Advertisement
Not a member of Pastebin yet?
Sign Up,
it unlocks many cool features!
- Łakomski: Moja prawda o Walterze Jeklinie
- „Polska koszykówka jest pełna osób kontrowersyjnych”, takim spostrzeżeniem podzielił się ze mną parę tygodni temu właściciel Stelmetu Zielona Góra, Janusz Jasiński. - Zaraz, zaraz, przecież to pan zatrudnia człowieka, który wzbudza w środowisku koszykarskim najwięcej emocji - odpowiedziałem. I tak faktycznie jest. Nie znam drugiej osoby, która w naszym światku miałaby tylu przeciwników. „Grabarz”, „Darth Walter”, czy po prostu „Żelipapą", to główne przydomki Waltera Jeklina, generalnego menedżera Stelmetu Zielona Góra.
- Mimo wielu wrogów sympatyczny Słoweniec w naszym kraju ma też wielbicieli. Uchodzi za osobę o nieprzeciętnej inteligencji, którą doskonale potrafi wykorzystać. Z niejednego koszykarskiego pieca jadł chleb. Od kilku lat jest zatrudniany w różnych miejscach, aby swoją wiedzę zamienił na sukcesy. Niestety, nawet Google nie potrafi ich znaleźć. Mimo tego dzięki dobremu PR’owi od kilku lat bez problemu znajduje zatrudnienie. Najpierw jako dyrektor sportowy kadry Polski (wyobrażacie sobie, że dyrektorem reprezentacji Hiszpanii jest np. Francuz, albo na odwrót?!), później jako wiceprezes Asseco Prokomu Gdynia, a obecnie jest generalnym menedżerem Stelmetu Zielona Góra. Trwa w najlepsze.
- Wiecie co mnie zastanawia? Skoro jest taki świetny, kompetentny, a jego koszykarska wiedza jest taka nieprzeciętna, to dlaczego nie pracuje w swoim kraju, gdzie basket jest nieco bardziej rozwinięty niż w Polsce. Będąc w Słowenii na EuroBaskecie popytałem lokalnych dziennikarzy o jego osobę. Jeden z komentatorów (nie pamiętam nazwiska, odpowiednik Adama Romańskiego) powiedział jedno. - Wiesz, to jest bardzo inteligentny człowiek, kto twierdzi inaczej, nie ma racji. Problem jest jednak taki, że na jego bajki nikt w Słowenii już się nie nabiera. - mocne słowa. Zdziwiła mnie jego szczerość. W zasadzie mógł bronić „swojego”, sprzedać mi kit, a tu proszę.
- Koszykarskie bajki Waltera Jeklina to też jest ciekawy temat. Po Polsce chodzą głosy, że właśnie w ten sposób zyskuje sympatie swoich partnerów. Mówiąc potocznym językiem, po prostu nawija makaron na uszy, pięknie opowiada, a efekty są jakie są - rozpad euroligowego Asseco Prokomu Gdynia i wicemistrzostwo Polski ze Stelmetem. Porażki w sporcie się zdarzają, finansowe zawirowania też. Z kolei nienawiść kibiców nie wzięła się znikąd. Fani Asseco najchętniej wręczyliby Słoweńcowi zakaz stadionowy. Hasło „Darth Walter” wymyślili właśnie oni.
- Nie ma przypadku. Lato 2012 to prawdopodobnie najgorszy okres w historii gdyńskiego klubu. Jest lipiec, później sierpień, a skład nieskompletowany, okres przygotowawczy niezorganizowany, trener Kestutis Kemzura zajęty pracą przy kadrze Litwy. Gdzie był wówczas wiceprezes Jeklin? Był zajęty pracą przy reprezentacji Polski. Jakby to powiedział Tomas Pacesas - czy nie ma tutaj konfliktu interesów? Mogę się mylić, ale przygotowania do sezonu Asseco Prokom rozpoczął dwa tygodnie przed pierwszym meczem. Na turnieju towarzyskim we Włocławku jakimś cudem w składzie mistrzów Polski znalazł się Dardan Berisha, bo… brakowało zawodników.
- A, czepiam się. Pewnie były to małe niedopatrzenia, które nawet najlepszym się mogą zdarzyć. W końcu Walter Jeklin ma ogromną wiedzę na temat koszykówki, a nie o organizowaniu sezonu przygotowawczego. Niestety, w pionie sportowym też był kłopot. Pamiętacie Juliana Khazzouh? Musicie pamiętać. W końcu kto z nas nie oglądał Gwiezdnych Wojen. O jego grze trudno cokolwiek powiedzieć, ponieważ wszyscy ciągle powtarzali, że wcielił się kiedyś w rolę Wookie. Miał walczyć w Eurolidze, a pomagał mistrzowi Yodzie ocalić wszechświat. Rodzynków było więcej. Frank Robinson (dziś Finlandia), Ryan Richards (najgorszy zespół w Grecji - Ikaros), czy Drew Viney (bez klubu). Na tym gdyński etap lepiej zakończyć. Po co kibicom Asseco o tym przypominać. Na podsumowanie pracy Jeklina w Gdyni niech posłuży jeden fakt. Kiedy dziś przyjeżdża do Trójmiasta, jego byli współpracownicy omijają go szerokim łukiem. Nikt nie ma zamiaru z nim rozmawiać, czy nawet podać ręki. „Sprzątanie” po Słoweńcu trwało długo i to na wielu płaszczyznach.
- Sport nie wybacza. Po takiej kompromitacji Jeklin nie powinien przez rok, może dwa, znaleźć pracy. A jednak. Na białym koniu, w blasku i chwale, przyjechał do Zielonej Góry raz jeszcze spróbować swoich sił przy koszykarskiej „Lidze Mistrzów”. I choć Janusz Jasiński mówił głośno, że nie chce wypaść w Eurolidze tak słabo jak ostatnio Asseco Prokom, to ściągnął byłego wiceprezesa gdyńskiego klubu. W EL wstydu nie było, a w Tauron Basket Lidze srebrna klapa. Wiecie jak skomentował swoje przyjście do Stelmetu? „W życiu wszystko dzieje się spontanicznie”, to sztandarowy tekst Jeklina. Kiedy na konferencji prasowej Jacek Białogłowy z Radia Zielona Góra próbował dopytać o konkrety ten dalej malował słowem.
- „Kto do kogo zadzwonił to nie ma znaczenia. Mój etap w Gdyni się skończył, a potem w życiu już tak jest, że na niektóre rzeczy mamy wpływ, a na niektóre nie. Kompletnie bezsensu byłoby teraz opowiadać, tak jak widzę pan chce dopisać bajki do tego…” Jacek przerwał i zakomunikował, że interesują go fakty. - Niepotrzebnie. Fakt jest dzisiejszy dzień. Dziś jest przedstawienie osoby, która ma…” - i tak mówił, mówił i mówił. Polecam tę konferencję (KLIK od 16:19) tylko po to aby zobaczyć jak reagują na jego słowa, siedzący obok, Aaron Cel oraz Rafał Czarkowski. Ten pierwszy nie może powstrzymać się od śmiechu, a były już prezes Stelmetu po minucie sprawdzał głównie co się dzieje za oknem. Dużo treści, zero konkretów.
- Z perspektywy czasu zastanawiam się jak konfiguracja Jeklin-Jasiński-Uvalin miała wypalić. Przecież to niemożliwe. Kto choć trochę siedzi w polskiej koszykówce doskonale wie, że Jeklin z Uvalinem omijają się szerokim łukiem. O wspólnej wizji nie ma mowy, bo jeden drugiemu kładzie kłody pod nogi. I mieli zabawę - kto szybciej przekona do swoich racji właściciela klubu. Jeklin miał bliżej. Z biura Stelmetu (w dużym sklepie InterMarche) musiał się tylko przecisnąć między rybami, serami, szynkami i już był w gabinecie Janusza Jasińskiego z ukochanym notatnikiem. Walter Jeklin uwielbia rozmowy w cztery oczy. Pracownikom Asseco Prokomu takie meetingi serwował bardzo często, przekazując swoje wizję. Zna się na tym jak mało kto. Wiecie co studiował? Psychologię.
- Wrócę na chwilę do minionego sezonu. Walter Jeklin w Stelmecie jest odpowiedzialny przede wszystkim za pion sportowy. Niemniej jednak nie wszyscy koszykarze „byli” jego. Środowisko przypisuje Słoweńcowi takich graczy jak - David Barlow, Erving Walker, Terrell Stoglin, Marcus Ginyard. Zważywszy na to, że tylko ten ostatni grał do końca rozgrywek (lecz dopiero od marca), a reszta została zwolniona, to jak należy ocenić pracę pionu sportowego? Sprowadzenie Stoglina do Zielonej Góry? Przecież to była jedna wielka kompromitacja.
- Wyznacznikiem pracy zawsze jest końcowy wynik. Stelmet Zielona Góra zdobył srebrny medal. Wiecie, że podczas dekoracji Jeklin nie pozwolił go sobie założyć na szyję? (od 0:30 KLIK) Trzymał go w ręce jak hot-doga. Były sportowiec, a nie potrafi przegrywać. Dziś wydaje się największym wygranym poza sportowej batalii. Mihailo Uvalina w klubie pewnie nie będzie, Rafała Czarkowskiego (wieloletni prezes) już nie ma, a Rafał Rajewicz zwolniony został w trakcie sezonu. Czystka? Na to wygląda.
- Odniosę się jeszcze do ostatniego wywiadu Waltera Jeklina w Przeglądzie Sportowym. Przeczytałem, nawet parę razy. Powiem w skrócie - większego lania wody i filozofowania dawno nie czytałem. Żadnych konkretów, tylko stare, dobrze nam wszystkim znane formułki. „Żeby coś stworzyć potrzebny jest czas”, „Brakuje konsekwencji”, „Zmienić coś w życiu nie jest łatwo. Żeby to zrobić - potrzebujesz dużo pracy, zaangażowania i czasu”, no ja nie mogę. Kuba Wojczyński na sam koniec wywiadu zauważył, że rozmowa zmienia się w filozofowanie. Co mógł odpowiedzieć Walter? „Ale takie jest życie”.
- Jeklin na łamach „PS” uderzył także w opinię publiczną, zarzucając jej, że nie pomaga polskiej koszykówce. „Za dużo jest młodych, internetowych lanserów, którzy nigdy nie mieli do czynienia z dyscypliną i postępują zgodnie z zasadą, że dobry news to ten, który ma jak najwięcej odsłon - nawet kosztem braku merytoryki i kosztem bezsensownej krytyki.” Podobno to pstryczek w moją stronę. Dziwne, bo nie wyznaję takiej zasady o jakiej jest mowa. Gdyby tak było to po piątym meczu Stelmetu Zielona Góra z Treflem Sopot opublikowałbym nagranie dźwiękowe (był to wywiad), w którym Janusz Jasiński mówił straszne rzeczy na Turów Zgorzelec i Polską Ligę Koszykówki. Nie zrobiłem tego, bo na co to komu? Obszerna rozmowa z Arkadiuszem Miłoszewskim o szkoleniu młodzieży też jest tanią sensacją? Rozbroiła mnie jeszcze jedna wypowiedź.
- „Większość artykułów jest oparta na tym, co przekażą im agenci, którzy z kolei przekazują to co jest im na rękę.” Krótko, bo szkoda słów na takie coś. Odezwał się ten, który z agentami nie żyje w dobrych relacjach.
- Czas kończyć. Tak sobie myślę, że mogę sobie pisać, zwracać uwagę, a to i tak nic nie da. Walter Jeklin będzie trwać w polskiej koszykówce, a wcale nic dobrego z tego nie wyniknie. Niech jednak wykrzyknikiem oraz przestrogą dla innych będzie ostatni komunikat Stelmetu Zielona Góra. Zrezygnował (chyba nikt nie wierzy w taką formę) ze swojej funkcji wieloletni prezes Rafał Czarkowski. Walter Jeklin kosztem klubowych ikon i ludzi zasłużonych? Ja dziękuje. Całe szczęście jestem daleko.
- Paweł Łakomski - Twitter
- PS. W Zielonej Górze Walter mógł być tylko jeden.
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment
Advertisement