Advertisement
Guest User

Untitled

a guest
Apr 3rd, 2013
54
0
Never
Not a member of Pastebin yet? Sign Up, it unlocks many cool features!
text 32.18 KB | None | 0 0
  1. - Cyganie importowi
  2. @Elwenka 'A tak z ciekawości. Czy ktokolwiek z ludzi nienawidzących cygan ma świadomość, że znaczna część tego towarzystwa, które wam tak strasznie przeszkadza, to Cyganie "importowi", przyjeżdżający do Polski z Bałkan, bo bogato?': tak, mam tę świadomość, nie mam wiele do dodania do 'no kurde, nie wątpię w to, że prawdopodobnie cygańska-cygańska kultura jest piękna, ale nie zmienia to faktu, że Cyganie, o których teraz rozmawiamy, których spotkasz w Polsce, albo przynajmniej ja do tej pory spotykam są kropka w kropkę jak w stereotypach i niewiele mają wspólnego z całą tą piękną kulturą.'. Tylko tyle, że moja 'nienawiść do Cygan' to wyolbrzymienie, ja tylko bronię stwierdzenia, że należy przy nich zachować szczególną ostrożność. I nie ruszam części 'dobrym Cyganom jest przez to źle', bo po pierwsze wydłużyłoby to jeszcze bardziej tego posta, jeszcze drastyczniej obniżając szansę na to, że ktoś go w ogóle przeczyta, a po drugie nie zamierzam się z tym kłócić, bo nie wątpię, że dobrzy Cyganie, a tacy na pewno też są i jest ich trochę, mają przez to autentycznie przesrane. Poszło o to, że Revv nie wyszła sobie na przerwę robić herbatę na zapleczu, kiedy do jej sklepu weszli Cyganie, nie wiadomo czy ci dobrzy, czy ci źli i tego się trzymam.
  3.  
  4. - O kiciputkowej nieprzydatności statystyki
  5. A więc uważasz kiciputku, że statystyka jest nieprzydatna i to tylko matematyka przy tablicy. W zasadzie mógłbym całkiem to olać, bo to jest postawa na poziomie podstawówki/gimnazjum 'a po co mamy się uczyć dodawać i odejmować, skoro mamy kalkulatory?', ale w porządku, mogę pokazać ci trochę przykładów, dlaczego właśnie pierdolnęłaś totalną bzdurę. Żeby daleko nie szukać, zajrzyjmy do komputera, którego używasz do pisania jakże błyskotliwych i dojrzałych komentarzy. Otóż wyobraź sobie, dla uproszczenia, że wewnątrz niego biega sobie całkiem spore stado krasnoludków z taczkami, na których wożą różne rzeczy. Postęp techniczny zaszedł już tak daleko, że owe krasnoludki biegają w niektórych miejscach z naprawdę chorą prędkością, ale w innych znacznie wolniej i te drugie mogłyby zwolnić działanie całego systemu nawet kilkasetkrotnie, bo szybkie krasnoludki często potrzebują tego, co wożą wolne krasnoludki. Ale tak nie jest, prognozuje się w przód i wysyła wolne krasnoludki w drogę zanim jeszcze wiadomo, czy będzie to konieczne. Na podstawie czego się to prognozuje? Ano między innymi na podstawie statystyki tego, jak krasnoludki biegały do tej pory. Procesor w twoim czy moim komputerze non-stop buduje sobie i korzysta ze statystyki, nawet miliony razy w ciągu sekundy, nawet teraz, gdy to czytasz. Inaczej miałby poważne problemy z ogarnięciem twojej przeglądarki internetowej, a o dzisiejszym photoshopie mogłabyś raczej zapomnieć. To jest problem pierwszy procesora, drugi jest taki, że jeżeli wyobrazisz sobie jakieś bardzo, bardzo, ale to naprawdę bardzo skomplikowane urządzenie, coś czego za żadne skarby nie jesteś w stanie ogarnąć, to i tak będzie to jeszcze daleko od stopnia złożoności współczesnych układów. Po prostu nie jesteś w stanie sobie wyobrazić, jak bardzo nie jesteś w stanie sobie tego wyobrazić. Tych krasnoludków w procesorze jest na ciężkie miliony i ani ja, ani ty, ani najwięksi naukowcy, ani nawet jakiś bajkowy superkomputer o dzikiej mocy obliczeniowej nie jest w stanie ogarnąć idealnie optymalnych ilości i rozplanowania krasnoludków na płytce z dokładnością do pojedynczego krasnoludka, tzn. żeby równocześnie nie musiały daleko biegać, nie przeszkadzały sobie nawzajem i mogły wykonywać coraz wymyślniejsze zadania. Dlatego tego problemu nie rozwiązuje się w sposób dokładny, tylko między innymi analizuje statystyki użycia poszczególnych krasnoludków w już istniejących systemach i skupia uwagę na poprawie działania tylko tych, dla których się to opłaca. Zresztą do idealnego rozwiązania takie statystyki też byłyby potrzebne. Ciężko nawet oszacować, o ile technologia byłaby bez tego do tyłu, bo to zupełnie naturalne rozwiązanie. Wyjdźmy teraz z twardego sprzętu w górę, do programów. Wyobraź sobie, ile czasu zajmuje ci zrobienie bazgrołowatego szkicu na szybko. Powiedzmy, że minutę. Ile czasu zajmuje ci narysowanie porządnego fest rysunku. Powiedzmy, że od kilku godzin do kilku dni. Ile czasu zajęłoby ci zrobienie jakiejś ogromnej panoramy o powierzchni kilkudziesięciu metrów kwadratowych. Może kilka miesięcy? Wyobraź sobie, ile po tych kilku miesiącach byłoby na niej szczegółów i jak bardzo nie dałoby się ich dostrzec patrząc na całość. Otóż współczesne, duże projekty informatyczne mogą lekką ręką zjeść kilkaset osobomiesięcy pracy (przypominam, twoja panorama to kilka osobomiesięcy). I to mimo tego, że współcześnie programy pisze się na coraz wyższym poziomie abstrakcji (tzn. z kodu typu 'zawartość z A skopiuj mi do B, od zawartości w B odejmij 2, zawartość B przemnóż z zawartością A' przechodzi się na kod typu na przykład 'odbierz od modułu graficznego formularz, dorzuć formularz do listy, posortuj listę, wyślij listę do modułu graficznego'), co (nieraz bardzo) negatywnie odbija się na ich wydajności. Czasami twórcy oprogramowania to olewają i masz później cudo, w którym czekasz dwie sekundy po kliknięciu, aż pojawi ci się okienko, ale czasami, na przykład w systemie operacyjnym, to jest nie do zaakceptowania (chociaż patrząc na Unity w nowszych Ubuntu...). Dlatego bada się takie programy statystycznie i poświęca czas na poprawę szybkościową tylko tych fragmentów, których warto. Nie, nie da się tego zrobić na oko, przypominam, że projekt już ma kilkaset osobomiesięcy. Zresztą ze względu na złożoność architektury komputerów, patrz choćby problem krasnoludków opisany powyżej, może się okazać, że jakiś całkiem krótki i pozornie ogarnialny fragment kodu generuje straszliwe opóźnienia, bo ma tendencję do częstego, nieprzewidywalnego wysyłania wolnego krasnoludka w daleką drogę i wstrzymywania pracy wszystkich pozostałych, a tego po prostu nie da się wychwycić na oko i wyłania się to dopiero przy opracowywaniu statystyk dla działającego już programu. Podsumowując, gdyby nie nieprzydatna statystyka możliwe, że mogłabyś sobie teraz co najwyżej pograć w tetrisa. Chociaż i to niekoniecznie. Grywasz sobie czasem w songpopa na fejsiku? Używasz jakichś losowych pędzli w photoshopie? Korzystasz z jakiegoś programu do nauki słówek? Grasz we w zasadzie jakąkolwiek grę komputerową, w której komputer też może sterować czymś o wielu stopniach swobody, tzn. czymś, co ma bardzo wiele możliwości ruchu? Losowość w komputerze, co to za czary? Zgadnij, w jakiej nieprzydatnej dziedzinie matematyki ktoś się musiał napracować, żeby komputer mógł skutecznie i szybko generować pozornie losowe liczby, bo to o to chodzi w powyższych przykładach. Lubisz słuchać muzyki? Ale może bas gra za cicho? Może za głośno? A może to wysokie tony przydałoby się poprawić? Przecież wystarczy otworzyć equaliser i pociągnąć w górę lub w dół odpowiednie słupki. Czy wiesz, czym jest graficzna reprezentacja equalisera? Szeregiem rozdzielczym, jednym z podstawowych pojęć takiej jedenej nieprzydatnej dziedziny matematyki. Zdarza ci się robić zdjęcia aparatem cyfrowym z funkcją wykrywania twarzy, korzystać z Picasy, czy jakiegokolwiek innego serwisu z opcją automatycznego wykrywania/rozpoznawania twarzy na zdjęciach? Domyślasz się już, z czego korzysta się przy automatycznym wykrywaniu/rozpoznawaniu twarzy? Kurde, zdarza ci się w ogóle robić zdjęcia aparatem cyfrowym? A domyślasz się już, jak działa automatyczny balans bieli? Używasz może filtru odszumiającego w photoshopie? Zgooglaj sobie filtr medianowy. Rozjaśniasz/przyciemniasz/zwiększasz automatycznie kontrast? Patrzysz na histogram zdjęcia? Wyrównujesz histogram? Nieprzydatność statystyki jest wszędzie dookoła ciebie i szczelnie cię otacza.
  6.  
  7. - Osobista przydatność statystyki
  8. O ile zdążyłem cię poznać, teraz prawdopodobnie już chcesz odpisać, że to wszystko bardzo fajnie, ale tak naprawdę to chodziło ci o to, że po co bezpośrednio tobie poznawać statystykę, a nie że jest nieprzydatna w ogóle. Ano teoretycznie nie musisz, tak samo jak nie musisz mieć wyższego wykształcenia, nie musisz znać języków obcych, nie musisz umieć posługiwać się procentami, nie musisz nawet umieć dodawać. Możesz zamiast tego otoczyć się elektroniką i traktować ją jak magię, nie rozumieć jej i być całkowicie uzależniona od niej i ludzi, którzy ją rozumieją. Ale to chyba odrobinę przykry scenariusz. Wracając do statystyki, może ci się przydać na przykład przy przypominaniu sobie/weryfikowaniu informacji, przy pomocy zgrubnych szacowań, bez ścisłego klepania wzorów. Weźmy taki fajny lifehack jak znanie tablic rejestracyjnych pobliskich województw i kilku istotnych powiatów, czy według czego tam idą kolejne litery rejestracji. Spoko sprawa jeżeli się podróżuje, polecam, można się zorientować gdzie się jest po samych tablicach przejeżdżających samochodów. Oczywiście raczej nie ma sensu ryć tego na pamięć z tabelki, tylko wystarczy zwracać na to uwagę w drodze. No i powiedzmy, że już pamiętamy, że rejestracje z opolskiego zaczynają się na O, śląskiego na S i małopolskiego na K. Jeżdżąc po A4 widzimy dużo DW. Domyślamy się, że D jest z dolnośląskiego (bo W jak Wrocław jest zajęte na mazowieckie z Warszawą), a DW prawdopodobnie z Wrocławia. Jaki jest szybki, statystyczny test na to, czy mamy rację? W Polsce jest jakoś tak 40 milionów ludzi. Województw 16. Przypada po około 2.5 miliona ludzi na województwo. Dolnośląskie nie jest ani bardzo duże, ani małe, więc można przyjąć, że jest tam mniej więcej właśnie tyle mieszkańców. We Wrocławiu i terenach podchodzących pod tę samą rejestrację jest pewnie niecały milion. Powiatów jest kilka-kilkanaście w każdym województwie. Pozostaje ze 1.7 miliona ludzi na powiaty inne niż Wrocławski. Generalnie wyglądałoby na to, że żaden nie będzie miał liczby ludności porównywalnej z samym Wrocławiem, czyli jeżeli widzimy jakiś samochód z dolnośląskiego na A4, to będzie to albo wrocławski prefiks, albo jeden z kilku-kilkunastu pozostałych. Pamiętamy tylko to DW, więc zapewne było przeważające, co by się zgadzało. Czyli w jakąś minutę jesteśmy pewniejsi, że DW to wrocławskie tablice. Oczywiście, można to też sprawdzić na wikipedii. Można w ogóle nie przejmować się tymi wszystkimi tablicami i korzystać z GPSa, który pomoże nam dużo dokładniej określić nasze położenie. Ale po pierwsze nie zawsze to musi być wygodne i nie zawsze to musi być dostępne, na przykład jadąc na rowerze nie zależy nam tak bardzo na mapie, kiedy droga prosta i się nie pomylimy, a chodzi nam tylko mniej więcej o odległość od kolejnego powiatu i niewygodnie jest jechać z komórką/GPSem w ręce, może nie chcemy rozładowywać komórki, może już się rozładowała, może akurat w ogóle nie mamy jej przy sobie, może nie mamy potrzebnego fragmentu mapy. Po drugie wspomaga to ogólnie instynktowną orientację w terenie, niektórzy nie mają nic przeciwko bezkrytycznemu wpatrywaniu się w GPS jak lemming, ale ja na przykład wolę też czuć, gdzie jestem. Po trzecie no może kojarzą ci się z czymś takie hasła jak rozwój intelektualny czy coś? Im większym arsenałem abstrakcji potrafisz się posługiwać, tym większa szansa, że napotykając jakiś problem będziesz w stanie go dopasować do któregoś z modeli i zastosować już gotowe rozwiązanie, tym większa szansa, że komunikując się z drugim człowiekiem będziesz w stanie go dobrze zrozumieć i tym większa szansa, że będziesz w stanie mu coś przekazać w zrozumiały dla niego sposób. Oczywiście, jak w tym żarcie z góralem, do którego zagraniczny turysta próbował mówić w pięciu językach, ale góral i tak tylko po swojemu, i puenta była 'he he he na co tyle języków znać, skoro i tak się nie dogadał', ze wszystkimi nie dasz rady łatwo się porozumieć (nie widać tego przez HTTP, ale właśnie puszczam do ciebie oczko), ale może jednak warto mimo to być tym bardziej kompatybilnym końcem konwersacji.
  9.  
  10. - Przydatność statystyki w tej dyskusji
  11. Druga opcja jest taka, że zamierzałaś od razu stwierdzić, że fajnie, że statystyka ma zastosowania w ogóle, fajnie że może mieć zastosowania dla mnie, ale co ma statystyka do tej dyskusji. No i dobra. Generalnie chciałem skłonić was do refleksji, że może jednak coś jest na rzeczy z tym cygańskim stereotypem i nie taka Revv głupia, że czujnie sklepu pilnowała, kiedy weszła grupka Cyganów, o co mieliście do niej takie wielkie pretensje. Spodziewałem się z tym większego zrozumienia, ale się grubo zawiodłem, mimo to kawałek niżej podejmuję jeszcze jedną próbę wytłumaczenia wam, że nie jesteśmy z Revv hitlerowcami kierującymi Cyganów do gazu na podstawie jakichś magicznych liczb. Rzuciłaś, trochę z dupy, przykład z bezdomnym, jako dowód na to, że statystyka jest bezużyteczna, bo tutaj nie działa. To trochę jak wystawienie negatywnego komentarza 'Nie polecam, nie nadaje się do wbijania śrubek' na allegro, na aukcji z młotkami albo stary, dobry tekst 'skoro Bóg nie istnieje, to kto napisał Biblię?', bo nie jest to najlepsze pole do stosowania statystyki, a analogia do Cyganów słaba (przy ratowaniu życia po pierwsze możliwe wachanie szansy na to, że osoba wymaga pomocy nie będzie mieć większej wagi w decyzji ratuję lub nie, po drugie nie zgłosił się nikt, kto byłby skłonny podzielić się swoimi doświadczeniami w tej materii, więc nawet nie ma co mówić o statystyce w takiej sytuacji, a przy Cyganie po pierwsze co najmniej kilkakrotnie większe niż dla białego prawdopodobieństwo na to, że nie ma dobrych intencji jest dość istotną wskazówką co do planowania własnego zachowania w najbliższym czasie, po drugie przerzucamy się naszymi doświadczeniami), ale mimo to spróbowałem ci przedstawić, dlaczego dla kogoś może mieć znaczenie, czy ratowana przez niego osoba rzeczywiście tego wymaga, czy nie. Argument zignorowałaś odrzucając możliwość popatrzenia na sytuację z perspektywy innej niż swoja. Po prostu nie przyjmujesz do wiadomości, że dla kogoś taka akcja ratownicza może być większym trudem niż 'ojej, spóźnię się na tramwaj, muszę zadzwonić do znajomej, że nie zdążę na kawę, bo ratuję ludzi'. Nie wiem, czy kiedykolwiek zdarzyło ci się dzwonić na numer alarmowy, nie wiem, czy kiedykolwiek zdarzyło ci się być w sytuacji realnego zagrożenia. Być może ci się zdarzyło, ale twoja hipotetyczna lekkomyślność zadziałała na twoją korzyść, jak tarcza i nie czułaś żadnej presji, a może masz w sobie takie pokłady inicjatywy, hartu ducha i zimnej krwi, że ta świadomość pojawiającej się nagle pewnej odpowiedzialności za cudze życie cię nie blokowała, w drugim przypadku powtarzam, że zazdroszczę, jeżeli tak rzeczywiście jest. Być może nigdy nic takiego ci się nie zdarzyło i po prostu pierdolisz bzdury jak gówniara z gimbazy na podstawie tego, czego naczytałaś się w internecie czy obejrzałaś w telewizji, miziasz swoje ego wmawiając sobie, jaka to byś była zajebista w takiej sytuacji i nie masz za grosz wyobraźni, żeby to realnie ocenić. Nie wiem, ale powtarzam, to nie jest takie proste jak powiedzieć 'widzisz leżącego człowieka - pomóż'. Skłonność do brania udziału w takich akcjach nie jest też proporcjonalna do empatii. Nadmiar empatii powoduje, że angażując się w coś takiego narażasz się na emocjonalnego sierpowego prosto w ryj, nieszczęście tego człowieka staje się po części twoim nieszczęściem, strach tego człowieka staje się po części twoim strachem, a w twoje życie gwałtownie wbija się dość mocno zupełnie obcy gość, bo taka interwencja łączy ludzi znacznie mocniej niż zapytanie się o godzinę. I nie mam tu na myśli tego, że potem przejdziecie sobie na ty, będziecie pić brudziki i umawiać się na kręgle. Weź to pod uwagę.
  12.  
  13. - Wartość statystyki przeliczanej w głowie między warzywniakiem a kioskiem
  14. Co do wartości statystyki przeliczanej w głowie między warzywniakiem a kioskiem - może być tak samo poprawna, jak porządnie przeprowadzone badanie, trzeba tylko wziąć pod uwagę to, że dokładność i/lub pewność będzie znacznie, znacznie mniejsza i tak rozumiana wartość często rzeczywiście może być o wiele zbyt niska. Gdybym na przykład usiłował szacować z głowy poparcie poszczególnych partii politycznych z dokładnością do procenta, to byłoby to bez sensu, bo błędy szacowań byłyby znacznie większe niż przyjęta dokładność i albo musiałbym dodać, że ta statystyka jest trafna na na przykład jeden procent, albo byłoby to niepoprawne matematyczne. Tak czy inaczej do niczego się to raczej nie przyda. Ale teraz z powrotem do tych nieszczęsnych Cyganów - póki co widzę dwa świadectwa przeciwko białym i jedno przeciwko Cyganom. Nie patyczkujmy się, załóżmy, że jest tutaj jeszcze 97 osób okradzionych przez białych, którzy wstydzą się o tym powiedzieć, nie chce im się pisać itp., i ani jednej innej osoby mającej złe doświadczenia z Cyganami. Przyjmijmy też, że spotykamy Cygana raz na pięćset osób (lubicie taką dokładność, więc proszę bardzo, quick wiki - w Polsce jest 0.04% Romów, dorzućmy jeszcze na wszelki wypadek cztery razy tyle, bo Rumunia != Cyganie i wychodzi akurat 0.2% czyli jeden na pięćset). Wnioski - cieszcie się, albowiem okazuje się, że biali mają 99% udział we wszystkich kradzieżach. Czyli jeżeli ktoś nas okradł, to na 99% był to biały. Hura. Tylko że my rozmawiamy o przypadku, kiedy już wiemy, czy spotkana osoba to Cygan czy biały i zastanawiamy się, czy może próbować nas okraść, czy nie. A jeżeli już mamy przed oczami tego Cygana i białego, to nie obchodzi nas bezwzględna liczba przewinień obu grup, tylko jej stosunek do liczności grupy, a ten, mimo szacowań za każdym razem bardzo na wyrost łaskawych dla Cyganów, jest dla nich nadal nieprzychylny, pięciokrotnie wyższy niż dla białych. Oczywiście nie jest to pełen dowód i zawiera skróty myślowe, bo gdybym nie skracał ułamków w pamięci, rozpisywał wszystko po kolei i powoływał się na twierdzenia, to zostałbym oskarżony o komplikowanie, mieszanie wzorów i statystyk mających na celu wyłącznie zbić was z tropu i pokazać waszą niewiedzę matematyczną, a przecież nie o tym rozmawiamy i nie onieśmielę was w ten sposób. Pokazywać waszej niewiedzy matematycznej nie muszę, zresztą nie uważam tego za wadę, to wy macie z tym straszliwy problem i ciężkie kompleksy, a próby onieśmielenia was w ten sposób są bezcelowe, wasza ignorancja i zarozumiałość zbyt dobrze was przed tym chronią. Wracając do merytoryki, płaciłem przy dowodzie bardzo wysokie, wystarczająco wysokie ceny za "warzywniakową statystykę" przy szacowaniach, szacując za każdym razem dostatecznie niekorzystnie dla swojej tezy, a mimo to wybroniła się. Jeżeli nadal uważasz, że ta statystyka to zupełnie nie twoja sprawa i ciebie to nie dotyczy, bo przecież starasz się poznać każdego indywidualnie, po prostu poszłabyś dalej, to wiedz, że nie zmienia to faktu, że jeżeli mam rację i statystyka jest taka, a nie inna, to swoją wiarą czy niewiarą nic nie zmienisz. Możesz sobie poświęcać czas na indywidualne poznanie losowo spotkanej osoby, ale być może ona będzie poświęcała czas na indywidualne poznanie twoich kieszeni. I podczas spotkania Cygan będzie to robił statystycznie ileś razy częściej niż biały (cholera, fakt, że losowo poznana osoba to Cygan lub biały to jest naprawdę cenna informacja z punktu widzenia probabilistyki, a wy ją tak po prostu olewacie). Twoje dobre chęci czy niewiedza będą miały tyle skuteczności, ile zamknięcie oczu i powtarzanie sobie, że nie ma żadnej apokalipsy zombie podczas apokalipsy zombie. Oczywiście działa to w obie strony, jeżeli tak naprawdę Cyganie są czyści jak łza, a biali plugawi, to moje wieszczenie jest bez znaczenia, ale śmiem twierdzić, że moje wieszczenie jest niestety w miarę prawdopodobne i z braku czegokolwiek rozsądniejszego na razie sensownie byłoby się go trzymać. Ogólnie świat ma głęboko w dupie to, ile o nim wiemy i na ile trafnie, to w naszym interesie jest wiedzieć jak najwięcej i jak najpoprawniej. Znajomy Revv po oblaniu elektroniki biegał po korytarzach uczelni krzycząc 'nie wierzę w prąd' i nie wiem, czy zauważyliście, ale prąd ma się mimo to całkiem nieźle. Czyli w zasadzie pisząc 'wy próbujecie na mnie wymuszać stwierdzenia, które mają dać fałszywe wrażenie, że macie rację. Że jeśli zgodzę się z jakimś stwierdzeniem na podstawie statystyki to w jakikolwiek wpływa na realia tego, o czym rozmawiamy.' masz absolutną rację. Nie wpłynie to na realia tego, o czym rozmawiamy. Jeżeli biały ma chęć cię okraść, to będzie próbował, jeżeli Cygan chce cię okraść, to będzie próbował. Po prostu fascynuje nas fakt, że za wszelką cenę nie chcesz dopuścić naszego zdania do świadomości i usiłujemy poznać tego przyczyny. Anyway, zanim rzucicie jakieś kolejne kontrargumenty, tak beznadziejne, że czytając je będzie mnie bolało serduszko, sam podam jeden, jedyny sensowny, jaki widzę w tej chwili. Słabym punktem tego rozumowania jest to, że świadectwo przeciwko Cyganom jest tylko jedno, teoretycznie może to być tylko pojedynczy przypadek w inaczej absolutnie nienagannej i wzorowej społeczności Cygańskiej lub przynajmniej tak samo złej jak biała, pewność i niepodważalność wyliczeń byłaby znacznie większa, gdyby mieć doświadczenie na rząd wielkości większą skalę, a tak kleję to razem z (bogatszym już) doświadczeniem z żebrakami/domokrążcami itp., i dopiero na jego podstawie wnioskuję, że wynik z pierwszego raczej nie jest przypadkowy.
  15.  
  16. - Wnioski z Cygana
  17. Albo przynajmniej wystarczająco nieprzypadkowy, żeby jednak chodzić na palcach i zdwoić czujność, kiedy do sklepu, w którym jest się samym, wchodzi cygańska grupka, o co początkowo poszło. Nikt nie mówił o tym, żeby ich wyrzucać, wyzywać czy opluwać. Mam wrażenie, że mimo tego całego głoszenia przez ciebie potrzeby indywidualnego poznawania każdego rozmówcy, przy wszystkich moich postach wisi w twoich oczach etykietka "aspołeczny, szalony, w dodatku kiepski naukowiec, który liczy wszystkim ludziom magiczną liczbę i na jej podstawie chce słać ludzi do gazu lub pozwala im żyć" i przez taki pryzmat są rozumiane. Pomijając już tę etykietkową karykaturę po pierwsze absolutnie nie postuluję kierowania się stereotypami do skrajnych zachowań, czyli np. rzucania w Cygana kamieniami od pierwszego wejrzenia, gróźb, obelg i wszelkiej innej pierwszej przemocy, ale nikt nie umrze, jeżeli będziesz trzymać ręce przy kieszeniach, żeby wyczuć ewentualne w nich grzebanie, zdwoisz czujność, będziesz unikać nadmiernego ocierania się w tłumie, czy późną nocą przyspieszysz kroku, żeby uniknąć kontaktu (zresztą to są dobre rady ogólnie, nie tylko przy kontaktach z Cyganami, bo tak naprawdę każdy może być potencjalnym złodziejem, ale przy nich (Cyganach) masz szczególną motywację, żeby o nich (radach) pamiętać), a po drugie absolutnie nie postuluję obstawania przy poglądzie jeżeli doświadczenie wskazuje, że jest on niesłuszny, w ogóle to jest fundamentalna zasada nauki. Czyli jeżeli kogoś w pierwszej chwili ocenię jako inteligentnego, ale okaże się idiotą, to zacznę go traktować jak idiotę i analogicznie w drugą stronę.
  18. @anonimowy 'a skończywszy na stereotypie o Cyganach, który nijak się ma do statystyk policyjnych' No to na co jeszcze czekasz, dawaj te statystyki, my tu pitu pitu szacujemy, a ty twierdzisz, że masz jakiś twardy dowód. Zobaczę je z radością. Ewentualnie trochę się wkurwię, jeżeli po ich wklejeniu będę musiał tłumaczyć jeszcze kilka razy, że jest różnica między bezwzględną ilością popełnionych przestępstw a ilością popełnionych przestępstw odniesionych do liczności konkretnych grup społecznych i że po pierwsze nie kłócę się o pierwsze, a po drugie pierwsze nie przelicza się bezpośrednio na prawdopodobieństwo spotkania złodzieja, jeżeli już wiemy, czy trafił nam się biały, czy Cygan. Ale i tak miło będzie rozstrzygnąć w miarę obiektywnie i ostatecznie, kto ma rację, nawet gdybym nie miał to być ja.
  19.  
  20. - Nieunikniony powrót do dyskryminacji kobiet
  21. Bynajmniej nie postuluję wstępnego traktowania kobiet jak idiotek, co uparcie próbujesz mi wmówić i ogólnie masz z tym jakiś ciężki problem. Na moją etykietkę idioty trzeba sobie zasłużyć i w tej rywalizacji nie faworyzuję żadnej płci. Nie usiłuję także wmanipulować cię w stwierdzenie, że twoje koleżanki to idiotki. Stwierdzenie, że kuriozalnie próbujemy doprowadzić do sytuacji, w której jeśli zgodzisz się, że wolisz wziąć do ręki tę kulkę, której statystyczne prawdopodobieństwo posiadania kolców jest mniejsze, to od razu będzie znaczyło, że zgadzasz się, że stereotypy są wporzo i nagle zaczniesz traktować swoje koleżanki jak idiotki, jest kuriozalne. Szczerze mówiąc, jeżeli chodzi o tę dyskusję, mam w dupie twoje koleżanki i nie wiem, co one mają tutaj do rzeczy. Po pierwsze jeżeli usiłujemy cię w coś 'wmanipulować', to tylko w traktowanie wszystkich Cygan jako potencjalnych złodziei, chociaż po pierwsze każdy jest potencjalnym złodziejem (nie, to nie jest paranoja, po prostu zdrowy rozsądek, czy muszę się wykłócać o to, że fajnie jest nie zostawiać swoich rzeczy bez opieki czy pilnowanie swoich kieszeni w tłumie?), tylko spodziewałbym się, że Cygan bardziej, po drugie jeżeli być może nie masz racji i druga strona dyskusji próbuje ci to dowieść, to nie czyni to jeszcze argumentacji manipulacją, po trzecie nawet nie o to mi w tym momencie chodziło. Chciałem tylko ustalić, czy biegasz po świecie krzycząc 'nie wierzę w statystykę', czy 'nie wierzę, że Cygani mogą kraść więcej od innych'. Wychodzi na to, że jedno i drugie na raz, ale wiem to dopiero teraz. Postuluję natomiast traktowanie kobiet odmienne od traktowania mężczyzn, bo, no kurwa już naprawdę tracę przy tym nerwy, jak możesz widzieć w tym coś złego? Jeżeli los jakimś dziwnym trafem umiejscowi mnie obok nieznanej mi jeszcze przedstawicielki płci przeciwnej i będę miał do niej zagadać, to przecież nie pierdolnę czegoś o ludzkiej stonodze, bo srsly wątpię, żeby ten temat się przyjął, natomiast byłbym jeszcze skłonny rozważać to jako temat rozmowy z facetem. Jeżeli los poszczęści mnie gratisową informacją i będę wiedział, że nieznajoma to też studentka studiów technicznych, to i tak nie zapytam się jej o ulubiony język programowania, bo nie znam absolutnie żadnej kobiety, która by się tym fascynowała tak, jak wielu znanych mi facetów. Była u mnie na kierunku, na pierwszym semestrze, jedna próba 'W czym kompilujesz w C?' i stała się legendą, bynajmniej nie taką, jakiej życzyłaby sobie osoba inicjująca rozmowę. Gdyby z drugiej strony nieznajomym był facet i miał włączonego laptopa, i otwarty jakiś edytor z kodem, to przy braku innych pomysłów mógłbym potraktować gościa stereotypem, zajrzeć mu przez ramię, jaki to język i na tej podstawie coś towarzysko uwalczyć. Gdyby była to dziewczyna, to prawdopodobnie zapytałbym się, co rzuciło ją na studia techniczne, bo albo faktycznie jest pasjonatką i zacznie o tym opowiadać, albo to przypadek/drugi kierunek i też zacznie o tym opowiadać, tak czy inaczej kurtuazyjna konwersacja podtrzymana, win-win either way. Gdyby siedziała z laptopem nad jakimś kodem, zwłaszcza w 'typowym' języku, to prawdopodobnie zacząłbym się zachowywać protekcjonalnie, czy to jakiś projekt na studia, czy pomóc itp. I wiesz co? Do tej pory nie spotkałem ani jednej, absolutnie ANI JEDNEJ kobiety, która miałaby o to do mnie czy kogokolwiek innego pretensje, nawet jeżeli bym się mylił, wręcz przeciwnie. Pod tym względem jesteś absolutnie wyjątkowa, jesteś mleczykiem w epoce lodowcowej, artefaktem, unikalną śnieżynką, która ma o to tak epicki i zatwardziały ból dupy, jak po zjedzeniu dwóch ton paprykarza szczecińskiego, na kilkaset komentarzy pod blogiem i wystarczająco intrygujący, żebym napisał wypracowanie dłuższe niż raz na wiedzę o kulturze w liceum (a to naprawdę spore osiągnięcie), kiedy mieliśmy skomentować artykuł pewnego gościa, który pisał cholernie autorytatywnym tonem, tyle że straszne pierdoły. W sumie trochę jak ty.
  22.  
  23. - Almost there
  24. Generalnie, przechodząc już do brutalnej konkluzji, jesteś moim zdaniem najprawdopodobniej dziecinnie naiwną optymistką, żeby nie powiedzieć gówniarą. Naczytałaś się chyba o dyskryminacji i stereotypach, obaliłaś parę jaboli w bramie i uważasz, że teraz znasz już życie i czas zacząć uprawiać weekendowo swoją prywatną krucjatę przeciwko ciemnocie i zabobonom prostego ludu, w którym tylko pojedyncze, światłe jednostki mają to samo zdanie co ty i cieszą się z wzajemnej akceptacji na twoim blogu. Wydaje ci się, że świat czeka na ciebie z otwartymi ramionami i stoi przed tobą otworem, tylko nie zdajesz sobie jeszcze sprawy, którym. Być może jesteś jednostką o wystarczająco silnej i naiwnej pogodzie ducha (ewentualnie silnej do kwadratu zamiast naiwnej) i nie przytrafi ci się mimo to żadna większa krzywda, jak mniemam jak do tej pory, nadal będziesz mieć nad sobą opiekę swojej rodziny i swojego faceta, i z wigorem godnym kulturalnego wikinga rozepchasz sobie ten otwór nadstawiany przez życie jak gdyby nigdy nic wielkim dildem niezmąconego szęścia, i wtedy pozostaje tylko zazdrościć ci super życia, ale wiedz, że rozczarowanie, gdyby to jednak życie cię wyruchało, może być miażdżące. Życzę ci, żebyś jednak nie przekonała się zbyt boleśnie o tym, że czasem warto najpierw podjąć jakieś kroki, a dopiero potem bawić się w bliższe poznawanie ludzi. Zapewne już się nie polubimy, ale mimo to chciałbym poczęstować cię nadętą, życiową mądrością, jako taki niby prezent - nie wzbraniaj się przed myśleniem o poziom wyżej, nigdy. Jeżeli życie daje ci jakąś wiedzę, skorzystaj z niej, postaraj się ją uogólnić i jak najgęściej pozestawiać ją z tym, co już wiesz. Jeżeli jesteś na matematyce przy tablicy, to zastanawiaj się, gdzie te abstrakcyjne obliczenia da się wpasować w prawdziwe życie, bo wierz mi, że o ile szkoła czasem naprawdę jedzie absurdem, to te wszystkie abstrakcyjne obliczenia z podstawy programowej zazwyczaj gdzieś się przydają i to mocarnie. A są abstrakcyjne, bo ucząc zaczyna się od prostych przykładów, stawianie pojedynczych liter bez żadnego kontekstu ani znaczenia też jest raczej abstrakcyjną czynnością, ale nie każesz napisać wypracowania dziecku, które jeszcze w ogóle nie umie pisać. Jeżeli nie udaje ci się wpasować teorii w prawdziwe życie, to próbuj ją chociaż wpasować w resztę teorii. Jeżeli życie daje ci chujowy wykład, ale musisz na nim siedzieć, to nie napierdalaj w angry birdsy, nie gadaj z koleżanką czy kolegą o pierdołach (zwłaszcza że hałas wkurwia innych, srsly), tylko postaw sobie takie wyzwanie i staraj się zrozumieć, co wykładowca ma na myśli, niezależnie od tego jak bardzo jest beznadziejny. Nie dość, że jest całkiem możliwe, że usiłuje przekazać coś wartościowego, to samym domyślaniem się można się sporo nauczyć, nawet jeżeli oryginalnej treści nie było zbyt wiele. No chyba że wykładowca jest bucem i ma wyjebane, i nawet nie próbuje czegoś przekazać, tylko puszcza listy obecności, to wtedy napierdalaj w angry birdsy. Jeżeli spędziłaś jakiś czas utwierdzając się w przekonaniu, że masz rację, poświęć dwa razy tyle na szukaniu powodów, dla których mogłabyś nie mieć racji. Zawsze pozostawiaj miejsce dla wątpliwości. Będziesz lepszym, mądrzejszym człowiekiem. I będziesz mniej wkurwiać ludzi w internetach.
  25.  
  26.  
  27. ~~So long and thanks for all the fish.~~
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment
Advertisement