Advertisement
hujwie

Metro 2033 [PL] part 1

Dec 6th, 2014
420
0
Never
Not a member of Pastebin yet? Sign Up, it unlocks many cool features!
text 375.95 KB | None | 0 0
  1. Tytuł oryginału
  2. ????? 2033
  3. Copyright (C) Dmitry Glukhovsky, 2007
  4. Through
  5. Nibbe & Wiedling Literary Agency
  6. www.nibbe-wiedling.de
  7. All rights reserved
  8. Przekład z języka rosyjskiego
  9. Paweł Podmiotko
  10. Redakcja i korekta
  11. Piotr Mocniak
  12. Copyright (C) for this edition
  13. Insignis Media, Kraków 2010
  14. Wszelkie prawa zastrzeżone
  15. ISBN-13: 978-83-61428-31-2
  16. 1
  17. Drodzy moskwianie i goście stolicy!
  18. Moskiewskie metro to system transportu, którego użytkowanie wiąże się z
  19. podwyższonym ryzykiem.
  20. [Informacja w wagonie moskiewskiego metra]
  21. Ten, któremu starczy odwagi i wytrwałości, by przez całe życie wpatrywać
  22. się w mrok, pierwszy dojrzy w nim przebłysk światła.
  23. Chan
  24. 2
  25. ROZDZIAŁ 1
  26. KONIEC śWIATA
  27. - Kto tam? Hej, Artem! Zobacz no!
  28. Artem podniósł się niechętnie ze swojego miejsca przy ognisku i,
  29. przewieszając karabin z pleców na pierś, ruszył w ciemność. Stanął na
  30. samym skraju oświetlonej przestrzeni i jak umiał głośno i sugestywnie, z
  31. demonstracyjnym szczękiem odciągnął zamek i ochryple zawołał:
  32. - Stać! Hasło!
  33. Z ciemności, w której chwilę wcześniej rozległ się dziwny szmer i głuche
  34. pomruki, dało się słyszeć pośpieszne, lekkie kroki. Coś przestraszyło się
  35. mocnego głosu Artema i szczęku broni i pobiegło w głąb tunelu. Artem
  36. szybko wrócił do ogniska i rzucił do Piotra Andriejewicza:
  37. - No i nic, nie pokazał się. Nic nie powiedział, tylko zwiał.
  38. - Ty ofermo! Miałeś rozkaz: nie odpowiadają - strzelać od razu! Skąd ty
  39. wiesz, co to było? Może to czarni się podkradają?!
  40. - Nie... To chyba w ogóle nie ludzie... Bardzo dziwne dĽwięki... No i
  41. kroki nie takie jak człowieka. Czy ja niby ludzkich kroków nie słyszałem?
  42. Poza tym, gdyby to byli czarni, to czy oni choć raz tak uciekali? Sam pan
  43. wie, Piotrze Andriejewiczu, że ostatnimi czasy czarni od razu rzucają się
  44. naprzód - atakowali już patrole gołymi rękami i szli wyprostowani na
  45. karabin maszynowy. A ten od razu zwiał... Jakieś tchórzliwe bydlę.
  46. - Pięknie, Artem! Za dużo mędrkujesz! Masz rozkaz, to działaj według
  47. rozkazu i się nie zastanawiaj. Może to zwiadowca? Zobaczył, że nas tu
  48. mało - teraz przyjdzie ich więcej i... Może nas tu zaraz lekko i przyjemnie
  49. ukatrupią, ciach nożem po gardle i całą stację wyrżną, tak jak się to
  50. skończyło z Poleszajewską - a wszystko dlatego, że tyś gada na czas nie
  51. załatwił... Spójrz na mnie! Następnym razem każę ci ich gonić w tunelu!
  52. Artem skulił się na myśl o tunelu za siedemsetnym metrem. Strach było
  53. sobie nawet wyobrazić, żeby tam pójść. Nikt nie miał odwagi chodzić dalej
  54. niż siedemset metrów na północ. Patrole dojeżdżały do pięćsetnego i po tym
  55. jak poświeciły na słup graniczny reflektorem drezyny i upewniły się, że
  56. żaden śmierdziel za niego nie przelazł, pośpiesznie wracały. Zwiadowcy,
  57. chłopy na schwał, byli żołnierze piechoty morskiej - ci zatrzymywali się na
  58. sześćset osiemdziesiątym, chowali w dłoniach zapalone papierosy i
  59. zamierali, przyklejeni do szkieł noktowizorów. A potem cofali się, powoli,
  60. spokojnie, nie spuszczając oczu z tunelu i w żadnym wypadku nie
  61. odwracając się do niego plecami.
  62. 3
  63. Posterunek, na którym się teraz znajdowali, mieścił się na czterysta
  64. pięćdziesiątym, pięćdziesiąt metrów od słupa granicznego. Lecz granica
  65. była sprawdzana raz dziennie, a obchód zakończył się już parę godzin temu.
  66. W tym momencie ich stanowisko było ostatnie, a przez te kilka godzin,
  67. które minęły od poprzedniej kontroli, stwory, które mogły się przestraszyć
  68. patrolu, na pewno znów zaczęły podpełzać bliżej. Ciągnęło je do ognia,
  69. bliżej ludzi...
  70. Artem usiadł na swoim miejscu i spytał:
  71. - A co się stało z tą Poleszajewską?
  72. I chociaż znał już tę mrożącą krew w żyłach historię
  73.  
  74. - słyszał ją od
  75. straganiarzy na stacji - miał ochotę usłyszeć to jeszcze raz, jak dziecko,
  76. które ma niepowstrzymaną chęć na straszne bajki o bezgłowych mutantach i
  77. wampirach porywających dzieci.
  78. - Z Poleszajewską? To ty nie słyszałeś? Dziwna była z nimi historia.
  79. Dziwna i straszna. Najpierw zaczęli im ginąć zwiadowcy. Wchodzili do
  80. tuneli i nie wracali. Ci ich zwiadowcy to wprawdzie żółtodzioby, nie to co
  81. nasi, ale w końcu to i mniejsza stacja, i ludzi mniej tam żyje... Żyło. Tak
  82. więc, zaczęli im znikać zwiadowcy. Poszedł jeden oddział
  83.  
  84. - i zniknął.
  85. Najpierw myśleli, że coś ich zatrzymało, poza tym tunel tam zakręca,
  86. zupełnie jak u nas
  87. - po tych słowach Artem poczuł się nieswojo
  88. - ani z
  89. posterunków, ani tym bardziej ze stacji nic nie widać, choćbyś nie wiem jak
  90. świecił. Nie było ich i nie było, minęło pół godziny, godzina, dwie. Myślisz
  91. sobie: gdzie tam się można zgubić
  92. - odchodzili tylko na kilometr, dalej
  93. mieli zabronione, zresztą sami też nie byli głupi... W każdym razie nie
  94. doczekali się i wysłali wzmocniony patrol.
  95. Szukali i szukali, wo
  96. łali i
  97. wołali - wszystko na próżno. Nikogo. Zwiadowcy przepadli. A co
  98. najciekawsze, nikt nie widział co się z nimi stało. Gorzej, że nic nie było
  99. słychać... Zupełnie nic. I żadnych śladów.
  100. Artem zaczął już żałować, że poprosił Piotra Andriejewicza, żeby
  101. opowiedział o Poleszajewskiej. Czy był lepiej poinformowany, czy dodawał
  102. coś od siebie, dość że opisywał takie szczegóły, o jakich nie śniło się
  103. straganiarzom, chociaż uwielbiają opowiadać bajki i są w tym mistrzami.
  104. Od tych szczegółów mróz szedł po kościach i robiło się nieswojo nawet
  105. przy ognisku, a każdy, nawet najbardziej niewinny szmer dochodzący z
  106. tunelu rozbudzał wyobraĽnię.
  107. - No i masz. Nie było słychać strzałów, więc stwierdzili, że zwiadowcy
  108. widocznie od nich odeszli - może byli z czegoś niezadowoleni i uciekli. No
  109. i pal ich sześć. Chcą łatwego życia, chcą się szwendać z jakimiś mętami, z
  110. tymi wszystkimi anarchistami, to niech się szwendają. Tak myśleć było
  111. łatwiej. Spokojniej. A za tydzień zniknął jeszcze jeden oddział
  112. zwiadowców. Akurat ta grupa w ogóle nie powinna była odchodzić dalej niż
  113. pół kilometra od stacji. I znowu ta sama historia. Ani widu, ani słychu. Jak
  114. 4
  115. kamień w wodę. Ci na stacji zaczęli się niepokoić. Jak w ciągu tygodnia
  116. znikają dwa oddziały, to już coś jest nie w porządku. Z tym już trzeba coś
  117. zrobić. Podjąć jakieś działania. No więc, ustawili na trzechsetnym metrze
  118. blokadę. Naznosili worków z piaskiem, postawili karabin maszynowy,
  119. reflektor - według wszelkich reguł fortyfikacji. Posłali gońca na Biegową -
  120. ze stacjami Biegowa i Ulica 1905 Roku są w konfederacji. Wcześniej
  121. należało też do niej Oktiabrskoje Pole, ale potem coś się tam stało, nikt nie
  122. wie dokładnie co, jakaś awaria - stacja stała się niezdatna do życia i
  123. wszyscy się stamtąd rozeszli. Tak, ale to nieważne... Posłali na Biegową
  124. tego gońca, żeby ostrzegł, znaczy, że dzieje się coś niedobrego, i w razie
  125. czego poprosił o pomoc. Ledwo pierwszy goniec przylazł na Biegową,
  126. nawet dzień nie minął - tamci obmyślali jeszcze odpowiedĽ - przybiega
  127. drugi, cały spocony, i mówi, że ich wzmocniony posterunek został wybity
  128. do nogi nie oddawszy ani jednego strzału. Wszystkich wyrżnęli. Jakby we
  129. śnie - i to jest właśnie straszne! Przecież oni nie mogli zasnąć przy takim
  130. strachu, nie mówiąc o rozkazach i poleceniach. Wtedy na Biegowej
  131. zrozumieli, że jeśli nic się nie zrobi, to niedługo też będą mieli taki cyrk.
  132. Stworzyli grupę uderzeniową złożoną z weteranów - jakaś setka ludzi, broń
  133. maszynowa, granatniki... Zajęło to oczywiście dobre półtora dnia, ale
  134. wreszcie wysłali ich na ratunek. A kiedy oddział wszedł na Poleszajewską,
  135. to nie było tam już żywej duszy, ani ciał - wszędzie tylko krew. Tak. I licho
  136. wie kto to zrobił. Bo ja nie wierzę, że ludzie są w ogóle zdolni do czegoś
  137. takiego.
  138. - A co się stało z Biegową? - nie swoim głosem spytał Artem.
  139. - Nic się nie stało. Zobaczyli co się dzieje i zawalili tunel prowadzący do
  140. Poleszajewskiej. Słyszałem, że zasypało jakieś 40 metrów, bez ciężkiego
  141. sprzętu tego nie odgrzebiesz, a i ze sprzętem, proszę ciebie, nie bardzo... I
  142. skąd tu ten sprzęt wziąć? Już z 15 lat będzie jak wszystko zgniło, cały ten
  143. sprzęt...
  144. Piotr Andriejewicz umilkł i patrzył w ogień. Artem cicho odkaszlnął i
  145. powiedział:
  146. - Tak... Trzeba było oczywiście strzelać... Głupstwo zrobiłem.
  147. Z południa, od strony stacji, dało się słyszeć wołanie:
  148. - Hej tam, na czterysta pięćdziesiątym! Wszystko u was w porządku?
  149. Piotr Andriejewicz złożył dłonie w tubę i krzyknął w odpowiedzi:
  150. - ChodĽcie bliżej! Jest sprawa!
  151. Z tunelu, od stacji, świecąc latarkami, zbliżyły się do nich trzy postacie,
  152. pewnie strażnicy z trzechsetnego metra. Kiedy podeszli do ogniska,
  153. wyłączyli latarki i usiedli obok.
  154. 5
  155. - Witaj, Piotrze! To ty tu jesteś? A tak sobie myślałem: kogóż to dziś
  156. wysłali na koniec świata? - powiedział starszy uśmiechając się i stukając w
  157. paczkę, żeby wyciągnąć papierosa.
  158. - Słuchaj, Andriucha! Mój chłopak coś tu widział. Ale nie udało mu się
  159. strzelić... Schowało się w tunelu. Mówił, że nie przypominało człowieka.
  160. - Niepodobne do człowieka? A jak wyglądało? - Andriej odwrócił się w
  161. stronę Artema.
  162. - Kiedy ja nawet nie widziałem... Spytałem tylko o hasło, a to coś od
  163. razu rzuciło się z powrotem, na północ. Ale to nie były ludzkie
  164. kroki... Były lekkie i bardzo szybkie, jakby miało nie dwie nogi, a cztery...
  165. - Albo trzy! - mrugnął Andriej i zrobił straszną minę.
  166. Artem wzdrygnął się na wspomnienie historii o trójnogich ludziach z
  167. Linii Filewskiej, której część stacji znajdowała się na powierzchni, a tunel
  168. był zupełnie płytko, tak że nie było prawie żadnej ochrony przed
  169. promieniowaniem. Rozłaziły się stamtąd na całe metro trójnogie, dwugłowe
  170. i inne jeszcze stwory.
  171. Andriej zaciągnął się papierosem i powiedział swoim ludziom:
  172. - Dobra, chłopaki, jak już żeśmy przyszli, to czemu by trochę nie
  173. posiedzieć? Jak znów do nich przylezą trójnogi, to pomożemy. Hej, Artem!
  174. Macie tu czajnik?
  175. Piotr Andriejewicz sam wstał, nalał wodę z kanistra do obtłuczonego,
  176. osmolonego czajnika i powiesił go nad ogniem. Po kilku minutach czajnik
  177. zaczął kipieć i gwizdać i od tego dĽwięku, tak domowego i przytulnego,
  178. Artemowi zrobiło się cieplej i spokojniej. Przyjrzał się siedzącym wokół
  179. ogniska: sami silni, pewni, zahartowani przez tutejsze niełatwe życie ludzie.
  180. Takim można było wierzyć, na nich można było polegać. Ich stacja zawsze
  181. słynęła jako jedna z najszczęśliwszych na całej linii
  182. - i wszystko to dzięki
  183. tym, którzy się tu zebrali, i takim jak oni. Łączyły ich wszystkich ciepłe,
  184. prawie braterskie relacje.
  185. Artem był już po dwudziestce, przyszedł na świat jeszcze tam, na górze, i
  186. nie był tak chudy i blady, jak wszyscy urodzeni w metrze, którzy nigdy nie
  187. ośmielają się pokazać na powierzchni, bojąc się nie tylko promieniowania,
  188. ale też palących, zgubnych dla podziemnego życia promieni słonecznych.
  189. Fakt - Artem sam w świadomym życiu był tam tylko raz, i to tylko na
  190. moment - poziom promieniowania był tak wysoki, że zbyt ciekawscy
  191. zaczynali się smażyć po kilku godzinach, nie mogąc się do woli nachodzić i
  192. napatrzeć na niezwykły świat na powierzchni.
  193. Ojca nie pamiętał wcale. Matka była z nim do czasu, aż skończył pięć lat
  194. - mieszkali na stacji Timirjazewskiej. Było im dobrze i życie płynęło
  195. jednostajnie i spokojnie, aż Timirjazewska padła pod naporem szczurów.
  196. 6
  197. Olbrzymie, szare, mokre szczury, bez żadnego uprzedzenia, wysypały się
  198. z jednego z ciemnych bocznych tuneli. Niezauważona odnoga skręcała w
  199. bok i w dół od głównego północnego toru i schodziła na dużą głębokość, by
  200. zagubić się w skomplikowanej plątaninie setek korytarzy, w labiryncie
  201. pełnym strachu, lodowatego zimna i wstrętnego smrodu. Tunel ten
  202. prowadził do królestwa szczurów, miejsca, w które nie odważyłby się
  203. zapuścić najbardziej szalony poszukiwacz przygód. Nawet zagubiony,
  204. niezorientowany w podziemnych planach i przejściach wędrowiec, który
  205. zatrzymałby się na jego progu, wyczułby tchnące stamtąd czarne, straszne
  206. niebezpieczeństwo i odskoczyłby od ziejącej wyrwy, jak od zadżumionego
  207. miasta.
  208. Nikt nie był straszny dla szczurów. Nikt nie schodził do ich włości. Nikt
  209. nie ośmielał się przekraczać ich granic.
  210. Ale tym razem przyszły same.
  211. Wielu ludzi zginęło w dniu, w którym gigantyczne szczury, jakich nie
  212. widziano nigdy ani na stacji, ani w tunelach, zalały żywym strumieniem
  213. wystawione posterunki i stację, grzebiąc pod sobą jej obrońców i ludność,
  214. zagłuszając masą swych ciał ich przedśmiertne krzyki. Pożerając na swojej
  215. drodze wszystko: martwych i żywych ludzi oraz swoich zabitych
  216. pobratymców - ślepo, bezlitośnie, poruszane niepojętą dla człowieka siłą,
  217. szczury rwały do przodu, coraz dalej i dalej.
  218. Przeżyło tylko kilka osób. Nie kobiety, nie starcy ani dzieci - nikt z tych,
  219. których zwykle w pierwszej kolejności się ratuje - lecz pięciu zdrowych
  220. mężczyzn, którzy potrafili wyprzedzić śmiercionośną rzekę. Udało im się ją
  221. prześcignąć tylko dlatego, że stali z drezyną na posterunku w tunelu
  222. południowym. Słysząc krzyki ze stacji, jeden z nich pobiegł, żeby zobaczyć
  223. co się stało. Kiedy ujrzał ją ze skraju peronu, Timirjazewska już
  224. dogorywała. Od razu przy wejściu, widząc pierwsze wylewające się na
  225. peron potoki szczurów, zrozumiał co się stało i już miał biec z powrotem,
  226. wiedząc, że w niczym broniącym stacji nie pomoże, gdy nagle ktoś złapał
  227. go z tyłu za rękę. Obejrzał się; uczepiona jego rękawa kobieta z
  228. wykrzywioną strachem twarzą zawołała, próbując przekrzyczeć chór
  229. rozpaczliwych jęków:
  230. - Uratuj go, żołnierzu! Zlituj się!
  231. Zobaczył, że kobieta podaje mu dziecięcą rączkę, maleńką, pulchną dłoń,
  232. i schwycił tę dłoń, nie myśląc o tym, że ratuje komuś życie, lecz dlatego, że
  233. nazwano go żołnierzem i poproszono o litość. I ciągnąc za sobą to dziecko,
  234. a potem w ogóle trzymając je pod pachą, rzucił się na wyścigi z pierwszymi
  235. szczurami, na wyścigi ze śmiercią - przed siebie, wzdłuż tunelu, tam, gdzie
  236. czekała drezyna i koledzy z posterunku. Już z daleka, ponad pięćdziesiąt
  237. metrów od nich, krzyknął, żeby zapalali. Ich drezyna miała silnik, jako
  238. jedyna na dziesięciu najbliższych stacjach, i tylko dlatego mogli wyprzedzić
  239. 7
  240. szczury. Strażnicy mknęli przed siebie i z dużą prędkością minęli
  241. zapuszczoną Dmitrowską, na której gnieĽdziło się kilku odludków.
  242. Krzyczeli do nich: "Uciekajcie! Szczury!", ale wiedzieli, że nie uda im się
  243. już uratować. Podjeżdżając do posterunków Sawielowskiej, z którą, dzięki
  244. Bogu, mieli w tym czasie układ pokojowy, zaczęli zawczasu zwalniać, żeby
  245. przy takiej szybkości nie zastrzelili ich na podjeĽdzie jako bandytów, i ze
  246. wszystkich sił wołali do strażników: "Szczury! Szczury idą!". Byli gotowi
  247. na dalszą jazdę przez Sawielowską i dalej, wzdłuż linii, błagając, żeby ich
  248. przepuścili, póki jest dokąd uciekać, póki szara fala nie zaleje całego metra.
  249. Lecz na ich szczęście na Sawielowskiej znalazło się coś, co uratowało
  250. uciekinierów, stację i być może całą Linię Sierpuchowsko--Timirjazewską:
  251. kiedy zlani potem dojeżdżali do straży krzycząc o śmierci, której ledwo
  252. udało im się umknąć, tamci już pośpiesznie ściągali pokrowiec z jakiegoś
  253. potężnego urządzenia.
  254. Był to miotacz płomieni zmontowany przez miejscowe złote rączki ze
  255. znalezionych części, prymitywny, ale niezwykle silny. Gdy tylko pokazały
  256. się pierwsze szeregi szczurów, a z mroku zaczął dobiegać narastający szum
  257. i zgrzytanie tysięcy szczurzych łap, strażnicy odpalili miotacz i nie
  258. wyłączali go, aż skończyło się paliwo. Huczące, pomarańczowe płomienie
  259. wypełniły tunel na długości kilkudziesięciu metrów i paliły, spalały szczury,
  260. bez przerwy, dziesięć, piętnaście, dwadzieścia minut. Tunel napełnił się
  261. ohydną wonią palonego mięsa i dzikim szczurzym wyciem... A za plecami
  262. strażników z Sawielowskiej, którzy zostali bohaterami słynnymi na całą
  263. linię, zamarła stygnąca drezyna, w każdej chwili gotowa do nowego skoku,
  264. a na niej pięciu mężczyzn, uciekinierów ze stacji Timirjazewska i jeszcze
  265. jedna osoba - uratowane przez nich dziecko. Chłopiec. Artem.
  266. Szczury cofnęły się. Ich ślepa wola została złamana przez jedno z
  267. ostatnich osiągnięć ludzkiego geniuszu wojskowego. Ludzie zawsze umieli
  268. zabijać lepiej niż każde inne żywe stworzenie.
  269. Szczury uciekły i wróciły do swego ogromnego królestwa, którego
  270. prawdziwych rozmiarów nie znał nikt. Wszystkie te leżące na niezbadanej
  271. głębokości labirynty były tak tajemnicze i, zdawałoby się, bez żadnego
  272. pożytku dla pracy metra, że nie zważając na zapewnienia ludzi z
  273. autorytetem, nie można było uwierzyć, iż wszystko to stworzyli zwykli jego
  274. budowniczowie.
  275. Jeden z tych autorytetów pracował nawet kiedyś, jeszcze w tamtych
  276. czasach, jako pomocnik maszynisty kolejki podziemnej. Takich ludzi
  277. niewielu już zostało i byli w cenie, gdyż na samym początku okazali się
  278. jedynymi, którzy nie rozkleili się i nie ulegli strachowi, znalazłszy się poza
  279. wygodną i bezpieczną kapsułą pociągu, w ciemnych tunelach
  280. moskiewskiego metra, w tych kamiennych trzewiach megalopolis. Wszyscy
  281. na stacji odnosili się do niego z szacunkiem i tego samego uczyli swoje
  282. 8
  283. dzieci, dlatego pewnie Artem go zapamiętał, a zapamiętał na całe życie:
  284. wyniszczonego chudego człowieka, zmarniałego przez długie lata pracy pod
  285. ziemią, w wytartym, wyblakłym uniformie pracownika metra, który to strój
  286. dawno już stracił fason, ale nadal był zakładany z dumą, z jaką
  287. emerytowany admirał wdziewa paradny mundur. Artem zaś, wówczas
  288. jeszcze zupełny dzieciak, widział w mizernej postaci pomocnika maszynisty
  289. niewypowiedzianą siłę i charakter...
  290. Trudno się dziwić! Pracownicy metra byli dla pozostałych jego
  291. mieszkańców tym, kim tubylczy przewodnicy dla ekspedycji naukowych w
  292. dżungli. święcie im wierzono i całkowicie na nich polegano, od ich wiedzy
  293. i umiejętności zależało przeżycie pozostałych. Wielu z nich zostało
  294. przywódcami stacji po tym, jak rozpadł się jedyny system władzy i metro z
  295. kompleksowego obiektu obrony cywilnej, ogromnego schronu
  296. przeciwatomowego zmieniło się w mrowie niezwiązanych jedną władzą
  297. stacji i pogrążyło w chaosie i anarchii. Stacje stały się swego rodzaju
  298. karłowatymi państewkami, niezależnymi i samodzielnymi, każde ze swoją
  299. ideologią, ustrojem, przywódcą i wojskiem. Wojowały ze sobą, łączyły się
  300. w federacje i konfederacje, jednego dnia będąc metropoliami powstających
  301. imperiów, by następnego upaść i dać się skolonizować wczorajszym
  302. przyjaciołom czy niewolnikom. Zawierały krótkotrwałe sojusze przeciw
  303. wspólnemu zagrożeniu, aby, kiedy niebezpieczeństwo minie, z nowymi
  304. siłami rzucić się sobie do gardeł. Tłukły się z zapamiętaniem o wszystko: o
  305. przestrzeń życiową, o jedzenie - hodowle drożdży białkowych, plantacje
  306. niepotrzebujących światła dziennego grzybów, kurniki i chlewy, w których
  307. blade podziemne świnie i kurczaki karmiono bezbarwnymi podziemnymi
  308. grzybami - i oczywiście o wodę, to jest o filtry. Barbarzyńcy, nie potrafiący
  309. naprawić urządzeń filtrujących, które przestały działać, umierali od skażonej
  310. promieniowaniem wody i ze zwierzęcą zawziętością rzucali się na ostoje
  311. cywilizacji, stacje, gdzie sprawne były prądnice i małe, chałupnicze
  312. elektrownie wodne, gdzie regularnie remontowano i czyszczono filtry, gdzie
  313. dzięki dbałości troskliwych kobiecych rąk mokrą ziemię przebijały białe
  314. kapelusiki pieczarek, a w zagrodach chrumkały syte świnie.
  315. Naprzód, do niekończącego się, szalonego szturmu, gnał ich instynkt
  316. samozachowawczy i odwieczna zasada rewolucji: odebrać i podzielić.
  317. Obrońcy dostatnich stacji, łączeni przez byłych zawodowych wojskowych
  318. w oddziały bojowe, walcząc do ostatniej kropli krwi odpierali ataki
  319. barbarzyńców, przechodzili do kontrnatarcia, oddając i odbierając w boju
  320. każdy metr tuneli. Stacje budowały potęgę wojskową, żeby na najazdy
  321. odpowiadać ekspedycjami karnymi, by wypierać swych cywilizowanych
  322. sąsiadów z ważnych życiowo obszarów, jeśli nie udało się osiągnąć
  323. porozumienia drogą pokojową, a wreszcie żeby odpierać całe to plugastwo
  324. wyłażące ze wszystkich dziur i tuneli. Wszystkie te dziwne, pokraczne i
  325. groĽne stworzenia, z których każde z łatwością mogłoby doprowadzić
  326. 9
  327. Darwina do obłędu swym jawnym nieprzestrzeganiem praw ewolucji.
  328. Jakkolwiek wyraĽnie różniły się od znanych człowiekowi zwierząt,
  329. wszystkie te potwory - czy to nieszkodliwi przedstawiciele miejskiej fauny
  330. przeobrażeni w stworzenia z piekła rodem, czy to istoty od zawsze
  331. zamieszkujące podziemne głębiny, a teraz rozdrażnione przez ludzi - one
  332. również były częścią życia na Ziemi. Zniekształconą i wynaturzoną, ale
  333. jednak. I wszystkimi rządził ten główny impuls, któremu podlega całe
  334. organiczne życie na tej planecie: przeżyć. Za wszelką cenę przeżyć.
  335. Artem wziął biały emaliowany kubek, w którym chlupotała ich zwykła
  336. stacyjna herbata. Nie była to oczywiście żadna herbata, a napar z suszonych
  337. grzybów z dodatkami, bo tej prawdziwej prawie już nie było. Oszczędzano
  338. ją i pito tylko w wielkie święta, zresztą była kilkadziesiąt razy droższa od
  339. naparu z grzybów. Mimo to mieszkańcy WOGN-u lubili swój napój, byli z
  340. niego dumni i nazywali "herbatą". Co prawda obcy, nieprzyzwyczajeni, na
  341. początku go wypluwali, ale potem, kiedy przywykli, całkiem im
  342. smakowało. Fama ich herbaty rozniosła się nawet poza granice stacji -
  343. ruszyli do nich straganiarze. Najpierw przychodzili pojedynczo, ryzykując
  344. własną skórą, lecz wkrótce herbata obiegła całą linię, zainteresowała się nią
  345. nawet Hanza, a po czarodziejski napar zaczęły ciągnąć do WOGN-u wielkie
  346. karawany. Popłynęły pieniądze. A gdzie są pieniądze, tam jest i broń, i
  347. drewno, i witaminy. Tam jest życie. Odkąd na WOGN-ie zaczęto robić
  348. herbatę, stacja zaczęła rosnąć w siłę, przenieśli się tu przedsiębiorczy ludzie
  349. z okolicznych stacji i tuneli, nadszedł czas rozkwitu. Mieszkańcy WOGN-u
  350. byli też bardzo dumni ze swoich świń i opowiadali legendy o tym, że to
  351. właśnie tutaj trafiły do metra: stało się to jeszcze na samym początku, kiedy
  352. jacyś śmiałkowie dostali się do na wpół zburzonego pawilonu "Hodowla
  353. Trzody Chlewnej" na terenie właściwej Wystawy Osiągnięć Gospodarki
  354. Narodowej i przygnali zwierzęta na stację.
  355. - Słuchaj, Artem! Co tam u Suchego? - spytał Andriej, siorbiąc herbatę
  356. małymi, ostrożnymi łykami, co chwila na nią dmuchając.
  357. - U wujka Saszy? Wszystko dobrze. Niedawno wrócił z naszymi ludĽmi
  358. z wyprawy wzdłuż linii. Z ekspedycji. Ale pan to na pewno wie.
  359. Andriej był jakieś piętnaście lat starszy od Artema. Był w zasadzie
  360. zwiadowcą i rzadko stał na posterunku bliżej niż na czterysta
  361. pięćdziesiątym metrze, a i wtedy zawsze był dowódcą blokady. Teraz
  362. wystawili go na trzechsetnym, za osłoną, ale jego i tak ciągnęło w głąb
  363. tunelu, więc wykorzystał pierwszy pretekst, pierwszy fałszywy alarm, żeby
  364. podejść bliżej ciemności, bliżej tajemnicy. Lubił i dobrze znał tunel i
  365. wszystkie jego odnogi. Na stacji zaś, wśród farmerów, wśród pracusiów,
  366. handlarzy i urzędników, czuł się nieswojo, jakby był niepotrzebny. Nie
  367. umiał się zmusić do spulchniania ziemi pod uprawę grzybów czy, co jeszcze
  368. gorsze, do tuczenia tymi grzybami tłustych świń, stojąc po kolana w
  369. 10
  370. nawozie na stacyjnych farmach. Handlować też nie mógł, po prostu nie
  371. cierpiał handlu, bo zawsze był żołnierzem, wojownikiem, i wierzył całą
  372. duszą, że jest to jedyne zajęcie godne mężczyzny. Był dumny z tego, że to
  373. on, Andriej, całe życie zajmował się obroną i tych cuchnących farmerów, i
  374. wiecznie zaaferowanych straganiarzy, i niemożliwie rzeczowych
  375. rządzących, i dzieci, i kobiet. Kobiety przyciągała jego drwiąca,
  376. lekceważąca niebezpieczeństwo siła, jego stuprocentowa pewność siebie,
  377. jego spokój o siebie i tych, którzy z nim byli, bo zawsze umiał ich obronić.
  378. Kobiety obiecywały mu miłość, obiecywały dom, lecz on czuł się w domu
  379. dopiero za pięćdziesiątym metrem, kiedy światła stacji znikały za zakrętem.
  380. Kobiety tam za nim nie szły. Bo po co?
  381. A teraz, rozgrzany herbatą, zdjął swój stary czarny beret i wycierając
  382. rękawem mokre od pary wąsy, zaczął chciwie wypytywać Artema o nowiny
  383. i plotki przyniesione z ostatniej ekspedycji przez jego ojczyma
  384.  
  385. - tego
  386. samego człowieka, który dziewiętnaście lat temu uratował Artema przed
  387. szczurami na Timirjazewskiej, a potem nie potrafił zostawić chłopczyka i go
  388. wychował.
  389. - Coś tam może i wiem, ale posłucham z przyjemnością i drugi raz. Nie
  390. chce ci się opowiadać, czy jak? - nalegał Andriej.
  391. Nie trzeba było go długo przekonywać: Artemowi i tak było miło
  392. przypomnieć sobie i przekazać opowieści ojczyma, w końcu wszyscy będą
  393. go słuchać z otwartymi ustami.
  394. - Cóż, dokąd szli, to pan na pewno wie... - zaczął Artem.
  395. - Wiem, że na południe. Cholernie wszystko utajnione u tych waszych
  396. wysłanników - uśmiechnął się Andriej. - Specjalne zadania od władz, sam
  397. rozumiesz! - mrugnął porozumiewawczo do jednego ze swoich ludzi.
  398. - Nic w tym nie było tajnego
  399.  
  400. - zaprotestował Artem. - Celem ich
  401. ekspedycji było rozpoznanie sytuacji, zebranie informacji... Wiarygodnych
  402. informacji. Dlatego obcym straganiarzom, co to na naszej stacji strzępią
  403. języki, nie można wierzyć, bo może to straganiarze, a może prowokatorzy
  404. szerzący dezinformacje.
  405. - Straganiarzom w ogóle nie można wierzyć
  406.  
  407. - burknął Andriej.
  408. -
  409. Wyrachowani z nich ludzie. Nigdy nie wiesz: dziś sprzedaje taki twoją
  410. herbatę Hanzie, a jutro opchnie komuś ciebie samego z całym kramem.
  411. Może i u nas zbierają informacje? Po prawdzie, to nawet naszym
  412. niespecjalnie ufam.
  413. - Co do naszych, to się pan myli, Andrieju Arkadiewiczu. Nasi są w
  414. porządku. Sam znam prawie wszystkich. Ludzie jak ludzie. Tyle, że lubią
  415. pieniądze. Chcą żyć lepiej od innych, do czegoś dążą - spróbował ująć się
  416. za miejscowymi straganiarzami Artem.
  417. 11
  418. - Chwileczkę. Ja właśnie o tym. Lubią pieniądze. Chcą żyć lepiej niż
  419. inni. A kto wie, co oni robią, kiedy wychodzą do tunelu? Możesz mi z
  420. przekonaniem powiedzieć, że na pierwszej lepszej stacji nie zwerbują ich
  421. jacyś agenci? Możesz, czy nie?
  422. - Jacy agenci? Czyim agentom sprzedali się nasi straganiarze?
  423. - No właśnie, Artem! Jesteś jeszcze młody i nie wiesz wielu rzeczy. A
  424. jak będziesz słuchał starszych, to dłużej pożyjesz.
  425. - Ktoś musi się tym zajmować! Jak by nie było straganiarzy, to byśmy tu
  426. kwiczeli bez amunicji, walilibyśmy z berdanek solą do czarnych i popijali
  427. sobie herbatkę - nie ustępował Artem.
  428. - Dobra, dobra, znalazł się ekonomista... Nie gorączkuj się. Opowiadaj
  429. lepiej co tam Suchy widział. Co u sąsiadów? Na Aleksiejewskiej? Na
  430. Ryżskiej?
  431. - Na Aleksiejewskiej? Nic nowego. Hodują własne grzyby. Bo co to za
  432. stacja? Taki przysiółek... Mówi się - tu Artem zniżył głos, gdyż
  433. przekazywał tajną informację - że chcą się do nas przyłączyć. A Ryżska w
  434. sumie też nie jest przeciwna. Rośnie na nich presja z południa. Nastroje
  435. mają ponure: wszyscy szepczą o jakimś zagrożeniu, wszyscy czegoś się
  436. boją, a czego - nikt nie wie. Albo w tamtej części linii powstało jakieś
  437. imperium, albo boją się, że Hanza będzie się chciała rozszerzać, albo
  438. jeszcze coś. I wszystkie te przysiółki się do nas tulą. I Ryżska, i
  439. Aleksie­jewska.
  440. - A czego dokładnie chcą? Co proponują? - interesował się Andriej.
  441. - Proszą, żeby zjednoczyć się z nimi w federację ze wspólnym systemem
  442. obrony, wzmocnić po obu stronach granice, w tunelach między stacjami
  443. założyć stałe oświetlenie, zorganizować milicję, zasypać boczne tunele i
  444. korytarze, uruchomić drezyny transportowe, położyć kabel telefoniczny, na
  445. wolnym miejscu posadzić grzyby... Żeby mieć wspólną gospodarkę,
  446. pracować, pomagać sobie nawzajem jeśli będzie trzeba.
  447. - A gdzie oni byli wcześniej? Gdzie byli, kiedy z Ogrodu Botanicznego,
  448. z Miedwiedkowa, szły na nas te śmierdziele? Kiedy czarni nas szturmowali,
  449. to gdzie oni byli? - burczał Andriej.
  450. - Hej, Andriej, uważaj, żeby nie zapeszyć!
  451.  
  452. - wtrącił się Piotr
  453. Andriejewicz. - Na razie czarnych nie ma, i bardzo dobrze. Nie my z nimi
  454. wygraliśmy. Coś tam się u nich dzieje i się uspokoili. Może na razie zbierają
  455. siły? Tak więc sojusz nam nie zaszkodzi. Tym bardziej zjednoczenie z
  456. sąsiadami. To korzystne i dla nich, i dla nas.
  457. - I będziemy mieli wolność, równość i braterstwo!
  458. - rzucił ironicznie
  459. Andriej wyłamując palce.
  460. 12
  461. - Nie interesuje pana, co mówię, tak? - obrażonym głosem spytał
  462. Artem.
  463. - Nie, mów dalej, Artem, mów dalej - powiedział Andriej. - Z Piotrem
  464. skończymy się kłócić póĽniej. To nasz dyżurny temat.
  465. - No, dobra. I mówi się, że nasz główny niby się zgadza. Nie ma
  466. zasadniczych przeszkód. Trzeba tylko przedyskutować szczegóły. Niedługo
  467. będzie zjazd. A potem referendum.
  468. - A jakże! Referendum. Lud powie tak - znaczy tak. Powie nie
  469. -
  470. znaczy, że lud się pomylił. Niech się namyśli jeszcze raz - szydził Andriej.
  471. - Artem, a co się dzieje za Ryżską?
  472. - nie zwracając na niego uwagi
  473. dopytywał się Piotr Andriejewicz.
  474. - Co tam dalej mamy? Prospekt Mira. No, Prospekt Mira to wiadomo.
  475. Granica Hanzy. Ojczym mówił, że między Hanzą a czerwonymi jest bez
  476. zmian: pokój. Nikt już nie wspomina o wojnie - opowiadał Artem.
  477. "Hanza" była nazwą Związku Stacji Linii Okrężnej. Stacje te, znajdując
  478. się na przecięciu wszystkich pozostałych nitek, a więc również szlaków
  479. handlowych, połączone tunelami, prawie od samego początku były
  480. miejscami spotkań kupców ze wszystkich krańców metra. Bogaciły się z
  481. niewiarygodną szybkością i wkrótce, rozumiejąc, że ich bogactwo u zbyt
  482. wielu wywołuje zawiść, postanowiły się zjednoczyć. Oficjalna nazwa była
  483. zbyt długa i ludzie przezwali związek Hanzą - ktoś kiedyś trafnie porównał
  484. go ze związkiem miast handlowych w średniowiecznych Niemczech.
  485. Słówko było dĽwięczne i tak już zostało. Hanza początkowo składała się
  486. tylko z części stacji, zjednoczenie odbywało się stopniowo. Był odcinek
  487. Linii Okrężnej od stacji Kijewskiej do Prospektu Mira, tak zwany Północny
  488. Łuk, i stowarzyszone z nim Kurska, Tagańska i Oktiabrska. Potem już
  489. Hanza wchłonęła Pawielecką i Dobrynińską i utworzył się drugi
  490. łuk -
  491. Południowy. Jednak główny problem i główna przeszkoda w zjednoczeniu
  492. Łuku Północnego z Południowym tkwiła w Linii Sokolniczeskiej.
  493. Oto w czym rzecz
  494.  
  495. - opowiadał Artemowi jego ojczym.
  496.  
  497. - Linia
  498. Sokolniczeska zawsze była osobno. Jak popatrzeć na plan, to zaraz zwraca
  499. się na nią uwagę. Po pierwsze, jest prosta jak strzała. Po drugie, na
  500. wszystkich planach jest jaskrawo czerwona. A i nazwy stacji pasują:
  501. Krasnosielska, Krasnyje Worota, Komsomolska, Biblioteka im. Lenina i
  502. znów Lenińskie, tym razem Gory. I czy to przez takie nazwy, czy to z
  503. jakiejś innej przyczyny, ciągnęli na tę linię wszyscy czujący nostalgię za
  504. chwalebną socjalistyczną przeszłością. Wyjątkowo dobrze przyjęły się na
  505. niej idee odrodzenia państwa sowieckiego. Najpierw jedna stacja oficjalnie
  506. wróciła do ideałów komunizmu i ustroju socjalistycznego, potem sąsiednia,
  507. potem ludzie z drugiej strony tunelu zarazili się od nich rewolucyjnym
  508. optymizmem, obalili swoją administrację i wtedy już poszło z górki.
  509. Pozostali przy życiu kombatanci, byli działacze Komsomołu i partyjni
  510. 13
  511. funkcjonariusze, niezmienny lumpenproletariat
  512. - wszyscy napływali na
  513. rewolucyjne stacje.
  514. Utworzono komitet odpowiedzialny za rozpowszechnianie nowej
  515. rewolucji i idei komunistycznych po całym metrze, pod nieledwie
  516. leninowską nazwą: Międzystacjonówka. Szkolono tam grupy zawodowych
  517. rewolucjonistów i propagandystów i wysyłano ich coraz dalej w głąb
  518. wrogiego obozu. Wszystko szło w zasadzie bez większych zgrzytów, gdyż
  519. wygłodniali ludzie na bezpłodnej Linii Sokolniczeskiej pragnęli
  520. przywrócenia sprawiedliwości, która w ich rozumieniu mogła przyjąć tylko
  521. formę urawniłowki. Wkrótce szkarłatny płomień rewolucji, który zapłonął
  522. na jednym jej końcu, ogarnął całą nitkę. Dzięki cudem ocalałemu mostowi
  523. przez Jauzę, połączenie między stacją Sokolniki a Placem Prieobrażeńskim
  524. nadal istniało. Z początku krótki odcinek naziemny trzeba było pokonywać
  525. tylko nocami w jadących z pełną prędkością drezynach. Potem, siłami
  526. skazanych na śmierć, na moście postawiono ściany i dach. Stacjom
  527. przywracano stare sowieckie nazwy: Czystyje Prudy znów zostały
  528. Kirowską, Łubianka - Dzierżyńską, Ochotnyj Riad - Prospektem Marksa.
  529. Stacje o nazwach neutralnych zostały gorliwie przemianowane na coś
  530. bardziej oczywistego ideologicznie: Sportiwna
  531.  
  532. - na Komunisticzeską,
  533. Sokolniki na Stalińską, a Plac Prieobrażeński, od którego wszystko się
  534. zaczęło, na Sztandar Rewolucji. I tak oto linia, niegdyś Sokolniczeska, choć
  535. przez masy nazywana "czerwoną" - w rozmowach moskwian przyjęło się
  536. wówczas nazywanie wszystkich nitek metra według kolorów, którymi były
  537. oznaczone na mapie - w pełni oficjalnie została Linią Czerwoną.
  538. Dalej jednak tak łatwo nie poszło.
  539. Do czasu, kiedy Linia Czerwona ostatecznie się ukształtowała i zaczęła
  540. wysuwać pretensje do stacji z innych nitek metra, wyczerpała się
  541. cierpliwość wszystkich pozostałych. Zbyt wielu ludzi pamiętało czym jest
  542. sowiecka władza. Zbyt wielu ludzi widziało w grupach agitacyjnych,
  543. rozsyłanych przez Międzystacjonówkę po całym metrze, przerzuty
  544. nowotworu grożącego unicestwieniem całego organizmu. I niezależnie jak
  545. długo agitatorzy i propagandyści z Międzystacjonówki obiecywali
  546. elektryfikację całej sieci kolejki, zapewniając, że w połączeniu z sowiecką
  547. władzą da to komunizm (to tak bezwstydnie nadużywane leninowskie hasło
  548. chyba nigdy nie było bardziej aktualne), ludzie spoza ich linii nie dawali
  549. posłuchu tym obietnicom. Międzystacjonalnych bajkopisarzy wyłapywano i
  550. wydalano z powrotem do państwa sowieckiego.
  551. Wtedy przywódcy czerwonych postanowili, że pora działać bardziej
  552. zdecydowanie: jeśli pozostała część metra w żaden sposób nie zajmuje się
  553. wesołym ogniem rewolucji, trzeba ją podpalić. Sąsiednie stacje,
  554. zaniepokojone nasileniem komunistycznej propagandy i działalności
  555. 14
  556. wywrotowej, doszły do podobnego wniosku. Doświadczenie historii jasno
  557. dowodziło, że bakcyl komunizmu najlepiej przenosi się na bagnetach.
  558. I uderzył grom.
  559. Koalicja antykomunistycznych stacji, prowadzona przez Hanzę, przeciętą
  560. Linią Czerwoną na pół i chcącą zamknąć koło, przyjęła wyzwanie.
  561. Czerwoni nie liczyli oczywiście na zorganizowany opór i przecenili swoje
  562. siły. Oczekiwane przez nich łatwe zwycięstwo trudno było wróżyć nawet w
  563. dalekiej przyszłości.
  564. Wojna, która okazała się długa i krwawa, mocno uszczupliła i tak niezbyt
  565. liczną ludność metra. Zmagania trwały bez mała półtora roku i składały się
  566. w większości z walk pozycyjnych, ale były też konieczne wypady i
  567. działania dywersyjne partyzantów, zawały tuneli, rozstrzeliwanie jeńców,
  568. kilka przypadków bestialstwa z obu stron. Było tam wszystko: operacje
  569. wojskowe, manewry okrążające i przełamania, bohaterskie czyny,
  570. zwycięscy wodzowie, bohaterowie i zdrajcy. Lecz najbardziej
  571. charakterystyczne w tej wojnie było to, że żadnej z walczących stron nie
  572. udało się przesunąć linii frontu na jakąś znaczącą odległość. Czasem
  573. zdawało się, że komuś udało się zdobyć przewagę, zająć jakąś graniczną
  574. stację, lecz wróg sprężał się, mobilizował dodatkowe siły i szala przechylała
  575. się na drugą stronę.
  576. A wojna pochłaniała zasoby. Wojna zabierała najlepszych ludzi. Wojna
  577. była wyniszczająca.
  578. I pozostali przy życiu zmęczyli się nią. Władze rewolucyjne po cichu
  579. zmieniły pierwotne plany na bardziej skromne. Jeśli na początku głównym
  580. celem wojny było rozprzestrzenienie socjalistycznej władzy i
  581. komunistycznych idei na teren całego metra, to teraz czerwoni chcieli
  582. chociaż przejąć kontrolę nad tym, co uważali za największą świętość
  583.  
  584. -
  585. stacją Plac Rewolucji. Po pierwsze ze względu na nazwę, po drugie ze
  586. względu na to, że było z niej bliżej niż z jakiejkolwiek innej stacji metra do
  587. Placu Czerwonego i Kremla, którego wieże wciąż jeszcze wieńczyły
  588. rubinowe gwiazdy, jeśli wierzyć nielicznym śmiałkom, tak silnym mocą
  589. ideologii, że wybrali się na powierzchnię, by na niego popatrzeć. No, i
  590. oczywiście tam, na górze, obok Kremla, w samym centrum Placu
  591. Czerwonego znajdowało się Mauzoleum. Czy ciało Lenina tam jeszcze
  592. było, czy nie, nikt nie wiedział, ale nie miało to nawet specjalnego
  593. znaczenia. Przez długie lata sowieckich rządów Mauzoleum przestało być
  594. po prostu grobowcem, a stało się wartością samą w sobie, sakralnym
  595. symbolem ciągłości władzy. To właśnie tam przyjmowali defilady dawni
  596. wielcy wodzowie. To właśnie do niego dążyli wodzowie dzisiejsi. A
  597. powiadali, że to właśnie ze stacji Plac Rewolucji, z jej pomieszczeń
  598. technicznych, prowadziły tajemne przejścia do sekretnych laboratoriów
  599. przy Mauzoleum, a stamtąd - do samego grobu.
  600. 15
  601. W posiadaniu czerwonych była stacja Plac Swierdłowa, dawniej
  602. Ochotnyj Riad, którą umocnili i uczynili przyczółkiem, z którego
  603. dokonywali wypadów i ataków na Plac Rewolucji.
  604. Niejedna wyprawa krzyżowa z błogosławieństwem władz rewolucyjnych
  605. ruszyła, by wyzwolić tę stację i ten grób. Ale jej obrońcy też rozumieli jakie
  606. znaczenie ma ona dla czerwonych i walczyli do ostatka. Plac Rewolucji
  607. zmienił się w niedostępną fortecę. Najzacieklejsze i najbardziej krwawe
  608. walki toczyły się właśnie na przedpolu tej stacji. Poległo tam najwięcej
  609. ludzi. Bitwy te miały swoich Aleksandrów Matrosowów, wystawiających
  610. pierś na ogień karabinów, i bohaterów, którzy obwiązywali się granatami,
  611. by wylecieć w powietrze razem ze stanowiskiem ogniowym nieprzyjaciela,
  612. nie mówiąc już o wykorzystywaniu przeciw ludziom zakazanych miotaczy
  613. płomieni... Wszystko na nic. Odbijali stację na jeden dzień, ale nie udawało
  614. im się na niej umocnić, więc ginęli i ­wycofywali się nazajutrz, kiedy
  615. koalicja przechodziła do kontrnatarcia.
  616. To samo, tyle że w przeciwnym kierunku, działo się na stacji Biblioteka
  617. im. Lenina. Tam bronili się czerwoni, a siły koalicyjne wielokrotnie
  618. próbowały ich wyprzeć. Stacja miała dla koalicji znaczenie strategiczne,
  619. gdyż ewentualny udany szturm pozwoliłby rozbić Linię Czerwoną na dwie
  620. części, a poza tym umożliwiała bezpośrednie przejście na trzy inne linie, i to
  621. takie, których Linia Czerwona w żadnym innym miejscu nie przecinała.
  622. Była więc węzłem chłonnym, który, zainfekowany przez czerwoną zarazę,
  623. otworzyłby jej drogę do ważnych dla życia organów. I żeby temu zapobiec,
  624. Bibliotekę im. Lenina trzeba było zdobyć, zdobyć za wszelką cenę.
  625. Lecz tak jak nieudane były wysiłki czerwonych, by zająć Plac Rewolucji,
  626. tak bezowocne okazały się działania koalicji, by wyprzeć ich z Biblioteki.
  627. A tymczasem ludność była coraz bardziej zmęczona. Zaczęły się już
  628. dezercje, coraz częściej występowały przypadki bratania się walczących,
  629. kiedy po obu stronach frontu żołnierze rzucali broń... Ale, w odróżnieniu
  630. od pierwszej wojny, czerwonym to nie pomagało. Rewolucyjny zapał
  631. powoli wygasał. Nie lepiej wyglądało to u koalicji: ludzie, niezadowoleni z
  632. tego, że muszą stale drżeć o swoje życie, rzucali wszystko i całymi
  633. rodzinami uciekali ze stacji centralnych na peryferia. Hanza słabła i
  634. pustoszała. Wojna boleśnie uderzyła w handel, straganiarze znajdowali
  635. ścieżki omijające ją kołem, ważne szlaki handlowe pustoszały i cichły...
  636. Politycy, coraz mniej popierani przez wojsko, musieli szybko szukać
  637. możliwości zakończenia wojny, zanim ich broń obróci się przeciwko nim.
  638. Wtedy, w warunkach ścisłej tajemnicy i, co konieczne w takich wypadkach,
  639. na neutralnej stacji, spotkali się przywódcy wrogich stron: towarzysz
  640. Moskwin ze strony sowieckiej, a z koalicji
  641. - prezydent Hanzy Łoginow i
  642. szef Konfederacji Arbackiej Kołpakow.
  643. 16
  644. Traktat pokojowy został podpisany bardzo szybko. Strony wymieniły się
  645. stacjami. Linia Czerwona zyskała pełnię władzy nad na wpół zburzonym
  646. Placem Rewolucji, lecz oddawała Konfederacji Arbackiej Bibliotekę im.
  647. Lenina. Dla jednych i drugich był to niełatwy krok. Konfederacja traciła
  648. jednego ze swoich członków, a razem z nim tereny na północnym
  649. wschodzie. W Linii Czerwonej pojawiła się wyrwa, bo na samym jej środku
  650. znalazła się stacja od niej niezależna, która przecinała ją na pół. Mimo że
  651. obie strony miały zagwarantowany swobodny tranzyt przez swoje dawne
  652. terytoria, taka sytuacja nie mogła nie niepokoić czerwonych... Lecz to, co
  653. proponowała koalicja, było zbyt kuszące. I Linia Czerwona się nie oparła.
  654. Na traktacie pokojowym najwięcej zyskiwała oczywiście Hanza, która
  655. mogła teraz swobodnie zamknąć krąg stacji i pokonać ostatnie przeszkody
  656. na drodze do rozkwitu. Ustalono też zachowanie status quo i zakaz
  657. prowadzenia działalności agitacyjnej i wywrotowej na terenie dawnego
  658. nieprzyjaciela. Wszyscy byli zadowoleni. A teraz, kiedy umilkły działa i
  659. głosy polityków, nadeszła kolej propagandystów, którzy musieli wyjaśnić
  660. masom, że to właśnie ich strona osiągnęła wspaniałe sukcesy
  661. dyplomatyczne i, w istocie, wygrała wojnę.
  662. Minęły lata od owego pamiętnego dnia, kiedy podpisano traktat
  663. pokojowy. Przestrzegały go obie strony: Hanza dojrzała w Linii Czerwonej
  664. wygodnego partnera ekonomicznego, a ta porzuciła swoje agresywne
  665. zamiary:
  666. towarzysz
  667. Moskwin,
  668. gensek
  669. Komunistycznej
  670. Partii
  671. Moskiewskiego Metra imienia W.I. Lenina dialektycznie dowiódł
  672. możliwości stworzenia komunizmu na jednej, izolowanej linii i podjął
  673. historyczną decyzję o zapoczątkowaniu owego tworzenia. Stare urazy
  674. zostały zapomniane.
  675. Tę lekcję historii najnowszej Artem świetnie zapamiętał, tak jak starał się
  676. zapamiętywać wszystko, co mówił mu ojczym.
  677. - Dobrze, że przestali się zarzynać... - stwierdził Piotr Andriejewicz. -
  678. Przecież półtora roku nie można było postawić nogi za Okrężną: człowiek
  679. był wszędzie osaczony, dokumenty sprawdzali po sto razy. Miałem tam
  680. wtedy sprawę do załatwienia i nie mogłem przejść inaczej niż przez Hanzę.
  681. No to poszedłem. I zatrzymali mnie od razu na Prospekcie Mira. O mało co,
  682. a postawiliby pod ścianę.
  683. - Naprawdę? Nigdy o tym nie opowiadałeś, Piotrze... Jak to z tobą
  684. było? - zainteresował się Andriej.
  685. Artem nieco zmarkotniał, widząc, że berło opowiadającego zostało
  686. brutalnie wyrwane z jego rąk. Ale historia zapowiadała się ciekawie, więc
  687. nie wchodził im w słowo.
  688. - Jak? Bardzo prosto. Wzięli mnie za szpiega czerwonych. Znaczy,
  689. wychodzę z tunelu na Prospekcie Mira, na naszej linii. A ten Prospekt też
  690. należy do Hanzy. Można powiedzieć, aneksja. Więc tam to jeszcze nie było
  691. 17
  692. zbyt surowej kontroli - mieli tam targ, strefę handlową. Wiecie, w Hanzie
  693. wszędzie tak jest: te stacje, które znajdują się na samej Okrężnej, to jakby
  694. ich dom; w przejściach ze stacji "okrężnych" na "promieniste" jest granica -
  695. urząd celny, kontrola paszportowa...
  696. - Przecież my to wszystko wiemy, co tu nam będziesz wykłady robił...
  697. Opowiadaj lepiej co się tam z tobą stało! - przerwał mu Andriej.
  698. - Kontrola paszportowa
  699. - powtórzył z uporem Piotr Andriejewicz,
  700. surowo marszcząc brwi.
  701. - Na stacjach linii promienistych mają targi,
  702. bazary... Tam obcy mogą wejść. A przez granicę - nie da rady. Wylazłem
  703. na Prospekcie Mira, miałem przy sobie pół kilo herbaty... Potrzebowałem
  704. nabojów do karabinu. Chciałem wymienić. A tam - stan wojenny. Amunicji
  705. nie sprzedają. Pytam jednego straganiarza, drugiego - wszyscy się
  706. wymawiają i powolutku odsuwają na bok. Jeden tylko mi szepnął: "Jakie
  707. naboje, matole... Spływaj stąd i to szybko, na pewno już cię namierzyli".
  708. Podziękowałem i ruszyłem powolutku z powrotem do tunelu. I przy samym
  709. wyjściu zatrzymuje mnie patrol, a ze stacji słyszę gwizdki i biegnie jeszcze
  710. jeden oddział. Dokumenty, mówią. Daję im paszport ze stemplem naszej
  711. stacji. Przyglądają mu się uważnie i pytają: "A przepustka gdzie?". Ja
  712. zdziwiony: "Co za przepustka?". Okazuje się, że aby wejść na stację trzeba
  713. mieć obowiązkową przepustkę: przy wyjściu z tunelu jest stolik, kancelarię
  714. tam mają. Sprawdzają tożsamość i, jeśli to konieczne, wydają przepustkę.
  715. Nadmuchali sobie biurokrację, szczury jedne...
  716. Jak przeszedłem obok tego stołu, nie wiem... Czemu mnie wtedy te
  717. dranie nie zatrzymały? I tłumacz to teraz tym z patrolu. Stoi tam taki żłób,
  718. ostrzyżony na zero, i krzyczy: wślizgnąłeś się! Przekradłeś! Potajemnie
  719. przedostałeś! Kartkuje mi dalej paszport i widzi pieczątkę Sokolników.
  720. Wcześniej mieszkałem na Sokolnikach... Widzi stempel i oczy mu wręcz
  721. nabiegają krwią. Normalnie jak czerwona płachta na byka. ściąga z pleców
  722. karabin i ryczy: ręce za głowę, na ziemię! Od razu widać, że szkolony.
  723. Łapie mnie za kark i ciągnie tak po ziemi przez całą stację, do przejścia na
  724. torach, do dowódcy. I gada przy tym: poczekaj no, dostanę tylko zezwolenie
  725. od dowództwa - i zaraz pod ścianę, szpiegu zakichany. Aż mi się słabo
  726. zrobiło. Próbuję się wytłumaczyć, mówię do niego: "Jaki tam ze mnie
  727. szpieg? Handlowcem jestem! Zobacz, przywiozłem herbatę, z WOGN-u". A
  728. on na to, że mi całą tę herbatę wsadzi i jeszcze karabinem upchnie, żeby się
  729. więcej zmieściło. Widzę, że mało jestem przekonujący i że jeśli dowództwo
  730. da mu teraz wolną rękę, to zaciągną mnie na dwusetny metr, postawią
  731. twarzą do rur i zgodnie z prawem wojennym zrobią mi parę dodatkowych
  732. dziurek. Myślę sobie, jakoś kiepsko to wygląda... Podchodzimy do bramki,
  733. a ten żłób idzie się poradzić, gdzie będzie lepiej mnie zastrzelić. Patrzę na
  734. jego dowódcę - i po prostu kamień z serca: Paszka Fiedotow, do jednej
  735. klasy żeśmy chodzili, jeszcze po szkole długo się przyjaĽniliśmy, a potem
  736. jakoś straciliśmy się z oczu...
  737. 18
  738. - O żesz w mordę! Aleś nas przestraszył! A ja już myślałem, że po tobie,
  739. zabili cię - złośliwie wtrącił Andriej i wszyscy zebrani przy ognisku na
  740. czterysta pięćdziesiątym metrze, zgodnie się roześmiali.
  741. Nawet sam Piotr Andriejewicz, choć najpierw zerknął ze złością na
  742. Andrieja, potem nie wytrzymał i uśmiechnął się. śmiech poniósł się po
  743. tunelu budząc gdzieś w jego głębinach zniekształcone echo, niepodobne do
  744. niczego, nieco niesamowite huczenie... Przysłuchując mu się, wszyscy
  745. stopniowo ucichli.
  746. Wtedy, z głębi tunelu, z północy, całkiem wyraĽnie dało się słyszeć te
  747. same podejrzane dĽwięki: szmery i lekkie, drobne kroki.
  748. Andriej był oczywiście pierwszym, który to wszystko usłyszał.
  749. Natychmiast umilkł i dając innym znak, żeby też się nie odzywali, podniósł
  750. z ziemi karabin i zerwał się z miejsca. Powoli odciągnął zamek, wprowadził
  751. nabój do komory i bezszelestnie, przyciskając się do ściany, ruszył od
  752. ogniska w głąb tunelu. Artem też się podniósł: ciekawiło go, kogo
  753. oszczędził poprzednim razem, ale Andriej odwrócił się do niego i gniewnie
  754. syknął.
  755. Z kolbą przy ramieniu zatrzymał się w miejscu, gdzie ciemność
  756. zaczynała gęstnieć, położył się plackiem i zawołał:
  757. - Dajcie światło!
  758. Jeden z jego ludzi, trzymający w pogotowiu silną, zasilaną akumulatorem
  759. lampę, złożoną przez miejscowych majstrów z części starego
  760. samochodowego reflektora, włączył ją i mrok przecięła oślepiająco biała
  761. smuga światła. W ich polu widzenia pojawił się na ułamek sekundy
  762. wyrwany z ciemności niewyraĽny kształt: zupełnie mały, zdawałoby się
  763. niegroĽny, i pędem rzucił się do tyłu, na północ. Artem nie wytrzymał i
  764. krzyknął co sił:
  765. - No, strzelaj! Przecież ucieknie!
  766. Ale Andriej z jakiegoś powodu nie strzelał. Piotr Andriejewicz także
  767. wstał, trzymając w gotowości karabin, i zawołał:
  768. - Andriucha! Żyjesz?
  769. Ludzie przy ognisku zaczęli niespokojnie szeptać, dało się słyszeć
  770. szczękanie zamków. Wreszcie Andriej, otrzepując kurtkę, pojawił się w
  771. świetle lampy.
  772. - Ano żyję, żyję! - wydusił przez śmiech.
  773. - Czego rżysz? - spytał z niepokojem Piotr Andriejewicz.
  774. - Trzy nogi! I dwie głowy. Mutanty! Czarni podchodzą! Wyrżną
  775. wszystkich! Strzelaj, bo ucieknie! Ile hałasu narobili. Ale numer! - ciągle
  776. śmiał się Andriej.
  777. 19
  778. - Czemu nie dałeś rady strzelić? Mojego chłopaka jeszcze rozumiem
  779. -
  780. młody jest, nie załapał. A ty, jak go przegapiłeś? Przecież nie jesteś małym
  781. chłopcem, wiesz, co się stało z Poleszajewską?
  782.  
  783. - spytał gniewnie Piotr
  784. Andriejewicz, kiedy Andriej wrócił do ogniska.
  785. - Słuchałem o tej waszej Poleszajewskiej już z dziesięć razy! - machnął
  786. ręką Andriej. - To był pies! Nawet nie pies, a szczeniak... Już drugi raz się
  787. wam skrada do ognia, do ciepła i światła. A wy go żeście o mało nie
  788. zaciukali i jeszcze mnie teraz pytacie: czemuż to się z nim cackam?
  789. Oprawcy!
  790. - Skąd miałem wiedzieć, że to pies?
  791. - obraził się Artem. - Wydawał
  792. takie dĽwięki... A potem mówią, że tydzień temu widzieli szczura wielkości
  793. świni - wzdrygnął się. - Wywalili w niego pół magazynka, a ten nawet nie
  794. drgnął.
  795. - Tak, wierz sobie we wszystkie bajki! Poczekaj no, zaraz ci przyniosę
  796. tego szczura! - powiedział Andriej, przewiesił karabin przez ramię, odszedł
  797. od ogniska i rozpłynął się w mroku.
  798. Po chwili z ciemności dobiegł jego wysoki gwizd. A potem dał się też
  799. słyszeć głos, łagodny, wabiący:
  800. - No, chodĽ tu... ChodĽ tu, malutki, nie bój się!
  801. Namawiał dość długo, jakieś dziesięć minut, wołając i gwiżdżąc, aż w
  802. końcu jego sylwetka znów zamajaczyła w półmroku. Wrócił do ogniska,
  803. uśmiechnął się triumfalnie i rozchylił kurtkę. Wypadł z niej na ziemię
  804. szczeniak, trzęsący się, wynędzniały, mokry, niewiarygodnie ubłocony, ze
  805. zmierzwioną sierścią niewidomej maści, o czarnych, pełnych strachu oczach
  806. i stulonych maleńkich uszkach. Znalazłszy się na ziemi, natychmiast
  807. spróbował dać drapaka, ale mocna ręka Andrieja złapała go za kark i
  808. przeniosła z powrotem. Głaszcząc go po głowie, Andriej zdjął kurtkę i
  809. przykrył pieska.
  810. - Niech się psina ogrzeje... - wyjaśnił.
  811. - Zostaw go, Andriucha, na pewno jest zapchlony!
  812.  
  813. - próbował go
  814. ugadać Piotr Andriejewicz. - Może i robaki ma. I w ogóle, złapiesz jakąś
  815. zarazę, zaniesiesz na stację...
  816. - Już dobra, Andriejewicz! Przestań nudzić. Popatrz na niego! - i,
  817. rozchylając połę kurtki, Andriej zademonstrował mu mordkę szczeniaka,
  818. ciągle jeszcze drżącego, czy to ze strachu, czy z zimna.
  819.  
  820. - Andriejewicz,
  821. spójrz mu w oczy! Te oczy nie mogą kłamać!
  822. Piotr Andriejewicz spojrzał sceptycznie na szczeniaka. Jego oczy, choć
  823. przestraszone, były niewątpliwie uczciwe. Piotr Andriejewicz złagodniał.
  824. - Dobra... Znalazł się młody przyrodnik... Czekaj, poszukam mu czegoś
  825. na ząb - mruknął i zaczął grzebać w plecaku.
  826. 20
  827. - Szukaj, szukaj. Może wyrośnie z niego coś przydatnego. Owczarek
  828. niemiecki, na przykład
  829. - stwierdził Andriej i przesunął kurtkę ze
  830. szczeniakiem bliżej ognia.
  831. - A skąd tu się wziął szczeniak? Z tej strony przecież nie ma ludzi.
  832. Tylko czarni. Czy czarni trzymają
  833. psy? - patrząc podejrzliwie na
  834. drzemiącego w cieple szczeniaka, spytał jeden z ludzi Andrieja,
  835. wynędzniały chudy mężczyzna z potarganymi włosami, który do tej pory
  836. słuchał w milczeniu.
  837. - Masz oczywiście rację, Kirył - z powagą odparł Andriej. - Z tego co
  838. wiem, czarni wcale nie trzymają zwierząt.
  839. - To jak oni żyją? Coś jedzą?
  840. - głucho spytał drugi człowiek, który z
  841. nimi przyszedł, z cichym elektrycznym trzaskiem drapiąc się po nieogolonej
  842. szczęce.
  843. Był to wysoki, wyglądający na doświadczonego, barczysty i krzepki
  844. mężczyzna, z ogoloną na łyso głową. Ubrany był w długi i dobrze skrojony
  845. skórzany płaszcz, co w dzisiejszych czasach samo w sobie było rzadkością.
  846. - Czy jedzą? Mówią, że wszystkie świństwa zjadają, padlinę, szczury,
  847. ludzi. Niewybredni są, rozumiesz...
  848. - krzywiąc twarz z obrzydzenia,
  849. odpowiedział Andriej.
  850. - Kanibale? - spytał ogolony bez śladu zdziwienia; czuło się, że
  851. przychodziło mu już spotykać się z ludożerstwem.
  852. - Kanibale... To nie ludzie. Potwory. Licho ich wie, czym oni w ogóle
  853. są. Dobrze, że broni nie mają, to ich odpieramy. Na razie. Piotr! Pamiętasz,
  854. pół roku temu udało się wziąć jednego żywcem do niewoli?
  855. - Pamiętam - odezwał się Piotr Andriejewicz.
  856.  
  857. - Dwa tygodnie
  858. przesiedział u nas w karcerze, wody naszej nie pił, jedzenia nie ruszał, tak i
  859. zdechł.
  860. - Nie przesłuchiwaliście go?
  861. - Ani słowa po naszemu nie rozumiał. Mówią do niego po rosyjsku, a on
  862. milczy. W ogóle cały czas milczał. Jakby nabrał wody w gębę. Bili go -
  863. milczał. Dawali jeść - milczał. Czasem tylko ryczał. I jeszcze wył przed
  864. śmiercią, i to tak, że cała stacja się obudziła.
  865. - To skąd się tu wziął ten pies? - przypomniał rozczochrany Kirył.
  866. - A cholera go wie, skąd się wziął... Może uciekł od nich. Może i jego
  867. chcieli zeżreć. Tunel ma wszystkiego ze dwa kilometry. Pies dałby chyba
  868. radę od nich przybiec... A może do kogoś należał? Szedł ktoś z północy,
  869. natrafił na czarnych. A piesek zdążył na czas dać nogę. Zresztą nieważne,
  870. skąd się tu wziął. Sam na niego popatrz
  871.  
  872. - przypomina jakąś poczwarę?
  873. Przypomina mutanta? Psinka jak psinka, nic specjalnego. I do ludzi ją
  874. 21
  875. ciągnie - znaczy, że wyuczona. Niby czemu od trzech godzin się szwenda
  876. przy ognisku?
  877. Kirył zamilkł, rozmyślając nad tymi argumentami. Piotr Andriejewicz
  878. dolał do czajnika wody z kanistra i zapytał:
  879. - Komuś jeszcze herbaty? Ostatni kubek, niedługo już koniec zmiany.
  880. - Herbata, to jest coś! Dawaj
  881. - zaaprobował Andriej, pozostali też się
  882. ożywili.
  883. Woda w czajniku zaczęła wrzeć. Piotr Andriejewicz nalał chętnym
  884. jeszcze po kubku i poprosił:
  885. - Wy, tego... O czarnych lepiej nie rozmawiać. Poprzednim razem tak
  886. sobie siedzieliśmy, mówiliśmy o nich, aż przyleĽli. I chłopaki mi
  887. opowiadali, że z nimi też tak wyszło. Może to zbiegi okoliczności, ja tam
  888. przesądny nie jestem, ale jeśli nie? Jeśli oni to wyczuwają? Prawie już
  889. skończyliśmy zmianę, po co nam w ostatnim momencie to diabelstwo?
  890. - A jak... Pewnie, że nie warto - poparł go Artem.
  891. - Już dobra, chłopie, nie pękaj! Damy im radę! - spróbował podnieść go
  892. na duchu Andriej, ale zabrzmiało to niezbyt przekonująco.
  893. Jedna myśl o czarnych i nieprzyjemny dreszcz przeszywał nawet
  894. Andrieja, chociaż starał się tego nie pokazywać. Ludzi nie bał się żadnych:
  895. ani bandytów, ani zbirów-anarchistów, ani żołnierzy Armii Czerwonej. Za
  896. to wszystkie potwory napełniały go obrzydzeniem, i nie to żeby ich się bał,
  897. ale myśleć o nich tak spokojnie, jak o jakimkolwiek niebezpieczeństwie ze
  898. strony ludzi nie potrafił.
  899. Wszyscy umilkli. Ciężka, dławiąca cisza otoczyła skupionych przy
  900. ognisku ludzi. Trzaski płonących poskręcanych polan były tylko ledwo
  901. słyszalne, ale z daleka, z północy, od czasu do czasu dochodziło głuche
  902. dudniące burczenie, tak jakby moskiewskie metro było gigantycznym
  903. jelitem nieznanego monstrum. I od tych dĽwięków ogarniał ludzi strach.
  904. 22
  905. ROZDZIAŁ 2
  906. MYśLIWY
  907. W głowie Artema znów pojawiły się myśli o różnych paskudztwach.
  908. Czarni... Przeklęci nieludzie podczas jego warty tylko raz podchodzili do
  909. stacji, ale zdrowo się wtedy przestraszył, bo jak tu się nie przestraszyć...
  910. Siedzi człowiek na straży. Grzeje się przy ognisku. I nagle słyszy: z
  911. tunelu, gdzieś z głębi, rozlega się miarowy, głuchy stukot - najpierw gdzieś
  912. daleko, cicho, a potem coraz bliżej i głośniej... I nagle uszy rozsadza
  913. straszne cmentarne wycie, już całkiem niedaleko... Popłoch! Wszyscy się
  914. zrywają, worki z piaskiem i skrzynie, na których siedzieli, zwalają na
  915. barykadę, naprędce, żeby było gdzie się ukryć, a dowódca nie żałując
  916. gardła, krzyczy ze wszystkich sił: "Alarm!".
  917. Ze stacji biegną na pomoc odwody, na trzechsetnym metrze zdejmują
  918. pokrowiec z karabinu maszynowego, a tu, gdzie trzeba będzie przyjąć na
  919. siebie główne uderzenie, ludzie rzucają się na ziemię, za workami z
  920. piaskiem, mierzą w czeluść tunelu karabinami, celują... Wreszcie, kiedy
  921. wyczekają aż upiory podejdą całkiem blisko, zapalają reflektor i w jego
  922. świetle widać dziwaczne, absurdalne sylwetki. Nagie, z połyskującą czarną
  923. skórą, ogromnymi oczami i wyrwami ust... Miarowo idą naprzód, na
  924. umocnienia, na ludzi, na śmierć, wyprostowani, nie schylając się, wciąż
  925. bliżej i bliżej... Trzy... Pięć... Osiem stworów... I nagle ten, który idzie
  926. pierwszy zadziera głowę i wydaje z siebie żałobne wycie.
  927. Dreszcz idzie po skórze, człowiek ma ochotę zerwać się i uciec, rzucić
  928. karabin, rzucić towarzyszy, wszystko rzucić w diabły i uciekać... Reflektor
  929. wymierzony jest w pyski koszmarnych stworów, by ostre światło cięło ich
  930. po Ľrenicach, ale widać, że nawet nie mrużą powiek, nie osłaniają się
  931. dłońmi, lecz szeroko otwartymi oczami patrzą w snop i dalej miarowo idą
  932. naprzód i naprzód... Bo czy oni w ogóle mają Ľrenice?
  933. I wtedy, w końcu, z trzechsetnego metra przybiegają z ciężkim
  934. karabinem, kładą się obok, dĽwięczą komendy... Wszystko gotowe...
  935. Rozbrzmiewa długo oczekiwany rozkaz: "Ognia!". Naraz zaczyna terkotać
  936. kilka automatów, dudni cekaem. Mimo to czarni nie zatrzymują się, nie
  937. schylają: wyprostowani, nie myląc kroku, tak jak wcześniej, miarowo i
  938. spokojnie kroczą naprzód. W świetle reflektora widać, jak kule rozrywają
  939. lśniące ciała, jak odrzucają je w tył, czarni padają, lecz znów się podnoszą,
  940. prostują i idą dalej. I znów, tym razem ochrypłe, bo gardło już
  941. przestrzelone, rozlega się straszliwe wycie. Minie jeszcze kilka minut,
  942. zanim grad stali złamie wreszcie ten nieludzki, bezmyślny upór. A potem,
  943. kiedy wszystkie upiory padną już na ziemię, znieruchomieją i przestaną
  944. 23
  945. oddychać, z daleka, z dobrych pięciu metrów, będą jeszcze kontrolnie
  946. dobijane strzałami w głowę. I nawet kiedy będzie po wszystkim, kiedy
  947. wrzuci się już trupy do szybu, przed oczami długo jeszcze będzie stał ten
  948. straszny widok: jak w ich czarne ciała wbijają się kule, a szeroko otwarte
  949. oczy spala światło reflektora, lecz oni i tak miarowo idą naprzód...
  950. Artem wzdrygnął się przy tej myśli. Owszem, lepiej o nich nie gadać,
  951. pomyślał. Tak na wszelki wypadek.
  952. - Hej, Andriejewicz! Zbierajcie się! Już idziemy!
  953. - zawołali do nich z
  954. południa, z ciemności. - Koniec waszej zmiany!
  955. Siedzący przy ognisku zaczęli się ruszać, otrząsać z odrętwienia,
  956. wstawać, rozciągać, zakładać broń i plecaki, przy czym Andriej wziął też z
  957. sobą przygarniętego szczeniaka. Piotr Andriejewicz i Artem wracali na
  958. stację, a Andriej ze swymi ludĽmi do siebie, na trzechsetny metr: ich warta
  959. jeszcze się nie skończyła.
  960. Podeszli do nich zmiennicy, wymienili uściski dłoni, zapytali, czy nie
  961. działo się coś dziwnego, nietypowego, życzyli, jak należy, dobrego
  962. wypoczynku i usiedli blisko ognia, kontynuując swoją wcześniejszą
  963. rozmowę.
  964. Kiedy wszyscy ruszyli tunelem na południe, do stacji, Piotr Andriejewicz
  965. zaczął rozmawiać o czymś z ożywieniem z Andriejem, widocznie wracając
  966. do jednego z ich wiecznych sporów, a ostrzyżony na zero wielkolud, który
  967. wypytywał o dietę czarnych, został w tyle, zrównał się z Artemem i zmienił
  968. krok, żeby iść z nim ramię w ramię.
  969. - Czyli co, znasz Suchego, tak? - spytał Artema głuchym, niskim
  970. głosem, nie patrząc mu w oczy.
  971. - Wujka Saszę? Jasne, że tak! To mój ojczym. I mieszkamy razem
  972.  
  973. -
  974. odpowiedział zgodnie z prawdą Artem.
  975. - Coś takiego... Ojczym. Nic nie wiedziałem... - mruknął łysy.
  976. - A jak pan się nazywa? - postanowił spytać Artem, sądząc, że jeśli ktoś
  977. pyta o jego krewnego, to on ma prawo odwrócić pytanie.
  978. - Ja? Jak się nazywam? - powtórzył ze zdziwieniem łysy. - A po co ci
  979. to?
  980. - No, bo przekażę wujkowi Saszy... Suchemu, że pan o niego pytał.
  981. - Aha, po to... Hunter... Powiedz, że pytał o niego Hunter. Myśliwy. I
  982. że go pozdrawia.
  983. - Hunter? To przecież nie jest imię. To pana nazwisko? Czy
  984. przezwisko? - dopytywał się Artem.
  985. 24
  986. - Nazwisko? Hmm... - uśmiechnął się Hunter. - A co? Całkiem... Nie,
  987. chłopcze, to nie nazwisko. To mój, jakby ci to powiedzieć... Zawód. A ty
  988. jak masz na imię?
  989. - Artem.
  990. - No i dobrze. Poznaliśmy się. Na pewno będziemy tę naszą znajomość
  991. kontynuować. I to już wkrótce. Trzymaj się!
  992. Mrugnął do Artema na pożegnanie i zatrzymał się na trzechsetnym
  993. metrze, razem z Andriejem.
  994. Droga była dość krótka, z daleka słychać już było ożywiony gwar stacji.
  995. Piotr Andriejewicz, idący obok Artema, spytał go z niepokojem:
  996. - Słuchaj, Artem, a co to w ogóle za facet? Co on ci tam mówił?
  997. - Dziwny jakiś... Pytał o wujka Saszę. Jakiś jego znajomy, czy co? A
  998. pan go nie zna?
  999. - Właściwie nie... Przyszedł do nas na stację tylko na parę dni, ma tu
  1000. jakieś sprawy, zdaje się, że Andriej w sumie jakby go znał, no to wprosił się
  1001. z nim na wartę. Licho wie, do czego mu to potrzebne. Fizjonomię ma jakoś
  1002. znajomą...
  1003. - Tak. Kogoś z takim wyglądem na pewno trudno zapomnieć
  1004.  
  1005. -
  1006. przypuścił Artem.
  1007. - No właśnie. Gdzie ja go widziałem? A nie wiesz, jak się nazywa?
  1008.  
  1009. -
  1010. zainteresował się Piotr Andriejewicz.
  1011. - Hunter. Tak powiedział - Hunter. I weĽ tu się domyśl, co to znaczy.
  1012. - Hunter? Jakieś
  1013. Andriejewicz.
  1014. nierosyjskie
  1015. nazwisko...
  1016.  
  1017. - spochmurniał
  1018. Piotr
  1019. W oddali ukazała się już czerwona łuna: na WOGN-ie, jak na większości
  1020. stacji, nie działało zwykłe oświetlenie, i oto już trzecią dekadę ludzie żyli tu
  1021. pod szkarłatnym światłem lamp awaryjnych. Tylko w "apartamentach
  1022. prywatnych" - namiotach i pokojach - z rzadka świeciły normalne lampki
  1023. elektryczne. Zaś tylko kilka najbogatszych stacji metra rozświetlały
  1024. prawdziwe lampy rtęciowe. Opowiadano o nich legendy i bywało, że
  1025. prowincjusze z końcowych, zapomnianych przez Boga stacyjek, latami
  1026. pielęgnowali marzenia, by dotrzeć tam i popatrzeć na to cudo.
  1027. Przy wyjściu z tunelu zdali broń na wartowni, podpisali pokwitowanie, i
  1028. Piotr Andriejewicz, ściskając Artemowi rękę na pożegnanie, powiedział:
  1029. - Uderzamy w kimono! Sam ledwo trzymam się na nogach, a ty pewnie
  1030. w ogóle śpisz na stojąco. I pozdrów gorąco Suchego. Niech wpadnie w
  1031. gości.
  1032. Artem pożegnał się i, czując jak nagle zwaliło się na niego zmęczenie,
  1033. powlókł się do siebie, "do mieszkania".
  1034. 25
  1035. Na stacji WOGN mieszkało około dwustu ludzi. Niektórzy w
  1036. pomieszczeniach służbowych, ale większość w namiotach na peronie. Były
  1037. to namioty wojskowe, stare już i podniszczone, ale bardzo dobrze
  1038. wykonane. Nie miały tu, pod ziemią, okazji spotkać się z wiatrem ani
  1039. deszczem, były też często naprawiane, więc dało się w nich całkiem dobrze
  1040. żyć: nie przepuszczały ciepła ani światła, nawet wygłuszały dĽwięki, a
  1041. czego więcej chcieć od mieszkania...
  1042. Namioty były przytulone do ścian po obu ich stronach, wzdłuż torów, jak
  1043. i w głównym holu. Peron został przekształcony w rodzaj ulicy: pośrodku
  1044. pozostawiono dość szerokie przejście. Niektóre namioty, te większe, dla
  1045. licznych rodzin, były rozstawione pomiędzy filarami. Kilka arkad - w obu
  1046. końcach i w środku sali - było jednak, co konieczne, pustych, by można
  1047. było przejść. Niżej, pod podłogą peronu, znajdowały się też inne
  1048. pomieszczenia, lecz niskie sklepienie sprawiało, że nie nadawały się do
  1049. mieszkania; na WOGN-ie wykorzystywano je jako składy żywności.
  1050. Między dwoma północnymi tunelami, kilkadziesiąt metrów za stacją,
  1051. znajdował się krótki łącznik, zbudowany niegdyś, by pociągi mogły
  1052. zawracać i jechać w przeciwną stronę. Teraz jeden z tych tuneli był
  1053. zasypany tuż za rozwidleniem do łącznika, drugi natomiast prowadził na
  1054. północ, do stacji Ogród Botaniczny i niemal już podmoskiewskiego
  1055. Mytiszczi. Pozostawiono go jako drogę ucieczki w razie ostateczności i to
  1056. właśnie w nim Artem miał wartę. Niezasypany odcinek drugiego przejazdu i
  1057. tunel łączący go z pierwszym były przeznaczone na uprawę grzybów.
  1058. Rozmontowano tam szyny, spulchniono i użyĽniono ziemię; zwoziło się tu
  1059. zawartość dołów na odpadki i wszędzie, równymi rzędami, bielały
  1060. kapelusze grzybów. Na trzechsetnym metrze zasypany był również jeden z
  1061. dwóch tuneli wiodących na południe, i na samym jego końcu, jak najdalej
  1062. od ludzkich siedzib, mieściły się kurniki i zagrody dla świń.
  1063. Dom Artema stał na ulicy Głównej - mieszkał tu z ojczymem w jednym
  1064. z niewielkich namiotów. Jego ojczym był ważnym człowiekiem,
  1065. związanym z administracją, odpowiadał za kontakty z innymi stacjami, więc
  1066. nie dokwaterowano im do namiotu nikogo więcej, dostali go jako osobiste
  1067. mieszkanie najwyższej kategorii.
  1068. Dość często ojczym znikał na dwa-trzy tygodnie i nigdy nie brał z sobą
  1069. Artema, wymawiając się tym, że sprawy, którymi będzie musiał się
  1070. zajmować, są zbyt niebezpieczne i nie chce narażać go na ryzyko. Wracał z
  1071. tych swoich wypraw wychudzony, zarośnięty, czasem ranny, i pierwszy
  1072. wieczór spędzał zawsze z Artemem opowiadając mu rzeczy, w które trudno
  1073. było uwierzyć nawet przywykłemu do niewiarygodnych historii
  1074. mieszkańcowi tego groteskowego świata.
  1075. Artema ciągnęło oczywiście do podróży, ale włóczyć się tak po prostu po
  1076. metrze było zbyt niebezpiecznie: patrole niezależnych stacji były bardzo
  1077. 26
  1078. nieufne, z bronią nie przepuszczały, a wchodzić do tuneli bez broni to
  1079. pewna śmierć. Tak więc od czasu, kiedy przybył tu z ojczymem z
  1080. Sawielowskiej, Artem nie miał okazji brać udziału w dalszych wyprawach.
  1081. Wybierał się czasem w różnych sprawach na Aleksiejewską, oczywiście nie
  1082. sam, a w grupie, która docierała nawet do Ryżskiej. Ciągnęła się za nim
  1083. jeszcze jedna wyprawa, o której nie mógł nawet nikomu opowiedzieć,
  1084. chociaż tak bardzo chciał...
  1085. Wydarzyło się to dawno temu, kiedy w Ogrodzie Botanicznym nie było
  1086. nawet słychać o żadnych czarnych, a była to po prostu opuszczona,
  1087. nieoświetlona stacja, posterunki WOGN-u stały o wiele dalej na północ, zaś
  1088. sam Artem był jeszcze zupełnym dzieciakiem. Wtedy to, razem z
  1089. przyjaciółmi, zebrali się na odwagę: w trakcie zmiany warty przekradli się
  1090. przez ostatni posterunek z latarkami i ukradzioną czyimś rodzicom
  1091. dwururką i długo łazili po Ogrodzie Botanicznym. Było strasznie, ale też
  1092. ciekawie. W świetle latarek wszędzie było widać resztki ludzkiej obecności:
  1093. zwęglone szczątki, spalone książki, zepsute zabawki, porwane ubrania...
  1094. Spod stóp czmychały im szczury, a z północnego tunelu od czasu do czasu
  1095. rozlegały się dziwne pomruki. I któryś z przyjaciół Artema, nie pamiętał już
  1096. kto konkretnie, ale pewnie musiał to być Żeńka, najbardziej żywy i
  1097. ciekawski ze wszystkich trzech, zaproponował: a może spróbować usunąć
  1098. zaporę i dostać się na górę, schodami ruchomymi... popatrzeć po prostu, jak
  1099. tam jest? Co tam jest?
  1100. Artem natychmiast zaprotestował. Zbyt świeże były w jego pamięci
  1101. niedawne opowieści ojczyma o ludziach, którzy przebywali na powierzchni,
  1102. o tym, jak potem długo chorują i jakie straszne rzeczy można czasem
  1103. zobaczyć tam, na górze. Zaraz jednak zaczęli go przekonywać, że to
  1104. wyjątkowa szansa: kiedy następnym razem uda im się tak sobie, bez
  1105. dorosłych, wejść na prawdziwą porzuconą stację, a tu jeszcze można
  1106. wyjechać na powierzchnię i zobaczyć, na własne oczy zobaczyć, jak to jest,
  1107. kiedy nad głową jest tylko pusta przestrzeń... A kiedy stracili nadzieję, że
  1108. przekonają go po dobroci, oznajmili, że skoro jest takim tchórzem, to niech
  1109. siedzi tu na dole i czeka, póki nie wrócą. Myśl, by zostać samemu na
  1110. porzuconej stacji, a przy tym zepsuć sobie opinię u dwóch najlepszych
  1111. przyjaciół, wydała się Artemowi zupełnie nie do zniesienia, więc z ciężkim
  1112. sercem zgodził się pójść.
  1113. O dziwo, mechanizm podnoszący zaporę oddzielającą peron od
  1114. ruchomych schodów działał. I to właśnie Artemowi udało się go włączyć po
  1115. pół godzinie zaciekłych starań. Pordzewiała żelazna ściana z piekielnym
  1116. zgrzytem odsunęła się na bok i ich oczom ukazał się krótki rząd stopni
  1117. prowadzących w górę schodów ruchomych. Niektóre zapadły się i przez
  1118. ziejące dziury w świetle latarek widać było gigantyczne koła zębate, które
  1119. wiele lat wcześniej zatrzymały się na zawsze, przeżarte rdzą, porosłe czymś
  1120. brunatnym, wprawionym w niemal niezauważalne kołysanie... Nie było im
  1121. 27
  1122. łatwo zmusić się do wejścia na górę. Parę razy stopnie, na które wchodzili,
  1123. poddawały się ze skrzypnięciem i zapadały w dół, a chłopcy przechodzili
  1124. nad wyrwą łapiąc za wystające resztki lamp. Droga na górę nie była długa,
  1125. ale początkowe zdecydowanie ulotniło się już po pierwszym zapadniętym
  1126. stopniu, i, żeby nabrać odwagi, wyobrażali sobie, że są prawdziwymi
  1127. stalkerami.
  1128. Stalkerami...
  1129. Słowo to, dziwne i obce językowi rosyjskiemu, całkiem dobrze się w nim
  1130. przyjęło. Wcześniej mówiono tak też o ludziach, których bieda popychała
  1131. do tego, by przekradać się na porzucone poligony wojska i rozbierać
  1132. niewybuchłe pociski i bomby, a potem oddawać mosiężne łuski do punktu
  1133. skupu metali kolorowych; nazywano tak i dziwaków, którzy w czasie
  1134. pokoju łazili po kanałach, i jeszcze wielu innych... Wszystkie te znaczenia
  1135. miały jednak coś wspólnego: był to zawsze zawód skrajnie niebezpieczny,
  1136. zawsze było to zetknięcie z niezbadanym, niepojętym, zagadkowym,
  1137. złowieszczym, niewyjaśnionym... Kto wie, co działo się na porzuconych
  1138. poligonach, gdzie pokaleczona tysiącami wybuchów, poorana transzejami i
  1139. zryta katakumbami radioaktywna ziemia dawała potworne plony? I można
  1140. się było tylko domyślać, co mogło zamieszkać w kanałach megalopolis po
  1141. tym, jak ich budowniczowie zamykali za sobą włazy, by na zawsze opuścić
  1142. te mroczne, ciasne i cuchnące korytarze...
  1143. W metrze stalkerami nazywano tych rzadkich śmiałków, którzy mieli
  1144. odwagę pokazać się na powierzchni. W ochronnych skafandrach z
  1145. przyciemnionymi szkłami, uzbrojeni po zęby, ludzie ci wychodzili na górę
  1146. po niezbędne wszystkim przedmioty: amunicję, sprzęt, części zamienne,
  1147. paliwo... Ludzi, którzy się na to odważyli były setki. Ujść przy tym z
  1148. życiem i wrócić potrafili nieliczni - i tacy byli na wagę złota, ceniono ich
  1149. jeszcze bardziej niż byłych pracowników metra. Najróżniejsze
  1150. niebezpieczeństwa czekały tam, na górze, na tych, którzy ośmielili się
  1151. wyjść - od samego promieniowania po straszne, zdeformowane przez nie
  1152. stwory. Na powierzchni też istniało życie, lecz nie było to już życie w
  1153. zwykłym ludzkim rozumieniu.
  1154. Każdy stalker był człowiekiem legendą, półbogiem, na którego
  1155. wszyscy - od małych po wielkich
  1156. - patrzyli w zachwycie. Kiedy dzieci
  1157. rodzą się w świecie, w którym nie ma już dokąd i po co latać i żeglować, a
  1158. słowa "lotnik" i "marynarz" zacierają się i stopniowo tracą swój sens, dzieci
  1159. te chcą zostać stalkerami. Wychodzić odzianym w lśniącą zbroję, gdy
  1160. odprowadzają cię setki pełnych zachwytu i uwielbienia spojrzeń, wychodzić
  1161. na górę, do bogów, by walczyć z potworami i wracając tu, pod ziemię,
  1162. przynosić ludziom paliwo, amunicję, światło i ogień. Przynosić życie.
  1163. Stalkerem chciał zostać i Artem, i jego przyjaciel Żeńka, i WitalikMaruda. Tak więc, zmuszając się do pięcia w górę po przeraĽliwie
  1164. 28
  1165. skrzypiących schodach o zapadających się stopniach, wyobrażali sobie
  1166. siebie w skafandrach ochronnych, z miernikami radiacji, z wielkimi
  1167. giwerami w dłoniach, jak na prawdziwych stalkerów przystało. Lecz nie
  1168. mieli ani radiometrów, ani ochrony, a zamiast groĽnych wojskowych
  1169. karabinów jedynie przedpotopową dwururkę, z której może wcale nie dało
  1170. się strzelać...
  1171. Schody skończyły się dość szybko i chłopcy znaleĽli się prawie na
  1172. powierzchni. Na szczęście była noc, inaczej z pewnością by oślepli. Oczy,
  1173. przez długie lata życia pod ziemią przywykłe do ciemności, do szkarłatnego
  1174. światła ognisk i lamp awaryjnych, nie wytrzymałyby takiego obciążenia.
  1175. Oślepieni i bezradni, mieliby małe szanse wrócić jeszcze do domu.
  1176. Hol stacji Ogród Botaniczny był prawie doszczętnie zburzony, połowa
  1177. dachu zawaliła się i przez wyrwę widać było wolne już od chmur
  1178. radioaktywnego pyłu, ciemnogranatowe letnie niebo, usiane miriadami
  1179. gwiazd. Cóż to gwiaĽdziste niebo znaczy dla dziecka, które nawet nie jest w
  1180. stanie sobie wyobrazić, że nad głową może nie być sufitu? Kiedy podnosi
  1181. się wzrok i nie opiera się on o betonowy strop i przegniłe sploty przewodów
  1182. i rur, a gubi w granatowej otchłani, rozpostartej nagle nad głową - cóż to za
  1183. uczucie! A gwiazdy! Czy człowiek, który nigdy nie widział gwiazd, może
  1184. sobie wyobrazić, czym jest nieskończoność, jeśli samo pojęcie
  1185. nieskończoności z pewnością pojawiło się kiedyś wśród ludzi natchnionych
  1186. widokiem nocnego nieboskłonu? Miliony świetlistych ogników, srebrne
  1187. gwoĽdzie wbite w sklepienie z granatowego aksamitu...
  1188. Chłopcy stali tak trzy... pięć... dziesięć minut, nie mając sił, by się
  1189. odezwać. Nie ruszyliby się z miejsca i do rana na pewno usmażyliby się
  1190. żywcem, gdyby gdzieś całkiem blisko nie rozległo się straszne, mrożące
  1191. krew w żyłach wycie. Ocknęli się i błyskawicznie odskoczyli w tył, do
  1192. ruchomych schodów i co tchu rzucili się w dół, zupełnie zapominając o
  1193. środkach ostrożności i kilka razy prawie wpadając w wyrwy, wprost na
  1194. ostrza kół zębatych. Pomagając i wyciągając się nawzajem, w krótkim
  1195. czasie pokonali całą drogę powrotną.
  1196. Przeskoczywszy na złamanie karku ostatnie dziesięć stopni i gubiąc po
  1197. drodze dwururkę, rzucili się od razu do pulpitu sterującego barierą. Ale
  1198. -
  1199. niech to licho! - zardzewiałe żelastwo zaklinowało się i zapora nie chciała
  1200. wrócić na swoje miejsce. śmiertelnie przerażeni, że będą ich gonić monstra
  1201. z powierzchni ziemi, chłopcy pomknęli do swoich, do północnego
  1202. posterunku.
  1203. Rozumiejąc jednak, że zostawiając śluzę otwartą, zrobili coś bardzo
  1204. złego - być może otworzyli mutantom drogę w dół, do metra, do ludzi
  1205.  
  1206. -
  1207. zdołali umówić się, że będą trzymać język za zębami i nie powiedzą
  1208. żadnemu dorosłemu, gdzie byli. Na posterunku powiedzieli, że weszli w
  1209. 29
  1210. boczny tunel, żeby zapolować na szczury, ale zgubili broń, przestraszyli się
  1211. i wrócili.
  1212. Artem, oczywiście, dostał wtedy od ojczyma lanie jak się patrzy. Tylna
  1213. część ciała jeszcze długo piekła go od oficerskiego pasa, ale Artem
  1214. wytrzymał niczym wzięty w niewolę partyzant i nie wygadał tajemnicy
  1215. wojskowej. Jego koledzy też milczeli.
  1216. Uwierzyli im.
  1217. I właśnie teraz, gdy wspominał tę historię, Artem coraz częściej się
  1218. zastanawiał: czy tamta wyprawa, a co najważniejsze, otwarta przez nich
  1219. zapora, nie jest przypadkiem związana z tym diabelstwem, które szturmuje
  1220. ich posterunki od kilku lat?
  1221. Witając napotkanych po drodze ludzi, zatrzymując się to tu, to tam, by
  1222. wysłuchać nowin, uścisnąć dłoń przyjaciela, cmoknąć w policzek znajomą
  1223. dziewczynę, powiedzieć starszym co słychać u ojczyma, Artem dotarł
  1224. wreszcie do domu. W środku nikogo nie było i postanowił nie czekać na
  1225. ojczyma, tylko pójść spać: ośmiogodzinny dyżur każdego mógł zwalić z
  1226. nóg. Zdjął buty, zrzucił kurtkę i wtulił twarz w poduszkę. Sen nie kazał na
  1227. siebie czekać.
  1228. Zasłona namiotu uniosła się i do środka bezszelestnie wślizgnęła się
  1229. masywna sylwetka, której twarzy nie można było dojrzeć
  1230.  
  1231. - widać było
  1232. tylko, jak wygolona czaszka złowieszczo połyskuje w czerwonym
  1233. oświetleniu awaryjnym. Zabrzmiał głuchy głos: "Proszę, znów się
  1234. spotykamy. Widzę, że twojego ojczyma tu nie ma. To nic. Jego też
  1235. dopadniemy. Wcześniej, czy póĽniej. Nie ucieknie. A na razie pójdziesz ze
  1236. mną. Mamy o czym rozmawiać. Na przykład o zaporze na Botanicznym".
  1237. Artem zlodowaciał - poznał w nim swojego niedawnego znajomego z
  1238. posterunku, tego, który przedstawił się jako Hunter. A ten już zbliżał się do
  1239. niego, powoli, bezszelestnie, a jego twarzy wciąż nie było widać, światło
  1240. padało pod jakimś dziwnym kątem... Artem chciał zawołać o pomoc, lecz
  1241. potężna ręka, zimna jak u trupa, zasłoniła mu usta. Wreszcie udało mu się
  1242. wymacać lampę, włączyć ją i poświecić tamtemu w twarz. To, co zobaczył,
  1243. pozbawiło go na ułamek sekundy sił i napełniło przerażeniem: zamiast
  1244. ludzkiej twarzy, choćby srogiej i groĽnej, zamajaczył przed nim straszny
  1245. czarny pysk z parą ogromnych bezmyślnych oczu bez białek i rozwartą
  1246. paszczą... Artem szarpnął się, wyślizgnął z uścisku i rzucił do wyjścia z
  1247. namiotu. Nagle zgasło światło i na stacji zrobiło się całkiem ciemno, tylko
  1248. gdzieś w oddali widać było słaby poblask ogniska. Artem, niewiele myśląc,
  1249. rzucił się tam, w stronę światła. Wampir wyskoczył za nim rycząc: "Stój!
  1250. Nie masz dokąd uciec!". Gruchnął straszny śmiech, stopniowo przechodząc
  1251. w znajome cmentarne wycie. Artem biegł nie odwracając się, słysząc za
  1252. sobą tupot ciężkich butów, powolny, miarowy, zupełnie jakby jego
  1253. 30
  1254. prześladowca wiedział, że nie musi się nigdzie śpieszyć, że Artem i tak,
  1255. wcześniej, czy póĽniej, wpadnie w jego ręce...
  1256. Kiedy Artem podbiegł do ogniska, dostrzegł, że przy ogniu, plecami do
  1257. niego, siedzi jakiś człowiek. Zaczął nim potrząsać, prosić o pomoc, ale ten
  1258. od razu upadł na wznak i stało się jasne, że od dawna nie żyje, a twarz ma z
  1259. jakiejś przyczyny pokrytą szronem. I w tym zamarzniętym człowieku Artem
  1260. rozpoznał wujka Saszę, swojego ojczyma...
  1261. - Hej, Artem! Starczy już tego spania! Wstawaj no! Kimasz już siedem
  1262. godzin non stop... Wstawaj już, śpiochu! Gości trzeba przyjąć! - rozległ się
  1263. głos Suchego.
  1264. Artem usiadł na legowisku i utkwił w nim ogłupiały wzrok.
  1265. - Oj, wujku Saszo... To ty... Wszystko z tobą w porządku?
  1266. - spytał
  1267. wreszcie, po minucie mrugania oczami. Z trudem zwalczył w sobie chęć
  1268. spytania, czy Suchy w ogóle żyje, i to tylko dlatego, że fakt ten był
  1269. widoczny gołym okiem.
  1270. - Jak widzisz, tak! Wstawaj no, nie ma co się pokładać. Poznasz mojego
  1271. przyjaciela - powiedział Suchy.
  1272. Tuż obok dał się słyszeć znajomy głuchy głos i Artem pokrył się potem -
  1273. wspomniał niedawny koszmar.
  1274. - Ach, to wy już się znacie?
  1275. - zdziwił się Suchy. - Obrotny z ciebie
  1276. chłopak, Artem!
  1277. Wreszcie do namiotu wsunął się gość. Artem wzdrygnął się i przycisnął
  1278. do ściany namiotu - to był Hunter. Koszmar znów stanął mu przed oczyma:
  1279. puste ciemne oczy, łoskot ciężkich butów za plecami, skostniały trup przy
  1280. ognisku...
  1281. - Tak. Już się poznaliśmy - przemówił Artem, niechętnie podając rękę
  1282. gościowi.
  1283. Dłoń Huntera okazała się ciepła i sucha, i Artem powoli zaczął nabierać
  1284. pewności, że to był tylko sen, nie ma w tym człowieku nic złego, po prostu
  1285. wyobraĽnia, rozpalona strachem z ośmiu godzin spędzonych na posterunku,
  1286. znalazła ujście w jego snach...
  1287. - Słuchaj, Artem! Zrób nam przysługę! Zagotuj troszkę wody na
  1288. herbatę! Próbowałeś już naszej herbaty? - mrugnął Suchy do gościa. - Ech,
  1289. mocne zielsko!
  1290. - Już miałem okazję
  1291. - odparł Hunter, kiwając głową.
  1292.  
  1293. - Dobra ta
  1294. herbata. Na Pieczatnikach też robią, ale straszną lurę. A wasza to zupełnie
  1295. co innego.
  1296. Artem poszedł po wodę, potem do wspólnego ogniska, żeby zagrzać ją w
  1297. czajniku. Rozpalanie ognia w namiotach było surowo wzbronione: spaliło
  1298. się tak już kilka stacji.
  1299. 31
  1300. Po drodze myślał o tym, że Pieczatniki są przecież zupełnie po drugiej
  1301. stronie metra, licho wie, ile tam się idzie, tyle po drodze przesiadek, przejść,
  1302. przez tyle stacji trzeba się przedostać
  1303. - tu fortelem, tam siłą, gdzie indziej
  1304. dzięki znajomościom... A ten tak niedbale rzuca: "Na Pieczatnikach też...".
  1305. Tak, nie ma co, ciekawa postać, chociaż trochę straszna. A łapska ma, jakby
  1306. ścisnął imadłem, a przecież z Artema też nie słabeusz i nie jest z tych, co to
  1307. nie zmierzą się siłą przy podaniu ręki.
  1308. Kiedy zagotował wodę w czajniku, wrócił do namiotu. Hunter zrzucił już
  1309. swój płaszcz, pod którym ukazał się czarny golf, ściśle opinający mocną
  1310. szyję i potężne, umięśnione ciało, włożony w zapięte oficerskim pasem
  1311. wojskowe spodnie. Na golfie miał kamizelkę taktyczną z mnóstwem
  1312. kieszeni, a pod pachą, w kaburze na szelkach tkwił potwornych wręcz
  1313. rozmiarów pistolet ze stali oksydowanej. Dopiero kiedy przyjrzał się
  1314. dokładnie, Artem zrozumiał, że jest to stieczkin z przykręconym do lufy
  1315. długim tłumikiem i jeszcze jakimś przyrządem przytwierdzonym od góry,
  1316. najprawdopodobniej celownikiem laserowym. Taki potwór musiał
  1317. kosztować cały majątek. A przy tym, jak od razu zauważył Artem, nie była
  1318. to zwykła broń do samoobrony, to na pewno. I tu przypomniało mu się, jak
  1319. Hunter, przedstawiając się, dodał do swojego imienia: "Myśliwy".
  1320. - No, Artem, polewaj gościowi herbaty! Siadaj Hunter, siadaj!
  1321. Opowiadaj! - pohukiwał Suchy. - Cholera wie, ile cię nie widziałem!
  1322. - O mnie póĽniej. Nic ciekawego. Za to słyszałem, że u was dzieją się
  1323. dziwne rzeczy. Przyłazi do was jakieś cholerstwo. Z północy. Usłyszałem
  1324. dziś parę historii, kiedy staliśmy na posterunku. Co to jest? - w swoim
  1325. stylu, krótkimi, jakby wyciosanymi słowami spytał Hunter.
  1326. - To jest śmierć, Hunter - nagle sposępniał Suchy. - Skrada się tu nasza
  1327. przyszła śmierć. Pełznie nasz los. Oto, co to jest.
  1328. - A dlaczego śmierć? Słyszałem, że bardzo skutecznie ich odpieracie.
  1329. Przecież nie mają broni. Ale co to jest? Kim są i skąd przychodzą? Nigdy
  1330. nie słyszałem o czymś takim na innych stacjach. Nigdy. A to znaczy, że
  1331. nigdzie więcej tego nie ma. Chcę wiedzieć, co to jest. Czuję ogromne
  1332. niebezpieczeństwo. Chciałbym znać stopień tego niebezpieczeństwa,
  1333. zrozumieć jego naturę. Po to tu jestem.
  1334. - Niebezpieczeństwo należy likwidować, tak, Myśliwy? Ciągle
  1335. pozostajesz kowbojem... Ale czy niebezpieczeństwo można zlikwidować?
  1336. Oto jest pytanie
  1337. - uśmiechnął się smutno Suchy. - Oto zagadka. Tu
  1338. wszystko jest bardziej złożone, niż ci się wydaje. O wiele bardziej. To nie są
  1339. zwykłe zombi, chodzące truposze z filmów. Tam wszystko jest proste:
  1340. ładujesz rewolwer srebrnymi kulami
  1341. - ciągnął, obrazowo podnosząc dłoń
  1342. złożoną w kształt pistoletu - pif-paf i siły zła zostają zwyciężone. Ale to
  1343. jest coś innego. Coś strasznego... A przecież trudno mnie wystraszyć,
  1344. Hunter, i ty to wiesz.
  1345. 32
  1346. - Panikujesz? - ze zdziwieniem spytał Hunter.
  1347. - Ich główną bronią jest strach. Ludzie ledwo wytrzymują na swoich
  1348. pozycjach. Leżą z automatami, z karabinami maszynowymi, a na nich idą
  1349. tamci, bezbronni. I wszyscy, wiedząc, że mają jakościową i liczebną
  1350. przewagę, o mało nie uciekają, tracą zmysły ze strachu, a niektórzy, powiem
  1351. ci w tajemnicy, stracili je na dobre. I to nie jest zwykły strach, Hunter!
  1352.  
  1353. -
  1354. Suchy zniżył głos.
  1355. - To jest... Nie wiem nawet, jak ci to wyjaśnić
  1356. słowami... To za każdym razem jest silniejsze. Oni jakoś oddziałują na
  1357. głowę... I mnie się wydaje, że świadomie. Czujesz ich już z daleka i to
  1358. uczucie ciągle narasta, taki ohydny niepokój, czy coś, i zaczynają ci się
  1359. trząść łydki. A niczego jeszcze nie słychać i nie widać, ale wiesz już, że są
  1360. gdzieś blisko, idą... Idą... I wtedy słychać wycie, że tylko uciekać... A jak
  1361. podejdą bliżej, zaczyna cię trząść. I jeszcze długo póĽniej widzi się, jak idą
  1362. z otwartymi oczami prosto na reflektor...
  1363. Artem wzdrygnął się. Okazuje się, że koszmary prześladowały nie tylko
  1364. jego. Wcześniej starał się nie rozmawiać z nikim na ten temat
  1365. - bał się, że
  1366. uznają go za tchórza lub wariata.
  1367. - Psychikę człowiekowi osłabiają, bestie! - ciągnął Suchy. - I wiesz co,
  1368. nastrajają się jakby na twoją falę, i następnym razem jeszcze mocniej ich
  1369. czujesz, jeszcze bardziej się boisz. To nie jest zwykły strach... Ja to wiem.
  1370. Umilkł. Hunter siedział nieruchomo badając go wzrokiem, najwidoczniej
  1371. myśląc o tym, co usłyszał. Potem upił trochę gorącego napoju i powiedział
  1372. cicho i powoli:
  1373. - To zagrożenie dla nas wszystkich, Suchy. Dla całego tego zafajdanego
  1374. metra, nie tylko dla waszej stacji.
  1375. Suchy milczał, jakby nie chcąc odpowiadać, ale nagle wybuchnął:
  1376. - Dla całego metra, powiadasz? No nie, nie tylko dla metra. Dla całej
  1377. naszej postępowej ludzkości, która się z całym tym swoim postępem
  1378. doigrała. Czas zapłacić! Walka gatunków, Myśliwy. Walka gatunków. Ci
  1379. czarni to nie diabelstwo, ani żadne wampiry. To homo novus - następne
  1380. stadium ewolucji, lepiej od nas przystosowane do otaczającego nas
  1381. środowiska. Przyszłość należy do nich, Myśliwy! Może homo sapiens
  1382. pogniją jeszcze ze dwadzieścia, nawet pięćdziesiąt lat w cholernych norach,
  1383. które sami sobie wykopali kiedy jeszcze było ich zbyt wielu i nie mieścili
  1384. się wszyscy naraz na powierzchni, więc tych biedniejszych w dzień trzeba
  1385. było upychać pod ziemią. Staniemy się bladzi, wątli, jak Morlokowie
  1386. Wellsa, pamiętasz Wehikuł czasu: w przyszłości żyły tam pod ziemią takie
  1387. stwory? Oni też kiedyś byli homo sapiens... Tak, jesteśmy optymistami, nie
  1388. chcemy zdychać! Na własnym gównie będziemy hodować grzybki, a świnia
  1389. zostanie nowym najlepszym przyjacielem człowieka, można powiedzieć
  1390. wspólnikiem w przeżyciu... Z apetycznym chrzęstem będziemy żreć
  1391. multiwitaminy, których całe tony przygotowali nasi troskliwi przodkowie.
  1392. 33
  1393. Będziemy lękliwie wypełzać na powierzchnię, żeby szybko złapać jeszcze
  1394. jeden kanister benzyny, jeszcze kilka czyichś łachów, a jak będziemy mieli
  1395. dużo szczęścia - jeszcze jedną garść nabojów, a potem biegiem z powrotem,
  1396. do swych dusznych podziemi, jak złodzieje oglądając się na boki, czy ktoś
  1397. nie zauważył. Bo tam, na górze, nie jesteśmy już u siebie w domu. świat nie
  1398. należy już do nas, Myśliwy... świat nie należy już do nas.
  1399. Suchy umilkł, patrząc jak para unosi się powoli znad filiżanki z herbatą i
  1400. niknie w półmroku namiotu. Hunter nie odpowiadał i nagle Artem
  1401. pomyślał, że nigdy jeszcze nie słyszał takich słów od swojego ojczyma. Nic
  1402. nie zostało z jego zwykłej pewności, że wszystko na pewno będzie dobrze, z
  1403. jego "Nie pękaj, damy radę!", z jego krzepiącego puszczania oczka... Czy
  1404. może to zawsze było tylko na pokaz?
  1405. - Milczysz, Myśliwy? Milczysz... Dalej, no, kłóć się ze mną! Gdzie
  1406. twoje argumenty? Gdzie ten twój optymizm? Jak rozmawialiśmy ze sobą
  1407. ostatnim razem, to jeszcze dowodziłeś, że poziom promieniowania spadnie i
  1408. ludzie wrócą kiedyś na powierzchnię ziemi. Ech, Myśliwy... "Wstanie
  1409. słońce nad lasem, ale nie dla mnie już..."
  1410. - szyderczo zaśpiewał Suchy. -
  1411. Wczepimy się zębami w życie, będziemy się go trzymać ze wszystkich sił,
  1412. bo przecież cokolwiek mówili filozofowie i twierdzili sekciarze, a nuż nic
  1413. tam nie ma? Nie chce się wierzyć, nie chce, ale gdzieś tam, w głębi duszy,
  1414. wiesz, że tak właśnie jest... A przecież podoba nam się to wszystko,
  1415. Myśliwy, nieprawdaż? Obaj bardzo lubimy żyć! Obaj będziemy pełzać po
  1416. śmierdzących podziemiach, spać w objęciach wieprzy i żreć szczury, ale
  1417. przeżyjemy! Tak? ObudĽ się, Myśliwy! Nikt nie napisze o tobie książki pt.
  1418. "Opowieść o prawdziwym człowieku", nikt nie będzie opiewał twojej chęci
  1419. życia, twojego przerośniętego instynktu przetrwania... Jak długo
  1420. wytrzymasz na grzybach, multiwitaminach i wieprzowinie? Poddaj się,
  1421. homo sapiens! Nie jesteś już władcą przyrody! Zostałeś obalony! Nie, nie
  1422. musisz koniecznie od razu zdychać, nikt nie nalega. Poczołgaj się jeszcze w
  1423. agonii, zachłystując się własnymi ekskrementami... Ale wiedz, homo
  1424. sapiens, przeżyłeś już swoje! Ewolucja, której prawa pojąłeś, zatoczyła już
  1425. pełne koło, i nie jesteś już jej ostatnim stadium, nie jesteś koroną
  1426. stworzenia. Jesteś dinozaurem. Trzeba ustąpić miejsca nowym,
  1427. doskonalszym gatunkom. Nie należy być egoistą. Gra skończona, pora dać
  1428. pograć innym. Twój czas minął. Wymarłeś. I niech przyszłe cywilizacje
  1429. łamią sobie głowy nad tym, dlaczego homo sapiens wymarł. Chociaż
  1430. wątpię, żeby to kogokolwiek zainteresowało...
  1431. Hunter, podczas tego monologu uważnie studiujący swoje paznokcie,
  1432. podniósł w końcu wzrok na Suchego i ciężko przemówił:
  1433. - NieĽle się załamałeś odkąd cię ostatnio widziałem. Przecież pamiętam
  1434. jak mi mówiłeś, że jeśli zachowamy kulturę, jeśli się nie poddamy, nie
  1435. oduczymy się mówić po rosyjsku, jeśli nauczymy nasze dzieci czytać i
  1436. 34
  1437. pisać, to nieważne, może i pod ziemią pociągniemy... Ty mi to mówiłeś,
  1438. czy nie ty? A teraz - poddaj się, homo sapiens... Jak to tak?
  1439. - Po prostu co nieco zrozumiałem, Myśliwy. Odczułem to, co ty może
  1440. jeszcze zrozumiesz, a może nie zrozumiesz nigdy: jesteśmy dinozaurami i
  1441. dożywamy swoich dni... Niech to potrwa dziesięć czy nawet sto lat, ale i
  1442. tak...
  1443. - Opór jest bezcelowy, tak? - złym głosem pociągnął Hunter. - Do tego
  1444. zmierzasz?
  1445. Suchy milczał ze wzrokiem wbitym w podłogę. Nigdy nikomu nie
  1446. przyznał się do swojej słabości i najwidoczniej dużo go kosztowało, by
  1447. powiedzieć coś takiego staremu przyjacielowi i to jeszcze przy Artemie.
  1448. Ciężko mu się było przyznać do kapitulacji...
  1449. - A właśnie, że nie! Niedoczekanie!
  1450.  
  1451. - powoli przemówił Hunter
  1452. prostując się do pełnej wysokości.
  1453. - I oni też się nie doczekają! Nowe
  1454. gatunki, powiadasz? Ewolucja? Nieodwracalne wymieranie? Gówno?
  1455. świnie? Witaminy? Nie takie rzeczy przeżyłem. Nie boję się tego.
  1456. Rozumiesz? Ja rąk do góry nie będę podnosił. Instynkt przetrwania? Możesz
  1457. tak to nazwać. Tak, będę się łapał życia zębami. Znam ja tę twoją ewolucję.
  1458. Inne gatunki niech poczekają wspólnie w kolejce. Nie jestem bydłem, które
  1459. prowadzą na rzeĽ. Kapituluj sobie i idĽ do tych swoich doskonalszych i
  1460. lepiej przystosowanych, ustępuj im swojego miejsca w historii! Jeśli
  1461. czujesz, że już się nawojowałeś, to wal - dezerteruj, ja cię nie osądzę. Ale
  1462. nie próbuj mnie przestraszyć. I nie staraj się ciągnąć mnie za sobą na rzeĽ.
  1463. Po co prawisz mi kazania? Jak nie będziesz sam, jak poddasz się w grupie,
  1464. to będzie mniejszy wstyd? Czy może wrogowie obiecują miskę gorącej
  1465. kaszy za każdego towarzysza wziętego w niewolę? Moja walka jest
  1466. beznadziejna? Twierdzisz, że jesteśmy na skraju przepaści? Pluję w tę twoją
  1467. przepaść. Jeśli uważasz, że twoje miejsce jest na dnie, to bierz jak najwięcej
  1468. powietrza i skacz. Bo mnie z tobą nie po drodze. Jeśli Człowiek Rozumny,
  1469. wyrafinowany i cywilizowany homo sapiens wybiera kapitulację, to
  1470. rezygnuję z tego zaszczytnego określenie i lepiej stanę się zwierzęciem. I
  1471. jak zwierzę będę chwytać się życia i rzucać innym do gardeł, żeby przeżyć.
  1472. I przeżyję. Rozumiesz?! Przeżyję!
  1473. Usiadł i cicho poprosił Artema, żeby nalał mu jeszcze herbaty. Suchy
  1474. sam wstał, mroczny i milczący, i poszedł napełnić czajnik i zagrzać wodę.
  1475. Artem został w namiocie w cztery oczy z Hunterem. Jego ostatnie słowa, ta
  1476. jego dĽwięcząca w uszach pogarda, jego zawziętość i pewność, że uda mu
  1477. się przeżyć, rozpaliły Artemowi serce. Długo nie mógł się zdecydować by
  1478. przemówić jako pierwszy. I wtedy Hunter sam zwrócił się do niego:
  1479. - No, a ty co myślisz, chłopcze? Mów, nie wstydĽ się... Też tak chcesz,
  1480. jak roślinka? Jak dinozaur? Siedzieć na tyłku i czekać aż po ciebie przyjdą?
  1481. Znasz przypowieść o żabie w śmietanie? Jak dwie żaby wpadły do dzbanka
  1482. 35
  1483. ze śmietaną? Jedna, myśląc racjonalnie, szybko zrozumiała, że opór jest
  1484. bezcelowy i że losu nie da się oszukać. A może jest jakieś życie
  1485. pozagrobowe, więc po co się niepotrzebnie wysilać i na próżno pocieszać
  1486. płonnymi nadziejami? Złożyła łapki i poszła na dno. A druga była na pewno
  1487. durna, albo niewierząca. I zaczęła się szamotać. Wydawałoby się, po co się
  1488. szarpać, jeśli wszystko przesądzone? Szamotała się i szamotała... Aż ubiła
  1489. śmietanę na masło. I wylazła z dzbanka. Uczcijmy pamięć jej towarzyszki,
  1490. przedwcześnie poległej w imię postępu filozofii i racjonalnego myślenia.
  1491. - Kim pan jest? - odważył się w końcu spytać Artem.
  1492. - Kim jestem? Już wiesz. Jestem Myśliwym.
  1493. - Ale co to znaczy myśliwy? Czym pan się zajmuje? Poluje pan?
  1494. - Jak by ci to wyjaśnić... Wiesz, jak jest zbudowany ludzki organizm?
  1495. Składa się z milionów maluteńkich komórek
  1496. - jedne przekazują sygnały
  1497. elektryczne, drugie przechowują informacje, trzecie wchłaniają substancje
  1498. odżywcze, czwarte transportują tlen... Ale wszystkie, nawet najważniejsze
  1499. z nich, zginęłyby szybciej niż w jeden dzień, zginąłby cały organizm, gdyby
  1500. nie było komórek odpowiedzialnych za odporność. Nazywają się one
  1501. makrofagi. Pracują metodycznie i regularnie, jak zegarek, jak metronom.
  1502. Kiedy choroba wnika w organizm, znajdują ją, śledzą, gdziekolwiek się
  1503. zapuści, wcześniej czy póĽniej łapią i... - Hunter wykonał gest jakby
  1504. ukręcał komuś szyję i wydał nieprzyjemny chrzęszczący
  1505. dĽwięk -
  1506. likwidują.
  1507. - Ale jaki to ma związek z pańskim zawodem? - upierał się Artem.
  1508. - WyobraĽ sobie, że całe metro to ludzki organizm. Złożony organizm,
  1509. składający się z czterdziestu tysięcy komórek. Ja jestem makrofagiem.
  1510. Myśliwym. To mój zawód. Każde niebezpieczeństwo, dostatecznie
  1511. poważne by zagrażać całemu organizmowi, należy likwidować. To jest
  1512. moja praca.
  1513. Wrócił wreszcie Suchy z czajnikiem i, nalewając wrzący wywar do
  1514. kubków, najwidoczniej w czasie swej nieobecności zebrawszy myśli,
  1515. zwrócił się do Huntera:
  1516. - I cóż zamierzasz przedsięwziąć, by zlikwidować Ľródło
  1517. niebezpieczeństwa, kowboju? Wybrać się na polowanie i powystrzelać
  1518. wszystkich czarnych? Wątpię, żeby cokolwiek z tego wyszło. Nie ma rady,
  1519. Hunter. Nie ma.
  1520. - Zawsze zostaje jeszcze jedno wyjście, ostatnie. Zawalić wasz północny
  1521. tunel w cholerę. Całkowicie. I odciąć się od twojego nowego gatunku.
  1522. Niech się rozmnażają na górze i nie ruszają nas, kretów. Podziemia to teraz
  1523. nasze środowisko życia.
  1524. - Opowiem ci coś ciekawego. Mało kto o tym wie na naszej stacji.
  1525. Zasypaliśmy już jeden tor. Dokładnie nad nami, nad północnymi tunelami,
  1526. 36
  1527. płyną wody gruntowe. I już wtedy, kiedy zasypywaliśmy drugą linię
  1528. północną, o mało nas nie zalało. Użylibyśmy trochę silniejszego ładunku - i
  1529. żegnaj, ojczysta stacjo WOGN. Tak więc, jeśli teraz zawalimy kolejny
  1530. północny tunel, nie tylko nas zaleje. Zmyje nas stąd radioaktywna zupa.
  1531. Wtedy to będzie nie tylko nasz koniec. Oto gdzie kryje się prawdziwe
  1532. zagrożenie dla metra. Jeśli właśnie teraz i w taki sposób rozpoczniesz wojnę
  1533. gatunków, to nasz przegra. Szach.
  1534. - A co ze śluzą? Czy nie można po prostu zamknąć śluzy w tunelu z tej
  1535. strony? - przypomniał sobie Hunter.
  1536. - śluzy z całej linii rozebrali nieznani mędrcy jeszcze jakieś piętnaście
  1537. lat temu i przeznaczyli na umocnienia jakiejś tam stacji, dziś nikt już nie
  1538. pamięta której. Czyżbyś sam o tym nie wiedział? No, to jeszcze raz: szach.
  1539. - Powiedz mi... Czy ostatnimi czasy ich ataki się nasilają?
  1540.  
  1541. - Hunter
  1542. chyba się poddał i zmienił temat rozmowy.
  1543. - Nasilają? Jeszcze jak! A przecież, w co trudno uwierzyć, jakiś czas
  1544. temu nic o nich w ogóle nie wiedzieliśmy. A teraz proszę - główne
  1545. zagrożenie. I wierz mi, bliski jest dzień, kiedy po prostu nas zmiotą, ze
  1546. wszystkimi naszymi umocnieniami, reflektorami i karabinami
  1547. maszynowymi. Przecież nie można poderwać całego metra dla jednej
  1548. marnej stacji... Fakt, robią tu całkiem niezłą herbatę, ale wątpię, żeby
  1549. ktokolwiek zgodził się ryzykować życie nawet dla tak wspaniałej herbaty
  1550. jak nasza. W końcu zawsze jest konkurencja z Pieczatników... Znów
  1551. szach! - smutno uśmiechnął się Suchy. - Nikomu nie jesteśmy potrzebni.
  1552. Sami już wkrótce nie będziemy w stanie wytrzymać ich naporu. Odciąć ich
  1553. zasypując tunel nie możemy. Wyjść na powierzchnię i tam ich wybić też nie
  1554. jesteśmy w stanie, z powszechnie zrozumiałych powodów... Mat.
  1555. Przegrałeś, Myśliwy! Ja też. Wszyscy w najbliższym czasie całkowicie
  1556. przegramy, jeśli rozumiesz, co mam na myśli
  1557.  
  1558. - krzywo uśmiechnął się
  1559. Suchy.
  1560. - Zobaczymy - odparł Hunter. - Zobaczymy.
  1561. Siedzieli dalej rozmawiając o najrozmaitszych rzeczach; często padały
  1562. nieznane
  1563. Artemowi
  1564. imiona,
  1565. urywki
  1566. niedopowiedzianych
  1567. lub
  1568. niewysłuchanych kiedyś do końca historii. Od czasu do czasu nagle
  1569. wybuchały jakieś stare spory, z których Artem niewiele rozumiał i które
  1570. widocznie ciągnęły się latami, przygasając na czas rozstania i znów
  1571. rozpalając się przy spotkaniu.
  1572. W końcu Hunter wstał, powiedział, że czas iść spać, bo w odróżnieniu od
  1573. Artema nie kładł się po dyżurze, i pożegnał się z Suchym. Ale przed
  1574. wyjściem nagle obrócił się do Artema i szepnął mu: "WyjdĽ na chwilę".
  1575. 37
  1576. Artem wyskoczył z namiotu od razu za nim, nie zwracając uwagi na
  1577. zdziwiony wzrok ojczyma. Hunter czekał na niego na zew­nątrz, szczelnie
  1578. zapinając swój długi płaszcz i podnosząc kołnierz.
  1579. - Przejdziemy się? - zaproponował i ruszył nieśpiesznie po peronie
  1580. przed siebie, w stronę namiotu dla gości, w którym nocował. Artem
  1581. niepewnie poszedł za nim, próbując domyślić się, o czym taki człowiek
  1582. chce porozmawiać z nim, chłopaczkiem, który jak dotąd nie zrobił dla
  1583. innych absolutnie nic znaczącego, a nawet zwyczajnie przydatnego.
  1584. - Co myślisz o tym, czym się zajmuję? - spytał Hunter.
  1585. - Fantastyczne... Przecież jeśli by pana nie było... No, i innych, takich
  1586. jak pan, jeśli jest was więcej... To my wszyscy już dawno byśmy...
  1587.  
  1588. -
  1589. wymamrotał zmieszany Artem.
  1590. Zrobiło mu się wstyd własnej nieumiejętności wysławiania się. Akurat
  1591. teraz, kiedy taki człowiek zwrócił na niego uwagę i osobiście chce mu coś
  1592. powiedzieć, poprosił nawet żeby z nim wyjść, żeby tak w cztery oczy, bez
  1593. ojczyma, on czerwieni się jak panienka i coś tam smętnie mamrocze...
  1594. - Doceniasz to? No, jeśli lud docenia
  1595.  
  1596. - uśmiechnął się Hunter
  1597. - to
  1598. znaczy, że nie ma co słuchać defetystów. Trzęsie się twój ojczym, ot co. A
  1599. przecież to naprawdę odważny człowiek... W każdym razie był nim. Dzieje
  1600. się u was coś strasznego, Artem. Coś, czego nie można tak zostawić. Twój
  1601. ojczym ma rację: to nie jest po prostu jakieś cholerstwo, jak na dziesiątkach
  1602. innych stacji, nie wandale, nie wyrodki. Tu jest coś nowego. Coś
  1603. złowieszczego. Od tych nowin wieje zimnem. Mogiłą. Wszystkiego dwie
  1604. doby na waszej stacji i już zaczyna mnie przenikać ten strach. I im więcej o
  1605. nich wiesz, im dłużej ich obserwujesz, im częściej ich widzisz, tym
  1606. silniejszy jest strach, tak to rozumiem. Ty, na przykład, niewiele razy ich
  1607. widziałeś, tak?
  1608. - Do tej pory jeden raz: dopiero niedawno zacząłem chodzić na dyżury
  1609. na północ - przyznał się Artem. - Ale szczerze mówiąc, wystarczył mi ten
  1610. jeden raz. Do dziś męczą mnie koszmary. Ostatniej nocy, na przykład. A
  1611. przecież tyle czasu już minęło od tamtego spotkania!
  1612. - Koszmary, powiadasz? Ty też je masz? - spochmurniał Hunter. - Tak,
  1613. nie wygląda to na przypadek... Pomieszkać tu jeszcze trochę, parę
  1614. miesięcy, pochodzić regularnie na te wasze dyżury i nie wykluczone, że też
  1615. skapcanieję... Nie, dzieciaku. W jednym twój ojczym się pomylił. To nie on
  1616. to mówi. Nie on tak uważa. To oni myślą za niego i oni za niego mówią.
  1617. Poddajcie się, mówią, opór jest bezcelowy. A on jest dla nich tubą. I sam
  1618. tego pewnie nie rozumie... I pewnie rzeczywiście dostrajają się dranie i
  1619. naciskają na psychikę. Co za diabelstwo! Powiedz mi, Artem - zwrócił się
  1620. do niego bezpośrednio, po imieniu, i chłopak zrozumiał, że zamierza
  1621. powiedzieć mu coś naprawdę ważnego.
  1622.  
  1623. - Masz jakąś tajemnicę? Coś
  1624. 38
  1625. takiego, czego nie powiedziałbyś nikomu ze stacji, a postronnemu
  1626. człowiekowi możesz zdradzić?
  1627. - Nno... - zawahał się Artem i przenikliwemu
  1628. wystarczyłoby to, by wiedzieć, że taka tajemnica istnieje.
  1629. człowiekowi
  1630. - Ja też mam swój sekret. Wymienimy się? Muszę się z kimś podzielić
  1631. swoją tajemnicą, ale chcę być pewny, że nikt jej nie wypaple. Dlatego
  1632. zdradĽ mi swoją
  1633. - i nie jakieś pierdoły o dziewczynach, tylko coś
  1634. poważnego, czego nikt nie powinien usłyszeć. Ja też ci powiem coś niecoś.
  1635. To dla mnie ważne. Bardzo ważne, rozumiesz?
  1636. Artem się wahał. Męczyła go oczywiście ciekawość, ale strach było
  1637. zdradzić właśnie tę tajemnicę człowiekowi, który był nie tylko ciekawym
  1638. rozmówcą, którego życie pełne było przygód, ale, jak można sądzić,
  1639. zimnokrwistym zabójcą, który bez najmniejszego wahania usuwał wszelkie
  1640. przeszkody na swojej drodze. A przecież jeśli Artem rzeczywiście okaże się
  1641. mieć związek z inwazją czarnych...
  1642. Hunter spojrzał mu zachęcająco w oczy:
  1643. - Nie masz powodu się mnie bać. Gwarantuję ci nietykalność!
  1644.  
  1645. - i
  1646. konspiracyjnie mrugnął.
  1647. Podeszli do namiotu dla gości, na tę noc oddanego Hunterowi do pełnej
  1648. dyspozycji, ale zostali na zewnątrz. Artem zastanowił się ostatni raz i jednak
  1649. się zdecydował. Nabrał jak najwięcej powietrza, a następnie pośpiesznie, na
  1650. jednym oddechu, przedstawił całą historię wyprawy na stację Ogród
  1651. Botaniczny. Kiedy przerwał, Hunter przez jakiś czas milczał, by przetrawić
  1652. to co usłyszał. Potem odezwał się ochrypłym głosem:
  1653. - Ogólnie biorąc, ciebie i twoich przyjaciół powinno się za to zabić, ze
  1654. względów wychowawczych. Ale zagwarantowałem ci już nietykalność. Na
  1655. twoich przyjaciół się to jednak nie rozciąga...
  1656. Artemowi ścisnęło się serce, poczuł jak drętwieje mu ze strachu ciało i
  1657. uginają się pod nim nogi. Nie był w stanie mówić i dlatego milcząc
  1658. oczekiwał dalszego ciągu mowy oskarżycielskiej.
  1659. - Jednak ze względu na wiek i ogólny kretynizm w chwili zajścia, a
  1660. także na długi czas, jaki od tego minął, zostajecie ułaskawieni. Będziecie
  1661. żyć - i, żeby szybciej wyprowadzić Artema z odrętwienia, Hunter jeszcze
  1662. raz mrugnął do niego, tym razem na zachętę.
  1663.  
  1664. - Ale pamiętaj, że twoi
  1665. sąsiedzi ze stacji nie będą mieli dla ciebie litości. Tak więc dobrowolnie
  1666. włożyłeś mi w ręce potężną broń przeciw samemu sobie. A teraz wysłuchaj
  1667. mojej tajemnicy...
  1668. I, póki Artem żałował swej gadatliwości, mówił dalej:
  1669. - Nie szedłem na tę stację przez całe metro na próżno. Nie poddam się.
  1670. Zagrożenie powinno zostać usunięte, jak już na pewno nie raz dziś
  1671. 39
  1672. słyszałeś. Powinno i zostanie usunięte. Ja to zrobię. Twój ojczym się boi.
  1673. Jak rozumiem, powoli zmienia się w ich narzędzie. Sprzeciwia się coraz
  1674. słabiej i jeszcze mnie próbuje przekonać. Jeśli te wody gruntowe to prawda,
  1675. to o wariancie z zawaleniem tunelu trzeba oczywiście zapomnieć. Ale twoja
  1676. opowieść cokolwiek mi rozjaśniła. Jeśli czarni po raz pierwszy zaczęli się tu
  1677. zakradać po waszej wycieczce, to znaczy, że przychodzą z Ogrodu
  1678. Botanicznego. Zdaje się, że hodowali nie to, co trzeba w tym Ogrodzie
  1679. Botanicznym, jeśli coś takiego się tam urodziło... A to znaczy, że można
  1680. ich zablokować tam, bliżej powierzchni. Bez niebezpieczeństwa uwolnienia
  1681. wód gruntowych. Tylko że licho wie, co się dzieje za siedemsetnym metrem
  1682. północnego tunelu. Tam wasza władza się kończy. Zaczyna się władza
  1683. mroku - najbardziej rozpowszechniona forma rządów na terytorium
  1684. moskiewskiego metra. Pójdę tam. Nikt nie może o tym wiedzieć. Powiesz
  1685. Suchemu, że wypytywałem cię o sytuację na stacji i to będzie prawda. Nie
  1686. będziesz raczej musiał niczego wyjaśniać: jak wszystko pójdzie gładko, sam
  1687. wszystko wyjaśnię komu trzeba. Ale może się też zdarzyć tak - przerwał na
  1688. moment badawczo patrząc Artemowi w oczy
  1689. - że nie wrócę. Usłyszysz
  1690. wybuch czy nie, jeśli nie wrócę do jutra rano, ktoś powinien przekazać, co
  1691. się ze mną stało, i opowiedzieć moim kolegom, co za cholerstwo siedzi w
  1692. waszych północnych tunelach. Wszystkich swoich dawnych znajomych z tej
  1693. stacji, w tym twojego ojczyma, dziś widziałem. I czuję, widzę niemal, jak
  1694. maleńki robak zwątpienia i strachu zżera mózgi wszystkim, którzy są często
  1695. poddani ich wpływowi. Nie mogę polegać na ludziach o robaczywych
  1696. mózgach. Potrzebuję zdrowego człowieka, którego rozsądku nie
  1697. szturmowały jeszcze te wampiry. Potrzebuję ciebie.
  1698. - Mnie? Ale jak ja mogę panu pomóc? - zdziwił się Artem.
  1699. - Posłuchaj. Jeśli nie wrócę, będziesz musiał za wszelką cenę - za
  1700. wszelką cenę, słyszysz?! - dotrzeć do Polis. Do Miasta... I odnaleĽć tam
  1701. człowieka o przezwisku Młynarz. Opowiesz mu całą historię. I jeszcze
  1702. jedno. Dam ci teraz pewną rzecz, przekażesz mu ją jako dowód, że to ja cię
  1703. posłałem. WejdĽ na chwilę!
  1704. - Hunter zdjął kłódkę z wejścia, podniósł
  1705. zasłonę i przepuścił Artema do środka.
  1706. W namiocie było ciasno przez stojący na podłodze ogromny plecak w
  1707. barwach ochronnych i imponujących rozmiarów kufer. W świetle lampki
  1708. Artem dojrzał ciemno połyskującą w głębi torby lufę jakiejś solidnej broni,
  1709. najprawdopodobniej rozłożonego wojskowego erkaemu. Zanim Hunter
  1710. ukrył go przed oczami postronnych, Artem zdołał zauważyć matowoczarne
  1711. metalowe skrzynki z taśmami z amunicją, ułożone ciasno w rzędzie po
  1712. jednej stronie broni oraz małe zielone granaty przeciwpiechotne po drugiej.
  1713. Bez żadnego komentarza na temat tego arsenału, Hunter otworzył boczną
  1714. kieszeń plecaka i wyciągnął z niej małą metalową kapsułkę, zrobioną z łuski
  1715. 40
  1716. naboju. Ze strony, po której powinna była znajdować się kula, kapsułka
  1717. kończyła się przykręconym wieczkiem.
  1718. - Proszę, trzymaj. Nie czekaj na mniej dłużej niż dwa dni. I nie bój się.
  1719. Wszędzie spotkasz ludzi, którzy ci pomogą. Zrób to koniecznie! Wiesz, co
  1720. od ciebie zależy. Przecież nie muszę ci tego jeszcze raz wyjaśniać, prawda?
  1721. To wszystko. Życz mi powodzenia i spływaj... Muszę się wyspać.
  1722. Artem ledwie wydusił z siebie słowa pożegnania, ścisnął potężną łapę
  1723. Huntera i powlókł się do swojego namiotu, garbiąc się pod ciężarem
  1724. obarczającej go misji.
  1725. 41
  1726. ROZDZIAŁ 3
  1727. JEśLI NIE WRÓCĘ
  1728. Artem myślał, że po przyjściu do domu nie ominie go przesłuchanie:
  1729. ojczym z pewnością będzie wyciągał z niego informacje, dopytując się o
  1730. czym rozmawiał z Hunterem. Jednak wbrew jego oczekiwaniom, ten wcale
  1731. nie czekał na niego z przygotowanymi dybami i hiszpańskimi butami, a
  1732. spokojnie pochrapywał - dotychczas, przez ponad dobę, nie mógł się
  1733. wyspać.
  1734. Przez nocne patrole i spanie w dzień, Artema znów czekała praca na
  1735. nocną zmianę, w fabryce herbaty.
  1736. Dziesięciolecia życia pod ziemią, w ciemności częściowo rozpraszanej
  1737. słabym czerwonym światłem sprawiły, że prawdziwe rozumienie dnia i
  1738. nocy stopniowo zatarło się. Nocą oświetlenie stacji nieco przygasało, tak jak
  1739. niegdyś w pociągach dalekobieżnych, aby ludzie mogli się wyspać, lecz
  1740. nigdy, oprócz sytuacji awaryjnych, nie gasło całkowicie. Jakkolwiek
  1741. wyostrzył się ludzki wzrok przez lata przeżyte w ciemności, wciąż jednak
  1742. nie mógł się równać z oczami stworzeń zamieszkujących tunele i porzucone
  1743. przejścia.
  1744. Podział na "dzień" i "noc" odbywał się bardziej z przyzwyczajenia, niż z
  1745. konieczności. "Noc" miała sens o tyle, o ile większości mieszkańców stacji
  1746. wygodnie było spać w jednym czasie, odpoczywała też wtedy trzoda,
  1747. przygaszano światło i zabraniano hałasować. O dokładnym czasie
  1748. mieszkańcy stacji dowiadywali się dzięki dwóm stacyjnym zegarom,
  1749. zawieszonym nad wejściami do tuneli z przeciwnych stron. Owe zegary
  1750. miały wagę porównywalną z takimi obiektami o strategicznym znaczeniu,
  1751. jak skład amunicji, filtry wodne i generator prądu. Wiecznie o nie dbano,
  1752. najmniejsze awarie były natychmiast naprawiane, a wszelkie, nie tylko
  1753. dywersyjne, ale nawet zwykłe, chuligańskie próby ich zniszczenia były
  1754. karane w najsurowszy sposób, aż do wygnania ze stacji.
  1755. Obowiązywał tu surowy kodeks karny, według którego administracja
  1756. WOGN-u sądziła przestępców przy pomocy trybunału błyskawicznego, ze
  1757. względu na stan nadzwyczajny, wprowadzony obecnie, jak wszystko na to
  1758. wskazywało, na zawsze. Akcje dywersyjne dotyczące obiektów
  1759. strategicznych pociągały za sobą najwyższy wymiar kary. Za palenie i
  1760. zaprószanie ognia na peronie poza specjalnie wydzielonym miejscem, jak i
  1761. za nieprawidłowe obchodzenie się z bronią i materiałami wybuchowymi,
  1762. groziło natychmiastowe wygnanie ze stacji i konfiskata majątku.
  1763. Te drakońskie prawa miały swoje wytłumaczenie w tym, że już kilka
  1764. stacji spłonęło do szczętu. Ogień błyskawicznie rozprzestrzeniał się po
  1765. 42
  1766. namiotowych miasteczkach, pożerając wszystkich bez różnicy, i oszalałe,
  1767. pełne bólu krzyki jeszcze wiele miesięcy po katastrofie dĽwięczały echem w
  1768. uszach mieszkańców sąsiednich stacji, a zwęglone ciała, sklejone stopionym
  1769. plastikiem i brezentem, szczerzyły popękane od niewyobrażalnego gorąca
  1770. zęby w świetle latarek mijających je przestraszonych straganiarzy i
  1771. wędrowców, którzy przypadkiem zabłądzili do tego piekła.
  1772. By uniknąć tak strasznego losu, na większości stacji nieostrożne
  1773. obchodzenie się z ogniem zaliczono do kategorii ciężkich zbrodni.
  1774. Wygnaniem karano także kradzieże, sabotaż i celowe uchylanie się od
  1775. pracy. Przy tym, biorąc pod uwagę, że prawie cały czas wszyscy byli na
  1776. widoku, a na stacji mieszkało coś ponad dwustu ludzi, przestępstwa takie, i
  1777. w ogóle jakiekolwiek, popełniano dość rzadko, i przeważnie byli to obcy.
  1778. Praca na stacji była obowiązkowa, i wszyscy, od małego do dużego,
  1779. mieli wypracować swoją codzienną normę. Ferma świń, uprawy grzybów,
  1780. fabryka herbaty, kombinat mięsny, służba przeciwpożarowa i inżynieryjna,
  1781. cech producentów broni - każdy z mieszkańców pracował w jednym, albo i
  1782. dwóch z tych miejsc. MężczyĽni mieli do tego obowiązek raz na dwie doby
  1783. odbyć wartę pod bronią w jednym z tuneli, a podczas konfliktów lub gdy w
  1784. głębinach metra pojawiało się jakieś nowe niebezpieczeństwo, patrole były
  1785. wielokrotnie wzmacniane, zaś na torach bez przerwy stały gotowe do walki
  1786. odwody.
  1787. Życie było tak dokładnie wyregulowane na bardzo nielicznych stacjach i
  1788. dobra sława, która przylgnęła do WOGN-u, przyciągała mnóstwo ludzi
  1789. chcących na nim zamieszkać. Jednak na osiedlanie się obcych zgadzano się
  1790. rzadko i niechętnie.
  1791. Do nocnej zmiany w fabryce herbaty było jeszcze kilka godzin i Artem,
  1792. nie wiedząc gdzie się podziać, powlókł się do swojego najlepszego
  1793. przyjaciela, Żeńki - tego samego, z którym swego czasu odbyli zapierającą
  1794. dech w piersiach wyprawę na powierzchnię.
  1795. Żeńka był jego rówieśnikiem, ale, w odróżnieniu od Artema, mieszkał ze
  1796. swoją prawdziwą rodziną: ojcem, matką i młodszą siostrzyczką. Przypadki,
  1797. kiedy udało się uratować całej rodzinie, były nieliczne, i Artem w głębi
  1798. duszy zazdrościł swojemu przyjacielowi. Oczywiście bardzo kochał
  1799. ojczyma i szanował go nawet teraz, po tym jak puściły mu nerwy, ale
  1800. świetnie przy tym rozumiał, że Suchy to dla niego nie ojciec, w ogóle nie
  1801. rodzina, i nigdy nie nazywał go tatą.
  1802. A Suchy, który na początku sam poprosił Artema, żeby mówił mu
  1803. "wujku Saszo", z czasem tego pożałował. Przybywało mu lat, a on, stary
  1804. wilk tunelowy nadal nie założył prawdziwej rodziny, nie miał nawet
  1805. kobiety, która czekałaby na jego powroty. Na widok matek z małymi
  1806. dziećmi ściskało mu się serce i marzył o tym, że i w jego życiu przyjdzie
  1807. taki dzień, kiedy nie będzie już trzeba kolejny raz odchodzić w ciemność,
  1808. 43
  1809. znikając z życia stacji na długie dni i tygodnie, a może i na zawsze. A
  1810. wtedy, myślał z nadzieją, znajdzie się kobieta gotowa zostać jego żoną, i
  1811. urodzą im się dzieci, które, kiedy nauczą się mówić, zaczną nazywać go nie
  1812. wujkiem Saszą, a ojcem.
  1813. Starość i niemoc były coraz bliżej, zostawało coraz mniej czasu i z
  1814. pewnością trzeba się było śpieszyć, ale wciąż nijak nie udawało się wyrwać.
  1815. Jedna misja zastępowała drugą i nie było na razie nikogo, komu mógłby
  1816. przekazać część swojej pracy, powierzyć swoje kontakty, zdradzić sekrety
  1817. zawodowe, żeby samemu zająć się jakąś lekką robotą na stacji. Już od
  1818. dawna zastanawiał się nad spokojniejszym zajęciem, wiedział nawet, że z
  1819. pewnością może liczyć na posadę we władzach stacji, dzięki swojemu
  1820. autorytetowi, wzorowemu przebiegowi służby i przyjacielskim stosunkom z
  1821. administracją.
  1822. Na razie jednak nie widział nawet na horyzoncie nikogo zasługującego
  1823. na rolę zmiennika i, pocieszając się myślami o szczęśliwym jutrze, żył
  1824. dniem dzisiejszym, wciąż odkładając ostateczny powrót i nadal zraszając
  1825. swym potem i krwią granit obcych stacji i beton odległych tuneli.
  1826. Artem wiedział, że ojczym, mimo prawie ojcowskiej miłości do niego,
  1827. nie myśli o nim jako o kontynuatorze swojego dzieła i ogólnie biorąc uważa
  1828. go za nicponia, i to zupełnie niezasłużenie. Nie brał Artema w dalsze
  1829. wyprawy, chociaż ten już wydoroślał i nie można już było wymawiać się
  1830. tym, że jest jeszcze mały i porwą go zombi albo zjedzą szczury. Nawet się
  1831. nie domyślał, że właśnie tą niewiarą w Artema popychał go do najbardziej
  1832. szalonych awantur, za które zresztą sam go potem lał. Widać chciał, żeby
  1833. Artem nie narażał życia na bezsensowne niebezpieczeństwo w wędrówkach
  1834. po metrze, a żył tak jak marzyło się samemu Suchemu: w spokoju i
  1835. bezpiecznie, przy pracy i wychowywaniu dzieci, nie tracąc na próżno
  1836. młodości. Lecz życząc Artemowi takiego życia, zapominał, że sam, zanim
  1837. zaczął do niego dążyć, przeszedł przez ogień i wodę, wyszedł cało z setek
  1838. przygód i nasycił się nimi. I to nie mądrość, która przyszła z wiekiem,
  1839. przemawiała teraz przez niego, a przeżyte lata i zmęczenie. Zaś w Artemie
  1840. kipiała energia, on dopiero zaczynał żyć i wieść żałosne życie rośliny,
  1841. krojąc i susząc grzyby, zmieniając pieluchy, nie ośmielając się nigdy
  1842. wychodzić za pięćsetny metr, wydawało mu się zupełnie nie do pomyślenia.
  1843. Pragnienie, by dać nogę ze stacji rosło w nim z każdym dniem, kiedy coraz
  1844. jaśniej rozumiał jaki los przygotowuje dla niego ojczym. Kariera producenta
  1845. herbaty i rola ojca wielu dzieciom zupełnie się Artemowi nie podobała. To
  1846. właśnie pociąg do przygód, chęć, by dać się porwać, ot tak, przeciągom
  1847. tuneli, i dać się im nieść w nieznane, na spotkanie losu, odgadł w nim
  1848. pewnie Hunter prosząc go o taką niełatwą, związaną z ogromnym ryzykiem
  1849. przysługę. Myśliwy miał dobrego nosa do ludzi i już po godzinnej
  1850. rozmowie zrozumiał, że może na Artemie polegać. Nawet jeśli ten nie
  1851. dojdzie do miejsca przeznaczenia, to przynajmniej nie zostanie na stacji
  1852. 44
  1853. zapomniawszy o zadaniu, jeśli Hunterowi stanie się cokolwiek na stacji
  1854. Ogród Botaniczny.
  1855. I Myśliwy nie pomylił się w swym wyborze.
  1856. Żeńka na szczęście był w domu, i teraz Artem mógł przeputać wieczór
  1857. przy najnowszych plotkach, rozmowach o przyszłości i mocnej herbacie.
  1858. - Czołem! - zawołał przyjaciel na powitanie Artema. - Ty też dziś w
  1859. nocy pracujesz w fabryce? Mnie też wpisali. Tak mnie łamało w kościach,
  1860. że chciałem już prosić kierownictwo o zastępstwo. Ale jak ciebie wpisali ze
  1861. mną, to nieważne, wytrzymam. Byłeś dzisiaj w patrolu, tak? Na warcie? No,
  1862. opowiadaj! Słyszałem, że mieliście tam wypadek... Co tam się działo, co?
  1863. Artem spojrzał z ukosa na młodszą siostrzyczkę Żeńki, którą tak
  1864. zaciekawiła ich rozmowa, że przestała nawet opychać obierkami z grzybów
  1865. szmacianą lalkę uszytą przez mamę i wstrzymała oddech patrząc na nich z
  1866. kąta namiotu okrągłymi oczami.
  1867. - Słuchaj, młoda! - rozumiejąc, co Artem konkretnie miał na myśli,
  1868. surowo odezwał się Żeńka
  1869. - teraz, tego, zabieraj swoje rzeczy i idĽ się
  1870. pobawić do sąsiadów. Katia cię chyba zapraszała w gości. Należy
  1871. utrzymywać dobre stosunki z sąsiadami. Tak więc zbieraj swoje dzidzie i
  1872. uciekaj!
  1873. Dziewczynka pisnęła coś z oburzeniem i z miną skazańca zaczęła się
  1874. zbierać, żaląc się przy tym swojej lalce, tępo zapatrzonej w sufit na wpół
  1875. wytartymi oczyma.
  1876. - Myślałby kto, że tacy ważni! Ja i tak wszystko wiem! Będziecie gadać
  1877. o tych waszych muchomorach! - rzuciła z pogardą na pożegnanie.
  1878. - A ty, Leńka, jeszcze za mała jesteś na dyskusje o muchomorach.
  1879. Mleko masz jeszcze pod nosem! - przywrócił ją do pionu Artem.
  1880. - Co to jest mleko? - z niedowierzaniem spytała dziewczynka dotykając
  1881. ust.
  1882. Ale do wyjaśnień nikt się nie zniżył, i pytanie zawisło w powietrzu.
  1883. Kiedy poszła, Żeńka zasunął od środka wejście do namiotu i spytał:
  1884. - No, to co się stało? No, wal! Tyle już tu słyszałem. Jedni mówią, że z
  1885. tunelu wylazł ogromny szczur, inni, że zwiadowcę czarnych odstraszyliście,
  1886. a nawet żeście go ranili. Komu wierzyć?
  1887. - Nikomu nie wierz!
  1888. - poradził Artem. - Wszyscy łżą. To był pies.
  1889. Malutki szczeniak. Andriej go przygarnął, ten z piechoty morskiej.
  1890. Powiedział, że wyrośnie mu z niego owczarek niemiecki
  1891. - uśmiechnął się
  1892. Artem.
  1893. - A ja przecież od Andrieja jak nic słyszałem, że to był szczur! -
  1894. powiedział zmieszany Żeńka. - Specjalnie mi naściemniał, czy co?
  1895. 45
  1896. - To ty nie wiesz? Przecież to jego ulubiony dowcip: o szczurach
  1897. wielkości świni. Żartowniś z niego, rozumiesz - odparł Artem. - A u ciebie
  1898. co nowego? Co słyszałeś od chłopaków?
  1899. Przyjaciele Żeńki byli straganiarzami, dostarczali herbatę i wieprzowinę
  1900. na Prospekt Mira, na targ. Z powrotem wieĽli multiwitaminy, szmatki i
  1901. wszelakie badziewie, czasem nawet książki, zatłuszczone, często z
  1902. brakującymi stronicami, które nieznanymi drogami docierały na Prospekt
  1903. Mira, przebywając połowę metra, wędrując ze skrzyni do skrzyni, z kieszeni
  1904. do kieszeni, od handlarza do handlarza, aby w końcu odnaleĽć swojego
  1905. pana.
  1906. Mieszkańcy WOGN-u byli dumni z tego, że mimo oddalenia od centrum
  1907. i głównych szlaków handlowych, udawało im się nie tylko przeżyć w
  1908. pogarszających się z dnia na dzień warunkach, ale też podtrzymywać,
  1909. choćby w obrębie stacji, błyskawicznie wygasającą w całym metrze ludzką
  1910. kulturę.
  1911. Władze stacji starały się poświęcać tej kwestii jak najwięcej uwagi.
  1912. Dzieci obowiązkowo uczono czytać, a na stacji była nawet mała biblioteka,
  1913. do której zwoziło się w zasadzie wszystkie kupione na jarmarkach książki.
  1914. Bieda była w tym, że straganiarzom nie wypadało przebierać w tytułach, co
  1915. im dawano to brali, i wszelakiej makulatury gromadziło się bez liku.
  1916. Lecz mieszkańcy stacji odnosili się do książek tak, że nawet z najbardziej
  1917. bezużytecznej książki w bibliotece nikt nigdy nie wyrwał ani stroniczki.
  1918. Były traktowane jak świętość, ostatnia pamiątka przepięknego świata, który
  1919. pogrążył się w niebycie. I dorośli, ceniąc każdą sekundę wspomnień
  1920. przywoływanych przez lekturę, przekazywali to uczucie do książek swoim
  1921. dzieciom, które nie miały już czego pamiętać, które nigdy nie znały
  1922.  
  1923. - bo
  1924. nie mogły znać
  1925. - innego świata oprócz niekończącego się labiryntu
  1926. ponurych i ciasnych tuneli, korytarzy i przejść.
  1927. W metrze miejsca, w których drukowane słowo było równie czczone,
  1928. były nieliczne, i mieszkańcy WOGN-u z dumą uważali swoją stację za
  1929. jedną z ostatnich ostoi kultury, północną forpocztę cywilizacji na Linii
  1930. Kałużsko-Ryżskiej. Książki czytali i Artem, i Żeńka. Żeńka za każdym
  1931. razem wyczekiwał powrotu swoich znajomych z targu i pierwszy leciał do
  1932. nich dowiedzieć się, czy nie dostali czegoś nowego. Wtedy książka
  1933. najpierw trafiała do Żeńki, a dopiero potem do biblioteki.
  1934. Artemowi książki ze swoich wypraw przynosił ojczym, a w ich namiocie
  1935. było coś w rodzaju prawdziwej półki z książkami. Stały na niej pożółkłe ze
  1936. starości, czasem nieco nadgryzione przez szczury i pleśń, czasem pokryte
  1937. brunatnymi plamkami czyjejś zaschłej krwi, rzeczy, których nie miał nikt
  1938. inny na stacji, a może i w całym metrze: Márquez, Kafka, Borges, Vian,
  1939. kilka tomów rosyjskiej klasyki.
  1940. 46
  1941. - Tym razem chłopaki nic nie przywieĽli
  1942. - powiedział Żeńka. - Lecha
  1943. mówi, że jeden facet za miesiąc dostanie partię książek z Polis. Obiecał parę
  1944. przynieść.
  1945. - Przecież ja nie o książkach! - machnął ręką Artem. - Co tam słychać?
  1946. Jak sytuacja?
  1947. - Sytuacja? Właściwie nic ciekawego. Oczywiście chodzą różne słuchy,
  1948. ale to tak zawsze, wiesz przecież, straganiarze nie potrafią żyć bez plotek i
  1949. opowieści. Od razu chudną. Nie trzeba ich wtedy karmić, tylko dać plotki
  1950. opowiedzieć. Ale wierzyć w te historie, czy nie
  1951. - to też jest pytanie. Teraz
  1952. jest niby spokojnie. Oczywiście jeśli porównać z czasami, kiedy Hanza
  1953. walczyła z czerwonymi. Aha! - przypomniał sobie. - Na Prospekcie Mira
  1954. zabronili sprzedawać kwasa. Teraz, jeśli znajdą u straganiarza kwasa,
  1955. wszystko konfiskują, wywalają ze stacji i jeszcze spisują dane. Lecha mówi,
  1956. że jak znajdą kolejny raz, to na kilka lat zabraniają w ogóle wchodzić na ich
  1957. terytorium. Do całej Hanzy! Dla straganiarza to jest w ogóle śmierć.
  1958. - No ładnie! Tak po prostu zabronili? Co ich ugryzło?
  1959. - Według Lechy, uznali, że to narkotyk, bo ma się po nim haluny. I że
  1960. mózg zaczyna obumierać, jeśli długo się go pije. Niby o zdrowie ludzi się
  1961. troszczą.
  1962. - Lepiej by się zatroszczyli o swoje zdrowie! Co się tak nagle naszym
  1963. zaniepokoili?
  1964. - Wiesz co? - powiedział Żeńka o ton ciszej.
  1965. - Lecha mówi, że oni w
  1966. ogóle rozpuszczają dezy, jeśli chodzi o szkodliwość dla zdrowia.
  1967. - Jakie dezy? - spytał ze zdziwieniem Artem.
  1968. - Dezinformację. Posłuchaj tego. Lecha zaszedł raz wzdłuż naszej linii
  1969. za Prospekt Mira. Dotarł do Suchariewskiej. Miał tam jakieś ciemne
  1970. sprawki, nie zaczął nawet opowiadać jakie. I napotkał tam pewnego
  1971. ciekawego gościa. Maga.
  1972. - Kogo?! - Artem nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem. - Maga? Na
  1973. Suchariewskiej? Ześwirował ten twój Lecha! I co, mag mu podarował
  1974. czarodziejską różdżkę? Czy kwiat paproci?
  1975. - Głupi jesteś
  1976. - obraził się Żeńka.
  1977. - Myślisz, że wszystko wiesz
  1978. najlepiej? To, że do tej pory nie widziałeś magów ani o nich nie słyszałeś,
  1979. nie znaczy, że ich nie ma. A w mutantów z Filowki wierzysz?
  1980. - A co tu wierzyć? I tak istnieją, to jasne. Ojczym mi opowiadał. A o
  1981. magach jakoś nic nie słyszałem.
  1982. - Nawiasem mówiąc, Suchy, przy całym moim szacunku do niego, też
  1983. na pewno nie jest wszechwiedzący. A może, po prostu, nie chciał cię
  1984. straszyć. Krótko mówiąc, nie chcesz słuchać, idĽ w cholerę.
  1985. 47
  1986. - Dobra już, Żeńka, opowiadaj. To jednak ciekawe. Chociaż brzmi
  1987. oczywiście... - Artem uśmiechnął się ironicznie.
  1988. - Więc tak. Nocowali tam przy ognisku. Wiesz, na Suchariewskiej nikt
  1989. nie mieszka na stałe. Tylko straganiarze z innych stacji zatrzymują się tam
  1990. na noc, bo władze Hanzy wypraszają ich po sygnale z Prospektu Mira. No, i
  1991. różne typy się tam wałęsają, jacyś szarlatani, złodziejaszki - kleją się do
  1992. straganiarzy. I podróżni tam odpoczywają, przed wyprawą na południe.
  1993. Tam, za Suchariewską, w tunelach, zaczyna się jakiś obłęd. Niby niczego
  1994. tam nie ma: ani szczurów, ani żadnych mutantów, a jednak ci, którzy chcą
  1995. przejść, bardzo często przepadają. Po prostu znikają bez śladu. Następna
  1996. stacja za Suchariewską to Turgieniewska. Przylega do Linii Czerwonej:
  1997. było tam przejście na Czystyje Prudy, czerwoni teraz nazwali ją z powrotem
  1998. Kirowska - był podobno taki komuch, Kirow... Przestraszyli się, że
  1999. sąsiadują z taką stacją. Zamurowali przejście. I Turgieniewska stoi teraz
  2000. pusta. Porzucona. Tak więc tunel od Suchariewskiej do najbliższej ludzkiej
  2001. siedziby jest długi... I właśnie w nim giną ludzie. Jak idą pojedynczo, to
  2002. prawie na pewno nie przejdą. A jeśli karawana ma ponad dziesięć osób, to
  2003. przechodzą. I mówią, że nic tam nie ma, normalny tunel, czysty, spokojny,
  2004. pusty, nie ma nawet żadnych rozgałęzień, więc w sumie nie za bardzo jest
  2005. gdzie się podziać... Nie ma żywego ducha, nic nie szeleści, ani stworów
  2006. żadnych nie widać... A potem, nazajutrz, ktoś się nasłucha o tym, jak tam
  2007. czysto i przytulnie, splunie na zabobony, pójdzie tym tunelem
  2008. - i po nim,
  2009. jakby krowa jęzorem machnęła. Był człowiek, nie ma człowieka.
  2010. - Mówiłeś coś o jakimś magu - cicho przypomniał Artem.
  2011. - Zaraz dojdę i do maga, trochę cierpliwości
  2012.  
  2013. - obiecał Żeńka. - Tak
  2014. więc, ludzie boją się iść sami tymi tunelami na południe. I szukają sobie na
  2015. Suchariewskiej towarzyszy, w sensie, żeby przejść tamtędy razem. A jak nie
  2016. ma akurat targu, to ludzi jest mało i czasem trzeba siedzieć i czekać całymi
  2017. dniami, jak nie tygodniami, aż zbierze się wystarczająco dużo ludzi, żeby
  2018. iść. W końcu, im więcej luda, tym większa szansa. Lecha mówi, że można
  2019. tam czasem spotkać bardzo ciekawych ludzi. Hołoty, oczywiście, też jest
  2020. sporo, trzeba umieć odróżnić. Bywa jednak tak, że się uda - i wtedy takich
  2021. rzeczy się człowiek nasłucha... Ale do rzeczy... Lecha spotkał tam maga.
  2022. Nie takiego jak myślisz, jakiegoś wyłysiałego staruszka Hassana z
  2023. czarodziejskiej lampy...
  2024. - Hassan to dżin, a nie mag - ostrożnie poprawił go Artem, lecz Żeńka
  2025. zignorował jego uwagę i mówił dalej:
  2026. - Facet jest okultystą. Pół życia poświęcił na studiowanie mistycznej
  2027. literatury. Lecha mówił konkretnie o jakimś Castanedzie... Więc gość niby
  2028. czyta myśli i widzi przyszłość, odnajduje zaginione przedmioty, wie
  2029. zawczasu o niebezpieczeństwie. Twierdzi, że widzi duchy. WyobraĽ sobie,
  2030. facet nawet... - Żeńka zrobił artystyczną pauzę
  2031. - wędruje po metrze bez
  2032. 48
  2033. broni! W ogóle, bez żadnej broni. Tylko składany nożyk - żeby kroić
  2034. jedzenie - i taki kijek, z plastiku. Właśnie! Twierdzi, że ci co tego kwasa
  2035. robią, i ci co go piją, to wariaci. Bo to w ogóle nie jest to, co myślimy. To
  2036. nie jest żaden kwas, a te muchomory, to nie są tak naprawdę żadne
  2037. muchomory. Odkąd pamięta, w europejskiej części Rosji nic takiego nie
  2038. rosło. Wpadł mi zresztą kiedyś w ręce podręcznik grzybiarza, ale o tych
  2039. muchomorach rzeczywiście nie ma tam ani słowa. I nie ma nawet nic do
  2040. nich podobnego... Ci, którzy je jedzą, myślą, że to po prostu halucynogen,
  2041. żeby film sobie obejrzeć, ale mylą się
  2042. - tak powiedział ten mag. I gdyby
  2043. przygotować te muchomory troszkę inaczej, to da się dzięki nim wejść w
  2044. taki stan, z którego można kontrolować wydarzenia w świecie realnym
  2045. będąc w świecie tych muchomorów, do którego się dostajesz, kiedy je jesz.
  2046. - Czyli ten twój mag to prawdziwy narkoman!
  2047.  
  2048. - oznajmił pewnym
  2049. głosem Artem. - Tutaj też wielu popija kwasa dla odprężenia, sam wiesz,
  2050. ale nikt do takiego stopnia się jeszcze nie nażłopał. Chłop się uzależnił, na
  2051. sto procent. Niewiele mu już pewnie zostało. Słuchaj, wujek Sasza
  2052. opowiedział mi kiedyś taką historię... Na jakiejś stacji, nie pamiętam już
  2053. jakiej, przysiadł się do niego nieznajomy dziadyga, i dawaj opowiadać, że
  2054. jest potężnym telepatą i toczy bezustanną bitwę przeciw takim samym
  2055. silnym telepatom i przybyszom z innych planet, tyle że złym. I że tamci już
  2056. go prawie pokonali, a on może nie przetrzyma już nawet tego dnia, bo
  2057. wszystkie siły traci na walkę. A stacja była podobna do Suchariewskiej, taka
  2058. stacyjka: ogniska, ludzie siedzą bliżej środka peronu, dalej od tuneli, żeby
  2059. się wyspać i nazajutrz znów ruszyć w drogę. I wtedy obok wujka i tego
  2060. staruszka przechodzi, powiedzmy, jakichś trzech ludzi, a stary ze strachem
  2061. mówi: widzisz, o, ten pośrodku, to jeden z głównych złych telepatów, agent
  2062. ciemności. A po bokach idą kosmici. Pomagają mu. A ich wódz mieszka w
  2063. najgłębszym punkcie metra. Jak mu tam było, ojczym mi opowiadał...
  2064. Kończy się na "-ski". I mówi dalej: tamci nie chcą do mnie podchodzić, bo
  2065. tu ze mną siedzisz. Nie chcą, żeby zwykli ludzie dowiedzieli się o naszej
  2066. walce. Ale teraz atakują mnie energią, a ja ich blokuję. Jeszcze powalczę!
  2067. Ciebie to śmieszy, a mojemu ojczymowi nie było wtedy zbytnio do
  2068. śmiechu. WyobraĽ sobie: zapomniany przez Boga zakątek metra, wiadomo,
  2069. co tam się może dziać? Brzmi to oczywiście bzdurnie, ale mimo wszystko. I
  2070. tu wujkowi Saszy, choć powtarza sobie, że to po prostu chory człowiek,
  2071. zaczyna się już wydawać, że ten, co szedł w środku, między dwoma
  2072. kosmitami, jakoś tak wrogo na niego spojrzał, i oczy mu się jakby trochę
  2073. świeciły...
  2074. - Jakaś bzdura - niepewnie powiedział Żeńka.
  2075. - Może i to była bzdura, ale na odległych stacjach, sam rozumiesz,
  2076. trzeba być gotowym na wszystko. Więc staruszek mówi mu, że wkrótce
  2077. czeka go, to jest tego staruszka, ostatnia bitwa ze złymi telepatami. I że jeśli
  2078. przegra - a sił ma coraz mniej - to wszystkich czeka koniec. Opowiada, że
  2079. 49
  2080. wcześniej dobrych było więcej i walczyli jak równi z równymi, ale potem
  2081. Ľli zaczęli przeważać i ten staruszek jest jednym z ostatnich. A może i
  2082. zupełnie ostatni. I jeśli zginie i Ľli zwyciężą, to będzie koniec. Totalna
  2083. kaszana!
  2084. - Moim zdaniem i tak tu mamy totalną kaszanę - zauważył Żeńka.
  2085. - Czyli póki nie jest totalna, to jest do czego dążyć
  2086. - odrzekł Artem. -
  2087. No, i na do widzenia, stary mówi: "Synku! Daj mi cokolwiek do jedzenia.
  2088. Mało sił mi zostało. A ostatnia bitwa się zbliża... I od jej wyniku zależy
  2089. nasza wspólna przyszłość. Twoja też!". Rozumiesz? Dziadek sępił jedzenie.
  2090. Myślę, że tak samo z tym magiem. Też ma na pewno nierówno pod sufitem.
  2091. Tylko na innym gruncie.
  2092. - Nie, jednak stanowczo jesteś idiota! Nie posłuchałeś nawet do końca...
  2093. poza tym, kto ci powiedział, że staruszek łgał? Przy okazji, jak on się
  2094. nazywał? Ojczym ci nie mówił?
  2095. - Mówił, ale już dokładnie nie pamiętam. Jakieś śmieszne imię...
  2096. Zaczynało się "Cu". Czy to "Cumak", czy "Cudak"... Ci włóczędzy często
  2097. tak mają: jakaś kretyńska ksywa zamiast imienia. A czemu pytasz? Jak się
  2098. ten twój mag nazywał?
  2099. - Powiedział Lesze, że obecnie mówią na niego Carlos. Że niby
  2100. podobny. Nie wiadomo, co miał na myśli, ale tak to właśnie wyjaśnił. ¬le,
  2101. że nie dosłuchałeś do końca. Na koniec rozmowy powiedział Lesze, że
  2102. następnego dnia lepiej nie iść południowym tunelem
  2103.  
  2104. - a on właśnie
  2105. nazajutrz zamierzał wracać. Posłuchał go i nie poszedł. I słusznie.
  2106. Dokładnie tego dnia jacyś zwyrodnialcy napadli na karawanę w tunelu
  2107. między Suchariewską a Prospektem Mira, chociaż wydawało się, że to
  2108. bezpieczne przejście. Połowa straganiarzy zginęła. Reszta ledwo uszła z
  2109. życiem. Taki
  2110. numer!
  2111. Artem umilkł i zamyślił się.
  2112. - Ogólnie biorąc, to nic na pewno nie wiadomo. Wszystko się może
  2113. zdarzyć. Ojczym mi opowiadał, że kiedyś też się działy takie rzeczy. Mówił
  2114. jeszcze, że na najbardziej oddalonych stacjach, gdzie ludzie dziczeją i robią
  2115. się z nich jaskiniowcy, zapominają o tym, że człowiek jest rozumnym
  2116. stworzeniem, tam się dzieją takie dziwne rzeczy, których my, ze swoim
  2117. logicznym myśleniem, nie jesteśmy w ogóle w stanie wyjaśnić. Co prawda
  2118. nie chciał uściślać, co to za rzeczy. Zresztą tego mi nie opowiadał,
  2119. przypadkiem podsłuchałem.
  2120. - Ha! Mówię ci: tu czasem o takich numerach można usłyszeć, że
  2121. normalny człowiek w życiu nie uwierzy. Przykładowo Lecha poprzednim
  2122. razem jeszcze jedną historię mi opowiedział... Chcesz posłuchać? Czegoś
  2123. takiego, to pewnie nawet od swojego ojczyma nie usłyszysz. Lesze na targu
  2124. 50
  2125. opowiadał jeden straganiarz z Sierpuchowskiej... Tylko powiedz, wierzysz
  2126. w duchy?
  2127. - No... Po rozmowach z tobą za każdym razem zaczynam się nad tym
  2128. zastanawiać. Ale potem, jak pobędę sam, albo porozmawiam z normalnymi
  2129. ludĽmi, to raczej przestaję
  2130. - z trudem powstrzymując uśmiech,
  2131. odpowiedział Artem.
  2132. - A poważnie?
  2133. - No cóż, coś tam oczywiście o tym czytałem. I wujek Sasza sporo
  2134. opowiadał. Ale szczerze mówiąc, nie bardzo chce się wierzyć we wszystkie
  2135. te historie. Tak w ogóle, Żeńka, to cię nie rozumiem. I tak mamy tu na stacji
  2136. niekończący się koszmar z tymi czarnymi, czegoś takiego pewnie nie ma
  2137. nigdzie indziej, w całym metrze. Gdzieś na centralnych stacjach o naszym
  2138. życiu opowiadają dzieciom straszne bajki i pytają się nawzajem: "Wierzysz
  2139. w te bajki o czarnych, czy nie?". A tobie i tego mało. Chcesz się jeszcze
  2140. czegoś bać?
  2141. - Czyli ciebie nie interesuje nic innego oprócz tego, co możesz zobaczyć
  2142. i dotknąć? Czyli uważasz, że świat ogranicza się do tego, co widzisz? Do
  2143. tego, co słyszysz? Taki kret, na przykład, nie widzi. Jest ślepy od urodzenia.
  2144. Ale przecież to nie znaczy, że wszystkie rzeczy, których kret nie widzi, tak
  2145. naprawdę nie istnieją. Tak samo ty...
  2146. - Dobra. Co za historię chciałeś opowiedzieć? O straganiarzu z Linii
  2147. Sierpuchowskiej?
  2148. - Straganiarzu? A... Lecha na tym targu poznał jednego gościa. Tak w
  2149. ogóle, to on niezupełnie był z Sierpuchowskiej. Pochodził z Linii Okrężnej.
  2150. Obywatel Hanzy, ale mieszka na Dobrynińskiej. I mają tam przejście na
  2151. Sierpuchowską. Na tej linii, nie wiem czy twój ojczym ci opowiadał, za
  2152. skrzyżowaniem z Okrężną nie ma życia, to jest, wydaje mi się, że do
  2153. następnej stacji, Tulskiej, stoją posterunki Hanzy. To taki rodzaj
  2154. zabezpieczenia: pomyśleli, linia jest niezamieszkała, nigdy nie wiadomo, co
  2155. stamtąd przylezie, więc zrobili sobie strefę buforową. I dalej niż do Tulskiej
  2156. nikt nie chodzi. Mówią, że nie ma tam czego szukać. Wszystkie stacje
  2157. puste, sprzęt zniszczony - nie da się tam żyć. Martwa strefa: ani zwierząt,
  2158. ani żadnych stworów, nawet szczurów nie ma. Pusto. Ale ten straganiarz
  2159. miał znajomego, takiego włóczęgę, który poszedł za Tulską. Nie wiem,
  2160. czego tam szukał. No, i on potem opowiadał temu straganiarzowi, że nie
  2161. wszystko jest na Linii Sierpuchowskiej takie proste. I że nie przypadkiem
  2162. tak tam pusto. Mówił, że wyczyniają się tam takie rzeczy, że normalnie nie
  2163. można sobie tego wyobrazić. To nie przypadek, że nawet Hanza nie próbuje
  2164. jej kolonizować, choćby pod uprawę czy hodowlę...
  2165. Żeńka zamilkł, czując że Artem wreszcie zapomniał o swoim zdrowym
  2166. cynizmie i słucha go z otwartymi ustami. Rozsiadł się wtedy wygodnie i
  2167. powiedział ledwo kryjąc uczucie triumfu:
  2168. 51
  2169. - Ale ciebie to na pewno nie interesuje, nie chcesz słuchać bzdur. Tak,
  2170. bajeczki na dobranoc. Nalać ci herbatki?
  2171. - Poczekaj z tą twoją herbatką! Powiedz mi lepiej, dlaczego tak
  2172. naprawdę Hanza nie zaczęła kolonizować tego odcinka. To rzeczywiście
  2173. dziwne. Ojczym mówił, że ostatnimi czasy mają w ogóle problem z
  2174. przeludnieniem - nie starcza im już dla wszystkich miejsca. I jak to?
  2175. Zrezygnowali z takiej szansy zagarnięcia dodatkowej ziemi? Zupełnie to do
  2176. nich niepodobne!
  2177. - Aha, jednak cię to ciekawi? Tak więc, ten wędrowiec zabrnął całkiem
  2178. daleko. Mówił, że idzie się i idzie, i ani ducha. Nie ma w ogóle nikogo i
  2179. niczego, jak w tym tunelu za Suchariewską. Wyobrażasz sobie, nawet
  2180. szczurów nie ma! Tylko woda kapie. Stacje stoją porzucone, ciemne,
  2181. dosłownie, jakby nigdy nie były zamieszkane. I coraz bardziej przytłacza
  2182. cię poczucie niebezpieczeństwa. Aż miażdży... Szedł szybko, w niecałe pół
  2183. dnia przeszedł cztery stacje. Człowiek był pewnie niespełna rozumu. No bo,
  2184. żeby w taką dzicz wybrać się samemu! Tak czy owak, doszedł do
  2185. Sewastopolskiej. Tam jest przejście na Kachowską. Wiesz co to za linia, ta
  2186. Kachowska, ma wszystkiego trzy stacje. Jakieś nieporozumienie. Jak
  2187. wyrostek robaczkowy... I na Sewastopolskiej postanowił przenocować.
  2188. Namęczył się, nadenerwował... Znalazł tam jakieś szczapki, rozpalił
  2189. ognisko, żeby nie było tak strasznie, wlazł do śpiwora i położył się spać na
  2190. środku peronu. A nocą...
  2191. W tym miejscu Żeńka wstał, przeciągnął się i z uśmiechem sadysty
  2192. powiedział:
  2193. - No, rób jak chcesz, ale ja akurat mam wielką ochotę napić się
  2194. herbaty! - i, nie czekając na odpowiedĽ, wyszedł z czajnikiem z namiotu,
  2195. zostawiając Artema sam na sam z wrażeniami po opowieści.
  2196. Artem był na niego oczywiście zły za to wyjście, ale postanowił
  2197. wytrzymać do końca historii, i dopiero potem wygarnąć Żeńce, co o nim
  2198. myśli. Nieoczekiwanie przypomniał sobie Huntera i jego prośbę... bardziej
  2199. nawet rozkaz... Lecz potem myśli znów wróciły do opowieści Żeńki.
  2200. Kiedy ten wrócił, nalał Artemowi naparu do szklanki z rżniętego szkła,
  2201. umieszczonej w bardzo rzadkim żelaznym koszyczku
  2202.  
  2203. - w takich
  2204. roznoszono kiedyś prawdziwą herbatę w pociągach - i kontynuował:
  2205. - Tak więc położył się spać obok ogniska, a wokoło cisza, ciężka taka,
  2206. jakbyś uszy zatkał watą. I w środku nocy nagle budzi go dziwny dĽwięk...
  2207. kompletnie szalony, niemożliwy dĽwięk. Od razu oblał się zimnym potem i
  2208. podskoczył na miejscu. Usłyszał dziecięcy śmiech. DĽwięczny dziecięcy
  2209. śmiech... Od strony torów. Był cztery stacje od ostatnich ludzkich siedzib!
  2210. W miejscu, gdzie nie ma nawet szczurów, rozumiesz? Było się czego
  2211. wystraszyć... Wyskakuje ze śpiwora, biegnie między filarami do torów... I
  2212. widzi... Do stacji podjeżdża pociąg. Prawdziwy, kilka wagonów. Reflektory
  2213. 52
  2214. świecą oślepiającym światłem
  2215. - włóczęga mógłby stracić wzrok, na
  2216. szczęście na czas zakrył oczy ręką. Z okien bije żółty blask, w środku siedzą
  2217. ludzie, i wszystko to odbywa się w pełnej ciszy! Jak makiem zasiał! Nie
  2218. słychać hałasu silnika, ani stukotu kół. Zupełnie bezdĽwięcznie pociąg sunie
  2219. przez stację i nieśpiesznie odjeżdża w głąb tunelu... Rozumiesz? Facet
  2220. usiadł jak stał i słabo mu się zrobiło na sercu. A tu ludzie w oknach, jakby
  2221. żywi, o czymś bezgłośnie rozmawiają... Pociąg, wagon za wagonem,
  2222. przejeżdża obok niego, a on widzi, że w ostatnim oknie ostatniego wagonu
  2223. stoi chłopczyk, jakieś siedem lat, i patrzy na niego. Patrzy, pokazuje go
  2224. palcem, śmieje się... I ten śmiech słychać! Jest tak cicho, że facet słyszy,
  2225. jak serce mu się kołacze w piersi i jeszcze ten dziecięcy śmiech... Pociąg
  2226. zagłębia się w tunelu i śmiech dĽwięczy coraz ciszej i ciszej... milknie w
  2227. oddali. I znów pustka. I absolutna, straszliwa cisza.
  2228. - I wtedy się obudził? - złośliwie, ale z nadzieją w głosie, spytał Artem.
  2229. - Chciałoby się! Rzucił się z powrotem, do wygasłego ogniska, szybko
  2230. zebrał manatki i biegł bez przerwy aż do Tulskiej. Całą drogę pokonał w
  2231. godzinę. Zdaje się, bardzo się bał...
  2232. Artem milczał, pod wrażeniem opowieści. W namiocie zapanowała cisza.
  2233. Wreszcie Artem zebrał się w sobie, odkaszlnął upewniając się, że nie
  2234. załamie mu się głos, i spytał Żeńkę tak obojętnie, jak tylko mógł:
  2235. - I co, ty w to wierzysz?
  2236. - Po prostu nie pierwszy raz słyszę takie historie o Linii
  2237. Sierpuchowskiej - odpowiedział
  2238. tamten.
  2239. - Tylko
  2240. nie
  2241. zawsze
  2242. ci
  2243. opowiadam. Przecież z tobą nie da się o tym pogadać jak należy. Od razu
  2244. zaczynasz robić sobie jaja... Dobra, zasiedzieliśmy się, zaraz trzeba będzie
  2245. iść do pracy. Zbierajmy się. Pogadamy tam.
  2246. Artem niechętnie wstał, przeciągnął się i powlókł do domu, żeby wziąć
  2247. co nieco do jedzenia do roboty. Ojczym ciągle jeszcze spał, na stacji było
  2248. całkiem cicho: było już pewnie po sygnale i do końca nocnej zmiany w
  2249. fabryce zostało mało czasu. Należało się pośpieszyć. Mijając namiot dla
  2250. gości, w którym zatrzymał się Hunter, Artem zobaczył, że wejście jest
  2251. odsłonięte, a w środku jest pusto. Coś ścisnęło mu gardło. Zaczęło do niego
  2252. w końcu docierać, że wszystko, o czym mówił z Hunterem, to nie był sen,
  2253. że wszystko to naprawdę się stało, a rozwój wydarzeń może mieć na niego
  2254. całkiem bezpośredni wpływ. A nawet
  2255. - a bo to wiadomo?
  2256. - wyznaczyć
  2257. jego dalsze losy.
  2258. Fabryka herbaty znajdowała się w ślepym zaułku, pod zablokowaną
  2259. śluzą oddzielającą ich od nowego wyjścia z metra, przed prowadzącymi w
  2260. górę schodami ruchomymi. Fabryką można ją było nazwać tylko bardzo
  2261. umownie: cała praca odbywała się ręcznie. Strata drogocennego prądu na
  2262. wyrób herbaty była zbytnim marnotrawstwem.
  2263. 53
  2264. Za żelaznymi parawanami oddzielającymi teren fabryki od reszty stacji,
  2265. od ściany do ściany rozciągnięty był metalowy drut, na którym suszyły się
  2266. oczyszczone kapelusiki grzybów. Kiedy było wyjątkowo wilgotno,
  2267. rozpalano pod nimi niewielkie ogniska, żeby suszyły się szybciej i nie
  2268. pokrywały pleśnią. Pod drutami były stoły, na których pracownicy najpierw
  2269. kroili, a potem kruszyli zasuszone grzyby. Gotową herbatę pakowano w
  2270. papierowe lub foliowe paczuszki, w zależności od tego, co akurat było na
  2271. stacji, i dodawano do niej różne ekstrakty i proszki, których skład był
  2272. trzymany w tajemnicy i znany tylko naczelnikowi fabryki. Tak oto wyglądał
  2273. nieskomplikowany proces produkcji herbaty. Gdyby nie ciągłe dyskusje w
  2274. trakcie pracy, osiem godzin krojenia i proszkowania grzybów byłoby z
  2275. pewnością skrajnie nudnym zajęciem.
  2276. Artem pracował na tej zmianie razem z Żeńką i tym rozczochranym
  2277. facetem o imieniu Kirył, z którym wcześniej stał na warcie. Widząc Żeńkę,
  2278. Kirył bardzo się ożywił, widać było, że już wcześniej o czymś rozmawiali, i
  2279. natychmiast zaczął opowiadać mu jakąś historię, widocznie niedokończoną
  2280. poprzednim razem. Artem nie był zainteresowany słuchaniem od środka,
  2281. więc całkowicie pogrążył się we własnych myślach. Niedawna opowieść
  2282. Żeńki o Linii Sierpuchowskiej zaczęła stopniowo blaknąć w pamięci, a na
  2283. powierzchnię znów wypłynęła rozmowa z Hunterem, o której, wydawałoby
  2284. się, Artem zupełnie zapomniał.
  2285. Cóż robić? Zadanie, jakim obarczył go Hunter, było zbyt poważne, aby o
  2286. nim nie myśleć. A jeśli Hunterowi nie uda się to, co zamierzał? Zdecydował
  2287. się na kompletnie szalony krok, wybierając się do jaskini wroga, do samego
  2288. piekła. Niebezpieczeństwo, na które się naraża jest ogromne, a nawet on
  2289. sam nie zna jego prawdziwych rozmiarów. Może się tylko domyślać, co go
  2290. czeka za pięćsetnym metrem, tam gdzie niknie ostatni odblask ogniska
  2291. pograniczników, być może ostatniego na świecie płomienia skrzesanego
  2292. ludzką ręką na północ od WOGN-u. Wszystko, co wiedział o czarnych,
  2293. wiedział każdy mieszkaniec stacji, jednak nikt nie decydował się na coś
  2294. takiego. Tak naprawdę, nie było nawet wiadomo, czy rzeczywiście to na
  2295. stacji Ogród Botaniczny znajduje się przejście, którym stwory z
  2296. powierzchni ziemi przenikają do metra.
  2297. Prawdopodobieństwo tego, że Hunterowi nie uda się wykonać misji,
  2298. którą wziął na siebie, było zbyt wysokie. Widocznie zagrożenie idące z
  2299. północy okazało się tak duże i tak szybko rosło, że nie można było dopuścić
  2300. do żadnego opóĽnienia. Być może Myśliwy wiedział o jego naturze coś,
  2301. czego nie zdradził ani dyskutując z Suchym, ani w rozmowie z Artemem.
  2302. Przy tym chyba świetnie zdawał sobie sprawę z poziomu ryzyka i
  2303. rozumiał, że może nie podołać swojemu zadaniu, inaczej po co
  2304. przygotowywałby Artema na taki obrót wydarzeń? Hunter nie wyglądał na
  2305. 54
  2306. nadmiernie strachliwego, a to znaczy, że prawdopodobieństwo tego, iż nie
  2307. wróci na WOGN, istniało i było nawet całkiem spore.
  2308. Ale jak Artem miałby rzucić wszystko i odejść ze stacji nic nikomu nie
  2309. mówiąc? W końcu Hunter sam bał się uprzedzać kogokolwiek innego, w
  2310. obawie przed "robaczywymi mózgami"... Czy jest możliwe, by dotrzeć do
  2311. Polis, do legendarnej Polis, samotnie, pokonując wszystkie te znane i ukryte
  2312. niebezpieczeństwa, które czekały podróżników w ciemnych i głuchych
  2313. tunelach? Artem od razu pożałował, że poddał się surowemu urokowi i
  2314. hipnotyzującemu spojrzeniu Myśliwego, zdradził mu swój sekret i zgodził
  2315. się spełnić tak ryzykowne polecenie.
  2316. - Hej, Artem! Artem! śpisz tam, czy co? Czemu nie odpowiadasz?
  2317.  
  2318. -
  2319. potrząsnął go za ramię Żeńka. - Słyszysz, co mówi Kirył? Jutro wieczorem
  2320. zbiera się u nas karawana na Ryżską. Mówią, że nasze władze postanowiły
  2321. się z nimi zjednoczyć, a na razie ślemy im pomoc humanitarną z racji tego,
  2322. że wkrótce się połączymy. A tamci niby znaleĽli jakiś magazyn z kablami.
  2323. Góra chce taki przeciągnąć między stacjami, gadają, że telefon zrobią. A
  2324. przynajmniej telegraf. Kirył mówi, że jutro ma wolne i może pójść. A ty
  2325. chcesz?
  2326. Artem pomyślał w tym momencie, że los sam daje mu szansę, by
  2327. wykonał zadanie, jeśli okaże się to konieczne. Milcząc kiwnął głową.
  2328. - Super! - ucieszył się Żeńka. - Ja też się wybieram. Kirył! Zapisz nas,
  2329. dobrze? O której jutro wychodzimy, o dziewiątej?
  2330. Do końca zmiany Artem nie wyrzekł już ani słowa, nie potrafiąc
  2331. odpędzić zajmujących go mrocznych myśli. Żeńka był wydany na pastwę
  2332. rozczochranego Kiryła i wyraĽnie się za to obraził. Artem nadal
  2333. mechanicznie szatkował grzyby, kruszył je na proszek, zdejmował z drutu
  2334. nowe kapelusiki i znów kruszył, i tak w nieskończoność.
  2335. Przed oczami stała mu twarz Huntera w chwili, kiedy mówił, że może nie
  2336. wrócić - spokojna twarz człowieka, który przywykł ryzykować życie. A w
  2337. sercu, jak plama z atramentu, rozlewało się przeczucie nadciągającego
  2338. nieszczęścia.
  2339. Po pracy Artem wrócił do swojego namiotu. Ojczyma już nie było,
  2340. widocznie wyszedł załatwiać swoje sprawy. Artem położył się na posłaniu,
  2341. wtulił twarz w poduszkę i od razu zasnął, choć zamierzał jeszcze raz, w
  2342. ciszy i spokoju, przemyśleć swoje położenie.
  2343. Sen, gorączkowy i pełen majaków ze wszystkich rozmów, myśli i
  2344. przeżyć minionego dnia, omotał go i wciągnął całkowicie w swoje odmęty.
  2345. Artem zobaczył siebie siedzącego przy ognisku na stacji Suchariewska,
  2346. razem z Żeńką i wędrownym magiem o nietypowym hiszpańskim imieniu
  2347. Carlos. Carlos uczył go i Żeńkę prawidłowo robić kwasa z grzybków i
  2348. wyjaśniał, że wykorzystywanie go tak, jak to jest przyjęte na WOGN-ie, to
  2349. 55
  2350. zwykła zbrodnia, bo te muchomory tak naprawdę w ogóle nie są grzybami,
  2351. tylko nowym rodzajem rozumnego życia na Ziemi, który, być może, z
  2352. czasem zastąpi człowieka. Że owe grzyby to nie niezależne organizmy, a
  2353. jedynie cząstki jednej, połączonej neuronami całości, rozciągającej się na
  2354. całe metro gigantycznej grzybni. I że w rzeczywistości każdy, kto pije
  2355. kwasa, nie tyle przyjmuje środki psychotropowe, a wchodzi w kontakt z tym
  2356. nowym rodzajem rozumnego życia. I jeśli wszystko zrobić prawidłowo, to
  2357. można się z nią zaprzyjaĽnić, a wtedy będzie pomagać temu, kto
  2358. komunikuje się z nią poprzez kwasa. Lecz potem nagle pojawił się Suchy i,
  2359. grożąc palcem, powiedział, że kwasa w ogóle nie można brać, gdyż od jego
  2360. długotrwałego przyjmowania mózgi stają się robaczywe. I Artem
  2361. postanowił sprawdzić, czy rzeczywiście tak jest: oznajmił wszystkim, że
  2362. idzie się przewietrzyć, a sam ostrożnie zaszedł za plecy maga o hiszpańskim
  2363. imieniu i zrozumiał, że ten nie ma potylicy i widać mu mózg poczerniały od
  2364. mnóstwa dziur zrobionych przez robaki. Długie białawe robaki, wijąc się w
  2365. kółko, wgryzały się w tkankę mózgową i tworzyły nowe przejścia, a mag
  2366. ciągle mówił, jak gdyby nigdy nic... Wtedy Artem przestraszył się i chciał
  2367. stamtąd uciec, zaczął ciągnąć Żeńkę za rękaw, żeby wstał i poszedł z nim,
  2368. ale Żeńka tylko machał na niego niecierpliwie i prosił Carlosa, żeby
  2369. opowiadał dalej, a Artem widział, jak robaki pełzną po posadzce z głowy
  2370. maga w stronę Żeńki i, wspinając się po plecach, próbują dostać się mu do
  2371. uszu...
  2372. W tym momencie Artem zeskoczył na tory i rzucił się biegiem co sił, jak
  2373. najdalej od stacji, lecz przypomniał sobie, że to ten sam tunel, którym nie
  2374. można chodzić samotnie, a tylko w grupie, odwrócił się i pobiegł z
  2375. powrotem na stację, ale z jakiegoś powodu nijak nie mógł do niej dotrzeć.
  2376. Za plecami nagle zapaliło mu się światło, i Artem, jak na sen porażająco
  2377. wyraĽnie i logicznie zobaczył na dnie tunelu swój cień... Odwrócił się
  2378. - z
  2379. głębi metra nieubłaganie jechał na niego pociąg, z diabelskim zgrzytem i
  2380. hukiem kół, ogłuszając go i oślepiając reflektorami...
  2381. Tu nogi odmówiły mu posłuszeństwa, stały się bezsilne, jakby były to
  2382. tylko puste nogawki, wypchane dla pozoru jakimiś szmatami. I kiedy pociąg
  2383. był już w odległości kilku metrów od Artema, wizja nagle straciła swój
  2384. realizm, zblakła i zniknęła.
  2385. Zamiast tego pojawiło się przed nim coś nowego, zupełnie innego: Artem
  2386. ujrzał Huntera ubranego od stóp do głów w śnieżną biel, w pokoju z równie
  2387. oślepiająco białymi ścianami i bez żadnych mebli. Hunter stał z opuszczoną
  2388. głową, świdrował oczami podłogę. Potem podniósł wzrok i popatrzył prosto
  2389. na Artema. Wrażenie było bardzo dziwne, bo w owym śnie Artem nie czuł
  2390. swojego ciała, lecz patrzył na wydarzenie jakby z boku. Kiedy popatrzył w
  2391. oczy Hunterowi, wypełnił go niepojęty niepokój, oczekiwanie na coś bardzo
  2392. ważnego, co już, już miało się
  2393. 56
  2394. wydarzyć...
  2395. Hunter odezwał się do niego, i Artema uderzyło poczucie niewiarygodnej
  2396. realności tego, co się działo. Kiedy poprzednio śniły mu się koszmary,
  2397. zdawał sobie sprawę z tego, że po prostu śpi i wszystkie wydarzenia, w
  2398. których bierze udział to tylko płody pobudzonej wyobraĽni. W tym
  2399. widzeniu świadomość tego, że w dowolnym momencie można się obudzić,
  2400. była całkowicie nieobecna.
  2401. Szukając wzroku Artema
  2402. - choć ten miał wrażenie, że Hunter tak
  2403. naprawdę go nie widzi i podejmuje te wysiłki na ślepo
  2404. - Myśliwy powoli i
  2405. ciężko przemówił: "Nadszedł czas. Musisz wypełnić to, co mi obiecałeś.
  2406. Musisz to zrobić. Pamiętaj, to nie jest sen! To nie jest sen!".
  2407. Artem szeroko otworzył oczy. I nawet wtedy, w głowie, ostatni raz,
  2408. przerażająco wyraĽnie znów rozległ się głuchy i nieco zachrypnięty głos:
  2409. "To nie jest sen!".
  2410. - To nie jest sen - powtórzył Artem. Szczegóły koszmaru o robakach i
  2411. pociągu szybko się zacierały, lecz swoją drugą wizję Artem zapamiętał
  2412. świetnie, ze wszystkimi detalami. Ciągle miał w głowie dziwny ubiór
  2413. Myśliwego, zagadkowy, pusty biały pokój, i słowa: "Musisz wypełnić to, co
  2414. mi obiecałeś!".
  2415. Wszedł ojczym i z niepokojem w głosie spytał Artema:
  2416. - Powiedz no, nie widziałeś Huntera po naszej wczorajszej dyskusji?
  2417. Robi się już wieczór, a on gdzieś przepadł, i namiot pusty. Poszedł czy co?
  2418. Nic ci wczoraj nie mówił o swoich planach?
  2419. - Nie, wujku Saszo, pytał po prostu o sytuację na stacji, co tu się u nas
  2420. dzieje - sumiennie skłamał Artem.
  2421. - Boję się o niego. Oby nie napytał sobie biedy i jeszcze na nas czegoś
  2422. nie sprowadził - powiedział nerwowo Suchy.
  2423. - Nie wie, z kim ma do
  2424. czynienia... Ech! A ty co, nie pracujesz dzisiaj?
  2425. - Zgłosiliśmy się na dziś z Żeńką do karawany na Ryżską, żeby
  2426. przekazać im pomoc, a potem zaczniemy stamtąd przeciągać kabel
  2427. telegraficzny - odpowiedział Artem, uświadamiając sobie nagle, że już
  2428. podjął decyzję. Z tą myślą coś w jego wnętrzu pękło, poczuł dziwną ulgę, a
  2429. przy tym jakąś pustkę w środku, zupełnie jakby wycięto mu z piersi guza
  2430. ciążącego mu na sercu i przeszkadzającemu oddychać.
  2431. - Karawana? Siedziałbyś lepiej w domu, zamiast szlajać się po tunelach.
  2432. Ja tam powinienem iść, akurat mam sprawę na Ryżskiej, ale nieszczególnie
  2433. się dziś czuję. Następnym razem na pewno... Ale nie idziesz jeszcze? O
  2434. dziewiątej? No, to jeszcze będzie czas się pożegnać. Na razie się pakuj!
  2435. - i
  2436. zostawił Artema samego.
  2437. 57
  2438. Chłopak zaczął gorączkowo chować do plecaka rzeczy, które mogły się
  2439. przydać w drodze: latarka, baterie, więcej baterii, grzyby, paczka herbaty,
  2440. pasztetowa ze świni, pełny magazynek do automatu, który kiedyś skądś
  2441. świsnął, plan metra, dodatkowe baterie... Nie można zapomnieć o
  2442. paszporcie: na Ryżskiej się oczywiście nie przyda, ale już poza jej obrębem
  2443. pierwszy patrol niezależnej stacji może go zawrócić, a i postawić pod
  2444. ścianą, w zależności od sytuacji politycznej. Jeszcze kapsułka, którą dał mu
  2445. Hunter. Wszystko.
  2446. Założywszy plecak, Artem ostatni raz obrzucił wzrokiem swój dom i
  2447. stanowczym krokiem ostatecznie wyszedł z namiotu.
  2448. Grupa, która miała ruszać z karawaną, zbierała się na peronie, przy
  2449. wejściu do południowego tunelu. Na torach stała już ręczna drezyna z
  2450. załadowanymi skrzyniami z mięsem, grzybami i paczkami z herbatą, a na
  2451. nich leżał jakiś wymyślny przyrząd, sporządzony przez miejscowych
  2452. speców, prawdopodobnie aparat telegraficzny.
  2453. Oprócz Żeńki i Kiryła w drogę wybierało się jeszcze dwóch ludzi:
  2454. ochotnik i dowódca przysłany przez administrację, który miał nawiązywać
  2455. stosunki i prowadzić rozmowy. Wszyscy oprócz Żeńki już się zebrali i grali
  2456. teraz w domino, w oczekiwaniu na sygnał do wyjścia. W pobliżu stały
  2457. ułożone w piramidę, lufami w górę, wydane im na czas wyprawy karabiny z
  2458. zapasowymi magazynkami przyczepionymi do tych pierwszych taśmą
  2459. izolacyjną.
  2460. W końcu pojawił się Żeńka, który przed wyjściem musiał nakarmić
  2461. siostrę i odesłać ją do sąsiadów do powrotu rodziców z pracy.
  2462. W ostatnim momencie Artem nagle przypomniał sobie, że w końcu nie
  2463. pożegnał się z ojczymem. Przeprosił i obiecał, że za chwilę wróci, rzucił
  2464. plecak i pobiegł do domu. W namiocie nikogo nie było, i Artem ruszył w
  2465. stronę pomieszczeń, w których niegdyś przebywał personel metra, a teraz
  2466. pracowała administracja stacji. Suchy tam był, siedział naprzeciwko
  2467. Dyżurnego stacji, wybranego w głosowaniu naczelnika WOGN-u, i z
  2468. ożywieniem z nim dyskutował. Artem zapukał w futrynę i cichutko
  2469. zakasłał.
  2470. - Dzień dobry, Aleksandrze Nikołajewiczu. Mogę porozmawiać
  2471. sekundkę z wujkiem Saszą?
  2472. - Oczywiście Artem, proszę. Herbaty? - serdecznie odrzekł Dyżurny.
  2473. - No, co, wychodzicie już? Kiedy będziecie z powrotem?
  2474.  
  2475. - spytał
  2476. Suchy, odsuwając się z krzesłem od stołu.
  2477. - Nie wiem dokładnie... - wymamrotał Artem.
  2478. - Zobaczymy jak
  2479. wyjdzie...
  2480. 58
  2481. Rozumiał, że może nigdy więcej nie zobaczy ojczyma, i trudno mu było
  2482. kłamać właśnie jemu, jedynemu człowiekowi, który go naprawdę kocha, że
  2483. wróci jutro czy pojutrze i wszystko będzie jak dawniej.
  2484. Artem poczuł, że pieką go oczy i ze wstydem odkrył, że zrobiły się
  2485. wilgotne. Zrobił krok do przodu i mocno objął ojczyma.
  2486. - No, co ty, Artemka, co ty... Przecież wy już pewnie jutro wrócicie...
  2487. No? - uspokajał go zdziwiony Suchy.
  2488. - Jutro wieczorem, jeśli wszystko pójdzie według planu - potwierdził
  2489. Aleksander Nikołajewicz.
  2490. - BądĽ zdrowy, wujku Saszo! Powodzenia!
  2491.  
  2492. - ochrypłym głosem
  2493. powiedział Artem, ścisnął ojczymowi dłoń i szybko wyszedł wstydząc się
  2494. swojej słabości.
  2495. Suchy ze zdziwieniem patrzył w ślad za nim.
  2496. - Czemu to się chłopak rozkleił? Niby nie pierwszy raz idzie na
  2497. Ryżską...
  2498. - Nie martw się, Sasza, to nic, przyjdzie czas, to zmężnieje ci dzieciak.
  2499. Będziesz jeszcze tęsknił za czasami, kiedy żegnał się z tobą ze łzami w
  2500. oczach idąc na wycieczkę dwie stacje dalej! Więc co tam mówiłeś, co myślą
  2501. na Aleksiejewskiej o patrolowaniu tuneli? Nam by to bardzo pasowało...
  2502. Kiedy Artem dołączył biegiem do grupy, dowódca oddziału wydał
  2503. każdemu karabin za pokwitowaniem i powiedział:
  2504. - No co, chłopy? Przysiądziemy przed wyjściem? - i pierwszy usiadł na
  2505. wypolerowanej przez długie lata drewnianej ławce. Pozostali w milczeniu
  2506. poszli za jego przykładem.
  2507. - No, z Bogiem!
  2508. - dowódca wstał, ciężko
  2509. zeskoczył na tory i zajął miejsce na czele oddziału.
  2510. Artem i Żeńka, jako najmłodsi, wleĽli na drezynę gotując się na ciężką
  2511. pracę. Kirył i drugi ochotnik ulokowali się z tyłu, zamykając oddział.
  2512. - Jedziemy! - odezwał się dowódca.
  2513. Artem i Żeńka naparli na dĽwignie, Kirył popchnął lekko drezynę z tyłu,
  2514. pojazd skrzypnął, ruszając z miejsca, i powoli potoczył się naprzód.
  2515. Zamykający ruszyli w ślad za nim, i grupa zniknęła w czeluści
  2516. południowego tunelu.
  2517. 59
  2518. ROZDZIAŁ 4
  2519. GŁOS TUNELI
  2520. Niepewne światełko latarki dowódcy błądziło bladożółtą plamą po
  2521. ścianach tunelu, lizało wilgotną ziemię i znikało bez śladu, kiedy latarka
  2522. kierowała się do przodu. Przed nimi był głęboki mrok, chciwie pożerający
  2523. słabe promienie kieszonkowych latarek już w odległości dziesięciu kroków.
  2524. Nudno i przygnębiająco poskrzypywała drezyna, tocząc się donikąd, a ciszę
  2525. przerywali ciężkimi oddechami i miarowym stukiem podkutych butów
  2526. idący za nią ludzie.
  2527. Wszystkie południowe posterunki zostały już w tyle, dawno już zgasły za
  2528. ich plecami ostatnie odblaski ognisk - terytorium WOGN-u skończyło się. I
  2529. chociaż odcinek między WOGN-em a Ryżską był w ostatnich czasach
  2530. uważany za praktycznie pozbawiony niebezpieczeństw, dzięki dobrym
  2531. stosunkom sąsiedzkim i dość ożywionej wymianie między stacjami,
  2532. regulamin nakazywał być ciągle w pogotowiu.
  2533. Niebezpieczeństwo wcale nie zawsze pochodziło z północy lub
  2534. południa - dwóch możliwych kierunków w tunelu. Mogło się czaić w
  2535. górze, w szybach wentylacyjnych, z lewej lub z prawej strony, w licznych
  2536. rozgałęzieniach, za zamkniętymi na głucho drzwiami dawnych pomieszczeń
  2537. gospodarczych czy tajemnych przejść. Czekało w dole, w zagadkowych
  2538. włazach, pozostawionych przez budowniczych metra, zapomnianych i
  2539. zasypanych przez ekipy remontowe, gdzie w głębinach miażdżących
  2540. największych śmiałków uczuciem irracjonalnego lęku zaczęło się lęgnąć
  2541. coś strasznego, kiedy metro było jeszcze po prostu środkiem komunikacji...
  2542. Oto dlaczego promień latarki dowódcy niespokojnie błądził po ścianach,
  2543. a palce zamykających pochód nieustannie dotykały bezpieczników
  2544. karabinów, gotowe w każdym momencie włączyć ogień ciągły i nacisnąć
  2545. spust. Oto dlaczego między idącymi padało tak mało słów: gadanie
  2546. osłabiało czujność i przeszkadzało w słuchaniu oddechu tuneli.
  2547. Artem poczuł już zmęczenie, ale wciąż pracował i pracował, a dĽwignia
  2548. po każdym opuszczeniu znów wracała do dawnej pozycji, mechanizm
  2549. zgrzytał monotonnie, wciąż i wciąż obracały się koła. Bezskutecznie
  2550. wpatrywał się w mrok przed sobą, a w głowie, w takt stukotu kół, równie
  2551. ciężkim i urywanym rytmem, kołatało mu się zdanie, jakie dzień wcześniej
  2552. usłyszał od Huntera, jego słowa o tym, że władza mroku to najbardziej
  2553. rozpowszechniona forma rządów na terytorium moskiewskiego metra.
  2554. Starał się myśleć o tym, jak właściwie ma się dostać do Polis, próbował
  2555. układać plany, lecz powoli rozlewający się po mięśniach palący ból i
  2556. zmęczenie podnoszące się od na wpół zgiętych nóg, poprzez krzyż, i
  2557. 60
  2558. ogarniające ręce wypierało
  2559. skomplikowane myśli.
  2560. mu
  2561. z
  2562. głowy
  2563. wszystkie
  2564. co
  2565. bardziej
  2566. Gorący słony pot, z początku zbierający się na czole drobnymi
  2567. kropelkami, teraz, kiedy krople urosły i stały się ciężkie, zaczął obficie
  2568. spływać mu po twarzy, zalewał oczy, a nie było kiedy go wytrzeć, bo po
  2569. drugiej stronie mechanizmu stał Żeńka i puścić dĽwignię oznaczało zrzucić
  2570. całą pracę na niego. W uszach coraz głośniej huczała krew i Artem
  2571. przypomniał sobie, że kiedy był mały, lubił przyjmować różne niewygodne
  2572. pozy, żeby poczuć to pulsowanie w uszach, gdyż ten dĽwięk przypominał
  2573. mu miarowy krok szeregu żołnierzy na defiladzie... I można było zamknąć
  2574. oczy i wyobrazić sobie, że to on jest przyjmującym tę defiladę marszałkiem,
  2575. a wierne dywizje wybijają krok przechodząc przed nim i każdy skrajny
  2576. żołnierz w szeregu równa na niego krok... Jak było to narysowane w
  2577. książkach o wojsku.
  2578. Wreszcie dowódca, nie odwracając się, powiedział:
  2579. - Dobra, chłopaki, złaĽcie, zamieniajcie się miejscami. Przeszliśmy
  2580. połowę.
  2581. Artem wymienił spojrzenie z Żeńką, zeskoczył z drezyny, i obaj bez
  2582. uzgadniania usiedli na szynach, chociaż powinni byli zająć pozycję przed i
  2583. za pojazdem.
  2584. Dowódca spojrzał na nich uważnie i rzekł ze współczuciem:
  2585. - Smarkacze...
  2586. - Smarkacze - ochoczo przyznał Żeńka.
  2587. - Wstawajcie, no, nie ma co się rozsiadać. Ruszamy. Opowiem wam
  2588. ładną bajeczkę.
  2589. - My też możemy panu opowiedzieć różne historie!
  2590.  
  2591. - oznajmił z
  2592. przekonaniem Żeńka, nie chcąc wstawać.
  2593. - Te wasze, to ja wszystkie znam. O tych czarnych, o mutantach... O
  2594. tych waszych grzybach oczywiście. Ale jest i parę takich, o których nic nie
  2595. słyszeliście. A może to i nie żadne bajki, tylko akurat nikt nie może tego
  2596. udowodnić... To jest, bywali tacy, co próbowali, ale czego się dokładnie
  2597. dowiedzieli, już nam nie mogą opowiedzieć.
  2598. Artemowi dość było tego wstępu, by znaleĽć u siebie drugi oddech.
  2599. Teraz każda informacja o tym, co zaczyna się za stacją Prospekt Mira, miała
  2600. dla niego ogromne znaczenie. Spiesznie wstał z torów, przewiesił karabin z
  2601. pleców na pierś i zajął swoje miejsce za drezyną.
  2602. Małe popchnięcie dla rozpędu i koła znów zaczęły śpiewać swą smętną
  2603. pieśń. Grupa ruszyła. Dowódca patrzył przed siebie, niespokojnie badając
  2604. ciemność, dlatego nie wszystko, co mówił, było słychać.
  2605. 61
  2606. - Ciekaw jestem, co wasze pokolenie w ogóle wie o metrze? - mówił
  2607. dowódca. - Tak, opowiadacie sobie nawzajem różne bajki. Ktoś tam gdzieś
  2608. tam był, ktoś inny sam wszystko wymyślił. Jeden drugiemu przerwał
  2609. historię, którą szepnął mu trzeci, który z kolei podkoloryzował opowieść,
  2610. usłyszaną przy herbacie od czwartego, a podawał za własne przygody... To
  2611. główny problem metra: brak niezawodnej komunikacji. Nie ma możliwości
  2612. szybkiego przemieszczania się z jednego końca na drugi: gdzieś nie ma
  2613. przejścia, gdzieś jest zagrodzone, gdzieś indziej jakieś dziwactwa się dzieją,
  2614. a sytuacja codziennie się zmienia... Bo myślicie, że to całe metro jest duże?
  2615. Pociągiem z jednego końca na drugi jedzie się wszystkiego godzinę. A
  2616. przecież teraz ludzie idą całymi tygodniami i najczęściej nie dochodzą. I
  2617. nigdy nie wiesz, co cię tak naprawdę czeka za zakrętem. Teraz niby
  2618. wyprawiliśmy się na Ryżską z pomocą humanitarną... Ale problem w tym,
  2619. że nikt - w tym ja i Dyżurny
  2620. - nie da głowy, czy kiedy tam przyjdziemy
  2621. nie przywitają nas gradem ołowiu. Albo czy stacja nie będzie doszczętnie
  2622. spalona, bez żywej duszy. Albo nagle się okaże, że Ryżska należy teraz do
  2623. Hanzy i dlatego nie ma i nigdy nie będzie dla nas przejścia do pozostałej
  2624. części metra. Nie ma dokładnych informacji... Wczoraj rano dostałem
  2625. wieści - wszystkie jeszcze przed wieczorem się zdezaktualizowały i
  2626. polegać na nich dzisiaj nie można. Zupełnie jakby iść przez ruchome piaski
  2627. według mapy sprzed stu lat. Gońcy tak długo idą, że wiadomości, które
  2628. niosą, często okazują się już albo niepotrzebne, albo nieprawdziwe. Prawda
  2629. ulega zniekształceniu. Ludzie nigdy nie znajdowali się w takich
  2630. warunkach... I strach pomyśleć co się stanie, jak skończy nam się paliwo do
  2631. generatorów i nie będzie już prądu. Czytaliście Wehikuł czasu Wellsa? Tam
  2632. byli tacy Morlokowie...
  2633. Dla Artema była to już druga rozmowa w tym stylu w ciągu ostatnich
  2634. dwóch dni, wiedział już o Morlokach i Herbercie Wellsie i jakoś nie chciał
  2635. znów o nich słuchać. Dlatego, nie zważając na Żeńkę, który próbował
  2636. protestować, zdecydowanie popchnął rozmowę z powrotem na dawne tory:
  2637. - No, a co wiadomo o metrze waszemu pokoleniu?
  2638. - Hmm... Mówić o diabelstwie w tunelach to zły omen... O Metrze-2 i
  2639. Niewidzialnych Obserwatorach? Nie będę. Ale o tym, gdzie kto mieszka,
  2640. mogę opowiedzieć coś niecoś ciekawego. Wiecie, na przykład, że tam,
  2641. gdzie kiedyś była Puszkińska - jest tam przejście na dwie inne stacje,
  2642. Czechowską i Twerską - wszystko to teraz zajęli faszyści?
  2643. - Jacy znów faszyści? - z niedowierzaniem spytał Żeńka.
  2644. - Nasi, rodzimi. Kiedyś, dawno, kiedy jeszcze żyliśmy tam
  2645. - dowódca
  2646. wskazał palcem sklepienie - też tacy byli. Byli faszyści z ogolonymi
  2647. głowami i jeszcze tacy, co się nazywali RJN, i inne jeszcze kloce, przeciwni
  2648. imigracji, i różni tam jeszcze, taka już była w tamtych czasach moda. Licho
  2649. wie, co znaczą te skróty, teraz już nikt nie pamięta, nawet oni już pewnie nie
  2650. 62
  2651. pamiętają. Potem jakby zniknęli. Ani widu, ani słychu. Aż tu nagle, jakiś
  2652. czas temu, objawili się na Puszkińskiej. "Metro dla Rosjan!" Słyszeliście
  2653. coś takiego? Albo: "Dobra rzecz - obcy precz!". Wyrzucili wszystkich nieRosjan z Puszkińskiej, potem z Czechowskiej, dotarli do Twerskiej. Pod
  2654. koniec zrobiły się z nich zwierzęta, zaczęły się pogromy. Teraz zrobili sobie
  2655. Rzeszę. Czwartą czy piątą... Coś koło tego. Dalej na razie niby nie idą, ale
  2656. nasze pokolenie jeszcze pamięta historię dwudziestego wieku. Ale że
  2657. faszyści... Zresztą mutanty z Filewskiej, jakby kto pytał, istnieją
  2658. naprawdę... A nasi czarni, ile są warci! I są jeszcze różni sekciarze,
  2659. sataniści, komuniści... Panoptikum. Po prostu panoptikum.
  2660. Jadąc minęli wyważone drzwi do opuszczonych pomieszczeń
  2661. służbowych. Wcześniej były tam czy to łazienki, czy to schrony... Całe
  2662. wyposażenie - żelazne piętrowe łóżka, albo ciężki sprzęt sanitarny
  2663.  
  2664. -
  2665. dawno już zabrano i nikt się już teraz nie pchał do pustych ciemnych
  2666. pokojów porozrzucanych po tunelach. Chociaż wszyscy niby wiedzieli, że
  2667. niczego tam nie ma... Ale licho nie śpi!
  2668. Przed nimi dało się zauważyć słabe migotanie. Zbliżali się do
  2669. Aleksiejewskiej. Stacja była słabo zaludniona i wystawiała tylko jeden
  2670. posterunek, na pięćdziesiątym metrze - na więcej nie mogli sobie pozwolić.
  2671. Dowódca dał rozkaz zatrzymać się jakieś 40 metrów od ogniska
  2672. rozpalonego przez wartowników z Aleksiejewskiej, i kilka razy włączył i
  2673. wyłączył latarkę w określonej kolejności dając umówiony sygnał. Na tle
  2674. płomieni zarysowała się czarna sylwetka - szedł do nich kontroler. Będąc
  2675. jeszcze daleko, krzyknął:
  2676. - Stójcie w miejscu! Nie zbliżajcie się!
  2677. Artem zadał sobie pytanie: czyżby naprawdę mogło się tak zdarzyć, że
  2678. kiedyś nie wezmą ich za swoich na stacji, która zawsze uważała się za
  2679. zaprzyjaĽnioną, i przyjmą jak wrogów?
  2680. Człowiek zbliżył się do nich nie śpiesząc się. Ubrany był w wytarte
  2681. spodnie w panterkę i waciak z grubo namalowanym znakiem
  2682.  
  2683. "A" -
  2684. widocznie pierwszą literą nazwy stacji. Zapadłe policzki miał nieogolone,
  2685. oczy podejrzanie mu błyszczały, a ręce nerwowo gładziły lufę wiszącego na
  2686. szyi automatu. Przypatrzył się ich twarzom, a poznając, uśmiechnął się i na
  2687. znak zaufania zarzucił karabin na plecy.
  2688. - Czołem, chłopcy! Żyjecie jakoś? Na Ryżską idziecie? Wiemy, wiemy,
  2689. uprzedzali nas. ChodĽcie!
  2690. Dowódca zaczął o coś wypytywać wartownika, ale niewyraĽnie, i Artem,
  2691. w nadziei, że jego też nikt nie usłyszy, powiedział cicho do Żeńki:
  2692. - Jakiś wygłodniały. Wydaje mi się, że nie z sympatii wzięli się do tego
  2693. sojuszu z nami.
  2694. 63
  2695. - No, i co z tego? - odparł jego przyjaciel.
  2696. - My też mamy swoje
  2697. interesy. Jeśli nasza administracja na to idzie, to znaczy, że tego
  2698. potrzebujemy. To, że zamierzamy ich karmić, to nie filantropia.
  2699. Minąwszy ognisko na pięćdziesiątym metrze, gdzie siedział drugi
  2700. wartownik, ubrany tak samo jak człowiek, który ich powitał, drezyna
  2701. wtoczyła się na stację. Aleksiejewska była słabo oświetlona, a
  2702. zamieszkujący ją ludzie wydawali się małomówni i ponurzy. Na gości z
  2703. WOGN-u patrzyli jednak przyjaĽnie. Grupa zatrzymała się pośrodku peronu
  2704. i dowódca zarządził przerwę na dymka. Artema z Żeńką zostawili na
  2705. drezynie - żeby pilnowali, a resztę wezwali do ogniska.
  2706. - O faszystach i Rzeszy to ja jeszcze niczego nie słyszałem - powiedział
  2707. Artem.
  2708. - Mnie opowiadali, że gdzieś w metrze są faszyści
  2709. - odrzekł Żeńka. -
  2710. Ale mówili tylko, że są na NowokuĽnieckiej.
  2711. - Kto tak mówił?
  2712. - Lecha opowiadał - niechętnie przyznał Żeńka.
  2713. - Dużo ciekawych rzeczy ci opowiadał - przypomniał Artem.
  2714. - Ale faszyści przecież naprawdę istnieją! No, pomylił chłopak miejsce.
  2715. Ale przecież nie skłamał! - tłumaczył się przyjaciel.
  2716. Artem umilkł i zamyślił się. Przerwa na Aleksiejewskiej powinna
  2717. potrwać nie krócej niż pół godziny: dowódca prowadził jakąś rozmowę z
  2718. miejscowym naczelnikiem - pewnie o mającym nastąpić połączeniu. Potem
  2719. powinni byli ruszyć dalej, żeby przed końcem dnia dojść do Ryżskiej. Po
  2720. noclegu, rozwiązaniu wszystkich kwestii i obejrzeniu znalezionego kabla,
  2721. należałoby wysłać z powrotem gońca po dalsze wytyczne. Jeśli kabel będzie
  2722. można wykorzystać do komunikacji między trzema stacjami, będzie trzeba
  2723. go rozwinąć i tworzyć łączność telefoniczną. Ale jeśli okaże się, że się nie
  2724. nadaje, przyjdzie od razu wracać na stację.
  2725. W ten sposób Artem miał do dyspozycji nie więcej niż dwa dni. W tym
  2726. czasie koniecznie musiał wynaleĽć pretekst, pod którym można by było
  2727. przebić się przez posterunki graniczne Ryżskiej, jeszcze bardziej
  2728. podejrzliwe i upierdliwe od patroli WOGN-u. Ich nieufność była w pełni
  2729. uzasadniona: tam, na południu, zaczynało się wielkie metro i południowa
  2730. granica Ryżskiej była celem ataków o wiele częściej. Niechby
  2731. niebezpieczeństwa grożące ludności Ryżskiej były nie tak tajemnicze i
  2732. straszne jak zagrożenie wiszące nad WOGN-em, ale cechowała je za to
  2733. niewiarygodna różnorodność. Żołnierze broniący południowych dojść do
  2734. Ryżskiej nigdy nie wiedzieli czego się spodziewać i dlatego musieli być
  2735. gotowi na wszystko.
  2736. Od Ryżskiej do Prospektu Mira prowadziły dwa tunele. Zasypanie
  2737. jednego z nich z jakichś powodów nie było możliwe i mieszkańcom stacji
  2738. 64
  2739. przychodziło obstawiać jeden i drugi. Zużywali na to zbyt wiele sił, dlatego
  2740. właśnie tak ważne było dla nich zabezpieczenie choćby od północy.
  2741. Jednocząc się z Aleksiejewską i, co najważniejsze, z WOGN-em,
  2742. przerzucali ciężar obrony z tego kierunku na ich barki i zapewniali spokój w
  2743. tunelach między stacjami, a to oznacza możliwość wykorzystania ich do
  2744. celów gospodarczych. Zaś na stacji WOGN widziano w tym dobry pretekst
  2745. do rozszerzenia swoich wpływów, terytorium i potęgi.
  2746. W związku ze zbliżającym się zjednoczeniem, posterunki graniczne
  2747. Ryżskiej przejawiały podwyższoną czujność: konieczne było dowieść
  2748. przyszłym sojusznikom, że w kwestii obrony południowych rubieży można
  2749. na nich liczyć. Dlatego przedostanie się przez nie tak w jednym, jak i w
  2750. drugim kierunku wydawało się sprawą bardzo trudną, za trudną. I problem
  2751. ten Artem musiał rozwiązać w ciągu jednego, najwyżej dwóch dni.
  2752. Jednak, mimo swego skomplikowania, nie był to wcale problem
  2753. nierozwiązywalny. Pytanie brzmiało: co robić dalej. Nawet jeśli uda się
  2754. przeniknąć za południową granicę, trzeba jeszcze znaleĽć względnie
  2755. bezpieczną drogę do Polis. Ponieważ decyzję trzeba było podjąć szybko, na
  2756. WOGN-ie Artem nie miał właściwie czasu przemyśleć swojej trasy do
  2757. Polis. W domu mógłby wypytać o niebezpieczeństwa znajomych
  2758. straganiarzy bez wzbudzania niczyich podejrzeń. Pytać o drogę Żeńkę, a
  2759. tym bardziej innego członka oddziału, Artem nie chciał, bo świetnie
  2760. rozumiał, że z pewnością wzbudzi to podejrzenia, a już Żeńka będzie dobrze
  2761. wiedział, że Artem coś ukrywa. Przyjaciół ani na Aleksiejewskiej, ani na
  2762. Ryżskiej Artem nie miał, a nie zamierzał wierzyć nieznajomym w tak
  2763. ważnej kwestii.
  2764. Korzystając z tego, że Żeńka odszedł pogadać z siedzącą nieopodal na
  2765. peronie dziewczyną, Artem ukradkiem wydobył z plecaka mały plan metra,
  2766. wydrukowany na odwrocie przypalonej na skrajach ulotki reklamowej,
  2767. zachwalającej dawno nieistniejący bazar z ciuchami, i kilka razy obrysował
  2768. Polis ogryzkiem zwykłego ołówka.
  2769. Droga do niej wydawała się tak prosta i krótka... W tych mitycznych,
  2770. starodawnych czasach, o których opowiadał dowódca, kiedy ludzie nie
  2771. potrzebowali broni podróżując od stacji do stacji, nawet jeśli trzeba się było
  2772. przesiąść i znaleĽć na obcej linii; w czasach, kiedy droga od jednej
  2773. końcowej stacji do drugiej nie zajmowała nawet godziny; w tych czasach,
  2774. kiedy tunele przemierzały tylko grzmiące, pędzące pociągi - wtedy
  2775. odległość dzielącą WOGN i Polis można było pokonać szybko i bez
  2776. przeszkód.
  2777. Prosto, wzdłuż linii do Turgieniewskiej, tam przejść na Czystyje Prudy,
  2778. jak nazywała się stacja na stareńkim planie, który oglądał Artem, czy też
  2779. Kirowską, na którą znów przemianowali ją komuniści, i czerwoną,
  2780. 65
  2781. Sokolniczeską linią prosto do Polis... W epoce pociągów i lamp światła
  2782. dziennego taka wyprawa nie zajęłaby nawet trzydziestu minut. Ale od kiedy
  2783. słowa "czerwona linia" zaczęto pisać z wielkich liter, czerwona flaga
  2784. zawisła nad przejściem na Czystyje Prudy, a i same Czystyje Prudy
  2785. przestały nimi być, nie można było nawet myśleć o tym, żeby próbować
  2786. dostać się do Polis najkrótszą drogą.
  2787. Ze znanych powodów władze Linii Czerwonej dały spokój próbom
  2788. uszczęśliwienia na siłę ludności całego metra przez objęcie jej władzą Rad, i
  2789. przyjęły nową doktrynę, dopuszczającą możliwość budowy komunizmu na
  2790. wydzielonej linii metra. Chociaż, nie potrafiąc zrezygnować ze swego
  2791. marzenia, wciąż ambitnie nazywały je Metrem im. W.I. Lenina, żadnych
  2792. praktycznych kroków w tym kierunku dawno już nie przedsiębrały.
  2793. Mimo to, nie bacząc na pozorne pokojowe nastawienie reżimu, jego
  2794. wewnętrzna paranoiczna istota ani trochę się nie zmieniła. Setki agentów
  2795. służby bezpieczeństwa wewnętrznego, dawnym zwyczajem i nawet z pewną
  2796. nostalgią nazywanej KGB, stale uważnie śledziło szczęśliwych
  2797. mieszkańców Linii Czerwonej, a już ich zainteresowanie gośćmi z innych
  2798. linii było prawdziwie bezgranicznie. Bez specjalnego zezwolenia władz
  2799. "czerwonych" nikt nie mógł przeniknąć na żadną z ich stacji. A ciągłe
  2800. sprawdzanie paszportów, permanentna inwigilacja i ogólna kliniczna
  2801. podejrzliwość szybko wyławiały zarówno obcych wędrowców, którzy
  2802. zabłądzili tu przypadkiem, jak i specjalnie wysłanych szpiegów. Pierwszych
  2803. zrównywano z drugimi, los jednych i drugich był bardzo smutny. Dlatego
  2804. Artemowi nie przyszło nawet do głowy, żeby dostać się do Polis przez trzy
  2805. stacje i trzy tunele należące do Linii Czerwonej.
  2806. Bo i nie mogła być tak prosta droga do samego serca metra. Do Polis...
  2807. Sama ta nazwa, wymówiona przez kogoś w rozmowie, zmuszała Artema, i
  2808. nie tylko jego, by milkł z szacunkiem. Jeszcze dzisiaj pamiętał ze
  2809. szczegółami, kiedy pierwszy raz usłyszał nieznajome słowo w opowieści
  2810. jakiegoś gościa ojczyma, a potem, kiedy ów gość poszedł, spytał cichutko
  2811. Suchego, co to słowo znaczy. Ojczym popatrzył wtedy na niego uważnie i z
  2812. ledwo zauważalnym smutkiem w głosie powiedział: "To jest, Artemka,
  2813. pewnie ostatnie miejsce na Ziemi, gdzie ludzie żyją jak ludzie. Gdzie nie
  2814. zapomnieli jeszcze co to znaczy >>człowiek<<, i jak właściwie to słowo
  2815. powinno brzmieć". Ojczym uśmiechnął się smutno i dodał: "To jest
  2816. Miasto...".
  2817. Polis znajdowała się w miejscu największego w moskiewskim metrze
  2818. przejścia między stacjami, na skrzyżowaniu czterech różnych linii, i
  2819. zajmowała całe cztery stacje metra: Aleksandrowski Sad, Arbacką,
  2820. Borowicką i Bibliotekę im. Lenina, razem z łączącymi te stacje przejściami.
  2821. Na tym ogromnym terytorium mieściło się ostatnie autentyczne ognisko
  2822. cywilizacji, ostatnie miejsce, w którym mieszkało tyle ludzi, że
  2823. 66
  2824. przebywający tam niekiedy prowincjusze nie nazywali go póĽniej inaczej
  2825. niż Miasto. Ktoś dał Miastu inną nazwę, oznaczającą w sumie to samo:
  2826. Polis. I może stąd, że w tym słowie dało się słyszeć dalekie i ledwo
  2827. wyczuwalne echo potężnej i pięknej starożytnej kultury, która jakby
  2828. obiecywała opiekę nad tym skupiskiem ludzkim, obca nazwa przyjęła się.
  2829. Polis pozostawała dla metra zjawiskiem zupełnie wyjątkowym. Tam i
  2830. tylko tam można było spotkać strażników tych starych i dziwnych gałęzi
  2831. wiedzy, które nie znajdowały po prostu zastosowania w surowym nowym
  2832. świecie, z jego zmienionymi prawami. Wiedza ta była dla mieszkańców
  2833. prawie wszystkich pozostałych stacji, właściwie dla całego, pogrążającego
  2834. się powoli w otchłani chaosu metra, tak bezużyteczna, jak i jej posiadacze.
  2835. Zewsząd wyganiani, swoją jedyną przystań znajdowali w Polis, gdzie
  2836. oczekiwano ich zawsze z otwartymi ramionami, gdyż rządzili tu ich
  2837. współbracia. Dlatego w Polis i tylko w Polis można było spotkać
  2838. zgrzybiałych profesorów, którzy kiedyś mieli swoje katedry na słynnych
  2839. uniwersytetach, teraz na wpół zburzonych, opuszczonych, przejętych przez
  2840. szczury i pleśń. Tylko tam mieszkali ostatni artyści, twórcy, poeci. Ostatni
  2841. fizycy, chemicy, biolodzy... Ci, którzy pod sklepieniem swoich czaszek
  2842. przechowywali wszystko, co ludzkości udało się osiągnąć i odkryć przez
  2843. tysiące lat nieprzerwanego rozwoju. Ci, z których śmiercią wszystko to
  2844. zostałoby stracone na wieki.
  2845. Polis znajdowała się w miejscu, gdzie niegdyś było samo centrum
  2846. miasta, od którego imienia nazwano metro. Przy tym, dokładnie nad Polis
  2847. wznosił się gmach Biblioteki im. Lenina
  2848.  
  2849. - najobszerniejszego zbioru
  2850. informacji minionej epoki. Setki tysięcy książek w dziesiątkach języków,
  2851. obejmujących z pewnością wszystkie obszary, w których pracowała ludzka
  2852. myśl i gromadzono informacje. Setki ton papieru usianego wszelkimi
  2853. możliwymi literami, znakami, hieroglifami, z których części nie miał już kto
  2854. czytać, wszak języki, w których były napisane, zginęły wraz z mówiącymi
  2855. w nich narodami... Lecz wciąż ogromną liczbę książek można było jeszcze
  2856. przeczytać i zrozumieć, i umarli setki lat temu ludzie, którzy je napisali,
  2857. mogli wiele jeszcze opowiedzieć żyjącym.
  2858. Ze wszystkich tych nielicznych konfederacji, imperiów i po prostu
  2859. potężnych stacji, które były w stanie wysyłać na powierzchnię ekspedycje,
  2860. tylko Polis wyprawiała stalkerów po książki. Tylko tam wiedza miała taką
  2861. wartość, że ludzie byli gotowi ryzykować życie ochotników, płacić bajeczne
  2862. honoraria najemnikom i odmawiać sobie dóbr materialnych, aby zdobyć
  2863. dobra duchowe.
  2864. Mimo pozornej niepraktyczności i idealizmu swoich władz, Polis
  2865. przetrwała przez te wszystkie lata, a bieda obchodziła ją z daleka, zaś jeśli
  2866. coś groziło jej bezpieczeństwu, zdawało się, że całe metro gotowe było
  2867. połączyć siły, by ją obronić. Echa ostatnich zmagań, do których doszło tam
  2868. 67
  2869. w czasie pamiętnej wojny między Linią Czerwoną a Hanzą już ucichły i
  2870. wokół Polis znów zapanowała czarodziejska aura niedostępności i
  2871. dobrobytu.
  2872. I kiedy Artem myślał o tym zdumiewającym miejscu, nie dziwiło go, że
  2873. droga do niego zwyczajnie nie może być łatwa, musi obowiązkowo być
  2874. zawiła, pełna niebezpieczeństw i prób, inaczej sam cel wyprawy straciłby
  2875. część swojej zagadkowości i czaru.
  2876. Jeżeli droga przez Kirowską, Linią Czerwoną do Biblioteki im. Lenina
  2877. wydawała się niemożliwa do pokonania i zbyt ryzykowna, to minąć
  2878. posterunki Hanzy i przejść po Linii Okrężnej można było spróbować. Artem
  2879. uważniej wpatrzył się w przypalony plan. Jeśli udałoby mu się przeniknąć
  2880. do wewnętrznego terytorium Hanzy, po wymyśleniu jakiegokolwiek
  2881. pretekstu, zagadaniu wartowników, przebiciu się siłą czy jeszcze inaczej,
  2882. wtedy droga do Polis byłaby całkiem krótka. Artem przytknął palec do
  2883. planu i powiódł nim wzdłuż linii. Gdyby zejść z Prospektu Mira w prawo,
  2884. wzdłuż Okrężnej, zaledwie dwie stacje należące do Hanzy dalej, wyszedłby
  2885. na Kurską. Tam można by było zmienić linię na Arbacko-Pokrowską, a
  2886. stamtąd już rzut kamieniem do Arbackiej, czyli do samej Polis. Co prawda
  2887. na drodze stał Plac Rewolucji, oddany po wojnie Linii Czerwonej w zamian
  2888. za Bibliotekę im. Lenina, ale przecież czerwoni zagwarantowali wolny
  2889. tranzyt wszystkim podróżnym, co było jednym z głównych punktów
  2890. traktatu pokojowego. I ponieważ Artem w ogóle nie zamierzał wchodzić na
  2891. stację jako taką, a jedynie przejść obok, to w zasadzie powinni go
  2892. przepuścić bez przeszkód. Po zastanowieniu postanowił pozostać na razie
  2893. przy tym planie i spróbować dowiedzieć się po drodze więcej o tych
  2894. stacjach, przez które miał przejść. Jeśli coś nie pójdzie zgodnie z planem,
  2895. powiedział do siebie, to zawsze będzie można znaleĽć zapasową trasę.
  2896. Wpatrując się w splot wielu stacji Artem pomyślał, że dowódca jednak
  2897. lekko przesadził malując trudności podczas nawet najkrótszych wypraw po
  2898. metrze. Na przykład, można było zejść z Prospektu Mira nie w prawo, a w
  2899. lewo - Artem pociągnął palcem w dół, wzdłuż Linii Okrężnej
  2900.  
  2901. - do
  2902. Kijewskiej, a tam przejściem czy Linią Filewską, czy Arbacko-Pokrowską
  2903. tylko dwie stacje do Polis. Zadanie nie wydawało się już Artemowi
  2904. niemożliwe do wykonania. To małe ćwiczenie z planem dodało mu wiary w
  2905. siebie. Wiedział teraz jak działać i nie wątpił już, że kiedy karawana dotrze
  2906. do Ryżskiej, nie wróci z grupą do domu, na WOGN, a będzie kontynuował
  2907. wyprawę do Polis.
  2908. - Studiujesz plan? - spytał go nad samym uchem Żeńka, który podszedł
  2909. do Artema tak, że ten nie zauważył go, pogrążony w swoich myślach.
  2910. Zaskoczony, Artem aż podskoczył w miejscu i w zmieszaniu próbował
  2911. schować plan.
  2912. 68
  2913. - Nie, nie... Ja, tego... Chciałem znaleĽć te stacje, w których jest ta
  2914. Rzesza, o której nam dziś opowiadali.
  2915. - No i co, znalazłeś? Nie? Ech ty, daj, pokażę
  2916.  
  2917. ci - z poczuciem
  2918. wyższości powiedział Żeńka.
  2919. W rozkładzie stacji orientował się o wiele lepiej od Artema, od innych
  2920. swoich rówieśników też, i bardzo był z tego dumny. Za pierwszym razem
  2921. bezbłędnie wskazał potrójne przejście między Czechowską, Puszkińską i
  2922. Twerską. Artem westchnął z ulgą, lecz Żeńka uznał, że to zazdrość.
  2923. - To nic, przyjdzie czas, że też będziesz się orientował w tych sprawach
  2924. nie gorzej ode mnie - chciał pocieszyć Artema.
  2925. Ten zrobił minę oznaczającą wdzięczność i szybko zmienił temat
  2926. rozmowy.
  2927. - A ile będzie trwała przerwa? - spytał.
  2928. - Młodzież! Wstajemy! - rozległ się dĽwięczny bas dowódcy i Artem
  2929. zrozumiał, że to koniec odpoczynku, i w końcu nie udało mu się nic zjeść.
  2930. Znów przyszła kolej, by wsiadł z Żeńką na drezynę. Zazgrzytał
  2931. mechanizm, zastukały o beton kirzowe buty i grupa znów weszła do tunelu.
  2932. Tym razem oddział szedł naprzód w milczeniu, i tylko dowódca,
  2933. zawoławszy do siebie Kiryła, szedł z nim równym krokiem i o czymś
  2934. cichutko dyskutował. Artem nie miał ani chęci, ani sił, by ich
  2935. podsłuchiwać - całą jego energię pochłaniała przeklęta drezyna.
  2936. Zamykający pochód, pozostawiony sam, czuł się wyraĽnie nieswojo i co
  2937. chwilę bojaĽliwie oglądał się za siebie. Artem stał na drezynie twarzą w
  2938. jego stronę i doskonale widział, że akurat z tyłu nie ma niczego strasznego,
  2939. ale kusiło, żeby obejrzeć się przez ramię i popatrzeć w przód, w głąb tunelu.
  2940. Ten strach i niepewność prześladowały go cały czas, zresztą nie tylko jego.
  2941. Każdy samotny podróżny zna to uczucie. Wymyślono nawet dla niego
  2942. własną nazwę, "strach tunelu"
  2943. - kiedy idzie się tunelem, szczególnie ze
  2944. słabą latarką, cały czas wydaje się, że niebezpieczeństwo jest tuż za
  2945. plecami. Czasem wrażenie to tak się nasila, że czuje się na potylicy czyjś
  2946. ciężki wzrok, a nawet wcale nie wzrok... Kto wie kto lub co tam jest i jak
  2947. postrzega świat... Bywa też, że dręczy to człowieka nie do wytrzymania, a
  2948. gdy odwróci się błyskawicznie, wyceluje latarką w ciemność, nie ma tam
  2949. nikogo... Cisza... Pustka... Wszystko wydaje się spokojne. Ale póki
  2950. patrzysz przed siebie, aż do bólu oczu wpatrujesz się w mrok, to coś
  2951. gęstnieje za twoimi plecami, znów za plecami, i znów masz ochotę rzucić
  2952. się do przodu, oświetlić tunel za sobą i sprawdzić, czy nikogo tam nie ma,
  2953. czy ktoś nie podszedł, kiedy patrzyłeś w drugą stronę... I znów...
  2954. Najważniejsza rzecz to nie tracić panowania nad sobą, nie poddać się temu
  2955. lękowi, przekonać samego siebie, że to wszystko bzdury, że nie ma się
  2956. czego bać, że nic tam nie było słychać...
  2957. 69
  2958. Lecz bardzo trudno być opanowanym, szczególnie kiedy idziesz sam.
  2959. Ludzie tracili w ten sposób zmysły. Po prostu nie mogli się już uspokoić,
  2960. nawet kiedy dotarli do zamieszkanej stacji. Potem, oczywiście, stopniowo
  2961. dochodzili do siebie, ale nie mogli już się zmusić, by ponownie wejść do
  2962. tunelu - natychmiast ogarniała ich ta sama dławiąca trwoga, znana
  2963. każdemu mieszkańcowi metra, która jednak dla nich zmieniła się w zgubną
  2964. chorobę.
  2965. - Nie bój się, patrzę! - krzyknął Artem, by dodać otuchy zamykającemu.
  2966. Ten kiwnął głową, ale po paru minutach nie wytrzymał i znów się obejrzał.
  2967. Trudno wytrzymać...
  2968. - Jeden znajomy Siergieja dokładnie w ten sposób odleciał - cicho
  2969. powiedział Żeńka, domyślając się, o co chodzi Artemowi.
  2970. - On miał co
  2971. prawda poważniejszy powód. Postanowił, rozumiesz, samemu przejść ten
  2972. sam tunel na Suchariewskiej, pamiętasz, o którym ci kiedyś opowiadałem.
  2973. Tam, gdzie samotny człowiek nijak nie może przejść, a z karawaną
  2974. prościutko? Chłopak przeżył. A wiesz dlaczego przeżył?
  2975. - Żeńka krzywo
  2976. się uśmiechnął. - Bo nie starczyło mu odwagi, żeby dojść dalej niż do
  2977. setnego metra. Jak tam szedł, to taki był dzielny i zdecydowany. Ha...
  2978. Wrócił po dwudziestu minutach - oczy wytrzeszczone, włosy mu dęba stoją
  2979. ze strachu, ani słowa po ludzku nie potrafi wymówić. I niczego się już od
  2980. niego nie dowiedzieli
  2981. - od tej pory gada jakoś bez sensu, a głównie
  2982. mamrocze. I w żadnym tunelu już nogi nie postawił, więc sterczy ciągle na
  2983. Suchariewskiej i żebrze. Teraz jest tamtejszym wioskowym głupkiem.
  2984. Morał jest jasny?
  2985. - Tak - niepewnie powiedział Artem.
  2986. Przez jakiś czas oddział poruszał się w pełnej ciszy. Artem znów
  2987. pogrążył się w swoich rozmyślaniach i szedł tak dość długo próbując
  2988. wymyślić jakieś wiarygodne kłamstwo, którego można byłoby użyć na
  2989. blokadzie przy wyjściu z Ryżskiej.
  2990. Ciągnęło się to tak długo, aż dotarło do niego, że myśleć przeszkadza mu
  2991. wciąż narastający dziwny szum, dochodzący z tunelu przed nimi. Odgłos
  2992. ten, z początku prawie niesłyszalny, gdzieś na chwiejnej granicy między
  2993. dĽwiękami słyszalnymi dla ludzkiego ucha a ultradĽwiękami, powoli i
  2994. całkiem niezauważalnie stawał się głośniejszy, tak że nie dało się określić
  2995. momentu, kiedy Artem zaczął go słyszeć. W chwili, gdy to spostrzegł,
  2996. dĽwięk był już całkiem silny, przypominając najbardziej świszczący szept -
  2997. niezrozumiały, nieludzki.
  2998. Artem szybko zerknął na pozostałych. Wszyscy szli zgodnie i w ciszy.
  2999. Dowódca nie rozmawiał już o niczym z Kiryłem, Żeńka rozmyślał o jakichś
  3000. swoich sprawach, a zamykający spokojnie patrzył w przód, nie kręcąc się
  3001. już nerwowo. Żaden z nich nie okazywał najmniejszego niepokoju. Nic nie
  3002. słyszeli. Nic! Artem poczuł lęk. Spokój i milczenie całej grupy, jeszcze
  3003. 70
  3004. bardziej zauważalne na tle narastającego świstu, były zupełnie niepojęte i
  3005. przerażające. Artem puścił dĽwignię drezyny i wyprostował się. Żeńka
  3006. popatrzył na niego ze zdziwieniem. Oczy miał jasne, nie było w nich ani
  3007. ślady otumanienia, czy czegoś podobnego, co bał się w nich znaleĽć Artem.
  3008. - A ty co?
  3009. - zapytał z niezadowoleniem.
  3010. - Zmęczyłeś się, czy co?
  3011. Powiedziałbyś zawczasu, a nie - rzucasz tak po prostu.
  3012. - Niczego nie słyszysz? - z niedowierzaniem spytał Artem, i coś w jego
  3013. głosie sprawiło, że Żeńka zmienił się na twarzy.
  3014. Zaczął nasłuchiwać nie przestając pracować rękami. Drezyna jednak
  3015. zwolniła, bo Artem wciąż jeszcze stał z wyrazem zakłopotania, łowiąc
  3016. odgłosy tajemniczego szumu.
  3017. Dowódca zauważył to i odwrócił się.
  3018. - Co z wami? Bateryjki się skończyły?
  3019. - Niczego pan nie słyszy? - spytał go Artem.
  3020. W tej samej chwili do serca zakradło mu się straszne uczucie, że tak
  3021. naprawdę nie ma żadnego szumu
  3022. - proszę, nikt niczego nie słyszy. Po
  3023. prostu odbił mu dekiel i ma zwidy ze strachu... Od tych wszystkich
  3024. opowiadań i nieodstępującego ich, skradającego się zaraz za plecami
  3025. zamykającego, mroku.
  3026. Dowódca dał znak, by się zatrzymać, by nie przeszkadzało skrzypienie
  3027. drezyny i stukot butów, i zamarł. Ręce podniosły mu się do karabinu, stał
  3028. nieruchomo i naprężony wsłuchiwał się obróciwszy się jednym uchem w
  3029. stronę tunelu.
  3030. Dziwny dĽwięk był obecny cały czas, Artem słyszał go teraz wyraĽnie, i
  3031. im był wyraĽniejszy, tym uważniej Artem wpatrywał się w twarz dowódcy,
  3032. próbując zrozumieć, czy ten słyszy to wszystko, co napełniało świadomość
  3033. chłopaka nasilającym się niepokojem.
  3034. Lecz twarz dowódcy stopniowo się wypogodziła i Artema uderzyło
  3035. gorące poczucie wstydu. Trudno, żeby było inaczej: zatrzymał oddział przez
  3036. jakieś głupoty, stchórzył i jeszcze innych przestraszył.
  3037. Żeńka najwidoczniej też niczego nie słyszał, chociaż i próbował.
  3038. Porzucając w końcu to zajęcie spojrzał na Artema ze zjadliwym
  3039. uśmieszkiem i, zaglądając mu w oczy, spytał z przejęciem:
  3040. - Haluny?
  3041. - Odwal się! - z niespodziewanym rozdrażnieniem rzucił Artem.
  3042. - Co
  3043. wy, ogłuchliście wszyscy, czy co?
  3044. - Haluny! - podsumował z przekonaniem Żeńka.
  3045. 71
  3046. - Cisza. Zupełnie nic nie słychać. Widocznie ci się wydawało. To nic,
  3047. zdarza się, nie napinaj się, Artem. Do roboty i jedziemy dalej
  3048. - miękko, z
  3049. wyczuciem sytuacji, powiedział dowódca i sam ruszył naprzód.
  3050. Artemowi nie pozostało nic innego, jak wrócić na miejsce. Szczerze
  3051. próbował utwierdzić się, że ten szept tylko mu się przywidział, że to
  3052. wszystko z napięcia, próbował się rozluĽnić i nie myśleć o niczym w
  3053. nadziei, że razem z wirującymi w panice myślami, z głowy uda się wyrzucić
  3054. i ten diabelski szum. Na jakiś czas udało mu się zatrzymać myśli, ale w
  3055. opustoszałej na mgnienie oka głowie dĽwięk stał się donośny, głośniejszy i
  3056. wyraĽniejszy. Nabierał mocy w miarę jak wszyscy przemieszczali się coraz
  3057. dalej na południe, a gdy nasilił się tak, że Artemowi wydało się, że wypełnił
  3058. całe metro, nagle zauważył, że Żeńka pracuje tylko jedną ręką, a drugą,
  3059. widocznie nieświadomy tego, co robi, trze sobie uszy.
  3060. - Co ty? - szepnął do niego Artem.
  3061. - Nie wiem... Zatykają się... Jakoś swędzi... - odezwał się Żeńka.
  3062. - A niczego nie słyszysz? - z cieniem nadziei spytał Artem.
  3063. - Nie, słyszeć to nie słyszę, ale jakoś uszy mi zatyka - szepnął w
  3064. odpowiedzi Żeńka, a w jego głosie z niedawnej ironii nie zostało już śladu.
  3065. DĽwięk sięgnął apogeum i wtedy Artem pojął skąd on dochodzi. Jedna z
  3066. rur biegnących wzdłuż ścian tunelu, mieszczących kable telefoniczne i licho
  3067. wie co jeszcze, w tym miejscu dosłownie pękła i to właśnie z tej czarnej
  3068. czeluści obramowanej poszarpanymi, sterczącymi w różnych kierunkach
  3069. żelaznymi drzazgami wydobywał się ów dziwny szum. Dochodził z głębi
  3070. rury i ledwo Artem zdążył pomyśleć o tym, czemu nie ma w niej żadnych
  3071. przewodów ani niczego innego, a tylko całkowita pustka i ciemność, gdy
  3072. dowódca nagle się zatrzymał i powoli, z wysiłkiem powiedział:
  3073. - Chłopcy, może, tego... Zróbmy przerwę, coś Ľle się czuję. Mam jakiś
  3074. mętlik w głowie.
  3075. Zbliżył się na miękkich nogach do drezyny, żeby przysiąść na jej skraju,
  3076. ale krok od niej runął jak wór na ziemię. Żeńka patrzył na niego z
  3077. zakłopotaniem i tarł uszy już dwiema rękami, nie ruszając się z miejsca.
  3078. Kirył z jakiegoś powodu szedł dalej sam, jak gdyby nic się nie stało, nie
  3079. reagując w żaden sposób na wołanie. Zamykający usiadł na szynach i
  3080. nieoczekiwanie rozpłakał się bezsilnie jak dziecko. Latarka wycelowana
  3081. była w sklepienie tunelu i cała ta scena oświetlona z dołu stała się jeszcze
  3082. bardziej złowieszcza.
  3083. Artem spanikował. Najwidoczniej z całego ich oddziału tylko on nie
  3084. stracił zmysłów, lecz dĽwięk stał się kompletnie nie do wytrzymania, nie
  3085. pozwalając skupić się na żadnej, choćby nieco bardziej złożonej myśli.
  3086. W rozpaczy zatkał sobie uszy i to trochę pomogło. Wtedy z rozmachem
  3087. wymierzył policzek Żeńce, który z ogłupiałą miną tarł sobie uszy, i
  3088. 72
  3089. wrzasnął do niego starając się zagłuszyć hałas, zapomniawszy, że był on
  3090. słyszalny tylko dla niego:
  3091. - Podnieś dowódcę! Połóż go na drezynie! W żadnym wypadku nie
  3092. możemy tu zostać! Trzeba się stąd zabierać! - i, podnosząc z ziemi latarkę,
  3093. rzucił się za Kiryłem, kroczącym jak lunatyk coraz dalej i dalej, już na
  3094. ślepo, bo bez latarki w tunelu przed nimi było ciemno choć oko wykol.
  3095. Na jego szczęście Kirył szedł dość wolno. W parę długich susów Artem
  3096. dogonił go i walnął w ramię. Kirył jednak nadal szedł i obaj coraz bardziej
  3097. oddalali się od pozostałych. Artem wybiegł do przodu i, nie wiedząc co
  3098. robić, skierował światło latarki w oczy Kiryła. Były zamknięte, ale Kirył od
  3099. razu się skrzywił i stracił rytm kroku. Wtedy Artem, podtrzymując go jedną
  3100. ręką, drugą podniósł mu powiekę i poświecił prosto w Ľrenicę. Kirył
  3101. krzyknął, zamrugał trzęsąc głową i po ułamku sekundy jakby się ocknął,
  3102. otworzył oczy patrząc nic nierozumiejącym wzrokiem na Artema.
  3103. Oślepiony latarką, niemal niczego nie widział i z powrotem, do drezyny,
  3104. Artem musiał ciągnąć go za rękę.
  3105. Na drezynie leżało bezwładne ciało dowódcy, obok siedział Żeńka, wciąż
  3106. z tym samym tępym wyrazem twarzy. Artem zostawił Kiryła przy drezynie
  3107. i rzucił się do zamykającego, który nadal płakał siedząc na szynach.
  3108. Popatrzywszy mu w oczy, Artem znalazł wzrok pełen bólu i cierpienia, i tak
  3109. silne było to wrażenie, że aż się cofnął, czując, że wbrew woli płyną mu łzy.
  3110. - Oni wszyscy, wszyscy zginęli... Tak cierpieli!
  3111.  
  3112. - wychwycił Artem
  3113. wśród spazmów.
  3114. Artem spróbował podnieść zamykającego, ale ten wyrwał się i
  3115. wykrzyknął z niespodziewaną wściekłością:
  3116. - świnie! Nieludzie! Nigdzie z wami nie pójdę, wolę zostać tutaj! Oni są
  3117. tacy samotni, tyle jest tu ich bólu, a wy chcecie mnie stąd zabrać? To wy
  3118. jesteście wszystkiemu winni! Nigdzie nie pójdę! Nigdzie! Puść mnie,
  3119. słyszysz?!
  3120. Artem z początku chciał go uderzyć w policzek, w nadziei, że chociaż w
  3121. jakimś stopniu wróci mu to przytomność, ale przestraszył się, że w takim
  3122. wzburzeniu tamten może mu oddać. Zamiast tego padł przed zmykającym
  3123. na kolana i, z trudem przebijając się przez szum we własnej głowie, miękko
  3124. przemówił, sam nie do końca rozumiejąc o co chodzi:
  3125. - Ale przecież chcesz im pomóc, prawda? Chcesz, żeby więcej nie
  3126. cierpieli?
  3127. Tamten popatrzył na Artema przez łzy i z nieśmiałym uśmiechem
  3128. szepnął:
  3129. - Oczywiście... Oczywiście, że chcę im pomóc.
  3130. 73
  3131. - A więc musisz pomóc mnie. Oni chcą, żebyś mi pomógł. WsiądĽ na
  3132. drezynę i stań za dĽwignią. Musisz mi pomóc dostać się na stację.
  3133. - Oni tak ci powiedzieli?
  3134.  
  3135. - zamykający spojrzał na Artema z
  3136. niedowierzaniem.
  3137. - Tak - z przekonaniem odrzekł Artem.
  3138. - A potem puścisz mnie z powrotem, do nich?
  3139. - Daję słowo, że jeśli będziesz chciał wrócić, puszczę cię z powrotem
  3140. -
  3141. obiecał Artem i póki jego rozmówca nie zdążył się rozmyślić, zaciągnął go
  3142. do drezyny.
  3143. Postawił przy dĽwigniach zamykającego, mechanicznie posłusznego
  3144. Żeńkę i Kiryła, nadal nieprzytomnego dowódcę zwalił na środek, po czym
  3145. stanął na czele pochodu, wycelował karabin w ciemność i szybkim krokiem
  3146. poszedł naprzód. Sam się sobie dziwiąc usłyszał, jak drezyna potoczyła się
  3147. w ślad za nim. Artem wiedział, że zrobił rzecz niedopuszczalną nie
  3148. zabezpieczywszy tyłów, ale rozumiał, że teraz najważniejsze to oddalić się
  3149. jak można najszybciej z tego strasznego miejsca.
  3150. DĽwigniami pracowało teraz trzech ludzi i oddział posuwał się szybciej
  3151. niż przed zatrzymaniem, a Artem z ulgą słyszał jak ohydny szum cichnie i z
  3152. wolna słabnie poczucie zagrożenia. Wciąż pokrzykiwał na pozostałych, aby
  3153. przypadkiem nie zwalniali tempa, gdy nagle usłyszał za sobą zupełnie
  3154. przytomny i zdziwiony głos Żeńki:
  3155. - Co się tak rządzisz?
  3156. Artem dał znak, by się zatrzymali. Zrozumiawszy, że minęli
  3157. niebezpieczną strefę, wrócił do grupy i bez sił opadł na ziemię, opierając się
  3158. plecami o drezynę. Wszyscy stopniowo dochodzili do siebie. Zamykający
  3159. przestał szlochać i tylko masował sobie palcami skronie, rozglądając się z
  3160. niedowierzaniem wokół. Dowódca poruszył się i podniósł z głuchym
  3161. jękiem, żaląc się, że pęka mu głowa.
  3162. W ciągu pół godziny można było ruszać dalej. Oprócz Artema nikt
  3163. niczego nie pamiętał.
  3164. - Wiesz, nagle opadła na mnie taka niemoc, mętlik w głowie i jakoś tak
  3165. od razu wszystko zgasło. Raz tak miałem od gazu w jednym tunelu daleko
  3166. stąd. Ale gdyby to był gaz, to powinien inaczej działać, na wszystkich
  3167. naraz, bez wyboru... A ty cały czas słyszałeś ten twój dĽwięk? Tak, dziwne
  3168. to wszystko, nie ma co gadać... - głośno myślał dowódca. - I jeszcze to, że
  3169. Nikita beczał... Słuchaj, Wasilicz, nad kim tak płakałeś? - zapytał
  3170. zamykającego.
  3171. - Cholera wie... Ja nie pamiętam. To jest, minutę temu jeszcze jakbym
  3172. coś pamiętał, a potem jakoś się to ulotniło... Wiesz, to jest jak ze snem:
  3173. zaraz jak się obudzisz
  3174. - wszystko pamiętasz i masz taki wyraĽny obraz
  3175. 74
  3176. przed oczami. A minie kilka minut, rozbudzisz się bardziej, i już pusto.
  3177. Tylko jakieś skrawki... I teraz mam to samo. Pamiętam, że kogoś mi było
  3178. bardzo żal... Ale kogo, dlaczego? Pustka.
  3179. - A pan tam chciał zostać, w tunelu. Na zawsze. Z nimi. Bronił się pan
  3180. przede mną. Obiecywałem panu jeszcze, że jeśli pan zechce, to panu
  3181. pozwolę tam wrócić
  3182. - powiedział Artem, spoglądając z ukosa na
  3183. zamykającego Nikitę. - Tak więc, puszczam pana wolno - dodał i
  3184. uśmiechnął się.
  3185. - Nie, nie, dziękuję - ponuro odparł Nikita i wzdrygnął się. - Jakoś się
  3186. rozmyśliłem.
  3187. - Dobra, chłopcy. Koniec paplania. Nie będziemy sterczeć w środku
  3188. tunelu. Najpierw dojdĽmy na miejsce, potem wszystko przedyskutujemy.
  3189. Będziemy jeszcze musieli jakoś wrócić... Ale nie ma co planować na
  3190. przyszłość, w taki dzionek to daj Boże, żeby choć dojść tam, gdzie trzeba.
  3191. Jedziemy! - zakończył dowódca. - Słuchaj, Artem, chodĽ ze mną. Jesteś
  3192. dziś w sumie naszym bohaterem - dodał nieoczekiwanie.
  3193. Kirył zajął pozycję za drezyną, Żeńka, mimo protestów, został przy
  3194. dĽwigniach z Nikitą Wasiliewiczem, i pochód ruszył dalej.
  3195. - Mówisz, że rura tam pękła? I to z niej słyszałeś ten szum? Wiesz,
  3196. Artem, może rzeczywiście wszyscy jesteśmy głuche kołki i ni cholery nie
  3197. słyszymy? Ty jesteś pewnie specjalnie wyczulony na to cholerstwo. Jak
  3198. widać, w tej sprawie ci się poszczęściło, chłopcze! - ocenił dowódca. -
  3199. Bardzo dziwne, że to dochodziło z rury. Mówisz, że rura była pusta? Licho
  3200. wie co tam teraz nimi płynie - kontynuował, spoglądając z niepokojem na
  3201. wężowiska rur biegnących wzdłuż ścian tunelu.
  3202. Do Ryżskiej było już całkiem niedaleko. Po kwadransie zamigotały w
  3203. oddali odblaski ogniska na posterunku, dowódca zwolnił kroku i dał latarką
  3204. umówiony sygnał. Przez posterunek przepuścili ich szybko, bez zwłoki, i
  3205. drezyna wtoczyła się na stację.
  3206. Ryżska była w lepszym stanie niż Aleksiejewska. Kiedyś dawno, na
  3207. powierzchni nad stacją znajdował się wielki targ. Wśród tych, którzy zdołali
  3208. wtedy dobiec do metra i się uratować, wielu było handlarzy właśnie z tego
  3209. bazaru. Od tej pory stację zamieszkiwał lud przedsiębiorczy, a i niewielka
  3210. odległość do Prospektu Mira, czyli do Hanzy, do głównych szlaków
  3211. handlowych, uwidaczniała się w jej dobrobycie. Paliło się tam elektryczne
  3212. awaryjne światło, tak jak i na WOGN-ie. Patrole były ubrane w stare,
  3213. znoszone mundury w panterkę, które mimo wszystko wyglądały porządniej
  3214. niż pomalowane waciaki na Aleksiejewskiej.
  3215. Dla gości wydzielono osobny namiot. Teraz rychłego powrotu nie było w
  3216. planach, niejasne było, co to za nowe zagrożenie kryje się w tunelu i jak
  3217. sobie z nim poradzić. Administracja stacji i dowódca małego oddziału z
  3218. 75
  3219. WOGN-u zebrali się na naradę, a pozostali mieli nadmiar wolnego czasu.
  3220. Artem, zmęczony fizycznie i wyczerpany nerwowo, od razu rzucił się na
  3221. swoją leżankę, twarzą do dołu. Nie chciało mu się spać, ale był kompletnie
  3222. bez sił. Za parę godzin obiecano przyrządzić dla gości uroczystą kolację,
  3223. sądząc po wieloznacznych mrugnięciach i szeptach gospodarzy, można
  3224. nawet było mieć nadzieję na mięso. Na razie jednak można było leżeć i o
  3225. niczym nie myśleć.
  3226. Za ściankami namiotu nasilał się gwar. Ucztę przygotowywano wprost
  3227. na środku peronu, gdzie paliło się główne ognisko. Artem nie wytrzymał i
  3228. wyjrzał na zewnątrz. Kilku ludzi sprzątało posadzkę i rozkładało brezent,
  3229. kawałek dalej, na torach ktoś rozbierał tuszę wieprzową, obcęgami cięto na
  3230. kawałki zwój stalowego drutu, co zapowiadało szaszłyki. ściany były tu
  3231. nietypowe: nie pokryte marmurem, jak na WOGN-ie i Aleksiejewskiej, lecz
  3232. wyłożone żółtymi i czerwonymi kafelkami. Połączenie to, jak się zdaje,
  3233. wyglądało kiedyś całkiem wesoło. Teraz co prawda płytki i tynk pokrywała
  3234. warstwa sadzy i tłuszczu, ale tak czy inaczej trochę dawnego uroku się
  3235. zachowało. A co najważniejsze, na drugim torze stał, do połowy schowany
  3236. w tunelu, prawdziwy pociąg, choć z wybitymi oknami i otwartymi
  3237. drzwiami.
  3238. Pociągi były spotykane nie na każdym przejeĽdzie i nie na każdej stacji.
  3239. Przez dwie dekady wiele z nich - szczególnie te, które utknęły w tunelach i
  3240. nie nadawały się do mieszkania
  3241. - ludzie stopniowo rozebrali część po
  3242. części, przystosowując koła, szyby i tapicerkę do swoich potrzeb, na każdej
  3243. stacji innych. Ojczym mówił Artemowi, że w Hanzie jeden z torów nawet
  3244. specjalnie oczyścili z pociągów, żeby towarowe i pasażerskie drezyny
  3245. mogły bez przeszkód kursować między punktami przeznaczenia. Słuchy
  3246. chodziły, że tak samo postąpiono na Linii Czerwonej. W tunelu, którym szli
  3247. z WOGN-u do Prospektu Mira, nie ostał się ani jeden wagon, ale to akurat
  3248. był najprawdopodobniej przypadek.
  3249. Powoli zaczęli się zbierać miejscowi, z namiotu wyszedł zaspany Żeńka,
  3250. po pół godzinie przyłączyło się do nich miejscowe kierownictwo i dowódca
  3251. grupy Artema, a pierwsze kawałki mięsa zaskwierczały na ogniu. Dowódca
  3252. i władze stacji dużo się uśmiechali i żartowali, widocznie zadowoleni z
  3253. rezultatów rozmów. Przyniesiono butlę z jakimś miejscowym
  3254. rozweselaczem, wzniesiono toasty i wszyscy wpadli w świetne humory.
  3255. Artem jadł swój szaszłyk i zlizywał cieknący mu po rękach gorący tłuszcz,
  3256. patrząc na tlące się węgle, od których szło gorąco i niejasne uczucie
  3257. przyjemności i spokoju.
  3258. - To ty ich wyciągnąłeś z tej pułapki? - zwrócił się do niego nieznajomy
  3259. człowiek, siedzący obok i od kilku minut uważnie mu się przyglądający.
  3260. 76
  3261. Artem drgnął. Do tej pory, całkowicie pogrążony w swoich myślach i
  3262. obserwacji głowni czerwieniejących w ognisku, nie zauważał nikogo
  3263. dookoła.
  3264. - Kto tak panu powiedział?
  3265.  
  3266. - odpowiedział pytaniem na pytanie,
  3267. wpatrując się w nieznajomego. Ten był krótko ostrzyżony, nieogolony, pod
  3268. grubą, ale sztywną z wyglądu skórzaną kurtką widać było ciepłą marynarską
  3269. bluzę. Artemowi nie udało się dojrzeć nic podejrzanego: z wyglądu jego
  3270. rozmówca przypominał zwykłego straganiarza, jakich na Ryżskiej było do
  3271. licha i trochę.
  3272. - Kto? No, przecież wasz brygadzista to opowiadał
  3273.  
  3274. - kiwnął na
  3275. siedzącego nieopodal i z ożywieniem dyskutującego o czymś z kolegami
  3276. dowódcę.
  3277. - No, tak, ja - niechętnie przyznał Artem. Chociaż jeszcze całkiem
  3278. niedawno planował zawrzeć parę przydatnych znajomości na Ryżskiej,
  3279. teraz, kiedy powstawała ku temu świetna okazja, z jakiejś przyczyny poczuł
  3280. się nieswojo.
  3281. - Jestem Burbon. A jak ciebie zwą? - nadal interesował się mężczyzna.
  3282. - Burbon? - zdziwił się Artem. - Dlaczego tak? To nie był jakiś król?
  3283. - Nie, młody. Był taki alkohol. Woda ognista, rozumiesz. Mówią, że
  3284. bardzo poprawiała nastrój. To jak ci dali na
  3285. imię? - nie ustępował
  3286. nieznajomy.
  3287. - Artem.
  3288. - Słuchaj, Artem, a kiedy wracacie do siebie?
  3289. - dopytywał się Burbon,
  3290. przez co Artem stał się jeszcze bardziej podejrzliwy.
  3291. - Nie wiem. Teraz nikt dokładnie nie powie, kiedy będziemy wracać.
  3292. Jeśli pan słyszał, co się z nami działo, to sam pan powinien zrozumieć -
  3293. nieprzyjaĽnie odparł Artem.
  3294. - Słuchaj, mów mi na ty, nie jestem od ciebie o tyle starszy, żebyś tu,
  3295. tego... W skrócie, pytam, bo... Sprawę mam do ciebie, młody. Nie do
  3296. wszystkich od was, a konkretnie do ciebie, w sensie, osobiście. Potrzebna
  3297. mi twoja pomoc. Rozumiesz? Nie na długo...
  3298. Artem nic nie zrozumiał. Facet mówił mętnie i coś w sposobie w jaki
  3299. wymawiał słowa sprawiało, że Artem kulił się w sobie. Najmniej na świecie
  3300. chciało mu się teraz ciągnąć tę niejasną rozmowę.
  3301. - Słuchaj, młody, ty się, tego, nie spinaj - jakby wyczuwając jego
  3302. wątpliwości, Burbon pośpieszył je rozwiać. - Nie ma w tym żadnego kitu,
  3303. wszystko jest czyste... No, prawie wszystko. W skrócie, sprawa jest taka:
  3304. przedwczoraj nasi poszli do Suchariewskiej, no, wiesz, prosta droga... ale
  3305. nie doszli. Jeden tylko przyszedł z powrotem. Ni cholery nie pamięta,
  3306. przybiegł na Prospekt cały zasmarkany, beczał jak ten od was, co wasz
  3307. 77
  3308. brygadzista o nim opowiadał. Pozostali się nie pojawili. Może doszli potem
  3309. do Suchariewskiej... A może nigdzie nie doszli, bo już trzeci dzień nikt stąd
  3310. na Prospekt nie przychodzi, a i stamtąd nikt nie chce już iść w tę stronę.
  3311. Jakoś pękają, boją się tu iść. W skrócie, myślę, że tam jest to samo dziwo,
  3312. co i wy mieliście. Jak posłuchałem waszego brygadzisty, to od razu... W
  3313. sensie, zrozumiałem. No, linia w końcu ta sama. I rury te same...
  3314.  
  3315. - tu
  3316. Burbon odwrócił się gwałtownie przez ramię, widocznie sprawdzając, czy
  3317. ktoś nie podsłuchuje.
  3318. - A ciebie to dziwo nie bierze - cicho mówił dalej. - Rozumiesz?
  3319. - Zaczynam - niepewnie odparł Artem.
  3320. - W skrócie, muszę tam teraz iść. Koniecznie, rozumiesz? Koniecznie.
  3321. Nie wiem dokładnie, ale możliwe, że mi tam odbije, jak wszystkim
  3322. chłopakom od nas, tak samo jak całej waszej brygadzie. Oprócz ciebie.
  3323. - Ty... - niepewnie, jakby próbując smaku tego słowa, czując jak
  3324. nieprzyjemnie i dziwnie było mu zwracać się do takiego typa na "ty", zaczął
  3325. Artem - chcesz, żebym cię przeprowadził przez ten tunel? Żebym cię
  3326. doprowadził do Suchariewskiej?
  3327. - Coś w tym stylu
  3328. - z ulgą przytaknął Burbon.
  3329. - Nie wiem, czy
  3330. słyszałeś, czy nie, ale tunel tam, za Suchariewską, jest jeszcze lepszy od
  3331. tego, takie cholerstwo, będę musiał go jeszcze jakoś przejść. A tu jeszcze ta
  3332. sprawa z chłopakami wyszła. Ale spoko, nie rzucaj się, jak mnie
  3333. przeprowadzisz, nie pozostanę twoim dłużnikiem. Co prawda będę potem
  3334. musiał iść dalej, na południe, ale mam tam, na Suchariewce, swoich ludzi,
  3335. odstawią cię z powrotem, z kurzu otrzepią i tak dalej.
  3336. Artem, który z początku chciał posłać Burbona z jego propozycją do
  3337. diabła, nagle zrozumiał, że pojawiła się dla niego szansa przeniknąć, bez
  3338. walki i w ogóle jakichkolwiek problemów, za południowe posterunki
  3339. Ryżskiej. I dalej... Burbon, choć nie rozgadywał się o swoich dalszych
  3340. planach, mówił, że będzie szedł przez przeklęty tunel z Suchariewskiej do
  3341. Turgieniewskiej. Właśnie tamtędy Artem zamierzał próbować przejść.
  3342. Turgieniewska - Trubna - Cwietoj Bulwar - Czechowska... A stamtąd do
  3343. Arbackiej rzut kamieniem... Polis... Polis...
  3344. - Jak płacisz? - Artem postanowił pocertolić się dla pozoru.
  3345. - Jak będziesz chciał. Generalnie walutą - Burbon spojrzał z
  3346. powątpiewaniem na Artema, starając się ocenić, czy ten rozumie o co
  3347. chodzi. - No, w sensie, naboje do kałacha. Ale jeśli wolisz żarcie, alkohol
  3348. czy kwasa - mrugnął okiem - też da się załatwić.
  3349. - Nie, naboje będą w porządku. Dwa magazynki. No, i jedzenie na drogę
  3350. tam i z powrotem. Nie targuję się - jak mógł najbardziej pewnie podał
  3351. swoją cenę Artem, starając się wytrzymać pytający wzrok Burbona.
  3352. 78
  3353. - Konkretnie... - z niejasną intonacją odparł ten. - Dobra. Dwie paczki
  3354. do kałacha. I żarcie. No, nic
  3355. - powiedział niewyraĽnie, widocznie sam do
  3356. siebie - to jest tego warte. Dobra, młody, jak ci tam, Artem? Na razie idĽ
  3357. się przespać, zajdę do ciebie niedługo, jak ta cała kołomyja się uspokoi.
  3358. Spakuj szmatki, jak umiesz pisać, to zostaw kartkę, żeby nie organizowali
  3359. za nami pościgu. Tego... BądĽ gotowy, jak przyjdę. Rozumiesz?
  3360. 79
  3361. ROZDZIAŁ 5
  3362. ZA GARśĆ NABOJÓW
  3363. Właściwie nie było potrzeby się pakować, ponieważ Artem, co
  3364. zrozumiałe, jeszcze niczego nie wypakował, a zresztą nie miał nic
  3365. szczególnego do wyjmowania. Nie wiadomo było tylko, jak niepostrzeżenie
  3366. wynieść karabin, żeby nie zwrócić niczyjej uwagi.
  3367. Automaty wydali im ciężkie, wojskowe, kalibru 7.62, z drewnianymi
  3368. kolbami. Na WOGN-ie karawany do najbliższych stacji zawsze wyprawiano
  3369. z takimi maszynkami.
  3370. Artem leżał z głową pod kołdrą, nie odpowiadając na pełne
  3371. niedowierzania pytania Żeńki: czemu tu śpi, kiedy na zewnątrz jest tak
  3372. fajnie, i czy on w ogóle przypadkiem nie zachorował. W namiocie było
  3373. gorąco i duszno, tym bardziej pod kołdrą. Sen ciągle nie przychodził, choć
  3374. Artem próbował wszystkiego, by zmusić się do zaśnięcia, a kiedy wreszcie
  3375. się udało, miał bardzo niespokojne i niejasne sny, jakby widziane przez
  3376. mętne szkło: dokądś biegł, rozmawiał z kimś bez twarzy, znowu biegł...
  3377. Obudził go ten sam Żeńka, szarpiąc za ramię i szepcząc:
  3378. - Słuchaj, Artem, jakiś facet do ciebie... Masz jakieś kłopoty, czy co?
  3379. -
  3380. spytał z niepokojem. - Może obudzę wszystkich naszych...
  3381. - Nie, wszystko dobrze, po prostu muszę z nim porozmawiać. śpij,
  3382. Żeńka. To chwila
  3383. - równie cicho wyjaśnił Artem, zakładając buty i
  3384. czekając aż Żeńka znów się położy. Potem ostrożnie wyciągnął z namiotu
  3385. swój plecak i chciał zrobić to samo z karabinem, gdy nagle Żeńka, słysząc
  3386. brzęk metalu, znów spytał z przestrachem:
  3387. - Po co ci to? Jesteś pewny, że wszystko w porządku?
  3388. Artemowi przyszło się wypierać i zmyślać, że po prostu chce coś
  3389. pokazać znajomemu, że się założyli, że wszystko dobrze, i tak dalej.
  3390. - Łżesz! - podsumował z przekonaniem Żeńka.
  3391. - Dobra. Kiedy mam
  3392. zacząć się niepokoić?
  3393. - Za rok - mruknął Artem w nadziei, że zabrzmiało to wystarczająco
  3394. niewyraĽnie, odwinął drzwi namiotu i wyszedł na peron.
  3395. - No, młody, grzebiesz się
  3396. - z niezadowoleniem wycedził przez zęby
  3397. czekający na niego Burbon. Ubrany był tak, jak poprzednio, tyle że na
  3398. ramionach wisiał mu wysoki plecak. - W mordę! Co ty, zamierzasz wlec się
  3399. z tą armatą przez wszystkie posterunki?
  3400. - spytał, z niesmakiem pokazując
  3401. na automat. U niego, ku swemu zdziwieniu, Artem żadnej broni nie
  3402. dostrzegł.
  3403. 80
  3404. światło na stacji przygasło. Na peronie nie było ludzi, wszyscy już się
  3405. położyli, zmęczeni imprezą. Artem starał się iść jak najszybciej, wciąż
  3406. obawiając się natknąć na kogoś ze swojej grupy, ale przy wejściu do tunelu
  3407. Burbon zatrzymał go, każąc zwolnić kroku. Wartownicy na torach
  3408. zauważyli ich i spytali z daleka, dokąd to wybrali się o wpół do drugiej w
  3409. nocy, ale Burbon zwrócił się do jednego z nich po imieniu i wyjaśnił, że w
  3410. interesach.
  3411. - Słuchaj, generalnie... - pouczył Artema zapalając latarkę.
  3412. - Teraz
  3413. będą posterunki na setnym i dwieście pięćdziesiątym. Ty, przede
  3414. wszystkim, bądĽ cicho. Sam się z nimi dogadam. Niedobrze, że masz
  3415. kałacha w wieku mojej babci, nigdzie go nie schowasz... Gdzieś ty wykopał
  3416. takie cholerstwo?
  3417. Na setnym metrze wszystko poszło gładko. Tliło się tam małe ognisko,
  3418. przy którym siedziało dwóch ludzi w ubraniach w panterkę. Jeden z nich
  3419. drzemał, a drugi po przyjacielsku podał Burbonowi rękę.
  3420. - Interesy?
  3421. uśmiechem.
  3422. Jasne...
  3423. - powiedział
  3424. Do dwieście pięćdziesiątego metra
  3425. krocząc przodem z ponurą miną. Był
  3426. zaczął już żałować, że zdecydował się z
  3427. sprawdził czy z karabinem wszystko
  3428. bezpieczniku.
  3429. przeciągle
  3430. z
  3431. konspiracyjnym
  3432. Burbon nie wyrzekł ani słowa,
  3433. jakiś zły, nieprzyjemny, i Artem
  3434. nim wyruszyć. Został krok w tyle,
  3435. w porządku i położył palec na
  3436. Przy ostatnim posterunku zatrzymano ich na dłużej. Tam Burbona czy to
  3437. dobrze nie znali, czy też przeciwnie, znali właśnie zbyt dobrze, w każdym
  3438. razie dowódca wziął go na bok, każąc zostawić plecak przy ognisku, i długo
  3439. o coś wypytywał. Artem, czując się trochę głupio, został przy ognisku i
  3440. lakonicznie odpowiadał na pytania wartowników. Ci wyraĽnie się nudzili i
  3441. mieli ochotę na pogawędkę. Artem wiedział z własnego doświadczenia, że
  3442. gadatliwi wartownicy to dobry znak: jeśli się nudzą, to znaczy, że jest
  3443. spokojnie. Gdyby działo się teraz u nich coś dziwnego, coś wyłaziłoby z
  3444. głębi tunelu, z południa, ktoś próbowałby się przedrzeć, czy byłoby słychać
  3445. podejrzane dĽwięki, to skupiliby się wokół ogniska, milczeli w napięciu i
  3446. nie spuszczali oczu z tunelu. Czyli dziś jest spokój i można iść bez obaw, w
  3447. każdym razie do Prospektu Mira.
  3448. - Ty przecież nie jesteś stąd. Z Aleksiejewskiej, czy co?
  3449. - dopytywali
  3450. się wartownicy, zaglądając Artemowi w oczy.
  3451. Artem, pamiętając nakaz Burbona, by milczeć i z nikim nie rozmawiać,
  3452. mruknął coś nieartykułowanego, co można było zrozumieć w dowolny
  3453. sposób, dając pytającym pełną swobodę interpretacji. Wartownicy, znudzeni
  3454. dopraszaniem się od niego odpowiedzi, przeszli do dyskusji o jakimś
  3455. Michaju, który niedawno handlował na Prospekcie Mira i miał
  3456. nieprzyjemności z władzami stacji.
  3457. 81
  3458. Zadowolony, że w końcu się od niego odczepili, Artem siedział i poprzez
  3459. płomienie ogniska wpatrywał się w południowy tunel. Był to niby wciąż ten
  3460. sam niekończący się szeroki korytarz, co na północ od WOGN-u, gdzie
  3461. Artem całkiem niedawno tak samo siedział przy ognisku na placówce na
  3462. czterysta pięćdziesiątym metrze. Z pozoru niczym się nie różnił. Lecz było
  3463. w nim coś, czy to wyjątkowy zapach, który przywiewały tunelowe
  3464. przeciągi, czy to osobny nastrój, aura, właściwa tylko temu tunelowi i
  3465. nadająca mu indywidualność, czyniąca go niepodobnym do wszystkich
  3466. innych. Artem przypomniał sobie, jak ojczym mówił, że nie ma w metrze
  3467. dwóch jednakowych tuneli, a i w tym samym przeciwne kierunki różnią się
  3468. od siebie. Taka ponadwrażliwość rozwijała się przez długie lata wypraw i to
  3469. dalece nie u wszystkich. Ojczym nazywał to "słyszeniem tunelu" i "słuch"
  3470. taki posiadał, szczycił się nim, i nie raz zwierzał się Artemowi, że będąc w
  3471. takich czy innych opałach, ocalał tylko dzięki owemu zmysłowi. U wielu
  3472. innych, mimo długich wędrówek po metrze, nic takiego się nie
  3473. wykształcało. Niektórzy wpadali w niezrozumiały strach, ktoś słyszał głosy,
  3474. dziwne dĽwięki, stopniowo tracił rozum, lecz wszyscy zgadzali się w
  3475. jednym: nawet jeśli w tunelach nie ma żywego ducha, to jednak nie są
  3476. puste. Płynie nimi powoli i ociężale coś niewidzialnego i prawie
  3477. niewyczuwalnego, wypełniając je swoim własnym życiem, niczym ciężka,
  3478. zimna krew w żyłach skamieniałego lewiatana.
  3479. I teraz, nie słysząc już rozmowy wartowników, bezskutecznie usiłując
  3480. dojrzeć cokolwiek w ciemnościach, gęstniejących gwałtownie dziesięć
  3481. kroków od ognia, Artem zaczynał rozumieć, co miał na myśli ojczym,
  3482. opowiadając mu o "czuciu tunelu". W świadomym życiu nie miał jeszcze
  3483. okazji zapuścić się dalej. Choć Artem wiedział, że za tą niewyraĽną granicą
  3484. wyznaczoną przez płomień ogniska, gdzie czerwony blask mieszał się z
  3485. drżącymi cieniami, są jeszcze ludzie, to w tym ułamku sekundy wydawało
  3486. mu się to niewiarygodne. Wydawało się, że życie kończyło się te dziesięć
  3487. kroków od niego, przed nim nic już nie było, tylko czarna pustka
  3488. odpowiadająca na krzyk zwodniczym, głuchym echem.
  3489. Ale gdyby posiedzieć tak dłużej, gdyby zatkać uszy, gdyby spojrzeć w
  3490. głąb tunelu, nie tak, jakby chciało się tam dostrzec coś konkretnego, a
  3491. inaczej, próbując jakby rozpuścić swój wzrok w ciemności, zlać się z
  3492. tunelem, stać się częścią tego lewiatana, komórką jego ciała, to poprzez
  3493. dłonie broniące dostępu dĽwiękom z zewnętrznego świata, mijając narządy
  3494. słuchu, prosto do mózgu zacznie się sączyć delikatna melodia
  3495. - nieziemski
  3496. głos z wnętrza, smutny, niepojęty... Zupełnie inny od tego przerażającego,
  3497. brzęczącego szumu, wydobywającego się z rozerwanej rury w tunelu
  3498. między Aleksiejewską i Ryżską, nie, to coś innego, coś czystego,
  3499. głębokiego...
  3500. Miał wrażenie, że przez chwilę udało mu się zanurzyć w cichej rzece tej
  3501. melodii, i nagle, nie rozumem a prędzej intuicją, rozbudzoną pewnie tymże
  3502. 82
  3503. hałasem z rozerwanej rury, Artem pojął istotę tego zjawiska bez
  3504. zrozumienia jego przyczyny. Potoki wypływające na zewnątrz z tej rury, jak
  3505. mu się zdało, były tym samym, co eter nieśpiesznie płynący tunelami, ale te
  3506. w rurze były zaropiałe, czymś zakażone, niespokojne i wrzące, a w tych
  3507. miejscach, gdzie nabrzmiałe od napięcia rury pękały, owa ropa wylewała się
  3508. na świat, przynosząc rozpacz, mdłości i szaleństwo wszystkim żywym
  3509. stworzeniom...
  3510. Artemowi wydało się nagle, że jest bliski zrozumienia czegoś bardzo
  3511. ważnego, tak jakby ostatnie pół godziny jego błądzenia w
  3512. nieprzeniknionych ciemnościach tuneli i mrokach własnej świadomości
  3513. pomogły podnieść zasłonę kryjącą wielką tajemnicę, oddzielającą wszystkie
  3514. rozumne stworzenia od poznania prawdziwej natury tego nowego świata,
  3515. wydartego przez dawne pokolenia wnętrzu Ziemi.
  3516. Równocześnie poczuł jednak strach, zupełnie jakby zajrzał za
  3517. przymknięte drzwi, by dowiedzieć się, co jest za nimi, i zobaczył jedynie
  3518. bijące stamtąd nieznośne, palące oczy światło. I jeśli otworzyć zakazane
  3519. drzwi, to owo światło wyleje się niepowstrzymanie i spali na miejscu
  3520. śmiałka, który ośmieli się to zrobić. Jednak owo światło, to była właśnie
  3521. Wiedza.
  3522. Wir wszystkich tych myśli, uczuć i przeżyć porwał Artema zupełnie
  3523. niespodziewanie, był zupełnie nieprzygotowany na coś takiego i dlatego
  3524. odrzucił to z przestrachem. Nie, wszystko to było tylko fantazją. Niczego
  3525. nie słyszał i niczego nie wyczuwał, to znów tylko gra wyobraĽni. Z
  3526. mieszanymi uczuciami ulgi i rozczarowania zajrzał w siebie i zauważył jak
  3527. otwierająca się przed nimi na mgnienie oka porażająca, nieopisana
  3528. perspektywa szybko niknie, przygasa, i mentalny wzrok znów widzi tylko
  3529. niewyraĽny miraż.
  3530. Przestraszył się tej wiedzy, odsunął się, i teraz podniesiona już nieco
  3531. zasłona ciężko opadła z powrotem, być może na zawsze. Huragan w jego
  3532. głowie ucichł równie nagle, jak się zaczął, męcząc tylko i pustosząc umysł.
  3533. Artem, wstrząśnięty, siedział i nadal próbował pojąć, gdzie kończyły się
  3534. jego fantazje, a zaczynała rzeczywistość, jeśli oczywiście takie odczucia w
  3535. ogóle mogły być rzeczywiste. Powolutku duszę wypełniła mu gorzka
  3536. obawa, że był o krok od oświecenia, najprawdziwszego oświecenia, lecz się
  3537. nie zdecydował, nie odważył zdać na łaskę prądu eteru w tunelach, i teraz
  3538. całe życie przyjdzie mu kroczyć w ciemnościach, bo wtedy przestraszył się
  3539. światła autentycznej Wiedzy. "Ale co to jest Wiedza?"
  3540. - pytał się znowu i
  3541. znowu, próbując określić to, od czego tak pośpiesznie i tchórzliwie odstąpił.
  3542. Pogrążony w myślach, nie zauważył nawet, że przynajmniej kilka razy
  3543. wypowiedział już te słowa na głos.
  3544. 83
  3545. - Wiedza, chłopcze, to światło, a niewiedza
  3546.  
  3547. - ciemność! - ochoczo
  3548. objaśnił mu jeden z wartowników. - Dobrze mówię? - mrugnął wesoło do
  3549. swoich towarzyszy.
  3550. Artem wbił w niego zmieszany wzrok i siedziałby tak dłużej, gdyby nie
  3551. powrót Burbona, który kazał mu wstać i pożegnał się z resztą, mówiąc, że
  3552. chętnie by jeszcze, prawda, zostali, ale bardzo im się śpieszy.
  3553. - Uważaj! - surowo rzucił w ślad za nim dowódca posterunku.
  3554. - Stąd
  3555. wypuszczam cię z bronią
  3556. - machnął ręką w kierunku karabinu Artema
  3557. -
  3558. ale z powrotem już przy mnie tędy nie przejdziesz. Mam w tych sprawach
  3559. dokładne rozkazy.
  3560. - Mówiłem ci, durniu... - gniewnie syknął do Artema Burbon, kiedy już
  3561. pośpiesznie oddalili się od ogniska.
  3562.  
  3563. - No, to teraz sobie wrócisz...
  3564. Przedzieraj się siłą. Wisi mi to, generalnie. Przecież wiedziałeś, że tak,
  3565. kurna, będzie!
  3566. Artem milczał, nie słysząc prawie jak rugał go Burbon. Zamiast tego,
  3567. przypomniało mu się nagle, że ojczym mówił wtedy, gdy wyjaśniał
  3568. unikalność i niepowtarzalność każdego z tuneli, że każdy z nich ma swoją
  3569. melodię i że można nauczyć się ją słyszeć. Ojczym pewnie chciał to po
  3570. prostu ładnie ująć, ale wspominając, co czuł siedząc przy ognisku, Artem
  3571. pomyślał, że to było to, iż właśnie to mu się udało. Że słuchał, rzeczywiście
  3572. słuchał - i słyszał! - melodię tuneli.
  3573. Jednak wspomnienia o tym, co się wydarzyło, szybko blakły i po
  3574. półgodzinie Artem nie mógł już ręczyć, że wszystko to rzeczywiście się
  3575. stało, a nie było jedynie przywidzeniem, gdy patrzył w pełgające płomienie
  3576. ogniska.
  3577. - Dobra... Zapewne nie zrobiłeś tego celowo, a zwyczajnie brak ci po
  3578. prostu oleju w głowie - powiedział pojednawczo Burbon. - Jeśli jestem dla
  3579. ciebie, tego, nieuprzejmy, to wybacz. Nerwową mam pracę. No dobra, w
  3580. sumie wyjść się udało, a to już coś. Teraz trzeba gnać prosto na Prospekt,
  3581. bez żadnych przystanków. Tam odpoczniemy. Jak będzie spokojnie, to dużo
  3582. czasu nam to nie zajmie. A dalej będzie kłopot.
  3583. - A czy to nie problem, że tak idziemy? Chodzi mi o to, że kiedy
  3584. ruszamy z WOGN-u karawanami, to jest nas nie mniej niż trzech,
  3585. obowiązkowo jest zamykający i w ogóle...
  3586. - powiedział Artem oglądając
  3587. się za siebie.
  3588. - To, młody, ma oczywiście swoje plusy: chodzić karawaną, z
  3589. zamykającym i wszystkim - zaczął wyjaśniać Burbon. - Ale, zrozum, jest
  3590. też jeden konkretny minus. To nie od razu widać. Trzeba się przekonać na
  3591. własnej skórze. Kiedyś też się bałem. Co tam trzech - kiedyś z chłopakami
  3592. w ogóle mniej niż w pięciu nie chodziliśmy, a nawet w sześciu i więcej.
  3593. Myślisz, że to pomoże? Ni cholery nie pomaga. Szliśmy raz z towarem i
  3594. 84
  3595. dlatego mieliśmy ochronę: dwóch z przodu, trzech w środku, no i
  3596. zamykający, niby według podręcznikowych zasad. Od Tretjakowskiej
  3597. szliśmy do... kiedyś nazywała się Marksistowska. Tunel był taki sobie. Od
  3598. razu mi się nie spodobał. Ciągnęło jakąś zgnilizną... I była mgła. Gówno
  3599. było widać, pięć kroków od nas już niczego, latarka specjalnie nie
  3600. pomagała. Więc postanowiliśmy przywiązać linę do paska zamykającego,
  3601. przeciągnąć ją przez pasek jednego z tych cwaniaków, co szli pośrodku, a
  3602. drugi koniec dać dowódcy na czele grupy. Żeby nie rozdzielić się w tej
  3603. mgle. No i idziemy sobie spacerkiem, wszystko dobrze, spokojnie, śpieszyć
  3604. się nie ma dokąd, nikogo nie ma, tfu-tfu, przynajmniej na razie, no to, myślę
  3605. sobie, dojdziemy w czasie krótszym niż czterdzieści minut... A wyszło
  3606. jeszcze szybciej... - wzdrygnął się i milczał chwilę zanim znów zaczął
  3607. opowiadać.
  3608. - Gdzieś w połowie drogi Tolian, gość, który szedł w środku, pyta, co
  3609. tam u zamykającego. A ten milczy. Tolian poczekał i pyta znowu. Ten
  3610. milczy. Tolian ciągnie wtedy za linkę i wyciąga koniec. A lina
  3611. przegryziona. Dosłownie przegryziona, na końcu nawet jakieś mokre
  3612. świństwo... A tamtego nigdzie nie ma. I nic nie słyszeli. Kompletnie nic. Ja
  3613. sam szedłem z Tolianem w środku. Pokazuje mi tę końcówkę i kolana mu
  3614. się trzęsą. No więc zawołaliśmy jeszcze, niby dla porządku, ale oczywiście
  3615. nikt nie odpowiedział. Nie miał już kto odpowiadać. No to spojrzeliśmy na
  3616. siebie, i w długą, tak że do Marksistowskiej doszliśmy błyskawicznie.
  3617. - Może chciał zażartować? - z nadzieją w głosie spytał Artem.
  3618. - Zażartować? Może i tak. Ale więcej nikt go nie widział. Tak więc,
  3619. zrozumiałem wtedy jedną rzecz: jak masz dziś wykitować, to dziś
  3620. wykitujesz, i nie pomoże ci żadna ochrona. Idzie się wtedy tylko wolniej. I
  3621. wszędzie, z wyjątkiem jednego tunelu - od Suchariewskiej do
  3622. Turgieniewskiej, bo tam jest inny problem
  3623. - chodzę od tej pory tylko w
  3624. parze ze zmiennikiem. Jakby co, wyniesie mnie. Za to idzie się szybciej.
  3625. Kapujesz?
  3626. - Kapuję. A czy nas chociaż wpuszczą na Prospekt Mira? W końcu idę z
  3627. tym - Artem wskazał na swój automat.
  3628. - Na stację promienistą cię wpuszczą. Na Linię Okrężną - na pewno nie.
  3629. Tak czy owak by cię nie wpuścili, a z giwerą to w ogóle nie ma co marzyć.
  3630. Ale tam nie musimy iść. W ogóle nie będziemy tam długo siedzieć.
  3631. Odpoczniemy tylko i pójdziemy dalej. Ty, tego... Byłeś w ogóle kiedyś na
  3632. Prospekcie?
  3633. - Tylko jak byłem mały. A tak, to nie - przyznał się Artem.
  3634. - No, to niech cię, że tak powiem, wprowadzę w sytuację... Właściwie
  3635. żadnych posterunków tam nie ma, nie ma takiej potrzeby. Jest targ, a tak
  3636. normalnie nikt tam nie mieszka. Ale jest tam i przejście na Okrężną, czyli
  3637. do Hanzy... Stacja na linii promienistej jest niby niczyja, ale patrolują ją
  3638. 85
  3639. żołnierze Hanzy, żeby był porządek. Dlatego trzeba się zachowywać
  3640. spokojnie, kapujesz? Bo jak nie, to wyrzucą człowieka do diabła, zamkną
  3641. przed nim swoje stacje i będzie lament. Dlatego, kiedy tam dojdziemy, to
  3642. wyłaĽ na peron i siedĽ sobie spokojnie, a tym swoim samowarem
  3643. - kiwnął
  3644. na pokiereszowany karabin - nikomu się specjalnie nie chwal. Ja tam,
  3645. tego... muszę z tym i owym pogadać, będziesz musiał posiedzieć i
  3646. poczekać. Kiedy dojdziemy do Prospektu, to pomyślimy, jak się przedostać
  3647. przez ten diabelski tunel do Suchariewskiej.
  3648. Burbon znowu umilkł i zostawił Artema samemu sobie. Tunel był tu niby
  3649. niezły, ziemia tylko nieco wilgotna i wzdłuż szyn, w tym samym kierunku
  3650. co oni, podążał wąski ciemny strumyczek. Ale po jakimś czasie z boku dał
  3651. się słyszeć cichy szmer i zgrzytliwy pisk, brzmiący dla Artema jak gwóĽdĽ
  3652. skrobiący po szkle, sprawiając, że wzdrygnął się z obrzydzenia. Małych
  3653. stworów nie było na razie widać, ale ich obecność zaczynała już być
  3654. odczuwalna.
  3655. - Szczury... - Artem wypluł to ohydne słowo, czując jak dreszcz
  3656. przechodzi mu po skórze.
  3657. Wciąż jeszcze nawiedzały go w nocnych koszmarach, mimo że
  3658. wspomnienia o tym strasznym dniu, kiedy zginęła jego matka i cała stacja,
  3659. zalana potokami szczurów, już prawie się zatarły. Zatarły? Nie, po prostu
  3660. weszły głębiej, tak jak wchodzi w ciało nie wyciągnięty na czas kolec. Jak
  3661. przemieszcza się przegapiony przez nie dość sprawnego chirurga odłamek
  3662. kuli. Z początku przyczaja się i nieruchomieje, nie przysparzając cierpień i
  3663. nie przypominając o sobie, ale kiedyś, wprawiony w ruch niewiadomą siłą,
  3664. rozpocznie swoją zgubną drogę przez arterie, sploty nerwów, rozpruwając
  3665. życiowo ważne organy i skazując swego nosiciela na niewyobrażalne męki.
  3666. Tak i pamięć o tym dniu, o ślepej wściekłości i bezmyślnym
  3667. okrucieństwie nienasyconych bestii, o przeżytym wówczas przerażeniu,
  3668. wbiła się stalową igłą głęboko w podświadomość, aby trwożyć Artema po
  3669. nocach i kłuć go elektrycznym wyładowaniem, zmuszając ciało, by
  3670. odruchowo wzdrygało się widząc te zwierzęta, czując tylko ich zapach. Dla
  3671. Artema, jak i dla jego ojczyma, i może też dla pozostałej czwórki, która
  3672. uratowała się wtedy z nimi na drezynie, szczury były czymś znacznie
  3673. bardziej przerażającym i obrzydliwym, niż dla wszystkich innych
  3674. mieszkańców metra.
  3675. Na stacji WOGN szczurów prawie nie było: wszędzie stały pułapki i była
  3676. rozsypana trutka, dlatego Artem odwykł już od ich widoku. Ale w całej
  3677. reszcie metra aż się od nich roiło, o czym nie pamiętał, czy może starał się
  3678. nie myśleć, kiedy podejmował decyzję o wyprawie.
  3679. - Co ty, młody, szczurów się boisz?
  3680. - złośliwie spytał Burbon. - Nie
  3681. lubisz? Delikacik z ciebie... Przyzwyczajaj się. Bez szczurów się tu nigdzie
  3682. nie obejdzie... Ale to nic, to nawet dobrze: przynajmniej nie będziesz
  3683. 86
  3684. głodował - dodał i puścił oczko, a Artem poczuł, że zaczyna go mdlić.
  3685. -
  3686. Ale tak serio
  3687. - ciągnął już poważnie Burbon
  3688. - to bój się raczej, kiedy
  3689. szczurów nie ma. Jak nie ma szczurów, to znaczy, że jest tu jakieś niezłe
  3690. cholerstwo, jeśli nawet szczury nie przeżyły. I jeśli to cholerstwo to nie
  3691. ludzie, wtedy trzeba się bać. A jak szczury biegają, to znaczy, że to
  3692. normalne miejsce. Zwyczajne. Kapujesz?
  3693. Z kim jak z kim, ale z tym typem Artemowi zupełnie nie chciało się
  3694. dzielić swoimi lękami. Dlatego w milczeniu kiwnął głową. Szczurów nie
  3695. było tu zbyt wiele, uciekały od światła latarki i były prawie niezauważalne,
  3696. ale mimo to jeden z nich zaplątał się Artemowi pod nogi i jego but zamiast
  3697. napotkać twardą powierzchnię, dotknął czegoś miękkiego i śliskiego, a w
  3698. uszy uderzył go przenikliwy pisk. Zaskoczony Artem stracił równowagę i o
  3699. mało nie poleciał na twarz razem z całym swoim ekwipunkiem.
  3700. - Nie bój się, młody, nie bój
  3701. - dodał mu otuchy Burbon. - To jest nic.
  3702. Jest w tej norze parę takich tuneli, gdzie jest ich takie mrowie, że wprost po
  3703. nich się łazi. Bywało tak, że szło się, a pod nogami takie przyjemne
  3704. chrupanie - i paskudnie zarechotał, zadowolony z wywołanego efektu.
  3705. Artem się wzdrygnął. Znów zmilczał, ale pięści same mu się zacisnęły. Z
  3706. jaką przyjemnością zasunąłby teraz Burbonowi w tę jego wyszczerzoną
  3707. gębę! Z oddali dobiegł ich nagle jakiś niewyraĽny gwar i Artem
  3708. momentalnie zapomniał o wszystkim, złapał za uchwyt karabinu i spojrzał
  3709. pytająco na Burbona.
  3710. - Nie napinaj się, wszystko w porządku. Podchodzimy już do
  3711. Prospektu - uspokoił go Burbon i poklepał protekcjonalnie po ramieniu.
  3712. Chociaż uprzedził już wcześniej Artema, że przed Prospektem Mira nie
  3713. ma żadnych posterunków, ten i tak poczuł się nieswojo: wyjść tak od razu
  3714. na obcą stację, nie zobaczywszy wcześniej z daleka słabego światełka
  3715. ogniska, wyznaczającego granicę, nie spotkawszy na drodze żadnych
  3716. przeszkód. Kiedy zbliżyli się do wyjścia z tunelu, harmider nasilił się i
  3717. ujrzeli słabą łunę.
  3718. Wreszcie po lewej ukazały się żeliwne schodki i mały mostek z
  3719. balustradą, przyklejony do ściany tunelu, który pozwalał wejść z torów na
  3720. poziom peronu. Na żelaznych stopniach załomotały podkute buciory
  3721. Burbona i po kilku krokach tunel nagle otworzył się w lewo - wyszli na
  3722. stację.
  3723. W oczy uderzyło ich teraz ostre białe światło: z boku stał niewidoczny z
  3724. tunelu mały stolik, za którym siedział człowiek w nieznanym i dziwnym
  3725. szarym uniformie, w staroświeckiej czapce z otokiem.
  3726. - Witamy - przywitał ich odsuwając lampę. - Handel, tranzyt?
  3727. Kiedy Burbon wyjaśniał cel wizyty, Artem przypatrywał się temu, co
  3728. przedstawiała sobą stacja metra Prospekt Mira. Na peronie, blisko torów,
  3729. 87
  3730. królował półmrok, lecz spomiędzy filarów dobiegało łagodne żółte światło,
  3731. od którego Artemowi nieoczekiwanie ścisnęło się serce. Chciał skończyć
  3732. wreszcie wszystkie formalności i popatrzeć, co się dzieje na właściwej
  3733. stacji, tam, za arkadami, skąd dochodzi to do bólu znajome, ciepłe światło...
  3734. I chociaż Artemowi wydało się, że nigdy wcześniej nie widział niczego
  3735. podobnego, widok ten na mgnienie oka cofnął go w daleką przeszłość i
  3736. przed oczami pojawił mu się dziwny obraz: małe pomieszczenie zalane
  3737. ciepłym żółtym światłem, szeroki tapczan, na nim półleżąc czyta książkę
  3738. młoda kobieta o niewidocznej twarzy, pośrodku pokrytej pastelową tapetą
  3739. ściany granatowy kwadrat okna... Wizja przemknęła mu przez głowę i
  3740. sekundę póĽniej uleciała, wprawiając go w konfuzję i podniecenie. Co
  3741. właśnie zobaczył? Czyżby słabe światło ze stacji mogło rzucić na
  3742. niewidzialny ekran zatarty gdzieś w podświadomości stary slajd z
  3743. obrazkiem z dzieciństwa? Czyżby ta młoda kobieta, spokojnie czytająca
  3744. książkę na obszernym, wygodnym tapczanie, była jego matką?
  3745. Niecierpliwie podsunąwszy pogranicznikowi paszport, zgodziwszy się,
  3746. mimo sprzeciwu Burbona, oddać karabin do przechowalni na czas pobytu
  3747. na stacji, Artem pobiegł, przyciągany tym światłem niczym ćma, za filary,
  3748. tam skąd dochodził targowy gwar.
  3749. Prospekt Mira różnił się i od WOGN-u, i od Aleksiejewskiej, i od
  3750. Ryżskiej. Prosperująca Hanza mogła pozwolić sobie na założenie lepszego
  3751. oświetlenia niż lampy awaryjne dające światło tym stacjom, które Artemowi
  3752. udało się zwiedzić w świadomym życiu. Nie, to nie były prawdziwe
  3753. żyrandole, które oświetlały metro jeszcze wtedy, a po prostu słabe żarówki
  3754. zwisające co dwadzieścia kroków z przewodu przeciągniętego pod
  3755. sklepieniem przez całą stację. Ale dla Artema, który przywykł do
  3756. mętnoczerwonego światła awaryjnych lamp, do niepewnego blasku ognisk,
  3757. do słabego światła maciupeńkich kieszonkowych latarek rozjaśniających
  3758. wnętrza namiotów, to, co tu widział, wydało się całkiem niezwykłe. Było to
  3759. to samo światło, które rozświetlało jego wczesne dzieciństwo, jeszcze tam,
  3760. na górze, miało w sobie magię, która przypominała o czymś, co już dawno
  3761. pogrążyło się w niebycie. Znalazłszy się na stacji, Artem nie rzucił się ku
  3762. straganom jak wszyscy pozostali, ale oparł się plecami o kolumnę,
  3763. przysłonił sobie ręką oczy i ciągle stał i patrzył na te lampy, wciąż i wciąż,
  3764. aż do bólu oczu.
  3765. - Co ty, sfiksowałeś, czy co? Czego się tak na nie gapisz, chcesz żeby ci
  3766. oczy wypaliło? Będziesz potem ślepy jak szczeniak i co ja z tobą zrobię?! -
  3767. rozległ mu się nad uchem głos Burbona. - Jak już oddałeś im bałałajkę, to
  3768. popatrz chociaż co tu się dzieje... A nie gap się na lampki!
  3769. Artem spojrzał na Burbona nieprzyjaĽnie, ale posłuchał.
  3770. Ludzi na stacji nie było zbyt wielu, ale wszyscy rozmawiali tak głośno
  3771. przy targowaniu się, namawianiu, zamawianiu, próbach przekrzyczenia się
  3772. 88
  3773. nawzajem, że stało się jasne, dlaczego słychać ten harmider z daleka,
  3774. jeszcze przy dojściu do stacji. Na obu torach stały resztki pociągów: po
  3775. kilka wagonów przystosowanych do mieszkania. Wzdłuż peronu, w dwóch
  3776. rzędach stały stragany, na których - tu porządnie ułożony, tam zwalony na
  3777. niechlujne stosy - był wystawiony na sprzedaż różnoraki sprzęt. Z jednej
  3778. strony stacja była zamknięta żelazną kurtyną
  3779. - niegdyś otwierało się tam
  3780. wyjście na powierzchnię
  3781. - zaś z przeciwnego końca peronu, za linią
  3782. płotów, widniało skupisko szarych worków, najwidoczniej stanowiska
  3783. strzeleckie. Pod sufitem rozciągnięta była biała płachta z narysowanym na
  3784. niej brązowym okręgiem, symbolem Linii Okrężnej. Tam, za tym
  3785. ogrodzeniem, wznosiły się cztery pary krótkich schodów ruchomych
  3786.  
  3787. -
  3788. przejście na Okrężną - i zaczynało się terytorium potężnej Hanzy, gdzie
  3789. żaden obcy nie miał prawa wstępu. Za blokadą i po stacji przechadzali się
  3790. hanzeatyccy pogranicznicy, ubrani w porządne, nieprzemakalne
  3791. kombinezony z kamuflażem, który z jakiegoś powodu był szary, w takich
  3792. samych kepi i z przewieszonymi przez ramię krótkimi automatami.
  3793. - Czemu mają szary kamuflaż? - spytał Artem.
  3794. - A temu, że z dobrobytu w dupach im się poprzewracało - pogardliwie
  3795. odrzekł Burbon. - Ty tu, tego... pospaceruj sobie na razie, a ja pohandluję z
  3796. paroma ludĽmi.
  3797. Artem nie zauważył na straganach niczego szczególnie ciekawego: była
  3798. tu herbata, pęta kiełbasy, baterie do latarek, kurtki i płaszcze ze świńskiej
  3799. skóry, jakieś podniszczone książki, głównie zwykła pornografia, półlitrowe
  3800. butelki wypełnione jakąś podejrzaną substancją z dumnym napisem
  3801. "Samogon" na krzywo naklejonych etykietkach, i faktycznie nie było ani
  3802. jednego straganu z kwasem, który kiedyś można było dostać bez żadnego
  3803. problemu. Nawet mizerny człowieczek z fioletowym nosem i załzawionymi
  3804. oczami, ochrypłym głosem posłał Artema do diabła, kiedy ten spytał, czy
  3805. nie ma choć trochę "towaru". Był za to stały kram z drewnem: sękate polana
  3806. i gałęzie, które stalkerzy przynosili z powierzchni, paliły się zadziwiająco
  3807. długo i prawie nie dymiły. Płacono tu za wszystko blado pobłyskującymi,
  3808. spiczastymi nabojami do kałasznikowa, niegdyś najpopularniejszej i
  3809. najbardziej rozpowszechnionej broni na Ziemi. Sto gramów herbaty
  3810. - pięć
  3811. nabojów, pęto kiełbasy
  3812.  
  3813. - piętnaście nabojów, butelka samogonu
  3814.  
  3815. -
  3816. dwadzieścia. Mówili tu na nie pieszczotliwie: "kulki". "Słuchaj, chłopie,
  3817. zobacz jaka konkretna kurtka, niedrogo, trzysta kulek i jest twoja! Dobra,
  3818. dwieście pięćdziesiąt, stoi?".
  3819. Patrząc na równe rzędy "kulek" na straganach, Artem wspomniał słowa
  3820. swojego ojczyma: "Czytałem kiedyś, że Kałasznikow był dumny ze
  3821. swojego dzieła, z tego, że jego automat jest najpopularniejszy na świecie.
  3822. Mówił, że jest szczęśliwy, że to właś­nie dzięki jego konstrukcji granice
  3823. Ojczyzny są bezpieczne. Nie wiem, gdybym ja wymyślił ten mechanizm, to
  3824. 89
  3825. chyba bym zwariował. Pomyśleć tylko, że właśnie przy pomocy twojego
  3826. wynalazku dokonuje się większość zabójstw na Ziemi! To nawet
  3827. straszniejsze niż być wynalazcą gilotyny".
  3828. Jeden nabój - jedna śmierć. Czyjeś zabrane życie. Sto gramów herbaty -
  3829. pięć ludzkich żywotów. Kawałek kiełbasy? Proszę, zupełnie niedrogo:
  3830. całych piętnaście trupów. Skórzana kurtka dobrej jakości, dzisiaj w
  3831. promocji, zamiast trzystu tylko dwieście pięćdziesiąt, oszczędzacie życie
  3832. pięćdziesięciu ludzi. Dzienny obrót tego targu był, można powiedzieć,
  3833. równy całej pozostałej przy życiu populacji metra.
  3834. - No, co, znalazłeś coś sobie? - spytał Burbon, który właśnie podszedł.
  3835. - Nie ma tu nic ciekawego - machnął ręką Artem.
  3836. - Rzeczywiście, to wszystko jeden chłam. Ech, młody, są w tej norze
  3837. takie miejsca, gdzie można dostać wszystko, co zechcesz. Idziesz i
  3838. namawiają cię na wyścigi: "Broń, narkotyki, dziewczynki, podrobione
  3839. dokumenty" - westchnął rozmarzony Burbon.
  3840. - A te gnidy
  3841. - kiwnął w
  3842. kierunku flagi Hanzy - urządziły tu żłobek: tego nie wolno, tamtego nie
  3843. wolno... Dobra, idziemy po twoją motykę, i w drogę. Teraz będzie ten
  3844. chromolony tunel.
  3845. Odebrali karabin Artema i usiedli na kamiennej ławce przed wejściem do
  3846. południowego tunelu. Panował tu półmrok i Burbon specjalnie wybrał
  3847. właśnie to miejsce, żeby wzrok mógł się przyzwyczaić do ciemności.
  3848. - Krótko mówiąc sprawa wygląda tak: ja za siebie nie ręczę. Wcześniej
  3849. czegoś takiego nie miałem, więc nie wiem, co zacznę robić, jeśli natkniemy
  3850. się na to dziwo. Tfu-tfu, oczywiście, odpukać w niemalowane i tak dalej, ale
  3851. jeśli to napotkamy... No, jak się rozbeczę albo, nie wiem, ogłuchnę, to
  3852. jeszcze pół biedy. Ale, z tego co rozumiem, każdy tam dostaje innego świra.
  3853. Chłopaki od nas, w każdym razie, już na Prospekt nie wrócili. Myślę, że w
  3854. ogóle nie wyszli z tunelu i jeszcze się na nich dzisiaj natkniemy. Tak więc
  3855. ty, tego... BądĽ gotowy, w końcu jesteś naszą czujką... A jeśli zacznę się
  3856. wściekać, drzeć się, będę chciał cię załatwić... To jest problem, kapujesz?
  3857. Nie wiem co wtedy zrobić... Dobra!
  3858. - postanowił w końcu Burbon po
  3859. długich wahaniach. - W sumie porządny z ciebie chłopak, w plecy mi
  3860. raczej nie strzelisz. Oddam ci swoją giwerę na czas przejścia przez ten tunel.
  3861. Popatrz na mnie - uprzedził go, intensywnie patrząc mu w oczy
  3862. - żartów
  3863. sobie ze mną nie strój! Kiepsko u mnie z poczuciem humoru.
  3864. Wytrząsnął z plecaka jakieś łachy i ostrożnie wyciągnął spomiędzy nich
  3865. zawinięty w foliową torebkę automat. To też był kałasznikow, ale skrócony,
  3866. jak u straży granicznej Hanzy, ze składaną kolbą i z krótką lufą bez muszki,
  3867. którą miała broń Artema. Burbon wyjął z niego magazynek i schował z
  3868. powrotem do plecaka, przykrywając z wierzchu bielizną.
  3869. 90
  3870. - Trzymaj! - przekazał broń Artemowi. - Nie chowaj go zbyt głęboko.
  3871. Może się przydać. Chociaż przejście spokojne... - i, nie kończąc, zeskoczył
  3872. na tory. - Dobra, idziemy. Wcześniej wejdziesz - szybciej wyjdziesz.
  3873. To było przerażające. Kiedy szli z WOGN-u do Ryżskiej, Artem
  3874. wiedział, że różne rzeczy mogą się zdarzyć, ale tak czy owak tymi tunelami
  3875. codziennie tam i z powrotem uwijali się ludzie, a dalej, przed nimi, była
  3876. zamieszkana stacja, na której ich oczekiwano. Tam było tylko
  3877. nieprzyjemnie, jak zresztą każdemu i zawsze, gdy opuszczał spokojne,
  3878. oświetlone miejsce. Nawet kiedy wyruszali w drogę do Prospektu Mira z
  3879. Ryżskiej, mimo wszystkich wątpliwości, można było pocieszać się myślą,
  3880. że przed nimi jest stacja należąca do Hanzy: mają dokąd iść, i można będzie
  3881. odpocząć bez żadnych obaw.
  3882. Ale teraz było po prostu strasznie. Rozciągający się przed nimi tunel
  3883. pozostawał kompletnie czarny, królował tu jakiś niezwyczajny, pełny,
  3884. absolutny mrok, gęsty i prawie namacalny. Porowaty jak gąbka, chciwie
  3885. pochłaniał światło ich latarek, którego ledwo starczało na to, żeby rozjaśnić
  3886. skrawek ziemi na krok przed nimi. Wytężając jak się dało słuch, Artem
  3887. próbował wychwycić zalążek tego dziwnego, kłującego szumu, ale na
  3888. próżno: widocznie dĽwięki przenikały przez tę ciemność równie ciężko i
  3889. powoli jak światło. Nawet rześko stukające przez całą drogę podkute buty
  3890. Burbona brzmiały w tym tunelu ospale i głucho.
  3891. W prawej ścianie nagle pokazała się wyrwa: światło latarki utonęło w
  3892. czarnej dziurze i Artem nie od razu zrozumiał, że było to po prostu
  3893. odgałęzienie idące w bok od głównego tunelu. Obejrzał się pytająco na
  3894. Burbona.
  3895. - Nie bój się. Tu był przejazd między liniami - wyjaśnił Burbon - żeby
  3896. pociągi mogły wyjechać stąd prosto na Okrężną. Ale Hanza go zasypała: nie
  3897. są głupi, żeby zostawiać tu otwarty tunel...
  3898. Szli potem dość długo w milczeniu, ale cisza była coraz bardziej
  3899. przygniatająca, i pod koniec Artem nie wytrzymał.
  3900. - Słuchaj, Burbon - powiedział, próbując rozwiać to diabelstwo - czy to
  3901. prawda, że niedawno jacyś zwyrodnialcy napadli tu na karawanę?
  3902. Ten nie odpowiedział od razu, Artem pomyślał nawet, że nie dosłyszał
  3903. pytania i chciał je powtórzyć, ale wtedy Burbon się odezwał:
  3904. - Słyszałem o czymś takim. Ale mnie tu wtedy nie było, dokładnie ci nie
  3905. powiem.
  3906. Jego słowa też brzmiały głucho i Artem z trudem uchwycił sens tego, co
  3907. usłyszał, starając się oddzielić znaczenie słów od swoich ciężko płynących
  3908. myśli o tym, dlaczego tak Ľle tu słychać.
  3909. 91
  3910. - Jak to? To nikt ich nie widział, czy jak? Przecież z jednej strony jest
  3911. stacja i z drugiej? To dokąd poszli? - kontynuował, choć nie dlatego, że go
  3912. to specjalnie interesowało, a po prostu żeby słyszeć swój głos.
  3913. Minęło jeszcze kilka minut, zanim Burbon wreszcie odpowiedział, ale
  3914. tym razem Artem nie miał już ochoty go przynaglać, w głowie słyszał echo
  3915. słów, które sam przed chwilą wypowiedział i zbyt był zajęty
  3916. wsłuchiwaniem się w te odgłosy.
  3917. - Podobno jest tu gdzieś, tego... Coś w rodzaju włazu. Zamaskowanego.
  3918. Normalnie go nie widać. Bo jak w takich ciemnościach cokolwiek
  3919. zauważyć? - z jakimś nienaturalnym rozdrażnieniem dodał Burbon.
  3920. Musiało minąć trochę czasu, by Artem zdołał przypomnieć sobie, o czym
  3921. rozmawiali, z wysiłkiem spróbować uchwycić sens i zadać następne
  3922. pytanie, znów po prostu dlatego, że chciał przeciągnąć rozmowę, choćby tak
  3923. niezgrabną i trudną, lecz będącą wybawieniem od ciszy.
  3924. - Czy tu zawsze jest tak... ciemno? - spytał Artem, czując ze strachem,
  3925. że jego słowa zabrzmiały już całkiem cicho, zupełnie jakby miał zatkane
  3926. uszy.
  3927. - Ciemno? Tu jest tak zawsze. Wszędzie jest ciemno. Nadchodzi...
  3928. wielka ciemność, która... otoczy Ziemię, i będzie... wiecznie panować
  3929. - z
  3930. dziwnymi pauzami odezwał się Burbon.
  3931. - Co to, jakaś książka?
  3932. - rzekł Artem, zauważając w duchu, że musi
  3933. dokonywać coraz większych wysiłków, żeby usłyszeć własne słowa i przy
  3934. okazji zwracając uwagę na to, że język Burbona niepokojąco się zmienił.
  3935. Lecz Artem nie miał wystarczająco sił, żeby się tym zdziwić.
  3936. - Księga... Bój się... prawd ukrytych w starych... foliałach, gdzie słowa
  3937. tłoczone są złotem, a papier... czarny jak heban... nie płonie - rzekł ciężko
  3938. Burbon, i Artema uderzyła myśl, że z jakiegoś powodu nie odwraca się już
  3939. w jego stronę, jak wcześniej, kiedy coś mówił.
  3940. - Piękne! - prawie krzyknął Artem. - Skąd to?
  3941. - I piękno... będzie strącone i zdeptane, i... zaduszą się prorocy
  3942. pragnący ogłosić swe... proroctwa, albowiem dzień... który nadchodzi,
  3943. będzie... czarniejszy od ich najstraszliwszych... lęków, a to, co ujrzą...
  3944. wypali im umysły... - ciągnął głucho Burbon.
  3945. Nagle zatrzymał się, gwałtownie obrócił głowę w lewo, tak że Artem aż
  3946. usłyszał, jak trzeszczą mu kręgi szyjne, i popatrzył chłopcu prosto w oczy.
  3947. Artem cofnął się kilka kroków i na wszelki wypadek namacał
  3948. bezpiecznik karabinu. Burbon patrzył na niego szeroko otwartymi oczami,
  3949. ale Ľrenice miał dziwnie skurczone, zmienione w dwa maleńkie punkty,
  3950. choć w nieprzeniknionych ciemnościach tunelu powinny, przeciwnie,
  3951. rozszerzyć się do maksimum, próbując zaczerpnąć jak najwięcej światła.
  3952. 92
  3953. Jego twarz wydawała się nienaturalnie spokojna, ani jeden mięsień nie był
  3954. napięty, z ust zniknął mu nawet stały pogardliwy uśmieszek.
  3955. - Umarłem - odezwał się Burbon. - Mnie już nie ma.
  3956. I, prosto jak kłoda, runął twarzą w dół.
  3957. I wtedy w uszy Artema wdarł się ten sam przerażający dĽwięk, lecz teraz
  3958. nie narastał i nie nasilał się stopniowo, jak wtedy - nie, spadł nagle z pełną
  3959. mocą, ogłuszając go i na mgnienie oka usuwając mu grunt spod nóg. W tym
  3960. miejscu dĽwięk okazał się o wiele silniejszy niż poprzednim razem, i Artem,
  3961. przygnieciony do ziemi, zmiażdżony, długo nie mógł zebrać się w garść, by
  3962. wstać. Zatkał uszy rękami, jak wtedy, krzyknął najgłośniej jak mógł i
  3963. zerwał się z ziemi. Potem, podniósłszy latarkę, która wypadła Burbonowi z
  3964. rąk, zaczął gorączkowo świecić nią po ścianach, szukając Ľródła dĽwięku,
  3965. rozerwanej rury. Lecz rury były tu zupełnie nienaruszone, dĽwięk dochodził
  3966. skądś z góry.
  3967. Burbon leżał nieruchomo w tej samej pozycji, i kiedy Artem przewrócił
  3968. go twarzą w górę, jego oczy nadal były otwarte. Artem, z trudem
  3969. przypominając sobie co trzeba robić w takich wypadkach, chwycił go za
  3970. nadgarstek, by wyczuć puls, choćby słaby jak nitka, choćby nierówny, ale
  3971. wyczuwalny... Na próżno. Wtedy złapał Burbona za ręce i, oblewając się
  3972. potem, ciągnął jego ciężkie ciało naprzód, jak najdalej od tego miejsca.
  3973. Było to diabelnie trudne, szczególnie, że zapomniał zdjąć wspólnikowi
  3974. plecak.
  3975. Kilkadziesiąt kroków dalej Artem nagle potknął się o coś miękkiego i w
  3976. nozdrza uderzył go mdlący, słodkawy zapach. Od razu przypomniały mu się
  3977. słowa: "Jeszcze się na nich natkniemy", i starając się nie patrzeć pod nogi,
  3978. ze zdwojonym wysiłkiem minął rozpostarte na szynach ciała.
  3979. Wciąż ciągnął Burbona za sobą. Głowa zwisała mu bez życia, jego
  3980. stygnące ręce wyślizgiwały się ze spoconych od wysiłku dłoni Artema, ale
  3981. chłopak nie zwracał na to uwagi, nie chciał zwracać na to uwagi, musiał
  3982. wyciągnąć stąd Burbona, przecież mu obiecał, przecież mieli umowę!
  3983. Szum zaczął powoli cichnąć i nagle zupełnie zniknął. Znów nastała cisza
  3984. i, czując ogromną ulgę, Artem pozwolił sobie wreszcie usiąść na szynach i
  3985. złapać oddech. Burbon leżał obok nieruchomo, a Artem, ciężko dysząc, z
  3986. rozpaczą patrzył na jego bladą twarz. Po jakichś pięciu minutach z trudem
  3987. zmusił się, by powstać i chwyciwszy Burbona za przeguby, idąc tyłem,
  3988. ruszył dalej. W głowie miał zupełną pustkę, dĽwięczało mu w niej tylko
  3989. stanowcze postanowienie, by, cokolwiek się stanie, zaciągnąć tego
  3990. człowieka na następną stację. Potem ugięły się pod nim nogi i zwalił się na
  3991. tory, ale po kilkuminutowym odpoczynku znów zaczął się wlec naprzód,
  3992. trzymając Burbona za kołnierz. "Dojdę tam, dojdę tam, dojdę tam, dojdę
  3993. tam..." - zapewniał sam siebie, choć już w to prawie nie wierzył. Zupełnie
  3994. wyczerpany, ściągnął z ramienia swój karabin, przełączył drżącymi palcami
  3995. 93
  3996. bezpiecznik na ogień pojedynczy i, kierując lufę na południe, wystrzelił i
  3997. zawołał: "Ludzie!", ale ostatnim dĽwiękiem, jaki usłyszał, nie był ludzki
  3998. głos, a zgrzyt szczurzych łap i głodne popiskiwanie.
  3999. Nie wiedział jak długo tak leżał, uczepiwszy się kołnierza Burbona, i
  4000. ściskając rękojeść automatu, kiedy w oczy uderzył go promień światła. Stał
  4001. nad nim nieznajomy starszy mężczyzna z latarką w jednej ręce i osobliwą
  4002. bronią w drugiej.
  4003. - Mój młody przyjacielu
  4004.  
  4005. - zwrócił się do niego przyjemnym,
  4006. dĽwięcznym głosem. - Możesz porzucić swojego towarzysza. Jest martwy
  4007. jak Ramzes Drugi. Chcesz tu zostać, żeby połączyć się z nim na łonie
  4008. Abrahama, jak się da najszybciej, czy na razie na ciebie poczeka?
  4009. - Proszę mi pomóc donieść go do stacji - słabym głosem poprosił
  4010. Artem, osłaniając ręką twarz przed światłem.
  4011. - Obawiam się, że przyjdzie nam ten niemądry pomysł odrzucić
  4012.  
  4013. -
  4014. zakomunikował ze smutkiem mężczyzna.
  4015.  
  4016. - Jestem zdecydowanie
  4017. przeciwny przekształcaniu stacji Suchariewska w kostnicę, i tak nie jest tam
  4018. zbyt przytulnie. A poza tym, jeśli nawet doniesiemy tam martwe ciało
  4019. twojego kolegi, wątpię, żeby ktokolwiek na tej stacji podjął się zabrać go w
  4020. ostatnią drogę w należyty sposób. Jakie to ma znaczenie, że to ciało rozłoży
  4021. się tutaj, a nie na stacji, jeśli jego nieśmiertelna dusza wzniosła się już do
  4022. Stwórcy, lub ulegnie przeistoczeniu - w zależności od wyznania? Chociaż
  4023. tu wszystkie religie mylą się w równym stopniu.
  4024. - Obiecałem mu... - wyszeptał Artem. - Mieliśmy umowę...
  4025. - Przyjacielu! - powiedział nieznajomy, spochmurniawszy. - Zaczynam
  4026. tracić cierpliwość. Pomaganie nieboszczykom nie mieści się w moich
  4027. zasadach, bo jest na świecie wystarczająco dużo żywych, którzy potrzebują
  4028. pomocy. Wracam na Suchariewską: od długiego przebywania w tunelach
  4029. zaczyna się u mnie reumatyzm. Jeśli chcesz jak najszybciej połączyć się ze
  4030. swoim towarzyszem, proponuję ci tu zostać. Szczury i inne miłe stworzenia
  4031. na pewno ci w tym pomogą. Poza tym, jeśli niepokoi cię prawna strona
  4032. zagadnienia, to po śmierci jednej ze stron umowę uważa się za zerwaną,
  4033. jeśli któryś z jej punktów nie stanowi inaczej.
  4034. - Ale przecież nie można go tak zostawić!
  4035. - cicho próbował przekonać
  4036. swojego wybawcę Artem.
  4037. - To przecież był żywy człowiek. Mam go
  4038. zostawić szczurom?!
  4039. - Sądząc z wszelkich oznak, to rzeczywiście był żywy człowiek
  4040.  
  4041. -
  4042. odrzekł ten, sceptycznie przyglądając się ciału.
  4043. - Ale teraz jest to bez
  4044. wątpienia człowiek martwy, a to nie to samo. Dobrze, jeśli bardzo chcesz,
  4045. będziesz mógł tu potem wrócić, żeby rozpalić stos pogrzebowy, czy co tam
  4046. jest u was przyjęte w takich wypadkach. Wstawaj!
  4047.  
  4048. - wydał Artemowi
  4049. polecenie i ten, wbrew swej woli, podniósł się z ziemi.
  4050. 94
  4051. Mimo protestów Artema, nieznajomy zdecydowanym ruchem ściągnął z
  4052. Burbona plecak, zarzucił go sobie na ramię i, podtrzymując chłopca, szybko
  4053. ruszył naprzód. Z początku Artemowi było ciężko iść, lecz z każdym
  4054. kolejnym krokiem nieznajomy jakby przekazywał mu cząstkę swojej
  4055. niespożytej energii. Ból w nogach minął i umysł nieco mu się rozjaśnił.
  4056. Przypatrzył się uważniej twarzy swojego wybawcy. Z wyglądu był po
  4057. pięćdziesiątce, ale prezentował się zadziwiająco świeżo i rześko. Ręka,
  4058. którą podtrzymywał Artema, była twarda i ani razu w ciągu całej drogi nie
  4059. drgnęła ze zmęczenia. Siwiejące, krótko ostrzyżone włosy i mała,
  4060. wypielęgnowana bródka wzmogły czujność Artema: nieznajomy był zbyt
  4061. zadbany jak na metro, a szczególnie jak na tę zapadłą dziurę, w której, jak
  4062. można było przypuszczać, mieszkał.
  4063. - Co się stało z twoim kolegą? - spytał nieznajomy. - Nie wyglądało to
  4064. na napad, chyba że czymś go otruli... I mam wielką nadzieję, że to nie to, o
  4065. czym myślę - dodał, nie rozwodząc się o tym, czego konkretnie się
  4066. obawiał.
  4067. - Nie... Sam umarł
  4068. - nie mając sił wyjaśniać okoliczności śmierci
  4069. Burbona, których sam dopiero co zaczął się domyślać, powiedział Artem. -
  4070. To długa historia. Potem opowiem.
  4071. Tunel nagle się skończył i znaleĽli się na stacji. Coś tu wydało się
  4072. Artemowi dziwne, nietypowe, ale minęło kilka sekund zanim wreszcie
  4073. dotarło do niego w czym rzecz.
  4074. - Tu jest ciemno? - zbity z tropu spytał swojego towarzysza.
  4075. - Tu nie ma władzy - odezwał się ten. - I nie ma kto dać mieszkańcom
  4076. światła. Dlatego każdy, kto go potrzebuje, musi zdobyć je sam. Jedni
  4077. potrafią to zrobić, inni nie. Ale nie bój się, na szczęście ja należę do tej
  4078. pierwszej grupy - rześko wskoczył na peron i podał Artemowi rękę.
  4079. Weszli w pierwszą arkadę i wkroczyli do sali. Tylko jedna długa nawa,
  4080. kolumnady i arkady po bokach, zwyczajne żelazne ściany, odgradzające ich
  4081. od schodów ruchomych
  4082. - ledwo rozświetlona w niektórych miejscach
  4083. wątłymi ogniskami, a w większej części pogrążona w ciemnościach,
  4084. Suchariewska przedstawiała sobą widok przygnębiający i skrajnie ponury.
  4085. Przy ogniskach krzątały się grupki ludzi, ktoś spał bezpośrednio na ziemi,
  4086. od ogniska do ogniska kroczyły dziwne, zgięte w pół sylwetki w
  4087. łachmanach. Wszyscy oni cisnęli się ku środkowi sali, jak najdalej od tuneli.
  4088. Ognisko, do którego nieznajomy przyprowadził Artema było wyraĽnie
  4089. jaśniejsze od pozostałych i znajdowało się daleko od centrum peronu.
  4090. - Kiedyś ta stacja spali się i zostaną tylko zgliszcza
  4091. - pomyślał na głos
  4092. Artem, ponuro patrząc na salę.
  4093. 95
  4094. - Za czterysta dwadzieścia dni - spokojnie poinformował go jego
  4095. towarzysz. - Tak że lepiej będzie, jak ją do tej pory opuścisz. W każdym
  4096. razie ja właśnie tak zamierzam postąpić.
  4097. - Skąd pan to wie?
  4098. - spytał go zdumiony Artem, w mgnieniu oka
  4099. przypominając sobie wszystkie zasłyszane opowieści o magach i
  4100. jasnowidzach, wpatrując się w twarz rozmówcy, starając się dojrzeć na niej
  4101. oznaki nadludzkiej wiedzy.
  4102. - Serce matki wie najlepiej - odpowiedział ten z uśmiechem. - Dobrze,
  4103. teraz musisz się przespać, a potem się poznamy i porozmawiamy.
  4104. Z jego ostatnim słowem na Artema nagle znów spadło okropne
  4105. zmęczenie, które nawarstwiało się w tunelu przed Ryżską, w nocnych
  4106. koszmarach, w jego niedawnej próbie woli. Nie mając sił dalej się
  4107. sprzeciwiać, Artem opadł na kawałek brezentu rozciągnięty przy ognisku,
  4108. włożył sobie pod głowę plecak i zapadł w długi, ciężki i pusty sen.
  4109. 96
  4110. ROZDZIAŁ 6
  4111. PRAWO SILNIEJSZEGO
  4112. Sufit był tak mocno zakopcony, że po pokrywającym go kiedyś białym
  4113. tynku nie zostało ani śladu. Artem patrzył na niego tępym wzrokiem, nie
  4114. rozumiejąc, gdzie się znajduje.
  4115. - Obudziłeś się? - usłyszał znajomy głos i zmusił rozsypaną układankę
  4116. myśli i wydarzeń, by ułożyła się w obraz wczorajszego (czy rzeczywiście?)
  4117. dnia. Wszystko to zdawało się teraz nierealne. Nieprzezroczysta jak mgła
  4118. ściana snu oddzielała rzeczywistość od wspomnień.
  4119. Wystarczy zasnąć i się obudzić, by wyrazistość przeżyć gwałtownie
  4120. przygasła, i we wspomnieniach trudno już odróżnić marzenia od
  4121. autentycznych wydarzeń, które stają się równie wyblakłe jak sny, jak myśli
  4122. o przyszłości czy możliwej przeszłości.
  4123. - Dobry wieczór - przywitał Artema ten, który go znalazł. Siedział po
  4124. drugiej stronie ogniska, Artem widział swojego przewodnika poprzez
  4125. płomienie i przez to jego twarz przybrała wygląd tajemniczy a nawet
  4126. mistyczny. - Teraz chyba możemy przedstawić się sobie nawzajem.
  4127. Posiadam zwyczajne imię, podobne do tych, które otaczają cię w tym życiu.
  4128. Jest ono zbyt długie i niczego o mnie nie mówi. Ale jestem ostatnim
  4129. wcieleniem Czyngis-chana, i dlatego możesz mi mówić Chan. Tak jest
  4130. krócej.
  4131. - Czyngis-chana? - Artem spojrzał nieufnie na swego rozmówcę,
  4132. najbardziej jakoś zdziwiony tym, że ten przedstawił się właśnie jako
  4133. ostatnie wcielenie, chociaż sam w ogóle nie wierzył w reinkarnację.
  4134. - Przyjacielu mój! - urażonym tonem zaoponował Chan. - Nie warto z
  4135. tak jawną podejrzliwością badać wykroju moich oczu i sposobu
  4136. zachowania. Od tamtych czasów żyłem w wielu innych, bardziej
  4137. przyzwoitych wcieleniach. Ale Czyngis-chan wciąż pozostaje najbardziej
  4138. znaczącym etapem na mojej drodze, chociaż akurat z tamtego życia,
  4139. przyznaję z najgłębszym żalem, nie pamiętam absolutnie nic.
  4140. - A dlaczego Chan, a nie Czyngis? - nie poddawał się Artem. - Chan to
  4141. przecież nawet nie nazwisko, a rodzaj stanowiska, jeśli dobrze pamiętam.
  4142. - Wywołuje niepotrzebne skojarzenia, nie mówiąc już o Ajtmatowie
  4143. -
  4144. niechętnie i niezrozumiale wyjaśnił jego rozmówca.
  4145. - A poza tym nie
  4146. uważam za swój obowiązek informować byle kogo o genezie mojego
  4147. imienia. A jak ty się nazywasz?
  4148. - Ja jestem Artem, i nie wiem kim byłem w poprzednim życiu. Może
  4149. kiedyś moje imię też było głośniejsze - powiedział Artem.
  4150. 97
  4151. - Bardzo
  4152. mi miło - rzekł
  4153. Chan,
  4154. najwyraĽniej
  4155. w
  4156. pełni
  4157. usatysfakcjonowany i tym. - Mam nadzieję, że będziesz mi towarzyszył w
  4158. moim skromnym posiłku
  4159. - dodał, wieszając nad ogniskiem poobijany
  4160. żelazny czajnik, podobny do tego, który był na WOGN-ie
  4161. na północnym posterunku.
  4162. Artem podniósł się energicznie, wsadził rękę do swojego plecaka i
  4163. wyciągnął stamtąd kawał kiełbasy, który wziął na drogę jeszcze na WOGNie.
  4164. Składanym nożykiem ukroił kilka kawałków i rozłożył je na czystej
  4165. ściereczce, którą także miał w plecaku.
  4166. - Proszę - podsunął kiełbasę nowemu znajomemu - do herbaty.
  4167. Herbata Chana była taka sama jak w domu, na WOGN-ie, Artem od razu
  4168. ją poznał. Pociągając napój z metalowego emaliowanego kubka, w
  4169. milczeniu przypominał sobie wydarzenia minionego dnia. Gospodarz
  4170. najwidoczniej też myślał o jakichś swoich sprawach i na razie go nie
  4171. niepokoił.
  4172. Obłęd, wypływający na świat z pękniętych rur, działał na każdego
  4173. inaczej. I kiedy Artem odczuwał go po prostu jako hałas, który go ogłuszał,
  4174. nie dawał się skupić, zabijał myśli, lecz oszczędzał sam umysł, to Burbon
  4175. zwyczajnie nie wytrzymał tak potężnego ataku i zginął. Tego, że ów szum
  4176. potrafi zabijać, Artem się nie spodziewał, inaczej nie zgodziłby się
  4177. wkroczyć w czarny tunel między Prospektem Mira a Suchariewską.
  4178. Tym razem szum zakradł się niezauważalnie, z początku przytępiając
  4179. zmysły. Artem był teraz przekonany, że wszystkie zwykłe dĽwięki były
  4180. przez niego zagłuszone, zaś jego samego nie dało się usłyszeć, choć tylko
  4181. do czasu, potem blokował bieg myśli, tak że te zamarzały, zamierały i
  4182. pokrywały się szronem bezsilności, aż w końcu zadał ostatnie druzgoczące
  4183. uderzenie.
  4184. Ale jak on mógł nie zauważyć od razu, że Burbon nagle zaczął mówić
  4185. językiem, który nie przyszedłby mu do głowy, nawet gdyby naczytał się
  4186. apokaliptycznych proroctw? Wchodził w to z Burbonem coraz głębiej, jak
  4187. zaczarowany, i spadło na nich jakieś straszne zamroczenie, lecz bez
  4188. poczucia zagrożenia, i sam Artem myślał o jakichś bzdurach, o tym, że nie
  4189. wolno milczeć, że trzeba mówić, zaś żeby spróbować sobie uświadomić, co
  4190. się z nimi dzieje, jakoś nie przychodziło do głowy, coś przeszkadzało...
  4191. Miał ochotę wszystkie te wydarzenia wyrzucić ze świadomości,
  4192. zapomnieć, było to niedostępne rozumowi, w końcu przez wszystkie lata
  4193. przeżyte na WOGN-ie o podobnych rzeczach miał okazję tylko słuchać, i
  4194. łatwiej było wierzyć, że nic takiego nie może się zdarzyć na tym świecie, że
  4195. po prostu nie ma w nim na to miejsca. Artem potrząsnął głową i znów
  4196. rozejrzał się dookoła.
  4197. 98
  4198. Wokół panował ten sam duszny półmrok. Artemowi przyszło do głowy,
  4199. że tu nigdy nie bywa jasno, może się tylko zrobić ciemniej, kiedy skończy
  4200. się zapas chrustu na ogniska, który przyniosły tu jakieś karawany. Zegar nad
  4201. wejściem do tuneli zgasł już dawno temu, na tej stacji nie było władzy, nie
  4202. było komu troszczyć się o nich, i Artem zastanowił się, dlaczego Chan
  4203. powiedział mu "dobry wieczór", chociaż, według jego obliczeń, powinien
  4204. być ranek, albo południe.
  4205. - To teraz jest wieczór? - z niedowierzaniem spytał Chana.
  4206. - U mnie jest wieczór - odpowiedział ten w zadumie.
  4207. - Co pan ma na myśli? - nie zrozumiał Artem.
  4208. - Widzisz, jak sądzę pochodzisz ze stacji, gdzie zegar jest sprawny i
  4209. wszyscy patrzą na niego z nabożeństwem, synchronizując wskazówki
  4210. swoich ręcznych zegarków z czerwonymi cyframi nad wejściem do tuneli.
  4211. Wasz czas jest dla wszystkich jeden, tak jak i światło. Tu wszystko jest na
  4212. odwrót: nikt nie miesza się do spraw innych. Nikt nie musi zapewniać
  4213. światła wszystkim, których tu przyniosło. PodejdĽ do ludzi i zaproponuj im
  4214. to - twój pomysł wyda im się absurdalny. Każdy, kto potrzebuje światła,
  4215. powinien przynieść je tu z sobą. To samo tyczy się czasu: każdy, kto go
  4216. potrzebuje, w obawie przed chaosem, przynosi tutaj własny czas. Każdy ma
  4217. tu swój własny i każdy z nich jest inny, w zależności od tego, kto kiedy
  4218. stracił rachubę, ale wszystkie są jednakowo prawidłowe, każdy wierzy w
  4219. swój czas, podporządkowuje swoje życie jego rytmom. U mnie jest teraz
  4220. wieczór, u ciebie ranek, i co z tego? Tacy jak ty, podróżując, przechowują
  4221. zegarki tak troskliwie, jak ludzie pierwotni strzegli rozżarzonego węgielka
  4222. w wypalonej skorupie, w nadziei, że wykrzeszą z niego ogień. Ale są też
  4223. inni: ci, którzy zgubili, a może wyrzucili swój węgielek. Rozumiesz, w
  4224. metrze przecież w gruncie rzeczy zawsze jest noc, dlatego czas nie ma tu
  4225. sensu, choćby jak najuważniej go kontrolować. Rozwal swój zegarek, a
  4226. zobaczysz w co przeobrazi się czas, to bardzo interesujące. Zmieni się nie
  4227. do poznania. Przestanie być rozdrobniony, rozbity na kawałki, godziny,
  4228. minuty, sekundy. Czas jest jak rtęć: rozdrobni się go, a on znowu się
  4229. zrośnie, znowu stanie się niepodzielną całością. Ludzie go oswoili, uwiązali
  4230. na łańcuszki swoich zegarków kieszonkowych i stoperów, i dla tych, którzy
  4231. trzymają go na łańcuchu, biegnie jednakowo. Ale spróbuj go oswobodzić, a
  4232. zobaczysz: dla różnych ludzi czas płynie inaczej, dla kogoś wolno i
  4233. ociężale, odmierzany wypalonymi papierosami, wejściami i wyjściami, a
  4234. dla innego pędzi i zmierzyć go można tylko przeżytymi żywotami. Myślisz,
  4235. że teraz jest rano? Istnieje pewne prawdopodobieństwo, że masz rację: w
  4236. przybliżeniu jeden do czterech. Tym niemniej ten poranek nie ma żadnego
  4237. sensu, przecież on istnieje tam, na powierzchni, gdzie nie ma już życia. W
  4238. każdym razie nie ma tam już ludzi. Czy ma znaczenie to, co dzieje się na
  4239. górze, dla tych, którzy nigdy tam nie bywają? Nie. Dlatego też mówię ci
  4240. 99
  4241. "dobry wieczór", a ty, jeśli chcesz, możesz odpowiedzieć "dzień dobry". A
  4242. co do samej stacji, to nie posiada ona w ogóle żadnego czasu, może oprócz
  4243. jednego, przedziwnego: dziś jest czterysta dziewiętnasty dzień i jest to
  4244. odliczanie wsteczne.
  4245. Zamilkł i wypił łyk gorącej herbaty, a Artemowi zachciało się śmiać,
  4246. kiedy sobie przypomniał, że na WOGN-ie stacyjny zegar był czczony jak
  4247. świętość, i gdy tylko się zaciął, ściągało to na złapanych na gorącym
  4248. uczynku oskarżenia o dywersję i sabotaż. Ale by się kierownictwo zdziwiło,
  4249. dowiadując się, że nie ma już żadnego czasu, że zniknął sam sens jego
  4250. istnienia! To, co powiedział Chan, przypomniało nagle Artemowi pewną
  4251. zabawną rzecz, która nie raz go zadziwiała, kiedy podrósł.
  4252. - Mówi się, że kiedyś, kiedy jeszcze jeĽdziły pociągi, w wagonach
  4253. ogłaszano: "Uwaga, drzwi się zamykają, następna stacja taka-i-taka, peron z
  4254. prawej albo z lewej strony" - powiedział. - To prawda?
  4255. - Wydaje ci się to dziwne? - podniósł brwi jego rozmówca.
  4256. - Ale jak można określić, z której strony jest peron? Jeśli idę z południa
  4257. na północ, to peron jest z prawej, a jeśli idę z północy na południe, to z
  4258. lewej. A siedzenia w pociągu stały w ogóle wzdłuż ścian, jeśli dobrze
  4259. rozumiem. Więc dla pasażerów peron jest z przodu, albo z tyłu, przy czym
  4260. dokładnie dla połowy jest tak, a dla drugiej połowy dokładnie odwrotnie.
  4261. - Masz rację
  4262. - poważnie odrzekł Chan.
  4263. - Faktycznie, maszyniści
  4264. mówili tylko w swoim imieniu, to oni jechali w kabinie z przodu i dla nich
  4265. prawo było bezwzględnie po prawej, a lewo bezwzględnie po lewej. Ale oni
  4266. przecież i tak o tym wiedzieli i mówili w istocie sami do siebie. Dlatego, w
  4267. zasadzie, mogliby i milczeć. Ale słuchałem tych słów od dziecka, tak do
  4268. nich przywykłem, że nigdy się nad nimi nie zastanawiałem.
  4269. - Obiecałeś mi, że opowiesz, co się stało z twoim towarzyszem
  4270.  
  4271. -
  4272. przypomniał Artemowi po jakimś czasie.
  4273. Artem chwilę zwlekał, nie będąc pewnym, czy można opowiedzieć temu
  4274. człowiekowi o tajemniczych okolicznościach śmierci Burbona, o hałasie,
  4275. który słyszał dwa razy w czasie ostatniej doby, o jego zgubnym działaniu na
  4276. ludzki umysł, o swych przeżyciach i przemyśleniach z chwili, gdy udało mu
  4277. się podsłuchać melodię tunelu
  4278. - i stwierdził, że jeśli jest sens opowiadać
  4279. komuś o takich rzeczach, to tylko człowiekowi, który szczerze wierzy, że
  4280. jest ostatnim wcieleniem Czyngis-chana i uważa, że czas już nie istnieje.
  4281. A więc mętnie, nerwowo, nie zachowując kolejności zdarzeń, starając się
  4282. przekazać raczej swoje odczucia niż fakty, zaczął streszczać swoje
  4283. przygody.
  4284. - To głosy umarłych - rzekł cicho Chan po tym, gdy Artem skończył
  4285. opowiadać.
  4286. - Co? - spytał Artem wstrząśnięty.
  4287. 100
  4288. - Słyszałeś głosy umarłych. Mówiłeś, że z początku przypominało to
  4289. szept lub szelest? Tak, to oni.
  4290. - Jakich umarłych? - nijak nie mógł sobie tego wyobrazić Artem.
  4291. - Wszystkich ludzi, którzy od samego początku umarli w metrze. To
  4292. właśnie wyjaśnia również, dlaczego jestem ostatnim wcieleniem Czyngischana. Więcej wcieleń nie będzie. Na wszystko przyszedł kres, mój
  4293. przyjacielu. Nie wiem dokładnie jak to się stało, ale tym razem ludzkość
  4294. przesadziła. Nie ma już ani raju, ani piekła. Nie ma już czyśćca. Po tym, jak
  4295. dusza oddziela się od ciała
  4296.  
  4297. - mam nadzieję, że wierzysz chociaż w
  4298. nieśmiertelność duszy? - nie ma już schronienia. Ile potrzeba megaton,
  4299. gigaton, żeby wyparowała noosfera? Przecież była tak samo realna jak ten
  4300. czajnik. Jakkolwiek to się stało, nie ograniczaliśmy się. Unicestwiliśmy i
  4301. niebo, i piekło. Wypadło nam żyć w przedziwnym świecie, w świecie, w
  4302. którym dusza po śmierci musi zostać. Rozumiesz mnie? Umrzesz, ale twoja
  4303. umęczona dusza nie ulegnie reinkarnacji, a ponieważ nie ma już nieba, nie
  4304. będzie dla niej ukojenia ani odpoczynku. Jest skazana na pozostanie tam,
  4305. gdzie spędziłeś całe swoje życie
  4306. - w metrze. Chyba nie umiem podać ci
  4307. dokładnego teozoficznego wyjaśnienia, dlaczego tak się dzieje, ale wiem na
  4308. pewno: w naszym świecie dusza po śmierci zostaje w metrze... Będzie się
  4309. miotać pod sklepieniami tych podziemi, w tunelach, do końca czasów, bo
  4310. nie ma już gdzie iść. Metro łączy w sobie życie biologiczne i pozagrobowe
  4311. w jego obydwu postaciach. Teraz zarówno Eden, jak i Piekło znajdują się w
  4312. tym samym miejscu. Mieszkamy wśród dusz umarłych, otaczają nas
  4313. szczelnym kręgiem
  4314. - wszyscy przejechani przez pociąg, zastrzeleni,
  4315. uduszeni, pożarci przez potwory, spaleni żywcem, ci, którzy zginęli tak
  4316. dziwną śmiercią, że nikt z żyjących nic o tym nie wie i nie będzie sobie
  4317. nawet umiał wyobrazić. Dawno już męczyłem się nad tą zagadką: dokąd oni
  4318. odchodzą, dlaczego ich obecność nie jest codziennie wyczuwalna, dlaczego
  4319. z ciemności nie czuć wciąż ich lekkiego zimnego wzroku... Poznałeś strach
  4320. tunelu? Myślałem kiedyś, że to umarli na ślepo podążają za nami tunelami,
  4321. krok za krokiem, znikając w ciemności kiedy tylko się odwrócimy. Oczy są
  4322. tu nieprzydatne, nie da się nimi ujrzeć zmarłego, ale gdy po plecach
  4323. przechodzą ci ciarki, włosy stają dęba, całym ciałem wstrząsa dreszcz,
  4324. świadczy to o niewidzialnych prześladowcach. Tak myślałem kiedyś. Ale
  4325. po tym, co mi opowiedziałeś, wiele rzeczy stało się dla mnie jasne.
  4326. Nieznanym sposobem umarli dostają się do rur, do łączności... Kiedyś,
  4327. dawno, zanim urodził się mój ojciec, a nawet dziadek, przez martwe miasto,
  4328. które leży na powierzchni, płynęła rzeczka. Ludzie, którzy w nim wtedy
  4329. mieszkali, potrafili ujarzmić tę rzekę i puścić ją rurami pod ziemię, gdzie
  4330. pewnie płynie po dziś dzień. Podobnie tym razem - ktoś zamknął w rurach
  4331. samą Letę, rzekę śmierci... Twój towarzysz nie mówił swoimi słowami i to
  4332. nie on mówił. To były głosy umarłych, słyszał je w głowie i powtarzał, a
  4333. 101
  4334. potem oni pociągnęli go za sobą.
  4335. Artem wlepił wzrok w swojego rozmówcę i nie mógł oderwać oczu od
  4336. jego twarzy przez cały czas opowiadania. Po twarzy Chana przebiegały
  4337. niewyraĽne cienie, oczy rozpalał mu piekielny ogień... Gdy kończył
  4338. opowiadać, Artem był już prawie pewny, że Chan oszalał, że głosy z rur
  4339. pewnie też coś mu podszepnęły. I chociaż Chan ocalił go przed śmiercią i
  4340. tak gościnnie przyjął, dłuższy pobyt u niego stawał się niewygodny i
  4341. nieprzyjemny. Trzeba było się zastanowić, jak przedostać się dalej, przez
  4342. ten najbardziej złowieszczy ze wszystkich tuneli metra, o których przyszło
  4343. mu dotąd słyszeć - od Suchariewskiej do Turgieniewskiej i dalej.
  4344. - Tak więc będziesz musiał mi wybaczyć moje drobne oszustwo - dodał
  4345. po krótkiej pauzie Chan.
  4346. - Dusza twojego kolegi nie wzniosła się do
  4347. Stwórcy, nie uległa przeistoczeniu i nie odrodziła się w innej formie.
  4348. Zjednoczyła się z tymi nieszczęśnikami w rurach.
  4349. Te słowa przypomniały Artemowi, że zamierzał wrócić po ciało
  4350. Burbona, żeby przynieść je na stację. Burbon mówił, że ma tu przyjaciół,
  4351. którzy mieli wyprawić Artema z powrotem, gdyby wyprawa się udała. To z
  4352. kolei przypomniało mu o plecaku, którego Artem w końcu nie otworzył, i w
  4353. którym, oprócz magazynków do automatu Burbona, mogły się znajdować
  4354. inne przydatne rzeczy. Ale jakoś bał się zarządzać jego zawartością, do
  4355. głowy przychodziły mu różne zabobony, i Artem postanowił tylko rozpiąć
  4356. plecak i zajrzeć do niego, starając się niczego w nim nie ruszać, a tym
  4357. bardziej nie przetrząsać.
  4358. - Możesz się nie bać - jakby wyczuwając jego rozterki, nieoczekiwanie
  4359. uspokoił go Chan. - Ten przedmiot jest teraz
  4360. twój.
  4361. - Moim zdaniem to, co pan zrobił, nazywa się rabunkiem
  4362.  
  4363. - cicho
  4364. powiedział Artem.
  4365. - Możesz się nie obawiać zemsty, on już w nikogo się nie wcieli -
  4366. powiedział Chan, odpowiadając nie na to, co Artem powiedział na głos, ale
  4367. na to, co kołatało mu się w głowie. - Uważam, że umarli, kiedy dostają się
  4368. do tych rur, zatracają siebie, stają się częścią całości, ich wola rozpływa się
  4369. w woli pozostałych, a umysł usycha. On już nie jest osobą. A jeśli boisz się
  4370. nie martwych, a żywych... Cóż, zanieś ten chlebak na środek stacji i wywal
  4371. jego zawartość na ziemię. Wtedy nikt nie oskarży cię o kradzież, twoje
  4372. sumienie będzie czyste. Ale ty starałeś się uratować tego człowieka, i byłby
  4373. ci za to wdzięczny. Pomyśl o tym chlebaku, jako o swojej zapłacie za to, co
  4374. zrobiłeś.
  4375. 102
  4376. Mówił z taką powagą i przekonaniem, że Artem odważył się włożyć rękę
  4377. do plecaka i zaczął wyciągać i rozkładać na oświetlonym przez ognisko
  4378. brezencie jego zawartość. Znalazł tam jeszcze cztery magazynki do
  4379. karabinu Burbona, oprócz tych dwóch, które wyjął oddając Artemowi broń.
  4380. Zadziwiające było, po co straganiarzowi, za którego Artem wziął Burbona,
  4381. tak pokaĽny arsenał. Pięć z odnalezionych magazynków Artem dokładnie
  4382. zawinął w ścierkę i schował do swojego plecaka, a jeden włożył do
  4383. skróconego kałasznikowa. Karabin był w świetnym stanie: starannie
  4384. nasmarowany i wypielęgnowany, błyszczał i przyciągał oczy kruczoczarną
  4385. stalą. Zamek chodził płynnie, wydając przy tym głuchy szczęk, bezpiecznik
  4386. przełączał się między ogniem ciągłym a pojedynczym nieco opornie
  4387.  
  4388. -
  4389. wszystko to świadczyło o tym, że automat był praktycznie nowy. Rękojeść
  4390. wygodnie leżała w dłoni, łoże lufy było dobrze wypolerowane. Ta broń
  4391. roztaczała aurę niezawodności, budziła spokój i pewność siebie. Artem od
  4392. razu zdecydował, że jeśli zostawi sobie cokolwiek z własności Burbona, to
  4393. będzie to właśnie ten karabin.
  4394. Obiecanych magazynków z nabojami kalibru 7.62 do swojej starej
  4395. "motyki" jednak nie znalazł. Niezrozumiałe było, jak Burbon zamierzał się
  4396. z nim rozliczyć. Rozmyślając o tym, Artem doszedł do wniosku, że ten, być
  4397. może, nie miał zamiaru niczego mu dawać, lecz, po minięciu
  4398. niebezpiecznego odcinka, wypaliłby mu z karabinu w potylicę, wrzucił do
  4399. jakiegoś szybu i już nigdy o nim nie wspomniał. A jeśli ktokolwiek spytałby
  4400. go, gdzie się podział Artem, znalazłoby się mnóstwo wyjaśnień: mało to
  4401. może się zdarzyć w metrze, a młody przecież sam się zgodził.
  4402. Oprócz różnych szmat, planu metra upstrzonego notatkami zrozumiałymi
  4403. tylko dla ich martwego właściciela, i jakichś stu gramów kwasa, na dnie
  4404. plecaka pokazało się kilka kawałków wędzonego mięsa zawiniętych w
  4405. foliowe torebki oraz notatnik. Artem nie zdecydował się go czytać, zaś
  4406. reszta zawartości plecaka była dla niego rozczarowaniem. W głębi duszy
  4407. miał nadzieję zdobyć coś tajemniczego, być może drogocennego, dla której
  4408. to rzeczy Burbon tak bardzo chciał przebyć tunel do Suchariewskiej. Po
  4409. cichu myślał o Burbonie jako o kurierze, może przemytniku albo kimś w
  4410. tym rodzaju. To by w każdym razie wyjaśniało jego decyzję, by przeprawić
  4411. się przez diabelski tunel za wszelką cenę i gotowość sypnięcia groszem. Ale
  4412. po tym jak z plecaka wyciągnął ostatnią parę bielizny na zmianę i na dnie,
  4413. choćby nie wiadomo ile świecił, nie dostrzegł już nic oprócz starych
  4414. czerstwych okruchów chleba, stało się jasne, że przyczyna jego
  4415. natarczywości była inna. Artem długo jeszcze łamał sobie głowę, czego
  4416. właściwie Burbon tak potrzebował za Suchariewską, ale i tak nie potrafił
  4417. wymyślić niczego prawdopodobnego.
  4418. Domysły szybko wyparła myśl o tym, że w końcu porzucił tego
  4419. nieszczęśnika na środku tunelu i zostawił szczurom, chociaż zamierzał
  4420. wrócić, żeby zrobić coś z ciałem. Fakt, że miał dość mgliste wyobrażenie o
  4421. 103
  4422. tym, jak konkretnie oddać straganiarzowi ostatnie honory i co począć z
  4423. trupem. Spalić go? Ale do tego potrzeba silnych nerwów, a duszący dym i
  4424. smród palonego mięsa i tlejących włosów na pewno doleci do stacji, a
  4425. wtedy nie będzie można uniknąć nieprzyjemności. Taszczyć ciało na stację
  4426. będzie ciężko i strasznie, bo co innego ciągnąć za przeguby człowieka w
  4427. nadziei że żyje i odpychając natrętne myśli, że nie oddycha, że ma
  4428. niewyczuwalny puls, a zupełnie inna
  4429. - złapać za ręce stuprocentowego
  4430. nieboszczyka. A co potem? Burbon, kłamiąc w sprawie zapłaty, mógł tak
  4431. samo oszukać go co do przyjaciół na stacji, którzy mieli na niego czekać.
  4432. Wtedy, przyniósłszy tu ciało, Artem znalazłby się w jeszcze gorszym
  4433. położeniu.
  4434. - A co wy robicie z tymi, którzy umierają? - po długich rozmyślaniach
  4435. Artem zwrócił się do Chana.
  4436. - Co masz na myśli, przyjacielu?
  4437.  
  4438. - odpowiedział ten pytaniem.
  4439. -
  4440. Mówisz o duszach zmarłych, czy też o ich śmiertelnych ciałach?
  4441. - O trupach - burknął Artem, któremu cały ten galimatias z życiem
  4442. pozagrobowym zaczął się już przejadać.
  4443. - Z Prospektu Mira do Suchariewskiej wiodą dwa tunele
  4444. - powiedział
  4445. Chan, i Artem zrozumiał: rzeczywiście, pociągi chodziły przecież w dwie
  4446. strony i zawsze były potrzebne dwa tunele... A więc czemu Burbon,
  4447. wiedząc o drugiej drodze, wolał iść na spotkanie swojego losu? Czyżby w
  4448. drugim tunelu kryło się jeszcze większe niebezpieczeństwo? - Ale przejść
  4449. można tylko jednym - ciągnął jego rozmówca - ponieważ w drugim tunelu,
  4450. bliżej naszej stacji, zapadła się ziemia i teraz jest tam coś w rodzaju
  4451. głębokiego wąwozu, nieważne z której strony się stoi, drugiego końca nie
  4452. widać, a światło nawet najsilniejszych lamp nie sięga dna. Dlatego wszelcy
  4453. idioci opowiadają, że mamy tu bezdenną przepaść. Ten wąwóz to nasz
  4454. cmentarz. Tam wysyłamy, jak to określasz, trupy.
  4455. Artemowi zrobiło się niedobrze, kiedy wyobraził sobie, że przyjdzie mu
  4456. wracać w miejsce, z którego zabrał go Chan, w drodze powrotnej taszczyć
  4457. nadgryzione przez szczury ciało Burbona, nieść je przez stację, a potem do
  4458. wąwozu w drugim tunelu. Sam sobie spróbował wytłumaczyć, że wrzucić
  4459. nieboszczyka do wąwozu to w istocie to samo, co zostawić go w tunelu, bo
  4460. nijak nie można tego nazwać pogrzebem. Lecz kiedy prawie już uwierzył,
  4461. że pozostawienie wszystkiego bez zmian jest najlepszym wyjściem z
  4462. sytuacji, przed oczami wstrząsająco wyraĽnie stanęła mu twarz Burbona
  4463. mówiącego: "Umarłem", i od razu oblał go zimny pot. Podniósł się z
  4464. trudem, przewiesił przez ramię swój nowy automat i powiedział:
  4465. - No, to idę. Obiecałem mu. Umówiliśmy się. Muszę - i na uginających
  4466. się nogach ruszył przez hol w stronę żelaznych schodków prowadzących z
  4467. peronu na tory przy wejściu do tunelu.
  4468. 104
  4469. Latarkę przyszło mu zapalić jeszcze zanim po nich zszedł. Postukał
  4470. butami po stopniach i zamarł na sekundę, wahając się czy iść dalej. W twarz
  4471. wionęło mu ciężkie, napełnione odorem zgnilizny powietrze i na moment
  4472. mięśnie odmówiły mu posłuszeństwa, chociaż z całych sił starał się zmusić
  4473. do zrobienia następnego kroku. I kiedy wreszcie ruszył, przezwyciężywszy
  4474. strach i obrzydzenie, na ramię spadła mu ciężka dłoń. Krzyknął zaskoczony
  4475. i błyskawicznie się odwrócił, czując jak ściska mu się coś w środku,
  4476. wiedząc, że już nie zdąży zerwać z ramienia karabinu, niczego nie zdąży...
  4477. Lecz to był Chan.
  4478. - Nie bój się - uspokajająco rzekł do Artema. - Chciałem cię sprawdzić.
  4479. Nie musisz tam iść. Ciała twojego towarzysza już tam nie ma.
  4480. Artem wlepił w niego wzrok nie rozumiejąc.
  4481. - Kiedy spałeś, dokonałem obrzędu pogrzebowego. Nie masz po co tam
  4482. iść. Tunel jest pusty - i Chan odwrócił się od Artema i ruszył z powrotem w
  4483. kierunku arkad.
  4484. Z poczuciem ogromnej ulgi chłopak pośpieszył za nim. Dogoniwszy
  4485. Chana po dziesięciu krokach, Artem spytał go ze wzburzeniem:
  4486. - Ale dlaczego pan to zrobił i dlaczego nic mi pan nie powiedział?
  4487. Przecież mówił pan, że nie ma znaczenia, czy ciało zostanie w tunelu, czy
  4488. przeniesie się je na stację.
  4489. - Dla mnie to rzeczywiście nie ma znaczenia
  4490.  
  4491. - wzruszył ramionami
  4492. Chan. - Ale za to dla ciebie było to ważne. Wiem, że twoja wyprawa ma
  4493. cel i że droga przed tobą jest długa i najeżona cierniami. Nie rozumiem na
  4494. czym polega twoja misja, ale jej ciężar będzie zbyt duży dla ciebie samego,
  4495. więc postanowiłem ci pomóc, choćby w takim stopniu - spojrzał na Artema
  4496. z uśmiechem.
  4497. Kiedy wrócili do ogniska i usiedli na pomiętym brezencie, Artem nie
  4498. wytrzymał:
  4499. - Co pan miał na myśli, kiedy wspominał o mojej misji? Mówiłem we
  4500. śnie?
  4501. - Nie, przyjacielu, we śnie akurat milczałeś. Ale miałem widzenie, a w
  4502. nim prosił mnie o pomoc człowiek, którego połowa imienia brzmi jak moje
  4503. imię. Uprzedzono mnie o twoim pojawieniu się i to właśnie dlatego
  4504. wyszedłem ci naprzeciw i zabrałem, kiedy czołgałeś się z trupem twojego
  4505. kolegi.
  4506. - A więc to dlatego?
  4507. - z niedowierzaniem spojrzał na niego Artem.
  4508. -
  4509. Myślałem, że usłyszał pan strzały...
  4510. - Słyszałem i strzały, echo jest tu głośne. Ale naprawdę nie myślisz
  4511. chyba, że wychodzę do tuneli za każdym razem, kiedy ktoś strzela?
  4512. 105
  4513. Skończyłbym swój ziemski żywot o wiele wcześniej i zupełnie haniebnie,
  4514. gdybym tak postępował. Ale ten przypadek był wyjątkowy.
  4515. - A co to za człowiek, którego połowa imienia brzmi jak pana imię?
  4516. - Nie potrafię powiedzieć kto to jest, nigdy go wcześniej nie widziałem,
  4517. nigdy z nim nie rozmawiałem, ale ty go znasz. Powinieneś sam do tego
  4518. dojść. Zobaczyłem go tylko raz, i to nie na jawie, ale od razu poczułem jego
  4519. ogromną siłę; kazał mi pomóc młodzieńcowi, który wyjdzie z północnych
  4520. tuneli, i przed oczami stanęła mi twoja postać. Wszystko to był tylko sen,
  4521. ale poczucie jego realności było tak silne, że kiedy się obudziłem, nie
  4522. umiałem uchwycić granicy między snem a jawą. To był potężny człowiek z
  4523. błyszczącą, ogoloną na zero głową, ubrany cały na biało... Znasz go?
  4524. Tu Artemem jakby wstrząsnęło, wszystko przeleciało mu przed oczami i
  4525. jasno ukazał mu się widok, o którym mówił Chan. Człowiek, którego
  4526. połowa imienia brzmi jak imię jego wybawcy... Hunter! Podobne widzenie
  4527. miał i Artem: kiedy się wahał, czy ruszać w podróż, zobaczył Myśliwego,
  4528. ale nie w długim czarnym płaszczu, w którym pojawił się na WOGN-ie w
  4529. ten pamiętny dzień, a w bezkształtnym śnieżnobiałym stroju.
  4530. - Tak. Znam tego człowieka
  4531. - zupełnie inaczej patrząc na Chana
  4532. powiedział Artem.
  4533. - Wtargnął w moje widzenia senne, a tego zwykle nikomu nie
  4534. wybaczam. Ale z nim było zupełnie inaczej
  4535. - ciągnął w zadumie Chan. -
  4536. On, tak jak i ty, potrzebował mojej pomocy, i nie rozkazywał, nie zmuszał
  4537. do poddania się jego woli, a prędzej natarczywie prosił. Nie umie
  4538. hipnotyzować i wędrować po cudzych myślach, po prostu było mu ciężko,
  4539. bardzo ciężko, rozpaczliwie myślał o tobie i szukał pomocnej dłoni,
  4540. ramienia, na którym mógłby się oprzeć. Podałem mu dłoń i podstawiłem
  4541. ramię. Wyszedłem ci na spotkanie.
  4542. Artem zachłysnął się myślami, które kotłowały się i wypływały w jego
  4543. świadomości jedna za drugą, rozwijały się, nieprzetłumaczalne na słowa, i
  4544. znów szły na dno, język stanął mu kołkiem i chłopak długo nie mógł
  4545. wydusić z siebie ani słowa. Czyżby ten człowiek rzeczywiście wiedział
  4546. zawczasu o jego przyjściu? Czyżby Hunter umiał jakimś sposobem to
  4547. przewidzieć? Czy Hunter żył, czy też komunikował się z nimi jego
  4548. bezcielesny duch? Ale wtedy trzeba by było wierzyć w koszmarne i
  4549. absurdalne obrazy życia pozagrobowego namalowane przez Chana, a
  4550. przecież o tyle lżej i przyjemniej było wmawiać sobie, że to po prostu
  4551. szaleniec. I, co najważniejsze, jego rozmówca wiedział coś o zadaniu, które
  4552. Artem miał wykonać, nazywał to misją i nawet jeśli trudno mu było określić
  4553. jej cel, rozumiał jej wagę i istotność, współczuł Artemowi i chciał mu
  4554. pomóc w jego doli...
  4555. - Dokąd idziesz? - patrząc Artemowi w oczy i jakby czytając w jego
  4556. myślach, cicho spytał Chan. - Powiedz mi dokąd wiedzie twoja droga,
  4557. 106
  4558. pomogę ci uczynić następny krok do celu, jeśli będzie to w mojej mocy. On
  4559. mnie o to prosił.
  4560. - Polis - westchnął Artem. - Muszę się dostać do Polis.
  4561. - A jak zamierzasz dojść do Miasta z tej zapomnianej przez Boga
  4562. stacji? - zainteresował się Chan. - Przyjacielu, powinieneś był iść wzdłuż
  4563. Linii Okrężnej, z Prospektu Mira do Kurskiej albo Kijewskiej.
  4564. - Tam jest Hanza, nie mam tam żadnych znajomych, nie udałoby mi się
  4565. tamtędy przejść. Zresztą wszystko jedno, teraz nie mogę już wrócić na
  4566. Prospekt Mira, boję się, że nie wytrzymam drugi raz przejścia przez ten
  4567. tunel. Chciałem dostać się do Turgieniewskiej: przeglądałem stary plan i
  4568. widziałem tam przejście na stację Sreteński Bulwar. Stamtąd prowadzi
  4569. niedokończona linia, i nią można dojść do Trubnej
  4570.  
  4571. - Artem wydobył z
  4572. kieszeni osmaloną ulotkę z planem na odwrocie. Ta nazwa zupełnie mi się
  4573. nie podoba, szczególnie teraz, ale nie ma wyjścia. Z Trubnej jest przejście
  4574. na Cwietoj Bulwar, widziałem je w domu na planie, a stamtąd, jeśli
  4575. wszystko pójdzie dobrze, można iść prosto do Polis.
  4576. - Nie - powiedział ponuro Chan kręcąc głową.
  4577. - Nie uda ci się dostać
  4578. do Polis tą drogą. Te plany kłamią. Drukowali je na długo zanim to
  4579. wszystko się stało. Mówią o liniach, których nigdy nie dokończono, o
  4580. stacjach, które się zawaliły, grzebiąc pod swymi sklepieniami setki
  4581. niewinnych ludzi, milczą o straszliwych niebezpieczeństwach czających się
  4582. na drodze i sprawiających, że wiele tras staje się niemożliwymi. Twój plan
  4583. jest niemądry i naiwny jak trzyletnie dziecko. Daj mi go - wyciągnął
  4584. rękę.
  4585. Artem posłusznie włożył karteczkę w jego dłoń. Chan natychmiast ją
  4586. zmiął i rzucił w ogień. Kiedy Artem rozmyślał o tym, że to chyba było
  4587. niepotrzebne, choć nie odważył się protestować, Chan zażądał:
  4588. - A teraz pokaż mi ten plan, który znalazłeś w plecaku swojego
  4589. towarzysza.
  4590. Artem pogrzebał w swoich rzeczach i wyciągnął plan, ale nie śpieszył się
  4591. z przekazaniem go Chanowi, pamiętając o smutnym losie poprzedniego. Nie
  4592. chciał zostać bez żadnego planu metra. Widząc jego wahanie, Chan
  4593. pośpieszył z wyjaśnieniami:
  4594. - Nic z nim nie zrobię, nie bój się. I wierz mi, niczego nie robię bez celu.
  4595. Może ci się wydawać, że niektóre moje działania są pozbawione sensu, a
  4596. nawet szalone. Ale sens w nich jest, po prostu tobie jest on niedostępny, bo
  4597. twoja percepcja i rozumienie świata są ograniczone. Jesteś dopiero na
  4598. samym początku drogi. Jesteś zbyt młody, by zrozumieć niektóre rzeczy.
  4599. Nie mając siły się sprzeciwiać, Artem przekazał Chanowi znaleziony w
  4600. rzeczach Burbona plan, kartonowy kwadracik rozmiarów kartki pocztowej,
  4601. jak ta pożółkła stara pocztówka z pięknymi błyszczącymi bombkami
  4602. 107
  4603. pokrytymi szronem i napisem "Szczęśliwego Nowego 2007 Roku", którą
  4604. udało mu się jakoś zdobyć od Witalika w zamian za wyliniałą żółtą
  4605. gwiazdkę z pagonów, którą znalazł u ojczyma w kieszeni.
  4606. - Ależ on ciężki - powiedział ochryple Chan, i Artem zauważył, że jego
  4607. dłoń z leżącym na niej kawałkiem kartonu nagle opadła, tak jakby plan
  4608. istotnie ważył ponad kilogram. Sekundę temu, trzymając go w ręku, Artem
  4609. nie dostrzegł w nim niczego wyjątkowego. Papier jak papier.
  4610. - Ten plan jest o wiele mądrzejszy od twojego
  4611.  
  4612. - powiedział Chan. -
  4613. Kryje się tu taka wiedza, że nie chce mi się wierzyć, że należała do
  4614. człowieka, który szedł z tobą. Rzecz nawet nie w tych notatkach i znakach,
  4615. którymi jest upstrzony, chociaż i one mogą wiele powiedzieć. Nie, on niesie
  4616. z sobą coś...
  4617. Jego słowa nagle się urwały.
  4618. Artem podniósł wzrok i spojrzał na niego uważnie. Czoło Chana pokryły
  4619. głębokie zmarszczki, i niedawny posępny ogień znów zapłonął mu w
  4620. oczach. Jego twarz tak się zmieniła, że Artemowi zrobiło się strasznie i
  4621. znów chciał się wynieść z tej stacji jak najszybciej i w dowolnym kierunku,
  4622. nawet z powrotem do śmiertelnie niebezpiecznego tunelu, z którego z takim
  4623. trudem uszedł z życiem.
  4624. - Oddaj mi go - nie tyle poprosił, ile rozkazał Chan. - Podaruję ci inny,
  4625. nie poczujesz różnicy. I dodam jeszcze dowolną rzecz, jakiej sobie
  4626. zażyczysz - dodał.
  4627. - Proszę, należy do pana
  4628. - łatwo ustąpił Artem, z ulgą wypluwając
  4629. słowa zgody, rosnące mu w ustach i ciągnące za język. Czekały tam od
  4630. momentu, kiedy Chan wymówił: "Oddaj", i kiedy Artem wreszcie wyrzucił
  4631. je z siebie, nagle pomyślał, że te słowa nie były jego, lecz jakby obce,
  4632. podyktowane.
  4633. Chan nagle odsunął się od ogniska, tak że jego twarz skryła się w mroku.
  4634. Artem domyślił się, że próbuje zapanować nad sobą i nie chce, by chłopak
  4635. był świadkiem jego wewnętrznej walki.
  4636. - Widzisz, przyjacielu - rozległ się z ciemności jego głos, jakiś słaby,
  4637. niezdecydowany, niemający już nic z tej mocy i woli, która przestraszyła
  4638. Artema chwilę wcześniej - to nie jest plan. ściślej mówiąc, nie tylko plan.
  4639. To Przewodnik po metrze. Tak, tak, to bez wątpienia on. Człowiek o
  4640. odpowiedniej wiedzy potrafiłby przejść całe metro w dwa dni, bo ten plan...
  4641. on jakby żyje... Sam mówi ci dokąd i którędy masz iść, przestrzega przed
  4642. niebezpieczeństwem... Czyli jest dla ciebie przewodnikiem. Dlatego też tak
  4643. się nazywa - Chan znów zbliżył się do ognia.
  4644. - Przewodnik, z wielkiej
  4645. litery, tak ma na imię. Słyszałem o nim. W całym metrze jest ich tylko
  4646. kilka, a może został już tylko ten? Spuścizna jednego z najpotężniejszych
  4647. magów minionej epoki.
  4648. 108
  4649. - Tego, który siedzi w najgłębszym punkcie metra?
  4650.  
  4651. - chciał błysnąć
  4652. wiedzą Artem, ale zaraz urwał: twarz Chana spochmurniała.
  4653. - Nigdy więcej nie mów tak lekkomyślnie o rzeczach, o których nie
  4654. masz pojęcia! Nie wiesz, co dzieje się w najgłębszym punkcie metra, nawet
  4655. ja wiem niewiele, i daj Boże, żebyśmy niczego się nigdy nie dowiedzieli.
  4656. Ale mogę cię zapewnić, że to, co tam się dzieje całkowicie różni się od tego,
  4657. co opowiadali ci twoi znajomi. I nie powtarzaj cudzych czczych wymysłów
  4658. o tym punkcie, bo przyjdzie ci kiedyś za to zapłacić. Nie ma to żadnego
  4659. związku z Przewodnikiem.
  4660. - Nieważne - szybko uspokoił go Artem, nie chcąc przegapić szansy, by
  4661. znów skierować rozmowę na bezpieczniejsze tory - może pan sobie wziąć
  4662. ten Przewodnik. Przecież nie umiem z niego korzystać. Poza tym, jestem
  4663. panu tak wdzięczny za to, że mnie pan uratował, że nawet jeśli weĽmie pan
  4664. ode mnie plan, i tak nie spłaci to mojego długu wobec pana.
  4665. - To prawda - zmarszczki na twarzy Chana wygładziły się, głos znów
  4666. złagodniał. - Nie będziesz potrafił się nim posługiwać jeszcze przez długi
  4667. czas. Cóż, jeśli dasz go mnie, to będziemy kwita. Mam zwyczajny rozkład
  4668. linii, jeśli chcesz przerysuję wszystkie adnotacje z Przewodnika i oddam ci
  4669. to w zamian. I jeszcze...
  4670.  
  4671. - poszperał w swoich torbach
  4672.  
  4673. - mogę ci
  4674. zaproponować coś takiego - i wydobył małą latarkę o dziwnym kształcie. -
  4675. Nie potrzebuje baterii, tu jest taki mechanizm, coś jak sprężyna do
  4676. ćwiczenia nadgarstka: widzisz te dwie rączki? Trzeba je ściskać palcami i
  4677. latarka sama produkuje prąd, żarówka się świeci. Słabo oczywiście, ale
  4678. bywają sytuacje, kiedy to słabe światło wydaje się jaśniejsze od lamp
  4679. rtęciowych w Polis... Nie raz mnie uratowała, mam nadzieję, że i tobie się
  4680. przyda. Trzymaj, jest twoja. Bierz, bierz, transakcja i tak jest
  4681. niesprawiedliwa, i to ja jestem twoim dłużnikiem, a nie odwrotnie.
  4682. Według Artema wymiana była akurat wyjątkowo udana. Co mu
  4683. przyjdzie z mistycznych właściwości planu, jeśli jest głuchy na jego głos?
  4684. Możliwe przecież, że sam by go wyrzucił, pokręciwszy nim trochę w rękach
  4685. i na próżno próbując zorientować się w wyrysowanych na nim znaczkach.
  4686. - Tak więc trasa, jaką obrałeś, nie doprowadzi cię nigdzie indziej, tylko
  4687. nad przepaść - kontynuował przerwaną rozmowę Chan, ostrożnie trzymając
  4688. w rękach plan.
  4689. - Czekaj no, proszę, weĽ mój stary plan i obserwuj
  4690.  
  4691. -
  4692. wręczył Artemowi maluteńki schemacik linii, wydrukowany na odwrocie
  4693. starego kieszonkowego kalendarzyka.
  4694.  
  4695. - Mówiłeś o przejściu z
  4696. Turgieniewskiej na Sreteński Bulwar? Czyżbyś nie wiedział nic o złej
  4697. sławie otaczającej tę stację i prowadzący z niej długi tunel do Kitaj-Gorodu?
  4698. - No, mówili mi, że samemu nie można się w niego zapuszczać, a
  4699. bezpiecznie jest tylko z karawaną, więc pomyślałem, że do Turgieniewskiej
  4700. z karawaną, a tam ucieknę od nich do tego przejścia, przecież nie zaczną
  4701. 109
  4702. mnie gonić - odparł Artem, czując jak w głowie kłębią mu się jakieś
  4703. niewyraĽne myśli, kłując go i strasząc. Ale co to jest?
  4704. - Tam nie ma przejścia. Zamurowali. Nie wiedziałeś o tym?
  4705. Jak mógł zapomnieć?! Oczywiście, mówili mu o tym wcześniej, ale
  4706. wyleciało mu z głowy... Czerwoni przestraszyli się diabelstwa z tego tunelu
  4707. i zamurowali jedyne wyjście z Turgieniewskiej.
  4708. - Ale nie ma tam innego wyjścia? - spytał ostrożnie.
  4709. - Nie, i plany milczą na ten temat. Przejście na linię w budowie nie
  4710. zaczyna się na Turgieniewskiej. Ale nawet gdyby był tam otwarty korytarz,
  4711. to wątpię czy starczyłoby ci odwagi zostawić grupę i tam wejść.
  4712. Szczególnie jak w oczekiwaniu na zebranie się karawany nasłuchasz się
  4713. najnowszych plotek o tym uroczym zakątku.
  4714. - No to co mam zrobić? - ponuro spytał Artem studiując plan.
  4715. - Można dojść do Kitaj-Gorodu. O, to bardzo interesująca stacja i ludzie
  4716. tam są przezabawni; jednak tam, jak sądzę, nie da się przepaść bez śladu
  4717. tak, że nawet twoi najbliżsi przyjaciele po jakimś czasie zaczną wątpić, czy
  4718. w ogóle kiedyś istniałeś. Natomiast na Turgieniewskiej to jest akurat bardzo
  4719. prawdopodobne. Od Kitaj-Gorodu, zobacz - powiódł palcem - tylko dwie
  4720. stacje do Puszkińskiej, tam jest przejście na Czechowską, jeszcze jedno i
  4721. jesteś w Polis. To będzie, proszę ciebie, jeszcze krótsza droga niż ta, którą
  4722. chciałeś iść.
  4723. Artem poruszał cicho ustami, podliczając liczbę stacji i przesiadek na
  4724. obu trasach. Jakkolwiek liczył, droga wytyczona przez Chana była znacznie
  4725. krótsza i bezpieczniejsza i niejasne było dlaczego Artem sam o niej nie
  4726. pomyślał. A więc nie było już wyboru.
  4727. - Ma pan rację - powiedział wreszcie. - A czy karawany często tędy
  4728. chodzą?
  4729. - Obawiam się, że nie. Jest jeszcze jeden mały, ale przykry szczegół:
  4730. żeby ktoś zechciał przejść przez nasz przystanek na drodze do KitajGorodu, czyli wejść w południowy tunel, powinien najpierw dostać się tu z
  4731. przeciwnej strony. A teraz zastanów się, czy łatwo jest tu przyjść z
  4732. północy? - Chan pokazał palcem przeklęty tunel, z którego Artem ledwo
  4733. uszedł z życiem. - Z drugiej strony ostatnia karawana na południe szła tędy
  4734. dość dawno i jest nadzieja, że od tego czasu zebrała się już nowa grupa.
  4735. Porozmawiaj z ludĽmi, popytaj, tylko nikomu za dużo nie chlapnij, bo kręci
  4736. się tu kilku zbirów, którym w żadnym wypadku nie można ufać... No,
  4737. dobra, pójdę z tobą, żebyś nie narobił głupot - dodał po namyśle.
  4738. Artem chwycił za swój plecak, ale Chan powstrzymał go gestem:
  4739. 110
  4740. - Nie obawiaj się o swoje rzeczy. Mnie tak się tutaj boją, że żadna
  4741. kanalia nie ośmieli się nawet zbliżyć do mojego legowiska. A póki tu
  4742. przebywasz, jesteś pod moją ochroną.
  4743. Artem zostawił plecak przy ognisku, ale automat mimo wszystko wziął,
  4744. nie chcąc rozstawać się ze swoim nowym skarbem, i pośpieszył w ślad za
  4745. Chanem, który długimi krokami, nieśpiesznie szedł w stronę ognisk
  4746. płonących po drugiej stronie holu. Przyglądając się ze zdziwieniem
  4747. uciekającym spod ich nóg wygłodzonym brodaczom zakutanym w
  4748. śmierdzące łachmany, Artem pomyślał, że Chana faktycznie się tutaj boją.
  4749. Ciekawe dlaczego?
  4750. Pierwszy ogień minęli, ale Chan nie zwolnił kroku. Było to maciupeńkie
  4751. ognisko, ledwo się tliło, a siedziały przy nim dwie przytulone do siebie
  4752. postaci: kobieta i mężczyzna. W ich ustach szeleściły i ulatywały nie
  4753. docierając do uszu ciche słowa w nieznanym języku. Artem był ich tak
  4754. ciekawy, że o mało nie zwichnął sobie szyi, nie potrafiąc oderwać wzroku
  4755. od tej pary.
  4756. Przed nimi było drugie ognisko, duże, jasne, dookoła niego leżał cały
  4757. obóz. Przy ogniu siedzieli i grzali ręce rośli faceci, wyglądający na
  4758. twardzieli. Ryczeli ze śmiechu, powietrze wypełniały tak ciężkie
  4759. przekleństwa, że Artem aż trochę się przestraszył i zwolnił kroku. Chan
  4760. jednak spokojnie i pewnie podszedł do siedzących, pozdrowił ich i usiadł
  4761. przy ogniu, tak że Artemowi nie pozostało nic innego jak pójść za jego
  4762. przykładem i przysłuchiwać się rozmowie.
  4763. - ...Patrzy na siebie i widzi, że na rękach ma taką samą wysypkę, a pod
  4764. pachami coś twardego puchnie i strasznie boli. O żesz w mordę... WyobraĽ
  4765. sobie jak się przestraszył! Różni ludzie różnie reagują. Jeden od razu się
  4766. zastrzeli, inny wariuje, zaczyna się rzucać na innych, próbuje obłapiać, żeby
  4767. nie samemu zdychać. Niektórzy uciekają do tuneli, za Okrężną, na
  4768. pustkowia, żeby nikogo nie zarazić... Ludzie bywają różni. A on, jak to
  4769. zobaczył, to pyta się naszego doktora: jest szansa na wyleczenie? Doktor
  4770. mu wprost odpowiada: żadnych szans. Po tym jak się pojawi ta wysypka
  4771. zostają ci dwa tygodnie życia. Patrzę, a Dowódca już powolutku wyjmuje
  4772. makarowa z kabury, na wszelki wypadek, gdyby ten zaczął się rzucać...
  4773. -
  4774. opowiadał urywającym się ze szczerego zdenerwowania głosem chudy,
  4775. zarośnięty facet w waciaku, patrząc na słuchających wodnistymi szarymi
  4776. oczyma.
  4777. I chociaż Artem nie rozumiał jeszcze do końca o co idzie, duch, który
  4778. przenikał tę opowieść i cisza wzbierająca w rechoczącym jeszcze przed
  4779. chwilą towarzystwie sprawiły, że wzdrygnął się i szeptem, by nie wzbudzać
  4780. niczyjej uwagi, spytał Chana:
  4781. - O czym on mówił?
  4782. - Dżuma - ciężko odrzekł Chan. - Zaczęło się.
  4783. 111
  4784. W jego słowach czuć było odór rozkładających się ciał i tłusty dym z
  4785. płonących stosów pogrzebowych, słychać w nich było bicie dzwonów na
  4786. trwogę i wycie ręcznej syreny.
  4787. Na stacji WOGN i w okolicach epidemie nigdy się nie zdarzały,
  4788. roznoszące zarazę szczury trzebiono, poza tym na stacji było kilku
  4789. doświadczonych lekarzy. O śmiertelnych chorobach zakaĽnych Artem
  4790. wiedział tylko z książek. Niektóre z nich przeczytał zbyt wcześnie i
  4791. zostawiły one głęboki ślad w jego pamięci, na długo zawładnęły światem
  4792. dziecięcych strachów. Dlatego, kiedy usłyszał słowo "dżuma", poczuł
  4793. zimny pot oblewający mu plecy i zakręciło mu się w głowie. Nie wypytywał
  4794. już o nic Chana, tylko wsłuchiwał się z bolesną ciekawością w opowieść
  4795. chudzielca w waciaku.
  4796. - Ale Ryży nie był z takich, psychikę miał mocną. Postał z minutę w
  4797. milczeniu i mówi: "Dajcie mi nabojów, pójdę stąd. Teraz już nie mogę być
  4798. z wami". Dowódca od razu odetchnął z ulgą, tak głośno, że aż to
  4799. usłyszałem. Jasna sprawa: strzelać do swojego to mało zabawne, nawet jeśli
  4800. jest chory. Dali Ryżemu dwa magazynki
  4801. - chłopaki się zrzucili. I poszedł
  4802. na północny wschód, za Awiamotorną. Więcej go nie widzieliśmy. A
  4803. dowódca spytał potem naszego doktora po jakim czasie widać objawy
  4804. choroby. Ten mówi: okres inkubacji trwa tydzień. Jeśli po tygodniu od
  4805. kontaktu nic się nie dzieje, to znaczy, że człowiek się nie zaraził. Wtedy
  4806. dowódca postanowił: wyjdziemy na stację i zrobimy tygodniowy postój,
  4807. potem zobaczymy. Do wnętrza pierścienia Okrężnej nie możemy wejść:
  4808. jeśli zaraza tam przeniknie, to wymrze całe metro. Więc siedzieliśmy tam
  4809. cały tydzień. Prawie do siebie nawzajem nie podchodziliśmy: skąd
  4810. wiadomo, kto jest zarażony? Tam był jeszcze jeden chłopak, którego
  4811. wszyscy nazywali Stakan, bo bardzo lubił wypić. Więc od niego wszyscy w
  4812. ogóle uciekali, wszystko dlatego, że kumplował się z Ryżym. Podejdzie do
  4813. kogoś ten Stakan, a tamten daje od niego nogę na drugi koniec stacji. A
  4814. niektórzy nawet mierzyli do niego z broni, bo jeszcze mu odbije. Kiedy
  4815. Stakanowi skończyła się woda, chłopaki się z nim podzielili, a jakże, ale
  4816. tak, że stawiali na ziemi i odchodzili, do siebie nikt go nie dopuszczał. W
  4817. ciągu tygodnia gdzieś przepadł. Mówili potem różne rzeczy, niektórzy
  4818. opowiadali nawet bajki, że jakiś stwór go porwał, ale tunele są tam
  4819. spokojne, czyste. Osobiście myślę, że po prostu zauważył u siebie wysypkę
  4820. albo nabrzmiało mu pod pachami, i dlatego uciekł. Nikt więcej się w
  4821. naszym oddziale nie zaraził, poczekaliśmy jeszcze, potem dowódca sam
  4822. wszystkich sprawdził. Wszyscy zdrowi.
  4823. Artem zauważył, że nie bacząc na jego zapewnienia, wokół
  4824. opowiadającego robi się coraz luĽniej, chociaż miejsca przy ognisku wcale
  4825. nie było tak dużo i wszyscy siedzieli skupieni ramię przy ramieniu.
  4826. 112
  4827. - Długo tu szedłeś, bratku? - cicho, ale z naciskiem spytał przysadzisty
  4828. brodacz w skórzanej kamizelce.
  4829. - Będzie już ze trzydzieści dni jak wyszliśmy z Awiamotornej - odrzekł
  4830. chudy rzucając na niego niespokojne spojrzenia.
  4831. - No to mam dla ciebie nowiny. Na Awiamotornej panuje dżuma.
  4832. Dżuma, rozumiesz?! Hanza zamknęła i Tagańską, i Kurską. Mówią na to
  4833. kwarantanna. Mam tam znajomych, obywateli Hanzy. I na Tagańskiej, i na
  4834. Kurskiej w przejściach stoją miotacze płomieni i palą wszystkich, którzy
  4835. znajdą się w zasięgu. Mówią na to dezynfekcja. Widać u jednych okres
  4836. inkubacji trwa tydzień, a u innych dłużej, bo jednak zanieśliście tam zarazę.
  4837. Zakończył, nieprzyjemnie obniżając głos.
  4838. - No co wy, chłopaki? Jestem przecież zdrowy! No, sami popatrzcie! -
  4839. chłopina zerwał się z ziemi i zaczął gorączkowo ściągać z siebie waciak,
  4840. odsłaniając niewiarygodnie brudny podkoszulek, śpiesząc się w obawie, że
  4841. nie zdoła ich przekonać.
  4842. Napięcie narastało. Obok chudego nie został już nikt, wszyscy skupili się
  4843. po drugiej stronie ogniska, ludzie zaczęli się nerwowo namawiać i Artem
  4844. wyłowił ciche szczękanie bezpieczników. Spojrzał pytająco na Chana,
  4845. przekładając swój nowy automat z pleców w położenie bojowe, lufą do
  4846. przodu. Chan zachowywał milczenie, ale powstrzymał go ruchem dłoni.
  4847. Potem szybko się podniósł i bezgłośnie odszedł od ogniska ciągnąc za sobą
  4848. Artema. Po jakichś dziesięciu krokach zatrzymał się i dalej obserwował
  4849. wydarzenia.
  4850. Pośpieszne, nerwowe ruchy rozbierającego się mężczyzny wydawały się
  4851. w świetle ogniska jakimś szalonym, pierwotnym tańcem. Gwar w tłumie
  4852. ucichł i akcja trwała w złowieszczej ciszy. Wreszcie udało mu się uwolnić
  4853. od górnej części bielizny i triumfalnie zawołał:
  4854. - O, patrzcie! Jestem czysty! Jestem zdrowy! Nic nie ma! Jestem
  4855. zdrowy!
  4856. Brodacz w kamizelce wyciągnął z ogniska płonącą z jednego końca
  4857. deskę i ostrożnie zbliżył się do chudego, przypatrując mu się z odrazą.
  4858. Skóra zbyt rozmownego faceta była ciemna od brudu i świeciła się tłusto,
  4859. ale widocznie brodaczowi nie udało się odkryć żadnych śladów wysypki, bo
  4860. po wnikliwej obserwacji zakomenderował:
  4861. - Podnieś ręce!
  4862. Nieszczęśnik pośpiesznie zadarł ręce do góry odkrywając przed
  4863. wzrokiem tłoczących się po drugiej stronie ogniska ludzi porosłe cienkim
  4864. włosem pachy. Brodacz demonstracyjnie zatkał nos wolną ręką i podszedł
  4865. jeszcze bliżej wypatrując dymienic, ale i tam nie mógł znaleĽć żadnych
  4866. objawów dżumy.
  4867. 113
  4868. - Jestem zdrowy! Zdrowy! Czy przekonaliście się teraz?!
  4869. - prawie w
  4870. histerii wykrzykiwał chłopina przechodzącym w pisk głosem.
  4871. W tłumie rozległy się nieżyczliwe szepty. Wyczuwając ogólne nastroje i
  4872. nie chcąc się poddawać, przysadzisty nagle ogłosił:
  4873. - No, przypuśćmy, że ty jesteś zdrowy. Ale to jeszcze nic nie znaczy!
  4874. - Jak to, nic nie znaczy?
  4875. - spytał ze zdziwieniem spłoszony chudy, i
  4876. jakoś od razu zmarkotniał.
  4877. - A tak. Ty mogłeś nie zachorować. Może jesteś uodporniony. A zarazę
  4878. przywlec tu mogłeś, absolutnie. W końcu przebywałeś z tym twoim
  4879. Ryżym? Byłeś z nim w jednym oddziale? Rozmawiałeś z nim, piłeś z jednej
  4880. manierki? Rękę mu podawałeś na przywitanie? Podawałeś, bratku, nie łżyj.
  4881. - No i co z tego, że podawałem? Przecież nie zachorowałem...
  4882.  
  4883. -
  4884. odpowiedział zgnębiony chudzielec. Zastygł, bezsilnie spoglądając na tłum
  4885. jak zaszczute zwierzę.
  4886. - A to, że nie jest wykluczone, że się zaraziłeś, bratku. Tak więc wybacz,
  4887. nie możemy ryzykować. Profilaktyka, bratku, rozumiesz? - brodacz rozpiął
  4888. guziki kamizelki odsłaniając brunatną skórzaną kaburę. Wśród stojących po
  4889. drugiej stronie ogniska odezwały się głosy poparcia i znów zaszczękały
  4890. zamki karabinów.
  4891. - Chłopaki! Ale przecież jestem zdrowy! Przecież nie zachorowałem. O,
  4892. patrzcie! - chudy znów podniósł ręce do góry, ale teraz wszyscy krzywili
  4893. się tylko lekceważąco i z jawnym obrzydzeniem.
  4894. Przysadzisty wyciągnął z kabury pistolet i wycelował w tamtego, który
  4895. jakby nie mógł pojąć co się z nim dzieje, i tylko mamrotał, że jest zdrów,
  4896. przyciskając do piersi zmięty waciak: było chłodnawo, a on już zaczynał
  4897. marznąć.
  4898. Tu Artem nie wytrzymał. Odbezpieczył broń i zrobił krok w kierunku
  4899. tłumu, nie wiedząc dokładnie co zamierza zrobić. Czuł bolesne ssanie w
  4900. dołku, gardło miał ściśnięte, tak że nie udałoby mu się teraz nic powiedzieć.
  4901. Ale coś w tym człowieku, coś w jego opuszczonych, pełnych rozpaczy
  4902. oczach, w bezmyślnym, mechanicznym mamrotaniu ukłuło Artema,
  4903. zmusiło go, by zrobił krok naprzód. Nie wiadomo co zrobiłby póĽniej, ale
  4904. na ramię spadła mu ręka, i Boże, jaka tym razem była ciężka!
  4905. - Stój - spokojnie rozkazał Chan, i Artem zastygł jak wkopany w
  4906. ziemię, czując, że jego krucha decyzja rozbija się o granit cudzej woli. - W
  4907. niczym nie możesz mu pomóc. Możesz albo zginąć, albo skierować na
  4908. siebie ich gniew. W obu przypadkach twoja misja pozostanie niewypełniona
  4909. i powinieneś o tym pamiętać.
  4910. W tym momencie chudy nagle podskoczył, krzyknął, przyciskając do
  4911. siebie waciak, jednym ruchem zeskoczył na tory i z nadludzką szybkością
  4912. 114
  4913. pomknął w kierunku czarnej czeluści południowego tunelu, wydając dzikie,
  4914. jakby zwierzęce krzyki. Brodacz wystartował za nim, próbując wycelować
  4915. mu w plecy, ale potem machnął ręką. To już było zbyteczne i wiedzieli o
  4916. tym wszyscy stojący na peronie. Niejasne tylko było, czy wygnany facet
  4917. pamiętał dokąd biegnie i miał nadzieję na cud, czy po prostu ze strachu
  4918. wszystko wyleciało mu z głowy.
  4919. Po kilku minutach głuchą, ciężką ciszę przeklętego tunelu przeciął
  4920. skowyt i odgłosy jego kroków nagle się urwały. Nie ucichły stopniowo, a
  4921. umilkły w jednym momencie, zupełnie jakby ktoś wyłączył dĽwięk, nawet
  4922. echo zniknęło od razu, i znów zapanowała cisza. Było to tak dziwne, tak
  4923. nienormalne dla ludzkiego ucha i mózgu, że wyobraĽnia próbowała
  4924. wypełnić tę lukę, i wydawało się, że gdzieś w oddali słychać jeszcze było
  4925. krzyk. Ale wszyscy wiedzieli, że tylko im się to roiło.
  4926. - Stado szakali bezbłędnie wyczuwa chorą jednostkę, przyjacielu
  4927.  
  4928. -
  4929. odezwał się Chan, i Artem o mało się nie cofnął dostrzegając błądzące w
  4930. jego oczach drapieżne ogniki.
  4931.  
  4932. - Chory jest dla stada ciężarem i
  4933. zagrożeniem dla zdrowia. Dlatego stado chorego zagryza. Rozrywa go na
  4934. strzępy. Na strzępy - powtórzył z naciskiem, jakby smakując te słowa.
  4935. - Ale to przecież nie są szakale
  4936.  
  4937. - Artem wreszcie znalazł w sobie
  4938. odwagę by zaprotestować i nagle zaczął wierzyć, że istotnie ma do
  4939. czynienia z reinkarnacją Czyngis-chana. - To przecież ludzie!
  4940. - A co zrobisz? - odparował Chan. - Degradacja. Nasza medycyna jest
  4941. na poziomie szakali. I człowieczeństwa też w nas tyle zostało. I stąd...
  4942. Artem wiedział, co na to odpowiedzieć, ale kłócić się ze swoim jedynym
  4943. obrońcą na tej dzikiej stacji byłoby mało stosowne. Chan zaś, po chwili
  4944. oczekiwania na kontrargumenty, doszedł widać do wniosku, że Artem
  4945. przyznał mu rację, i zmienił temat rozmowy.
  4946. - A teraz, póki wśród naszych przyjaciół panuje takie ożywienie
  4947. spowodowane rozprzestrzenianiem się chorób zakaĽnych i sposobami ich
  4948. zwalczania, powinniśmy kuć żelazo póki gorące. Inaczej mogą nie
  4949. zdecydować się na wyjście stąd jeszcze przez długie tygodnie. A teraz, kto
  4950. wie, może uda się to przyśpieszyć.
  4951. Ludzie przy ognisku dyskutowali z ożywieniem nad tym, co się stało.
  4952. Wszyscy byli zdenerwowani i w rozterce, padł na nich upiorny cień
  4953. straszliwego niebezpieczeństwa i próbowali teraz postanowić, co robić
  4954. dalej, ale myśli ich, jak myszy doświadczalne w labiryncie, kręciły się w
  4955. miejscu, bezradnie waliły w ściany, miotały się bezmyślnie to do przodu, to
  4956. do tyłu, nie mogąc znaleĽć wyjścia.
  4957. - Nasi przyjaciele są bardzo bliscy
  4958.  
  4959. paniki - skomentował z
  4960. zadowoleniem Chan, uśmiechając się kącikiem ust i wesoło spoglądając na
  4961. Artema. - Poza tym, podejrzewają, że właśnie zlinczowali niewinnego
  4962. 115
  4963. człowieka, a taki postępek nie zachęca do racjonalnego myślenia. Teraz
  4964. mamy do czynienia nie z kolektywem, a ze stadem. Doskonały stan
  4965. mentalny do manipulacji psychiką! Wszystko się składa jak najlepiej.
  4966. Od tego triumfalizmu Chana Artemowi znów zrobiło się nieswojo.
  4967. Próbował się do niego uśmiechnąć - w końcu Chan starał się mu pomóc -
  4968. ale wyszedł z tego żałosny i nieprzekonujący grymas.
  4969. - Najważniejsze teraz, to mieć autorytet. Siłę. Stado szanuje siłę, a nie
  4970. logiczne argumenty - dodał Chan kiwnąwszy głową. - Stój i patrz. Za
  4971. mniej niż dzień będziesz mógł kontynuować wyprawę
  4972. - i z tymi słowami
  4973. zrobił kilka długich kroków i wcisnął się w tłum.
  4974. - Tutaj nie można zostać! - zagrzmiał jego głos i gwar od razu ucichł.
  4975. Ludzie z czujną ciekawością przysłuchiwali się jego słowom. Chan
  4976. używał swego potężnego, nieomal hipnotycznego daru przekonywania. Już
  4977. od pierwszych słów Artema uderzyło silne poczucie zagrożenia, jakie
  4978. zawisło nad każdym, kto odważy się zostać na stacji po tym, co się stało.
  4979. - On zakaził tu całe powietrze! Jeszcze trochę nim pooddychamy i
  4980. koniec z nami. Wszędzie tu są zarazki i na pewno złapiemy to cholerstwo,
  4981. jeśli zostaniemy tu choć chwilę dłużej. Pozdychamy jak szczury i będziemy
  4982. gnić na środku sali, na ziemi. Nikt tu nie przyjdzie nam pomóc, nie ma co
  4983. się łudzić! Możemy liczyć tylko na siebie. Musimy jak najszybciej uciekać
  4984. z tej przeklętej stacji, pełno tu zarazków. Jeśli wyjdziemy teraz, wszyscy
  4985. razem, to nie będzie trudno przebić się przez ten tunel. Ale trzeba działać, i
  4986. to szybko!
  4987. Ludzie zaszemrali z aprobatą. Większość z nich nie umiała, tak jak i
  4988. Artem, sprzeciwić się kolosalnej sile przekonywania, jaką posiadał Chan. W
  4989. ślad za jego słowami Artem posłusznie przeżywał wszystkie stany i uczucia,
  4990. które miały wywołać: poczucie zagrożenia, strach, panikę, brak
  4991. rozwiązania, potem słabą nadzieję, która rosła w miarę jak Chan mówił o
  4992. proponowanym przez siebie wyjściu z sytuacji.
  4993. - Ilu was jest?
  4994. Od razu paru ludzi zaczęło liczyć zebranych. Oprócz Chana z Artemem,
  4995. przy ognisku było osiem osób.
  4996. - Czyli nie ma na co czekać! Jest nas już dziesięciu, możemy przejść!
  4997. -
  4998. obwieścił Chan i nie dając ludziom dojść do siebie, kontynuował:
  4999.  
  5000. -
  5001. Zbierajcie rzeczy, w ciągu godziny musimy wyjść! Szybko, wracaj do
  5002. ogniska, i też weĽ swoje manatki - szepnął Artemowi Chan, ciągnąc go za
  5003. sobą do ich małego biwaku.
  5004. - Grunt to nie dać się im opamiętać. Jak
  5005. będziemy się grzebać, zaczną wątpić, czy opłaca im się iść stąd na Czystyje
  5006. Prudy. Niektórzy z nich szli w ogóle w drugą stronę, inni po prostu
  5007. mieszkają na tej stacyjce i zwyczajnie nie będą mieli gdzie się podziać.
  5008. 116
  5009. Widać będę musiał cię odprowadzić do Kitaj-Gorodu, inaczej obawiam się,
  5010. że w tunelu stracą motywację albo w ogóle zapomną dokąd i po co idą.
  5011. Artem szybko wrzucił do plecaka co bardziej przydatne rzeczy należące
  5012. do Burbona i kiedy Chan zwijał swój brezent i gasił ognisko, on mógł kątem
  5013. oka obserwować co dzieje się na drugim końcu holu. Ludzie, którzy z
  5014. początku biegali z ożywieniem pakując swoje skarby, poruszali się coraz
  5015. mniej zgodnie i energicznie. Tu ktoś przysiadł przy ognisku, tam ktoś
  5016. powlókł się po coś na środek peronu, a dwaj inni podeszli do siebie i zaczęli
  5017. o czymś rozmawiać. Zaczynając już rozumieć co się święci, Artem
  5018. pociągnął Chana za rękaw.
  5019. - Oni tam rozmawiają - ostrzegł.
  5020. - Co zrobić, komunikacja z podobnymi do siebie jest nieodłączną cechą
  5021. istot ludzkich - odparł Chan. - I nawet jeśli ktoś zdławił ich wolę, a oni
  5022. sami są w istocie zahipnotyzowani, to dalej ciągnie ich do rozmowy.
  5023. Człowiek jest zwierzęciem społecznym i nic na to nie poradzisz. W innych
  5024. okolicznościach pokornie przyjąłbym każdy przejaw człowieczeństwa jako
  5025. Boży zamysł lub nieuchronny skutek ewolucji, w zależności od tego z kim
  5026. bym rozmawiał. Jednak w tym przypadku taki sposób myślenia jest
  5027. szkodliwy. Musimy im przeszkodzić, mój młody przyjacielu, i skierować
  5028. ich myśli na prawidłowe tory
  5029. - podsumował, zarzucając na plecy swój
  5030. ogromny podróżny tobół.
  5031. Ognisko zgasło i gęsty, nieledwie materialny mrok otoczył ich ze
  5032. wszystkich stron. Wyjąwszy z kieszeni podarowaną mu latareczkę, Artem
  5033. ścisnął jej rękojeść. Wewnątrz mechanizmu coś zabrzęczało i lampka ożyła.
  5034. Wytrysnęło z niej nierówne, migotliwe światło.
  5035. - Dawaj, dawaj, ciśnij, nie bój się - zachęcił go Chan - może pracować
  5036. o wiele lepiej.
  5037. Kiedy podeszli do pozostałych, nieświeże przeciągi z tuneli zdołały już
  5038. wywiać im z głów pewność, że Chan ma rację. Naprzód wystąpił ten sam
  5039. krępy typ z brodą, który uprzednio zajmował się kontrolą sanitarnoepidemiologiczną.
  5040. - Słuchaj, bratku - zwrócił się niedbale do towarzysza Artema.
  5041. Nawet na niego nie patrząc, Artem wyczuł przez skórę jak elektryzuje się
  5042. atmosfera wokół Chana. Sądząc z wszelkich oznak, spoufalanie się
  5043. doprowadzało go do wściekłości. Ze wszystkich ludzi, których Artem dotąd
  5044. poznał, najmniej chciał oglądać rozwścieczonego Chana. Był wprawdzie
  5045. jeszcze Myśliwy, lecz ten wydał się Artemowi na tyle chłodny i
  5046. zrównoważony, że wyobrazić go sobie w gniewie było po prostu
  5047. niemożliwe. Pewnie nawet zabijał z wyrazem twarzy, z jakim inni czyszczą
  5048. grzyby albo parzą herbatę.
  5049. 117
  5050. - Naradziliśmy się tu i uważamy... - ciągnął przysadzisty - że coś bez
  5051. sensu kombinujesz. Mnie, na przykład, zupełnie nie po drodze przez KitajGorod. I koledzy też są przeciw. Co nie, Siemionowicz?
  5052.  
  5053. - zwrócił się o
  5054. wsparcie do tłumu. Odezwał się czyjś głos poparcia, fakt, że na razie dość
  5055. bojaĽliwy. - My to w ogóle szliśmy na Prospekt, do Hanzy, zanim się
  5056. zaczęło to cholerstwo w tunelach. To przeczekamy i ruszymy dalej. I nic
  5057. nam nie będzie. Spaliliśmy jego rzeczy, a z tym powietrzem, to ty nam
  5058. wody z mózgu nie rób, przecież to nie dżuma płucna. Jak się mieliśmy
  5059. zarazić, to się zaraziliśmy, nic nie poradzimy. Nie można roznosić zarazy po
  5060. całym metrze. Tyle że, najpewniej, nie ma żadnej zarazy, tak więc spadaj,
  5061. bratku, z tymi swoimi propozycjami!
  5062. - coraz bardziej bezceremonialnie
  5063. rozprawiał brodaty.
  5064. Słysząc taki upór Artem nieco się speszył. Ale spojrzawszy ukradkiem na
  5065. swojego towarzysza poczuł, że przysadzistemu nie wyjdzie to na zdrowie.
  5066. W oczach Chana znów płonęły piekielne, pomarańczowe ogniki,
  5067. emanowała od niego taka zwierzęca złość i taka siła, że Artema przeszedł
  5068. dreszcz i włosy na głowie zaczęły mu stawać dęba, miał ochotę
  5069. wyszczerzyć kły i zawyć.
  5070. - To po co go było wysyłać na śmierć, jeśli żadnej zarazy nie było?
  5071.  
  5072. -
  5073. przymilnym i rozmyślnie miękkim głosem spytał Chan.
  5074. - A dla profilaktyki! - odpowiedział przysadzisty, patrząc mu bezczelnie
  5075. w oczy.
  5076. - Nie, mój przyjacielu, to nie medycyna. To morderstwo. Jakim prawem
  5077. to zrobiłeś?
  5078. - Nie nazywaj mnie przyjacielem, nie jestem twoim psem, kapujesz?
  5079. -
  5080. odgryzł się rozeĽlony brodacz. - Jakim prawem? A prawem silniejszego!
  5081. Słyszałeś o takim? Więc ty nam tu nie tego... Bo skończymy zaraz i z tobą,
  5082. i z tym twoim gówniarzem! Dla profilaktyki. Kapujesz?!
  5083. - i znanym już
  5084. Artemowi ruchem rozpiął kamizelkę i położył rękę na kaburze.
  5085. Tym razem Chanowi nie udało się powstrzymać Artema, i brodaty
  5086. znalazł się na muszce jego karabinu zanim zdążył rozpiąć kaburę. Artem
  5087. ciężko dyszał i słuchał jak bije mu serce, jak w skroniach pulsuje krew, a
  5088. żadne rozumne myśli nie przychodziły mu do głowy. Wiedział tylko jedno:
  5089. jeśli brodacz powie jeszcze jedno słowo, albo jego ręka powędruje dalej w
  5090. stronę rękojeści pistoletu, natychmiast naciśnie na spust. Artem nie chciał
  5091. zdychać jak tamten facet: nie pozwoli, by stado rozszarpało go na strzępy.
  5092. Brodacz zastygł w miejscu i nie robił żadnych ruchów, pobłyskując ze
  5093. złością ciemnymi oczyma. I wtedy stało się coś niepojętego. Chan, do tej
  5094. chwili stojący z boku, nagle zrobił duży krok do przodu, tak że jego twarz
  5095. znalazła się tuż przy twarzy ich przeciwnika, i patrząc mu w oczy cicho
  5096. powiedział:
  5097. 118
  5098. - Stop. Albo mi się podporządkujesz, albo umrzesz.
  5099. GroĽne spojrzenie brodacza zmiękło, ręce, niczym sznurki, bezsilnie
  5100. zwisły mu wzdłuż ciała - tak nienaturalnie, że Artem nie miał wątpliwości:
  5101. jeśli coś na niego podziałało, to nie automat, a słowa Chana.
  5102. - Nigdy nie mów o prawie silniejszego. Jesteś na to zbyt słaby
  5103. - rzekł
  5104. Chan i wrócił do Artema, ku jego zaskoczeniu, nie próbując nawet rozbroić
  5105. przeciwnika.
  5106. Przysadzisty stał nieruchomo, rozglądając się z zakłopotaniem dookoła.
  5107. Gwar ucichł i ludzie czekali, co Chan teraz powie. Odzyskał kontrolę nad
  5108. sytuacją.
  5109. - Uważamy dyskusję za zakończoną, doszliśmy do konsensusu.
  5110. Wychodzimy za piętnaście minut - odwrócił się do Artema i powiedział: -
  5111. Mówisz, że to ludzie? Nie, mój przyjacielu, to zwierzęta. Stado szakali.
  5112. Zamierzali nas zagryĽć. I zrobiliby to. Ale jednego nie wzięli pod uwagę.
  5113. Oni są szakalami, ale ja jestem wilkiem. I są stacje, gdzie znają mnie tylko
  5114. pod tym imieniem.
  5115. Artem milczał, porażony tym, co zobaczył i wreszcie rozumiejąc kogo
  5116. Chan tak mu przypominał.
  5117. - Ale z ciebie też jest wilczek
  5118. - dodał po chwili, nie odwracając się, i
  5119. Artemowi wydało się, że w jego głosie słyszy zaskakująco ciepłe nuty.
  5120. 119
  5121. ROZDZIAŁ 7
  5122. KRÓLESTWO CIEMNOśCI
  5123. Rzeczywiście, ten tunel był absolutnie pusty i czysty. Sucho pod nogami,
  5124. przyjemny wiaterek wiejący w twarz, ani jednego szczura, żadnych
  5125. podejrzanych rozgałęzień i ziejących czernią szybów, zaledwie parę
  5126. zatrzaśniętych bocznych drzwi do pomieszczeń służbowych - w tym tunelu
  5127. można by chyba żyć nie gorzej niż na dowolnej stacji.
  5128. Ponadto, ten naprawdę nierzeczywisty spokój i czystość nie tylko nie
  5129. budziły podejrzeń, ale błyskawicznie rozwiewały obawy, z którymi ludzie
  5130. tu wchodzili. Opowieści o tych, którzy tu przepadli zaczynały się wydawać
  5131. głupimi wymysłami, i Artem zaczął wątpić, czy dzika scena z
  5132. nieszczęśnikiem wziętym za zadżumionego wydarzyła się naprawdę, czy
  5133. tylko przyśniła mu się, kiedy drzemał na kawałku brezentu przy ognisku
  5134. brodatego filozofa.
  5135. Artem i Chan zamykali pochód, gdyż ten ostatni obawiał się, że ludzie
  5136. zaczną po kolei zostawać w tyle i wtedy, wedle jego słów, do Kitaj-Gorodu
  5137. nie dojdzie nikt. Teraz miękko kroczył obok Artema, spokojny, jak gdyby
  5138. nigdy nic, i głębokie zmarszczki, które pokrywały mu twarz podczas zajścia
  5139. na Suchariewskiej, wygładziły się. Burza ucichła i przed Artemem znów
  5140. szedł mądry i opanowany Chan, a nie rozwścieczony wilk. Mimo to Artem
  5141. czuł, że powrót do tamtego stanu nie zająłby nawet minuty.
  5142. Rozumiejąc, że następna okazja, by uchylić zasłonę kryjącą niektóre z
  5143. tajemnic metra nie nadarzy się szybko, jeśli w ogóle, Artem nie mógł
  5144. powstrzymać pytania:
  5145. - A pan rozumie, co się dzieje w tym tunelu?
  5146. - Tego nie wie nikt, także ja - niechętnie odpowiedział Chan. - Tak, są
  5147. rzeczy, o których nawet mnie zupełnie nic nie wiadomo. Jedyne, co mogę ci
  5148. powiedzieć, to że jest to otchłań. Na własny użytek nazywam to miejsce
  5149. czarną dziurą... Ty pewnie nigdy nie widziałeś gwiazd? Mówisz, że kiedyś
  5150. widziałeś? I wiesz co nieco o kosmosie? Zatem umierająca gwiazda może
  5151. zmienić się w taką dziurę, jeśli po swoim zgaśnięciu, pod wpływem
  5152. własnego, niewiarygodnie silnego przyciągania, zacznie pożerać samą
  5153. siebie, wciągając materię z powierzchni w głąb, do jądra, stając się coraz
  5154. mniejsza rozmiarem, ale coraz gęstsza i coraz cięższa. I im gęstsza się staje,
  5155. tym bardziej wzrasta jej siła ciążenia. Ten proces jest nieodwracalny i
  5156. przypomina lawinę śnieżną: przy wzroście ciążenia cała ta rosnąca ilość
  5157. materii będzie coraz gwałtowniej zapadać się do środka tego monstrum. Na
  5158. pewnym etapie jego moc osiągnie takie rozmiary, że zacznie zasysać do
  5159. siebie swoich sąsiadów, całą materię znajdującą się w zasięgu jego
  5160. 120
  5161. oddziaływania, a w końcu nawet fale świetlne. Gigantyczna siła pomoże mu
  5162. pożerać promienie innych słońc i przestrzeń wokół niego będzie martwa i
  5163. czarna - nic, co dostanie się do jego królestwa, nie będzie już na siłach się
  5164. wyrwać. Jest to gwiazda ciemności, czarne słońce, które roztacza wokół
  5165. siebie tylko chłód i mrok
  5166. - umilkł, przysłuchując się rozmowom idących
  5167. przed nimi.
  5168. - Ale co to wszystko ma wspólnego z tunelem?
  5169. - nie wytrzymał Artem
  5170. po pięciominutowym milczeniu.
  5171. - Wiesz, że posiadam dar jasnowidzenia. Czasem udaje mi się zajrzeć w
  5172. przyszłość, przeszłość, albo przenieść się myślą w inne miejsca. Bywa, że
  5173. coś jest niejasne, ukryte przede mną, na przykład nie mogę na razie
  5174. zobaczyć jak skończy się twoja wyprawa, i w ogóle twoja przyszłość jest
  5175. dla mnie zagadką. To takie uczucie, jakbyś patrzył przez mętną wodę i
  5176. niczego nie możesz rozpoznać. Ale kiedy próbuję przeniknąć wzrokiem to,
  5177. co się tutaj dzieje, lub pojąć naturę tego miejsca
  5178. - przed sobą mam tylko
  5179. czerń, światło mojej myśli nie wraca z absolutnej ciemności tego tunelu.
  5180. Dlatego sam dla siebie nazywam go czarną dziurą. Oto wszystko, co mogę
  5181. ci o nim opowiedzieć.
  5182.  
  5183. - Umilkł, ale po kilku sekundach dodał
  5184. niewyraĽnie: - I to dlatego tu jestem.
  5185. - Czyli nie wie pan, dlaczego czasami tunel jest zupełnie bezpieczny, a
  5186. innym razem połyka podróżnych? I dlaczego tylko tych, co idą pojedynczo?
  5187. - Wiem o tym nie więcej niż ty, chociaż już trzeci rok staram się
  5188. rozwikłać tę tajemnicę. Wszystko na nic.
  5189. Echo niosło daleko ich kroki. Powietrze było tu jakieś przezroczyste,
  5190. oddychało się zadziwiająco lekko, ciemność nie wydawała się straszna. I
  5191. nawet słowa Chana nie były niepokojące ani przerażające, tak że Artemowi
  5192. przyszło do głowy, że jego towarzysz był tak posępny nie z powodu
  5193. sekretów tego tunelu, a w rezultacie własnych nieudanych poszukiwań. Jego
  5194. niepokój wydał się Artemowi wydumany a nawet śmieszny. Przecież są tu i
  5195. nie widać żadnego zagrożenia, przejście jest proste, czyste... W głowie
  5196. zagrała mu nawet jakaś żywa melodia i, widocznie, wyrwała mu się
  5197. niechcący na głos, bo Chan spojrzał na niego nagle z rozbawieniem i spytał:
  5198. - Co tam, wesoło ci? Ładnie tu, prawda? Tak cicho i czysto, co?
  5199. - Aha! - radośnie potwierdził Artem.
  5200. I tak lekko i swobodnie zrobiło mu się od tego na duchu, że Chan wyczuł
  5201. jego nastrój i zaraził się nim... Że on też idzie teraz z uśmiechem, a nie
  5202. zatopiony w swoich chmurnych myślach, że on też teraz wierzy temu
  5203. tunelowi...
  5204. - A chodĽ, zamknij oczy, wezmę cię za rękę, żebyś się nie potknął...
  5205. Widzisz coś? - spytał z zainteresowaniem Chan, miękko ściskając Artema
  5206. za nadgarstek.
  5207. 121
  5208. - Nie, niczego nie widzę, tylko trochę światła latarek przez powieki
  5209.  
  5210. -
  5211. powiedział nieco rozczarowany Artem, posłusznie mrużąc oczy, i nagle
  5212. cicho krzyknął.
  5213. - Aha, wzięło cię! - z zadowoleniem zauważył Chan. - Pięknie, co?
  5214. - Niesamowicie... Tak jak wtedy... Nie ma sufitu, i wszystko takie
  5215. niebieskie... Boże mój, jakie to piękne! I jakie powietrze!
  5216. - To, mój przyjacielu, jest niebo. Ciekawe, prawda? Jeśli będąc w
  5217. odpowiednim nastroju zamknie się tu oczy i rozluĽni, wielu ludzi je widzi.
  5218. To oczywiście dziwne, nie ma co... Nawet ci, którzy nigdy nie byli na
  5219. powierzchni. A wrażenie jest takie, jakbyś był na górze... Jeszcze przed.
  5220. - A pan? Pan to widzi? - nie chcąc otwierać oczu, błogo spytał Artem.
  5221. - Nie - spochmurniał Chan. - Prawie wszyscy widzą, a ja nie. Tylko
  5222. gęstą, intensywną czerń wokół tunelu, jeśli rozumiesz co chcę przez to
  5223. powiedzieć. Czerń na górze, na dole, po bokach, i tylko jedna nitka światła
  5224. wzdłuż tunelu, i to jej się trzymamy idąc przez labirynt. Może jestem ślepy.
  5225. A może ślepi są wszyscy pozostali. Dobra, otwieraj oczy, nie jestem
  5226. przewodnikiem niewidomych i nie zamierzam prowadzić cię za rękę do
  5227. Kitaj-Gorodu - puścił nadgarstek Artema.
  5228. Artem próbował iść dalej ze zmrużonymi oczyma, ale potknął się o szynę
  5229. i o mało nie poleciał na ziemię z całym bagażem. Wtedy niechętnie podniósł
  5230. powieki i długo jeszcze szedł w milczeniu, głupio się uśmiechając.
  5231. - Co to było? - spytał wreszcie.
  5232. - Fantazje. Majaki. Nastrój. Wszystko razem - rzekł Chan. - Ale to się
  5233. zmienia. To nie twój nastrój i nie twoje sny. Jest nas tu dużo, i na razie nic
  5234. się nie dzieje, ale ten nastrój może się zrobić zupełnie inny, i jeszcze to
  5235. poczujesz. Popatrz no, wychodzimy już na Turgieniewską! Szybko
  5236. doszliśmy. Ale zatrzymywać się na niej w żadnym wypadku nie możemy,
  5237. nawet na odpoczynek. Ludzie na pewno będą prosić o przerwę, ale nie
  5238. wszyscy wyczuwają tunel. Większości z nich nie jest nawet dostępne to, co
  5239. widziałeś. Musimy iść dalej, chociaż teraz będzie coraz trudniej.
  5240. Weszli na stację.
  5241. Jasny marmur pokrywający ściany prawie nie różnił się od tego z
  5242. Prospektu Mira i Suchariewskiej, ale tam ściany i sklepienie były tak
  5243. zakopcone i tłuste, że kamienia nie dało się prawie dojrzeć. Tutaj
  5244. prezentował się w całej swej krasie, i trudno było oderwać od niego wzrok.
  5245. Ludzie odeszli stąd tak dawno, że nie zachowały się żadne ślady ich pobytu.
  5246. Stacja była w zadziwiająco dobrym stanie, jakby nigdy nie zalewała jej
  5247. woda i nie znała pożarów, i gdyby nie egipskie ciemności i warstwa pyłu na
  5248. posadzce, można by było pomyśleć, że zaraz wyleje się na nią rzeka
  5249. pasażerów, lub da się słyszeć melodyjka dla oczekujących i na peron
  5250. 122
  5251. wjedzie pociąg. Przez te wszystkie lata prawie nic się na niej nie zmieniło.
  5252. Jeszcze ojczym opowiadał mu o tym z niedowierzaniem
  5253. i podziwem.
  5254. Na Turgieniewskiej nie było filarów. Niskie arkady przecinały marmur
  5255. ścian co kilka metrów. Latarki karawany były za słabe, żeby przebić mrok
  5256. holu i oświetlić przeciwległą ścianę, dlatego idący mieli wrażenie, że za
  5257. tymi łukami nie ma nic, tylko czarna pustka, jak gdyby stali na samym
  5258. skraju Wszechświata, nad krawędzią, za którą kończy się przestrzeń.
  5259. Minęli stację całkiem szybko i, wbrew obawom Chana, nikt nie wyraził
  5260. chęci, by zrobić tu postój. Ludzie wyglądali na zaniepokojonych i coraz
  5261. częściej mówili, że trzeba jak najszybciej ruszać dalej, w kierunku
  5262. zamieszkałych miejsc.
  5263. - Czujesz, nastrój się zmienia... - cicho oznajmił Chan i podniósł palec
  5264. w górę, jakby próbował określić kierunek wiatru. - Naprawdę powinniśmy
  5265. przyśpieszyć, oni czują to przez skórę nie gorzej niż ja z tą moją mistyką.
  5266. Ale coś nie pozwala mi iść dalej. Poczekaj chwilę...
  5267. Ostrożnie wyjął z zanadrza plan, który nazywał "Przewodnikiem" i,
  5268. nakazawszy pozostałym nie ruszać się z miejsca, z jakiegoś powodu zgasił
  5269. latarkę, zrobił parę długich, miękkich kroków i rozpłynął się w ciemności.
  5270. Kiedy odszedł, od grupki stojącej z przodu oddzielił się jeden człowiek, i
  5271. powoli, jakby zmuszając się siłą, podszedł do Artema i odezwał się tak
  5272. lękliwie, że ten z początku nawet nie poznał bezczelnego przysadzistego
  5273. brodacza, który groził im na Suchariewskiej:
  5274. - Słuchaj, chłopcze, niedobrze tak tutaj stać. Powiedz mu, że się boimy.
  5275. Jest nas oczywiście dużo, ale różne rzeczy się zdarzają... Ten tunel jest
  5276. przeklęty i stacja też. Powiedz mu, że powinniśmy iść. Słyszysz? Powiedz
  5277. mu... Proszę - odwrócił wzrok i pośpieszył z powrotem.
  5278. To jego ostatnie "proszę" wstrząsnęło Artemem i nieprzyjemnie go
  5279. zaskoczyło. Zrobił kilka kroków do przodu, żeby zbliżyć się do grupy i
  5280. słyszeć jej rozmowy. Nagle zauważył, że po jego dawnym wesołym
  5281. nastroju nie było już śladu.
  5282. W głowie, gdzie maleńka orkiestra dopiero co grała brawurowe marsze,
  5283. było teraz boleśnie pusto i cicho, słychać było tylko wiatr wyjący ponuro w
  5284. tunelach przed nimi. Artem ucichł. Cała jego istota zamarła, oczekując z
  5285. przygnębieniem na jakieś nieodwracalne zmiany. I słusznie. W mgnieniu
  5286. oka osnuł ich jakby niewidzialny cień, zrobiło się jakoś zimno i bardzo
  5287. nieprzytulnie, Artema opuściło to uczucie spokoju i pewności, które
  5288. opanowało go niepodzielnie, kiedy weszli do tunelu. Tu Artem wspomniał
  5289. słowa Chana, że to nie jego nastrój, nie jego radość, i że to nie od niego
  5290. zależy zmiana tego stanu. Poświecił nerwowo latarką dookoła: spadło na
  5291. niego przytłaczające poczucie czyjejś obecności. Omiatał słabym światłem
  5292. 123
  5293. zakurzony biały marmur, lecz gruba czarna zasłona za arkadami nie
  5294. ustępowała, mimo panicznego miotania się smugi światła, od czego
  5295. wzmagała się iluzja, że za owymi arkadami kończy się świat. Artem nie
  5296. wytrzymał i niemal biegiem rzucił się w kierunku pozostałych.
  5297. - ChodĽ do nas, chodĽ, młody
  5298. - powiedział mu ktoś o niewidocznej
  5299. twarzy. Zapewne oni też starali się oszczędzać baterie.
  5300. - Nie bój się. Ty
  5301. jesteś ludĽ i my jesteśmy ludzie. Kiedy coś takiego się dzieje, ludĽ musi być
  5302. razem z innymi. Ty też to czujesz?
  5303. Artem przyznał z ochotą, że wyczuwa coś w powietrzu, i z
  5304. zadowoleniem, robiąc się ze strachu nienormalnie gadatliwy, zaczął
  5305. dyskutować z ludĽmi z karawany o swoich przeżyciach, lecz w głowie
  5306. wciąż wracał myślą do tego, gdzie się podział Chan, czemu już od
  5307. dziesięciu minut ani go nie widać, ani nie słychać. Przecież świetnie
  5308. wiedział, i jeszcze Artemowi przypominał, że po tych tunelach nie można
  5309. chodzić samemu, a jedynie w grupie, w tym jest ratunek. Dlaczegóż to się
  5310. od nich odłączył, czemu ośmielił się rzucić wyzwanie niepisanemu prawu
  5311. tego miejsca? Czyżby po prostu o nim zapomniał, albo może zawierzył
  5312. swojemu wilczemu instynktowi? W to pierwsze Artemowi jakoś nie chciało
  5313. się wierzyć, w końcu Chan wyznał, że stracił trzy lata życia na badanie tego
  5314. dziwnego miejsca. A przecież wystarczy i jednego razu, żeby pojąć
  5315. pierwszą regułę: nie rozdzielać się, zawsze pocić się i panicznie bać na myśl
  5316. o wejściu do tunelu samemu.
  5317. Lecz nim jeszcze Artem zdążył wymyślić, co też mogło się stać z jego
  5318. wybawcą tam, przed nimi, kiedy ten bezszelestnie pojawił się obok,
  5319. wzbudzając ożywienie w grupie.
  5320. - Oni nie chcą już tu stać. Boją się. ChodĽmy szybciej naprzód -
  5321. poprosił Artem. - Ja też czuję tu coś...
  5322. - Oni się jeszcze nie boją - zapewnił go Chan, oglądając się za siebie, i
  5323. kiedy kontynuował, Artemowi wydało się, że jego twardy, ochrypły głos
  5324. zadrżał: - Ty też jeszcze nie wiesz, co to strach, więc nie warto bez sensu
  5325. tracić tlenu. To ja się boję. I pamiętaj, nie rzucam takich słów na wiatr. Boję
  5326. się, bo wszedłem w mrok za stacją. Przewodnik nie pozwolił mi zrobić
  5327. następnego kroku, inaczej niechybnie bym zginął. Nie możemy iść dalej.
  5328. Tam się coś kryje... Ale panują tam ciemności, mój wzrok ich nie przenika
  5329. i nie wiem, co dokładnie tam na nas czeka. Popatrz!
  5330.  
  5331. - szybkim ruchem
  5332. podniósł plan na wysokość wzroku.
  5333. - Widzisz? Poświeć tu! Popatrz na
  5334. przejazd stąd do Kitaj-Gorodu! Nic nie zauważyłeś?
  5335. Artem wpatrywał się w maleńki fragment planu z takim natężeniem, że
  5336. aż rozbolały go oczy. Nie umiał dojrzeć w nim nic niezwykłego, ale nie
  5337. znalazł śmiałości, żeby przyznać się do tego Chanowi.
  5338. - ślepiec! Czy ty nic nie widzisz? Przecież jest cały czarny! To znaczy
  5339. śmierć! - wyszeptał Chan i zabrał plan.
  5340. 124
  5341. Artem przyjrzał mu się z obawą. Chan znów wydał mu się szaleńcem.
  5342. Przypomniała mu się zasłyszana od Żeńki historia o człowieku, który
  5343. odważył się wejść do tuneli w pojedynkę, o tym, że udało mu się przeżyć,
  5344. ale zwariował ze strachu. Czy coś takiego stało się również z Chanem?
  5345. - I wracać też już nie można! - szeptał Chan. - Udało nam się przejść w
  5346. momencie dobrego nastroju. Ale teraz kłębią się tam ciemności i nadciąga
  5347. burza. Jedyne, co możemy teraz zrobić, to iść naprzód, ale nie tym tunelem,
  5348. lecz równoległym. Może na razie jest wolny.
  5349.  
  5350. Hej! - zawołał do
  5351. pozostałych. - Macie rację! Musimy ruszać. Ale nie możemy iść tą drogą.
  5352. Tam przed nami śmierć.
  5353. - To w takim razie jak pójdziemy? - niepewnie spytał któryś z ludzi.
  5354. - Przejdziemy przez stację i do równoległego tunelu
  5355. - tak powinniśmy
  5356. zrobić. I to jak najszybciej!
  5357. - O, nie! - uparł się niespodziewanie jeden z nich. - Przecież wiadomo,
  5358. że iść lewym tunelem, kiedy ten jest wolny, przynosi pecha i śmierć! Nie
  5359. pójdziemy lewym!
  5360. Rozległo się kilka głosów poparcia. Grupa dreptała w miejscu.
  5361. - O czym on mówi? - spytał ze zdziwieniem Artem.
  5362. - Widocznie jakiś miejscowy folklor - skrzywił się z niezadowoleniem
  5363. Chan. - Do diabła! Zupełnie nie mamy czasu ich przekonywać, zresztą nie
  5364. mam już siły... Słuchajcie! - odezwał się do nich. - Ja idę drugim tunelem.
  5365. Ci, którzy mi wierzą, mogą iść ze mną. Pozostałych żegnam. Na zawsze. W
  5366. drogę! - rzucił Artemowi i wrzuciwszy najpierw plecak na peron, ciężko
  5367. podciągnął się na rękach i wskoczył na poziom stacji.
  5368. Artem zamarł niezdecydowany. Z jednej strony to, co Chan wiedział o
  5369. tych tunelach i w ogóle o metrze, wychodziło poza ramy ludzkiego
  5370. rozumienia i, jak się zdaje, można mu było wierzyć. Z drugiej, czy nie była
  5371. to niezmienna zasada przeklętych tuneli, żeby iść jak największą grupą
  5372. ludzi, bo tylko tak można było mieć nadzieję na sukces?
  5373. - No, co ty? Nie masz siły? Daj rękę!
  5374.  
  5375. - Chan przyklęknął na jedno
  5376. kolano i wyciągnął do niego dłoń.
  5377. Artem bardzo nie chciał napotkać w tym momencie jego wzroku,
  5378. obawiał się, że dojrzy w nim te dawne iskry szaleństwa, które rozbłyskiwały
  5379. od czasu do czasu i tak go za każdym razem przerażały. Czy Chan rozumie
  5380. na co się decyduje rzucając wyzwanie nie tylko wszystkim ludziom w tej
  5381. grupie, ale i naturze tuneli? Czy wystarczająco zrozumiał i czuje ich istotę?
  5382. Odcinek, który pokazał mu na planie linii, nie był czarny. Artem gotów był
  5383. przysiąc, że był bladopomarańczowy, jak i cała pozostała linia. I to jest
  5384. pytanie: kto tu naprawdę jest ślepy?
  5385. 125
  5386. - No, już! Czego się grzebiesz? Czy ty nie rozumiesz, zwłoka nas zabija!
  5387. Ręka! Do jasnej cholery, daj rękę! - krzyczał już Chan, ale Artem powoli,
  5388. drobnymi kroczkami oddalał się od peronu, ciągle z opuszczonym
  5389. wzrokiem, coraz dalej od Chana, coraz bliżej szepczącej grupy.
  5390. - ChodĽ z nami, młody, nie zadawaj się z tym żłobem, to będziesz
  5391. cały! - dało się od nich słyszeć.
  5392. - Głupcze! Zginiesz z nimi wszystkimi! Jeśli plujesz na swoje życie, to
  5393. pomyśl chociaż o misji! - płynęły im na przekór słowa Chana.
  5394. Artem odważył się w końcu podnieść głowę i spotkać wzrokiem jego
  5395. rozszerzone Ľrenice, ale nie było w nich widać nawet gasnącego płomyka
  5396. szaleństwa, tylko desperację i śmiertelne zmęczenie.
  5397. Zawahał się i zatrzymał, ale w tej samej chwili czyjaś ręka opadła na
  5398. jego ramię i łagodnie pociągnęła go za sobą.
  5399. - ChodĽmy! Niech zdycha sam, a chce jeszcze ciebie zaciągnąć za sobą
  5400. do grobu! - usłyszał Artem. Sens słów docierał do niego opornie, myśli
  5401. poruszały się ociężale i, po ułamku sekundy sprzeciwu, dał się pociągnąć za
  5402. pozostałymi.
  5403. Grupa wstała z miejsca i ruszyła naprzód, w czerń południowego tunelu.
  5404. Szli dziwnie powoli, jakby pokonując opór jakiejś gęstej materii, jakby idąc
  5405. po pas w wodzie.
  5406. I wtedy Chan zaskakująco lekko oderwał się od ziemi, jednym
  5407. sprężystym skokiem znalazł się na torach i w dwóch susach pokonał
  5408. odległość, na którą zdążyli się oddalić, jednym ostrym ciosem zwalił z nóg
  5409. człowieka trzymającego Artema, jego samego złapał wpół i rzucił się do
  5410. tyłu. Artemowi wszystko to wydało się dziwnie spowolnione. Obserwował
  5411. skok Chana przez ramię z niemym zdziwieniem, jego lot rozciągnął się dla
  5412. niego na długie sekundy. Z tym samym tępym niedowierzaniem ujrzał jak
  5413. wąsaty mężczyzna w kurtce z brezentu, miękko trzymający go za ramię i
  5414. ciągnący ku pozostałym, ciężko wali się na ziemię.
  5415. Ale od chwili, gdy przejął go Chan, czas znów przyśpieszył i reakcja
  5416. tamtych na to, co się stało, kiedy odwrócili się na dĽwięk uderzenia, wydała
  5417. mu się prawie błyskawiczna. Robili już pierwsze kroki w kierunku Chana,
  5418. podnosząc lufy karabinów, a ten bokiem, miękkimi krokami odchodził do
  5419. tyłu, jedną ręką przyciskając do siebie wciąż jeszcze oszołomionego
  5420. Artema, chowając go za sobą i zasłaniając własnym ciałem. W wyciągniętej
  5421. do przodu ręce Chana kołysał się, blado pobłyskując, nowiutki automat
  5422. Artema.
  5423. - Uciekajcie - ochryple powiedział Chan.
  5424.  
  5425. - Nie widzę sensu w
  5426. zabijaniu was, tak czy owak umrzecie przed upływem godziny. Zostawcie
  5427. nas. Uciekajcie - mówił, krok za krokiem oddalając się w kierunku środka
  5428. 126
  5429. stacji, aż postacie zastygłych w niezdecydowaniu ludzi zamieniły się w
  5430. niewyraĽne sylwetki i zaczęły się zlewać z ciemnością.
  5431. Dał się słyszeć jakiś harmider, pewnie podnosili z ziemi wąsacza
  5432. znokautowanego przez Chana, i grupa ruszyła w kierunku wejścia do
  5433. południowego tunelu bez prób nawiązania kontaktu. Dopiero wtedy Chan
  5434. opuścił karabin i ostrym tonem nakazał Artemowi wdrapać się na peron.
  5435. - Jeszcze trochę i znudzi mi się ratowanie ci skóry, mój młody
  5436. przyjacielu - wycedził z nieskrywanym rozdrażnieniem.
  5437. Artem pokornie wdrapał się na górę, Chan poszedł w jego ślady.
  5438. Podniósł swoje toboły i ciągnąc za sobą Artema ruszył w kierunku czarnej
  5439. czeluści za arkadami.
  5440. Hol na Turgieniewskiej był dość krótki. Z lewej kończył się marmurową
  5441. ścianą, z prawej, z tego co było widać w świetle latarek, zamykała go
  5442. zapora z karbowanego żelaza. Całą stację pokrywał nieco pożółkły ze
  5443. starości marmur, jedynie trzy szerokie arkady wiodące do schodów na
  5444. dawne Czystyje Prudy, przemianowane potem przez czerwonych na
  5445. Kirowską, były obudowane grubymi szarymi blokami betonu. Stacja była
  5446. zupełnie pusta, na ziemi nie walały się żadne przedmioty, nie widać było
  5447. śladów człowieka, szczurów ani karaluchów. Artem rozglądając się dokoła
  5448. przypomniał sobie rozmowę z Burbonem, który twierdził, że szczurów nie
  5449. należy się bać, a sprawa jest podejrzana dopiero wtedy, kiedy ich nie ma.
  5450. Chan wziął go za ramię i szybkim krokiem przeciął stację, przy czym
  5451. Artem nawet przez kurtkę poczuł, że ręka Chana drży, jak gdyby miał
  5452. dreszcze. Kiedy zrzucili swoje bagaże z krawędzi peronu, gotując się do
  5453. skoku na tory, na ich plecy padła słaba smuga światła, i Artema znów
  5454. zaskoczyła szybkość z jaką jego towarzysz zareagował na zagrożenie.
  5455. Ułamek sekundy póĽniej Chan leżał już płasko na ziemi, celując w Ľródło
  5456. światła. Latarka nie była mocna, ale świeciła im prosto w oczy, i trudno
  5457. było określić, kto puścił się za nimi w pogoń. Z małym opóĽnieniem, na
  5458. ziemię rzucił się też Artem. Doczołgał się do plecaków i zaczął odczepiać
  5459. od jednego z nich swoją starą broń. Może i była ciężka i nieporęczna, ale za
  5460. to nienagannie robiła w celu dziury średnicy 7.62 mm, a mało komu
  5461. udawało się dalej funkcjonować z takimi dodatkowymi otworami w
  5462. organizmie.
  5463. - O co chodzi? - zadudnił głos Chana, i Artem zdążył jeszcze pomyśleć,
  5464. że jeśli ktoś chciałby ich zabić, to z pewnością już dawno by to zrobił.
  5465. Łatwo wyobraził sobie, jak musi wyglądać z boku: bezradnie wijący się
  5466. na ziemi, w świetle latarki i na celowniku karabinu, wykonując bezmyślne
  5467. ruchy, jak ślimak pod spadającym na niego butem. Tak, gdyby tamten
  5468. chciał go zabić, leżałby już w kałuży krwi, bez szans na dosięgnięcie
  5469. swojego automatu.
  5470. 127
  5471. - Nie strzelajcie! - rozległ się głos. - Nie trzeba...
  5472. - Zabierz światło! - zażądał Chan, który korzystając z pauzy przesunął
  5473. się za filar i wyjął własną latarkę.
  5474. Artemowi udało się w końcu zerwać drut. Mocno chwycił kolbę i
  5475. przeturlał się na bok, uciekając z linii strzału i skrył się w jednej z arkad.
  5476. Był teraz gotów wychylić się z drugiej strony i posłać serię w
  5477. nieznajomego, jeśli ten wystrzeli pierwszy.
  5478. Ale gość najwidoczniej usłuchał, bo w ślad za poprzednim zabrzmiało
  5479. kolejne polecenie Chana, wydane już nie tak napiętym głosem:
  5480. - Dobrze! Teraz broń na ziemię, szybko!
  5481. O granitową posadzkę zadzwoniło żelazo, i Artem z lufą skierowaną
  5482. naprzód przesunął się w bok i znalazł się w holu. Jego podejrzenie okazało
  5483. się słuszne: piętnaście kroków od nich, oświetlony bijącym z arkady
  5484. światłem (Chan zdążył przejąć inicjatywę), stał, z rękami w górze, ten sam
  5485. brodacz, z którym mieli utarczkę na Suchariewskiej.
  5486. - Nie trzeba strzelać
  5487. - drżącym głosem poprosił jeszcze raz. - Nie
  5488. zamierzałem was atakować. Pozwólcie mi iść z wami. Mówiliście przecież,
  5489. że chętni mogą się przyłączyć. Ja... Ja ci wierzę
  5490. - powiedział do Chana. -
  5491. Ja też czuję, że tam, w prawym tunelu, coś jest. Oni już poszli, wszyscy
  5492. tam poszli. A ja zostałem i chcę spróbować z wami.
  5493. - Masz węch - ocenił Chan przyglądając się badawczo facetowi.
  5494. - Ale
  5495. zaufania, przyjacielu, to ty we mnie nie wzbudzasz. Kto wie, skąd wziąłeś
  5496. ten pomysł - dodał żartobliwie. - Tak czy owak rozpatrzymy twoją prośbę.
  5497. Pod warunkiem, że cały swój arsenał na razie oddasz mnie. Tunelem idziesz
  5498. przed nami. Jak będziesz robił głupie żarty, niczym dobrym się to dla ciebie
  5499. nie skończy.
  5500. Brodacz popchnął nogą w kierunku Chana swój pistolet, który leżał na
  5501. ziemi, i delikatnie położył obok siebie kilka zapasowych magazynków.
  5502. Artem wstał i zbliżył do niego cały czas mając go na muszce.
  5503. - Trzymam go! - zawołał.
  5504. - Trzymaj ręce w górze i naprzód!
  5505. - zagrzmiał Chan. - Szybko, skacz
  5506. na tory. Stań tam, plecami do nas.
  5507. Jakieś dwie minuty od wejścia do tunelu, kiedy szli już zorganizowanym
  5508. trójkątem - brodacz o imieniu Tuz pięć kroków z przodu, Chan z Artemem
  5509. za nim - a szli szybko i sprawnie, nagle z prawej strony, przebiwszy się
  5510. przez wielometrową masę ziemi, rozległ się przytłumiony krzyk. Urwał się
  5511. tak samo nieoczekiwanie, jak się pojawił...
  5512. Tuz obejrzał się na nich z przestrachem, zapominając nawet skierować w
  5513. bok latarkę. Skakała mu w drżących rękach i jego podświetlona od dołu
  5514. 128
  5515. twarz, wykrzywiona grymasem przerażenia, poraziła Artema nawet bardziej
  5516. niż usłyszany przed chwilą krzyk.
  5517. - Tak - kiwnął głową Chan w odpowiedzi na nieme pytanie. - Pozostali
  5518. się pomylili. Ale nie możemy jeszcze być pewni, czy my mieliśmy rację
  5519. Ruszyli dalej. Spoglądając od czasu do czasu na swojego opiekuna,
  5520. Artem dostrzegał u niego coraz więcej oznak zmęczenia. Lekko drżące ręce,
  5521. nierówny krok, wielkie krople potu zbierające mu się na twarzy. A przecież
  5522. tak krótko szli... Ta droga była dla niego wyraĽnie bardziej męcząca, niż
  5523. dla Artema. Zastanawiając się, na co traci siły jego towarzysz, chłopak
  5524. wciąż wracał do myśli, że Chan okazał się mieć rację w tej sytuacji, że go
  5525. uratował. Gdyby Artem dał się pociągnąć za karawaną, nieuchronnie
  5526. zginąłby w prawym tunelu, zginąłby tajemniczą śmiercią, przepadłby bez
  5527. śladu.
  5528. A przecież było ich tam wielu: sześciu, czy coś koło tego. Żelazna zasada
  5529. nie zadziałała? A Chan wiedział, wiedział! Czy to przewidział, czy też
  5530. rzeczywiście podpowiedział mu to magiczny Przewodnik? Wydawałoby się
  5531. to nawet śmieszne, kawałek papieru z kolorowymi kreskami... Czyżby te
  5532. brednie mogły mu pomóc? Ale przecież ten przejazd, między
  5533. Turgieniewską a Kitaj-Gorodem, przecież on był pomarańczowy, naprawdę
  5534. pomarańczowy. A może jednak czarny?
  5535. - Co to? - spytał Tuz, zatrzymując się nieoczekiwanie i patrząc z
  5536. niepokojem na Chana. - Czujesz to? Za nami...
  5537. Artem spojrzał na niego z niedowierzaniem i chciał już rzucić jakiś
  5538. sarkastyczny komentarz na temat zszarganych nerwów, bo sam absolutnie
  5539. niczego nie poczuł. Ustąpiło nawet to ściskające go niczym kleszcze,
  5540. przygniatające poczucie zagrożenia, które spadło na niego na
  5541. Turgieniewskiej. Lecz ku jego zdziwieniu Chan znieruchomiał, gestem
  5542. nakazał ciszę i cofnął się parę kroków.
  5543. - Co za słuch!
  5544. - ocenił po pół minucie.
  5545.  
  5546. - Jesteśmy zachwyceni.
  5547. Królowa jest zachwycona
  5548. - dodał nie wiadomo po co. - Jeśli się stąd
  5549. wydostaniemy, stanowczo powinniśmy porozmawiać. Niczego nie
  5550. słyszysz? - spytał Artema.
  5551. - Nie, wszystko wydaje się w porządku
  5552.  
  5553. - po chwili nasłuchiwania
  5554. odrzekł chłopak. Poczuł w tej chwili coś jakby... Zazdrość? Urazę? Złość,
  5555. że jego opiekun powiedział tak o tym nieokrzesanym brodatym diable, który
  5556. jeszcze parę godzin wcześniej o mało nie załatwił ich obu. Chyba tak...
  5557. - Dziwne. Wydawało mi się, że masz zaczątki umiejętności słyszenia
  5558. tuneli... Może nie rozwinęła się jeszcze w pełni? Ale o tym póĽniej,
  5559. póĽniej. To wszystko póĽniej
  5560. - pokręcił głową Chan.
  5561. - Masz rację -
  5562. potwierdził, zwracając się do Tuza. - To tu idzie. Musimy ruszać, i to jak
  5563. najszybciej - nasłuchiwał przez chwilę i zupełnie jak wilk, z niepokojem
  5564. 129
  5565. pociągnął nosem. - To płynie z tyłu, jak fala. Musimy uciekać! Jeśli nas
  5566. dogoni, wszystko skończone - urwał ruszając z miejsca.
  5567. Artem musiał rzucić się za nim i prawie biec, by nie zostać w tyle.
  5568. Brodacz kroczył teraz obok nich, szybko przebierając krótkimi nogami i
  5569. ciężko dysząc.
  5570. Szli tak jakieś dziesięć minut, i przez cały ten czas Artem nijak nie mógł
  5571. pojąć, po co się tak śpieszą, tracąc oddech, potykając się o szyny, kiedy w
  5572. tunelu za nimi było pusto i cicho, bez żadnych oznak pościgu. Musiało
  5573. minąć z dziesięć minut, nim poczuł to na plecach. To coś rzeczywiście
  5574. deptało im po piętach, doganiając ich krok po kroku: coś czarnego, nie fala,
  5575. a prędzej wicher, czarny wicher niosący pustkę... I jeśli im się nie uda, jeśli
  5576. on doścignie ich małą grupkę, to czeka ich to, co tamtych sześciu, to, co
  5577. wszystkich pozostałych śmiałków i głupców, którzy wchodzili do tuneli
  5578. pojedynczo czy w złym momencie, kiedy szalały tam piekielne huragany,
  5579. zmiatając wszystko, co żywe... Takie myśli, niejasne pojmowanie tego, co
  5580. się tu działo, po kolei przemknęły Artemowi przez głowę, i popatrzył
  5581. trwożliwie na Chana. Ten zauważył to spojrzenie i wszystko zrozumiał.
  5582. - No co, ciebie też chwyciło?
  5583. - wysapał. - Niedobrze! To znaczy, że
  5584. jest już całkiem blisko.
  5585. - Trzeba iść szybciej! - wychrypiał Artem, nie zatrzymując się.
  5586. - Póki
  5587. nie jest za póĽno!
  5588. Chan przyśpieszył kroku i puścił się teraz kłusem, w milczeniu, nie
  5589. odpowiadając już na pytania Artema. Ze zmęczenia, które przywidziało się
  5590. chłopakowi, nie zostało już w tym człowieku nawet śladu, i na jego obliczu
  5591. znów pojawiło się coś zwierzęcego. Żeby za nim nadążyć, Artem musiał
  5592. zacząć biec, i kiedy wydawało się przez chwilę, że wreszcie udaje im się
  5593. oddalić od nieubłaganej pogoni, Tuz potknął się o podkład kolejowy i jak
  5594. długi poleciał na ziemię, rozbijając sobie do krwi twarz i ręce.
  5595. Siłą rozpędu zdążyli jeszcze przebiec jakieś piętnaście kroków i Artem,
  5596. widząc już, że brodacz upadł, złapał się na myśli, że nie ma ochoty się
  5597. zatrzymywać i wracać, że wolałby zostawić go w diabły, tego
  5598. krótkonogiego lizusa, razem z tą jego cudowną intuicją, i pędzić dalej,
  5599. zanim to coś nie pochłonie ich samych.
  5600. Te myśli napełniły go wstrętem, ale Artemem niespodzianie owładnęła
  5601. taka niechęć do leżącego na torach i głucho jęczącego Tuza, że głos
  5602. współczucia zupełnie w nim ucichł. Przez to poczuł nawet pewne
  5603. rozczarowanie, kiedy Chan rzucił się z powrotem i mocnym szarpnięciem
  5604. postawił brodacza na nogi. Artem miał cichą nadzieję, że Chan, z jego
  5605. bardziej niż lekceważącym stosunkiem do cudzego życia, jak i cudzej
  5606. śmierci, bez wahania porzuci go w tunelu jak zbędny balast i popędzą dalej.
  5607. 130
  5608. Suchym, niecierpiącym sprzeciwu głosem Chan nakazał Artemowi
  5609. złapać utykającego Tuza pod rękę, i podtrzymując go z drugiej strony,
  5610. pociągnął ich za sobą. Biec było teraz o wiele trudniej. Brodacz stękał i
  5611. zgrzytał zębami z bólu przy każdym kroku, ale Artem nie czuł wobec niego
  5612. nic prócz rosnącego rozdrażnienia. Długi, ciężki karabin boleśnie obijał mu
  5613. się o nogi i nie miał wolnej ręki, żeby go przytrzymać. Przytłaczała go
  5614. świadomość, że dokądś się spóĽnia, i wszystko to razem rodziło już nie
  5615. strach przed czarną próżnią za nimi, a złość i upór.
  5616. A śmierć była tuż obok, wystarczyło się zatrzymać i chwilę poczekać, a
  5617. złowieszczy wicher dogoni cię, porwie i rozerwie na atomy. W ciągu
  5618. sekundy znikniesz z tego Wszechświata, i nienaturalnie szybko urwie się
  5619. twój przedśmiertny krzyk... Ale teraz te myśli nie paraliżowały Artema,
  5620. lecz w połączeniu ze złością i rozdrażnieniem dodawały mu sił, które
  5621. zbierał na jeszcze jeden krok, potem na następny, i tak bez końca.
  5622. I nagle to znikło, przepadło. Poczucie zagrożenia uleciało tak
  5623. niespodziewanie, że miejsce, które zajmowało w świadomości, stało się
  5624. nienormalnie puste, niewypełnione, jak po wyrwaniu zęba. Artem stanął jak
  5625. wryty, jakby badając koniuszkiem języka powstałą dziurę. Za nimi nic już
  5626. nie było, po prostu tunel - czysty, suchy, pusty, całkowicie bezpieczny.
  5627. Cała ta ucieczka od własnych lęków i paranoidalnych fantazji, nadmierna
  5628. wiara w jakieś wyjątkowe zmysły, intuicję, wydała się Artemowi tak
  5629. śmieszna, tak głupia i bezsensowna, że nie wytrzymał i zachichotał. Tuz,
  5630. który zatrzymał się razem z nim, z początku spojrzał na niego zdziwiony, a
  5631. potem najpierw niepewnie się uśmiechnął aż w końcu wybuchnął
  5632. śmiechem. Chan patrzył na nich z niezadowoleniem i w końcu splunął:
  5633. - No, co, wesoło wam? Ładnie tu, prawda? Tak cicho i czysto, co? - i
  5634. sam ruszył naprzód. Dopiero wtedy do Artema dotarło, że są zaledwie
  5635. pięćdziesiąt kroków od stacji, że na końcu tunelu wyraĽnie widać światło.
  5636. Chan czekał na nich przy wejściu, stojąc na żelaznych schodkach. Zdążył
  5637. już wypalić wypełnionego czymś skręta, zanim tamci, rozchichotani i
  5638. zupełnie rozluĽnieni, pokonali te pięćdziesiąt kroków.
  5639. Artem poczuł przez ten czas sympatię i współczucie do kulejącego i
  5640. jęczącego z bólu przez śmiech Tuza, trapił go wstyd na wspomnienie myśli,
  5641. które przemknęły mu przez głowę tam, za nimi, kiedy Tuz się przewrócił.
  5642. Nastrój był wyjątkowo beztroski i dlatego widok Chana, zmęczonego,
  5643. wyczerpanego, obserwującego ich z dziwną pogardą, był dla Artema nieco
  5644. nieprzyjemny.
  5645. - Dziękuję! - stukając buciorami po schodkach, wyciągając do niego
  5646. rękę, Tuz podszedł do Chana. - Gdyby nie ty... Pan... To byłoby po mnie.
  5647. A... pan... mnie nie zostawił. Dziękuję! Takich rzeczy nie zapominam.
  5648. - Nie trzeba - bez cienia entuzjazmu odparł Chan.
  5649. 131
  5650. - Czemu pan po mnie wrócił? - spytał brodacz.
  5651. - Interesujesz mnie jako rozmówca
  5652. - Chan rzucił peta na ziemię i
  5653. wzruszył ramionami. - Ot i wszystko.
  5654. Po tym jak wszedł nieco wyżej, Artem zrozumiał dlaczego Chan wszedł
  5655. na peron po schodach, a nie szedł dalej wzdłuż torów. Przed samym
  5656. wejściem na Kitaj-Gorod droga była zatarasowana przez stertę worków z
  5657. piaskiem wysokości człowieka. Za nimi, na drewnianych taboretach
  5658. rozsiedli się ludzie o bardzo groĽnej powierzchowności. Krótko ostrzyżone,
  5659. wysoko wygolone głowy, szerokie bary pod luĽnymi kurtkami z wytartej
  5660. skóry przypominające uniformy, znoszone spodnie od dresu - wszystko to
  5661. wyglądało właściwie zabawnie, ale z jakiegoś powodu wcale nie nastrajało
  5662. do śmiechu.
  5663. Za workami siedziało ich trzech, na czwartym taborecie leżał stosik kart,
  5664. a bandyci zamaszyście rzucali na niego kolejne. Słychać było takie
  5665. przekleństwa, że Artem, nawet po wsłuchaniu się, nie potrafił wyłowić z ich
  5666. rozmowy choćby jednego słowa nie będącego wulgaryzmem.
  5667. Wejść na stację można było tylko przez wąską kładkę i furtkę na
  5668. szczycie schodów. Lecz tam, blokując przejście, rozsiadł się jeszcze
  5669. bardziej imponujący cielskiem czwarty strażnik. Artem obrzucił go
  5670. wzrokiem: głowa wygolona na zero, wodnistoszare oczy, nieco skrzywiony
  5671. nos, obwisłe uszy, rozciągnięte dresowe spodnie, czarna rękojeść pistoletu -
  5672. ciężki TT bezpośrednio za pasem - i trudny do zniesienia odór alkoholu,
  5673. zwalający z nóg i przeszkadzający myśleć.
  5674. - Co tam, kurna?
  5675. - ochryple przeciągnął czwarty strażnik, oglądając
  5676. Chana i stojącego za nim Artema od stóp do głów.
  5677. - Turyści, kurna? Czy
  5678. straganiarze?
  5679. - Nie jesteśmy straganiarzami, tylko podróżnymi, nie mamy żadnego
  5680. towaru - wyjaśnił Chan.
  5681. - Podróżni - sróżni! - zrymował mięśniak i głośno zarechotał.
  5682.  
  5683. -
  5684. Słuchaj tego, Kolian! Podróżni - sróżni! - powtórzył odwróciwszy się do
  5685. grających.
  5686. Dobiegły go stamtąd głosy aprobaty. Chan cierpliwie się uśmiechnął.
  5687. Byk leniwym ruchem oparł się jedną ręką o ścianę, ostatecznie blokując
  5688. przejście.
  5689. - My tu tera mamy ten... urząd celny, kapujesz? - wyjaśnił życzliwie. -
  5690. Tu się buli kasę. Chcesz przejść - płać. Nie chcesz - wal się na ryj!
  5691. - A to z jakiej racji? - pisnął Artem z oburzeniem.
  5692. I to był błąd.
  5693. Byk pewnie nawet nie zrozumiał tego, co usłyszał, ale ton bardzo mu się
  5694. nie spodobał. Odsunął Chana na bok, zrobił ciężki krok naprzód i znalazł się
  5695. 132
  5696. twarzą w twarz z Artemem. Opuścił podbródek i zmierzył chłopaka mętnym
  5697. wzrokiem. Oczy miał zupełnie puste, wydawały się prawie przezroczyste i
  5698. nie zdradzały żadnych oznak inteligencji. Wyrażały tylko tępotę i złość, i z
  5699. trudem wytrzymując ten wzrok i mrugając ze zdenerwowania, Artem czuł
  5700. jak rośnie w nim strach i nienawiść do stworzenia ukrytego za tymi
  5701. mętnymi szkiełkami i patrzącemu przez nie na świat.
  5702. - A ty co, kurna?! - spytał z pogróżką strażnik.
  5703. Był od Artema wyższy więcej niż o głowę i jakieś trzy razy szerszy.
  5704. Artem przypomniał sobie opowiedzianą mu przez kogoś legendę o
  5705. Dawidzie i Goliacie; szkoda tylko, że zapomniał który był który, jednak
  5706. historia kończyła się dobrze dla małych i słabych, a to budziło w nim
  5707. pewien optymizm.
  5708. - A ja nic! - odważył się niespodziewanie dla samego siebie.
  5709. Ta odpowiedĽ z jakiejś przyczyny rozstroiła jego rozmówcę, i ten
  5710. rozczapierzył krótkie grube palce i pewnym ruchem położył łapę na czole
  5711. Artema. Skóra na jego dłoni była żółta i zrogowaciała, a śmierdziała
  5712. tytoniem zmieszanym z olejem silnikowym, lecz Artemowi nie udało się
  5713. wyczuć pełnej gamy aromatów, gdyż mięśniak popchnął go do tyłu.
  5714. Pewnie nie włożył w to specjalnie dużo siły, ale Artem przeleciał jakieś
  5715. półtora metra, zbił z nóg stojącego za nim Tuza, i obaj niezdarnie zwalili się
  5716. na ziemię, a mięśniak nieśpiesznie wrócił na swoje miejsce. Lecz tam
  5717. czekała go niespodzianka. Chan zrzuciwszy plecak stał na rozstawionych
  5718. nogach i mocno trzymając w obu rękach automat Artema. Demonstracyjnie
  5719. szczęknął bezpiecznikiem i odezwał się cichym głosem, tak bardzo nie
  5720. zapowiadającym niczego dobrego, że nawet Artemowi, do którego te słowa
  5721. się nie odnosiły, włosy stanęły dęba:
  5722. - No, i po co być niegrzecznym?
  5723. I w sumie nie powiedział nic takiego, ale szamoczącemu się na ziemi,
  5724. próbującemu wstać, urażonemu i zawstydzonemu Artemowi te słowa
  5725. wydały się głuchym, ostrzegawczym ryknięciem, po którym może nastąpić
  5726. błyskawiczny skok. Wreszcie podniósł się, zerwał z ramienia swój stary
  5727. karabin, wycelował w napastnika, odbezpieczył i odciągnął zamek. Teraz
  5728. był gotów nacisnąć na spust w dowolnym momencie. Serce biło mu w
  5729. przyśpieszonym tempie, nienawiść ostatecznie przeważyła nad strachem i
  5730. spytał Chana:
  5731. - Mogę go stuknąć?
  5732. - i sam zdziwił się swojej gotowości, by bez
  5733. wahania zabić człowieka za to, że go popchnął. Spocona, ogolona głowa
  5734. wyraĽnie odznaczała się na przedłużeniu muszki i szczerbinki i pokusa, by
  5735. nacisnąć spust była ogromna. A potem niech będzie, co chce, teraz
  5736. najważniejsze to wykończyć tego gada, utopić go we własnej krwi.
  5737. - Szucher! - orientując się, co się dzieje, ryknął byk.
  5738. 133
  5739. Chan błyskawicznym ruchem wyrwał mu zza pasa pistolet, odskoczył na
  5740. bok i wziął na muszkę podrywających się ze swoich miejsc "celników".
  5741. - Nie strzelaj! - zdążył krzyknąć do Artema i ożywiona przez chwilę
  5742. scena znów zamarła: zastygły z rękami w górze byk w przejściu i
  5743. nieruchomy Chan, celujący w trzech bandytów, którzy nie zdążyli podnieść
  5744. swoich ustawionych w kozioł automatów.
  5745. - Nie potrzebujemy rozlewu krwi
  5746. - spokojnie i dobitnie powiedział
  5747. Chan, nie tyle prosząc, ile nakazując.
  5748.  
  5749. - Są tu pewne zasady, Artem
  5750. -
  5751. ciągnął, nie spuszczając oczu z trzech karciarzy zastygłych w głupich
  5752. pozach.
  5753. Kto jak kto, ale ci bandyci na pewno doceniali kałasznikowa i jego
  5754. zabójczą siłę na tak krótkim dystansie, dlatego nie chcieli budzić
  5755. wątpliwości, że będą grzeczni, u tego, który trzymał ich na celowniku.
  5756. - Ich zasady zobowiązują nas, żebyśmy zapłacili im myto za wejście. Ile
  5757. wynosi opłata? - spytał Chan.
  5758. - Trzy kulki od łebka - odezwał się ten, który stał w przejściu.
  5759. - Potargujmy się - złośliwie zaproponował bykowi Artem, kierując lufę
  5760. automatu w rejon jego podbrzusza.
  5761. - Dwie - wykazał elastyczność ten, wrogo patrząc na Artema, ale nie
  5762. decydując się na żadne działanie.
  5763. - Daj mu! - polecił Tuzowi Chan. - Przy okazji rozliczysz się ze mną.
  5764. Tuz chętnie wsadził rękę do swojej torby podróżnej, zbliżył się do
  5765. strażnika, odliczył i położył na jego wyciągniętej dłoni sześć błyszczących,
  5766. ostro zakończonych nabojów. Ten szybko zacisnął pięść i przesypał je do
  5767. wypchanej kieszeni kurtki, a potem znów podniósł ręce i wyczekująco
  5768. spojrzał na Chana.
  5769. - Cło uiszczone? - podniósł pytająco brwi Chan.
  5770. Byk ponuro kiwnął głową nie spuszczając wzroku z jego karabinu.
  5771. - Incydent zażegnany? - uściślił Chan.
  5772. Bandzior milczał. Chan wyjął z zapasowego magazynka, przyklejonego
  5773. taśmą do głównego, jeszcze pięć pocisków i włożył je do kieszeni strażnika.
  5774. Opadły na dno z cichym brzękiem i razem z tym dĽwiękiem napięty grymas
  5775. na twarzy byka zniknął i znów zagościł na niej zwykły leniwo-pogardliwy
  5776. wyraz.
  5777. - Kompensata za straty moralne
  5778. - wyjaśnił Chan, ale te słowa nie
  5779. wywarły żadnego wrażenia.
  5780. Najprawdopodobniej byk zwyczajnie ich nie zrozumiał, tak jak i
  5781. poprzedniego pytania. Domyślał się znaczenia zawiłych wypowiedzi Chana
  5782. 134
  5783. po jego gotowości korzystania z pieniędzy bądĽ siły; ten język rozumiał
  5784. doskonale i pewnie tylko nim operował.
  5785. - Możesz opuścić ręce
  5786. - powiedział Chan i powoli skierował lufę w
  5787. górę, zdejmując karciarzy z celownika.
  5788. Tak samo postąpił Artem, ale ręce drżały mu nerwowo, gotów był w
  5789. dowolnym momencie wziąć na cel wygolony łeb bojówkarza. Nie ufał tym
  5790. ludziom. Mimo to jego wątpliwości okazały się niepotrzebne: spokojnie
  5791. opuściwszy ręce, strażnik burknął do pozostałych, że wszystko w porządku,
  5792. oparł się o ścianę i przyjął sztucznie obojętny wyraz twarzy, przepuszczając
  5793. podróżnych na stację. Zrównawszy się z nim, Artem tak się rozzuchwalił, że
  5794. spojrzał mu w oczy, lecz byk nie przyjął wyzwania i patrzył gdzieś w bok.
  5795. Kiedy go minął, Artem usłyszał jednak za plecami z wściekłością
  5796. wypowiedziane "Szczeniak..." i soczyste splunięcie na ziemię. Już chciał
  5797. się odwrócić, ale Chan, idący krok przed nim, złapał go za rękę i pociągnął
  5798. za sobą, tak że Artem z jednej strony tłumił w sobie chęć, by wyrwać się i
  5799. wrócić do tego żałosnego typa, a z drugiej otrzymał świetne
  5800. usprawiedliwienie dla drugiej części swojej osoby, która tchórzliwie chciała
  5801. jak najszybciej stamtąd odejść.
  5802. Kiedy wszyscy stanęli na ciemnej, granitowej posadzce stacji, za nimi
  5803. rozległo się nagle przeciągłe:
  5804. - Ee... Klamkę oddaj!
  5805. Chan zatrzymał się, wytrząsnął z magazynka odebranego TT podłużne
  5806. naboje z zaokrąglonymi końcami, wsadził go z powrotem i rzucił bykowi.
  5807. Ten całkiem zręcznie złapał go w powietrzu i z przyzwyczajenia wsadził
  5808. w spodnie, obserwując z niezadowoleniem jak Chan rozsypuje zabraną
  5809. amunicję po posadzce.
  5810. - Wybacz - rozłożył ręce Chan. - Profilaktyka. Tak to się nazywa?
  5811. -
  5812. mrugnął do Tuza.
  5813. Kitaj-Gorod różnił się od pozostałych stacji, które Artem miał okazję
  5814. odwiedzić: nie miał trzech naw jak WOGN, a składał się z jednej dużej sali
  5815. z szerokim peronem, po obu stronach którego szły tory, i stwarzało to nieco
  5816. niepokojące wrażenie niespotykanie wielkiej przestrzeni. Pomieszczenie
  5817. było chaotycznie oświetlone kołyszącymi się w te i wewte słabymi
  5818. żarówkami w kształcie gruszek, ognisk nie było żadnych, widocznie ich
  5819. palenie było tu zabronione. Na środku holu, hojnie rozlewając wokół siebie
  5820. światło, lśniła biała lampa rtęciowa - dla Artema prawdziwy cud. Ale
  5821. otaczający go zamęt tak odciągał uwagę, że nawet na tej osobliwości nie
  5822. mógł zatrzymać wzroku dłużej niż na sekundę.
  5823. - Jaka wielka stacja! - westchnął zadziwiony.
  5824. 135
  5825. - Tak naprawdę widzisz tylko jej połowę
  5826.  
  5827. - oznajmił Chan. - KitajGorod jest dokładnie dwa razy większy. O tak, to jedno z najdziwniejszych
  5828. miejsc w metrze. Słyszałeś na pewno, że schodzą się tu różne linie. Na
  5829. przykład ten tor, na prawo od nas, to już nitka TagańskoKrasnoprieznieńska. Trudno opisać to wariactwo i chaos, który się na niej
  5830. wyczynia, a na tej stacji spotyka się z twoją pomarańczową, KałużskoRyżską, na której dzieją się rzeczy, w które ludzie z innych linii w ogóle nie
  5831. chcą wierzyć. Poza tym ta stacja nie należy do żadnej z federacji, a jej
  5832. mieszkańcy są całkowicie pozostawieni sami sobie. Bardzo, bardzo
  5833. interesujące miejsce. Nazywam je Babilonem. Z sympatią
  5834.  
  5835. - dodał Chan
  5836. patrząc na peron i ludzi uwijających się dokoła.
  5837. Stacja kipiała życiem. Z daleka przypominało to Prospekt Mira, ale tam
  5838. wszystko było o wiele skromniejsze i bardziej zorganizowane. Artemowi
  5839. przypomniały się słowa Burbona, że są w metrze lepsze miejsca niż ten
  5840. ubogi bazar, po którym spacerowali na Prospekcie.
  5841. Wzdłuż szyn ciągnęły się niekończące się rzędy straganów, cały peron
  5842. był wypełniony dużymi i małymi namiotami. Jedne z nich były przerobione
  5843. na sklepy, w innych mieszkali ludzie; na niektórych było napisane "DO
  5844. WYNAJĘCIA", tam znajdowały się miejsca noclegowe dla podróżnych. Z
  5845. trudem przedzierali się przez tłum i rozglądając się po bokach Artem
  5846. zauważył na prawym torze ogromną szaro-niebieską sylwetkę pociągu. Był
  5847. on jednak niepełny - zaledwie trzy wagony.
  5848. Na stacji panował nieopisany zgiełk. Zdawało się, że żaden z jej
  5849. mieszkańców nie milknie ani na sekundę i cały czas coś mówi, krzyczy,
  5850. śpiewa, o coś się szaleńczo kłóci, śmieje się albo płacze. Z kilku miejsc
  5851. naraz, przebijając gwar tłumu, niosła się muzyka, i tworzyło to niezwykły
  5852. dla życia w podziemiach świąteczny nastrój.
  5853. Tak, na WOGN-ie też byli tacy, co lubili pośpiewać, ale tam wszystko
  5854. było inaczej. Na całą stację mieli może dwie gitary, i czasem u kogoś w
  5855. namiocie zbierała się kompania, żeby odpocząć po pracy. No i zdarzało się
  5856. też na posterunku, na trzechsetnym metrze, gdzie nie trzeba do bólu w
  5857. uszach wsłuchiwać się w szmery dochodzące z południowego tunelu. Przy
  5858. ognisku śpiewało się cicho przy brzęku strun, ale głównie o rzeczach
  5859. niezbyt dla Artema zrozumiałych: o wojnach, w których nie brał udziału i
  5860. które prowadziło się według innych, dziwnych reguł; o życiu tam, na górze,
  5861. jeszcze przed.
  5862. Szczególnie zapamiętał piosenki o jakimś Afganie, które tak lubił
  5863. Andriej, były żołnierz piechoty morskiej, chociaż z pieśni tych nie dało się
  5864. prawie nic zrozumieć, oprócz smutku po poległych towarzyszach i
  5865. nienawiści do wrogów. Ale Andriej tak umiał to zaśpiewać, że wszystkim
  5866. słuchaczom drżał głos i przechodziły ich dreszcze.
  5867. 136
  5868. Andriej wyjaśniał młodym, że Afgan to taki kraj, opowiadał o górach,
  5869. przełęczach, grzmiących potokach, wioskach, śmigłowcach i plastikowych
  5870. workach. Co to jest kraj, Artem wiedział całkiem dobrze, nie na próżno w
  5871. swoim czasie uczył go Suchy. Ale jeśli wiedział cokolwiek o państwach i
  5872. ich historii, to góry, rzeki i doliny nadal były dla niego jakimiś
  5873. abstrakcyjnymi pojęciami i słowa, które się do nich odnosiły, wywoływały
  5874. w jego wyobraĽni jedynie wspomnienia wyblakłych obrazków z
  5875. podręcznika geografii, który ojczym przyniósł z jednej ze swoich wypraw.
  5876. Ale i sam Andriej nie był nigdy w żadnym Afganie, za młody był na to.
  5877. Po prostu nasłuchał się piosenek swoich starszych kolegów z wojska.
  5878. Ale czy na WOGN-ie grali tak jak na tej dziwnej stacji? Nie. Tam
  5879. śpiewano pieśni refleksyjne, poważne, i wspominając Andrieja i jego
  5880. smutne ballady i porównując je z wesołymi, figlarnymi melodiami, które
  5881. dochodziły z różnych zakątków stacji, Artem nie mógł się nadziwić, jak
  5882. inna i niepodobna może być muzyka i jak silnie może wpłynąć na nastrój.
  5883. Podszedł do najbliższych muzykantów, mimowolnie zatrzymał się i
  5884. dołączył do małej grupki ludzi, przysłuchując się nie tyle żartobliwym
  5885. słowom piosenki o czyichś tam wędrówkach po tunelach pod wpływem
  5886. kwasa, co samej muzyce, przyglądając się ciekawie wykonawcom. Było ich
  5887. dwóch: jeden, z długimi tłustymi włosami przewiązanymi na czole
  5888. skórzanym rzemykiem, ubrany w jakieś niewiarygodne wielobarwne
  5889. łachmany, brzdąkał na gitarze, a drugi, starszy już mężczyzna z solidną
  5890. łysiną i w wiele razy naprawianych i obklejonych taśmą klejącą okularach,
  5891. które wiele już widziały, w starej wyliniałej marynarce wydobywał cudne
  5892. dĽwięki z jakiegoś dętego instrumentu, który Chan nazwał saksofonem.
  5893. Sam Artem niczego podobnego wcześniej nie widział, z dęciaków znał
  5894. tylko fujarkę - byli u nich mistrzowie, którzy wycinali fujarki z rurek
  5895. różnej średnicy, ale tylko na sprzedaż: na WOGN-ie fujarek nie lubiono. No, i jeszcze, podobna nieco do saksofonu, trąbka
  5896. sygnałówka, w którą czasem trąbiło się na trwogę, jeśli z jakiegoś powodu
  5897. nawaliła zwykle wykorzystywana syrena.
  5898. Na ziemi przez muzykami leżał otwarty futerał od gitary, w którym
  5899. błyszczało już z dziesięć nabojów, i kiedy wyśpiewujący na całe gardło
  5900. długowłosy miał w tekście coś wyjątkowo śmiesznego, dołączając do żartu
  5901. zabawne miny, tłum od razu odpowiadał radosnym chichotem, rozlegały się
  5902. oklaski, a do futerału leciał kolejny nabój.
  5903. Skończyła się piosenka o błąkającym się po tunelach nieboraku, i
  5904. długowłosy oparł się o ścianę, żeby odpocząć, a saksofonista w marynarce
  5905. od razu zaczął grać jakiś nieznany Artemowi, ale najwyraĽniej bardzo tu
  5906. popularny motyw, bo ludzie przyjęli go brawami i jeszcze kilka "kulek"
  5907. błysnęło w powietrzu i uderzyło o wytarty, czerwony aksamit futerału.
  5908. 137
  5909. Chan i Tuz rozmawiali o czymś przy najbliższym straganie, i nie
  5910. pośpieszali na razie Artema, który mógłby z pewnością stać tam jeszcze
  5911. godzinę i słuchać tych pospolitych piosenek, lecz nagle wszystko się
  5912. skończyło. Do muzyków kołyszącym się krokiem zbliżyły się dwie potężne
  5913. postacie, bardzo podobne do tych bandytów, z którymi mieli do czynienia
  5914. przy wejściu na stację, i w podobny sposób ubrane. Jeden z nich ukucnął i
  5915. zaczął bezceremonialnie wygrzebywać leżące w futerale naboje,
  5916. przesypując je do kieszeni swojej skóry.
  5917. Długowłosy gitarzysta rzucił się ku niemu, próbując mu przeszkodzić,
  5918. ale tamten szybko przewrócił go uderzeniem w ramię i, zerwawszy z niego
  5919. gitarę, zamachnął się, zamierzając roztrzaskać instrument o krawędĽ filara.
  5920. Drugi bandyta, nie wysilając się specjalnie, przyciskał do ściany leciwego
  5921. saksofonistę, kiedy ten próbował się wyrwać i pomóc koledze.
  5922. Ani jeden ze stojących wokół słuchaczy nie wstawił się za muzykami.
  5923. Tłum wyraĽnie się przerzedził, a ci, którzy zostali, chowali wzrok albo
  5924. udawali, że oglądają towary leżące na sąsiednich straganach. Artem poczuł
  5925. palący wstyd i za nich, i za siebie, ale nie zdecydował się wtrącać.
  5926. - Przecież już dzisiaj przychodziliście!
  5927.  
  5928. - trzymając się za ramię,
  5929. płaczliwym głosem żalił się długowłosy.
  5930. - Słuchaj, ty! Jak macie dzisiaj dobry dzień, to my też mamy mieć dobry
  5931. dzień, rozumiesz, kurna? A w ogóle, to ty mnie tu nie podskakuj,
  5932. rozumiesz? Co, do wagonu chcesz, papugo włochata?!
  5933. - ryknął na niego
  5934. bandyta opuszczając gitarę. Jasne było, że machał nią bardziej na pokaz.
  5935. Przy słowie "wagon" długowłosy natychmiast urwał i szybko pokręcił
  5936. głową, nie mówiąc więcej ani słowa.
  5937. - No, właśnie... Papuga! - z dziwnym akcentem podsumował bydlak i
  5938. charknął pogardliwie muzykowi pod nogi. Ten ścierpiał w milczeniu i to.
  5939. Upewniwszy się, że bunt został zdławiony, oba byki nieśpiesznie się
  5940. oddaliły, by szukać kolejnej ofiary.
  5941. Artem rozejrzał się w rozterce i odkrył, że obok niego stał Tuz, który, jak
  5942. się okazało, uważnie obserwował tę scenę.
  5943. - Kto to jest? - spytał Artem ze zdziwieniem.
  5944. - A na kogo według ciebie wyglądają?
  5945.  
  5946. - spytał retorycznie Tuz.
  5947. -
  5948. Zwykłe bandziory. Na Kitaj-Gorodzie nie ma żadnej władzy, wszystko
  5949. kontrolują dwie grupy. Tą połową rządzą nasi bracia Słowianie. Zebrały się
  5950. tu wszystkie szumowiny z linii Kałużsko-Ryżskiej, sami bandyci. Generalnie mówią na nich kałużscy, niektórzy:
  5951. Ryżscy, ale ani z Kaługą ani z Rygą nie mają, rozumie się, nic wspólnego.
  5952. A tam, widzisz, gdzie jest przejście
  5953. - wskazał Artemowi schodki idące w
  5954. prawo i do góry mniej więcej na środku peronu
  5955. - tam jest jeszcze jedna
  5956. sala, podobna do tej jak dwie krople wody. Tam panuje taki sam burdel, ale
  5957. 138
  5958. rządzą tam Muzułmanie z Kaukazu, głównie z Azerbejdżanu i Czeczenii.
  5959. Kiedyś toczyli tu wojnę, każdy chciał zdobyć jak najwięcej. W rezultacie
  5960. podzielili stację na pół.
  5961. Artem dał spokój pytaniom o to, co to takiego Kaukaz, dochodząc do
  5962. wniosku, że ta nazwa własna, podobnie jak niezrozumiałe i trudne do
  5963. wymówienia Czeczenia z Azerbejdżanem, pochodzi od nieznanych mu
  5964. stacji, z których przyszli tu ci bandyci.
  5965. - Obecnie między obiema bandami panuje pokój
  5966.  
  5967. - ciągnął Tuz. -
  5968. Skubią tych, którzy postanowili zatrzymać się na stacji żeby dorobić,
  5969. pobierają cło od idących dalej. W obu salach opłata jest jednakowa
  5970. - trzy
  5971. naboje, więc nie ma znaczenia, z której strony przychodzisz. Porządku nie
  5972. ma tu oczywiście żadnego, bo na co im on - nie pozwalają tylko palić
  5973. ognisk. Chcesz kupić kwasa - na zdrowie, jakiś alkohol - mają go jak lodu.
  5974. Taką bronią można się tu obładować, że pół metra potem rozwalisz, żaden
  5975. problem. Prostytucja kwitnie. Ale nie radzę
  5976. - dodał i mruknął coś
  5977. zmieszany o własnym doświadczeniu.
  5978. - A co to ten wagon? - spytał Artem.
  5979. - Wagon? To u nich coś w rodzaju sztabu. Jak ktoś im jakoś podpadnie,
  5980. odmawia płacenia, jest im winien pieniądze, albo coś innego, to tam go
  5981. biorą. Jest tam jeszcze więzienie i izba tortur: taki loch dla dłużników czy
  5982. coś. Lepiej tam nie trafić. Głodny? - Tuz zmienił temat.
  5983. Artem kiwnął głową. Licho wie, ile czasu minęło od chwili, kiedy razem
  5984. z Chanem pili herbatę i jedli na Suchariewskiej. Bez zegara zupełnie stracił
  5985. zdolność orientacji w czasie. Jego pełne dziwnych przeżyć wyprawy przez
  5986. tunele mogły rozciągnąć się na długie godziny, a przeleciały jak jedna
  5987. minuta. Poza tym, w ogóle w tunelach upływ czasu mógł różnić się od
  5988. zwyczajnego.
  5989. Jakkolwiek było, chciało mu się jeść. Rozejrzał się.
  5990. - Szaszłyk! Garący szaszłyk!
  5991. - wrzasnął stojący nieopodal smagły
  5992. handlowiec z gęstymi czarnymi wąsami pod garbatym nosem.
  5993. Wymowę miał dość dziwną: miękko wymawiał "ł", a zamiast "o"
  5994. wychodziło mu zawsze "a". Artem i wcześniej spotykał ludzi o nietypowej
  5995. wymowie, ale nigdy nie zwracał na to szczególnej uwagi.
  5996. Słowo brzmiało dla Artema znajomo, szaszłyki na WOGN-ie
  5997. przyrządzano i lubiono. Wieprzowe, rzecz jasna. Ale to, czym wymachiwał
  5998. ów sprzedawca, przypominało prawdziwy szaszłyk jedynie z dużej
  5999. odległości. W kawałkach mięsa nabitych na poczerniałe od sadzy szpadki,
  6000. Artem, po długiej i wytężonej obserwacji, rozpoznał w końcu zwęglone
  6001. ciałka szczurów z poskręcanymi łapkami. Zrobiło mu się niedobrze.
  6002. - Nie jadasz szczurów? - spytał go ze współczuciem Tuz. - A
  6003. tamci znowu - kiwnął na smagłego handlarza
  6004. - nie cenią wieprzowiny.
  6005. 139
  6006. Koran im zabrania. Ale to nic, że to szczury - dodał spoglądając łakomie na
  6007. parujące mięso - ja też kiedyś się brzydziłem, a potem przywykłem.
  6008. Twardawe są oczywiście i kościste, poza tym czymś zajeżdżają. Ale ci
  6009. Czeczeni - znowu spojrzał w ich kierunku - umieją przyrządzić
  6010. szczurzynę, to im trzeba przyznać. Marynują ją w czymś, robi się potem
  6011. delikatna jak te twoje prosiaki. I z przyprawami! A jak tanio! - zachwalał.
  6012. Artem przycisnął dłoń do ust, odetchnął głęboko i starał się myśleć o
  6013. czymś innym, ale przed oczami cały czas stały mu poczerniałe szczurze
  6014. tuszki, nabite na rożen: żelazny drut zagłębiał się w ciało z tyłu i wychodził
  6015. z otwartego pyszczka.
  6016. - No, rób jak chcesz, ja się poczęstuję! ChodĽ, wszystkiego trzy kulki za
  6017. szaszłyk! - Tuz przywołał ostatni argument i ruszył w kierunku smażalni.
  6018. Trzeba było, uprzedziwszy najpierw Chana, obejść najbliższe stragany w
  6019. poszukiwaniu czegoś bardziej nadającego się do jedzenia. Artem sprawdził
  6020. całą stację, grzecznie odmawiając natrętnym sprzedawcom samogonu
  6021. nalewanego do wszystkich możliwych rodzajów flaszek; pożądliwie, ale i z
  6022. obawą spoglądając na ponętne, na wpół rozebrane panienki stojące przy
  6023. otwartych wejściach do namiotów i przywołujące przechodniów lepkimi
  6024. spojrzeniami, może i wulgarne, ale tak nieskrępowane, swobodne, nie to co
  6025. stłamszone, przytłoczone surowym życiem kobiety z WOGN-u;
  6026. zatrzymując się przy kramach z książkami
  6027. - tak, nie ma nic ciekawego.
  6028. Przeważnie tanie, rozwalające się książeczki rozmiarów kieszonkowych: o
  6029. wielkiej i czystej miłości
  6030. - dla kobiet, a zabójstwach i pieniądzach
  6031. - dla
  6032. mężczyzn.
  6033. Peron miał dwieście kroków długości
  6034. - trochę więcej niż normalnie.
  6035. ściany i zabawne, przypominające kształtem akordeon filary były pokryte
  6036. barwnym marmurem, głównie żółtawoszarym, miejscami nieco różowym.
  6037. A wzdłuż torów stację ozdabiały ciężkie, kute płyty z pociemniałego od
  6038. upływu lat żółtego metalu z wygrawerowanymi na nich ledwie
  6039. rozpoznawalnymi symbolami minionej epoki. Jednak cała ta piękna prostota
  6040. zachowała się bardzo słabo, zostawiła po sobie tylko smutne westchnienie,
  6041. aluzję do dawnej wielkości: sklepienie pociemniało od spalenizny, ściany
  6042. były upstrzone mrowiem wykonanych farbą i sadzą napisów i
  6043. prymitywnymi, często sprośnymi rysunkami; gdzieniegdzie marmur był
  6044. odłupany, a metalowe płyty pogięte i porysowane.
  6045. Pośrodku holu, z prawej strony
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment
Advertisement