1907. Możemy zrobić przerwę.
  1908.  
  1909. 183
  1910. Nie było z czego rozpalić ogniska. Mały czajniczek powiesili nad
  1911. maszynk± spirytusow± i rozdzielili po równo kawałek zimnej wieprzowej
  1912. szynki. Jadali, jak na rewolucjonistów, podejrzanie dobrze.
  1913. - Nie, towarzyszu Artemie, nie jesteśmy z Linii Czerwonej
  1914.  
  1915. - twardo
  1916. oznajmił towarzysz Rusakow, kiedy Banzai powtórzył mu pytanie
  1917. Artema. - Towarzysz Moskwin przeszedł na pozycje stalinowskie,
  1918. rezygnuj±c z wszechstacyjnej rewolucji, oficjalnie odcinaj±c się od
  1919. Międzystacjonówki i zaprzestaj±c działalności rewolucyjnej. To renegat i
  1920. ugodowiec. My tu z towarzyszami skłaniamy się raczej ku linii
  1921. trockistowskiej. Można jeszcze wysnuć paralelę z Castro i Che Guevar±.
  1922. Dlatego mamy go na naszej banderze bojowej
  1923.  
  1924. - i zamaszystym gestem
  1925. wskazał zwisaj±c± markotnie szmatkę.
  1926.  
  1927. - Pozostaliśmy wierni idei
  1928. rewolucji, w odróżnieniu od tego kolaboracjonisty, towarzysza Moskwina.
  1929. My tu z towarzyszami potępiamy jego linię.
  1930. - Aha, a wachę to kto ci daje?
  1931. - wtr±cił z innej beczki wujek Fiodor,
  1932. zaci±gaj±c się skrętem.
  1933. Towarzysz Rusakow zrobił się czerwony i zabójczym wzrokiem spojrzał
  1934. na wujka Fiodora. Ten tylko szyderczo mrukn±ł i zaci±gn±ł się jeszcze
  1935. mocniej.
  1936. Artem mało co zrozumiał z wyjaśnień komisarza, oprócz
  1937. najważniejszego: z tymi czerwonymi, którzy zamierzali wypruć flaki z
  1938. Michaiła Porfiriewicza, a jego samego rozstrzelać, ci tutaj mieli niewiele
  1939. wspólnego.
  1940. To go uspokoiło, i chc±c zrobić dobre wrażenie, i błysn±ć wiedz±
  1941. powiedział:
  1942. - Stalin to ten, co leży w Mauzoleum, tak?
  1943. Tym razem stanowczo przeholował. Gniewny grymas oszpecił piękn±
  1944. męsk± twarz towarzysza Rusakowa, Banzai w ogóle odwrócił się plecami, i
  1945. nawet wujek Fiodor spochmurniał.
  1946. - Nie, nie, to Lenin leży w Mauzoleum! - szybko poprawił się Artem.
  1947. GroĽne zmarszczki na wysokim czole towarzysza Rusakowa wygładziły
  1948. się, i powiedział tylko surowo:
  1949. - Trzeba jeszcze nad wami dużo pracować, towarzyszu
  1950. Artemie!
  1951. Artem zupełnie nie miał ochoty, żeby towarzysz Rusakow nad nim
  1952. pracował, ale powstrzymał się i nic nie powiedział. O polityce rzeczywiście
  1953. miał nikłe pojęcie, ale zaczynała go interesować, dlatego, przeczekawszy
  1954. burzę, któr± wywołał, odważył się spytać:
  1955. - A dlaczego jesteście przeciw faszystom? To znaczy, ja też jestem
  1956. przeciw, ale wy jesteście rewolucjonistami, i...
  1957.  
  1958. 184
  1959. - My tak te gnidy za Hiszpanię, za Ernsta Thälmanna i drug± wojnę!
  1960. -
  1961. zaciskaj±c wściekle zęby, wycedził towarzysz Rusakow, i choć Artem
  1962. znów nic nie zrozumiał, ustrzegł się błędu i nie zdradził swojej niewiedzy.
  1963. Kubki wypełniły się wrz±tkiem i wszyscy się ożywili. Banzai zacz±ł
  1964. zasypywać brodacza jakimiś idiotycznymi pytaniami, ewidentnie, żeby go
  1965. zdenerwować, a Maksimka, przysiadłszy się do towarzysza Rusakowa,
  1966. cicho zapytał:
  1967. - A powiedzcie, towarzyszu komisarzu, co marksizm-leninizm mówi o
  1968. bezgłowych mutantach? Mnie to już od dawna niepokoi. Chciałbym być
  1969. mocny ideologicznie, a w tej kwestii ci±gle mam lukę
  1970. - jego olśniewaj±co
  1971. białe zęby błysnęły w uśmiechu wyrażaj±cym poczucie winy.
  1972. - Widzisz, towarzyszu Maksymie
  1973.  
  1974. - nie od razu odpowiedział
  1975. komisarz - to jest, bracie, trudna sprawa - i głęboko się zadumał.
  1976. Artema też ciekawiło, co reprezentuj± mutanty z punktu widzenia
  1977. polityki, no i czy w ogóle istniej±. Lecz towarzysz Rusakow milczał i myśli
  1978. Artema wróciły na tory, na których tkwiły przez wszystkie ostatnie dni.
  1979. Musi dotrzeć do Polis. Cudem udało mu się uratować, otrzymał jeszcze
  1980. jedn± szansę, być może ostatni±. Wszystko go bolało, ciężko mu było
  1981. oddychać, zbyt głębokie wdechy przechodziły w kaszel, a jednego oka
  1982. nadal nijak nie mógł otworzyć. Tak bardzo chciał teraz zostać z tymi
  1983. ludĽmi! Z nimi czuł się o wiele spokojniej i pewniej, i gęstniej±cy wokół
  1984. mrok nieznanego tunelu zupełnie nie przytłaczał: po prostu nie było czasu
  1985. ani ochoty, by o nim myśleć. Szelesty i skrzypnięcia dochodz±ce z czarnych
  1986. czeluści już go nie przerażały, nie budziły niepokoju, i marzył, żeby ten
  1987. odpoczynek trwał wiecznie: tak cudownie było przeżywać od nowa swoje
  1988. ocalenie. Choć śmierć kłapnęła mu żelaznymi zębami nad samym uchem,
  1989. minimalnie tylko chybiaj±c, lepki, zabijaj±cy myśli, paraliżuj±cy ciało
  1990. strach, który owładn±ł nim przed egzekucj±, już się ulotnił, wyparował bez
  1991. śladu, a jego resztki, ukryte gdzieś pod sercem i w żoł±dku, wypalił
  1992. diabelski samogon brodatego towarzysza Fiodora. A sam Fiodor, i narwany
  1993. Banzai, i poważny komisarz w skórze, i ogromny Maksym-Lumumba - z
  1994. nimi było tak lekko, jak nie czuł się od czasu, kiedy sto lat temu wyszedł z
  1995. WOGN-u. Nie zostało mu już nic z tego, co wcześniej posiadał. ¦wietny
  1996. nowiutki automat, prawie pięć magazynków z nabojami, paszport, jedzenie,
  1997. herbata, dwie latarki - wszystko przepadło. Wszystko zostało u faszystów.
  1998. Tylko kurtka, spodnie... aha! I łuska z wiadomości±, o której kat
  1999. powiedział: "Może jeszcze się przyda". Co tu teraz robić? Ech, zostać tutaj,
  2000. z bojownikami Międzynarodowej, nawet Czerwonej Brygady imienia...
  2001. imienia... nieważne. Żyć ich życiem i zapomnieć o własnym...
  2002. Nie. Nie wolno mu. Nie można się zatrzymywać ani na minutę, nie
  2003. można odpoczywać. Nie ma prawa. To już nie jest jego życie, jego los
  2004.  
  2005. 185
  2006. należy do innych, od momentu, w którym zgodził się na propozycję
  2007. Huntera. Teraz już za póĽno. Trzeba iść. Innego wyjścia nie ma.
  2008. Długo siedział w milczeniu, staraj±c się o niczym nie myśleć, lecz ponura
  2009. decyzja dojrzewała w nim z każd± sekund±, nawet nie w świadomości, a w
  2010. zmęczonych mięśniach, w nabrzmiałych i obolałych żyłach, zupełnie jakby
  2011. pluszow± zabawkę, z której wypruto wszystkie trociny, tak że stała się
  2012. bezkształtn± szmat±, ktoś naci±gn±ł na twardy, stalowy szkielet. To był już
  2013. nie całkiem on, jego dawna osobowość rozwiała się razem z tymi trocinami,
  2014. które zabrały przeci±gi w tunelach, rozpadła się na części, a teraz w jego
  2015. powłoce zamieszkał ktoś inny, kto po prostu nie chciał słuchać
  2016. rozpaczliwych błagań umęczonego, krwawi±cego ciała, kto żelazn± pięści±
  2017. tłumił w zarodku chęć, by się poddać, zostać tu, odpocz±ć, nic nie robić, i to
  2018. jeszcze zanim przyjęła ostateczny, rozpoznawalny kształt. Ten inny
  2019. człowiek podejmował decyzje na poziomie odruchów, reakcji mięśniowych,
  2020. rdzenia kręgowego, z pominięciem świadomości, w której panowała teraz
  2021. cisza i pustka, i niekończ±cy się dialog wewnętrzny urwał się w pół słowa.
  2022. Wewn±trz Artema jakby wyprostowała się ściśnięta sprężyna.
  2023. Niezręcznym drewnianym ruchem podniósł się z ziemi i komisarz spojrzał
  2024. na niego ze zdziwieniem, a Maksym nawet położył rękę na automacie.
  2025. - Towarzyszu komisarzu, mogę pana prosić... na słowo - pozbawionym
  2026. intonacji głosem poprosił Artem.
  2027. Tu odwrócił się z niepokojem również Banzai, odczepiwszy się wreszcie
  2028. od nieszczęsnego wujka Fiodora.
  2029. - Mówcie otwarcie, towarzyszu Artemie, nie mam z moimi partyzantami
  2030. żadnych tajemnic - ostrożnie odparł komisarz.
  2031. - Rozumie pan... Jestem wszystkim wam bardzo wdzięczny za to, że
  2032. mnie uratowaliście. Ale nie mam wam czym odpłacić. Bardzo chciałbym z
  2033. wami zostać. Ale nie mogę. Powinienem iść dalej. Ja... muszę.
  2034. Komisarz nic nie odpowiedział.
  2035. - A dok±d to musisz iść? - wtr±cił się nieoczekiwanie wujek Fiodor.
  2036. Artem zacisn±ł usta i wbił wzrok w ziemię. Zapanowała niezręczna cisza.
  2037. Wydało mu się, że patrz± teraz na niego w napięciu i podejrzliwie, próbuj±c
  2038. odgadn±ć jego zamiary. Szpieg? Zdrajca? Dlaczego się kryje?
  2039. - No, jak nie chcesz, to nie mów - rzekł pojednawczo wujek Fiodor.
  2040. - Do Polis
  2041. - nie wytrzymał Artem. Nie mógł przez idiotyczn±
  2042. konspirację ryzykować utraty zaufania i sympatii takich ludzi.
  2043. - A co, masz tam jak±ś sprawę? - zapytał brodacz z niewinn± min±.
  2044. Artem kiwn±ł głow± w milczeniu.
  2045. - Piln±? - wypytywał dalej.
  2046.  
  2047. 186
  2048. Artem kiwn±ł jeszcze raz.
  2049. - Widzisz, chłopcze, nie będziemy cię zatrzymywać. Nie chcesz nic
  2050. powiedzieć o swoich sprawach, Bóg z tob±. Ale nie możemy cię przecież
  2051. porzucić na środku tunelu! Bo nie możemy, prawda, chłopaki? - obrócił się
  2052. do pozostałych.
  2053. Banzai zdecydowanie przytakn±ł, Maksimka od razu zdj±ł ręce z lufy
  2054. karabinu i również potwierdził, że nie mog±. Tu wyst±pił towarzysz
  2055. Rusakow.
  2056. - Towarzyszu Artemie, jesteście gotowi przed obliczem bojowników
  2057. naszej brygady, którzy uratowali wam życie, przysi±c, że nie zamierzacie
  2058. swoim zadaniem przynieść uszczerbku dziełu rewolucji? - zapytał surowo.
  2059. - Przysięgam - z ochot± odpowiedział Artem. Dziełu rewolucji nie
  2060. zamierzał zrobić żadnej krzywdy, były rzeczy jeszcze poważniejsze.
  2061. Towarzysz Rusakow długo i uważnie patrzył mu w oczy, i wreszcie
  2062. ogłosił werdykt:
  2063. - Towarzysze bojownicy! Osobiście wierzę towarzyszowi Artemowi.
  2064. Proszę głosować za tym, by pomóc mu dotrzeć do
  2065. Polis.
  2066. Wujek Fiodor podniósł rękę jako pierwszy, i Artem pomyślał, że to
  2067. pewnie właśnie on zdj±ł go z szubienicy. Potem zagłosował Maksym, a
  2068. Banzai po prostu kiwn±ł głow±.
  2069. - Widzicie, towarzyszu Artemie, tu niedaleko jest nieznany szerokim
  2070. masom ludowym przejazd, który ł±czy linie Zamoskworieck± i Czerwon± -
  2071. powiedział dowódca. - Możemy was przewieĽć...
  2072. Nie udało mu się zakończyć, gdyż Karacupa, leż±cy dot±d spokojnie u
  2073. jego nóg, nagle podskoczył i zacz±ł ogłuszaj±co szczekać. Towarzysz
  2074. Rusakow błyskawicznie wyci±gn±ł z kabury lśni±c± TT-kę. Ruchów
  2075. pozostałych Artem nawet nie potrafił zarejestrować: Banzai już ci±gn±ł
  2076. linkę silnika, Maksym zaj±ł pozycję z tyłu, a wujek Fiodor z tej samej
  2077. skrzynki, w której trzymał samogon, wyj±ł butelkę ze stercz±cym z szyjki
  2078. lontem.
  2079. Tunel schodził w tym miejscu w dół, tak że widoczność była bardzo
  2080. słaba, lecz pies ci±gle ujadał, i Artemowi udzielił się ogólny nastrój
  2081. niepokoju.
  2082. - Dajcie mi też karabin - poprosił szeptem.
  2083. Gdzieś niedaleko zapaliło się i zgasło światło dość silnej latarki, potem
  2084. dał się słyszeć czyjś szczekliwy głos wydaj±cy krótkie komendy. Po
  2085. szynach zastukały ciężkie buciory, rozległo się stłumione przekleństwo, i
  2086. znów wszystko ucichło. Karacupa, któremu komisarz zacisn±ł pysk ręk±,
  2087. uwolnił się i znów zacz±ł szczekać.
  2088.  
  2089. 187
  2090. - Nie chce odpalić
  2091. - stłumionym głosem mrukn±ł Banzai
  2092.  
  2093. - trzeba
  2094. będzie popchn±ć!
  2095. Artem pierwszy zszedł z drezyny, za nim zeskoczył brodacz, potem
  2096. Maksym, i ciężko, zapieraj±c się podeszwami o śliskie deski torowiska,
  2097. ruszyli maszynę z miejsca. Rozpędzała się zbyt wolno, i kiedy uruchomiony
  2098. w końcu silnik zacz±ł wydawać przypominaj±ce kaszel dĽwięki, stukot
  2099. buciorów grzmiał już całkiem blisko.
  2100. - Ognia! - padł rozkaz z ciemności, i w±sk± przestrzeń tunelu wypełniły
  2101. odgłosy strzałów. Grzmiały z pocz±tku przynajmniej cztery karabiny, kule
  2102. chaotycznie gwizdały dookoła, odbijały się rykoszetem, krzesz±c iskry przy
  2103. trafieniach w rury.
  2104. Artem pomyślał, że nie wydostan± się st±d żywi, lecz Maksym
  2105. wyprostował się i trzymaj±c cekaem w rękach puścił dług± serię, po której
  2106. automaty umilkły. Wtedy drezyna poszła łatwiej, i pod koniec trzeba było
  2107. za ni± biec, żeby się dało wskoczyć na platformę.
  2108. - Uciekaj±! Naprzód! - ktoś krzykn±ł z tyłu, i automaty za ich plecami
  2109. zagrały z potrójn± sił±, ale większość kul trafiała w ściany i sufit tunelu.
  2110. Brodacz zręcznie podpalił od skręta groĽnie sycz±cy lont, zawin±ł
  2111. butelkę w jakiś gałgan i rzucił na tory. Po chwili za nimi oślepiaj±co
  2112. błysnęło i rozległ się ten sam trzask, który Artem już raz słyszał, kiedy stał z
  2113. pętl± na szyi.
  2114. - Dawaj jeszcze! I dymny! - rozkazał towarzysz Rusakow.
  2115. Drezyna spalinowa to po prostu cudo, myślał Artem, kiedy pogoń została
  2116. daleko w tyle, próbuj±c przedrzeć się przez zasłonę dymn±. Maszyna z
  2117. lekkości± sunęła naprzód, i płosz±c pieszych, przemknęła przez
  2118. NowokuĽnieck±, na której towarzysz Rusakow kategorycznie zabronił się
  2119. zatrzymywać. Minęli stację tak szybko, że Artemowi nie udało się jej nawet
  2120. należycie przyjrzeć. Niczego specjalnego na niej jednak nie zauważył, tylko
  2121. bardzo sk±pe oświetlenie, choć ludzi było na niej całkiem sporo. Banzai
  2122. szepn±ł mu, że to bardzo kiepska stacja, a jej mieszkańcy też s± dziwni, zaś
  2123. ostatnim razem, kiedy chcieli się tu zatrzymać, mocno tego pożałowali i
  2124. ledwo uszli st±d cało.
  2125. - Wybacz, towarzyszu, teraz nie będziemy mogli ci pomóc
  2126.  
  2127. - po raz
  2128. pierwszy przechodz±c na "ty", zwrócił się do niego towarzysz Rusakow.
  2129. -
  2130. Teraz przez dłuższy czas nie będziemy mogli tam wracać. Wycofujemy się
  2131. do naszej rezerwowej bazy na Awtozawodskiej. Jeśli chcesz, przył±cz się do
  2132. brygady.
  2133. Artem znów musiał przezwyciężyć sam siebie i odrzucić propozycję, ale
  2134. teraz było to łatwiejsze. Ogarn±ł go rozpaczliwy śmiech. Cały świat był
  2135. przeciwko niemu, wszystko szło nie tak. Oddalał się teraz od centrum, i z
  2136. każd± sekund± ten cel był coraz mniej wyraĽny, pogr±żał się w mrokach
  2137.  
  2138. 188
  2139. tuneli, które dzieliły Artema od niego, tracił swoj± realność, znów
  2140. zmieniaj±c się w coś abstrakcyjnego i niedosiężnego. Ale wrogość świata do
  2141. niego i jego zadania budziła w Artemie złość, która wypełniała mu teraz
  2142. muskuły, upart± złość, rozpalaj±c± mu przygasły już wzrok buntowniczym
  2143. ogniem, zastępuj±c± mu i strach, i instynkt samozachowawczy, i rozum, i
  2144. siłę.
  2145. - Nie - powiedział, po raz pierwszy twardo i spokojnie. - Muszę iść.
  2146. - A więc dojedziemy razem do Pawieleckiej i tam się rozstaniemy
  2147. - po
  2148. chwili milczenia zaakceptował jego wybór komisarz. - Szkoda, towarzyszu
  2149. Artemie. Potrzebujemy bojowników.
  2150. Nieopodal NowokuĽnieckiej tunel się rozdwajał. Drezyna skręciła w
  2151. lewo. Kiedy Artem spytał, co jest w prawym tunelu, usłyszał, że tam nie
  2152. mog± jechać: kilkaset metrów dalej znajduje się wysunięta placówka Hanzy,
  2153. istna twierdza. Ten niepozorny tunel, jak się okazało, wiódł do trzech stacji
  2154. Linii Okrężnej naraz: Oktiabrskiej, Dobrynińskiej i Pawieleckiej. Hanza nie
  2155. zamierzała burzyć tego ł±cznika i tym samym unicestwić tak ważnego
  2156. węzła komunikacyjnego, ale był on wykorzystywany tylko przez jej tajnych
  2157. agentów. Jeśli ktoś obcy próbował zbliżyć się do placówki, był
  2158. likwidowany jeszcze na przedpolu, bez szans na tłumaczenia.
  2159. Po jakimś czasie za tym rozwidleniem ukazała się Pawielecka. Artem
  2160. pomyślał, że prawdę mówił któryś z jego znajomych na WOGN-ie, że
  2161. kiedyś całe metro z jednego końca do drugiego można było przejechać w
  2162. godzinę, choć wtedy w to nie wierzył. Ech, gdyby miał tak± drezynę...
  2163. Tyle, że i drezyna by nie pomogła, mało gdzie można było przejechać ot
  2164. tak, po prostu, na luzie, może tylko wzdłuż granicy Hanzy, a i to tylko na
  2165. pokonanym przez nich właśnie odcinku.
  2166. Nie, niepotrzebnie marzył. W nowym świecie tak już być nie mogło, w
  2167. nim każdy krok robiło się za cenę niewiarygodnych wysiłków i pal±cego
  2168. bólu. Tamte czasy minęły bezpowrotnie. Tamten czarodziejski, przepiękny
  2169. świat umarł. Już go nie ma. I nie można po nim płakać do końca życia.
  2170. Trzeba splun±ć na jego grób i nigdy więcej nie odwracać się za siebie.
  2171.  
  2172. 189
  2173. ROZDZIAŁ 10
  2174. NO PASARÁN!
  2175. Przed Pawieleck± żadnych posterunków nie było widać, rozst±piła się
  2176. tylko przed nimi, daj±c im przejechać i uważnie przygl±daj±c się drezynie,
  2177. grupka włóczęgów siedz±ca jakieś trzydzieści metrów od wejścia na stację.
  2178. - Co to, nikt tu nie mieszka?
  2179. - spytał Artem, staraj±c się by jego głos
  2180. brzmiał obojętnie.
  2181. Zupełnie nie miał ochoty zostać sam na porzuconej stacji, bez broni,
  2182. jedzenia i dokumentów.
  2183. - Na Pawieleckiej?
  2184. - towarzysz Rusakow spojrzał na niego ze
  2185. zdziwieniem. - Oczywiście, że mieszkaj±!
  2186. - Ale dlaczego w takim razie nie ma tu posterunków?
  2187.  
  2188. - upierał się
  2189. Artem.
  2190. - No, przecież to Pa-wie-lec-ka! - wmieszał się Banzai, przy czym
  2191. nazwę stacji wymówił z naciskiem, sylaba po sylabie.
  2192. - Kto by j± chciał
  2193. ruszyć?
  2194. Artem zrozumiał, że rację miał ten starożytny mędrzec, który umieraj±c
  2195. wyjawił, że wie tylko, że nic nie wie. Wszyscy mówili o nietykalności
  2196. Pawieleckiej jak o czymś nie potrzebuj±cym wyjaśnień i dla każdego
  2197. zrozumiałym.
  2198. - Nie orientujesz się, czy co? - nie mógł uwierzyć Banzai. - Poczekaj,
  2199. zaraz sam zobaczysz!
  2200. Pawielecka zdumiała Artema od pierwszego wejrzenia. Sklepienia były
  2201. tu tak wysokie, że pochodnie stercz±ce z wbitych w ściany obręczy nie
  2202. sięgały ich swoim drż±cym światłem, co sprawiało niepokoj±ce i magiczne
  2203. wrażenie rozci±gaj±cej się nad głow± nieskończoności. Ogromne półokr±głe
  2204. arkady podtrzymywały zgrabne smukłe kolumny, które nieznanym
  2205. sposobem były w stanie unieść potężne sklepienia. Przestrzeń między
  2206. łukami arkad pokrywały zmatowiałe, ale wci±ż jeszcze przypominaj±ce sw±
  2207. dawn± wielkość, płaskorzeĽby z br±zu, i choć przedstawiały tylko
  2208. tradycyjne sierpy i młoty, w obramowaniu tych łuków na wpół zapomniane
  2209. symbole zburzonego imperium wygl±dały tak dumnie i wyzywaj±co, jak w
  2210. dniu, kiedy je wykuto. Niekończ±cy się rz±d kolumn, miejscami zalany
  2211. drż±cym, krwawym światłem pochodni, nikn±ł w niewiarygodnie dalekiej
  2212. ciemności, i nie chciało się wierzyć, że tam się urywa. Wydawało się, że
  2213. płomienie liż± takie same wdzięczne marmurowe kolumny jeszcze setki i
  2214. tysi±ce kroków dalej, nie mog±c się po prostu przebić przez gęsty, prawie
  2215.  
  2216. 190
  2217. wyczuwalny mrok. Ta stacja była pewnie kiedyś siedzib± cyklopa, i dlatego
  2218. wszystko tu było takie gigantyczne...
  2219. Czyżby nikt nie śmiał się na niej osiedlić tylko dlatego, że jest tak
  2220. piękna?
  2221. Banzai przeł±czył silnik na jałowe obroty, drezyna toczyła się coraz
  2222. wolniej, stopniowo się zatrzymuj±c, a Artem wci±ż chciwie patrzył na
  2223. niezwykł± stację. W czym rzecz? Dlaczego nikt nie niepokoi Pawieleckiej?
  2224. W czym kryje się jej świętość? Przecież nie tylko w tym, że przypomina
  2225. raczej bajkowy podziemny pałac niż element infrastruktury
  2226. komunikacyjnej?
  2227. Tymczasem wokół nieruchomej drezyny zebrał się cały tłum oberwanych
  2228. i brudnych chłopców w każdym możliwym wieku. Przygl±dali się maszynie
  2229. z zazdrości±, a jeden odważył się nawet zeskoczyć na tory i dotykał silnika
  2230. pogwizduj±c z podziwem, póki Fiodor go nie przegonił.
  2231. - To wszystko, towarzyszu Artemie. Tu nasze drogi się rozchodz±
  2232.  
  2233. -
  2234. przerwał rozmyślania Artema dowódca.
  2235. - Poradziłem się towarzyszy i
  2236. postanowiliśmy dać ci mały prezent. Trzymaj! - i podał Artemowi automat,
  2237. pewnie jeden z tych, które zabrano zabitym konwojentom. - I jeszcze to -
  2238. w jego dłoni była latarka, któr± oświetlał sobie drogę w±saty faszysta w
  2239. czarnym mundurze. - To wszystko zdobyczne, więc bierz śmiało. Należy ci
  2240. się. Zostalibyśmy tu dłużej, ale nie możemy się zatrzymywać. Kto wie jak
  2241. długo te faszystowskie świnie będ± nas gonić. A za Pawieleck± na pewno
  2242. nie ośmiel± się pokazać.
  2243. Mimo dopiero co zyskanej hardości i zdecydowaniu, Artemowi zrobiło
  2244. się nieprzyjemnie ciężko na sercu, kiedy Banzai ściskał mu dłoń, życz±c
  2245. powodzenia, Maksym klepn±ł go przyjaĽnie po ramieniu, a brodaty wujek
  2246. Fiodor wyci±gn±ł dla niego niedopit± flaszkę ze swoim wynalazkiem, nie
  2247. wiedz±c, co by mu jeszcze podarować:
  2248. - Bierz, chłopcze, jeszcze się kiedyś spotkamy. Nie umrzemy, żyć
  2249. będziemy!
  2250. Towarzysz Rusakow jeszcze raz potrz±sn±ł jego ręk± i jego piękna męska
  2251. twarz spoważniała.
  2252. - Towarzyszu Artemie! Na pożegnanie chciałbym ci powiedzieć dwie
  2253. rzeczy. Po pierwsze, wierz w swoj± gwiazdę. Jak mawiał towarzysz Ernesto
  2254. Che Guevara: "Hasta la victoria siempre!". A po drugie, i najważniejsze:
  2255. "NO PASARÁN!".
  2256. Pozostali bojownicy podnieśli w górę zaciśnięte w pięści prawe dłonie i
  2257. chórem powtórzyli zaklęcie: "No pasarán!". Artemowi nie pozostało nic
  2258. innego jak również zacisn±ć pięść i odpowiedzieć tak zdecydowanie i
  2259. rewolucyjnie, jak tylko potrafił: "No pasarán!", chociaż dla niego osobiście
  2260. cały ten rytuał był kompletn± abrakadabr±. Jednak nie chciał psuć tej
  2261.  
  2262. 191
  2263. podniosłej chwili pożegnania głupimi pytaniami. Widocznie wszystko
  2264. zrobił tak, jak trzeba, bo towarzysz Rusakow spojrzał na niego z dum± i
  2265. zadowoleniem, a potem uroczyście zasalutował.
  2266. Motor zaterkotał głośniej, i drezyna, spowita w siny obłok spalin,
  2267. odprowadzana przez grupkę radośnie piszcz±cych dzieci, rozpłynęła się w
  2268. mroku. Artem znowu był zupełnie sam i tak daleko od domu, jak nigdy
  2269. przedtem.
  2270. Pierwsz± rzecz±, na któr± zwrócił uwagę wędruj±c wzdłuż peronu, były
  2271. zegary. Artem od razu naliczył ich cztery sztuki. Na WOGN-ie czas był
  2272. bardziej czymś symbolicznym: jak ksi±żki, jak próby stworzenia szkoły dla
  2273. dzieci - na znak tego, że mieszkańcy stacji nadal walcz±, że nie chc± ulegać
  2274. degradacji, że pozostali ludĽmi. Ale tutaj, jak się zdawało, zegary grały
  2275. jak±ś inn±, nieskończenie ważniejsz± rolę. Pospacerowawszy jeszcze trochę,
  2276. Artem zauważył i inne osobliwości: po pierwsze, na samej stacji nie było
  2277. widać żadnych mieszkań, a jedynie kilka sczepionych wagonów, które stały
  2278. na drugim torze i zagłębiały się w tunelu, tak że z peronu było widać tylko
  2279. mał± część poci±gu, przez co Artem na pocz±tku wcale go nie zauważył.
  2280. Handlarze wszystkich specjalności, różne warsztaty: tego wszystkiego było
  2281. do woli, ale żadnego mieszkalnego namiotu, ani nawet parawanu, za którym
  2282. można by było przenocować. Jedynie na walaj±cych się po stacji kartonach
  2283. leżeli nieliczni żebracy i kloszardzi. Snuj±cy się po stacji ludzie od czasu do
  2284. czasu podchodzili do zegarów, niektórzy, posiadaj±cy własne zegarki,
  2285. nerwowo porównywali je z czerwonymi cyframi na ekranach i wracali do
  2286. swoich spraw. Tu to by się przydał Chan, pomyślał Artem; ciekawe, co by
  2287. na to powiedział.
  2288. Inaczej niż na Kitaj-Gorodzie, gdzie podróżni byli otoczeni żywym
  2289. zainteresowaniem - próbowano ich nakarmić, coś im sprzedać, gdzieś
  2290. zaprowadzić - tutaj wszyscy wydawali się pogr±żeni we własnych
  2291. sprawach. Do Artema nie mieli żadnego interesu, i poczucie samotności,
  2292. zagłuszone z pocz±tku przez ciekawość, powróciło z jeszcze większ± sił±.
  2293. Próbuj±c odegnać narastaj±cy smutek, znów zacz±ł się przypatrywać
  2294. otaczaj±cym go ludziom. Artem spodziewał się, że również oni będ± jacyś
  2295. inni, ze szczególnym wyrazem twarzy, w końcu życie na takiej stacji nie
  2296. mogło się na nich nie odcisn±ć. Na pierwszy rzut oka wokół niego krz±tali
  2297. się, krzyczeli, pracowali, dyskutowali zwyczajni ludzie, tacy sami jak
  2298. wszędzie. Ale im uważniej im się przygl±dał, tym częściej przechodził go
  2299. dreszcz: wstrz±saj±co dużo było tu małych kalek i potworków: tu ktoś bez
  2300. palców, tam ktoś pokryty ohydnymi krostami, u jeszcze innego w miejscu
  2301. odciętej trzeciej ręki sterczał gruby kikut. Dorośli najczęściej byli łysi i
  2302. chorzy - zdrowych, silnych ludzi prawie się nie spotykało. Ich cherlawe,
  2303. zwyrodniałe ciała aż kłuły oczy w kontraście z mrocznym ogromem stacji,
  2304. na której mieszkali.
  2305.  
  2306. 192
  2307. Pośrodku szerokiego peronu dwa prostok±tne otwory prowadz±ce w dół
  2308. ukazywały przejście na Linię Okrężn±, do Hanzy. Ale nie było tu ani
  2309. hanzeatyckich pograniczników, ani punktu celnego, jak na Prospekcie Mira,
  2310. a przecież ktoś wspominał Artemowi, że Hanza trzyma w żelaznej garści
  2311. wszystkie s±siednie stacje. Nie, tu wyraĽnie działo się coś dziwnego.
  2312. Artem nie dotarł do przeciwległego końca holu. Na pocz±tek kupił sobie
  2313. za pięć nabojów miskę krojonych, smażonych grzybów i szklankę zgniłej,
  2314. nasyconej gorycz± wody i ze wstrętem przełkn±ł to świństwo siedz±c na
  2315. przewróconej plastikowej skrzynce, w jakich kiedyś trzymało się
  2316. opakowania szklane. Potem doszedł do poci±gu, w nadziei, że uda mu się tu
  2317. odpocz±ć, bo siły miał już na wyczerpaniu, a ciało wci±ż jeszcze bolało go
  2318. po przesłuchaniu. Ale poci±g był zupełnie inny niż ten na Kitaj-Gorodzie:
  2319. wagony okazały się być obszarpane i kompletnie puste, miejscami spalone
  2320. lub podtopione; miękkie skórzane siedzenia były wyrwane i dok±dś
  2321. wyniesione; wszędzie widniały plamy zaschniętej krwi, a na podłodze
  2322. ciemno połyskiwały sterty łusek po nabojach. To miejsce wyraĽnie nie było
  2323. odpowiednie na nocleg, bardziej przypominało twierdzę, która przeżyła już
  2324. niejedno oblężenie.
  2325. Badanie poci±gu przez Artema nie trwało długo, ale kiedy wrócił na
  2326. peron, nie poznał stacji. Stragany opustoszały, gwar ucichł i oprócz kilku
  2327. włóczęgów, którzy zbili się w gromadę niedaleko przejścia, na peronie nie
  2328. było widać kompletnie nikogo. Zrobiło się wyraĽnie ciemniej, zgasły
  2329. pochodnie z tej strony, od której wszedł na stację; płonęło tylko kilka w
  2330. centrum holu, i jeszcze daleko, na jego przeciwległym końcu pobłyskiwało
  2331. małe ognisko. Na zegarze była ósma wieczorem z minutami. Co się stało?
  2332. Artem pośpiesznie, na ile pozwalał mu ból, ruszył naprzód. Przejście było
  2333. zamknięte z obu stron, nie zwykłymi metalowymi bramkami, a mocnymi
  2334. wrotami obitymi żelazem. Na drugich schodach było dokładnie tak samo,
  2335. ale jedno skrzydło było uchylone, a za nim widać było solidne kraty
  2336. zrobione, podobnie jak w kazamatach na Twerskiej, z grubych prętów
  2337. zbrojeniowych. Za nimi postawiono oświetlony słab± lampk± stolik, za
  2338. którym siedział strażnik w szaroniebieskim mundurze.
  2339. - Po ósmej wstęp wzbroniony - odparł w odpowiedzi na prośbę Artema
  2340. o wpuszczenie do środka. - Brama otwiera się o szóstej rano
  2341. - i odwrócił
  2342. się daj±c do zrozumienia, że rozmowa została zakończona.
  2343. Artem wpadł w zakłopotanie. Dlaczego po ósmej wieczorem na stacji
  2344. kończyło się życie? I co miał teraz zrobić? Bezdomni kłębi±cy się na swoich
  2345. kartonach wygl±dali odpychaj±co, nie miał ochoty nawet się do nich
  2346. zbliżać, więc postanowił spróbować szczęścia przy ognisku, które migotało
  2347. w przeciwległym końcu holu.
  2348. Już z daleka stało się jasne, że to nie zbiorowisko włóczęgów, a
  2349. posterunek graniczny, czy coś w tym rodzaju: na tle płomieni widać było
  2350.  
  2351. 193
  2352. mocne męskie postacie, można było rozpoznać ostre kontury karabinów; ale
  2353. czego tam można było strzec, siedz±c na samym peronie? Posterunki
  2354. powinno się wystawiać w tunelach, na przedpolu stacji, im dalej tym lepiej,
  2355. a tak... Jeśli nawet wylezie stamt±d jakieś cholerstwo, albo napadn± ich
  2356. bandyci, strażnicy nawet nie będ± mogli nic zrobić.
  2357. Lecz kiedy Artem podszedł bliżej, zauważył coś jeszcze: z tyłu, za
  2358. ogniskiem, od czasu do czasu pojawiała się jasna, biała smuga światła,
  2359. skierowana jakby w górę, ale dziwnie krótka, jakby od razu ucięta, nie
  2360. dosięgaj±c sklepienia, a nikn±c, wbrew wszelkim prawom fizyki, po kilku
  2361. metrach. Reflektor był wł±czany co jakiś czas, w równych odstępach, i
  2362. pewnie dlatego Artem wcześniej go nie zauważył. Co to mogło być?
  2363. Podszedł do ogniska, grzecznie się przywitał, wyjaśnił, że jest tu
  2364. przejazdem i z niewiedzy przegapił moment zamknięcia bramy, i zapytał
  2365. czy mógłby odpocz±ć tutaj, ze strażnikami.
  2366. - Odpocz±ć? - zapytał ze śmiechem siedz±cy najbliżej rozczochrany,
  2367. ciemnowłosy mężczyzna z wielkim, mięsistym nochalem, niewysoki, lecz
  2368. wygl±daj±cy na bardzo silnego.
  2369. - Tutaj, mój chłopcze, nie odpoczniesz.
  2370. Dobrze będzie, jak dożyjesz do rana.
  2371. Na pytanie, co jest takiego niebezpiecznego w siedzeniu przy ognisku na
  2372. środku peronu, mężczyzna nic nie odpowiedział, tylko kiwn±ł głow± do
  2373. tyłu, gdzie zapalał się reflektor. Pozostali byli zajęci własn± rozmow± i w
  2374. ogóle nie zwrócili na Artema uwagi. Wtedy postanowił wyjaśnić w końcu,
  2375. co tu się dzieje, i podszedł do reflektora. To, co zobaczył, zdziwiło go, ale
  2376. wiele mu wyjaśniło.
  2377. Na samym końcu holu stała niewielka budka, w rodzaju tych, które
  2378. znajdowały się czasem koło schodów ruchomych przy przejściach na inne
  2379. linie. Dookoła leżały worki, gdzieniegdzie przytwierdzone były masywne,
  2380. żelazne płyty, jeden z wartowników zdejmował pokrowce z bardzo groĽnie
  2381. wygl±daj±cych działek, a drugi siedział w budce. To właśnie na niej
  2382. postawiono świec±cy w górę reflektor. W górę! O żadnej osłonie, żadnej
  2383. barierze nie było tu nawet mowy, od razu za budk± zaczynały się schody
  2384. ruchome prowadz±ce na powierzchnię. I światło reflektora biło właśnie w
  2385. tamtym kierunku, niespokojnie kr±ż±c od ściany do ściany, próbuj±c jakby
  2386. wypatrzeć kogoś w tych egipskich ciemnościach, ale wychwytywało z nich
  2387. tylko porosłe czymś br±zowym resztki lamp, zawilgocony sufit, z którego
  2388. ogromnymi kawałami odpadał tynk, a dalej... Dalej nie było widać nic.
  2389. Wszystko od razu wskoczyło na swoje miejsce.
  2390. Z jakiegoś powodu nie było tu typowej metalowej osłony, odcinaj±cej
  2391. stację od powierzchni, ani na peronie, ani na górze. Pawielecka miała
  2392. bezpośrednie poł±czenie ze światem zewnętrznym, i jej mieszkańcy byli
  2393. ci±gle narażeni na niebezpieczeństwo wtargnięcia. Oddychali skażonym
  2394. powietrzem, pili skażon± wodę, to pewnie dlatego miała taki dziwny
  2395.  
  2396. 194
  2397. smak... Dlatego wśród dzieci pojawiało się tu o wiele więcej mutacji niż, na
  2398. przykład, na WOGN-ie. Dlatego dorośli byli tacy mizerni: pozbawiaj±c ich
  2399. włosów, wyniszczaj±c i rozkładaj±c żywe ciało, stopniowa pożerała ich
  2400. choroba popromienna. Ale najwidoczniej to nie było wszystko, bo jak
  2401. inaczej wyjaśnić fakt, że cała stacja pustoszała po ósmej wieczorem, a
  2402. ciemnowłosy wartownik przy ognisku powiedział, że nawet przeżyć jedn±
  2403. noc to tutaj wyczyn?
  2404. Po zastanowieniu, Artem zbliżył się do człowieka siedz±cego w budce.
  2405. - Dobry wieczór - odpowiedział ten na pozdrowienie.
  2406. Miał koło pięćdziesi±tki, ale zd±żył już standardowo wyłysieć, nieliczne
  2407. siwe włosy zwisały mu jeszcze ze skroni i potylicy, ciemne oczy patrzyły
  2408. ciekawie na Artema, a prościutka, wi±zana kamizelka kuloodporna nie
  2409. mogła ukryć wydatnego brzuszka. Na piersi wisiała mu lornetka, a obok niej
  2410. gwizdek.
  2411. - Siadaj - wskazał Artemowi najbliższy worek. - Oni tam, rozumiesz,
  2412. dobrze się bawi±, mnie tu samego zostawili, żebym się nudził. Niech
  2413. chociaż z tob± pogadam. Kto ci tak oko załatwił?
  2414. Nawi±zała się rozmowa.
  2415. - Rozumiesz, nie umiemy zmajstrować niczego chociaż w miarę
  2416. porz±dnego - opowiadał z przygnębieniem wartownik pokazuj±c ręk±
  2417. wyjście - tutaj by trzeba nie blachę, a zalać betonem, z blach± już
  2418. próbowaliśmy i to nie ma sensu. Przychodzi jesień i woda wszystko znosi w
  2419. cholerę, przy czym najpierw sobie kapie, a potem jak nie przerwie... Było
  2420. tak już kilka razy, i dużo ludu zginęło, więc od tej pory radzimy sobie w ten
  2421. sposób. Ale spokojnie żyć się tu nie da, jak na innych stacjach, tylko ci±gle
  2422. jesteśmy w gotowości: co noc złazi tu jakieś ścierwo. W dzień to się nie
  2423. pokazuj±, czy to śpi±, czy przeciwnie, biegaj± po powierzchni. A jak się
  2424. ściemni, to jest normalnie czarna rozpacz. Przystosowaliśmy się oczywiście,
  2425. po ósmej wszyscy chronimy się do przejścia, to tam mieszkamy, a tutaj
  2426. bardziej prowadzimy gospodarstwo. Poczekaj no...
  2427. - przerwał, szczękn±ł
  2428. przeł±cznikiem na pulpicie, i reflektor rozbłysn±ł.
  2429. Wrócili do rozmowy dopiero kiedy biały jęzor światła oblizał wszystkie
  2430. trzy pary schodów ruchomych, sufit i ściany, a na końcu uspokajaj±co zgasł.
  2431. - Tam, na górze - wartownik wskazał palcem sklepienie - jest Dworzec
  2432. Pawielecki. W każdym razie kiedyś był. Przeklęte miejsce. Nie wiem już
  2433. dok±d stamt±d id± tory, ale teraz dzieje się tam coś strasznego. Takie
  2434. dĽwięki czasem tu dochodz±, że normalnie krew ścina w żyłach. A już jak
  2435. zaczn± leĽć na dół... - zamilkł. - Mówimy na te potwory, co id± z góry,
  2436. przyjezdni - ci±gn±ł po chwili. - Przez ten dworzec. Niby żeby nie było tak
  2437. strasznie. Kilka razy tacy przyjezdni, co byli silniejsi, cały ten posterunek
  2438. zmietli. Widziałeś ten poci±g, co tam u nas stoi na torach? Chłopaki poszli
  2439.  
  2440. 195
  2441. do niego. Z dołu nikt by im nie otworzył
  2442.  
  2443. - tam s± kobiety, dzieci, jeśli
  2444. przyjezdni by tam wleĽli, to koniec, po zawodach. A i nasze chłopaki
  2445. dobrze to rozumieli, wycofali się do poci±gu, zaczaili się tam i położyli
  2446. kilka tych stworów. Ale i sami... żywych zostało tylko dwóch z dziesięciu.
  2447. Jeden przyjezdny uciekł, polazł w kierunku NowokuĽnieckiej. Rano chcieli
  2448. go wyśledzić, zostawiał za sob± taki gęsty śluz, ale dał nura w boczny tunel,
  2449. który prowadzi w dół, a my się tam nie zapuszczamy. Mamy własn± biedę.
  2450. - A ja słyszałem, że na Pawieleck± nikt nigdy nie napada - przypomniał
  2451. sobie Artem - to prawda?
  2452. - Oczywiście - poważnie kiwn±ł głow± wartownik.
  2453. - Kto nas ruszy?
  2454. Gdybyśmy nie prowadzili tu obrony, rozpełzliby się st±d po całej linii. Nie,
  2455. nikt na nas ręki nie podniesie. Hanza w końcu i tak prawie całe przejście
  2456. nam oddała, ich posterunek jest na samym końcu. Broń nam podrzucaj±,
  2457. tylko żebyśmy ich chronili. Lubi± cudzymi rękoma wyci±gać kasztany z
  2458. ognia, tyle ci powiem! Mówisz, że jak ci na imię? Artem? A mnie Mark.
  2459. Poczekaj no, Artem, coś tam szeleści...
  2460.  
  2461. - i znów szybko wł±czył
  2462. reflektor. - Nie, pewnie się przesłyszałem - rzekł niepewnie po chwili.
  2463. Artema stopniowo ogarniało przygniataj±ce poczucie zagrożenia. Tak jak
  2464. Mark, uważnie patrzył w górę, ale tam, gdzie ten widział tylko cienie
  2465. rozbitych lamp, Artemowi zwidywały się zastygłe w oślepiaj±cym świetle
  2466. reflektora złowieszcze, fantastyczne sylwetki. Z pocz±tku myślał, że to
  2467. tylko jego wyobraĽnia stroi sobie z niego żarty, kiedy jeden z dziwnych
  2468. kształtów ledwo zauważalnie się poruszył, gdy tylko minęła go plama
  2469. światła.
  2470. - Niech pan poczeka... - wyszeptał. - Proszę spróbować, o, w tamtym
  2471. k±cie, przy tej dużej wyrwie, tylko szybko...
  2472. I, jakby przygwożdżone reflektorem, gdzieś daleko, za połow± schodów,
  2473. coś wielkiego, kościstego na moment zamarło, a potem nagle rzuciło się w
  2474. dół. Mark chwycił uciekaj±cy z dłoni gwizdek i dmuchn±ł w niego ze
  2475. wszystkich sił. W tej sekundzie wszyscy siedz±cy przy ognisku zerwali się z
  2476. miejsc i rzucili na
  2477. pozycje.
  2478. Tam, jak się okazało, był jeszcze jeden reflektor, słabszy, ale sprytnie
  2479. poł±czony z nietypowym ciężkim karabinem maszynowym. Artem nigdy
  2480. wcześniej takiego nie widział: działo miało dług±, rozszerzon± na końcu
  2481. lufę, celownik przypominał kształtem pajęczynę, a pociski były ładowane z
  2482. oleiście błyszcz±cej ­taśmy.
  2483. - Tam jest, blisko dziesi±tej! - namierzył przyjezdnego ochrypły, chudy
  2484. facet, przysiadaj±c się do Marka. - Daj lornetkę... Lecha! Dziesi±ta, prawy
  2485. rz±d!
  2486.  
  2487. 196
  2488. - Jest! Dobra, kochasiu, stacja końcowa, teraz siedĽ spokojnie - mrukn±ł
  2489. strzelec celuj±c w przyczajony czarny cień. - Trzymam go!
  2490. Gruchnęła ogłuszaj±ca seria, dziesi±ta, licz±c od dołu, lampa rozleciała
  2491. się w drzazgi, a na górze coś przeraĽliwie zaskrzeczało.
  2492. - Zdaje się, że go dorwaliśmy - ocenił ten z chrypk±. - Dobra, poświeć
  2493. jeszcze... Leży. Załatwiony, śmierdziel.
  2494. Ale z góry jeszcze długo, przynajmniej godzinę, dochodziły ciężkie,
  2495. niemal ludzkie jęki, od których Artemowi robiło się nieswojo. Kiedy
  2496. zaproponował, żeby dobić przyjezdnego, żeby się nie męczył, usłyszał w
  2497. odpowiedzi:
  2498. - Chcesz, to biegnij, dobij go. Tutaj, młody, nie strzelnica, każdy nabój
  2499. się liczy.
  2500. Mark został zmieniony, i razem z Artemem podeszli do ogniska. Mark
  2501. zapalił od płomienia skręta i zamyślił się, a Artem zacz±ł przysłuchiwać się
  2502. ogólnej rozmowie.
  2503. - Na przykład Lecha wczoraj o krisznowcach opowiadał
  2504.  
  2505. - niskim,
  2506. głuchym głosem mówił masywny mężczyzna z niskim czołem i potężnym
  2507. karkiem - co to siedz± na Oktiabrskim Polu i chc± iść do Instytutu
  2508. Kurczatowa, żeby wysadzić reaktor j±drowy i załatwić nam wszystkim
  2509. nirwanę, ale jak na razie nijak nie mog± się wybrać. Wtedy sobie
  2510. przypomniałem, co ze mn± było cztery lata temu, kiedy jeszcze mieszkałem
  2511. na Sawielowskiej. Kiedyś wybrałem się w interesach na Białorusk±. Miałem
  2512. wtedy kontakty na Nowosłobodskiej, tak że przeszedłem prosto przez
  2513. Hanzę. No i przychodzę na Białorusk±, szybko dotarłem, spotkałem się z
  2514. kim trzeba, interes z nim załatwiłem, myślę sobie, trzeba to oblać. On mi
  2515. mówi, żebym był ostrożny, bo tutaj pijani często znikaj±. Ja na to: Dobra,
  2516. dobra, daj spokój, nie można tego tak zostawić. Generalnie, obaliliśmy
  2517. flaszkę na dwóch. Ostatnie, co pamiętam, to jak ten gość chodzi na
  2518. czworakach i krzyczy "Jestem Łunochod-1!". Budzę się - Matko Boska! -
  2519. zwi±zany, w ustach knebel, bańka ogolona na zero, leżę sam w jakiejś
  2520. komórce, zdaje się w dawnym komisariacie. Myślę sobie, co za porażka. Po
  2521. półgodzinie przychodz± jakieś diabły i ci±gn± mnie za kołnierz do holu. Nie
  2522. dowiedziałem się dok±d trafiłem, wszystkie tablice zerwane, ściany czymś
  2523. pomazane, podłoga we krwi, ogniska się pal±, prawie cała stacja rozkopana
  2524. i jakiś dół, głęboki na dwadzieścia metrów najmniej, jak nie trzydzieści. Na
  2525. podłodze i suficie były narysowane gwiazdy, takie, wiecie, jedn± kresk±, jak
  2526. dzieci rysuj±. No to, myślę, może u czerwonych jestem? Ruszyłem głow±
  2527. -
  2528. coś niepodobni. Zaci±gnęli mnie do tego dołu, a tam drabinka; mówi±: złaĽ
  2529. po drabince. I kałachami popychaj±. Patrzę, a tam kupa ludzi na dnie, z
  2530. łomami i łopatami, i tę dziurę pogłębiaj±. Ziemię na górę wyci±gaj±
  2531. kołowrotkiem, ładuj± na wagoniki i gdzieś wywoż±. Nie ma wyjścia, ci
  2532. kolesie z kałachami to normalnie nawiedzeni byli, wszyscy wytatuowani od
  2533.  
  2534. 197
  2535. stóp do głów, myślę sobie: jakiś lepszy kryminał. Pewnie w mamrze
  2536. wyl±dowałem. Ci tu, niby bandziory z autorytetem, robi± podkop, chc±
  2537. uciec. A zwykłe złodziejaszki na nich pracuj±. Ale potem zrozumiałem, że
  2538. to bzdura jakaś. Sk±d w metrze mamr, jak tu nawet psów nie ma? Mówię
  2539. im, że się boję wysokości, spadnę tamtym zaraz prosto na łeb, pożytku ze
  2540. mnie dużo nie będzie. Naradzili się i kazali mi ładować ziemię, któr±
  2541. wyci±gaj± z dołu, do wagoników. Kajdanki mi, ścierwa, założyli, na nogi
  2542. jakieś łańcuchy, i ładować. A ja cały czas nie mogłem zrozumieć, co oni tu
  2543. robi±. Robota, powiem wprost, do łatwych nie należała. Ja to jeszcze
  2544.  
  2545. -
  2546. poruszył potężnymi ramionami - ale tam i słabsi byli, i jak ktoś padał na
  2547. ziemię, to ci z tatuażami go podnosili i wlekli gdzieś do schodów.
  2548. Przechodziłem potem raz obok, patrzę, a tam taki jakby pniak, jak ten, co na
  2549. Placu Czerwonym kiedyś był do egzekucji, w ten pniak był wbity konkretny
  2550. topór, a dookoła wszystko we krwi i głowy stercz± na kijach. O mało się nie
  2551. porzygałem. Nie, myślę sobie, trzeba się st±d zmywać, zanim zrobi± ze
  2552. mnie stracha na wróble.
  2553. - No, i kto to był?
  2554. - przerwał mu niecierpliwie ten z chrypk±, który
  2555. siedział za reflektorem.
  2556. - Spytałem potem chłopaków, z którymi ładowałem ziemię. Wiesz, kto
  2557. to był? Sataniści, rozumiesz? Oni, znaczy się, stwierdzili, że koniec świata
  2558. już nast±pił, i że metro to brama piekieł. I coś tam jeszcze o jakichś kręgach
  2559. mówili, już nie pamiętam...
  2560. - Wrota piekieł - poprawił go strzelec.
  2561. - No. Metro to wrota piekieł, a samo piekło leży nieco głębiej, i diabeł,
  2562. znaczy się, tam na nich czeka, trzeba tylko się do niego dokopać. No to
  2563. kopi±. Cztery lata już minęły od tamtej pory. Może już się dokopali.
  2564. - A gdzie to było? - spytał strzelec.
  2565. - Nie wiem! Jak Boga kocham, nie wiem. Bo wydostałem się stamt±d
  2566. tak: schowali mnie w wagoniku, kiedy strażnicy nie patrzyli, i przysypali
  2567. ziemi±. Długo gdzieś jechałem, potem wysypali mnie z wysokości i
  2568. straciłem przytomność, ockn±łem się, zacz±łem się czołgać, wylazłem na
  2569. jakieś tory, i tak po tych torach szedłem, aż się skrzyżowały z innymi, a ja
  2570. się na tym skrzyżowaniu wywaliłem. Potem ktoś mnie tam znalazł i
  2571. ockn±łem się dopiero na Dubrowce, rozumiesz? A ten dobry człowiek, co
  2572. mnie stamt±d zabrał, już się zd±żył zmyć. No i domyśl się teraz, gdzie to
  2573. było...
  2574. Potem mówiono o tym, że podobno na Placu Ilicza i na Rimskiej
  2575. wybuchła jakaś epidemia i dużo ludzi umarło, ale Artem puścił to wszystko
  2576. mimo uszu. Myśl, że metro to przedsionek piekła, czy może nawet pierwszy
  2577. jego kr±g, zahipnotyzowała go, i przed oczami stan±ł mu niewiarygodny
  2578. obraz: setki ludzi, roj±cych się jak mrówki, kopi±cych rękami bezdennie
  2579. głęboki dół, szyb donik±d, aż za którymś razem łom jednego z nich wejdzie
  2580.  
  2581. 198
  2582. w grunt dziwnie lekko i wpadnie w dół, i wtedy piekło i metro ostatecznie
  2583. zlej± się w jedno.
  2584. Potem pomyślał, że oto ta stacja żyje prawie jak WOGN: nieustannie
  2585. atakuj± j± jakieś potwory przychodz±ce z powierzchni, a oni odpieraj± te
  2586. ataki w pojedynkę, i jeśli Pawielecka padnie, to te monstra rozejd± się po
  2587. całej linii. Wychodziło na to, że rola WOGN-u wcale nie była tak
  2588. wyj±tkowa, jak wydawało mu się wcześniej. Kto wie, ile jest jeszcze w
  2589. metrze takich stacji, z których każda odpowiada za swój odcinek, walcz±c
  2590. nie o powszechny spokój, a o własn± skórę... Można uciekać, cofać się do
  2591. centrum, zawalaj±c za sob± tunele, ale wtedy będzie coraz mniej przestrzeni
  2592. życiowej, aż wszyscy pozostali przy życiu zbior± się na małym skrawku
  2593. ziemi i sami poprzegryzaj± sobie gardła.
  2594. Ale przecież jeśli WOGN nie przedstawia sob± niczego wyj±tkowego,
  2595. jeśli s± i inne wyjścia na powierzchnię, których nie da się zamkn±ć... To
  2596. znaczy, że... Artem spostrzegł się i zabronił sobie myśleć o tym dalej. To
  2597. był po prostu głos słabości, zdradziecko podszeptuj±cy argumenty, żeby nie
  2598. kontynuować Wyprawy, by nie d±żyć do Celu. Ale nie wolno się mu
  2599. poddawać. Takie myślenie to ślepa uliczka.
  2600. Aby się oderwać, zacz±ł się znów przysłuchiwać rozmowie. Najpierw
  2601. ocenili szanse niejakiego Puszka na jakieś zwycięstwo. Potem ten z chrypk±
  2602. zacz±ł opowiadać o tym, że jacyś bandyci napadli na Kitaj-Gorod,
  2603. powystrzelali kupę ludzi, ale na ratunek pośpieszyli kałużscy i ich odparli, a
  2604. tamci wycofali się w kierunku Tagańskiej. Artem chciał już zaprzeczyć, że
  2605. wcale nie w kierunku Tagańskiej, a Trietiakowskiej, ale tu wmieszał się
  2606. jeszcze jakiś żylasty typ, którego twarzy nie było widać, i powiedział, że
  2607. kałużskich generalnie wybili ci z Kitaj-Gorodu i teraz stację kontroluje
  2608. nowa grupa, o której wcześniej nikt nie słyszał. Ten z chrypk± zacz±ł się z
  2609. nim gor±co kłócić, a Artema zacz±ł morzyć sen. Tym razem nie śniło mu się
  2610. zupełnie nic, i spał tak mocno, że nawet kiedy rozległ się gwizdek
  2611. alarmowy i wszyscy podskoczyli ze swoich miejsc, jemu i tak nie udało się
  2612. obudzić. Najwidoczniej alarm był fałszywy, bo żadne strzały po nim nie
  2613. nast±piły. Kiedy w końcu obudził go Mark, na zegarze była już za
  2614. piętnaście szósta.
  2615. - Wstawaj, warta skończona! - radośnie potrz±sn±ł Artema za ramię.
  2616. -
  2617. ChodĽmy, pokażę ci przejście, tam, gdzie cię wczoraj nie wpuścili.
  2618. Paszport masz?
  2619. Artem pokręcił głow±.
  2620. - No nic, jakoś to załatwimy
  2621.  
  2622. - obiecał Mark, i po paru minutach
  2623. rzeczywiście byli już w przejściu między stacjami, a wartownik spokojnie
  2624. pogwizdywał bawi±c się w dłoni dwoma nabojami.
  2625. Korytarz był bardzo długi, dłuższy nawet niż stacja. Wzdłuż jednej
  2626. ściany stały brezentowe parawany, i paliły się całkiem jasne lampki ("Hanza
  2627.  
  2628. 199
  2629. o nas dba" - uśmiechn±ł się ironicznie Mark), a pod drug± ci±gnęło się
  2630. długie, choć niewysokie, mniej więcej metrowe przepierzenie.
  2631. - Tak przy okazji, to jest jedno z najdłuższych przejść między stacjami w
  2632. całym metrze!
  2633. - z dum± poinformował Mark.
  2634.  
  2635. - Pytasz, co to za
  2636. przepierzenie? To ty nie wiesz? Przecież to słynna rzecz! Połowa ludzi,
  2637. którzy do nas przychodz±, to właśnie z tego powodu! Poczekaj, teraz
  2638. jeszcze za wcześnie. PóĽniej się zacznie. Tak w ogóle, to najlepiej jest
  2639. wieczorem, kiedy zamykaj± wyjście na stację i ludzie nie maj± już nic do
  2640. roboty. Ale może w ci±gu dnia będzie jakiś wyścig kwalifikacyjny. Nie, ty
  2641. naprawdę nic o tym nie słyszałeś? My tu mamy wyścigi szczurów,
  2642. totalizator! Mówimy na to hipodrom. Coś takiego, a ja myślałem, że
  2643. wszyscy o tym wiedz±
  2644. - zdziwił się, kiedy wreszcie zrozumiał, że Artem
  2645. nie żartuje. - Ty, tak w ogóle, lubisz grać? Ja, na przykład, jestem
  2646. nałogowym graczem.
  2647. Artem był oczywiście ciekaw tych wyścigów, ale nigdy nie miał
  2648. szczególnej żyłki do hazardu. Do tego teraz, po tym jak przespał tyle
  2649. godzin, nad jego głow± zbierały się chmury burzowe poczucia winy. Nie
  2650. mógł czekać do wieczora, w ogóle nie mógł już czekać. Musiał iść naprzód,
  2651. już i tak za dużo czasu stracił. Ale droga do Polis wiodła przez Hanzę, i
  2652. teraz nie dało się już jej omin±ć.
  2653. - Chyba nie mogę tu zostać do wieczora
  2654. - powiedział Artem. - Muszę
  2655. iść... na stację Polianka.
  2656. - Ale tam przecież się idzie przez Hanzę
  2657.  
  2658. - mruż±c oczy zauważył
  2659. Mark. - Jak chciałeś przejść przez Hanzę, jeśli nie masz nie tylko wizy, ale
  2660. nawet paszportu? Tutaj, przyjacielu, nie mogę ci pomóc. Ale spróbuję
  2661. podsun±ć ci pomysł. Naczelnik Pawieleckiej
  2662. - nie naszej, a tej na Linii
  2663. Okrężnej - jest wielkim miłośnikiem tych właśnie wyścigów. Jego szczur,
  2664. Pirat, jest faworytem. Pojawia się tu co wieczór, z ochron± i w pełnym
  2665. majestacie. Jak chcesz, postaw przeciw niemu.
  2666. - Przecież nie mam nawet czego stawiać - zaprotestował Artem.
  2667. - Postaw siebie, w zamian za przysługę. Chcesz, to ja cię postawię - w
  2668. oczach Marka pojawił się błysk hazardzisty.
  2669. - Jak wygramy, zdobędziesz
  2670. wizę. Przegramy - i tak się tam dostaniesz, a tam już, prawda, od ciebie
  2671. będzie zależało, jak się z tego wykaraskać. Czy jest to jakiś pomysł? Moim
  2672. zdaniem jest.
  2673. Artemowi ten plan wcale się nie spodobał. Sprzedawać samego siebie w
  2674. niewolę, a tym bardziej, przegrywać samego siebie w szczurzym
  2675. totalizatorze, to było jakoś obraĽliwe. Postanowił spróbować przebić się do
  2676. Hanzy inaczej. Kilka godzin kręcił się w pobliżu poważnych
  2677. pograniczników w szarych, plamistych mundurach
  2678. - byli ubrani dokładnie
  2679. tak, jak ci z Prospektu Mira
  2680.  
  2681. - próbuj±c do nich zagadać, ale ci nie
  2682. odpowiadali. Po tym, jak jeden z nich nazwał go z pogard± jednookim (co
  2683.  
  2684. 200
  2685. było niesprawiedliwe, bo lewe oko zaczęło się już otwierać, choć wci±ż
  2686. jeszcze piekielnie bolało) i zasugerował, żeby się odwalił, Artem porzucił
  2687. wreszcie bezowocne starania i zacz±ł wypatrywać najbardziej ciemnych i
  2688. podejrzanych typów na stacji, handlarzy broni±, kwasem
  2689.  
  2690. - wszystkich,
  2691. którzy mogli się okazać przemytnikami. Ale nikt nie podejmował się
  2692. przerzucić Artema do Hanzy za jego karabin i latarkę.
  2693. Nadszedł wieczór, który zastał Artema siedz±cego na posadzce w
  2694. przejściu i pogr±żonego w cichej rozpaczy i samoponiżeniu. Tymczasem
  2695. dookoła powstało ożywienie, dorośli wracali z pracy, jedli kolację ze
  2696. swoimi rodzinami, dzieci coraz mniej hałasowały, układane do snu, aż
  2697. wreszcie, po zamknięciu bramy, wszyscy wysypali się ze swoich namiotów
  2698. i zza parawanów, i podeszli do torów wyścigowych. Ludzi było tu dużo,
  2699. przynajmniej trzysta osób, i znaleĽć w tym tłumie Marka nie było łatwo.
  2700. Ludzie zgadywali, jak dziś pobiegnie Pirat, czy uda się Puszkowi choć raz
  2701. go wyprzedzić, padały też imiona innych biegaczy, ale tych dwóch było
  2702. wyraĽnie poza konkurencj±.
  2703. Do startu podchodzili dumni posiadacze szczurów, nios±c swoich
  2704. wychuchanych pupili w małych klatkach. Naczelnika Pawieleckiej Okrężnej
  2705. nie było widać, i Mark też jakby zapadł się pod ziemię. Artem przestraszył
  2706. się nawet, że znów stoi dziś na warcie i nie przyjdzie. Ale w takim razie jak
  2707. on zamierzał grać?
  2708. Wreszcie w drugim końcu przejścia pojawiła się mała procesja. Krocz±c
  2709. w asyście dwóch ponurych ochroniarzy, bez pośpiechu, dostojnie niósł
  2710. swoje ciężkie ciało ogolony na łyso starzec z zadbanymi sumiastymi
  2711. w±sami, w okularach i nienagannym czarnym garniturze. Jeden z
  2712. ochroniarzy niósł w ręku obit± czerwonym aksamitem skrzynkę z kratk±
  2713. zamiast jednej ze ścianek, w której miotało się coś szarego. To był pewnie
  2714. słynny Pirat.
  2715. Ochroniarz zaniósł skrzynkę ze szczurem na linię startu, a w±saty starzec
  2716. podszedł do sędziego siedz±cego za stolikiem, władczym gestem przegonił
  2717. z krzesła jego asystenta, ciężko opadł na zwolnione miejsce i zacz±ł
  2718. osobist± rozmowę. Drugi ochroniarz stał obok, plecami do stolika, szeroko
  2719. rozstawiwszy nogi, z dłońmi na krótkim czarnym automacie, który wisiał
  2720. mu na piersi. Takiemu człowiekowi strach było nie tylko proponować
  2721. zakład, ale i w ogóle się do niego zbliżyć.
  2722. Wtedy Artem zobaczył, jak do tych szacownych ludzi podchodzi tak po
  2723. prostu niechlujnie ubrany Mark, przygładzaj±c dawno niemyte włosy, i
  2724. zaczyna coś opowiadać sędziemu. Z takiej odległości słychać było tylko ton
  2725. głosu, ale za to było doskonale widać, jak w±saty starzec na pocz±tku zrobił
  2726. się purpurowy z oburzenia, potem przybrał wyniosł± minę, aż wreszcie
  2727. kiwn±ł głow± z niezadowoleniem, i zdj±wszy okulary, zacz±ł je
  2728. pedantycznie przecierać.
  2729.  
  2730. 201
  2731. Artem zacz±ł przeciskać się przez tłum w kierunku linii startu, gdzie stał
  2732. Mark.
  2733. - Wszystko gra! - radośnie oznajmił ten, zacieraj±c ręce.
  2734. Na pytanie, co dokładnie ma na myśli, Mark wyjaśnił, że przed chwil±
  2735. założył się osobiście ze starym naczelnikiem przeciwko Piratowi,
  2736. zapewniaj±c, że jego nowy szczur wygra z faworytem już w pierwszym
  2737. wyścigu. Trzeba było dać w zastaw Artema, oznajmił Mark, ale w zamian
  2738. zaż±dał wizy na cał± Hanzę dla niego i dla siebie. Naczelnik, wprawdzie
  2739. odrzucił propozycję, mówi±c, że nie zajmuje się handlem niewolnikami (tu
  2740. Artem westchn±ł z ulg±), ale dodał, że tak± zarozumiałość i bezczelność
  2741. trzeba ukarać. Jeśli ich szczur przegra, Mark i Artem przez rok będ± musieli
  2742. czyścić wychodki na Pawieleckiej Okrężnej. Jeśli wygra, cóż, dostan± wizy.
  2743. On był oczywiście całkowicie pewny, że drugi wariant jest wykluczony, i
  2744. dlatego się zgodził. Postanowił ukarać tych bezczelnych zarozumialców,
  2745. którzy śmieli rzucić wyzwanie jego ulubieńcowi.
  2746. - Ma pan swojego szczura? - ostrożnie zapytał Artem.
  2747. - Oczywiście! - zapewnił go Mark.
  2748. - Istna bestia! On tego Pirata
  2749. rozerwie na kawałki! Wiesz, jak dziś przede mn± uciekał? Ledwo go
  2750. złapałem! Prawie do NowokuĽnieckiej za nim goniłem.
  2751. - A jak się wabi?
  2752. - Wabi? Faktycznie, jakże on się wabi? No, powiedzmy, Rakieta
  2753.  
  2754. -
  2755. zaproponował Mark. - Rakieta brzmi groĽnie?
  2756. Artem nie był pewny, czy sens rywalizacji polega na tym, czyj szczur
  2757. rozerwie przeciwnika na kawałki, ale nic nie powiedział. Potem wyjaśniło
  2758. się, że swojego szczura Mark złapał dopiero dzisiaj, i wtedy Artem nie
  2759. wytrzymał.
  2760. - A sk±d pan wie, że on zwycięży?
  2761. - Wierzę w niego, Artem!
  2762. - rzekł uroczyście Mark.
  2763. - I tak w ogóle,
  2764. wiesz, już od dawna chciałem mieć swojego szczura. Stawiałem na cudze,
  2765. one przegrywały, i myślałem wtedy: to nic, nadejdzie dzień, kiedy będę
  2766. miał swojego, i on już na pewno przyniesie mi wygran±. Ale ci±gle nie
  2767. mogłem się zdecydować, zreszt± to nie takie proste, trzeba zdobyć specjalne
  2768. pozwolenie sędziego, a to jest takie nudziarstwo... Życie mi minie, jakiś
  2769. przyjezdny mnie zeżre, albo sam umrę, a własnego szczura nie będę miał...
  2770. Potem mi się trafiłeś, i pomyślałem: to jest to! Teraz albo nigdy. Jeśli teraz
  2771. nie zaryzykujesz, mówię sobie, to znaczy, że już zawsze będziesz stawiać na
  2772. cudze szczury. I zdecydowałem: jak już grać, to o duż± stawkę. Chciałbym
  2773. ci oczywiście pomóc, ale nie to jest najważniejsze, wybacz. A tak chciałem
  2774. podejść do tego w±satego starego grzyba - ściszył głos Mark - i
  2775. oświadczyć: stawiam mojego szczura przeciwko pana Piratowi! Tak się
  2776. wkurzył, że kazał sędziemu zatwierdzić mojego szczura poza kolejk±. I
  2777.  
  2778. 202
  2779. wiesz co - dodał, po chwili milczenia - za tak± chwilę warto potem przez
  2780. rok czyścić wychodki.
  2781. - Ale przecież nasz szczur na pewno przegra!
  2782.  
  2783. - zawołał Artem
  2784. rozpaczliwie, ostatni raz próbuj±c przemówić mu do rozs±dku.
  2785. Mark spojrzał na niego uważnie, potem uśmiechn±ł się i powiedział:
  2786. - A może jednak nie?
  2787. Rzuciwszy surowe spojrzenie zebranej publiczności, sędzia przygładził
  2788. siwiej±ce włosy, odkaszln±ł z godności± i zacz±ł odczytywać imiona
  2789. szczurów uczestnicz±cych w wyścigu. Rakietę wymienił na końcu, ale Mark
  2790. kompletnie nie zwrócił na to uwagi. Najwięcej oklasków zebrał Pirat, a
  2791. Rakiecie bił brawo tylko Artem, gdyż Mark miał zajęte ręce: trzymał w nich
  2792. klatkę. W tym momencie Artem wci±ż jeszcze miał nadzieję, że zdarzy się
  2793. cud, który wybawi go od niesławnego końca w śmierdz±cym szambie.
  2794. Wtedy sędzia oddał ślepy strzał ze swojego makarowa, i właściciele
  2795. szczurów otwarli klatki. Rakieta wyrwał się na wolność jako pierwszy, tak
  2796. że serce Artema radośnie podskoczyło, za to potem, kiedy pozostałe szczury
  2797. rzuciły się naprzód przez całe przejście, jeden wolniej, drugi szybciej,
  2798. Rakieta, zupełnie nie uzasadniaj±c swojego dumnego imienia, wbił się w k±t
  2799. jakieś pięć metrów od startu, i tam już został. Szczurów, według
  2800. regulaminu, nie można było poganiać. Artem popatrzył z obaw± na Marka,
  2801. oczekuj±c, że ten zacznie szaleć, albo przeciwnie, zgaśnie przytłoczony
  2802. wstydem. Ale surowym i dumnym wyrazem twarzy Mark przypominał
  2803. raczej kapitana kr±żownika, który daje rozkaz zatopienia swojego okrętu, by
  2804. ten nie wpadł w ręce wroga - jak w podniszczonej ksi±żce o wojnie Rosji z
  2805. kimś tam innym, która leżała w bibliotece na WOGN-ie.
  2806. Po paru chwilach pierwsze szczury dotarły do mety.
  2807. Wygrał Pirat, na drugim miejscu znalazł się jakiś szczur o
  2808. niezrozumiałym imieniu, Puszek przybiegł trzeci. Artem rzucił spojrzenie w
  2809. stronę stolika sędziowskiego. W±saty starzec, przecieraj±c spocon± z
  2810. napięcia łys± czaszkę t± sam± ściereczk±, któr± wcześniej czyścił szkła
  2811. okularów, oceniał wyniki z sędzi±. Artem miał już nadzieję, że o nich
  2812. zapomniał, kiedy starzec nagle klepn±ł się w czoło i z łagodnym uśmiechem
  2813. kiwn±ł palcem na Marka, przyzywaj±c go.
  2814. Wtedy Artem poczuł się prawie jak w chwili, kiedy prowadzili go na
  2815. egzekucję, choć teraz to uczucie nie było tak intensywne. Przeciskaj±c się w
  2816. ślad za Markiem do stolika sędziowskiego, pocieszał się tym, że tak czy
  2817. inaczej wejście na terytorium Hanzy stoi teraz przed nim otworem, trzeba
  2818. tylko znaleĽć sposób na ucieczkę. Ale najpierw czekała go chwila hańby.
  2819. Uprzejmie zaprosiwszy ich, by weszli na podest, w±sacz odwrócił się do
  2820. widowni i pokrótce opisał treść zawartej umowy, a potem grzmi±cym
  2821. głosem oznajmił, że obu nieudaczników wysyła się, tak jak było ustalone,
  2822.  
  2823. 203
  2824. na roboty przy czyszczeniu urz±dzeń sanitarnych na jeden rok, licz±c od
  2825. dzisiejszego dnia. Nie wiadomo sk±d pojawili się dwaj pogranicznicy
  2826. Hanzy, zabrali Artemowi jego automat, upewniaj±c się, że wróg publiczny
  2827. przez najbliższy rok będzie niegroĽny, i obiecali zwrócić mu broń po
  2828. odbyciu kary. Potem, przy akompaniamencie gwizdów i obelg tłumu,
  2829. zaprowadzili ich na Okrężn±.
  2830. Przejście wychodziło spod podłogi, na środku holu, jak na s±siedniej
  2831. stacji, ale na tym podobieństwa między obiema stacjami Pawieleckimi się
  2832. kończyły. Okrężna robiła bardzo dziwne wrażenie: z jednej strony
  2833. sklepienie było tu niskie, a prawdziwych kolumn nie było wcale - w
  2834. równych odstępach w ścianie wybite były łuki, których szerokość była
  2835. równa szerokości ściany między nimi. Zdawało się, że pierwsz± Pawieleck±
  2836. łatwiej było wykopać, jakby grunt był tam miększy i łatwo było się przez
  2837. niego przebijać, a tutaj trafiła się jakaś twarda, nieustępliwa skała, któr±
  2838. ciężko było pokonać. Ale z jakiegoś powodu tutaj nie nastrajało to takim
  2839. smutkiem i nie przytłaczało jak na Twerskiej, może st±d, że stacja była
  2840. niezwykle dobrze oświetlona, ściany zdobiły nieskomplikowane wzory, a
  2841. przy łukach ze ścian wystawały imitacje antycznych kolumn, jak na
  2842. ilustracjach w ksi±żce Mity starożytnej Grecji. Krótko mówi±c: nie było to
  2843. najgorsze miejsce dla robót przymusowych.
  2844. I oczywiście od razu było wiadomo, że to teren Hanzy. Po pierwsze, było
  2845. tu nienormalnie czysto, przytulnie, a na sklepieniu, umieszczone w wielkich
  2846. szklanych kloszach, miękko świeciły najprawdziwsze lampy. We
  2847. właściwym holu, który wprawdzie nie był tak obszerny, jak na bliĽniaczej
  2848. stacji, nie stał ani jeden namiot, za to było dużo pulpitów, na których leżały
  2849. sterty przemyślnych elementów maszyn. Siedzieli przy nich ludzie w
  2850. niebieskich kombinezonach, a w powietrzu unosił się przyjemny lekki
  2851. zapach oleju maszynowego. Najwidoczniej dzień pracy kończył się tu
  2852. póĽniej niż na Pawieleckiej Promienistej. Na ścianach wisiały sztandary
  2853. Hanzy - koło zębate na białym tle, plakaty wzywaj±ce do podniesienia
  2854. wydajności pracy i cytaty z jakiegoś A. Smitha.
  2855. Pod największ± chor±gwi±, między dwoma nieruchomymi żołnierzami
  2856. pocztu sztandarowego, stał stolik ze szklan± gablot±, i kiedy Artem
  2857. przechodził obok, specjalnie zwolnił kroku, żeby przyjrzeć się, cóż to za
  2858. relikwie leż± pod szkłem.
  2859. Na czerwonym aksamicie, czule podświetlone malutkimi lampkami,
  2860. spoczywały dwie ksi±żki. Pierwsza - pierwszorzędnie zachowane wydanie
  2861. w czarnej oprawie z wyszywanym złotym napisem głosz±cym: Adam Smith
  2862. Bogactwo narodów. Druga - mocno podniszczony tomik w porwanej i
  2863. zaklejonej cienkimi paskami papieru cienkiej okładce, na której tłustym
  2864. drukiem było napisane: Dale Carnegie Jak przestać się martwić i zacz±ć żyć.
  2865.  
  2866. 204
  2867. Ani o jednym, ani o drugim autorze Artem nigdy nie słyszał, dlatego
  2868. dużo bardziej zajmowała go kwestia, czy przypadkiem resztkami tego
  2869. właśnie aksamitu naczelnik stacji nie obił klatki swojego ulubionego
  2870. szczura.
  2871. Jeden z torów był wolny, i od czasu do czasu przejeżdżały nim
  2872. załadowane skrzyniami drezyny, przeważnie ręczne. Ale raz zadymiła też
  2873. spalinowa, zatrzymała się na chwilę na stacji i ruszyła dalej. Artem dojrzał
  2874. siedz±cych na niej potężnych żołnierzy w czarnych mundurach i czarnobiałych podkoszulkach. Każdy z nich miał na głowie noktowizor, na piersi
  2875. wisiały im dziwne krótkie automaty, a tułów chroniły im ciężkie kamizelki
  2876. kuloodporne. Dowódca, gładz±c leż±cy mu na kolanach ogromny
  2877. ciemnozielony hełm z przyłbic±, wymienił kilka słów ze strażnikami na
  2878. stacji odzianymi w zwykłe szare panterki, i drezyna skryła się w tunelu.
  2879. Na drugim torze stał kompletny poci±g, który był nawet w lepszym
  2880. stanie niż ten widziany przez Artema na KuĽnieckim Moście. Za
  2881. zasłoniętym oknami znajdowały się pewnie kwatery mieszkalne, ale były
  2882. też inne okna, z opuszczonymi szybami, przez które widać było biurka z
  2883. maszynami do pisania, za którymi siedzieli ludzie z poważnym wyrazem
  2884. twarzy, zaś na tabliczce przykręconej nad drzwiami do wagonu
  2885. wygrawerowany był napis: GŁÓWNE BIURO.
  2886. Stacja wywarła na Artemie niezatarte wrażenie. Nie, nie poraziła go, jak
  2887. pierwsza Pawielecka, nie było tu nawet śladu tego tajemniczego, nieco
  2888. mrocznego przepychu, przypomnienia zdegenerowanym potomkom o
  2889. minionej, nadludzkiej świetności i potędze budowniczych metra. Za to
  2890. ludzie tu żyli tak, jakby poza granic± Linii Okrężnej nie panował upadek i
  2891. szaleństwo podziemnej egzystencji. Tu życie toczyło się równym tempem,
  2892. było dobrze urz±dzone, po pracy następował zasłużony odpoczynek,
  2893. młodzież nie uciekała w iluzoryczny świat kwasa, lecz do zakładów pracy -
  2894. im wcześniej zaczniesz karierę, tym wyższy szczebel osi±gniesz
  2895. - ludzie
  2896. dojrzali zaś nie bali się, że gdy tylko strac± siłę w rękach, wyrzuc± ich do
  2897. tunelu szczurom na pożarcie. Teraz stało się jasne, dlaczego Hanza
  2898. wpuszczała tak niechętnie i tak niewielu obcych na swoje stacje. Liczba
  2899. miejsc w raju jest ograniczona, i tylko wejście do piekła jest dla wszystkich
  2900. otwarte.
  2901. - No i w końcu wyemigrowałem!
  2902. - rozgl±daj±c się z zadowoleniem
  2903. dookoła, ucieszył się Mark.
  2904. Na końcu peronu, w oszklonej kabinie z napisem "dyżurny", siedział
  2905. jeszcze jeden pogranicznik, obok stał niewielki, pomalowany w białoczerwone pasy szlaban. Kiedy mijaj±ce ich drezyny podjeżdżały do niego,
  2906. posłusznie się zatrzymuj±c, pogranicznik z ważn± min± wychodził z kabiny,
  2907. sprawdzał dokumenty, a czasem też ładunek, i w końcu podnosił szlaban.
  2908. Artem zauważył w duchu, że wszyscy pogranicznicy i celnicy s± bardzo
  2909.  
  2910. 205
  2911. dumni ze swojej pozycji, od razu widać, że zajmuj± się tym, co lubi±
  2912. najbardziej. Z drugiej strony, pomyślał, takiej pracy nie da się nie lubić.
  2913. Zaprowadzili ich za ogrodzenie, od którego prowadziła dróżka do tunelu
  2914. i skręcały w bok korytarze z pomieszczeniami służbowymi, i zaznajomili
  2915. ich z powierzonym im miejscem pracy. Przygnębiaj±ce żółtawe kafelki,
  2916. doły w ziemi dumnie przykryte prawdziwymi sedesami, niewiarygodnie
  2917. brudne kombinezony, obrosłe czymś strasznym szufle, taczka z jednym
  2918. kółkiem, które wykręcało dzikie ósemki, wagonik, który należało napełniać
  2919. i pchać w kierunku najbliższej, prowadz±cej w dół sztolni. I wszystko to
  2920. spowite potwornym, niewyobrażalnym smrodem, wżeraj±cym się w
  2921. ubranie, przesycaj±cym każdy włos od korzenia do koniuszka,
  2922. przenikaj±cym pod skórę, tak że zaczynasz myśleć, że stał się teraz części±
  2923. twojej natury i zostanie z tob± na zawsze, odstraszaj±c tobie podobnych i
  2924. zmuszaj±c ich, by zeszli ci z drogi zanim jeszcze cię zobacz±.
  2925. Pierwszy dzień tej monotonnej pracy ci±gn±ł się tak powoli, że Artem
  2926. stwierdził, że ich zmiana nie ma końca, będ± wygrzebywać, przerzucać,
  2927. toczyć, znów wygrzebywać, znów toczyć, opróżniać i wracać tylko po to,
  2928. żeby ten przeklęty cykl powtórzył się jeszcze raz. Pracy nie było końca,
  2929. ci±gle przychodzili nowi goście. Ani oni, ani strażnicy stoj±cy przy wejściu
  2930. do pomieszczenia i tam, gdzie kończyli trasę, przy sztolni, nie kryli odrazy
  2931. do biednych roboli. Usuwali się na bok ze wstrętem, zatykaj±c nosy rękami,
  2932. lub, ci delikatniejsi, nabieraj±c pełne płuca powietrza, żeby przypadkiem nie
  2933. zrobić wdechu w pobliżu Artema i Marka. Na ich twarzach dało się
  2934. wyczytać takie obrzydzenie, że Artem pytał się w duchu: czy to nie z ich
  2935. wnętrzności bierze się ta cała ohyda, od której tak pośpiesznie i
  2936. zdecydowanie się odsuwaj±? Pod koniec dnia, kiedy mimo ogromnych,
  2937. płóciennych rękawic skórę na rękach miał zdart± do krwi, Artemowi wydało
  2938. się, że poj±ł prawdziw± naturę człowieka i sens jego życia. Człowiek jawił
  2939. mu się teraz jako zmyślna maszyna do unicestwiania żywności i produkcji
  2940. łajna, funkcjonuj±ca prawie bezawaryjnie przez całe swoje życie, które nie
  2941. ma żadnego sensu, jeśli pod słowem "sens" rozumieć jakiś ostateczny cel.
  2942. Sens zawierał się w procesie: zniszczyć jak najwięcej pokarmu, jak
  2943. najszybciej go przetworzyć i wyrzucić z siebie odpady, wszystko, co zostało
  2944. z dymi±cych wieprzowych kotletów, soczystych duszonych grzybów,
  2945. pulchnych placuszków, teraz zepsute i skalane. Rysy przychodz±cych
  2946. zacierały się, stawali się pozbawionymi twarzy mechanizmami do
  2947. niszczenia tego, co piękne i przydatne, tworz±c w zamian bezużyteczny
  2948. smród. Artem czuł do ludzi gniew i budzili w nim wstręt, nie mniejszy, niż
  2949. on w nich. Mark znosił wszystko ze stoickim spokojem i od czasu do czasu
  2950. pocieszał Artema sentencjami w rodzaju: "To nic, słyszałem, że na
  2951. emigracji zawsze na pocz±tku jest trudno".
  2952. I, co najważniejsze, ani pierwszego, ani drugiego dnia nie pojawiła się
  2953. żadna okazja ucieczki, straż była czujna, i chociaż wystarczyłoby tylko
  2954.  
  2955. 206
  2956. uciec do tunelu za sztolni±, w stronę Dobrynińskiej, było to zadanie
  2957. niewykonalne. Spali w klitce obok, na noc drzwi były zamykane na klucz, a
  2958. przez cał± dobę, na posterunku, w szklanej kabinie przy wjeĽdzie na stację
  2959. siedział strażnik.
  2960. Nadszedł trzeci dzień ich pobytu na stacji. Czas nie płyn±ł tu w rytmie
  2961. dni i nocy, lecz pełzł jak ślimak, sekunda za sekund± niekończ±cego się
  2962. koszmaru. Artem przywykł stopniowo do myśli, że już nikt nigdy nie
  2963. podejdzie do niego i z nim nie porozmawia, i że przypadł mu los pariasa.
  2964. Zupełnie jakby przestał być człowiekiem i przeobraził się w jakieś
  2965. niewiarygodnie szkaradne stworzenie, w którym ludzie widz± nie tylko coś
  2966. obrzydliwego i odpychaj±cego, ale do tego coś, co w nieuchwytny sposób
  2967. ich przypomina, i to odstrasza ich i brzydzi jeszcze bardziej, jak gdyby
  2968. można było się od niego t± brzydot± zarazić, jakby był trędowaty.
  2969. Z pocz±tku obmyślał plany ucieczki. Potem przyszła dĽwięcz±ca pustk±
  2970. rozpacz. Po niej nast±piło ciemne otępienie, kiedy rozum usun±ł się z jego
  2971. życia, zasklepił się, wci±gaj±c w siebie nitki uczuć i zmysłów i skulił się
  2972. gdzieś w k±ciku świadomości. Artem kontynuował pracę mechanicznie,
  2973. jego ruchy stały się automatyczne, trzeba było tylko wygrzebywać,
  2974. przerzucać, toczyć, znów wygrzebywać, znów toczyć, opróżniać i jak
  2975. najszybciej wracać, żeby znów wygrzebywać. Sny przestały mieć fabułę,
  2976. Artem, jak na jawie, biegał w nich bez końca, wygrzebywał, popychał,
  2977. popychał, wygrzebywał i biegał.
  2978. Pod wieczór pi±tego dnia Artem wjechał razem z taczk± na walaj±c± się
  2979. na ziemi łopatę i wylał zawartość, a potem jeszcze sam się w ni± wywrócił.
  2980. Kiedy powoli podnosił się z ziemi, nagle coś pstryknęło mu w głowie, i
  2981. zamiast biec po wiadro i szmatę, nieśpiesznie skierował się do wejścia do
  2982. tunelu. Sam czuł się wtedy tak ohydnym, tak odpychaj±cym, że jego aura
  2983. powinna była odstręczyć każdego. I dokładnie w tym momencie, dzięki
  2984. niewiarygodnemu zbiegowi okoliczności, wartownik, niezmiennie stercz±cy
  2985. na końcu jego zwykłej trasy, z jakiegoś powodu był nieobecny. Ani przez
  2986. chwilę nie zastanawiaj±c się nad tym, że mog± go ścigać, ruszył wzdłuż
  2987. szyn. Na ślepo, ale prawie się nie potykaj±c, szedł coraz szybciej i szybciej,
  2988. aż marsz przeszedł w bieg, ale jego rozum nadal nie wrócił do kontroli nad
  2989. ciałem, wci±ż jeszcze strachliwie się kulił, wciśnięty w swój k±t. Za nim nie
  2990. było słychać ani krzyków, ani tupotu pogoni, i tylko drezyna z ładunkiem
  2991. towaru, oświetlaj±ca sobie drogę słab± lamp±, przejechała skrzypi±c obok
  2992. niego. Artem po prostu przylgn±ł do ściany, przepuszczaj±c pojazd. Jad±cy
  2993. ni± ludzie czy go nie zauważyli, czy też nie uznali za wskazane, żeby
  2994. zwracać na niego uwagę; ich spojrzenia prześlizgnęły się po nim
  2995. bezwiednie, i nie powiedzieli ani słowa.
  2996. Nagle ogarnęło go poczucie własnej niewidzialności, któr± zyskał dzięki
  2997. upadkowi; pokryty śmierdz±c± ciecz± stał się jakby niewidoczny, co dodało
  2998.  
  2999. 207
  3000. mu sił, i świadomość zaczęła mu stopniowo wracać. Udało mu się!
  3001. Niewiadomym sposobem, wbrew zdrowemu rozs±dkowi, wbrew
  3002. wszystkiemu, udało mu się uciec z tej cholernej stacji, i nikt go nawet nie
  3003. ściga! To było dziwne, to było nieprawdopodobne, ale wydało mu się, że
  3004. jeśli teraz choć spróbuje uprzytomnić sobie, co się stało, zimnym skalpelem
  3005. rozkroić cud, to czar pryśnie, i w plecy natychmiast trafi go światło
  3006. reflektora patrolowej drezyny.
  3007. Na końcu tunelu ukazało się światło. Zwolnił kroku i po chwili wszedł na
  3008. Dobrynińsk±. Pogranicznikowi wystarczyło głupawe: "Wzywaliście
  3009. hydraulika?", żeby przepuścił go pośpiesznie, rozganiaj±c powietrze wokół
  3010. siebie ręk±, drug± przyciskaj±c do ust. Dalej trzeba było iść naprzód,
  3011. uciekać jak najszybciej z terytorium Hanzy, póki nie opamięta się wreszcie
  3012. straż, póki nie słyszy za plecami stukotu podkutych butów, póki nie
  3013. zagrzmi± ostrzegawcze strzały w powietrze, a potem... Szybciej.
  3014. Nie patrz±c na nikogo, z oczyma wbitymi w ziemię, i wyczuwaj±c przez
  3015. skórę ten wstręt, który czuj± do niego otaczaj±cy go ludzie, tworz±c wokół
  3016. siebie próżnię, choćby przeciskał się przez największy tłum, Artem kroczył
  3017. w kierunku posterunku granicznego. Co teraz powiedzieć? Znów pytania,
  3018. znów ż±danie okazania paszportu - jak na nie odpowie?
  3019. Głowę Artem trzymał tak nisko, że podbródek opierał na piersi, i nie
  3020. widział zupełnie nic wokół siebie, tak że z całej stacji zapamiętał tylko
  3021. równe, ciemne granitowe płyty, którymi była wyłożona posadzka. Szedł
  3022. naprzód, zamieraj±c w oczekiwaniu na moment, w którym usłyszy ostry
  3023. okrzyk, nakazuj±cy mu się zatrzymać. Granica Hanzy była coraz bliżej.
  3024. Jeszcze chwilę... Chwilę...
  3025. - A to co za śmieć? - usłyszał nad uchem zdławiony głos.
  3026. I już.
  3027. - Ja... tego... Zabł±dziłem... Nie jestem st±d...
  3028. - czy to pl±cz±c się ze
  3029. zmęczenia, czy to wczuwaj±c się w rolę, mrukn±ł Artem.
  3030. - Spieprzaj st±d, słyszysz, śmierdzielu?!
  3031.  
  3032. - głos brzmiał bardzo
  3033. przekonuj±co, prawie hipnotycznie, tak że miało się ochotę natychmiast mu
  3034. podporz±dkować.
  3035. - Kiedy ja... Ja bym...
  3036.  
  3037. - mamrotał Artem, boj±c się, żeby nie
  3038. przeszarżować.
  3039. - Żebranina na terytorium Hanzy jest surowo wzbroniona!
  3040. - poważnie
  3041. oznajmił głos, i tym razem dochodził już z dużej odległości.
  3042. - Kiedy ja... tylko troszkę... dzieci mam malutkie... - Artem zrozumiał
  3043. wreszcie którędy droga i ożywił się.
  3044.  
  3045. 208
  3046. - Jakie znowu dzieci? To już kompletna bezczelność! - zdenerwował się
  3047. niewidoczny pogranicznik. - Połow, Łomako, do mnie! Wyrzucić st±d tego
  3048. szmaciarza!
  3049. Ani Połow, ani Łomako nie mieli ochoty brudzić sobie r±k, więc po
  3050. prostu wypchnęli go lufami karabinów. W ślad za nim frunęły przekleństwa
  3051. dowódcy. Dla Artema brzmiały one jak niebiańska muzyka.
  3052. Sierpuchowska! Hanza została za nim!
  3053. Podniósł wreszcie wzrok, lecz to, co wyczytał w oczach pobliskich ludzi
  3054. sprawiło, że znów wbił go w ziemię. To już nie było uporz±dkowane
  3055. terytorium Hanzy, znów pogr±żył się w brudnym, biednym domu wariatów,
  3056. jakim był pozostały obszar metra, ale nawet dla niego Artem był zbyt
  3057. obrzydliwy. Cudowna zbroja, która uratowała go po drodze, czyni±c go
  3058. niewidzialnym, zmuszaj±c ludzi, by odwracali się od uciekiniera i go nie
  3059. zauważali, by przepuszczali go przez wszystkie blokady i posterunki, teraz
  3060. znów zmieniła się w śmierdz±cy nawozem strup. Widocznie wybiła już
  3061. północ.
  3062. Teraz, kiedy minęła pierwsza euforia, ta obca, jakby pożyczona siła,
  3063. która sprawiała, że uparcie szedł tunelem z Pawieleckiej do Dobrynińskiej,
  3064. naraz zniknęła i zostawiła go samego z sob±: głodnego, śmiertelnie
  3065. zmęczonego, bez grosza przy duszy, roztaczaj±cego smród nie do
  3066. zniesienia, wci±ż jeszcze nosz±cego ślady bicia sprzed tygodnia.
  3067. Nędzarze, obok których przysiadł pod ścian±, stwierdziwszy, że teraz
  3068. może już nie unikać takiej kompanii, wśród przekleństw i ur±gań rozpełĽli
  3069. się od niego na wszystkie strony, i został całkiem sam. Obj±ł się rękami za
  3070. ramiona, żeby nie było tak zimno i zamkn±ł oczy i długo tak siedział, nie
  3071. myśl±c o niczym, aż zmorzył go sen.
  3072. Artem szedł niekończ±cym się tunelem. Był on dłuższy niż wszystkie
  3073. przejazdy, przez które przyszło mu wędrować w życiu razem wzięte. Tunel
  3074. zakręcał, to szedł w górę, to zjeżdżał w dół, nie było w nim ani jednego
  3075. prostego odcinka dłuższego niż dziesięć kroków. Ale wci±ż nie miał końca,
  3076. a iść było coraz trudniej, bolały obtłuczone do krwi nogi, doskwierały plecy,
  3077. każdy kolejny krok wywoływał echo bólu w całym ciele, jednak dopóki
  3078. zostawała nadzieja, że do wyjścia jest całkiem niedaleko, może jest tuż za
  3079. tym rogiem, Artem znajdował w sobie siły, by iść. A potem nagle przyszła
  3080. mu do głowy prosta, lecz straszna myśl: a co, jeśli tunel nie ma wyjścia? Co,
  3081. jeśli wejście i wyjście s± zamknięte, jeśli ktoś, niewidoczny i
  3082. wszechpotężny, wsadził go - wierzgaj±cego, jak szczur próbuj±cy ugryĽć w
  3083. palec laboranta - do tego labiryntu bez wyjścia, żeby parł naprzód, aż
  3084. zabraknie mu sił, aż padnie, robi±c to bez żadnego celu, po prostu dla
  3085. zabawy? Szczur w labiryncie. ¦winka morska w kołowrotku. Ale w takim
  3086. razie, pomyślał, jeśli dalsza droga nie prowadzi do wyjścia, może
  3087. zaprzestanie bezmyślnego ruchu da mu wyzwolenie? Usiadł na torach, nie
  3088.  
  3089. 209
  3090. dlatego, że się zmęczył, lecz dlatego, że jego droga się skończyła. I ściany
  3091. wokół zniknęły, a on pomyślał: żeby osi±gn±ć cel, żeby zakończyć
  3092. wyprawę, trzeba po prostu przestać iść. Potem ta myśl rozpłynęła się i
  3093. zniknęła.
  3094. Kiedy się obudził, ogarn±ł go niepojęty strach, i z pocz±tku wci±ż nie
  3095. mógł się zorientować, co się stało. Dopiero potem zacz±ł przypominać sobie
  3096. fragmenty snu, ł±czyć te urywki w układankę, ale urywki w żaden sposób
  3097. nie chciały się trzymać kupy, nie było kleju, który poł±czyłby je w całość.
  3098. Tym klejem była jakaś myśl, która przyszła mu do głowy we śnie, była ona
  3099. rdzeniem, sercem tej wizji, nadawała jej sens. Bez niej była to tylko sterta
  3100. porwanych płócien, z ni±
  3101. - piękny obraz, pełen czarodziejskiego sensu,
  3102. otwieraj±cy przed nim bezkresne horyzonty. I tej właśnie myśli nie
  3103. pamiętał. Artem gryzł sobie kłykcie, wpijał się w swoj± brudn± głowę
  3104. brudnymi palcami, usta szeptały coś nieartykułowanego, i przechodz±cy
  3105. obok patrzyli na niego ze strachem i wrogości±. A myśl nie chciała wrócić. I
  3106. wtedy powoli, ostrożnie, jakby próbuj±c za jeden włosek wyci±gn±ć z bagna
  3107. ton±cego, zacz±ł odtwarzać j± z urywków wspomnień.
  3108.  
  3109. I - o, cudzie! -
  3110. zręcznie pochwyciwszy jeden z obrazów, nagle przypomniał j± sobie w
  3111. tym samym brzmieniu, w jakim usłyszał j± w swoim śnie.
  3112. Żeby zakończyć wyprawę trzeba po prostu przestać iść. Ale teraz, w
  3113. jasnym świetle obudzonej świadomości, myśl ta wydała mu się banalna,
  3114. żałosna, nie zasługuj±ca na uwagę. Żeby zakończyć wyprawę, trzeba
  3115. przestać iść? No, jasne. Przestań iść, i twoja wyprawa się skończy. Nic
  3116. prostszego. Tylko czy to jest wyjście? I czy to jest zakończenie wyprawy,
  3117. do którego d±żył?
  3118. Często bywa, że myśl, która we śnie wydawała się genialna, po
  3119. przebudzeniu okazuje się bezmyślnym poł±czeniem słów...
  3120. - O umiłowany bracie! Nieprawość jest na twym ciele i w twojej duszy -
  3121. usłyszał głos wprost nad sob±.
  3122. To było dla niego tak nieoczekiwane, że i odzyskana myśl, i gorycz
  3123. rozczarowania po jej odzyskaniu, błyskawicznie się rozpłynęły. Nie
  3124. pomyślał nawet, żeby zwrócić uwagę na swoje otoczenie, tak bardzo już
  3125. przywykł do tego, że ludzie rozbiegaj± się na wszystkie strony jeszcze
  3126. zanim uda mu się powiedzieć chociaż słowo.
  3127. - Przygarniamy wszystkich porzuconych i ubogich
  3128.  
  3129. - ci±gn±ł głos,
  3130. brzmiał tak miękko, tak uspokajaj±co, tak łagodnie, że Artem nie
  3131. wytrzymał, najpierw k±tem oka popatrzył w lewo, potem rzucił ponure
  3132. spojrzenie w prawo, boj±c się odkryć tam kogoś innego, do kogo zwraca się
  3133. mówi±cy.
  3134. Ale w pobliżu nikogo więcej nie było. Ten ktoś mówił do niego. Wtedy
  3135. powoli podniósł głowę i napotkał wzrok niewysokiego, uśmiechniętego
  3136. mężczyzny w obszernym kitlu, jasnowłosego i rumianego, który przyjaĽnie
  3137.  
  3138. 210
  3139. wyci±gał do niego rękę. Jakiekolwiek współczucie było teraz Artemowi
  3140. potrzebne niczym tlen, więc z nieśmiałym uśmiechem też wyci±gn±ł dłoń.
  3141. "Dlaczego on ode mnie nie ucieka jak wszyscy pozostali?"
  3142. - pomyślał
  3143. Artem. "Jest nawet gotowy ścisn±ć mi rękę. Dlaczego sam do mnie
  3144. podszedł, kiedy wszyscy dookoła staraj± się być ode mnie jak najdalej?"
  3145. - Pomogę ci, mój bracie! - ci±gn±ł rumiany. - Ja i moi bracia damy ci
  3146. schronienie i wrócimy ci twoje duchowe siły.
  3147. Artem kiwn±ł tylko głow±, ale jego rozmówcy starczyło i to.
  3148. - Więc pozwól mi zabrać cię do Wieży Strażniczej, o umiłowany
  3149. bracie - zapiał, i mocno łapi±c Artema za rękę, poci±gn±ł go za sob±.
  3150.  
  3151. 211
  3152. ROZDZIAŁ 11
  3153. NIE WIERZĘ
  3154. Artem nie pamiętał drogi, zreszt± nie starał się jej pamiętać. Zrozumiał
  3155. tylko, że ze stacji poprowadzono go do tunelu, ale który z czterech to był,
  3156. nie wiedział.
  3157. Jego nowy znajomy przedstawił się jako brat Timofiej. Po drodze,
  3158. zarówno na szarej, niepozornej Sierpuchowskiej, jak i w ciemnym głuchym
  3159. tunelu, zdawał się mówić praktycznie bez przerwy:
  3160. - Raduj się, o umiłowany bracie, albowiem spotkałeś mnie na swej
  3161. drodze, i odt±d wszystko odmieni się w twoim życiu. Skończył się
  3162. nieprzenikniony mrok twej tułaczki bez celu, albowiem wyszedłeś ku temu,
  3163. który szukał.
  3164. Artem nie najlepiej rozumiał, co ten miał na myśli, bo szczerze mówi±c
  3165. jego tułaczka była daleka od zakończenia, ale zaróżowiony, błogosławiony
  3166. Timofiej mówił tak zgrabnie i tkliwie, że chciało się go słuchać i słuchać,
  3167. mówić z nim jednym językiem, dziękować mu za to, że nie odepchn±ł
  3168. Artema, kiedy odwrócił się od niego cały świat.
  3169. - Wierzysz ty w Boga prawdziwego, jedynego, bracie Artemie?
  3170. - niby
  3171. przypadkowo zainteresował się Timofiej, patrz±c Artemowi wnikliwie w
  3172. oczy.
  3173. Artem mógł tylko odpowiedzieć nieokreślonym ruchem głowy i
  3174. niewyraĽnym burknięciem, co można było zinterpretować jak się chciało: i
  3175. jako zgodę, i jako przeczenie.
  3176. - To dobrze, to przecudownie, bracie Artemie
  3177.  
  3178. - gruchał Timofiej -
  3179. jedynie prawdziwa wiara wybawi cię od wiecznych m±k piekielnych i
  3180. zapewni ci odkupienie twoich grzechów. Dlatego
  3181.  
  3182. - zrobił surow± i
  3183. uroczyst± minę
  3184. - bo nadchodzi królestwo Boga naszego Jehowy, i
  3185. wypełniaj± się święte biblijne proroctwa. Studiujesz Biblię, bracie?
  3186. Artem znów coś mrukn±ł, ale tym razem rumiany popatrzył na niego z
  3187. pewnym pow±tpiewaniem.
  3188. - Kiedy przyjdziemy do Strażnicy, przekonasz się na własne oczy, że
  3189. badanie ¦więtej Księgi podarowanej nam z góry jest konieczne, i wielkie
  3190. dobra spływaj± na tych, co wrócili na ścieżkę prawdy. Biblia to drogocenny
  3191. dar Boga naszego Jehowy, można j± tylko porównać do listu miłuj±cego
  3192. ojca do swoich dziatek - dodał brat Timofiej na wszelki wypadek. - Wiesz,
  3193. kto pisał Biblię? - nieco surowo zapytał Artema.
  3194.  
  3195. 212
  3196. Artem stwierdził, że nie ma sensu dalej udawać, i szczerze pokręcił
  3197. głow±.
  3198. - O tym, jak i o wielu innych rzeczach, opowiedz± ci w Strażnicy, i
  3199. otworz± się twoje oczy
  3200.  
  3201. - przyrzekł mu brat Timofiej.
  3202.  
  3203. - Wiesz, co
  3204. powiedział Jezus Chrystus, syn Boży, swoim wyznawcom w Laodycei?
  3205. -
  3206. widz±c, że Artem ucieka wzrokiem, pokręcił głow± z łagodnym
  3207. wyrzutem. - Jezus rzekł: "Zalecam wam kupić u mnie maść na oczy, byście
  3208. wtarli j± w oczy i mogli widzieć". Lecz Jezus mówił nie o chorobie ciała
  3209. -
  3210. podnosz±c palec wskazuj±cy podkreślił brat Timofiej, i zawiesił głos z
  3211. rosn±c±, intryguj±c± intonacj±, która obiecywała ż±dnym wiedzy
  3212. zadziwiaj±cy ci±g dalszy.
  3213. Artem natychmiast wyraził żywe zainteresowanie.
  3214. - Jezus mówił o ślepocie duchowej, któr± koniecznie trzeba uzdrowić
  3215. -
  3216. rozwi±zał zagadkę Timofiej.
  3217. - Tak ty, jak i tysi±ce innych, którzy
  3218. pobł±dzili, wędrujecie na oślep, albowiem jesteście ślepi. Lecz wiara w
  3219. prawdziwego Boga naszego Jehowę, to ta maść na oczy, od której twe
  3220. powieki otworz± się szeroko i ujrzysz świat takim, jaki jest, albowiem
  3221. fizycznie jesteś widz±cy, lecz duchowo ślepy.
  3222. Artem pomyślał, że maść na oczy bardzo by mu się przydała jakieś
  3223. cztery dni wcześniej. Ponieważ nic nie odpowiadał, brat Timofiej uznał, że
  3224. ta skomplikowana idea wymaga przemyślenia, i przez jakiś czas milczał,
  3225. pozwalaj±c mu poj±ć to, co usłyszał.
  3226. Ale po pięciu minutach błysnęło przed nimi światło, i brat Timofiej
  3227. przerwał rozmyślania, by oznajmić radosn± wieść:
  3228. - Widzisz te ogniki w oddali? Oto jest Strażnica. Dotarliśmy!
  3229. Niczego, co przypominałoby strażnicę tu nie było, i Artem poczuł lekkie
  3230. rozczarowanie. Był to zwykły, stoj±cy pośrodku tunelu poci±g, którego
  3231. reflektory świeciły słabo w ciemnościach, oświetlaj±c najbliższe piętnaście
  3232. metrów. Kiedy brat Timofiej i Artem zbliżyli się do poci±gu, z kabiny
  3233. maszynisty wyszedł im na spotkanie otyły mężczyzna w takim samym kitlu,
  3234. obj±ł rumianego i również zwrócił się do niego "umiłowany bracie", z
  3235. czego Artem wywnioskował, że jest to raczej figura retoryczna niż
  3236. wyznanie miłosne.
  3237. - Kim jest ten młodzieniec? - uśmiechaj±c się czule do Artema, niskim
  3238. głosem spytał grubas.
  3239. - To Artem, nasz nowy brat, który pragnie razem z nami iść drog±
  3240. prawdy, studiować Pismo ¦więte i wyrzec się Szatana
  3241. - wyjaśnił rumiany
  3242. Timofiej.
  3243. - Tak więc pozwól stróżowi Strażnicy powitać cię, ukochany bracie
  3244. Artemie! - zahuczał gruby, i Artema znów uderzyło, że i on jakby nie
  3245. wyczuwa tego nieznośnego smrodu, który przenikał obecnie cał± jego istotę.
  3246.  
  3247. 213
  3248. - A teraz - zagruchał brat Timofiej, kiedy nieśpiesznie sunęli przez
  3249. pierwszy wagon - zanim jeszcze wejdziesz na spotkanie braci do Sali
  3250. Królestwa, powinieneś oczyścić swoje ciało, albowiem Jehowa nasz czysty
  3251. jest i święty, i oczekuje on, by jego wyznawcy zachowywali duchow±,
  3252. moraln± i fizyczn± czystość, a także czystość myśli. Żyjemy w nieczystym
  3253. świecie - ze smutn± min± obejrzał ubranie Artema, które faktycznie
  3254. znajdowało się w opłakanym stanie
  3255. - i aby zachować czystość w oczach
  3256. Boga, konieczne s± z naszej strony poważne starania, bracie
  3257. - zakończył i
  3258. wepchn±ł Artema do wyłożonej plastikowymi płytkami klitki, urz±dzonej
  3259. niedaleko wejścia do wagonu. Timofiej poprosił go, żeby się rozebrał, a
  3260. potem wręczył mu wydzielaj±c± mdły zapach kostkę szarego mydła i jakieś
  3261. pięć minut polewał go wod± z gumowego węża.
  3262. Artem starał się nie zastanawiać, z czego było zrobione mydło. W
  3263. każdym razie, nie tylko ścierało skórę, ale też likwidowało ohydny zapach,
  3264. którym przesi±kło jego ciało. Po zakończeniu procedury brat Timofiej
  3265. wydał Artemowi względnie świeży kitel, podobny do własnego, i spojrzał z
  3266. dezaprobat± na zawieszon± na jego szyi łuskę, widz±c w niej pogański
  3267. talizman, ale ograniczył się tylko do pełnego wyrzutu westchnienia.
  3268. Zadziwiaj±ce było też to, że w tym dziwnym poci±gu, który od nie
  3269. wiadomo kiedy tkwił pośrodku tunelu i służył teraz braciom jako
  3270. schronienie, jest woda i to pod takim ciśnieniem. Ale kiedy Artem
  3271. zainteresował się, co to za woda płynie ze szlauchu i jak udało się
  3272. skonstruować takie urz±dzenie, brat Timofiej uśmiechn±ł się tylko
  3273. zagadkowo i oznajmił, że chęć służenia Jehowie naprawdę skłania ludzi do
  3274. postępków heroicznych i chwalebnych. Wyjaśnienie było więcej niż mętne,
  3275. ale Artem musiał się nim zadowolić.
  3276. Potem przeszli do drugiego wagonu, gdzie między twardymi bocznymi
  3277. ławkami były wstawione długie stoły, obecnie puste. Brat Timofiej podszedł
  3278. do człowieka, który krz±tał się nad wielkimi paruj±cymi garami, z których
  3279. unosił się kusz±cy zapach, i wrócił z dużym talerzem jakiejś papki, która
  3280. okazała się zupełnie zjadliwa, chociaż Artemowi do końca nie udało się
  3281. określić jej pochodzenia.
  3282. Kiedy pośpiesznie nabierał wytart± aluminiow± łyżk± gor±c± polewkę,
  3283. brat Timofiej obserwował go z tkliwości±, nie przepuszczaj±c okazji, by
  3284. wtr±cić:
  3285. - Nie myśl, że ci nie wierzę, bracie, ale twoja odpowiedĽ na moje
  3286. pytanie o wiarę w Boga naszego brzmiała niepewnie. Czyżbyś mógł
  3287. wyobrazić sobie świat, w którym Go nie ma? Czyżby nasz świat mógł
  3288. powstać sam z siebie, a nie zgodnie z Jego m±dr± wol±? Czyżby
  3289. nieskończona różnorodność form życia, całe piękno
  3290.  
  3291. ziemi - obj±ł
  3292. podbródkiem jadalnię - wszystko to mogło powstać przypadkiem?
  3293.  
  3294. 214
  3295. Artem obrzucił uważnym spojrzeniem wagon, ale nie dostrzegł w nim
  3296. innych form życia, oprócz nich samych i kucharza. Znów pochylił się nad
  3297. misk± i wydał tylko sceptyczny pomruk.
  3298. Wbrew jego oczekiwaniom, jego niezgoda wcale nie zmartwiła brata
  3299. Timofieja. Przeciwnie, wyraĽnie się ożywił, i jego różowe policzki rozpalił
  3300. czupurny, bojowy rumieniec.
  3301. - Jeśli to nie przekonuje cię o Jego istnieniu
  3302. - ci±gn±ł energicznie brat
  3303. Timofiej - to pomyśl o czymś innym. Przecież jeśli w tym świecie nie
  3304. przejawia się Boska wola, to znaczy...
  3305. - jego głos urwał się, jakby ze
  3306. strachu, i dopiero po długiej chwili, podczas której Artem kompletnie stracił
  3307. apetyt, zakończył: - Przecież to znaczy, że ludzie s± pozostawieni sami
  3308. sobie, i w naszym istnieniu nie ma żadnego sensu, i nie ma żadnego
  3309. powodu, by je przedłużać... To znaczy, że jesteśmy całkiem sami, i nie ma
  3310. komu się o nas troszczyć. To znaczy, że jesteśmy pogr±żeni w chaosie, i nie
  3311. ma najmniejszej nadziei na światło w końcu tunelu... W takim świecie
  3312. życie jest straszne. W takim świecie żyć się nie da.
  3313. Artem nic mu nie odpowiedział, ale te słowa skłoniły go do zadumy. Do
  3314. tej pory widział swoje życie jako kompletny chaos, jako zlepek
  3315. przypadków, pozbawionych zwi±zku i sensu. I chociaż mu to ci±żyło, i
  3316. pokusa, by uwierzyć w jak±kolwiek prost± prawdę, która nadałaby jego
  3317. życiu sens, była wielka, uważał to za małoduszność, i sam, przez ból i
  3318. w±tpliwości, umacniał się w pogl±dzie, że jego życie nikomu innemu nie
  3319. jest potrzebne, że każdy powinien sam przeciwstawić się absurdowi i
  3320. chaosowi egzystencji. Zupełnie jednak nie miał ochoty kłócić się teraz z
  3321. miłym Timofiejem.
  3322. Nast±pił syty, spokojny, błogi stan, Artem czuł szczer± wdzię­czność
  3323. wobec człowieka, który zabrał go, zmęczonego, głodnego, śmierdz±cego,
  3324. ciepło z nim porozmawiał, a teraz go nakarmił i dał mu czyste ubranie.
  3325. Chciał mu w jakikolwiek sposób podziękować, i dlatego, kiedy ten
  3326. przywołał go do siebie obiecuj±c zabrać go na spotkanie braci, Artem
  3327. niezwykle ochoczo poderwał się z miejsca, całym sob± pokazuj±c, że z
  3328. największ± przyjemności± pójdzie właśnie na to spotkanie, i w ogóle gdzie
  3329. tylko Timofiej będzie chciał.
  3330. Na spotkania wydzielony był s±siedni, trzeci z kolei wagon. Cały był
  3331. wypełniony ludĽmi o najróżniejszej powierzchowności, w większości
  3332. ubranych w te same kitle. Pośrodku wagonu znajdował się niewielki podest,
  3333. tak że stoj±cy na nim człowiek wznosił się o pół metra ponad resztę, głow±
  3334. dotykaj±c prawie sufitu.
  3335. - To ważne, żebyś teraz wszystko słyszał - mentorskim tonem
  3336. powiedział do Artema brat Timofiej, delikatnie toruj±c drogę i ci±gn±c go za
  3337. sob± w najgęstszy tłum.
  3338.  
  3339. 215
  3340. Mówca był dosyć stary, na pierś opadała mu szlachetna siwa broda, a
  3341. głęboko osadzone oczy niewiadomego koloru patrzyły m±drze i spokojnie.
  3342. Jego twarz, ani chuda, ani okr±gła, pokryta była głębokimi zmarszczkami,
  3343. lecz wyrażała nie starcz± niedołężność i słabość, a m±drość i niepojęt± siłę.
  3344. - Starszy Jan - głosem pełnym czci szepn±ł do Artema brat Timofiej.
  3345. -
  3346. Masz duże szczęście, bracie Artemie, kazanie dopiero się zaczyna, i
  3347. usłyszysz od razu kilka lekcji.
  3348. Starszy podniósł rękę; szelesty i szepty natychmiast się urwały. Wtedy
  3349. głębokim, dĽwięcznym głosem zacz±ł:
  3350. - Moja pierwsza lekcja dla was, umiłowani bracia, mówi o tym, jak
  3351. poznać, czego chce od nas Bóg. W tym celu odpowiedzcie na trzy pytania:
  3352. Jakie ważne wiadomości zawiera Biblia? Kto jest jej autorem? Dlaczego
  3353. należy j± studiować?
  3354. Jego język różnił się od zawiłej maniery mówienia brata Timofieja:
  3355. mówił całkiem prosto, używaj±c niewyszukanych zwrotów i krótkich zdań.
  3356. Artema z pocz±tku to zdziwiło, ale potem rozejrzał się wokół i spostrzegł,
  3357. że większość słuchaczy jest w stanie poj±ć tylko takie słowa, a różowiutki
  3358. Timofiej zrobiłby na nich nie większe wrażenie, niż stół albo ściana.
  3359. Tymczasem siwy kaznodzieja oznajmił, że w Biblii przedstawiona jest
  3360. prawda o Bogu: kim jest i jakie s± jego prawa. Potem przeszedł do drugiego
  3361. pytania i powiedział, że Biblię w ci±gu 1600 lat pisało około czterdziestu
  3362. różnych ludzi, lecz wszystkich ich natchn±ł Bóg.
  3363. - Dlatego - zakończył starszy - autorem Biblii nie jest człowiek, lecz
  3364. Bóg, żyj±cy w niebiosach. A teraz odpowiedzcie mi, bracia, dlaczego należy
  3365. studiować Biblię? - I, nie czekaj±c aż bracia odpowiedz±, sam wyjaśnił:
  3366. -
  3367. Ponieważ jest to poznanie Boga i wypełnienie Jego woli - warunek waszej
  3368. wiecznej przyszłości. Nie wszyscy będ± radzi, że studiujecie Biblię -
  3369. uprzedził - ale nie pozwólcie nikomu wam w tym przeszkodzić!
  3370.  
  3371. -
  3372. Powiódł po zebranych surowym spojrzeniem.
  3373. Nast±piła chwila ciszy, i starzec, wzi±wszy łyk wody, kontynuował.
  3374. - Moja druga lekcja dla was, bracia, dotyczy tego, kim jest Bóg. W tym
  3375. celu odpowiedzcie mi na trzy pytania: Kim jest prawdziwy Bóg i jakie jest
  3376. Jego imię? Jakie s± Jego główne cechy? Jak należy Go wysławiać?
  3377. Ktoś z tłumu chciał odpowiedzieć na jedno z pytań, ale inni ostro na
  3378. niego syknęli, i Jan, jak gdyby nigdy nic, zacz±ł odpowiadać sam:
  3379. - Ludzie oddaj± cześć wielu rzeczom. Lecz w Biblii jest napisane, że jest
  3380. tylko jeden prawdziwy Bóg. Stworzył wszystko, tak w niebie, jak i na
  3381. ziemi. To On dał nam życie, więc należy czcić tylko Jego jedynego. Jak
  3382. nazywa się prawdziwy Bóg? - podniósł głos starzec, robi±c pauzę.
  3383. - Jehowa! - hukn±ł chór wielu głosów.
  3384.  
  3385. 216
  3386. Artem z niepokojem rozejrzał się dookoła.
  3387. - Imię Boga prawdziwego brzmi Jehowa!
  3388. - potwierdził kaznodzieja. -
  3389. Ma wiele tytułów, lecz tylko jedno imię. Zapamiętajcie imię naszego Boga
  3390. i nazywajcie go nie po tchórzowsku, tytułem, a bezpośrednio, po imieniu!
  3391. Kto odpowie mi teraz, jakie s± główne atrybuty naszego Boga?
  3392. Artem myślał, że teraz już na pewno znajdzie się w tłumie ktoś
  3393. wystarczaj±co uczony, żeby odpowiedzieć na to pytanie. I stoj±cy w pobliżu
  3394. poważnie wygl±daj±cy chłopak podniósł rękę, żeby odpowiedzieć, ale
  3395. starzec go uprzedził:
  3396. - To, jaki jest Jehowa, zawarte jest w Biblii. Jego głównymi atrybutami
  3397. s±: miłość, sprawiedliwość, m±drość i siła. W Biblii jest napisane, że Bóg
  3398. jest miłosierny, dobry, skłonny do przebaczenia, wielkoduszny i cierpliwy.
  3399. My, podobni posłusznym dzieciom, powinniśmy Go we wszystkim
  3400. naśladować.
  3401. To, co powiedział, nie wywołało sprzeciwu wśród słuchaczy, i starzec,
  3402. pogładziwszy swoj± wspaniał± brodę, zapytał:
  3403. - A teraz powiedzcie mi: Jak należy czcić naszego Boga Jehowę?
  3404. Jehowa mówi, że powinniśmy czcić tylko Jego. Nie powinniśmy wielbić
  3405. ikon, obrazów, symboli i modlić się do nich! Bóg nasz nie będzie się dzielił
  3406. chwał± z nikim więcej! Obrazy nam nie pomog±! - przepowiadaj±cy
  3407. groĽnie podniósł głos.
  3408. W tłumie odezwały się głosy zgody, a brat Timofiej, odwróciwszy do
  3409. Artema swoj± promieniej±c± radości± twarz, powiedział:
  3410. - Starszy Jan to wielki orator, dzięki niemu bractwo nasze rośnie z
  3411. każdym dniem, i poszerza się grono wyznawców prawdziwej wiary!
  3412. Artem kwaśno się uśmiechn±ł. Na razie płomienna przemowa starszego
  3413. Jana nie robiła na nim tak piorunuj±cego wrażenia, jak na wszystkich
  3414. pozostałych.
  3415. Ale może należało posłuchać dalej?
  3416. - W mojej trzeciej lekcji opowiem wam, kim jest Jezus Chrystus - rzekł
  3417. starzec. - I tu pojawiaj± się trzy pytania: Dlaczego Jezus Chrystus jest
  3418. nazwany pierworodnym synem Boga? Dlaczego przyszedł na świat jako
  3419. człowiek? Co zrobi Jezus w niedalekiej przyszłości?
  3420. Potem wyjaśniło się, że pierworodnym synem Boga Jezus jest nazywany
  3421. dlatego, że był on pierwszym dziełem Boga, przed zst±pieniem na Ziemię
  3422. był bytem duchowym i żył w Niebie. Artema mocno to zdziwiło -
  3423. prawdziwe niebo w świadomym życiu widział tylko raz, owego fatalnego
  3424. dnia na stacji Ogród Botaniczny. Ktoś mu kiedyś mówił, że być może w
  3425. gwiazdach jest życie. Ale kaznodzieja chyba nie o tym mówił?
  3426. Kiedy wyjaśnili tę kwestię, starszy Jan zawołał:
  3427.  
  3428. 217
  3429. - Ale kto z was powie mi, dlaczego Jezus Chrystus, syn Boży, przyszedł
  3430. na Ziemię jako człowiek? - i zrobił dramatyczn± pauzę.
  3431. Teraz Artem zacz±ł już się nieco orientować, co się dzieje dookoła, i
  3432. stało się zauważalne, kto z uczestników zalicza się do nowo nawróconych, a
  3433. kto już od dawna uczęszcza na te lekcje. Weterani nigdy nie próbowali
  3434. odpowiadać na pytania starszego, nowicjusze przeciwnie, starali się pokazać
  3435. swoj± wiedzę i gorliwość, wykrzykuj±c odpowiedzi i machaj±c rękami, ale
  3436. tylko do chwili, kiedy starzec zaczynał wyjaśniać sam.
  3437. - Nie usłuchawszy nakazu Boga, pierwszy człowiek, Adam, uczynił to,
  3438. co w Biblii nazywa się grzechem
  3439.  
  3440. - usłyszał z oddali głos starszego.
  3441. -
  3442. Dlatego Bóg uczynił Adama śmiertelnym. Adam stopniowo zestarzał się i
  3443. umarł, ale przekazał grzech wszystkim swoim dzieciom, i dlatego my też
  3444. starzejemy się, chorujemy i umieramy. I wtedy Bóg posłał swojego
  3445. pierworodnego syna, Jezusa, żeby ten nauczył ludzi prawdy o Bogu,
  3446. zachowuj±c własn± bezgrzeszność, dał ludziom przykład i ofiarował własne
  3447. życie, żeby wyzwolić ludzkość od grzechu i śmierci.
  3448. Artemowi ta idea wydała się bardzo dziwna. Po co było najpierw karać
  3449. wszystkich śmierci±, by potem poświęcać własnego syna, żeby wszystko
  3450. było znów jak na pocz±tku? I to przy założeniu, że jest się wszechmocnym?
  3451. - Jezus wrócił do Nieba, wskrzeszony, jako byt duchowy. PóĽniej Bóg
  3452. ogłosił go Królem. Wkrótce Jezus usunie z Ziemi wszelkie zło i
  3453. cierpienie! - obiecał starzec. - Ale o tym po modlitwie, umiłowani bracia!
  3454. Zebrani posłusznie schylili głowy i oddali się tajemniczej modlitwie.
  3455. Teraz Artem pogr±żył się w brzęczeniu wielu głosów, z którego można było
  3456. wychwycić pojedyncze słowa, jednak ogólny sens wci±ż mu się wymykał.
  3457. Po pięciominutowej modlitwie bracia zaczęli ożywion± rozmowę,
  3458. przeżywaj±c widocznie duchowe uniesienie. Artemowi zrobiło się ciężko na
  3459. sercu, ale na razie zdecydował się zostać, bo najbardziej przekonuj±ca część
  3460. lekcji mogła być jeszcze przed nim.
  3461. - A w mojej czwartej lekcji powiem wam, kto to taki
  3462. Szatan -
  3463. obrzucaj±c stoj±cych wokół pełnym mrocznego ognia wzrokiem,
  3464. ostrzegawczo oznajmił starszy.
  3465. - Wszyscy s± na to gotowi? Wszyscy,
  3466. bracia, jesteście wystarczaj±co silni duchem, żeby o tym posłuchać?
  3467. Teraz już na pewno trzeba było odpowiadać, ale Artem nie wyrzekł ani
  3468. słowa. Sk±d miał wiedzieć, czy ma wystarczaj±co mocnego ducha, jeśli nie
  3469. wiadomo, o czym będzie mowa?
  3470. - I znów trzy pytania: Sk±d się wzi±ł Szatan, czyli Diabeł? Jak Szatan
  3471. oszukuje ludzi? Dlaczego musimy sprzeciwić się Diabłu?
  3472. Artem puścił mimo uszu prawie cał± odpowiedĽ na to pytanie,
  3473. zastanawiaj±c się, gdzie teraz jest i w którym kierunku ma st±d iść. Usłyszał
  3474.  
  3475. 218
  3476. jedynie, że główny grzech Szatana zawierał się w tym, że ten zechciał, by
  3477. oddawano mu cześć, która według prawa należy się Bogu. I jeszcze w tym,
  3478. że zw±tpił, czy Bóg właściwie panuje i dba o interesy wszystkich swoich
  3479. poddanych, a także czy choć jeden człowiek jest bezgranicznie oddany
  3480. Bogu. Język starca wydawał się teraz Artemowi bardzo urzędowy i nie
  3481. nadaj±cy się do dyskutowania takich kwestii. Brat Timofiej od czasu do
  3482. czasu spogl±dał na niego, bezskutecznie próbuj±c odkryć na jego twarzy
  3483. choć iskierkę zapowiadaj±c± rychłe oświecenie, ale Artem robił się tylko
  3484. coraz bardziej ponury.
  3485. - Szatan oszukuje ludzi, aby to jego czcili - głosił tymczasem starzec. -
  3486. Trzy s± sposoby oszustwa: kłamliwa religia, spirytyzm i nacjonalizm. Jeśli
  3487. religia głosi kłamstwa o Bogu, służy ona celom Szatana. Wyznawcy
  3488. kłamliwych religii mog± szczerze s±dzić, że czcz± prawdziwego Boga, ale w
  3489. rzeczywistości służ± oni Szatanowi. Spirytyzm, gdy ludzie przyzywaj±
  3490. duchy, aby ich chroniły, szkodziły innym ludziom, przepowiadały
  3491. przyszłość i czyniły cuda. Za wszystkim tym stoi zła siła, Szatan!
  3492.  
  3493. - głos
  3494. starca zadrżał od nienawiści i obrzydzenia. Poza tym, Szatan oszukuje ludzi
  3495. budz±c w nich skrajn± narodow± dumę i sprawiaj±c, że czcz± organizacje
  3496. polityczne - starszy ostrzegawczo wzniósł palec. - Ludzie niekiedy
  3497. uważaj±, że ich naród lub rasa jest lepsza od innych. Ale to nieprawda.
  3498. Artem potarł szyję, na której wci±ż jeszcze widniała czerwona blizna, i
  3499. odkaszln±ł. Z tym ostatnim nie mógł się nie zgodzić.
  3500. - Istnieje pogl±d, że problemy ludzkości zlikwiduj± organizacje
  3501. polityczne. Ci, którzy w to wierz± odrzucaj± Królestwo Boże. Lecz
  3502. problemy ludzkości rozwi±że tylko Królestwo Jehowy. A teraz opowiem
  3503. wam, bracia, dlaczego trzeba sprzeciwiać się Diabłu. Żeby sprawić, byście
  3504. odeszli od Jehowy, Szatan może się uciec do prześladowań i oporu. Ktoś z
  3505. waszych bliskich może rozgniewać się na was za to, że studiujecie Biblię.
  3506. Inni mog± zacz±ć się z was śmiać. Lecz komu jesteście zobowi±zani swoim
  3507. życiem?! - spytał starzec i w jego głosie zabrzmiała stal. - Szatan chce was
  3508. zastraszyć! Żebyście przestali uczyć się o Jehowie! Nie pozwólcie
  3509. Szatanowi być gór±!
  3510. - głos Jana zagrzmiał niczym uderzenia gromu.
  3511.  
  3512. -
  3513. Sprzeciwiaj±c się Diabłu, pokażecie Jehowie, że chcecie Jego panowania!
  3514. Tłum zawył w zachwycie.
  3515. Skinieniem ręki starszy Jan powstrzymał powszechn± histerię, aby
  3516. zakończyć spotkanie ostatni±, pi±ta lekcj±.
  3517. - Co Bóg zaplanował dla Ziemi? - zwrócił się do słuchaczy rozkładaj±c
  3518. ręce. - Jehowa stworzył Ziemię, aby wiecznie i szczęśliwie żyli na niej
  3519. ludzie! Chciał, by Ziemię zasiedlała radosna i pobożna ludzkość. Ziemia
  3520. nigdy nie zostanie zniszczona. Ona będzie istnieć wiecznie!
  3521. Artem nie wytrzymał i prychn±ł, i natychmiast padły na niego gniewne
  3522. spojrzenia, a brat Timofiej pogroził mu palcem.
  3523.  
  3524. 219
  3525. - Pierwsi ludzie, Adam i Ewa, zgrzeszyli, z rozmysłem naruszaj±c prawo
  3526. Boga - ci±gn±ł mówca. - Dlatego Jehowa wygnał ich z raju, i raj został
  3527. utracony. Lecz Jehowa nie zapomniał, po co stworzył Ziemię. Obiecał
  3528. zmienić j± w raj, w którym ludzie będ± żyć wiecznie. Jak Bóg wypełni swój
  3529. plan? - starzec spytał sam siebie.
  3530. S±dz±c po przeci±gaj±cej się pauzie, teraz miał nast±pić kluczowy
  3531. moment kazania, i Artem cały zamienił się w słuch.
  3532. - Zanim Ziemia stanie się rajem, należy usun±ć złych ludzi - rzekł
  3533. złowieszczo Jan. - Naszym przodkom obiecano, że oczyszczenie nast±pi
  3534. podczas Armagedonu - Bożej wojny o unicestwienie zła. Potem Szatan
  3535. zostanie spętany na tysi±c lat. Nie będzie nikogo, kto by szkodził Ziemi.
  3536. Wśród żywych zostanie tylko lud Boga! Przez tysi±c lat nad światem będzie
  3537. panował Król Chrystus Jezus!
  3538. - starzec przeniósł pałaj±ce spojrzenie na
  3539. pierwsze rzędy słuchaczy. - Czy rozumiecie, co to znaczy? Boża wojna o
  3540. unicestwienie zła już się skończyła! To, co stało się z t± grzeszn± Ziemi±
  3541. -
  3542. to właśnie Armagedon! Zło zostało wypalone! Zgodnie z proroctwem
  3543. przeżyje tylko lud Boga. To my, mieszkańcy metra, jesteśmy ludem Bożym!
  3544. To my przeżyliśmy Armagedon! Nastanie Królestwo Boże! Wkrótce nie
  3545. będzie ani starości, ani chorób, ani śmierci! Chorzy uwolni± się od cierpień,
  3546. starzy znów stan± się młodzi! Podczas tysi±cletniego panowania Jezusa
  3547. wierni Bogu ludzie zmieni± Ziemię w raj, Bóg wskrzesi do życia miliony
  3548. umarłych!
  3549. Artem wspomniał rozmowę Suchego z Hunterem o tym, że poziom
  3550. promieniowania na powierzchni nie zmaleje przynajmniej przez pięćdziesi±t
  3551. lat, o tym, że ludzkość jest zgubiona, że pojawiły się inne gatunki... Starzec
  3552. nie wyjaśnił, jak to dokładnie się stanie, że powierzchnia Ziemi przeobrazi
  3553. się w kwitn±cy raj.
  3554. Artem miał ochotę spytać go jakie to potworne rośliny będ± kwitn±ć w
  3555. tym napromieniowanym raju, i jacy ludzie ośmiel± się wyjść na górę, żeby
  3556. go zasiedlić, i czy jego rodzice byli dziećmi Szatana, i za to zginęli w
  3557. wojnie o unicestwienie zła, ale nie powiedział nic. Wypełniła go taka gorycz
  3558. i takie niedowierzanie, że oczy zaczęły go piec i poczuł ze wstydem, że po
  3559. policzku spływa mu łza. Zebrał siły i powiedział tylko jedno:
  3560. - A niech pan powie, co Jehowa, nasz prawdziwy Bóg, mówi o
  3561. bezgłowych mutantach?
  3562. Pytanie zawisło w powietrzu. Starszy Jan nie zaszczycił Artema nawet
  3563. spojrzeniem, ale stoj±cy w pobliżu obejrzeli się na niego z przestrachem i
  3564. obco, a wokół niego od razu zrobiło się pusto, jakby znów zacz±ł
  3565. śmierdzieć. Brat Timofiej chciał go wzi±ć za rękę, ale Artem się mu wyrwał
  3566. i, odpychaj±c tłocz±cych się braci, zacz±ł się przeciskać do wyjścia. Kilka
  3567. razy próbowali podstawić mu nogę, raz ktoś nawet uderzył go pięści± w
  3568. plecy, w ślad za nim niosły się wzburzone szepty.
  3569.  
  3570. 220
  3571. Wydostał się z Sali Królestwa i ruszył przez jadalnię. Teraz przy stołach
  3572. było dużo ludzi, przed którymi stały puste aluminiowe miski. Pośrodku
  3573. działo się coś ciekawego, i wszystkie oczy były skierowane właśnie tam.
  3574. - Bracia, zanim przyst±pimy do posiłku
  3575.  
  3576. - mówił niepozorny chudy
  3577. człowiek z krzywym nosem - posłuchajmy małego Dawida i jego historii,
  3578. która dopełni dzisiejsz± przypowieść o przemocy.
  3579. Usun±ł się na bok i jego miejsce zaj±ł pulchny chłopczyk z w±skim
  3580. nosem i przyczesanymi płowymi włosami.
  3581. - On był rozgniewany i chciał mnie zbić - zacz±ł Dawid tonem, którym
  3582. dzieci zwykle deklamuj± wyuczone na pamięć wierszyki.
  3583.  
  3584. - Pewnie po
  3585. prostu dlatego, że byłem mały. Cofn±łem się i krzykn±łem: "Stój! Zaczekaj!
  3586. Nie bij mnie! Przecież nic ci nie zrobiłem. W czym ci zawiniłem? Powiedz
  3587. lepiej, co się stało?"
  3588. - twarz Dawida przybrała wyuczony uduchowiony
  3589. wyraz.
  3590. - I co ci powiedział ten straszny zbój? - wtr±cił wzburzony chudzielec.
  3591. - Okazało się, że ktoś ukradł mu śniadanie, i po prostu wyładował swój
  3592. gniew na pierwszej napotkanej osobie
  3593. - wyjaśnił Dawid, ale coś w jego
  3594. głosie kazało w±tpić, czy sam dobrze rozumie sens tego, co właśnie
  3595. powiedział.
  3596. - I co zrobiłeś? - buduj±c napięcie naciskał chudy.
  3597. - Powiedziałem mu po prostu: "Bij±c mnie, nie odzyskasz swojego
  3598. śniadania", i zaproponowałem, żebyśmy razem poszli do brata kucharza i
  3599. opowiedzieli mu o tym, co się stało. Poprosiliśmy o jeszcze jedno śniadanie
  3600. dla niego. Uścisn±ł mi potem rękę i już zawsze się ze mn± przyjaĽnił.
  3601. - Czy jest tu obecny ten, który skrzywdził małego Dawida?
  3602.  
  3603. - spytał
  3604. chudy głosem prokuratora.
  3605. W górę natychmiast powędrowała czyjaś ręka i potężny dwudziestoletni
  3606. chłopak, z głupim i złośliwym wyrazem twarzy, zacz±ł przeciskać się w
  3607. kierunku zaimprowizowanej sceny, żeby opowiedzieć, jakie to cudowne
  3608. działanie miały słowa małego Dawida. Nie szło mu to łatwo, malec miał
  3609. wyraĽnie większ± zdolność zapamiętywania słów, których znaczenia nie
  3610. rozumiał. Kiedy przedstawienie dobiegło końca, a małego Dawida i
  3611. skruszonego brutala pożegnano brawami, chudy facet znów stan±ł na ich
  3612. miejscu i zwrócił się serdecznie do słuchaczy:
  3613. - Tak, łagodne słowa posiadaj± ogromn± siłę! Jak jest napisane w
  3614. Księdze Przysłów, język łagodny kości łamie. Miękkość i łagodność nie s±
  3615. słabości±, umiłowani bracia, za miękkości± kryje się ogromna siła woli! I
  3616. przykłady z Pisma ¦więtego tego dowodz±...
  3617. - znajduj±c w zatłuszczonej
  3618. ksi±żce potrzebn± stronicę, zacz±ł uduchowionym głosem odczytywać jak±ś
  3619. przypowieść.
  3620.  
  3621. 221
  3622. Artem poszedł dalej, odprowadzany zdziwionymi spojrzeniami, aż
  3623. wreszcie wszedł do pierwszego wagonu. Tam nikt go nie zatrzymał, i chciał
  3624. już wyjść na tory, ale stróż Strażnicy, dobroduszny i niewzruszony grubas,
  3625. który powitał go radośnie przy wejściu, teraz zagrodził mu drogę swoj±
  3626. masywn± postaci± i marszcz±c gęste brwi, spytał surowo, czy Artem ma
  3627. pozwolenie na wyjście. Wymin±ć go w żaden sposób się nie dało.
  3628. Kiedy po kilkudziesięciu sekundach strażnik nie doczekał się wyjaśnień,
  3629. z suchym trzaskiem zacisn±ł pięści i ruszył na Artema. Zaszczuty Artem
  3630. rozejrzał się wokół i tu przypomniała mu się historia małego Dawida. Może
  3631. zamiast rzucać się na słoniopodobnego strażnika, powinien się od niego
  3632. dowiedzieć, czy ktoś nie zabrał mu śniadania?
  3633. Na szczęście z pomoc± pośpieszył brat Timofiej, który łagodnie spojrzał
  3634. na strażnika i rzekł:
  3635. - Ten chłopiec może odejść, nikogo nie zatrzymujemy tu wbrew jego
  3636. woli.
  3637. Strażnik spojrzał na niego ze zdziwieniem i posłusznie usun±ł się na bok.
  3638. - Ale pozwól mi się odprowadzić choć kawałek, umiłowany bracie
  3639. Artemie - zapiał brat Timofiej, i Artem, nie potrafi±c oprzeć się czarowi
  3640. jego słów, skin±ł głow±. - Może z pocz±tku wydało ci się dziwne to, jak tu
  3641. żyjemy - uspokajaj±co mówił Timofiej - ale teraz ziarno Boże zostało też
  3642. zasiane w tobie, i oczy moje widz±, że padło na żyzn± glebę. Chcę ci tylko
  3643. opowiedzieć, jak nie powinieneś postępować teraz, kiedy Królestwo Boże
  3644. jest bliskie jak nigdy, żebyś nie został odtr±cony. Musisz nauczyć się
  3645. nienawidzić zło i unikać rzeczy, których nienawidzi Bóg: rozpusty, która
  3646. oznacza niewierność, sodomii, kazirodztwa i homoseksualizmu, gier
  3647. hazardowych, kłamstwa, złodziejstwa, gniewu, przemocy, czarnej magii,
  3648. spirytyzmu, pijaństwa - trajkotał brat Timofiej, niespokojnie zagl±daj±c
  3649. Artemowi w oczy. - Jeśli kochasz Boga i chcesz Go radować, wyrzeknij się
  3650. tych grzechów! Pomóc mog± ci przyjaciele, którym otworzyły się oczy
  3651.  
  3652. -
  3653. dodał, myśl±c zdaje się o sobie. - Chwal imię Boga, głoś Królestwo Boże,
  3654. nie bierz udziału w sprawach tego złego świata, wyrzeknij się ludzi, którzy
  3655. mówi± ci inaczej, albowiem Szatan przemawia ich ustami
  3656. - mamrotał, ale
  3657. Artem nic już nie słyszał, szedł coraz szybciej, i brat Timofej już za nim nie
  3658. nad±żał. - Powiedz, gdzie mogę cię znaleĽć następnym razem? - sapi±c,
  3659. zawołał ze sporej już odległości, prawie niewidoczny w półmroku.
  3660. Artem milczał i zacz±ł biec, a wtedy, z ciemności, dogonił go
  3661. rozpaczliwy krzyk:
  3662. - Oddaj habit!
  3663. Artem biegł naprzód, potykaj±c się, nie widz±c niczego przed sob±, kilka
  3664. razy się przewrócił, kalecz±c o beton dłonie i obcieraj±c kolana, ale nie
  3665. wolno było się zatrzymywać
  3666.  
  3667. - zbyt wyraĽnie widział na pulpicie
  3668.  
  3669. 222
  3670. lokomotywy czarny karabin, i teraz już nie wierzył, że bracia, jeśli go
  3671. dogoni±, będ± woleli użyć łagodnych słów niż przemocy.
  3672. Był o kolejny krok bliżej celu, znajdował się już całkiem blisko Polis, na
  3673. tej samej linii, trzeba było jeszcze tylko przejść dwie stacje. Najważniejsze
  3674. to iść naprzód, nie zbaczać ani na krok z drogi, a wtedy...
  3675. Artem wyszedł na Sierpuchowsk± i, nie zatrzymuj±c się na niej ani na
  3676. chwilę, upewnił się tylko co do kierunku i znów dał nura w czarn± czeluść
  3677. prowadz±cego naprzód tunelu.
  3678. Ale tam się z nim coś stało.
  3679. Zapomniane już uczucie strachu przed tunelem spadło na niego,
  3680. przygniotło do ziemi, przeszkadzaj±c iść, myśleć, oddychać. Wydawało mu
  3681. się, że teraz pojawiła się już u niego rutyna, że po wszystkich tych
  3682. wędrówkach strach go opuści i więcej nie odważy się mu doskwierać. Nie
  3683. czuł ani strachu, ani niepokoju, kiedy szedł z Kitaj-Gorodu na Puszkińsk±,
  3684. kiedy jechał z Twerskiej na Pawieleck±, nawet kiedy całkiem sam
  3685. przemierzał drogę z Pawieleckiej na Dobrynińsk±. I nagle to uczucie
  3686. wróciło.
  3687. Z każdym krokiem naprzód strach przytłaczał go coraz bardziej, miał
  3688. ochotę natychmiast się odwrócić i rzucić na złamanie karku na stację, gdzie
  3689. było chociaż jakiekolwiek światło, gdzie byli ludzie, gdzie nie czuło się
  3690. ci±gle na plecach uważnego, złośliwego wzroku.
  3691. Zbyt wiele przebywał z ludĽmi i przez to przestał odczuwać to, co spadło
  3692. na niego przy wyjściu z Aleksiejewskiej. Ale teraz znów ogarnęło go
  3693. poczucie, że metro to nie tylko zbudowana niegdyś sieć transportu, nie tylko
  3694. schron atomowy czy miejsce życia kilkudziesięciu tysięcy ludzi... Że ktoś
  3695. tchn±ł w nie własne, tajemnicze, z niczym nieporównywalne życie, że
  3696. posiada ono pewien dziwny i niepojęty dla człowieka umysł i inn± od
  3697. ludzkiej świadomość.
  3698. Wrażenie to było tak wyraĽne i ostre, że Artemowi wydało się, że strach
  3699. tunelu to po prostu wrogość tego ogromnego stworzenia, błędnie wybranego
  3700. przez ludzi na ich ostatnie schronienie, wrogość do tych maleńkich istot,
  3701. miotaj±cych się po jego wnętrzu. Teraz nie chciało, by Artem szedł naprzód,
  3702. jego d±żeniu, by dotrzeć do końca drogi, do Celu, przeciwstawiło swoj±
  3703. wolę, pierwotn± i potężn±. I jego opór wzrastał z każdym pokonanym przez
  3704. Artema metrem.
  3705. Szedł przez te nieprzeniknione ciemności, nie widz±c własnych r±k,
  3706. nawet kiedy trzymał je tuż przy twarzy. Zupełnie jakby wypadł z przestrzeni
  3707. i czasu, i przywidziało mu się, że jego ciało przestało istnieć. Jakby nie
  3708. przemierzał tunelu, a szybował przez substancję czystego umysłu w
  3709. niewiadomym kierunku.
  3710.  
  3711. 223
  3712. Artem nie widział uciekaj±cych do tyłu ścian, i przez to wydawało mu
  3713. się, że stoi w miejscu i nie przesuwa się do przodu ani na krok, że cel jego
  3714. drogi jest tak samo nieosi±galny, jak pięć i dziesięć minut wcześniej.
  3715. Przebierał wprawdzie nogami po podkładach kolejowych i to mogło
  3716. świadczyć, że się przemieszcza. Z drugiej strony sygnał informuj±cy jego
  3717. mózg o każdej nowej desce, na któr± trafiała stopa, był zawsze taki sam, tak
  3718. jakby raz został zapisany i teraz bez końca się powtarzał. To też sprawiało,
  3719. że można było w±tpić w realność ruchu. Czy zbliża się do celu id±c
  3720. naprzód? Nagle przypomniała mu się dawna wizja, która dawała inn±
  3721. odpowiedĽ na trapi±ce go pytanie.
  3722. Potrz±sn±ł głow±, próbuj±c się pozbyć tych głupich, niepotrzebnych
  3723. myśli, paraliżuj±cych mięśnie i umysł, lecz te tylko się od tego wyrazu
  3724. słabości wzmocniły. I wtedy, czy to ze strachu przed tym czymś nieznanym,
  3725. złym, wrogim, co podnosiło się za jego plecami, czy to żeby udowodnić
  3726. sobie, że jednak się przemieszcza, Artem ruszył do przodu ze zdwojon± sił±.
  3727. I ledwo udało mu się zatrzymać, kiedy szóstym zmysłem wyczuł przed sob±
  3728. przeszkodę, na któr± cudem nie wpadł.
  3729. Ostrożnie obmacał rękami zimne, zardzewiałe żelazo, wystaj±ce z
  3730. gumowych uszczelek odłamki szkła, stalowe powierzchnie kół i rozpoznał
  3731. w tajemniczej przeszkodzie poci±g. Był on, zdawało się, porzucony, w
  3732. każdym razie wokół panowała cisza. Wspomniawszy straszn± opowieść
  3733. Michaiła Porfiriewicza, Artem nie miał odwagi wejść do środka i zamiast
  3734. tego poszedł wzdłuż sznura wagonów, przyciskaj±c się do ściany tunelu.
  3735. Kiedy wreszcie min±ł poci±g, westchn±ł z ulg± i pośpieszył dalej, znów
  3736. zaczynaj±c biec.
  3737. W ciemności było to naprawdę trudne, ale nogi mu się przystosowały i
  3738. biegł, aż nagle przed nim i nieco z boku zajaśniało czerwonawe światło
  3739. ogniska.
  3740. To była ulga nie do opisania
  3741. - wiedzieć, że znajduje się w realnym
  3742. świecie i obok niego s± prawdziwi ludzie. Nieważne jak s± do niego
  3743. nastawieni. Niech to nawet będ± zabójcy, złodzieje, sekciarze,
  3744. rewolucjoniści - to nie ma znaczenia, najważniejsze, żeby byli podobnymi
  3745. mu stworzeniami z krwi i kości. Ani na chwilę nie w±tpił, że uda mu się
  3746. znaleĽć u nich schronienie i ukryć przed t± niewidzialn±, ogromn± istot±,
  3747. która chciała go zadusić - a może przed własnym oszalałym umysłem?
  3748. Pojawił się przed nim na tyle dziwny widok, że nie mógł z cał±
  3749. pewności± stwierdzić, czy powrócił do rzeczywistości, czy też tuła się
  3750. jeszcze po zaułkach własnej podświadomości.
  3751. Na stacji Polianka, a to mogła być tylko ona, paliło się zaledwie jedno
  3752. niewielkie ognisko, ale nie było tu żadnych innych Ľródeł światła, i dlatego
  3753. wydawało się ono jaśniejsze od elektrycznych lamp na Pawieleckiej. Przy
  3754. ognisku siedziało dwóch ludzi, jeden odwrócony plecami, drugi twarz± do
  3755.  
  3756. 224
  3757. Artema, ale żaden z nich go nie zauważył ani nie usłyszał. Zupełnie jakby
  3758. oddzielała go od nich niewidzialna ściana, izoluj±ca ich od świata
  3759. zewnętrznego.
  3760. Cała stacja, z tego co było widać w świetle ogniska, była
  3761. niewyobrażalnie zawalona różnorakim chłamem: można było rozróżnić
  3762. kształty zepsutych rowerów, opon samochodowych, resztek mebli i jakiejś
  3763. aparatury, wznosiła się też góra makulatury, z której siedz±cy od czasu do
  3764. czasu wyci±gali plik gazet lub ksi±żkę i dorzucali do ognia. Wprost przed
  3765. ogniskiem na podstawce stało czyjeś gipsowe popiersie, obok niego leżał
  3766. zwinięty w kłębek kot. Więcej nie było tu nikogo.
  3767. Jeden z siedz±cych coś nieśpiesznie opowiadał drugiemu. Kiedy
  3768. podszedł bliżej, Artem zacz±ł rozumieć:
  3769. - Rozdmuchuj± na przykład pogłoski o Uniwersytecie... Zreszt±
  3770. całkowicie nieprawdziwe. To wszystko echa dawnych mitów o
  3771. Podziemnym Mieście w Ramenkach. Tego, które było części± Metra-2. Ale,
  3772. oczywiście, nie można niczego odrzucać z pełnym przekonaniem. Imperium
  3773. mitów i legend. Metro-2 byłoby tu, oczywiście, głównym, złotym mitem,
  3774. gdyby tylko znało go więcej ludzi. WeĽmy choćby wiarę w Niewidzialnych
  3775. Obserwatorów!
  3776. Artem podszedł całkiem blisko, kiedy ten, który siedział plecami do
  3777. niego, oznajmił swojemu rozmówcy:
  3778. - Ktoś tam jest.
  3779. - Rzeczywiście - przytakn±ł drugi.
  3780. - Możesz przysi±ść się do nas - powiedział pierwszy, zwracaj±c się do
  3781. Artema, ale nie odwracaj±c się do niego. - Tak, czy inaczej, dalej teraz nie
  3782. można iść.
  3783. - Dlaczego? - zaniepokoił się Artem. - Ktoś tam jest, w tunelu?
  3784. - Rozumie się, że nikogo nie ma - cierpliwie wyjaśnił tamten. - Kto by
  3785. tam się pakował? Nie wolno tam teraz wchodzić, mówię przecież. Tak więc
  3786. siadaj.
  3787. - Dziękuję - Artem zrobił nieśmiały krok naprzód i usiadł na ziemi
  3788. naprzeciwko popiersia.
  3789. Byli po czterdziestce. Jeden
  3790. - siwiej±cy, w prostok±tnych okularach,
  3791. drugi - jasnowłosy, chudy, z mał± bródk±. Obaj byli ubrani w stare waciaki,
  3792. podejrzanie nie pasuj±ce do ich twarzy. Palili, wdychaj±c dym przez cienk±
  3793. rurkę z podobnego do fajki wodnej urz±dzenia, z którego unosił się aromat,
  3794. od którego kręciło się w głowie.
  3795. - Jak cię zw±? - zainteresował się blondyn.
  3796. - Artem - odpowiedział mechanicznie Artem, zajęty przygl±daniem się
  3797. tym dziwnym ludziom.
  3798.  
  3799. 225
  3800. - Nazywaj± go Artem - przekazał blondyn temu drugiemu.
  3801. - No, to rozumiem - odrzekł tamten.
  3802. - Ja jestem Jewgienij Dmitriewicz. A to Siergiej Andriejewicz
  3803.  
  3804. -
  3805. powiedział blondyn.
  3806. - Może nie trzeba tak oficjalnie? - upewnił się Siergiej Andriejewicz.
  3807. - Nie, Sierioża, jak już dożyliśmy tego wieku, trzeba z tego korzystać -
  3808. oznajmił Jewgienij Dmitriewicz. - Status i takie tam.
  3809. - No, i co dalej? - spytał wtedy Siergiej Andriejewicz Artema.
  3810. Pytanie zabrzmiało bardzo dziwnie, była to jakby prośba o kontynuację,
  3811. chociaż nie było czego kontynuować, i Artema wprawiło to w duże
  3812. zakłopotanie.
  3813. - Artem, bo Artem, ale to jeszcze nic nie znaczy. Gdzie mieszkasz,
  3814. dok±d idziesz, w co wierzysz, w co nie wierzysz, kto winien i co robić?
  3815. -
  3816. objaśnił myśl Siergieja Andriejewicza blondyn.
  3817. - Tak jak wtedy, pamiętasz?
  3818. - powiedział nagle nie wiadomo czemu
  3819. Siergiej Andriejewicz.
  3820. - Tak, tak! - zaśmiał się Jewgienij Dmitriewicz.
  3821. - Mieszkam na WOGN-ie... w każdym razie kiedyś mieszkałem
  3822.  
  3823. -
  3824. niechętnie zacz±ł Artem.
  3825. - Jak to było... Kto położył but na pulpicie odpalania
  3826. rakiet? -
  3827. uśmiechn±ł się blondyn.
  3828. - No! Nie ma już żadnej Ameryki!
  3829.  
  3830. - uśmiechn±ł się sarkastycznie
  3831. Siergiej Andriejewicz zdejmuj±c okulary i ogl±daj±c je pod światło.
  3832. Artem spojrzał na nich z obaw± jeszcze raz. Może lepiej będzie po prostu
  3833. st±d odejść, póki nie jest za póĽno? Ale to, o czym rozmawiali, zanim go
  3834. zauważyli, trzymało go przy ognisku.
  3835. - A o co chodzi z Metrem-2? Panowie wybacz±, trochę podsłuchałem -
  3836. przyznał się.
  3837. - Chcesz poznać najważniejsz± legend± metra? - uśmiechn±ł się
  3838. protekcjonalnie Siergiej Andriejewicz. - Co konkretnie cię interesuje?
  3839. - Mówiliście coś
  3840. obserwatorach...
  3841. o
  3842. jakimś
  3843. podziemnym
  3844. mieście
  3845. i
  3846. jakichś
  3847. - Cóż, generalnie Metro-2 to schronienie bogów sowieckiego panteonu
  3848. na czas Ragnaröku, gdy siły zła opanuj± powierzchnię...
  3849.  
  3850. - zacz±ł
  3851. nieśpiesznie Jewgienij Dmitriewicz, patrz±c w sufit i puszczaj±c kółka z
  3852. dymu. - Legenda głosi, że pod miastem, którego martwe ciało leży tam, na
  3853. powierzchni, było wybudowane jeszcze jedno metro, dla wybranych. To, co
  3854. widzisz dookoła, jest metrem dla stada. To, o którym mówi± legendy, to
  3855.  
  3856. 226
  3857. metro dla pasterzy i ich owczarków. Na pocz±tku wszystkiego, kiedy
  3858. pasterze nie utracili jeszcze władzy nad swoim stadem, rz±dzili stamt±d,
  3859. lecz potem ich siła się wyczerpała, i owce się rozproszyły. Tylko jedna
  3860. brama ł±czyła te dwa światy i, jeśli wierzyć przekazom, znajdowała się ona
  3861. tam, gdzie plan jest teraz rozcięty szkarłatn±
  3862.  
  3863. blizn± - na Linii
  3864. Sokolniczeskiej, gdzieś za stacj± Sportiwna. Potem wydarzyło się coś, przez
  3865. co wejście do Metra-2 zamknęło się na zawsze. Mieszkaj±cy tutaj stracili
  3866. wszelk± wiedzę o tym, co dzieje się tam, i samo istnienie Metra-2 stało się
  3867. czymś mitycznym i nierealnym. Ale - podniósł palec - mimo że wejście do
  3868. Metra-2 już nie istnieje, to wcale nie oznacza, że przestało istnieć samo
  3869. Metro-2. Przeciwnie, jest wokół nas. Jego tunele oplataj± nitki naszego
  3870. metra, a jego stacje znajduj± się być może tylko kilka kroków za ścianami
  3871. naszych stacji. Te dwie konstrukcje s± nierozdzielne, s± jak układ
  3872. krwionośny i naczynia limfatyczne jednego organizmu. I ci, którzy wierz±,
  3873. że pasterze nie mogli porzucić swego stada na łaskę losu, mówi±, że choć
  3874. niewidoczni, s± obecni w naszym życiu, kieruj± nami, obserwuj± każdy nasz
  3875. krok, ale w żaden sposób się przy tym nie ujawniaj± i nie daj± o sobie znać.
  3876. Oto i wiara w Niewidzialnych Obserwatorów.
  3877. Kot, zwinięty w kłębek obok pokrytego sadz± popiersia, podniósł głowę,
  3878. otworzył olbrzymie, świetliście zielone oczy i spojrzał na Artema
  3879. zaskakuj±co bystro i rozumnie. Jego spojrzenie w ogóle nie przypominało
  3880. wzroku zwierzęcia, i Artem nie mógłby w tym momencie przysi±c, że jego
  3881. oczami nie obserwuje go uważnie ktoś inny. Ale wystarczyło, że kotek
  3882. ziewn±ł wyci±gaj±c szorstki różowy języczek, wtulił się pyszczkiem w
  3883. swoje posłanie i znowu pogr±żył się we śnie, żeby to wrażenie się ulotniło.
  3884. - Ale dlaczego oni nie chc±, żeby ludzie o nich wiedzieli?
  3885.  
  3886. -
  3887. przypomniał sobie Artem swoje pytanie.
  3888. - S± dwie przyczyny. Po pierwsze, owce zgrzeszyły tym, że odepchnęły
  3889. swoich pasterzy w chwili ich słabości. Po drugie, w czasie kiedy Metro-2
  3890. było odcięte od naszego świata, pasterze rozwijali się inaczej niż my, i teraz
  3891. s± oni nie ludĽmi, a istotami wyższego rzędu, których logika jest dla nas
  3892. niezrozumiała, a myśli nam nie podlegaj±. Nie wiadomo, co zaplanowali dla
  3893. naszego metra, ale s± w mocy, żeby zmienić wszystko, nawet przywrócić
  3894. nam utracony, przepiękny świat, bo odzyskali swoj± dawn± potęgę.
  3895. Ponieważ zbuntowaliśmy się niegdyś przeciwko nim i zdradziliśmy ich, nie
  3896. uczestnicz± już w naszym losie. Mimo to, pasterze s± wszędzie obecni, i
  3897. znany jest im każdy nasz oddech, każdy krok, każdy cios - wszystko, co
  3898. dzieje się w metrze. Na razie po prostu obserwuj±. I dopiero kiedy
  3899. odkupimy swój straszny grzech, zwróc± na nas swoje łaskawe spojrzenie i
  3900. wyci±gn± do nas rękę. I wtedy zacznie się odrodzenie. Tak twierdz± ci,
  3901. którzy wierz± w Niewidzialnych Obserwatorów
  3902. - umilkł wdychaj±c
  3903. aromatyczny dym.
  3904.  
  3905. 227
  3906. - Ale jak ludzie mog± odkupić swoj± winę? - spytał Artem.
  3907. - Tego nie wie nikt, oprócz samych Niewidzialnych Obserwatorów.
  3908. Ludzie nie potrafi± tego poj±ć, gdyż nie rozumiej± zamysłu Obserwatorów.
  3909. - Czyli wychodzi na to, że ludzie nigdy nie będ± mogli odkupić swego
  3910. grzechu? - nie mógł uwierzyć Artem.
  3911. - Dziwi cię to? - wzruszył ramionami Jewgienij Dmitriewicz i wypuścił
  3912. jeszcze dwa piękne duże kółka z dymu, tak że jedno przeleciało przez
  3913. drugie.
  3914. Zapadła cisza, z pocz±tku była lekka i przezroczysta, ale stopniowo
  3915. gęstniała i stawała się coraz głośniejsza i bardziej wyczuwalna. Artem
  3916. poczuł rosn±c± potrzebę, by przerwać j± w jakikolwiek sposób, choćby nic
  3917. nie znacz±c± fraz±, nawet nieartykułowanym dĽwiękiem.
  3918. - A wy sk±d jesteście? - przyszło mu do głowy.
  3919. - Ja wcześniej mieszkałem na Smoleńskiej, niedaleko metra, jakieś pięć
  3920. minut - odpowiedział Jewgienij Dmitriewicz, i Artem spojrzał na niego w
  3921. zdumieniu: jak to mieszkał niedaleko metra? Chciał powiedzieć niedaleko
  3922. stacji, czyli w tunelu, tak?
  3923. - Szło się koło budek z pasztecikami, czasem
  3924. kupowaliśmy tam piwo, a obok tych budek cały czas stały prostytutki, miały
  3925. tam swój... e... sztab - ci±gn±ł Jewgienij Dmitriewicz, i Artem zacz±ł się
  3926. domyślać, że mowa o dawnych czasach, jeszcze przed.
  3927. - Tak... Ja też tam mieszkałem niedaleko, na Kalinińskim, w
  3928. wieżowcu - powiedział Siergiej Andriejewicz. - Ktoś mi mówił jakieś pięć
  3929. lat temu, a słyszał to od znajomego stalkera, że z tych wieżowców to wióry
  3930. tylko zostały... Dom Ksi±żki stoi elegancko, cała makulatura w nim leży
  3931. nietknięta, wyobrażasz sobie? A wieżowce rozwalone w pył, tylko kawałki
  3932. betonu leż±. Dziwne.
  3933. - A jak wam się wtedy żyło? - zainteresował się Artem.
  3934. Lubił zadawać to pytanie starszym i słuchać potem, jak rzucali wszystko
  3935. i z zadowoleniem wspominali, jak to wtedy było. Oczy zachodziły im mgł±
  3936. rozmarzenia, głos brzmiał zupełnie inaczej, a twarze jakby młodniały o
  3937. parędziesi±t lat. I choćby widok, który się ukazywał ich oczom, w niczym
  3938. nie przypominał obrazów, które rysowały się przed Artemem podczas ich
  3939. opowieści, to i tak było to niezwykle zajmuj±ce. I jakoś słodko i gorzko
  3940. ściskało za serce...
  3941. - No, cóż, widzisz, było dobrze. My wtedy... e... dawaliśmy do pieca
  3942. -
  3943. odpowiedział przeci±gle Jewgienij Dmitriewicz.
  3944. Tutaj Artem wyobraził sobie coś zupełnie innego, niż miał na myśli
  3945. blondyn, i drugi, widz±c jego zmieszanie, pośpiesznie wyjaśnił:
  3946. - Bawiliśmy się, miło spędzaliśmy czas.
  3947.  
  3948. 228
  3949. - Tak, dokładnie to miałem na myśli. Dawaliśmy do pieca - potwierdził
  3950. Jewgienij Dmitriewicz. - Miałem zielonego moskwicza-2141, cał± wypłatę
  3951. na niego przepuszczałem, no, sprzęt muzyczny trzeba było założyć, olej
  3952. wymienić, raz nawet z głupoty zamontowałem sobie sportowy gaĽnik, a
  3953. potem i wtrysk azotu - wyraĽnie przeniósł się duchem w te piękne czasy,
  3954. kiedy można było po prostu wzi±ć i zamontować sobie sportowy gaĽnik, a
  3955. jego twarz przybrała ten sam rozmarzony wyraz, który Artem tak lubił.
  3956. Szkoda tylko, że z tego, co powiedział, niewiele dało się zrozumieć.
  3957. - W±tpię, czy Artem wie nawet, co to jest moskwicz, nie mówi±c już o
  3958. gaĽnikach - przerwał
  3959. słodkie
  3960. wspomnienia
  3961. przyjaciela
  3962. Siergiej
  3963. Andriejewicz.
  3964. - Jak to nie wie? - chudy wycelował gniewne spojrzenie w Artema.
  3965. Ten zacz±ł się przygl±dać sufitowi, zbieraj±c myśli.
  3966. - A dlaczego palicie tu ksi±żki? - przeszedł do kontrataku.
  3967. - Już żeśmy przeczytali - odrzekł Jewgienij Dmitriewicz.
  3968. - Ksi±żki kłami±! - dodał pouczaj±co Siergiej Andriejewicz.
  3969. - Lepiej powiedz, co to za strój masz na sobie? Nie jesteś czasem z
  3970. jakiejś sekty? - odpowiedział ciosem Jewgienij Dmitriewicz.
  3971. - Nie, nie, co wy - szybko tłumaczył się Artem. - Ale oni mnie przyjęli,
  3972. pomogli, kiedy było ze mn± bardzo Ľle - ogólnie zarysował swoj± sytuację,
  3973. nie podaj±c szczegółów, jak bardzo Ľle z nim było.
  3974. - Tak, tak, tak właśnie robi±. Rozpoznaję ich styl. Opuszczeni i
  3975. ubodzy... e... czy coś w tym rodzaju - pokiwał głow± Jewgienij
  3976. Dmitriewicz.
  3977. - Wiecie, byłem na ich spotkaniu: bardzo dziwne rzeczy tam mówi±
  3978. -
  3979. powiedział Artem. - Postałem, posłuchałem, ale nie wytrzymałem długo.
  3980. Na przykład, że główn± win± Szatana było to, że zachciało mu się sławy i
  3981. oddawania sobie czci... Wcześniej myślałem, że to wszystko było dużo
  3982. poważniejsze. A tu się okazuje, że to po prostu zazdrość. Czy świat jest tak
  3983. prosty, że wszystko kręci się wokół tego, że ktoś się z kimś nie podzielił
  3984. sław± i wyznawcami?
  3985. - ¦wiat nie jest taki prosty
  3986.  
  3987. - zapewnił go Siergiej Andriejewicz,
  3988. przejmuj±c od blondyna fajkę wodn± i zaci±gaj±c się.
  3989. - I jeszcze coś... Na przykład, mówi± tam, że główne przymioty Boga to
  3990. miłosierdzie, dobroć, skłonność przebaczania, że jest Bogiem miłości, że
  3991. jest wszechmog±cy. Ale przy tym za pierwszy akt nieposłuszeństwa
  3992. człowiek został wygnany z Raju i stał się śmiertelny. Potem niezliczona
  3993. liczba ludzi umiera, ale co tam, i pod koniec Bóg posyła swojego syna, żeby
  3994. zbawił ludzkość. I ten syn sam ginie straszn± śmierci±, a przedtem wzywa
  3995. Boga i pyta, czemu go opuścił. I po co to wszystko? Żeby swoj± krwi±
  3996.  
  3997. 229
  3998. odkupić grzech pierwszego człowieka, którego Bóg sam sprowokował i
  3999. ukarał, i żeby ludzie powrócili do Raju i znów byli nieśmiertelni. To jakiś
  4000. bezsensowna kołomyja, przecież można było po prostu nie karać ich
  4001. wszystkich tak surowo za to, czego nawet nie zrobili. Albo darować karę ze
  4002. względu na przedawnienie. Ale po co poświęcać ukochanego syna, i jeszcze
  4003. go zdradzać? Gdzie tu miłość, gdzie skłonność do przebaczania, gdzie tu
  4004. wszechmoc?
  4005. - Prymitywnie i złośliwie to przedstawiłeś, ale w ogólnym zarysie
  4006. prawidłowo - podaj±c fajkę koledze, ocenił Siergiej Andriejewicz.
  4007. - Oto, co mogę powiedzieć na ten temat...
  4008. - wci±gaj±c dym do płuc i
  4009. błogo się uśmiechaj±c, Jewgienij Dmitriewicz przerwał na chwilę, a potem
  4010. kontynuował: - Tak więc, jeśli ich Bóg ma jakieś przymioty, czy też
  4011. wyj±tkowe właściwości, to na pewno nie miłość, nie sprawiedliwość i nie
  4012. przebaczenie. S±dz±c z tego, co działo się na Ziemi od chwili jej... eee...
  4013. stworzenia, Bogu właściwe jest tylko jedno uczucie: uwielbia ciekawe
  4014. historie. Najpierw robi jak±ś drakę, a potem patrzy, co z tego wychodzi. Jak
  4015. się robi nudno, dosypie trochę pieprzu. Tak że słuszność miał staruszek
  4016. Szekspir: świat jest teatrem. Tyle że zupełnie nie takim, o jakim mówił
  4017. -
  4018. podsumował.
  4019. - Tylko dziś od rana nagadałeś sobie kilka stuleci smażenia się w
  4020. piekle - zauważył Siergiej Andriejewicz.
  4021. - Czyli będziesz tam miał z kim gawędzić
  4022.  
  4023. - Jewgienij Dmitriewicz
  4024. przekazał fajkę koledze.
  4025. - Z drugiej strony można tam nawi±zać tyle ciekawych znajomości
  4026.  
  4027. -
  4028. powiedział Siergiej Andriejewicz.
  4029. - Na przykład wśród wyższych hierarchów Kościoła katolickiego.
  4030. - Tak, ci to już na pewno. Ale, szczerze mówi±c, nasi też...
  4031. Obu rozmówców Artema wyraĽnie niezbyt wierzyło w to, że za to, co
  4032. teraz powiedzieli, przyjdzie im kiedykolwiek zapłacić. Ale słowa Jewgienija
  4033. Dmitriewicza o tym, że to, co przydarza się ludzkości, to po prostu ciekawa
  4034. historia, naprowadziło Artema na inn± myśl.
  4035. - Przeczytałem całkiem sporo różnych ksi±żek
  4036. - powiedział, i zawsze
  4037. mnie dziwiło, że tam wszystko jest nie tak, jak w życiu. No, rozumiecie,
  4038. tam wydarzenia tworz± linię, i wszystko jest ze sob± powi±zane, jedno
  4039. wynika z drugiego, nic się nie dzieje tak po prostu. Ale przecież tak
  4040. naprawdę wszystko jest zupełnie inne! Przecież życie składa się z nie
  4041. powi±zanych ze sob± wydarzeń, które dziej± się w przypadkowej kolejności,
  4042. i nie zdarza się tak, żeby wszystko następowało po sobie zgodnie z logik±. I
  4043. jeszcze to: na przykład ksi±żki kończ± się w tym miejscu, gdzie urywa się
  4044. ci±g logiczny, czyli pocz±tek, rozwinięcie, potem szczyt i koniec.
  4045.  
  4046. 230
  4047. - Nie szczyt, tylko kulminacja - poprawił Artema Siergiej Andriejewicz,
  4048. wysłuchuj±cy ze znudzon± min± jego spostrzeżeń.
  4049. Jewgienij Dmitriewicz też nie wyrażał specjalnego zainteresowania.
  4050. Przysun±ł do siebie urz±dzenie do palenia i wci±gn±wszy pachn±cy dym,
  4051. wstrzymał oddech.
  4052. - Dobrze, kulminacja - ci±gn±ł nieco speszony Artem.
  4053. - Ale w życiu
  4054. wszystko jest inaczej, po pierwsze ci±g logiczny może nie dojść do końca, a
  4055. po drugie, jeśli nawet dojdzie, to na tym nic się nie kończy.
  4056. - Chodzi ci o to, że życie nie ma fabuły?
  4057.  
  4058. - pomógł mu sformułować
  4059. myśl Siergiej Andriejewicz.
  4060. Artem zamyślił się na chwilę, potem kiwn±ł głow±.
  4061. - A w przeznaczenie wierzysz?
  4062. - spytał Siergiej Andriejewicz i,
  4063. przechyliwszy głowę na bok, uważnie przygl±dał się Artemowi, zaś
  4064. Jewgienij Dmitriewicz oderwał się od fajki z zaciekawieniem.
  4065. - Nie - zdecydowanie odparł Artem. - Nie ma żadnego przeznaczenia.
  4066. Po prostu przypadkowe zdarzenia, które nam się przytrafiaj±, a my to już
  4067. potem sami to wymyślamy.
  4068. - A to bł±d, bł±d... - westchn±ł z rozczarowaniem Siergiej
  4069. Andriejewicz, surowo patrz±c na Artema znad okularów.
  4070. - Przedstawię ci
  4071. teraz mał± teoryjkę, i sam zobacz, czy pasuje do twojego życia. Mnie się
  4072. wydaje, że życie, rzecz jasna, jest puste, i żadnego sensu w nim generalnie
  4073. nie ma, ani nie istnieje przeznaczenie, to znaczy takie określone, jawne, tak
  4074. że się rodzisz i wszystko już wiesz: moje przeznaczenie to być kosmonaut±,
  4075. albo, powiedzmy, balerin±, albo zgin±ć młodo... Nie, tak to nie. Kiedy
  4076. przeżywasz wyznaczony ci czas... jakby to objaśnić... Może się zdarzyć, że
  4077. przydarzy ci się coś, co sprawi, że będziesz wykonywał określone działania
  4078. i podejmował określone decyzje, przy czym masz wolny wybór: jak chcesz,
  4079. to robisz tak, jak nie - to inaczej. Ale jeśli podejmiesz prawidłow± decyzję,
  4080. to rzeczy, które się będ± dalej z tob± działy, już nie będ±, jak się wyraziłeś,
  4081. przypadkowymi zdarzeniami. Będ± uwarunkowane wyborem, którego
  4082. dokonałeś. Nie chodzi mi o to, że jeśli zdecydowałeś się mieszkać na Linii
  4083. Czerwonej zanim stała się Czerwona, to już nigdzie się stamt±d nie ruszysz i
  4084. wszystkie zdarzenia w twoim życiu będ± wygl±dać odpowiednio, mówię o
  4085. bardziej subtelnych sprawach. Ale jeśli znów znajdziesz się na rozstaju, i
  4086. znów podejmiesz konieczn± decyzję, potem pojawi się przed tob± wybór,
  4087. który nie wyda ci się już przypadkowy, oczywiście, jeśli się tego domyślisz
  4088. i będziesz umiał go sobie uświadomić. I twoje życie przestanie być po
  4089. prostu zbiorem przypadków. Przeobrazi się... w fabułę, czy coś takiego,
  4090. wszystko będzie ze sob± powi±zane pewnymi ci±gami logicznymi, choć
  4091. niekoniecznie bezpośrednio. I to właśnie będzie twoje przeznaczenie. Na
  4092. pewnym etapie, jeśli zabrn±łeś na swej drodze wystarczaj±co daleko, twoje
  4093. życie tak bardzo zmieni się w fabułę, że zaczn± ci się przytrafiać dziwne
  4094.  
  4095. 231
  4096. rzeczy, niewytłumaczalne z punktu widzenia nagiego racjonalizmu, b±dĽ
  4097. twojej teorii przypadkowych zdarzeń. Za to bardzo dobrze będ± się
  4098. wpisywać w logikę linii fabularnej, w któr± teraz zmieniło się twoje życie.
  4099. Myślę, że przeznaczenie nie istnieje sobie ot tak, trzeba do niego dojść, i
  4100. jeśli wydarzenia w twoim życiu zaczn± się układać w fabułę, to może cię to
  4101. zabrać tak daleko... Najciekawsze, że człowiek może sam nawet nie
  4102. podejrzewać, że to się z nim dzieje, albo widzieć wydarzenia w istocie
  4103. nieprawdziwie, próbować je systematyzować zgodnie ze swoim
  4104. światopogl±dem. Ale przeznaczenie ma własn± logikę.
  4105. Ta dziwna teoria, która z pocz±tku wydała się Artemowi kompletnym
  4106. hokus-pokus, nagle sprawiła, że spojrzał pod innym k±tem na wszystko, co
  4107. mu się przytrafiło od samego pocz±tku, odk±d zgodził się na propozycję
  4108. Huntera, by wyruszyć do Polis.
  4109. Teraz wszystkie jego przygody, wszystkie wędrówki, które dot±d
  4110. postrzegał jako raczej nieudane, rozpaczliwe próby, by dotrzeć do celu, do
  4111. którego d±żył zawsze, gdziekolwiek by go rzuciło, który przyci±gał go jak
  4112. magnes, chociaż sam już prawie nie wiedział, po co mu to potrzebne
  4113.  
  4114. -
  4115. wszystko to ukazało mu się teraz w innym świetle, wydało mu się
  4116. złożonym systemem, wymyśln±, ale logiczn± konstrukcj±.
  4117. Bo jeśli uznać zgodę Artema na propozycję Myśliwego za pierwszy krok
  4118. na jego drodze, jak powiedział Siergiej Andriejewicz, to wszystkie
  4119. wydarzenia, jakie potem nast±piły
  4120. - i ekspedycja na Ryżsk±, i to, że na
  4121. Ryżskiej podszedł do niego Burbon, i Artem się od niego nie odsun±ł, to
  4122. następny krok, i że Chan wyszedł Artemowi na spotkanie, choć spokojnie
  4123. mógł zostać na Suchariewskiej... Ale to jeszcze można było wyjaśnić
  4124. inaczej, w każdym razie, sam Chan podawał zupełnie inne przyczyny
  4125. swoich działań. Potem Artem dostaje się w niewolę faszystów, na Twersk±,
  4126. powinni go powiesić, ale dzięki mało prawdopodobnemu zbiegowi
  4127. okoliczności międzynarodowa brygada postanawia uderzyć na Twersk±
  4128. właśnie tego dnia. Gdyby rewolucjoniści pojawili się o dzień wcześniej albo
  4129. o dzień póĽniej, śmierć Artema byłaby nieunikniona, a wówczas jego
  4130. wyprawa zakończyłaby się fiaskiem.
  4131. Czy rzeczywiście mogło tak być, że upór, z jakim kontynuował swoj±
  4132. drogę, wpływał na dalsze wydarzenia? Czyżby zdecydowanie, gniew,
  4133. rozpacz, które pobudzały go do każdego następnego kroku, mogły jakimś
  4134. sposobem kształtować rzeczywistość, tworz±c z chaotycznego kłębu
  4135. zdarzeń, czyichś działań i myśli harmonijny system
  4136.  
  4137. i - jak powiedział
  4138. Siergiej Andriejewicz - zmieniać zwykłe życie w fabułę?
  4139. Na pierwszy rzut oka nic takiego nie mogło się stać. Ale jeśli się
  4140. zastanowić... Bo jak inaczej wyjaśnić spotkaniem z Markiem, który
  4141. zaproponował Artemowi jedyny sposób, by przedostać się na terytorium
  4142. Hanzy? I, co ważne... najważniejsze... póki był pogodzony z losem i
  4143.  
  4144. 232
  4145. czyścił wychodki, przeznaczenie, jak się zdaje, odwróciło się od niego, ale
  4146. kiedy - nie próbuj±c nawet przemyśleć tego, co robi
  4147. - poszedł na przebój,
  4148. stało się coś niemożliwego: strażnik, który po prostu musiał stać na
  4149. posterunku, gdzieś znikn±ł, i nikt go nawet nie ścigał. Czy to znaczy, że
  4150. kiedy wrócił ze skręcaj±cej w bok ścieżki na własn± drogę, post±pił zgodnie
  4151. z fabularnym rysunkiem swojego życia, a na etapie, do którego dotarł,
  4152. mogło to już spowodować poważne zakłócenia rzeczywistości, poprawiaj±c
  4153. j± tak, by główny w±tek fabuły Artema mógł bez przeszkód rozwijać się
  4154. dalej?
  4155. To by znaczyło, że jeśli zrezygnuje ze swojego celu, zboczy ze swej
  4156. drogi, przeznaczenie się od niego odwróci, i niewidoczna tarcza, chroni±ca
  4157. go teraz od śmierci, rozpadnie się na kawałki, nić Ariadny, po której
  4158. ostrożnie st±pa, urwie się, i zostanie sam na sam z rozszalał±
  4159. rzeczywistości±, rozwścieczon± jego zuchwałym zamachem na chaotyczn±
  4160. istotę bytu... Być może ten, kto raz próbował oszukać przeznaczenie, kto
  4161. był na tyle lekkomyślny, by trwać w uporze jeszcze po tym, gdy zebrały mu
  4162. się nad głow± czarne chmury, nie może po prostu ot tak zboczyć ze szlaku?
  4163. Choćby nawet wszystko uszło mu na sucho, to od tej pory jego życie stanie
  4164. się zupełnie tuzinkowe, szare, i nigdy już nie zdarzy się w nim nic
  4165. niezwykłego, magicznego, niewytłumaczalnego, a wszystko dlatego, że
  4166. w±tek się urwie, a na bohaterze postawi się krzyżyk...
  4167. Czy to znaczy, że Artem nie tylko nie ma teraz prawa, ale nie może zejść
  4168. ze swej drogi? I to jest właśnie przeznaczenie? Przeznaczenie, w które nie
  4169. wierzył? A nie wierzył tylko dlatego, że nie potrafił prawidłowo zrozumieć
  4170. tego, co się z nim dzieje, nie umiał odczytać znaków stoj±cych na jego
  4171. drodze, i nadal naiwnie uważał ci±gn±cy się po horyzont, specjalnie dla
  4172. niego skonstruowany trakt za zagmatwany splot porzuconych ścieżek
  4173. prowadz±cych w różne strony?
  4174. Wyszło na to, że kroczył swoj± drog±, a wydarzenia jego życia tworzyły
  4175. harmonijn± fabułę, która panowała nad ludzk± wol± i rozumem, tak że jego
  4176. wrogowie tracili wzrok, a przyjaciele zaczynali widzieć, aby przybyć mu na
  4177. czas na pomoc. Fabuła, rz±dz±ca rzeczywistości± tak, że niewzruszone
  4178. reguły prawdopodobieństwa posłusznie, niczym plastelina, zmieniały swój
  4179. kształt pod naciskiem wzrastaj±cej potęgi niewidzialnej ręki przestawiaj±cej
  4180. go po szachownicy życia...
  4181. A jeśli rzeczywiście tak było, to znikało samo przez się pytanie, na które
  4182. wcześniej można było odpowiedzieć jedynie ponurym milczeniem i
  4183. zaciśnięciem zębów: po co to wszystko? Teraz odwaga, z jak± przekonywał
  4184. sam siebie i uparcie mówił innym, że nie ma w świecie żadnego zamysłu
  4185. ani wyższego planu, żadnych reguł i żadnej sprawiedliwości, okazywała się
  4186. niepotrzebna, gdyż ten zamysł zaczynał być widoczny... Tej myśli nie
  4187. można się było oprzeć, była zbyt poci±gaj±ca, żeby odrzucić j± z tym
  4188.  
  4189. 233
  4190. żelaznym uporem, z którym odpychał wyjaśnienia proponowane przez
  4191. religie i ideologie.
  4192. Wszystko to razem znaczyło tylko jedno.
  4193. - Nie mogę tu dłużej zostać - powiedział wyraĽnie Artem i wstał, czuj±c
  4194. jak jego mięśnie wypełnia nowa, potężna siła. - Nie mogę tu dłużej
  4195. zostać - powtórzył, wsłuchuj±c się we własny głos.
  4196.  
  4197. - Powinienem iść.
  4198. Muszę.
  4199. Nie odwracaj±c się już ani razu, zapominaj±c o wszystkich lękach, które
  4200. przywiodły go do tego ogniska, zeskoczył na tory i ruszył naprzód, w
  4201. ciemność. W±tpliwości opuściły Artema, ustępuj±c miejsca doskonałemu
  4202. spokojowi i przekonaniu, że wreszcie wszystko robi tak, jak powinien.
  4203. Zupełnie jakby po tym, jak zboczył z kursu, udało mu się jednak wrócić na
  4204. lśni±ce tory swojego przeznaczenia. Deski podkładów, po których kroczył,
  4205. teraz jakby same przesuwały się do tyłu, nie wymagaj±c z jego strony
  4206. żadnego wysiłku. Po chwili zupełnie znikn±ł w ciemnościach.
  4207. - Ładna teoria, prawda? - zaci±gaj±c się spytał Siergiej Andriejewicz.
  4208. - Można by pomyśleć, że w ni± wierzysz... - odparł gderliwie Jewgienij
  4209. Dmitriewcz, drapi±c kota za uchem.
  4210.  
  4211. 234
  4212. ROZDZIAŁ 12
  4213. POLIS
  4214. Został już tylko jeden tunel. Tylko jeden tunel, i wyznaczony przez
  4215. Huntera cel, do którego Artem szedł uparcie i desperacko, zostanie
  4216. osi±gnięty. Dwa, może trzy kilometry przez suchy i cichy przejazd, i jest na
  4217. miejscu.
  4218. W głowie Artema panowała pustka dĽwięcz±ca prawie tak samo jak w
  4219. tunelu, i chłopak nie zadawał już sobie pytań. Jeszcze czterdzieści minut i
  4220. będzie na miejscu. Czterdzieści minut... i jego wyprawa dobiegnie końca.
  4221. Nie zdawał sobie nawet sprawy, że idzie wśród egipskich ciemności.
  4222. Nogi bez potknięć przemierzały kolejne metry. Zupełnie zapomniał o
  4223. wszystkich groż±cych mu niebezpieczeństwach, o tym, że jest bezbronny,
  4224. że nie ma ani dokumentów, ani latarki, ani karabinu, że ubrany jest w
  4225. dziwaczny sekciarski habit, o tym wreszcie, że nigdy niczego nie słyszał ani
  4226. o tym tunelu, ani o niebezpieczeństwach, które czyhały w nim na
  4227. podróżnych.
  4228. Pewność tego, że póki pod±ża swoj± drog±, nic mu nie grozi, wypełniała
  4229. cał± jego świadomość. Gdzie się podział nieunikniony, zdawałoby się,
  4230. strach tuneli? Co się stało ze zmęczeniem i zw±tpieniem?
  4231. Wszystko zepsuło echo.
  4232. Ponieważ w tunelu było tak pusto, dĽwięki kroków niosły się we
  4233. wszystkich kierunkach. Odbite od ścian, huczały, oddalaj±c się stopniowo i
  4234. przechodz±c w szmer, a potem wracaj±c po takim czasie, iż zdawało się, że
  4235. idzie nie tylko Artem, ale jeszcze ktoś inny. Po jakimś czasie to wrażenie
  4236. stało się na tyle silne, że Artem miał ochotę zatrzymać się i posłuchać, czy
  4237. echo kroków przypadkiem nie żyje swoim życiem.
  4238. Przez kilka minut walczył z pokus±. Jego kroki robiły się coraz
  4239. wolniejsze i cichsze, a Artem nasłuchiwał, czy odbija się to na sile echa.
  4240. Wreszcie zupełnie się zatrzymał. Boj±c się głęboko odetchn±ć, żeby świst
  4241. nabieranego do płuc powietrza nie przeszkodził mu wychwycić najmniejszy
  4242. szelest w oddali, stał tak w nieprzeniknionych ciemnościach i czekał.
  4243. Cisza.
  4244. Teraz, kiedy przestał się przemieszczać, znów stracił poczucie realności
  4245. przestrzeni. Póki szedł, chwytał się jakby rzeczywistości podeszwami
  4246. butów. Zatrzymawszy się wśród atramentowej czerni tunelu, Artem naraz
  4247. przestał pojmować, gdzie się znajduje.
  4248.  
  4249. 235
  4250. Wydało mu się też, że kiedy znów ruszył z miejsca, ledwie słyszalne
  4251. echo kroków dotarło do jego uszu jeszcze zanim jego własna stopa zd±żyła
  4252. stan±ć na betonowym podłożu.
  4253. Serce zabiło mu mocniej. Ale po chwili udało mu się przekonać siebie,
  4254. że zwracanie uwagi na wszystkie szmery w tunelach jest głupie i
  4255. bezsensowne. Przez jakiś czas Artem starał się w ogóle nie wsłuchiwać w
  4256. echo. Potem, kiedy wydało mu się, że ostatni z cichn±cych pogłosów zbliżył
  4257. się do niego, zatkał sobie uszy i szedł dalej. Ale i tego nie starczyło na
  4258. długo.
  4259. Kiedy po paru minutach oderwał dłonie od uszu i kroczył dalej, ku
  4260. swojemu przerażeniu usłyszał, że echo jego kroków przed nim rzeczywiście
  4261. jest coraz głośniejsze, jak gdyby zbliżało się do niego. Ale wystarczyło
  4262. stan±ć w miejscu, żeby dĽwięki z przodu z sekundowym opóĽnieniem też
  4263. ucichły.
  4264. Ten tunel poddawał Artema próbie, testował jego zdolność do
  4265. przeciwstawienia się strachowi. Ale on się nie da. Zbyt wiele już przeszedł,
  4266. żeby przestraszyć się ciemności i echa.
  4267. Ale czy to było echo?
  4268. Zbliżało się, teraz nie było co do tego żadnych w±tpliwości. Ostatni raz
  4269. Artem zatrzymał się, kiedy lekkie kroki było słychać około dwudziestu
  4270. metrów od niego. To było tak niewytłumaczalne i przerażaj±ce, że nie
  4271. wytrzymał i, ocieraj±c z czoła zimny pot, łami±cym się głosem krzykn±ł w
  4272. pustkę:
  4273. - Jest tam kto?
  4274. Echo odezwało się strasznie blisko i Artem nie poznał swojego głosu.
  4275. Drż±ce odgłosy niosły się na wyścigi w gł±b tunelu, trac±c sylaby: "jest tam
  4276. kto... am kto... kto...". Nikt nie odpowiedział. I nagle stało się coś
  4277. niewiarygodnego: echo zaczęło wracać, powtarzaj±c jego pytanie, w
  4278. odwrotnej kolejności odzyskuj±c zgubione sylaby, stawało się coraz
  4279. głośniejsze, aż w końcu trzydzieści kroków od niego ktoś powtórzył
  4280. przestraszonym głosem jego pytanie.
  4281. Tego było dla Artema za wiele. Odwrócił się i ruszył z powrotem,
  4282. najpierw staraj±c się nie iść zbyt szybko, a potem kompletnie zapominaj±c o
  4283. tym, że strachowi nie wolno się poddać, potykaj±c się pobiegł. Ale już po
  4284. chwili zrozumiał, że echo kroków i tak słychać w odległości dwudziestu
  4285. metrów. Niewidzialny prześladowca nie chciał dać mu spokoju. Artem
  4286. złapał zadyszkę i biegł już bez wyczucia kierunku, aż w końcu wpadł na
  4287. ścianę
  4288. tunelu.
  4289. Echo od razu umilkło. Min±ł jakiś czas, zanim udało mu się zebrać w
  4290. garść, podnieść i zrobić krok naprzód. To był prawidłowy kierunek: z
  4291.  
  4292. 236
  4293. każdym pokonanym metrem dĽwięk szuraj±cych o beton butów stawał się
  4294. coraz bliższy, wychodz±c mu naprzeciw. I tylko pulsuj±ca w uszach krew
  4295. zagłuszała złowieszczy szelest. Za każdym razem, kiedy Artem stawał w
  4296. miejscu, jego prześladowca zatrzymywał się w ciemnościach - o tym, że to
  4297. nie echo, był już teraz całkowicie przekonany.
  4298. Tak to trwało, aż kroki zabrzmiały w odległości wyci±gniętej ręki. I
  4299. wtedy, krzycz±c i machaj±c na oślep pięściami, Artem rzucił się przed
  4300. siebie, tam gdzie według jego obliczeń powinno się znajdować to coś.
  4301. Pięści ze świstem przecięły pustkę. Nikt nie próbował się bronić przed
  4302. jego uderzeniami. Na próżno mielił powietrze, krzyczał, odskakiwał,
  4303. wyci±gał ręce na boki, próbuj±c pochwycić niewidocznego w ciemności
  4304. przeciwnika. Pustka. Nikogo tam nie było. Ale gdy tylko złapał oddech i
  4305. zrobił jeszcze jeden krok w kierunku Polis, ciężki szurgot rozległ się tuż
  4306. przed nim. Jeszcze jedno machnięcie ręk±, i znów nic. Artem poczuł, że
  4307. traci zmysły. Wypatruj±c do bólu oczy, próbował zobaczyć cokolwiek, uszy
  4308. starały się wyłowić bliski oddech innej istoty. Ale tam po prostu nikogo nie
  4309. było.
  4310. Postawszy nieruchomo kilka długich minut, Artem pomyślał, że
  4311. jakkolwiek można wytłumaczyć to dziwne zjawisko, nie przedstawia ono
  4312. żadnego niebezpieczeństwa. Pewnie coś z akustyk±. Przyjdę do domu,
  4313. zapytam ojczyma, powiedział sobie, i kiedy podniósł już nogę, żeby zrobić
  4314. kolejny krok do celu, ktoś szepn±ł mu cicho prosto do ucha:
  4315. "Zaczekaj. Teraz nie możesz tam iść."
  4316. - Kto to? Kto tu jest?
  4317. - ciężko dysz±c, krzykn±ł Artem. Ale nikt nie
  4318. odpowiadał. Wokół niego znów była gęsta pustka. Wierzchem dłoni otarł
  4319. wtedy pot z czoła i pośpieszył w stronę Borowickiej. Nieuchwytne stopy
  4320. jego prześladowcy z t± sam± szybkości± zaszurały w przeciwnym kierunku,
  4321. stopniowo cichn±c w oddali, aż przeszły w ciszę. Dopiero wtedy Artem się
  4322. zatrzymał. Nie wiedział i nie mógł wiedzieć, co to było, nigdy o niczym
  4323. podobnym nie słyszał od żadnego z przyjaciół, ojczym też o czymś takim
  4324. nie opowiadał mu wieczorami przy ognisku. Ale ktokolwiek szepn±ł mu do
  4325. ucha polecenie, by się zatrzymał i poczekał, teraz, kiedy Artem już się go
  4326. nie bał, kiedy miał czas, żeby zrozumieć, co się stało i nad tym pomyśleć,
  4327. brzmiało to hipnotycznie przekonuj±co.
  4328. Następne dwadzieścia minut spędził siedz±c na szynie, kołysz±c się,
  4329. jakby się upił, z boku na bok, zmagaj±c się z dreszczami i wspominaj±c
  4330. dziwny, nie należ±cy do człowieka głos, który kazał mu czekać. Ruszył
  4331. dalej dopiero wówczas, kiedy dreszcze zaczęły powoli mijać, a straszny
  4332. szept w jego głowie
  4333. - zlewać się z cichym świstem budz±cego się
  4334. tunelowego przeci±gu.
  4335. Przez cały czas szedł po prostu naprzód, staraj±c się o niczym nie
  4336. myśleć, potykaj±c się czasem o leż±ce na ziemi kable, ale to było
  4337.  
  4338. 237
  4339. najstraszniejsze, co mu się przydarzyło. Czasu, jak mu się wydawało, nie
  4340. minęło wiele, chociaż nie mógł określić ile, bo w ciemności minuty zlewały
  4341. się. Wreszcie zobaczył w końcu tunelu światło.
  4342. Borowicka.
  4343. Polis.
  4344. I wtedy ze stacji dał się słyszeć gruby okrzyk, huknęły wystrzały, i
  4345. Artem, odskoczywszy do tyłu, wcisn±ł się w zagłębienie w ścianie. Z oddali
  4346. niosły się przeci±głe jęki rannych, przekleństwa, potem jeszcze raz,
  4347. wzmocniony przez tunel, rozległ się terkot serii z automatu.
  4348. Zaczekaj...
  4349. Artem odważył się wychyn±ć z kryjówki dopiero kwadrans po tym, jak
  4350. wszystko ucichło. Podniósł ręce w górę i powoli poszedł w kierunku
  4351. światła.
  4352. To rzeczywiście było wejście na peron. W nadziei widać na nietykalność
  4353. Polis, Borowicka nie wystawiała posterunków. Pięć metrów przed
  4354. miejscem, gdzie urywały się okr±głe żebra tunelu, stały betonowe bloki
  4355. punktu granicznego i w kałuży krwi leżało rozci±gnięte ciało.
  4356. Kiedy Artem pokazał się w polu widzenia ubranych w zielone mundury i
  4357. czapki pograniczników, kazali mu podejść bliżej i stan±ć twarz± do ściany.
  4358. Widz±c na ziemi trupa natychmiast usłuchał.
  4359. Szybkie przeszukanie, pytanie o paszport, wykręcone za plecami ręce, i
  4360. wreszcie stacja. ¦wiatło. Takie samo. Mówili prawdę, wszyscy mówili
  4361. prawdę, legendy nie kłamały. ¦wiatło było tak ostre, że Artem musiał
  4362. zmrużyć oczy, żeby nie oślepn±ć. Ale blask dosięgał Ľrenic i przez powieki,
  4363. oślepiał boleśnie, i dopiero kiedy pogranicznicy zawi±zali mu oczy
  4364. przepask±, przestały go kłuć. Powrót do życia, którym żyły poprzednie
  4365. pokolenia ludzi, okazał się bardziej bolesny, niż Artem mógł sobie
  4366. wyobrazić.
  4367. Przepaskę zdjęto mu z oczu dopiero w wartowni
  4368.  
  4369. - podobnym do
  4370. wszystkich innych malutkim pomieszczeniu służbowym, wyłożonym
  4371. popękanymi kafelkami.
  4372. Było tu ciemno, tylko na pomalowanym ochr± drewnianym stole, w
  4373. aluminiowej miseczce migotała świeca. Zbieraj±c płynny wosk w palce i
  4374. obserwuj±c jak zastyga, dowódca warty, masywny, nieogolony mężczyzna
  4375. w zielonej koszuli wojskowej z podwiniętymi rękawami i w krawacie na
  4376. gumce długo przygl±dał się Artemowi, zanim spytał:
  4377. - Sk±d pan przybył? Gdzie paszport? Co się panu stało w oko?
  4378. Artem postanowił, że nie ma sensu się wykręcać i szczerze opowiedział,
  4379. że paszport został u faszystów, a oka też o mało co tam nie zostawił.
  4380. Dowódca przyj±ł to zaskakuj±co życzliwie.
  4381.  
  4382. 238
  4383. - Wiemy jak jest. Na przykład przeciwległy tunel wychodzi akurat na
  4384. Czechowsk±. Ustawiliśmy tam istn± twierdzę. Na razie nie wojujemy, ale
  4385. dobrzy ludzie radz± mieć się na baczności. Jak to się mówi: si vic pacem,
  4386. para bellum - mrugn±ł do Artema.
  4387. Ostatniej frazy Artem nie zrozumiał, ale postanowił nie wypytywać. Jego
  4388. uwagę przyci±gn±ł tatuaż na zgięciu łokcia dowódcy: zmutowany przez
  4389. promieniowanie ptak z dwiema głowami, rozpostartymi skrzydłami i
  4390. haczykowatymi dziobami. Ptak coś mu mgliście przypominał, ale co
  4391. konkretnie - nie mógł poj±ć. A potem, kiedy dowódca odwrócił się do
  4392. jednego z żołnierzy, Artem ujrzał, że dokładnie taki sam znak, ale w
  4393. miniaturze, miał wytatuowany na lewej skroni.
  4394. - A w jakiej sprawie pan do nas przychodzi? - ci±gn±ł dowódca.
  4395. - Szukam pewnego człowieka... Nazywa się Młynarz. Pewnie
  4396. przezwisko. Mam dla niego ważn± wiadomość.
  4397. Wyraz twarzy pogranicznika błyskawicznie się zmienił. Leniwy,
  4398. dobroduszny uśmiech spełzł mu z ust, zdziwione oczy błysnęły w świetle
  4399. świecy.
  4400. - Może pan przekazać mnie.
  4401. Artem pokręcił głow±, przeprosił i zacz±ł tłumaczyć, że w żaden sposób
  4402. nie może, że tajemnica, pan rozumie, kazano w żadnym wypadku nikomu
  4403. nie mówić, oprócz samego Młynarza.
  4404. Dowódca spojrzał na niego badawczo jeszcze raz, dał znak jednemu z
  4405. żołnierzy, i ten podał mu czarny aparat telefoniczny z bakelitu,
  4406. wyci±gn±wszy pokryty gum± kabel telefoniczny dokładnie na potrzebn±
  4407. długość. Pogranicznik wykręcił palcem numer na tarczy i powiedział do
  4408. słuchawki:
  4409. - Posterunek Bor Południe. Iwaszow. Do pułkownika Młynariewa.
  4410. Kiedy czekał na odpowiedĽ, Artem zd±żył zauważyć, że tatuaż ze
  4411. zmutowanym ptakiem mieli na skroniach również obaj żołnierze znajduj±cy
  4412. się w pokoju.
  4413. - Jak przedstawić? - spytał dowódca warty Artema, przycisn±wszy
  4414. policzkiem słuchawkę do ramienia.
  4415. - Proszę powiedzieć, że jestem od Huntera. Pilna wiadomość.
  4416. Ten skin±ł i, wymieniwszy jeszcze kilka zdań z rozmówc± po drugiej
  4417. stronie linii, zakończył rozmowę.
  4418. - Proszę być na Arbackiej, u naczelnika stacji, jutro o dziewi±tej. Do
  4419. tego czasu jest pan wolny
  4420.  
  4421. - i, machn±wszy ręk± żołnierzowi, który
  4422. natychmiast odsun±ł się od drzwi, dodał, zwracaj±c się do Artema:
  4423.  
  4424. -
  4425. Poczekaj... Jesteś u nas, zdaje się, gościem honorowym i pierwszy raz.
  4426.  
  4427. 239
  4428. Trzymaj, ale s± do zwrotu!
  4429. - i wyci±gn±ł do Artema ciemne okulary w
  4430. wytartych metalowych ramkach.
  4431. Dopiero jutro? Artemowi zrobiło się gor±co: poczuł się rozczarowany i
  4432. obrażony. To po to tutaj szedł, ryzykuj±c życie swoje i innych? To po to się
  4433. śpieszył, zmuszał do każdego kolejnego kroku, nawet kiedy brakowało już
  4434. sił? I czyż nie była to pilna sprawa: poinformować o wszystkim, co
  4435. wiedział, tego cholernego Młynarza, który nie może dla niego znaleĽć
  4436. wolnej chwili?
  4437. A może Artem po prostu się spóĽnił, i on już wszystko wie? Czy też wie
  4438. coś, czego sam Artem jeszcze się nie domyśla? Może spóĽnił się tak bardzo,
  4439. że cała jego misja straciła sens?
  4440. - Dopiero jutro? - nie wytrzymał.
  4441. - Pułkownik ma dziś zadanie, wróci wcześnie rano - wyjaśnił
  4442. Iwaszow. - IdĽ, idĽ, przynajmniej odpoczniesz - i wyprowadził Artema z
  4443. wartowni.
  4444. Uspokojony, ale wci±ż obrażony, Artem założył okulary i pomyślał, że
  4445. bardzo mu się przydadz±: przy okazji nie będzie widać, że ma podbite oko.
  4446. Szkła były porysowane, a do tego nieco zniekształcały perspektywę, ale
  4447. kiedy podziękował strażnikom i wszedł na peron, zrozumiał, że bez
  4448. okularów by się nie obył. ¦wiatło lamp rtęciowych było dla niego zbyt
  4449. jasne. Zreszt± nie tylko Artem nie mógł tu mieć otwartych oczu
  4450. - na stacji
  4451. wielu ludzi chowało je za ciemnymi okularami. Pewnie też nietutejsi,
  4452. pomyślał.
  4453. Dziwnie było patrzeć na całkowicie oświetlon± stację metra. W ogóle nie
  4454. było tu cieni. I na WOGN-ie, i na wszystkich innych stacjach i stacyjkach,
  4455. które do tej pory miał okazję odwiedzić, Ľródeł światła było niewiele, i nie
  4456. mogły one oświetlić całej widocznej przestrzeni, dlatego jedynie
  4457. wychwytywały jej fragmenty. Wszędzie były miejsca, do których nie
  4458. przedostawał się ani jeden promień światła. Każdy człowiek miał kilka
  4459. cieni: jeden od świecy, blady i mizerny; drugi, czerwony, od lampy
  4460. awaryjnej; trzeci, czarny, o ostrych konturach, od latarki elektrycznej.
  4461. Mieszały się, zachodziły jeden na drugi i na cienie innych osób, ci±gnęły się
  4462. po ziemi czasem przez kilka metrów, straszyły, oszukiwały, zmuszały, by
  4463. domyślać się i dopowiadać. A w Polis nieubłagane lampy światła dziennego
  4464. unicestwiły wszystkie cienie, co do jednego.
  4465. Artem zamarł, przygl±daj±c się z zachwytem Borowickiej. Zachowała się
  4466. w niewiarygodnie dobrym stanie. Na marmurowych ścianach i pobielonym
  4467. sklepieniu nie było widać śladów sadzy, stacja była wysprz±tana, a nad
  4468. pociemniałym od upływu lat panneau z br±zu na końcu peronu pracowała
  4469. kobieta w niebieskim kombinezonie, pilnie przecieraj±c relief g±bk± z
  4470. płynem czyszcz±cym.
  4471.  
  4472. 240
  4473. Pomieszczenia mieszkalne były tu urz±dzone w arkadach. Tylko po dwa
  4474. przejścia z każdej strony zostały puste, by umożliwić dojście do torów,
  4475. pozostałe, z obu stron obudowane cegł±, zostały zmienione w
  4476. najprawdziwsze apartamenty. Każdy z nich miał prostok±tne wejście, w
  4477. niektórych stały nawet prawdziwe drewniane drzwi i oszklone okna. Z
  4478. jednego z nich dochodziła muzyka. Przed kilkoma drzwiami leżały
  4479. dywaniki, by wchodz±cy mogli wytrzeć nogi. Artem pierwszy raz widział
  4480. coś takiego. Od tych mieszkań czuć było takie ciepło, taki spokój, że aż
  4481. ścisnęło mu się serce: przed oczami nagle mign±ł mu obrazek z dzieciństwa.
  4482. Ale najbardziej zadziwiaj±ce było to, że wzdłuż obu ścian, na całej stacji
  4483. ci±gn±ł się rz±d regałów z ksi±żkami. Zajmowały miejsce między
  4484. "mieszkaniami", i cała stacja nabrała przez to jakiegoś cudownego,
  4485. nieziemskiego wygl±du, przypominaj±c Artemowi opisy bibliotek w
  4486. średniowiecznych uniwersytetach, o których czytał w ksi±żce pisarza o
  4487. nazwisku Borges.
  4488. Na dalszym skraju holu zaczynały się schody ruchome - tam było
  4489. przejście na stację Arbacka. ¦luza była otwarta, ale przy przejściu był
  4490. umieszczony niewielki posterunek. Mimo to, wszystkich chc±cych przejść
  4491. straż przepuszczała w obu kierunkach, nie sprawdzaj±c nawet dokumentów.
  4492. Za to na przeciwległym końcu peronu, obok br±zowego reliefu, widać
  4493. było prawdziw± bazę wojskow±. Mieściło się tam kilka zielonych
  4494. wojskowych namiotów z namalowanymi na nich znakami w rodzaju tych
  4495. wytatuowanych na skroniach pograniczników. Stał tam też wózek z
  4496. przytwierdzon± do niego nieznan± Artemowi broni±, któr± zdradzała tylko
  4497. stercz±ca spod pokrowca długa, pogrubiona na końcu lufa. Obok pełniło
  4498. wartę dwóch żołnierzy w ciemnozielonych uniformach, hełmach i
  4499. kamizelkach kuloodpornych. Obóz otaczał schody wznosz±ce się nad
  4500. torami. ¦wiec±ce strzałki wyjaśniały, że znajduje się tam "Wyjście do
  4501. miasta", i Artem zrozumiał, sk±d te środki ostrożności. Drugie schody, które
  4502. tam prowadziły, były zreszt± przegrodzone ścian± z ogromnych betonowych
  4503. bloków.
  4504. Pośrodku stacji rozstawione były mocne drewniane stoły, za którymi,
  4505. dyskutuj±c z ożywieniem, siedzieli ludzie w długich szarych chałatach z
  4506. grubego materiału. Podchodz±c bliżej, Artem ze zdziwieniem zauważył, że
  4507. też maj± tatuaże na skroniach - jednak nie z podobizn± ptaka, a w formie
  4508. otwartej ksi±żki na tle kilku pionowych, przypominaj±cych kolumnadę
  4509. kreseczek. Zauważywszy baczne spojrzenie Artema, jeden z siedz±cych
  4510. przy stole uśmiechn±ł się na powitanie i zapytał:
  4511. - Przyjezdny? Pierwszy raz u nas?
  4512. Od słowa "przyjezdny" Artem aż się wzdrygn±ł, ale opanował się i
  4513. kiwn±ł głow±. Ten, który do niego zagadał, był od niego nieco starszy, i
  4514. kiedy wstał, żeby podać Artemowi dłoń, wyci±gaj±c rękę z szerokiego
  4515.  
  4516. 241
  4517. rękawa chałata, okazało się, że byli mniej więcej tego samego wzrostu, tyle
  4518. że tamten był drobniejszej budowy.
  4519. Nowy znajomy Artema nazywał się Daniła. Nie śpieszył się, żeby mówić
  4520. o sobie, i było widać, że chciał porozmawiać z Artemem, bo był ciekaw, co
  4521. się dzieje poza granicami Polis, jakie nowiny na Okrężnej, co słychać o
  4522. faszystach i czerwonych...
  4523. Po półgodzinie siedzieli już w domu u chudego Daniły, w jednym z
  4524. "mieszkań" umieszczonych między filarami, i pili gor±c± herbatę, z
  4525. pewności± przywiezion± tu okrężn± drog± z WOGN-u. Z mebli, w pokoju
  4526. był zawalony ksi±żkami stół, wysokie po sufit metalowe półki, także pełne
  4527. grubych tomów, oraz łóżko. Z sufitu zwisała na drucie słaba, mniej więcej
  4528. 40-watowa lampka, oświetlaj±ca piękny rysunek ogromnej zabytkowej
  4529. świ±tyni, w której Artem nie od razu rozpoznał Bibliotekę, wznosz±c± się na
  4530. powierzchni, gdzieś nad Polis.
  4531. Po tym, jak skończyły się pytania gospodarza, przyszła kolej Artema.
  4532. - A czemu ludzie tu u was maj± tatuaże na głowie? - zapytał.
  4533. - Co ty, nie wiesz nic o kastach? - zdziwił się Daniła. - I o Radzie Polis
  4534. też nie słyszałeś?
  4535. Artem przypomniał sobie nagle, że ktoś (ależ nie, jak mógł zapomnieć, to
  4536. był ten staruszek, Michaił Porfiriewicz, zabity przez faszystów) mówił mu,
  4537. że w Polis władzę dziel± wojskowi i bibliotekarze, ponieważ na górze
  4538. kiedyś stała Biblioteka i budynek jakiejś organizacji zwi±zanej z armi±.
  4539. - Słyszałem! - kiwn±ł głow±. - Wojskowi i bibliotekarze. Czyli, ty
  4540. jesteś bibliotekarzem?
  4541. Daniła spojrzał na niego z przestrachem, zbladł i zakaszlał. Potem, kiedy
  4542. się opanował, cicho powiedział:
  4543. - Jakim znowu bibliotekarzem? Czy widziałeś choć kiedyś żywego
  4544. bibliotekarza? To nie radzę! Bibliotekarze siedz± tam, na górze...
  4545. Widziałeś, jakie tu mamy umocnienia? Nie daj Bóg, żeby tu zeszli... Nigdy
  4546. nie myl tych rzeczy. Nie jestem bibliotekarzem, tylko kustoszem. Mówi± też
  4547. na nas bramini.
  4548. - A cóż to za dziwna nazwa? - uniósł brwi Artem.
  4549. - Widzisz, mamy tu coś w rodzaju systemu kastowego. Jak w
  4550. starożytnych Indiach. Kasta... No, to tak jak klasa... Czerwoni ci tego nie
  4551. tłumaczyli? Nieważne. Kasta kapłanów, kustoszy wiedzy, tych, którzy
  4552. zbieraj± ksi±żki i z nimi pracuj±
  4553. - wyjaśnił, a Artem ci±gle nie mógł się
  4554. nadziwić, jak starannie unika słowa "bibliotekarz".
  4555. - I kasta wojowników,
  4556. którzy zajmuj± się obron±. Bardzo to przypomina Indie, tam jeszcze była
  4557. kasta kupców i kasta sług. My też to wszystko mamy. No i między sob±
  4558. nazywamy to po hindusku. Kapłani to bramini, wojownicy
  4559. - kszatrijowie,
  4560.  
  4561. 242
  4562. kupcy - waiśowie, słudzy - śudrowie. Członkiem danej kasty zostaje się
  4563. raz na całe życie. Istniej± osobne obrzędy wtajemniczenia, szczególnie u
  4564. kszatrijów i braminów. W Indiach to było dziedziczne, rodowe, a u nas
  4565. wybiera się samemu, kiedy kończysz osiemnaście lat. Tu, na Borowickiej,
  4566. jest więcej braminów, prawie wszyscy. Tu jest nasz szkoła, biblioteki, cele.
  4567. Na stacji Biblioteka jest inaczej, przez tranzyt Linii Czerwonej, musi być
  4568. silna ochrona, choć przed wojn± było tam więcej naszych. Teraz
  4569. przeprowadzili się na Aleksandrowskij Sad. A na Arbackiej s± prawie sami
  4570. kszatrijowie, bo maj± tam Sztab.
  4571. Słysz±c kolejne świszcz±ce staroindyjskie słowo, Artem ciężko
  4572. westchn±ł. W±tpił, czy uda mu się zapamiętać wszystkie te wymyślne
  4573. nazwy za pierwszym razem. Jednak Daniła nie zwrócił na to uwagi i
  4574. opowiadał dalej:
  4575. - Do Rady wchodz± oczywiście tylko dwie kasty: nasza i kszatrijów. Tak
  4576. w ogóle, to mówimy na nich wojaki - mrugn±ł do Artema.
  4577. - A czemu oni tatuuj± sobie dwugłowe ptaki?
  4578.  
  4579. - przypomniał sobie
  4580. Artem. - Wy macie przynajmniej ksi±żki, tu wszystko jest jasne. Ale ptaki?
  4581. - Taki maj± totem - wzruszył ramionami bramin Daniła. - Wydaje mi
  4582. się, że kiedyś to był duch opiekuńczy wojsk obrony przeciwatomowej.
  4583. Zdaje się orzeł. Oni przecież wierz± w jakieś własne dziwne rzeczy.
  4584. Zasadniczo nie mamy między kastami zbyt dobrych stosunków. Kiedyś
  4585. nawet był konflikt.
  4586. Przez zasłonę dało się zauważyć, jak na stacji zmniejszyli oświetlenie.
  4587. Nadchodziła tutejsza noc. Artem zacz±ł się zbierać.
  4588. - A nie macie tu jakiegoś hotelu, żeby przenocować? Bo mam jutro o
  4589. dziewi±tej spotkanie na Arbackiej, a nie mam gdzie się zatrzymać.
  4590. - Jak chcesz, to nocuj u mnie
  4591. - wzruszył ramionami Daniła. - Ja będę
  4592. spał na podłodze, przyzwyczajony jestem. Właśnie miałem się zabierać do
  4593. kolacji. Zostań, opowiesz, co jeszcze widziałeś po drodze. Bo ja, to, wiesz,
  4594. w ogóle się st±d nie ruszam. Kodeks kustoszy nie pozwala wychodzić dalej
  4595. niż na s±siedni± stację.
  4596. Artem zastanowił się i skin±ł głow±, na znak zgody. W pokoju było
  4597. przytulnie i ciepło, a i gospodarz od razu przypadł mu do gustu. Mieli ze
  4598. sob± coś wspólnego. Piętnaście minut póĽniej już czyścił grzyby, a Daniła
  4599. kroił w plasterki wieprzowinę.
  4600. - A ty sam widziałeś choć raz Bibliotekę?
  4601. - spytał Artem z pełnymi
  4602. ustami godzinę póĽniej, kiedy jedli duszon± wieprzowinę z grzybami z
  4603. aluminiowych żołnierskich menażek.
  4604. - Chodzi ci o Wielk± Bibliotekę? - uściślił surowo bramin.
  4605.  
  4606. 243
  4607. - No, o tę, co jest na górze... Chyba jeszcze tam jest? - Artem pokazał
  4608. widelcem na sufit.
  4609. - Do Wielkiej Biblioteki wychodz± tylko członkowie naszej starszyzny. I
  4610. stalkerzy, którzy pracuj± dla braminów - odpowiedział Daniła.
  4611. - Czyli to oni przynosz± ksi±żki z góry? Z Biblioteki? To znaczy, z
  4612. Wielkiej Biblioteki
  4613. - poprawił się szybko Artem, widz±c, że jego
  4614. gospodarz znów się naburmuszył.
  4615. - Oni, ale na polecenie starszych kasty. Sami nie dajemy rady, dlatego
  4616. trzeba korzystać z najemników
  4617. - niechętnie wyjaśnił bramin.
  4618. - Według
  4619. Kodeksu powinniśmy to robić my: strzec wiedzy i przekazywać j± tym,
  4620. którzy jej poszukuj±. Ale żeby j± przekazać, najpierw trzeba j± zdobyć. A
  4621. kto z naszych ośmieli się tam wejść? - westchn±ł i podniósł oczy ku górze.
  4622. - Przez promieniowanie? - skin±ł ze zrozumieniem Artem.
  4623. - To też. Ale przede wszystkim, przez bibliotekarzy
  4624. - przytłumionym
  4625. głosem odpowiedział Daniła.
  4626. - Ale czy to nie wy jesteście bibliotekarzami, czy też potomkami
  4627. bibliotekarzy? Tak mi mówiono.
  4628. - Wiesz co, nie rozmawiajmy o tym przy jedzeniu. I w ogóle, niech ktoś
  4629. inny ci o tym opowie. Nieszczególnie lubię ten temat.
  4630. Daniła zacz±ł sprz±tać ze stołu, a potem zamyślił się na moment i
  4631. przesun±ł na bok część ksi±żek z półki. Między tomami stoj±cymi w drugim
  4632. rzędzie ukazała się luka, w której pobłyskiwała pękata butelka samogonu.
  4633. Wśród naczyń znalazły się też ośmiok±tne szklaneczki.
  4634. Po jakimś czasie Artem, przygl±daj±c się z podziwem półkom,
  4635. zdecydował się przerwać milczenie.
  4636. - Ależ ty masz dużo ksi±żek
  4637.  
  4638. - powiedział po chwili.
  4639. - U nas, na
  4640. WOGN-ie, pewnie w całej bibliotece się tyle nie uzbiera. Wszystkie, które
  4641. mamy, już dawno przeczytałem. Rzadko kiedy jakieś dobre do nas trafiaj±,
  4642. chyba że ojczym przyniesie coś porz±dniejszego, bo straganiarze to zawsze
  4643. tylko jakieś badziewie sprzedaj±, kryminały i takie tam. Do tego połowy nie
  4644. da się w nich zrozumieć. Dlatego też marzyłem, żeby pójść do Polis - przez
  4645. Wielk± Bibliotekę. Po prostu nie umiem sobie wyobrazić, ile ich tam musi
  4646. być, na górze, jeśli zbudowano dla nich takiego kolosa - i wskazał rysunek
  4647. wisz±cy nad stołem.
  4648. Oczy błyszczały już jednemu i drugiemu. Daniła, mile połechtany
  4649. słowami Artema, nachylił się nad stołem i powiedział z naciskiem:
  4650. - Przecież to nie ma żadnego znaczenia, te wszystkie ksi±żki. A Wielk±
  4651. Bibliotekę też nie dla nich zbudowali. I to nie ich tam strzeg±.
  4652. Artem spojrzał na niego ze zdziwieniem. Bramin otworzył już usta, żeby
  4653. kontynuować, ale nagle wstał od stołu, podszedł do drzwi, uchylił je i przez
  4654.  
  4655. 244
  4656. chwilę nasłuchiwał. Potem cicho je zamkn±ł, wrócił na miejsce i szeptem
  4657. dokończył:
  4658. - Cał± Wielk± Bibliotekę zbudowali dla jednej jedynej Księgi. I tylko
  4659. ona jedna jest tam ukryta. Pozostałe s± potrzebne tylko, żeby j± zasłonić. I
  4660. to jej tak naprawdę szukaj±. I jej strzeg± - dodał, i przeszedł go dreszcz.
  4661. - A co to za księga? - też obniżył głos Artem.
  4662. - Stary foliał. Na czarnych jak węgiel stronicach, złotymi literami jest
  4663. zapisana cała Historia. Do samego końca.
  4664. - I po co jej szukaj±? - szepn±ł Artem.
  4665. - Jak to, nie rozumiesz?
  4666. - pokręcił głow± bramin. - Do końca, do
  4667. samego końca. A przecież do końca jeszcze daleko... I kto ma tę wiedzę...
  4668. Za zasłonk± mign±ł nagle lekki cień, i Artem, chociaż patrzył w oczy
  4669. Danile, zauważył go i dał mu znak. Urwawszy opowieść w pół słowa, ten
  4670. zerwał się z miejsca i rzucił do drzwi. Artem pobiegł za nim.
  4671. Na peronie nikogo nie było, tylko z przejścia dochodziły oddalaj±ce się
  4672. kroki. Straż spokojnie spała na krzesłach po obu stronach ruchomych
  4673. schodów.
  4674. Kiedy wrócili do pokoju, Artem czekał aż bramin dokończy opowieść,
  4675. ale ten już wytrzeĽwiał i tylko ponuro kręcił głow±.
  4676. - Nie wolno nam tego opowiadać - uci±ł. - To jest część Kodeksu tylko
  4677. dla wtajemniczonych. Wygadałem po pijaku - skrzywił się z
  4678. niezadowoleniem. - I niech ci nie przyjdzie do głowy mówić komuś, że to
  4679. słyszałeś. Jeśli ktoś się dowie, że wiesz o Księdze, to nie unikniesz
  4680. kłopotów. I ja razem z tob±.
  4681. I wtedy Artem nagle zrozumiał, dlaczego spociły mu się dłonie w
  4682. momencie, kiedy bramin powiedział mu o Księdze. Przypomniał sobie.
  4683. - A czy tych ksi±g nie jest kilka? - spytał ze ściśniętym sercem.
  4684. Daniła popatrzył mu w oczy z niepokojem.
  4685. - Co masz na myśli?
  4686. - Bój się prawd ukrytych w starych foliałach, gdzie słowa tłoczone s±
  4687. złotem, a papier, czarny jak heban, nie płonie - przemówił, a przed oczami
  4688. znów zamajaczyła mu mglista ułuda, nie wyrażaj±ca niczego twarz
  4689. Burbona, który mechanicznie wymawiał cudze i niepojęte słowa.
  4690. Bramin spojrzał na niego w zdumieniu.
  4691. - Sk±d ty to wiesz?
  4692. - To było objawienie. Czyli tam jest więcej niż jedna Księga... Co jest w
  4693. pozostałych? - patrz±c jak zahipnotyzowany na rysunek Biblioteki, spytał
  4694. Artem.
  4695.  
  4696. 245
  4697. - Została tylko jedna. Były trzy foliały
  4698. - poddał się wreszcie Daniła. -
  4699. Przeszłość, TeraĽniejszość i Przyszłość. Przeszłość i TeraĽniejszość zginęły
  4700. bezpowrotnie wieki temu. Został ostatni, najważniejszy.
  4701. - I gdzie on jest?
  4702. - Zagubiony w Głównym Magazynie Ksi±żek. Jest tam ponad
  4703. czterdzieści milionów tomów. Jeden z nich
  4704. - na oko całkiem zwyczajna
  4705. ksi±żka w standardowej oprawie
  4706. - to właśnie On. Żeby Go rozpoznać,
  4707. trzeba otworzyć ksi±żkę i j± przekartkować
  4708. - według legendy stronice w
  4709. księdze s± rzeczywiście czarne. Ale żeby przejrzeć wszystkie ksi±żki w
  4710. Głównym Magazynie, trzeba by było poświęcić siedemdziesi±t lat życia, nie
  4711. licz±c snu i odpoczynku. A ludzie nie mog± tam zostać dłużej niż dzień.
  4712. Poza tym nikt ci nie pozwoli spokojnie stać i przegl±dać wszystkich
  4713. przechowywanych tam tomów. I wystarczy na ten temat.
  4714. Pościelił sobie posłanie na podłodze, zapalił świecę na stole i wył±czył
  4715. światło. Artem niechętnie uległ. Jakoś zupełnie nie chciało mu się spać,
  4716. chociaż nie umiał sobie nawet przypomnieć, kiedy mógł ostatnio odpocz±ć.
  4717. - A ciekawe, czy widać Kreml, kiedy się idzie do Biblioteki?
  4718.  
  4719. -
  4720. powiedział w pustkę, bo Daniła zaczynał już pochrapywać.
  4721. - Jasne, że widać. Tylko nie wolno na niego patrzeć. Przyci±ga
  4722.  
  4723. -
  4724. mrukn±ł tamten.
  4725. - Jak to, przyci±ga?
  4726. Daniła podniósł się na łokciu, i jego zmarszczone z niezadowolenia czoło
  4727. dostało się w żółt± plamę światła.
  4728. - Stalkerzy mówi±, że kiedy się wychodzi, nie można patrzeć na Kreml.
  4729. Szczególnie na gwiazdy na wieżach. Jak spojrzysz, to nie oderwiesz już
  4730. oczu. A jak będziesz patrzeć przez dłuższy czas, to zacznie cię wci±gać, nie
  4731. na darmo wszystkie bramy prowadz±ce na Kreml stoj± otworem. Dlatego
  4732. stalkerzy nigdy nie chodz± do Wielkiej Biblioteki w pojedynkę. Jeśli jeden
  4733. przypadkiem trafi wzrokiem na Kreml, drugi zaraz go ocuci.
  4734. - A co jest na Kremlu? - wyszeptał Artem przełkn±wszy ślinę.
  4735. - Nikt nie wie, bo tam się tylko wchodzi, a nikt jeszcze stamt±d nie
  4736. wrócił. Na tamtej półce stoi ksi±żka, jak chcesz, jest w niej ciekawa historia
  4737. o gwiazdach i swastykach, w tym o tych na kremlowskich wieżach - wstał,
  4738. wymacał na półce właściwy tom, otworzył na odpowiedniej stronie i znów
  4739. wszedł pod kołdrę.
  4740. Po paru minutach Daniła już spał, a Artem przysun±wszy bliżej świecę,
  4741. zacz±ł czytać.
  4742. "...będ±c najmniej liczn± i wpływow± z grup politycznych, które
  4743. walczyły o władzę i wpływy w Rosji po pierwszej rewolucji, bolszewicy nie
  4744. byli uważani przez żadn± z walcz±cych stron za poważnych konkurentów.
  4745.  
  4746. 246
  4747. Nie posiadali poparcia chłopstwa i opierali się jedynie na nielicznych
  4748. zwolennikach wśród klasy robotniczej i w marynarce. Jednak głównych
  4749. sojuszników
  4750. W.I. Leninowi, który uczył się alchemii i zaklinania duchów w
  4751. zamkniętych szwajcarskich szkołach, udało się znaleĽć po drugiej stronie
  4752. bariery między światami. Właśnie w tym okresie pierwszy raz pojawiaj± się
  4753. pentagramy jako symbole ruchu komunistycznego i Armii Czerwonej.
  4754. Pentagram to, jak wiadomo, najbardziej rozpowszechniony i najłatwiej
  4755. dostępny dla pocz±tkuj±cych typ portalu między światami, który pozwala
  4756. przedostawać się do naszej rzeczywistości demonom. Przy tym autor
  4757. pentagramu, przy jego umiejętnym wykorzystaniu, zdobywa kontrolę nad
  4758. wezwanym do naszego świata demonem, który jest odt±d zobowi±zany, by
  4759. mu służyć. Zazwyczaj, żeby lepiej kontrolować przyzwan± istotę, wokół
  4760. pentagramu wyznacza się ochronny okr±g, aby demon nie mógł przekroczyć
  4761. jego granicy.
  4762. Nie wiadomo, jak dokładnie przywódcom ruchu komunistycznego udało
  4763. się dokonać tego, do czego d±żyli najpotężniejsi czarnoksiężnicy wszystkich
  4764. czasów: ustanowić kontakt z demonami władcami, którym podlegały całe
  4765. hordy ich pomniejszych braci. Specjaliści s± przekonani, że to sami władcy,
  4766. wyczuwaj±c nadchodz±ce wojny i największe rzezie w historii ludzkości,
  4767. zbliżyli się do granicy między światami i przyzwali tych, którzy mogli im
  4768. pozwolić zebrać żniwo ludzkiego życia. W zamian obiecali im wsparcie i
  4769. ochronę.
  4770. Historia z finansowaniem bolszewickiego kierownictwa przez niemiecki
  4771. wywiad jest oczywiście prawdziwa, ale byłoby głupie i powierzchowne
  4772. uważać, że tylko dzięki zagranicznym pomocnikom W.I. Leninowi i jego
  4773. towarzyszom broni udało się przechylić szalę historii na swoj± stronę.
  4774. Przyszły komunistyczny wódz miał już wtedy protektorów nieskończenie
  4775. silniejszych i inteligentniejszych niż oficerowie wywiadu wojskowego
  4776. wilhelmińskich Niemiec.
  4777. Szczegóły tajnej umowy z siłami ciemności s± oczywiście niedostępne
  4778. współczesnym badaczom. Jednak ich rezultat jest znany: w krótkim czasie
  4779. pentagramy pojawiaj± się masowo na flagach, nakryciach głowy żołnierzy
  4780. Armii Czerwonej i na jej, nielicznym na razie, sprzęcie wojskowym. Każdy
  4781. z nich otwierał bramę do naszego świata demonowi obrońcy, który chronił
  4782. posiadacza pentagramu od ciosów z zewn±trz. Jako zapłatę demony wedle
  4783. zwyczaju otrzymywały krew. W samym XX wieku, według
  4784. najskromniejszych obliczeń, w ofierze złożono około 30 milionów
  4785. mieszkańców Rosji.
  4786. Umowa z władaj±cymi przyzwanymi siłami bardzo szybko się opłaciła:
  4787. bolszewicy zdobyli i utrwalili władzę, i chociaż sam Lenin, będ±cy
  4788.  
  4789. 247
  4790. ł±cznikiem między dwoma światami, nie wytrzymał i zmarł w wieku
  4791. zaledwie 54 lat, pochłonięty od środka przez piekielne płomienie, następcy
  4792. kontynuowali jego dzieło bez wahania. Wkrótce nast±piła demonizacja
  4793. całego kraju. Dzieciom id±cym do szkoły przypinano do piersi pierwszy
  4794. pentagram. Mało kto wie, że pocz±tkowo rytuał przygotowania do
  4795. wst±pienia do pionierów zawierał nakłuwanie szpilk± ciała dziecka. W ten
  4796. sposób demon paĽdziernikowej <<gwiazdeczki>> kosztował krwi swojego
  4797. przyszłego pana i raz na zawsze wstępował z nim w uświęcony zwi±zek.
  4798. Dorastaj±c i staj±c się pionierem, dziecko dostawało nowy pentagram:
  4799. spogl±daj±cym na niego ukazywała się część treści Umowy
  4800.  
  4801. - wyszyty
  4802. złotem portret Wodza otaczały płomienie, w których zgin±ł. W ten sposób
  4803. rosn±cemu pokoleniu przypominano o jego złożeniu się w ofierze. Potem
  4804. był Komsomoł, aż wreszcie przed wybranymi otwierała się droga do kasty
  4805. kapłanów - Partii Komunistycznej.
  4806. Miliony przywołanych duchów chroniły wszystko i wszystkich w
  4807. państwie sowieckim: dzieci i dorosłych, budynki i maszyny, a same
  4808. demony-władcy usadowiły się w olbrzymich rubinowych pentagramach na
  4809. wieżach Kremla, dobrowolnie godz±c się na uwięzienie w imię
  4810. powiększenia swojej potęgi. To właśnie stamt±d rozchodziły się po całym
  4811. kraju niewidzialne linie pola siłowego, powstrzymuj±ce go przed
  4812. popadnięciem w chaos i podporz±dkowuj±ce jego mieszkańców woli
  4813. lokatorów Kremla. W pewnym sensie, cały Zwi±zek Sowiecki zamienił się
  4814. w jeden gigantyczny pentagram, którego ochronnym okręgiem stała się
  4815. granica państwa".
  4816. Artem oderwał się od lektury i rozejrzał dookoła. ¦wieca już się dopalała
  4817. i zaczynała kopcić. Daniła głęboko spał, odwrócony twarz± do ściany.
  4818. Artem przeci±gn±ł się i wrócił do ksi±żki.
  4819. "Decyduj±c± prób± dla sowieckiej władzy stało się starcie z narodowosocjalistycznymi Niemcami. Chronieni przez siły równie prastare i potężne,
  4820. co te na usługach Zwi±zku Sowieckiego, zakuci w pancerze Teutoni drugi
  4821. raz w tym tysi±cleciu zdołali przebić się w gł±b naszego kraju. Tym razem
  4822. na ich chor±gwiach namalowany był odwrócony symbol słońca, światła i
  4823. rozkwitu. Czołgi z pentagramami na wieżyczkach jeszcze dziś, pięćdziesi±t
  4824. lat po Zwycięstwie, prowadz± swój wieczny bój z czołgami, których
  4825. pancerz zdobi swastyka: na wystawach muzeów, na ekranach telewizorów,
  4826. na kratkowanych kartkach wyrwanych ze szkolnych zeszytów..."
  4827. ¦wieca mignęła ostatni raz i zgasła. Nadszedł czas, by iść spać.
  4828. Jeśli odwrócić się plecami do pomnika, w prześwicie między na wpół
  4829. zburzonymi domami widać było mały kawałek wysokiego muru i sylwetki
  4830. ostro zakończonych wież. Ale nie wolno było się odwracać i na nie patrzeć,
  4831. dokładnie to Artemowi wyjaśnili. Zabronione też było zostawianie bez
  4832. dozoru drzwi ze schodami, bo jeśli było to konieczne, trzeba było dać na
  4833.  
  4834. 248
  4835. czas sygnał alarmowy, a jeśli się obejrzeć, to koniec, już po tobie, i jeszcze
  4836. inni na tym ucierpi±.
  4837. Dlatego Artem stał w miejscu, chociaż wci±ż korciło go, żeby się
  4838. odwrócić, i na razie ogl±dał pomnik, którego cokół zarósł mchem.
  4839. Przedstawiał on siedz±cego w głębokim fotelu ponurego starca,
  4840. opieraj±cego się na łokciu. Z poszczerbionych Ľrenic z br±zu kapało mu
  4841. powoli na pierś coś gęstego, przez co wydawało się, że monument płacze.
  4842. Zbyt długo nie dało się na to patrzeć. Dlatego Artem obszedł pomnik
  4843. dookoła i spojrzał uważnie w kierunku drzwi. Było zupełnie spokojnie,
  4844. panowała całkowita cisza, oprócz słabego wycia wiatru wiej±cego pośród
  4845. ogryzionych szkieletów budynków. Oddział odszedł już dość dawno, ale nie
  4846. wzięli ze sob± Artema. Kazali mu zostać i pilnować, a gdyby coś się stało,
  4847. zbiec na stację i ostrzec tamtych.
  4848. Czas mijał powoli, mierzył go krokami, którymi obchodził dookoła
  4849. pomnik: raz, dwa, trzy...
  4850. To się stało, kiedy doszedł do pięciuset: tupot i ryk rozległ się z tyłu, za
  4851. plecami, tam, gdzie nie wolno było patrzeć. Coś pojawiło się bardzo blisko,
  4852. mogło rzucić się na Artema w każdym momencie. Zamarł, nasłuchuj±c,
  4853. potem padł na ziemię i przylgn±ł do cokołu, trzymaj±c automat w
  4854. gotowości.
  4855. Teraz to coś było już tuż obok, najwidoczniej po drugiej stronie pomnika.
  4856. Artem słyszał wyraĽnie jego charcz±cy, zwierzęcy oddech; okr±żaj±c cokół
  4857. powoli zbliżało się do niego. Próbował opanować drżenie r±k i trzymać na
  4858. celowniku miejsce, w którym powinien pojawić się stwór.
  4859. Ale dyszenie i odgłosy kroków nieoczekiwanie zaczęły się oddalać. I
  4860. kiedy Artem wyjrzał zza pomnika, żeby wykorzystać sytuację i wystrzelić
  4861. nie spodziewaj±cemu się niczego przeciwnikowi serię w plecy, od razu
  4862. zapomniał i o nim, i o wszystkim innym.
  4863. Gwiazda na kremlowskiej wieży była wyraĽnie widoczna nawet st±d.
  4864. Sama wieża była tylko mglistym kształtem, widocznym w niewyraĽnym
  4865. świetle wygl±daj±cego zza chmur księżyca, lecz gwiazda ostro odcinała się
  4866. na jej tle, przyci±gała uwagę każdego, kto na ni± patrzył, z zupełnie
  4867. zrozumiałej przyczyny. Ona świeciła. Nie wierz±c swoim oczom, przycisn±ł
  4868. oczy do lornetki polowej.
  4869. Gwiazda pałała jasnym, wściekle czerwonym światłem, rozjaśniaj±c
  4870. kilka metrów przestrzeni wokół siebie, i kiedy Artem lepiej się przyjrzał,
  4871. zauważył, że światło to było nieregularne. W olbrzymim rubinie była jakby
  4872. uwięziona burza: rozbłyskiwał błyskawicami, coś w nim się przelewało,
  4873. gotowało, wybuchało... Było to niesamowite, nieziemskiej zupełnie
  4874. piękności widowisko, ale z takiej odległości zbyt słabo było widać. Trzeba
  4875. podejść bliżej.
  4876.  
  4877. 249
  4878. Zarzuciwszy karabin na plecy, Artem zbiegł ze schodów, przeskoczył
  4879. pęknięcie w asfalcie ulicy i zatrzymał się dopiero na rogu, sk±d widać było
  4880. już cały mur Kremla... i wieże. Na każdej z nich jaśniała czerwona
  4881. gwiazda. Ledwo złapał oddech, znów przywarł do szkieł lornetki. Gwiazdy
  4882. rozbłyskiwały tym samym kipi±cym, nierównym światłem, i miało się
  4883. ochotę patrzeć na nie
  4884. wiecznie.
  4885. Skupiwszy się na najbliższej z nich, Artem ci±gle delektował się jej
  4886. fantastyczn± gr± światła, aż nagle wydało mu się, że rozróżnia kontury tego,
  4887. co rusza się wewn±trz, pod powierzchni± kryształów.
  4888. Żeby lepiej dojrzeć dziwne kształty, musiał podejść nieco bliżej.
  4889. Zapomniawszy o wszelkim niebezpieczeństwie, stan±ł pośrodku otwartej
  4890. przestrzeni i nie odrywał oczu od lornetki, staraj±c się poj±ć, co też udało
  4891. mu się zobaczyć.
  4892. Demony-władcy, przypomniał sobie wreszcie. Marszałkowie armii
  4893. diabłów, przyzwanych, by broniły państwa sowieckiego. Kraj, a i cały świat
  4894. rozpadł się już na kawałki, ale pentagramy na kremlowskich wieżach
  4895. pozostały nietknięte: przywódcy, którzy zawarli umowę z demonami dawno
  4896. już byli uwięzieni, i nie było komu zwrócić im wolność... Nie było? A on?
  4897. Trzeba odnaleĽć bramę, pomyślał. Trzeba znaleĽć wejście...
  4898. - Wstawaj, zaraz musisz wychodzić! - szturchał go Daniła.
  4899. Artem ziewn±ł i przetarł oczy. Dopiero co śniło mu się coś
  4900. niewiarygodnie zajmuj±cego, ale sen błyskawicznie się ulotnił, i nie udało
  4901. mu się przypomnieć, co w nim widział. Na stacji wł±czono już pełne
  4902. oświetlenie, i słychać było, jak sprz±tacze, wesoło pogwizduj±c, zamiatali
  4903. peron.
  4904. Założył ciemne okulary i poszedł się umyć z przewieszonym przez
  4905. ramię, niezbyt czystym ręcznikiem frotte, który wręczył mu gospodarz.
  4906. Toalety znajdowały się z tej samej strony, co br±zowe panneau, i kolejka do
  4907. nich była całkiem spora. Zaj±wszy miejsce i wci±ż jeszcze ziewaj±c, Artem
  4908. próbował przypomnieć sobie choć część obrazów, które widział we śnie.
  4909. Kolejka z jakiegoś powodu przestała się przesuwać, a stoj±cy w niej
  4910. ludzie zaczęli głośno szeptać. Próbuj±c zrozumieć, w czym rzecz, Artem
  4911. obejrzał się za siebie. Wszystkie oczy były skierowane na żelazne drzwi na
  4912. zasuwę. Teraz były otwarte, a w prześwicie stał wysoki człowiek, widz±c
  4913. którego Artem też zapomniał po co tu przyszedł.
  4914. Stalker.
  4915. Dokładnie tak ich sobie wyobrażał
  4916. - z opowiadań ojczyma i historyjek
  4917. straganiarzy. Poplamiony i miejscami osmalony skafander ochronny, długa
  4918. ciężka kamizelka kuloodporna, potężne bary, na prawym ramieniu niedbale
  4919.  
  4920. 250
  4921. zarzucona potężna bryła erkaemu, z lewej, na podobieństwo bandoletu,
  4922. zwisa pobłyskuj±ca smarem taśma z nabojami. Masywne sznurowane buty,
  4923. wpuszczone do środka spodnie, na plecach przepastny płócienny plecak.
  4924. Stalker zdj±ł okr±gły hełm specnazu, ści±gn±ł gumow± maskę
  4925. przeciwgazow± i, zaczerwieniony, mokry, rozmawiał o czymś z dowódc±
  4926. posterunku. Był już niemłody, Artem widział siwy zarost na jego policzkach
  4927. i brodzie i srebrne nitki wśród krótkich, czarnych włosów. Ale biło od niego
  4928. sił±, pewności± siebie, cały był spięty, czujny, jakby nawet tu, na cichej,
  4929. jasnej stacji był gotów w każdej chwili stawić czoła niebezpieczeństwu i nie
  4930. dać mu się zaskoczyć.
  4931. Teraz tylko Artem wci±ż się jeszcze gapił bezceremonialnie na
  4932. przybysza, pozostali ludzie, którzy stali w kolejce, najpierw go popędzali, a
  4933. potem po prostu zaczęli wymijać.
  4934. - Artem! Co ty tam robisz tak długo? Patrz, która godzina, spóĽnisz
  4935. się! - podszedł do niego Daniła.
  4936. Słysz±c to imię, stalker odwrócił się się w stronę Artema, przyjrzał mu
  4937. się uważnie i nagle wykonał w jego kierunku długi krok.
  4938. - Nie jesteś przypadkiem z WOGN-u? - spytał głębokim, dĽwięcznym
  4939. głosem.
  4940. Artem skin±ł głow± w milczeniu, czuj±c jak zadrżały mu kolana.
  4941. - To nie ty szukasz Młynarza? - ci±gn±ł tamten.
  4942. Artem znów przytakn±ł.
  4943. - To ja jestem Młynarz. Masz coś dla mnie? - stalker popatrzył
  4944. Artemowi w oczy.
  4945. Artem pośpiesznie wymacał na szyi sznurek z łusk±, z któr±, niczym z
  4946. talizmanem, było już nawet jakoś dziwnie się rozstawać, i podał j±
  4947. stalkerowi. Ten ści±gn±ł skórzane rękawiczki, odkręcił nakładkę i ostrożnie
  4948. wytrz±sn±ł coś z kapsułki na dłoń. Malutki skrawek papieru. Notatka.
  4949. - ChodĽmy. Wybacz, wczoraj nie mogłem, zadzwonili, kiedy już
  4950. wychodziliśmy na górę.
  4951. Pośpiesznie pożegnawszy się z Danił± i podziękowawszy mu, Artem
  4952. ruszył za Młynarzem ruchomymi schodami, prowadz±cymi do przejścia na
  4953. Arback±.
  4954. - Nie ma żadnych wieści od Huntera?
  4955.  
  4956. - spytał nieśmiało, ledwo
  4957. nad±żaj±c za stawiaj±cym długie kroki stalkerem.
  4958. - Zupełnie nic. Obawiam się, że teraz trzeba o niego pytać tych waszych
  4959. czarnych - odpowiedział przez ramię Młynarz.
  4960.  
  4961. - Za to z WOGN-u
  4962. wiadomości jest aż za dużo.
  4963. Artem poczuł, jak mocno zabiło mu serce.
  4964.  
  4965. 251
  4966. - Jakie? - postarał się ukryć swoje zdenerwowanie.
  4967. - Dobrych mało - sucho powiedział stalker
  4968. - czarni znów ruszyli do
  4969. ataku. Tydzień temu była ciężka bitwa. Pięciu ludzi zginęło. A czarnych, jak
  4970. się zdaje, pojawia się tam coraz więcej. Z waszej stacji ludzie zaczynaj±
  4971. uciekać. Mówi±, że nie mog± wytrzymać strachu. Więc Hunter miał rację,
  4972. kiedy mi mówił, że kroi się u was coś poważnego. Przeczuwał to.
  4973. - A nie wie pan, kto zgin±ł?
  4974. - spytał z przestrachem Artem, próbuj±c
  4975. sobie przypomnieć, kto powinien był mieć wartę tego dnia, dokładnie
  4976. tydzień temu. Jaki to był dzień? Żeńka? Andriej? Tylko nie Żeńka...
  4977. - Sk±d mam wiedzieć? Zreszt± mało tego, że jakieś cholerstwo tam
  4978. przychodzi, na dodatek z tunelami wokół Prospektu Mira jakieś diabelstwo
  4979. wynikło. Ludzie trac± pamięć, kilku już umarło na szlaku.
  4980. - Co robić?
  4981. - Dziś jest posiedzenie Rady. Wysłuchamy opinii starszych braminów i
  4982. generałów. Tylko w±tpię, czy będ± jakkolwiek mogli pomóc twojej stacji.
  4983. Samej Polis ledwie broni±, a i to tylko dlatego, że nikt się nie ośmiela jej
  4984. poważnie zaatakować.
  4985. Wyszli na Arback±.
  4986. Tutaj też świeciły lampy rtęciowe i, podobniejak na Borowickiej,
  4987. mieszkania mieściły się w zabudowanych cegłami arkadach. Przed
  4988. niektórymi z nich stali wartownicy i w ogóle wojskowych było tu
  4989. nienaturalnie dużo. Pomalowane na biało ściany były miejscami obwieszone
  4990. rozsypuj±cymi się prawie od upływu lat paradnymi wojskowymi
  4991. chor±gwiami z wyszytymi złotem orłami. Wokół panowało ożywienie:
  4992. bramini ubrani w długie chałaty dok±dś szli; sprz±tacze myli posadzkę i
  4993. pokrzykiwali na tych, którzy próbowali przejść po mokrym; było też wielu
  4994. ludzi z innych stacji - można ich było rozpoznać po ciemnych okularach
  4995. lub po dłoniach złożonych w daszek, którymi osłaniali zmrużone oczy. Na
  4996. peronie znajdowały się tylko pomieszczenia mieszkalne i administracyjne,
  4997. wszystkie stragany i bary były przeniesione do przejść między stacjami.
  4998. Młynarz powiódł Artema na koniec peronu, gdzie zaczynały się
  4999. pomieszczenia służbowe, posadził go na marmurowej ławeczce, obłożonej
  5000. wypolerowanym przez tysi±ce pasażerów drewnem, poprosił, by na niego
  5001. poczekał, i odszedł.
  5002. Przygl±daj±c się wymyślnej sztukaterii na sklepieniu, Artem pomyślał, że
  5003. Polis nie zawiodła jego oczekiwań. Życie rzeczywiście było tu urz±dzone
  5004. zupełnie inaczej, i ludzie nie byli tak zatwardziali, rozdrażnieni, zahukani
  5005. jak na innych stacjach. Wiedza, ksi±żki, kultura grały tu, jak się zdawało,
  5006. zupełnie wyj±tkow± rolę. Samych kramów z ksi±żkami minęli przynajmniej
  5007. pięć, kiedy szli przejściem między Borowick± a Arback±. Wisiały tu nawet
  5008.  
  5009. 252
  5010. afisze zapowiadaj±ce spektakl według Szekspira, i, tak jak na Borowickiej,
  5011. gdzieś grała muzyka.
  5012. Zarówno przejście, jak i obie stacje były w świetnym stanie, i chociaż na
  5013. ścianach było widać pęknięcia i zacieki, wszystkie wyrwy były
  5014. błyskawicznie łatane przez snuj±ce się wszędzie brygady remontowe. Artem
  5015. zajrzał z ciekawości do tunelu: tam również panował pełny porz±dek: sucho,
  5016. czysto, a co każde sto metrów świeciła się lampka elektryczna, i tak aż
  5017. okiem sięgn±ć. Od czasu do czasu mijały go załadowane skrzyniami
  5018. drezyny, zatrzymuj±c się, żeby wysadzić przygodnego pasażera, lub przyj±ć
  5019. pudło z ksi±żkami, które Polis rozsyłała po całym metrze.
  5020. "Wkrótce to wszystko może się skończyć
  5021. - nieoczekiwanie pomyślał
  5022. Artem. - WOGN już nie wytrzymuje naporu tych potworów... Trudno się
  5023. dziwić" - powiedział sobie w duchu, wspominaj±c jedn± z nocy na warcie,
  5024. kiedy przyszło mu odpierać atak czarnych, i wszystkie koszmary męcz±ce
  5025. go po walce.
  5026. Czy WOGN padnie? To znaczy, że nie będzie już miał domu, i będzie
  5027. uważał za szczęście, jeśli jego przyjaciele i ojczym dadz± radę uciec: wtedy
  5028. pozostanie mu nadzieja, że spotka ich kiedyś w metrze. Jeśli Młynarz powie
  5029. mu dzisiaj, że Artem wykonał swoje zadanie i nic więcej nie może zrobić, to
  5030. wtedy ruszy w drogę powrotn±, obiecał sobie. Jeśli jego stacji s±dzone jest
  5031. zostać jedyn± przeszkod± na drodze czarnych, a jego przyjaciołom i bliskim
  5032. zgin±ć w jej obronie, to woli raczej być razem z nimi, niż ukrywać się w
  5033. tym raju. Zachciało mu się nagle wrócić do domu, spojrzeć na rz±d
  5034. wojskowych namiotów, zakład produkcji herbaty... Pogadać z Żeńk±,
  5035. opowiedzieć mu o swoich przygodach. Na pewno nie uwierzy nawet w
  5036. połowę... Jeśli jeszcze żyje.
  5037. - ChodĽmy, Artem - wezwał go Młynarz. - Chc± z tob± pomówić.
  5038. Zd±żył już pozbyć się swojego skafandra i miał na sobie golf, czarn±
  5039. wojskow± furażerkę bez oznaczeń i spodnie z kieszeniami, takie same jak u
  5040. Huntera. Stalker przypominał czymś Myśliwego, nie z wygl±du oczywiście,
  5041. lecz zachowaniem. Był tak samo skupiony, napięty, podobnie też mówił:
  5042. krótkimi, zwięzłymi zdaniami.
  5043. ¦ciany w pomieszczeniu wyłożone były czarnym dębem, a na nich,
  5044. naprzeciwko siebie, wisiały dwa duże obrazy olejne. Na jednym z nich
  5045. Artem bez trudu rozpoznał Bibliotekę, na drugim widniał wysoki budynek z
  5046. fasad± z białego kamienia. Podpis pod nim głosił: "Sztab Generalny MON
  5047. Federacji Rosyjskiej".
  5048. Na środku przestronnego pokoju stał duży drewniany stół, na
  5049. otaczaj±cych go krzesłach siedziało, przygl±daj±c się badawczo Artemowi,
  5050. dziesięciu ludzi. Połowa w szarych chałatach braminów, druga
  5051. - w letnich
  5052. oficerskich mundurach. Rozmieszczeni byli tak, że wojskowi siedzieli pod
  5053. obrazem ze Sztabem Generalnym, a bramini pod Bibliotek±.
  5054.  
  5055. 253
  5056. U szczytu stołu dumnie zasiadał niewysokiego wzrostu, ale władczo
  5057. wygl±daj±cy człowiek w poważnych okularach i z duż± łysin±. Był ubrany
  5058. w garnitur z krawatem i nie miał tatuażu oznaczaj±cego przynależność do
  5059. kasty.
  5060. - Do dzieła - zacz±ł bez przedstawiania się. - Proszę nam opowiedzieć
  5061. wszystko, co panu wiadomo, w tym o sytuacji z tunelami od pańskiej stacji
  5062. do Prospektu Mira.
  5063. Artem zacz±ł szczegółowo opisywać historię walki WO­GN-u
  5064. z czarnymi, potem zadanie Huntera, i wreszcie wyprawę do Polis. Kiedy
  5065. mówił o tym, co wydarzyło się w tunelach między Aleksiejewsk±, Ryżsk± i
  5066. Prospektem Mira, wojskowi i bramini zaczęli szeptać między sob±, jedni z
  5067. niedowierzaniem, inni z ożywieniem, a siedz±cy w k±cie oficer dopytywał
  5068. go kilka razy, starannie protokołuj±c jego słowa.
  5069. Kiedy dyskusje wreszcie ucichły, poproszono Artema, by kontynuował
  5070. opowieść, lecz to, co mówił, budziło u słuchaczy małe zainteresowanie,
  5071. dopóki nie doszedł do stacji Polianka i jej mieszkańców.
  5072. - Pan pozwoli! - przerwał mu we wzburzeniu jeden z wojskowych,
  5073. pulchny mężczyzna około pięćdziesi±tki z zaczesanymi do tyłu włosami i
  5074. okularami w metalowej oprawie wbijaj±cej się w mięsisty
  5075. nos. - Jest
  5076. całkowicie pewne, że Polianka jest niezamieszkała. Stacja została
  5077. porzucona dawno temu. To fakt, przechodz± przez ni± codziennie dziesi±tki
  5078. ludzi, ale nikt nie może tam mieszkać. Występuj± tam regularne wybuchy
  5079. gazu, i wszędzie rozmieszczone s± znaki ostrzegaj±ce przed
  5080. niebezpieczeństwem. A już na pewno nie ma tam żadnych kotów ani
  5081. makulatury, i to od dawna. Całkowicie pusty peron. Całkowicie. Niech pan
  5082. daruje sobie te insynuacje.
  5083. Pozostali wojskowi zgodnie pokiwali głowami, i zaskoczony Artem
  5084. umilkł.
  5085. Kiedy zatrzymywał się na Poliance, przez moment przyszło mu do
  5086. głowy, że panuj±ca na stacji swobodna atmosfera nie pasuje do metra. Ale
  5087. od tych rozmyślań zaraz odci±gnęli go mieszkańcy Polianki, którzy byli
  5088. bardziej niż realni.
  5089. Jednak bramini nie poparli tego gniewnego dementi. Najstarszy z nich,
  5090. łysy staruszek z dług± siw± brod±, spojrzał z zainteresowaniem na Artema i
  5091. wymienił z siedz±cymi w pobliżu kilka zdań w niezrozumiałym języku.
  5092. - Gaz ten, jak wiadomo, posiada właściwości halucynogenne, jeśli w
  5093. określonych proporcjach wymiesza się z powietrzem - powiedział
  5094. pojednawczo bramin siedz±cy po prawicy staruszka.
  5095. - Problem w tym, czy można mu teraz wierzyć co do całej reszty -
  5096. patrz±c na Artema spode łba, odrzekł wojskowy.
  5097.  
  5098. 254
  5099. - Dziękuję za pańsk± relację - uci±ł dyskusję człowiek w garniturze.
  5100. -
  5101. Rada j± przedyskutuje i poinformuje pana o rezultatach. Może pan odejść.
  5102. Artem ruszył w kierunku wyjścia. Czyżby cała jego rozmowa z dwoma
  5103. pal±cymi fajkę wodn± mieszkańcami Polianki miała się okazać
  5104. halucynacj±? Ale przecież to by oznaczało, że ten pomysł, iż jest
  5105. wybrańcem, że może naginać rzeczywistość dopóki pod±ża za wyznaczon±
  5106. mu fabuł±, to wszystko twory jego wyobraĽni, próba pocieszenia samego
  5107. siebie... Teraz również tajemnicze spotkanie w tunelu między Poliank± a
  5108. Borowick± nie wydawało mu się już cudem. Gaz? Gaz.
  5109. Siedział na ławce pod drzwiami i nawet nie wsłuchiwał się w dalekie
  5110. głosy spieraj±cych się członków Rady. Obok niego chodzili ludzie,
  5111. przejeżdżały drezyny i spalinówki, minuta za minut± mijał czas, a on
  5112. siedział i myślał. Czy jego misja rzeczywiście istniała, czy może sam j±
  5113. wymyślił? Co ma teraz robić? Dok±d ma teraz iść?
  5114. Ktoś dotkn±ł jego ramienia. Był to oficer, który robił notatki podczas
  5115. jego opowiadania.
  5116. - Członkowie Rady informuj±, że Polis nie jest w stanie w niczym
  5117. pomóc waszej stacji. Dziękuj± panu za szczegółowy raport o sytuacji w
  5118. metrze. Jest pan wolny.
  5119. Ot i wszystko.
  5120. Polis nie może w niczym pomóc. Wszystko na nic. Zrobił wszystko, co
  5121. mógł, ale niczego to nie zmieniło. Zostało mu tylko wrócić na WOGN i
  5122. stan±ć ramię w ramię z tymi, którzy bronili stacji. Artem podniósł się
  5123. ociężale z ławki i ruszył sam nie wiedz±c dok±d.
  5124. Kiedy dotarł już prawie do przejścia na Borowick±, usłyszał za sob±
  5125. ciche pokasływanie. Artem odwrócił się i zobaczył bramina, który był
  5126. obecny podczas Rady, tego samego, który siedział po prawicy staruszka.
  5127. - Proszę zaczekać, młody człowieku... Zdaje mi się, że powinniśmy z
  5128. panem porozmawiać o paru sprawach... Prywatnie
  5129. - zwrócił się do niego
  5130. bramin z życzliwym uśmiechem. - Jeśli Rada nie jest w stanie nic dla was
  5131. zrobić, to może wasz pokorny sługa okaże się bardziej przydatny.
  5132. Chwycił Artema pod rękę i zaprowadził go do jednego z ceglanych
  5133. mieszkań w arkadach. Nie było tu okna, nie paliła się żadna elektryczna
  5134. lampka, i tylko płomyczek małej świeczki rysował kontury twarzy kilku
  5135. ludzi zebranych w pokoju. Artem nie zd±żył im się porz±dnie przyjrzeć, bo
  5136. bramin, który go tu przyprowadził, szybko zgasił świecę i pomieszczenie
  5137. pogr±żyło się w ciemności.
  5138. - Czy to, co opowiadałeś o Poliance na posiedzeniu Rady jest prawd±? -
  5139. rozległ się ochrypły głos.
  5140. - Tak - twardo odparł Artem.
  5141.  
  5142. 255
  5143. - Czy wiesz, jak my, bramini, nazywamy Poliankę między sob±? Stacja
  5144. przeznaczenia. Kszatrijowie mog± sobie uważać, że to gaz powoduje wizje,
  5145. nie mam nic przeciwko temu. Nie zamierzamy leczyć ze ślepoty naszych
  5146. niedawnych wrogów. My wierzymy, że na tej stacji ludzi spotykaj±
  5147. wysłannicy Opatrzności. Większości z nich Opatrzność nie ma nic do
  5148. powiedzenia, i ci po prostu przechodz± przez pust±, porzucon± stację. Lecz
  5149. ci, którzy napotkali kogoś na Poliance, powinni potraktować to spotkanie z
  5150. cał± uwag± i na całe życie zapamiętać to, co tam usłyszeli. Pamiętasz, co to
  5151. było?
  5152. - Zapomniałem - skłamał Artem, nie ufaj±c specjalnie tym ludziom,
  5153. którzy przypominali mu członków jakiejś sekty.
  5154. - Nasza starszyzna jest przekonana, że nie przyszedłeś do nas
  5155. przypadkiem. Nie jesteś zwykłym człowiekiem, i twoje szczególne
  5156. zdolności, które już nie raz uratowały ci życie po drodze, mog± pomóc
  5157. również nam. Zaś my wyci±gniemy za to pomocn± dłoń do ciebie i twojej
  5158. stacji. Jesteśmy kustoszami wiedzy, i wśród tej wiedzy jest i taka, która
  5159. może uratować WOGN.
  5160. - Co wy z tym WOGN-em?! - wybuchn±ł Artem.
  5161. - Ci±gle tylko
  5162. mówicie o WOGN-ie! Jak byście nie rozumieli, że przyszedłem tutaj nie
  5163. tylko z powodu mojej stacji, nie tylko z powodu własnych problemów!
  5164. Wszystkim wam, co do jednego, grozi niebezpieczeństwo! Najpierw padnie
  5165. WOGN, potem cała linia, a potem zginie całe metro...
  5166. Nikt mu nie odpowiedział. Zapadła głucha cisza, było słychać tylko
  5167. miarowe oddechy obecnych. Artem poczekał jeszcze chwilę i zapytał, nie
  5168. mog±c wytrzymać milczenia:
  5169. - Co mam zrobić?
  5170. - Wyjść na górę, do wielkiego magazynu ksi±żek. ZnaleĽć tam pewn±
  5171. rzecz, która według prawa należy do nas, i przynieść j± tutaj. Jeśli uda ci się
  5172. odnaleĽć to, czego szukamy, podzielimy się z tob± wiedz±, która pomoże ci
  5173. zlikwidować zagrożenie. I niech spłonie Wielka Biblioteka, jeśli kłamię.
  5174.  
  5175. 256
  5176. ROZDZIAŁ 13
  5177. WIELKA BIBLIOTEKA
  5178. Artem wyszedł na stację, w oszołomieniu rozgl±daj±c się dokoła.
  5179. Dopiero co zawarł jedn± z najdziwniejszych umów w swoim życiu. Jego
  5180. zleceniodawcy nie chcieli nawet wyjaśnić mu, co konkretnie ma zabrać z
  5181. magazynu ksi±żek, obiecuj±c, że o szczegółach poinformuj± go potem,
  5182. kiedy wyjdzie już na górę. I chociaż przemknęła mu przez głowę myśl, że
  5183. może chodzić o Księgę, o której poprzedniego wieczora opowiadał mu
  5184. Daniła, nie ośmielił się spytać o ni± braminów. A poza tym, kiedy gościnny
  5185. gospodarz zdradzał mu wczoraj tę tajemnicę, obaj byli porz±dnie podpici,
  5186. tak więc miał podstawy, by w±tpić w jej wiarygodność.
  5187. Obiecano mu, że nie wyjdzie na powierzchnię sam. Bramini zamierzali
  5188. sformować cały oddział. Razem z Artemem miało wyjść przynajmniej
  5189. dwóch stalkerów i jeden człowiek z ramienia kasty, któremu będzie musiał
  5190. natychmiast przekazać znalezisko, jeśli ekspedycja zakończy się sukcesem.
  5191. To on ma pokazać Artemowi coś, co pomoże mu zażegnać wisz±ce nad
  5192. WOGN-em niebezpieczeństwo.
  5193. Teraz, kiedy z egipskich ciemności pokoju wyszedł na peron, warunki
  5194. umowy wydały mu się absurdalne. Jak w tej starej baśni, wymagano od
  5195. niego, żeby poszedł tam, nie wiadomo gdzie, przyniósł to, nie wiadomo co, i
  5196. za to obiecano mu cudowne wybawienie, nie mówi±c nawet jakie ono
  5197. będzie. Ale co mu pozostało? Wrócić z pustymi rękami? Czy tego
  5198. oczekiwał od niego Myśliwy?
  5199. Kiedy Artem spytał swoich tajemniczych rozmówców, w jaki sposób
  5200. odnajdzie w olbrzymim magazynie Biblioteki to, czego szukaj±,
  5201. odpowiedziano mu, że zrozumie wszystko na miejscu. Usłyszy. Nie chciał
  5202. więcej dopytywać, boj±c się, że bramini strac± przekonanie o jego
  5203. niezwykłych zdolnościach, w które sam nie bardzo wierzył. Na koniec
  5204. dostał surowe upomnienie, że wojskowi nie mog± się o niczym dowiedzieć,
  5205. inaczej umowa przestanie obowi±zywać.
  5206. Artem usiadł na ławeczce pośrodku holu i zamyślił się. To była
  5207. niesamowita szansa, żeby wyjść na powierzchnię, dokonać tego, co w
  5208. świadomym życiu udało mu się zaledwie raz, i zrobić to bez strachu przed
  5209. kar± i konsekwencjami. Wyjść na górę, i to nie samemu, a z
  5210. najprawdziwszymi stalkerami, wykonuj±c tajne zadanie kasty kustoszy... W
  5211. końcu nie zapytał, dlaczego tak nie lubi± słowa "bibliotekarze".
  5212. Obok niego, na ławce ciężko usiadł Młynarz. Wygl±dał teraz na
  5213. zmęczonego i spiętego.
  5214.  
  5215. 257
  5216. - Dlaczego na to poszedłeś? - spytał głosem bez wyrazu, patrz±c przed
  5217. siebie.
  5218. - Sk±d pan wie? - zdziwił się Artem. Od jego rozmowy z braminami nie
  5219. min±ł nawet kwadrans.
  5220. - Będę musiał iść z tob± - nie odpowiadaj±c na pytanie, przygnębionym
  5221. głosem ci±gn±ł Młynarz
  5222. - odpowiadam teraz za ciebie przed Hunterem,
  5223. cokolwiek z nim się stało. A umowy z braminami zerwać się nie da. Jeszcze
  5224. nikomu się to nie udało. I, co najważniejsze, niech ci nie przyjdzie do głowy
  5225. wygadać się przed wojskowymi. - Wstał, pokręcił głow± i dodał: - Gdybyś
  5226. ty wiedział, w co się pakujesz... Idę spać. Jutro wieczorem wychodzimy.
  5227. - A pan nie należy do wojskowych?
  5228.  
  5229. - zawołał za nim Artem.
  5230. -
  5231. Słyszałem, jak nazywali pana pułkownikiem.
  5232. - Pułkownik pułkownikiem, ale nie z ich resortu
  5233. - niechętnie odrzekł
  5234. Młynarz i odszedł.
  5235. Pozostał± część dnia Artem poświęcił na zwiedzanie Polis: spacerował
  5236. bez celu po bezgranicznej przestrzeni przejść i schodów, patrzył na
  5237. wspaniałe kolumnady, dziwi±c się, ileż to ludzi może pomieścić to
  5238. podziemne miasto, od deski do deski przestudiował wydrukowan± na
  5239. papierze pakowym gazetkę "Wiadomości Metra", słuchał brodatych
  5240. muzyków, przegl±dał ksi±żki na straganach, bawił się z wystawionymi na
  5241. sprzedaż szczeniakami, dowiadywał się najnowszych plotek - i przez cały
  5242. ten czas nie mógł się pozbyć wrażenia, że ktoś go śledzi. Kilka razy nawet
  5243. obejrzał się gwałtownie, w nadziei, że napotka czyjś uważny wzrok, ale na
  5244. próżno - dookoła przewalał się zaaferowany tłum i nikt nie zwracał na
  5245. niego uwagi.
  5246. Znalazł w jednym z przejść hotel i przespał parę godzin, zanim o
  5247. dziesi±tej wieczorem, jak było umówione, pojawił się na posterunku przy
  5248. wyjściu z Borowickiej do miasta. Młynarz się spóĽniał, ale wartownicy byli
  5249. poinformowani i zaproponowali Artemowi, żeby zaczekał na niego przy
  5250. herbacie.
  5251. Starszy wartownik, przerwawszy na chwilę, żeby nalać wrz±tek do
  5252. emaliowanych kubków, kontynuował swoj± opowieść:
  5253. - Tak... Wtedy kazali mi nasłuchiwać przez radio. Ci±gle mieli nadzieję,
  5254. że złapi± sygnał z bunkrów rz±dowych za Uralem. Ale próbowaliśmy, i nic,
  5255. tamci w pierwszej kolejności uderzyli w obiekty strategiczne. I Ramienki
  5256. też kaput, i wszystkie podmiejskie dacze z ich schronami na trzydzieści
  5257. metrów w gł±b też kaput... Ramienki może by i oszczędzili... W ludność
  5258. cywiln± starali się nie tak bardzo... W końcu nikt wtedy nie wiedział, że ta
  5259. wojna będzie do samego końca, dot±d, aż już będzie wszystko jedno. Tak
  5260. więc, tych Ramienek może by i pożałowali, ale tam obok znajdował się
  5261. punkt dowodzenia, to w niego walnęli... A ofiary cywilne to już, jak to się
  5262.  
  5263. 258
  5264. mówi, za przeproszeniem straty uboczne. Ale dopóki jeszcze nikt w to nie
  5265. wierzył, dowództwo posadziło mnie przy radiu, żebym nasłuchiwał, tam w
  5266. bunkrze, obok Arbackiej. Na pocz±tku łapałem dużo ciekawych rzeczy...
  5267. Syberia milczała, za to odzywali się inni. Łodzie podwodne, strategiczne,
  5268. atomowe. Pytali, czy maj± walić, czy nie... Ludzie nie mogli uwierzyć, że
  5269. Moskwy już nie ma. Komandorzy płakali prosto w radio, jak dzieci. Wiesz,
  5270. to dziwne, kiedy zaprawieni oficerowie marynarki, którzy przez całe życie
  5271. nie powiedzieli jednego cenzuralnego słowa, płacz±, prosz±, żeby poszukać,
  5272. czy wśród ocalałych nie ma ich żon, córek... IdĽ, poszukaj... A potem
  5273. różnie, ktoś mówił, jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie, wszystko szlag trafił, i
  5274. płyn±ł do ich brzegów, żeby wywalić cał± baterię w ich miasta. A inni,
  5275. odwrotnie, decydowali, że jeśli tak czy owak wszystko poszło w diabły, to
  5276. nie ma sensu dalej walczyć. Po co jeszcze zabijać? Tylko, że to już niczego
  5277. nie zmieniło. Wystarczyło tych, którzy chcieli pomścić swoje rodziny. A
  5278. okręty odpowiadały jeszcze długo. Jak s± na misji, to potrafi± po pół roku
  5279. siedzieć pod wod±. Niektóre oczywiście załatwili, ale nie dali rady znaleĽć
  5280. wszystkich. Takich historii się wtedy nasłuchałem, że do tej pory, jak sobie
  5281. przypomnę, to mnie trzęsie. Ale ja nie o tym. Złapałem raz załogę czołgu,
  5282. który cudem ocalał z ataku: wyjechali akurat z jednostki, czy coś... Sprzęt
  5283. nowej generacji, mieli ochronę przed promieniowaniem. I tak, jak było ich
  5284. tam trzech w tym czołgu, tak pojechali na pełnej prędkości na wschód od
  5285. Moskwy. Przejeżdżali przez płon±ce wioski, zabrali do siebie jakieś baby - i
  5286. jechali dalej, na stacji nabrali oleju i znów w drogę. Dojechali na jakieś
  5287. zadupie, gdzie już nawet nie było czego bombardować, i tam im w końcu
  5288. brakło paliwa. Promieniowanie i tam oczywiście było takie, że proszę
  5289. siadać, ale jednak nie takie, jak w pobliżu miast. Rozbili tam obóz, czołg
  5290. wkopali do połowy w ziemię - zrobili sobie coś w rodzaju bunkra. Obok
  5291. postawili namioty, z czasem wykopali ziemianki, zbudowali ręczny
  5292. generator pr±du i całkiem długo mieszkali obok tego czołgu. Ze dwa lata
  5293. rozmawiałem z nimi prawie każdego wieczora, wszystko o nich wiedziałem.
  5294. Z pocz±tku był u nich spokój, prowadzili gospodarstwo, dzieci im się
  5295. urodziły... prawie normalne. Starczało amunicji. Napatrzyli się różnych
  5296. dziwów, takie potwory z lasu wychodziły, że nawet nie umiał tego opisać
  5297. ten porucznik, co z nim gadałem. A potem przepadli. Jeszcze z pół roku
  5298. próbowałem ich złapać przez radio, ale coś się z nimi stało. Może coś z
  5299. generatorem, albo odbiornik im się rozstroił, a może amunicja się
  5300. skończyła...
  5301. - Mówiłeś coś o Ramienkach
  5302.  
  5303. - przypomniał jego kolega
  5304. - że je
  5305. zbombardowali, a ja sobie pomyślałem: tyle czasu tu już służę i nikt nie
  5306. potrafi mi powiedzieć o Kremlu, jak to się stało, że został cały? Czemu go
  5307. nie ruszyli? No, tam to już na pewno było bunkrów a bunkrów...
  5308. - Kto ci powiedział, że nie ruszyli? Ruszyli, i to jeszcze jak!
  5309. - zapewnił
  5310. go wartownik. - Po prostu nie chcieli go burzyć, bo to zabytek, zamiast
  5311.  
  5312. 259
  5313. tego wypróbowali na nim nowy wynalazek. No, i żeśmy dostali... Już lepiej
  5314. by było od razu go zetrzeć z powierzchni ziemi - splun±ł i umilkł.
  5315. Artem siedział cichutko, staraj±c się nie odwracać uwagi weterana od
  5316. wspomnień. Rzadko kiedy udawało mu się usłyszeć tyle szczegółów o tym,
  5317. jak to się działo. Ale starszy wartownik umilkł, zamyślił się nad jakimiś
  5318. swoimi sprawami, aż wreszcie Artem odważył się zadać pytanie, które
  5319. nurtowało go już wcześniej:
  5320. - A przecież w innych miastach też jest metro? Przynajmniej było, tak
  5321. słyszałem. Czy nigdzie indziej ludzie się nie uratowali? Kiedy pan pracował
  5322. w ł±czności, to nie odbierał pan żadnych sygnałów?
  5323. - Nie, nic nie nadawali. Ale masz rację, w Piterze, na przykład, jacyś
  5324. ludzie powinni byli ocaleć, metro było głęboko pod ziemi±, niektóre stacje
  5325. nawet głębiej niż tu, u nas. I tak samo były skonstruowane. Pamiętam,
  5326. jeĽdziłem tam w młodości. Na jednej linii nie było dostępu do torów, tylko
  5327. takie solidne metalowe śluzy. Poci±g podjeżdża, i śluzy się otwieraj± razem
  5328. z drzwiami wagonu. Pamiętam, że bardzo mnie to wtedy zdziwiło. Choć
  5329. wypytywałem, to nikt mi tego nie mógł sensownie wyjaśnić, dlaczego tak to
  5330. zrobili. Jeden mówił, że to ochrona przed powodzi±, inny, że zaoszczędzili
  5331. na wykończeniu przy budowie. A potem poznałem się z takim jednym, co
  5332. budował to metro, i on mi opowiedział, że kiedy kopali tę linię, to coś im
  5333. zeżarło połowę brygady, w innych grupach było tak samo. Znajdowali
  5334. potem tylko ogryzione kości i narzędzia. Mieszkańcom, rzecz jasna, niczego
  5335. nie powiedzieli, ale postawili te metalowe drzwi na całej linii, na wszelki
  5336. wypadek. A w końcu kiedy to było... A co tam się zaczęło dziać od
  5337. promieniowania, to trudno sobie nawet wyobrazić.
  5338. Rozmowa się urwała. Do posterunku podszedł Młynarz, a z nim jeszcze
  5339. jeden człowiek: niewysoki i krępy, z masywn± szczęk±, porosł± krótkim
  5340. zarostem, i z głęboko osadzonymi oczami. Obaj mieli już na sobie
  5341. kombinezony ochronne i duże plecaki na plecach. Młynarz przyjrzał się w
  5342. milczeniu Artemowi, postawił przed nim duż± czarn± torbę i gestem
  5343. wskazał na wojskowy namiot.
  5344. Artem wcisn±ł się do środka, rozpi±ł suwak w torbie i wyj±ł z niej czarny
  5345. kombinezon, podobny do tych, w które ubrani byli Młynarz i jego kolega;
  5346. nietypow± maskę przeciwgazow± z szybk± o szerokim polu widzenia i
  5347. dwoma filtrami po bokach; wysokie sznurowane buty, i najważniejsze:
  5348. nowy automat kałasznikowa z celownikiem laserowym i składan± metalow±
  5349. kolb±. To była zupełnie wyj±tkowa broń, podobn± Artem widział tylko u
  5350. elitarnych jednostek Hanzy, patroluj±cych tory na motodrezynach. Na dnie
  5351. torby leżała długa latarka i okr±gły hełm obci±gnięty z wierzchu
  5352. materiałem.
  5353.  
  5354. 260
  5355. Nie zd±żył się jeszcze przebrać, kiedy wejście do namiotu otwarło się, i
  5356. pojawił się w nim bramin Daniła. W rękach trzymał dokładnie tak± sam±
  5357. bezkształtn± torbę na suwak. Spojrzeli na siebie nawzajem w zdumieniu.
  5358. Pierwszy połapał się Artem.
  5359. - Idziesz na górę? Odprowadzić nas? Szukać czegoś, nie wiadomo
  5360. czego? - spytał sarkastycznie.
  5361. - Ja akurat wiem czego
  5362. - odgryzł się Daniła. - Ale jak ty zamierzasz
  5363. tego szukać, nie mam pojęcia.
  5364. - Ja też nie - przyznał Artem. - Powiedzieli mi, że potem wyjaśni±...
  5365. No, to czekam.
  5366. - A mi powiedzieli, że wysyłaj± na górę jasnowidza, co to sam powinien
  5367. wiedzieć dok±d iść.
  5368. - I to ja mam być tym jasnowidzem? - prychn±ł Artem.
  5369. - Starszyzna uważa, że masz dar i wyj±tkowe przeznaczenie. Gdzieś w
  5370. Kodeksie jest przepowiednia, że ma się zjawić młodzieniec, wiedziony
  5371. przez przeznaczenie, który znajdzie ukryte tajemnice Wielkiej Biblioteki.
  5372. Znajdzie to, co nasza kasta nieskutecznie próbowała odkryć przez ostatni±
  5373. dekadę. Starszyzna jest przekonana, że tym człowiekiem jesteś ty.
  5374. - To ta księga, o której mówiłeś? - spytał bez ogródek Artem.
  5375. Daniła długo nie odpowiadał, wreszcie skin±ł głow±.
  5376. - Powinieneś j± poczuć. Nie przed wszystkimi jest ukryta. Jeśli
  5377. rzeczywiście jesteś tym "młodzieńcem wiedzionym przez przeznaczenie",
  5378. nie będziesz nawet musiał przeszukiwać magazynów. Księga znajdzie cię
  5379. sama - obrzucił Artema pytaj±cym spojrzeniem i dodał niepewnie:
  5380. - O co
  5381. poprosiłeś ich w zamian?
  5382. Nie było sensu tego ukrywać. Artem zdziwił się tylko nieprzyjemnie, że
  5383. Daniła, który miał poinformować go o środkach zdolnych uratować WOGN
  5384. przed inwazj± czarnych, nie wiedział nic o tym zagrożeniu ani o warunkach
  5385. jego umowy z członkami Rady. Pokrótce wyjaśnił Danile, w czym zawiera
  5386. się jego kontrakt i jakiej katastrofie stara się zapobiec. Ten wysłuchał go
  5387. uważnie do samego końca, i kiedy Artem wychodził z namiotu, wci±ż
  5388. jeszcze stał nieruchomo i o czymś myślał.
  5389. Młynarz i brodaty stalker czekali już na nich w pełnym rynsztunku
  5390. bojowym, z maskami przeciwgazowymi i hełmami w rękach. Erkaem miał
  5391. tym razem drugi żołnierz, zaś sam Młynarz trzymał taki sam automat, jak
  5392. ten, który trafił się Artemowi. Na szyi wisiał mu noktowizor.
  5393. Kiedy Daniła wyszedł z namiotu, razem z Artemem przypatrzyli się
  5394. sobie nawzajem z dumnymi minami, potem Daniła mrugn±ł, i obaj się
  5395. roześmiali. Wygl±dali teraz jak wytrawni stalkerzy.
  5396.  
  5397. 261
  5398. - Udało nam się... Stalkerzy ze dwa lata ganiaj± nowicjuszy na górę
  5399. tylko po drewno, zanim ich pośl± na poważniejsze zadanie, a my od razu na
  5400. szczyt! - szepn±ł Daniła do Artema.
  5401. Młynarz spojrzał na nich krytycznie, ale nic nie powiedział, tylko
  5402. pokazał, żeby szli za nim. Przeszli przez bramę, weszli po schodach i
  5403. zatrzymali się przed kolejn± ścian± z betonowych bloków z małymi
  5404. drzwiami pokrytymi br±zem, której pilnowała wzmocniona warta. Stalker
  5405. przywitał się ze strażnikami i dał znak, żeby otworzyli. Jeden z żołnierzy
  5406. wstał z miejsca, podszedł do wyjścia i poci±gn±ł za potężny rygiel. Grube
  5407. stalowe skrzydło drzwi miękko usunęło się na bok. Młynarz przepuścił cał±
  5408. trójkę przodem, odsalutował wartownikom i wyszedł jako ostatni.
  5409. Za drzwiami zaczynała się krótka, mniej więcej trzymetrowa strefa
  5410. buforowa między ścian± a metalow± barier±. Miało tam wartę jeszcze
  5411. dwóch ciężko uzbrojonych żołnierzy i oficer. Zanim wydał rozkaz
  5412. podniesienia żelaznej zasłony, Młynarz postanowił poinstruować
  5413. nowicjuszy.
  5414. - A więc tak. Po drodze nie gadać. Wychodziliście kiedykolwiek na
  5415. górę? Nieważne... Daj plan
  5416.  
  5417. - zwrócił się do oficera.
  5418.  
  5419. - Do samego
  5420. westybulu idziecie za mn± krok w krok, nigdzie nie zbaczacie. Na boki się
  5421. nie ogl±dać. Żadnych rozmów. Przy wyjściu z westybulu niech wam nie
  5422. przyjdzie do głowy przechodzić przez bramki, bo wam urwie nogi. Cały
  5423. czas idziecie za mn±, żadnych własnych pomysłów. Potem ja wyjdę na
  5424. zewn±trz, Dziesi±ty - wskazał na brodatego stalkera
  5425. - zostanie z tyłu,
  5426. będzie trzymał wejście do stacji. Jeśli będzie czysto, jak tylko znajdziemy
  5427. się na ulicy, od razu skręcamy w lewo. Na razie nie jest jeszcze bardzo
  5428. ciemno, więc nie korzystać z latarek na ulicy, żeby nie przyci±gn±ć uwagi.
  5429. Czy o Kremlu wszystko wiecie? Będzie po prawej, ale jedn± wieżę widać
  5430. nad domami od razu, kiedy wychodzi się z metra. W żadnym wypadku nie
  5431. patrzeć na Kreml. Kto popatrzy, dostanie ode mnie z liścia.
  5432. "A więc to prawda z tym Kremlem i zasad± stalkerów, żeby na niego nie
  5433. patrzeć, cokolwiek się zdarzy" - pomyślał wstrz±śnięty Artem. Nagle coś
  5434. mignęło mu w głowie, jakieś urywki myśli, obrazów... Zakotłowało się i
  5435. ucichło.
  5436. - Podchodzimy do Biblioteki. Dochodzimy do drzwi przy schodach. Ja
  5437. wchodzę pierwszy. Jeśli schody s± wolne, Dziesi±ty trzyma je na celowniku,
  5438. my wchodzimy na górę, potem osłaniamy Dziesi±tego, teraz on wchodzi.
  5439. Na schodach nie rozmawiać. Jak zobaczycie niebezpieczeństwo, dajecie
  5440. sygnał latark±. Strzelać tylko wtedy, kiedy to absolutnie konieczne.
  5441. Wystrzały mog± ich przyci±gn±ć.
  5442. - Kogo? - nie wytrzymał Artem.
  5443. - Jak to kogo?
  5444.  
  5445. - odpowiedział pytaniem Młynarz.
  5446.  
  5447. - A
  5448. spodziewasz się spotkać w Bibliotece? Bibliotekarzy, rzecz jasna.
  5449.  
  5450. kogo
  5451. 262
  5452. Daniła przełkn±ł ślinę i zbladł. Artem popatrzył na niego, potem na
  5453. Młynarza i uznał, że to nie czas na udawanie, że jest wszechwiedz±cy.
  5454. - A kto to jest?
  5455. Młynarz podniósł brwi ze zdziwieniem. Jego brodaty kolega zasłonił
  5456. sobie ręk± oczy. Daniła patrzył w ziemię. Stalker długo nie spuszczał z
  5457. Artema pytaj±cego spojrzenia i kiedy wreszcie zrozumiał, że ten nie żartuje,
  5458. powiedział spokojnie:
  5459. - Sam zobaczysz. Zapamiętaj najważniejsze: możesz przeszkodzić im w
  5460. ataku, jeśli będziesz im patrzył w oczy. Prosto w oczy, rozumiesz? I nie daj
  5461. się zajść od tyłu... Wszystko, idziemy! - naci±gn±ł maskę, na głowę włożył
  5462. hełm i pokazał strażnikom skierowany do góry kciuk.
  5463. Oficer zrobił krok w kierunku wył±czników i otworzył barierę. Stalowa
  5464. kurtyna powoli ruszyła w górę. Zaczynało się przedstawienie.
  5465. Młynarz machn±ł ręk±, daj±c znak, że można wychodzić. Artem z
  5466. podniesionym automatem pchn±ł przezroczyste drzwi i wyskoczył na ulicę.
  5467. I choć stalker kazał mu iść za sob± krok w krok i nie zostawać w tyle,
  5468. usłuchać go było niemożliwości±...
  5469. ...Teraz niebo było zupełnie inne, niż wtedy, kiedy Artem widział je jako
  5470. mały chłopiec. Zamiast bezgranicznej przezroczystogranatowej przestrzeni,
  5471. nad głow± wisiały mu niskie, gęste szare chmury, i to miękkie sklepienie
  5472. zaczynało spadać na nich pierwszymi kroplami jesiennego deszczu. Wiał
  5473. zimny, porywisty wiatr. Artem czuł go nawet przez materiał skafandra
  5474. ochronnego.
  5475. Było tu szokuj±co, niewyobrażalnie dużo miejsca - i z prawej, i z lewej,
  5476. i z przodu. Ten nieogarniony przestwór urzekał i jednocześnie budził
  5477. niepojęt± tęsknotę. Przez ułamek sekundy Artem chciał wrócić do
  5478. westybulu Borowickiej, pod ziemię, poczuć, że jest pod ochron± bliskich
  5479. ścian, otulić się w bezpieczeństwo i przytulność ograniczonej, zamkniętej
  5480. przestrzeni. Udało mu się poradzić z tym przytłaczaj±cym uczuciem dopiero
  5481. kiedy zmusił się do skupienia uwagi na studiowaniu pobliskich domów.
  5482. Słońce już zaszło i miasto stopniowo pogr±żało się w brudnym
  5483. półmroku. Na wpół zburzone i nadgryzione przez dziesięciolecia kwaśnych
  5484. deszczów szkielety niskich domów mieszkalnych patrzyły na przybyszów
  5485. pustymi oczodołami rozbitych okien.
  5486. Miasto... Mroczny i piękny widok. Nie słysz±c okrzyków, Artem stał jak
  5487. zaczarowany, rozgl±daj±c się dookoła: mógł wreszcie porównać
  5488. rzeczywistość ze swoimi snami i podobnymi im mglistymi wspomnieniami
  5489. z dzieciństwa.
  5490. Obok niego zamarł i Daniła, który też pewnie nigdy wcześniej nie
  5491. wychodził na powierzchnię. Ostatni z westybulu stacji wyszedł Dziesi±ty.
  5492. Próbuj±c zwrócić uwagę Artema, poklepał go po ramieniu i pokazał ręk± w
  5493.  
  5494. 263
  5495. prawo, tam gdzie w oddali rysowała się sylwetka uwieńczonego kopuł±
  5496. soboru.
  5497. - Popatrz na krzyż
  5498. - zabrzęczał przez filtry maski przeciwgazowej
  5499. stalker.
  5500. Z pocz±tku Artem niczego specjalnego nie dostrzegał, nie zauważył
  5501. nawet samego krzyża. I dopiero kiedy od poprzecznej belki z przeci±głym,
  5502. mroż±cym krew w żyłach wyciem oderwał się skrzydlaty cień, zrozumiał,
  5503. co Dziesi±ty miał na myśli. Parę machnięć skrzydłami i potwór nabrał
  5504. wysokości, zacz±ł szybować zataczaj±c szerokie kręgi w poszukiwaniu
  5505. zdobyczy.
  5506. - Maj± tam gniazdo - machn±wszy ręk± wyjaśnił Dziesi±ty - dokładnie
  5507. na soborze Chrystusa Zbawiciela.
  5508. Przyciskaj±c się do ściany, ruszyli w kierunku wejścia do Biblioteki.
  5509. Młynarz prowadził grupę, trzymaj±c się kilka kroków z przodu, a Dziesi±ty
  5510. szedł za nimi, na wpół odwrócony, osłaniaj±c tyły. Właśnie dlatego, że obaj
  5511. stalkerzy na niego nie patrzyli, Artem, jeszcze zanim zrównali się z
  5512. pomnikiem starca w fotelu, zd±żył spojrzeć na Kreml.
  5513. Nie zamierzał tego robić, ale kiedy zobaczył pomnik, doznał wręcz
  5514. wstrz±su, i coś mu się rozjaśniło w głowie. Nagle na powierzchnię wypłyn±ł
  5515. cały fragment jego wczorajszego snu. Ale teraz nie wydawało mu się już, że
  5516. to był tylko sen: panorama, któr± wtedy zobaczył, i kolumnada Biblioteki
  5517. okazały się podobne jak dwie krople wody do widoku, jaki otwierał się
  5518. przed nim teraz. Czy to oznaczało, że i Kreml wygl±dał tak samo, jak w
  5519. jego wizjach?
  5520. Na Artema nikt nie patrzył, nawet Daniły nie było w pobliżu, został z
  5521. tyłu, z Dziesi±tym. Teraz albo nigdy, powiedział sobie Artem.
  5522. Zaschło mu w gardle, w skroniach zaszumiała krew.
  5523. Gwiazda na wieży naprawdę świeciła.
  5524. - Hej, Artem! Artem! - ktoś potrz±sał go za ramię.
  5525. Odrętwiała świadomość z trudem wracała do życia. W oczy ukłuło go
  5526. ostre światło latarki. Artem zamrugał i zasłonił się dłoni±. Siedział na ziemi,
  5527. oparty plecami o granitowy cokół pomnika, a nad nim pochylali się Daniła i
  5528. Młynarz. Obaj z niepokojem patrzyli mu w oczy.
  5529. - ¬renice się skurczyły
  5530. - skonstatował Młynarz. - No, i jak ty to
  5531. przegapiłeś? - spytał z niezadowoleniem Dziesi±tego, który stał kawałek
  5532. dalej i nie spuszczał oczu z ulicy.
  5533. - Za nami coś szeleściło, nie mogłem się odwrócić
  5534.  
  5535. - tłumaczył się
  5536. stalker. - Sk±d miałem wiedzieć, że on taki sprinter... O mało co, a by w
  5537. minutę dobiegł do Maneżu... I już by nie wrócił. Dobrze nam się nasz
  5538. bramin spisał - klepn±ł Daniłę po plecach.
  5539.  
  5540. 264
  5541. - Ona świeci - słabym głosem powiedział Artem do Młynarza.
  5542. - Ona
  5543. świeci - popatrzył na Daniłę.
  5544. - ¦wieci, świeci - uspokajaj±co potwierdził ten.
  5545. - Mówili ci, żebyś się tam nie patrzył, cymbale? - rzucił ze złości±
  5546. Młynarz, upewniwszy się, że niebezpieczeństwo minęło.
  5547.  
  5548. - Będziesz się
  5549. słuchał starszych? - i chlasn±ł go otwart± ręk± w tył głowy.
  5550. Hełm nieco złagodził efekt pedagogicznego uderzenia i Artem nadal
  5551. siedział na ziemi i mrugał oczami. Kiedy stalker skończył go besztać,
  5552. chwycił go za ramiona, mocno potrz±sn±ł i postawił na nogi.
  5553. Artem stopniowo zaczynał dochodzić do siebie. Zrobiło mu się wstyd za
  5554. to, że nie mógł się oprzeć pokusie. Stał wpatrzony w czubki swoich butów,
  5555. nie maj±c odwagi spojrzeć na Młynarza. Na szczęście ten nie miał czasu
  5556. prawić morałów. Jego uwagę odci±gn±ł stoj±cy na skrzyżowaniu Dziesi±ty.
  5557. Gestem przyzwał do siebie towarzysza i, przyłożywszy palec do filtra
  5558. maski przeciwgazowej, nakazał milczenie. Artem postanowił teraz na
  5559. wszelki wypadek chodzić wszędzie za Młynarzem i w żadnym wypadku nie
  5560. odwracać się w stronę tajemniczych wież.
  5561. Kiedy podszedł do Dziesi±tego, Młynarz też znieruchomiał. Brodacz
  5562. pokazywał palcem gdzieś daleko, w przeciwnym kierunku niż Kreml, gdzie
  5563. spróchniałymi zębami rozsypuj±cych się ze starości wieżowców szczerzył
  5564. się Kaliniński Prospekt. Artem podszedł do nich ostrożnie, wyjrzał zza
  5565. szerokich pleców stalkera i od razu zrozumiał w czym rzecz.
  5566. Na samym środku bulwaru, jakieś sześćset metrów od nich, w
  5567. gęstniej±cym mroku rozpoznał trzy nieruchome ludzkie sylwetki. Ludzkie?
  5568. Przy takiej odległości Artem nie mógł ręczyć, że to rzeczywiście s± ludzie,
  5569. ale wzrostu byli średniego i stali na dwóch nogach. To dawało pewn±
  5570. nadzieję.
  5571. - Kto to?
  5572. - szepn±ł ochrypłym głosem Artem, staraj±c się przez
  5573. zapocon± szybkę maski przeciwgazowej samodzielnie odgadn±ć w dalekich
  5574. sylwetkach ludzi albo któryś z tych gatunków, o których zdarzyło mu się
  5575. słyszeć.
  5576. Młynarz pokręcił głow± w milczeniu, daj±c do zrozumienia, że wie tyle
  5577. samo, co on. Skierował na nieruchome postaci promień latarki i zrobił trzy
  5578. okrężne ruchy, a potem j± wył±czył. W odpowiedzi w oddali też zabłysła
  5579. ostra plama światła, opisała trzy kręgi i zgasła.
  5580. Napięcie natychmiast opadło, i naelektryzowana atmosfera rozładowała
  5581. się. Artem wyczuł to jeszcze zanim Młynarz dał mu odpowiedĽ.
  5582. - Stalkerzy - wyjaśnił przewodnik. - Naucz się na przyszłość: trzy
  5583. kółka latark± to nasz znak rozpoznawczy. Jeśli odpowiadaj± ci tak samo,
  5584. możesz śmiało iść w ich kierunku, swojemu krzywdy nie zrobi±. Jeśli w
  5585.  
  5586. 265
  5587. ogóle nie świec±, albo świec± nie tak, jak trzeba, bierz nogi za pas.
  5588. Natychmiast.
  5589. - Ale przecież jeśli maj± latarkę, to znaczy, że to ludzie, a nie jakieś
  5590. potwory z powierzchni - zaoponował Artem.
  5591. - Nie wiadomo, co gorsze - uci±ł Młynarz i nic więcej nie wyjaśniaj±c,
  5592. ruszył po schodach w górę, w kierunku wejścia do Biblioteki.
  5593. Ciężkie dębowe drzwi, prawie dwa razy większe od człowieka, poddały
  5594. się powoli, jakby niechętnie. Histerycznie zazgrzytały zardzewiałe zawiasy.
  5595. Młynarz wślizgn±ł się do środka, przyciskaj±c do oczu noktowizor i
  5596. podtrzymuj±c automat jedn± ręk±. Po chwili dał znak pozostałym.
  5597. Przed nimi widniał długi korytarz, ze skorodowanymi szkieletami
  5598. żelaznych wieszaków po bokach: kiedyś znajdowała się tu szatnia. W
  5599. oddali, w dochodz±cym z zewn±trz słabym świetle gasn±cego dnia,
  5600. rysowały się białe marmurowe stopnie prowadz±cych w górę szerokich
  5601. schodów. Sufit był na wysokości około piętnastu metrów i mniej więcej w
  5602. połowie można było dostrzec kut± balustradę galerii pierwszego piętra. W
  5603. holu panowała krucha cisza, wypełniaj±ca się donośnym echem przy
  5604. każdym
  5605. kroku.
  5606. ¦ciany westybulu porosły nieco kołysz±cym się, jakby oddychaj±cym
  5607. mchem, a z sufitu zwisały dochodz±ce prawie do ziemi dziwne,
  5608. lianopodobne rośliny grubości ludzkiej ręki. Łodygi połyskiwały oleiście w
  5609. świetle latarek, były pokryte olbrzymimi, szkaradnymi kwiatami,
  5610. roztaczaj±cymi dusz±cy, otumaniaj±cy zapach. One również ledwo
  5611. zauważalnie się poruszały, i Artem nie podj±łby się stwierdzić, czy porusza
  5612. nimi wiatr przenikaj±cy przez rozbite okna na pierwszym piętrze, czy też
  5613. przemieszczaj± się z własnej woli.
  5614. - Co to? - dotkn±wszy liany, Artem spytał Dziesi±tego.
  5615. - Zazielenienie... - wycedził ten. - Tak wygl±daj± rośliny doniczkowe
  5616. pod wpływem promieniowania. To jest powój. Rozpleniła się roślinka...
  5617. Id±c za Młynarzem doszli do schodów i - osłaniani przez Dziesi±tego -
  5618. zaczęli się po nich pi±ć, przyciskaj±c się do lewej ściany. Id±cy jako
  5619. pierwszy stalker nie spuszczał oczu z widocznego z przodu czarnego
  5620. kwadratu wejścia do innych pomieszczeń, pozostali promieniami latarek
  5621. oblizywali marmurowe ściany i pokryty rdzawym mchem sufit.
  5622. Szerokie marmurowe schody, na których stali, prowadziły na pierwsze
  5623. piętro westybulu. Między piętrami nie było stropu, przez co oba zlewały się
  5624. w jedn± ogromn± przestrzeń. Drugi poziom miał kształt litery U: w centrum
  5625. był otwór, z którego prowadziły schody, a po bokach znajdowały się
  5626. podesty z drewnianymi szafkami. Większość z nich była spalona lub
  5627.  
  5628. 266
  5629. przegniła, ale niektóre wygl±dały tak, jakby ludzie korzystali z nich jeszcze
  5630. wczoraj. Każda z nich posiadała setki malutkich wysuwanych szufladek.
  5631. - Kartoteka - rozgl±daj±c się nabożnie dookoła, cicho wyjaśnił
  5632. Daniła. - Z tych szuflad można wróżyć. Wtajemniczeni to potrafi±. Po
  5633. rytuale należy wybrać na ślepo jedn± z szaf, potem na chybił trafił
  5634. wyci±gn±ć szufladkę i wyj±ć dowoln± karteczkę. Jeśli rytuał
  5635. przeprowadzono prawidłowo, to tytuł ksi±żki przepowie ci przyszłość,
  5636. ostrzeże albo zapowie sukces.
  5637. Przez sekundę Artem chciał podejść do najbliższej szafki i dowiedzieć
  5638. się, do którego działu tej kartoteki przeznaczenia trafił. Lecz jego uwagę
  5639. przykuła gigantyczna pajęczyna rozci±gnięta na kilka metrów przy rozbitym
  5640. oknie, w dalszym k±cie pomieszczenia. W cienkich, ale najwidoczniej
  5641. niezwykle mocnych niciach utkwił pokaĽnych rozmiarów ptak, który był
  5642. jeszcze żywy i ostatkiem sił próbował się wyrwać. Tego czegoś, co uplotło
  5643. tę potworn± sieć, Artem, ku swojej uldze, nie zauważył. Oprócz nich, w
  5644. przestronnym westybulu nie było żadnych oznak
  5645. życia.
  5646. Młynarz dał wszystkim znak, żeby się zatrzymali.
  5647. - Teraz się wsłuchaj - zwrócił się do Artema. - Nie słuchaj tego, co na
  5648. zewn±trz... Postaraj się usłyszeć, co dĽwięczy ci w środku, w głowie.
  5649. Księga powinna cię przyzwać. Starszyzna braminów uważa, że foliał
  5650. znajduje się najprawdopodobniej na którymś z pięter Głównego Magazynu
  5651. Ksi±żek. Ale może być gdziekolwiek: w jednej z czytelni, na zapomnianym
  5652. wózku bibliotekarskim, w korytarzu, na stoliku kierowniczki... Dlatego,
  5653. zanim spróbujemy dostać się do magazynu, postaraj się uchwycić jej głos
  5654. tutaj. Zamknij oczy. RozluĽnij się.
  5655. Artem zmrużył oczy i zacz±ł usilnie nasłuchiwać. W pełnej ciemności
  5656. cisza rozpadła się na dziesi±tki cichutkich szmerów: skrzypienie
  5657. drewnianych półek, wiej±ce po korytarzach przeci±gi, niejasne szelesty,
  5658. dochodz±ce z dworu dalekie wycie, dochodz±cy z czytelni dĽwięk podobny
  5659. do starczego kaszlu... Ale niczego podobnego do wołania, głosu, Artem nie
  5660. usłyszał. Stał tak nieruchomo pięć, dziesięć minut, na próżno wstrzymuj±c
  5661. oddech, który mógł przeszkodzić mu wychwycić z mieszaniny dĽwięków
  5662. dochodz±cych od tych ksi±żek głos, który wydawała ta, która żyła...
  5663. - Nie - pokręcił głow± z poczuciem winy, kiedy wreszcie otworzył
  5664. oczy. - Nic nie słyszę.
  5665. Młynarz nic nie powiedział, milczał też Daniła, ale Artemowi udało się
  5666. pochwycić jego rozczarowany wzrok, który mówił sam za siebie.
  5667. - Być może rzeczywiście jej tu nie ma. A więc idziemy do magazynu.
  5668. Czy raczej, spróbujemy się tam dostać - postanowił po krótkiej pauzie
  5669. stalker i dał znać, żeby iść za nim.
  5670.  
  5671. 267
  5672. Ruszył naprzód, przez szerokie drzwi, z których tylko jedno skrzydło,
  5673. osmalone po brzegach i porysowane niezrozumiałymi symbolami, trzymało
  5674. się jeszcze na zawiasach. Za drzwiami było niewielkie okr±głe
  5675. pomieszczenie z sufitem na wysokości sześciu metrów i czterema
  5676. wyjściami. Dziesi±ty poszedł w ślad za Młynarzem, a Daniła, korzystaj±c z
  5677. tego, że go nie widz±, podszedł do najbliższej ocalałej szafy, wyci±gn±ł
  5678. jedn± z szufladek, wyj±ł z niej karteczkę, przebiegł wzrokiem to, co było na
  5679. niej napisane, a potem skrzywił się z niedowierzaniem i wsun±ł j± do
  5680. kieszeni na piersi. Widz±c, że Artem wszystko zobaczył, przyłożył
  5681. konspiracyjnie palec do ust i pośpieszył za stalkerami.
  5682. ¦ciany okr±głego pokoju też były pokryte rysunkami i napisami, a w
  5683. k±cie stała zapadnięta kanapa z pociętym obiciem ze skaju. W jednym z
  5684. czterech przejść na podłodze leżał przewrócony stojak na ksi±żki, z którego
  5685. wypadło kilka broszur.
  5686. - Niczego nie dotykać! - ostrzegł Młynarz.
  5687. Dziesi±ty ze skrzypnięciem sprężyn usiadł na kanapie. Daniła poszedł w
  5688. jego ślady. Artem wpatrywał się jak zaczarowany w rozrzucone po
  5689. podłodze ksi±żki.
  5690. - Nikt ich nie rusza...
  5691. - mrukn±ł. - U nas na stacji trzeba pryskać
  5692. bibliotekę trutk± na szczury, inaczej wszystko by zjadły... A tu nie ma tych
  5693. drani? - spytał, znów przypominaj±c sobie słowa Burbona, że niepokoić się
  5694. należy nie kiedy roi się od szczurów, a kiedy nie ma ich wcale.
  5695. - Jakie znowu szczury? Co ty gadasz? - skrzywił się z niezadowoleniem
  5696. Młynarz. - Sk±d tu szczury? Tamci zeżarli wszystkie szczury ze sto lat
  5697. temu...
  5698. - Kto? - spytał zakłopotany Artem.
  5699. - Jak to kto? Bibliotekarze, oczywiście - wyjaśnił Dziesi±ty.
  5700. - Czyli to s± zwierzęta, nie ludzie? - spytał Artem.
  5701. - Nie zwierzęta, to na pewno
  5702. - pokręcił głow± w zadumie stalker i
  5703. umilkł.
  5704. Znajduj±ce się w głębi jednego z korytarzy masywne drewniane drzwi
  5705. nagle przeci±gle skrzypnęły. Obaj stalkerzy błyskawicznie rzucili się w
  5706. różne strony, kryj±c się za kolumnami umieszczonymi przy wyjściu. Daniła
  5707. zsun±ł się z kanapy na ziemię i przeczołgał na bok. Artem poszedł za jego
  5708. przykładem.
  5709. - Tam dalej jest Czytelnia Główna
  5710. - szepn±ł mu bramin. - Czasem się
  5711. tam pojawiaj±...
  5712. - Wystarczy tego gadania! - przerwał mu ze złości± Młynarz.
  5713. - Co ty,
  5714. nie wiesz, że bibliotekarze nie znosz± hałasu? Że działa na nich jak płachta
  5715. na byka? - Zakl±ł i wskazał Dziesi±temu wejście do Czytelni.
  5716.  
  5717. 268
  5718. Ten kiwn±ł głow±. Przyciskaj±c się do ścian, zaczęli powoli iść w
  5719. kierunku ogromnych dębowych drzwi. Artem i Daniła nie odstępowali ich
  5720. na krok. Pierwszy do środka wszedł Młynarz. Przylgn±ł plecami do jednego
  5721. ze skrzydeł, podniósł automat luf± do góry, zrobił głęboki wdech i wydech i
  5722. szybkim ruchem popchn±ł drzwi ramieniem, jednocześnie celuj±c w
  5723. otwieraj±c± się czarn± czeluść Czytelni Głównej.
  5724. Po chwili wszyscy byli w środku. Czytelnia okazała się być
  5725. pomieszczeniem niewiarygodnych wręcz rozmiarów, ze sklepieniem
  5726. wznosz±cym się na wysokość dwudziestu metrów. Podobnie jak w
  5727. westybulu, z sufitu zwisały ciężkie, grube liany
  5728. z kwiatami.
  5729. Tak± sam± potworn± winorośl± były pokryte ściany sali. Na każdej z nich
  5730. znajdowało się po sześć olbrzymich okien, przy czym w kilku z nich
  5731. zachowała się jeszcze część szyb. Mimo to, światło było bardzo sk±pe:
  5732. promienie księżyca z trudem przebijały się przez gęste sploty połyskuj±cych
  5733. oleiście pn±czy.
  5734. Po lewej i prawej stronie kiedyś widocznie rozpościerały się rzędy
  5735. stołów, przy których siedzieli czytaj±cy. Większ± część z nich wyniesiono,
  5736. niektóre zostały spalone lub połamane, ale jeszcze z dziesięć stołów
  5737. pozostało nietkniętych: te, które stały bliżej przeciwległej, ozdobionej
  5738. popękanym panneau ściany, na samym środku której wznosiła się słabo
  5739. widoczna w półmroku rzeĽba. Wszędzie były poprzykręcane plastikowe
  5740. tabliczki z napisem: "Uprasza się o ciszę".
  5741. Cisza, która tu panowała, była zupełnie inna niż w westybulu. Tutaj była
  5742. tak gęsta, że wydawało się, że można by j± było kroić. Wypełniała jakby
  5743. sob± cał± tę gigantyczn± salę i strach było j± naruszać.
  5744. Stali tak, oświetlaj±c latarkami przestrzeń przed sob±, aż Młynarz
  5745. podsumował:
  5746. - Pewnie wiatr...
  5747. Ale w tej samej chwili Artem zauważył szary cień, który mign±ł przed
  5748. nim, między dwoma połamanymi stołami, i znikn±ł w czarnym wyłomie
  5749. między regałami. Dostrzegł go również Młynarz. Przyłożył do oczu
  5750. noktowizor, podniósł automat i ostrożnie st±paj±c po zarosłej mchem
  5751. posadzce, zacz±ł zbliżać się do tajemnego przejścia.
  5752. Dziesi±ty pod±żył za nim. Artem z Danił±, chociaż dali im znak, żeby
  5753. zostali, nie wytrzymali i też poszli za stalkerami: zbyt się bali, żeby stać
  5754. przy wejściu samotnie. Przy tym Artem nie mógł się powstrzymać, żeby nie
  5755. obrzucić zachwyconym spojrzeniem sali, w której wci±ż zachowały się
  5756. oznaki jej dawnej wspaniałości. Uratowało to życie nie tylko jemu, ale
  5757. również pozostałym.
  5758.  
  5759. 269
  5760. Na wysokości kilku metrów, na całym obwodzie pomieszczenie
  5761. opasywała galeria: w±skie przejście ogrodzone drewnian± balustrad±.
  5762. Można było z niej wyjrzeć przez okno, poza tym w ścianie, pod któr± stali, i
  5763. w przeciwległej, po obu stronach zabytkowego panneau, znajdowały się
  5764. drzwi do pomieszczeń służbowych. Na galerię można było wejść dwiema
  5765. parami schodów, schodz±cymi z dwóch stron do pos±gu czytaj±cego, takie
  5766. same stopnie prowadziły w górę od wejścia.
  5767. I teraz właśnie po tych schodach, do których jeszcze przed chwil± byli
  5768. ustawieni plecami, powoli i bezszelestnie schodziły przygarbione szare
  5769. postaci. Było ich ponad dziesięć: ledwo widoczne w półmroku stwory, z
  5770. których każdy byłby wzrostu Artema, gdyby nie zginał się prawie wpół, tak
  5771. że długie przednie łapy, porażaj±co przypominaj±ce ludzkie ręce, omal nie
  5772. sięgały podłogi. Poruszały się te istoty na tylnych łapach, człapi±c jak
  5773. kaczki, ale przy tym zadziwiaj±co zwinnie i bezdĽwięcznie. Z daleka
  5774. najbardziej przypominały goryle z podręcznika do biologii, z którego
  5775. ojczym próbował uczyć Artema, kiedy był dzieckiem.
  5776. Na wszystkie te obserwacje Artem miał nie więcej niż sekundę. Jak tylko
  5777. światło latarki padło na jedn± ze zgarbionych postaci, rzucaj±c na ścianę za
  5778. ni± wyrazisty czarny cień, ze wszystkich stron rozległ się diabelski jazgot i
  5779. stwory, nie próbuj±c się już ukrywać, rzuciły się na dół.
  5780. - Bibliotekarze! - krzykn±ł ze wszystkich sił Daniła.
  5781. - Na ziemię! - nakazał Młynarz.
  5782. Artem i Daniła rzucili się na podłogę. Nie decydowali się strzelać,
  5783. pamiętaj±c ostrzeżenie stalkera, że strzały, jak wszystkie głośne dĽwięki,
  5784. przyci±gaj± i rozdrażniaj± bibliotekarzy. Ich rozterki rozwiał podbiegaj±c i
  5785. padaj±c obok nich na ziemię Młynarz, który jako pierwszy otworzył ogień.
  5786. Kilka stworów ryknęło i runęło w dół, inne co tchu umknęły w ciemność,
  5787. ale tylko po to, żeby podkraść się bliżej: po kilku chwilach jeden z
  5788. potworów nieoczekiwanie pojawił się zaledwie dwa metry od nich i długim
  5789. skokiem próbował wgryĽć się Dziesi±temu w gardło. Ten, padaj±c na
  5790. ziemię, zdołał go przedziurawić krótk± seri±.
  5791. - Uciekajcie st±d! Wracajcie do okr±głej sali i spróbujcie przebić się do
  5792. magazynu! Bramin powinien wiedzieć, jak tam się idzie, ucz± ich tego! My
  5793. tu zostaniemy, osłonimy was i spróbujemy ich odeprzeć - rozkazał Młynarz
  5794. Artemowi i nie zwracaj±c już na niego uwagi, poczołgał się do swojego
  5795. towarzysza.
  5796. Artem dał Danile znak, i obaj, schyleni niemal do ziemi, rzucili się do
  5797. wyjścia. Jeden z bibliotekarzy wyskoczył im z ciemności na spotkanie, ale
  5798. natychmiast zmiótł go grad ołowiu: stalkerzy nie spuszczali chłopców z oka.
  5799. Kiedy Daniła wyskoczył z Czytelni Głównej, rzucił się z powrotem do
  5800. westybulu, sk±d przyszli. Artemowi przemknęła przez głowę myśl, że jego
  5801.  
  5802. 270
  5803. towarzysz tak przestraszył się bibliotekarzy, że próbuje uciec. Ale Daniła
  5804. nie wbiegł na schody prowadz±ce do wyjścia. Min±wszy je, pomkn±ł obok
  5805. ocalałych szafek kartoteki w kierunku przeciwległego krańca holu.
  5806. Tam pomieszczenie się zwężało i kończyło trzema parami podwójnych
  5807. drzwi - na wprost i po bokach. Prawe prowadziły na schody, na których
  5808. panowała absolutna ciemność. Tu bramin wreszcie się zatrzymał i złapał
  5809. oddech. Artem dogonił go dopiero po kilku sekundach
  5810.  
  5811. - zupełnie nie
  5812. spodziewał się po swoim koledze takiej szybkości. Obaj zamarli i zaczęli
  5813. nasłuchiwać. Z Czytelni dochodziły wystrzały i krzyki, starcie wci±ż trwało.
  5814. Kto będzie w nim gór±, było niejasne, i nie mogli tracić czasu w
  5815. oczekiwaniu na roztrzygnięcie.
  5816. - Po co przybiegliśmy tutaj z powrotem? Czemu na pocz±tku szliśmy w
  5817. drug± stronę? - spytał, łapi±c oddech, Artem.
  5818. - Nie wiem dok±d oni nas prowadzili
  5819. - wzruszył ramionami Daniła. -
  5820. Może zamierzali iść inn± drog±. Nas starsi uczyli tylko jednej, i ona
  5821. prowadzi do magazynu właśnie z tej strony westybulu. Teraz po schodach
  5822. piętro wyżej, potem korytarzem, znów po schodach, potem przez zapasow±
  5823. kartotekę, i jesteśmy w magazynie.
  5824. Skierował automat w ciemność i wszedł na klatkę schodow±. Artem
  5825. poszedł za nim, oświetlaj±c sobie drogę latark±.
  5826. Pośrodku schodów znajdował się zagłębiony na jakieś trzy piętra w dół i
  5827. drugie tyle w górę szyb windy. Kiedyś widocznie był oszklony, z żelaznego
  5828. szkieletu miejscami jeszcze teraz sterczały ostre szklane odłamki, matowe
  5829. od nawarstwionego przez dziesięciolecia kurzu. Kwadratow± studnię szybu
  5830. otaczały podgniłe drewniane stopnie schodów, pokryte tłuczonym szkłem,
  5831. łuskami pocisków i zaschniętymi kupkami czyichś odchodów. O poręczach
  5832. nie było nawet mowy, i Artem musiał zbliżyć się do ściany i uważnie
  5833. patrzeć pod nogi, żeby nie poślizgn±ć się i nie spaść w przepaść.
  5834. Weszli piętro wyżej i znaleĽli się w niewielkim kwadratowym
  5835. pomieszczeniu. St±d też były trzy wyjścia, i Artem zacz±ł zdawać sobie
  5836. sprawę, że bez przewodnika trudno byłoby mu się wydostać z tego
  5837. labiryntu. Lewe drzwi prowadziły do szerokiego ciemnego korytarza,
  5838. którego końca nie sięgał promień latarki. Prawe były zamknięte i z jakiegoś
  5839. powodu zabite deskami, zaś na ścianie obok nich ktoś napisał sadz±: "Nie
  5840. otwierać! ¦miertelne niebezpieczeństwo!".
  5841. Daniła poprowadził Artema przez środkowe, wychodz±ce pod k±tem
  5842. drzwi, za którymi był jeszcze jeden korytarz, węższy i pełen kolejnych
  5843. drzwi. Przez niego bramin szedł już nie tak zdecydowanie, często się
  5844. zatrzymywał i nasłuchiwał. Podłoga była tu wyłożona parkietem, a na
  5845. pomalowanych na żółto ścianach, jak wszędzie indziej w Bibliotece, wisiały
  5846. złowieszcze tabliczki: "Uprasza się o ciszę". Za tymi drzwiami, które były
  5847. otwarte, widniały pokoje pełne spustoszonych regałów. Zza tych
  5848.  
  5849. 271
  5850. zamkniętych czasem dochodziły szmery, raz nawet Artemowi wydało się,
  5851. że usłyszał kroki. S±dz±c po minie jego towarzysza, nie zapowiadało to
  5852. niczego dobrego, i obaj oddalili się stamt±d jak mogli najszybciej.
  5853. Potem, tak jak zapowiadał Daniła, po prawej pojawiło się wejście na
  5854. kolejn± klatkę schodow±. W porównaniu z ciemności± panuj±c± w
  5855. korytarzach, było tu w miarę jasno
  5856. - w ścianach, na każdym półpiętrze,
  5857. były okna. Z wysokości pi±tego piętra było przez nie widać dziedziniec,
  5858. budynki gospodarcze, osmalone szkielety jakichś urz±dzeń. Jednak Artem
  5859. nie zdołał dłużej poobserwować podwórka: zza rogu budynku, w którym się
  5860. znajdowali, wynurzyły się dwie kołysz±ce się szare postaci. Powoli ruszyły
  5861. przez dziedziniec, jakby czegoś szukaj±c. Niespodziewanie jedna z nich
  5862. stanęła, podniosła głowę i, jak wydało się Artemowi, spojrzała prosto w
  5863. okno, przez które patrzył. Artem odskoczył i ukucn±ł. Nie musiał mówić
  5864. swojemu towarzyszowi o co chodzi, ten sam wszystko zrozumiał.
  5865. - Bibliotekarze? - szepn±ł przestraszonym głosem i też się schylił, żeby
  5866. nie było go widać z zewn±trz.
  5867. Artem kiwn±ł głow± w milczeniu. Daniła nie wiadomo po co przetarł
  5868. ręk± plastikow± szybkę swojej maski przeciwgazowej, tak jakby mógł w ten
  5869. sposób osuszyć spocone ze zdenerwowania czoło, potem zebrał myśli i
  5870. ruszył po schodach na górę, ci±gn±c za sob± Artema. Pół piętra w górę,
  5871. potem znów kręte korytarze... Wreszcie, bramin zatrzymał się
  5872. niezdecydowany przed kilkoma parami drzwi.
  5873. - Tego miejsca w ogóle nie pamiętam
  5874.  
  5875. - powiedział w rozterce.
  5876. -
  5877. Powinno tu być wejście do zapasowej kartoteki. Ale nikt nam nie mówił,
  5878. że przejść jest kilka.
  5879. Zamyślił się, potem nieśmiało nacisn±ł klamkę pierwszych drzwi. Były
  5880. zamknięte. Podobnie jak i pozostałe wyjścia. Daniła, nic nie rozumiej±c,
  5881. jakby nie mog±c uwierzyć, pokręcił głow± i nacisn±ł wszystkie klamki
  5882. jeszcze raz. Po nim spróbował i Artem, ale też bezskutecznie.
  5883. - Zamknięte - skonstatował z rozpacz± w głosie.
  5884. Daniła nagle zacz±ł się trz±ść, tak że Artem, patrz±c na niego z
  5885. przestrachem, na wszelki wypadek cofn±ł się od niego o krok. Ale ten po
  5886. prostu się śmiał.
  5887. - A spróbuj zapukać!
  5888. - zaproponował Artemowi i, westchn±wszy,
  5889. dodał: - Przepraszam, chyba już popadam w histerię.
  5890. Artem poczuł, jak jego też ogarnia bezsensowny śmiech. Wyładowywał
  5891. napięcie, które nawarstwiało się w nim przez ostatni± godzinę, i choć starał
  5892. się powstrzymać, głupawy chichot wyrwał mu się z ust. Jak±ś minutę obaj
  5893. stali oparci plecami o ścianę i chichotali.
  5894.  
  5895. 272
  5896. - Zapukać!... - powtórzył Artem, trzymaj±c się za brzuch i żałuj±c, że
  5897. nie może zdj±ć maski i otrzeć łez.
  5898. Podszedł do najbliższych drzwi i trzy razy stukn±ł w drewno kostkami
  5899. palców.
  5900. Po chwili trzy głuche uderzenia rozległy się w odpowiedzi z drugiej
  5901. strony. Artemowi błyskawicznie zaschło w gardle, serce szaleńczo zabiło
  5902. mu w piersi. Za drzwiami ktoś stał, słysz±c ich śmiech i czekaj±c. Na co?
  5903. Daniła rzucił mu oszalałe ze strachu spojrzenie i cofn±ł się. Z drugiej strony
  5904. drzwi ktoś znów zapukał, głośniej i bardziej natarczywie.
  5905. I wtedy Artem zrobił to, czego kiedyś nauczył go Suchy. Odepchn±ł się
  5906. od ściany i kopn±ł nog± w zamek s±siednich drzwi. Nie liczył na to, że mu
  5907. się uda, ale drzwi rozwarły się z trzaskiem. Metalowy mechanizm zamka
  5908. został wyrwany z korzeniami ze spróchniałego drewna.
  5909. Mieszcz±ce się bezpośrednio za drzwiami pomieszczenie w niczym nie
  5910. przypominało innych pokojów i korytarzy w Bibliotece, przez które dzisiaj
  5911. szli. Z jakiegoś powodu było tu bardzo wilgotno i duszno, a w świetle
  5912. latarek było widać, że niewielka salka gęsto porosła dziwnymi roślinami.
  5913. Grube łodygi, ciężkie połyskliwe liście, mieszanka zapachów na tyle silna,
  5914. że przebijała się nawet przez filtry maski przeciwgazowej, podłoga pokryta
  5915. splotami korzeni i pn±czy, kolce, kwiaty... Korzenie niektórych z nich
  5916. wychodziły z ocalałych lub rozbitych doniczek. Znane im już liany oplatały
  5917. i podtrzymywały rzędy drewnianych szafek, takich samych, jak w wielkim
  5918. holu, ale na wskroś przegniłych z powodu wysokiej wilgotności. Stało się to
  5919. jasne, jak tylko Daniła spróbował wyci±gn±ć jedn± z szufladek.
  5920. - Zapasowa kartoteka - oznajmił Artemowi z westchnieniem ulgi.
  5921. -
  5922. Teraz już niedaleko.
  5923. Za nimi znów dało się słyszeć pukanie do drzwi, a potem ktoś ostrożnie,
  5924. jakby sprawdzaj±c, nacisn±ł na klamkę. Rozsuwaj±c lufami karabinów liany
  5925. i staraj±c się nie potkn±ć o pełzaj±ce po podłodze korzenie, starali się jak
  5926. najszybciej przedostać przez złowieszczy tajemniczy ogród ukryty w
  5927. głębinach Biblioteki. Po drugiej stronie sali znajdowały się jeszcze jedne
  5928. drzwi, tym razem otwarte. Ostatni korytarz, i w końcu się zatrzymali.
  5929. Byli w magazynie, czuło się to od razu. W powietrzu wisiał ksi±żkowy
  5930. pył; biblioteka spokojnie oddychała, ledwo słyszalnie szeleszcz±c
  5931. miliardami stronic. Artem popatrzył dookoła, i wydało mu się, że czuje
  5932. ulubiony w dzieciństwie zapach starych ksi±żek. Spojrzał pytaj±co na
  5933. Daniłę.
  5934. - Dobra, jesteśmy - potwierdził ten i dodał z nadziej± w głosie:
  5935. - No, i
  5936. jak?
  5937. - No, tak... Strasznie - przyznał Artem, nie domyśliwszy się z pocz±tku,
  5938. czego ten od niego chce.
  5939.  
  5940. 273
  5941. - Nie słyszysz Księgi? - uściślił bramin. - Tutaj jej głos powinien być
  5942. wyraĽniejszy.
  5943. Artem zamkn±ł oczy i spróbował się skoncentrować. W głowie miał
  5944. dĽwięcz±c± pustkę, niczym w opuszczonym tunelu. Stoj±c tak przez chwilę,
  5945. znów zacz±ć wyróżniać ciche szelesty, które wypełniały budynek
  5946. Biblioteki, ale niczego, co by przypominało głos, zew, nie udało mu się
  5947. usłyszeć. Co gorsza, kompletnie niczego też nie czuł, i nawet przy
  5948. założeniu, że głos, o którym mówił Daniła, mógł być bodĽcem zupełnie
  5949. innego rodzaju, nic to nie zmieniało.
  5950. - Nie, nic nie słychać - rozłożył ręce.
  5951. - Dobra... - westchn±ł po chwili milczenia Daniła.
  5952. - Pójdziemy na
  5953. drugi poziom, jest ich tu dziewiętnaście. Będziemy szukać aż znajdziemy.
  5954. Lepiej żebyśmy nie wrócili z pustymi rękami.
  5955. Wyszli na schody służbowe i po betonowych stopniach wspięli się kilka
  5956. pięter wyżej, zanim spróbowali szczęścia jeszcze raz. Na tym poziomie
  5957. wszystko przypominało miejsce, w którym byli na pocz±tku: średnich
  5958. rozmiarów pomieszczenie z przeszklonymi oknami, kilka biurek, znana im
  5959. już roślinność na suficie i w k±tach pokoju i dwa prowadz±ce w różne
  5960. strony korytarze, wypełnione niekończ±cymi się rzędami regałów z
  5961. ksi±żkami po obu stronach w±skiego przejścia. Strop, zarówno w pokoju,
  5962. jak i w korytarzach, był niski, nieco powyżej dwóch metrów, i po
  5963. niewiarygodnym ogromie westybulu i Czytelni Głównej wydawało się, że
  5964. nie tylko przecisn±ć się między podłog± a sufitem, ale i oddychać jest tu
  5965. trudniej. Regały były gęsto zastawione tysi±cami przeróżnych ksi±żek, przy
  5966. czym wiele z nich wygl±dało na zupełnie nietknięte i świetnie zachowane -
  5967. najwyraĽniej bibliotekę zbudowano tak, że nawet kiedy porzucili j± ludzie,
  5968. zachował się w niej wyj±tkowy mikroklimat.
  5969. Od tak bajecznego bogactwa Artem przez chwilę nawet zapomniał, po co
  5970. tu przyszedł, i zagłębił się w jedno z przejść między regałami, ogl±daj±c
  5971. grzbiety tomów i z czci± przesuwaj±c po nich palcami. Myśl±c, że jego
  5972. kolega usłyszał to, po co się tutaj wybrali, Daniła z pocz±tku mu nie
  5973. przeszkadzał, ale w końcu zrozumiał w czym rzecz, dość brutalnie złapał
  5974. Artema za rękę i poci±gn±ł dalej.
  5975. Trzy, cztery, sześć korytarzy, sto, dwieście regałów, tysi±ce tysięcy
  5976. ksi±żek, wycięte z ciemności magazynu przez żółt± plamę światła, kolejne
  5977. piętro, jeszcze jedno...
  5978. Wszystko na nic. Artem nie czuł kompletnie nic, co można by było wzi±ć
  5979. za głos, za wołanie. Kompletnie nic niezwykłego. Przypomniał sobie, że
  5980. choć bramini na posiedzeniu Rady Polis uznali go za wybrańca
  5981.  
  5982. 274
  5983. obdarzonego wyj±tkowym darem, prowadzonego przez przeznaczenie, to
  5984. wojskowi mieli własne wyjaśnienie jego wizji: halucynacje.
  5985. Na najwyższych piętrach zacz±ł coś wyczuwać, ale zupełnie nie to, czego
  5986. oczekiwał i chciał. Było to niejasne poczucie czyjejś obecności, podobne
  5987. nieco do znanego mu aż za dobrze strachu tuneli. Chociaż wszystkie
  5988. poziomy, na których byli, wydawały się zupełnie opuszczone i nie było na
  5989. nich widać ani śladu bibliotekarzy czy jakichkolwiek innych istot, to
  5990. właśnie tutaj miał cały czas ochotę się odwrócić, wydawało mu się, że zza
  5991. półek z ksi±żkami ktoś ich uważnie obserwuje...
  5992. Daniła poci±gn±ł go za ramię i skierował latarkę na swój but. Długie
  5993. sznurowadło, którego bramin nie potrafił porz±dnie zawi±zać, ci±gn±ł się za
  5994. nim po podłodze.
  5995. - Na razie zawi±żę, zobacz, co tam z przodu, może jednak j± usłyszysz -
  5996. szepn±ł i ukucn±ł.
  5997. Artem kiwn±ł głow± i powoli ruszył dalej, krok za krokiem, co chwilę
  5998. ogl±daj±c się na Daniłę. Ten się grzebał: zawi±zywanie śliskiego
  5999. sznurowadła palcami w grubych rękawicach nie było łatwe. Pod±żaj±c
  6000. naprzód, Artem oświetlił najpierw otwieraj±cy się z prawej niekończ±cy
  6001. rz±d regałów, potem szybkim ruchem przesun±ł promień latarki w lewo,
  6002. usiłuj±c dojrzeć wśród rzędów zakurzonych i poskręcanych upływem czasu
  6003. ksi±żek zgarbione szare cienie bibliotekarzy. Oddaliwszy się od swojego
  6004. towarzysza o jakieś trzydzieści metrów, Artem nagle wyraĽnie usłyszał
  6005. szmer jakieś dwa rzędy regałów przed nim. Automat był już odbezpieczony,
  6006. i z latark± przyciśnięt± do lufy, Artem jednym skokiem znalazł się w tym
  6007. korytarzu, gdzie, według jego obliczeń, ktoś się chował.
  6008. Dwa rzędy zbiegaj±cych się perspektywicznie półek aż po sufit
  6009. wypełnionych ksi±żkami. Pusto. Promień latarki przeskoczył w lewo
  6010. - a
  6011. może to tam, z przeciwnej strony tego niekończ±cego się korytarza, schował
  6012. się wróg? Pusto.
  6013. Artem wstrzymał oddech, staraj±c się usłyszeć najmniejszy szmer. Nic,
  6014. tylko nieuchwytny szelest stron. Wrócił do przejścia i poświecił tam, gdzie
  6015. męczył się ze sznurowadłami Daniła. Pusto. Pusto?!
  6016. Nie patrz±c którędy biegnie rzucił się z powrotem. Plama światła jego
  6017. latarki szaleńczo skakała od lewej do prawej, wyławiaj±c z mroku kolejne
  6018. identyczne rzędy półek. Gdzie on wtedy został? Trzydzieści metrów...
  6019. Mniej więcej trzydzieści metrów, powinien być tutaj... Nikogo. Gdzie on
  6020. mógł się podziać, bez uprzedzenia? Jeśli go zaatakowali, czemu nie stawiał
  6021. oporu? Co się wydarzyło? Co z nim się mogło stać?
  6022. Nie, wrócił już za daleko. Daniła powinien być o wiele bliżej... Ale
  6023. nigdzie go nie było! Artem poczuł, że przestaje zdawać sobie sprawę z tego,
  6024. co robi, że zaczyna go ogarniać panika. Stoj±c w miejscu, gdzie zostawił
  6025.  
  6026. 275
  6027. sznuruj±cego but Daniłę, Artem oparł się bezsilnie o bok regału, gdy z głębi
  6028. korytarza między półkami usłyszał cichy nieludzki głos, przechodz±cy w
  6029. przerażaj±cy skrzek:
  6030. - Artem...
  6031. Dusz±c się ze strachu, nic prawie nie widz±c przez zapocone szkła maski
  6032. przeciwgazowej, Artem gwałtownie odwrócił się w kierunku, z którego go
  6033. przyzywano, i próbuj±c uchwycić korytarz w drż±cym celowniku karabinu,
  6034. ruszył naprzód.
  6035. - Artem...
  6036. Teraz głos był już bardzo blisko. Niespodziewanie, przez półki przebiła
  6037. się cienka strużka światła, przenikaj±cego między luĽniej ułożonymi
  6038. ksi±żkami tuż nad ziemi±. ¦wiatło przesuwało się w przód i w tył, zupełnie
  6039. jakby ktoś wodził latark± od lewej do prawej, od lewej do prawej... Artem
  6040. usłyszał pobrzękiwanie metalu.
  6041. - Artem... - tym razem był to prawie niesłyszalny, ale zwykły ludzki
  6042. szept, i głos niew±tpliwie należ±cy do Daniły.
  6043. Artem z radości± zrobił duży krok naprzód, oczekuj±c, że ujrzy swojego
  6044. towarzysza, i wtedy dwa kroki od niego rozległ się ten złowieszczy
  6045. gardłowy skrzek, który słyszał na pocz±tku. Promień latarki nadal bł±dził
  6046. bezmyślnie po podłodze, tam i z powrotem.
  6047. - Artem... - przyzwał go teraz ten dziwny głos.
  6048. Artem zrobił jeszcze jeden krok, spojrzał w prawo i poczuł, jak od tego,
  6049. co zobaczył, włosy stanęły mu dęba na głowie.
  6050. Rz±d półek się tu urywał, i w utworzonej przez to niszy, na podłodze,
  6051. siedział w kałuży krwi Daniła. Jego hełm i maska, zerwane z głowy, walały
  6052. się w oddali. Chociaż twarz miał blad± jak trup, otwarte oczy patrzyły
  6053. świadomie, usta starały się złożyć jakieś słowa. A za jego plecami, na wpół
  6054. zlana z ciemności±, kryła się szara, przygarbiona postać. Długa, porosła
  6055. szorstk± srebrzyst± sierści±, koścista ręka
  6056. - nie łapa, a właśnie ręka - z
  6057. potężnymi, zagiętymi pazurami, w zadumie turlała tam i z powrotem
  6058. upuszczon± latarkę, leż±c± pół metra od Daniły. Druga była zagłębiona w
  6059. rozprutym brzuchu bramina.
  6060. - Przyszedłeś... - wyszeptał Daniła.
  6061. - Przyszedłeś... - wiernie naśladuj±c ton jego głosu, zaskrzeczał głos za
  6062. jego plecami.
  6063. - Bibliotekarz... Jest za mn±. Ze mn± tak czy inaczej koniec. Strzelaj,
  6064. zabij go - poprosił słabym głosem Daniła.
  6065. - Strzelaj, zabij go - powtórzył cień.
  6066.  
  6067. 276
  6068. Latarka kolejny raz potoczyła się nieśpiesznie w lewo, żeby wrócić na
  6069. miejsce i powtórzyć cały cykl jeszcze raz. Artem poczuł, że traci zmysły. W
  6070. głowie huczały mu słowa Młynarza o tym, że dĽwięki wystrzałów mog±
  6071. przyci±gn±ć te koszmarne
  6072. stwory.
  6073. - Uciekaj - poprosił bibliotekarza, nie oczekuj±c zreszt±, że ten go
  6074. zrozumie.
  6075. - Uciekaj - usłyszał prawie uprzejm± odpowiedĽ, a koścista ręka znów
  6076. poruszyła się w brzuchu Daniły, od czego ten cicho jękn±ł, a z k±cika ust
  6077. grub± kresk± pociekła mu na brodę kropla krwi.
  6078. - Strzelaj! - zebrawszy siły, nieco głośniej powiedział Daniła.
  6079. - Strzelaj! - zaż±dał bibliotekarz zza jego pleców.
  6080. Zabić swojego nowego przyjaciela i przyci±gn±ć w ten sposób inne
  6081. potwory, czy zostawić tu Daniłę na śmierć i uciekać, póki nie jest za póĽno?
  6082. Raczej nie uda się go uratować: rozpruty brzuch i wypływaj±ce wnętrzności
  6083. dawały braminowi mniej niż
  6084. godzinę.
  6085. Zza odrzuconej do tyłu głowy Daniły ukazało się najpierw spiczaste
  6086. ucho, a po nim ogromne zielone oko iskrz±ce się w świetle latarki.
  6087. Bibliotekarz powoli, jakby wstydliwie, wyjrzał zza jego umieraj±cego
  6088. towarzysza, i jego wzrok szukał oczu Artema. Nie odwracać się. Patrzeć
  6089. prosto tam, prosto na niego, prosto w oczy... Zwierzęce, pionowe Ľrenice. I
  6090. jak dziwnie było ujrzeć w tych strasznych, niemożliwych do zniesienia
  6091. oczach przebłyski rozumu!
  6092. Teraz, z bliska, bibliotekarz niczym już nie przypominał goryla, i w
  6093. ogóle małpy. Jego pysk drapieżnika porastała sierść, pełna długich kłów
  6094. paszcza była szeroka prawie od ucha do ucha, a oczy były tak wielkie, że
  6095. stwór nie przypominał żadnego ze zwierz±t, które Artem kiedykolwiek
  6096. widział, żywe czy na obrazku.
  6097. Wydawało mu się, że trwa to cał± wieczność. Napotkawszy wzrok
  6098. potwora, nijak już nie mógł oderwać się od jego oczu. I dopiero kiedy
  6099. Daniła wydał przeci±gły głuchy jęk, Artem oprzytomniał, nakierował
  6100. maleńk± czerwon± plamkę celownika prosto na niskie, porosłe szar± sierści±
  6101. czoło bibliotekarza, i przeł±czył automat na ogień pojedynczy. Słysz±c
  6102. cichy metaliczny trzask, stwór gniewnie sykn±ł i znów schował się za
  6103. plecami Daniły.
  6104. - Uciekaj... - zaskrzeczał nagle stamt±d, wiernie powtarzaj±c intonację
  6105. usłyszanego od Artema słowa.
  6106.  
  6107. 277
  6108. Artem znieruchomiał, czuj±c że wariuje. Tym razem bibliotekarz nie
  6109. odpowiedział jak echo na jego słowa, on jakby je zapamiętał, zrozumiał
  6110. sens. Czy to możliwe?
  6111. - Artem... Póki jeszcze mogę mówić...
  6112. - zebrawszy siły i próbuj±c
  6113. skupić z każd± chwil± coraz bardziej zamglony wzrok, powiedział Daniła. -
  6114. Mam w kieszeni na piersi kopertę... Powiedzieli, żebym ci przekazał, jeśli
  6115. znajdziesz Księgę...
  6116. - Ale niczego nie znalazłem - pokręcił głow± Artem.
  6117. - Niczego nie znalazłem - potwierdził straszny głos zza pleców Daniły.
  6118. - Nieważne... Przecież wiem, czemu się zgodziłeś. Nie chciałeś nic dla
  6119. siebie... Może ci to pomoże. A mnie już wszystko jedno, czy wypełnię
  6120. rozkazy czy nie... Najważniejsze, pamiętaj: nie możesz już iść do Polis...
  6121. Jeśli się dowiedz±, że niczego nie mogłeś znaleĽć... I wojskowi, jeśli oni się
  6122. dowiedz±... IdĽ przez inne stacje. Teraz strzelaj, bardzo mnie boli... Ja już
  6123. nie chcę...
  6124. - Nie chcę... Boli... - mieszaj±c słowa, ze świstem powtórzył za nim
  6125. bibliotekarz, i jego ręka gwałtownie poruszyła się w rozprutym brzuchu
  6126. Daniły, od czego ten szarpn±ł się konwulsyjnie i krzykn±ł prawie na cały
  6127. głos.
  6128. Artem nie mógł na to więcej patrzeć. Plun±ł na środki ostrożności, z
  6129. powrotem przeł±czył na ogień ci±gły, zamkn±ł oczy i nacisn±ł na spust
  6130. puszczaj±c serię w przyjaciela i siedz±c± za jego plecami bestię.
  6131. Nieoczekiwanie głośny huk rozerwał na strzępy ciszę Biblioteki, po nim
  6132. zabrzmiał przeraĽliwy skowyt, po czym wszystkie dĽwięki się urwały;
  6133. zakurzone ksi±żki pochłonęły ich echo niczym g±bka. Kiedy Artem znów
  6134. otworzył oczy, było już po wszystkim.
  6135. Podchodz±c na krok do bibliotekarza, który opuścił roztrzaskan± przez
  6136. kule głowę na ramię swojej ofiary i nawet po śmierci lękliwie chował się za
  6137. jej plecami, Artem oświetlił ten przerażaj±cy widok, czuj±c jak krew stygnie
  6138. mu w żyłach, a dłonie poc± się ze strachu. Potem popchn±ł z obrzydzeniem
  6139. bibliotekarza czubkiem buta, i ten ciężko opadł do tyłu. Był martwy, nie
  6140. było żadnych w±tpliwości.
  6141. Staraj±c się nie patrzeć na obrócon± w krwaw± miazgę twarz Daniły,
  6142. Artem zacz±ł pośpiesznie rozpinać suwak jego skafandra. Ubranie szybko
  6143. nasi±kało gęst±, czarn± krwi±, która w chłodnym powietrzu magazynu lekko
  6144. parowała. Artem poczuł jak zaczyna go mdlić. Kieszeń na piersi... Palce w
  6145. grubych rękawicach ochronnych niezdarnie próbowały rozpi±ć guzik, i
  6146. przypomniał sobie, że te same rękawiczki być może zatrzymały Daniłę na
  6147. minutę, która kosztowała go życie.
  6148. Z oddali wyraĽnie dobiegł go szmer, potem człapanie bosych stóp po
  6149. korytarzu. Artem odwrócił się nerwowo, obwiódł promieniem latarki
  6150.  
  6151. 278
  6152. przejścia i, upewniwszy się, że blisko niego na razie nikogo nie ma, dalej
  6153. walczył z guzikiem. Ten wreszcie się poddał, i w głębi kieszeni udało mu
  6154. się wymacać sztywnymi palcami cienk± kopertę z szarego papieru,
  6155. zawinięt± w przedziurawion± pociskiem plastikow± torebkę.
  6156. Oprócz niej, Artem znalazł w kieszeni zalany krwi± tekturowy
  6157. prostok±cik, pewnie ten sam, który Daniła wyci±gn±ł z szuflady kartoteki w
  6158. westybulu. Było na nim wydrukowane: "Sznurkow N.E., Irygacja i
  6159. perspektywy rolnictwa w Tadżyckiej Republice Sowieckiej, Duszanbe
  6160. 1965".
  6161. Człapanie i niewyraĽne pomruki było teraz słychać zupełnie blisko. Nie
  6162. było już czasu. Podniósłszy automat i latarkę Daniły, wypuszczon± przez
  6163. bibliotekarza, Artem zerwał się z podłogi i nie patrz±c niemal gdzie idzie,
  6164. rzucił się z powrotem, wzdłuż niekończ±cych się półek z ksi±żkami, tak
  6165. szybko, jak tylko mógł. Nie miał pewności, czy go ścigaj±: tupot własnych
  6166. butów i huczenie krwi w uszach nie pozwalały mu słyszeć dĽwięków
  6167. dobiegaj±cych zza jego pleców.
  6168. Dopiero kiedy wyskoczył na klatkę schodow± i popędził na złamanie
  6169. karku w dół po betonowych stopniach, przypomniał sobie, że nie wie nawet,
  6170. na którym piętrze znajduje się wejście, przez które dostali się do magazynu.
  6171. Można było oczywiście zejść na parter, wybić szybę na klatce schodowej,
  6172. wyskoczyć przez okno na zewn±trz... Artem zatrzymał się na moment i
  6173. wyjrzał na dwór.
  6174. Pośrodku dziedzińca, z pyskami zadartymi do góry, stało nieruchomo i
  6175. patrzyło w okna - i to, zdaje się, prosto na niego - kilka szarych potworów.
  6176. Artem skamieniał, przylgn±ł do bocznej ściany, i zacz±ł po cichu schodzić
  6177. dalej. Teraz, kiedy przestał już stukać butami po schodach, usłyszał, jak na
  6178. górze człapi± po betonie czyjeś bose stopy, coraz głośniej i głośniej. I
  6179. wtedy, już zupełnie trac±c nad sob± panowanie, znów na łeb na szyję rzucił
  6180. się w dół.
  6181. Zbiegaj±c na kolejne piętro, żeby gor±czkowo szukać znajomo
  6182. wygl±daj±cych drzwi, nie znajduj±c ich i biegn±c dalej, zamieraj±c i
  6183. wciskaj±c się w ciemne k±ty, kiedy wydawało mu się, że w pobliżu słyszy
  6184. czyjeś kroki, rozgl±daj±c się rozpaczliwie wśród głuchych i niskich
  6185. korytarzy i wracaj±c na schody, żeby zbiec jeszcze piętro niżej albo wbiec
  6186. dwa poziomy wyżej - a nuż przegapił? - rozumiej±c, że piekielny hałas,
  6187. który robił, desperacko próbuj±c znaleĽć wyjście z tego labiryntu,
  6188. przyci±gnie wszystkie zaludniaj±ce Bibliotekę potwory, ale nie będ±c na
  6189. siłach, żeby zmusić się do uspokojenia, Artem bezsensownie i
  6190. bezskutecznie próbował odnaleĽć wyjście. Dopóki po kolejnym powrocie na
  6191. klatkę schodow± nie dostrzegł z przerażeniem na tle wybitego okna
  6192. znajomej zgiętej w pół sylwetki.
  6193.  
  6194. 279
  6195. Artem wycofał się, wskoczył w pierwszy lepszy korytarz, przycisn±ł się
  6196. plecami do ściany, skierował lufę w otwarte drzwi, w których, jak oceniał,
  6197. powinien pojawić się bibliotekarz, i wstrzymał oddech...
  6198. Cisza. Bestia albo nie zdecydowała się ścigać go samotnie, albo sama
  6199. czekała aż Artem popełni bł±d i wyjdzie ze swojego ukrycia. Ale nie trzeba
  6200. było wracać, korytarz prowadził dalej. Po chwili zastanowienia Artem
  6201. zacz±ł oddalać się od przejścia, nie spuszczaj±c go z celownika.
  6202. Korytarz skręcał w bok, ale w miejscu, gdzie zaczynał się zakręt, w
  6203. ścianie tkwił czarny otwór drzwi, a wszystko dookoła było zasypane
  6204. odłamkami cegieł i przyprószone tynkiem. Kieruj±c się impulsem Artem
  6205. wszedł do środka i znalazł się w pokoju pełnym połamanych mebli. Na
  6206. podłodze były porozrzucane kawałki taśmy fotograficznej i filmowej. Przed
  6207. nim widniały uchylone drzwi, zza których na posadzkę padał w±ski klin
  6208. bladego światła księżyca. Ostrożnie st±paj±c po zdradziecko skrzypi±cym
  6209. parkiecie, Artem dotarł do drzwi i wyjrzał na zewn±trz.
  6210. Nie rozpoznać tego pomieszczenia było niemożliwości±, chociaż teraz
  6211. znalazł się w jego przeciwległym końcu. Sugestywny pos±g czytaj±cego
  6212. człowieka, niewiarygodnie wysokie sklepienie i ogromne okna, ścieżka
  6213. wiod±ca ku dziwacznemu drewnianemu portalowi wejściowemu, i rzędy
  6214. rozwalonych stolików do czytania po bokach
  6215.  
  6216. - nie było w±tpliwości,
  6217. znajdował się w Czytelni Głównej. Stał na otoczonym drewnian± balustrad±
  6218. w±skim balkonie, opasuj±cym salę na wysokości czterech metrów. To
  6219. właśnie z tej galerii zbiegali do nich bibliotekarze. Było zupełnie
  6220. niezrozumiałe, w jaki sposób udało mu się trafić tu z magazynu, i to jeszcze
  6221. z drugiej strony, omin±wszy trasę, któr± przeszedł z Danił±, żeby się do
  6222. niego dostać. Ale czasu na rozmyślania nie było. Bibliotekarze mogli deptać
  6223. mu po piętach.
  6224. Artem zbiegł na dół po jednej z dwóch symetrycznych par schodów
  6225. prowadz±cych do cokołu pos±gu, i rzucił się do drzwi. W pobliżu
  6226. ozdobnego łuku wyjścia, na ziemi leżało kilka poskręcanych ciał
  6227. bibliotekarzy, i, mijaj±c miejsce potyczki, Artem o mało nie upadł
  6228. poślizgn±wszy się w kałuży gęstniej±cej krwi. Ciężkie drzwi poddały się
  6229. niechętnie, i w oczy natychmiast uderzyło go ostre, białe światło.
  6230. Pamiętaj±c pouczenie Młynarza, Artem chwycił własn± latarkę w praw±
  6231. rękę i pośpiesznie zrobił ni± trzy kółka, daj±c znak, że idzie z pokojowymi
  6232. zamiarami. ¦wiec±ce mu w oczy światło od razu skierowało się w bok, i
  6233. Artem, zarzuciwszy sobie karabin na plecy na znak, że jest przyjaĽnie
  6234. nastawiony, ruszył powoli naprzód, w kierunku okr±głego pokoju z
  6235. kolumnami i kanap±, nie wiedz±c jeszcze, kogo przyjdzie mu tam spotkać.
  6236. ...erkaem stał z rozłożon± podpórk± na ziemi, a Młynarz pochylał się nad
  6237. swoim towarzyszem. Dziesi±ty półleżał z zamkniętymi oczami na kanapie i
  6238. wydawał krótkie jęki. Jego prawa noga była nienaturalnie wykręcona, i
  6239.  
  6240. 280
  6241. przyjrzawszy się jej, Artem zrozumiał, że była złamana w kolanie i zgięta
  6242. do przodu zamiast do tyłu. Nie mógł sobie nawet wyobrazić, jak coś takiego
  6243. mogło się stać i jak± siłę musiał posiadać ktoś, kto potrafił tak okaleczyć
  6244. potężnego stalkera.
  6245. - Gdzie twój kolega?
  6246. - rzucił Młynarz do Artema, odrywaj±c się na
  6247. moment od Dziesi±tego.
  6248. - Bibliotekarze... W magazynie. Zaatakowali
  6249.  
  6250. - próbował wyjaśnić
  6251. Artem. Jakoś nie miał ochoty opowiadać, że Daniłę zabił on sam, choćby i z
  6252. litości.
  6253. - Znalazłeś Księgę? - tak samo ostro spytał stalker.
  6254. - Nie
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment
Advertisement