Advertisement
Guest User

o_dzieciach

a guest
Jan 24th, 2017
84
0
Never
Not a member of Pastebin yet? Sign Up, it unlocks many cool features!
text 8.37 KB | None | 0 0
  1. Otóż, gdy byłam małą dziewczynką, pewna elegancka pani (moi rodzice bywali w eleganckim świecie, także całą rodziną) nachyliła się do ucha drugiej salonowej pani i... odbyły taką rozmowę:
  2.  
  3. - A na co im tyle tych dzieci? (takim tonem, jakby chodziło o koty)
  4. - Może nie wiedzą, jak to kontrolować?
  5. - A skąd, przecież ona jest położną! - i na pewno ma najlepsze dojścia...
  6.  
  7. Jedna z tych pań była żoną radcy handlowego w pewnej ambasadzie, miała jakieś studia humanistyczne, pracowała jako tłumaczka - w kilwaterze męża: małżeństwo było bezdzietne, i sądząc z wielu wypowiedzi - był to tzw. świadomy wybór. Państwo bawili się więc dobrze, oboje zrobili kariery, nic ich nie krępowało, mieli dwie solidne pensje, tylko na siebie (ich rodzice nie przeżyli okupacji).
  8.  
  9. Druga pani była żoną długoletniego ambasadora na Dalekim Wschodzie. Po powrocie z placówek, między placówkami pełniła obowiązki kierowniczki apteki - była farmaceutką. Jedno dziecko, też ze świadomego wyboru.
  10.  
  11. Nas wcale nie było aż tak dużo. Biologicznego rodzeństwa zaledwie trójka, bo nie wszyscy z nas przeżyli okres dzieciństwa. Ale zawsze były jakieś dzieci skądinąd, traktowane jak własne.
  12.  
  13. Rodzice ściubolili pieniądze, donaszaliśmy ciuchy po starszych, prezenty pod choinkę były praktyczne do bólu, jak ktoś cokolwiek dostał, to musiał się podzielić, choćby to był jeden tafelek czekolady - albo musiał o to coś dbać, żeby mogło się potem przydać jeszcze komuś. Buty pastowaliśmy po austriacku, z podeszwami - ale zawsze to były buty skórzane, to też fakt.
  14. Gdy w miejsce pralki "Frani" kupiliśmy automatyczną, to cała rodzina tłoczyła się w łazience, żeby oglądać pranie które obracało się w bębnie jakby to był film w kinie. Rozrywek było niewiele, bośmy do kina nie chodzili, za dużo też trzeba byłoby wydać, żeby całej czeredzie kupić lody albo cukrową watę, a taniej było zrobić gar budyniu z domową konfiturą z wiśni - do woli; w telewizji nam pozwalano tylko na dobranockę i Zwierzyniec (Ale taką pralkę automatyczną mieliśmy najwcześniej w okolicy). W soboty wieczorem graliśmy całą rodziną z Ojcem w pchełki, a jak przegrał to musiał udawać konia - zwycięzca miał prawo przejechać się na nim wierzchem; było ileś takich bezpłatnych atrakcji. (Ale książek były całe fury, na książki pieniądze było zawsze - dosłownie: książek mieliśmy wagony, podkradaliśmy je sobie nawzajem, wciąż trwały walki, bo wystarczyło spuścić książkę z oka i ginęła - potrafiłam się zatrzasnąć w skrzyni pod tapczanem rodziców z latarką, żeby szybko doczytać, zanim mnie znajdą i zabiorą Była też specjalna szafka do przechowywania lektury w klozecie )
  15. Dostawaliśmy najmniejszą tygodniówkę i mieliśmy najmniejszy zakres wolności osobistej w stosunku do kolegów szkolnych - bo w domu zawsze było coś do zrobienia. Moja Matka produkowała weki w ilościach półprzemysłowych, piekła - i nie zrobiła kariery, gdyż zadowalała się nędznie-płatną pracą w systemie nienormowanego czasu, żeby u nas nikt nie miał klucza na szyi i zawsze miał po szkole gorący obiad pod nos. Z drugiej strony od każdej roboty mogło wyzwolić hasło "idę do biblioteki", albo "jutro mam klasówkę".
  16.  
  17. Moja matka przez te wszystkie lata miała dwie wieczorowe sukienki, które nosiła na okrągło na wszystkie Sylwestry i imprezy - jedna z nich została (już po transformacji) przerobiona na mnie: doskonały jedwab jest niemalże wieczny, jeżeli umie się go prać i prasować.
  18. Tak, to trzeba podkreślić, nas nauczono że biedni ludzie nie mogą tanio kupować - zatem przy obecnych kiepskich zarobkach nieźle się czasem gubię w świecie produktów kiepskiej jakości i jednorazowych.
  19.  
  20. Minęło 30-35 lat.
  21. Moi rodzice rozchorowali się naraz, w jednym roku. Dosłownie w jednym miesiącu okazało się że Tata ma Alzheimera, a Mama - nowotwór złośliwy z 3% przeżywalnością. W zbliżonym okresie (powiedzmy - dwóch lat) rozsypali się także małżonkowie z obu związków wyżej: ale jeszcze było jakciemoge, jeszcze byli chodzący, mogli coś wokół siebie zrobić w tych okresach gdy nie trafiali do szpitali gł. kardiologicznych i pulmonologicznych.
  22.  
  23. U nas - podzieliliśmy się obowiązkami, rozdzieliliśmy Rodziców oraz zadania. Tata, pomijając problemy z Alzheimerem, stracił władzę w nogach - ale dożył swoich lat w swoim domu - w roli konkursowo zaopiekowanego pacjenta, Mamę udało się wyszarpać śmierci po miesiącach opieki nad obłożnie chorą.
  24.  
  25. Jedno dziecko zajmowało się tym, drugie owym Rodzicem. Inne robiło zakupy, inne załatwiało lekarzy, ktoś tam dawał tylko pieniądze, bo nie mógł inaczej, ale asekuracja materialna do wielka rzecz przy chorych, ktoś tam robił tylko tyle, że co piątek, godzina 18, jak w zegarku przyjeżdżał i przenosił stukilogramowego Ojca do wanny... Itd. itp. Zdarzało się nam także robić zakupy czy wyświadczać drobne przysługi tamtym ludziom - bo znaliśmy ich od dziecka, a telefony do moich Rodziców z zażaleniami na los były prawdziwie alarmujące. No i w gruncie rzeczy, przejazdem, można czasem coś zrobić. Bez przesady, jak zamawiam kardiologa dla Ojca, to mogę chyba ustawić w kolejkę jeszcze kogoś?
  26.  
  27. Próbowali nam płacić za te drobnostki, to było okropnie krępujące. I niepotrzebne i nie do wyjaśnienia dlaczego zbędne: różnica mentalności uniemożliwiała rzeczową komunikację.
  28.  
  29. Jedni, jak już powiedziano, bezdzietni - i bez pieniędzy, bo przemiany ustrojowe mocno ich obszarpały - a niewiele odłożyli, a ci drudzy też za dużo wydali na inwestowanie w siebie oraz zwiedzanie świata, nadto wychowali córkę na niezaradną oraz roszczeniową osóbkę, która uważała że to właśnie jej się należy wsparcie. I to w pierwszej kolejności. Nie umiała wyjść z roli rozpieszczonej, zbuntowanej królewny-nastolatki; w dodatku miała wtedy samotnie dwójkę małych dzieci bez alimentów - i powiedzmy od razu, że sytuacja przekraczała siły jedynaczki: ojciec na wózku oraz matka z zaawansowaną astmą.
  30.  
  31. Minęło 40-45 lat.
  32. Wszyscy trzej panowie są świętej pamięci: za wyjątkiem mojego Ojca, wszyscy zmarli w domach opieki - gdzie płakali, tęsknili i rozpaczali, a także skarżyli się gorzko na warunki - w telefonach do mojej Mamy. Żyją wszystkie trzy panie. Jedna w domu opieki; dzwoni regularnie i zazdrości mojej Matce, która ma pewność, że jeżeli wyprzęgnie, to tak czy owak dożyje pod własnym dachem, nikt jej pod opiekę obcych nie wyrzuci.
  33.  
  34. Moja Matka jest jak królowa roju.
  35. Raz do niej wpadłam, przejazdem, napić się herbaty, bez powodu - zastałam u niej jedną z tych dwóch mądrych pań - niegdyś znacznie lepiej oświeconych w kwestiach antykoncepcji oraz dobrego życia.
  36.  
  37. Sprzątnęłam schowek ze słoikami na przetwory (u Mamy zawsze jest coś do zrobienia), omówiłam sprawę rodzinną (jedna wnuczka z moim synem czyli tez wnukiem wpadli na pracochłonny pomysł dotyczący uczczenia urodzin Babci i należało skonsultować, czy Babcia będzie łaskawa się dopasować do tego pomysłu) a potem posiedziałam z boku i obserwowałam oczy pani ambasadorowej, które robiły się wielkie, wielkie, aż w końcu zaszły łzami.
  38.  
  39. W ciągu tego krótkiego czasu, bez umawiania - po prostu i zwyczajnie: zadzwonił mój Brat, żeby omówić wspólna wyprawę do supermarketu w sobotę, moja Siostra, żeby zapytać, ile Matce brakuje pieniędzy żeby kupić pewien fotel - Siostrze właśnie powiódł się interes, a my mamy zwyczaj, że w takiej sytuacji dajemy sobie w rodzinie praktyczne upominki albo pieniądze - odpalamy sobie dolę. Potem Siostra zadzwoniła, bo sobie przypomniała, że jeden nasz kuzyn (przyszywane dziecko) przywiózł do niej ze wsi ponad 40 kilo orzechów włoskich ze swojego drzewa i nakazał rozdzielenie po rodzinie: ile orzechów Mama sobie życzy, żeby jej wyłuskać? Gdy wchodziłam na górę, wygarnęłam skrzynkę pocztową - a tam był list od jednej z małych kuzynek, która też robiła za dziecko przyszywane - obecnie jest na emigracji, napisała że się przeprowadziła do większego mieszkania i serdecznie Nastusię zaprasza.
  40.  
  41. Pani ambasadorowa orzekła, że moja Matka to ma dobrze. Ale to błędny wniosek. Moja Matka, moi Rodzice - zawsze wiedzieli co jest dobre i umieli żyć. Reszta to prosta konsekwencja: wróciło do nich, co zasiali.
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment
Advertisement