Advertisement
bananawarlord

Untitled

Aug 15th, 2014
870
0
Never
Not a member of Pastebin yet? Sign Up, it unlocks many cool features!
text 42.19 KB | None | 0 0
  1. Wszystkie postacie w poniższym tekście (słownie: dwie) są pełnoletnie (lub starsze) i całkowicie fikcyjne.
  2. Autor ostrzega, iż tekst nie jest w 100% seksualny (strzelam 40% erotyki, reszta literek) i opiera się również na fikcyjnym świecie i bohaterach fantasy, do których imion prawa autorskie posiada generator nazw elfickich na jakiejś angielskiej stronie. Tekst poniżej zawiera fetysze, takie jak: fetysz stóp, BDSM (pani nad panem), błędne ustawienie przecinków i pomyłki gramatyczne.
  3.  
  4. Miłego (mam nadzieję!) czytania.
  5.  
  6.  
  7.  
  8. I. Początek
  9.  
  10.  
  11. Klik.
  12.  
  13. Dźwięk odbieranej wolności jeszcze chwilę został w umyśle chłopca, pomimo tego, że już dawno rozpłynął się między kamienne ściany pomieszczenia. Para dłoni zatrzymała się przy jego szyi i objęła srebrną obrożę, zarazem delikatnie dotykając policzka. Do jego uszu dobiegł cichy szept, gdy metal rozgrzał się pod ich dotykiem, nieprzyjemnie parząc skórę. Ciepło wypływało z obroży i przenikało przez nią, płynąc razem z krwią w kierunku jego głowy i podbrzusza. Skupiło się w kroczu, powodując ciche westchnienie, aż w końcu zaczęło zanikać, kończąc się w czubkach palców. Te poruszyły się, odczuwając opuszczający je żar, będąc jednak ograniczonymi przez skórzane rzemienie, zawiązane wokół nadgarstków i kostek. Szybki oddech odznaczał kłębkami pary z ust mężczyzny. Na twarzy postaci, ciągle utrzymującej ręce na metalu, pojawił się uśmiech, kończąc wypowiadane przez nią słowa. Obroża rozjaśniła się raz jeszcze, oświetlając jej ręce białym swiatłem. Na wolnym miejscu, tuż obok metalowego pierścienia na smycz, pojawiło się słowo, wyryte w czystym srebrze. Zrobione z rys, łączyło się z roślinnymi ornamentami, jednak nadal pozostając łatwym do odczytania. Przyglądając się mu, postać dotknęła policzka nagiego chłopca, zatapiając swój wzrok w szarych oczach i wywołując drżenie jego ciała.
  14.  
  15. Na obróżce kilka rysek żarzyło się, układając w imię.
  16.  
  17. Mal.
  18.  
  19. ***
  20.  
  21. Jesteś mój - kąciki jej ust podniosły się lekko, gdy zauważyła drgnięcie, jakie wywołała obca myśl. Mal poczuł jak na policzkach rozkwita rumieniec, a naga klatka piersiowa podnosi się i opada w coraz szybszym tempie. Starał się uspokoić, gdy na krótką chwilę władzę przejęły wyuczone odruchy, przypominające mu o obronie i zamknięciu umysłu przed obcą magią. Udało mu się nawet podjąć pierwszy krok jednej z technik, jednak jego starania zmieniły się w puch, gdy zielone oczy znowu spotkały się z jego wzrokiem. Kobieta poruszyła się lekko, reagując na próbę obrony sekundą opóźnienia, w jakiej jej palce głaskały jego policzek. Uśmiechnęła się, mimowolnie pokazując białe uzębienie i nie mówiąc na głos poruszyła ustami. Jej myśl od razu znalazła się w niepewnym umyśle mężczyzny, bez śladu wysiłku zmuszając go do jej wysłuchania.
  22.  
  23. Wystarczy.
  24.  
  25. Czar prysnął, gdy oderwała wzrok i zamknęła mu łapiące powietrze usta, kładąc na nich kciuk i uspokajając jego oddech. Mal zdał sobię sprawę, że kobieta siedzi na drewnianym krześle tuż przy jego łóżku, a na jej twarz pada pomarańczowa poświata słońca. Przysiągłby sobie, że kiedy się przy nim pojawiła słyszał typowe dla budzącego się miasta dźwięki. Jednak teraz zaczynało już zmierzchać, co zauważył po pomarańczowym świetle, wpadającym przez zakratowane okno. Przeraził się na myśl, jak długo patrzył jej w oczy, które chociaż już nie zadawały się mieć dziwnego połysku, to jednak nadal skupiały niemal całą uwagę i tylko siła woli pozwalała mu się od nich oderwać. Elfka, chyba nie czując upływu czasu, jeszcze przez moment wpatrywała się w jego ciało. Zaczynając od czarnych jak węgiel krótkich włosów, przemknęła po czole, brwiach i szarych oczach. Jej wzrok bez zainteresowania ześlizgnął się po nosie, na chwilę zatrzymując policzkach, ciągle obarczonych rumieńcem. Dłuższą chwilę oglądała wąskie usta, bawiąc się nimi kciukiem delikatnej dłoni i w końcu ześlizgując się niżej, dotykając szyi i klatki piersiowej. Zignorowała sutki i powoli dotarła do płaskiego brzucha, delikatnie głaszcząc jasną skórę. W końcu jej dłoń pojawiła się przy kroczu. Elfka bez zainteresowania przejechała opuszkami palców po męskości Mala, odsuwając utrzymujące się w erekcji przyrodzenie z drogi do jego jąder. Jej twarz, jak niemal przez cały czas, nie wyrażała żadnych emocji, pozostając w neutralnej masce. Dotykiem odszukała dwóch owalnych kształtów i zadowalając się ich parokrotnym ściśnięciem, co wywołało kilka zduszonych jęków, oderwała dłoń i położyła ją na swoich udach, wracając wzrokiem do jego twarzy. W jej drugiej ręce lśniło metalowe ostrze sztyletu.
  26.  
  27. - Wstań - powiedziała spokojnym, tak samo neutralnym jak wyraz jej twarzy głosem. Był przyjemny, naturalnie uspokajał jego niepewność, ale zarazem brzmiała w nim nuta, która wymagała od chłopca całkowitego posłuszeństwa. Mal drgnął na usłyszane polecenie i niezdarnie podniósł się, kuląc związane nogi i opierając się o nie. Kobieta, wciąż siedząc, złapała go za nadgarstek i jednym ruchem sztyletu rozcięła więzy. Moment później zrobiła to samo z jego związanymi stopami. Chłopiec przez chwilę masował ręce, rozcierając zaczerwienione ślady.
  28.  
  29. - Uklęknij przy mnie - elfka stała nad nim, pozwalając mu wcześniej zająć się podrażnioną skórą, jednak teraz w jej głosie wyczuł zniecierpliwienie. Mal zamierzał już zrobić to co mu rozkazała, gdy za szyję chwyciły go jej ręce i pchnęły prosto ku kamiennej podłodze. Palce puściły, gdy jego policzek dotknął zimnej powierzchni kamienia. Elfka już siedziała przed nim na krześle i zakładając nogę na nogę, zaczęła hipnotyzująco poruszać stopą w cieniutkim sandale. Jej zwinność i szybkość, z jaką wykonywała wcześniejsze ruchy zaimponowała Malowi, zarazem wywołując w nim ukłucie strachu. Klęcząc na piętach oparł dłonie o uda, przypadkowo dotykając swoje przyrodzenie, którego liczne kropelki gęstej cieczy mieniły się na jasnej skórze.
  30.  
  31. Kobieta wpatrywała się w niego, co Mal wykorzystał, aby odwdzięczyć się tym samym. Starając się nie spoglądać w oczy, skupił się na jej twarzy. Jego usta rozchyliły się o odrobinę, wypuszczając powietrze w niemym zachwycie. Wcześniej jego uwaga była całkowicie zajęta przez jej oczy lub ręce i dopiero teraz mógł podziwiać urodę elfki w całej okazałości. Jej piękno samo w sobie zmuszało go, aby uklęknąć i służyć tej kobiecie, spełniając jej wszystkie życzenia. Albo to, albo jesteś pod wpływem magii i obroży na szyi - odezwał cichy, łamliwy głos rozsądku w jego umyśle. Mal z trudem oderwał wzrok od jej twarzy i opuścił go na ubranie - suknię sięgającą do samych stóp. Tkanina w kolorze ciemnej zieleni, bogato zdobiona roślinnymi wzorami i złotą nicią dodawała elfce uroku. Dwie małe, ale doskonale widoczne wypukłości, wąska talia i skrzyżowane uda długich, niezwykle zgrabnych i muskularnych nóg sprawiły, że przez jego ciało przebiegła fala gorąca. Suknię w pasie utrzymywał cienki, pozłacany pas, podkreślając talię. Najniżej, stykające się z kamieniem cieniutkie sandały chroniły jej stopy, utrzymując się na kilku skórzanych paseczkach. Mal zapatrzył się w jasną skórę, równe, różowawe paznokcie zakończone czystymi białymi pasemkami i przylegające do siebie, zgrabne paluszki, nie zabrudzone najmniejszym ziarnkiem piasku. Gładka krawędź stopy o odcieniu różu poprowadziła jego wzrok do idealnie zaokrąglonej piętki i wystającej kostki, za którą kilka zmarszczek aksamitnej skóry wskazywało na rozluźnione mięśnie długich nóg. Mal powędrował wzrokiem dalej, kierując się w stronę pagórka nad jej palcami, w którym w kilku miejscach widniały ledwo widoczne żyły. Jego oczom ukazała się druga strona stopy kobiety. Puste miejsce pomiędzy nią, a skórzaną powierzchnią sandału jeszcze bardziej zauroczyło chłopca. Jego uczucie urosło, gdy zauważył łagodny spadek, część słodkiej i gładkiej piętki razem z zgrabną i kształtną podeszwą jej stopy, która samym wyglądem utrzymywała go w żelaznym uścisku. Mal zawsze miał słabość do stóp kobiet, ale to co poruszało się w miarowym rytmie tuż przed jego twarzą sprawiło, że wszelki rozsądek jaki jeszcze tlił się w jego umyśle, zniknął wraz z przyśpieszonym oddechem.
  32.  
  33. Elfka przez cały przyglądała się mu, wwiercając zielone oczy w jego ciało i wciąż zachowując ten sam neutralny wyraz twarzy. Chłopiec poruszył się niespokojnie, na moment odrywając się od uroku jej stóp. Zdał sobię sprawę, że wnętrza jego ud są mokre od płynów, a sam winowajca co chwilę drga, zdradzając uczucia górującej nad nim kobiecie. Oderwał wzrok i pochylił głowę przed stopą, która ciągle uwodziła go lekkimi ruchami. Nagle zdał sobie z czegoś sprawę, gdy wspomnienie jego nauczyciela przebiło się przez ogarnięty zauroczeniem umysł.
  34.  
  35. ***
  36.  
  37. Wejście do obcego umysłu wymaga całkowitego skupienia. Całkowitego, absolutnego skupienia. Cokolwiek cię rozproszy, najmniejsza myśl i wszystko w szlag - powiedział starszy mężczyzna, dodając wagi słowom gestem rąk - Cieszę się, że mogę zaspokajać twoją ciekawość, chłopcze, ale zapewne nigdy nie osiągniesz takiego poziomu. To najwyższe - przerwał, dziękując skinieniem głowy osobie, która podała mu talerz czegoś gorącego - do czego doszli ludzcy magowie, a tych była garstka i jeszcze mniej pozostało. Prawdę mówiąc o samym postrzeganiu, bo taką nadaliśmy temu nazwę, wiemy bardzo mało - przerwał, zanurzając łyżkę drżącą dłonią w parującej cieczy - Ja sam nigdy do tego nie doszedłem, szczerze mówiąc, nawet nie marzyłem, aby móc władać tą zdolnością - znowu zwrócił twarz ku Malowi - I tylko najsilniejsi z nas... Jak jeszcze żyli - starzec zawahał się, wpatrując się gdzieś w punkt w przestrzeni - Jeśli ktokolwiek, cokolwiek złapie cię w ten sposób, Malu, pozna twe wspomnienia, uczucia... - starzec przestał mówić, szukając odpowiednich słów - To przejrzy twoją duszę - zakończył, posyłając chłopcowi smutne, doświadczone życiem spojrzenie.
  38.  
  39. ***
  40.  
  41. Mal wrócił do rzeczywistości. Stopa elfki wciąż poruszała się w tym samym rytmie co wcześniej tuż przed twarzą, doprowadzając do gwałtownych ruchów w jego kroczu i przyśpieszonego oddechu. Jednak teraz obróżka na szyi wydawała się odrobinę cięższa niż wcześniej. Zauważył to, gdy o jego usta otarł się srebrny, cienki łańcuszek. Mal od razu dotknął go i doszedł palcami do grubego pierścienia, przytwierdzonego do jego obroży. Podniósł wzrok ku elfce. W jej prawej ręce znajdował się skórzany pasek z posrebrzanymi zapięciami na jego końcach, do którego prowadził łańcuszek. Od mojej szyi do jej ręki - pomyślał, doskonale wiedząc, że ona już wie o wszystkim. Kobieta wcale nie marnowała czasu. Ona czytała jego wspomnienia i myśli. Czytała jego duszę. Ona wie, że ty wiesz - cichy głosik odezwał się w jego umyśle, przypominając chłopcowi jego nauczyciela. Ona wie - powtórzył jeszcze ciszej, kryjąc się przed potęgą, która naciskała na umysł Mala. Ona wie...
  42.  
  43. Z zamyślenia wyrwało go coś dotykającego jego policzka. Elfka pocierała o niego podeszwą sandału. Mal wbrew sobie odetchnął głęboko, czując przyśpieszające serce. Sandałek zmienił miejsce. Teraz blade paluszki znalazły się tuż przed jego ustami i powoli się zbliżały, naciskając na jego wąskie usta i spychając chłopca na krawędź godności i podniecenia, o czym górująca nad nim kobieta dobrze wiedziała. Chłopiec otworzył usta i poddał się jej woli, na co odpowiedziała lekko wsuwając stopę, pozwalając jego językowi swobodnie dotykać jej palców i poznać ich smak. Szerzej je rozchylając, oparła sandałek na jego wardze i zębach, gdy jego język poznawał szczeliny między jej stanowczymi palcami. Mal oddychał głęboko, mimowolnie dotykając swojej męskości. Policzki i czubki uszu paliły go gorącem. Smak stóp kobiety przypominał mu dojrzałe owoce, jej skóra miękki, onieśmielający zielonością mech, a ich zapach leśną głuszę. Wędrował językiem pomiędzy paluszkami, zarazem delikatnie masując je górną wargą, nie mogąc oderwać się od ich uroku i całkowicie się im poddając. Mal westchnął, gdy chwilę później wysunęła sandałek z jego ust. Chłopiec zbliżył się i zaczął całować jej skórę, pieszcząc ją językiem. Zwrócił uwagę na jej zgrabną kostkę, potem zwilżył szczeliny, gdzie jej stopa dotykała powierzchni sandału. Krawędź piętki wywołała w nim dreszcz, kiedy pocałował ją po raz pierwszy, oddając należną cześć. W końcu jego usta zajęły się miejscami, gdzie cieniutkie paski sandału dotykały jej miekkięj skóry, w niemej próbie wynagrodzenia kontaktu z szorstkim materiałem. Mal był zbyt zauroczony i przez jego umysł nie przeszła ani jedna myśl, aby przestać admirować jego elfią panią. Dopiero kiedy zdobył pewność, że każde dostępne miejsce jasnej skóry elfki zostało należycie pocałowane i nawilżone, uspokoił się, wiedząc, że spełnił swoją rolę. Starając się spowolnić wciąż szybko bijące serce, delikatnie przyległ do jej stopy policzkiem i zadurzając się zapachem, ocierał się o ciepłą skórę, pozwalając aby jego twarz chłonęła leśną, odurzającą woń.
  44.  
  45. Elfka przez cały patrzyła na chłopca, pozwalając mu się admirować. W końcu oderwała stopę od jego policzka. Jej jasna, delikatna skóra zalśniła, gdy padł na nią promień zachodzącego słońca. Mal jeszcze ostatni raz zdążył złapać w nozdrza jej zapach i z wyrzutem w oczach podniósł głowę ku jej twarzy. Nie zdążył jednak odszukać zielonych tęczówek elfki, bo na drugim policzku znowu poczuł podeszwę jej sandału. Jednak tym razem napierającego ze znacznie większą siłą. Poddał się mu, pozwalając przyszpilić się do zimnego kamienia podłogi. Elfka stała, górując nad jego nagim ciałem, a on znowu nie zauważył zmiany jej pozycji. Mal szeroko rozłożył nogi, ulegając stanowczej sile kobiety i dotykając brzuchem kamiennej podłogi. Zadrżał, gdy zimno dosięgło jego krocza. Położył obie ręce bokach swojego ciała. Jej stopa nie naciskała już na jego policzek, ale była w połowie wsunięta pod jego brzuch. Szybkim ruchem, z siłą nierówną jej szczupłej posturze, elfka odwróciła go na plecy. Kucnęła nad jego kroczem, trzymając coś w prawej ręce. Nie zwracając najmniejszej uwagi na twarz chłopca, chwyciła dwoma palcami jego przyrodzenie, mimowolnie dotykając nimi przezroczystego płynu. Drugą ręką wcisnęła na narząd coś okrągłego, siłą przepchając przedmiot przez żołądź i pchając go, aż znalazł się przy samej nasadzie. Wyprostowała się, wycierając palce w śnieżnobiałą chusteczkę.
  46.  
  47. Srebrny pierścien, z takimi samymi zdobieniami co obróżka ściskał nasadę jego męskości. Ciepło narządu przez chwilę walczyło z zimnem metalu, jednak ten ciągle pozostawał niezmienny, co szybko zmniejszyło wielkość przyrodzenia mężczyzny, ostudzając jego podniecenie i sprawiając nieprzyjemne uczucie zimna. Pomimo tego nadal pozostawał w stanie lekkiego wzwodu, jednak zwisając bezwładnie ku ziemi. Elfka wyszła z pomieszczenia chwilę po założeniu pierścienia. Mal dotknął go, jednak jakakolwiek myśl o zdjęciu srebrnego metalu nawet nie pojawiła się w jego umyśle, całkowicie pozbywając możliwości pozbycia się obrączki. Jest zaklęty, tak jak i obroża - pomyślał, zauważając porzuconą smycz na podłodze. Rozejrzał się po pomieszczeniu, ciągle czując nieprzyjemny chłód, który bezlitośnie opanował jego erekcję. Drewniane, wzmacniane metalem drzwi były zamknięte ale tuż przed nimi leżał wełniany tobołek. Chłopiec schylił się do niego na drżących nogach, wciąż czując odrobinę smaku jej palców i zapach, jaki zostawiła w pomieszczeniu. Mężczyzna miał ciche marzenie, aby następnym razem jego elfia pani przywiązała go do jej kostki, pozwalając mu pieścić jej ciepłe, aksamitne stopy. Przymknął oczy oddając się marzeniu, znowu powracając do smaku i zapachu stóp elfki, gdy rozsądek wyrwał go z myśli.
  48.  
  49. Potrząsnął głową i uklęknął przy tobołku, wyrzucając sobie poddaństwo po jednym dniu niewoli. Opanował drżące ręce i rozwinął pakunek. W środku znajdowała się kupka pomieszanych tkanin. Mal wziął jeden w rękę i odkrył, że jest to jakieś ubranie. Dwa długie, szerokie na dłoń szare pasy i metalowy, srebrny łańcuszek. Założył to na siebie. Tkanina z przodu zakrywała jego krocze, zaś druga z tyłu miejsce pomiędzy pośladkami. Obie sięgały mu do kostek i nie chroniły absolutnie przed niczym, utrzymując się na łańcuszku w talii. Mal zauważył drugi pas materiału tego samego koloru wewnątrz tobołka. Tkanina zakrywała część jego klatki piersiowej razem z sutkami i miała taką samą szerokość zarówno z przodu, jak i na plecach. Zaczynała się pod pachami, kończąc trochę poniżej mostka. Ostatnia rzeczą był kaptur, jedyna użyteczna rzecz z całej grupy. Stanowił jedną część z szerokim szalem, który chłopiec owinął sobie wokół szyi, ukrywając obróżkę. Po chwili zastanowienia przypiął sobie skórzany pasek smyczy do przedramienia, wcześniej okręcając je łańcuszkiem, aby nie przeszkadzał mu w ruchach. Sam kaptur, z tego samego materiału co reszta ubrania, był wystarczająco głęboki, aby ukryć jego twarz w cieniu. Na dnie tobołka znalazł się jeszcze sandały, które od razu założył. Wyglądały tak samo, jak te należące do jego elfiej pani.
  50.  
  51. Elfiej pani.
  52.  
  53. Mal zawiesił wzrok na jednym z nierównych kamieni w podłodze. Elfiej pani - powtórzył szeptem, jakby smakując to słowo w swoich ustach. Miał wrażenie, że nagle poczuł się trochę lepiej, nieco obojętniejąc na swój los. Elfiej pani - powiedział jeszcze raz, tym razem nieco głośniej i pewniej. Poczuł ogarniający go spokój i dziwne szczęście, że jest teraz jej własnością. Rozmarzył się znowu, tym razem podziwając jej zielone oczy i idealną twarz, ciemne, puszyste włosy, które sięgały poniżej delikatnych ramion i małych, jędrnych piersi. Wąska talia, a pod nimi widocznie szerokie uda i długie, gibkie nogi, kończące się parą stóp przewyższających największe boginie. Jej delikatne, ale silne i stanowcze dłonie dotykające jego ciała, pełne, soczyste usta wymawiające magiczne formuły. I ton głosu, wyraz twarzy nie znoszący sprzeciwu, ale uspokajający go, pozbawiający wszelkich wątpliwości gdzie powienien przebywać. Tuż przy jej nogach, zawsze blisko na najmniejsze skinienie jej głowy, każdy niewerbalny znak i wymaganie jakie-
  54.  
  55. Oparł się plecami o ścianę w nagłym napadzie słabości. Jego pole widzenia zmniejszyło się przez ciemne plamy, migające przed oczami. Naturalne instynkty wyrzuciły elfkę, zastępując myśli wymaganiami ciała ku zapobiegnięciu utraty przytomności. Oddychał szybko, chciwie chwytając powietrze. Zsunął się ku podłodze, zamknął oczy i zaczął przypominać sobie wszystkie ważniejsze wydarzenia Wojny Dwuletniej, aby oczyścić umysł. Kiedy to ludzie po raz pierwszy spotkali się z smoczym ludem, dumnie nazywającym się Tronem Shuvirth w szczytach wschodnich. Przez chwilę recytował daty, wspominając niektóre z nich. Piąty dzień miesiąca Tres, czyli pierwszy rozejm po krótkich starciach i szansa na współpracę, dwunasty dzień miesiąca Tres, naruszenie zasad wymaganych przez Tron. Dokładnie miesiąc później wyprawa zjednoczonych armii baronów, hrabiów i króla w własnej osobie ku Dragonii, stolicy i jedynego znanego miasta smoczego ludu, o którym piszą kroniki dawnych mistrzów. Aby dojść do dolin wśród najwyższych szczytów, gdzie żyją smoki, armia króla musiała przedrzeć się przez prastare, od lat niezbadane przejścia. Niemal dwa tysiące zbrojnych, do tego tabory, razem z służbą szlachty. I setki ochotników, tragicznie uzbrojonych i nie zdyscyplinowanych w wojennej sztuce poszukiwaczy przygód, szukających wrażen niewinnych ludzi. Wszyscy z nadzieją odkrycia skarbów przedstawicieli Tronu, łatwego wzbogacenia się i szybkiej chwały. W końcu kto nie słyszał o bogactwach smoków? Mal otworzył oczy. Nie był jedynym człowiekiem wciąż powracającym do największego błędu Lendorczyków, za który dzisiaj wszyscy szlachetnie urodzeni zostaliby jednogłośnie powieszeni, razem z właścicielem korony. Ich armia weszła w ciemność gór Dragonii i nie wróciła. Za nich przyszły elfy.
  56.  
  57. Otwierane drzwi wyrwały mężczyznę z zamyślenia, stawiając go na nogi. Za nimi stała znana mu już elfka, gestem dłoni pokazując żeby się zbliżył. Zrobił to, zauważając, że kobieta jest niemal o głowę wyższa od niego. Podniosł wzrok i spojrzał jej w twarz, akurat gdy otwierała usta.
  58.  
  59. - Chodź za mną - powiedziała odwracając się i zagłębiając w korytarz oświetlony światłem pochodni. Jej inteligentny, czysty głos miał dźwięczny ton, nieco przypominający śpiew ptaków i zdecydowanie nie pasował do nagich i zimnych ścian kamiennego korytarza. Mal posłusznie ruszył za nią, podziwiając jej wzrost i zdając sobię sprawę, że jego oczy znajdują się na wysokości jej ust. Jak dorosła kotka, poruszała się szybko i zwinnie, wręcz ledwo dotykając podłogi podeszwami sandałów, co zmusiło go do przyśpieszenia własnego tempa.
  60.  
  61. - Nazywam się Ayla i należę do rodu Fildarae. Od dzisiaj, pierwszego dnia miesiąca Septimusa stałeś się moją własnością na podstawie traktatu zawiązanego w - przerwała na moment skręcając ku schodom - Werlendorze dwadzieścia trzy lata temu. - powiedziała nie odwracając głowy ku Malowi. Gdy mówiła, jej dojrzały głos roznosił się po cichych korytarzach fortecy, jeszcze niegdyś dumnego strażnika granic królestwa ludzi. Mal przypomniał sobie o ostatnim zrywie zdolnych do walki Lendorczyków, który zakończył się sromotną klęską. Jego skutkiem pozostała do dziś obowiązująca umowa między elfami i resztą ras, oprócz samych smoków. Jest to służba - jej głos przerwał jego myśli - którą będziesz wykonywał przez okres kilku lat. Zaczynając od dziś, według prawa jesteś mój, tak jak czekające na nas konie, moje ubranie, dom czy buty. Mogę zrobić z tobą wszystko. Nic, oprócz mojej chęci, nie broni mnie przed odebraniem ci życia w taki czy inny sposób. Jesteś tak samo mój, Malu, jak wcześniej była twoja broń, ulubiona książka czy szczęśliwy talizman. To czy będziesz mi służył bez opierania się jest twoim jedynym wyborem, za który poniesiesz odpowiednie konsekwencje.
  62.  
  63. Zeszli po długich, kręconych schodach. Strome kamienne stopnie pokazywały swoją obronną funkcję. Potem jeszcze krótki korytarz i Mal znalazł się w ogromnej sali. Elfka skierowała się do wrót na jej końcu, oświetlonej przez zachodzące słońce dzięki wysokim, zaczynających się przy podłodze, a kończącym u samego sufitu oknom. Nadawały pomieszczeniu wręcz magiczne wrażenie, jednak ona wydawała się tego nie zauważać. Tylko Mal był pod wrażeniem umiejętności architektów, dzięki którym każdego wieczora udawało się łapać zachodzące słońce, w cudowny sposób nadające całej sali pomarańczową poświatę. Dzisiaj pustej, ozdobionej tylko przez kilkanaście długich tkanin powieszonych na ścianach, na których widniały nadgryzione zębem czasu, dawne herby szlacheckich rodów. Na drugim końcu wielkiego pomieszczenia, naprzeciwko wejścia, stał samotny drewniany tron, teraz będący cieniem swojej funkcji, jaką spełniał dwa dziesięciolecia temu.
  64.  
  65. Doszli do wrót. Ayla uczyniła znak ręką, pokazując Malowi, żeby na nią zaczekał i zniknęła w bocznym przejściu. Wróciła po chwili i w marszu rzuciła mężczyźnie szary płaszcz, w paru słowach każąc mu go założyć. Szorstka tkanina, pomimo widocznego zużycia, wydawała się bardzo wytrzymała, udowadniając to brakiem postrzępionych krawędzi. Pasowała do jego wzrostu, niemal stykając się z kamienną podłogą i skutecznie zasłaniając całe ciało chłopca. Wyszli na zewnątrz. Elfka poprowadziła go przez ciasny dziedziniec ku przejściu po drugiej stronie, omijając skromną fontannę na środku placyku. Następny korytarz, oświetlony światłem pochodni, aż w końcu znaleźli się na zewnątrz, za plecami mając otwartą bramę i szeroką, teraz podniesioną, żelazną kratę, której metalowe zęby wystawały z długiej szczeliny kamiennej fortyfikacji.
  66.  
  67. Ayla wskoczyła na czarnego konia tuż obok i skinieniem głowy pokazała Malowi gniadosza, w spokoju skubiącego trawę. Chłopiec posłusznie wskoczył na siodło, biorąc lejce w dłonie. Wiedział, że teraz miał okazję do ucieczki. Mógł po prostu zerwać konia do galopu, jak najszybciej dotrzeć do zwartej ściany lasu i zniknąć między drzewami. Ocenił, że łąka między nim, a schronieniem miała na oko jakieś dwieście kroków, oddzielając las od zabudowań fortecy zieloną wysepką. Koń pokona ten dystans w minutę, a nawet szybciej - pomyślał, czując rosnącą motywację do stawienia kobiecie wyzwania. Pod czujną obserwacją zielonych oczu Ayli, zapatrzył się w drzewa, zastanawiając się czy elfce udałoby się go dogonić. Pewnie jej koń jest silniejszy, ale w gęstym lesie nie ma to znaczenia. Poza tym nie wierzył, że srebrna obroża w jakiś sposób nie zmusiłaby go do powrotu. Odwrócił ku niej wzrok spod kaptura, nie wiedząc, że obserwowała go już od dłuższej chwili. Ich spojrzenia spotkały się na moment, wywołując ciepłe uczucie w jego podbrzuszu, jednak nie aż tak onieśmielające jak wcześniej. Pomimo tego, Mal i tak musiał spuścić wzrok ku ziemi, aby umknąć jej zniewalającym oczom.
  68.  
  69. - Na twoim miejscu nie próbowałabym uciekać - powiedziała, powoli zbliżając się do niego na swoim koniu. Przynajmniej nie teraz, Malu. Być może nie dogoniłabym cię, zanim udałoby ci się dotrzeć do lasu, ale to nie oznacza, że pozwoliłabym ci się w nim ukrywać. Jedyne do czego byś doszedł, to strata mojego czasu. Nie mam ochoty biegać po lesie i szarpać się z tobą, a potem jeszcze wymierzać ci karę - zrównała się z nim, kładąc dłoń na ramieniu chłopca - Jestem zmęczona i chcę tylko dotrzeć do domu. Jeśli już musisz mi sprawiać problemy to zrób to jutro, dobrze? - obdarzyła go szczerym uśmiechem, pierwszym odkąd się spotkali. W jej oczach pojawiły się miłe iskierki, dodając elfce uroku. Patrzyła tak na niego jeszcze chwilę, nie chcąc wypuścić jego wzroku, aż w końcu oderwała dłoń i cmoknęła na konia, ruszając do przodu. Mal, rozdarty przez uczucia, po chwili zrobił to samo, zajmując miejsce tuż za nią. W milczeniu ominęli rozwidlenie dróg i zostawiając zachodzące słońce za sobą, skierowali się prosto do puszczy, gdzie prowadziła ubita wozami farmerów droga. Tuż przed miejscem gdzie zaczynał się las, Ayla odwróciła do niego twarz i odezwała się ciepłym głosem. Była w nim tylko ciekawość, bez chłodu, jak wtedy, gdy wydawała mu polecenia.
  70.  
  71. - Malu, zrównaj się ze mną. Nie chcę płoszyć ptaków, żebyś mnie usłyszał - Ayla zerknęła na niego, gdy przyśpieszył konia i zajął miejsce u jej boku, które niemal stykały się ze sobą - Milczysz, więc opowiem ci coś o sobie - podjęła ciepło, znowu obdarzając go uśmiechem - Jak już się zapewne domyśliłeś jestem czarodziejką. Jeśli dokładnie znasz charaktery elfickich rodów, to wiesz również, że należę do zgromadzenia bogini, której imię mogą znać tylko jej wyznawcy. Tak czy inaczej, z prośby zgromadzenia na okres kilku lat mam obowiązek pilnować okolicznych ziem, czyli strzec praw ustaniowionych przez mój lud, porządku społecznego miasta, lasu, roślin i tak dalej - przerwała, przyglądając się cieniom po bokach drogi, kontunuując moment później - Moim zadaniem jest również ochrona wszystkich mieszkańców, bez względu na rasę - rzuciła na niego okiem - przed wszelkimi stworzeniami, z którymi nie mogliby sobie poradzić sami. Mógłbyś powiedzieć, że mam taką samą pozycję, jak dawny hrabia tych ziem, jednak moja władza jest nieco większa, ale problemy muszę rozwiązywać samodzielnie i bezpośrednio - Alya puściła lejce pozwalając jej czarnemu koniowi iść swoim tępem - Nie otaczam się dworem, nie mieszkam w pałacu, nie mam sług - przerwała na sekundę, ale po chwili kontynuowała dalej - a mieszkańcy nie są zobowiązani do płacenia za moją pomoc. Krótko mówiąc, jestem tam gdzie mnie potrzebują, aby potem zniknąć, już po rozwiązaniu problemu - uśmiechnęła się do niego, wiedząc, że chłonie jej każde słowo, chociaż zakapturzona twarz chłopca była skierowana na drogę przed końmi. Mal nie odzywał się, ale słuchał jej uważnie, czerpiąc przyjemność z bliskości elfki i zarazem się za to obwiniając. Co chwilę ich nogi stykały się, gdy konie zbliżały się do siebie, co tylko wzmacniało jego uczucie, walcząc z nieufnością.
  72.  
  73. Ayla milczała przez następne minuty, sprawiając wrażenie głęboko zamyślonej. Cienie ich i drzew wydłużyły się, w końcu zlewając w jedno, gdy słońce kończyło swoją wędrówkę. Elfka odwróciła do niego twarz, przygotowując się, aby coś powiedzieć. Mal drgnął i odpowiedział jej spojrzeniem. Miała na sobie ten sam neutralny wyraz twarzy, który przypomniał mu o srebrnej obręczy na jego szyi.
  74.  
  75. - Zdejmij kaptur. - powiedziała zatrzymując konie i odwracając się do niego, patrząc jak posłusznie wykonuje rozkaz. Teraz spójrz na mnie, Malu - spojrzał jej w oczy, czując jak elfka chwyciła go za podbródek, unieruchamiając głowę. Drugą dłonią zaczęła mu delikatnie gładzić policzek - Rozumiem, że uważasz mnie za największe zło, ponieważ jestem teraz twoją panią. Elfią panią - uśmiechnęła się ciepło - jak mnie nazwałeś, ale to nie ja włamałam się do pałacu dawnego hrabiego, w celu o jakim oboje wiemy. Gdyby nie to, że przyciągnąłeś moją uwagę, to w ciągu kilku dni zająłbyś miejsce w lochach na conajmniej rok - Mal opuścił wzrok ku ziemi, przez chwilę widząc jej rozbawiony uśmiech. Alya wiedziała, że ma rację. Zdawała sobię sprawę, że on również doskonale o tym wie. A tak - czule głaskała jego policzek - będziesz ze mną. Co prawda na znacznie dłużej, ale przynajmniej się czegoś nauczysz. Na przykład tego, żeby nie łamać prawa - puściła go, cmokając na konie - Wiem kto cię najął, Malu. Cienie szukają rekrutów, mam rację? Nie musisz odpowiadać. Moim zadaniem będzie rozwiązanie organizacji Cieni w tym hrabstwie, dyplomatycznie lub siłowo - powiedziała wyuczonym, oficjalnym tonem - Życz mi śmierci, jeśli taka jest twoja wola. Nie będę cię obwiniać - jej zielone oczy były pełne powagi - Nie będę - powtórzyła ciszej i potwierdzając swoje słowach. Potem odwróciła głowę, pozwalając dźwiękom lasu wypełnić jej milczenie.
  76.  
  77. Przez nieśpieszny krok koni i ich właścicielki podróż zajęła im ponad dwie godziny, a na ziemiach Ayli znaleźli się dopiero o zmroku. Elfka poinformowała Mala, że wkroczyli do jej domu, chociaż nadal roztaczała się wokół nich puszcza. Na jego zdziwienie odpowiedziała, że to las jest jej domem. Chwilę później zeszli z drogi i zagłębili się w nim pieszo, wcześniej zsiadając z koni. Kilkanaście minut zajęło im przedarcie się przez gęstą roślinność, gęsto rosnącą wokół starych i masywnych drzew. Kiedy Mal już dawno poddał się w zapamiętywaniu drogi, wyszli na małą polankę, oświetloną przez blask księżyca. Na jej środku stał duży, ciemnozielony namiot, opierający się na kilku grubych, drewnianych tyczkach. Obok niego kilka dużych skrzyń, zaś przed samym wejsciem otoczone kamieniami palenisko i kilka dywaników, spełniających rolę siedzisk. A więc to był jej dom - pomyślał, przyznając sobie, że spodziewał się czegoś więcej.
  78.  
  79. Ayla poprowadziła go do namiotu, każąc aby rozsiodłał konie i puścił je wolno na polance. Sama weszła do środka, aby po chwili wyjść i rozpalić ognisko nawet na nie patrząc. Niebieski płomień na chwilę pojawił się wewnątrz kręgu z kamieni i podpalił drewno swoim mniejszym bratem, aby moment później zniknąć z krótkim sykiem. Elfka przez chwilę krzątała się przy masywnych skrzyniach, gdy w końcu zauważyła, że Mal nie wie gdzie się podziać.
  80.  
  81. - Przynieś mi trochę wody, dzban jest w namiocie - powiedziała, zanurzając ręce w skrzyni przylegającej do ciemnozielonej tkaniny. Mal wszedł wewnątrz, przytrzymując płachtę materiału spełniającą rolę drzwi. Pierwszym co poczuł był gruby i przyjemnie puszysty dywan zajmujący całą podłogę, nie pozwalając pokazać się najmniejszej kępce trawy. W kącie naprzeciwko wejścia stało biurko, na którym leżał stosik pergaminów, dwa kałamarze i kilkanaście świec, chyba na stałe złączonych z drewnem roztopionym woskiem. Obok niego skromne krzesło zamykało parę jedynych mebli w pomieszczeniu. Resztę miejsca zajmowało kilkanaście askamitnych poduszek i dziesiątki książek, zajmujących wszelkie możliwe miejsca. Leżały w stosach, kupkach, otwarte jedna na drugiej, pod krzesłem i biurkiem. Były wszędzie, tworząc malowniczy bałagan z kolorowych i różniących się wielkością okładek i stron. W kącie obok wejścia leżał krótki miecz, którego ostrze chowało się w bogato zdobionej roślinnymi ornamentami skórzanej pochwie. Obok niego coś z tego samego materiału, co Malowi przypominało zbroję, mieniącą się równie pięknymi wzorami kwiatów, drzew i sylwetek zwierząt. Całe wnętrze namiotu było wypełnione przyjemnie ciepłym światłem, najpewniej magicznym, ponieważ nie miało jednoznacznego źródła. Chłopiec przez moment przeszukiwał wnętrze wzrokiem, w końcu znajdując to co mu było potrzebne. Z dzbanem, na oko zdolnym pomieścić do dziesięciu litrów wody, wyszedł na zewnątrz w ciemność, oświetlaną tylko światłem ogniska. Nagle zdał sobię sprawę, że znalezienie szumiącego nieopodal strumyka w tych ciemnościach będzie raczej niemożliwe, jeśli nic nie oświetli mu drogi. Przełknął ślinę i odnalazł wzrokiem klęczącą Aylię, która teraz wydawała się całkowicie pochłonięta książką, otwartą na zamkniętej skrzyni.
  82.  
  83. - Pani Aylo - elfka zwróciła do niego zielone oczy, które przez moment zdradziły zamyślenie, jakby jej uwaga wciąż tkwiła w książce - ja... potrzebuję jakiegoś źródła światła, jeśli to nie problem... pani - wydukał Mal, w połowie ukryty za dzbanem. Nie mógł przed sobą ukrywać, że mówienie do niej było dla niego trudne, a słowa ledwo przeciskały się przez ściśnięte gardło. Ayla przez chwilę patrzyła na niego, jakby wciąż przebywała w zapisanych stronach książki. Proszę - powiedziała cicho, wracając wzrokiem do czarnych liter. Nad jego głową pojawiła się kula białego światła, rozświetlając polankę z siłą, która zawstydziła płomień ogniska. Mal poruszył ustami, chcąc podziękować elfce, ale z jego ust nie wydobył się żaden dźwięk. Odwrócił się i ruszył szybkim krokiem ku pluskowi wody, który dobiegał zza namiotu. Już po chwili zauważył strumyk dzięki światłu kuli, utrzymującej stałe miejsce nad jego głową. Napełnienie dzbana było trudniejsze niż się tego spodziewał, ale udało mu się dzięki wykopanej pod płynącą wodą dziurze, w której gliniane naczynie pasowało idealnie. Widać Aylia musiała się tym zajmować sama. Wrócił do obozowiska i zastał ją przy wejściu.
  84.  
  85.  
  86. - Wejdź do środka, Mal - przytrzymała mu zieloną tkaninę pełniącą funkcję drzwi i pozwalając zniknąć kuli światła nad jego głową - ale najpierw zdejmij buty - dodała stanowczym głosem. Chłopiec posłusznie wykonał polecenie i wszedł do środka, schylając się odrobinę. Elfka weszła za nim, rzucając wcześniej czytaną książkę na jedną z poduszek. Ominęła go i pokazała miejsce, w którym po zwinięciu dywanu miał zostawić dzban. Właśnie kucał przy płytkiej dziurze w ziemi, gdy ona zajęła miejsce za biurkiem, siadając na drewnianym krześle. Mal ostrożnie opuścił pełne naczynie, które gładko zaklinowało się w dołku, nie pozwalając mu przechylić się na żadną stronę. Czując ból mięśni, wstał i delikatnie odsunął wszędobylskie książki, aby klęknąć na piętach i zrzucić z siebie płaszcz, dopiero teraz zdając sobię sprawę z ogarniającej go senności. W tym czasie elfka zapisywała coś dziwnym, niebieskim piórem, co chwilę maczając jego zaostrzony koniuszek w srebrnym kałamarzu. Jej nagie stopy leżały jedna na drugiej, wywołując znane mu już uczucie. Nie mogąc oderwać wzroku, pochłaniał ich każdy szczegół, dłużej zatrzymując się na piętkach, które teraz nie zasłonięte przez sandały przejęły kontrolę nad jego zmysłami. Chłopiec myślami powrócił do ich smaku, starając się też przypomnieć zapach i gładkość jej skóry. Dzięki samej wyobraźni oddychał szybciej i czuł przyśpieszone bicie serca, które napełniało krwią jego męskość. Jednak nie do końca, ponieważ wciąż była ograniczona przez pierścień i nie mogła osiągnąć pełnej erekcji. Ayla jak na zawołanie zwróciła ku niemu wzrok, łapiąc jego szare oczy na swoim ciele. Na twarzy elfki zagościł szczery uśmiech, gdy domyśliła się myśli Mala i na chwilę przerwała pisanie. Zielone tęczówki spoczęły na jego twarzy, jak zawsze wywołując rumieńce, gdy chłopiec zauważył jej wzrok.
  87.  
  88. Wciąż się uśmiechając, powiedziała ciepłym głosem z którego emanowała troska - Jesteś zmęczony, Mal. Połóż się na dywanie i zaśnij, jutro też jest dzień... chłopczyku - dodała po chwili. Jego zaróżowione policzki rozpaliły z nową siłą na dźwięk ostatniego słowa elfki, a w jej zielonych oczach zauważył znajomy mu błysk stanowczości, której przeciwstawienie się wywołało w nim ukłucie strachu. Jednak nagła potrzeba znalezienia się jak najbliżej kobiety okazała się silniejsza. Wahając się przez moment, chłopiec podszedł do niej na kolanach i przysiadł tuż pod jej nogami. Alya nie zdradziła zaskoczenia i pogłaskała go po głowie, jakby był łaszącym się do niej kotem. Zachęcony tym gestem, zaczął nieśmiale całować jej muskularne nogi, powoli zaczynając od kolan i kierując się coraz niżej ku stopom. Każdy pocałunek i muśnięcie wywoływało falę gorąca, która rozpływała się węwnątrz jego ciała. Elfka w tym czasie wróciła do pracy, a skrobanie pióra razem z cichymi cmoknięciami wypełniły namiot, mieszając się z dźwiękami nocy. Po jakimś czasie Mal złożył ostatni pocałunek na paznokciu najmniejszego palca, wcześniej nie pomijając innych, i wyprostował się, przytulając do jej nogi. Przyległ policzkiem do boku silnego uda, a brzuchem ocierał się o aksamitną skórę poniżej kolana, powoli zaciskając własne uda wokół jej stopy i zbliżając ją do swej męskości. Zarazem znowu zaczął całować i delikatnie masować dłońmi widocznie zarysowane mięśnie jej nóg. Elfka wydawała się nie zwracać na niego uwagi i pisała dalej, co jakiś czas odkładając zapisaną stronę na niski stosik po jej prawej stronie. Rozpływający się wosk świec obok powolutku spływał po krawędzi stołu, zasychając na wcześniejszych, znacznie starszych warstwach, które zwisały z kantu niczym lodowe sople. Gdy jego uda zaczęły delikatnie ściskać jej stopę, przerwała pracę i kierując wzrok ku kroczu chłopca, wyszukała nią skórzanego woreczka tuż pod wypełnioną krwią męskością. Jednym zwinnym ruchem, pomimo przytulonego do jej nogi ciała, złapała mosznę tuż przy jego kroczu, ściskając woreczek pomiędzy dwoma palcami zgrabnej stopy. Jakby niezadwolona z pozycji, wsunęła nogę głębiej pomiędzy jego uda, nie zwracając najmniejszej uwagi na zaskoczoną wyraz twarzy mężczyzny. Ciepły, utrzymujący się w połowicznej erekcji narząd leżał teraz na jej stopie, nawilżając skórę kobiety swoją gęstą, przezroczystą wydzieliną. Ayla dwróciła się moment później, a do jego uszu znowu dobiegł dźwięk pracującego pióra.
  89.  
  90. W tym czasie zaciśnięte wokół moszny palce zaczęły się powoli obniżać, rozciągając jasną skórę i wywołując ciche westchnienia, gdy zgrabna stopa elfki ocierała się o męskość chłopca, wywołując w nim drżenie całego ciała. Po krótkiej chwili oba palce dotarły do dwóch owalnych kształtów i ścisnęły je w woreczku z najniższej części skóry, zmuszając do wtulenia się w miękkie opuszki i szczeliny jej stóp. Kobieta utrzymywała tą pozycję przez kilkanaście następnych minut, co chwilę je zaciskając i rozluźniając, czym wywoływała przyjmność i ból jednocześnie, co odzwierciedlały ciche jęki klęczącego chłopca. W ten sposób pokazywała mu swoją dominację, bawiąc się i podrażniając dwa symbole jego płci. Sama jednak wydawała się być wciąż skupiona na pergaminie, jednak widocznie czerpiąc przyjemność z jego uległości, co pokazywał niemal niewidoczny uśmiech i podniesione kąciki zielonych oczu. Zaś on sam, zmęczony podróżą i ich pierwszym spotkaniem w końcu zasnął, pomimo pieszczot elfki, wcześniej mocno obejmując i przytulając się do jej nóg. Moment przed utratą świadomości, Mal zdał sobię sprawę, że udało mu się spełnić swoje marzenie, przed którym zaciekle bronił się odkąd zobaczył Aylę po raz pierwszy. Zanim osunął się w sen, poczuł że w końcu znalazł swoje miejsce.
  91.  
  92. Miejsce u stóp Ayli Fildarae.
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment
Advertisement