Advertisement
Guest User

Untitled

a guest
Feb 27th, 2020
118
0
Never
Not a member of Pastebin yet? Sign Up, it unlocks many cool features!
text 7.43 KB | None | 0 0
  1. Wiecie, jak wygląda dziewięciotygodniowy, ludzki embrion w jaju płodowym? Całość ma jakieś 2.5cm w najdłuższym miejscu, końcówkę przypominającą chalazę w jajku i pod światło można dostrzec coś, co przypomina mniej więcej miniaturkę człowieka. Mieszkałem z takim przez dwa dni z powodu historii rodem z Procesu Kafki.
  2.  
  3. Miałem tego posta nie pisać pod własnym nazwiskiem, bo w sumie poronienie to nic przyjemnego, nikomu nie potrzeba masy dalekich znajomych lurkujących jebawkę, którzy muszą wyrazić współczucie, w sumie wolelibyśmy z żoną (też na jebawce) zostawić to dla siebie, ale to, co przeszliśmy przez ostatnie dwa dni to jest jakiś absurd. Poważnie, skecz o Hiszpańskiej Inkwizycji przestał mnie śmieszyć.
  4.  
  5. Ciążę od początku mieliśmy z problemami, więc gdy zaniepokojeni w poniedziałek poszliśmy na USG nie zdzwiła nas diagnoza: brak ASP (akcji serca płodu). Skierowanie do szpitala na łyżeczkowanie, dwa tygodnie L4. Żona we wtorek poszła do szpitala MWSiA w Krakowie umówić się na zabieg, gdzie kazano jej przyjść w środę (dzień później) o 7:30, ordynator podejmie decyzję i powie, co dalej. W takiej sytuacji wróciła do domu, budziki na 5:50 i czekamy do rana. W nocy przyszło poronienie, D. nie przespała jej prawie wcale z powodu bólu i skurczy, rano w łazience z szyjki wypadło jajo. Zabezpieczyliśmy, jak na żółtodzioba i doktor biologii przystało (sterylna moczówka + NaCl 0.9% ze sterylnego opakowania) i jedziemy do szpitala...
  6.  
  7. ... a tam pan ordynator (dorwę Cię kiedyś, chuju) wyrokuje, że jak już po poronieniu, to do domu, umówić się na wizytę do swojej ginekolog, a na pytanie D. co z embrionem, odpowiedział, cyt. "wygoogluje sobie pani". Więc googlowaliśmy, bez większych rezultatów. Zostaliśmy z czymś, co mieliśmy nadzieję, że się urodzi w któryś wrześniowy poranek, a co obecnie przebywało w sterylnej probówce w lodówce. Dzwoniliśmy po znajomych lekarkach, co teraz robić, bo do piątku z wizytą poczekamy, ale co z embrionem, przecież nie wyrzucę do śmieci, nie spłuczę w kiblu, może i jeszcze nie było to dziecko, ale przecież inny człowiek, nadal zasługuje na szacunek. Z kim nie pogadać, nikt nie rozumie, jakim cudem nas odesłano.
  8.  
  9. Dziś od rana, zgodnie z zaleceniami, jeździmy: najpierw Kopernik (pan pójdzie do zakładu patomorfologii), potem szpital im. Jana Pawła II (co pan, ja nie przyjmę, nie wiem, co robić, ja nie mogę, skąd mam wiedzieć co to, niech pan sobie idzie). Potem telefon do patomorfologii na Prokocimiu (bardzo współczuję, ale naprawdę nie możemy, przepisy zabraniają), do Medicoveru (pierwszy raz słyszę o takiej sytuacji, nie mam pojęcia, co robić). Chodziłem przez cały dzień (bo nie chciałem stresować D., bo ja to miałem ogarnąć) z jajem płodowym w plecaku. Zahaczyłem o biuro, gdzie prawie nic nie zrobiłem, bo się nie mogłem poskładać do kupy.
  10.  
  11. W końcu dobra koleżanka O. w imieniu mojej żony D. znalazła i zadzwoniła na telefon zaufania (poroniłam w domu, co dalej?), gdzie się dowiedziała, że to gigantyczny skandal, żeby wrócić do pierwszego szpitala i narobić rabanu. Dojechałem na Galla, gdzie każda pracowniczka, z którą rozmawiałem, bladła po usłyszeniu historii. W końcu dostąpiwszy audiencji u lekarki na oddziale ginekologicznym (dziwny widok -- wkurwiony facet), pani zasugerowała jedyne zgodne z przepisami wyjście -- z powrotem na SOR. Pojechaliśmy do Narutowicza, gdzie w końcu, po dwóch dniach, dzięki przemiłemu personelowi walczącemu z biurokracją, D. mogła dostąpić badania po poronieniu (powinna od razu, ryzyko zapalenia); a w celu oddania zarodka do godnego unicestwienia (kremacja i pochówek w zbiorowym grobie) trzeba było wypełnić tonę papierów, bo D. trzeba było najpierw do szpitala przyjąć, a minutę później wypisać.
  12.  
  13. Tl;DR; Jeśli Ty lub Twoja partnerka poroni, to nie ważne, czy ma(sz) za sobą nieprzespaną noc, czy cierpisz fizycznie lub psychicznie, pamiętaj: maszyna biurokracji działa. Jeśli ordynator oddziału ginekologicznego jest głupim chujem i coś zawali, to zostaniesz z jajem płodowym, które wygląda jak człowiek wielkości ludzika z Lego i nikt nie wie, co dalej. Lekarz Cię odeśle do zakładu patomorfologii, gdzie może Cię zjebią z góry na dół, może będą współczuć, ale nikt nie pomoże. Szpital, który zawalił, wyśle Cię bogowie wiedzą gdzie i nie wystawi papierka, że nawet w tym miejscu się znalazłeś. Bogom niech będą dzięki za wspaniałych ludzi w Narutowiczu, którzy zajęli się moją żoną w naprawdę ludzki, współczujący, godny sposób. Mam nadzieję, że karma działa i będziecie wiedli długie i satysfakcjonujące życie.
  14.  
  15. Nie wiem, jak ten dwudniowy rozdział z naszego życia spuentować. Uważam się za ogarniętego człowieka i nawet moja psychoterapeutka jest pod wrażeniem moich umiejętności działania w stresie, ale dziś w konfrontacji z Lewiatanem wysiadłem. Nikt nie przyjmie zarodka ("tkanki") bez zlecenia ze szpitala. Szpital nie może bez przyjęcia. A jak masz pecha i kawał chuja za lekarza, to zostajesz z niedoszłym dzieckiem w plecaku bez pojęcia, robić. Bogowie, zapłaciłbym, cokolwiek, ale niewolny rynek też nie może, dowiedziałem się, że laboratoria tylko przyjmują próbkę, ale jej "utylizacją" się nie zajmują.
  16.  
  17. Nie wiem, jak spuentować ostatnie sześć tygodni naszego życia. Wiedzieliśmy, że szanse, że coś z tej ciąży wyjdzie były mizerne, bo beta-hCG nie rosła jak należy (miała się podwajać co dwa dni, u nas to było ok, 15%), jajo było za małe w stosunku do zarodka (ewidentnie pechowa implantacja). Ale gdy początkiem lutego, prawie pewni, że nic tej próby nie będzie poszliśmy do ginekolog po tabletkę na zakończenie, to okazało się, że jest ASP, i teraz zgodnie z prawem to dziecko. I nieważne, że D. zrobiła przegląd literatury, z którego wynikało, że zarówno beta, jak i wielkość pęcherzyka przewidywały złe zakończenie. Z drugiej strony, po poronieniu i jednym kutasie (przypominam, D. była po nieprzespanej, krótkiej nocy i w gigantycznym stresie), to nie jest dziecko. To Twój Problem (TM), wygoogluj sobie i już nie dziecko. Dużo ze sobą rozmawiamy i poważnie rozważaliśmy wycieczkę do Tynieckiego Parku Krajobrazowego, wybranie jakiegoś ładnego drzewa i pochówek (jak opowiedzieć mojej pięciolatce, co tu robimy??) we własnym zakresie.
  18.  
  19. Ryzykując bana (to nie dyskusja o aborcji, plz): stałem się jednocześnie radykalnym pro-choice (co, jeśli rodzice wiedzą z literatury lepiej niż lekarz, że z ciąży i tak nic nie będzie, czy trzeba prowadzić?), jak i radykalniejszym pro-life (na bogów, to coś z probówce z moim plecaku mogło być dzieckiem i zasługuje na szacunek i godne zakończenie dziewięciotygodniowego życia).
  20.  
  21. Wszystko wszystkim -- nie polecam. Żarna biurokracji są nieubłagane, jak ktoś coś zjebie i jesteś po złej stronie to nie wiesz, co robić; nikt nie wie, co robić, i trzeba odrobinę ludzi dobrej woli, by zachować godność.
  22.  
  23. Pozdrawiam bardzo serdecznie dzisiejszy wieczorny personel w Narutowiczu. Dziękuję, że potraktowaliście D. jak człowieka i stanęliście na głowie, by skremować nasze niedoszłe dziecko (przyjmując, z przepisami, D. do szpitala), jak i umożliwić D. powrót do normalności (wypisując ją zaraz potem), mimo tony papierów do wypełnienia.
  24.  
  25. Ostatecznej puenty brak. Nie wiem, my mamy ochotę stąd spierdalać.
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment
Advertisement