Advertisement
hujwie

Vichan /cp/ GET 1

Jan 25th, 2014
1,852
0
Never
Not a member of Pastebin yet? Sign Up, it unlocks many cool features!
text 147.73 KB | None | 0 0
  1. Piękny słoneczny dzień, w powietrzu czuć pierwszy oddech wiosny, a we mnie narastające drażniące podniecenie.
  2. Pomagam zapakować ostatnie walizki do samochodu.
  3. - Pamiętaj, na patelni masz placki, pieniądze w szufladzie tam gdzie zawszę - mówi matka - możesz sobie zamówić pizze, tylko nie chodź głodny.
  4. - Spokojnie, nie będę głodny.
  5. Ojciec otwiera drzwi i siada na fotelu kierowcy.
  6. - Daj już mu spokój, poradzi sobie, to prawie dorosły facet. - macha ręką na matkę. Ona przytula mnie jeszcze raz, odwraca się, wsiada do auta. Nareszcie.
  7. Macham im na pożegnanie, a kiedy samochód znika za zakrętem, wracam do domu. Dom należy do mnie i wyłącznie do mnie, przez najbliższe pięć dni. Mógłbym obżerać się pizzą i oglądać kreskówki przez cały ten czas, ale nie zrobię tego. Na takie okazję mam znacznie lepsze rozrywki.
  8. Zrzucam z siebie ubranie w drodze do łazienki. Jest mi troszkę niedobrze i delikatnie się trzęsę, jak zawsze w takich przypadkach, ale to za chwile minie. Fakt robienia czegoś w ukryciu, czegoś niedozwolonego, jest dla mnie dodatkowym afrodyzjakiem.
  9. Teraz, czeka mnie troszkę pracy. Nie jest to specjalnie interesujące, chciałbym zrobić to jak najszybciej, mieć wszystkie przygotowania z głowy, ale muszę też być staranny i dokładny, w końcu będę tylko tym co sam potrafię stworzyć. Tak więc golę nogi i resztę ciała, maluje paznokcie u rąk i stóp moim ulubionym fioletowym lakierem, nakładam makijaż. Mam własne dosyć długie włosy, więc nie potrzebuje peruki, teraz tapiruje je tak aby całe były nastroszone i zaczesuje grzywkę na bok. Przeglądam się w lustrze. Mógłbym umówić się ze sobą.
  10. Czas na ciuszki. Nie wszystkie są moje, ale z tego co mam w domu kompletuje sobie kompletny set niegrzecznej uczennicy. Biała bluzeczka, czarna plisowana i bardzo krótka mini, białe podkolanówki i fioletowe szpilki na wysokim obcasie, przynajmniej osiem centymetrów. Do tego komplet różowej koronkowej bielizny.
  11. Idę do mojego pokoju, po drodze znowu zatrzymuje się przy lustrzę. Po kilku minutach w przebraniu zaczynam poruszać się bardziej kobieco, nawet mimika twarzy mi się zmienia, nie mam pojęcia jak to działa, ale po chwili jestem już zupełnie inną osobą.
  12. Podłączam kamerkę do komputera, rzeczy walające się po podłodze wrzucam pod łóżko. Ostatnie poprawki otoczenia i fryzury, siadam przed monitorem. Wszystko jest gotowe, odpalam Skype i przeglądarkę.
  13. Wtedy słyszę pukanie do drzwi.
  14.  
  15. - Kurwa.
  16. Zamieram na chwilę w bezruchu. Nikogo nie powinno tutaj być, cała rodzina wyjechała, a znajomi myślą, że pojechałem razem z nimi. Kto może pukać? Chyba tylko pierdoleni świadkowie Jehowy. To byłaby dosyć bezpieczna opcja. Więc spokojnie.
  17. Jest jednak możliwość, że to na przykład jakiś współpracownik ojca, przyszedł podrzucić mu dokumenty czy coś innego. Mógł do niego dzwonić, mógł wiedzieć, że jestem w domu, czeka teraz pod drzwiami, a za chwilę sprawdzi, czy są otwarte.
  18. Czy są otwarte?
  19. - Kurwa, kurwa, kurwa… - mamroczę, zrzucając z nóg szpilki. Zapomniałem zamknąć te cholerne drzwi na klucz. To może być totalna katastrofa.
  20. Przez myśl przebiega mi koncepcja rozebrania się z ciuszków w łazience, potem mógłbym się wytłumaczyć, że właśnie brałem prysznic, czy coś. Ale paznokcie? No i makijaż wyszedł mi dzisiaj tak zajebiście, tyle pracy na marne.
  21. Ręce mi się trzęsą.
  22. Pukanie ponawia się, teraz jest głośniejsze, bardziej natarczywe.
  23. Podejmuje w końcu decyzję. Pójdę i sprawdzę kto jest za drzwiami, jeśli ktoś znajomy, schowam się w łazience na wypadek gdyby wszedł do środka, jeśli ktoś kogo nie znam, po prostu podejdę i przekręcę klucz w zamku. Drzwi wejściowe do mojego domu są co prawda przeszklone, ale w pogrążonym w półmroku przedpokoju nikt nie powinien zauważyć, że jestem chłopcem.
  24. Na paluszkach schodzę po schodach na parter, omijam przejście do przedpokoju i wchodzę do kuchni, stąd spokojnie będę mógł wyjrzeć przez okno, sprawdzając kto stoi na ganku.
  25. Nachylam się nad blatem i delikatnie odsuwam firankę.
  26. W tym momencie słyszę jak otwierają się drzwi. Ktokolwiek stał na zewnątrz, wszedł do środka.
  27. Strach mnie paraliżuje. W kuchni nie mam gdzie się schować, nie mam dokąd wyjść. Intruz zajrzy do salonu, a potem tutaj, gdzie zastanie mnie, w damskich ciuszkach, prawdopodobnie sikającego ze strachu.
  28. Słyszę kroki, a przez moją głowę w szaleńczym tempie przewijają się najgorsze scenariusze. Przypomina mi się któreś z American Pie, w którym bohater zabija babcię wytryskiem. Jak można żyć dalej po czymś takim w realnym świecie? Moja babcia z pewnością padłaby na zawał gdyby mnie teraz zobaczyła.
  29. A jeśli to któryś z moich znajomych? Dowolny z nich wystarczy aby o tej sytuacji dowiedzieli się wszyscy. Nie byłbym w stanie pokazać się w szkole po czymś takim. Nie byłbym w stanie spotkać się z żadnym z kumpli.
  30. Kroki są coraz bliżej. Idzie do kuchni.
  31. Zostać nakrytym przez znajomego mojego ojca? Starszy wyrzucił by mnie z domu gdyby się dowiedział. Cholerny homofob, kiedy w TV pojawia się jakiś gejowski wątek, zaraz rzuca hasła w stylu "jebane pedały do gazu". A jego własny syn ma na sobie teraz damskie majtki.
  32. Trzęsę się ze strachu kiedy w drzwiach pojawia się w końcu oczekiwany kataklizm.
  33. Mężczyzna po trzydziestce, mój sąsiad Tomek. Patrzy się na mnie, uśmiecha się i nie wygląda na zaskoczonego.
  34.  
  35. - Cześć Ivo - mówi.
  36. Czuje jak się rumienię.
  37. Czasami chciałbym być osobą ze skłonnościami do utraty przytomności. Mógłbym zemdleć i przeczekać w nieświadomości najbardziej upokarzające momenty z mojego życiorysu. Niestety w tym momencie jestem absolutnie świadom tego, co się dookoła dzieje. Stoję nieruchomo, opierając się o kuchenny blat, pragnąc z całej siły zapaść się pod ziemię.
  38. Milczę.
  39. - Pięknie dziś wyglądasz - rzuca Tomek w moim kierunku, szczerząc zęby. Wchodzi do kuchni, omija mnie i bezceremonialnie zagląda do lodówki.
  40. Nie znamy się na tyle, żeby kiedykolwiek wcześniej wchodził do mojego domu jak do siebie. Kilka wspólnych sąsiedzkich grilli, półtora roku mieszkania przez płot, to wszystko.
  41. Teraz sięga na drugą półkę nad zamrażarką i wyjmuję stamtąd butelkę czerwonego wina.
  42. - Myślę, że to ci się teraz przyda.
  43. - Ja, nie… - Zacinam się. Powinienem stąd wyjść i schować się u siebie w pokoju, ale przez ścianę strachu przebija się nieśmiało ciekawość.
  44. Tomek jest w miarę przystojnym facetem. Sporo wyższy ode mnie, szeroki w barkach. Nie jest gruby, raczej duży. Gdyby chciał mógłby mnie bez trudu podnieść i zarzucić sobie na ramię. Wyobrażam to sobie, patrząc jak otwiera wino.
  45. Wyciąga korek z butelki, w kilka sekund, tak jakby przez całe dnie nie robił nic innego. Nigdy mi się coś takiego nie udało.
  46. - Gdzie macie kieliszki?
  47. Posłusznie wskazuję właściwą szafkę. Jestem czystym zaskoczeniem, taka sytuacja na pewno mogłaby mi się przyśnić, ale nie wydarzyć naprawdę. Powietrze którym oddycham jest pełne surrealizmu.
  48. Wino zostaje nalane do kieliszków a jeden z nich trafia do mojej dłoni. Patrzę na czerwony napój i moje fioletowe paznokcie, starając się z całej siły opanować trzęsące się ręce.
  49. - Wypij to nie rozlejesz. - Tomek nadal się uśmiecha. Stoi obok mnie i patrzy się na moją zdecydowanie za krótką spódniczkę.
  50. Podnoszę kieliszek do ust i wypijam połowę zawartości. Na cienkim szkle pozostaje ślad różowej szminki.
  51. - Pójdę się przebrać. - Odwracam się odkładając kieliszek na ciemnoszary blat.
  52. - Nie powinnaś.
  53. Zatrzymuje się w pół kroku. Użył żeńskiej formy? Chyba nie, chyba tylko mi się wydawało.
  54. - To chyba ty nie powinieneś tutaj wchodzić - odpowiadam. Powoli zanika mój strach i zawstydzenie, zaczynam być wkurwiony na niego tym, że postawił mnie w tak niezręcznej sytuacji. W dodatku najwyraźniej zamierzenie.
  55. - Zamknij mordę.
  56. Kompletnie nie wiem co powiedzieć. Gapie się na niego z otwartymi ustami.
  57. Tomek upija łyk wina i opiera się niedbale o kuchenne szafki.
  58. - Od tej chwili będziesz robić to co ja ci powiem, jasne?
  59. - Bo co? - pytam idiotycznie.
  60. - Gówno. Uważasz, że powinienem zadzwonić do twoich staruszków i powiedzieć im co robisz kiedy nie ma ich w domu?
  61. Milczę. Uświadamiam sobie, że znajduje się w totalnie chujowej sytuacji, nie mam nic do powiedzenia i nie mogę nic zrobić, jestem całkowicie zdany na niego. Co gorsza, w pewien przewrotny sposób zaczyna się to dla mnie robić interesujące.
  62.  
  63. - Nie masz czego się bać, jestem naprawdę miłym facetem. - mówi Tomek. Podnosi butelkę i wychodzi z kuchni - Chodź. - Odwraca się w przejściu.
  64. Po drodze wypijam resztę zawartości mojego kieliszka. Wchodzimy do salonu, mój sąsiad zajmuje wielki, ciemnozielony fotel, a mnie wskazuje kanapę po drugiej stronie stolika ze szklanym blatem. Siadam tam posłusznie, pamiętając, aby trzymać nogi razem.
  65. Ponownie nalewa nam wina. Stwierdzam, że to w sumie bardzo dobry pomysł. Wino jest półsłodkie, smakuje mi. Mógłbym pić je szklankami, jak zwykły owocowy sok.
  66. - Więc kiedy wracają twoi rodzice?
  67. - W środę.
  68. - Super. - Upija łyk ze swojego kieliszka i patrzy na mnie. - Masz jakieś pytania?
  69. Owszem, mam ich całe mnóstwo. Kilka minut temu straciłem pewność co do czegokolwiek.
  70. - Skąd wiedziałeś o tym? - Wskazuje na siebie, na bluzkę, spódniczkę i podkolanówki.
  71. - Hah, moja sypialnia znajduje się dwadzieścia metrów od twojej sypialni. - Śmieje się. - Kiedy wejdę na komodę jestem w stanie zajrzeć do ciebie przez okno.
  72. - Ale dlaczego…
  73. - Zupełnie przez przypadek, naprawdę, nie podglądałem cię specjalnie. Przynajmniej dopóki nie wiedziałem o "tym". - Parodiuje ruch mojej dłoni.
  74. Wzruszam ramionami, ale znowu zaczynam się wstydzić i denerwować. Czy mam jakieś pytania? Mógłbym dowiedzieć się ile faktycznie widział z tego wszystkiego co robiłem w swojej sypialni. To jednak nie jest dobry pomysł. Zamiast tego pytam:
  75. - Dlaczego tu teraz przyszedłeś?
  76. - Chciałem postawić cie niezręcznej sytuacji.
  77. - Gratulacje, udało ci się. Czy to już wszystko?
  78. - Nie. - Opiera się wygodniej, przekrzywia głowę i wpatruje się we mnie. - Wygląda na to, że podoba ci się bycie dziewczynką, dlatego będę się do ciebie zwracał jak do dziewczynki, ok?
  79. Znowu wzruszam ramionami. Czy naprawdę mam w tej kwestii cokolwiek do powiedzenia?
  80. - Jesteś w tym świetna, naprawdę. - kontynuuje - Jesteś jedną z najładniejszych transek, jakie kiedykolwiek, gdziekolwiek widziałem. Pomyśleć tylko, że mieszkam z tobą przez płot. - Przerywa na chwilę. - Nie myślałaś kiedyś o czymś więcej, oprócz internetu?
  81. - Nie. - odpowiadam szybko.
  82. - A powinnaś. Masz szczęście, bo właśnie wyręczyłem cię w tej trudnej decyzji jaką jest wyjście w ciuszkach do ludzi i spróbowanie prawdziwego seksu, zamiast jego imitacji.
  83. - Co.
  84. - Uklęknij.
  85. Kręci mi się w głowie i to bynajmniej nie od dwóch kieliszków smacznego wina. Jest to raczej spowodowane tym, że jestem w tym momencie pozbawiony jakiegokolwiek mentalnego pancerza jakim otaczam się na co dzień. Mam wrażenie że gość siedzący na fotelu naprzeciwko mnie, wie o mnie więcej niż ktokolwiek inny. W dodatku jest moim sąsiadem, który właśnie okazał się fanem i entuzjastą trapów, a jego spojrzenie lustrujące moje długie gładkie nogi jest raczej jednoznaczne.
  86. To wszystko jest jak sen, a ja nie jestem już pewien, czy to na pewno koszmar, czy jednak nie.
  87. To szaleństwo.
  88. To kompletnie szalone, ale zsuwam się z kanapy i klękam na mięciutkim, brązowym dywanie.
  89.  
  90. - Chodź tutaj. - mówi.
  91. Na czworakach omijam stolik i po chwili klęczę przed nim.
  92. - Będziesz moją suczką, rozumiesz?
  93. Kiwam potakująco głową. Całkowicie się poddaje, nie mam już w sobie żadnej dumy ani własnego zdania. Jest podniecenie, nawet nie czysto seksualne, ta sytuacja doprowadza mnie do tego że się trzęsę.
  94. - Dla mnie jesteś teraz dziewczynką, masz zachowywać się, mówić i myśleć jak dziewczynka, czy to jest jasne?
  95. - Tak, jest jasne.
  96. - Zdejmij bluzkę.
  97. Posłusznie rozpinam guziki, a potem zsuwam z siebie białą bluzeczkę. Przez chwilę boję się, że on jednak dostrzeże we mnie faceta, stwierdzi że wyglądam paskudnie a potem stąd wyjdzie. Jestem jednak w błędzie, na jego twarzy maluje się zadowolenie.
  98. - Ślicznie. Teraz odwróć się, pokaż tyłeczek.
  99. Wykonuje rozkaz, podciągam spódniczkę do góry i wyginam się do tyłu, naśladując jak najbardziej kobiecą pozycje. Żałuje teraz, że zdjąłem wcześniej szpilki, w nich zawsze wygląda się o wiele seksowniej.
  100. - Dobrze…
  101. Oglądam się za siebie i widzę jak Tomek przesuwa ręką po swoim kroczu. Dopiero teraz zaczynam czuć prawdziwe podniecenie, silne jak nigdy wczęśniej. Nie ma dla mnie przyjemniejszego uczucia, niż to które generuje świadomość tego, że ktoś podnieca się mną. To jest cudowne, potrafię zrobić wszystko, aby tylko otrzymać dowód uznania w postaci mężczyzny ze stojącym kutasem.
  102. - Ok, chodź, chodź tutaj.
  103. Odwracam się znowu i przysuwam do niego. Patrzy na mnie z góry, a ja już wiem co za chwilę się wydarzy. Czuję się strasznie zdenerwowany. Co ja właściwie robie? Nigdy tego nie planowałem, jestem biseksualny, ale zawsze chciałem przeżyć pierwszy seks z dziewczyną, to wydawało mi się bardziej prawidłowe. Z drugiej strony zdecydowanie lepiej czuję się jednak w tej roli w jakiej znajduje się w tym momencie. Poderwać faceta to nic trudnego, a jeśli w dodatku on chce mnie faktycznie posiadać, to jest to coś co niesamowicie mnie kręci.
  104. - Rozepnij - mówi, wskazując ręką na rozporek. Sięgam do niego moimi fioletowymi pazurkami i powoli odsuwam suwak. Czuje, że jego penis jest już twardy. Podnoszę wzrok i patrzę na niego pytająco, a kiedy dostrzegam w jego oczach przyzwolenie, odsuwam też bokserki.
  105. Po chwili, pierwszy raz w życiu, trzymam w ręce kutasa, nie będącego moim własnym. Jest całkiem duży, większy od mojego, więc ma przynajmniej osiemnaście centymetrów. Zastanawiam się, co Tomek zamierza zrobić dalej, ale on już nic nie mówi. Łapie mnie za włosy i przyciąga moją głowę bliżej. Otwieram usta i delikatnie oblizuje koniuszek jego prącia.
  106. - O tak… - Porusza delikatnie biodrami i naciska na mnie mocniej. Biorę go do ust tak głęboko jak tylko potrafię, aby nie spowodować odruchu wymiotnego. Tomek ciągle trzyma mnie za włosy i teraz szarpie do góry. Potem znowu na dół.
  107. Jestem jak w transie, w pewnym momencie przychodzi mi do głowy myśl: "Lol, właśnie robię loda mojemu sąsiadowi". Krztuszę się, kiedy mimowolnie próbuję się roześmiać.
  108. On jednak nie przestaje. Bawi się mną coraz szybciej i szybciej. W górę i w dół. Odczuwam pewną ulgę, domyślając się, że nie będzie wymagał ode mnie nic więcej oprócz seksu oralnego.
  109. Istotnie, po paru minutach dłoń trzymająca moje włosy przyspiesza jeszcze bardziej i Tomek spuszcza mi się do ust. Wyrywam się, siadam na podłodze i wypluwam spermę, która ścieka mi po brodzie niszcząc makijaż i kapiąc na różowy stanik.
  110. - Rety, będę musiała to uprać. - Przebiega mi przez myśl i po chwili orientuje się, że myślę o sobie w rodzaju żeńskim, ale ani trochę mi to nie przeszkadza.
  111. Tomek oddycha głęboko. Patrzy na mnie i podnosi się z fotela.
  112. - Obliż - mówi.
  113. Posłusznie oblizuje jego penisa, a kiedy jest już czyściutki, on chowa go z powrotem do bokserek i zapina spodnie.
  114. - Całkiem nieźle jak na początek. - Głaszcze mnie po moich nastroszonych czarnych włosach. - Wrócę tutaj wieczorem i wyjdziemy razem gdzieś na miasto, więc ubierz się odpowiednio. - Mruga do mnie porozumiewawczo i wychodzi z salonu. Po chwili słyszę trzaśnięcie drzwi wejściowych.
  115. Siedzę na dywanie, wciąż czując smak jego spermy. W mojej głowie panuje kompletny chaos.
  116.  
  117. Zerkam na stojącą na stoliku butelkę, podnoszę ją i wypijam duszkiem prawie połowę zawartości, nie zwracając uwagi na kieliszki.
  118. Co dalej?
  119. Pierwsza myśl jest taka: Przebrać się, zmyć makijaż i lakier z paznokci, udawać, że nic się nie stało. Obawiam się jednak, że to nie ma prawa zadziałać. Tomek nadal posiada wszystkie możliwe argumenty aby zmienić moje życie w gówno. No i spójrzmy prawdzie w oczy, czy to naprawdę mi się nie podobało?
  120. Wychodzę z salonu i zatrzymuję się przy lustrze w korytarzu. Włosy mam potargane, makijaż rozmazany, a w ręce trzymam butelkę wina. W najmniejszym stopniu nie wyglądam jak facet, w tym momencie raczej jak uliczna dziwka. Uśmiecham się do swojego odbicia.
  121. Nigdy nie próbowałem wyjść na ulicę jako dziewczynka, ale właściwie co mogłoby mi się stać? Chyba nie da się bardziej skomplikować sytuacji w której teraz się znajduje.
  122. Wzruszam więc ramionami.
  123. Jest dopiero kilka minut po trzynastej. Zrzucam z siebie ubrania które wydają mi się jakby brudne. Niektóre są. Zostawiam różowy stanik obok pralki, po czym biorę długi przyjemny prysznic. Myśl o powrocie do bycia chłopcem blednie coraz bardziej i kiedy wychodzę z łazienki bez wahania zakładam na siebie damską bieliznę, tym razem czarne majteczki i czarno-czerwony stanik. Puszczam sobie w tle Yeah Yeah Yeahs i dokańczam butelkę wina.
  124. Chociaż nie wiem o której godzinie wróci Tomek, ale do wieczora mam na pewno mnóstwo czasu. Wracam myślami do tego co działo się nie tak dawno w salonie. To wszystko jest tak nierzeczywiste, jakby nie mogło naprawdę mnie dotyczyć. Jakbym stał obok i spoglądał na obcą osobę robiącą loda mojemu sąsiadowi.
  125. Nie mam pojęcia czym się zająć. Szwendam się po domu bez celu, przeglądam się w lustrach i przejmuje się swoimi wadami. Tym czego obawiam się chyba najbardziej jest sytuacja kiedy facet jest mną zawiedziony. Od zawsze byłem perfekcjonistą, więc w tym przypadku też to działa. Ciężko znoszę krytykę i robię wszystko, żeby wszyscy byli ze mnie zadowoleni.
  126. Przeglądam ciuszki i kompletuje sobie wieczorny secik. "Ubierz się odpowiednio", powiedział. Ciekawe co miał na myśli.
  127. Alkohol krąży w moich żyłach, niecała butelka wina to nie wiele, ale jestem w całkiem dobrym nastroju i mam ochotę na robienie losowych rzeczy. Spójrzmy prawdzie w oczy, czy to nie jest sytuacja na jaką zawszę czekałem?
  128. Może i tak, ale im szybciej mija czas tym bardziej zaczynam się stresować. Nawet niczym konkretnym, po prostu że zrobię coś nie tak. To identyczne uczucie jakiego doświadcza się na przykład przed jakimś publicznym wystąpieniem. W sumie, jeśli tak na to spojrzeć, to będzie to moje pierwsze publiczne wystąpienie.
  129. W końcu, ubieram się, na wszelki wypadek sporo wcześniej.
  130. Zakładam na siebie czarną sukienkę, obcisłą na górze, luźną na dolę, sięgającą lekko nad kolana. Do tego pończoszki w czarno-czerwone poziome pasy, oraz czarne sznurowane buty na koturnie, niezbyt wysokim, w końcu nie mam pojęcia jakie rozrywki będą na mnie czekać. Na koniec skórzana, przykrótka kurtka.
  131. Włosy tapiruje jeszcze bardziej niż przedtem, wpinam w nie też wielką różową spinkę. Makijaż troszkę mniej wyzywający, ale oczy mocno zaznaczam czarną kredką.
  132. W końcu staje przed lustrem.
  133. Trenuje od dłuższego czasu i znam się na tym jak dobrze wyglądać jako dziewczynka. Ale chyba umiejętności to nie wszystko. To raczej mój dzisiejszy stan psychiczny sprawia, że wyglądam lepiej niż kiedykolwiek. Lecz czy na pewno wystarczająco dobrze?
  134. Resztę popołudnia spędzam siedząc na kanapie i przerzucając kanały w telewizorze, staram się nie gnieść sukienki i nie rozmazać makijażu. Zerkam na zegarek i na przejście do przedpokoju. Od czasu do czasu w lustro.
  135. W końcu słyszę dźwięk otwierających się drzwi. Oczywiście nie przyszło mi do głowy, żeby tym razem je zamknąć. Wyłączam TV, wygładzam sukienkę i staje twarzą w twarz z Tomkiem. Lustruje mnie wzrokiem. Od dołu do góry, od góry do dołu i z powrotem.
  136. - Świetnie. - odzywa się w końcu. - Brakuje tylko jednej rzeczy. - To mówiąc wyjmuje z kieszeni zwinięty skórzany pasek.
  137. Z początku nie rozpoznaje tego przedmiotu, ale po chwili dostrzegam rząd błyszczących ćwieków i dwa metalowe kółka. Obroża.
  138.  
  139. Ponoszę włosy do góry, a on ją mi zakłada. Na koniec wyciąga z kieszeni jeszcze jedną rzecz i zanim zdążam się zorientować, spina ze sobą dwa metalowe kółka mojej obroży za pomocą malutkiej kłódki.
  140. Dotykam jej ręką, mały zimny kawałek metalu kołyszący się na mojej szyi.
  141. - Zdejmę ci ją w środę. Do tego czasu jesteś moja - mówi.
  142. - To konieczne? - Przesuwam palcami po obróżce.
  143. - Absolutnie konieczne. - Odwraca się i wychodzi do przedpokoju.
  144. Idę za nim, zatrzymując się na chwilkę, aby jeszcze raz zerknąć na swoje odbicie. Do wszystkiego co dobrałem wcześniej doszła teraz czarna obroża najeżona malutkimi, chromowanymi kolcami. Z przodu połyskuje srebrna kłódeczka.
  145. Tomek wychodzi z domu i nie oglądając się za siebie idzie do samochodu zaparkowanego przed furtką. Pospiesznie zamykam za sobą drzwi, chowam klucze do zapinanej kieszonki mojej kurtki i doganiam go, kiedy wsiada do swojego auta. Gość jest przedstawicielem handlowym, lub kimś w tym rodzaju. W każdym bądź razie, z gatunku tych, którzy całkiem nieźle zarabiają. Aktualnie jeździ dużą, szarą skodą, w środku nadal pachnącą nowością.
  146. Siadam na fotelu pasażera i poprawiam sukienkę. Samochód rusza.
  147. - Dokąd jedziemy?
  148. - Na starówkę. Zjemy coś, napijemy się, oprowadzę cie po najciekawszych lokalach. Chyba, że znasz je już lepiej ode mnie?
  149. - Raczej nie znam. - Na moją twarz wpełza rumieniec. - Chyba mnie tam nie wpuszczą, nie mam nawet osiemnastu lat.
  150. - A ile?
  151. - Szesnaście… - Robię chwilę przerwy. - Z tego co wiem, nie grozi ci prokurator. - Uśmiecham się.
  152. - Nie grozi. A ty wejdziesz ze mną, do wszystkich klubów na jakie będę miał ochotę. Nawet jeśli nie wolno tam wprowadzać zwierzątek. - Zmienia bieg i kładzie dłoń na moim udzie. Zaciskam rękę na uchwycie w drzwiach, znowu zaczynam się delikatnie trząść.
  153. Przez jakiś czas jedziemy w milczeniu, ręka Tomka odrywa się czasem od mojej nogi, a później znowu tam wraca, podwijając sukienkę troszkę wyżej. Tym sposobem odkrywa miejsce w którym kończy się pończoszka.
  154. Stoimy właśnie na czerwonym świetle, mój sąsiad zerka na mnie, po czym gwałtownie przesuwa swoją dłoń, opierając ją na moim kroczu. Całe moje ciało sztywnieje, niczym potraktowane prądem. Wbijam palce w gładką tapicerkę fotela.
  155. Chyba pierwszy raz, ktoś dotyka mnie w ten sposób. Powinienem się przyzwyczaić, że dzisiejszy dzień jest dla mnie dniem nowości, ale nie jestem w stanie. Czuje się jak dzikus, który po wyjściu z buszu pierwszy raz ujrzał cywilizacje. To wszystko jednocześnie mnie zachwyca i przeraża.
  156. Światła się zmieniają i Tomek z powrotem chwyta kierownice. Powoli wjeżdżamy do centrum.
  157. - Pewnie będzie tam dzisiaj sporo ludzi - odzywam się nieśmiało.
  158. - Na pewno - Spogląda na mnie kątem oka. - ale myślę, że nie masz się czego obawiać.
  159. - Hm?
  160. - Nawet twój głos nie jest zbyt męski. Gdybym spotkał cie w klubie, byłbym przekonany, że jesteś stuprocentową dziewczynką.
  161. Uśmiecham się delikatnie, nie dając po sobie poznać, że jestem w tym momencie zmaterializowanym zadowoleniem, przemieszanym ze sporą dawką radości.
  162. Docieramy w końcu na spory parking, tuż przy staromiejskim murze. Podniecenie i zdenerwowanie wydaje się teraz dla mnie nierozłącznym, jednym uczuciem. Wysiadam z auta, mrużąc oczy przed rażącym zachodzącym słońcem.
  163.  
  164. Wciąż delikatnie odczuwam wypite wcześniej wino, czuje się więc swobodniej niż zazwyczaj. Obejmuje Tomka, a on klepie mnie w tyłeczek i kładzie rękę na moim biodrze. Tak mijamy razem bramę starego miasta.
  165. Słońce coraz bardziej chowa się za kolorowymi kamieniczkami, a wiatr szalejący w wąskich uliczkach co chwile podwiewa mi sukienkę. Na początku zerkam kontrolnie na twarze mijanych ludzi, ale po chwili przestaje. Jestem niczym nie wyróżniającą się częścią miejskiej społeczności, gromadzącej się w tym rejonie, tak jak w każdy piątkowy wieczór. Co prawda kilku mężczyzn zwraca na mnie uwagę, ale to nic groźnego, a wręcz przeciwnie. Zwykłe spojrzenia przyciągane przez wszystkie atrakcyjne dziewczyny.
  166. - Jest super - szepczę Tomkowi do ucha.
  167. On uśmiecha się tylko i kieruje nas w stronę jednego ze stojących na rynku ogródków.
  168. - Tutaj jest całkiem smacznie, chodź.
  169. Zajmujemy stolik na uboczu i siadamy blisko siebie. On ustawia krzesła tak, aby mieć mnie w swoim zasięgu, a mi wcale to nie przeszkadza.
  170. W tym momencie dzwoni mój telefon.
  171. Zerkam pytająco na Tomka, kiwa przytakująco głową, więc wyjmuje komórkę i odbieram.
  172. - Hej Ivo, jak tam sobie radzisz? - W słuchawcę odzywa się moja matka.
  173. - Um… Cześć mamo, całkiem dobrze. Właśnie wyszedłem sobie na miasto coś zjeść. Co u was?
  174. - Właśnie dojechaliśmy, pokoje są świetne, za tą cenę jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona…
  175. Prawie upuszczam telefon, kiedy dłoń mojego sąsiada znowu trafia na moje udo. Gapi się na mnie i bezczelnie szczerzy zęby.
  176. - …jest tutaj bilard nawet, stołówka bardzo elegancka, ale przegapiliśmy już kolacje, więc teraz idziemy nad morze… - Kontynuuje moja rodzicielka.
  177. Opuszczam rękę w której nie trzymam komórki i próbuje nawiązać nierówną walkę z krążącą pod moją sukienką dłonią, ale po chwili otrzymuje ostrzegawczego klapsa i poddaje się całkowicie.
  178. - Ivo, czy ty mnie w ogóle słuchasz? Jesteś tam?
  179. - Jestem, jestem. Ej. Właśnie wsiadam do autobusu, muszę kończyć.
  180. - Dbaj o siebie i nie rób niczego głupiego!
  181. - Jasne mamo, cześć.
  182. Rozłączam się.
  183. Tomek zabiera ręce i śmieje się ze mnie. Najwyraźniej świetnie się bawi.
  184. - Co powiedziała? - pyta.
  185. - Żebym nie robił niczego głupiego.
  186. - Doskonała rada, całkowicie się z nią zgadzam. - Nachyla się w moim kierunku. - Dlatego następnym razem użyj słowa "robiła", ok? - Dodaje konspiracyjnym szeptem.
  187. - Ok. - Chowam telefon z powrotem do kieszeni.
  188. - Co "ok"?
  189. - Nie będę robiła niczego głupiego.
  190. - Brawo! - Próbuje pogłaskać mnie po głowie, ale uchylam się. Nie po to stałam tyle czasu przed lustrem żeby znowu mnie potargał.
  191. Czuje się dziwnie, on ma ze mnie prawdziwy ubaw i chociaż normalnie wnerwiało by mnie to niesamowicie, to teraz zaczyna mi się to podobać. Dostosowywuję się powoli do tej nowej roli. Kiedy już odrzuci się sztuczne dążenie do bezpieczeństwa, wtedy działanie według czyichś rozkazów może być naprawdę fantastyczne, a ja jestem naprawdę blisko tego aby poddać się całkowicie.
  192. Przypominam sobie o obroży na mojej szyi i zadaje sama sobie pytanie, czy może jednak już należę faktycznie do niego.
  193.  
  194. Zamawiamy jedzenie, napoje. Tomek pije piwo, ja jabłkowego Reddsa.
  195. Rozmawiamy. Nigdy nie spodziewałabym się, że mogę mieć tyle wspólnych tematów z trzydziestoletnim facetem. Rozumiemy się świetnie. Zdaję sobie jednak sprawę, że on nigdy nie będzie moim kumplem. Na jaki temat byśmy nie zeszli, ciągle czuję przed nim respekt. Nie udowadniam swoich racji, a kiedy on patrzy mi prosto w oczy, opuszczam wzrok. Przy nim jest to dla mnie naturalny odruch, nie kontroluje tego w żaden sposób i nie walczę z tym. Czuje się świetnie w takiej relacji.
  196. W końcu opuszczamy ogródek. Jest już ciemno, spacerujemy po starówce, odwiedzamy kilka pubów. Wypijam kolejnego Reddsa, a potem mohito, w następnym lokalu drugie.
  197. - Zaraz wracam - mówi Tomek i wstaje ze stołka.
  198. Siedzę przy barze w bardzo gustownie urządzonej piwnicy i sączę swojego drinka. Jest tutaj cieplej niż w pubach które odwiedziliśmy wcześniej, zdejmuje więc kurtkę i wieszam ją na oparciu.
  199. Tuż obok mnie dosiada się jakiś obcy facet. Zamawia piwo, a potem odwraca się w moim kierunku.
  200. - Przyszłaś tutaj sama?
  201. Dawno nie wypiłam takiej ilości alkoholu jak dzisiaj i jak na razie działa to dla mnie tylko na plus. Czuje się wyśmienicie, absolutnie pewnie i bezpiecznie.
  202. - Nie, przyszłam tutaj z moim właścicielem. - Stukam palcami w kłódeczkę wiszącą na mojej szyi. Strasznie mnie to bawi.
  203. - Z właścicielem? To musi być bardzo ciekawe. - Gość przysuwa się bliżej.
  204. - Nawet nie wyobrażasz sobie jak.
  205. - Marcin - Wyciąga do mnie dłoń.
  206. Delikatnie podaje mu rękę i zastanawiam się chwilkę.
  207. - Majka.
  208. Potem wracam do swojego mohito. Z głośników pod sufitem wydobywa się jakieś reggae, bardzo odpowiadające mi w tym momencie. Troszkę kręci mi się w głowie, chętnie wyszłabym na parkiet, niestety parkietu nie ma w tym lokalu. A może całe szczęście, że go nie ma.
  209. - Więc co trzeba zrobić, żeby zostać twoim właścicielem?
  210. - Trzeba mnie postawić w niezręcznej sytuacji, a potem za pomocą szantażu nakłonić do seksu oralnego. - Spoglądam na Marcina poważnym wzrokiem spod opadającej na twarz grzywki.
  211. - Co?
  212. - Dokładnie to co powiedziała, potwierdzam. - Tomek zjawia się znikąd. Po którymś z kolei piwie też jest bardziej roześmiany niż zwykle.
  213. - Zatańczymy? - pytam.
  214. - Raczej nie kochanie, myślę, że wychodzimy. - Łapie mnie za obrożę i w ten sposób wyprowadza z pubu. Macham na pożegnanie facetowi przy barze, spławienie facetów jest prawie tak samo przyjemnie jak bycie własnością jednego z nich.
  215. Na ulicy jest dosyć chłodno, ale szybko mijamy mury starego miasta i docieramy na postój taksówek. Spacer troszkę mnie otrzeźwia, ale w taryfie alkohol krążący w moich żyłach znowu daje o sobie znać. Śmieje się ze wszystkiego co powie taksówkarz i strasznie kleje się do Tomka. On w końcu łapie mnie za włosy i komicznie wygraża palcem.
  216. - Poczekaj aż wrócimy do domu!
  217. Robię minę słodkiego koteczka i kładę mu się na kolanach.
  218.  
  219. Wysiadamy z taksówki. Tomek płaci za kurs i auto odjeżdża. Wtedy zdaje sobie sprawę z jednej, poważnej rzeczy. Przepływa przeze mnie fala gorąca.
  220. - Zapomniałam kurtki.
  221. - Hm?
  222. - Nie wzięłam jej z tamtego pubu, w środku mam telefon, klucze…
  223. - W takim razie nocujesz u mnie - Tomek obejmuje mnie w talii i prowadzi do swojego domu.
  224. - Ale…
  225. - Spokojnie, jutro i tak wracam tam po samochód, kurtka na pewno jeszcze tam będzie.
  226. Nie jestem zbyt przekonana, ale poczucie rozsądku, zostaje we mnie zagłuszone przez coś innego, coś co zagłusza wszystkie inne moje potrzeby. Kiedy wchodzę do wyłożonego czarnymi płytkami przedpokoju, czuje że mój penis ma coraz większą ochotę aby opuścić ciasne majteczki.
  227. Tomek wyciąga skądś smycz, zapina jeden jej koniec na mojej obroży i trzymając w ręku drugi, wchodzi po schodach na piętro. Nie oglądając się, prowadzi mnie do swojej sypialni. To stąd, szczęśliwym zbiegiem okoliczności, pierwszy raz zobaczył mnie przez okno.
  228. Pokój jest duży, elegancki i posprzątany, co jest bardzo zaskakujące jak na mieszkającego samotnie faceta.
  229. Na środku stoi duże, dwuosobowe łóżko przykryte białą, puszystą narzutą. Tomek łapie mnie za włosy i popycha na nie. Upadam na mięciutki materac, sukienka podwija mi się do góry, ale zanim zdążam zwrócić na to uwagę, Tomek klęczy nade mną i rozpina jej suwak. Po chwili jestem w samej bieliźnie.
  230. On zdejmuje z siebie marynarkę i koszulę, a ja rozwiązuje i zrzucam na podłogę buty.
  231. Po chwili czuje silną dłoń na swojej szyi. Mój właściciel odwraca mnie plecami do siebie, i popycha do przodu. Opieram się łokciami na łóżku, wypinając tyłeczek w jego stronę.
  232. Powoli odsuwa moje majteczki, a z nich niczym pajacyk niespodzianka, wyskakuje mój całkowicie sztywny penis.
  233. - Widzę, że nie możesz się doczekać…
  234. Odrzucam włosy na bok, odwracam głowę i patrze na niego wyczekująco. Tomek sięga na chwilę do nocnej szafki i kątem oka dostrzegam opakowanie prezerwatyw. Słyszę jak rozpina swoje spodnie.
  235. Próbowałam wcześniej masturbacji analnej, wiem jak się do tego przygotowywać, aby było miło i czysto, ale teraz i tak jestem kompletnie przerażona.
  236. On zakłada gumkę, a potem przystawia penisa do moich ust. Oblizuje go. Lateks jest paskudny w smaku, ale liże całego skrupulatnie i zostawiam na nim dużo śliny. Po chwili zostaje odsunięta zdecydowanym ruchem ręki, a mój właściciel znowu klęka za mną. Opieram głowę o przyjemną w dotyku narzutę, rozszerzam nóżki. Tomek łapie mnie za biodra i przyciąga do siebie. Wchodzi we mnie ostrożnie, bardzo delikatnie. Zaciskam zęby i staram się z nim współpracować. Zaczyna poruszać się powoli, na razie spokojnie. Łapie jego rytm i rozluźniam się, jest dobrze. On po chwili jednak przyspiesza, jedną ręką łapie mnie za włosy i pociąga do siebie, drugą dłonią chwyta mojego kutaska i porusza nią w tempie własnych ruchów.
  237. Sam anal to nie jest coś szczególnie zachwycającego, ale w połączeniu z tym, staje się dla mnie najprzyjemniejszym przeżyciem jakiego kiedykolwiek doświadczyłam.
  238. Nie trwa to długo, oboje jesteśmy strasznie podnieceni, nie zawracamy sobie głowy zmienianiem pozycji lub innymi komplikacjami. Po kilku minutach dochodzimy prawię równocześnie.
  239. Upadam na łóżko, zmęczona jak po wielokilometrowym biegu. Tomek kładzie się obok mnie, oddychając ciężko.
  240. - Super… - szepcze do mnie - Nie wierzę, że nie robiłaś tego wcześniej.
  241. Nie odzywam się. Kręci mi się w głowie, mam wrażenie, że wypite drinki zdecydowały się połączyć swoje siły właśnie teraz. Nie mam siły aby nawet się poruszyć.
  242. Mój właściciel wychodzi na chwile z sypialni, a kiedy wraca, przykrywa mnie kołdrą.
  243. Zasypiam.
  244.  
  245. Budzę się w środku nocy.
  246. Nadal jestem pijana. Wstaje z łóżka, zakładam majteczki i chwiejnym krokiem idę do toalety z zamiarem szybkiego pozbycia się wszystkiego co zjadłam i wypiłam tego wieczoru. Po chwili moje wnętrzności uspokajają się jednak, zmieniam więc plany i siadam na chłodnej podłodze obok umywalki. Wtedy załącza mi się tryb bardzo odpowiedzialnego człowieka.
  247. Kurwa.
  248. Co ja w ogóle odpierdalam. Pieprzę się z facetem, zamiast odnaleźć mój jedyny komplet kluczy. Jutro z pewnością ich tam nie będzie, kurtka nie wyglądała tanio. No i komórka, rodzice mnie zabiją, jeśli zgubie prawie nowy telefon, o który męczyłam ich tak długo. Krótko mówiąc, nie wejdę do domu i nawet nie zadzwonię do ślusarza.
  249. Ślusarza? Rozkoszne. Co jeśli zadzwoni do mnie matka, a telefon odbierze jego nowy właściciel i poinformuje ją, że znalazł komórkę w pubie. W damskiej kurtce. Kurwa.
  250. Na paluszkach wracam do sypialni, po omacku znajduje sukienkę i swoje buty. Natrafiam też na spodnie Tomka i wciąż tkwiący w ich kieszeni portfel.
  251. Właściciel portfela, a także mnie samej, śpi i na szczęście nie zamierza się obudzić. Pożyczam sobie od niego dwa stuzłotowe banknoty. Na wszelki wypadek.
  252. Schodzę na parter, ubieram się. W szafie znajduje wielką rozpinaną bluzę, w uroczym kanarkowożółtym kolorze. Na zewnątrz jest z pewnością zimno, więc zakładam ją na siebie i wyruszam na poszukiwanie taksówki.
  253. Po kilkunastu minutach trafiam na postój, gdzie stoi jedna, jedyna taryfa. Wsiadam do środka i każe wieźć się do centrum.
  254. - Co taka młoda dziewczyna robi sama poza domem o tej godzinie? - Taksiarz zerka we wsteczne lusterko.
  255. - Sprzedaje nasiona budyniu. - odburkuję. Jest mi zimno i niedobrze, ostatnie na co mam ochotę to konwersacje z natrętnym, wąsatym kierowcą.
  256. On na szczęście zanosi się tylko krótkim chrypliwym śmiechem, a potem w milczeniu wiezie mnie do celu.
  257. Zamykam oczy, starając się nie patrzeć na migające światła mijanych latarni i samochodów. Narzygać komuś do samochodu, to bardzo niekulturalne zachowanie.
  258. W końcu zatrzymujemy się.
  259. - Powodzenia w biznesie. - Taksówkarz mruga do mnie, wydając resztę.
  260. Dziękuje mu grzecznie, zatrzaskuje drzwi i ruszam w kierunku starego rynku, zastanawiając się, czy może "nasiona budyniu" jednak coś znaczą, w języku żyjącego nocą miasta.
  261. Nie mam pojęcia która jest godzina, ale po tłumach ludzi na staromiejskich uliczkach nie ma ani śladu. Czasem mijam kogoś powracającego chwiejnym krokiem z nocnych wojaży. Na rynku kilka grupek najzagorzalszych imprezowiczów wciąż trzyma się dzielnie. To zawodowcy, oni nie kończą przed wschodem słońca.
  262. Mam problem z odnalezieniem właściwego lokalu, myli mi się kolejność w jakiej je odwiedzaliśmy. W końcu rozpoznaje jednak ceglane schodki i ostrożnie schodzę na dół.
  263. Pub jest ciągle otwarty, ale w środku siedzi najwyżej trzech klientów. Nieśmiało podchodzę do barmana.
  264. - Przepraszam…
  265. - Tak?
  266. - Zostawiłam tu kurtkę. - Wskazuje na jeden z wysokich stołków.
  267. - Ok… Zobaczmy. - Zagląda pod ladę. - Zieloną?
  268. - Nie. Czarną. - Opuszczam głowę. Wewnątrz wielkiej żółtej bluzy, czuje się jeszcze mniejsza niż w rzeczywistości. Jestem świadoma porażki.
  269. Wtedy barman wykonuje kilka ruchów rękoma, niczym magik wyciągający królika z kapelusza, po czym kładzie na ladzie kurtkę. Moją kurtkę.
  270. - Tą?
  271. - Tak, to ta. - Niewiele myśląc przechylam się przez blat i całuje go w policzek. - Dzięki.
  272. Dopiero po fakcie zastanawiam się, czy było to z mojej strony do końca uczciwe, biorąc pod uwagę wszystkie rozmaite czynności, które tej nocy wykonywałam ustami.
  273. Obmacuje kieszenie, z radością wyczuwając twardy prostokąt telefonu, oraz słysząc brzęknięcie kluczy.
  274. - Zostawił ją u mnie jakiś facet - odzywa się barman - chciał, żebym przekazał właścicielce, że… - przewraca oczami - …że kurtkę znalazł i zabezpieczył Marcin.
  275. Marcin. Gość który zagadał do mnie przy barze. Czuje lekkie ukłucie winy, że nie byłam dla niego milsza.
  276. Wyciągam z kieszeni żółtej bluzy pięćdziesiąt złotych i kładę na blacie.
  277. - Następnym razem ten gość pije za moje, ok?
  278. - Nie ma sprawy - kłania mi się barman.
  279. Całkiem przyjemnie jest stawiać komuś piwo, nie swoją kasą. Uśmiecham się, zabieram kurtkę i radosnym krokiem wychodzę na ulice.
  280.  
  281. Zakładam kurtkę na Tomkową bluzę. Z pewnością wygląda to idiotycznie, ale niezbyt mnie to teraz interesuje. Przynajmniej nie jest mi zimno.
  282. Zerkam na wyświetlacz telefonu, jest prawie trzecia w nocy.
  283. Kieruje swoje kroki na postój taksówek, jak najkrótszą drogą, omijając najbardziej uczęszczane uliczki. Po kilku minutach wychodzę zza któregoś z kolei rogu i napotykam problemy, które zniweczą mój plan spokojnego powrotu do domu. Widzę drobną blondyneczkę, szarpiącą się z dwa razy większym od niej facetem. Oprócz tej dwójki, ulica jest pusta.
  284. Bohaterskie czyny zwykle nie są w moim stylu. Jestem dość wycofaną osobą i zazwyczaj unikam kłopotów. Kiedykolwiek indziej, odwróciłabym się na pięcie i poszła okrężną drogą, lecz teraz czuje, że mogłabym z łatwością wznieść się w powietrze i poszybować nad dachami miasta. Czy cokolwiek mogłoby mi się stać tej nocy? Zdecydowanie nie, wszystko układa się wręcz idealnie i nic nie jest w stanie tego popsuć.
  285. Dlatego, nie zastanawiając się zbyt długo, zatrzymuje się kilka kroków od nich i wołam:
  286. - Ej!
  287. Grubas puszcza blondynkę i rusza w moim kierunku. Przyznaje, tego się nie spodziewałam.
  288. Lubie męską dominację, ale bycie przypartą do muru przez śmierdzącego wódką i potem, tłustego gościa, nie ma z moimi gustami nic wspólnego.
  289. - Co kurwo? Znalazła się kolejna szmata jebana, kurwa każda mądra! - Łapie mnie za rękaw i przytrzymuje. Ja nawet nie próbuje się wyrywać, strach mnie paraliżuje.
  290. Kątem oka dostrzegam dziewczynę, do której gruby przyczepił się wcześniej. Widzę, jak bierze szeroki zamach i po chwili na głowie trzymającego mnie faceta rozpryskuje się zielona butelka. Słyszę dźwięk tłuczonego szkła i czuje woń piwa. Niekulturalny nieznajomy osuwa się na ziemie, po jego łysej głowie spływają ciemne strużki krwi.
  291. Dziewczyna stojąca przede mną rozgląda się dookoła, wciąż trzymając w ręku obtłuczoną szyjkę od butelki. Wygląda na odrobinę starszą ode mnie, choć niekoniecznie. Jest wysoka i chuda, ma krótkie jasne włosy i ładną trójkątną twarz.
  292. - Spierdalamy stąd. - rzuca w moim kierunku.
  293. Robię co mówi, nie uśmiecha mi się zostać samej w ciemnej uliczce, wraz z gościem który może się podnieść w każdej chwili, a kiedy to zrobi, będzie jeszcze bardziej wkurwiony niż poprzednio.
  294. Biegnę więc za nią. Mijamy kilka uliczek, a w końcu bramę starego miasta. Przebiegamy na drugą stronę drogi i zatrzymujemy się zdyszane na nadrzecznej promenadzie.
  295. Moja nowa znajoma siada na jednej z ławeczek, a ja obok niej.
  296. - Dzięki. - mówi, a potem zaczyna się śmiać. Potem zauważa, że nadal trzyma w ręce kawałek butelki, wyrzuca go do rzeki i śmieje się z tego jeszcze bardziej.
  297. Mi powracają mdłości, nie wiem do końca, czy to nadal sprawka alkoholu, czy może emocji, ale mało mnie to interesuje. Przechylam się przez oparcie i wymiotuje na trawnik.
  298. - Jesteś strasznie głupią dziewczyną - chichocze blondyneczka.
  299. Kończę rzygać i ocieram usta wierzchem dłoni.
  300. - Jestem chłopcem.
  301. - No way. - patrzy się na mnie, a potem znowu zaczyna się śmiać.
  302. - Serio.
  303. Ona przechyla się w moją stronę i bez uprzedzenia wkłada mi rękę pod sukienkę.
  304. - Rety, faktycznie.
  305. - No.
  306. - Jesteś rzeczywista? - Zbliża swoją głowę do mojej i gapi się. Ma ładne brązowe oczy i wielkie, rozszerzone źrenice.
  307. - Chyba tak. - Wzruszam ramionami i odwzajemniam jej spojrzenie. - Rozmazałaś się.
  308. Przeciąga palcami po powiekach, rozmazując makijaż jeszcze bardziej, a potem mówi:
  309. - Ty też. - Wybucha śmiechem. Sytuacja jest tak bardzo absurdalna, że nie jestem w stanie zrobić niczego logicznego. Śmieje się razem z nią.
  310.  
  311. Blondynka ma na imię Natalia. Rozmawiamy sobie i z tego co mówi, wnioskuje, że nie pochodzi stąd i nie ma jeszcze osiemnastu lat.
  312. Siedzimy przez jakiś czas nad rzeką i znowu robi mi się zimno. Moja towarzyszka ma na sobie trampki, dżinsy i czerwoną, materiałową kurtkę. Widzę jak co jakiś czas się trzęsie.
  313. - Zimno? - pytam.
  314. - Nie.
  315. - A mi tak. Idę do domu. - Wstaje z ławki. - Gdzie mieszkasz?
  316. - Gdzie mieszkam? - Blondi ma kolejny napad niekontrolowanego śmiechu. - O kurwa, gdzie ja mieszkam?
  317. - No właśnie, gdzie?
  318. Momentalnie poważnieje, staje obok mnie i mówi:
  319. - Aktualnie mieszkam u gościa, któremu rozjebałam łeb butelką po piwie.
  320. Jestem lekkim zszokowaniem.
  321. - To twój ojciec?
  322. - Ależ skąd. - Robi zaskoczoną minę. - Nie pieprze się z członkami rodziny.
  323. Gapie się na nią tępo, dopiero po chwili łapie o co chodzi. Już mam powiedzieć coś z sensem, ale przypominam sobie o swoich relacjach seksualnych, które choć trwające od niedawna są bardzo intensywne i zupełnie niepoprawne. Możliwe, że nawet bardziej niż relacje Natalii, ruchającej paskudnego, grubego, łysego faceta.
  324. - Chcesz zanocować u mnie?
  325. - Pod warunkiem, że śpimy w jednym łóżku. Nigdy nie miałam chłopca wyglądającego jak dziewczynka. - Zastanawia się chwilkę. - Ani dziewczynki, która jest chłopcem.
  326. - Jesteś pijana i zjarana.
  327. - Zgadza się. - Natalia przytakuje ochoczo.
  328. - Ok, chodźmy.
  329. Wyruszamy więc razem na poszukiwania taksówki. Miasto w tej okolicy jest opustoszałe, czasem nadrzeczną trasą przejeżdża jakiś samochód i to wszystko. Powoli trzeźwieje i czuje coraz większe zmęczenie, najchętniej położyła bym się na którejś ze stojących przy promenadzie ławek, ale wiem, że nie jest to zbyt dobry pomysł.
  330. W końcu, znajdujemy postój i wsiadamy do jednego z aut. Mrugam oczami, z zaskoczeniem wpatrując się w kierowcę.
  331. - Jak tam nasiona budyniu? - pyta się taksiarz.
  332. - Znakomicie. - Opowiadam. - Niech pan tylko spojrzy, co dostałam w rozliczeniu. - Wskazuje na Natalie, która nie zwracając na nas uwagi gapi się przez okno.
  333. - Och. Chyba będę musiał zmienić branżę. - Zerka we wsteczne lusterko i mruga porozumiewawczo.
  334. Jedziemy spokojnie przez miasto.
  335. Zastanawiam się, co ja właściwie robię. Uciekam Tomkowi, który ma klucz do mojej obroży, a jednocześnie zapraszam do domu dopiero co poznaną, naćpaną dziewczynę. Wszystko nie tak jak powinno być, a mimo to nie czuje żadnych nieprawidłowości w moim zachowaniu. Wręcz przeciwnie, czuje, że robię właśnie to co powinnam robić i pozostaje mi żałować tylko, że nie żyłam w ten sposób wcześniej.
  336. Na ulicach jest pusto i szybko docieramy na miejsce. Wysiadam z taksówki, podnoszę głowę i wpatruje się w coraz jaśniejsze niebo. Zaczyna świtać.
  337. Zostawiam kierowcy spory napiwek, wprowadzam Natalie na ganek i otwieram drzwi. Cała energia rozpierająca ją wcześniej, zniknęła teraz całkowicie. Wchodzimy po schodach niczym dwa zombie i chociaż istotnie trafiamy do jednego łóżka, to zasypiam zanim jeszcze zdążę przyłożyć głowę do poduszki.
  338. To była szalona noc.
  339.  
  340. Łomot.
  341. Hałas wydobywa się z zewsząd, to chyba już ta słynna apokalipsa. Przewracam się na bok i spadam z łóżka.
  342. Siadam na podłodze.
  343. Mam na sobie tylko pończoszki i majteczki, reszty ubrań musiałam pozbyć się w nocy, ale tego nie pamiętam. Na łóżku śpi, jeszcze przed chwilą przytulona do mnie, Natalia.
  344. Ktoś puka do drzwi.
  345. Na czworakach przepełzam przez pokój, powoli układając sobie w głowie wszystkie wydarzenia poprzedniego dnia. Pukanie do drzwi jest zbyt głośne, a światło wpadające przez okno - zbyt jaskrawe.
  346. W korytarzu podnoszę się na nogi i zatrzymuje przy lustrze. Wyglądam jakbym występowała w teledysku The Cure, moje włosy sterczą na wszystkie strony, a czarna kredka wokół oczu samodzielnie rozszerzyła swój rewir. Jestem jednocześnie głodna i jednocześnie jest mi troszkę niedobrze, czuje też specyficzne ssanie w organizmie, jak to zwykle po całonocnej imprezie.
  347. Powoli schodzę po schodach. Pukanie milknie na chwilę, a potem znowu się powtarza. Wyrzucam sobie, że tym razem zamknęłam drzwi na klucz i mój gość zamiast wejść po prostu do środka, musi budzić mnie w tak okrutny sposób.
  348. Wchodzę do przedpokoju i widzę, że za drzwiami stoi Tomek. Uświadamiam też sobie, że jestem prawie naga, więc podnoszę z podłogi żółtą bluzę i zarzucam na siebie. Materiał pachnie wczorajszą nocą.
  349. Otwieram drzwi.
  350. Mój sąsiad ogarnia mnie spojrzeniem, w którym kryje się zarówno delikatne rozbawienie jak i krytyka.
  351. - Przepraszam. - Opuszczam głowę, zerkając na niego spod opadających mi na twarz włosów.
  352. - Przepraszasz? - Omija mnie i wchodzi do środka. Zamykam za nim drzwi.
  353. - Nie wiem co mnie napadło, pożyczyłam od ciebie dwie stówy, pojechałam po klucze i jeszcze spotkałam tam tą dziewczynę, no ale do niczego między nami nie doszło…
  354. - Jaką dziewczynę? - Pyta Tomek. Już mam mu odpowiedzieć, ale wyręcza mnie w tym Natalia, ukazując się na półpiętrze. Ma na sobie czarne majtki z żółtym "smile" na przedzie, a do tego jedną z moich całkowicie męskich koszul.
  355. - Elo. - Schodzi na dół. - Gdzie jest kuchnia?
  356. Wskazuje jej właściwy kierunek. Omija nas, nie zaszczycając Tomka nawet jednym spojrzeniem.
  357. Gapimy się na nią w milczeniu, aż znika nam z oczu. Po chwili słychać dźwięk odkręcanej wody.
  358. - Co to miało być? - Mój właściciel spogląda na mnie z góry.
  359. - Wszystko ci wytłumaczę…
  360. - Nie wątpię, ale zrobisz to później. Teraz muszę pomyśleć jak cię ukarać.
  361. - Ukarać?
  362. - Wyszłaś ode mnie w nocy, bez pozwolenia, nie zostawiając mi żadnych informacji, zabierając moje pieniądze bez pozwolenia…
  363. - Zaraz ci je oddam! - Ruszam w kierunku gabinetu mojego ojca, gdzie w szufladzie biurka powinno znajdować się moje kieszonkowe. Tomek łapie mnie jednak za ramię i zatrzymuje.
  364. - Zamknij mordę i słuchaj.
  365. Stoję więc przed nim milcząc i spoglądając z pokorą spod potarganej grzywki.
  366. - Martwiłem się o ciebie. Chętnie usłyszę co robiłaś przez resztę nocy, kiedy spotkamy się po południu. Najpierw będziesz jednak musiała coś zrobić.
  367. Jestem gotowa na to co powie. Obciągnać mu? Ok. Wywalić z domu Natalie? Chyba jestem w stanie to zrobić.
  368. - Nie musisz mi oddawać tamtej kasy. Masz tu jeszcze stówę… - Sięga do portfela. - Albo na wszelki wypadek dwie.
  369. Zaskoczona przyjmuje pieniądze.
  370. - Pójdziesz do fryzjera i przefarbujesz włosy na różowo.
  371. - Co?
  372. - Rozjaśnisz je i pofarbujesz na najbardziej jaskrawy róż na jaki się da. Jasne?
  373. - Ale, ale…
  374. - Pozwoliłem ci się odzywać? Nie? No właśnie. - Zastanawia się chwilkę. - Przebij sobie też uszy. Dziwie się, że nie zrobiłaś tego wcześniej.
  375. Staje na palcach i opadam na ziemię, naprawdę mam coś do powiedzenia. Tomek to zauważa, ale kompletnie ignoruje.
  376. - Będę tutaj o szesnastej, masz być gotowa do tej pory. Lepiej dla ciebie, żebyś była. - Trąca palcami kłódkę, kołyszącą się przy mojej obroży. Odwraca się i wychodzi.
  377. Stoję przez chwilę, patrząc jak zamyka za sobą drzwi. Różowe włosy, kurwa, naprawdę nie mógł wymyślić czegoś innego?
  378.  
  379. Wchodzę do kuchni i pierwsze co robię, to nalewam sobie szklankę wody, prosto z kranu. Wypijam i nalewam drugą.
  380. Natalia klęczy przed otwartą lodówką i pije mleko prosto z butelki. Po chwili odstawia ją na blat i zabiera się za dalszą eksploracje. To co ją interesuje wyjmuje i kładzie na podłodze.
  381. - Kto to był? - pyta.
  382. - Mój właściciel. - Wzdycham, siadam na krześle i opieram się o stół.
  383. - Fajny gość?
  384. - Raczej tak, chyba że wpadnie mu do głowy jakiś idiotyczny pomysł.
  385. - Idiotyczny pomysł? - Natalia wyjmuje kostkę żółtego sera, ogląda go niczym niesamowity okaz nieznanego nauce zwierzęcia, po czym kładzie delikatnie na stosik innych rzeczy.
  386. - Za karę kazał mi się przefarbować na różowo.
  387. - Słodko. Różowy jest spoczi.
  388. Wtedy orientuje się, że moja nowa przyjaciółka nie ma zielonego pojęcia o sytuacji w jakiej się znajduję. Opowiadam jej więc o wszystkim, podczas gdy ona przetrząsa kuchenne szafki w poszukiwaniu patelni. Mówię o przebierankach w damskie ciuszki, o moich rodzicach, o zabawach w necie, przed kamerką.
  389. Natalia robi jajecznicę.
  390. Streszczam wczorajszy dzień, nie pomijając żadnych istotnych szczegółów, aż do momentu naszego spotkania. Kiedy kończę, ona spogląda na mnie i mówi tylko:
  391. - Cool story, bro. - Wbija jajko na patelnię - Przepraszam. Sis.
  392. Siedzę i wyobrażam sobie różowe włosy, oraz kolczyki w moich uszach. Z rozmyślań wyrywa mnie dopiero lądujący przede mną talerz, pełen średnio wysmażonych jajek z cebulą i bekonem.
  393. - Dzięki.
  394. - To ja dziękuje. - Siada naprzeciwko mnie. - Uratowałaś mnie od tamtego skurwysyna i zabrałaś do swojego domu. - Rozgląda się dookoła. - Całkiem zajebisty masz ten dom.
  395. - Spoko, naprawdę nie musisz…
  396. - Mogę tu zostać na jakiś czas?
  397. - Co? - krztuszę się jajecznicą.
  398. - Noo, mówiłaś, że twojej rodziny nie ma przez kilka dni… - Przesuwa palcem po stole, wzdłuż sęków drewna. - …a ja jestem właściwie bezdomna. W dodatku wszystkie moje rzeczy są w mieszkaniu tamtego pojeba.
  399. Wiem, że nie powinnam się na to zgadzać, ale mimo, że jest mocno wczorajsza, Natalia wygląda jak aniołek. Jej jasne włosy i wielkie oczy, wpatrujące się we mnie błagalnie, po prostu rozkładają mnie na łopatki. Przegrywam przez nokaut w pierwszej rundzie.
  400. - Ale najdłużej do środy.
  401. - Super! - Przechyla się przez stół i całuje mnie w usta. - Jesteś cudowna! - Zastanawia się chwilkę. - Czy może cudowny? Jak wolisz?
  402. - Obojętnie mi. - Kłamię.
  403. - W takim razie cudowna. Jesteś bardzo ładną dziewczynką. - Nabiera jajka na widelec. - Chcesz być nią na stałe?
  404. Poważne pytanie.
  405. - Nawet nie wiem… Moi rodzice o tym nie wiedzą… a Tomek w dodatku kazał mi przefarbować włosy, jak ja się z tego wytłumaczę?
  406. - Zawsze możesz przefarbować je znowu zanim wrócą. - Wzrusza ramionami. - Nie znam ciebie jako faceta, ale wydaje mi się, że w takiej wersji świetnie się odnajdujesz. Masz jeszcze jakieś przeszkody oprócz rodziców?
  407. - Chyba nie. Sama nie wiem. Nie mam.
  408. - To na co czekasz? Zrób coś z nimi.
  409.  
  410. Zjadamy śniadanie i ja pierwsza zajmuję łazienkę.
  411. Wszystkie wczorajsze ubrania wrzucam do prania. Biorę długą przyjemną kąpiel, robię sobie delikatny makijaż. Włosów nie stroszę tak jak zwykle, nie ma to sensu jeśli mam odwiedzić dzisiaj fryzjera. Ogarniam się ogólnie i po półtorej godziny wychodzę stamtąd zawinięta w ręcznik. Czuję się jak nowo narodzona.
  412. - Kurwa, wreszcie. - Natalia mija mnie w drzwiach.
  413. Zostawiam ją samą sobie i przeglądam ciuszki, zastanawiając się w co się dzisiaj ubrać.
  414. Jest bardzo ciepło, słońce stoi już wysoko na bezchmurnym niebie, ogólnie fantastyczna pogoda. Zakładam zielone stringi i zwykły biały stanik. Do tego króciutkie dżinsowe szorty i bladoróżową tunikę. W przedpokoju przyszykowuje sobie sandałki na koturnie.
  415. Przeglądam się w lustrze, sprawdzam, czy nie widać żadnego wybrzuszenia na szortach, bo są dość ciasne. Na szczęście nic, co rzucało by się w oczy.
  416. Moja tymczasowa lokatorka kończy poranne przygotowania o wiele szybciej niż ja. Wchodzi do mojego pokoju, mając na sobie tylko majteczki i zupełnie jej to nie przeszkadza. Patrzę bez zażenowania na jej niewielkie, kształtne piersi.
  417. - Pożyczę sobie coś z ubrań, ok? - Podkreśliła swoje wielkie oczy na czarno, co przy jasnych włosach wygląda totalnie zajebiście.
  418. - Bierz co chcesz. Powinny pasować, jesteś tylko troszkę wyższa.
  419. Zanim kończę mówić, ona już buszuje w mojej szafie.
  420. - Masz tego naprawdę sporo. Przecież nie chodziłaś w tym na co dzień do tej pory, co?
  421. - Wydaje kieszonkowe na co chcę, a rodziców przez większość czasu nie ma w domu…
  422. - Zajebiście… - Natalia wyjmuje jaskrawo żółtą mini. - Chyba będzie dobrze wyglądać?
  423. Wzruszam ramionami.
  424. Ona zupełnie się tym nie przejmuje, zakłada sukienkę a do tego czarne siatkowe pończochy. Wygląda jak rasowa dziwka. Mówię jej o tym.
  425. - Nie daje o to faka - odpowiada, sznurując swoje trampki.
  426. Wychodzimy na ulice.
  427. Nie pójdę oczywiście do tego fryzjera co zwykle, więc trzeba znaleźć nowego. Wsiadamy w autobus i jedziemy do centrum.
  428. Dochodzi południe kiedy docieramy na miejsce, spacerujemy sobie, zaglądając w witryny mijanych sklepów. W końcu znajdujemy przyjaźnie wyglądający salon fryzjerski & kosmetyczkę. W środku jest tylko jedna klientka, nie muszę więc czekać.
  429. - Chciałabym pofarbować je na różowo. - Mówię do bardzo miłej pani fryzjerki.
  430. - Na różowo?
  431. - Mhm, jak najbardziej konkretny kolor…
  432. - Trzeba będzie rozjaśnić.
  433. - Jasne.
  434. Spędzam tam mnóstwo czasu. Rozjaśnianie, mycie włosów, farbowanie. Robię to pierwszy raz, wcześniej całkowicie odpowiadał mi poprzedni, czarny kolor. Przycinam też troszkę grzywkę, tworząc tak jeszcze bardziej dziewczęcą fryzurę.
  435. Po wszystkim spoglądam w lustro i nie wierzę własnym oczom. Gapi się na mnie zupełnie obca osoba, tak bardzo nienaturalny kolor włosów, to coś niesamowitego, wyobrażałam sobie to wcześniej, ale ostateczny efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania.
  436. Otrząsam się z pierwszego szoku.
  437. - Przekłuwacie też uszy?
  438. Fryzjerka odpowiada twierdząco i dwadzieścia minut później wychodzę na ulicę z jaskrawo różowymi włosami i z kolczykami w kształcie maleńkich kwadracików.
  439. Natalia kontrolnie obchodzi mnie dookoła.
  440. - Hot. Wyglądasz totalnie zajebiście, ruchałabym.
  441. Jej zdanie podziela najwyraźniej większość przechodniów, zwłaszcza mężczyzn. Mało który się za mną nie ogląda. Na początku strasznie mnie to peszy, ale po kilkunastu minutach przyzwyczajam się i zaczynam nawet czerpać z tego pewną satysfakcję.
  442.  
  443. - Mam ochotę na lody.
  444. Zerkam podejrzliwie na Natalię, ale chyba nie zawarła w tym żadnych ukrytych znaczeń.
  445. - O szesnastej muszę być w domu, przychodzi do mnie Tomek. - Spoglądam na wiszący na przystanku zegar. - Myślę, że zdążymy.
  446. Idziemy więc do centrum handlowego, przy którym znajduje się lodziarnia. Zamawiamy sobie chłodne rzeczy w pucharkach i siadamy pod zielonym parasolem.
  447. - Naprawdę spełniła byś każdy jego rozkaz?
  448. - Hm?
  449. - Każdy rozkaz tego gościa, który założył ci obrożę. - Natalia wskazuje na moją szyję łyżeczką pełną pistacjowych lodów.
  450. - Nie wiem. Jak na razie robię wszystko, co mi każe. - Przesuwam ręką po głowie. - Nawet te cholerne włosy.
  451. - Zajebiste są te włosy. Twój facet musi mieć niesamowitą wyobraźnie, żeby tak bardzo przygotowywać sobie wcześniej dupeczkę do posuwania.
  452. Mój facet? Owszem może i jestem jego dupeczką, ale w żadnym stopniu on do mnie nie należy.
  453. Natalia oblizuje krawędź swojego pucharka. Wygląda to naprawdę seksownie. Naglę, czuje coś jakby kopnięcie prądu, jakby ktoś w moim umyśle przestawił głęboko ukryty włącznik. Wczoraj byłam pijana, dzisiaj rano miałam kaca, a do tego moje myśli zaprzątał przede wszystkim Tomek. Teraz patrzę na liżącą lody blondynkę i to na co mam ochotę, ponad wszystkim, to pocałować ją w pomalowane czerwoną szminką usta. I nie tylko całować. Ściskam kolana razem, wzwód w ciasnych szortach, w miejscu publicznym mógłby być naprawdę żenującym faux pas.
  454. - Co? - Obiekt mojego pożądania podnosi na mnie wzrok, a potem wyjmuję z lodów truskawkę i odgryza jej połowę.
  455. O nie, tego jest za wiele.
  456. - Wracam za chwilkę. - Wstaję z krzesła i przechodzę pomiędzy stolikami, starając się nie wzbudzać niczyjej uwagi, co nie jest zbyt proste. Cholerne różowe włosy.
  457. Wchodzę do środka lokalu i w ostatnim momencie powstrzymuje się przed przejściem przez drzwi z trójkącikiem. Wybieram te drugie i pierwszy raz wchodzę do damskiej toalety.
  458. W środku nikogo nie ma. Opieram się o ścianę, starając się troszkę uspokoić. Niestety, na ścianie naprzeciwko znajduje się olbrzymie lustro. Dostrzegam w nim wybrzuszenie w moich spodenkach, ale na tym się nie kończy. Gapie się na swoje odbicie i stwierdzam, że wyglądam bardzo podniecająco z tymi różowymi włosami. Przekręcam głowę i w moich nowych kolczykach odbija się blask jarzeniówek. To chyba jest szczyt narcyzmu, ale bycie biseksualnym chłopcem wyglądającym jak dziewczynka ma to do siebie, że jestem w stanie podniecić się sobą. Zgadzam się całkowicie Natalią, ruchałabym. Przesuwam dłonią po rozporku szortów.
  459. Wtedy otwierają się drzwi, tak jakby moje myśli miały jakąś moc sprawczą, do środka wchodzi przyczyna tej całej sytuacji. Odrzuca swoje jasne włosy na bok, spogląda na mnie i dostrzegam w jej oczach błysk zrozumienia. Zaczyna się śmiać.
  460. Rumienie się.
  461. - Ej…
  462. - Przepraszam. - Uspokaja się troszkę, staje tuż przede mną i całuje mnie w usta. - Wiesz o czym teraz pomyślałam?
  463. - No, o czym? - Zaraz zacznę się trząść z podniecenia.
  464. - Pomyślałam sobie, że gdybyśmy były na przykład bohaterkami jakiegoś hentajca, lub nie wiem, erotycznego opowiadania, albo czegoś w tym stylu, to zrobiła bym ci teraz loda, żebyś mogła się troszkę uspokoić i wyjść bez przypału na ulicę. - Przerywa na chwilkę. - Loda w lodziarni, łapiesz to? - Wybucha śmiechem.
  465. Mimowolnie też się uśmiecham, ale wcale nie miałabym nic przeciwko zrealizowaniu tego banalnego scenariusza.
  466. Natalia dostrzega chyba targające mną mieszane uczucia, kładzie mi ręce na ramionach i gapi się prosto w moje oczy.
  467. - Nie będę się z tobą pieprzyć w jakimś publicznym kiblu, ok? - mówi poważnym tonem - Myślę, że możemy to znacznie lepiej zorganizować.
  468.  
  469. - Teraz powinnaś się pospieszyć, bo nie zdążysz na autobus. - Całuje mnie jeszcze raz i wychodzi z toalety. Zerkam w lustro jeszcze raz, a potem ruszam za nią.
  470. - Ja powinnam się pospieszyć? A ty?
  471. - Och, chyba nie będę siedzieć tam i patrzeć jak pieprzysz się ze swoim właścicielem. Wrócę koło dziesiątej, odpowiada ci to?
  472. Faktycznie, nietrudno się domyślić w jakim celu przyjdzie do mnie Tomek. Jestem ciekawa tego wieczoru, ale już nie tak bardzo jak poprzedniego. Czy jest jeszcze coś, czym może mnie zaskoczyć?
  473. - Odpowiada mi to. - odzywam się do Natalii.
  474. Omijamy parasole lodziarni i wychodzimy na ulice.
  475. - Ile zostało ci kasy?
  476. - Ponad stówa.
  477. - Pożyczysz mi? Oddam ci, kiedy się troszkę z tym ogarnę…
  478. - Spoko. - Oddaje jej resztę pieniędzy, które dostałam od Tomka.
  479. Docieramy na przystanek autobusowy. Natalia liczy kasę.
  480. - Tylko nie rób nic głupiego. - odzywam się do niej.
  481. - Hah, kto to mówi. - Szturcha mnie w ramię. - Specjalistka od robienia głupich rzeczy.
  482. - Myślę, że jesteśmy siebie warte. - Uśmiecham się. - Nawet nie myśl o tym, żeby iść do tamtego faceta po swoje rzeczy czy, coś w tym stylu, dobrze?
  483. - Nawet mi to przez myśl nie przeszło.
  484. Stoimy obok siebie na przystanku, patrząc na przejeżdżające samochody i wtedy nasze dłonie spotykają się, może przypadkiem, może nie. Zerkam na Natalie i zaciskam palce. Chciałabym cofnąć czas i znowu znaleźć się w moim łóżku, przytulona do niej, ale w tym momencie trzymanie się za ręce też jest super.
  485. Po chwili przyjeżdża mój autobus, całujemy się na pożegnanie, wsiadam i odjeżdżam.
  486. Siadam na wolnym fotelu, przy oknie. Na następnym przystanku wsiada jakiś facet, omija siedzące przede mną emerytki i dosiada się obok mnie, w męskim stylu, rozkładając szeroko kolana i rozpychając się barkami. Trzymam nóżki razem i odsuwam się tak daleko jak mogę.
  487. Seksowny wygląd ma wiele zalet, ale posiada też pewne wady.
  488. Na trzeźwo chyba nawet nie byłabym w stanie umiejętnie spławić zalecającego się do mnie faceta. Oczywiście niektórzy mężczyźni też mi się podobają, na przykład chłopak stojący przy przednich drzwiach. Ma ładną sylwetkę, twarz z wyraźnie zarysowaną szczęką, jest ubrany modnie i elegancko. Jednak co z tego? Nigdy nie poderwę faceta w klubie czy pubie, to byłoby z mojej strony totalnie nieuczciwe. Prawie na pewno wynikła by z tego niesamowicie niezręczna sytuacja, kiedy tylko wyszła by na wierzch kwestia tego, co mam między nogami.
  489. Zawsze marzyłam o tym, aby być dziewczynką, ale im bliżej mi do tego, tym lepiej dostrzegam wszystkie trudności, jakie napotkam nie będąc do końca ani jedną, ani drugą płcią.
  490. Zbliżam się do mojego przystanku, daje więc o tym znać siedzącemu obok mnie facetowi.
  491. Gość wstaje i przepuszcza mnie, ale mam wrażenie, że celowo nie zostawia mi zbyt wiele miejsca, tak żebym musiała otrzeć się tyłeczkiem o jego krocze, a moimi różowymi włosami przesunąć mu niemal po twarzy.
  492. Albo to tylko początki mojej rodzącej się paranoi, albo naprawdę wszyscy faceci myślą wyłącznie o seksie i uzależniają od tego wszystkie swoje działania, bardziej lub mniej świadomie.
  493. Wszyscy faceci? Kobiety nie są tak oczywiste, ale w gruncie rzeczy, działa to u nich tak samo.
  494. Wysiadam z autobusu, z gwałtownie rosnącym poczuciem własnej wartości. W końcu jestem pewnego rodzaju wypadkową męskich i damskich pragnień, idealną partnerką, ważnym krokiem na drodze seksualnej ewolucji człowieka - złotym środkiem.
  495. Albo to tylko mój narcyzm.
  496.  
  497. Wchodzę do domu.
  498. Chociaż poszłam już z Tomkiem do łóżka, to teraz jest to dla mnie bardziej stresujące. Mam ochotę się czegoś napić, przetrząsam kuchenne szafki, ale nie mam tutaj żadnego alkoholu.
  499. Czy naprawdę chce być zwierzątkiem dwa razy starszego ode mnie faceta? Z jednej strony tak, niesamowicie mnie to kręci, lecz dzisiaj wolałabym chyba przytulić się do Natalii, być blisko niej, bawić się delikatnie, powoli.
  500. Czas jednak płynie nieubłaganie i powoli zbliża się zapowiedziana godzina. Zastanawiam się, czy powinnam się w coś przebrać, ale nie mam już zbyt wiele ciekawych ciuszków. Zresztą Tomek nie miał żadnych specjalnych życzeń, zostaje więc w tym, co mam na sobie.
  501. Czekam, oglądając kreskówki. Mój wewnętrzny dyskomfort miesza się z podnieceniem, tworząc naprawdę dziwaczną mieszankę uczuć. Jestem troszkę zła na Tomka, ale jednocześnie chcę być ukarana za tą złość.
  502. Pukanie do drzwi, a po chwili kroki w przedpokoju. Wyłączam telewizor i wstaje z kanapy, kiedy w salonie pojawia się mój sąsiad.
  503. Uśmiecham się nieśmiało, czekając na jego opinie na temat mojej fryzury, tak jakby od tego zależało moje być albo nie być.
  504. - Cudnie – mówi. – Kolczyki też masz?
  505. Odsuwam włosy, pokazując mu przekłute uszy.
  506. - Mmm, dobra suczka.
  507. - Starałam się. - Czuje jak w moich majteczkach robi się ciaśniej.
  508. - Ale widzę, że nie starałaś się jeśli chodzi o ubranie. Co to ma być?
  509. - Ja…
  510. - Szorty? Chcesz być chłopcem czy dziewczynką? Jesteś moją suczką i nie wolno ci nosić spodni, rozumiesz?
  511. - Rozumiem, przepraszam…
  512. - Tylko sukienki i spódniczki. – Zastanawia się chwilkę. – I nie mogą być dłuższe niż do połowy uda. Należy ci się jakaś kara.
  513. Przytakuje i opuszczam głowę.
  514. Tomek wychodzi z powrotem do przedpokoju, a po chwili wraca, niosąc spore pudło. Stawia je na stoliku i siada na fotelu obok.
  515. - Otwórz. – rozkazuje.
  516. Robię co każe, a ciekawość wręcz mnie rozpiera. Prawie rozrywam tekturę i zaglądam do środka.
  517. - Kupiłem dla ciebie kilka rzeczy na dzisiaj. Mam nadzieje, że będą pasować.
  518. Wyciągam prezenty z pudełka. Są tam czarne lateksowe pończoszki i takie same rękawiczki. Jest czarny, sznurowany gorset i buty na niesamowicie wysokiej, metalowej szpilce. To dopiero połowa zawartości tego kartonu, a ja zaczynam się po prostu ślinić na myśl o założeniu tego na siebie.
  519. - Zadowolona?
  520. Pytanie jest retoryczne, bo nie sposób przeoczyć sporej wypukłości na moich szortach.
  521. - Bardzo. – uśmiecham się do niego, klęcząc przy stoliku. Wracam do penetracji pudła.
  522. Znajduje tam jeszcze sukienkę z cienkiego, różowego materiału, oraz cztery skórzane opaski – miniaturowe wersje mojej obroży.
  523. Na samym spodzie pudełka leży coś futrzastego. Po chwili wyjmuje stamtąd cieniutką opaskę na włosy z przymocowanymi do niej czarnymi, pluszowymi uszami. W zestawie do tego jest też długi, wilczy ogon.
  524. - Jutro pójdziemy razem na większe zakupy, co ty na to? - Tomek zdejmuje puste pudło ze stołu i odrzuca je w kąt pomieszczenia. – Wolisz wyglądać jak zakompleksiona nastolatka, czy jak napalona kurewka?
  525. - Napalona kurewka. – Odpowiadam bez namysłu.
  526. - Doskonale. Teraz zabierz to i użyj zgodnie z przeznaczeniem. – Wskazuje na rzeczy leżące na stoliku. – Za piętnaście minut chce widzieć cię z powrotem tutaj.
  527.  
  528. Zabieram moje prezenty i tuląc je do siebie, wchodzę schodami na piętro. Czuje specyficzny zapach lateksu i znowu trzęsę się z podniecenia. Zawsze niesamowicie kręcił mnie lateks, ale bałam się pójść i zrobić takie zakupy.
  529. W tym momencie darzę Tomka podziwem graniczącym z uwielbieniem. Idealnie dopasował się do mojego gustu, robiąc ot tak, coś, za co ja przez tyle czasu wstydziłam się zabrać.
  530. Zamykam się w łazience i czym prędzej zrzucam z siebie ubranie. Ciuszki które kiedyś uważałam za podniecające i wartościowe, są dla mnie teraz nic nie wartymi szmatkami.
  531. Pierwsze pytanie, czy założyć gorset na, czy pod sukienkę? Odpowiedź przychodzi po chwili sama. Czarny gorset wydaje się za mały nawet na mnie, w dodatku jest sznurowany z tyłu więc w żaden sposób nie jestem w stanie porządnie go zawiązać. Ktoś będzie musiał mi pomóc.
  532. Ubieram więc różową mini, która okazuje się bardzo obcisła i sięgająca ledwo za pośladki. Mój penis stoi na baczność i ani myśli się pod nią schować. Zresztą, to żadne ukrycie, bo sukienka jest półprzezroczysta.
  533. Naciągam na nogi lateksowe pończochy. Na początku robię to źle, ale po chwili łapię w czym rzecz i rozprostowuje wszystkie zmarszczki materiału, tak aby idealnie przylegał do mojego ciała. Wrażenia są absolutnie niesamowite, tak jakbym posiadała drugą warstwę skóry, śliskiej i lśniącej. Lateks to coś pomiędzy ubraniem, a jego brakiem.
  534. Zakładam szpilki i od razu czuje, że nie chodziłam jeszcze w tak wysokich obcasach. Moje i tak długie nogi robią się jeszcze dłuższe i smuklejsze.
  535. Przeglądam się w lustrzę. Wyglądam obłędnie.
  536. Poprawiam makijaż, zaznaczając usta jaskrawą różową szminką, a oczy podkreślając czarną kredką. Wpinam we włosy wilcze uszy i po chwili trzymam w ręku ogon. Nie posiada on żadnej uprzęży czy czegoś w tym rodzaju, za to ma stożkowatą końcówkę z czarnego plastiku.
  537. Doskonale wiem co z tym zrobić.
  538. Staję w rozkroku i powoli umieszczam buttplug w tyłeczku. Ogon jest dosyć sztywny i wystaje mi spod tyłu sukienki tak samo jak penis z przodu.
  539. Na sam koniec wsuwam na ręce lateksowe rękawiczki, przymierzam zbyt luźno związany gorset, skórzane opaski umieszczam na nadgarstkach i kostkach. Przeglądam się w lustrzę ostatni raz, podciągam jedną pończoszkę i wychodzę z łazienki.
  540. Po schodach schodzę bardzo ostrożnie, aby przypadkiem się nie przewrócić. Ogólnie, chodzenie w tych butach jest cholernie trudne, muszę stawiać malutkie kroczki, trzymając nóżki blisko siebie. Mój kutasek korzysta z tego, że moje myśli zajmuje coś innego i delikatnie opada, dzięki czemu mogę obciągnąć sukienkę troszkę niżej.
  541. Wchodzę do salonu.
  542. Zasłony są zasunięte, także panuje tutaj lekki półmrok, a stoliczek, który stał przed kanapą jest odsunięty pod ścianę.
  543. Podchodzę do Tomka i odwracam się do niego plecami.
  544. - Mógłbyś? – Wysuwam w jego kierunku końce sznurowadła, przeplecionego przez gorset.
  545. - Ależ oczywiście. – Wstaje i popycha mnie naprzód. Klękam na kanapie i opieram ręce na jej oparciu.
  546. Gdybym stała, to z pewnością przewróciłabym się podczas wiązania gorsetu. Wcześniej wydawał on mi się strasznie mały i taki też jest w istocie. Nie przeszkadza to jednak Tomkowi w tym, aby ściągnąć sznurówki do końca i bardzo, bardzo ciasno go zawiązać.
  547. Ledwo oddycham, nigdy nie myślałam, że kawałek materiału z fiszbinami może działać w taki sposób. Wyprostowuje się i czuję jak gorset ogranicza moje ruchy. To dla mnie nowe doznanie i muszę przyznać, że szalenie podniecające.
  548. Kiedy napinam i rozluźniam przeponę, sprawdzając ile powietrza jestem w stanie nabrać, Tomek zatrzaskuje na moich nadgarstkach kłódeczki, jeszcze mniejsze niż ta, którą mam na szyi. Przypominają mi zamknięcia pamiętników, jakie miały wszystkie dziewczyny w mojej podstawówce.
  549. Przez opaski na nogach, mój właściciel przeplata rzemyki butów, tak żebym nie mogła ich zdjąć bez jego pozwolenia. Na koniec tam też trafiają dwie malutkie kłódki.
  550.  
  551. ok, wytrzeźwiałem
  552. przepraszam : <
  553.  
  554.  
  555.  
  556. Jestem niesamowicie podniecona.
  557. Oddaje się całkowicie w jego ręce, chce by traktował mnie jak przedmiot, aby sprawił przyjemność sobie, za moją pomocą.
  558. Tomek przesuwa dłońmi po moich lateksowych pończochach, później wyżej. Oddycham szybkimi, krótkimi wdechami, na tyle na ile pozwala mi gorset.
  559. - Wypnij się. O tak, dobra suczka. – Szepcze mi do ucha.
  560. Zrobię wszystko, żeby był zadowolony.
  561. W pewnym momencie łapie mnie za włosy, odwraca i ściąga na podłogę. Odchodzi kawałek dalej i mówi:
  562. - Chodź.
  563. Idę do niego posłusznie, na czworakach. Czuje ogon wystający z mojego tyłeczka i ocierający mi się o uda.
  564. Klęczę przed nim. Na jego polecenie rozpinam mu spodnie. Widzę przed sobą jego sztywnego kutasa i czuje niesamowitą satysfakcję, że potrafię tak działać na facetów.
  565. Jest cudownie, chociaż to dopiero początek, to wiem, że będzie to seks moich marzeń.
  566. Wtedy dzwoni telefon.
  567. Mrugam, zaskoczona, trzymając w dłoni penis Tomka. Jeszcze bardziej zaskakuje mnie jednak to, że on sięga do kieszeni, patrzy na wyświetlacz komórki, a potem odbiera ją.
  568. - Tak kochanie?
  569. Cisza.
  570. - Nie, nie. W porządku – mówi do telefonu.
  571. Siedzę przed nim na podłodze i czuje jak mój kutasek powoli opada. Cała magiczna atmosfera ulatnia się niespodziewanie szybko.
  572. On wymienia jeszcze kilka niezbyt ważnych słów z osobą po drugiej stronie słuchawki. W końcu mówi coś naprawdę przerażającego:
  573. - Nie ma problemu, już jadę.
  574. Rozłącza się.
  575. Chcę o coś zapytać, powiedzieć cokolwiek, ale nie mam odwagi. Patrzę w milczeniu jak chowa penisa do bokserek i zapina spodnie.
  576. - Co? – Tylko tyle udaje mi się wykrztusić.
  577. - Musze lecieć, suczko, wrócę wieczorem, jasne?
  578. - Ale…
  579. Kładzie mi palec na ustach, uśmiecha się i wychodzi z pokoju.
  580. Jestem totalnym zaskoczeniem.
  581. Który facet zdobyłby się na coś takiego? Zostawić mnie, nawet bez szybkiego blowjoba?
  582. Odsuwam zasłonę i patrzę, jak wychodzi na ulicę, do samochodu stojącego na podjeździe przed jego domem. Jestem z jednej strony wkurwiona na niego, po prostu niesamowicie. Staram się, ubieram się dla niego, farbuje włosy, dostosowuje się po prostu pod każdym względem, a on zostawia mnie tutaj jak ostatnią szmatę.
  583. Chyba teraz dopiero rozumiem, co czuje taka kobieta, jaką chciałabym być. Z drugiej strony, Tomek zyskuje jednak jeszcze więcej mojego szacunku, za to, że jest w stanie w ogóle coś takiego zrobić. Kobiety lubią skurwieli i to chyba jest całkowita prawda. Jestem największą przegraną tego popołudnia, ale nie potrafię go tak po prostu znienawidzić.
  584. Dopiero teraz zauważam jeszcze jedną, ważną rzecz.
  585. Mój właściciel zawinął się i zniknął na jakiś, czas, ale ja nadal jestem ubrana w perwersyjne ciuszki, które mi sprezentował. Nie zostawił mi też kluczyków do opasek na nadgarstkach i kostkach.
  586. Po prostu wyśmienicie.
  587. To, czego naprawdę teraz żałuje, to to, że nie mam w domu żadnego alkoholu. Mam olbrzymią ochotę usiąść w wygodnym fotelu, w zaciemnionym salonie i wypić coś dobrego.
  588. Tymczasem pozbywam się niepotrzebnych już elementów mojego stroju. Wątpię, aby Tomek wrócił zbyt szybko, a jeśli wróci, sam będzie musiał znowu poczekać.
  589. Zdejmuje więc pluszowe uszy i wyjmuje z tyłeczka ogon. Rozsznurowuje ciasny gorset i pozbywam się też różowej sukienki. Lateksowe rękawiczki udaje mi się ściągnąć pod opaskami na nadgarstkach, ale o pończochach nie ma mowy, muszą zostać. Tak samo jak szpilki.
  590. Zakładam z powrotem mój dzisiejszy set bielizny i tą samą tunikę. Pamiętam jednak o przykazaniach Tomka i wrzucam szorty z powrotem do szafy. Zamiast nich zakładam czarną spódniczkę, tą samą, co pierwszego dnia.
  591. Powoli uczę się chodzić w tak wysokich szpilkach, ale jestem raczej uziemiona. Nie ma mowy, żebym wyszła na miasto w lateksowych pończochach. Sprawdzam więc na wszelki wypadek kuchnię, pod względem procentowych trunków, ale nie znajduję tam niczego interesującego. Siadam przed TV i skaczę po kanałach.
  592. To popołudnie może być naprawdę fatalne. Zmarnowane szanse są gorsze niż nie posiadanie ich w ogóle.
  593. Po kilkunastu minutach słyszę jednak otwierające się drzwi.
  594. Nowe problemy, czy też pozbycie się tych, które mam w tym momencie?
  595.  
  596. - Puk, puk, puk… - Z przedpokoju dobiega mnie kobiecy głos. Natalia.
  597. - Wchodź! – wołam, wyłączając telewizor.
  598. Ona po chwili pojawia się w drzwiach.
  599. - Jesteś sama?
  600. - Niestety tak. – Wzruszam ramionami. – Musiał wyjść, zanim na dobre zaczęliśmy.
  601. - Och, przykro mi. – Bezczelnie szczerzy zęby. Chyba wcale nie jest jej przykro. – To znaczy, że mamy resztę dnia tylko dla siebie? Btw, zajebiste buty. – Wskazuje na moje nogi.
  602. Mogłabym się troszkę zawstydzić, ale nie robię tego. Przebieram nóżkami w powietrzu, patrząc na połysk lateksu.
  603. - Zajebiste. – Potwierdzam. – Ale nie mogę ich zdjąć.
  604. - Ależ nic to nie szkodzi. – Natalia siada na kanapie obok mnie.
  605. Dopiero teraz zauważam torbę, którą trzyma w dłoni. Ona otwiera ją i rozgląda się za stolikiem, którego teraz nam brakuje. W końcu zestawia na podłogę, dwa, cztery desperadosy.
  606. - Piwo? – W moim głosie jest pewna wątpliwość, mam ochotę na coś mocniejszego, ale ostatecznie może być.
  607. Natalia jednak podnosi do góry wskazujący palec, dając do zrozumienia, że ma coś jeszcze w zanadrzu. Sięga do swojego stanika. Zaczynam się śmiać, jej sukienka nie ma kieszeni, to oczywiste, ale myślałam, że stanika do tych celów używa się tylko w kiepskich filmach. Tymczasem na kanapie między nami ląduje mała dilerka, a w środku jest…
  608. - Trawa. – Natalia jest czystym zwycięstwem. Sięga do torby, w której przyniosła piwo i wyjmuje z niej lufkę.
  609. - Twój facet chyba nie wróci zbyt szybko?
  610. - Nie mam pojęcia… - Idę do kuchni po otwieracz do piwa, starając się stukać obcasami jak najciszej, ale niezbyt mi to wychodzi.
  611. Znajduje to, czego szukałam i wracam do salonu. Otwieram dwie butelki i zanim usiądę puszczam na kinie domowym jakiś surf rock mojego ojca.
  612. Natalia nabija lufkę i przypala ją.
  613. - Ej, nigdy nie paliłam tego… - mówię nieśmiało.
  614. Ona macha tylko ręką.
  615. - Zaciągaj się, teraz.
  616. Siadam tuż obok niej, biorę szkiełko do ust i wciągam powietrze. Nie jestem pewna czy zrobiłam to dobrze.
  617. Natalia podpala drugi raz i sama się zaciąga. Potem znowu moja kolej.
  618. Siedzimy razem, pijemy piwo. Później pociągamy z lufki jeszcze raz. Nigdy nie pomyślałabym, że muzyka, której słucha mój starszy, jest tak dobra. Dzielę się tym spostrzeżeniem z moją przyjaciółką.
  619. - No kurwa… – Ona przytakuje.
  620. Już mam powiedzieć, że ta cała marihuana to ściema i nic nie działa wcale, że to chyba tylko placebo. Wtedy zaczyna się coś dziać. Czuje delikatne mrowienie w koniuszkach palców i jest to strasznie zabawne.
  621. - Ej palce mnie mrowią? – Pół pytam, pół stwierdzam.
  622. Natalia chichocze. Wstaje i pogłaśnia muzykę.
  623. Ten kawałek jest naprawdę zajebisty. Pije piwo. Rety jak mi jest dobrze.
  624. Ona wraca do mnie i siada prawie, że na moich kolanach, rozlewając troszkę desperadosa na moje nogi. Piwo ścieka po śliskim lateksie na dywan.
  625. - Plama będzie. – Odzywam się, patrząc w sufit i zaczynam się śmiać.
  626. Natalia to podłapuje i chichoczemy razem.
  627. Mam wrażenie, ze patrzę na siebie z trzeciej osoby. Jestem zupełnie świadoma, ale nie jestem w stanie przestać się śmiać. Jakaś dziwna grawitacja przyciąga mnie też bliżej mojej towarzyszki, wtulamy się w siebie nawzajem.
  628. - Nawet loda mu nie zrobiłam…
  629. - No trudno. – Natalia zastanawia się chwilkę. – Zdarzają się czasem takie przykre sytuacje.
  630. Śmiejemy się znowu.
  631. Siedzimy tak razem przez jakiś czas, przytulone do siebie. Rzucamy losowe teksty, które za każdym razem śmieszą mnie po prostu niesamowicie.
  632. Potem ogarnia mnie jakaś senność.
  633. Osuwam się na siedzisko kanapy, a po chwili Natalia kładzie się koło mnie, głaszcząc moje różowe włosy.
  634. Myślę o wszystkim, co wydarzyło się od momentu wyjazdu moich rodziców. Myślę o sobie, o Tomku, o dziewczynie, która leży obok mnie. Jeśli jestem w tym momencie w stanie mieć jakieś plany, to tylko takie związane z nią.
  635. Powoli mój umysł też się wycisza. Opanowuje mnie niemoc i błogość.
  636. Zasypiam.
  637.  
  638. Śni mi się, że jestem nad jeziorem na koloniach, lub czymś w tym rodzaju. Nie mam różowych włosów, ani przekłutych uszu, jest chyba kilka lat wcześniej niż w realnym świecie. Jestem ubrany w zieloną, letnią sukienkę, ale nie mam stanika. Na pewno ktoś rozpozna przez to, że jestem chłopcem.
  639. Wstydzę się bardzo. Szukam brakującego elementu bielizny, starając się nie rzucać w oczy. Przemierzam mroczne korytarze ośrodka wczasowego, który w niektórych miejscach nie wygląda wcale jak ośrodek, lecz jak jakaś stajnia, czy coś takiego. Widzę przez okna jak inne dzieciaki kąpią się w jeziorze i bardzo chciałbym do nich dołączyć, bo dzień jest niesamowicie upalny, wiem jednak, że to jest niemożliwe. Nie jestem chłopcem i nie jestem dziewczynką, nikt nie powinien mnie zobaczyć w takim stanie.
  640. Ten sen męczy mnie niesamowicie.
  641. Czuje dotyk na mojej twarzy.
  642. Budzę się.
  643. Głośniki brzmią jednostajnym, cichym szumem. Płyta się skończyła.
  644. Nade mną stoi Tomek, i muska mnie palcem po policzku.
  645. - Hej – mówi.
  646. Nadal jestem troszkę narajana. Przeciągam się, prawie spadając z kanapy.
  647. - Powiedz, żeby sobie poszedł. – Mruczy Natalia i obejmuje mnie mocniej, nie otwierając oczu.
  648. Patrzę na twarz Tomka. Uśmiecha się, ale prawie niezauważalnie.
  649. - Chyba nie mogę. – Szepczę do blond włosów. Bardzo ładnie pachną, truskawkowym szamponem, z mojej łazienki.
  650. - Widzę, że znalazłaś sobie towarzystwo na moje zastępstwo? – Mój sąsiad siada na fotelu, po drodze trącając nogą leżącą na dywanie butelkę.
  651. - Kto dzwonił?
  652. On chwilę waha się, czy odpowiedzieć mi na to pytanie.
  653. - Moja była żona. Potrzebna ci do czegoś ta wiedza?
  654. Sama nie wiem, czy ta wiedza jest mi do czegokolwiek potrzebna. Czy ważną informacją jest dla mnie to, że facet z którym się pieprzę, odbiera podczas perwersyjnego seksu telefony od swojej byłej żony i zwraca się do niej „kochanie”.
  655. - Słabo. – Mamrocze Natalia. Chociaż nie do końca to ogarnia, to jednak bardzo trafnie dobiera słowa.
  656. Staram się powstrzymać chichotanie i prawie mi się to udaje.
  657. - Więc jak chciałabyś się nazywać będąc dziewczynką? – Pyta się mnie Tomek.
  658. - Majka.
  659. - Doskonale. W takim razie, Maju, wywal stąd natychmiast tą blondynkę.
  660. Na te słowa, ta blondynka podnosi się gwałtownie i siada po turecku, zrzucając mnie na podłogę.
  661. - Ej – rzuca gdzieś w przestrzeń. – Natalia. Możesz mi mówić Nat, jeśli cię lubię, wiec nie. – Przedstawia się.
  662. Ku mojemu zaskoczeniu, Tomek nie mówi nic w stylu „wypierdalaj, Natalia”, lecz wręcz przeciwnie, wstaje z fotela, podaje jej rękę i przedstawia się pełnym imieniem i nazwiskiem.
  663. Siedzę na podłodze i gapię się na to, czekając na reakcje mojej przyjaciółki. Ona nie robi zupełnie nic i nie jest też ani trochę zaskoczona.
  664. - Ale masz czerwone oczy – mówię.
  665. - Istotnie. – Potwierdza mój właściciel. – Ty zresztą też.
  666. Natalia puszcza to mimo uszu, nachyla się do mnie i szepczę:
  667. - Chyba mam zastosowanie dla twojego faceta.
  668. - Tak, jakie? – Tomek wyręcza mnie w odpowiedzi.
  669. Czerwienie się. Nazwanie go moim facetem przy nim, jest chyba lekkim nietaktem. Tak może mogłaby powiedzieć jego była żona, ja nie jestem raczej niczym więcej niż zabaweczką na kilka dni.
  670. - Namów go, żeby pojechał z nami po moje rzeczy. – Natalia kontynuuje.
  671. Sytuacja jest odrobine absurdalna i zaczyna mnie to bawić. Przenoszę spojrzenie na mojego sąsiada.
  672. - Namawiam.
  673. On sprawia wrażenie jakby chciał się na mnie rozgniewać, ale nie jest w stanie.
  674. - A co ja będę z tego miał?
  675. - Święty spokój na ruchanie. – Natalia pomija moją mediacyjną rolę w tej konwersacji.
  676. Jest zaskoczony, ale i rozbawiony jednocześnie.
  677. - Dokąd mamy jechać?
  678. - Do centrum.
  679. - W takim razie, zbierajcie się.
  680. Podnoszę do góry nogi, wskazując na kołyszące się kłódeczki.
  681. Tomek wyjmuje z kieszeni maleńki kluczyk i rozpina skórzane opaski.
  682. - Możesz zmienić buty, ale to ma zostać, ok? – Przesuwa dłonią po lateksie na moim udzie.
  683. - Ale…
  684. - Żadnych ale. Idę po auto.
  685.  
  686. Zrzucam ze stóp czarne buty z metalowym obcasem. Nie jestem przyzwyczajona do chodzenia w czymś takim. Możliwe nawet, że nie da się do tego przyzwyczaić.
  687. Najchętniej założyłabym teraz coś z płaską podeszwą. Przy reszcie mojego ubioru to jednak nie wchodzi w grę, znajduje więc moje fioletowe, błyszczące szpilki. Też są wysokie, ale nie aż tak bardzo, jak te, które przed momentem miałam na nogach. No i są o niebo wygodniejsze.
  688. Przez chwilę zazdroszczę Natalii, która nie przejmując się niczym, sznuruje czerwone trampki. Nie pasuje to zupełnie do jej sukienki i kabaretek, ale mimo tego wygląda równie seksownie jak ja, jeśli nie bardziej.
  689. Kiedy wychodzimy, przed furtką czeka już samochód.
  690. Obciągam spódniczkę na dół, tak bardzo jak tylko się da. Dopóki nie widać gdzie pończoszki kończą się na moich udach, można wziąć je za zwykłe leginsy.
  691. Natalia bezceremonialnie pakuje się na przednie siedzenie, a ja wsiadam do tyłu, mając nadzieje, że żaden z sąsiadów nie powiąże ze mną różowych włosów i lateksu na nogach. Chociaż, mierząc miarą Tomka, nie wiadomo, czego można się spodziewać po reszcie mieszkańców naszej ulicy.
  692. Chyba każdy ma jakieś swoje zboczenia i tajemnice. Czasem mniejsze, a czasem naprawdę spore, tak jak ja.
  693. Natalia wskazuje drogę i szybko docieramy na miejsce. Na ulicach nie ma zbyt dużego ruchu, w końcu to sobotni wieczór.
  694. Spacerowiczów jest za to mnóstwo i kiedy wysiadam z auta, mam wrażenie, że wszyscy dookoła mogą obejrzeć sobie moje majtki. Możliwe, że faktycznie oglądają. Z błyszczącą czernią na nogach i jaskrawym różem na głowie przyciągam całe mnóstwo spojrzeń.
  695. Poprawiam spódniczkę i ruszam w ślad za Natalią.
  696. Nie powiedziała Tomkowi ani słowa o facecie, u którego ma te rzeczy. On z kolei nie zadawał jej żadnych pytań. Przez całą drogę nie zamienili ze sobą ani jednego słowa.
  697. Nie mam pojęcia, jakie knowania snuje sobie Nat pod tymi jasnymi, anielskimi włosami, więc ja też się nie odzywam.
  698. - To tutaj.
  699. Wchodzimy na ciemną i chłodną klatkę schodową starej kamienicy, a później na drugie piętro. Stukot moich obcasów roznosi się głośnym echem.
  700. Natalia zatrzymuje się pod mieszkaniem z numerem osiem i puka. Po chwili drzwi otwierają się i staje w nich gość, z którym zawarłam krótką znajomość na starówce. Na łysej głowie dostrzegam przynajmniej trzy szwy.
  701. - Ty kurwo! – Oczy rozszerzają mu się na widok Nat. Mnie raczej nie poznaje, różowe włosy to olbrzymia zmiana.
  702. - No cześć, misiaczku. – Moja przyjaciółka szczerzy zęby i rozsądnie odsuwa się krok do tyłu, za Tomka, który dla odmiany postępuje naprzód.
  703. - Obraził pan tą uroczą młodą damę – mówi.
  704. Łysy chyba nie jest przyzwyczajony do tego typu tekstów, skierowanych w jego stronę.
  705. - Co? Co kurwa? – Jąka się.
  706. - To, co powiedziałem. Przyjechaliśmy po jej rzeczy. – Rzuca Nat pełne krytyki spojrzenie. - Zdaje się, że ich stąd zapomniała. Zdarza się jej zapominać o pewnych istotnych kwestiach…
  707. - Niech spierdala jebana dziwka. Nazywajmy rzeczy po imieniu. Wypierdalać. – Gruby łapie za drzwi i próbuje je przed nami zatrzasnąć.
  708. Tomek jednak jest szybszy. Jest też naprawdę postawnym facetem. Rusza naprzód, odsuwając naszego gospodarza w głąb korytarza. Tamten bierze zamach, ale zamiast w przeciwnika, uderza ręką w ścianę, obok jego głowy.
  709. - Kurwa! – Drze się, ale po chwili milknie, uciszony dobrze wymierzonym prawym prostym.
  710. Natalia korzysta z awantury i prześlizguje się do pokoju obok. Ruszam za nią.
  711. Chociaż właściciel mieszkania zachowuje się jak rasowy menel, to w środku, wbrew temu czego się spodziewałam, jest czysto i w miarę elegancko. Ładne meble, drogi sprzęt audio, nawet ze smakiem.
  712. Dzielę się moimi spostrzeżeniami z Natalią, pakującą swoje rzeczy.
  713. - No raczej, nie sypiam z byle kim – odpowiada. W niebieskiej torbie adidasa ląduje popielniczka z czerwonego szkła.
  714. - To też twoje?
  715. - Teraz już tak. Zaległe należności. – Mruga do mnie i razem ze swoją bielizną wrzuca do torby kilka butelek z barku, stojącego w rogu pokoju.
  716. Z głębi mieszkania dobiega odgłos głuchego uderzenia. Brzmi tak, jakby ponad sto kilogramów żywej wagi upadło na parkiet.
  717. Pomagam Nat się zabrać i wychodzimy na korytarz. Ona idzie na schody, a ja zaglądam do drugiego pokoju.
  718. Gruby leży na podłodze i pluje krwią, a zaraz obok niego stoi Tomek, opierając się o stół z ciemnego drewna.
  719. - Możemy iść – mówię.
  720. - W porządku. – Ociera pot z czoła. – Chyba już się tutaj dogadaliśmy. – Spogląda na Łysego gościa, który jest w tym momencie uosobieniem przegranej. – Bardzo przepraszam za takie najście, mam nadzieje, że nie żywi pan do mnie urazy.
  721. Były Natalii mamrocze coś niezrozumiale, a później macha ręką, niczym władca dający znak, że to już koniec audiencji.
  722. - Do widzenia – rzucam w jego kierunku.
  723.  
  724. Natalia wrzuca torby do bagażnika, wsiadamy do samochodu. Znowu muszę bardzo uważać, aby spódniczka nie podwinęła mi się zbyt wysoko.
  725. Tomek wsuwa kluczyk do stacyjki, ale nie zapala silnika.
  726. - Co to, kurwa, miało być?
  727. Adresatka tego pytania wzrusza tylko ramionami.
  728. - Dlaczego nie wiedziałem o tym, że mamy zabrać twoje rzeczy, od wkurwionego na ciebie gościa?
  729. - Nie pytałeś.
  730. Istotnie, nie pytał.
  731. Wzdycha ciężko i odwraca się w fotelu.
  732. - Wiedziałaś o tym?
  733. Przesuwam fioletowym paznokciem po śliskim lateksie, zastanawiając się nad odpowiedzią, ale chyba niepotrzebnie. Tomek czyta we mnie jak w otwartej książce.
  734. - Doskonale, kurwa, doskonale. – Uruchamia auto. – Jestem ofiarą spisku i manipulacji dwóch popieprzonych nastolatek, z których jedna jest facetem, a druga dziwką.
  735. - Co? – Oburzam się.
  736. - Wdasz się w polemikę z tym, co masz między nogami?
  737. - Nie, nie o to mi chodzi. Raczej o to, że nazwałeś…
  738. Natalia ucisza mnie ruchem ręki.
  739. - W tej kwestii racja też jest po jego stronie – odzywa się teatralnym szeptem i uśmiecha przepraszająco.
  740. No tak. Naprawdę byłam idiotką, myśląc sobie, że Nat puszczała się z tamtym kolesiem dla przyjemności.
  741. Samochód rusza, wyjeżdżamy z parkingu i jedziemy w stronę naszego osiedla.
  742. - A manipulacja była, ale bardzo malutka. – Moja przyjaciółka nachyla się do kierowcy.
  743. - Masz szczęście, że masz ją. – On wskazuje kciukiem w moim kierunku. – Inaczej zostawiłbym cię na progu tego mieszkania.
  744. - Nie zrobiłbyś tego, przecież jesteś dżentelmenem. – Natalia szczerzy zęby.
  745. Nie mam pojęcia, jak ona potrafi tak się zachowywać w stosunku do faceta, który emanuje taką siłą i pewnością siebie.
  746. Tomek zamiast rozgniewać się bardziej, uśmiecha się tylko i kręci głową.
  747. - Ty za to jesteś cholernie cwaną i bezczelną nastoletnią prostytutką, zgadza się?
  748. - Całkowicie.
  749. - Z kim ja się zadaje… Majka, nie wnikam w jaki sposób ona znalazła się w twoim domu, ale naprawdę powinnaś się jej stamtąd pozbyć…
  750. - I zakończyć też toksyczny związek z dwa razy starszym od ciebie facetem, zadbaj trochę o swoje życie. – Wpada mu w słowo Nat.
  751. Siedzę na tylnej kanapie, wpatrzona w dwójkę przede mną. To naprawdę nie moja liga. Kim ja jestem? Nastolatkiem z popierdoloną tożsamością płciową i to wszystko, co we mnie interesującego. Na co dzień raczej wycofany, nie imprezuje, nie mam dobrych znajomych. Te dwa dni dostarczyły mi więcej wrażeń, niż całe moje wcześniejsze życie razem wzięte.
  752. Wzruszam ramionami.
  753. - Nie mam nic do powiedzenia.
  754. - A powinnaś mieć. – Tomek wyprzedza inne auto.
  755. - Myślałam, że to ty tutaj rządzisz.
  756. - Mogę ci kazać wypierdolić ją z domu, pod groźbą, że pokaże cię twoim rodzicom tak, jak wyglądasz w tym momencie… – przerywa na chwilę - …ale nie mam serca tego zrobić. Gapisz się na nią przez cały czas, takim spojrzeniem, jakby była twoją wygraną na loterii.
  757. - Serio? – Rumienie się.
  758. - No. – Natalia odwraca się do mnie. – Ja chociaż troszkę się powstrzymuje przed gapieniem na ciebie.
  759. Czuje się idiotycznie, ale jednocześnie jestem absolutnie szczęśliwa.
  760. - Jakie to słodkie. – Mój sąsiad zerka kątem oka w naszym kierunku. – Co zamierzacie z tym zrobić?
  761. Nie wiem co powiedzieć, zbieram myśli mając nadzieje odezwać się z sensem, ale wyręcza mnie w tym Natalia.
  762. - Ja zamierzam ją przelecieć – mówi.
  763. Skręcamy w naszą ulicę.
  764. - W takim razie ja na dziś wieczór umówię się z kimś innym. – Tomek mruga porozumiewawczo, zatrzymując auto przed furtką.
  765. - Ej! Nie możecie sobie tak po prostu decydować, które z was idzie ze mną do łóżka. – Milknę i patrzę przez chwilę na nich. – No dobrze, możecie. – Poddaje się i uśmiecham mimo woli. Nie jestem w stanie nic zrobić. Chcę należeć do tego faceta w każdym możliwym aspekcie, a jednocześnie chcę być blisko Natalii, tak blisko jak tylko się da.
  766. Wysiadam z auta. Mętlik w głowie.
  767.  
  768. Zabieramy rzeczy Nat, wchodzimy do domu.
  769. - To resztę wieczoru mamy dla siebie? – Rzuca torby na podłogę salonu i zaczyna wyciągać z nich butelki.
  770. Opadam na kanapę, zrzucam z nóg buty i zabieram się za ściąganie z siebie lateksowych pończoch, co wcale nie jest tak proste jak mogłoby się wydawać.
  771. - Mówiłaś serio? – Pytam.
  772. - W jakiej kwestii?
  773. - Zamierzasz mnie przelecieć?
  774. - Ach, w tej kwestii… - Natalia siada na podłodze, w jednej ręce trzyma whiskey, a w drugiej półlitrową finlandię. – Kłamałam. Oczywiście, że kłamałam.
  775. Rzucam w nią poduszką.
  776. - Jak to? – Staram się nie wyglądać na zbyt zawiedzioną, ale nie mam pojęcia czy mi się to udaje. W końcu patrzę na moją wygraną na loterii.
  777. Nat ustawia butelki w rządku, oglądając dokładnie ich zawartość.
  778. - Nie zamierzam cię przelecieć. – mówi. – Chciałabym się z tobą kochać, długo i delikatnie, jeśli tylko będzie do tego odpowiedni nastrój i obie będziemy miały na to ochotę.
  779. Zdecydowanie mam ochotę, już od dłuższego czasu. Ona też nie wygląda na dziewczynę którą długo trzeba do tego namawiać, więc to pewnie nastrój nie jest odpowiedni. Na szczęście Nat zabiera się za jego tworzenie.
  780. - Pijemy drinki, czy walimy czystą? – Zadaje poważne pytanie.
  781. - Nie lubię wódki.
  782. - A więc drinki. – Wstaje z podłogi i idzie do kuchni, zapewne w poszukiwaniu tych mniej ważnych składników.
  783. Wyciągam się na kanapie, jest mi naprawdę dobrze. Za oknami powoli zachodzi słońce, a ja znowu mam naprawdę świetne perspektywy na wieczór. Sama jestem zaskoczona tym, że jakoś nie stresuje się perspektywą seksu z Natalią. Wczorajsze zabawy z Tomkiem, to moje pierwsze doświadczenia, z dziewczynami nie miałam żadnych.
  784. Kiedy myślałam o tym wcześniej, będąc chłopcem, zastanawiałam się jak wypadnę. Czy spodobam się kobiecie? Czy spełnię jej oczekiwania? Czy wszystko zrobię dobrze?
  785. Teraz te pytania nie istnieją. Wraz z moim wizerunkiem całkowicie zmieniła mi się świadomość samej siebie. Jestem w tym momencie seksowną dziewczyną, potrafię podniecić każdego faceta, więc biseksualną kobietę pewnie też. Wyglądam świetnie i dzięki temu czuje się świetnie, tak to działa. Każdy kto twierdzi, że wygląd zewnętrzny nie gra roli, jest w całkowitym błędzie. To właśnie zewnętrzność niesamowicie podbudowuje poczucie własnej wartości, zwiększa pewność siebie, a to diametralnie odbija się na relacjach z innymi ludźmi.
  786. Natalia wraca do pokoju.
  787. - No to jednak pijemy czystą – mówi.
  788. - Nie ma takiej opcji. Nic tam nie ma?
  789. - Nie. – Siada na kanapie obok mnie. – Co z ciebie w ogóle za gospodyni, lol. Mogłabyś chociaż zrobić zakupy.
  790. Chcę udawać, że biorę do siebie tą krytykę, ale nie jestem w stanie. Za szybko zaczynam się śmiać.
  791. - Co potrzebujesz?
  792. - Ja? Ja nic nie potrzebuje, ja umiem pić wódkę i inne rzeczy. To ty potrzebujesz. Soku o smaku kaktusa, albo pepsi i limonki, albo…
  793. Podnoszę się i obejmuje ją.
  794. - No dobra, idziemy do sklepu. – Gryzę Natalie w ucho. Troszkę nieśmiało, nie jestem pewna czy to jest zupełnie odpowiednie.
  795. - Ej! – Odpycha mnie, ale się uśmiecha. – Gdzie masz ten sklep?
  796. - Najbliższy na rogu, ale tam mnie znają…
  797. Ona wzrusza ramionami.
  798. - Co z tego? – Patrzy mi prosto w oczy. – Momentami zupełnie ci nie rozumiem. Chyba dobrze się czujesz z tym jak wyglądasz w tym momencie?
  799. - Czuje się zajebiście, ale…
  800. - Skoro czujesz się zajebiście, to powinnaś przy tym pozostać.
  801. W tym momencie nie rozumiem Natalii, chyba tak samo, jak ona mnie.
  802. - Troszkę nie ogarniasz. – Obruszam się. – Moi rodzice nie wiedzą o tym, moi znajomi nie wiedzą, nikt nie wie. A ja nie chcę sobie tak po prostu spierdolić życia…
  803. Otrzymuje uderzenie w twarz.
  804. Potrząsam głową, totalnie zaskoczona. Właśnie dostałam z liścia od tej niewinnej blondyneczki. Po Tomku mogłabym się tego spodziewać, ale po niej? Jestem tak zaskoczona, że zapominam się zdenerwować.
  805. - Lepiej się nie odzywaj, jeśli masz pierdolić takie głupoty. – Natalia wskazuje we mnie palcem niczym oskarżyciel na sali sądowej. – Co nazywasz spierdoleniem sobie życia? Dokonanie jakichkolwiek zmian? To tak nie działa, a wręcz przeciwnie.
  806. - Ale…
  807. - Ja puszczam się z facetami za mieszkanie i jedzenie, ale nie uważam, żebym w jakikolwiek sposób spierdoliła sobie życie. Zrobiła bym to, gdybym została w domu z moją pierdoloną, patologiczną rodziną. Ludzie czasem są dookoła ciebie, a czasem ich nie ma, musisz mieć na to wyjebane i zastanowić się co jest faktycznie dobre dla ciebie.
  808. Milczę. To wszystko jest cholernie skomplikowane, im więcej o tym myślę, tym bardziej nie wiem co robić.
  809. Dlatego teraz przestaje. Wyłączam tą część mojego umysłu, która jest za to odpowiedzialna.
  810. - Chodźmy do tego sklepu. – Wstaje z kanapy.
  811.  
  812. Wychodzimy na ulice.
  813. Nigdy nie myślałam, że będę spacerować po tym chodniku mając na sobie spódniczkę i buty na obcasie. Marzyłam o tym niezliczoną ilość razy, wieczorami, leżąc w łóżku. Nigdy jednak nie brałam tego do końca na serio. Byłam całkowicie pewna, że nie doświadczę w rzeczywistości nawet połowy rzeczy, które sobie wyobrażam. Tymczasem jestem na jak najlepszej drodze, do realizacji nawet najbardziej popieprzonych marzeń.
  814. Mija nas chłopak na rowerze. Odwracam głowę, sprawdzając, czy on też się obejrzy. Oczywiście, że tak.
  815. - Ej. – Natalia szturcha mnie. – Nie wolno ci tak robić.
  816. - Co?
  817. - To faceci mają się za nami oglądać, jak robisz do nich tak samo, to tak jakbyś mówiła „chodźmy się jebać, kocham cię”.
  818. Śmieje się z niej.
  819. - To chyba nie jest tak.
  820. - Właśnie, że jest. Jeśli wyglądasz dobrze, a wyglądasz, to wystarczy, że się na jakiegoś pogapisz i jest twój.
  821. - Dzięki za radę, ale chyba nie zamierzam podrywać facetów na ulicy.
  822. Idziemy chwilę w milczeniu. Słońce już zaszło i zapalają się latarnie. Po ulicy nie jeżdżą samochody, panuje cisza, przerwana czasem szczekaniem jakiegoś psa. Wieje lekki ciepły wiatr, jest naprawdę przyjemny wieczór.
  823. - Chyba w ogóle nie zamierzam podrywać facetów. – Zastanawiam się. – To byłoby z mojej strony trochę nie w porządku…
  824. - Hah, dlaczego niby?
  825. - No wiesz, na pierwszy rzut oka wyglądam jak dziewczynka, ale jak przyjdzie co do czego, to może wyniknąć bardzo niezręczna sytuacja. Chyba nie ma wielu mężczyzn z takim gustem jak Tomek.
  826. Natalia bierze mnie za rękę. Ma bardzo delikatne dłonie i niedokładnie pomalowane paznokcie, nie w jednym kolorze a w kilku. Kciuk jest czerwony, ale palec wskazujący ma już zielony lakier, następny paznokieć jest żółty. Dalej kombinacja się powtarza.
  827. - Większości facetów nie robi różnicy, w co wsadzają kutasa. Ważne, że obiekt pożądania ma na sobie seksowną bieliznę i dobry makijaż. Ruchaliby owce, gdyby to było modne. – Nat uśmiecha się. – Zresztą, nawet jeśli będziesz trafiać na gości, których nie jarają laski z penisami, to ty i tak masz z tego ubaw…
  828. - No nie wiem.
  829. - Ja bym się śmiała.
  830. - W to akurat nie wątpię.
  831. Docieramy do celu. Otwieram drzwi, wchodzimy.
  832. To jeden z tych małych osiedlowych sklepików, w których rano kupuje się bułki, a wieczorem to, o czym zapomnieliśmy będąc w markecie. Za ladą stoi ekspedientka, ta co zwykle.
  833. - Dobry wieczór.
  834. - Dobry wieczór. – Patrzy się na mnie, na początku nieinwazyjnie, chyba po prostu różowe włosy zwracają na siebie uwagę.
  835. Staje przy kasie.
  836. - No mów… – Odwracam się do Natalii.
  837. Pani za ladą rozszerza oczy i chociaż stara się nie gapić na mnie ostentacyjnie, to widzę, że mnie rozpoznała. Opuszczam wzrok i odsuwam się, robiąc miejsce Nat, która zabiera się za robienie zakupów.
  838. - Pepsi. Nie tą dużą, tamtą mniejszą. Albo dwie takie małe. I to zielone coś obok. I paluszki. – Zerka na mnie. – Ile mamy kasy?
  839. Pokazuje jej stuzłotowy banknot.
  840. - Ok, w takim razie jeszcze płatki chocapic, tę gumę do żucia i jajko niespodziankę, razy dwa.
  841. Ekspedienta posłusznie kładzie wszystko na ladzie. Słodycze, napoje i jedna cytryna, bo nie było limonek. Płace, odbieram resztę, żegnam się. Wychodzimy.
  842. Nie było tak strasznie jak myślałam, kobieta w sklepie była chyba bardziej zmieszana niż ja. Może opowie komuś o tym spotkaniu, a może wcale tego nie zrobi. Nie robi mi to chyba żadnej różnicy.
  843. Czuje się świetnie.
  844. Trzymamy się z Natalią za ręce, ona niesie zakupy, a ja swój portfel. Powoli zaczynam rozumieć sens damskiej torebki, brak kieszeni to coś strasznego.
  845. Z przeciwka zbliża się grupa młodych samców. Bluzy z kapturem i luźne spodnie, znam z widzenia to stado. Ekipa krążąca wieczorami po naszym osiedlu.
  846. Jako chłopiec czułbym się troszkę przestraszony, może nawet przeszedłbym na drugą stronę ulicy, zawsze bałem się takiej konfrontacji. Teraz, razem z Nat, idziemy środkiem chodnika, a oni rozstępują się na boki, robiąc nam przejście. Czuje na sobie ich spojrzenia, ale zgodnie z przykazaniami eksperta patrzę się prosto przed siebie. Zamiast kulić się sobie, jakimś odwrotnym odruchem wyprostowuje się i stawiam nóżki bliżej siebie, kręcąc tyłeczkiem trochę bardziej.
  847. To niesamowite uczucie, kiedy idąc ulicą otrzymujesz pewien rodzaj niemych komplementów. Nie znałam go wcześniej, ale teraz wiem, że można się od tego bardzo szybko uzależnić.
  848.  
  849. Wracamy do domu.
  850. Mamy już wszystko, czego potrzeba. Odstawiam stolik na jego miejsce przed kanapą, przynoszę lód i szklanki.
  851. Natalia robi drinki. Po chwili dostaje od niej wódkę z sokiem i cytryną.
  852. Czystą piłam tylko raz i nie skończyło się to dla mnie zbyt dobrze. Wręcz przeciwnie, skończyło się to absolutnie paskudnie. Próbuje więc maleńki łyczek.
  853. Jestem pozytywnie zaskoczona, w takiej postaci nie budzi to we mnie żadnego odruchu obrzydzenia. Jest ok. Informuje o tym Nat.
  854. Uśmiecha się, stukamy się szklankami.
  855. Rozmawiamy.
  856. Ona opowiada mi o swoich facetach. Jedni byli naprawdę spoko, inni przeciwnie. Wcześniej miałam w głowie ułożony profil mężczyzny, który płaci nastoletniej dziewczynie za seks, ale teraz widzę, że nie działają tutaj żadne schematy.
  857. Natalia jest na tak zwanym gigancie od pół roku. Zwiedziła mnóstwo miast i poznała masę ludzi, czasem lepszych, czasem gorszych, a każdy z innej bajki.
  858. - Nikt cię nie szuka? – Pytam.
  859. - Szuka? – Nat śmieje się. – Niby kto i dlaczego?
  860. Upijam łyk z mojego drinka.
  861. - No nie wiem, może twoja rodzina. Odzywasz się do nich w ogóle, czy nie?
  862. - Nie. Od kiedy wyjechałam, nie miałam z nimi kontaktu. Zresztą, to nie była jakaś ucieczka czy coś w tym rodzaju…
  863. - Nie?
  864. - Nie. Oni chcieli się mnie pozbyć, a ja miałam ich dość. Kazali mi wypierdalać, więc wypierdoliłam, korzyść jest obopólna.
  865. Natalia wygląda jak aniołek, ale czasami spojrzenie ma naprawdę chłodne, tak jak w tym momencie. Jest zwierzęciem, które w dżungli nie zostanie zjedzone, prędzej samo pożre inne.
  866. - Podziwiam cię – mówię.
  867. - Nie ma za co. – Gdyby twój dom wyglądał tak jak mój, to też byś wolała się z niego wynieść.
  868. Wstaje i podchodzę do stereo. Przeglądam płyty ojca, wczoraj się sprawdziły. Po chwili do odtwarzacza trafia płyta Chrisa Isaaka, ktokolwiek to jest.
  869. Wracam do Nat i przytulam się do niej.
  870. - Byłaś kiedykolwiek z kimś na stałe? Tak bez tego wszystkiego tylko po prostu dla tej osoby?
  871. Ona zastanawia się chwilkę.
  872. - Nie, nigdy. – Przerywa. – Oczywiście zdarzało się, że chciałam, ale nigdy się nie udało.
  873. O mało co nie pytam się jej, czy teraz by chciała. Powstrzymuje się w ostatnim momencie, takie pytania to nie jest dobry pomysł. Ja jestem nią zauroczona, ale znamy się dopiero od wczoraj. To i tak najszybciej zawarta, tak bliska, znajomość w moim życiu.
  874. Milcze więc, popijając drinka i słuchając muzyki. Jest delikatna i lekko niepojąca, podoba mi się.
  875. Nat napełnia nam szklanki.
  876. - Co zamierzasz zrobić dalej? – Odzywam się w końcu.
  877. - Nie mam pojęcia. Jeśli mi pozwolisz, posiedzę w necie i znajdę sobie kogoś kolejnego…
  878. - A później?
  879. - Nie wiem, naprawdę nie wiem. – Uśmiecha się. – Czy ty się, kurwa, martwisz o moją przyszłość?
  880. Rumienie się delikatnie. Ręce troszkę mi się trzęsą i nie wiem do końca, co powinnam zrobić.
  881. - Nie chciałabym żebyś znowu wyjechała. Chciałabym mieć ciebie gdzieś blisko…
  882. Ona patrzy na mnie uważnie. Potem przechyla szklankę i duszkiem wypija zawartość, potem odstawia ją na stolik.
  883. - Blisko? – Podnosi się i klęka nade mną. – Jak blisko? – Nachyla się, mrużąc oczy.
  884. Wyprostowuje się i całuje ją w usta.
  885. - Bardzo blisko. Jak najbliżej.
  886.  
  887. Dalej wszystko dzieje się samo.
  888. Obejmuje ją i obie opadamy na kanapę. Ona leży na plecach, ja opieram się nad nią.
  889. Jestem jak w transie, podświadomie wiem, że wszystko co robię, robię dobrze. Posiadam ją całą, wiem, że Nat mi na to pozwala, ja zaś pozwalam na to samo jej.
  890. Całuje ją po szyi, przesuwam dłońmi po jej udach, podnosząc żółtą sukienkę do góry. Natalia łapie za skraj mojej tuniki i ściąga ją ze mnie. Potrząsam głową, odrzucając włosy na właściwe miejsce.
  891. Jestem podniecona, ale nie w taki sposób jak z Tomkiem. Teraz jestem spokojniejsza, teraz nie chodzi tylko o zaspokojenie rozpalających mnie pragnień. Cieszę z każdego zetknięcia mojego ciała z jej ciałem, z każdej sekundy pocałunku.
  892. Żółta sukienka ląduje na podłodze, obok mojej różowej bluzki. Chwilę później trafia tam moja spódniczka i stanik Nat.
  893. Odsuwam się troszkę do tyłu i oblizuje jej sutki. Później wędruje ustami niżej i niżej, aż docieram do majteczek.
  894. Wbrew moim własnym oczekiwaniom, nie jestem ani trochę skrępowana. Mam do Natalii absolutne zaufanie i czuje, że ona obdarza mnie tym samym.
  895. Podnosi nogi do góry, pozwalając mi zsunąć jej majtki. Leży przede mną mając na sobie jedynie pończoszki, a ja czuje jak mój penis próbuje wydostać się z zielonych stringów. Na razie nie pozwalam mu na to i zamiast majteczek, zdejmuje z siebie stanik. W kontaktach z mężczyznami imitowałby on moje nieistniejące piersi, ale czuje, że w tym momencie nie ma to żadnego znaczenia. Nawet bez damskich ubrań czuje się totalnie kobieco.
  896. Nat podnosi się, łapie mnie za kark i przyciąga do siebie.
  897. Całuje ją, znowu.
  898. Obejmujemy się, wędruje dłońmi po jej ciele, wszędzie gdzie mam ochotę. Mogłabym tak spędzić wieczność, czując jej ciepło, jej zapach.
  899. Wieczność jednak nie wchodzi w grę, Natalia popycha mnie i po chwili to ona jest na górze. Klęka nade mną i odsuwa moje majteczki. Przymykam oczy i wyginam się do tyłu. Jej usta dotykają mojego penisa i przechodzi mnie dreszcz. W zdecydowanej większości moich marzeń, to ja byłam stroną robiącą loda, ale znajdować się po drugiej stronie też jest cudownie.
  900. W odtwarzaczu zmienia się piosenka.
  901. Nigdy nie wiązałam muzyki z seksem, myślałam nawet, że raczej by przeszkadzała. Teraz jednak pasuje to idealnie, właśnie na taki soundtrack mam ochotę.
  902. Łapie Nat za włosy i podnoszę jej głowę. Ja jestem prawie całkowicie zielona w tych sprawach, ona z kolei jest już chyba profesjonalistką. Nie byłoby zbyt fajnie gdyby doprowadziła mnie do orgazmu w ciągu dwóch minut.
  903. Robię młynek palcami. Rozumiemy się bez słów i Natalia odwraca się, opierając nogi po obu stronach mojej głowy.
  904. Łapie ją za pośladki i podnoszę się lekko. Wysuwam język i liże, powoli i delikatnie.
  905. Regularne sześć-dziewięć. Jest niesamowicie.
  906. W końcu Nat podnosi się, zmieniamy pozycje. Ona opiera głowę o podłokietnik kanapy, a ja nachylam się nad nią. Czuje jej dłoń na swoim kutasku, pomaga mi trafić do celu.
  907. Wchodzę w nią.
  908. - Och. Dobrze… - mruga do mnie.
  909. Uśmiecham się i zaczynam poruszać się szybciej. Ona obejmuje mnie i po chwili, kiedy jestem w środku, podnosi się.
  910. Siadamy na kanapie, splecione nogami. Teraz ona jest na górze. Porusza delikatnie biodrami, do przodu, do tyłu, kręcąc tyłeczkiem. Wie, co robi, ja tylko dostosowuje się do jej rytmu, pozwalając Nat używać mnie jak tylko ma ochotę. Ona korzysta z tego i przyspiesza, coraz bardziej i bardziej.
  911. Popycha mnie, upadam na plecy. Teraz ujeżdża mnie już zupełnie klasycznie. Oddycha coraz głośniej i w końcu odrzuca głowę do tyłu i z piskiem szczytuje, wbijając paznokcie w moje ramiona.
  912. Opada na mnie zdyszana, ale to jeszcze nie koniec, chociaż jej orgazm jest dla mnie tak wielką satysfakcją, że prawie zapominam zatroszczyć się o siebie.
  913. Ona jednak pamięta.
  914. Całuje mnie i odsuwa się. Znowu czuje jej język na moim penisie. Rozkładam nóżki szeroko i wyginam plecy w łuk pozwalając Nat robić co chce. Chwilę później kończę w jej ustach.
  915. Kładziemy się obok siebie, spocone i zdyszane. Pieścimy się jeszcze delikatnie, wymieniamy pocałunki.
  916. Mam wrażenie, że to wszystko rozegrało się bardzo szybko, w ułamkach sekund, ale chyba straciłam poczucie czasu.
  917. Muzyka umilkła chwile temu, skończyła się płyta.
  918. Leżę przytulona do Natalii. Każda cząstka mojego ciała i umysłu jest absolutnie szczęśliwa.
  919.  
  920. Jest jeszcze wcześnie, więc nie idziemy spać.
  921. Nie mam ochoty zakładać na siebie ubrań, w których chodziłam cały dzień, więc idę do sypialni po coś innego.
  922. Zatrzymuje się przy lustrze w korytarzu. Jestem naga, mam na sobie jedynie obroże, ale mimo tego nie wyglądam wcale jak chłopiec. Oczywiście pewnych rzeczy nie da się przeoczyć, lecz pomijając to, co mam pomiędzy nogami, oraz brak piersi, jest naprawdę ok. Po dwóch dniach spędzonych jako dziewczynka zupełnie zmieniła mi się mimika twarzy, wszystkie ruchy, gesty, postawa całego ciała. Mam dosyć wąskie ramiona, krągły tyłeczek i naprawdę ładne długie nogi. Wiem, że nigdy, nawet po hormonach, nie uzyskam proporcji prawdziwej kobiety, ale naprawdę nie jest źle. Kolorowe włosy, kolczyki i pomalowane paznokcie robią resztę.
  923. Seks z Natalią chyba nie należał do szczególnie żywiołowych, ale i tak czuje się jak po przebiegnięciu sporego dystansu, biorę więc szybki prysznic.
  924. Zakładam na siebie mój ostatni komplet damskiej bielizny, ciemnoczerwone majteczki i stanik, z małą kokardką na środku. Na to długą czarna koszulkę, sięgająca mi prawie do połowy uda.
  925. Wracając na dół, mijam otwarte drzwi łazienki i Natalię w kabinie prysznicowej. Patrzę na nią przez chwilę i myślę sobie, że chciałabym wyglądać tak jak ona. Wysoka, szczupła, lecz z wyraźnie zarysowaną talią i linią bioder. Ma małe piersi, ale bardzo kształtne. Jest naprawdę piękna.
  926. Schodzę po schodach, włączam TV i dopijam powoli swojego niedokończonego drinka.
  927. Po kilku minutach dołącza do mnie Nat. Widać, że ma już swoje własne ubrania, bo założyła czarne szorty i czarną bluzkę z wielkim czerwonym napisem „fuck”. Nie ma na sobie stanika i przez cienki materiał dostrzegam jej sutki.
  928. - Zamawiamy pizzę? - Siada obok mnie.
  929. Genialny pomysł. Dopiero teraz czuje, jaka jestem głodna.
  930. Pytanie tylko, gdzie jest moja komórka? Przeszukuje wszystko po kolei, ale na parterze jej nie ma. Znajduje ją dopiero w moim pokoju.
  931. Kilka nieodebranych połączeń, na szczycie listy numer mojej matki.
  932. Dzwonię.
  933. - Cześć, zostawiłam… Ekhm, zostawiłem telefon w kuchni. – To niesamowite jak trudno przychodzi mi powrót do tej formy. - Dzwoniłaś?
  934. Mama mówi, że owszem, dzwoniła. Wypytuje się mnie o wszystko, co się dzieje w domu, czy bez problemów radzę sobie sam.
  935. - Jasne. Wszystko gra. Jest ok. Tak. Nie. Spoko. – Odpowiadam całkowicie standardowo. Zero zaskoczenia, klasyczna rozmowa z matką na wyjeździe. Opowiada troszkę o tym, co się dzieje u nich, bardziej martwi się o to, co się dzieje u mnie.
  936. Już mamy się rozłączyć, kiedy mówi:
  937. - Dzwonił do mnie Grzesiek, nie wiem czy dodzwonił się do ciebie?
  938. - Nie dodzwonił się…
  939. - W każdym bądź razie, chciał pożyczyć kilka książek od ojca, są mu potrzebne na studia, czy coś…
  940. - Co. – Przebiega mnie zimny dreszcz.
  941. - Książek, on będzie wiedział, które, nie martw się. Przyjedzie i je sobie weźmie, no i podrzuci ci coś na obiad od cioci. Chyba nie wychodzisz już dzisiaj z domu?
  942. - Nie. – Jestem zbyt zdenerwowana, aby wymyślić cokolwiek z sensem.
  943. - No to super, całuski.
  944. - Pa, mamo.
  945. Stoję osłupiała z komórką w ręce. Przeglądam listę połączeń. Pięć nieodebranych od matki, dwa nieodebrane od mojego brata ciotecznego.
  946. Kurwa. Co teraz, myśl, kurwa, myśl. Może zadzwonić do niego, żeby jednak nie jechał tu dzisiaj? Ale jeśli nie dzisiaj to kiedy? Pierdolone różowe włosy, musiałabym je zdążyć przefarbować.
  947. Wybieram numer do Grześka. Nie odbiera. Pięć sygnałów i poczta głosowa. Dzwonie drugi raz, to samo.
  948. - Dla mnie weź szynkę pieczarki! – Krzyczy z salonu Natalia.
  949. Szaleństwo.
  950. Schodzę do niej. Nat klęczy przy szafce pod telewizorem i przegląda płyty, wysypując je z pudełek na podłogę.
  951. - Zamówiłaś już? – Odwraca głowę.
  952. - Nie. Chyba zaraz przyjedzie tu mój brat.
  953. - Ooo, masz brata? – Natalia jest zachwyconym zaciekawieniem.
  954. - Ciotecznego.
  955. - Fajny gość?
  956. - Raczej tak. – Przewracam oczami. – Ale, kurwa, co za różnica, nie może zobaczyć mnie tak jak teraz wyglądam!
  957. Nat siada na podłodze i zastanawia się. Widać, że opracowuje jakiś sprytny plan rozwiązania tego problemu.
  958. Z rozmyślań wyrywa ją jednak pukanie do drzwi.
  959. Ogarnia mnie przytłaczające, surrealistyczne uczucie déjà vu.
  960.  
  961. Nogi się pode mną uginają. To nie może się dziać naprawdę.
  962. Nie mam zielonego pojęcia, co zrobić.
  963. - Ja otworzę. – Natalia wstaje z podłogi. – Po co on tutaj przyjechał?
  964. - Po książki, będzie wiedział które.
  965. - Spoko. - Przechodzi obok mnie i znika w pogrążonym w ciemności przedpokoju.
  966. Opieram się o ścianę i czekam.
  967. Odgłos bosych stóp Nat, stawianych szybko na kafelkach. Drzwi frontowe się otwierają.
  968. - O, cześć… - Zaskoczony głos mojego kuzyna. – Grzesiek, brat cioteczny Iva…
  969. Oczyma wyobraźni widzę jak podaje rękę Natalii, wpatrzonej w niego spojrzeniem drapieżnego kota.
  970. - Wiem – odpowiada dziewczęcy głos. – Wyszedł na chwilkę, mam ci dać jakieś książki, ale nie mam pojęcia jakie, znajdziesz je sam?
  971. - Znajdę. – Drzwi frontowe się zamykają. – Ivo wyszedł?
  972. - Wyszedł.
  973. - Ok, a ty jesteś…
  974. - Jego dziewczyną. Natalia, możesz mi mówić Nat, jeśli cię lubię.
  975. Kroki w przedpokoju. Teraz powinnam schować się w głębi salonu, pozwalając przejść im do gabinetu ojca.
  976. Mam mętlik w głowie i nie do końca sama wiem, co robię, zamiast cofnąć się, robię kilka kroków naprzód.
  977. - Elo – mówię.
  978. Grzesiek zatrzymuje się, a jego spojrzenie opuszcza tyłeczek idącej przed nim Nat i kieruje się na mnie.
  979. Chyba będę musiała się przyzwyczaić do tego, że ludzie robią na mój widok naprawdę wielkie oczy.
  980. - O kurwa. – Omal nie wypuszcza z rąk plastikowego pudełka.
  981. Przez chwilę panuje niezręczna cisza. On jest zaskoczony, Natalia jest zaskoczona, ja sama też jestem zaskoczona własną odwagą.
  982. - Przywiozłem ci krokiety, bracie. – Wykrztusza w końcu.
  983. - Siostro. – Nat szczypie go w policzek. Jest po prostu niesamowita.
  984. - Och. Faktycznie, wyglądasz jak laska… Kurwa. Ja pierdole. Nigdy bym się nie spodziewał. – Grzesiek się rumieni. – To znaczy, kurwa nie wiem. – Zerka na Natalie. – Więc nie jesteś jego dziewczyną jednak?
  985. - Jest.
  986. - Jestem.
  987. Odpowiadamy prawie równocześnie.
  988. - O, stary… - Mój brat wodzi wzrokiem pomiędzy mną, a stojącą obok niego blondynką. – W sumie, też przebrałbym się za laskę, gdybym miał dzięki temu posiadać taką laskę…
  989. Prycham.
  990. Natalia uśmiecha się i idzie do salonu, po drodze całując mnie w policzek.
  991. Zostajemy sami, w rodzinnym gronie.
  992. Grzesiek odstawia krokiety na komodę.
  993. - O co tu chodzi? – Pyta się mnie. – To na poważnie? – Wskazuje na moje włosy, widoczny pod koszulką stanik, ogolone nogi, pomalowane paznokcie. Na to wszystko.
  994. - Całkowicie poważnie. – Zerkam na niego spod opadającej na twarz grzywki. – Chcę być dziewczynką, na stałe.
  995. - Rety… – Nie odzywa się przez chwilkę.
  996. Staram się nie dać po sobie poznać, jak bardzo się denerwuje.
  997. - Zamierzasz sobie zrobić operacje, czy coś w tym stylu? – Pyta wreszcie.
  998. Uśmiecham się, nie nazwał mnie jakimś pojebanym, spedalonym pokurwem, nie odwrócił się i nie wyszedł, więc chyba nie jest źle.
  999. - Może później wtajemniczę cię w szczegóły, ok?
  1000. Kiwa głową. Ciągle się na mnie gapi, ale już bez tego zaskoczenia na twarzy.
  1001. - Wejdziesz? – Wskazuje kciukiem na przejście do salonu.
  1002. - Ok… Nigdzie mi się nie spieszy.
  1003.  
  1004. Grzesiek jest jedyną osobą z całej mojej rodziny, z którą faktycznie mogę spotykać się dla przyjemności. Oczywiście każde z nas ma własny świat, innych znajomych, inną szkołę, ale ogólnie dogadujemy się dobrze, posiadając wspólne memy, które ogarniamy tylko my.
  1005. - Zrzucasz się z nami na pizzę? – Natalia znowu buszuje w szafce z filmami.
  1006. - Spoko. – Grzesiek siada na kanapie.
  1007. Widać, że ciągle czuje się niezręcznie i wiem, że to ja jestem źródłem wszelkiej niezręczności.
  1008. Proponuje mu drinka. Odmawia.
  1009. - Przyjechałem furą. – Pokazuje kluczyki od swojego BMW.
  1010. Siadam na fotelu, obciągając w dół koszulkę. To niezbyt oficjalny strój, gdybym wiedziała, że będę gościć u siebie kuzyna, ubrałabym się bardziej odpowiednio. Nie mam żadnego punktu zaczepienia do rozmowy, więc wyjmuje komórkę i zamawiamy pizzę.
  1011. Dzwonię i rozmawiam, przez cały czas używając oczywiście żeńskiej formy.
  1012. - To naprawdę niesamowite – mówi mój brat. – Gdybym cię nie znał, naprawdę mógłbym pomyśleć, że jesteś laską.
  1013. - Dzięki, staram się.
  1014. - Spoko, nie jestem pewien czy to do końca był komplement, ale spoko. – Uśmiecha się. – Od dawna chciałeś być kobietą?
  1015. - Odkąd pamiętam. – Zastanawiam się chwilkę. – Może nie do końca konkretnie to, ale zawsze myślałam o czymś w tych okolicach.
  1016. Natalia wybiera w końcu jedną z płyt i wkłada ją do DVD.
  1017. - Powinieneś mówić do niej jak do dziewczynki – Nat wstaje i podchodzi do nas.
  1018. - Och, ok. Jak chcecie. – Grzesiek zerka na mnie. – Twoi rodzice o tym wiedzą?
  1019. Czuje się teraz troszkę speszona.
  1020. - Nie wiedzą. Nie mów o tym nic nikomu jak na razie, ok?
  1021. - Spoko.
  1022. Moja dziewczyna znajduje pilota i puszcza nam film. Noc Żywych Trupów, właśnie tego mogłam się po niej spodziewać.
  1023. Siadamy razem na kanapie i oglądamy, na luzie. Nat robi drinki i ponawia moje pytanie o alkohol dla Grześka.
  1024. - Możesz u nas nocować – dodaje.
  1025. - Serio? – Unoszę lewą brew. To wręcz zachwycające, w jaki sposób ona łamie konwenanse, ale mogłaby pewne rzeczy ustalać ze mną wcześniej.
  1026. - Nie, nie będę wam przeszkadzał. – Mruga do mnie.
  1027. Uderzam go w ramie.
  1028. Przekonujemy Grześka jeszcze troszkę, ale dajemy za wygraną. Jak na trzeźwego faceta w naszym towarzystwie i tak radzi sobie całkiem nieźle.
  1029. Gadamy o filmach zawierających zombie i innych pierdołach. Wkrótce atmosfera staje się luźniejsza, mój kuzyn przestaje się na mnie gapić, za to częściej zerka na widoczne pod bluzką sutki Nat. Czuje delikatne uczucie zazdrości. To jednocześnie przerażające, a jednocześnie przyjemne. Denerwujące i satysfakcjonujące zarazem.
  1030. Pukanie do drzwi. Myślę, że przez dłuższy okres czasu ten dźwięk będzie we mnie budził pewien niepokój. Chociaż teraz to z pewnością tylko pizza.
  1031. Ktoś powiedział mi kiedyś, że trzeba konfrontować się ze swoimi lękami, więc stosuje się do tego i wstaje.
  1032. Nat patrzy na mnie pytająco, ale ja nic nie mówię. Idę do szuflady biurka po kasę, a potem do przedpokoju.
  1033. - Dobry wieczór.
  1034. - Dobry wieczór. – Odpowiadam dostawcy pizzy.
  1035. Biorę od niego pudełko, odwracam się i nie mając gdzie go odłożyć, kładę pizzę na podłodze. Poniewczasie orientuje się, że właśnie pokazałam obcemu facetowi swoje pośladki.
  1036. Wręczam mu pieniądze z rumieńcem na twarzy, mając nadzieje, że nie zwróci na to uwagi.
  1037. Gość dostaje ode mnie napiwek, żegna się więc bardzo kulturalnie, życzy smacznego i wychodzi. Jednak jego wzrok przez cały ten czas nie opuszcza moich ud i jestem pewna, że wiem, co się dzieje w jego głowie. Widziałam wystarczająco dużo porno, osadzonego w tej konwencji.
  1038. Z jednej strony to dla mnie ciągle jest komplementem. Jestem dziewczynką od tak niedawna. Czy jednak na dłuższą metę, takie zainteresowanie losowych mężczyzn nie jest bardziej problematycznie niż pożyteczne? Chyba jest.
  1039. Moją wyższością nad prawdziwymi kobietami jest to, że ja perfekcyjnie rozumiem facetów i jeśli tylko będę miała ochotę, jestem w stanie zaspokoić wszystkie męskie pragnienia.
  1040. O ile oczywiście moim przyszłym facetom nie będzie przeszkadzał penis między dziewczęcymi nogami.
  1041.  
  1042. Pizza jest pyszna.
  1043. Chociaż jestem bardzo szczupła, to mogę zjeść jej całkiem sporo. Uwielbiam swoje ciało, cokolwiek nie zrobię, chyba nigdy nie uda mi się przytyć.
  1044. Wypijamy z Nat po kolejnym drinku. Jest mi niesamowicie przyjemnie.
  1045. Siedzę przytulona do mojej dziewczyny. Uprawiałam z nią seks, zjadłam pizzę, oglądam zajebisty film, mój brat cioteczny zaakceptował mnie, jako dziewczynkę. Czego mogę sobie życzyć więcej?
  1046. To zdecydowanie udany wieczór.
  1047. Gadamy o głupotach, jest fajnie. Grzesiek już się wyluzował i dobrze dogaduje się z Natalią.
  1048. Prawie nie zauważam, kiedy rozmowa schodzi na temat mojej płci.
  1049. - Czy da się zmienić płeć tak na sto procent? – Grzesiek zerka na mnie.
  1050. Widać, że naprawdę nie zgłębiał nigdy tych tematów. Natalii nic nie zaskakuje, ona jest dzieckiem Internetu. Ja z kolei, no cóż… Mogę się uważać za eksperta w tych sprawach.
  1051. - Co uważasz za sto procent? – Pytam, właściwie retorycznie. – Ja nie zamierzam przechodzić żadnych operacji, a tym bardziej pozbywać się swojego penisa. Jestem do niego dosyć przywiązana. – Śmieje się.
  1052. - Więc zamierzasz na stałe być facetem w damskich ciuszkach? Czy jak? Bo chyba tego nie ogarniam.
  1053. Obracam się w jego stronę i siadam wygodniej.
  1054. Zaczynam mówić.
  1055. Opowiadam mu o wszystkich rodzajach transseksualizmu, o całej formalnej stronie zmiany płci. Opisuje wszystkie możliwości i przypadki, jakie znam.
  1056. - Mi wystarczą hormony – mówię w końcu. – Gdybym zaczęła brać je już teraz, to wyrosnę na całkiem ładną kobietę, z niczego nie rezygnując.
  1057. - Ale twoi rodzice muszą się na to zgodzić? – Pyta Nat.
  1058. - Muszą, chyba nie da się tego w żaden sposób obejść.
  1059. Grzesiek marszczy brwi.
  1060. - Jeśli powiesz o tym swojemu ojcu, to jesteś osobą, która posiada największe jaja, ze wszystkich jakie znam. – Patrzy na mnie poważnie.
  1061. Milczę.
  1062. Pokazanie się pani w sklepie, oraz Grześkowi wymagało ode mnie naprawdę wiele odwagi. To jednak tyle co nic w porównaniu z konfrontacją z moją najbliższą rodziną.
  1063. Zawszę bardzo pilnowałam się, aby niczego się nie domyślili. Nigdy nie próbowałam dać im czegokolwiek do zrozumienia, ani nawet poruszać takich tematów. Byłam całkowicie niewyróżniającym się chłopcem i teraz, kiedy o tym myślę, to mogło być dużym błędem. Gdybym powoli przyzwyczajała moje otoczenie, zaczynając od drobnych szczegółów, to podjęcie ostatecznych kroków mogłoby mi pójść zdecydowanie łatwiej.
  1064. - Dla taty i mamy to na pewno będzie szok. – Opieram głowę na ramieniu Nat. – Ale zdecydowałam, że to zrobię, im wcześniej tym lepiej.
  1065. - A jeśli ci nie pozwolą, na to wszystko? – Mój brat zadaje kluczowe pytanie.
  1066. No właśnie. Co wtedy? Nie wiem.
  1067. - Wtedy ruszamy razem na giganta. – Natalia całuje mnie w policzek. – Założymy stronę porno, zrobisz furorę w Internecie i zarobisz grubą kasę. – Mruga do mnie.
  1068. Nigdy do końca nie wiem, kiedy Nat żartuje, a kiedy mówi poważnie. Patrzę jej w oczy i nie wiem, co odpowiedzieć.
  1069. Ratuje mnie Grzesiek.
  1070. - Muszę się zbierać – mówi.
  1071. Istotnie, jest już późno. Pomagam mu więc znaleźć książki, po które przyjechał, pamiętając, aby nie sięgać na niższe półki, kiedy stoję tyłem do niego.
  1072. Żegnamy się w przedpokoju.
  1073. - To cholernie popieprzone co robisz, ale życzę ci powodzenia, serio.
  1074. - Dzięki. – Uśmiecham się i mam ochotę pocałować go w policzek, ale to jak na razie nie byłoby chyba odpowiednim zachowaniem z mojej strony.
  1075. Ograniczam się więc do pomachania mu, kiedy wsiada do swojego auta.
  1076. Przypominam sobie o stojących w przedpokoju krokietach, chowam je do lodówki. Wracam do salonu, do Nat.
  1077. Film już się skończył, butelka też jest już prawie pusta. Wypiłyśmy całkiem sporo, nawet się nie spodziewałam, że aż tyle. Jest mi dobrze, ale nie jestem pijana.
  1078. - Idziemy spać?
  1079. - Myślę, że to dobra opcja.
  1080. Dzień był naprawdę pełen wrażeń i moje wygodne łóżko jest naprawdę kuszącą perspektywą.
  1081. Idę na piętro, myję zęby, rozbieram się. Przez chwilę bawię się kłódką zawieszoną na mojej obroży. Tak się do niej przyzwyczaiłam, że ani trochę mi już nie przeszkadza.
  1082. Po chwili trafiam do łóżka, a po kilku minutach dołącza do mnie Nat. Czuje przy sobie ciepło jej nagiego ciała i to jest najcudowniejsza rzecz pod słońcem. Wymieniamy kilka pocałunków, ale żadna z nas nie ma już siły na nic więcej.
  1083. Przytulam się do niej i zasypiam.
  1084.  
  1085. Niedziela.
  1086. Jest już niedziela. To pierwsza myśl, która przychodzi mi do głowy, kiedy otwieram oczy.
  1087. Przewracam się na plecy, szukając Natalii. Była tu przecież, kiedy zasypiałam, a teraz jestem w łóżku sama.
  1088. Opuszam nogi na podłogę. Chociaż nie byłam zbytnio pijana, to chyba mam lekkiego kaca.
  1089. Najpierw łazienka, szybki prysznic i doprowadzanie się do porządku. Zakładam na siebie bieliznę tą samą, co wczoraj wieczorem. Schodzę na parter. Z salonu dobiega mnie śmiech.
  1090. Zastaje tam Nat, siedzi na kanapie, konwersując radośnie z… Tomkiem.
  1091. - Tak wcześnie? – Poprawiam moją różową grzywkę.
  1092. - Wcześnie? – Tomek śmieje się. – Jest za dziesięć pierwsza.
  1093. Zerkam na wiszący na ścianie zegar. Istotnie.
  1094. - Mówiłam ci, że ze mną zawszę się przyjemniej śpi. – Natalia mruga do mojego sąsiada. Znowu się śmieją.
  1095. Nie wiem jak długo tu razem siedzą, ale wygląda na to, że dogadują się naprawdę wyśmienicie.
  1096. - Mieliśmy iść dzisiaj na zakupy? Pamiętasz?
  1097. Faktycznie, pamiętam.
  1098. - Teraz?
  1099. - A kiedy? Masz dwadzieścia minut, ubierz się.
  1100. Problem w tym, że niezbyt mam się w co ubrać. Na pewno nie posiadam już nic, co nadawałoby się do wyjścia na miasto. Pojawić się na dwóch randkach z rzędu w tej samej sukience też raczej nie wypada.
  1101. - Pożyczę ci coś mojego, jeśli chcesz. – Nat czyta w moich myślach.
  1102. Idziemy razem do sypialni i przetrząsamy jej nierozpakowane torby.
  1103. - Tylko sukienki – mówię. – Nie dłuższe niż do połowy uda.
  1104. - Chyba nawet nie mam dłuższych. – Moja dziewczyna nachyla się nade mną i gryzie mnie w szyje.
  1105. - Ej, co to ma być? – Śmieje się.
  1106. - Malinka.
  1107. Znajduje w końcu to, czego chciałam, sukienkę w szaro błękitne, poziome paski, z ekspresem z przodu.
  1108. - To.
  1109. - Doskonały wybór, moja droga. Jestem przekonana, że będziesz w tym wyglądać niezwykle twarzowo. – Nat upada na łóżko i przeciąga się jak kotka.
  1110. Staję przed lustrem i przymierzam sukienkę. Mieści się idealnie w kryteriach wyznaczonych przez Tomka, ale jest bardzo obcisła. Podciągam majteczki, aby na wysokości krocza nic nie wyróżniało się niepożądaną wypukłością. Jest Ok. O ile nie będę się niczym podniecać.
  1111. Na mojej szyi dostrzegam ciemnoróżowy ślad. Faktycznie, jebana malinka.
  1112. Zakładam fioletowe szpilki i już mam schodzić na dół, kiedy przypominam sobie o czymś jeszcze. Wchodzę do pokoju rodziców i znajduje w szafie małą, różową torebkę. Wrzucam do środka portfel (musze go wymienić na bardziej damski), telefon, oraz kosmetyki, które mogą mi się przydać. Torebka naprawdę ma sens.
  1113. Wracam do salonu.
  1114. Mój właściciel taksuje mnie wzrokiem i wstaje z kanapy.
  1115. - Może być, suczko – mówi.
  1116. To coś niesamowitego. Natalia sprawia, że chce być jak najbliżej jej, z Tomkiem jest za to zupełnie inaczej. W ułamku sekundy wyobrażam sobie wszystko, na co tylko może on mieć ochotę. Z całych sił staram się powstrzymać mojego penisa przed gwałtownym wzwodem. Może obcisła sukienka nie była najlepszym wyborem? Relacje z moim sąsiadem podniecają mnie wprost niesamowicie.
  1117. Za późno jednak na zmiany.
  1118. Tomek wychodzi do przedpokoju. Posłusznie idę za nim, stukając obcasami w marmurowe płytki.
  1119. Natalia schodzi na parter i odprowadza nas do drzwi.
  1120. - Miłej zabawy. – Mruga do mnie.
  1121. Całuje ją w usta. Jestem jednocześnie podniecona i zawstydzona.
  1122. - Nie przeszkadza ci to? – Szepczę.
  1123. - Myślę, że nie wkraczamy w swoje kompetencje. – Nat zerka na Tomka.
  1124. - Zdecydowanie nie. – Uśmiecham się.
  1125. Mam ochotę coś jeszcze powiedzieć, ale przeszkadza mi w tym mój właściciel. Stoi przy furtce i gwiżdże na mnie.
  1126. Natalia się śmieje. Całuje ją jeszcze raz i truchtem doganiam mojego pana.
  1127. Wsiadamy do auta.
  1128. Jakaś nienazwana myśl krąży mi po głowie, czuje pewien niepokój, ale nie jestem w stanie określić jego przyczyny.
  1129. Odjeżdżamy.
  1130. Mimo, że poranek był słoneczny, teraz powoli zbierają się szare, blade chmury.
  1131. Kiedy wjeżdżamy na parking centrum handlowego, na przednią szybę skody spadają pierwsze krople deszczu.
  1132. Wysiadam z samochodu i wtedy dociera do mnie źródło mojego niepokoju. Wbrew pozorom, nie jest to już strach przed udawaniem dziewczynki w publicznych miejscach. Nie wstydzę się już prawie wcale i nie boje się też kolejnych pomysłów Tomka.
  1133. Jedna rzecz nie daje mi spokoju.
  1134. Natalia jest fantastyczną dziewczyną. Wcześniej wydawało mi się, że o kimś takim jak ona, mogę jedynie marzyć. To nadal tak bardzo nierealne, ciężko mi uwierzyć, że kochałam się z Nat. Rzeczywistość jest jak sen.
  1135. Tylko, że…
  1136. Czy przypadkiem nie zostawiłam w moim domu dziewczyny, o której zupełnie nic nie wiem? Oprócz oczywiście tego, że jest bezdomną prostytutką. Nie mam pojęcia skąd pochodzi, nie znam jej nazwiska. Czy naprawdę jestem przekonana, że znaczę dla niej tyle, co ona dla mnie? Czy może ona właśnie wynosi sprzęt audio z mojego salonu?
  1137. Z rozmyślań wyrywa mnie ręka Tomka, lądująca na moim pośladku.
  1138. - Chodźmy, zanim zacznie padać.
  1139. Przytakuje mu. Ruszamy przez zastawiony samochodami parking. W niedzielę jest tu z pewnością mnóstwo ludzi.
  1140. Potrząsam głową, odrzucając do tyłu targane przez wiatr włosy, jednocześnie próbując pozbyć się tych idiotycznych myśli na temat Nat. Na szczęście moja uwaga zostaje od nich szybko odwrócona.
  1141. Po tych dwóch dniach spędzonych jako dziewczynka, czuje się bardzo swobodnie. Nie na tyle jednak, aby buty na wysokim obcasie i krótka, obcisła sukienka były dla mnie czymś naturalnym. Wciąż muszę kontrolować, każdy mój ruch, co jest o tyle trudne, że na jeden krok Tomka, przypadają dwa moje malutkie kroczki. Na tyle długie, na ile pozwala mi mój ubiór.
  1142. Wchodzimy do środka przez rozsuwane drzwi.
  1143. Ta galeria handlowa jest naprawdę olbrzymia, jedna z większych w mieście. Byłam tu kiedyś, ale tylko kilka razy. Wcześniej unikałam takich miejsc. Nie było tu dla mnie absolutnie nic interesującego. Aż do teraz.
  1144. Dzisiaj wystawy są dla mnie na wyciągnięcie ręki. Ostatni raz doświadczałam takiego uczucia w czasach, gdy jeszcze wierzyłam w Świętego Mikołaja. Każdy ze sklepów jest dla mnie nierozpakowanym prezentem, a Tomek decyduję, za którą wstążkę wolno mi pociągnąć.
  1145. - Jestem w stanie zostawić tu trochę kasy, więc czuj się swobodnie – mówi.
  1146. Jestem hazardzistą w kasynie, melomanem na koncercie symfonicznym, nimfomanką w łóżku z czterema murzynami. Czuje się jak w niebie.
  1147. Mam trochę innych zainteresowań, ale zajmowanie się wyglądaniem pięknie jako kobieta, to zdecydowanie moja największa pasja.
  1148. Wybieram ubrania, przymierzam je.
  1149. Tomek kiwa głową twierdząco, lub krzyżuje ramiona i daje znać, że nie, jednak nie.
  1150. - W tym wyglądasz obłędnie, bierzemy – odzywa się czasem.
  1151. Przechodzimy do kolejnego sklepu. I znowu. I kolejnego, rytuał się powtarza.
  1152. O ile wcześniej, na mieście, dla postronnego obserwatora, moje relacje z Tomkiem nie były na pierwszy rzut oka oczywiste, to teraz wyglądamy chyba totalnie jednoznacznie. Bogaty zboczeniec sponsorujący swoją nieletnią dziwkę. W sumie, jak na to nie spojrzeć, sama prawda.
  1153. Przyciągam spojrzenia innych ludzi, zwłaszcza mężczyzn, różowe włosy robią swoje. Nie przejmuje się tym jednak wcale. Bez żadnych oporów konwersuje ze sprzedawcami, mój głos jest wystarczająco wysoki, żeby nikt nie uznał go za męski.
  1154. Przeżywam chyba tylko jedną nerwową sytuacje, w sklepie z bielizną. Zastanawiam się czy ktoś jeszcze, oprócz mnie, zmyślał na poczekaniu rozmiar swojego stanika, rozmawiając z farbowaną na rudo sprzedawczynią. Szczerze wątpię.
  1155. Mijają ponad dwie godziny przyjemności.
  1156. Jestem już objuczona torbami z zakupami, pełnymi materialnego szczęścia.
  1157. Kiedy w kolejnej przymierzalni zdejmuje z siebie ostatnie propozycje i zakładam swoją sukienkę w paski, do środka wchodzi Tomek.
  1158. - Zadowolona?
  1159. - Bardzo. – Zarzucam mu ręce na kark i cmokam go w policzek.
  1160. - Świetnie. – Jego dłoń przesuwa się po mojej głowie. Głaszczę mnie jak swojego pieska. – Klękaj. – Rozkazuje.
  1161. - Tutaj?
  1162. - Tutaj, szmato.
  1163. Mogłabym być zaskoczona brakiem gry wstępnej, ale to, że jej nie było, nie jest do końca prawdą. Gra wstępna zaczęła się dla mnie, kiedy tylko wyszliśmy z domu. Trwa cały dzień i jestem niesamowicie podniecona. Gdyby ktoś zobaczył mnie w tym momencie, to na pewno zwróciłby uwagę na wypukłość mojej sukienki, na wysokości krocza.
  1164. Posłusznie klękam na drewnianej podłodze przymierzalni.
  1165. On rozpina spodnie i po chwili moim oczom ukazuje się jego penis, w pełnej okazałości.
  1166. - Pocałuj go – mówi.
  1167. Już otwieram usta i wyciągam język, kiedy powstrzymuje mnie silne szarpnięcie za włosy.
  1168. - Powiedziałem pocałuj, a nie „liż”.
  1169. Potakuje na znak, że teraz zrozumiałam go dobrze. Całuje delikatnie koniuszek jego prącia.
  1170. - Brawo, suczka się uczy. Całuj dalej, tak.
  1171. Robię co mówi, składam delikatne pocałunki, zostawiając ślady mojej różowej szminki.
  1172. - Ręce do tyłu.
  1173. Splatam dłonie za plecami, chociaż wolałabym mieć je w swoich majteczkach.
  1174. On przesuwa dłońmi po moich włosach i naglę bez wcześniejszego uprzedzenia, chwyta mnie i wpycha mi kutasa do ust, głęboko jak nigdy wcześniej.
  1175. Szarpie się do tyłu, ale on mnie przytrzymuje. Nie mogę oddychać i walczę z odruchem wymiotnym, tak przez kilka chwil, dopóki mój właściciel mnie nie puszcza. Krztuszę się i gwałtownie zaczerpuje powietrza. Już mam coś powiedzieć, zasugerować, że to nie jest zbyt fajna zabawa. Nie zdążam jednak.
  1176. Jego palce znowu wplatają mi się we włosy i sytuacja się powtarza. I znów. I po raz kolejny. Jak przymierzanie ubrań w sklepach.
  1177. Czuje spływające mi po policzkach łzy. Kurwa, rozmażę sobie makijaż. Tomek dosłownie pieprzy mnie w usta, a ja przejmuje się swoim makijażem. Po chwili dociera do mnie, że nie myślę już o wymiotowaniu. Łapie rytm, oddycham, kiedy tylko mam okazję, a potem znowu połykam kutasa.
  1178. Całe to głębokie gardło to chyba nic strasznego.
  1179. Po kilku minutach mój pan przyspiesza swoje ruchy i w końcu dochodzi.
  1180. - Połknij wszystko.
  1181. Połykam. Co innego miałabym z tym zrobić w publicznej przymierzalni?
  1182.  
  1183. Zanim wyjdziemy zza zasłonki, dostaję jeszcze jedno polecenie.
  1184. - Majtki – mówi Tomek.
  1185. - Co?
  1186. - Zdejmuj.
  1187. Podwijam sukienkę i ściągam z siebie moje ciemnoczerwone stringi. Mój penis wyskakuje z nich jak diabełek z pudełka.
  1188. Jestem gotowa, aby zaznać trochę fizycznej przyjemności, ale okazuje się, że nie o to w tym chodzi.
  1189. Mój właściciel wyciąga rękę, a ja posłusznie oddaje mu majteczki. On wrzuca je do jednej z toreb, zabiera ją i kilka innych, a potem wychodzi z przymierzalni.
  1190. Zaglądam do pozostałych reklamówek, ale nie zostawił mi żadnej z tych, w których znajduje się moja nowa bielizna.
  1191. Obciągam swoją sukienkę, z trudem ukrywając pod nią kutaska, zbieram resztę moich zakupów i ruszam w ślad za Tomkiem.
  1192. Przy wyjściu z przymierzalni stoi jakaś kobieta, gapiąca się bezczelnie najpierw na mojego sąsiada, a potem na mnie. Szczególnie na mnie. Trzymam torby przed sobą i robię malutkie kroczki. Jeśli brak bielizny miał sprawić żebym poczuła się kurewsko zażenowana, to udało się. Niestety tylko nieznacznie osłabiło to mój wzwód.
  1193. Wychodzę ze sklepu w ślad za Tomkiem. Zatrzymujemy się.
  1194. - Chyba muszę skoczyć przypudrować nosek – mówię.
  1195. - Ach tak?
  1196. - Mhm.
  1197. - Ok, leć.
  1198. Odwracam się od niego i ruszam w kierunku toalety.
  1199. - Tylko zostaw mi torby.
  1200. Wzdycham ciężko i wracam do mojego pana.
  1201. - To nie wchodzi w grę. – Zerkam wymownie na mały namiocik między moimi nogami.
  1202. - W takim razie, chodźmy najpierw coś zjeść. – Tomek uśmiecha się i mruga do mnie.
  1203. Chcąc nie chcąc idę za nim, do tej części centrum handlowego, którą zajmują restauracje. On oczywiście nie wybiera się do Maca, czy KFC, tylko wchodzi do zamkniętego ogródka jednej z droższych knajp. Zaleta jest taka, że mają tu duże, masywne stoliki. Siadam pod ścianą za jednym z nich i w końcu oddycham z ulgą.
  1204. - Widzę, że jesteś strasznie napalona?
  1205. - Nie da się ukryć. – Ta fraza nigdy nie była bardziej odpowiednia.
  1206. - Pewnie chciałabyś zrobić sobie dobrze?
  1207. - Nie miałabym nic przeciwko temu…
  1208. Podchodzi kelnerka. Zapisuje sobie nasze zamówienie. Widzę, jak stara się nie gapić na mnie, nie wychodzi jej to jednak zbyt dobrze. Kiedy oddala się od naszego stolika, pytam:
  1209. - Bardzo się rozmazałam?
  1210. - Tylko odrobinę. – Tomek najwyraźniej świetnie się bawi.
  1211. Ja też się bawię dobrze, w pewien przewrotny sposób. Dyskomfort, zarówno fizyczny jak i psychiczny jest dla mnie niesamowitym afrodyzjakiem.
  1212. Mój sąsiad sięga pod stołem i podwija mi sukienkę do góry. Mój penis jest na wolności. Rozglądam się niespokojnie, ale nie ma tu zbyt wielu ludzi. Siedzimy na uboczu, w cieniu, nikt nie zwraca na nas uwagi.
  1213. Czuje dłoń na moich udach, a potem na kutasku. Przesuwa się po nim raz i drugi, a potem znika.
  1214. Tomek przeciąga się na krześle.
  1215. - Baw się sama.
  1216. - Co?
  1217. - Zwal sobie, tutaj.
  1218. - Żartujesz? – Mam nadzieję, że żartuje, ale bardzo nikłą. W jego oczach widzę co innego.
  1219. - Nie żartuje, suczko. To był rozkaz.
  1220. Opuszczam więc ręce pod stolik i zaczynam się bawić. Jak najdelikatniej, aby przypadkowy obserwator nie zauważył niczego dziwnego w moim zachowaniu.
  1221. Jestem jednak zbyt podniecona, aby długo tak wytrzymać. Wyciągam się na krześle i poruszam dłonią szybciej, mając nadzieje jak najszybciej dojść.
  1222. Właśnie masturbuje się w galerii handlowej pod restauracyjnym stolikiem. Chyba oszalałam.
  1223. Na szczęście nie potrzebuje dużo czasu, orgazm przebiega dreszczem po całym moim ciele.
  1224. Jestem pewna, że ochlapałam od spodu blat stolika. Rozsuwam nóżki, aby przypadkiem się nie pobrudzić.
  1225. - Dobrze?
  1226. - Bardzo dobrze. – Oddycham ciężko.
  1227. Zabieram ze stołu serwetkę i wycieram nią penisa, ostatnie czego bym chciała, to poplamić sobie sukienkę.
  1228. Przesuwam wzrokiem wokół nas, chyba żaden z klientów restauracji nie zwrócił na mnie uwagi. Dobra strona tej pojebanej sytuacji jest taka, że mój kutasek powoli opada.
  1229. - Teraz mogę wyjść do łazienki? – Pytam.
  1230. - Oczywiście, że możesz. – Tomek wyjmuje z torby moje stringi i podaje mi je. – Przeszłaś próbę. – Śmieje się.
  1231. Zabieram brakujący element bielizny i moją torebkę, po czym odchodzę w kierunku toalety.
  1232.  
  1233. W łazience zamykam się w kabinie i zakładam majtki. O ile sukienki nie sprawdzają się zbytnio w tych momentach, kiedy twój penis sterczy sztywny w publicznych miejscach, to jeśli chodzi pozbywanie się bielizny, lub zakładanie jej z powrotem, są świetne.
  1234. Przechodzę do pomieszczenia z umywalkami i staję przed lustrem.
  1235. Nie wiem czy roześmiać się, czy zawstydzić, makijaż wokół oczu rozmazał mi się w sposób, który kojarzę z hardcorowych filmów porno. Przeszłam tak przez połowę centrum handlowego, nic więc dziwnego, że wszyscy się na mnie gapili.
  1236. Oczywiście moje łzy mogły mieć przecież zupełnie inną podstawę. Może to tylko ja jestem na tyle patologiczna, że ostry seks oralny jest mi bliższy niż widok płaczącej dziewczyny. Chociaż, nie oszukując się, każdy element mojego wyglądu tworzy wizerunek dziwki, obciągającej w przebieralniach. To dla mnie jeszcze nic strasznego, troszkę przerażające jest to, że czuje się z tym naprawdę świetnie.
  1237. Kładę torebkę na blacie i wyciągam z niej wszystko, co potrzebne do naprawienia makijażu.
  1238. Drzwi łazienki otwierają się. Wchodzi brunetka, na w okolicach trzydziestki, ładna, zadbana. Zatrzymuje się przy lustrzę obok mnie i wyjmuje własną kosmetyczkę.
  1239. Zerkam na nią kątem oka. Umiem się umalować, ale przy naturalnej kobiecie, która robi to codziennie od kilkunastu lat, z pewnością wyjdę na idiotkę.
  1240. Ona napotyka w lustrze moje spojrzenie i co za tym idzie, rozmytą kredkę do oczu.
  1241. - Wszystko w porządku? – Zadaje pytanie. Nie jest to żadne agresywne pytanie mające powiedzieć mi „Nie gap się na mnie”. To prawdziwe „Wszystko w porządku?”. Pewnie zastanawia się, co spowodowało moje łzy.
  1242. - Tak, dzięki. – Uśmiecham się i opuszczam wzrok.
  1243. Ona odwzajemnia uśmiech.
  1244. Próbuję sobie wyobrazić podobną sytuację w męskiej toalecie. Facet zadający takie pytanie innemu facetowi? Absolutnie nierealne.
  1245. Kobiety są ze sobą nawzajem zdecydowanie bliżej, to jedna z rzeczy, która jest dla mnie absolutnie fantastyczna w byciu jedną z nich. Zdecydowanie łatwiej jest mi ukrywać się za makijażem i ubraniem, niż za maską zimnego twardziela. Nie umiem być mężczyzną. Nie umiem i nie lubię.
  1246. Zabieram się za makijaż. Obserwuje poczynania nieznajomej obok mnie i wcale nie wypadam przy niej tak źle jak myślałam.
  1247. Brunetka kończy przeglądać się w lustrzę, uśmiecha się do mnie raz jeszcze i wychodzi z łazienki. Rozluźniam się. Z jednej strony, to troszkę stresująca sytuacja, z drugiej strony, jeśli kobieta w damskiej toalecie nie rozpoznaje we mnie chłopca, to chyba osiągnęłam już w tym prawdziwie mistrzowski poziom.
  1248. Wracam do Tomka.
  1249. Jestem zrelaksowana, on też. Nie wymyśla mi jak na razie nowych zadań i daje sobie spokój z obmacywaniem mnie pod stołem. On jest zaspokojony i ja też jestem.
  1250. Zjadamy obiad.
  1251. Od Tomka dowiaduje się, że kiedyś słuchał punk rocka, nagle mamy całkiem sporo wspólnych tematów. Zgadzamy się co do tego, która płyta Ramones była najlepsza. On wymienia nazwy kilku zespołów, których nie znam.
  1252. - Pożyczę ci ich.
  1253. - Spoko. – Oczywiście mogłabym sama ściągnąć to sobie z neta, ale skoro mój sąsiad chce mnie poczęstować swoimi starymi, zakurzonymi płytami, to czemu nie.
  1254. - Więc byłeś punkiem? – Żartuje sobie z niego.
  1255. - Bez jakiejś konkretnej ideologii, ale jeździłem stopem na koncerty, piłem tanie wina z kumplami i tak dalej…
  1256. Ciężko mi to sobie wyobrazić. Jak wyglądał Tomek dziesięć lat temu? Trochę szczuplejszy, w skórzanej kurtce, może z irokezem. Teraz wygląda nieźle, więc wcześniej musiał być cholernie seksowny.
  1257. - Wtedy poznałeś swoją byłą? – Pytam. Właściwie nie wiem, dlaczego się z tym wyrwałam. Kładę uszy po sobie, oczekując na gwałtowne ucięcie tematu.
  1258. - Tak, wtedy. To była fantastyczna dziewczyna… - Zamyśla się na chwilę. – No, ale spierdoliłem to.
  1259. - Przykro mi.
  1260. - A mi nie. Życzę ci takiego związku chociaż raz w życiu, nawet jeśli to się skończy źle, to i tak ma to niesamowitą wartość.
  1261. Milczymy.
  1262. Jak ja będę wyglądała za kilkanaście lat? Czy być dojrzałą kobietą, będzie tak samo cudownie jak być nastolatką? Czy będę mogła wspominać taką relacje jak Tomka? Czy może przez cały czas w niej być?
  1263. Nie mam pojęcia.
  1264. Ale chcę się dowiedzieć.
  1265.  
  1266. Wychodzimy na parking przytuleni do siebie. Pada deszcz i Tomek przykrywa mnie swoją marynarką.
  1267. Pełni energii seksualnej jesteśmy zwierzętami. Uwielbiam to, ale kiedy oboje jesteśmy zaspokojeni, nawiązuje się inny rodzaj bliskości. Mam z moim właścicielem więcej wspólnych tematów niż mogłabym się spodziewać. Lepiej go rozumiem i chyba trochę współczuje. Z młodego buntownika realizującą ideę prawdziwej miłości, stał gościem pod krawatem, ruchającym chłopca przebranego za dziewczynkę.
  1268. Mówię mu o tym, kiedy wsiadamy do samochodu.
  1269. - To chyba całkiem dobrze dla ciebie, co? – Śmieje się.
  1270. Ma całkowitą racje. Jest najlepszym, co mogło mi się przydarzyć, bodźcem, którego potrzebowałam, aby wykonać jakikolwiek ruch w moim życiu.
  1271. - Dziękuje. – Całuje go w policzek.
  1272. Deszcz pada coraz mocniej, wycieraczki nie nadążają zbierać wody z przedniej szyby. Ulice zamieniają się w potoki, w oddali nad miastem niebo rozświetlają błyskawice.
  1273. Dzwoni telefon. Dopiero po chwili orientuje się, że to mój.
  1274. Mama.
  1275. - Halo?
  1276. - Cześć, co u ciebie słychać, jak sobie radzisz? Jesteś w domu?
  1277. - Nie, pojechałem do centrum ze znajomym, właśnie wracam. – Użycie męskiej formy przychodzi mi z trudem i czuje się z tym naprawdę dziwnie. – A co u was?
  1278. Zostaję zasypany opisem całego wyjazdu, z najdrobniejszymi szczegółami. Tak jakby naprawdę interesowało mnie, jaki gatunek ryby zjedli ostatnio na kolacje.
  1279. Słucham tej relacji przez dobre dziesięć minut, aż wreszcie matka mówi:
  1280. - Jak pogoda u ciebie?
  1281. - Pada. – Odpowiadam zgodnie z prawdą. Strugi deszczu uderzają w szyby samochodu.
  1282. - No właśnie, u nas też od wczoraj. Zapowiadają, że ma tak być przez cały przyszły tydzień! Wyobrażasz to sobie?
  1283. - Mhm, trochę słabo…
  1284. - Jak jutro się nie rozjaśni to wracamy.
  1285. Zapadam się w oparcie fotela. Robi mi się gorąco.
  1286. - Jutro? – Wykrztuszam.
  1287. - Tak, nie ma tu sensu siedzieć w taką pogodę.
  1288. Jestem zaskoczona i zdenerwowana. Sama nie wiem, co zamierzałam zrobić, ale środa wydawała mi się na tyle odległym terminem, że nie przerażało mnie to zbytnio.
  1289. Wymieniam z mamą jeszcze kilka zdań. Rozłączam się.
  1290. Tomek zerka na mnie kątem oka.
  1291. - Co tam słychać u twoich staruszków?
  1292. - Prawdopodobnie jutro wracają. – Opuszczam głowę.
  1293. - O. Więc powinniśmy maksymalnie wykorzystać ten wieczór, co?
  1294. Sama nie wiem, co mu na to odpowiedzieć. Z jednej strony kusi mnie to bardzo, z drugiej, nie jestem w tym momencie ani troszkę napalona. Wręcz przeciwnie, zdaję sobie sprawę, że seks i perwersyjne przyjemności to część następstw mojej zmiany w dziewczynkę. Można dać się temu ponieść na dzień lub dwa, ale nie jest to priorytet.
  1295. Najważniejsze jest teraz dla mnie zachowanie mojej nowej tożsamości w obliczu skrajnie niesprzyjających sytuacji, a tych czeka mnie całe mnóstwo.
  1296. - Muszę chyba zająć się kilkoma innymi sprawami… - mówię.
  1297. On na początku jest zaskoczony, potem przytakuje mi tak jakby zrozumiał, za chwile jednak znowu robi wielkie oczy.
  1298. - Zaraz, zaraz, ty naprawdę zamierzasz zostać tak jak teraz! – Śmieje się.
  1299. Czuje jak się rumienie.
  1300. - Tak, zamierzam. Jeśli wyrzucą mnie z domu, to mieszkam u ciebie, czy to jasne?
  1301. - Ostro sobie poczynasz, kociczko.
  1302. - Czasem chyba powinnam.
  1303. - Masz rację. – Zastanawia się chwilkę. – To chyba właśnie ten moment, kiedy powinnaś. – Zatrzymujemy się na czerwonym świetle i mój sąsiad patrzy mi prosto w oczy. – Jesteś najpiękniejszą transką, jaką kiedykolwiek widziałem. Nie tylko fizycznie, jeśli rozumiesz, co mam na myśli. Tak samo jak wygląd, podnieca mnie twój umysł.
  1304. To całkiem zajebisty komplement z jego strony. Zamiast odpowiadać, przechylam się i całuje go w usta, długo i namiętnie.
  1305. - Mmm, właśnie to mam na myśli. – Tomek się śmieje.
  1306. Mijamy miasto zasłonięte ścianą deszczu.
  1307. Kiedy zatrzymujemy się przed moim domem, on całuje mnie raz jeszcze, a potem wyjmuje z kieszeni breloczek z kilkoma maleńkimi kluczykami.
  1308. - Któryś z nich pasuje do twojej obroży – mówi. – Powodzenia.
  1309. - Dzięki. – Przesuwam palcem po kłódeczce wiszącej ma mojej szyi. – Jeszcze ją dla ciebie założę.
  1310. - Oczywiście, że założysz. Nie myślałaś chyba, że tak łatwo się wywiniesz?
  1311. Zabieram torby ze swoimi zakupami, śmiejąc się.
  1312. - Nie śmiałabym próbować tak łatwo się wywinąć. – Zatrzaskuje drzwi srebrnej skody i biegnę do domu. O ile można tak nazwać mój niezdarny trucht. Buty na obcasie zdecydowanie nie sprawdzają się w momentach, kiedy nie ma się ochoty zmoknąć.
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment
Advertisement