Not a member of Pastebin yet?
Sign Up,
it unlocks many cool features!
- Rozmowa z najpopularniejszym dziś palestyńskim politykiem Mustafą Barghoutim o wojnie, okupacji i o tym, jak wyglądałaby Palestyna pod jego rządami.
- AGNIESZKA ZAGNER: – Na Zachodnim Brzegu przez pewien czas w roku jest o godzinę wcześniej niż po stronie izraelskiej. Życie tutaj nie jest dość skomplikowane?
- MUSTAFA BARGHOUTI: – Tu ustawienie zegarka jest kwestią polityczną, daje nam to poczucie złudnej niezależności.
- A poza zegarkiem?
- Poza tym niewiele możemy. Podczas pierwszej intifady za samo podniesienie palestyńskiej flagi można było zostać zastrzelonym.
- Teraz na demonstracji w Ramallah widziałam sporo palestyńskich flag.
- W Ramallah można, przynajmniej teoretycznie. W strefie kontrolowanej całkowicie przez Izrael nie ma mowy. W praktyce Autonomia Palestyńska została pozbawiona większości swoich uprawnień. Na razie tylko trwamy. Ludzie czują, że rząd ich zawiódł, jest bierny, za mało upomina się o sprawy Palestyńczyków tu, na Zachodnim Brzegu i w Gazie. Głównie ze strachu, że sam straci przywileje, jakie daje władza.
- Czy to, co wydarzyło się 7 października 2023 r., było dobre dla narodu palestyńskiego?
- O tym zdecyduje historia. Ale to nie był początek czegokolwiek – raczej skutek, a nie przyczyna. Wielu ludzi na Zachodzie nie rozumie albo nie chce wiedzieć, że 7 października był wynikiem procesu, który rozpoczął Izrael, procesu mającego na celu całkowite zniszczenie „sprawy palestyńskiej”. Ludzie zapominają, że przez ostatnie 76 lat 70 proc. Palestyńczyków zostało wypędzonych ze swojej ojczyzny. Okupacja Zachodniego Brzegu i Gazy to najdłuższa okupacja w historii.
- Czego 7 października był skutkiem?
- Trwająca od 2006 r. blokada Strefy Gazy zamieniała życie ludzi w koszmar. Nie było nawet prądu, najwyżej kilka godzin dziennie. Brakowało wody – 94 proc. jej zasobów było zasolone albo zanieczyszczone. Systemy kanalizacyjne zostały zniszczone. Według ONZ od 2020 r. Gaza miała już nie nadawać się do życia. Do tego izraelskie ataki – w 2006, 2012, 2014 r. Potem, za pierwszej kadencji Donalda Trumpa, rząd Beniamina Netanjahu zaczął wysyłać jasny komunikat: nie ma już miejsca na państwo palestyńskie. Przez dekadę prowadzącą do 7 października Netanjahu nie spotkał się z żadnym palestyńskim przywódcą. A Kneset uznał, że prawo do samostanowienia w historycznej Palestynie przysługuje wyłącznie narodowi żydowskiemu.
- Czy w takim razie akceptuje pan metody Hamasu?
- Jestem zwolennikiem oporu bez przemocy, nie tylko w słowach. Organizowaliśmy wiele pokojowych protestów, teraz demonstrujemy przeciwko wojnie w Gazie. Wielokrotnie do nas strzelano, ja sam zostałem postrzelony dwukrotnie. Osobiście znałem zabitego przez Izrael szefa Hamasu Jahję Sinwara, dyskutowałem z hamasowcami o idei niestawiania oporu przemocą. Na początku tego w ogóle nie rozumieli. Ale to się zmieniło w kierownictwie Hamasu.
- W latach 2014–19 Hamas nie dokonywał żadnych aktów agresji – przyjął naszą koncepcję, zaczął organizować marsze, bezprzemocowy opór. Ale zobaczył, że to nic nie zmienia. Nie tylko Izrael, ale też świat nie zwracał na to uwagi.
- 7 października pana zaskoczył?
- Nie wiedziałem, że to zrobią. Ale nie byłem zaskoczony. Dla Sinwara głównym celem było przerwanie milczenia, przełamanie status quo. Ale także pojmanie izraelskich żołnierzy, aby wymienić ich na palestyńskich więźniów. Nie spodziewał się jednak, że izraelska obrona załamie się w ciągu kilku godzin. Granica stanęła otworem, zapanował chaos. Nie sądzę, że Hamas planował wziąć cywilów jako zakładników, dlatego zaraz po rozpoczęciu wojny był gotów ich wypuścić.
- Wielu Palestyńczyków nie wierzy, że hamasowcy wtedy gwałcili i zabijali dzieci.
- Wiele z tych informacji – jak te o gwałtach i obcinaniu głów dzieciom – jest fałszywych, a mimo to były powtarzane, m.in. przez prezydenta Joe Bidena. Chociaż dzieci rzeczywiście zginęły, czego bardzo żałuję. Stało się to albo w wyniku ostrzału, albo z powodu izraelskich bombardowań, bo w pewnym momencie atakowano wszystkich, bez rozróżnienia, kto jest Palestyńczykiem, a kto Izraelczykiem.
- To były jednak pojedyncze incydenty. Na festiwalu Supernowa oddziały Hamasu strzelały do ludzi jak do kaczek.
- Nie znoszę przemocy, to nie powinno się zdarzyć. Ale prawdopodobnie Hamas nawet nie wiedział o tym festiwalu. Nie wierzę też, że za te spalone samochody też on odpowiada.
- W kierunku karetki, w której schronili się ludzie, Hamas odpalił pocisk z RPG, zginęło 18 osób, wrzucano też granaty do schronów.
- Może tak. Ale porównajmy: Izrael mówi, że 7 października zginęło 1,2 tys. jego obywateli, część to byli żołnierze. Od tamtej pory Izrael zabił ponad 53 tys. Palestyńczyków w Gazie, w tym prawie 18 tys. dzieci. A zachodnie media skupiają się tylko na Izraelczykach.
- Skąd to przekonanie?
- Ponieważ izraelska narracja dominuje, a jej propaganda jest niezwykle silna. Wiele zachodnich rządów zachowuje się wobec nas rasistowsko. Nie traktują nas jak równych ludzi. Oczywiście nigdy się do tego nie przyznają. Sam czuję się tym zraniony, bo wierzyłem, gdy mówili o prawie międzynarodowym, prawach człowieka i demokracji. A teraz uważają, że prawo międzynarodowe nas nie dotyczy, i pozwalają Izraelowi działać bezkarnie.
- Jak więc zakończyć wojnę?
- Należy nałożyć sankcje na Izrael, tak jak to zrobiono z Rosją. To jedyny sposób. I kraje arabskie muszą powiedzieć Trumpowi, że jego interesy ucierpią, jeśli nie powstrzyma Netanjahu.
- Skoro mowa o Trumpie: jego plan „dobrowolnego transferu” ludzi z Gazy jest realny?
- Będziemy walczyć przeciwko temu do utraty tchu. Jeśli zostaniemy przesiedleni, przegramy jako naród. Egipt i Jordania zresztą odmówiły przyjęcia ludzi z Gazy.
- Jaka więc przyszłość czeka Gazę po wojnie?
- Powinniśmy mieć rząd narodowego porozumienia. Hamas już zapowiedział, że się w nim nie znajdzie. Podczas negocjacji w Pekinie różne frakcje zgodziły się na powstanie rządu złożonego z niezależnych ludzi, akceptowanych przez wszystkich. Następnie należy przygotować grunt pod nowe wybory, których przecież nie mieliśmy od 20 lat.
- A jeśli te wybory znowu wygrałby Hamas?
- To nie jest możliwe z powodu nowego systemu proporcjonalnego w głosowaniu – ani Hamas, ani Fatah nie zdobędą już większości. Spodziewamy się wzrostu poparcia dla demokratycznego, centrowego obozu, takiego jak ten, do którego należę.
- Co pan zrobi, gdy już pan wygra?
- Natychmiast stworzę szeroki rząd złożony z niezależnych, skutecznych profesjonalistów. Ale sam nie chcę być w rządzie. Ludzie chcą, bym wystartował w wyborach prezydenckich. Sondaże dają mi poparcie na poziomie 33 proc., a wydaje mi się, że mogę liczyć na ponad 40.
- I jaka byłaby ta pana Palestyna?
- Demokratyczna, partycypacyjna. Muszą się odbyć nie tylko wybory prezydenckie, ale i parlamentarne. Nie ma innej możliwości niż rząd koalicyjny, w tym sensie nasi politycy muszą się nauczyć od europejskich, że jedna partia nie może rządzić sama. A potem potrzebujemy ogromnej reformy demokratycznej – walki z korupcją, nepotyzmem, klientelizmem. Kluczowe jest zjednoczone przywództwo. Wszystkie decyzje polityczne i co do formy walki będą musiały być podejmowane wspólnie. To znaczy, że żadna partia sama nie sięgnie po przemoc ani nie zastosuje innych metod bez wspólnej decyzji. Gdybyśmy mieli takie przywództwo, być może 7 października nigdy by się nie wydarzył.
- Własna armia?
- Nie potrzebujemy armii. Potrzebujemy ochrony. Potrzebujemy możliwości przetrwania bez ataków izraelskich – nie tylko ze strony armii, ale także osadników. Najlepszym rozwiązaniem na początek byłby jakiś okres przejściowy z obecnością sił międzynarodowych, by zagwarantować ochronę dla wszystkich.
- Trwa jednak wojna, wrócił Trump, w Izraelu rządzą Ben Gwir, Smotrich i Netanjahu, którzy mówią, że można anektować przynajmniej część Zachodniego Brzegu.
- Nie, oni chcą anektować całość, całą palestyńską ziemię, którą nazywają Judeą i Samarią. Oznacza to ostateczną likwidację rozwiązania dwupaństwowego i pozostawia tylko jedną opcję – jedno demokratyczne państwo z równymi prawami dla wszystkich. To najbardziej realistyczne rozwiązanie.
- Izrael nie zgodzi się na przyznanie Palestyńczykom praw wyborczych.
- W takim razie muszą wybrać – albo się od nas oddzielą i pozwolą nam stworzyć własne państwo, albo zaakceptują wspólne życie w jednym demokratycznym. Ale oni nie chcą żadnego z tych rozwiązań, dla nich jedyną opcją jest czystka etniczna. Obecnie mamy w sumie 7,3 mln Palestyńczyków wobec 7,1 mln Żydów-Izraelczyków. Na tej samej ziemi. Zdajemy sobie z tego sprawę i będziemy walczyć o przetrwanie do końca.
- Mustafa Barghouti (rocznik 1954) – lekarz i niezależny polityk. Był członkiem zespołu negocjatorów podczas konferencji w Madrycie w 1991 r. W młodości działał w partii komunistycznej, a w 2002 r. współtworzył Palestyńską Inicjatywę Narodową, która miała być alternatywą dla Fatahu i Hamasu. Proponował tzw. pokojową intifadę. Jest wielkim krytykiem władz Autonomii Palestyńskiej. W 2005 r. kandydował na prezydenta, zajął drugie miejsce.
- Polityka 23.2025 (3517) z dnia 03.06.2025; Świat; s. 52
- Oryginalny tytuł tekstu: "Chcę być przywódcą Palestyny"
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment