Guest User

Buszujący z Margonu

a guest
Nov 4th, 2017
228
0
Never
Not a member of Pastebin yet? Sign Up, it unlocks many cool features!
text 5.25 KB | None | 0 0
  1. Więc tak... 1 listopada, to był dopiero dzień. Ale po kolei. Szedłem na cmentarz, jak to ludzie cywilizowani mają w tym dniu we zwyczaju. Bardziej człapałem, bo dzień wcześniej lało jak z cebra i nawet moje skórzane buty trekkingowe kupione w Deichmannie, zdawały nie wytrzymywać tego naporu wody, gdy specjalnie wskakiwałem w najgłębsze kałuże. Byłem skłonny oddać je wtedy na reklamację, bo nie były tak wytrzymałe jak głosili w reklamie, ale wyobraziłem sobie ten wzrok sprzedawczyni uważającej mnie za ostatniego kretyna. Co, stwierdzam teraz z żalem, nie bardzo rozmijałoby się z prawdą.
  2. Ale wróćmy do tematu... W ręce dumnie targałem reklamówkę Biedronki wypełnioną dwoma, dosłownie dwoma, zniczami kupionymi za łączną sumę 1.98PLN. Przekonała mnie do nich reklama, która głosiła, że uda się je zapalić nawet przy -20 stopniach Celsjusza lub 253 Kelwinach. Wydało mi się to tak absurdalne, że musiałem je kupić. Temperatura oczywiście nie spadła niżej niż 5 stopni Celsjusza lub, jak kto woli, 41 stopni Fahrenheita. Mogłem wziąć te rękawice, pomyślałem wtedy, ale szybko odegnałem te pokusy. Nie wypadało. Na cmentarz? W rękawicach z Allegro? Co by rodzina powiedziała. Więc marzłem, również bez czapki, bo kupiona u Cygana, rozkładającego swój stragan co drugi piątek. Zawsze ciekawiło mnie czemu co drugi, ale nigdy nie miałem dość odwagi by go o to zapytać. Sam pewnie teraz jesteś ciekaw czemu przy Cyganie brakowało mi fantazji i rezonu. Twój głód wiedzy, podobnie jak mój, też nie zostanie zaspokojony. Zmarło się bowiem Cyganowi w trzy dni później, o czym dowiedziałem się dopiero wczoraj.
  3. Ale wróćmy do tematu... Dreptałem coraz śmielej. A nie... Człapałem. Skarpetki miałem wodoodporne, całe szczęście te zdały egzamin. Decathlon, z błogością wspomniałem zakupy w tamtym sklepie. Cóż to było za miejsce! Przejdźmy już do sedna, nie będę was nudził zbędnymi opisami alejek, obfitości produktów na zimowe wieczory, ale także profesjonalnego sprzętu godnego nawet Adama M. Ad rem! Tak zawsze mówiła mi polonistka w szkole, gdy odbiegałem dygresją na poprzednie dygresje tak bardzo, jak meandrująca rzeka odbiega od swojego starorzecza. A czasem nawet bardziej. Zbliżałem się już do bramy cmentarnej, której otoczenie zawsze wzbudzało mój smutek. Biedni harcerze, bez wodoszczelnych skarpet czy butów trekkingowych, stali na mrozie i chłodzie przez pół dni, zbierając datki na jakiś szczytny cel. Dwie harcerki wyciągały puszki w kierunku idących na groby smętnych ludzi. Mało kto ulitował się nad losem głodnych Afrykarzątek. Wtedy podszedłem ja. Wyciągnąłem portfel, specjalnie wypełniony podartymi gazetami w drugiej przegrodzie. Niech wiedzą kto zacz, pomyślałem, ostentacyjnie wrzucając pogiętą dyszkę. Ah, to spojrzenie głębokich harcerskich oczu, tym przyjemniejsze, że od razu cieplej zrobiło się na serduszku. Szybko odszedłem, nie chciałem, by mylnie to zinterpretowały. Zerknąłem jeszcze na blondynkę w różowym, niedbale założonym kominie. Nie chciałem patrzeć na brunetkę. Zawsze powinno adorować się tą, która mniej ci się podoba. Wtedy ta druga, z zazdrości, sama zaczynała rozmowę i zabiegała o atencję. Zawsze!
  4. Teatralnym gestem walnąłem się w czoło. Teraz już wiem, by robić to z większym wyczuciem, ale wtedy solidnie wyrżnąłem sobie w łepetynę. Niemal wpadłem do pobliskiej kałuży, którą, nie wiem jakim cudem, ominęło moje trekkingowe obuwie. Zawróciłem i udałem, że zapomniałem o zniczach. Kupiłem je zaraz przy bramie, by nie tracić blondynki z oczu czym wprowadzałem brunetkę w szał. Byłem tego pewien. Wtedy na linii mojego spojrzenia stanął on, przełożony harcerzy, dumnie prężącym na swojej piersi odznaczenie od samego prezydenta. Harcerz Rzeczypospolitej. Taki z niego harcerz jak ze mnie... Nie dokończyłem myśli. Podszedł do mnie jakiś dzieciak, chciałem go już trzepnąć ręką jak pozbyłbym się natręta brzęczącego przy uchu.
  5. - Cześć Buszujący! Jak tam w Margonem? Nadal prowadzisz ten klan Buszowe Zbożowniki? - powiedział małolat ledwo od ziemi odrosły, ledwo siłą wzięty od cyca matki.
  6. Żeby on tylko wiedział, jaką miałem wtedy ochotę trzepnąć go w ryj, raz a porządnie. Tak, żeby na drugi raz pomyślał, zanim coś przedsięweźmie. Mogłem pomarzyć o pomyślnym zakończeniu tego dnia. Prędko oddaliłem się od niedorostka, ale to nie wystarczyło. Harcerz Rzeczypospolitej śmiał się ze mnie otwarcie, a dwie harcerki cicho chichotały. Tylko jedna dziewczyna, chuda, w okularach, popatrzyła na mnie z ciekawością. Przepychając się obok niej, odtrąciłem ją łokciem. Co za za despekt, co za impertynencja! Właśnie wtedy podstawiła mi nogę i wyrżnąłem jak długi w krawężnik. Następne dwa dni spędziłem w szpitalu. Jakie było moje zdziwienie, gdy przed budynkiem szpitala ujrzałem brunetkę. Dobrze, że głowę miałem obwiązaną bandażem, bo zdradziłbym swoje emocje delikatnym uśmiechem. Przywitała się. Nie imieniem, nie nazwiskiem, a nickiem z gry. Nie spodziewałem się, że...
  7. Późniejszych wydarzeń również się nie spodziewałem, ale już nie czas, by pisać. Twierdzi, że musi zmienić mi opatrunek.
Add Comment
Please, Sign In to add comment