Advertisement
Guest User

Untitled

a guest
Mar 23rd, 2017
95
0
Never
Not a member of Pastebin yet? Sign Up, it unlocks many cool features!
text 34.38 KB | None | 0 0
  1. Nocny wiatr porywał i rzucał gwałtownie białymi kosmykami włosów anioła. Aolin schował je pod kapturem, upewnił się że ten dobrze okrywa twarz i przystanął na nierównym bruku przed dosyć sporą, wyglądającą na opuszczoną ruderą. Pogrzebał chwilę w jednej ze szczelin we framudze i wyciągnął duży mosiężny klucz którym otworzył grube, dębowe drzwi. Dobrze naoliwione nawiasy nie wydały najcichszego szmeru. Rozejrzał się po ciemnym pomieszczeniu, baczny obserwator mógł zobaczyć cienkie stróżki czarnego dymu uchodzące tu i ówdzie z rozmaitych mebli i szczelin w drewnianej podłodze. Zdecydowanym ruchem podniósł dużą idealnie dopasowaną klapę w podłodze. Poprzez nozdrza i oczy napłynął do jego duszy dobrze znany obraz czerwonej łuny i delikatnej poświaty pieca oraz ukochany zapach żelaza i siarki - Tajna Fabryka Gwoździ MacNallego - jego pierwsze miejsce pracy w Londynie. Kilku robotników na chwilę podniosło wzrok znad przybrudzonej taśmy, lecz zaraz poznali postać w białej szacie i wrócili do pracy. Zaszedł na zaplecze gdzie kurier (chłopak na posyłki), aktualnie doglądał pieca. Przysiadł bezgłośnie i przez chwilę przyglądał się szlachetnej sylwetce i szerokim barkom młodzieńca, po czym wymówił cicho jego imię. -Victor.
  2. Chłopak drgnął i odwrócił się się błyskawicznie. Nadal się go bał, irytowało go to, mało co potrafiło go wyprowadzić z uwagi, ale to akurat szczególnie go denerwowało. Nie wiedział czemu.
  3. Wróciłeś- Stwierdził tamten.
  4. -Ktoś o mnie pytał?
  5. -Mnie nie.
  6. -No cóż miejmy nadzieję że to się zmieni, jak będziesz mi potrzebny to Cię znajdę.
  7. Wrócił na niewielką halę, przeszedł jeszcze raz obok linii produkcyjnej, otworzył klapę i opuścił zakład. Udał się kilka przecznic dalej i dobytym z jednej z obszernych kieszeni płaszcza kluczem otworzył drzwi własnego małego warsztatu, choć miejscami płaty wapna odchodziły od ściany tovkonstrukcja była soludna, mury grube,a drzwi wytrzymałe więc raczej nie groziło mu włamanie. Mimo to zachował kilka dodatkowych środków ostrożności.. Przekroczył próg i pociągnął ciężkie odrzwia jtóre ze zgrzytem po mału zaczęły się zamykać. Przeszedł do korytarza i gdy zaczął zdejmować płaszcz usłyszał cichy jęk cięciwy. W pierwszym odruchu padł myśląc że po mimo wyrobionego nawyku jakimś cudem zwolnił mechanizm. Ale to nie on uruchomił zasadzkę. Na podłodze leżał nieznany mu mężczyzna szara skąpana we krwi lotka krótkiej strzały wystawała mu z szyji tuż nad obojczykiem. Cóż, ciekawe komu było tak spieszno go powitać w mieście-pomyślał. Oraz jak udało mu się zmylić mój słuch i węch. Nieoczekiwany gość nie miał jednak na czole wypisanych odpowiedzi. Pozodtaje poczekać na ekspertów - stwierdził i przysiadł na skraju komody niecierpliwe bujając nogami, jeszvze nigdy nie zdarzyło mu się widzieć Shingami przy pracy.
  8. ####
  9.  
  10. Wysłany: 2017-02-07, 22:57
  11. Lily nie często zdarzało się pracować tak późno. Zwykle jej zlecenia przypadały na ranek, albo wczesne popołudnie. Teraz zbliżał się już zachód słońca, a jej nadal pozostało ostatnie, całkiem ciekawe z resztą zlecenie. Nie, żeby narzekała. Zawsze to jakaś miła odmiana, w sumie nawet wolała wieczorną i nocną pracę. Ale co tam ona ma w instytucie do gadania? Dostaje te zlecenia, których nikt nie wziął. Nic dziwnego swoją drogą. Dość mocno irytowała swoim zachowaniem zarząd i zdecydowaną większość znanych jej osób, a że mimo tego nie łamała regulaminu, odgrywali się na niej w ten właśnie sposób. Nie przeszkadzało jej to zbytnio, poza tym, dzięki temu miała jednak więcej wolnego czasu. Co było prawdopodobnie powodem ciągłego dawania jej tych zleceń, w których mogły wystąpić pewne komplikacje. I tym razem tak było. Po otrzymaniu zlecenia, zastanawiała się, jakim cudem ktoś umarł w ten sposób w Londynie. Rozumiała by trucizny, sztylety. Ale strzały? To było jednak odrobinę podejrzane. Kiedy dotarła na miejsce wszystko się wyjaśniło. Kto mógłby mieć tak dziwne pomysły oprócz nieludzi? Zwłaszcza tych, którym już niemal przestawiło się w głowie od zbyt długiego życia. Więc anielec spowodował śmierć. Interesujące.
  12. Prześlizgnęła się przez drzwi, nie zwracając większej uwagi na to, żeby kogoś nie zaalarmować. Anielec i tak wiedział, że Shinigami przyjdzie. A gdyby chciał ratować tego człowieka, nie siedziałby bezczynnie. Plus, najpewniej w ogóle by go nie zabijał. Cóż, jeśli coś mu się pomyliło, jego strata. Zwykle starałaby się dostać do środka przez okno, ale skoro nikomu jej obecność nie przeszkadza, kto jej zabroni wejść jak cywilizowany człek, z przygotowanym już toporem?
  13. Ogarnęła szybko pomieszczenie spojrzeniem, zatrzymując na chwilę wzrok na białowłosym nieludziu. Nie wydawał się zrozpaczony widokiem krwi na posadzce, ani obecnością w pokoju trupa. Co do niej, nie była pewna. Możliwe, że nawet jej nie zauważył.
  14. - Zabawne. Wspaniały zbawiciel ludzkości zabija biednego ludzia w brutalny sposób w obronie kupy metalu. Niesamowite, nie? Idealny nagłówek do gazety. Chyba powinnam zgłosić to do redakcji. - oznajmiła z uśmiechem, opierając topór ostrzem o podłogę. Nie interesowało ją, czy coś zniszczy. Ona tu tylko do wykonywania roboty. Ranny człowiek jęknął cicho, po czym kaszlnął wypluwając krew. Heh. Cudny strzał. W tym miejscu, rana była już śmiertelna, jednak człowieka nie czekała śmierć z wykrwawienia. Mężczyznę czekało powolne konanie, duszenie się własną krwią. Kilka centymetrów wyżej lub niżej, a umarłby natychmiast. Z tego anielca prawdziwy sadysta, nie ma co.
  15. ####
  16. Zgodnie z oczekiwaniami Aolina po chwili na miejscu pojawił się wysłannik Instytutu. Szlachetną instytucję reprezentowała ciemnowłosa dziewczyna z toporem. Po wejściu w skromne progi, jego zakładu i skrytykowaniu jego postawy etycznej, zaczęła oględziny zwłok. Ech, no przecież wyraźnie napisane jest:,,nie kradnij" , jego wina że ludzie nie chcą słuchać się przykazań? I że potem to się tak kończy jak na załączonym obrazku - śmiercią i to jeszcze z umiarkowanie czytym sumieniem?
  17. -Masz może uprawnienia do namaszczenia chorych?-Zapytał Shingami starając się ukierunkować jej działania na bardziej sensowne jego zdaniem tory. No bo po co tak ogląda tego intrua ze wszystkich stron, widać przecież że zaraz umrze?A może sprawia jej to przyjemność?
  18. -Co się zaś tyczy zbawiania ludzi to jestem aktualnie usunięty z Organizacji która to jakoby miała się tym zajmować więc mnie to nie obowiązuje, poza tym ten tutaj nie wygląda mi na biednego, właściwie to kto to wogóle jest?
  19. Przesunął się w kierunku Bogini Śmierci i pod pretekstem ochrony posadzki podnióśł kosę i zaczął oglądać narzędzie pracy Shingami.
  20. Jeszcze nigdy nie widział takiego metalu. Gdyby móc go zbadać ..., ale nie, do tego musiałby pobrać próbkę, a nie zamierzał robić tego bez pozwolenia, a jak o nie poprosi, to na 99 procent nie zostanie mu udzielone. Do tego jeszcze zanosiło się na to że kosa będzie zaraz potrzebna. Zszedł z mebla i stanął obok kobiety. Zaczął uważniej przyglądać się ciału niedoszłego włamywacza, mężczyzna niewątpliwie już nie długo miał skonać. Na jego ustach z mieszaniny krwi i śliny utworzyła się zabawna szkarłatna bańka, lecz pod wpływem urywanego spazmatycznego oddechu umierającego po chwili pękła ochlapując i tak już pobrudzną posoką Shingami. Z podnieceniem wpatrzył się w drgające co chwilę drobne wargi postrzelonego oczekując na powtórzenie ciekawego zjawiska.
  21. ####
  22. Wzruszyła ramionami. Ona tu tylko do zbierania dusz, co on jej o jakimś namaszczeniu nawija? W końcu koleś i tak umrze. Skoro tak bardzo chce go teraz zbawić, czemu w ogóle go zabijał? - Anioły są straszliwie nielogiczne. - stwierdziła w myślach, lekko przyciągając do siebie swoją kosę. Topór był jej, niech anielec trzyma swoje łapki daleko od niego! Akurat te stworzenia miały chyba jakąś obsesję nad badaniem i tykaniem wszystkiego w zasięgu wzroku. Przez cały czas mieszają, próbują coś poprawić. Kończy się to zwykle niezbyt dobrze. Jakby nie umiały zaakceptować naturalnej kolei rzeczy. Koleś umarł? Och, wspaniale! Można teraz posklejać jego zwłoki z jakimś żywym człowiekiem i patrzeć, jak obydwoje gniją! Zbawienie świata? Najlepiej zabrać się do tego zabijając zdecydowaną większość populacji!
  23. - Zdecydowanie nie posiadam. - odparła tylko, zastanawiając się w sumie nad pokazaniem mu języka. Ale no, nie zrobiła tego. Nie jest jeszcze do tego stopnia niewychowana, ten anielec nie był jakiś strasznie irytujący. Jak się pogorszy, może wtedy. Albo po prostu pozbawi go główki, może nawet za to jakąś nagrodę dostanie. Zawsze to jakiś nieludź mieszający w pracy.
  24. - Nie mam uprawnień do udzielania takich informacji. Czy zostałeś usunięty z jakiejś organizacji czy nie, mało mnie to obchodzi. Ja mam tylko zabić tego tu z dokładnością niemal do sekundy. Za gadanie o nim i jego sprawach może nie spotkać mnie przyjemna nagroda. - A poza tym, naprawdę nie miała teraz ochoty na wdawanie się w pogawędki z aniołem. Nie wydawał się ani interesujący, ani mający jakieś ciekawe reakcje na zdenerwowanie.
  25. Trup faktycznie wydawał się być całkiem ciekawy. Ale jakieś bańki z krwii były dla żniwiarza raczej codziennością. Lily znacznie bardziej ciekawiło samo narzędzie zbrodni. Podeszła do ciała i zręcznym ruchem wyszarpnęła strzałę z obojczyka mężczyzny. Człowiek wzdrygnął się. W sumie panna Valver nie wiedziała, czy z bólu temu towarzyszącemu, czy po prostu jakoś wyczuwał, że sylwetka ledwo majacząca mu przed oczami ma być jego ostateczną zgubą. Bo w takiej chwili nie mógł widzieć ostro i myśleć racjonalnie. Ciemnowłosa nie miała pojęcia, czy ludzie jakoś wyczuwają swoją śmierć. Nawet o tym wcześniej nie myślała. A jaka szkoda! Teraz będzie przynajmniej miała materiał do zastanawiania ję. Ale nie w tym momencie. Aktualnie zaczęła oglądać oblepioną krwią strzałę, niezbyt zwracając uwagę na anielca
  26. ####
  27. Aolin syknął widząc co robi żniwiarka. Poirytowany myślał jak jej przeszkodzić w oglądaniu strzałki. Unicestwienie przedmiotu zbrodni nie wchodziło w grę grot był wytopiony z miecza którym św. Piotr ranił.legionistę w ogrodzie oliwnym. Niszczenie autentycznych relikwii było praktycznie nie możliwe. Cóż skoro nie chciała mu nic powiedzieć należało ppdjąć mniej konwencjonalne środki pozyskiwania informacji. Otworzył najniższą szufladę biurka, po czym delikatnie wyjął jedną z kruszejących teczek. Położył ją na pulpicie, otworzył i ostrożnie wyciągnął porzułkły arkusz. Po czym podał Shingami dokument o nąstępującej treści: My niżej podpisani Biskup Rzymu Wikariusz Jezusa Chrystusa Książę Apostołów Najwyższy Kapłan Kościoła Katolickiego Patriarcha Zachodu Prymas Włoch Arcybiskup i Metropolita Rzymskiej Prowincji Kościelnej Sługa Sług Bożych Jego Świątobliwość Aleksander VI niniejszym obligujemy każdą istotę boską na Ziemii do udzielenia wszelkich informacji i pomocy słudze naszemu Aolinowi.. Kwit był autentyczny, w tamtych czasach taki dokument możnan było dostać na dworze papieskim za pieniądze, wsparcie militarne, świadczenie towrzystwa czy inne błahostki,.ale niestety od kiedy nad czym ubolewał zdetronizowano tego papieża był on niewarzny. Bóg śmierci mógł tego jednak nie wiedzieć. Zresztą nawet jeżeli faktycznie tak było i tak raczej nic nie wskóra tym papierem, acz nie zaszkodzi spróbować. Zdecydował się też zrobić coś bardziej konkretnego i zebrał do probówki krew ulatującą cienką stróżką z odetkanej przez dziewczynę rany. Następnie podszedł do blatu z palnikami i umieścił próbkę w statywie. Odwrócił głowę, Shingami właśnie pobierznie przyglądała się pismu wykazując nim umiarkowane zainteresowanie i zerkając co jakiś czas na niego jakby właśnie przedstawił jej zaświadczenie o własnej śmierci.
  28. -Chcesz może herbty?-Zaproponował napitek, po pierwsze żeby trochę ozluźnić atmosferę, pk drugie aby odwrócić jej uwagę nieszczęsnego bełtu.
  29. ####
  30. Ledwo zerknęła na ten papier, natychmiast straciła zainteresowanie. Jak chce komuś biurokratyczne kartki dawać, to niech poleci na skrzydełkach do Instytutu. Tam pewnie chętnie przyjmą coś takiego. Nie, Lily kompletnie nie ciekawiły papiery. A w każdym razie tego typu papiery. Gdyby był to jakiś baaardzo stary dokument o bóstwach egipskich i składaniu im ofiar czy coś podobnego, pewnie niemal by go połknęła. Ale to? Nuda! Całkowicie bezwartościowy śmieć.
  31. - Mogę to podrzeć? - spytała całkiem niewinnie. Niewinne oczka, niewinna buźka, niewinny topór, cała postać żniwiarki była całkowicie niewinna! Tak, na pewno. Ale mimo wszystko, przecież nie była taka zła! Samobójstwo, też coś. I tak by umarła, nie ukróciła swojego życia o więcej niż kilka dni. To na co się wściekali?
  32. - Nie teraz. Mam zlecenie, anielcu! - Nie, nie miała ochoty na herbatę. Mogło się to skończyć wymieszaniem z naparem krwi. Niby zlecenie to tylko jedno nacięcie, ale Lily czerpała straszliwy ubaw z masakrowanie zwłok więc chyba lepiej było nie ryzykować krwistym napojem. Kto co lubi, panna Valver nie chciała jednak próbować takiego napoju. Na razie przynajmniej, bo w przyszłości… Nic nie wiadomo. Mogło się zdarzyć wszyyyyystko!
  33. - Jak ty się w ogóle nazywasz, co? - zamilkła na chwilę. - Przypominasz mi królika. Mogę nazywać cię Włochatkiem? - Całkowicie poważna propozycja! Ona się z nikogo nie nabija. To na serio było, no! Z resztą, anielec przynajmniej z wyglądu był od niej młodszy. Pewnie tak naprawdę był co najmniej kilkanaście razy starszy, ale zachowujemy pozory! On przecież nic o jej wieku nie wiedział. A udawanie starszej nie było wbrew regulaminowi.
  34. - Obrazisz się, jeśli przy zabijaniu tego tu uszkodzę ci podłogę?- wymownie wskazała na człowieka. Jej topór nie był bronią, którą można wykonywać idealne cięcia i bardzo panować nad siłą ciosu. Kilka razy się zdarzyło, że po zebraniu duszy ciężar broni robił swoje i ostrze pozostawiało na podłodze ślady. Nie bardzo często, ale jednak. Wolała więc uprzedzić anielca, żeby potem nie było, że to specjalnie. Zostanie pogonioną przez żądnego zansty za posadzkę skrzydlatego jegomościa nie leżało na liście marzeń Lily.
  35. ####
  36.  
  37. -Jak to nie chcesz herbaty, nie można nie chcieć herbaty. Zrobię Ci i wypijesz po pracyZaoponował zdecydowanie Anioł bardziej zdziwiony niż urażony odmową kobiety. Zawsze proponował swoim gością herbatę i jeszcze nigdy nie spotkał się z odmową . Powinien istnieć przepis zakzaujący sprzeciwu wobec spożycia herbaty. Taka ustawe chroniłaby wspaniałą kulturę i piękne tradycyjne angielskie wartości. Co prawda na parlament nie miał znacznego wpływu, ale postanowił pójść z tym pomysłem do Instytutu.
  38. -Co się zaś tyczy tej kartki to wolałbym żebyś ją przeczytała- Oparł uprzejmie kryjąc zdenerwowanie. Co za brak szacunku i czci należnej głowie kościoła i kolejny powód żeby wskrzesić Alexandra VI, za jego pontyfikatu jak ktoś sobie pozwalał na takie lekceważenie dokumentów papieskich to najeżdżano mu kraj.
  39. -Nazywam się Aolin i prosiłbym aby tak się do mnie zwracano, w ogóle skąd porównanie do królika i jak Pani na imię?
  40. Widząc groźne ostrze, zdecydował się jednak chronić podłogę, jakby Shingami uszkodziła mechanizm pułapki nie byłoby dobrze.
  41. -Czekaj coś podłożęZnów podszedł do biurka, wyciągnął spod nievo jeden karton, a z niego plik kilkutysięcy kartek związanych sznurkiem - ,,Postanowienia Soboru Trydenckiego". Powinno się nadać - ocenił i podsunął światłe doktryny pod szyję konającego. Następnie wrócił do palników i zaczął w jednej z kolb ogrzewać wodę na herbatę.
  42. ####
  43. Tylko prychnęła. Nie chce herbaty to nie chce! Nie to nie.Czy ten anielec czegoś nie rozumiał? Niech sobie robi herbatę, skoro tak ją uwielbia, ale Lily się nie napije. Chyba trafił się jej uparty osobnik. Cóż, ma problem. Lily też była uparta - nawet bardzo. Gdyby nie była pewnie nawet nie zostałaby żniwiarzem. A gdyby nawet, trafiłaby do działu z wypełnianiem papierów. Tu raporty, tu inne siakie bazgroły. Bez sensu. W dodatku strasznie nudne! A teraz ten chciał jej wcisnąć herbatę. Na to się zgodzić nie mogła! W Lily obudził się chyba jakiś bojowy duch antyherbaciany, bo obrzuciła anielca nieprzychylnym spojrzeniem. A co jeśli chciał ją otruć? To by tłumaczyło czemu tak chce ją spoić herbatą. Albo chce wzbudzić jej zaufanie. Ha, nie z nią takie numery! Zorientowała się! No panie, ładnie to tak? Podobno anielce takie czyste, miłe, białe duszki. A wysłać je wszystkie do piekła, niech sobie te piórzaste skrzydełka pobrudzą. Sam sobie pij herbatkę, naparowy terrorysto, o! Kysz z tym czymś. Mimo, że nawet jeszcze tej całej wody z zielskiem nie dostała, już obmyślała, jak się jej pozbyć. Może nawet skusiłaby się na wypicie potem. Ale nie, skoro ten biały ją zmuszał, nie będzie pić wcale! Cóż, logika panny Valver nie była idealna.
  44. - Królikiem jesteś, bo jesteś biały. Biała skóra, białe włosy… Jak nic zając bielak. Włochatku. Dziwne masz to imię… I tak zostaniesz Włochatkiem. - oznajmiła, nie zwracając uwagi na jego wcześniejsze protesty. On ją zmuszał do picia herbaty, to ona będzie go nazywać królikiem. Nikczemny aniołek. Może on nawet jest królikiem, ale się do tego nie przyznaje? Co? Całkiem możliwe! No, teraz będzie miał problem. Wzbudził w Lily reakcje obronną, czyli będzie pleść głupoty. Niby normalne u niej, ale no. Ona to ona, wygaduje głupoty za każdym razem coraz głupsze. Nic nie byłoby więc dziwnego, gdyby któregoś dnia jakiś zdesperowany współpracownik popełnił kolejne samobójstwo zrozpaczony poziomem jej wypowiedzi. Czy to podchodziłoby pod grzech? Jak myślisz anielcu? - Królikiem jesteś, tra la la. I skaczesz sobie po kościołach, tra la la! Pijesz trucizny, tra la la. I coś tam dalej. Nie chce mi się wymyślać. A ja? Ja jestem Lily. Lily Valver, czy coś. Pełne imię jest za długie.
  45. Tak poza tym, ze znudzeniem rzuciła kartkę za siebie. Nie będzie przeglądać dokumentów, sorki anielcu. Mało ją interesowało, czy papier skończy w kałuży krwi. Albo pocięty. Lub jakkolwiek inaczej zniszczony. Teraz była pora na pozbycie się tego truposza - nadchodziła chwila śmierci. Tak, pora na śmierć. Urocze słówka. Lily jakoś nie ruszały, ale sporo ludziów na takie wyrażenie bladło i zaczynało szczękać zębami. A to przecież normalne. O co im chodziło, hmm?
  46. Poczekała łaskawie, aż anielec wsunie mężczyźnie plik papierów pod szyję. I tak nie mogła zabić go wcześniej. Ale kiedy tylko aniołek się odsunął, topór poszedł w ruch. Lily wzięła lekki zamach z zza głowy. Nieco jak średniowieczny kat, bez większych problemów utrzymywała topór. Mimo jego wagi, była już przyzwyczajona. Ostrze nawet nie błysnęło, a już śmignęło w kierunku gardła prawie-trupa. Po chwili dało się słyszeć charakterystyczny odgłos i topór przeciął ciało człowieka. Niemal idealnie w połowie szyi, praktycznie odcinając martwemu głowę. Utrzymywała się tylko na cieniutkim paseczku skóry, ale najwyraźniej taki był zamiar ciemnowłosej, bo na jej twarzy pojawił się zadowolony uśmiech.
  47. ####
  48. Złe spojrzenie jakie rzuciła mu żniwiarka wprawiło go w jeszcze większe zdumienie. Ona naprawdę nie chciała herbaty. Ale dlaczego? Co mogło spowodować awersję do tak wspaniałej rzeczy jak ów napar. Może opętanie? Nie to nie możliwe. Framugi zakładu przezornie pociągnął jagnięcą krwią na ostatnią Wielkanoc. Budynek był demonoszczelny. Skoro więc nie złe duchy to co? Uczulenie odpadało. Bóg nie był aż tak okrutny aby kogoś pokarać tak straszną chorobą. Rozbity emocjonapnie przysiadł na fotelu próbując pozbierać swój światopogląd i gapiąc się na Shingami jak na przybysza z obcej planety.
  49. -Większość królików nie jest biała-Sprostował automatycznie.
  50. Ale możesz nazywać mnie jak chcesz, bylebyś się napiła- Wychlipał po chwili, wpatrując się błagalnie wielkimi brązowymi ślepiami w boginię śmierci z nadzieją że się zgodzi i ukoi jego biedny umysł. Z apatią wsłuchał się w jej wariacki śpiew. A może to sen? - Przyszło mu nagle do głowy. Po prostu jestem uwięziony w jakimś koszmarze gdzie ludzie nie chcą herbaty i jak się obudzę to wszystko wróci do normy. Wstał z fotela pobudzony tą.myślą i wyciągnął sztylet po czym przejechał sobie z rozmachem ostrzem po lewej ręce. Posoka wystrzeliła wartkim strumieniem z tętnicy, a on przełykając głośno próbował się skupić na tym czy go boli. Fakt że broń była poświęcona nie mógł mu teraz zaszkodzić, jego duszą targało aktualnie zbyt wiele sprzecznych i potężnych uczuć żeby mógł to odczuć. Ale fizyczny ból zaczął po mału do niego dopływać przebijając się przez ten psychiczny. Czyli to jednak chyba rzeczywistość. Półświadomie przesunął dłonią po zranionej ręce i opadł na kolana do szkarłatnej kałuży która zaczynała się pod nim zbierać szlochając.
  51. Czy jesteś koszmarem?!? - Zawył przez łzy wpatrzony w Lily
  52. ####
  53. Z lekkim uśmiechem wbiła wzrok w wydobywające się z ciała nagrania filmowe. Historia mężczyzny nie należała może do szczególnie pasjonujących, jednak Lily należała do żniwiarzy uwielbiających wpychać nos w nieswoje sprawy. Innym faktem było jej umiłowanie do poszukiwanie siebie lub znajomych osób na nagraniach martwych. Jak na razie nie znalazła ich zbyt wielu, ale zdarzało się. Ba, natrafiła nawet na perełkę, na której człowiek przyuważył ją podczas pracy. Zabawny facet, właściciel baru. Ale wracając do aktualnego truposzka, nie miała się czym zachwycać. Wlepiała spojrzenie zielonych oczu w historię zwykłego włóczęgi. Żył na ulicy, z tego co wyżebrał lub ukradł. Typowe w tej części miasta. Szukał czegoś do jedzenia. Po przegrzebaniu śmietników, w których nic nie znalazł, zdecydował się na włamanie. I wybrał nieodpowiedni dom. Zapewne sądził, że skoro był zbudowany w miarę solidnie, znajdzie tu coś więcej niż możliwe gdzie indziej skórki od chleba. Cóż, chyba się przeliczył.Jednym ruchem wyszarpnęła topór z ciała, rozchlapując dookoła siebie czerwoną ciecz. Kilkanaście kropel posoki wylądowało na Lily, nadając jej upiornego wyglądu. Odrobina krwi osadziła się także na okularach żniwiarki, a kiedy ta przetarła je rękawem rozmazała się, pozostawiając na szkłach czerwone smugi.
  54. Spojrzała krytycznie na ostrze kosy i przejechała po nim palcem, lekko się kalecząc i brudząc palec płynem jeszcze przed chwilą płynącym w żyłach i tętnicach martwego. Kiwnęła głową z uznaniem, nic się nie wyszczerbiło. Z resztą, musiałby stać się naprawdę nie lada wypadek, aby topór stracił swoją ostrość. Przetarła metal rąbkiem marynarki. Na czarnej tkaninie krew nie była jakoś bardzo widoczna, jednak dawało się już zauważyć rdzawe plamy na materiale. To nic, potem je wypierze. Albo sprawi sobie nową, nikt jej nie zabroni. Prawdopodobnie wyglądała teraz jak rasowa psychopatka. Zabrudzona wielkimi ilościami krwi, z toporem w dłoni, niepokojąco uśmiechająca się znad zmasakrowanych zwłok. Może anielec się bał? Spojrzała w jego kierunku. Och. Czyżby zrobiła coś nie tak? Jaka szkoda.
  55. Aniołek był najwyraźniej załamany jej niechęcią do herbaty. Biedaczek, czy myśli, że robiąc sobie krzywdę wzbudzi w niej wyrzuty sumienia? Bogowie śmierci byli na coś takiego niemal całkowicie odporni. Z jego ręki tryskała krew? Z szyi tego tu także. Miał nóż? Ona miała topór. Jego poświęcenie pójdzie na marne! Liluś nie ma najmniejszej ochoty na herbatę. Ani troszeczkę. Ten tu musiał być wyjątkowo tępym osobnikiem swojego gatunku, aby tego nie zrozumieć. A może to jakaś nowa religia? Herbatanizm, czy coś podobnego. Nie jej sprawa. Ale tak czy inaczej, malucha trzeba pocieszyć. Lily w końcu ma uczucia! Podeszła do białowłosego, złapała mocno za ramię zranionej ręki, po czym umazanym we krwi palcem przejechała po jego policzkach. Teraz się uśmiecha! Ha, ha. A może mu ten uśmiech wyciąć? Przez chwilę rozważała wyrwanie mu noża z ręki i przecięcie płatów skóry anielca, tworząc upiorny uśmiech. Ale nie, za dużo zachodu. Jeszcze by się mocniej rozpłakał, wtedy byłby już irytujący.
  56. - Ja? Koszmarem? Skądże! - odparła, puszczając i odsuwając się od krwawiącego anielcokrólika i patrząc na swoje artystyczne arcydzieło. Krwawa kreska zaczynała się niemal przy prawym uchu, przerywała się na ustach, po czym kontynuowała aż do połowy lewego policzka. W tamtym też miejscu krwi było nieco zbyt wiele - z tego powodu lekko spłynęła w dół, zostawiając cienką, ale wyraźną kreskę. - Wolę nazywać samą siebie po imieniu. Dużo krócej, nie uważasz?
  57. ####
  58. Oblizał twarz niszcząc i tak już rozmazany przez łzy płynące po jego policzkach malunek. Sztylet wyślizgnął mu się z umazanej czerwoną substancją ręki i z cichym brzękiem upadł na drewnianą podłogę. Podniósł głowę po raz pierwszy przyglądając się dręczącej go żniwiarce. Miała na rękach krew, zabiła kogoś. Potrząsnął głową starając się zastanowić kogo. Włosy które obecnie zmieniły kolor na szkarłatno-biały oblepiły mu twarz. Co takiego zgineło w tym pokoju? Cóż zostało brutalnie unicestwione? A nad czym płakał? Tak teraz wszystko zaczynało się układać w logiczną całość. To piękny zwyczaj picia herbaty zotał przez nią zamordowany. Dlatego tak okrutnie się uśmiechała i tak posępnie wyglądała. Dokonała misterium, zbrodni tak straszliwej że nikt za nią nie karał, bo dopóki jej nie popełniła nikomu nie przyszło do głowy że można zrobić coś tak okrutnego. Zbrodni cichej, nie pozostawiającej żadnych śladów i tak przebiegłej że na codzień obcujący z zabitym, jeszcze przez wiele czasu nie będą sobie zdawali sprawy z tego że umiera. Jednak ziarno zostało już zasiane i teraz bardziej pomału od najwolniejszej czyn bogini śmierci rozprzestrzeniał się by zatruć cały naród. Ale jeszcze nie było za późno.Lily miała jeszcze szansę na oczyszczenie. Wstał z kolan i podszedł do palnika podnosząc kolbę z już dawno zagotowaną wodą. Gorące szkło pażyło go w rękę, ale nie dbał teraz o to. Wsypał do niej obficie ziela z mieszka i zaczął iść w stronę żniwiarki, jednak półtorej kroku od niej zachwiał się, upuścił herbatę i upadł na ziemię. Stracił przytomność od upływu krwi.
  59. ####
  60. blizał twarz niszcząc i tak już rozmazany przez łzy płynące po jego policzkach malunek. Sztylet wyślizgnął mu się z umazanej czerwoną substancją ręki i z cichym brzękiem upadł na drewnianą podłogę. Podniósł głowę po raz pierwszy przyglądając się dręczącej go żniwiarce. Miała na rękach krew, zabiła kogoś. Potrząsnął głową starając się zastanowić kogo. Włosy które obecnie zmieniły kolor na szkarłatno-biały oblepiły mu twarz. Co takiego zgineło w tym pokoju? Cóż zostało brutalnie unicestwione? A nad czym płakał? Tak teraz wszystko zaczynało się układać w logiczną całość. To piękny zwyczaj picia herbaty zotał przez nią zamordowany. Dlatego tak okrutnie się uśmiechała i tak posępnie wyglądała. Dokonała misterium, zbrodni tak straszliwej że nikt za nią nie karał, bo dopóki jej nie popełniła nikomu nie przyszło do głowy że można zrobić coś tak okrutnego. Zbrodni cichej, nie pozostawiającej żadnych śladów i tak przebiegłej że na codzień obcujący z zabitym, jeszcze przez wiele czasu nie będą sobie zdawali sprawy z tego że umiera. Jednak ziarno zostało już zasiane i teraz bardziej pomału od najwolniejszej czyn bogini śmierci rozprzestrzeniał się by zatruć cały naród. Ale jeszcze nie było za późno.Lily miała jeszcze szansę na oczyszczenie. Wstał z kolan i podszedł do palnika podnosząc kolbę z już dawno zagotowaną wodą. Gorące szkło pażyło go w rękę, ale nie dbał teraz o to. Wsypał do niej obficie ziela z mieszka i zaczął iść w stronę żniwiarki, jednak półtorej kroku od niej zachwiał się, upuścił herbatę i upadł na ziemię. Stracił przytomność od upływu krwi.
  61. ####
  62. Przełknął wdzięczny rzekome lekarstwo i spróbował ogarnąć rzeczywistość w której przyszło mu się obudzić. Siedział na podłode we własnym mieszkaniu z obandażowną ręką w towarzystwie Shingami i trupa. Niezbyt mógł sobie przypomnieć jak się znalazł w takiej sytuacji, więc skupił się na poprawie własnego stanu.
  63. -Masz jeszcze?- Spytał żniwiarkę motywowany raczej przyjemnym smakiem niż troską o swoje zdrowie.
  64. -I czy tego nie powinno się podawać dożylnie w takich sytuacjach? - Dodał po chwili gdy rozpoznał czym został napojony.
  65. Spróbował wstać i gdy nic się nie stało ośmielony przeszedł kilka kroków. Na szczęście co prawda nie miał jakiejś nadzwyczajnej siły czy wytrzymałości, ale nadnaturalna natura zapewniła mu zwiększoną szybkość i regenerację. Ze zdziwieniem zauważył na ziemi swój własny okrwawiony sztylet. Podniósł go otarł starnnie i schował.
  66. -Co tutaj się właściwie stało? - Zapytał spoglądając ciekawie na Lily.
  67. Podszedł do zwłok leżących na ziemi i przyjrzał się im. Jakiś biedak. To pewnie po niego przyszła Shingami. Spróbował przesunąc troche zmasakrowane truchło trącając je końcówką stopy. Nie nawiele się to zdało. Zresztą i tak trzeba je będzie przenieść poza zakład.
  68. - Będziesz to z tąd wynosić?Pomóc Ci?
  69. A no tak gdzie jego gościnność. Podszedł do blatu i siegnął po kolbę. Nie było jej tam gdzie ją ostatnio zostawił. Dziwne. Sięgnął po jakąś inną do jednej z szafek pod stanowiskiem chemicznym, napełnił wodą i postawił na palniku. Był ciepły. To też wydało mu się intrygujące. Ale może opowieść żniwiarki wszystko wyjaśni.
  70. -Napijesz się?
  71. ####
  72. Zamrugała nieco zaskoczona jego odpowiedzią. Co? Że niby krew mu smakowała? Jak tak można, co? Ona się tu trudzi, wymyśla szatańskie plany, wykonuje je, a ten tu gość jest z nich niemal zadowolony! Pff. Chyba się obrazi. Denerwujący królik.
  73. - Jak nadal się źle czujesz to możesz go zjeść. Może pomoże. - wskazała na zmasakrowanego trupa. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Cóż, szczerze mówiąc to jedno z jej bardziej brutalnych zleceń. Nie z powodu śmierci tamtego, ale otoczenia. Hmm. Cała posadzka w krwi, zarówno ludzia, jak i anioła. Kawałki szkła walające się po pomieszczeniu, teraz przesiąknięte krwią dokumenty białowłosego… Cóż, razem tworzyło to ciekawą całość. Aniołek będzie miał sporo sprzątania. Powodzenia, mały. Zaśmiała się cicho. Ona mu w sprzątaniu nie pomoże. Nigdy nie miała takiego zamiaru. Przyszła tu tylko na zlecenie. To, że przy okazji doprowadziła białego do załamania nerwowego i zdewastowała mu mieszkanie to tylko taki dodatkowy, interesujący fakt. Przynajmniej nie wybiła mu okna! Chociaż… Zawsze jest jeszcze na to czas. Heh. Jeśli będzie jej się chciało, to nawet drzwi mu rozwali. Ale no, teraz nie pora na takie smutne rozważania.
  74. - Nie, dzięki. Już mówiłam, nie pije nic po zleceniach. - odparła, bardziej rozbawiona jego staraniami niż zirytowana. Ale co z tego, hm? - Co się tu stało, pytasz. Och, mogę ci to powiedzieć. To proste. Ten tu przyszedł do ciebie do domu, bo chciał coś do jedzenia, ale że ty chyba akurat byłeś w trakcie sprzątania, okrutnie się wściekłeś, bo naniósł ci błota do salonu. Więc go zabiłeś, taką strzałką. Strzeliłeś do niego z łuku, ale zrobił unik. Ninja normalnie! Strzeliłeś kolejny raz i trafiłeś, a ten tu zaczął się powoli wykrwawiać. Efektowna walka, tak poza tym. I tu pojawiam się wspaniała ja! Wbiegłam do twojego domu wywarzając drzwi. Na to ty się wściekłeś jeszcze bardziej i je naprawiłeś. A ja w tym czasie zebrałam dusze tego tu. Potem zaproponowałeś mi herbatę, ale ponieważ jesteś alkoholikiem, pijakiem i ogólnie dzieci się ciebie boją, dolałeś do niej jakiś dziwnych specyfików. Ja takich rzeczy nie pijam, zwłaszcza w pracy, więc odmówiłam. Ty dostałeś załamania nerwowego i chciałeś wezwać demona aby mnie opętał i zmusił do wypicia herbaty. Niestety, mimo twojej ofiary w postaci pocięcia się, demony stwierdziły, że nie warto i zwiały. Na to ty wściekłeś się po raz kolejny i chciałeś oblać mnie kwasem, ale upuściłeś probówkę z nim i oblałeś sobie dłonie. Po czym zemdlałeś. A ja jako dobra boginka księżyca ci pomogłam, podając ci nektar bogów. Czy coś w tym stylu. A teeeraz uciekam, zanim dotrze do ciebie jak bez sensu jest to co powiedziałam. Spadam stąd, dilera motyli znajdziesz w centrum, uważaj na niebieskie gąsienice, pa! - wysapała na jednym tchu, po czym złapała swój topór i wybiegła z jego domu balansując na swoich obcasach. Prawie wyrwała mu drzwi z zawiasów, niemal potknęła się o trupa i mało brakowało, a wywaliłaby się na ulicy prosto na twarz. Ale udało jej się, wszystko z nią w porządku! Zanim anielec się zorientował, już jej nie było. Nie tylko w mieszkaniu, ale też w zasięgu jego wzroku.
  75. [z/t]
  76. ####
  77. -Nie dzięki, kanibalizm jest grzechem.
  78. Wgap w żniwiarkę, co też ona mówi?!? Nie potrafił naciągnąć łuku. Nie dowie się chyba zatem jak było naprawdę. Chciał zaprotestować wobec odmowy herbaty,ale Shingami właśnie przestała nyć jego gościem i nie czuł się już zobowiązany do częstowania jej czymkolwiek. Szybko ogarnął wzrokiem mieszkanie. Tak choć opowieść kobiety nie miała dużo wspólnego z rzeczywistością to konsekwencje opisanych przez nią zdarzeń były jak najbardziej realne. Nie namyślając się długo rzucił się do wyjścia cudem unikając trafienia drzwiami które właśnie odbiły się od ściany i zaczęły wracać do pozycji zamkniętej. W biegu aktywował pułapkę i wypadł na ulifę solennie obiecując sobie tutaj nie wracać dopóki Victor tego nie ogarnie. Chłopak może przeżyć lekki wstrząs psychiczny, ale czuł się usprawiedliwiony wobec faktu że sam został niedawno wystawiony na cieżką próbę mentalną.
  79. [z/t]
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment
Advertisement