Advertisement
Not a member of Pastebin yet?
Sign Up,
it unlocks many cool features!
- Nie
- potrafił wytrzymać próby do samego końca i wyręczyć całkowicie władzy, odpowiedzialność
- za ten ostatni błąd ponosił ten, który mu odmówił tej reszty potrzebnej siły. Jego wzrok padł
- na najwyższe piętro graniczącego z kamieniołomem domu. Jak błyska światło, tak rozwarły
- się tam skrzydła jakiegoś okna: jakiś człowiek, słaby i nikły w tym oddaleniu i na tej wysokości, wychylił się jednym rzutem daleko przez okno i wyciągnął jeszcze dalej ramiona.
- Kto to był? Przyjaciel? Dobry człowiek? Ktoś, kto współczuł? Ktoś, kto chciał pomóc? Byłże
- to ktoś jeden? Czy byli to wszyscy? Byłaż jeszcze możliwa pomoc? Istniały jeszcze wybiegi,
- o których się zapomniało? Na pewno istniały. Logika wprawdzie jest niewzruszona, ale
- człowiekowi, który chce żyć, nie może się ona oprzeć. Gdzie był sędzia, którego nigdy nie
- widział? Gdzie był wysoki sąd, do którego nigdy nie doszedł? Podniósł ręce i rozwarł
- wszystkie palce. Ale na gardle jego spoczęły ręce jednego z panów, gdy drugi tymczasem
- wepchnął mu nóż w serce i dwa razy w nim obrócił. Gasnącymi oczyma widział jeszcze K.,
- jak panowie, blisko przed jego twarzą, policzek przy policzku, śledzili ostateczne
- rozstrzygnięcie. "Jak pies!" - powiedział do siebie: było tak, jak gdyby wstyd miał go przeżyć.
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment
Advertisement