Advertisement
Guest User

Untitled

a guest
May 4th, 2016
56
0
Never
Not a member of Pastebin yet? Sign Up, it unlocks many cool features!
text 15.31 KB | None | 0 0
  1. Zachód słońca zarysowywał kontury ciemnych budynków, krwawo łaskocząc przymarzłe do dachów ceglaste holenderki, a połyskliwy lód obojętnie odbijał smutne promienie. Wiatru praktycznie nie było- czasem tylko, spod puchowej warstwy śniegu, który spadł wczoraj, wylatywał gnijący liść, gnany drobnym nijakim podmuchem. Niebo zachmurzone, ale krwistoczerwone; ziemia najwidoczniej czekała na kolejne opady. Darwin ubrał płaszcz, bardzo ciepły przecież, wyłożony zajęczym futrem; mimo to jednak odczuwał niską temperaturę tak, że czym prędzej pragnął się znaleźć w niegościnnym, ale jakże ciepłym burdelu. Nogi zapadały się w zaspach, kryjących pod sobą dziury grożące skręceniem co bardziej nieuważnych kostek. Młodzieniec dotrwał jednak, buty wytrał na wycieraczce, leżącej przed obskurnymi drzwiami. Smiechy, odgłosy śpiewu i hałaśliwa pieśń tłuczonego szkła rozochociły go. Wszedł, i od razu spojrzał na właścicielkę przybytku. Uśmiechała się , rozmawiając z jednym z pijanych klientów, który bardzo chciał wytłumaczyć, że płacił już za trzecią godzinę z Andrą. Burdelmama tak naprawdę nawet go nie słuchała, łypiąc od czasu do czasu na o niebo bardziej interesującą, zapleśniałą boazerię. Gdy tylko zobaczyła Darwina, pogoniła pijaczynę i zapytała:
  2. - Dobrze się czujesz? Jesteś jakiś taki blady.
  3. Nie był w nastroju na rozmowę, nie spał kilka ostatnich dni, ciemne fioletowe połacie pod oczami mówiły same za siebie. Położył na ladzie banknot. Przyjęła bez słowa, i krzyknęła do jednej z dziewczyn:
  4. -Viern!
  5. Chichot przycichł, a spośród tłumu wyłoniła się prawdziwa piękność. Kruczoczarne, proste włosy sięgały do zgrabnych ramion, okrągła twarz rumieniła się radośnie. Nosiła sukienkę odsłaniającą lewą pierś- drobną i delikatną. Była dość wysoka, co jeszcze bardziej podniecało Darwina. Podała mu rękę, i zaczęli iść po skrzypiących pod ich ciężarem schodach. Spojrzał na nią raz jeszcze- niebieskie oczy były takie piękne, pełne niebiańskiego wręcz powabu. Na pierwszym piętrze skręcili w prawo, Viern otworzyła przed nim drzwi. Łóżko, szafa, komoda, parę świec- słowem, nic specjalnego, zwykły pokój w domu publicznym. Usiadł na świeżej pościeli, a ona delikatnie, tak by nie urazić miejsc, które tak dobrze znała, zaczęła go rozbierać. Na prawej ręce przybyły dwa nowe ukłucia, szybko policzyła, i spojrzała na wychudłą i zmizerniałą, chłopięcą jeszcze buzię. Blond włosy, zwykle zaczesane do tyłu, teraz w nieładzie, były brudne od kurzu i sadzy. Blada cera w połączeniu z przyjemnym kształtem czaszki wydawał się teraz nazbyt biała.
  6. - Znowu zacząłeś brać?- zapytała jakby od niechcenia, tak, by nie sprawić mu przykrości.- Hmmm?
  7. - Viern- zaczął, ale słowa z trudem przechodziły mu przez gardło- nie mogłem, wiesz, że nie mogłem...
  8. - Ćśś- pocałowała go. Darwin poczuł ten cudowny smak jej ust, gorzkość kawy i słodkość czekolady w jednym. Wziął ją w ramiona, jednym ruchem zdarł z niej suknię i oboje odpłynęli w rytmie tej powierzchownej miłości, która łączyła ich chociaż przez kilka chwil.
  9. Spała naprawdę cicho. Oddech był spokojny i umiarkowany, na pograniczu ledwie słyszalnego szmeru. Ciemność przyszła szybciej niż się spodziewał, wciąż jednak mógł dostrzec co leżało na komodzie. Miedziana bransoleta wysadzana podróbkami z onyksu- pamiątka po jednym z klientów. Obok niej, stara książka, pewnie Biblia. Darwin pamiętał, że Viern bardzo często do niej zaglądała, ale nie wiedział po co. Reszta- kilka pierścionków i węgielków do pisania- przyciągała jeszcze mniejszą uwagę. Za oknem przeleciała mewa. Cała biała, jedno tylko pióro miała czarne. Przelatywała zawsze wtedy, kiedy młodzieniec powinien się zbierać. Wydawało mu się, ze ptak jest swoistym wyznacznikiem tego, kiedy powinien się ulotnić. Ale ona tak słodko spała, tak niewinnie, że chciał przy niej posiedzieć najdłużej jak mógł. Darwin miał mnóstwo czasu- dni spędzał na bawieniu się za pieniądze matki, na przepuszczaniu ich na narkotyki i prostytutki. Cały czas ją oszukiwał, że studiuje, a wylali go po pierwszym roku, kiedy w akademiku znaleziono paczki po heroinie.
  10. Zanurzony we wspomnieniach i wyobrażeniach tego jak mogłoby być, gdyby nie stało się to co się stało, wyszedł na wieczorny chłód. Skostniałe ciała w poszarpanych szmatach przesuwały się przez jego horyzont, ale nawet nie zważał na nie, nie wzruszał go ich smutek i beznadzieja. Przechodził przez stary , kamienny most, gdy usłyszał rozmowę kilku znanych z widzenia mieszczan.
  11. - A wiedzieliście to, żeby kurwa Słowo Pana czytała?- zapytał jeden.
  12. - Swiat się kończy, mój drogi Malkolmie- odparł drugi, starszy, sądząc po głosie.
  13. - Niemożliwe, gdzie to widziałeś?- dodał trzeci, uśmiechając się ohydnie pod swoim siwym wąsem.
  14. - No, u mamy Delli, taka jedna. Biblię czyta, a kurwi się jak czarownice z żabołakami w pełnię księżyca, ot co!
  15. - Nie do pomyślenia!
  16. Darwin szybko przeszedł koło nich, zdenerwowany- doskonale wiedział o kim mówili ci świątobliwi ludzie.
  17. - Bogobojne kutasy- rzucił tylko, ale tak, by słyszeli.
  18. Odwrócili się ze wzgardą, i zaraz kontynuowali rozmowę, obrzydliwie rechocząc.
  19. Młodzieniec zastanawiał się na tym o czym wspomnieli. Czy rzeczywiście Viern była wierząca? Darwin gardził przejawami religijności, sam uważał, że Boga nie ma, ale może..? Może coś w tym wszystkim było? Naprawdę ją kochał, ale chyba nie tak jak powinien. Czarna postać wyrosła tuz przed nim, nie zdążył zareagować, i odbił się od pulchnego brzucha.
  20. - Uważaj, chłopcze!- zawołał tubalny głos. Ksiądz był wyższy od Darwina o dwie głowy.
  21. - Przepraszam najmocniej, nie chciałem- speszony wyrzutem ukrytym w wypowiedzi duchownego nie próbował nawet się spierać. Ale wysoki jegomość zaczął się śmiać, z początku był to chichot, lecz w miarę upływu czasu przeradzał się w rubaszny rechot, podobny raczej do odgłosu, który wydobywa się z dziesiątek gardeł, gdy ktoś opowie dobry żart w karczmie. A potem zaraz przestał.
  22. - Wyglądasz na strapionego- posmutniał wyraźnie- zapraszam na kubek herbaty, chodź , tu za rogiem. Zeszli z wyłożonej brukiem ulicy w nieodśnieżoną przecznicę. Zbudowane z cegieł, małe kamienice, patrzyły nieprzychylnie na Darwina, jakby był jakimś intruzem. Ksiądz otworzył przed nim pierwsze, obite skórą drzwi i gestem zaprosił do środka. Wnętrze wydawał się niczego sobie- świeżo odmalowane ściany ładnie komponowały się z nowymi meblami i perskimi dywanami. Na środku pokoju stał stół, a przy nim kilka krzeseł, na stole zaś paliły się świecie wydzielające zapach lawendy.
  23. - Ładnie tu- powiedział Darwin.
  24. - Ano.- odparł wielkolud, uśmiechając się- usiądź, rozgośc się, ja zaraz przyniosę i zagotuję wodę.
  25. Wyszedł. Darwin nienawidził na czekania na cokolwiek. Chciał mięc wszystko natychmiast, teraz. Ksiądz, będący swoistym przeciwieństwem, wcale się nie spieszył; poruszał się jakby w miodzie, ręce tanecznymi ruchami wykonywały, zdawałoby się, ósmy herbaciany cud świata. Po pięciu minutach wreszcie przyszedł. Darwin podniósł kubek do ust, i upił łuk straszliwej lury.
  26. - Zatem, co sprowadza cię do mnie, młody człowieku?- zapytał duchowny.
  27. - Mam pytanie- zaczął spokojnie Darwin, odstawiając na bok naczynie. Ja nie jestem wierzący, ani trochę. Cudzołożę, kradnę, nie szanuję rodziców i tak dalej. ALe ona, hmm...
  28. - Viern?
  29. - Skąd pan... znaczy się, ksiądz, wiedział?
  30. - Ptaszki ćwierkają, a i wiersze czasem coś szepną. No , w każdym razie, głupi nie jestem jeśli o to pytasz.
  31. - Ona jest wierząca, wiedział ksiądz?
  32. - Co w tym dziwnego?
  33. - Jest dziwką.
  34. - Każdy ma grzechy. Ktoś nie przestrzega bożego przykazania czystości, a ktoś inny nie przestrzega na przykład piątego. Tak naprawdę, drogi Darwinie, niczym się od siebie nie różnimy. Każdy z nas codziennie przybija gwoździe do krzyża Jezusa, każdy z nas codziennie Go zabija.
  35. - Ale...
  36. - Ona chce się zmienić, Darwinie. Daj jej szansę. Być może, jeśli naprawdę ją kochasz, uda ci się dokonać czegoś wielkiego. Wystarczy uwierzyć.- ksiądz wytarł szmatką spocone czoło.
  37. - Jak mam to uczynić?
  38. - Nie wiem, ty ją znasz, nie ja.
  39. "Audiencja" dobiegła końca, na stole pozostał tylko kubek parującej herbaty.
  40. Droga do kościoła była prosta i w miarę równa. Przez kolorowe witraże przebyłyskiwało światło wieczornych nabożeństw; dla Darwina było latarnią, wskazującą drogę w odmętach mroku. Gdy dotarł, rozejrzał się, szczególną uwagę kierując w stronę murów, zapuszczonych i znieszczonych kwaśnymi deszczami. Krużganki zszarzały, niegdyś białe i piękne; teraz zlały się z otaczającą całe miasto atmosferą beznadziei. Na stopniach mijali go ludzie wychodzący z budynku- śpiewanie ustało na moment przed tym jak wszedł do kościelnego ogrodu. Tylko kilka starszych pań siedziało w ławkach. Darwin uklęknął; poczuł zimny dotyk kamiennych płyt i poszedł do ostatniego rzędu. Uklęknął, i wyszeptał parę formułek, których w dzieciństwie nauczyła go babcia. Ale postać wisząca na krzyżu nie chciał się odezwać, zwiesiła tylko głowę. Nikt nie wysłuchał młodego człowieka, nikt nie przytulił, a łzy sączyły się z jego oczu. Jak w jego wierszach- płacz był aktem zrozumienia rozpaczliwej sytuacji, i pewnego pogodzenia się z nią. Postać w czarnej szacie zgasiła świece,a Darwin nie chciał przebywać w ciemności ociekającej drażniącym dymem knotów.
  41. Klucze nie chciały pasować do do zamka, ale wreszcie otworzył, i wpadł do mieszkania. Wyciągnął nową igłę ze sterylnego opakowania, na łyżkę nalał trochę wody z kranu, dosypał brązowego proszku, i zapalił zapalniczkę. Płyn zaczął bulgotać, a źrenice Darwina rozszerzyły się od samego zapachu. Zacisnął pas na przedramieniu, znalazł małą, niebieską żyłę, wbił w nią metal i odpłynął w krainę błogiej nieświadomości i ucieczki.
  42. Ognie błyskały strzelając do góry przez dziury w ziemi. Czerwone chmury straszyły niebieskimi błyskawicami, które co jakiś czas uderzały w skały, strącając mniejsze odłamki w przepaście pełne gorącej lawy. Smugi czarnego dymu przesuwały się pod kopułą jakby wielkiej jaskini, próbując przebić się przez strop. Darwin widział tysiące niewolników, smaganych biczami, rannych i cierpiących, ale wszystkich podnoszących się z kolan po kolejnych uderzeniach. Nad wszystkimi górował pałac, piękny, wykonany z czarnego marmuru, i rozświetlany czerwono- czarnymi promieniami.
  43. - Przyjdź- szept rozległ się w całej krainie- przyjdź. Był chłodny, na tyle na ile dźwięk może być chłodny; przyprawiał o dreszcze. Darwin nie umiał zidentyfikować czy mówiącym była kobieta czy mężczyzna, ale posłuchał. Pył owiewał go, właził w oczy i drapał w gardle. Stanął przed mahoniowymi drzwiami. Tysiące obrazów tortur, idealnie wyrzeźbionych w drewnie, patrzyło na niego z niemym, niewysłowionym przerażeniem. Delikatny szmer rozkazu podziałał jak zaklęcie- drzwi zaczęły się otwierać, z cichym przerażeniem odsłaniając wnętrze budynku, wyłożone nieznanymi na ziemi tkaninami, obwieszone dziełami największym malarzy; na murach widać było wyryte złote myśli i wiersze. Darwin podszedł w stronę tronu. Srebrne fotel pozbawiony był żadnych ozdób, jaśniał tanim blaskiem. A może, wydawał się po prostu nieskończenie niedoskonały w porównaniu do postaci na nim siedzącej. Darwin mógł śmiało powiedzieć, że nigdy nie widział kogoś tak pięknego i nieskalanego, nawet Viern blakła przy nim. Nagie ciało, okalane jedynie przepaską, zmieniało się w jego oczach, ujawniając najskrytsze pragnienia i żądze- czytało mu w myślach. Raz, było muskularnym mężczyzną, a w innej chwili księżniczką Efezu, najpiękniejszą kobietą na świecie.
  44. - Uklęknij- powiedziała księżniczka, patrząc na niego swoimi niebieskimi jak niebo oczami. Ale nie uklęknął. Wiedział kim jest.
  45. - Domyślny- stwierdziła Viern- taki domyślny.
  46. Jej lepsza wersja. Bez tych wszystkich niedoskonałości, bez zmarszczek uśmiechu, bez poplątanych, delikatnie spoconych włosów, bez grzechu starości. I pusta, pusta jak niebo pełne świecących gwiazd, a jednak pozbawione tej jednej, prawdziwej i bliskiej.
  47. - Gdzie podziało się słońce?- zapytał.
  48. - Słońce już dawno umarło, tak jak umrze cała ludzkość, i ty, brud wśród ścieku- głos nie był jej, zdecydowanie; pełny okrucieństwa- Darwin nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek słyszał ją mówiącą w ten sposób- Oferuję umowę.
  49. Chwila ciszy ożywiła scenerię, rozświetlając pałac tajemniczym blaskiem, pochodzącym z samego środka istoty.
  50. - Jej dusza za twoją.
  51. - Pokaż mi.
  52. I zobaczył. Viern, spętaną żelaznymi łańcuchami, popychaną i bitą, usługującą przy stole, zawalającym się od jadła. Zobaczył jej siniaki, krew powoli sączącą się z rozcięć. Potem widok zmienił się, znów ona, powieszona i martwa. Tym razem jednak Darwin wiedział, że to była przyszłość ziemska, koniec jaki ją czeka. Na szyi miała tabliczkę, na której napisali "Kurwa". Wiatr huśtał jej ciałem, a obojętni przechodnie nawet na nie nie spoglądali, zajęci przyziemnymi sprawami i handlem.
  53. Wrócił do pałacu.
  54. - Uratuję ją, ale musisz uklęknąć.- szept był zachęcający, wręcz łagodny, ale zarazem tak przeraźliwie smutny i samotny, że gdyby nie wiedział, uklęknąłby bez wahania.
  55. Obudził się na podłodze. Strzykawka była cały czas pełna, wystawała z wgłębienia w skórze. Darwin wyjął ją, wziął cały pozostały pakunek, rozdarł i wyrzucił przez okno. Proszek rozsypał się na zimnym, wieczornym powietrzu, by nigdy nie powrócić. Darwin usiadł na podłodze.
  56. - Kocham ją.
  57. - Wiem.
  58. - Zmienię się, obiecuję. Uratuję ją.
  59. - Przecież sam nawet siebie uratować nie umiesz.
  60. - Tak jak ty. Może nie chcę?
  61. - Kocham ją bardziej niż możesz sobie wyobrazić. Ale wiem, że oddaję ją w dobre ręce, które być może kiedyś nauczą się kochać.
  62. - Zobaczysz.
  63. - Wiem. Przed tobą długa droga. To dopiero początek.
  64. Viern patrzyła w niebo. Darwin zwykle przychodził właśnie o tej porze, zakochany po uszy, delikatny i czuły, pachnący wódką i heroiną. Przychodził zawsze, a ona zawsze czekała. Ale dziś nie przyszedł. Zapomniał? Podeszła do komody i wzięła z niej Biblię. Szelest kartek wybudził ją z smutnego oczekiwania, poprawiła sukienkę. Wylosowała sobie fragment Pierwszego Listu do Koryntian. Szczęśliwa trzynastka! Prawie się ucieszyła, jednak nawet lektura nie mogła jej wyrwać z tego letargu, który opanował ją całą. Nie przyjdzie. Może umarł? Za oknem przeleciała mewa. Dostrzegła kątem oka. To nie ta która latała zawsze kiedy Darwin musiał już iść. Tamta miała jedno czarne pióro, a ta była nieskazitelnie biała. Na dworze zaczął padać śnieg. Płatki spadły na wydeptaną warstwę puchu z poprzedniego dnia. Zagłębiały się w odciski butów, kół wozów i przykrywały porzucone części ubrań. Zdążyły przed wiatrem; gdyby nie one, na pewno porwałby czarne pióro, tak piękne i tajemnicze, samotne pośrodku pustki.
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment
Advertisement