Advertisement
Guest User

Untitled

a guest
Jun 25th, 2017
76
0
Never
Not a member of Pastebin yet? Sign Up, it unlocks many cool features!
text 19.94 KB | None | 0 0
  1. Ta pasta to fragment książki Chucka Palahniuka pt. "Opętani"
  2. Polecam, mocna pasta i świetny autor
  3.  
  4. "Flaki"
  5.  
  6. Weźcie głęboki wdech.
  7. Nabierzcie do płuc tyle powietrza, ile zdolacie zmieścić.
  8.  
  9. Ta historia powinna trwać tak długo, na ile potraficie wstrzymać oddech, a wlaściwie nieco dłużej. Czytajcie więc tak szybko, jak to możliwe.
  10.  
  11. Kiedy jeden z moich kumpli skończył trzynaście lat, pierwszy raz usłyszal o 'peggingu'. Pegging polega na tym, że gość jest rypany w dupę za pomolcą wibratora. W ten sposób intensywnie stymuluje się prostatę i podobno można dostać orgazmu jak petarda - i to bez użycia rąk. Mój kumpel wszedł w taki wiek, w którym chłopcy stają się małymi zboczeńcami. Wciąż szuka nowych sposobów, by się spuścić. Idzie więc do sklepu po marchew i wazelinę. Chce przeprowadzić drobny eksperyment. Nagle zdaje sobie sprawę, jak to będzie wyglądać przy kasie, kiedy położy na taśmie jedną marchewkę i słoik wazeliny. Wszyscy ludzie w kolejce na pewno będą się gapić. Na pewno się domyślą, że zaplanował na wieczór wielką przygodę.
  12.  
  13. Tak więc mój kumpel kupuje mleko, jajka, cukier i marchew - wszystkie składniki na ciasto marchewkowe. I wazelinę.
  14.  
  15. Zupełnie jakby miał zamiar wsadzić sobie ciasto marchewkowe w dupę.
  16.  
  17. W domu struga z marchewki tępe narzędzie, smaruje mazidłem, siada na nim i... nic się nie dzieje. Żadnego orgazmu. Nic się nie wydarzyło, oprócz tego, że boli.
  18.  
  19. Nagle mama woła go na kolację. Każe mu natychmiast zejść na dół.
  20.  
  21. Wyciąga więc marchew z odbytu i chowa to śliskie, obsceniczne narzędzie pod łóżko, gdzie leżą brudne ubrania.
  22.  
  23. Po kolacji wraca, żeby pozbyć się marchewki, ale jej już nie ma. Kiedy jadł, jego mama zabrała wszystkie brudne ubrania do pralni. Nie ma szans, żeby nie zauważyła marchewki starannie wyrzeźbionej jej kuchennym nożem do warzyw, nadal lśniącej od mazi i śmierdzącej.
  24.  
  25. Ten kumpel, o którym wam opowiadam, przez wiele miesięcy kuli się pod burzowymi chmurami, czeka na konfrontację ze swoimi starymi. Ale nigdy do niej nie dochodzi. Nigdy. Nawet teraz, kiedy już jest dorosły, ta niewidzialna marchewka nadal wisi nad każdą kolacją wigilijną, nad każdą urodzinową imprezą. Za każdym razem, kiedy w czasie Wielkanocy szuka ukrytych jajek ze swoimi dziećmi, wnukami swoich rodziców, wciąż unosi się nad nimi duch tamtej marchewki.
  26. Ta rzecz zbyt ohydna, by nazwać ją po imieniu.
  27.  
  28. We Francji mają powiedzenie: ,,duch schodów". Po francusku 'esprit d'escalier'. To moment, kiedy do głowy przychodzi ci błyskotliwa riposta, ale jest już za późno. Na przykład, jesteś na przyjęciu, na którym ktoś cię obraził. Musisz zareagować. Tak więc - pod presją, bo wszyscy na ciebie patrzą - mówisz coś beznadziejnie nudnego. Ale gdy tylko wychodzisz z przyjęcia...
  29. Schodzisz po schodach i nagle hokus-pokus. Wymyślasz idealny argument, którego powinieneś był użyć. Doskonała, miażdżąca odpowiedź.
  30.  
  31. To jest właśnie duch schodów.
  32.  
  33. Problem w tym, że nawet Francuzi nie wynależli nazwy dla głupich uwag, które wypowiadasz pod presją. Dla tych idiotycznych, rozpaczliwych rzeczy, o których właśnie myślisz lub które robisz.
  34. Niektóre postępki są takie prymitywne, że nawet nie zasługują na nazwę. Są zbyt prostackie, by w ogóle o nich mówić.
  35.  
  36. Z doświadczenia szkolnych pedagogów i ekspertów w dziedzinie psychologii dziecięcej wynika, że większość samobójstw wśród nastolatków, których liczba ostatnio dramatycznie wzrosła, stanowią przypadki uduszenia podczas masturbacji. Rodzice znajdowali swoje pociechy z ręcznikiem owiniętym dookoła szyi. Drugi koniec ręcznika był przywiązany do wieszaka w garderobie, a dzieciak nie żył. Wszystko dookoła spryskane martwą spermą. Oczywiście rodzice wszystko posprzątali. Nałożyli dziecku slipy. Sprawili, że wszystko wyglądalo... lepiej. A przynajmniej tak, jakby było zamierzone. Zwyczajne, smutne samobójstwo nastolatka.
  37.  
  38. Moj inny kolega, kumpel ze szkoły, powiedział, że jego starszy brat, ktory służył w marynarce wojennej, zdradził mu, że faceci na Bliskim Wschodzie walą konia inaczej niż my tutaj. Jego brat stacjonował w którymś z pustynnych krajow, gdzie bez problemu można kupić przyrząd przypominający wymyślny sztylet do rozcinania kopert. Ten przyrząd to długi, cienki pręt z polerowanego brązu albo srebra, długi mniej wiecej tak jak ludzka dłon. Na jednym koncu ma dużą skuwkę - metalową kule albo ozdobnie rzeźbiony uchwyt, który wygląda jak rękojeść miecza. No i ten brat opowiada, że Arabowie doprowadzają do wzwodu, a potem wsuwają sobie ten pręt do fiuta. Trzepią konia z drutem w środku i mają o wiele lepszy orgazm. Bardziej intensywny.
  39.  
  40. Starszy brat podróżuje po świecie i wciąż podsyła przydatne francuskie słówka, rosyjskie słówka, fajne rady, jak sobie ulżyć.
  41.  
  42. Pewnego dnia młodszy brat nie przychodzi do szkoły. Wieczorem dzwoni do mnie i prosi, żebym przez dwa tygodnie przynosił mu zeszyty, bo trafił do szpitala.
  43. Musiał leżeć na sali ze starymi ludźmi, którym lekarze kroją flaki. Mówi, że muszą razem oglądać telewizję. Odrobinę prywatności daje mu tylko parawan. Rodzice go nie odwiedzają. Przez telefon żali się, że jego starzy chcą zamordować jego brata z wojska.
  44.  
  45. Opowiada mi przez telefon, jak poprzedniego dnia troche się ujarał trawą. Leżał na łóżku w swojej sypialni. Zapalił świecę i przeglądał stare magazyny pornograficzne, chcąc sobie zwalić gruchę. Wcześniej rozmawiał ze starszym bratem, tym z wojska. Usłyszał od niego nowinki o Arabach i tym, jak oni to robią. Rozgląda się, szukając narzędzia, które mogłoby spełnić zadanie. Długopis jest za gruby. Ołówek jest za gruby, i wystają z niego drzazgi. Ale z boku świeczki spłynęła wąska, gładka strużka wosku, która może się nadać. Czubkiem palca odłamuje ten kawałek wosku. Toczy go w palcach, aż będzie zupełnie gładki. Długi, gładki i wąski.
  46. Ujarany, napalony, wsuwa go do środka, coraz głębiej zanurza go w cewce moczowej. Z fiuta jeszcze wystaje długi kawałek wosku, ale on już zabiera się do roboty.
  47.  
  48. Nawet teraz, po wszystkim twierdzi, że Arabowie to mają łeb. Zupełnie zrewolucjonowali walenie konia.
  49.  
  50. Tymczasem leży płasko na plecach i robi mu się tak dobrze, że zupełnie zapomina o woskowej igle. Jeszcze tylko jeden ruch, jedno mocne ściśnięcie i wystrzeli swój ładunek, ale nagle widzi, że wosk już nie wystaje.
  51.  
  52. Wąski, woskowy szpikulec wślizgnął się do środka. Cały się schował. Tak głęboko, że nie czuć go nawet w cewce.
  53.  
  54. Z dołu dobiega głos mamy. Woła, że czas na kolację. Każe mu zejść do jadalni, natychmiast. Ten gość od wosku i tamten od marchewki to zupełnie obcy sobie ludzie, ale wszyscy żyjemy według podobnych schematów.
  55.  
  56. Po kolacji chłopak zaczyna czuć ból. To tylko wosk, więc myślał, że szpikulec się rozpuści i będzie mógł go wysikać. Ale zamiast tego bolą go całe plecy. Nerki. Nie może się wyprostować.
  57.  
  58. Teraz rozmawia ze mną przez telefon, leżąc na szpitalnym łóżku, a w tle słychać brzęk dzwonka, krzyki. Teleturnieje.
  59.  
  60. Zdjęcie rentgenowskie ukazuje całą prawdę - coś cienkiego, długiego, zgiętego wpół w pęcherzu moczowym. Ten długi, cienki kawałek wosku w kształcie litery V w bebechach gromadzi wszystkie minerały z moczu. Rośnie i staje się chropowate, pokrywa się kryształkami wapnia, dryfuje i rozpruwa miękkie ścianki pęcherza, a na domiar złego blokuje drogę sikom. W nerkach robi się zator. Z fiuta kapie odrobina moczu, czerwonego od krwi.
  61.  
  62. Rodzice, cała rodzina, wszyscy patrzą na zdjęcie, lekarze i pielęgniarki kręcą się po sali, wielkie, woskowe V widać jak na dłoni, każdy je widzi, więc chłopak musi powiedzieć prawdę. O sposobie, w jaki spuszczają się Arabowie. O tym, co napisał mu starszy brat z wojska.
  63.  
  64. Zaczyna płakać do słuchawki.
  65. Rodzice wzięli pieniądze na operację z jego oszczędności na studia. Przez jedną głupią pomyłkę nigdy nie zostanie prawnikiem.
  66.  
  67. Nieważne, czy wsadzasz coś w siebie. Nieważne, czy sam w coś wsadzasz części swojego ciała. Świeca w kutasie czy głowa w pętli - nieważne. Wiedzieliśmy, że pakujemy się w kłopoty.
  68.  
  69. Moje kłopoty zaczęły się od "poławiania pereł". Marszczyłem freda pod wodą, siedząc na dnie basenu moich rodziców, w najgłębszej części. Brałem głęboki wdech, płynąłem na dno i zdejmowałem kąpielówki. Siedziałem tam dwie, trzy, czasami cztery minuty.
  70.  
  71. Ten sposób trzepania kapucyna sprawił, że miałem niezwykle pojemne płuca. Gdybym mieszkał sam, robiłbym to cały dzień. Gdy w końcu wypompowałem z siebie wszystko, sperma zawisła w wodzie wielkimi, tłustymi, mlecznymi grudami.
  72.  
  73. Potem musiałem nurkować, żeby ją wyłowić. Zebrać wszystkie gluty swojego skrzeku i po kolei wetrzeć je w ręcznik. Dlatego nazywałem to "poławianiem pereł". Mimo wysokiej zawartości chloru w wodzie bałem się o siostrę. I, Boże, o mamę.
  74.  
  75. To był mój najgorszy koszmar: że moja nastoletnia siostra, dziewica, będzie myśleć, że utyła, a potem nagle urodzi dwugłowe, debilne dziecko. Obydwie główki będą wyglądać zupełnie jak ja. Będę ich ojcem i jednocześnie wujkiem.
  76.  
  77. Przecież nigdy nie spotykają nas tylko te nieszczęścia, których się spodziewamy.
  78.  
  79. Najlepszym miejscem ,,poławiania pereł" był odpływ wody z basenu do filtra i pompy cyrkulacyjnej. Najfajniej było zdjąć kąpielówki i usiąść na nim.
  80.  
  81. Francuzi by powiedzieli: ,,Kto by nie chciał, żeby mu wyssać odbyt?" Tak więc w jednej chwili jesteś tylko dzieciakiem, który marszczy freda, a po minucie okazuje się, że nigdy nie zostaniesz prawnikiem.
  82.  
  83. W jednej chwili sadowię się na dnie basenu, a niebo faluje, widzę jego błękit przez osiem stóp wody nad głową. Świat milczy, w uszach słyszę tylko pulsowanie własnego serca. Kapielówki w żółte paski nałożyłem sobie na szyję, żeby mieć je pod ręką, gdyby nagle stanął przede mną kolega, sąsiad, ktokolwiek, i zapytał, dlaczego opuściłem trening drużyny futbolowej. Filtr równomiernie zasysa wodę, chlupocze pode mną, więc wygodniej moszczę swoje chude, blade dupsko, żeby dać się ponieść przyjemnościom.
  84.  
  85. W jednej chwili mam dosyć powietrza, a w ręce ściskam fiuta. Rodzice są w pracy, siostra poszła na zajęcia z baletu. Przez parę godzin nikt nie wróci do domu.
  86.  
  87. Reka sama zaczyna trzepać konia, ale na chwilę przerywam. płyne na powierzchnię, żeby zaczerpnąć tchu. Znów nurkuję i siadam na dnie.
  88. Powtarzam to co chwila.
  89.  
  90. Chyba właśnie dlatego dziewczyny lubią siadać facetom na twarzy. Zasysanie jest jak sranie, które nigdy się nie kończy. Mam sztywną pałę, filtr ssie mi rowa, normalnie nie potrzebuję powietrza. Tętno huczy w uszach, zostaję pod wodą tak długo, aż przed oczami migoczą mi gwiazdy. Siedzę na betonowej podłodze ze sztywno wyprostowanymi nogami, zgięcia pod kolanami otarłem do żywego mięsa. Palce stóp zaczynają sinieć, skóra na nich jest pomarszczona od dlugiego przebywania w wodzie.
  91.  
  92. Nagle nadchodzi orgazm. Wytryskuję dużymi, białymi glutami. Perły.
  93.  
  94. Czuję, że muszę nabrać powietrza. Ale kiedy odpycham się od dna, nie mogę się ruszyć. Nie mogę podkurczyć nóg. Dupa mi się przykleiła.
  95.  
  96. Sanitariusze i ratownicy mogą potwierdzić, że co roku mniej więcej stu pięćdziesięciu osobom zdarza się taki wypadek - zasysa ich pompa. Możecie utonąć, jeśli wciągnie wam długie włosy albo dupsko. I wielu tonie każdego roku. Najwięcej na Florydzie.
  97. Ludzie po prostu o tym nie mówią. Nawet Francuzi nie mówią o wszystkim.
  98.  
  99. Podciągam kolano, stawiam stopę płasko i prawie udaje mi się wstać, ale nagle czuję, że coś mnie szarpie za tyłek. Podciągam drugą nogę i odpycham się od dna. Uwalniam się, już nie dotykam gruntu... lecz nie zbliżam się do powierzchni.
  100.  
  101. Wściekle kopię, wymachuję rękami, ale wcale się nie wznoszę. Tętno w mojej głowie staje się głośniejsze i szybsze.
  102. Jaskrawe błyski migoczą i wirują mi przed oczami, odwracam się, żeby spojrzeć... Przecież to bez sensu... Z odpływu basenu wystaje gruba rura, wygląda jak sinobiały wąż opleciony siatką żył, który uczepił się mojego odbytu. Z niektórych żył sączy się krew, czerwona krew, która pod wodą wygląda, jakby była czarna. Wycieka z małych pęknięć na bladej skórze węża. Krew rozpływa się, znika w wodzie, a spod cienkiej, sinobiałej skóry prześwitują resztki, na wpół strawionego posiłku.
  103.  
  104. Istnieje tylko jedno sensowne wytłumaczenie. Jakiś straszny potwór, wąż morski, który nigdy nie widział światła dziennego, zaczaił się w ciemnym zakamarku odpływu w basenie i czyhał, by mnie pożreć.
  105.  
  106. Tak więć... kopię w tę jego śliską, rozciągliwą, gruzłowatą skórę poprzecinaną żyłami i zdaje mi się, że jeszcze bardziej wysunął się z odpływu. Jest już długi jak moja noga, ale nadal mocno trzyma za odbyt. Kopię jeszcze raz i przybliżam się o cal do następnego oddechu. Nadal czuję, jak waż ssie moją dupę, ale wyzwolenie jest nieco bliżej.
  107.  
  108. W brzuchu węża widzę kukurydzę i orzeszki ziemne. Jest tam też podłużny, jaskrawy, pomarańczowy kształt. Wygląda jak te witaminy w pigułkach, które tata każe mi łykać, żebym nabrał ciała. Żebym dostal stypendium sportowe. Z żelazem i kwasami tłuszczowymi Omega-3.
  109. To właśnie ta witamina ratuje mi życie.
  110.  
  111. To nie żaden wąż, tylko moje jelito grube, okrężnica wywleczona na zewnątrz.
  112. ,,Wypadnięta", jak mówią lekarze. Moje flaki wessane przez pompę.
  113.  
  114. Ratownicy z pogotowia powiedzą wam, że pompa w basenie zasysa osiemdziesiąt galonów wody na minutę. To mniej więcej czterysta funtów na cal kwadratowy czyli ponad dwadzieścia siedem atmosfer. Problem w tym, że wszystkie części ludzkiego ciała są połączone. Odbyt jest tylko drugim końcem ust. Jeśli pozwolę, żeby pompa dalej wyciągała ze mnie wnętrzności, to nie przestanie, aż wyrwie mi język. Wyobraźcie sobie, jakby to było, postawić czterystofuntowego kloca, a zrozumiecie, że takie coś może was wywrócić na drugą stronę.
  115.  
  116. Mogę was jednak zapewnić, że flaki nie bolą. Przynajmniej nie tak, jak na przykład, skóra. W środku jest wszystko, co właśnie strawiliście, lekarze nazywają to ekskrementami. Nad nimi pływa miazga pokarmowa, wypustki jelita pełne są rzadkiej, półpłynnej masy usianej pojedynczymi ziarnami kukurydzy, orzeszkami i zielonym groszkiem.
  117.  
  118. Taplam się w tej zupie z krwi, kukurydzy, gówna, spermy i orzeszków. Patrzę, jak wyłażą ze mnie flaki, próbuję ratować tyle, ile się da, lecz nawet w tej sytuacji myślę przede wszystkim o tym, żeby jakoś udało mi się z powrotem nałożyć kąpielówki.
  119.  
  120. Rodzice, broń Boże, nie mogą mnie zobaczyć z fiutem na wierzchu.
  121. Jedną dłoń zaciskam w pięść wokół odbytu, a drugą chwytam kąpielówki w żółte paski i zrywam je z szyi. Ale nałożenie ich okazuje się niemożliwe.
  122.  
  123. Jeśli chcielibyście poczuć swoje flaki, to idźcie kupić paczkę prezerwatyw z jagnięcych jelit. Wyjmijcie jedną z nich, rozwińcie. Wypełnijcie ją masłem orzechowym, posmarujcie wazeliną i włóżcie pod wodę. Potem spróbujcie ją rozedrzeć. Spróbujcie ją rozerwać na pół. Jest za mocna, elastyczna jak guma. Jest taka śliska, że trudno ją utrzymać.
  124.  
  125. Kondom z jagnięcych bebechów to wypisz, wymaluj stare poczciwe jelito.
  126. Widzicie więc, jakie mam trudne zadanie.
  127.  
  128. Jeśli puszczę chociaż na sekundę, to się wypatroszę.
  129. Jeśli popłynę na powierzchnię, żeby zaczerpnąć powietrza, to się wypatroszę.
  130. Jeśli nie popłynę, to utonę.
  131. Stoję przed wyborem, czy zginąć już teraz, czy dopiero za minutę.
  132.  
  133. Gdy moi rodzice wrócą z pracy, znajdą wielki, nagi, skurczony embrion, dryfujący w mętnej wodzie ogrodowego basenu. Zakotwiczony do dna grubym powrozem żył i skręconych flaków. Przeciwieństwo dzieciaka, który wiesza się, trzepiąc konia. Słodkie maleństwo, które trzynaście lat temu przywieźli ze szpitala. Oto chłopak, który miał dostać stypendium sportowe i tytuł magistra. Miał zaopiekować się nimi na starość. Oto kwintesencja ich dumy i nadziei. Dryfuje na powierzchni nagi, martwy. A dookoła niego unoszą się mleczne perły zmarnowanej spermy.
  134.  
  135. Istnieje jeszcze druga możliwość - że znajdą mnie, gdy będę leżał owinięty zakrwawionym ręcznikiem w połowie drogi pomiędzy basenem a telefonem w kuchni, a z kąpielówek w żółte paski będzie mi wystawał obrzydliwy strzęp flaków.
  136.  
  137. O tym nawet Francuzi nie będą chcieli opowiadać.
  138.  
  139. Starszy brat z wojska nauczył nas bardzo dobrego powiedzonka. Rosyjskiego. My mówimy, że coś "jest nam potrzebne jak dziura w moście", a rosyjski odpowiednik to: "Potrzebuję tego jak zębów w dupie".
  140.  
  141. Mnie eta nada kak zuby w zadnice.
  142.  
  143. Znacie opowieści o tym, jak zwierzęta złapane w sidła potrafią odgryźć sobie łapę. Każdy kojot wam powie, że wystarczą dwa kłapnięcia paszczą, by wykiwać śmierć.
  144.  
  145. Do diabła... nawet jeśli jesteście z Rosji, to pewnego dnia możecie potrzebować tych zębów.
  146.  
  147. W przeciwnym razie pozostaje wam tylko jedno - musicie się odwrócić. Musicie wsunąć łokieć pod kolano i podciągnąć nogę na wysokość twarzy, a potem sami ugryźć się w dupę. Brakuje wam powietrza w płucach, więc moglibyście wbić zęby w cokolwiek, żeby tylko złapać oddech.
  148.  
  149. To na pewno nie jest jedna z tych przygód, o których chciałoby się opowiedzieć dziewczynie na pierwszej randce. Zwłaszcza jeśli macie nadzieję na gorący pocałunek na dobranoc.
  150.  
  151. Gdybym wam powiedział, jak smakowało, nigdy więcej nie wzięlibyście kalmarów do ust.
  152.  
  153. Trudno powiedzieć, co wywołało większą odrazę u moich rodziców - przyczyna moich kłopotów czy sposób, w jaki się uratowałem. Po moim wyjściu ze szpitala mama powiedziała:
  154. - Nie wiedziałeś, co robisz, kochanie. Byłeś w szoku.
  155. I nauczyła się gotować jajka w koszulkach.
  156. Co za ludzie! Wszyscy czuli obrzydzenie albo się nade mną litowali...
  157.  
  158. Potrzebne mi to jak zęby w dupie.
  159.  
  160. Teraz ciągle słyszę, że jestem za chudy. Na przyjęciach gospodarze milkną wściekli, kiedy odmawiam duszonej wołowiny, którą przygotowali. Duszona wołowina mnie dobija. Tak samo jak pieczona szynka. Wszystko, co tkwi w moim brzuchu dłużej niż dwie godziny, wypada drugą stroną w ogóle nie strawione. Nieważne, czy to zapiekanka z fasoli czy tuńczyk w sosie własnym, kiedy wstaję z kibla, żarcie leży na dnie w takiej samej postaci, w jakiej je połknąłem.
  161.  
  162. Jeśli usunięto wam dużą częśc przewodu pokarmowego, to nie najlepiej trawicie mięso. U większości ludzi jelito grube ma pięć stóp długości. Ja zaś mam szczęście, że zostało mi przynajmniej sześć cali. Tak więc, nie udało mi się dostać stypendium sportowego. Nie dorobiłem się tytułu magistra. Moi kumple ten od wosku i ten od marchewki - porządnie wyrośli i nabrali ciała, ale mnie nigdy nie przybył choćby funt wagi od tamtego dnia, kiedy byłem trzynastoletnim smarkaczem.
  163.  
  164. Był jeden poważny problem - moi rodzice zapłacili ciężką kasę za remont basenu. Ostatecznie ojciec powiedział fachowcom, że to wina psa. Nasz pies wpadł do basenu i utonął.
  165. Pompa wessała zwłoki. Nawet wtedy, gdy facet od basenów rozebral filtr i wyjął ze środka coś, co wyglądało jak gumowa rura, rozmiękły kłąb wnętrzności, w których nadal tkwiła wielka, pomarańczowa witamina - nawet wtedy tato powiedział:
  166. - Z tego kundla zawsze był choler czubek.
  167.  
  168. Z okna mojej sypialni na piętrze słyszałem, jak mówił:
  169. - Ani na sekundę nie mogliśmy zostawić go samego.
  170.  
  171. Potem moja siostra nie dostała okresu.
  172.  
  173. Po wymianie wody w basenie, po sprzedaży domu, po przeprowadzce do innego stanu i po skrobance nawet rodzice nigdy nie poruszyli tego tematu.
  174.  
  175. Przenigdy.
  176.  
  177. To była nasza niewidzialna marchewka.
  178.  
  179. Teraz wreszcie możecie wziąć głęboki oddech.
  180.  
  181. Ja nadal nie wziąłem.
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment
Advertisement